WAŻNE Wprowadzamy nowy system pisania postów/tworzenia tematów w lokacjach. Prosimy o zapoznanie się instrukcją i stosowanie nowego wzoru. Więcej informacji znajdziecie tutaj!

Subfora zostały podzielone na 4 główne działy, oto orientacyjny zakres lokacji, które mogą się w nich znaleźć:
- strefa miejska - ulice, parkingi, tereny zielone, parki, place zabaw, zaułki, przystanki, cmentarze
- usługi - sklepy, centra handlowe, salony kosmetyczne, pralnie, warsztaty
- kultura i instytucje - galerie, muzea, teatry, opera, domy kultury, centra społeczne, urzędy, kościoły, szkoły, przedszkola, szpitale, przychodnie
- życie towarzyskie - restauracje, kawiarnie, kluby, kręgielnie, puby, kina

Dodatkowo w dzielnicach znajdziecie subfora większych firm albo ważnych dla forum i postaci lokacji, np. szczególne kluby, uniwersytet, czy restauracje.

INFO W procesie przenoszenia forum na nowy silnik utracone zostały hasła logowania. Napiszcie w tej sprawie na discordzie do audrey#3270 lub na konto Dreamy Seattle na Edenie. Ustawimy nowe tymczasowe hasła, które zmienicie we własnym zakresie.

DISCORD Jesteśmy też tutaj! Zapraszamy!

UPDATE Postacie chcące uzupełnić swoją KP o nowe treści w biografii mogą skorzystać teraz z kodu update w zamówieniach.

Awatar użytkownika
0
0

dreamy seattle

dreamy seattle

-

Post

<div class="lok0"><div class="lok1"><div class="lok2"><img src="https://images2.imgbox.com/f3/78/y8Blkz ... /div></div>

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

#2 Niespodziewane pojawienie się Nico nie mogło wpłynąć na jej decyzję, nie po to zebrała się na odwagę kilka dni temu, by teraz się poddać. Zadzwoniła by umówić się na spotkanie odnośnie powrotu do programu rezydentury, do którego końca zostały jej zaledwie trzy miesiące. Po ukończeniu rezydentury mogłaby już spokojnie podjąć pracę na etacie, jeśli takowy w szpitalu by się znalazł, bo z tym to nigdy nie wiadomo. Wszystko zmienia się jak w kalejdoskopie jeśli chodzi o personel, a o budżecie lepiej nawet nie wspominać.
Poprzedniego dnia szła spać z nadzieją, że rano wszystko pójdzie jak po maśle i spokojnie stawi się w gabinecie Pana Wainwrightt'a punktualnie o godzinie 10.
Obudziła się jeszcze przed dzwonkiem alarmu, Pri jeszcze spała - dobrze! Zdążyła wziąć prysznic, ogarnąć facjatę by nie wyglądać na wykończoną, ba nawet zdążyła zjeść śniadanie i trochę nerwowo czekała na opiekunkę, która... Poinformowała ją, że stoi w korku i nie dojedzie na czas. Co biedna Cat miała zrobić? Dzieciak pod pachę, wózek do bagażnika i z tym małym, wiecznie ryczącym potworkiem pędziła na łeb na szyję by tylko się nie spóźnić. Zajechała przed szpital mniej więcej o 9:45. Straciła cenne pięć minut w szpitalnym żłobku błagając opiekunki by przyjęły Primose na pół godziny, ale one wymigiwały się tym, że dziecka nie ma na liście i itp. W kobiecie zaczęła narastać panika, no bo jak to będzie wyglądać kiedy wejdzie na spotkanie z dzieckiem na rękach? Zero profesjonalizmu, na dodatek perfekcyjnie obrazowałoby to, że sobie kompletnie nie radzi, a to zdecydowanie nie jest atut chirurga urazowego! Szybka analiza sytuacji, wszystkich możliwych opcji i... Na horyzoncie pojawił się kolega, z którym odbywała staż, który obrał ścieżkę pediatryczną. Wcisnęła mu Primose, butelkę z mlekiem i całą wypchaną po brzegi torbą z różnymi rzeczami, typu pieluchy i inne niezbędne akcesoria. Obiecała, że wróci za pół godziny, poinformowała, w którym gabinecie będzie w razie jakichkolwiek kłopotów i puściła się biegiem do windy, by wjechać na odpowiednie piętro a później szybkim krokiem przemierzała korytarz. Nerwowo zerknęła na swój zegarek mierzący dzienny poziom aktywności. 10:01, cholera nie dobrze. Trudno, minuta jeszcze nikogo nie zabiła. Wróć, to złe stwierdzenie w szpitalu i to jeszcze z ust (myśli) chirurga urazowego. W tym przybytku cenna jest każda sekunda, która może zaważyć na ludzkim życiu. Wzięła głęboki oddech, trochę się stresowała, ale potrafiła sobie z tym radzić, zawsze zachowywała zimną krew i trzeźwość myślenia. Zapukała do drzwi i nacisnęła klamkę kiedy usłyszała, że może wejść.
- Dzień dobry, Panie Wainwright. Catherine Vogel, nie mieliśmy jeszcze okazji się poznać, przez tych kilka lat mojej obecności tutaj. Bardzo mi miło.- posłała mężczyźnie przyjazny uśmiech i lekko nerwowym gestem odgarnęła kosmyk włosów za ucho, choć prawda była taka, że zwyczajnie te kłaki, odkąd je obcięła bardziej ją denerwowały aniżeli były życiowym ułatwieniem. Ciągle łaskotały ją po twarzy, a spiąć je było ciężko.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Nominacja jaką otrzymał była dla Jony sporym wyróżnieniem, ale także niebywałym zaskoczeniem, bo Wainwright miło świadomości, że jest wartościowym nabytkiem dla szpitala; nigdy nie zabiegał o jakieś większe uznanie. Praktycznie osiemnaście lat swojego życia spędził jako żołnierz, bo nawet akademia medyczna, którą ukończył; ściśle podlegała armii. To podczas służby spełniał się zawodowo i właśnie te lata były świetlnością jego kariery, która podczas pobytu w Seattle znacznie przygasła. I to nie dlatego, że nie wykazywał się w pracy, czy też przestał kierować się ambicją. Po prostu potrzebował odpoczynku, rutyny, a praca w cieniu, na sali operacyjnej i wypełnianie życia utartymi schematami zapewniało mu spokój, którego tak pragnął.
Możliwe iż ówczesny dyrektor dostrzegł w Jonie cechy, które zdecydowanie preferowane były dla osób obejmujących kierownicze stanowiska. Jakby nie patrzeć Wainwright był człowiekiem surowym, ale też sprawiedliwym, a już zdecydowanie racjonalnym i opanowanym. Przynajmniej w pracy, bo poza nią niekoniecznie potrafił radzić sobie z emocjami, które w większości przypadków po prostu go męczyły. Jednakże doskonale oddzielał życie prywatne od zawodowego i tego samego oczekiwał od ludzi mu podległych bezpośrednio, czy też pośrednio.
Tego poranka miał umówione spotkanie z nieznaną mu jeszcze kobietą, która ze względów osobistych zmuszona była przerwać staż jaki odbywała w tymże szpitalu. Niby rutynowa sprawa, ale Wainwright zdążył się już zapoznać nie tyle co z samą historią i dokumentacją jaką zawierała teczka ozdobiona nazwiskiem Vogel, co tez opiniami jej uprzednich przełożonych. Zdążył więc nieco bardziej zagłębić się w szczegóły sprawy, a przy tym poznać bezpośredni powód dla którego kilka miesięcy wcześniej, Catherine musiała przerwać staż.
Właśnie miał zająć miejsce za eleganckim dębowym biurkiem, gdy rozległo się pukanie, a on pozwolił wejść do gabinetu swojej reflektantce.
- Dzień dobry. - Spojrzał przelotnie w stronę młodej dziewczyny, po czym zerknął także na zegarek monitora. Niewielkie spóźnienie mógł przemilczeć, więc ponownie uniósł wzrok na swoją rozmówczynię. - Mi także, zapraszam - dodał wskazując stojący przed biurkiem fotel, po czym zajął własne miejsce, uprzednio rozpinając guzik eleganckiej, szarej marynarki. - A więc panno Vogel.... Zapoznałem się ze sprawą, ale nim przejdziemy do konkretów chciałbym, aby w bezpośredni sposób wyraziła pani swoją prośbę - zaczął, gdy już na blacie przed sobą ułożył odpowiedni dokument, będący podaniem jakie zostało jakiś czas temu mu przekazane.
Chłodne spojrzenie Jony spoczęło na Catherine; nie miał zamiaru nic więcej dodawać, więc podczas wyczekiwania na jej odpowiedź pozwolił sobie na bardziej wnikliwe przyjrzenie się jej osobie. Znał wszystkie formalne informacje dotyczące siedzącej przed nim dziewczyny, ale nie miał zielonego pojęcia o tym jakim jest człowiekiem. I oczywiście nie oczekiwał, że po tych kilkunastu minutach rozmowy czegokolwiek się dowie, ale... Lata doświadczenia robiły swoje, a on potrafił czasem dostrzec drobne szczegóły, które na pozór mogłoby się wydać nic nie znaczące, ale w rzeczywistości niekiedy zdradzały więcej niż mogłoby się wydawać. Jeszcze nim Vogel otworzyła usta, Jona dostrzegł, że jej klatka piersiowa unosi się zbyt szybko, by mogło to świadczyć o zwykłym stresie. Musiała niedawno poddać się jakiemuś wysiłkowi fizycznemu i pewnie on też był odpowiedzialny za tych parę niesfornych kosmyków, które nieestetycznie okalały jej młodziutką twarz.
Obrazek

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Brunetka po dziś dzień nie ma bladoróżowego pojęcia jakim cudem zaszła w ciążę - to znaczy skoro jest lekarzem to wie jak to działa. Heterozygota, homozygota, zygota, allele i inne cuda - proces powstania nowego życia ma w małym palcu i jest w stanie wyrecytować wszystko dokładnie, będąc wyrwaną z głębokiego snu. Podobnie z kośćmi, ścięgnami, mięśniami i innymi cudami znajdującymi się w ludzkim organizmie. Czy to sugeruje, że była, lub jest kujonką? Nie. Ona zawsze kochała się uczyć i nie sprawiało jej to trudności, wręcz przeciwnie - nigdy zbyt długo przy książkach nie przesiadywała. Owszem pewne kwestie przychodziły łatwiej, nad innymi chwilę trzeba było posiedzieć, ale to co sprawiało jej radość w głowie zostawało na dłużej. Do czego zmierzam - z Nico zawsze używali zabezpieczenia i tej feralnej nocy, której doszło do zapłodnienia musiało coś nie zagrać - pęknięta gumka? Spontanicznie, pod wpływem alkoholu nie użyli jednak żadnej antykoncepcji? Tego już się nie dowie, co się stało to się nie odstanie. Owszem mogła ciążę usunąć by skupić się na karierze, ale jakoś... Nie potrafiła. Nie będąc oczywiście przeciwniczką aborcji. Uznała, że oboje z Nico są dorosłymi ludźmi i muszą ponosić konsekwencję swoich czynów, ale nie spodziewała się, że on miał inne zdanie i cała odpowiedzialność spadła na jej drobne barki.
Pół roku siedzenia w czterech ścianach, babrania się w pieluchach i domowym chaosie to zdecydowanie za dużo, ona potrzebowała adrenaliny,, potrzebowała satysfakcji z uratowanego życia i przekazania ustabilizowanego pacjenta w ręce specjalistów z konkretnej dziedziny - zwykle ortopedii, kardiochirurgii, neurochirurgii i bywało, że chirurgii ogólnej. Nie umiała żyć w takim "spokoju" jakim oferowało jej opiekowanie się dzieckiem. Rutyna - te same pory jedzenia, snu, zabawy, słuchanie wiecznie tych samych pioseneczek. STOP.
Jonathan wyglądał na sympatycznego faceta, był niezwykle elegancki, w powietrzu unosił się przyjemny zapach jego perfum - człowiek klasa, dwoma słowami. Catherine dość swobodnie zajęła wskazane jej miejsce, elegancko jak przystało na "damę" skrzyżowała nogi niczym brytyjska królowa, a dłonie ułożyła płasko na swoich udach..
- Oczywiście. Jak Pan zapewne wie, pół roku temu w tym szpitalu urodziłam córkę i sytuacja zmusiła mnie by zostać z nią w domu zdecydowanie dłużej niż bym tego chciała. Nie będę zgłębiać się w prywatne sprawy, bo zapewne Pana to nie interesuje.- zrobiła krótką pauzę, tak jakby miała nadzieję, że jednak będzie mogła się komuś wygadać, wyrzucić z siebie wszystkie żale, ale nie taki był jej zamiar. Chciała zwyczajnie złapać oddech między jedną myślą a drugą.
- Uznałam, że moje dziecko już jest na tyle duże, że mogę spokojnie zostawić ją w domu z opiekunką, lub w szpitalnym żłobku, by swobodnie móc wrócić do pracy, do ratowania ludziom życia. Zdaję sobie sprawę, że nie ma ludzi niezastąpionych i na moje miejsce pewnie czeka pięciu innych kandydatów, ale medycyna to całe moje życie i nie wyobrażam sobie bym mogła robić cokolwiek innego. Tak więc chciałabym zrealizować trzy ostatnie miesiące programu rezydentury, który umożliwi mi dalszy rozwój kariery zawodowej.
Nawet się nie zająknęła, choć widać było, że nieco się stresuje, chociażby po tym, że nie patrzyła przez cały czas na Jonathana tylko czasem zerkała na swoje dłonie. Czy aby ona była w stu procentach pewna, że chce wrócić? Zostawić córkę pod opieką obcych ludzi i egoistycznie oddać się pracy, którą tak bardzo kocha? Catherine uznała, że jeśli wróci do pracy będzie szczęśliwsza, zdrowsza psychicznie a dzięki temu i jej dziecko zyska pewnego rodzaju równowagę. Jak to mówię: szczęśliwa mama, szczęśliwe dziecko, czy jakoś tak.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Nie posiadał dzieci, a to z jedno prostego powodu. Był egoistą. Doskonale wiedział, że posiadanie potomstwa zmusi go do zmiany trybu życia, który w czasach gdy Jona posiadał jeszcze żonę, był dla niego idealną przepustką do rozwijania nie tylko kariery medycznej, ale też wojskowej. Linden chciała dziecka, a Wainwright zdawał sobie sprawę, że jeśli zdecydują się na ten krok to on.. On będzie musiał cofnąć się o kilka kroków wstecz, a oddanie jakie poświęcał pracy, musiałby poświęcić dziecku. Musiał to może nienajlepsze słowo, ale dla Jony poczucie odpowiedzialności i obowiązku były ściśle ze sobą związane i nie wywierały w nim presji, a wewnętrzną wolę, aby spełniać się w określonej roli najlepiej jak może. Będąc ojcem, nie mógłby już być dobrym żołnierzem, a w tamtym czasie, wyłącznie kariera medyczna, nie była dla niego atrakcyjna. Aczkolwiek obecnie tylko na niej się skupiał na co bezpośredni wpływ miało naprawdę wiele czynników. Rozwód, śmierć rodziców, załamanie, a potem długie miesiące w których dochodził do siebie. Jona wiele lat trzymał w sobie nieprzepracowane problemy, które w pewnym momencie nawarstwiły się na siebie, sprawiając iż mimowolnie musiał zrezygnować z kariery, której dla rodziny poświęcić nie umiał.
Dlatego mając przed sobą młodą matkę poniekąd rozumiał jej chęć powrotu do pracy, ale z drugiej strony był lekko zaskoczony jak prędko podjęła taką decyzję. Subiektywne odczucia Jony kierowały się ku temu, iż on każdy projekt w swoim życiu traktował niezwykle poważnie, a posiadanie potomstwa za takowy uważał. Aczkolwiek ojcem nie był, a więc nie śmiałby nawet sugerować komukolwiek jaka forma opieki i wychowania dziecka jest według niego lepsza.
- Rozumiem - powiedział, tym samym dając sobie chwilę na uporządkowanie przemyśleń, po wysłuchaniu wypowiedzi panny Vogel. - Półroczne dziecko wymaga jednak sporo opieki. Jest pani pewna, że dobrym pomysłem jest koncentrowanie się ponownie na karierze już teraz? - Przeciągnął wzrokiem po dziewczynie. Była młoda, całkiem atrakcyjna i śmiał podejrzewać iż ciąży nie planowała, skoro mając ledwo sześciomiesięczną córeczkę, zdecydowała się ponownie wrócić do szpitala, aby kontynuować rezydenturę. - Mam na myśli to, że zdarzają się liczne okoliczności, w których będzie musiała pani poświęcić swój czas rodzicielstwu i zastanawiam się nad tym, czy zdoła pani pogodzić pracę z byciem matką, nie zaniedbując żadnej ze swoich ról. - Rozwinął nieco myśl mając na uwadze chociażby chwile, gdy córka będzie chora, a Catherine będzie musiała zdecydować, czy zostać z nią w domu, czy jednak pojawić się w szpitalu. I owszem są opiekunki, zapewne mogła też liczyć na pomoc rodziny, przyjaciół, czy partnera, ale instynkt macierzyński niekiedy był zbyt silny, aby matka mogła zostawić chore potomstwo w domu i samemu skupić się na swoich zadaniach. Nie chciał więc ryzykować, że nie tylko Catherine nie będzie umiała pogodzić czasu spędzonego w pracy z tym jaki poświęci dziecku, ale też tego, że jej psychika jeszcze nie jest odpowiednio przygotowana na rozłąkę z córką.
Obrazek

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Plan dziesięcioletni założony na początku Coleege'u nie przewidywał pojawienia się na świecie nowego życia, aczkolwiek odkąd sięgała pamięcią chciała mieć dziecko. W głowie miała idylliczny obrazek małego domku na przedmieściach, gdzie trawa strzyżona jest na określoną wysokość przy użyciu linijki i nożyczek, na dodatek malowana na zielono. Coś na kształt Żon ze Stepford. Cath z dzieckiem na rękach, stojąca w drzwiach w idealnym makijażu, czystej sukience, perfekcyjnej fryzurze, żegnająca męża wychodzącego do pracy... Przecież społeczeństwo właśnie w ten sposób kreuje wizerunek kobiety - do dzieci, do garów i do sprzątania.
Wyobraźnia swoje, życie swoje - ideałów nie ma. Miłość nie istnieje, a o czystych ubraniach przy dziecku można jedynie pomarzyć.
Gdyby tylko wiedziała, jak bardzo nieodpowiedzialnym dupkiem okaże się jej facet, nigdy w życiu nawet by na niego nie spojrzała. W tym miejscu chciałoby się przytoczyć opis z jednego z medycznych artykułów, który mówi o tym, że miłość to jedynie chwilowy wyrzut hormonów szczęścia do krwioobiegu, który uzależnia, a niepodsycany wygasa pozostawiając jedynie przyzwyczajenie. W głębi serca Vogel miała nadzieję, że przez to co przeszła z Nico nie zamknie się na ludzi, nie zostanie starą panną i ktoś jednak kiedyś ją pokocha. Nie, wróć! Pozwoli się pokochać i sobie pozwoli pokochać kogoś - to jest bardziej adekwatne spojrzenie.
Doskonale zdawała sobie sprawę, że nie będzie łatwo pogodzić obowiązków domowych, opieki nad dzieckiem i pracy, ale czy ona pierwsza musi się z tym zmagać? Nie.
Setki kobiet przed nią i setki po niej będą postawione pod ścianą. Jedne się poddadzą, inne wykończą psychicznie a jakaś część wytrwa osiągając wyznaczone cele i ona wiedziała, że będzie w tej trzeciej grupie.
- Panie Wainwright- zaczęła bardzo poważnie, bo przez chwilę miała wrażenie, że Jona sugeruje jej, że samotna matka sobie nie poradzi, choć zapewne nie wiedział, że tą samotną matką jest. Starała się podejść do sprawy bardzo rzeczowo i nie dać ponieść się emocjom. Nie chciała też by hormony brały górę, bo nadal nie była do końca sobą, więc ważyła słowa bardzo ostrożnie.
- Zdaje pan sobie sprawę, że bycie lekarzem wiąże się z nieustającą edukacją. Medycyna pędzi z zawrotną szybkością i trzeba być naprawdę supermanem, żeby za tym nadążyć. Pół roku nieobecności to dużo, za dużo... Być może nigdy nie uda mi się nadgonić kolegów, którym coś nie pokrzyżowało planów na karierę. Proszę mnie źle nie zrozumieć, nie chcę traktować swojego dziecka jako przeszkody. Wiele kobiet sobie radzi w trudniejszych sytuacjach, mając po kilkoro dzieci nie poświęcając niczego kosztem kariery czy macierzyństwa i ja również mam zamiar być jedną z tych kobiet.- wyrzuciła z siebie trochę chaotycznie, ale jakby się zastanowić to w słowach Vogel było sporo sensu. Nie spuszczała badawczego spojrzenia z przystojnej twarzy swojego przełożonego. Dlaczego w takiej chwili myślała o dobrych genach tego człowieka? Linia szczęki, niedostające uszy.... Tak, zdecydowanie dostał dobrą pulę genów. Wzięła głębszy oddech i już otwierała usta by coś powiedzieć, kiedy drzwi gabinetu otworzyły się z hukiem, aż lekko podskoczyła. Odwróciła głowę trochę za szybko i poczuła piekący ból w karku. W drzwiach stał kolega Cath, któremu powierzyła opiekę nad Primose. Chłopak trzymał dziewczynkę na rękach i wpychał wózek do środka.
- Wybacz Cath, pilne wezwanie, wypadek szkolnego autobusu, w żłobku nie chcieli jej wziąć- wyjaśnił szybko i skinął tylko głową Jonathanowi kiedy wciskał oniemiałej Catherine córkę. Instynktownie wyciągnęła po nią ręce. Mała rozpromieniła się na widok mamy ale i rozglądała się zaciekawiona po pomieszczeniu. Słabo to wyglądało, ale przecież życie kilkudziesięciu dzieciaków jest ważniejsze niż jej kariera.
- Leć- powiedziała stanowczo. Spojrzała na Jonathana nieco przestraszona, że zaraz zarzuci jej brak profesjonalizmu i szacunku do jego osoby, ale nie dała się zbić z pantałyku.
- Jeśli nie wrócę do pracy to zwariuję, a Primose nie będzie mieć wtedy ze mnie żadnego pożytku. Szczęśliwa mama to szczęśliwe dziecko to nie pusty frazes.
Wstała z małą i wsadziła ją do wózka, natychmiast wyciągnęła z torby jej ulubioną grzechotkę i misia by dziecko czymś zająć. Czy to, że jest w stanie prowadzić rzeczową dyskusję i utrzymać spokój dziecka nie świadczy o zalecie jaką jest wielozadaniowość? Będąc chirurgiem urazowym zdecydowanie tego wymaga.
- Zdaję sobie sprawę jak to wygląda, ale w żłobku nie chcieli jej przyjąć bez podania złożonego minimum trzy dni wcześniej a opiekunka utknęła w korku. Tylko winny się tłumaczy, ale mamy tylko siebie.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Absolutnie nie miał zamiaru zarzucać Catherine tego, że mogłaby sobie nie poradzić. Wręcz przeciwnie był pod wrażeniem determinacji i pewności siebie jaką mógł wyczuć w wypowiedzi, którą go uraczyła. Poza tym nie oderwał, ani na sekundę spojrzenia od jej osoby, a chociaż dostrzegł pewne oznaki zdenerwowania - musiał przyznać, że młoda rezydentka radziła sobie doskonale ze stresem.
- Śmiem stwierdzić, że nie powinna się pani przejmować kolegami po fachu, a skupić na własnej drodze, bo mam wrażenie, że... - Nie dokończył, a zapewne jego wypowiedź byłaby całkiem miłą formą komplementu. Niestety coś, a raczej ktoś mu przerwał, co oczywiście momentalnie sprawiło iż twarz Jonathana zmieniła swoje rysy.
Posłał intruzowi pełne niezadowolenia spojrzenie, a jego mięśnie napięły się delikatnie, gdy utkwił wzrok w nazwisku widniejącym przy kitlu nieznajomego jegomościa.
- Rozumiem pana rozgorączkowanie, ale prosiłbym następnym razem o zachowanie większego spokoju i taktu, bo pańskie wtargnięcie tutaj jest nie do przyjęcia - rzucił urażony faktem, że ten młody człowiek pozwolił sobie na bezceremonialne wejście do jego gabinetu. Rozumiał okoliczności, ale na litość boską jakby każdy w szpitalu reagował tak gorączkowo w obliczu stresującej sytuacji - panowała by w nim totalna anarchia. Cale szczęście mężczyzna szybko wyszedł, a Jona został ponownie z Vogel sam na sam... Chociaż to chyba nie dość trafne określenie zważywszy na fakt, że dziewczyna trzymała na rękach małą dziewczynkę.
Nie tylko ze względów związanych z rozwijaniem się zawodowo Jonathan nie chciał posiadać dzieci. Istniały inny powód, niby prozaiczny, ale jego ugruntowanie było dość traumatyczne i niekoniecznie sam Wainwright chciał się nad nim zastanawiać. W każdym razie nie lubił dzieci, a raczej czuł się w ich towarzystwie niepewnie i o ile było to możliwe unikał miejsc, gdzie był narażony na nieformalny z nimi kontakt.
Całe szczęście Vogel przykuła na nowo jego uwagę, a chociaż Jona starał się skupić wzrok na jej atrakcyjnej twarzyczce, to nie potrafił osiągnąć tego w stu procentach, gdy w swoich ramionach trzymała sześciomiesięcznego szkraba.
Nie odpowiedział od razu. Potrzebował chwili, aby wszystko przemyśleć i nie poddać się swoim subiektywnym odczuciom. Był na swoim stanowisku od niedawna i też nie chciał wychodzić na apodyktycznego i niewyrozumiałego człowieka, a dobrze wiedział, że miał ku temu spore predyspozycje. Uznał jednak, że młoda rezydentka wydała się osobą zdeterminowana, ambitną, a przede wszystkim walczącą o własne zdanie i przyszłość. Właśnie takich ludzi było im w Swedish potrzeba, a on nie chciał rezygnować z możliwości posiadania w swoich kadrach Vogel, tylko dlatego, że nie udało jej się dziś znaleźć opiekunki do dziecka.
- Muszę jeszcze przedyskutować tę kwestię z pani bezpośrednim przełożonym, ale chyba nie widzę przeciwskazań, aby przyjąć panią z powrotem, tym bardziej, że nadal mamy wolne miejsca - zawyrokował, ale jego wzrok, ani na moment nie skierował się ku dziewczynce, rozkosznie kwilącej się przy boku Catherine i łapiącej jej lśniące włosy w swoje drobne rączki. - Aczkolwiek mam nadzieję, że jest pani w pełni świadoma podejmowanej przez siebie decyzji - dodał, mając na uwadze zaistniałą sytuację, ale nie odnosząc się do niej bezpośrednio.
Własnie Vogel sama mogła się przekonać jak skomplikowane może stać się jej życie, gdy wróci na rezydenturę. Jona nie miał zamiaru stanąć jej na drodze ku spełnieniu swoich zawodowych marzeń, ale czuł zwykłą, ludzką obawę o to, czy Catharine sama była na to gotowa.
Obrazek

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Kurczaczki.... Nie chciała by kumpel miał przez nią problemy, to wcale nie wróżyło dobrego startu jeśli zostanie przyjęta z powrotem. Była mu ogromnie wdzięczna, że przez tych kilka minut zajął się jej dzieckiem, które stety lub nie było teraz integralną częścią jej życia. Nie wytnie malucha jak woreczka robaczkowego w stanie zapalnym, czy pękniętej śledziony. Tego wrzodu nie pozbędzie się przez kilkanaście najbliższych lat. Z jednej strony napawało ją to dumną, z drugiej strachem, z trzeciej ciekawością i ponownie strachem. Niestety zostając rodzicem zawsze będzie się go czuło, nie ważne, że dziecko spokojnie będzie spało w pokoju obok. Poniekąd jest to behawioralna pozostałość po pierwotnych przodkach, kiedy to dzieci były łatwym łupem dla drapieżników, chociaż teraz wcale nie jest inaczej tylko zmieniła się forma tego drapieżnictwa. Człowiek, człowiekowi wilkiem. Mało jest paskudnych ludzi na tej planecie?
Catherine trochę się rozproszyła, ale bardzo szybko odzyskała rezon i pogodny uśmiech. Modliła się tylko w duchu by córka przypadkiem teraz nie zaczęła robić kupki, bo to była jej pora na tego typu atrakcje, no i jak na zawołanie... Jak pomyślała tak z wózka dobiegł ich dźwięk wypuszczania z jelit gazów, Primose zrobiła tą swoją minkę świadczącą o tym, że pielucha zaraz będzie pełna. W tym momencie w żołądku Cath coś się przewróciło a sam organ wywinął koziołka, skręcił się w supeł a córeczka... Zaczęła zadowolona coś tam sobie pod nosem gadać, w sensie po niemowlęcemu, a na jej słodkiej buźce widniało czyste zadowolenie z kompromitacji własnej matki. To był sabotaż, jawny sabotaż bo pewnie pomiot nie chciał by matka wracała do pracy, chociaż zakładam, że to to jest na tyle nierozumne jeszcze, że nie wie o co chodzi. Mimo wszystko mózg Cath jako ten dorosły, wyposażony w wyobraźnię i umiejętność dorabiania ideologii do wszystkiego, sugerował jej coś zgoła innego.
Na kilka sekund przestała nawet oddychać ale udała, że nie wie o co chodzi, że nic się nie stało i odpowiedziała tak niewinnie jak tylko się dało.
- Myślę, że dr. Ferguson nie będzie miał nic przeciwko, aczkolwiek mogę się mylić. On jest trochę...- nie chciała wyjść na plotkarę, albo na kogoś kto się czepia. Szukała odpowiedniego słowa.
- Odrobinę staroświecki- dodała w końcu. A co miała na myśli? Ferguson był dobrym specjalistą ale i... Poniekąd seksistą, który uważa, że miejsce kobiety jest w kuchni. Ona i jej koleżanki już od pierwszego dnia stażu były odsyłane do błahych przypadków, ich odpowiedzi były bagatelizowane a na piedestał Ferguson zawsze stawiał jakiegoś faceta i tylko te z nich, które potrafiły walczyć o swoje go znosiły. Cath miała nawet wrażenie, że Fergusonowi sprawia frajdę kiedy próbowały pokazać mu, że są dobre mimo iż są kobietami. Niekiedy rywalizowały między sobą, ale zawsze uczciwie. Koniec końców na chirurgii urazowej została właśnie Cath, która nie bała się wdać w dyskusję z przełożonym nawet przy pacjentach (którzy w większości i tak byli nieprzytomni) i jeszcze jedna dziewczyna, która bardziej nadrabiała urodą niż umiejętnościami. W szpitalu nawet chodziły plotki, że ona i Ferguson są parą, ale Vogel w to nie wnikała.
- Panie Wainwright, jeśli nie podejmę tego ryzyka to nie dowiem się czy podołam czy poniosę porażkę. Kto nie ryzykuje to nie pije szampana, jak mówi stare chińskie przysłowie. Lepiej podnieść rękawicę i przegrać walcząc niż nie zrobić nic, czyż nie?- posłała mężczyźnie uśmiech, a do nosa obojga zaczął już dochodzić charakterystyczny zapaszek więc już nie dało się robić dobrej miny do złej gry.
- W jakim terminie mogę spodziewać się informacji o decyzji Pana i dr. Fergusona?- zapytała spokojnie. Na niej już te aromaty nie robiły wrażenia, ale zaczynało się jej robić głupio, że szef musi to znosić.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Nawałnica, która przeszła przez Seattle spustoszyła nie tylko miasto, ale także wprowadziła całkiem spory chaos w pracę szpitala. Sporo badań, wizyt i zabiegów przesunęło się w czasie z uwagi na potrzebę skierowania personelu ku tym najbardziej potrzebującym przypadkom. Niestety i badania Marianne zmieniły termin na późniejszy, co wprawiało Jonathana w zmartwienie. Od felernych walentynek, podczas których dosłyszał w biciu jej serca nieprawidłowości, zadręczał się domysłami, których nie mógł ani potwierdzić, ani wykluczyć. Minęły prawie trzy tygodnie i wreszcie nadszedł dzień pierwszych badań chociaż bezsprzecznie Wainwright bardziej oczekiwał tych kolejnych, mogących na sto procent wykluczyć, albo potwierdzić podejrzewaną przez niego diagnozę.
Umówił się z Marianne przed wejściem do szpitala, bo już kilka dni wcześniej odbyli kilka rozmów ocierających się tematem o lęk i fobię dziewczyny. Mając na uwadze jej komfort, a także chcąc być pewnym, że Mari nie zwieje - Jona wolał poczekać na nią na zewnątrz, by w jego asyście mogła przekroczyć szpitalny próg.
- Hej, słońce. - Zgasił papierosa i wyszedł jej na przeciw, gdy tylko dostrzegł sylwetkę Chambers przekraczającą bramę. - Jak się czujesz? - Musiał spytać, ale widząc minę i czując bijącą od rudowłosej aurę raczej nie spodziewał się pozytywnej odpowiedzi. - Zaprowadzę cię do rejestracji, podasz swoje dane, a ja w tym czasie pójdę się przygotować i przyjdę do ciebie niebawem, dobrze? - Wyjaśnił jak to będzie wyglądało, aby się nie stresowała. Wcale nie chciał zostawiać jej na tych kilka minut samej, ale miał nadzieję, że nie czmychnie mu nim wykona jakiekolwiek badania. Uprzedził także pielęgniarkę, która miała przygotować Mari do próby wydolnościowej, aby miała rudowłosą na oku i była delikatna ze względu na specyficzne podejście pacjentki do wszelkich, szpitalnych kwestii.
Obrazek

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

- czterdziesta dziewiąta - Wcale nie chciała tego dnia przychodzić do szpitala i odkąd się obudziła, szukała wymówki, dla której mogłaby tego nie robić. A to przez problem z metrem, a to przez zatrzaśnięcie się gdzieś. Niestety mimo chęci, los utorował jej drogę do miejsca pracy Jonathana i jak na złość, czekał on na nią przed wejściem, więc tym bardziej nie mogła się spóźnić, przeciągając w nieskończoność czasu, w którym przestąpiłaby próg budynku.
- Jakby mnie ktoś przegryzł, połknął, wypluł i rozgrzebał - odpowiedziała obrazując mu swój stan najlepiej, jak potrafiła. Wcale nie przesadzała. Nie wiedziała, co dokładnie będzie się tutaj działo. Wiedziała tyle, że Jona miał być przy niej obecny, dlatego też, kiedy powiedział, że ją gdzieś zostawi, z miejsca serce zabiło jej mocniej. - Co? Miałeś być ze mną - przypomniała, odruchowo łapiąc za fragment jego fartucha. Już jej się to nie podobało, ale na pewno wyjaśnił, że zaraz się zobaczą, co wcale nie pomagało, bo jej żołądek się buntował i chciała uciec czym prędzej. Mimo to udało jej się jakoś zarejestrować i jedna z pielęgniarek ją przejęła, kierując do odpowiedniego gabinetu. Stała tam bieżnia, co już niekoniecznie jej się spodobało, a pielęgniarka wyjaśniła, że może się tutaj przebrać i ma przebrać buty. Wzięła sobie trampki, bo typowo sportowych nie miała, podobnie jak nie miała stroju sportowego, a jedynie jeansy i jakąś koszulkę. No, bo skąd miała wziąć takie rzeczy? Jonathan też jej powiedział, że ma się ubrać wygodnie, nie mówił jej nic o stroju sportowym, więc się zestresowała, bo ze sportem się nie lubiła. Kiedy więc Wainwright znalazł się w sali, a pielęgniarka wyszła, Mari spojrzała na niego przerażona.
- Ale ja nie chcę biegać - tymi słowami go przywitała, próbując nie patrzeć w stronę bieżni. - Spocę się cała i jak ja wrócę do domu? Poza tym... nie będę musiała tego czegoś zakładać, prawda? - jeszcze zanim pielęgniarka wyszła, Marianne dostrzegła maskę tlenową, której sam widok budził w niej niemałe przerażenie. Wydawało jej się, że przypomina ona narzędzie tortur, którym na pewno Marianne nie chciała być poddana.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Nic nie wskazywało na to, że współpraca Jonathana i Marianne w zakresie diagnostyki i ewentualnego leczenia Jonathana i Marianne będzie przebiegała płynnie. Wręcz przeciwnie już pierwsze podejmowane przez Jonę próby zobrazowały mu skalę problemu z jakim ewentualnie przyjdzie mu się zmierzyć. Nie był więc zaskoczony odpowiedzią rudowłosej. W zasadzie trochę zbagatelizował, aby nie podbijać ewentualnych obaw jakie zapewne Chambers już w sobie rozbudziła.
- Żarty się Ciebie trzymają, a więc dasz radę - rzucił lekko, po czym przeszedł do dalszych tłumaczę, które spotkały się z niezadowoleniem dziewczyny. -
Będę, Marysiu. Moja nieobecność potrwa tylko kilka minut -
wyjaśnił, a potem weszli do środka szpitalnego gmachu.
Stało się tak jak powiedział i zaledwie dziesięć minut później ponownie znalazł się z rudowłosa sam na sam. Tym razem byli już w odpowiedniej sali, a sprzęt do badań stał tuż za plecami Mariann, która wydawała się być niezwykle zestresowana. Owszem Jona mógł wcześniej poinformować ją o rodzaju i przebiegu badania, ale Mari sama wolała pozostawać w niewiedzy, aby się nie stresować. Jemu to było także na rękę, ale w tamtej chwili już raczej nic nie pozostawało tajemnica.
- To tylko chwilka. Dasz radę. Spokojnie, nie będę urządzał ci treningu - odpowiedział bagatelizując strach, który wyczuwał w jej głosie. Stawiał na taktykę, która miała pokazywać Marianne, że to co się dzieje nie jest niczym szczególnym i stresującym, a rutynową sprawą, równa zwykłemu lekarskiemu osłuchaniu.
Odszedł kilka kroków, aby odłożyć na bok trzymane przez siebie rzeczy. Zmarszczył przy tym brwi słysząc wypowiedź Mari, bo brzmiała jak kiepska wymówka, a przecież nie było opcji, aby miała się teraz wycofać. Tym bardziej, że w torbie po która poszedł znajdowały się ubrania przeznaczone właśnie dla niej. Nie wyjaśnił Marianne precyzyjnie na czym polegać będzie badanie, więc zakładał z góry, że dziewczyna nie przygotuję się do niego w odpowiedni sposób. Dlatego sam postanowił przynieść dla niej sportowy strój, który kilka dni wcześniej zakupił przy okazji własnych zakupów. Poza tym zdążył już wcześniej zauważyć, że Chambers raczej typem sportowca nie była, więc posiadanie tego typu garderoby wcale nie musiało być w jej przypadku czymś oczywistym. Potraktował więc tę okazję jako możliwość sprawienia Mari małego prezentu, który w przyszłości będzie mógł być przez nią wykorzystany. W każdym razie takie plany snuł sobie Jonathan widząc we wspólnym uprawianiu sportu wielką przyjemność. - Ja Ciebie odwiozę, ale dla większego komfortu i wygody ubierz to - odparł beztrosko wręczając Marianne torbę, a zaraz potem powędrował wzrokiem za spojrzeniem dziewczyny i właściwie sięgnął dłonią ku masce tlenowej, o której wspomniała. - Będziesz, ale uwierz mi, że to nie boli, ani w niczym nie przeszkadza. Spokojnie, słoneczko, zaufaj mi proszę. Zaraz ci wszystko wyjaśnię, a ty przebierz się w tym czasie - dodał. Dał Mari chwilę, która sam wykorzystał na ustawienie wszystkich parametrów w odpowiedni sposób, po czym ponownie zerknął w stronę dziewczyny. - Coś nie tak? - Spytał dostrzegając kątem oka, że Marianne w zasadzie nie ruszyła się z miejsca.
Obrazek

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Mimo wszystko Marianne nie podchodziła do tej "chwilki" zbyt entuzjastycznie. Na samą myśl robiło jej się niedobrze, ale też strach nie był jedynym czynnikiem. Jonathan był wysportowany, ona nie... wiedziała przy tym, że nie wygląda ponętnie, gdy próbuje mierzyć się z jakimś sportem i wstydziła się najnormalniej w świecie pokazać przed Wainwrightem w zasapanej i spoconej roli.
- A chwila, to znaczy ile? - wolała się dopytać, nie kryjąc nawet tego, jak sceptycznie podchodzi do tej kwestii. Była też zbyt zaaferowana badaniami, by zauważyć, że Jona przyniósł ze sobą jakąś torbę. Dlatego też, gdy już jej ją podał, zmarszczyła nieco czoło, zaskoczona tym faktem.
- A nie masz już pracy? - w końcu nie chciała mu sprawiać problemów. Przyjęta też torbę, a zanim do niej zajrzała, już zmarszczyła nieładnie czoło. - Jak to piżama szpitalna, to wychodzę... tylko ostrzegam - może by nie wyszła, chociaż w sumie... naprawdę nie czuła się tutaj komfortowo i marzyła tylko o opuszczeniu szpitala. Tylko, że wątpiła, aby Jonathan jej miał na to pozwolić. Znów zaaferowała ją bardziej ta maska, niż zawartość torby, więc słysząc wyjaśnienia Wainwrighta, ponownie zrobiło jej się nieprzyjemnie. - Wygląda, jak maska obcego - zauważyła, ale chciała przecież mu zaufać. Kto, jak kto, ale chyba Jona by jej nie okłamał, prawda? Na to właśnie liczyła, a przynajmniej usilnie próbowała sobie wmówić, że powinna w to wierzyć i nie pozwolić fobii, aby ta wzięła nad nią górę. Rozejrzała się dookoła, ale w sali nie było żadnego parawanu, a Jonathan stał przodem do niej, więc nieco się zmieszała, trwając nadal w tym samym miejscu, co najwyraźniej nie uszło jego uwadze.
- Nie wyjdziesz? - zapytała nieco skołowana. - Czy ja mam wyjść? - dodała, a widząc, że najwyraźniej nie do końca rozumie, podrapała się z zakłopotaniem po policzku. - No, żeby się przebrać - wyjaśniła co miała na myśli i w końcu też zajrzała do tej torby, nieco się bojąc jej zawartości, chociaż ta bardzo szybko ją zaskoczyła. - Ej, to są nowe ubrania! - poinformowała go, jakby sam nie wiedział, otwierając przy tym szerzej oczy. Wyciągnęła też zawartość, by lepiej jej się przyjrzeć, a tym samym, cóż... no na moment zapomniała o tym, gdzie się znajduje i co niebawem ma nastąpić. Rzadko kiedy dostawała prezenty, a jeśli chodzi o ubrania, to już w ogóle, większość miała używanych, więc jej ekscytacja rosła wraz z wyciąganymi przez nią rzeczami. - Ale milusie - przyznała, dotykając sportową bluzę, w kremowym kolorze. A potem sięgnęła jeszcze po szorty i sportowy biustonosz, mrugając przy tym szybciej, niż zwykle. - Skąd wiedziałeś, jaki mam rozmiar? - była naprawdę zaskoczona, skołowana, ale też podekscytowana i nie potrafiła tego ukryć. Przez to wszystko zamiast się zorientować od razu, że tak nie wypada, dopiero po chwili to do niej dotarło i zrobiło jej się głupio, że dała się tak ponieść emocjom. - To znaczy... to wygląda na drogie, nie mogłabym tego wziąć - przypomniała sobie, jak należy postąpić, chociaż równocześnie jej własne słowa sprawiały jej samej zawód, bo nigdy czegoś takiego nie miała i cóż... niezwykle jej się to wszystko podobało.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

- Wystarczająco długo, abym mógł sprawdzić jak pracuje twoje serce . - Opisał ile może trwać w chwila, o której wspomniał wcześniej, bo pewnie jakąkolwiek ilość minut by nie podał, wywołałaby ona w Marianne jeszcze większą niechęć wobec badania. - Nie. Jesteś moim ostatnim pacjentem - dodał, bo specjalnie ustawił wszystko tak, aby w razie ewentualnych problemów móc spędzić z Marianne więcej czasu w trakcie, czy też po badaniu.
Nie bagatelizował jej fobii, chociaż była dla niego niesamowitym problemem. Nie dość, że Marianne sama w sobie była niezbyt rozsądnym i świadomym własnego zdrowia człowiekiem, to jeszcze paraliżujący ją przed szpitalami strach dodatkowo wszystko utrudniał. Dlatego Jonathan obchodził się z nią trochę jak z jajkiem, ale nie znaczyło to wcale tego, że nie odczuwał irytacji, gdy raz po raz natrafiał na przeszkody stawiane na jego drodze przez rudowłosą.
- To nie piżama - rzucił przelotnie, bo bardziej zaaferowany był przygotowaniem maszyny do badań. Porównanie Marianne pozostawił bez komentarza, ale za to kolejne słowa jakie wypowiedziała spotkały się ze jego szczerym zaskoczeniem. - Dlaczego miałbym wyjść? - Zapytał spoglądając na nią, po czym jeszcze bardziej skonsternowany uśmiechnął się tajemniczo unosząc przy tym lekko brew, gdy wyjaśniła o co chodzi. - Naprawdę? - Rozbawiła go ta jej nagła wstydliwość. - Wczoraj widziałem ciebie nago, a dziś nagle masz z tym problem? - Kompletnie nie rozumiał dlaczego zachowała się w ten sposób. Chociaż może dbała o jego profesjonalizm i nie chciała, aby ktokolwiek spoglądał nieprzychylnie na to w jaki sposób przeprowadzone zostały te badania? Kto wie. Czasem zachowanie Marii było dla Jony naprawdę nie do rozwikłania. - Domyśliłem się - odpowiedział na to dość niewygodne pytanie, a tak naprawdę to sprawdził metkę, przy bieliźnie, gdy Marianne słodko spała zakopana w pościeli któregoś tam poranka. - Ale musisz je wziąć, więc już nie szukaj wymówek, tylko się przebieraj, Marysiu. - Znał te jej zagrywki, więc nawet nie chciał się wdawać w dyskusję. Poza tym podejrzewał, że mogła poczuć się nieswojo w związku z tym, że coś jej kupił, ale na to też miał przygotowane wyjaśnienie. - Potraktuj to jako część urodzinowego prezentu. Mówiłem, że ci go jeszcze wręczę - dodał sprytnie, po czym odwrócił się do niej bokiem skupiając uwagę na dokumentacji, którą przygotowała dla niego pielęgniarka.
Oczywiście jakieś tam sportowe ubrania nie mogły pełnić roli kompletnego urodzinowego podarunku, ale chociaż po części owszem. Co za tym idzie Mari nie miała prawa odmówić ich przyjęcia, a gdyby tak się stało to Jona nie zamierzał ukrywać swojego niezadowolenia i oburzenia.
- Słońce, nie mamy całego popołudnia. Rozumiem, że się stresujesz, ale naprawdę nie ma czym - ponaglił ją kilka sekund później, bo nadal stała jak ten osioł z torbą w dłoni i najwyraźniej nie zamierzała współpracować.
Obrazek

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Nie takiej odpowiedzi oczekiwała, ale poniekąd rozumiała, skąd w Jonathanie to miganie się od podawania konkretnych liczb. Z jednej strony jej się to nie podobało, ale z drugiej nie mogła mu mieć tego za złe. W dodatku teraz, jak już wiedziała, że jest jego ostatnią pacjentką, to jasnym było, że nie ma po co przeciągać, bo do badań i tak dojdzie. Poza tym nie tylko ta kwestia miała okazać się kłopotliwa, ale też brak współpracy co do wyjścia Jony z pomieszczenia. Mari było strasznie głupio o tym mówić, w dodatku widziała rozbawienie na jego twarzy i chociaż zazwyczaj uwielbiała, gdy się uśmiechał, to teraz... no niekoniecznie.
- Co innego w okolicznościach takich, jak... wczorajsze, a co innego teraz, tutaj - wyjaśniła, chociaż być może wcale nic nie wyjaśniła. W każdym razie nie miała problemu z intymnymi zbliżeniami, prawda... bo one rządziły się swoimi prawami, ale aktualne okoliczności były całkiem inne i Marianne nie potrafiła podejść do tego wszystkiego na luzie. - Domyślny jesteś - zauważyła, nadal nieświadoma tego, że Jonathan sobie to zaplanował i sprawdził. No i wciąż uważała, że nie powinna tego przyjmować, ale też nie dało się nie zauważyć, jak ten komplet jej się podobał. Przygryzła dolną wargę, bo przecież jego wytłumaczenie brzmiało całkiem rozsądnie i mogła na nie pójść, prawda? nie wyjdzie na interesowną pannę raczej, jak przyjmie ten prezent. - No dobrze, to dziękuję bardzo! - szybko dała za wygraną i korzystając z chwili zbliżyła się, aby dać mu krótkiego całusa, a potem na nowo jej uwagę poświęciły ubrania. Teraz pozostawało czekać, aż Jona się oddali, ale nic podobnego nie nastąpiło. - Mówiłeś, że jestem ostatnią pacjentką - wypomniała mu na wstępie. - To chociaż się odwróć, nie potrafię tak, jak ktoś się gapi - jęknęła prosto z mostu, bo sam nie pozostawiał jej wyboru. - No już, bo się nie przebiorę! - pospieszyła go, a chociaż nie był zadowolony, to ostatecznie nie miał wyboru i musiał spełnić jej prośbę. Dodała na pewno jeszcze, żeby nie podglądał, a potem pospiesznie zaczęła zrzucać z siebie ubrania i wymieniać je na te, które kupił dla niej Jona. Aż dłonie jej się trzęsły, gdy je wsuwała. - Mogę oderwać metki? - zapytała trochę głupio, ale chyba bała się zrobić to bez konsultacji, a kiedy miała już swój piękny strój na sobie, uśmiech dość odruchowo pojawił się na jej twarzy i znów zapomniała po co tutaj jest. - Już! - oznajmiła, wygładzając jeszcze bluzę. - Ale milusia! Ma taki jakby... polarek od środka? Coś mega przyjemnego, dotknij - no ekscytowała się, tak? Miała mało ubrań, a takich pięknych sportowych to chyba nigdy. - Nie podejrzewałabym ciebie o wybór takich pudrowych kolorów... w sumie szkoda, że nie masz tu lustra - zauważyła, nadal nic sobie nie robiąc z tego, jaki był faktyczny cel jej wizyty w tym miejscu.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Nadal nie rozumiał. Starał się pojąć rozumowanie Marianne, ale poza tym, że znajdowali się w szpitalu nie widziała żadnych innych powodów, dla których miała by zgrywać zawstydzoną pannicę. Wydawało mu się to po prostu nielogiczne i chyba dlatego nadal nie brał słów Chambers na poważnie. Z zamyślenia wyrwała go dopiero zgoda Marianne na przyjęcie podarunku. Uśmiechnął się zadowolony, po tym jak w podzięce otrzymał przelotnego buziaka, ale zaraz potem ponownie na jego twarzy pokazało się zaskoczenie.
- Ale... Przecież... - Kompletnie nie wiedział co powiedzieć. W sensie nie miał zamiaru patrzeć na nią przez cały czas, ale pewnie jego męska natura nie pozwoliłaby mu nie zerknąć. W każdym razie zachowywał by się naturalnie, a przez t skrępowania Marianne cała ta sytuacja wydała mu się jakaś niekomfortowa. - Nie jestem ktosiem - burknął niezadowolony, bo przecież miał bardziej określoną rolę w życiu Mari. - To nie ma sensu - rzucił pod nosem, ale odwrócił się wzdychając przy tym teatralnie. Po wszystkim obrzucił Marianne spojrzeniem, które nadal dalekie było od przyjaznego, ale przynajmniej ona była zadowolona. I w sumie tylko dlatego, po chwili twarz Jony nieznacznie się rozpogodziła. - Cieszę się, że jesteś zadowolona. Starłem się wybrać coś dobrego gatunkowo, aby twoje ciało czuło się dobrze podczas ćwiczeń - wygłosił, faktycznie przesuwając dłonią po materiale, którego fakturę znał, ale nie istotne. Miał bzika na punkcie sportu, więc oczywistym było, że nie kupiłby Mari byle czego. - Słoneczko, potem przyjdzie na to czas, dobrze? Zaufaj mi, że wyglądasz ślicznie, a teraz zaczynamy - mruknął, a po nieprofesjonalnym cmoknięciu Marysi w czoło, profesjonalnie chwycił za maskę i uprząż leżącą przy bieżni. - Wskakuj - rzucił, ale rudzielec wcale nie wyglądał na taką, która byłaby zainteresowania wykonaniem polecenia Jonathana. - Im szybciej skończymy, tym szybciej będziesz mogła stąd wyjść, a tego chcesz, prawda? No już, przecież obiecałaś - ponaglił ją. Wcale nie chciał sięgać po argument związany z ich dawną umową, ale bał się, że przeciąganie tych badań w nieskończoność sfałszuje wynik. W sensie i tak miał pełną świadomość tego, że serce Mari jeszcze przed wysiłkiem biło niespokojnie, ale i tak nie chciał wprawiać jej w długotrwały stres. Dlatego sięgnął po kartę, której miał nadzieję nie będzie musiał na siłę forsować, by Marianne się poddała.
Obrazek

autor

ODPOWIEDZ

Wróć do „Swedish Hospital”