WAŻNE Wprowadzamy nowy system pisania postów/tworzenia tematów w lokacjach. Prosimy o zapoznanie się instrukcją i stosowanie nowego wzoru. Więcej informacji znajdziecie tutaj!

Subfora zostały podzielone na 4 główne działy, oto orientacyjny zakres lokacji, które mogą się w nich znaleźć:
- strefa miejska - ulice, parkingi, tereny zielone, parki, place zabaw, zaułki, przystanki, cmentarze
- usługi - sklepy, centra handlowe, salony kosmetyczne, pralnie, warsztaty
- kultura i instytucje - galerie, muzea, teatry, opera, domy kultury, centra społeczne, urzędy, kościoły, szkoły, przedszkola, szpitale, przychodnie
- życie towarzyskie - restauracje, kawiarnie, kluby, kręgielnie, puby, kina

Dodatkowo w dzielnicach znajdziecie subfora większych firm albo ważnych dla forum i postaci lokacji, np. szczególne kluby, uniwersytet, czy restauracje.

INFO W procesie przenoszenia forum na nowy silnik utracone zostały hasła logowania. Napiszcie w tej sprawie na discordzie do audrey#3270 lub na konto Dreamy Seattle na Edenie. Ustawimy nowe tymczasowe hasła, które zmienicie we własnym zakresie.

DISCORD Jesteśmy też tutaj! Zapraszamy!

UPDATE Postacie chcące uzupełnić swoją KP o nowe treści w biografii mogą skorzystać teraz z kodu update w zamówieniach.

ODPOWIEDZ
Awatar użytkownika
0
0

dreamy seattle

dreamy seattle

-

Post

<div class="lok0"><div class="lok1"><div class="lok2"><img src="https://historicseattle.org/wp-content/ ... /div></div>

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

  • ***
Harrison uwielbiał gościć na szkolnych akademiach syna. Pękając z dumy, zwykle zajmował miejsce w pierwszym rzędzie; a jeżeli się już spóźniał i musiał stać na samym tyle: po każdej wypowiedzianej przez młodego kwestii klaskał bądź w podekscytowaniu nagrywał latorośl na telefonie. Pamięć prywatnej komórki adwokata pękała od fotografii małego. Cameron w stroju pirata. Cameron jako drzewo. Wdrapujący się na trzepak, jedzący lody, kopiący piłkę. Pierwszy dzień w szkole, drugi w przedszkolu. Drobne niemowlę w ramionach leżącej na szpitalnym łóżku blondynki. Miłość jaką obdarowywał pierworodnego była nieporównywalna do żadnego innego uczucia. Wszystko bladło pod jej blaskiem. Dlatego też trudno byłoby brunetowi zerwać więzi z niegdysiejszą małżonką. Niemożliwym zdawało się przestać ją kochać. W końcu patrzył na panią doktor przez pryzmat uczuć jakimi obdarowywał Juniora. Dlatego za każdym razem na widok Odette serce wybuchało mu ciepłem. Tak jak dziś, kiedy wyszła zza rogu korytarza - nieco pobladła, sprawiająca wrażenie zmęczonej. Owe drobnostki nie umknęły uwadze Harrisa, lecz jedno zapewnienie; że „wszystko gra” zdołało tymczasowo uśpić wrodzoną podejrzliwość. Finalnie: the show must go on...
...i przedstawienie trwało. Dzieciaki potykały się o własne nogi, wyły do mikrofonów, wprawiały stare sceniczne deski w drżenie tupotem nóg. Cóż, Crane tkwił w stanie niewymuszonego zachwytu! Szczęśliwie siedział obok drugiego, rozentuzjazmowanego ojca toteż we dwójkę wydawali opinie dot. co drugiej scenki i dawali aktorom ogrom pozytywnej energii gwizdami, oklaskami lub odpowiednimi do okoliczności reakcjami. Raz po raz błękitne ślepia Harry’ego zerkały ku eks-partnerce. W większości przypadków zaledwie przemykały po ładnej buzi, by prędko wrócić do obserwowania spektaklu; acz w pewnym momencie oczy prawnika poczęły coraz intensywniej wpatrywać się w tracącą resztki kolorów lekarkę. Gdy dotknąwszy jego ramienia (zapewne z zamiarem dania znać, że na sekundę opuszcza salę) zniknęła jak dobry sen coś pojawiło się z tyłu umysłu prawnika. Niepokój rozsadził czaszkę, wysuwając wici i drapiąc po ścianach podświadomości. Dwie minuty później wyszedł za nią.
Nie wiedząc dokąd się udała, raczej instynktownie ruszył w stronę najbliższych łazienek. Bingo. Odette opierała się o krawędź umywalki. Porcelanową skórę naznaczyły szarawe cienie. Chłodna woda spływała strużkami po policzkach.
Dottie...? – cholera, w takich chwilach Crane okazywał się słabym, zagubionym człowiekiem. Nieprzyjemne ukłucie nienazwanej obawy obezwładniało od środka, eliminując jakiekolwiek sensowne komentarze. Zniwelowawszy dzielący ich dystans zerknął w lustro dające wgląd w pełne oblicze dziewczyny a nie wyłącznie profil. – Co się dzieje, myszko? – w tonie głosu pojawiła się rozpaczliwa nutka. Ona tutaj jest specjalistą od zdrowia. Powinna wiedzieć co zrobić, żeby poczuć się lepiej. – Dottie. – powtórzenie dosyć bezsensowne, posiadające na celu wtłoczenie dźwięku w irytujące milczenie. Dłoń adwokata w machinalnym odruchu przeszła na plecy kobiety, aby zacząć niespiesznie przejeżdżać: w dół-w górę-w dół-w górę. Jak gdyby ten drobny gest umiał pomóc.
  • Sadness in my eyes
    No one guessed or no one tried
    You smiled at me like Jesus to a child

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Miewała lepsze i gorsze dni. Większość z nich była dobra, naprawdę. Nawet jeśli wiedziała, że ma w głowie tykającą bombę to nie tak, że odliczanie zbliżało się do końca. Nie wiedziała jednak ile miała czasu. Brakowało jej odwagi, nie była w stanie położyć się na stole w pracowni rezonansu magnetycznego i poznać wyników. Za bardzo się bała, że wtedy to wszystko stanie się zbyt prawdziwe… wtedy już nie będzie mogła udawać, że wszystko jest w porządku, że to tylko migrena. Bała się, że wtedy zmieni się proporcja dni dobrych i złych, że nagle wszystkie staną się złe. Teraz jeszcze żyła normalnie.
Cieszyła się na tą szkolną imprezę. Jeszcze bardziej cieszyła się, gdy Crane potwierdził obecność, bo wiedziała ile to będzie znaczyło dla Camerona, gdy zobaczy go na widowni, gdy później usłyszy od ojca, że jest z niego dumny i zabierze na ulubiony deser do pobliskiej restauracji. Mogła więc napisać byłemu mężowi wiadomość, że przedłużył jej się dyżur, że dzisiaj on musi być samotnym rodzicem na szkolnym korytarzu, że musi pełnić wartę za ich dwoje. Tylko nie lubiła zawalać.
Tak bardzo skupiła się na udawaniu, że wszystko jest w jak najlepszym porządku, że nie mogła odwoływać planów w ostatniej chwili. Pojawiła się na szkolnym korytarzu, przywitała się z Harrisonem i jak zwykle zapewniła, że wszystko jest w porządku. Zdołała na twarz przykleić swój popisowy uśmiech i niepostrzeżenie (a przynajmniej tak jej się wydawało) wziąć kilka tabletek przeciwbólowych, które miały zagłuszyć dudnienie w głowie, które towarzyszyło jej od kilku godzin.
Tylko nie wzięła pod uwagę, że dźwięki szkolnego przedstawienia i ból głowy to nie najlepsze połączenie. Z każdą kolejną minutą, każdą kolejną piosenką coraz mocniej zapadała się w fotelu szkolnej auli i chciała się wyłączyć. Aż…
Kilka ostatnich kroków w kierunku szkolnej toalety przebiegła, na szczęście korytarze były puste, wszyscy rodzice i nauczyciele obserwowali przedstawienie, więc nie musiała się martwić o prywatność. Nie przypuszczała też, że jej nagłe wyjście wzbudzi niepokój byłego męża.
Drgnęła słysząc swoje imię. Spojrzała w taflę lustra przyglądając się odbiciu byłego męża. Z jednej strony chciała mu powiedzieć, potrzebowała kogoś po swojej stronie, potrzebowała przyjaciela… z drugiej strony wiedziała, że Crane miał swoje problemy i nie miała najmniejszego prawa by jeszcze mu tego dokładać – Mówiłam, że nic takiego. Migrena, nic więcej… – szepnęła, odpowiadając mu wyuczoną na pamięć regułką. Sięgnęła po ręcznik papierowy i otarła twarz, wyrzuciła go do kosza i ostatni raz zerkając na swoje odbicie w lustrze. Nie lubiła tego robić. Zmęczenie, stres i mała ilość snu robiły swoje – Powinniśmy tam wracać jeśli nie chcemy przegapić zakończenia. Nie wybaczyłby ci tego. – wyprostowała się i odwróciła się na obcasie, żeby faktycznie ruszyć do wyjścia. Tylko, że Harrison nie drgnął, a co za tym idzie – zamiast do wyjścia wpadła na niego. Specjalnie, czy nie… wystarczył jej jednak ułamek sekundy, jego obejmujące ją ramiona i rozsypała się jak domek z kart. Skurczyła się o kilka rozmiarów, zaszlochała żałośnie i trzęsła się jak drzewo na wietrze, ale nawet jeśli próbował – nie udało mu się z niej wyciągnąć żadnej sensownej informacji „co się dzieje”. Kilka sekund, może kilkanaście, kilka głębszych oddechów, parę uderzeń serca i znów się wyprostowała – Co za emocjonujący wieczór, prawda? – czy można było w tym momencie powiedzieć coś głupszego? Coś bardziej idiotycznego? A jednak blondynka wróciła do swojej roli. Nawet poprawiła koszulę na jego ramieniu, którą mogła pognieść, gdy się do niego przytulała – Odwieziesz mnie po wszystkich do domu, przyjechałam uberem. – nie chciała prowadzić w tym stanie, jej auto kolejny raz zostało na szpitalnym parkingu, ale tak było chyba bezpieczniej.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Nie uwierzył. Tym razem nie chodziło tylko o upierdliwą migrenę. Z powodu zwykłej migreny nie kruszyłaby się, nie rozsypywała jak zamek z piasku podmywany przez miarowe nawiedzenia morskich fal. Niewiele rozumiejąc trzymał kobietę w objęciach, symultanicznie przypatrując się własnemu, smętnemu odbiciu. Zmarszczone brwi prawnika dygotały, zupełnie jakby współodczuwał ból niegdysiejszej małżonki. Prawa dłoń bezustannie wykonywała wypracowany ruch: góra – dół – góra – dół. Po zanurzeniu warg w jasne włosy pocałował czubek głowy lekarki. Czuł się bezradny. Maleńki, bezużyteczny. – Ciii... Spokojnie, Kropeczko. – nienawidził owego doznania niemocy. Pustki, która gwałtownie spowalniała czas. Niezdolność do prędkiego odnalezienia rozwiązania problemu zaburzała samoocenę, pewność siebie oraz nastrój adwokata. Bo jakżeby mógł odnaleźć sposób na przepędzenie demonów dręczących Odie, skoro niczego nie mówiła? Równocześnie jej przytłumiony szloch sprawiał wrażenie niesamowicie wymownego. Wisiała nad nimi ciemna chmura o niedoprecyzowanym kształcie i pozostawało czekać na deszcz. Kiedy się pojawiła? Dlaczego Harrison ją przeoczył? Jak wypełnić misję opiekuna i stróża najbliższych, skoro najbliżsi wybierali ciszę?
Nawet, kiedy się odsunęła bezustannie trzymał Odette w objęciach. Co jeśli za moment znowu zacznie znikać, przelewać się pomiędzy ramionami? Potrzebowała wsparcia a on tak bardzo pragnął je zapewnić. Pierwsze zdanie zostawił bez komentarza. Wpatrywał się w panią doktor z rosnącą troską. Kiwnąwszy łepetyną, bezgłośnie zapewnił; że może dziś stać się prywatnym szoferem, ale nie odpuszczał. Nie dawał za wygraną. Nie zezwalał na ucięcie tematu.
- Często miewasz takie migreny? – ciemne ślepia powoli powiodły po całej, poszarzałej buzi. Mózg rozpoczął pracę na najwyższych obrotach. Analizował dane desperacko doszukując się logicznej konkluzji. – Jesteś przemęczona. Będę zabierał Camerona częściej, w porządku? – eh, obiecanki-cacanki. Nawet, gdyby syn spędzał u taty więcej dni w tygodniu; w dużej mierze siedziałby z przyszywaną siostrzyczką albo nianią. Oraz trójką psów. Po napiętym milczeniu ręce Crane’a zsunęły się w dół, by opaść wzdłuż ciała Dottie. Zatrzymały się na szczupłych, chłodnych dłoniach; które brunet lekko ścisnął w geście wyrażającym nieme dodawanie otuchy. Oblicze Harrisa prezentowało wyjątkowo wiele różnych emocji. Ciepło, czułość, dezorientację i przede wszystkim...
Przestraszyłaś mnie....strach. Wyłącznie przed nią potrafił otwarcie przyznać się do lęku. Przy Claribel wciąż jeszcze nie doświadczał równie dogłębnej swobody. To wymagało wielu wspólnie spędzonych lat. Na parę bezustannie czekały zmagania oraz wyzwania cementujące związek na wspomniany sposób. – Rozmawiałaś z jakimś kolegą? Zasięgałaś opinii? Nie wiem... Robiłaś badania w tym kierunku? Nie podoba mi się to. – z wolna rozluźniają spięte mięśnie wykrzywił się w niezadowoleniu. Niewiedzę traktował ze wstrętem.
  • Sadness in my eyes
    No one guessed or no one tried
    You smiled at me like Jesus to a child

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Tego się właśnie zawsze obawiała – że się rozpadnie. Że wystarczy impuls, żeby wyszła z roli. W tym przypadku był to ból głowy, złe samopoczucie, leki które trochę ją otumaniały i jego troska tworzyły mieszankę wybuchową, której blondynka się poddała i na kilka chwil pozwoliła sobie na słabość. Uczucie, którego pożałuje pewnie tak samo szybko jak się pojawiło. Bo nie była takim typem. Nie skarżyła się, nie żaliła i nie prosiła o pomoc przy byle okazji. Była cholerną zosią-samosią, zbyt dumną na takie akcje. Więc dlaczego teraz?
Weź się w garść, Odette.
Jeszcze raz powtórzyła to sobie w myślach, wzięła jeszcze jeden głęboki oddech i ignorując pulsująco-dudniący ból w skroniach, starała się wrócić do swojej roli – Nigdzie nie musisz go zabierać. Doskonale daje sobie przecież radę. – aż przeszedł ją nieprzyjemny dreszcz, gdy zdała sobie sprawę, że przez swoje problemy może zaniedbywać syna i swoje obowiązki rodzicielskie. Ale… nie, prawda? Przecież była tutaj. W myślach skarciła się za tak głupi pomysł i momentalnie przygotowała sobie atak, w którym wyrzuca Harrisonowi, że z ich dwójki to on radził sobie mniej. I nawet nie powinien tak sugerować! Tylko, że nie miała powodu go atakować. Na szczęście w odpowiednim momencie ugryzła się w język, bo przecież taka forma obrony przez atak też nie była w jej stylu. Może bardziej tego czegoś, co znajdowało się w jej głowie? Głupoty…
Spojrzała na ich splecione palce, na ułamek sekundy się na nich zawiesiła, gotowa wyznać mu prawdę, ale… nie. Znowu w ostatniej chwili ugryzła się w język, totalnie gubiąc się w tym, co teraz powinna robić, mówić i jak się zachowywać. Ból głowy ją paraliżował. Strach ją paraliżował. I wcale jej nie odpowiadało, że udzielało się to też Crane’owi. Zabrała ręce z jego uścisku, robiąc krok w tył i znów zerkając w kierunku drzwi, jakby one stanowiły przepustkę do zmiany tematuTu nie ma co się podobać, Harry. Ale wiem, co mi jest. Wszystko jest pod kontrolą. – zdecydowała się prawdopodobnie na najgorsze rozwiązanie – po prostu skłamała – Chodźmy. Ostatnie czego nam potrzeba to plotki, że przegapiliśmy ostatnią scenę, bo ruszyliśmy na schadzkę w szkolnej toalecie. – uśmiechnęła się, a przynajmniej spróbowała się uśmiechnąć, co w jej aktualnym stanie raczej przypominało lekki grymas niż faktyczny uśmiech. Nie czekając jednak na reakcję Harrisona, wyminęła go i wyszła na korytarz, a im bliżej byli wejścia na aulę – tym głośniej było słychać oklaski rozemocjonowanych rodziców, a po chwili ich tłum wylał się na korytarze. No i się spóźnili na finał.
Spojrzała wymownie na byłego męża i oparła się o parapet. Nie pozostało im nic innego jak poczekać na podekscytowanego Camerona. A jej… chyba dobrze zrobi jej mała przerwa, bo czuła jak robi jej się słabo. Za dużo środków przeciwbólowych, no cóż… tak źle i tak niedobrze.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Pokręcił łepetyną. – Nie mówię, że sobie nie radzisz. Radzisz sobie fantastycznie. Lepiej niż ja. – sprawa była poważna skoro powiedział coś podobnego. Zwykle obróciłby wszystko w żart. „Radzisz sobie fantastycznie, prawie tak dobrze jak ja.” Jeżeli Harrison decydował się wchodzić w stanowczy ton konwersacji to zdecydowanie zaświadczało o ciężarze sytuacji. Znając blondynkę jak mało kogo w swym życiu cierpliwie czekał najwyraźniej naiwnie wierząc; iż za ułamki sekund kobieta wyzna mu prawdę. Tymczasem przygotowywał się na cios bądź ulgę. Cokolwiek, byleby nie tkwić w stanie dusznej stazy. Zawieszenia między jednym a drugim. Ściągnął brwi, kiedy do żadnej spowiedzi nie doszło. – Co Ci jest? – nie zamierzał dawać za wygraną. Nie podobało mu się jak niegdysiejsza ukochana lekceważy jego uczuciami. „Coś” było na rzeczy. „Coś” co dotyczyło bliskich Odette. Czemu zamykała się w sobie? – Podobno jesteśmy wobec siebie szczerzy. – przynajmniej tak lubił myśleć. Może był głupi? Nie chciała opowiadać o tajemniczym, nowym facecie. Teraz odmawiała zdania krótkiego raportu zarysowującego kształt kruchego zdrowia; nie zamierzała go uspokajać nawet jeśli na pierwszy rzut oka – wychodził z siebie i stawał obok. Może był idiotą prosząc panią doktor o porady; zwracając się do niej w chwilach najgorszego kryzysu. Może (ale wciąż wyłącznie „może”) niepostrzeżenie się od siebie oddalili i zaczęła rozdzielać ich przepaść niedostrzegana przez optymistycznego Harrego. Raz doszło do tego w przeszłości. Wtedy adwokat również nie spostrzegł powstałego dystansu póki nie było zbyt późno na naprawę wyrządzonych szkód.
Patrzył na nią, przechodzącą tuż obok; bezwiednie napinając mięśnie żuchwy. Poczuł się jak jebany nieznajomy. Tak właśnie traktowała eks-partnera po latach małżeństwa, kolejnych wiosnach przepracowywania starych problemów oraz tworzenia warunków pozwalających Juniorowi na dorastanie w przyjaznym środowisku? Ona spojrzała na niego wymownie, on wbił w nią surowy; stanowczy wzrok. Co dalej? Natrafili na impas? – Dottie, nie możesz mnie od siebie odsuwać. – Crane brzmiał odrobinkę jak obrażony dzieciak. Po wyjściu na korytarz stanąwszy naprzeciwko niej, zwilżył wargi językiem. Komórka (ta z pracy) zawibrowała w kieszeni a dźwięk dzwonka rozbił przestrzeń dodatkowym hałasem. O dziwo brunet zignorował wibracje, a po wyciągnięciu telefonu odrzucił połączenie. Jeszcze nie skończyli i właśnie planował wrócić do porzuconego wątku. – Mam zadzwonić do szpitala? Zdobyć wyniki badań innymi sposobami? Wiesz, że bym umiał. Robiłaś badania, tak? O czym mi nie mówisz...? – strach rósł. Aparacik w dłoni znowu się rozkrzyczał. – Kurwa mać. – lęk przybierał postać irytacji. Na skroni mężczyzny pojawiła się charakterystyczna żyłka. – Nie rób ze mnie kretyna. - po wyłączeniu głosu w urządzeniu wbił w rozmówczynię błękitne ślepia.
  • Sadness in my eyes
    No one guessed or no one tried
    You smiled at me like Jesus to a child

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Wiedziała, że był uparty. Nigdy nawet nie miała do niego o to pretensji. Wzięła go z całym inwentarzem, ale w tym momencie. W tej jednej konkretnej chwili wolałaby, żeby był tym Harrisonem, który sprawił, że ich małżeństwo się rozpadło. Tym, który nie zauważał, że coś się dzieje, że nie jest wcale tak szczęśliwa jak być powinna i tym, dla którego praca była najważniejsza. Obserwowała jak odrzuca połączenie. To nie wróżyło nic dobrego. Dla niej był człowiekiem, który nie odrzuca połączeń, a już na pewno nie tych służbowych.
- Harrison… – zaczęła. I nie trzeba było być geniuszem, żeby widać, że jest zmęczona – Wyjaśnimy sobie to. Raz na zawsze. Jesteśmy wobec siebie szczerzy. Nie próbuję cię od siebie odsuwać. A już na pewno nie robię z ciebie kretyna. – wyrzuciła to z siebie na jednym wdechu wbijając jasne tęczówki w byłego męża. Był prawdopodobnie jedyną osobą w całym jej świecie przed którą faktycznie ciężko było jej grać i udawać. Czy uważała się za kłamcę, bo nie mówiła mu wszystkiego – nie. Ich drogi się rozeszły, każde układało sobie życie (a w przypadku Odette przynajmniej próbowało) i wydawało jej się to całkiem jasne… nie wtrącała się w jego życie z Claribel, trzymała dystans i zabierała głos tylko, gdy ją o to prosił, a i wtedy starała się być neutralna. Nie chciała być byłą żoną z koszmarów i nie chciała też mieć byłego męża z koszmarów.
- Obiecuję, że jeśli coś poważnego będzie się działo. Jeśli będę potrzebowała pomocy, albo chociaż tego, żebyś posiedział obok… powiem ci o tym, dobrze? Obiecuję, Harry. – zapewniła, uśmiechając się do niego lekko i wkładając cały wysiłek by to faktycznie wyglądało jak uśmiech, a nie jak bliżej niezidentyfikowany grymas na jej twarzy – Więc odpowiadając na twoje wcześniejsze pytania. Nic mi nie jest i nie, nie robiłam jeszcze badań. Jestem zmęczona, mam migrenę i naprawdę nie mam siły na tą rozmowę, Crane. To nie jest ani miejsce, ani czas. – nadal intensywnie się w niego wpatrywała, zupełnie ignorując fakt, że z auli wylewała się coraz większa ilość ludzi i dookoła nich zaczęło się robić tłoczno. Całą uwagę skupiała na Harrisonie i na tym, żeby go… no cóż, uspokoić – Zgoda? Nie będziesz niepotrzebnie panikował? I odbierz ten telefon, to chyba ważne.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Najokrutniejszym dowcipem losu był fakt, iż Harrison nauczył się na błędach; niemniej uzyskanej wiedzy nie wykorzystywał w relacji z Claribel. Dbał o przejrzystość kontaktów z Dottie, starał się nie oszukiwać, być cholernie prawdomównym i nie robić za plecami eks-żony niczego co mogłoby choćby w najmniejszym stopniu dotyczyć jej bądź Camerona. Z drugiej strony: zaopatrzony w doświadczenie powielał niegdysiejsze grzeszki w aktualnym związku. Kłamał Clarie w żywe oczy, nie pytał narzeczonej o zdanie oraz załatwiał wiele wspólnych spraw bez świadomości lub zgody głównej zainteresowanej. Dziwne jak mądry człowiek umie być ślepym, a nawet głupim.
Uważnie lustrował buzię niegdysiejszej małżonki. Nie przekonywała go. Absolutnie. Szósty zmysł prawnika podpowiadał, iż coś zdecydowanie jest na rzeczy. Symultanicznie jako mężczyzna z klasą nie zamierzał robić scen na szkolnym korytarzu. – Mam nadzieję, że wiesz co robisz... – tymi słowy uwypuklił brak wiary w zapewnienia czując jak obawa tatuuje mu w umyśle głęboką potrzebę spędzania z blondynką większej ilości czasu. Cóż, udało im się. Pomimo bolesnego rozstania, Harry wciąż uważał ją za dobrą przyjaciółkę. Ostatnio coraz rzadziej znajdywali moment na swobodą rozmowę. Pomijając wieczór, gdy spóźnił się w odwiedziny do syna – prawdopodobnie minęły miesiące odkąd zwyczajnie usiedli i pogadali o ciężarach codzienności.
- Jeżeli czegoś mnie nauczyłaś to, że są rzeczy ważne i ważniejsze. – ale nerwowo zacisnął palce na telefonie, wciąż niepewny. Nie lubił nie odbierać. Z drugiej strony jeszcze bardziej nie przepadał za zawracaniem mu łba, kiedy z napiętego grafiku siłą wyrwał parę godzin wolnego. – To Jones. Praktykantka. Wywaliłem ją parę dni temu, pewnie dzwoni; żeby się płaszczyć i błagać o drugą szansę. – z westchnieniem przesunął dłonią po posiwiałych włosach. Otworzywszy usta zamierzał nieco rozwinąć wątek, ale nie zdążył...
- Tatooooooooo!!!! – przez bzyczenie oraz szum mało istotnych dyskusji przedarł się wesoły okrzyk podekscytowanego sześciolatka. Harris natychmiastowo zwrócił się ku Juniorowi, aby naraz zebrać go w ramiona i unieść do góry. Chłopiec zaróżowił się z zadowolenia. – Cam! Ja myślę, że trzeba Cię będzie zapisać na jakieś zajęcia z aktorstwa, co? Kochanie, rośnie nam mały De Niro. – z miłością złożył na czole malucha całusa, po chwilce odkładając latorośl na podłogę. Ręka adwokata bezustannie tkwiła na jasnej, odziedziczonej po Odie, czuprynie. – Idziemy...? – no przy dziecku nie będzie przecież ani drążyć ani rozwijać kwestii niesubordynacji pracowników. - Jedziesz z nami????! – oczy sześciolatka prawie wyszły z orbit, co podkreśla jak rzadko tatuś przebywał z najbliższymi.
  • Sadness in my eyes
    No one guessed or no one tried
    You smiled at me like Jesus to a child

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Nie było to dziwne, że go nie przekonywała. Ba! Nawet ona – chociaż przyzwyczajona przez ostatnie tygodnie do częstej gry – wiedziała, że Harry ją rozszyfruje. Ze wszystkich ludzi to on znał ją najlepiej. Naprawdę tak uważała. Tak samo jak uważała go za przyjaciela. No i dodatkowo z ich dwójki to on był specjalistą od kłamania i co chyba nawet ważniejsze – specjalistą od rozszyfrowywania kłamstwa. Dlatego z każdą kolejną sekundą, gdy przyglądał jej się tak intensywnie, tak jak nie robił tego od bardzo dawna – mimo całego samozaparcia i udawanej siły – on z niej czyta jak z otwartej książki. Dalej jednak szła w zaparte.
Nic mi nie jest. Nie musisz się martwić. Kontroluję sytuację. Przyklej na twarz uśmiech i zachowaj pozory.
- Jeśli faktycznie się tego nauczyłeś to… moja misja została spełniona, mogę umrzeć spokojnie. – zażartowała, naprawdę! Mimo ciągle pulsującego bólu w skroniach i lekkiego otępienia lekami przeciwbólowymi, a także zwyczajnego osłabienia po tym całym zdarzeniu – kącik jej ust drgnął w lekkim rozbawieniu. Nie wybierała się jeszcze na tamten świat, prawda? Nie było tak łatwo się jej pozbyć. Aczkolwiek biorąc pod uwagę, że przed chwilą ledwie trzymała się na nogach i rozpadła się w jego ramionach, co nie zdarzało się często nawet w trakcie ich małżeństwa – to był bardzo kiepski żart. Taki czarny humor…
Na szczęście przerwany przez przybycie gwiazdy dzisiejszego wieczoru. Co sprawiło, że Odette jeszcze bardziej musiała skupić całą swoją uwagę na tym by nie dać nic po sobie poznać. To dla Camerona właśnie musiała być najsilniejsza. Zwłaszcza, że to była dla niego szczęśliwa chwila – nie mogła jej popsuć chwilową niedyspozycją. Dlatego na twarzy pojawił się szeroki uśmiech i wyciągnęła się w kierunku chłopca na rękach ojca, nadstawiła policzek, popukała go wymownie i czekała aż sześciolatek złoży na nim dziecięcego buziaka.
- Wspaniale! Zawsze chciałam iść na galę Oscarów, więc może chociaż syn mnie kiedyś zabierze… no nie mówiąc o tym, że sama statuetka doskonale wyglądałaby na półce w salonie. – zaśmiała się – I tak… tata jedzie z nami. A właściwie to ja jadę z wami, co? Podwieziecie mnie do domu, a wy będziecie świętować i przenocujesz u taty. Co wy na to? – przeniosła wzrok z jednego na drugiego, uśmiechając się i usilnie ignorując zawroty głowy. Szlag.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Ehhh, szkoda tylko; że tajemniczość pani doktor położy się cieniem na codzienność adwokata. Nadchodziły dni zachodzenia w głowę co siedzi pod płową czupryną niegdysiejszej partnerki. Co przed nim ukrywa i dlaczego? Gdyż Harry nie posiadał jakichkolwiek wątpliwości, że nie zostaje mu przedstawiona cała prawda. Gdzieś na pierwszy plan podświadomości wytaczała się idea powiązania słabego zdrowia kobiety z nowym kochankiem. Tą kwestię też wolała przemilczeć. Przypadek?
- Lepiej nie umieraj. Co byśmy bez Ciebie zrobili? – wciąż uważał się za jej „chłopaka” w platonicznym rozumieniu owego słowa. On i Cameron. Jej chłopcy. Nawet po rozwodzie nic się nie zmieniło i w pewnych kategoriach Odette pozostawała azymutem i ostoją eks-męża. Z Claribel bezustannie się docierali, poznawali. Ich miłość dojrzewała. W przypadku Kropeczki było zupełnie inaczej. Znała go znacznie lepiej od aktualnej partnerki, przeżyli znacznie więcej. Crane okazywał się ślepy na wiele kwestii, ale nie powyższą. No i dochodzi fakt, iż Odie jest matką jego jedynego dziecka. Otaczanie dziewczyny ponadprzeciętną opieką pozostawało wpisane w naturę bruneta. Troszcząc się o nią nie robił nic ponad podporządkowywanie się biologii oraz naturalnym impulsom.
Rodzinne chwile takie jak ta były dla Crane’a niesamowicie istotne. Kolekcjonował je jak drobne skarby. Dotknęła go paskudna tragedia z tym okropnie późnym przebudzeniem. Czy jeżeli dostrzegłby jak zaniedbuje kontakty z najbliższymi wcześniej – wciąż byliby z Odette małżeństwem? Czy w ogóle istniał taki scenariusz? Chyba nie. Chyba potrzebował kubła zimnej wody (pod postacią rozwodu) prosto na zakuty łeb.
Brwi bruneta drgnęły wymownie, lecz nie śmiałby podważać wypowiedzi Odette przy małym synku. Ku odzyskaniu utraconej równowagi spojrzenie przeniósł na rozochoconego chłopca. Zawsze patrząc na Cammy’ego łagodniał. Jasne oczęta zyskiwały na osobliwej miękkości, mocne rysy twarzy prawnika zdawały się delikatnieć. Na nikogo nie patrzył w ten sposób – tylko drobną, roześmianą dumę na której łebku (jeszcze przed postawieniem małego na podłogę) złożył drugiego, prędkiego całusa. – Właśnie! Na pewno Stella z przyjemnością wysłucha pełnego sprawozdania! – hehe, niezłe wkopanie nastolatki w wykład dot. spektaklu sześciolatków.
Niedługo później trójka zebrała się z korytarza i wszystko pozornie wróciło do normy. Wyłącznie rzucane Dots, ukradkowe zerknięcia zaświadczały; że w umyśle Harrisa korzenie wypuszczał bezlitosny strach. Co by bez niej zrobił? Wolał się nad tym nie zastanawiać...

/2zt
  • Sadness in my eyes
    No one guessed or no one tried
    You smiled at me like Jesus to a child

autor

ODPOWIEDZ

Wróć do „Queen Anne”