WAŻNE Wprowadzamy nowy system pisania postów/tworzenia tematów w lokacjach. Prosimy o zapoznanie się instrukcją i stosowanie nowego wzoru. Więcej informacji znajdziecie tutaj!

Subfora zostały podzielone na 4 główne działy, oto orientacyjny zakres lokacji, które mogą się w nich znaleźć:
- strefa miejska - ulice, parkingi, tereny zielone, parki, place zabaw, zaułki, przystanki, cmentarze
- usługi - sklepy, centra handlowe, salony kosmetyczne, pralnie, warsztaty
- kultura i instytucje - galerie, muzea, teatry, opera, domy kultury, centra społeczne, urzędy, kościoły, szkoły, przedszkola, szpitale, przychodnie
- życie towarzyskie - restauracje, kawiarnie, kluby, kręgielnie, puby, kina

Dodatkowo w dzielnicach znajdziecie subfora większych firm albo ważnych dla forum i postaci lokacji, np. szczególne kluby, uniwersytet, czy restauracje.

INFO W procesie przenoszenia forum na nowy silnik utracone zostały hasła logowania. Napiszcie w tej sprawie na discordzie do audrey#3270 lub na konto Dreamy Seattle na Edenie. Ustawimy nowe tymczasowe hasła, które zmienicie we własnym zakresie.

DISCORD Jesteśmy też tutaj! Zapraszamy!

UPDATE Postacie chcące uzupełnić swoją KP o nowe treści w biografii mogą skorzystać teraz z kodu update w zamówieniach.

ODPOWIEDZ
Awatar użytkownika
0
0

-

Post

- Wiem - odpowiedział spokojnie. Doskonale zdawał sobie sprawę z tego, że w tym momencie nie ułatwiał Mikaeli niczego, ale po prostu musiał się do niej zbliżyć. Nie potrafił dłużej zachowywać się tak, jakby absolutnie nic ich nie łączyło - bo to przecież niesamowite kłamstwo. Całe jego ciało rwało się w kierunku Mikaeli, najchętniej nie wypuściłby jej ze swoich ramion nigdy więcej, choć brzmiało to z lekka przerażająco, ale po prostu z każdą chwilą docierało do niego coraz bardziej, jak mocno to spieprzył. I jak bardzo tęsknił, mimo że widzieli się jeszcze całkiem niedawno, podczas kolacji z Molly.
- Dobrze. Tak właśnie będzie - dodał cicho, powstrzymując się celowo od stwierdzenia "obiecuję", bo to słowo było obecnie najmniej pożądane. Rozumiał, że Mikaela nie chciała słuchać więcej przysięg, obietnic i deklaracji, które i tak z czasem zamieniłyby się w niczego nie wartą pustkę. Sky czuł się w pełni gotowy do walki z własnymi problemami, nie mógł zawieść. Siebie, Mikaeli, ich dziecka, a także swojej rodziny, która przecież mocno w niego wierzyła. Jak dotąd, terapia szła mu naprawdę nieźle, chociaż wymagała od niego sporo wytrzymałości psychicznej. Rozgrzebywanie starych ran, zagłębianie się w przyczyny uzależnienia i wszystkie inne aspekty potrafiły być mocno przygnębiające, jednak musiał to przetrwać. Zdecydowanie miał o co walczyć - chodźmy, nie chcę żebyś się przeziębiła - dodał z uśmiechem, powoli ruszając do przodu.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

To wszystko było naprawdę mocno skomplikowane i tak naprawdę jeśli chodziło o mnie to nie potrafiłam dojść do jakiś racjonalnych wniosków. Kochalismy się a to przecież powinno nam wszystko ułatwić, niestety wydawało się że uczucie które nas łączyło bardzo mocno komplikowalo nasze życie. Chwycilam chłopaka za rękę nim jeszcze ruszyliśmy ponownie w stronę budynków i położyłam sobie ja na swoim zaokrąglonym brzuszku
- Dzięki temu maluchowi zawsze będziesz już częścią naszego życia. Nawet jeżeli mu nie będziemy już wstanie się dogadać. To dziecko złączylo nas na zawsze Sky
Uśmiechnęłam się delikatnie. Od zawsze marzyłam o tym myśmy z brunetem stworzyli rodzinę i gdy zaszlam w ciążę naprawdę wierzyłam że moje małe marzenie wreszcie się spełniło. I nie mogę powiedzieć że się nie cieszę bo to było by kłamstwo. Jednak po części bolało mnie to że byłam sama. Budzilam się i zasypialam w zimnym łóżku, a chciałam zasypiać obok niego
- Tak masz rację. I tak już zmarzlam.
Nie byłam jakaś wielka fanka zimna ale i zbyt wysokie temperatury nie sprawiały mi radości. Przejechalam dłonią po swoich wyprostowanych włosach i kiwnelam głową do chłopaka że możemy iść dalej. Miałam wrażenie że specjalnie przeciagalismy zakończenie tego spotkania.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Natomiast dla Skylara sprawa była już niemal oczywista - chciał jednak dać Mikaeli tyle czasu, ile dziewczyna będzie potrzebowała. Wcale nie dziwiło go to, że wciąż nie potrafiła mu zaufać i chciała poczekać na bardziej konkretne zmiany, które zapewne w końcu nadejdą, ponieważ Sky nie zamierzał się poddawać i chciał przejść przez wszystkie tygodnie swojego leczenia a potem walczyć o przetrwanie w trzeźwości. To podobno najtrudniejszy etap. Spotkania terapeutyczne skończą się po sześciu lub ośmiu tygodniach - później chłopak będzie zmuszony rzucić się na głęboką wodę - na szczęście, również na tym etapie nie pozostanie bez pomocy. Gdyby moment słabości jednak do niego powrócił, mógł liczyć na wsparcie terapeuty. Jednak mimo wszystko chciał wierzyć, że mu się uda. I niebawem ten rozdział zostanie zamknięty raz na zawsze.
Uśmiechnął się szeroko, gdy Mikaela złapała go za dłoń, a ów uśmiech poszerzył się o stokroć, kiedy dotknął jej zaokrąglonego brzucha. Mógł przysiąc, że już pokochał to maleństwo. Ten mały, jeszcze nienarodzony człowiek wzbudzał w nich obojgu tyle emocji, to aż niesamowite. Sky od bardzo dawna chciał zostać ojcem i jego marzenie się spełniło. Cieszył się ogromnie, jednak do pełni szczęścia brakowało mu porozumienia w kwestii związku z Miki. Ale i na to przyjdzie czas.
- To prawda. Oboje...lub obie jesteście moim największym szczęściem. Gdzieś tam w duchu chciałbym, żeby to był chłopiec, ale najważniejsze żeby było zdrowe - odpowiedział pogodnie. Ta sytuacja była trudna, ale Sky powoli nabierał optymizmu. Musieli sobie tylko wszystko poukładać, a on nie zamierzał w niczym ponaglać Mikaeli. To, co niedawno stało się w ich życiu... To było po prostu zbyt wiele - no właśnie. A musisz teraz bardzo o siebie dbać - stwierdził spokojnie. Czy celowo odwlekał pożegnanie? Być może. Po powrocie do pustego mieszkania znów dopadnie go smutek i przygnębiająca szarość.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Uśmiechnęłam się, to było takie piękne widząc jak taki drobny gest sprawił że chłopak choć trochę się rozchmurzyl. Ostatnimi czasy nasze spotkania nie należały do najweselszych, dlatego ta chwila była dla mnie bardzo ważna. Wszystko było naprawdę skomplikowane i myślenie o tym wszystkim bardzo mocno mnie przytlaczalo ale wiedziałam też że chłopakowi jest równie ciężko co mi. A to dodatkowo jeszcze mnie dolowalo. Ostatnie czego chciałam to sprawiać mu jakiś ból. Bo przecież nie o to wszystko chodziło.
- No to jesteśmy.
Rzuciłam gdy znaleźliśmy się pod moim blokiem. Tak naprawdę to chyba nie chciałam się z nim teraz rozstawać. Coś mimo wszystko ciągle mnie przy nim zatrzymywalo. Naprawdę bardzo mocno mi to brakowało. Spojrzałam na niego gdy przystanelam na przeciwko. Zagryzlam dolną warge swoich ust. Czułam się jak nastolatka która poszła na randkę z chłopakiem który od dawna jej się podoba. Sama ie wiem czemu ale wspielam się na swoje płace i położyłam obydwie dłonie na ramionach chłopaka by po chwili go pocałować. Już sama nie wiedziałam czy to tęsknota, hormony czy coś zupełnie innego. Po chwili odsunelam się od niego lekko zwstydzona.
- Przepraszam ja.. Sama nie wiem co robię.
Było mi głupio ale naprawdę tego chciałam. I mimo że nie robiłam przecież nic złego to czułam że mieszam w swojej głowie jeszcze bardziej. Ale naprawdę nie potrafiłam trzymać się z daleka od jego. Zbyt mocno go kochałam.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Co tu dużo mówić - zdecydowanie było mu ciężko w obecnej sytuacji, jednak paradoksalnie dużo łatwiej przychodziło Skylarowi zmobilizowanie się do walki nad samym sobą. Przede wszystkim zrozumiał, że nie poradzi sobie w pojedynkę - uzależnienia nie powinno się lekceważyć i wmawiać, że to minie. Odkąd Sky podjął ostateczną decyzję o leczeniu, było mu już odrobinę lżej. Odzyskiwał nadzieję na to, że jeszcze w jego życiu pojawią się szczęśliwe dni. Chociażby takie, jak ten.
Westchnął cicho, gdy Mikaela zakomunikowała mu, że dotarli na miejsce. Rzeczywiście... Spacer wydawał się taki długi, a oni już stali pod budynkiem, w którym znajdowało się mieszkanie dziewczyny. Ciężko mu było się pożegnać i tak po prostu wrócić do siebie, więc chciał to jeszcze nieco odwlec. Jednak takiego zachowania ze strony Mikaeli kompletnie się nie spodziewał. Trudno było nie zauważyć zaskoczenia wymalowanego na twarzy bruneta, które prędko jednak zmieniło się w... zadowolenie? Szczęście?
- Nie przepraszaj. To przecież nic złego - odpowiedział cicho, a cień uśmiechu błądził nadal po jego twarzy. W końcu zdecydował się odpowiedzieć na ten pocałunek dokładnie tym samym. Nie mógł sobie tak po prostu odpuścić. Uczucie, jakie ich łączyło było zbyt silne - nawet pomimo tych wszystkich przeciwności losu, to wciąż się nie zmieniło - powinienem już wracać, ale nie chcę - stwierdził tylko, ponownie przytulając się do niej lekko.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

To była naorawde magiczna chwila. Dopiero chyba teraz zdałam sobie dokładnie sprawę z tego jak strasznie za nim tęskniłam. Gdy tak staliśmy pod budynkiem i calowalismy się tak niepewnie wydawało mi się że wróciliśmy do czasu kiedy byliśmy jeszcze nastolatkami. To było naprawdę cholernie mile uczucie za którym bardzo tęskniłam.
- Nie chce tego komplikować.. Ale.. tak strasznie mi ciężko udawać że nic między nami nie ma. Kocham Cię, Ty mnie i zamiast wszystko się układać, wszystko jest jeszcze bardziej trudne.
Gdy chłopak mnie przytulił, zadrzalam bo tak dawno nie czułam ciepła jego ciała, znowu czułam się tak bardzo bezpieczna. I mimo że naprawdę w naszym życiu tak wiele się wydarzyło to obecność Sky'a zawsze sprawiała że czułam się dobrze i bezpiecznie. Działał na mnie uspokajająco ale tak samo szybko potrafił mnie wkurzył. Ale tak chyba już między zakochanym ludźmi było.
- To.. To może wejdziesz?
Spytalam niepewnie. Ustaliliśmy że damy sobie czas. Ale ciężko było się żegnać. Bałam się że pewnego dnia mogę już nie zobaczyć chłopaka, że w naszych zyskach pojawi się ktoś inny i to co jest między nami przesadnie na zawsze.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Skylar również niesamowicie mocno tęsknił za dziewczyną. Powrót do własnego, kompletnie opustoszałego mieszkania było dla niego niesamowicie trudne, podobnie jak zresztą życie w pojedynkę. Przez ostatni czas przywykł do mieszkania z Mikaelą - do budzenia się przy niej, wspólnych śniadań, leniwych wieczorów spędzonych wspólnie. Teraz był sam, i choć starał się tak planować wszystkie zajęcia podczas dnia, aby jak najmniej przesiadywać samotnie w domu, wieczorem zawsze przychodziła ta dołująca myśl, że przecież jest sam. I sam sobie na to zasłużył.
Dziś wszystko było inne. On również czuł się jak dawniej. Tak jakby znów był tym samym zbuntowanym, ale jednocześnie do szaleństwa zakochanym nastolatkiem. Miło było to przeżyć. Uświadomił sobie dobitnie, jak cholernie tęsknił za obecnością Mikaeli i że każdy dzień, który spędził z daleka od niej, był niczym innym jak wegetacją.
- Dobrze - być może nie powinien zgadzać się na tę propozycję, ale nie potrafił jej odmówić. Uśmiechnął się tylko. Wizja kolejnego wieczoru spędzonego wyłącznie w swoim własnym towarzystwie nieco przerażała Skylara, a przy Mikaeli... Czuł się zdecydowanie najlepiej. To tu było jego miejsce, tuż przy niej i dziecku, które rosło pod jej sercem.

zt x2

autor

0
0

-

Post

5. Dawno nie czuła się tak dobrze, jak w ciągu kilku ostatnich dni. I nie było to wcale przypadkowe, bowiem ściśle wiązało się z tym, co działo się... a raczej co wydarzyło się pomiędzy nią, a młodym lekarzem, który zaczynał mocno mieszać jej w głowie. Skrupulatna, stanowcza i chłodna dotąd doktor Meyer, zaczynała czasami inaczej spoglądać na innych, a jej myśli nieustannie uciekały w stronę pewnego rezydenta, chociaż wiedziała, że to może prowadzić do samych kłopotów. W szpitalu była jednak jakby bardziej pogodna, a przynajmniej nie czepiała się wszystkich tak bardzo jak do tej pory, co tyczyło się również tych młodych osób, które były pod jej opieką. Nie była do końca pewna, czy aby na pewno to zauważyli, ale w jakimś stopniu byli świadomi tego, że nie wytykała im wszystkich błędów i że nie wściekała się o to za każdym razem. Mimo to byli pewnie gotowi na każdy wybuch i srogie lekcje, ale te póki co nie nadchodziły. Nawet jeżeli jej spotkania z Monty'm ograniczały się jedynie do tych na szpitalnym korytarzu, to były na luzie, niemalże takie, jakby nic więcej pomiędzy nimi nie miało miejsca. Potrafili spojrzeć na to z nieco bardziej zdystansowanego punktu widzenia i chyba wyszło im to na dobre, w końcu nikt niczego nie podejrzewał, a oni mogli po prostu zachowywać się w stosunku do siebie normalnie. Oczywiście starała się zachowywać pozory, ale te bariery szybko ulegały zniszczeniu, gdy tylko widziała jego uśmiech bądź słyszała kolejny sprośny żart, który padał z jego ust. I nawet go za to nie beształa, jedynie śmiejąc się z rozbawienia. Nie wiedziała jak to możliwe, że po zaledwie dwóch bliższych spotkaniach sprawił, że zaczęła się nieco odprężać i zmieniać nastawienie, może jednak tego jej właśnie brakowało? Kogoś kto pokaże jej, że można inaczej? Niemniej jednak była pewna, że póki jest dobrze, to jednak musi wydarzyć się coś, co to niestety zmieni. Dzisiejszy dyżur był ciężki, bo spadły na nią dwa trudne przypadki, ale ostatecznie czas mijał jej i tak zaskakująco szybko. Co dziwne, nie spotkała dziś Monty'ego ani jeden raz, ale też nie miała możliwości nawet go poszukać, bo po prostu miała zbyt wiele na głowie. Dyrektor nadal nie godził się na operacje, co również spędzało jej sen z powiek, ale tym razem nie była z tego powodu aż tak wściekła jak wtedy, gdy wparowała do Monty'ego, pragnąc jedynie się zapomnieć na chwile. I odreagować. Pobyt w szpitalu przeciągnął jej się o niespełna dwie godziny, ale potem musiała pojechać jeszcze do zachodniej częściej Seattle, do centrum, by tam załatwić kilka formalności, które zawsze odkładała na potem. Przy okazji zahaczyła jeszcze o jubilera w galerii handlowej, gdzie... spotkała swojego byłego męża. Spotkała - to w gruncie rzeczy zbyt wiele powiedziane, bo nie odważyła się podejść. Jedynie obserwowała z oddali, jak jej były ukochany ogląda sklepowe wystawy w otoczeniu dwójki dzieci i ciężarnej kobiety, która zapewne była jego nową wybranką. Ostatni raz widziała go kilka lat temu, słyszała o tym, iż ułożył sobie życie, ale nigdy nie widziała ich na własne oczy. Razem. Szczęśliwych. Mocno wytrąciło ją to z równowagi, ale w ten nieco negatywny sposób. Nie była zła, a raczej smutna, poniekąd rozbita i przytłoczyło ją poczucie tego, że to mogło być jej życie, którego od losu nie dostała. Nie wiedziała kiedy nagle stała się taka sentymentalna, sądząc, iż już dawno uporała się z demonami przeszłości, ale jednak teraz zdała sobie sprawę, że wcale tak nie jest. Czym prędzej opuściła budynek i ponieważ nie chciała wsiadać póki co do samochodu, bo nadal była trochę zdenerwowana i oszołomiona, ruszyła prosto przed siebie, nie zważając na to, że jej płaszcz został w samochodzie. A było to trochę chłodniejsze popołudnie. Szła po prostu przed siebie, po drodze wypalając papierosa, który miał pomóc jej się odstresować i uspokoić. Idąc tak przed siebie, kompletnie się zamyśliła, a z tego letargu wyrwał ją dopiero dźwięk telefonu. Nie miała ochoty z nikim rozmawiać, ale w tych lekkich nerwach nie mogła w ogóle znaleźć telefonu w torebce, bo jeszcze pomiędzy palcami trzymała papierosa. Ostatecznie torebka wypadła jej z rąk, a z torebki wypadło kilka rzeczy. - Cholera - mruknęła sama do siebie i przykucnęła, by pozbierać swoje rzeczy, ale wtedy też zorientowała się, że ktoś przykucnął obok niej i zauważyła najpierw męską dłoń, która sięgała po jedną z jej rzeczy. - Poradzę sobie sama - odparła nieco niemiło, zgarniając większość swoich rzeczy, ale ktoś zabrał dwie pozostałe, więc gdy tylko się podniosła i wyprostowała, uniosła głowę i jej oczom ukazał się Monty, który delikatnie się uśmiechał, przyglądając jej. Jego uśmiech sprawiał, że dosłownie w jednej chwili zapomniała o tym dlaczego była przed momentem taka oszołomiona i wybita z rytmu. - Ja... - zająknęła się na moment - ...co ty tutaj robisz? - spytała nieco zdziwiona, wrzucając jednocześnie rzeczy do torebki, a telefon po prostu przestał już dzwonić. Sięgnęła do jego dłoni, by zabrać szminkę i portfel, wobec czego jej zimne palce musnęły jego skórę. - Dziękuję. Jestem dzisiaj trochę roztargniona - wyjaśniła szybko, kolejny raz napotykając jego intensywne spojrzenie. Kąciki jej ust uniosły się jednak lekko ku górze, bo nie widziała go dzisiaj w szpitalu, wobec czego cieszyło ją to niespodziewane spotkanie. Nawet nie wiedziała jak bardzo potrzebowała go zobaczyć właśnie teraz, w tym konkretnym momencie.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

XI Ostatnie dni nie przyniosły takich wrażeń, jak ich ostatnie spotkanie. Wszystko przebiegało raczej rutynowo. Nadal kursował między szpitalem, w którym spędzał długie godziny a domem, gdzie najczęściej po prostu tylko spał. Śmiało można było stwierdzić, że w przeciwieństwie do niedawnych dni, teraz był w dużo lepszym samopoczuciu. Oczywiście wszystko miało związek z jego potajemnymi spotkaniami z ordynatorką szpitala. Tryskał większym humorem niż zawsze, a do pracy stawiał się jakby chętniej. A wszystko za sprawą dwóch nocy, które spędzał ze wspaniałą kobietą, nie czując się w końcu samotnym w we własnych czterech ścianach.
Jego relacje z Judith również były dużo lepsze. W szpitalu jeszcze chętniej spędzał z nią czas i po prostu żartował z różnych rzeczy, kiedy tylko mieli okazję. Zauważył również, z resztą nie tylko on, że Meyer chodzi w lepszym humorze. Słyszał szepty ludzi na korytarzach, którzy nie wierzyli na własne oczy, widząc ukradkowe uśmiechy na jej ustach. Niestety to wszystko miał również drugą stronę medalu, bo praktycznie nie było dnia, kiedy o niej nie myślał. Co raz zastanawiał się, co właśnie robi, jak się czuje, czy nie potrzebuje go do czegoś. Było wiele momentów, kiedy siedział na kanapie w domu, z telefonem w dłoni, wahając się czy do niej napisać, zaprosić do siebie. Na coś się jednak umówili i mimo kryzysowych momentów, nic takiego nie zrobił. Jednak myśli, by to zrobić co chwila go prześladowały.
Po przespaniu niemal całego dnia, po powrocie z kolejnej nocnej zmiany, którą chyba bardzo lubili mu dawać w ostatnim czasie, tkwił kolejny dzień sam w swojej sypialni. Miał cały wieczór przed sobą a nawet noc. Miał dość ograniczone pomysły, jeśli chodzi o spożytkowanie najbliższych godzin. Sięgnął po telefon i napisał do paru osób, zapraszając na jakieś wyjście, lecz w środku tygodnie nie było łatwo kogokolwiek wyciągnąć. Oczywiście mógł ponownie zamówić sobie jakieś jedzenie, zatopić się w łóżku i oglądać seriale. Postanowił jednak ruszyć się na miasto, bez celu, szukając go po drodze. Szybko się przebrał i wyruszył ze swojego mieszkania, a następnie przeszedł się na plażę przy oceanie, po czym ruszył na spacer deptakiem wzdłuż wody.
Mieszkając w północno-wschodniej części Seattle bardzo szybko znalazł się w South Park, położonym po prostu na zachodzie, czyli nieco pod jego miejsce zamieszkania. Wciąż szedł plażowymi bulwarami, co raz wstępując do napotkanych lokali, oglądając sobie jakieś rzeczy, a najczęściej różne bzdety, które wcale nie były mu potrzebne, ale lubił po prostu kupowanie. Krocząc przed siebie, przemieszczał się między ludźmi, których spora ilość była rozsiana w pobliskim obszarze. To przypomniało mu, że niedługo święta i wzmożona aktywność przechodniów nie powinna być zdziwieniem.
Za to uwagę Monty’ego przykuła sylwetka pewnej blondynki o długich włosach, w wysokich kozakach z papierosem w dłoni, której torebka nagle znalazła się na ziemi. Nie wiedział jak, nie wiedział skąd, nie wiedział czy to jest normalne, że od razu poznał, iż zbliżał się właśnie do swojej ordynatorki, która powoli przykucnęła nad swoimi rzeczami chcąc je zebrać. Natychmiast przyspieszył do niej kroku i również obniżył swoją pozycję, zbierając z chodnika portfel i jedną ze szminek. – Właśnie widzę, jak sobie radzisz, Meyer. – odpowiedział tylko z lekkim uśmiechem pod nosem, a kiedy odsłoniła swoją twarz skrytą za długimi włosami spojrzał w jej oczy, z lekko uniesionymi brwiami. – Aktualnie ratuję twoją torebkę. – dodał kolejnym żartem. Wysunął rękę w jej stronę, oddając jej rzeczy. Przyglądał się, jak nieco nerwowymi ruchami, z wciąż tlącym się między jej palcami papierosem próbuje je gdzieś upchać. W tym samym momencie uniósł nieco spojrzenie na pewną dziewczynkę, która trzymając się ręki kobiety przeszła obok nich. Zerknął dalej na całą rodzinę, kobietę z ciążowym brzuchem, drugie dziecko oraz mężczyznę, który idąc obrócił się w ich stronę, odznaczając się typową, ludzką ciekowością na niefortunne zdarzenie na ulicy. Monty wymienił z nim przez chwilę nic nie znaczące spojrzenie, podczas gdy Judith doprowadzała do ładu swoją torebkę, znów mając zasłoniętą całą twarz od swoich włosów.
Zrobiłem sobie spacer po mieście. – odpowiedział konkretniej na jej wcześniejsze pytanie, prostując się na nogach razem z lekarką. – A ciebie co sprowadza do tej części? – odbił pytanie, cały czas przyglądając się Judith w oczy. Znów zaczął zatapiać się w jej źrenicach i nie mógł się nie powstrzymać, by nie uśmiechnąć się, kiedy obdarowywała go tym samym. W środku poczuł nawet małą euforię z powodu ich, kolejnego z jego punktu widzenia, niespodziewanego spotkania. – Masz ochotę mi potowarzyszyć? – zapytał nagle i jednocześnie wciąż się uśmiechając zaczął iść przed siebie, lecz odwrócił częściowo ciało i wyciągnął ku niej rękę, jakby była to jej jedyna szansa na to, by mu towarzyszyć.

autor

0
0

-

Post

Nie spodziewała się, że większa zażyłość z młodym lekarzem, a przy tym złamanie jednej z podstawowych zasad sprawi, że będzie się czuła o niebo lepiej niż do tej pory. Początkowo była wręcz przerażona tym co się działo i jakby miała wrażenie, że mocno wychodzi ze swojej własnej strefy komfortu. A nigdy tego nie robiła i nigdy tak bardzo nie ryzykowała. Dla Monty'ego jednak podjęła się jednak tego wszystkiego i póki co, mimo jeszcze pewnych obaw czy lęków związanych z rozwojem ich relacji, zdecydowanie nie żałowała tego co między nimi zaszło. Było to pełne pasji, namiętne i intensywne, a przy tym czułe i całkiem... normalne. Taka nietypowa normalność, której chyba naprawdę jej w życiu brakowało, tyle, że do tej pory nie zdawała sobie z tego sprawy. Nie zdawała, bo nikt inny nie zaserwował jej takiej mieszanko doznań, jedynie podczas dwóch spotkań. Można by powiedzieć, że to niewiele, ale odcisnęło się na niej tak mocno, że nie mogła wyrzucić tego ze swojej głowy. Poniekąd też przyswoiła podejście mężczyzny do tego wszystkiego i nie była już taką wycofaną panią doktor, która uporczywie musiała trzymać się swoich zasad, powtarzając w kółko jedno i to samo - że to nie może się już powtórzyć. I nawet jeżeli póki co się nie powtórzyło, to nieco wrzuciła na luz, a dzięki temu ich kontakty w szpitalu wróciły do normy, a można i by zaryzykować stwierdzenie, że nawet były lepsze niż wcześniej. Od czasu do czasu można było rzeczywiście dostrzec na jej twarzy cień uśmiechu, nie wyżywała się na młodych lekarzach - no, może po prostu nie aż tak często jak zwykle - a, przy tym były chyba ciut bardziej wyrozumiała. Miewała częściej dobry humor, co chyba można było dostrzec gołym okiem, a u niej było dość niespotykane. Roześmiana była jedynie wtedy, gdy ona i Monty mieli szansę spędzić kilka chwil sam na sam, na przykład w jej gabinecie, kiedy to słuchała jego żartów i dogadywania, które o dziwo wcale jej już nie irytowały, a jedynie rozbawiały. Rutyna poniekąd wróciła do jej codzienność, bo i ona kursowała przecież jedynie między szpitalem, a swoim mieszkaniem, ale wcale nie narzekała, bo właśnie w szpitalu spędzała najlepsze godziny, zwłaszcza wtedy, gdy mogła tam spotkać Monty'ego. Zaskakującym było więc również to, że nie myślała już jedynie o kwestiach zawodowych, chociaż oczywiście te nadal stawiała na piedestale swoich wartości. Ale coś w niej pękało i to właśnie za jego sprawą. Czasami miała wręcz ochotę zrobić znowu coś szalonego, złapać butelkę dobrego alkoholu i do niego pojechać, tak jak wtedy, ale ostatecznie rezygnowała z tego pomysłu. Spędzała dalej samotne wieczory w swoim mieszkaniu i chociaż pragnęła się z nim spotkać, walczyła sama ze sobą. Ze swoim rozumem. Nie spodziewała się więc, że zwykłe wyjście do centrum spowoduje u niej nagle taką reakcję, że będzie musiała zmierzyć się z trudną przeszłością i walczyć z tym na nowo. Chociaż była świadoma tego, że jej były ma nową rodzinę, to zobaczenie tego na własne oczy było cholernie bolesne. Ale przecież królowa lodu nie płacze. Królowa lodu nie, ale prawdziwa Judy? Nerwowo paliła tego papierosa, idąc ciągle przed siebie i gdyby nie ten telefon, zapewne szła by dalej, ale ostatecznie doszło do tego małego wypadku, a na jej drodze nagle pojawił się Monty. Osoba, którą chciała chyba teraz zobaczyć najbardziej. Znajomy głos też szybko dotarł do jej świadomości, chociaż chwilowo miała wrażenie, że umysł płata jej figle. Ale on naprawdę tutaj był. - Nie kwestionuj moich słów, Winterspoon - odgryzła mu się na starcie, unosząc zaraz potem kąciki ust ku górze - Moja torebka jest już w tak kiepskim stanie, że chyba żaden ratunek jej nie pomoże - westchnęła, wpychając do niej wszystkie te rzeczy, które wypadły. Tym razem dość niedbale, więc ledwo się mieściły. Przeklęła znowu krótko pod nosem i pochyliła się lekko, więc jasne włosy opadły jej na twarz i nie widziała nic, poza swoją torebką. W końcu ją zasunęła i odetchnęła, zaciągając się jeszcze papierosem, którego nadal trzymała między palcami. Spojrzała na Monty'ego, wypuszczając dym z ust i pokiwała głową. - To ciekawe, że oboje znaleźliśmy się akurat tutaj, w tym samym czasie. Miałam tutaj kilka rzeczy do załatwienia, niedaleko zostawiłam samochód, byłam w galerii i... po prostu musiałam się przejść, miałam też ochotę zapalić - wyjaśniła trochę jakby nieskładanie, ewidentnie nadal się denerwując. Póki co nie wiedziała, że jej były z nową rodziną ich minęli. Spojrzała na papierosa i rzuciła go na ziemię, przydeptując lekko swoim eleganckim butem. Może mało seksowne, ale jakoś się tym nie przejmowała póki co. Spojrzała na mężczyznę, gdy zaproponował spacer i ruszył już nawet przed siebie. - Zdecydowanie mam na to ochotę - odpowiedziała i gdy obrócił się, wyciągając rękę, bez namysłu ją złapała. Gdy złączyli palce swoich dłoni, zrobiła kilka szybszych kroków, lekkim truchtem podchodząc do niego i tym samym zrównując z nim swój krok. - Naprawdę wyszedłeś po prostu na spacer czy raczej zmierzałeś na jakąś randkę? Bo wyglądasz dość elegancko. Mam nadzieję, że nie zmieniłeś właśnie dla mnie jakiś swoich planów? - zerknęła na niego, chociaż w zasadzie, nie miałaby nic przeciwko. To też nawet byłoby miłe. Chociaż tego od niego nie wymagała, ale cieszyła się, że jednak zwrócił na nią uwagę. - Cieszę się, że tu jesteś... - przyznała w końcu, nieco ciszej, po czym puściła jednak jego dłoń i wsunęła rękę pod jego ramie, obejmując w ten sposób i przysuwając się do niego nieco bardziej. Im bliżej niego była, tym cieplej jej było, poza tym brakowało jej tej bliskości. Na moment zapomniała o tym co krążyło po jej głowie, ale na próżno, bo gdy tylko uniosła wzrok, zobaczyła niemalże identyczny obrazek, jak ten w galerii. Jej były mąż w towarzystwie swojej nowej rodziny, nieopodal nich. Zamarła na moment w bezruchu, sprawiając tym samym, że i Monty musiał się zatrzymać. Wróciła po chwili na ziemie i spojrzała na niego, bo najwyraźniej posyłał jej teraz nieco pytające spojrzenie. - Nie, to nic... to nic, przepraszam. Możemy iść dalej - pokręciła głową i uśmiechnęła się nieco niemrawo, gdy ruszyli dalej. Była tak blisko, że mogła na niego swobodnie spojrzeć, przekręcając głowę i poczuć przyjemny zapach jego perfum, który szczerze uwielbiała. Chciała znowu zapomnieć, a wiedziała, że przy nim może to zrobić.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Monterrey był w pewien sposób całkowicie przekonany, że lekarka do niego dołączy. Sam by raczej jej nie zostawił, ale równie dobrze mogłaby podjąć decyzję o tym, że jednak rozstaną się szybko, tak samo jak się niespodziewanie spotkali. Złapał dłoń kobiety, która podbiegła do niego szybkimi krokami, stukając przy tym obcasami o chodnik i splótł ich palce razem, jakby to była najnormalniejsza rzecz pod słońcem.
- Też jestem lekko zaskoczony, że cię zastałem w środku miasta. Jednak nie jest ono wcale takie duże. – uśmiechnął się, próbując tak naprawdę odnaleźć się w tej nowej rzeczywistości, że natknął się na lekarkę w innym miejscu niż szpital. – Czyli sobie trochę pozwalasz? Rozumiem. Kupiłaś sobie coś ładnego? – zerknął na Judith, podczas gdy jego długie włosy smagały go lekko po policzkach, ale na szczęście dzięki kapeluszowi, który dzisiaj założył, nie miał ich na całej twarzy. Przez pierwsze kroków, jakie razem przeszli czuł niemałą ekscytację, by nie powiedzieć euforię. Kiedy zaczął pracę w Swedish Hospital nawet nie myślał o tym, że zawróci mu w głowie jego własna ordynatorka. I chociaż przeżyli już ze sobą seks, to jednak robili teraz coś, czego tak nadmiernie unikali i co poniekąd było zakazane, bo nie prowadziło ich relacji w dobrą stronę. – Naprawdę. Idąc tym deptakiem w drugą stronę można dojść praktycznie pod mój dom. A nie chciałem siedzieć sam w domu. Wróciłem z nocnej zmiany, a potem przespałem cały dzień, więc możliwe, że czeka mnie kolejna nieprzespana noc. No i trochę ożyłem, będąc na świeżym powietrzu, wśród ludzi. – zerknął ponownie na Judith, ściągając nieco brwi do środka z utrzymującym się na twarzy lekkim uśmieszkiem. – Cieszę się, że ci się podobam. A co do planów, to właśnie je zmieniłem. Nie zakładałem cię w nich. Ale teraz nie zakładam ich bez ciebie. – to mówiąc potarł kciukiem wierzch jej dłoni, ale zaraz pozwolił Judith oprzeć się o swoje ramię. Drugą rękę wsunął do kieszeni swojego płaszcza, zmierzając przed siebie z nią u boku. Chwilę nic nie mówili, ale kiedy usłyszał jej ciche wyznanie, niemal nie mógł powstrzymać szerokiego uśmiechu, który zagościł na jego ustach. Nigdy nie sądził, że takie słowa padną z ust Judith.
W odpowiedzi chciał nawet zdobyć się na czuły pocałunek, lecz wtedy został nagle przez nią zatrzymany. Zachwiał się jedną nogą, po czym spojrzał na kobietę, która miała na twarzy jakby lekkie przerażenie. Monty spojrzał na nią pytająco, lekko rozglądając się po otoczeniu. Oboje szybko ruszyli dalej. – Czy na pewno jest wszystko w porządku? Wydajesz się strasznie rozkojarzona? – zapytał na bazie tej sytuacji oraz obserwacji i zbieraniu jej rzeczy do torebki. Zamiast jakiejś konkretnej odpowiedzi poczuł, jak wtula w niego swoją głowę, co było bardzo miłe. – Wiesz co? – wypowiedział po chwili ciszy patrząc prosto przed siebie, robiąc jednak pauzę dla efektu wyczekiwania. Przekrzywił głowę kątem oka zauważając, że Judith znów jest w niego wpatrzona. Przez chwilę utkwił w niej swój wzrok, zanim dokończył swoją myśl. – Znów wyglądasz cholernie seksownie. – powiedział jej nieco ciszej, ale tuż przy uchu.

autor

0
0

-

Post

Gdy palce ich dłoni splotły się razem, poczuła przyjemne ciepło i dziwny spokój. Rzeczywiście jakby to była najnormalniejsza rzecz na świecie, chociaż tak naprawdę wcale nią nie była. Wręcz była mocno zakazana. Niemniej jednak była oszołomiona wydarzeniami dzisiejszego dnia, wydarzeniami sprzed momentu i tym kogo i z kim zobaczyła. A Monty? Po prostu pojawił się w idealnym momencie, dając jej pewnego rodzaju komfort i wsparcie, nawet jeżeli całkiem nieświadomie. - Właściwie pierwszy raz wpadliśmy na siebie gdzieś... poza szpitalem - zauważyła, również próbując jakoś odnaleźć się w tej nowej sytuacji, którą to ta sytuacja na pewno dla nich była. Nie byli na 'swoim' terenie, nie mieli swoich rytualnych zachowań i swobody, którą dawała im znajomość szpitala. To było coś całkiem innego i przy tym kompletnie obcego, ale chyba również ekscytującego. - W zasadzie nawet nie zdążyłam na dobre zagościć w galerii... bo z niej wyszłam. Miałam ochotę na małe zakupy, ale tak naprawdę jedynie odebrałam swoją bransoletkę od jubilera - wyjaśniła, unosząc drugą, wolną dłoń i poruszyła nią lekko, ukazując mu błyskotkę na swoim nadgarstku. Oczywiście była złota i bardzo droga, ale przy tym po prostu elegancka i dla niej również cenna. Uśmiechnęła się przy tym lekko, gdy Monty przyglądał się chwilowo jej biżuterii, a przy tym z każdym kolejnym krokiem czuła po prostu radość. Z jednej strony obawiała się tego, że młody lekarz może za bardzo wejść do jej życia, a z drugiej nie chciała go z niego usuwać. Tworzył się spory dylemat. Sam seks był naprawdę etapem raczej niezobowiązującym, chociaż również bardzo intymnym, jednak to co robili teraz, wprowadzało ich na niego inny poziom. Znacznie bliższy. Na jej usta znowu wkradł się lekki uśmiech, gdy usłyszała jak wprost stwierdził, że jego plany nie mają prawa bytu bez niej. - Czyli teraz będziemy mieć wspólne plany? - zagadnęła lekko zaczepnie, po czym w końcu się zaśmiała, chyba pierwszy dzisiejszego dnia - Cieszę się, że uwzględniasz mnie w swoich dzisiejszych planach. Właściwie nie chciałabym dzisiaj być sama... - dodała jeszcze, by na chwile zamilknąć, a potem powiedzieć coś, o co sama by się nie posądzała. Mówiła mu to wprost i naprawdę nie czuła się z tym źle. To poniekąd było wyznaniem, które powinno pozostać jedynie w jej głowie. Ale cieszyła się, że tu jest i po prostu chciała to powiedzieć. I było naprawdę miło, było, do momentu, w którym znowu dostrzegła byłego męża. I ten obrazek znowu uderzył w nią, niemal ze zdwojoną siłą. Nie chciała jednak o tym mówić, nie chciała, by on ją zobaczył, w ogóle nic nie chciała. Pragnęła jedynie wymazać wyobrażenia, które pojawiały się w jej głowie, o tym, że to mogli być oni i ich rodzina. Zazdrościła mu? Jakaś jej stara część na pewno tak, bo ta nowa Judith, mocno pracowała na to, by jedyną najważniejszą rzeczą w jej życiu była tylko praca. Pytania Monty'ego wyrwały ją jednak z zamyślenia, dostrzegła lekkie zmartwienie na jego twarzy, ale próbowała przekonać go swoim uśmiechem. Nic nie powiedziała, po prostu wtuliła się w niego bardziej. - Hmm? - mruknęła cicho, pragnąc usłyszeć co miał jej do powiedzenia, gdy zrobił dłuższą przerwę, budując napięcie. Odchyliła wtedy lekko głowę, by na niego spojrzeć i wpatrywała się w niego, nie tylko czekając, ale i podziwiając jego piękne rysy. W końcu usłyszała jego słowa i szczerze się zaśmiała, kręcąc głową. To spowodowało, iż zatrzymała się na moment i stanęli do siebie przodem, a ona objęła go nieco w pasie, stając jeszcze bliżej niego. - Seksownie, mówisz? Nikt nigdy nie mówił mi aż tylu komplementów, wiesz? - stwierdziła z rozbawieniem, wpatrując się w jego oczy. Przesunęła opuszkami palców po jego policzku i gdy pochylił się nieco w jej stronę, pragnęła poczuć wreszcie jego usta na swoich. Stęskniła się za nim bardzo, bo nawet jeżeli się widywali w szpitalu, to nie pozwalali sobie na żadne czułe gesty ani tym bardziej na pocałunki. Nim jednak doszło do pocałunku, w jej głowie rozbrzmiał znajomy głos. Miała wrażenie, że na moment zatrzymało się jej serce. - Judith? - usłyszała, pytającym tonem głosu, ale przecież doskonale wiedziała do kogo należy ten głos, którego pewnie nigdy nie zapomni. Monty mógł dostrzec przerażenie w jej oczach, bo nadal jeszcze chwilowo na siebie patrzyli, nim odważyła się obrócić głowę i spojrzeć na kogoś, kto do nich podszedł. Puściła wtedy mężczyznę i z wyraźnym szokiem wpatrywała się w swojego byłego męża, który w otoczeniu swojej rodziny stał tu właśnie na wyciągnięcie jej ręki. - Judith, oczywiście, że to Ty. Nie mógłbym się pomylić, widziałem Cię jeszcze w galerii. Co za spotkanie... nic się nie zmieniłaś - mówił, równie zaskoczony, ale najwyraźniej raczej pozytywnie. Liczył na to spotkanie? Cieszyło go to? Poczuła, że musiał całkowicie ruszyć do przodu, z tymi osobami, które były tutaj z nim. Poczuła dziwne ukłucie żalu, rozczarowania, jakiś dziwny ból, chociaż życzyła mu przecież dobrze. I z całą pewnością nie darzyła go już taką miłością, ale jednak łączyła ich trudna przeszłość i trudne doświadczenia także. - Logan... ja... nie spodziewałam się, że Cię tu spotkam - wydusiła w końcu z siebie, bo chyba wypadało się odezwać. Udała zaskoczoną, jakby go nie widziała wcześniej. Mierzyli się przez chwilę wzrokiem, jednak nieco zmieszani, zapewne odtwarzając w głowie to co działo się kilkanaście lat temu. - Dobrze Cię widzieć, Judy - dodał jeszcze, jakby tak całkiem tylko do niej, a potem się zreflektował i szybko spojrzał z szerokim uśmiechem na swoich bliskich. Przedstawił im żonę, Cindy, jak również naprawdę urocze dzieci, chłopca i dziewczynkę. Ten widok nadal ją ranił, ale nie dawała tego po sobie poznać, uśmiechała się jedynie, mając wrażenie, że ten uśmiech wręcz ją boli. - Cieszę się, że mogę Was poznać - zwróciła się do nich, głównie do jego żony, gdy Logan już wyjaśnił swojej nowej ukochanej, iż Judy to jego była żona, ale kobieta najprawdopodobniej doskonale znała ich historię - I cieszę się, że u Ciebie wszystko dobrze... - spojrzała jeszcze na Logana, zdając sobie sprawę z tego, iż jest tu również Monty, na którego Logan zerkał z zaciekawieniem. A Judith poczuła, że nie może powiedzieć mu wprost, że żyje jedynie pracą i nigdy już prywatnie nie była szczęśliwa. Że nie ma rodziny. - Poznajcie się również, to jest Monterrey... mój narzeczony - powiedziała szybko, zerkając na mężczyznę z lekkim zakłopotaniem, jednocześnie nieco się do niego przybliżając. Oczywiście słysząc wyjaśnienia Logana, skierowane do jego żony, również Monty wiedział już, że Logan jest byłym mężem jego pani ordynator. Nie miała jednak pewności jak zareaguje na jej wcale nie takie małe kłamstwo. I co teraz zrobi, bo równie dobrze mógł nie podjąć się kłamania wraz z nią.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

- Nie? To znaczy, że źle sobie dobierasz facetów, Meyer. Mogę cię zasypywać komplementami cały czas, aż będziesz kazać mi przestać. – uśmiechnął się szeroko, nie odrywając od kobiety swoich oczu. Cały ten czas trzymał blisko przed sobie, posuwając się do przodu trochę instynktownie, nie patrząc wcale na drogę. Gdy dotknęła jego policzek swoją dłonią, ciało spięło się na chwilę, a sam wziął głębszy wdech. Okazywali już sobie czułość wcześniej, ale nigdy w miejscu publicznym. Było to dla niego nowe doświadczenie, którego kompletni nie spodziewał się doczekać. Znów popadał w ten mały euforyczny stan. Ich twarze zaczęły zbliżać się do siebie jakby przyciągane jakimś magnesem. Bardzo chciał ją pocałować, tak naprawdę odkąd rozstali się ostatnim razem u niego w domu. Niestety nadal nie było im dane tego zrobić.
Usłyszał imię jego towarzyszki, lecz bynajmniej nie padło ono z jego ust. Rozbrzmiało raczej dość niskim, poważnym tonem. Wyprostował się na jego dźwięk i przez moment patrzył na duże oczy Judith, która w jednej sekundzie zlękła się tego głosu. Razem z nią obrócił głowę do jego źródła i spojrzał na całkiem eleganckiego mężczyznę, mniej więcej w jej wieku, który do nich podszedł. Na ten moment go nie poznał, ale zauważył, wnioskując również po słowach, że oboje się znają. Pierwszą, zbyt oczywistą myślą było, iż może jest to przyjaciel lekarki lub nawet jakiś były mężczyzna. Stojąc wciąż ramię w ramię z Meyer chyba jako pierwszy zauważył kobietę z dwójką dzieci, którzy podeszli w ich stronę. Chociaż nie skojarzył mężczyzny, to małą dziewczynkę w kurtce o pstrokatym kolorze już tak i odtworzył scenę sprzed paru minut, kiedy klęczeli nad jej torebką a on wymienił spojrzenia z zaciekawionym dzieckiem a potem właśnie z nim. Nie ingerował w ich konwersację, w której Judith znalazła się w mocnym zakłopotaniu. W pewnym momencie padła informacja, która lekko mówiąc zszokowała Monty’ego. Mężczyzna przedstawił swojej rodzinie Judith, jako byłą żonę. Monterrey zachowywał jakieś pozory normalności, lecz w głowie mocno sobie przetwarzał tą informację. Znaczna część wyobrażeń i domysłów, na temat jego ordynatorki właśnie uległa przemianie, by nie powiedzieć unicestwieniu. Jak dotąd miał przecież swoją szefową za kobietę, która jest tak oddana pracy, że nie zajmuje się w ogóle swoim życiem prywatnym i nie szuka rodzinnego szczęścia, stawiając na jakieś przelotne romanse. Teraz wiedział, jak bardzo był w błędzie.
Spojrzenie Monty’ego nagle znalazło się na równi z tym Logana, który mierzył go uważnie wzrokiem. Wytrzymał je, ale zaraz zerknął na Judith, która z dużym zakłopotaniem przypomniała sobie o nim. Niespodzianek był jednak ciąg dalszy, bo lekko go zatkało, gdy przedstawiła go swojemu eks-mężowi jako narzeczonego. Przez sekundę, dwie, nie wiedział, jak się ma zachować, ale szybko zachował zimną krew tak jak w szpitalu i z szerokim uśmiechem na ustach wyciągnął dłoń w kierunku Logana, ściskając ją. – Miło Ciebie poznać. – bez ogródek zwrócił się bezpośrednio do mężczyzny, a gdy zabrał rękę, objął obiema Judith w pasie, przytulając ją do siebie.
- Długo jesteście już razem? – zapytał Logan, wyraźnie zaintrygowany newsem, który usłyszał.
- Od roku. – odpowiedział Monty, totalnie improwizując. Znów dostrzegł spojrzenie lekarki, która oparta o niego patrzyła mu w oczy, lecz Winterspoon, pewny swego, znów zwrócił się wzrokiem do Logana, dodatkowo ujmując dłonie Judith swoimi. – Poznaliśmy się podczas pobytu w górach w tym samym miejscu. I to z jej względów przeprowadziłem się niedawno do Seattle. Wspaniałe miejsce, lecz trochę chłodno. – zaśmiał się, będąc pewnym swego. Z racji jego nieco ciemniejszej karnacji na pewno łatwo było mu uwierzyć, że nie pochodzi stąd. Zmyślona przez niego historia miała na celu uprzedzić potencjalne pytania o początek ich znajomości i nie doprowadzić na ślad, który zawiódłby do ich wspólnej pracy i tego, kim dla siebie byli. Na razie powinni dalej utrzymywać to w tajemnicy. Nawet przed osobami postronnymi. – Nie potrafiłem czekać. Nie chciałem, by ktoś sprzątnął mi ją sprzed nosa. – dokończył mini historię i przekrzywił głowę w stronę Judith, która teraz chyba sama była zaskoczona tym, co powiedział. Monty z uśmiechem na ustach znów pochylił się nieco w jej stronę i zrobił to, co miało zadziać się parę chwil temu. Przymknął oczy i złączył ich usta w długim, czułym pocałunku, podczas którego parę razy zacisnął się wargami na jej wargach. Chociaż teraz, z racji sytuacji odgrywali role, to ten miłosny akt wcale nie był fałszywy. Monty włożył w niego sporo uczuć, w końcu tak bardzo tego pragnąc od dłuższego czasu. Miał nadzieję, że Judith również odczuje to, iż nie całuje ją tylko na pokaz.
W końcu zabrał swoją twarz, z której nie znikał mu uśmiech. Spojrzał na Logana, który przyglądał się tej scenie, oceniając ich chyba swoim poważaniem. Lub był po prostu nieco skołowany. Monterrey wiedział, że raczej nie będzie miał nic do powiedzenia, zwłaszcza na temat ich wieku, bo gdy zerknął na jego nową żonę od razu dostrzegł, że jest od niego samego może trochę starsza, ale na pewno więcej młodsza od Logana.
Monty dał jeszcze Judith zakończyć to spotkanie, po czym oboje ruszyli w swoją stronę. Parli spokojnie do przodu, przez tą chwilę nic nie mówiąc. Monty zerkał co raz na Judith dostrzegając, e ona robi to samo. Na jego twarzy malował się lekki uśmieszek, bo zaczęło bawić go to, co właśnie się wydarzyło. – Jest pani pełna niespodzianek, doktor Meyer. – odezwał się w końcu, patrząc przed siebie, nawiązując jednocześnie do jej pomysłu z narzeczonym oraz do informacji o tym, że w przeszłości była już z kimś związana.

autor

0
0

-

Post

Przewidziałaby wiele scenariuszy, które mogły się zdarzy dzisiejszego wieczora w centrum Seattle, ale na pewno nie przypuszczałaby, że przyjdzie jej spotkać byłego męża, w dodatku będąc w towarzystwie Monty'ego. Miała wrażenie, że los zamierzał sobie właśnie z niej totalnie zakpić. A w dodatku czuła, jakby ktoś chciał ją równie mocno przeczołgać, pokazując jej te obrazki wręcz idealnej rodziny, którą jej były mąż stworzył. Tyle, że bez niej, a z inną kobietą, także znacznie młodszą od niego, przynajmniej tak wywnioskowała na pierwszy rzut oka. Oczywiście nadal gdzieś wewnętrznie czuła radość, że Logan naprawdę ułożył sobie życie i że jest szczęśliwy, idąc dalej bez niej. Nie była w tym wszystkim bez winy, a rozpad ich małżeństwa spowodowany był wieloma aspektami. Między innymi dlatego pragnęła, by przynajmniej on był szczęśliwy, bo na to zasługiwał. Nie sądziła jednak, że widząc takie sceny i jego w otoczeniu dzieci, poczuje takie dziwne ukłucie... zazdrości. No i także bólu, który nadal ją gdzieś ogarniał i przy tym paraliżował. Wyglądał świetnie, mimo upływu lat, a był zaledwie trzy lata starszy od Judith, co świadczyło jedynie o tym, iż młodsza partnerka chyba naprawdę miała na niego dobry wpływ. I poniekąd Judy też była ciekawa szczegółów, aczkolwiek nigdy nie dopytywała ich wspólnych znajomych czy bliskich o to co działo się u niego, wiedziała jedynie, że podobnie jak i ona, on również pojawiał się na grobie ich córeczki. Zawsze w dniu jej śmierci, chociaż nigdy się nie spotkali, być może tak właśnie miało być, by spotkali się właśnie dzisiaj na tym deptaku. Nie wiedziała jeszcze jak to spotkanie wpłynie na nią w ogólnym rozrachunku, ale póki co była mocno oszołomiona. Gdy więc pierwszy raz spojrzała na mężczyznę, a potem słuchała jego słów, powitania, przedstawienia jego nowej żony i dzieci - ciężko kontaktowała, ale nieustannie uśmiechała się, jakby również i ona była szczęśliwa z tego spotkania. Na moment naprawdę chyba zapomniała, że jest tu również Monty, który przysłuchiwał się ich krótkiej wymianie zdań i dzięki Loganowi dowiedział się również o łączącej ich kiedyś relacji. Ale gdy już przedstawiła im Monty'ego, kompletnie nie pomyślała o tym co robi, po prostu to powiedziała. Wypadło z jej ust całkiem niekontrolowanie i nie mogła już tego cofnąć. Jej serce na moment przestało bić, ale gdy Monty szybko się uśmiechnął i podjął grę, nie wydając jej, odetchnęła, ogromnie mu wdzięczna za to co zrobił. Obserwowała jak wymieniają uścisk dłoni, a potem uśmiechnęła się nieznacznie, gdy przysunął ją do siebie, obejmując, co również i ona zrobiła, czując się znowu bezpieczniej w jego ramionach. Chociaż pod czujnym wzrokiem eks-męża i jego rodziny. Oczywiście Logan był zaskoczony, bo póki co nikt nie wiedział o tym, że Judy może kogoś mieć, więc nawet gdyby kogoś o nią pytał, to na pewno nikt by mu o tym nie powiedział. Z lekkim zakłopotaniem słuchała opowieści Monty'ego, jednakże pozytywnie zaskoczona jego improwizacją. Spojrzała na młodego lekarza i na moment całkiem zapomniała o obecności innych, obserwując jak opowiadał o ich 'niby' wspólnej relacji. - To był cudowny rok. Cieszę się, że tutaj do mnie przyjechał, po tym niespodziewanym spotkaniu w górach. Rzadko miewam urlop, ale akurat ten, który spędzałam w górach, okazał się być bardzo cenny - przyznała, siląc się na opanowanie i luz w głosie, chociaż wzrok Monty'ego skupiony na jej osobie i ciepły uśmiech, zdecydowanie jej w tym pomagały. Nie mogłaby być mu bardziej wdzięczna. Plus, jego kolejne słowa bardziej ją zaskoczyły, co mógł dostrzec w wyrazie jej twarzy. To jednak wywołało naprawdę szczery uśmiech z jej strony. - Czekanie nie jest naszą mocną stroną - pokręciła nieznacznie głową, gdy pochylił się nieco bardziej w jej stronę i zrozumiała już co zamierza zrobić. Chwilowo spanikowała, bo tutaj, przy nich... ale szybko o tym zapomniała, gdy tylko ich usta zetknęły się ze sobą. Objęła go nieco bardziej, rozchylając wargi i pozwalając mu na nieco dłuższy, ale czuły pocałunek. Oczywiście to było najlepsze potwierdzenie ich relacji, ale ona doskonale zdawała sobie sprawę z tego, że to teraz, to nie gra. Zacisnęła nieco mocniej palce na materiale jego płaszcza, jakby kompletnie zapominając chwilowo o tym, iż nie są sami. Ale tak długo czekała na ten pocałunek, że poczuła niesamowitą ulgę. Gdy oderwali się od siebie, uśmiechając się, otarła kciukiem kącik jego ust, a potem spojrzała znowu na Logana, który uważnie im się przyglądał. Zdecydowanie niczego by nie skomentował, bo to nawet nie w jego stylu. - Cieszę się, że również układasz sobie życie, Judy - odparł od razu, reflektując się po tej chwili ciszy, która zapanowała - Naprawdę dobrze było Cię znowu zobaczyć... ja... myślałem wielokrotnie, że spotkamy się... no wiesz - urwał, przyglądając się jej intensywnie, chociaż doskonale go zrozumiała. Mówił o cmentarzu. Pokiwała jedynie szybko głową, dając znać iż wie o co mu chodzi. - Widocznie mieliśmy się spotkać dopiero dzisiaj. Życzę Wam wszystkiego dobrego. Miło było Was poznać - dodała jeszcze, spoglądając na jego wybrankę i również na dzieci, które zaczynały się nieco nudzić i rozrabiać. Przez to głównie Logan ostatecznie się pożegnał. - Mam nadzieję, że jeszcze się spotkamy - dodał mimochodem, gdy już poniekąd od nich odchodzili, ale Judith nijak nawet tego nie skomentowała. Podzieliła jedynie z nim spojrzenie. W tym czasie ona i Monty, którzy nadal się obejmowali, ruszyli niespiesznie w drugą stronę. Nie wiedziała kompletnie co powiedzieć, więc milczała, jedynie zerkając na niego co jakiś czas. Poza tym nadal układała sobie to wszystko w głowie. - Nie masz pojęcia, jak wielu niespodzianek - stwierdziła nagle, w odpowiedzi na jego słowa - Zapewne sądziłeś, tak jak wszyscy, którzy nie wiedzą o mojej przeszłości, że jestem ze skały i że nigdy z nikim nie byłam... - dodała, nieco uszczypliwie, ale zdawała sobie sprawę z tego jakie mógł odnieść o niej wrażenie. I nie winiła go za to absolutnie. Sama pozowała przecież na taką właśnie osobe. Nagle usłyszała jeszcze ten znajomy głos byłego męża, wołający za córką: "Bridget, nie biegaj!", co dosłownie uderzyło ją niczym skała, o której chwile wcześniej mówiła. Oddychała nieco głębiej, zatrzymując się, ale nie obróciła się. Puściła za to Monty'ego i znowu próbowała dostać się do swojej torebki, nieco nerwowymi ruchami szukając w niego papierosów. - Muszę zapalić - mruknęła, bo zawsze to robiła w stresowych sytuacjach. Udało jej się w końcu znaleźć opakowanie papierosów, wyjęła jednego i wsunęła między wargi, ale jednak zapalniczka odmówiła jej posłuszeństwa. Nie chciała się zapalić, gdy nerwowo ją naciskała. - Cholera - westchnęła zrezygnowana i spojrzała na mężczyznę, który wziął od niej urządzenie i sprawił, że nagle bez problemu zadziałało. Podziękowała mu jedynie wzrokiem i po chwili zaciągnęła się, ruszając niespiesznie dalej. - Wybacz za to wszystko. Nie mam pojęcia co sobie myślałam, to było głupie. Chyba trochę spanikowałam i nie myślałam jasno... ale dziękuję, że mnie nie wydałeś. Nie wiem czemu to zrobiłam - pokręciła znowu głową, czując jak on ponownie obejmuje ją ramieniem, dając przyjemne ciepło i oparcie - I ta historia o górach... pomyślałeś o wszystkim - zerknęła na niego, mając na myśli to, że nie nawiązał do ich relacji zawodowej, o której nikt nie powinien był widzieć. Nawet jej były mąż. Czuła się kompletnie skołowana, ale i szczęśliwa, że w tej chwili nie była sama. Ale właśnie z nim.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Słysząc jej odpowiedź uśmiechnął się pod nosem, ciesząc się z tego, że humor na małe uszczypliwości jej nie odpuścił. Przynajmniej tak mu się wydawało. Zwłaszcza, że przy rozmowie z byłym mężem, która przebiegała w miarę normalnie, Judith była strasznie zdenerwowana. Do tego jeszcze ta dziwna scenka, którą musieli przy nim odegrać, co do której jeszcze nie wiedział co myśleć poza tym, że trochę go śmieszyła. Śmieszyła, lecz nie potrafił jej wyrzucić z głowy. Trwała ona zaledwie chwilę, lecz to, że na moment został jej narzeczonym i zachowywali się jak para, było po prostu przyjemne. Za nic na razie nie potrafił się wyzbyć tych odczuć, które przecież nie powinny się wydarzyć.
- Nie, to wcale nie tak. – odparł żartobliwie, teraz wszystkiego się wypierając, ale tutaj go miała. – Po prostu myślałem, że nie interesują cię stałe związki i skupiasz się tylko wyłącznie na pracy. Od jakichś kilkunastu lat zapewne. – wzruszył ramieniem, przyznając się nieco do błędu, chociaż w ogóle nie zamierzał jej oceniać. W tym konkretnym momencie, był jednak trochę bardziej ciekawy przeszłości lekarki.
Gdzieś z tyłu rozbrzmiał stanowczy, rodzicielski okrzyk, przywołujący do porządku niesforne dziecko. Ich dwójka zatrzymała się na ich dźwięk, on niejako zmuszony przez Judith. Zerknął na nią i ponownie dostrzegł jakby przerażenie zmieszane ze smutkiem. Nie trzeba było być geniuszem, by dostrzec, że coś ewidentnie w niej ciążył. Monterrey wsunął dłonie do kieszeni płaszcza kiwając głową i czekając, aż Judith sobie zapali. Rozejrzał się na moment, ale szybko skupił swoją uwagę z powrotem na blondynce, która przeklinając pod nosem, próbowała wskrzesić ogień w swojej zapalniczce. – Daj. – podszedł do niej i zabrał od niej mały gadżet. Otoczył go dłonią a następnie jednym, mocniejszym pociągnięciem kciuka rozpalił ogień i przyłożył go do końcówki papierosa, który trzymała w buzi. Normalnie od razu wyznałby, że z papierosem wygląda jeszcze seksowniej, lecz znajdowali się w dość dziwnych i trochę ciężkich okolicznościach.
- Nie ma problem, po prostu… byłem trochę zdziwiony, bo nawet nie wiedziałem na początku kim jest dla ciebie mężczyzna, który nas zaczepił, bo w pierwszym odruchu wydałaś się… przestraszona. Przez moment rozmawialiście normalnie, myślałem że jest może jakimś przyjacielem, kiedy wydało się, że byliście kiedyś małżeństwem. Ale miło było przez chwilę być twoim narzeczonym. – Monty ponownie uśmiechnął się i objął z powrotem Judith. Zaśmiał się nawet, kiedy przypomniała mu historię o górach, którą szybko podrzucił dla zmyłki i dla zarysowania jakiejś ich wspólnej historii. – Nie wiem, dlaczego akurat to mi przyszło do głowy. Mogłem powiedzieć, że poznaliśmy się na jakiejś wyprawie po Arktyce. Ciekawe, czy by uwierzył. – zerknął na Judith chcąc sprawdzić, co sama sądziłaby o takim pomyśle. Chwilę znów jej się przyglądał, obserwując, jak zaciąga się nikotyną, a potem wypuszcza tytoniowy dym, niczym prawdziwa dama. – Nie uważasz, że byłoby super znaleźć się na takim urlopie. Tylko ja… ty… samotni w domku… – wypowiadając do przybliżył twarz do jej ucha i zniżał co chwila głos, robiąc go nieco bardziej zmysłowym, chcąc, by sobie wyobraziła w głowie, co wtedy by ze sobą wyczyniali. Na koniec językiem musnął delikatnie jej ucho, po czym wyprostował się i szedł dalej przed siebie.
- Usiądziemy? – zapytał Monty widząc, wolne miejsce na ławce. Poczuł, że to dobry pomysł na moment się zatrzymać i trochę ochłonąć. Zwłaszcza ona powinna, po nieoczekiwanym spotkaniu ze swoją przeszłością. Monterrey usiadł bokiem, podkulając jedną nogę, by móc swobodnie patrzeć na Judith. Zdjął jeszcze na moment ze swojej głowy, pozwalając rozwiać się włosom na wszelakie strony. – Chyba wiele przeszliście… ty i Logan. – odezwał się, opierając swoje ciało o oparcie ławki, chcąc jakoś delikatnie nawiązać jeszcze do tematu i dowiedzieć się czegoś więcej. – Mogę zapytać, dlaczego nie wyszło?

autor

ODPOWIEDZ

Wróć do „South Park”