WAŻNE Wprowadzamy nowy system pisania postów/tworzenia tematów w lokacjach. Prosimy o zapoznanie się instrukcją i stosowanie nowego wzoru. Więcej informacji znajdziecie tutaj!
Subfora zostały podzielone na 4 główne działy, oto orientacyjny zakres lokacji, które mogą się w nich znaleźć:
- strefa miejska - ulice, parkingi, tereny zielone, parki, place zabaw, zaułki, przystanki, cmentarze
- usługi - sklepy, centra handlowe, salony kosmetyczne, pralnie, warsztaty
- kultura i instytucje - galerie, muzea, teatry, opera, domy kultury, centra społeczne, urzędy, kościoły, szkoły, przedszkola, szpitale, przychodnie
- życie towarzyskie - restauracje, kawiarnie, kluby, kręgielnie, puby, kina
Dodatkowo w dzielnicach znajdziecie subfora większych firm albo ważnych dla forum i postaci lokacji, np. szczególne kluby, uniwersytet, czy restauracje.
INFO W procesie przenoszenia forum na nowy silnik utracone zostały hasła logowania. Napiszcie w tej sprawie na discordzie do audrey#3270 lub na konto Dreamy Seattle na Edenie. Ustawimy nowe tymczasowe hasła, które zmienicie we własnym zakresie.
DISCORD Jesteśmy też tutaj! Zapraszamy!
UPDATE Postacie chcące uzupełnić swoją KP o nowe treści w biografii mogą skorzystać teraz z kodu update w zamówieniach.
-
-
Początkowo nie zakładał nawet jakiejś rodzinnej tragedii, która mogła rozegrać się w jej życiu. Spodziewał się raczej, iż Judith wypunktuje mu parę różnic, które ostatecznie przekreśliły jej poprzednie małżeństwo. Zakładał też jakąś niewierność, bo przecież cóż innego zwykłemu człowiekowi mogło przyjść do głowy. Na pewno nie to, czego miał dowiedzieć się za moment.
Tak naprawdę mogła zbyć go paroma słowami i nie drążył by w ogóle tematu. Nie była to jego sprawa, nie ingerował w jej życie. Wyraz jej twarzy, która przybrała znów smutny, zamyślony, z początku może nawet zły ton świadczył o czymś ciężkim, co ostatecznie podzieliło ją i Logana. – Wiesz, nie musisz, jeżeli nie masz ochoty. Ja po prostu… – nie dokończył, kątem oka zauważając papierosa, który za moment znalazł się przygnieciony pod jej butem. – Oczywiście, że zachowam. – zapewnił ją, tym razem samemu będąc nieco poważniejszym. Mentalnie w środku już przygotowywał się do jakiejś historii, którą przeżywała cały czas w środku i jak zapowiedziała, musiała wyrzucić z siebie.
Historia zaczęła się dość niewinnie, lecz podskórnie już miał dreszcze, czekając na ten jeden moment, który stanie się początkiem końca. Na razie łapał parę skrywanych faktów, z życia Judith, która zaskoczyła go tak szybko podjętą w swoim życiu decyzją o małżeństwie i założeniu rodziny. W pewien sposób była to odmienna postawa, którą prezentowała obecnie. Wsunął dłoń w swoje włosy i z uwaga śledził jej twarz. Przytaknął głową zapewniając ją, że naprawdę chce tego wysłuchać, jeżeli jest gotowa dalej mu opowiedzieć. W końcu odczuł, iż Judith dociera do dramatycznego momentu w swojej opowieści. Z nieco większą trudnością składała zdania, więc Monty dodał jej otuchy, biorąc za dłoń, którą ścisnął. Słysząc w końcu o komplikacjach podczas ciąży, stracie dziecka i niemożności funkcjonowania ze swoim mężem zrobiło mu się po prostu smutno. Przypatrzył się jej jeszcze chwilę, po czym spojrzał gdzieś za siebie, w dal, musząc samemu jakoś to przetrawić. W końcu poczuł, jak lekarka przysuwa się bliżej niego i wtula się w jego ramię. Otoczył ją tym drugim i przytulił do swojego ciała. Westchnął parę razy, trwając tak z nią w milczeniu, próbując zebrać jakieś słowa.
- Przykro mi, Judith. Mogę tylko sobie to wyobrazić jakie było bolesne. Przepraszam, że zapytałem, nie chciałem, by ci było ciężko. Mam tylko cichą nadzieję, że zaraz poczujesz się lepiej. – odrzekł, skupiając wzrok tylko na niej. Oczywiście, że w głowie szybko pożałował tego, iż był tak wścibski i zaczął badać jej przeszłość. Z drugiej strony miał nagłe przekonanie, że właśnie ten moment i ta opowieść, zbliżała ich do siebie bardziej. W końcu stał się niejako powiernikiem jej wielkiego sekretu. Ich relacje właśnie ulegały pogłębieniu i czuł, że odtąd będą ze sobą w pewien sposób bliżej, pod względem czystej przyjaźni. Od teraz również na pewno zacznie patrzeć na lekarkę w innym świetle.
- Nie staraliście się potem o kolejne dziecko? – dopytał jeszcze, po tym, jak Judith sobie trochę ochłonęła i wyprostowała się na ławce. Miał jakieś przekonanie, że pary jednak próbują szybko wyleczyć się po takiej stracie, po prostu nadal próbując. Tutaj, jak sama wspomniała, po tym na pewno mocnym i złym przeżyciu, małżeństwo praktycznie się rozleciało. Zaczął zastanawiać się z tyłu głowy, czy śmierć dziecka było jedynym tego powodem.
-
-
Przez cały ten czas tulił lekarkę do siebie, przekazując jej swoją bliskość. Utrzymując rozmowę w takim tonie, a nie innym, żadne z nich nawet nie pomyślało o tym, że robili właśnie coś, co tak naprawdę uzgodnili wcześniej, iż nie doprowadzą do takiej sytuacji. Sam się tego cieszył, bo chciał być tu dla niej po prostu jako przyjaciel. Wciąż jednak utrzymywały się w jego głowie myśli, w których widział siebie z nią właśnie w takiej scenerii dużo częściej.
- Przestań, nic takiego w sobie nie mam. Po prostu znalazłem się w odpowiednim miejscu, w odpowiednim czasie. Jest mi miło, że się ze mną tym podzieliłaś i mam nadzieję, że teraz jest ci chociaż trochę lżej. Obiecuję, że już nie będę wypytywał więcej. – odparł z lekkim uśmiechem, chcąc już zakończyć powoli ten temat, by poprawić nieco ich nastroje. Chciał wykorzystać to, że spotkali się na mieście nie tylko przeżywając traumy z przeszłości. – Wierzę, że doczekasz się jeszcze swojej Bridget. – dodał jeszcze na koniec, patrząc prosto w jej oczy. Nie był pewien, czy Judith w ogóle chce, czy jeszcze myśli o dziecku, ale jeżeli tak, to miał nadzieję, że to się spełni. Może wtedy jej życie będzie również w stu procentach dopełnione.
Monty przymknął na moment oczy, delektując się wręcz jej czułem dotykiem na policzku, którym raczyła go od dłuższej chwili. Czuł się z tym naprawdę przyjemnie i chciał czerpać więcej, póki oboje sobie na to pozwalali. W tym momencie, z tego powodu, ich relacji, które się coraz bardziej zacieśniały, ale i komplikowały, miał spory mętlik. Zaśmiał się krótko, kiedy nagle usłyszał jej pragnienie dowiedzenia się czegoś o nim.
- Chcesz się dowiedzieć czegoś o mnie, naprawdę? A jak potem wykorzystasz coś przeciwko mnie? Nie powinienem się aż tak odsłaniać. – zerknął w tym momencie na Judith i ucieszył się widząc przywrócony lekki uśmiech na jej pięknej twarzy. – Wydaje mi się, że mam normalne życie, jak wszyscy. W zasadzie mógłbym je sprowadzić do stwierdzenia tata – lekarz, mama – lekarz, ja – lekarz. Nigdy mnie jednak nie zmuszali, by pójść w ich ślady, ale to przychodzi po prostu naturalnie. Z resztą, pewnie wiesz o tym najlepiej. Poza tym wiesz, jak ja bym ci opowiedział o sobie, to zdajesz sobie na pewno sprawę, że stałbym się w twoich oczach mężczyzną idealnym. Jeśli chcesz, przytaknij. Najważniejsze rzeczy o mnie i tak już poznałaś. Świetnie wygląda, dobrze leczy i zajebisty w łóżku. – wzruszył ramieniem, z lekko cwaniacką miną, jakby powiedział same oczywistości. – Pewnie znalazłoby się parę znajomych, którzy by stwierdzili, że jestem cholernym egocentrykiem, wszędzie wtryniam nos i musi być na moje. Parę dziewczyn mogłoby mnie nazwać dupkiem, chociaż nigdy nie obiecywałem nie wiadomo czego. – wykrzywił lekko swoje usta, udając tym razem całkowicie niewinnego. – Więc jak widzisz, to zależy, kogo pytać. Ale jak coś, to pytaj mamę. – dodał jeszcze z lekkim uśmieszkiem wiedząc, że mama przecież nie przedstawiłaby go w złym świetle. Chyba. Przynajmniej on wierzył, że tak by było, z racji jego bardzo dobrych relacji ze swoją rodzicielką.
- Czy to nie fascynujące, że kiedy ty brałaś ślub, ja ledwie zacząłem chodzić do szkoły? – zapytał nagle, po krótkiej przerwie w ich rozmowie. Zaśmiał się na ten fakt, który znienacka przyszedł mu do głowy. Spojrzał rozweselony na twarz Judith, z którą znów wymienił długie spojrzenie. Czuł, jak znów narasta w nim napięcie, kiedy robili to po raz kolejny. Wziął nieco głębszy wdech, wierzchem dłoni gładząc czule jej policzek. Nie mogąc jednak dłużej wytrzymać przybliżył się maksymalnie do niej i raz jeszcze skosztował jej ust, zostawiając na nich niewidzialne ślady swoich. Dłoń wsunął w jej włosy i z przymkniętymi oczami kompletnie oddawał się temu wspaniałemu momentowi. Coraz bardziej pogłębiał pocałunki przekrzywiając, co chwila przekrzywiając głowę na obie strony. Głośniej wyrzucał z siebie powietrze, którego szybko mu brakowało. W końcu, gdy tylko się od siebie oderwali, Monty ułożył dłoń na jej policzku i potarł parę razy nosem jej nosek oraz policzki, przykładając czoło do jej czoła. Patrzył prosto w jej oczy, chcąc zobaczyć jej reakcję na to wszystko, co się właśnie dzisiaj między nimi działo. W tym momencie zaczęło brakować mu odwagi by powiedzieć cokolwiek. Ciężko było mu jednak dłużej walczyć z tym, z czym zmagał się od pewnego czasu. Chociaż bardzo się starał, nie potrafił już wypierać się tego, że się w niej zakochał.
-
-
- Czy to jest naprawdę aż takie straszne? – zapytał, kiedy zszedł trochę na ziemię po tych małych uniesieniach i przypatrzył się Judith nieco uważniej. – Wiem, że dzieli nas duża różnica wieku i kompletnie mi to nie przeszkadza. Czy kogoś jeszcze dzisiaj to dziwi? Czy tylko to, że mężczyzna może być starszy jest akceptowalne? Judith, może dlatego właśnie jest nam ze sobą dobrze. Ty spełniasz moje pragnienia, a ja twoje. Świetnie się dogadujemy i jest nam ze sobą dobrze. Pomimo tego, ile nas dzieli. – argumentował swoje racje, zagłębiając się w jej źrenice coraz bardziej. Rozumiał poniekąd, że to, iż kobieta jest starsza, sporo starsza, nie zdarza się często, lecz Judith ani razu nie powiedziała mu wprost, że nie chce być z kimś młodszym. Liczył po cichu, że nigdy mu tego nie powie, tylko przekona się, że naprawdę wiele jej może zaoferować, nawet jeżeli jest jeszcze taki młody w oczach wielu.
Zaczął już teraz, łącząc ich usta w namiętnych pocałunkach. Jego dłoń instynktownie przeniosła się na kolano i przesunął ją od razu po jej udzie, wsuwając nawet pod jej spódnicę. Bardzo jej pragnął w tym momencie i chciał, żeby to się nie kończyło. I nie myślał wcale tylko o seksie. Chciał dużo więcej.
- Uwielbiam, kiedy zachowujesz się jak zakochana nastolatka. Tak samo, kiedy jesteś ostra i stanowcza na co dzień oraz namiętna w łóżku. – odpowiedział jakby ciszej, wciąż utrzymując kontakt wzrokowy. Jego twarz cały czas znajdowała się blisko jej. Nadal gładził jej udo, bijąc się z kolejnymi myślami, chcąc zrobić kolejny duży krok w ich relacji, co nie przychodziło mu wcale łatwo. – Wiem, że to niewłaściwe, Judith. I powinnaś mi to wybić z głowy. Ale nie chcesz. I ja też nie, bo pragniemy tego samego. I to wcale nie jest złe. – odrzekł bardzo poważnie, chcąc dać jej do zrozumienia, że pragnie więcej, niż tylko zwykły seks. Położył dłoń na jej policzku nie chcąc, by teraz odwróciła swoje spojrzenie w inną stronę, niż jego. – Codziennie o tobie myślę. Kiedy cię nie ma, jest mi cholernie źle. Wiem, że to jest trudne, będzie trudne, ale daj mi szansę. Nie odtrącaj z tego powodu. Nie musimy się do niczego zobowiązywać, ale chcę się z tobą widywać, mieć cię przy sobie zdecydowanie częściej. I nic na to nie poradzę. – w końcu wyznał jej to, co w nim siedziało, czując lekki lęk, co było raczej normalne, bo właśnie postanowił postawić przed ryzykiem całą ich relację, nie tylko prywatną lecz, a może przede wszystkim, zawodową.
-
-
- Też myślałem, że to będzie tylko seks. Lecz wprowadził on duży chaos w moim życiu, ty wprowadziłaś i nie wiem, jak mam się z tego pozbierać. Nie miałbym nic przeciwko takiemu spotykaniu się, ale ciężko już oszukiwać mi siebie, że nie chciałbym czegoś więcej. Jest mi z tobą równie wspaniale teraz, kiedy po prostu spacerujemy po mieście, a ty jesteś przy mnie. Chciałaś, bym znalazł kogoś bardziej odpowiedniego, w moim wieku, ale wyszło na to, że to ty dajesz mi teraz wszystko, czego potrzebuję i nie potrafiłbym tak po prostu o tobie zapomnieć. Nie, kiedy wciąż spotykamy się w pracy. – patrzył na Judith wzrokiem pełnym oczekiwania i lekkiego przerażenia. Nie był tak pewien tego, co robi. Odsłonił się trochę przed nią, ale bał się, że Judith, jako dojrzała kobieta z innymi potrzebami uzna go za głupio zakochanego szczeniaka. Bardzo chciał jej udowodnić, że mimo młodego wieku, potrafi być dojrzały i spróbuje wyjść naprzeciw jej oczekiwaniom. Z każdym następnym słowem lekarki czuł narastającą ulgę i niepohamowaną radość. Na twarzy znów zagościł uśmiech.
- Tak, wiem, że to będzie trudne i skomplikowane. Będziemy musieli pracować razem i udawać, że nic między nami nie ma. Tak naprawdę, trudno mi sobie wyobrazić, że od teraz wszystko bardzo się zmieni. I tak przesiadujemy głównie w szpitalu, do domu wracamy tylko na sen. Zapewne to będzie trwać nadal. Po prostu chciałbym móc spotykać się z tobą na omawianie kolejnych zabiegów, dziko się kochać, spać wtulony w twoje ciało i nad ranem jeść wspólnie czekoladowe płatki. I po prostu być z tobą, kiedy będziemy mieć tylko okazję. - czule gładząc jej policzek podzielił się swoimi przemyśleniami, na temat tego, jak to będzie wyglądać. Nie chciał jednak zadręczać się tym zbyt mocno, pragnąc po prostu spróbować.
- Wygląda na to, że oboje oszaleliśmy, ale tak, chcę spróbować. Nie chciałbym potem żałować tej szansy do końca życia. – dodał pewnym tonem, nie myśląc za bardzo o tym, że postawił na szali swoją zawodową karierę przez próbę związania się ze swoją szefową, co może mieć zły wpływ na ich całą relację, zwłaszcza w razie niepowodzenia. Zamiast tego, znów przybliżył swoją twarz i raz jeszcze pocałował jej usta, co było dopełnieniem ich decyzji.
- Idziemy dalej? – zapytał w końcu, kiedy się od siebie odsunęli, po czym założył swój kapelusz na głowę i powstał na nogi. Wyciągnął rękę w stronę kobiety i splótł ich palce razem, będąc wciąż niezmiernie uradowanym. Oboje ruszyli w dalszą trasę po deptaku. Monterrey, widząc niewysoki murek, który zaczął ciągnąć się wzdłuż chodnika zbliżył się do niego, pociągając nieco Judith w swoją stronę po czym wszedł na niego i trzymając ją za rękę zaczął po nim iść, uważnie stawiając kroki, w tym momencie trochę nad nią górując. – Czy to oznacza, że teraz będziesz na mnie mniej krzyczeć w pracy? – zapytał z lekkim uśmieszkiem, zerkając w stronę dorosłej lekarki.
-
-
- Tak, tak, Judith wiem. I powinienem również zwracać się do ciebie doktor Meyer albo w ogóle zaczniemy udawać, że się nie znamy. – teraz on przerzucił oczami, ale był świadomy tego, że w szpitalu muszą zachowywać się jak lekarze. Sam jeszcze nie wiedział jak to będzie, bo nawet tam zaczęli być ze sobą dość blisko, a teraz muszą się trochę postarać, by było odwrotnie. Jednak naprawdę wierzył, że może im się udać. W końcu ułożą sobie to wszystko i będą w stanie funkcjonować wspólnie zarówno w pracy, jak i poza nią. Zmartwienia ewentualnymi konsekwencjami ich sekretnego współżycia chciał zostawić na kiedy indziej. – Może z tego wszystkiego powinienem zmienić specjalizację i przenieść się na inny oddział? Myślę, że doktor Thornton z chęcią przyjmie mnie na anestezjologię. – udał zamyślenie, ale kątem oka zerknął na Judith próbując zobaczyć, czy może udało mu się wywołać u niej chociaż odrobinę zazdrości. Był jednak przekonany, że za żadne skarby nie odda go nikomu innemu. Zwłaszcza teraz. On również nie chciał od niej odchodzić.
- Świetny pomysł. Też jestem głodny, bo spaceruję już dość długo. I nie, nie mam żadnych planów, a dla ciebie od teraz będę miał czas zawsze. – uśmiechnął się w stronę Meyer a następnie zeskoczył z murku, pakując się praktycznie na nią. Wylądował tuż obok i od razu objął ją rękoma, wtulając się. – Tak więc możesz mnie gdzieś zabrać. – odparł a następnie zbliżył twarz, by uraczyć ją paroma namiętnymi pocałunkami.
- Ciekawe, dlaczego tak jest? – zapytał z uniesioną brwią na jej stwierdzenie, bo akurat nie dziwił się, że inni mogą tak ją postrzegać. – Polecam, mniej krzyczenia, a więcej uśmiechu. – mówiąc to sięgnął dwoma wskazującymi palcami do jej ust i uniósł ich kąciki do góry, na co cicho się roześmiał. – Prowadź. – zarządził w końcu, obejmując lekarkę w pasie i ruszając z nią przed siebie, tym razem poszukując lokalu, w którym mogli by spędzić najbliższe chwile.
Z.T.
-
Lubił wieczorami spacerować po South Parku, zawsze uważał, że miasto nocą jest ciekawsze i ma więcej do zaoferowania, do tego najczęściej było puste, co też Finnowi odpowiadało, nigdy chyba nie pokusiłby się o przechadzkę po deptaku, gdyby miał spotykać resztę spacerowiczów i to nie tak, że nie tolerował ludzi, ale potrzebował tego czasu, żeby pobyć samemu ze swoimi myślami, żeby zapatrzyć się w nocne niebo, spowite chmurami, odgłos wody, odbijające się w rzece światła latarni i... jakąś szamotaninę.
Początkowo chciał dać sprawie rozwiązać się samej. Co go obchodzili obcy ludzie i ich problemy? Przecież mógł tylko wszystko pogorszyć. Zaciągał się papierosem raz za razem i rzucił niedopałek na ziemię, przydeptując go butem, chciał już odejść w swoją stronę, ale podniesione głosy nie dawałyby mu spokoju. Chyba tak po prostu nie mógł. - Hej, chyba nie chce z tobą rozmawiać - rzucił dość spokojnie, znajdując się bliżej skłóconej dwójki. Żaden był z niego bohater, żeby próbować zupełnie nieznajomemu przemówić do rozumu pięścią, ale musiał spróbować zrobić coś, chociaż zupełnie nie był w stanie przewidzieć konsekwencji swojego wkroczenia do akcji.
-
Wpatrując się w twarz niechcianego towarzysza, Aura wcale nie czuła strachu, chociaż była już noc, a ona znajdowała się w jednej z mniej ciekawych dzielnic Seattle. Była tak po ludzku wkurzona i chyba tylko ostatkiem sił powstrzymywała się, żeby mu nie przywalić. Zamiast tego próbowała wyjaśnić mu, żeby się od niej odczepił, podnosząc głos. Zaczęła się nawet szarpać, gdy dotarła do niej, że mężczyzna nie zamierza jej puścić. Paradoksalnie jednak niekoniecznie odczuła ulgę, kiedy usłyszała nagle czyjś głos, dochodzący z boku. Odwróciła głowę w stronę młodego mężczyzny, kątem oka zauważając, że zaczepiający ją gość zrobił to samo, mrużąc gniewnie oczy.
– Co się, kurwa, wpieprzasz, jak dorośli rozmawiają? – wypalił, jednocześnie puszczając ramię Aury, które ściskał trochę zbyt mocno. Rudowłosa nawet nie zdążyła się z tego ucieszyć, dostrzegając, że mężczyzna ruszył w stronę jej niespodziewanego wybawcy. I wcale przy tym nie wyglądał, jakby zamierzał go pogłaskać po główce lub pochwalić za reakcję. Rozejrzała się, ale o tej porze byli tu sami.
– Ej, zostaw go! – warknęła, ruszając się wreszcie ze swojego miejsca, by zbliżyć do nich, co mogło nie być zbyt mądre, ale nie myślała o tym w tej chwili. Prawdę mówiąc, sama jeszcze nie wiedziała, co chce zrobić, chyba po prostu liczyła, że znajdzie się pomiędzy mężczyznami, zanim dojdzie do bójki.
-
Nie ruszył się z miejsca, nie spodziewając się też, że mężczyzna rzeczywiście ruszy w jego stronę dalej niż te dwa kroki, które zdążył już pokonać, a kiedy się zorientował się, że nie przystaje, odruchy Winchestera jakby spowolniły. Nie miał doświadczenia w takich sytuacjach, prawie nigdy. Nigdy w jego krótkim dorosłym życiu nie zdarzyło mu się stawać w czyjejś obronie pod osłoną nocy, nie, kiedy ewidentnie ktoś szarżował w jego kierunku, a z początkowego osłupienia wyrwał go dopiero głos dziewczyny. Ej, zostaw go. Brzmiało dość szlachetnie, jakby to była jej kolej na obronę przed niechcianym typem, ale pobieżne spojrzenie na sylwetkę nieznajomej wcale nie pokazało Finnowi, że oto ona z ich dwójki potrafi się bić. Gdyby potrafiła, nie potrzebowałaby też przecież pomocy. - No i co, taki mądry jesteś? - zagrzmiał mu w uszach głos i chociaż normalnie był tak wygadany, nie miał pojęcia co może na to odpowiedzieć. Że tak? Że już nie? Że na głupie pytania nie ma odpowiedzi? Odruchowo zacisnął dłonie w pięści, chociaż szczerze powiedziawszy wyleciało mu z głowy gdzie najlepiej zadawać ciosy. - Smutne trzeba mieć życie, żeby musieć siłą do siebie przekony... - nie dane było mu dokończyć zdania, bo mężczyzna ani trochę nie miał problemu z zapamiętaniem gdzie trzeba uderzyć, żeby zabolało, co Winchester poczuł jak tylko zatoczył się parę kroków do tyłu, odganiając mroczki sprzed oczu i unosząc dłoń do podbródka, który miał być osiniaczony. Czy na podbródkach w ogóle pojawiały się siniaki? Tego nie wiedział, zacisnął jednak tym razem i pięści, i zęby, gotów ruszyć do kontrataku, a przynajmniej wydawało mu się, że gotów.
-
– Zadzwonię na policję, jak zaraz się od niego nie odczepisz! – zagroziła poważnie, widząc jak chłopak cofnął się, chyba zaskoczony nagłym uderzeniem w szczękę. Nie miała jednak czasu, żeby skupić na nim uwagę, bo wyciągnęła właśnie telefon, dopiero za drugim razem go odblokowując. Nie blefowała, sytuacja robiła się poważna i chociaż Aura nie miała zbyt dobrego zdania o policji, nie widziała innego rozwiązania. Nagle jednak dostrzegła, że panowie znów ruszyli na siebie i widziała tylko szybką wymianę ciosów, nietrudno się jednak było domyślić, że facet z baru miał widoczną przewagę, pewnie był zaprawiony w takich bójkach.
– Niech was... – mruknęła pod nosem, odkładając na moment telefon. Korzystając z tego, że i tak nie zwracali na nią uwagi, okrążyła ich i z rozbiegu wskoczyła dryblasowi na plecy. Oczywiście nie wyglądało to na pewno tak spektakularnie jak na filmach, ale dzięki temu, że kiedyś trenowała akrobatykę, taki wyskok nie sprawił jej problemu. Uwiesiła się na nim, oplatając nogami ciało na wysokości bioder, żeby się nie zsunąć i ugryzła go w ramię. Właściwie – w kurtkę, ale i przez warstwy ubrania to poczuł, bo krzyknął wściekle i szarpnął się, a Aura – mimo wszystko zaskoczona tą reakcją – nie zdołała się utrzymać i spadła, lądując (boleśnie!) na tyłku. Z jej ust też poleciała wiązanka przekleństw, zagłuszona przez niecenzuralne słowa mężczyzny, który zamiast ich wykończyć, właśnie się oddalał. Ruda poderwała się z ziemi i podbiegła do chłopaka, natychmiast wymachując mu dłonią przed twarzą.
– Żyjesz?! Ile widzisz palców? Wiesz, jaki mamy dzień? Pamiętasz, jak się nazywasz? – zarzuciła go pytaniami, trochę się niepokojąc, bo naprawdę nie chciała go mieć na sumieniu.
-
Mroczki przed oczami i dzwonienie w uszach zdecydowanie nie działało na jego korzyść, tak samo jak to, że mimowolnie się zatoczył, ale nie zamierzał się poddawać, ani tym bardziej uciekać w popłochu, bo miał w sobie jednak ten głupi pierwiastek dumy, która nie pozwalała mu odpuszczać nawet, kiedy był skazany na porażkę. - Co, w pierdlu czekają kumple, więc wszystko ci jedno? - niewyparzony jęzor szedł w parze z brakiem instynktu samozachowawczego, zamiast więc się zamknąć, dolał tylko oliwy do ognia, co skutkowało serią ciosów, wymierzoną w jego stronę. Bronił się jak tylko mógł, próbował jednocześnie osłaniać głowę i oddawać, chociaż w połowie tak mocno jak dostawał, ale gdyby tylko musiał, przyznałby, że ratunek dziewczyny był w tym momencie nieoceniony.
Odetchnął głośno kilka razy, opierając dłonie na kolanach, żeby chociaż przez te kilka sekund zebrać siły i jakoś jej pomóc - to w końcu próbował zrobić od początku, ale zanim się obejrzał, wylądowała na tyłku, a facet odszedł w swoim kierunku, rzucając pod ich adresem kilka soczystych wiązanek. - Jak boli, to chyba żyję, co? - rzucił z przekąsem, ocierając rękawem płaszcza krew cieknącą z nosa. Nie był złamany - aż tak nie bolał, ale czuł, że pulsuje mu cała głowa, razem z klatką piersiową i ramionami, ale ten przeklęty sweter, który początkowo mu tylko przeszkadzał, był chyba na tyle gruby, żeby trochę stłumić część uderzeń, chociaż i tak paliło jak cholera. - Trzy, sobota, Finn? - jackpot? Wydawało mu się, że odpowiedział dobrze na wszystkie pytania, już więc szukał w kieszeni paczki papierosów i zapalniczki, bo jeśli istniały idealne momenty, w których fajki mogły pomóc, to właśnie teraz. - A ty? Wszystko okej? Znasz tego typa? - zreflektował się w końcu, powoli wypuszczając dym spomiędzy pękniętych warg, bo tam też mu się dostało. Marzył teraz o lodzie, zarówno w drinku, jak i na twarzy, nie widział co innego mogłoby mu pomóc.