WAŻNE Wprowadzamy nowy system pisania postów/tworzenia tematów w lokacjach. Prosimy o zapoznanie się instrukcją i stosowanie nowego wzoru. Więcej informacji znajdziecie tutaj!

Subfora zostały podzielone na 4 główne działy, oto orientacyjny zakres lokacji, które mogą się w nich znaleźć:
- strefa miejska - ulice, parkingi, tereny zielone, parki, place zabaw, zaułki, przystanki, cmentarze
- usługi - sklepy, centra handlowe, salony kosmetyczne, pralnie, warsztaty
- kultura i instytucje - galerie, muzea, teatry, opera, domy kultury, centra społeczne, urzędy, kościoły, szkoły, przedszkola, szpitale, przychodnie
- życie towarzyskie - restauracje, kawiarnie, kluby, kręgielnie, puby, kina

Dodatkowo w dzielnicach znajdziecie subfora większych firm albo ważnych dla forum i postaci lokacji, np. szczególne kluby, uniwersytet, czy restauracje.

INFO W procesie przenoszenia forum na nowy silnik utracone zostały hasła logowania. Napiszcie w tej sprawie na discordzie do audrey#3270 lub na konto Dreamy Seattle na Edenie. Ustawimy nowe tymczasowe hasła, które zmienicie we własnym zakresie.

DISCORD Jesteśmy też tutaj! Zapraszamy!

UPDATE Postacie chcące uzupełnić swoją KP o nowe treści w biografii mogą skorzystać teraz z kodu update w zamówieniach.

ODPOWIEDZ
0
0

-

Post

Sama nadal nie do końca potrafiła odnaleźć się w tym wszystkim. Dopiero co uprawiła z nim namiętny seks, by potem jakoś nauczyć się z tym funkcjonować i nie stresować się każdym spotkaniem, a teraz niespodziewanie nazwała go swoim narzeczonym. Nie żeby to było jakieś niezmiernie istotne, bo chyba oboje zdawali sobie sprawę z tego, że tego jedynie wymagała sytuacja. Ale nie mogła zaprzeczyć, że nazwanie go tak, było po prostu bardzo... miłe. Intrygujące. Dawno nikogo tak nie nazwała, więc poniekąd dziwnie brzmiało to w jej ustach. Ale wizja tego wcale nie była taka straszna, chociaż zdecydowanie nie powinna myśleć o tym w tych kategoriach. - Myślę, że właśnie dokładnie tak jest, Monty - stwierdziła jednak z lekkim rozbawieniem w głosie, spoglądając na niego z ukosa, ale oczywiście nadal nie miała mu tego za złe, jedynie się z nim droczyła - Nie dziwię się jednak, że pomyślałeś o mnie tak jak wszyscy. Poniekąd obecnie jest to prawdą, nie interesują mnie związki i skupiam się jedynie na pracy. Od kilkunastu lat... - przyznała mu rację, bo chociaż w połowie właściwie określił ją prawidłowo. Była zamknięta na uczucia, nie chciała się angażować i znowu cierpieć. - Nieprawdą jest jedynie to, że nigdy z nikim nie byłam, ale o tym, że miałam męża wiedzą akurat tylko nieliczni - dodała jeszcze, tak dla wyjaśnienia. Zapewne rozjaśniła mu więc nieco swoją osobę, eliminując błędne myślenie. Normalnie pewnie by tego nie zrobiła, ale skoro już był świadkiem i uczestnikiem tego wszystkiego, chyba poniekąd powinna to zrobić. Powiedzieć mu. Nadal jednak była podenerwowana i oszołomiona tymi zdarzeniami, a głos byłego męża znowu odbił się echem w jej głowie. Jego głos, aczkolwiek bardziej imię, który zwrócił się do własnej córki. To naprawdę mocno nią wstrząsnęło, dlatego jak zwykle w chwili zestresowania, musiała zapalić. Czując jak nikotyna przyjemnie ogarnia całe jej ciało, odetchnęła z uczuciem ulgi. Oprócz papierosa, miała ochotę również się napić, ale póki co nie chciała tego robić, bo maiła obok siebie Monty'ego i naprawdę chciała na nim skupić uwagę. To właśnie zrobiła, gdy ją objął i ruszyli dalej, jakby pozostawiając to co było za sobą, co pomogło jej trochę zebrać myśli. - To fakt, byłam mocno... zaskoczona jego widokiem. Nie widziałam go od kilkunastu lat, dlatego nie spodziewałam się tego spotkania tutaj i teraz - wyjaśniła i zerknęła na niego, a jego kolejne słowa wywołały lekkie rozbawienie na jej twarzy - Świetnie odnalazłeś się w roli mojego narzeczonego. Przez chwilę sama bym się zapomniała i uwierzyłabym w to co tam odegraliśmy - dodała, śmiejąc się przy tym cicho. Mimo wszystko ją również poniekąd to bawiło. Chociaż nadal nie schodziło z niej napięcie, to i tak Monty sprawił, że w tym całym trudnym spotkaniu pojawiło się ziarenko rozbawienia. Zaśmiała się znowu, słysząc o jego pomyśle z Arktyką i pokręciła jedynie głową, wypuszczając znowu dym z ust. - Myślę, że by nie uwierzył. Ale dobrze, że jednak pokusiłeś się o góry, bo to akurat dość pasuje, zawsze marzyłam o tym, żeby wybrać się w góry. Nigdy się nie wybrałam... ale to zawsze było moim marzeniem i on też o tym wiedział. Trafiłeś niemal idealnie... - zaczęła, czując jednak jak przybliża twarz do jej ucha, a jego ciepły oddech przyjemnie podrażniał jej skórę. Kąciki jej ust uniosły się ku górze i nagle jakby całkiem się odprężyła, wyobrażając sobie pod wpływem jego słów to o czym mówił. I to co robiliby tam, będąc tylko we dwoje. Westchnęła aż niekontrolowanie, gdy musnął delikatnie językiem płatek jej ucha. - Byłoby cudownie... i gorąco - spojrzała na niego znacząco, bo zapewne pomyśleli o tym samym - Ale nie zapominaj, że w słowniku złośliwej i zimnej jak lód doktor Meyer nie istnieje słowo urlop - zażartowała sobie trochę, ale trochę też mówiąc serio. W końcu od kilku lat nigdzie nie wyjeżdżała, poświęcając się całkowicie pracy w szpitalu i także zdobywaniu jeszcze dodatkowe wykształcenia. Dzień czy dwa wolnego już się tak istotnie nie liczyły, bo i tak wtedy głównie zajmowała się pracą albo spędzała ten czas we własnym mieszkaniu. Kiwnęła ostatecznie głową, gdy zaproponował, aby usiedli, co to też za moment zrobili. Usiadła tuż obok niego, nieco bokiem, by lepiej go widzieć i założyła nogę na nogę, kolejny raz zaciągając się i delektując nikotyną. Obserwowała jak zdejmuje kapelusz, bo bardzo jej się to spodobało, po czym niewiele myśląc, sięgnęła po niego wolną dłonią. Nie spuszczając wzroku z Monty'ego, nałożyła go na swoją głowę i niemalże idealnie skomponował się z jej jasnymi włosami i ubraniem, które miała na sobie. Uśmiechnęła się lekko, a potem spojrzała przed siebie i ten uśmiech na moment zgasł, gdy usłyszała nawiązanie z jego strony do Logana. Wpatrywała się w jeden bliżej nieokreślony punkt, czując na sobie wzrok mężczyzny. - Tak, to prawda, przeżyliśmy coś naprawdę trudnego - powiedziała ściszonym tonem głosu, poruszając powoli nogą, która spoczywała u góry, na tej drugiej. Między palcami nadal trzymała papierosa, a kapelusz dopełniał jej wizerunek pewnego rodzaju damy, która w dodatku była zamyślona i skupiona. Gdy dopytywał o szczegóły, zerknęła na niego i westchnęła cicho, ponownie się zaciągając. - Nigdy nikomu o tym nie mówiłam. Wiedzą tylko osoby, które znały mnie tych kilkanaście lat temu, przez co nie musiałam już do tego wracać i ponownie o tym opowiadać. Chociaż to dziwne, że naprawdę potrzebuje teraz to z siebie wyrzucić... i powiedzieć to właśnie Tobie - spojrzała na niego w końcu i zamilkła na moment - Oczywiście zachowasz to dla siebie? - wolała się jeszcze upewnić chociaż wiedziała doskonale, że by jej tego nie zrobił i nie rozpowiadałby o tym chociażby w szpitalu, ale gdy potwierdził, ponownie spojrzała przed siebie i przez moment zastanawiała się od czego zacząć - Wyszłam za mąż mając 21 lat. Naprawdę się kochaliśmy, a ja chciałam iść śladami mojej mamy. Mieć rodzinę, studiować - być jak kobieta, którą podziwiałam, bo radziła sobie ze wszystkim. Było cudownie... chwilowo - urwała na moment i rzuciła papierosa na ziemię, kolejnego gasząc więc teraz swoim eleganckim kozakiem - Naprawdę chcesz o tym słuchać? - spojrzała na niego, bo trudno było jej się dzielić takimi szczegółami swojego życia, ale gdy ujął jej dłoń w swoją i mocno ścisnął, poczuła się nieco pewniej - Chcieliśmy założyć rodzinę, taką prawdziwą. Mieć dziecko. Przez rok nie było żadnych efektów, a gdy w końcu się udało, byliśmy najszczęśliwszymi osobami na świecie. Ciąża była wręcz perfekcyjna, czułam się świetnie, dziecko rozwijało się prawidłowo. Nie działo się nic złego, wiesz? - spojrzała na niego ponownie, zrzucając maskę twardej kobiety, która ze wszystkim sobie radzi - Końcówka ciąży była trudna, źle się czułam i przeleżałam cały miesiąc. Poród zaczął się wcześniej, to właściwie nie był poród, tylko walka o życie moje i mojego dziecka. Dlaczego więc wygrałam ja? - mruknęła cicho, zaciskając odruchowo palce na jego dłoni - To była dziewczynka. Nasza córka zmarła po kilku godzinach, a mnie mimo komplikacji udało się uratować. A po tym, nic już nie było takie samo, nie potrafiliśmy ze sobą żyć i poradzić sobie z tym co się wydarzyło. Kolejny rok po jej śmierci doprowadził nas do rozwodu...

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Bez słowa pozwolił zabrać sobie kapelusz, nie odmawiając sobie przy tym własnych przyjemności z patrzenia na Judith. Uśmiechnął się, co było jedyną możliwą reakcją na jej nowy wygląd. – Dobrze ci w nim. – odparł krótko, delikatnie przeczesując jej długie, jasne włosy. Co raz zerkał na jej nogę, którą swobodnie poruszała, założoną na drugą. Takie małe, nic nieznaczące gesty w jej wykonaniu naprawdę na niego działały.
Początkowo nie zakładał nawet jakiejś rodzinnej tragedii, która mogła rozegrać się w jej życiu. Spodziewał się raczej, iż Judith wypunktuje mu parę różnic, które ostatecznie przekreśliły jej poprzednie małżeństwo. Zakładał też jakąś niewierność, bo przecież cóż innego zwykłemu człowiekowi mogło przyjść do głowy. Na pewno nie to, czego miał dowiedzieć się za moment.
Tak naprawdę mogła zbyć go paroma słowami i nie drążył by w ogóle tematu. Nie była to jego sprawa, nie ingerował w jej życie. Wyraz jej twarzy, która przybrała znów smutny, zamyślony, z początku może nawet zły ton świadczył o czymś ciężkim, co ostatecznie podzieliło ją i Logana. – Wiesz, nie musisz, jeżeli nie masz ochoty. Ja po prostu… – nie dokończył, kątem oka zauważając papierosa, który za moment znalazł się przygnieciony pod jej butem. – Oczywiście, że zachowam. – zapewnił ją, tym razem samemu będąc nieco poważniejszym. Mentalnie w środku już przygotowywał się do jakiejś historii, którą przeżywała cały czas w środku i jak zapowiedziała, musiała wyrzucić z siebie.
Historia zaczęła się dość niewinnie, lecz podskórnie już miał dreszcze, czekając na ten jeden moment, który stanie się początkiem końca. Na razie łapał parę skrywanych faktów, z życia Judith, która zaskoczyła go tak szybko podjętą w swoim życiu decyzją o małżeństwie i założeniu rodziny. W pewien sposób była to odmienna postawa, którą prezentowała obecnie. Wsunął dłoń w swoje włosy i z uwaga śledził jej twarz. Przytaknął głową zapewniając ją, że naprawdę chce tego wysłuchać, jeżeli jest gotowa dalej mu opowiedzieć. W końcu odczuł, iż Judith dociera do dramatycznego momentu w swojej opowieści. Z nieco większą trudnością składała zdania, więc Monty dodał jej otuchy, biorąc za dłoń, którą ścisnął. Słysząc w końcu o komplikacjach podczas ciąży, stracie dziecka i niemożności funkcjonowania ze swoim mężem zrobiło mu się po prostu smutno. Przypatrzył się jej jeszcze chwilę, po czym spojrzał gdzieś za siebie, w dal, musząc samemu jakoś to przetrawić. W końcu poczuł, jak lekarka przysuwa się bliżej niego i wtula się w jego ramię. Otoczył ją tym drugim i przytulił do swojego ciała. Westchnął parę razy, trwając tak z nią w milczeniu, próbując zebrać jakieś słowa.
- Przykro mi, Judith. Mogę tylko sobie to wyobrazić jakie było bolesne. Przepraszam, że zapytałem, nie chciałem, by ci było ciężko. Mam tylko cichą nadzieję, że zaraz poczujesz się lepiej. – odrzekł, skupiając wzrok tylko na niej. Oczywiście, że w głowie szybko pożałował tego, iż był tak wścibski i zaczął badać jej przeszłość. Z drugiej strony miał nagłe przekonanie, że właśnie ten moment i ta opowieść, zbliżała ich do siebie bardziej. W końcu stał się niejako powiernikiem jej wielkiego sekretu. Ich relacje właśnie ulegały pogłębieniu i czuł, że odtąd będą ze sobą w pewien sposób bliżej, pod względem czystej przyjaźni. Od teraz również na pewno zacznie patrzeć na lekarkę w innym świetle.
- Nie staraliście się potem o kolejne dziecko? – dopytał jeszcze, po tym, jak Judith sobie trochę ochłonęła i wyprostowała się na ławce. Miał jakieś przekonanie, że pary jednak próbują szybko wyleczyć się po takiej stracie, po prostu nadal próbując. Tutaj, jak sama wspomniała, po tym na pewno mocnym i złym przeżyciu, małżeństwo praktycznie się rozleciało. Zaczął zastanawiać się z tyłu głowy, czy śmierć dziecka było jedynym tego powodem.

autor

0
0

-

Post

Oczywiście wielu rzeczy na ten wieczór nie była w stanie przewidzieć. Począwszy od spotkania z Monty'm, którego nie miała okazji zobaczyć przez cały dzień, a bardzo chciała, przez naprawdę szokujące spotkanie z byłym mężem, aż do tej chwili, w której szczerze opowiadała o tym co ją spotkało wiele lat temu. I co przede wszystkim ukształtowało całe jej życie, a o czym nigdy nikomu nie mówiła. I te wspomnienia wracały do niej teraz ze zdwojoną wręcz siłą, aczkolwiek czuła wewnętrznie, że potrzebuje to z siebie wyrzucić i tak naprawdę nie wyobrażała sobie lepszej osoby, która mogłaby jej wysłuchać. Sam fakt, że on naprawdę tego chciał, poniekąd nawet ją zaskoczył. Był młody, wiele jeszcze było przed nim i być może ona też źle go oceniała, aczkolwiek przypuszczała, że nic na tyle dramatycznego nie przeżył i nie doświadczył. Mimo to wyczuwała po jego stronie rodzaj jakiegoś wyjątkowego zrozumienia, a przede wszystkim zainteresowania jej osobą. I to nie tylko chwilowymi przyjemnościami, takimi jakie dawał im namiętny seks, ale też jej osobą i jej uczuciami, co po prostu szczególnie doceniała. Dawno nikt nie poświęcał jej tyle uwagi, a ona sama nie zdawała sobie sprawy z tego, jak bardzo tego potrzebowała. I nagle pojawiał się on, dokładnie wtedy, kiedy Judy najbardziej tego potrzebowała, tak jak i dziś, ratując ją dosłownie z opresji. Nieświadomie, działał instynktownie i to ją w nim intrygowało najbardziej. Jednakże sama opowieść o przeszłości okazała się być dla niej niezmiernie trudna, mimo to kontynuowała, widząc i wyczuwając zrozumienie po jego stronie. Dodatkowe wsparcie, jak taki drobny gest, który wykonał, łapiąc jej dłoń w swoją. Poczuła się znowu bezpieczniej niż kilka chwil wcześniej, z jednej strony nadal ją to przerażało, a z drugiej lgnęła do tego i chciała więcej. Atmosfera jednak nieco zgęstniała i zrobiła się przygnębiająca, podobnie jak nastrój samej Judith, którą pochłonęły wspomnienia. Widziała, że Monty uciekał gdzieś wzrokiem, przyswajając jej opowieść, przez co ona przysunęła się do niego jeszcze nieznacznie i zdjęła kapelusz, odkładając go na bok, by było jej wygodniej się w niego wtulić. Co też właśnie zrobiła, opierając się o jego ciało i uśmiechnęła się nieznacznie, gdy poczuła jak obejmują ją jego silne ramie. Milczenie też było dobre, zwłaszcza, że mogła milczeć w jego objęciach. - Nie mam Ci za złe, że zapytałeś. W zasadzie... po tylu latach chyba potrzebowałam to z siebie wyrzucić. Powiedzieć o tym. Zwłaszcza teraz, dzisiaj, kiedy doszło już do tego spotkania po takim czasie, a to wszystko do mnie wróciło - zaczęła, gładząc sobie delikatnie dłonią jego udo, które miała tuż obok siebie - Już czuję się lepiej, bo mogłam Ci o tym powiedzieć. Myślę, że... to też w dużym stopniu zmieni Twoje zdanie na mój temat - odchyliła nieco głowę, by na niego spojrzeć - Trochę się przed Tobą odsłoniłam. W przenośni i dosłownie - zaśmiała się cicho, wtulając nieco twarz w jego szyję. Chłonęła znowu z przyjemnością jego zapach i te perfumy, które przyprawiały ją o zawrót głowy. W przypływie chwili, musnęła ustami skórę jego szyi i na moment zamilkła. Czuła jednak również, że to naprawdę ich do siebie zbliżyło jeszcze bardziej. Zapanowała chwila kompletnej szczerości, głównie z jej strony, chociaż do tej pory była mocna wycofana i zamknięta w sobie. Westchnęła cicho i pokręciła głową po jego ostatnim pytaniu. - Nie... zdecydowanie nie. Od momentu śmierci naszej córki, wiesz, ja nie byłam w stanie podjąć się kolejnej próby. Mocno to przeżyłam. Myślę, że w dużej mierze problem leżał więc po mojej stronie, nie mogłam sobie z tym poradzić... nie wyobrażałam sobie przejścia przez to kolejny raz. To sprawiło, że po prostu traciliśmy ze sobą kontakt, nasza codzienność się zmieniła i ja się chyba również nieco odsunęłam. Próbowaliśmy, nie powiem, że nie, ale... to nie mogło się już udać. Poza tym Logan chciał mieć dużą rodzinę i dzieci, razem chcieliśmy, ale ponieważ ja czułam, że nie mogę mu tego dać, wiedziałam, że musimy to zakończyć. Teraz wiem, że to była dobra decyzja, bo on ma to czego tak bardzo chciał - stwierdziła, oceniając całą tę sytuację. Bo przecież życzyła mu dobrze i nie zamierzała udawać, że jest inaczej. Mimo, iż ją naprawdę to bolało. - A moje życie zmieniło się w pracę - dodała jeszcze, wpatrując się w jeden punkt tuż przed sobą, czując jak Monty gładzi dłonią jej ramie. Zerknęła jednak w końcu na niego znowu i uśmiechnęła się nieznacznie, gładząc dłonią jego policzek. - Nie wiem co masz takiego w sobie, że sprawiłeś, że naprawdę Ci o tym wszystkim powiedziałam. Ale to dla mnie bardzo ważne... wiesz dlaczego zareagowałam tak chwile temu, słysząc jak mówi do córki? Bo nazwał ją tak, jak nazwaliśmy naszą córkę. Bridget... - zamilkła na moment, ale potem pokręciła nieznacznie głową. Zagryzła lekko swoją dolną wargę, nadal muskając opuszkami palców jego policzek. - Wiesz już o mnie niemalże wszystko. A ja o Tobie chyba nadal niewiele... a przynajmniej takie mam wrażenie.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Poczuł wielką ulgę, kiedy Judith upewniła go, że nie zrobił niczego złego. Wciąż jednak siedziało w nim takie przeświadczenie. Nie chciał spowodować smutku na jej twarzy ani prowokować do tego, by w pamięci znów przechodziła te ciężkie chwilę. Chociaż tyle z tego wszystkiego, że mogła znaleźć w nim jakieś oparcie. Bardzo współczuł jej z powodu tego, co przeszła. Nawet teraz widział, jak bardzo to przeżywa, a jak mocniejsze musiało to być w przeszłości. Żałował, że jej małżeństwo nie było tak szczęśliwe, jak sobie to wyobrażała, będąc w wieku trochę młodszym od niego. W całej tej sytuacji nie chciał winić jej byłego męża, chociaż nie rozumiał, dlaczego zostawił ją akurat w takim momencie. Nie rozumiał, dlaczego kwestia dziecka została postawiona wyżej, niż ich własne małżeństwo i próba jego ratowania. W końcu przyrzekali sobie miłość na zawsze, w zdrowiu i chorobie.
Przez cały ten czas tulił lekarkę do siebie, przekazując jej swoją bliskość. Utrzymując rozmowę w takim tonie, a nie innym, żadne z nich nawet nie pomyślało o tym, że robili właśnie coś, co tak naprawdę uzgodnili wcześniej, iż nie doprowadzą do takiej sytuacji. Sam się tego cieszył, bo chciał być tu dla niej po prostu jako przyjaciel. Wciąż jednak utrzymywały się w jego głowie myśli, w których widział siebie z nią właśnie w takiej scenerii dużo częściej.
- Przestań, nic takiego w sobie nie mam. Po prostu znalazłem się w odpowiednim miejscu, w odpowiednim czasie. Jest mi miło, że się ze mną tym podzieliłaś i mam nadzieję, że teraz jest ci chociaż trochę lżej. Obiecuję, że już nie będę wypytywał więcej. – odparł z lekkim uśmiechem, chcąc już zakończyć powoli ten temat, by poprawić nieco ich nastroje. Chciał wykorzystać to, że spotkali się na mieście nie tylko przeżywając traumy z przeszłości. – Wierzę, że doczekasz się jeszcze swojej Bridget. – dodał jeszcze na koniec, patrząc prosto w jej oczy. Nie był pewien, czy Judith w ogóle chce, czy jeszcze myśli o dziecku, ale jeżeli tak, to miał nadzieję, że to się spełni. Może wtedy jej życie będzie również w stu procentach dopełnione.
Monty przymknął na moment oczy, delektując się wręcz jej czułem dotykiem na policzku, którym raczyła go od dłuższej chwili. Czuł się z tym naprawdę przyjemnie i chciał czerpać więcej, póki oboje sobie na to pozwalali. W tym momencie, z tego powodu, ich relacji, które się coraz bardziej zacieśniały, ale i komplikowały, miał spory mętlik. Zaśmiał się krótko, kiedy nagle usłyszał jej pragnienie dowiedzenia się czegoś o nim.
- Chcesz się dowiedzieć czegoś o mnie, naprawdę? A jak potem wykorzystasz coś przeciwko mnie? Nie powinienem się aż tak odsłaniać. – zerknął w tym momencie na Judith i ucieszył się widząc przywrócony lekki uśmiech na jej pięknej twarzy. – Wydaje mi się, że mam normalne życie, jak wszyscy. W zasadzie mógłbym je sprowadzić do stwierdzenia tata – lekarz, mama – lekarz, ja – lekarz. Nigdy mnie jednak nie zmuszali, by pójść w ich ślady, ale to przychodzi po prostu naturalnie. Z resztą, pewnie wiesz o tym najlepiej. Poza tym wiesz, jak ja bym ci opowiedział o sobie, to zdajesz sobie na pewno sprawę, że stałbym się w twoich oczach mężczyzną idealnym. Jeśli chcesz, przytaknij. Najważniejsze rzeczy o mnie i tak już poznałaś. Świetnie wygląda, dobrze leczy i zajebisty w łóżku. – wzruszył ramieniem, z lekko cwaniacką miną, jakby powiedział same oczywistości. – Pewnie znalazłoby się parę znajomych, którzy by stwierdzili, że jestem cholernym egocentrykiem, wszędzie wtryniam nos i musi być na moje. Parę dziewczyn mogłoby mnie nazwać dupkiem, chociaż nigdy nie obiecywałem nie wiadomo czego. – wykrzywił lekko swoje usta, udając tym razem całkowicie niewinnego. – Więc jak widzisz, to zależy, kogo pytać. Ale jak coś, to pytaj mamę. – dodał jeszcze z lekkim uśmieszkiem wiedząc, że mama przecież nie przedstawiłaby go w złym świetle. Chyba. Przynajmniej on wierzył, że tak by było, z racji jego bardzo dobrych relacji ze swoją rodzicielką.
- Czy to nie fascynujące, że kiedy ty brałaś ślub, ja ledwie zacząłem chodzić do szkoły? – zapytał nagle, po krótkiej przerwie w ich rozmowie. Zaśmiał się na ten fakt, który znienacka przyszedł mu do głowy. Spojrzał rozweselony na twarz Judith, z którą znów wymienił długie spojrzenie. Czuł, jak znów narasta w nim napięcie, kiedy robili to po raz kolejny. Wziął nieco głębszy wdech, wierzchem dłoni gładząc czule jej policzek. Nie mogąc jednak dłużej wytrzymać przybliżył się maksymalnie do niej i raz jeszcze skosztował jej ust, zostawiając na nich niewidzialne ślady swoich. Dłoń wsunął w jej włosy i z przymkniętymi oczami kompletnie oddawał się temu wspaniałemu momentowi. Coraz bardziej pogłębiał pocałunki przekrzywiając, co chwila przekrzywiając głowę na obie strony. Głośniej wyrzucał z siebie powietrze, którego szybko mu brakowało. W końcu, gdy tylko się od siebie oderwali, Monty ułożył dłoń na jej policzku i potarł parę razy nosem jej nosek oraz policzki, przykładając czoło do jej czoła. Patrzył prosto w jej oczy, chcąc zobaczyć jej reakcję na to wszystko, co się właśnie dzisiaj między nimi działo. W tym momencie zaczęło brakować mu odwagi by powiedzieć cokolwiek. Ciężko było mu jednak dłużej walczyć z tym, z czym zmagał się od pewnego czasu. Chociaż bardzo się starał, nie potrafił już wypierać się tego, że się w niej zakochał.

autor

0
0

-

Post

Nie chciała oczywiście od niego żadnej litości, uważała to za najgorszy objaw spowodowany szczerością i podzieleniem się z kimś trudnym doświadczeniami. Na szczęście w jego oczach tego nie dostrzegła, a jedynie pewnego rodzaju zrozumienie i ciepło. Dawał jej wsparcie, nawet nie wiedząc, że to właśnie robi, po prostu tutaj był i to właściwie znaczyło dla niej najwięcej. A po tym co dziś zrobił, zdecydowanie spoglądała na niego jeszcze bardziej inaczej niż do tej pory, znacznie bardziej pozytywnie. Chociaż sądziła, że bardziej się już nie da. Przeżycia dzisiejszego spotkania, jak również wspomnienia, które znowu krążyły po jej głowie, na moment sprawiły, że jej blask i dobry humor gdzieś prysły, ale tylko na ten czas opowieści. Poza tym mówiła o tym pierwszy raz, dlatego to również podnosiło skalę trudności. Jednak obejmujące ją ramiona, jego ramiona, sprawiały, że to wszystko stawało się odrobinę łatwiejsze. Czuła wewnętrzny strach o to, że właśnie przekroczyli kolejną, ale wręcz ogromną granicę w swojej relacji, od której nie będzie już powrotu. Zbliżyli się do siebie znacznie bardziej niż poprzez seks, bo poniekąd poznawali się lepiej i zwiększali wzajemne zaufanie. Oczywiście czuła, że głównie robi to jako dobry przyjaciel, bo chyba mogłaby tak określić ich znajomość, ale oboje ustalili zgodnie, że nie doprowadzą do aż takiego zbliżenia, jak to w tej chwili. Bo w połączeniu z intymnością, którą wytworzyli między sobą, to mogło stać się już po prostu mieszanką wybuchową. - Zdecydowanie znalazłeś się w odpowiednim miejscu w odpowiednim czasie... nie mogłeś lepiej trafić. Bez Ciebie nie dałabym sobie rady - przyznała zgodnie z prawdą, spoglądając na niego. Przez chwilę wpatrywała się w uśmiech malujący się na jego przystojnej twarzy, a potem sama cicho się zaśmiała i pokręciła szybko głową. - Nie, to już na pewno się nie wydarzy. Ja chyba... pogodziłam się z tym już wiele lat temu - stwierdziła nieco niższym tonem głosu, ale jednak bez większego przekonania. Jakby nie była tego w stu procentach pewna. Mimo, że wmawiała sobie, że kolejna ciąża nie wchodzi w grę, bo jest zbyt ryzykowna. - A teraz, kiedy jestem w tym wieku, to już jest mało prawdopodobne. Pewnie nawet niemożliwe, sam rozumiesz - zerknęła na niego kątem oka, a potem mimo wszystko znowu wtuliła się w jego ciało. Tak szczera rozmowa z nim kompletnie ją zaskakiwała. Mówiła mu o tak prywatnych i tak intymnych rzeczach, że sama była skołowana tym faktem. Ale to działo się samoistnie i nawet nie czuła się z tym źle, a raczej dużo swobodniej niż mogłaby przypuszczać. Muskała palcami jego policzek, również delektując się chwilą, na którą sobie pozwalali. Okazywali sobie czułość w miejscu publicznym i nigdy nie przypuszczała, że mogłaby się na to zdobyć. Ale to było niezmiernie miłe, mimo, że komplikowało jeszcze więcej niż sam seks. Odchyliła znowu głowę i zmarszczyła zabawnie nos, słysząc jego słowa. Na jej twarz rzeczywiście powrócił lekki uśmiech i nawet go lekko szturchnęła w brzuch. - Tak, chcę się dowiedzieć czegoś o Tobie. Chciałabym się dowiedzieć wszystkiego. I wiem, że bywam wredna, ale nie aż tak... - mruknęła z przekąsem, aczkolwiek żartobliwie - Powiedziałam Ci o sobie tak dużo, że nigdy nie wykorzystałabym żadnej informacji o Tobie - dodała jeszcze, czule gładząc nadal jego twarz, układając się wygodniej w jego objęciach. Przy tym wpatrywała się uważnie w jego oczy, słuchając krótkiej autobiografii i kolejny raz zaśmiała się, gdy kończył jedną część swojej wypowiedzi. - Skąd wiesz, że już nie jesteś w moich oczach mężczyzną idealnym? - mruknęła, niemalże nie zastanawiając się nad tym co właśnie powiedziała, ale to powiedziała. Samo wypadło z jej ust pod wpływem chwili. Dlatego na moment zamilkła i przygryzła przy tym lekko dolną wargę, nie spuszczając z niego wzroku. - A co do trzech rzeczy, które już o Tobie wiem, to tak, z całą pewnością jest to prawdą. Skrywasz tak samo dużo niespodzianek jak i ja, ale lubię je odkrywać - dodała jeszcze, przekrzywiając lekko głowę, by móc swobodnie i z rozbawieniem obserwować, jak wspomina o jakiejś ze swoich wad - Zdecydowanie zawsze chcesz żeby było na Twoje - pokiwała głową, robiąc nieco złośliwą minkę - Ale ja akurat mam argumenty i wrodzony talent, aby sprawiać, że to się nie dzieje - cmoknęła do niego ustami, gdy się w nią teraz wpatrywał. Ale oczywiście sobie żartowała i jedynie się z nim droczyła, mając na myśli głównie ich sytuacje szpitalne, gdy to Monty uparcie się z nią o coś spierał. A przeżyli takich sytuacji już trochę. - Czyli krótko mówiąc... dla każdego jesteś inny. Wśród rodziny, znajomych i kobiet. A jaki jesteś przy mnie? Zaliczam się do grona kobiet, którym nie obiecujesz nie wiadomo czego? - zagadnęła z ciekawością, nadal go nieco podpuszczając takimi pytaniami. Ale lubiła te ich zaczepne rozmowy, które prowadziły zawsze w jednym kierunku. Poniekąd wracał jej ten dobry humor, oczywiście jak zwykle dzięki niemu. Uśmiechała się, przeczesując dłonią jego miękkie włosy, zsuwając ją potem powoli na jego policzek i szyję, zatrzymując gdzieś w okolicy karku. Delektowała się też jego dotykiem na swoim ciele, chociaż żałowała, że jedynie przez materiał ubrań. Słysząc jego niespodziewanie pytanie, spojrzała na niego uważnie i pokręciła głową z lekkim niedowierzaniem. - Fascynujące? Monty, myślę, że to jest naprawdę straszne. Jak tak teraz o tym myślę... ja zaczynałam studia i wychodziłam za mąż, a Ty byłeś wtedy jeszcze dzieckiem. Dzieli nas ogromna różnica wieku, zdajesz sobie z tego sprawę, prawda? - przypatrzyła mu się uważnie, ale uśmiechnęła się nieco rozbawiona, widząc to rozbawienie również na jego twarzy. Wpatrywali się w siebie znowu nieco bardziej intensywnie, co sprawiało, że jej ciało niekontrolowanie drżało. Atmosfera zaczęła się zagęszczać w jednej chwili, kiedy spoglądali na siebie nieco dłużej niż powinni. Przyciągało ich do siebie niczym magnesy, czego efektem było to, że zbliżył się znowu do niej i złączył ich usta w pocałunku, czemu absolutnie się poddała. Muskała czule jego wargi swoimi, czując jak wsuwa dłoń w jej włosy, przez co i ona objęła go nieco mocniej. Wzdychała cicho, gdy pogłębiał pocałunek, którym raczyli się dłuższą chwilę, łapiąc z trudem powietrze. Mruknęła, czując jak po chwili jego dłoń przemieszcza się na jej odkryte kolano i niespiesznie sunie po jej nodze gdzieś w okolice uda, odkrytego za sprawą krótkiej spódnicy. Gdy oderwali się od siebie, nieco szybciej oddychając, oparła czoło o to jego i przeczesała jego włosy, obejmując go po chwili za szyję. Patrzyła w jego oczy, próbując ukryć to co czuje, ale chyba nie była w stanie. Jej oczy błyszczały radością, mimo, że powinna zdecydowanie przerwać to co się działo. Nie miała pojęcia co zrobić i co powiedzieć, po prostu nadal tak patrzyła. - Wiesz... przy Tobie czuje się i zachowuje niczym zakochana nastolatka - mruknęła cicho, nie zdając sobie jeszcze sprawy z tego jakiego użyła w tej wypowiedzi słowa - Całuje się z Tobą w miejscu publicznym. Pani ordynator na ławce w parku... - szepnęła, by przypadkiem nikt tego nie słyszał, ale zaśmiała się równie cicho, czując jak jego palce nadal muskają jej udo, przez co krew w jej ciele zaczęła płynąć jakby szybciej. Ciągle toczyła wewnętrzną walkę, ale coraz trudniej było udawać przed samą sobą, że nic nie czuje. Że łączy ich tylko seks... bo prawdą jest, że nie tylko. I nie mogła wiecznie przed tym uciekać. - Monty, to takie niewłaściwie. Powinieneś wybić mi to z głowy. I sobie również. Albo właściwie to ja powinnam wybić nam to z głowy. Ale czy to sprawia, że jestem zła z powodu tego, że wcale nie chce tego robić?

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

- A jestem idealny? – zapytał nieco zaskoczony, ale było mu bardzo miło, że tak uważała. – Poczekałbym jeszcze z takimi osądami, bo nie chciałbym cię rozczarować. – dodał, wstrzymując trochę tak wspaniała opinię o sobie. Nie chciał, żeby Judith rozczarowała się nim w którymś momencie, nie znając go jeszcze aż tak dobrze. – Widzisz, dlatego nie chcę odkrywać się od razu cały, skoro lubisz sama to robić. A ja będę starał się ciebie zaskakiwać. – wyznał, jakby to było właśnie ustalone. Chodziło jednak o ogólny zarys ich relacji, nawet podczas pracy w szpitalu. Bardzo chętnie pokazałby jej się również na co dzień. – Takie życie jedynaka. Wszystko zagarniam dla siebie i jestem bardzo niepocieszony, kiedy czegoś nie dostaję i coś nie idzie po mojej myśli. – podtrzymał jej słowa, od razu przyznając się do kolejnego faktu z jego życia. – I wydaje mi się, że ja mam argumenty i wrodzony talent do tego, by móc cię trochę poskromić. I chyba nawet to lubisz. – odpowiednio zniżył głos, mówiąc to wszystko tuż przy uchu. Przygryzł je delikatnie a następnie pokusił się o czułe pocałunki na jej szyi, gdy tylko odgarnął trochę jej włosy. Westchnął trochę głośniej, czując dużo przyjemności z tego, co robił. – Czy jestem inny dla każdego? Nie wiem. To chyba kwestia tego, jak różne osoby mnie odbierają. Może dostosowuję się do sytuacji w zależności od tego, co chcę osiągnąć. Mimo wszystko odkąd zacząłem pracę, nie jestem już do końca taki jak kiedyś, a raczej bardziej skupiony, empatyczny i odpowiedzialny. Chyba ktoś mnie bardzo dobrze wychowuje. – odrzekł z lekkim uśmieszkiem, nadal pozwalając sobie na czułe gesty. – Ty mi powiedz, jaki jestem przy tobie. Akurat zaliczasz się do grona kobiet, dla których obiecałbym wszystko. – przymknął na moment oczy, czując jak lekarka przyjemnie głaszcze go po włosach i policzku. Mógłby tak siedzieć tutaj bez końca i się temu poddać.
- Czy to jest naprawdę aż takie straszne? – zapytał, kiedy zszedł trochę na ziemię po tych małych uniesieniach i przypatrzył się Judith nieco uważniej. – Wiem, że dzieli nas duża różnica wieku i kompletnie mi to nie przeszkadza. Czy kogoś jeszcze dzisiaj to dziwi? Czy tylko to, że mężczyzna może być starszy jest akceptowalne? Judith, może dlatego właśnie jest nam ze sobą dobrze. Ty spełniasz moje pragnienia, a ja twoje. Świetnie się dogadujemy i jest nam ze sobą dobrze. Pomimo tego, ile nas dzieli. – argumentował swoje racje, zagłębiając się w jej źrenice coraz bardziej. Rozumiał poniekąd, że to, iż kobieta jest starsza, sporo starsza, nie zdarza się często, lecz Judith ani razu nie powiedziała mu wprost, że nie chce być z kimś młodszym. Liczył po cichu, że nigdy mu tego nie powie, tylko przekona się, że naprawdę wiele jej może zaoferować, nawet jeżeli jest jeszcze taki młody w oczach wielu.
Zaczął już teraz, łącząc ich usta w namiętnych pocałunkach. Jego dłoń instynktownie przeniosła się na kolano i przesunął ją od razu po jej udzie, wsuwając nawet pod jej spódnicę. Bardzo jej pragnął w tym momencie i chciał, żeby to się nie kończyło. I nie myślał wcale tylko o seksie. Chciał dużo więcej.
- Uwielbiam, kiedy zachowujesz się jak zakochana nastolatka. Tak samo, kiedy jesteś ostra i stanowcza na co dzień oraz namiętna w łóżku. – odpowiedział jakby ciszej, wciąż utrzymując kontakt wzrokowy. Jego twarz cały czas znajdowała się blisko jej. Nadal gładził jej udo, bijąc się z kolejnymi myślami, chcąc zrobić kolejny duży krok w ich relacji, co nie przychodziło mu wcale łatwo. – Wiem, że to niewłaściwe, Judith. I powinnaś mi to wybić z głowy. Ale nie chcesz. I ja też nie, bo pragniemy tego samego. I to wcale nie jest złe. – odrzekł bardzo poważnie, chcąc dać jej do zrozumienia, że pragnie więcej, niż tylko zwykły seks. Położył dłoń na jej policzku nie chcąc, by teraz odwróciła swoje spojrzenie w inną stronę, niż jego. – Codziennie o tobie myślę. Kiedy cię nie ma, jest mi cholernie źle. Wiem, że to jest trudne, będzie trudne, ale daj mi szansę. Nie odtrącaj z tego powodu. Nie musimy się do niczego zobowiązywać, ale chcę się z tobą widywać, mieć cię przy sobie zdecydowanie częściej. I nic na to nie poradzę. – w końcu wyznał jej to, co w nim siedziało, czując lekki lęk, co było raczej normalne, bo właśnie postanowił postawić przed ryzykiem całą ich relację, nie tylko prywatną lecz, a może przede wszystkim, zawodową.

autor

0
0

-

Post

- Nie mogę Ci odpowiedzieć na to pytanie, bo to może źle wpłynąć na Twoje męskie ego - zażartowała, mając na myśli idealizowanie jego osoby. Oczywiście nie mówiła też tego wszystkiego całkiem serio, bo ma świadomość tego, że jeszcze aż tak dobrze się nie poznali. Sama praca to nie wszystko w takich aspektach, jak również nie wszystkim jest seks. Życie i obcowanie ze sobą to coś kompletnie innego, więc dopiero wtedy mogłaby dostrzec jego prawdziwą osobowość. Póki co jednak jawił się jej jako naprawdę świetny facet, któremu mogła zaufać. Dlatego jej słowa można było odbierać pół na pół. - Nie wiem czy mógłbyś mnie rozczarować... właściwie nie chciałabym, abyś to zrobił. Ale wiem, że życie nie jest tylko kolorowe, każdy z nas ma jakieś wady. Aczkolwiek uwielbiam odkrywać Cię sama, kawałeczek po kawałeczku, więc nie odbieraj mi tej przyjemności i nie zdradzaj wszystkiego od razu - pokręciła głową z uśmiechem, wpatrując się nadal w jego twarz. Poczuła jak napięcie nieco z niej schodzi, a atmosfera stawała się znacznie lżejsza, co ją cieszyło. Potrzebowała już oderwać się od stresu i smutku, które ogarnęły ją po spotkaniu z byłym mężem. A Monty wręcz perfekcyjnie dbał o jej dobre nastawienie. - Ja może obecnie nie jestem już jedynaczką, ale byłam nią przed kilka lat, jako dziecko i chyba jednak poniekąd pozostała we mnie właśnie ta natura jedynaczki. Dlatego doskonale Cię rozumiem, chyba jestem niemalże identyczna. Wszystko musi zawsze iść po mojej myśli, lubię się rządzić i brać wszystko dla siebie. Nazywam to zwykle perfekcjonizmem, ale to może być też jakiś rodzaj egoizmu - uniosła lekko brew, śmiejąc się jednak po chwili - Co nie znaczy, że jesteśmy jacyś zepsuci, takie po prostu mamy charaktery - dodała jeszcze i przygryzła lekko dolną wargę, gdy jego ściszony głos odbił się echem w jej głowie. Westchnęła cicho, gdy przygryzł płatek jej ucha, zsuwając się potem z pocałunkami na jej szyję, przez co instynktownie odchyliła nieco głowę. To było tak intymne, tak nowe - zwłaszcza, że odbywało się w miejscu publicznym, a ona miała wrażenie, że są tu sam na sam. - To prawda, zauważyłam w Tobie dużą zmianę, mogąc odnieść się do tego jaki byłeś, gdy spotkaliśmy się w szpitalu po raz pierwszy. Ktoś ewidentnie ma tam na Ciebie dobry wpływ... - pokiwała głową, uśmiechając się znacząco. Patrzyła tak na niego, a wyraz jej twarzy nagle nieco zmienił się na zaskoczony, pod wpływem jego słów. - Obiecałbyś mi wszystko? - mruknęła cicho, dopytując tak dla pewności, czy aby dobrze zrozumiała - To bardzo śmiała deklaracja, panie Winterspoon - stwierdziła przekornie, przeczesując znowu dłonią jego włosy. Pogładziła też delikatnie jego policzek, muskając ustami ten drugi, zsuwając się aż do linii ust, które również delikatnie musnęła. Po chwili jednak wyprostowała się, spoglądając na niego, gdy zeszli na nieco poważniejszy temat, niż to ich słowne droczenie się. - Wiem... nawet gdyby chciała zaprzeczyć, to nie mogę, bo masz racje. Jest nam ze sobą dobrze, rozumiesz mnie jak nikt inny, dajesz mi to czego pragnę i potrzebuje, co zdumiewa mnie do tej pory, bo nikt nigdy wcześniej mi tego nie dał. Dzieli nas tak wiele, a jednak jesteś wszystkim czego potrzebuje... - wydusiła z siebie niemalże jednym tchem, nie odrywając wzroku od jego oczu - Ale to nadal wiele lat różnicy. I nawet jeżeli dla mnie ta różnica nie jest problemem, zwłaszcza, że Ty sam zachowujesz się znacznie dojrzalej, to oboje doskonale wiemy, że nie wszyscy mogą to zrozumieć. Wiele komplikujemy spotykając się w ten sposób - stwierdziła, nadal przedstawiając mu swoje obawy, a przynajmniej próbowała jeszcze racjonalnie myśleć, ale skutecznie jej to utrudniał wszystkimi pieszczotami, które jej serwował. Mruknęła tylko cicho, gdy nagle namiętnie ją pocałował i chętnie odwzajemniła, gładząc dłonią jego kark. Jej ciało lekko drżało, gdy jego dłoń przesuwała się po jej nodze i dla postronnych mogło to nawet wyglądać nieco niestosownie, ale kompletnie o tym nie myślała. Jego bliskość działała na nią niczym narkotyk i nie chciała z tego narkotyku rezygnować. - Wiesz jaki Ty jesteś przy mnie? Dojrzały i odpowiedzialny. Niepoprawnie zabawny w każdej sytuacji i potrafisz rozbawić mnie nawet wtedy, gdy mam ochotę komuś wydrapać oczy. Czuły i opiekuńczy, słuchasz mnie i sprawiasz, że mam ochotę z Tobą rozmawiać, chociaż rzadko o sobie opowiadam. A przy tym naprawdę potrafisz mnie trochę poskromić... także w łóżku - wyszeptała, czule gładząc dłonią jego policzek - I być może nie wiem jaki jesteś przy innych, ale to jaki jesteś przy mnie, jest wszystkim czego kiedykolwiek oczekiwałam. Nie jestem nawet w stanie walczyć z tym jak wiele nas dzieli, chociaż wiem, że powinnam - dodała, nadal uważnie mu się przyglądając. I to wcale nie jest złe. Te słowa szczególnie skupiły jej uwagę, bo jej rozum podpowiadał, że to jest złe i to nawet bardzo, ale serce wyrywało się do przodu, przyznając racje Monty'emu. Sama zrobiła nieco bardziej poważną minę i jej odetchnęła nieco głębiej, gdy przyłożył dłoń do jej policzka, uniemożliwiając jej odwrócenie głowy. Był skupiony i poważny, co trochę ją zestresowało, aczkolwiek słuchała go w skupieniu, chyba nadal zaskoczona jego wyznaniem. - Ja... - zaczęła nagle, ale jakby zabrakło jej odpowiednich słów, więc zamilkła, próbując odwrócić wzrok, ale Monty nadal jej na to nie pozwalał - ...nie wiedziałam, że tak czujesz. Chwilami tłumaczyłam sobie, że to dla nas tylko dobry seks i chwilowa rozrywka. Co zaczęło się zmieniać, gdy nie mogłam wyrzucić Cię ze swojej głowy. I czułam się z tym źle, sądząc, że to tylko jednostronne. Niczym głupia i naiwna kobieta, która liczyła na coś więcej z przystojnym i młodszym mężczyzną - znowu na moment urwała, ale widząc lekkie obawy na jego twarzy, kontynuowała - Ale ja też ciągle o Tobie myślę. I o tym jak czuje się, będąc z Tobą. Nie chce Cię odtrącać... ale nadal mam wiele obaw. Wiesz jak bardzo skomplikowane to wszystko będzie? Jak trudne dla nas obojga? - pytała, nieco smutniejszym tonem głosu, jakby traciła coś co było dla niej bardzo cenne. Westchnęła i pogładziła własną dłonią jego dłonią, która nadal spoczywała na jej policzku. - Myślisz, że teraz ucieknę, prawda? Że stanowczo odmówię i zakończę to wszystko? Problem polega na tym, że ja też chciałabym widywać Cię częściej. Bo dzisiaj, gdy nie widziałam Cię w szpitalu i myślałam, że już nie zobaczę, było mi przykro. A ja naprawdę dawno nie czułam się tak z powodu jakiegokolwiek mężczyzny - stwierdziła i w końcu pierwszy raz uśmiechnęła się, odkąd weszli na te niebezpieczne i trudne tematy - Chcesz widywać mnie częściej? Także poza pracą? Chcesz podjąć to ryzyko? Bo ja chce... i chyba kompletnie oszalałam.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Sytuacja, w jakieś właśnie się znalazł, była mu praktycznie obca. Nigdy wcześniej nie pokusił się o takie słowa względem drugiej osoby. Można by było nawet pokusić się o stwierdzenie, że dziewczyny traktował trochę bardziej przedmiotowo. Nie wyznawał głębszych uczuć, które prowadziłyby do czegoś więcej, jak do miłych chwil i wspólnego spędzania razem czasu. Lubił być wolny, chciał robić to, co przynosiło mu radość. Judith, jak za machnięciem czarodziejskiej różdżki, zmieniła mu to postrzeganie.
- Też myślałem, że to będzie tylko seks. Lecz wprowadził on duży chaos w moim życiu, ty wprowadziłaś i nie wiem, jak mam się z tego pozbierać. Nie miałbym nic przeciwko takiemu spotykaniu się, ale ciężko już oszukiwać mi siebie, że nie chciałbym czegoś więcej. Jest mi z tobą równie wspaniale teraz, kiedy po prostu spacerujemy po mieście, a ty jesteś przy mnie. Chciałaś, bym znalazł kogoś bardziej odpowiedniego, w moim wieku, ale wyszło na to, że to ty dajesz mi teraz wszystko, czego potrzebuję i nie potrafiłbym tak po prostu o tobie zapomnieć. Nie, kiedy wciąż spotykamy się w pracy. – patrzył na Judith wzrokiem pełnym oczekiwania i lekkiego przerażenia. Nie był tak pewien tego, co robi. Odsłonił się trochę przed nią, ale bał się, że Judith, jako dojrzała kobieta z innymi potrzebami uzna go za głupio zakochanego szczeniaka. Bardzo chciał jej udowodnić, że mimo młodego wieku, potrafi być dojrzały i spróbuje wyjść naprzeciw jej oczekiwaniom. Z każdym następnym słowem lekarki czuł narastającą ulgę i niepohamowaną radość. Na twarzy znów zagościł uśmiech.
- Tak, wiem, że to będzie trudne i skomplikowane. Będziemy musieli pracować razem i udawać, że nic między nami nie ma. Tak naprawdę, trudno mi sobie wyobrazić, że od teraz wszystko bardzo się zmieni. I tak przesiadujemy głównie w szpitalu, do domu wracamy tylko na sen. Zapewne to będzie trwać nadal. Po prostu chciałbym móc spotykać się z tobą na omawianie kolejnych zabiegów, dziko się kochać, spać wtulony w twoje ciało i nad ranem jeść wspólnie czekoladowe płatki. I po prostu być z tobą, kiedy będziemy mieć tylko okazję. - czule gładząc jej policzek podzielił się swoimi przemyśleniami, na temat tego, jak to będzie wyglądać. Nie chciał jednak zadręczać się tym zbyt mocno, pragnąc po prostu spróbować.
- Wygląda na to, że oboje oszaleliśmy, ale tak, chcę spróbować. Nie chciałbym potem żałować tej szansy do końca życia. – dodał pewnym tonem, nie myśląc za bardzo o tym, że postawił na szali swoją zawodową karierę przez próbę związania się ze swoją szefową, co może mieć zły wpływ na ich całą relację, zwłaszcza w razie niepowodzenia. Zamiast tego, znów przybliżył swoją twarz i raz jeszcze pocałował jej usta, co było dopełnieniem ich decyzji.
- Idziemy dalej? – zapytał w końcu, kiedy się od siebie odsunęli, po czym założył swój kapelusz na głowę i powstał na nogi. Wyciągnął rękę w stronę kobiety i splótł ich palce razem, będąc wciąż niezmiernie uradowanym. Oboje ruszyli w dalszą trasę po deptaku. Monterrey, widząc niewysoki murek, który zaczął ciągnąć się wzdłuż chodnika zbliżył się do niego, pociągając nieco Judith w swoją stronę po czym wszedł na niego i trzymając ją za rękę zaczął po nim iść, uważnie stawiając kroki, w tym momencie trochę nad nią górując. – Czy to oznacza, że teraz będziesz na mnie mniej krzyczeć w pracy? – zapytał z lekkim uśmieszkiem, zerkając w stronę dorosłej lekarki.

autor

0
0

-

Post

Poniekąd dla nich obojga ta sytuacja była kompletnie obca. Można by stwierdzić, że nawet dla niej bardziej, bo jednak Monty widywał się z kimś od czasu do czasu, a Judy ostatnio jakby znacznie mniej. Dopiero wejście ich relacji na całkiem inny poziom sprawiło, że poniekąd otworzyła się na coś innego niż sama praca i zdecydowanie zaczynało jej się to podobać. Dotychczasowe bliższe relacje traktowała mocno powierzchownie, jedynie czerpiąc z nich fizyczne przyjemności i nigdy też nie ukrywała tego, że jedynie to ją interesuje. Być może tym zrażała mężczyzn, którzy mogli chcieć czegoś więcej, ale wychodziła z założenia, że gdyby chcieli, to bardziej by się postarali. A Monty mimo tego młodego wieku, wykazywał znacznie większe zainteresowanie niż oni wszyscy razem wzięci i prawdopodobnie właśnie to działało tak bardzo na jego korzyść. Judith może i nawet polubiła swoją wolność i niezależność, ale nawet silna kobieta potrzebuje czasem męskiego wsparcia i chociaż oszukiwała samą siebie, że dobrze jej w pojedynkę, to była jednak w dużym błędzie. - Ja właściwie byłam pewna, że to będzie tylko seks. Nie brałam pod uwagę niczego innego, nawet pomimo faktu, że znaliśmy się już od dłuższego czasu z pracy. Ale nagle wszystko się zmieniło... wtargnąłeś w moją codzienność tak niespodziewanie i na tyle intensywnie, że... ja też się w tym nieco pogubiłam - zaczęła, wpatrując się nadal w jego oczy i oboje jakby w swoich spojrzeniach wzajemnie szukali odpowiedzi i słów potwierdzenia, że czują to samo - Oboje dobrze wiemy, że powinieneś znaleźć sobie kogo w swoim wieku albo chociaż zbliżonym. Nasza relacja będzie mocno kontrowersyjna, a na pewno zakazana z racji łączących nas relacji zawodowych. I wiem, że powtarzam to już do znudzenia, ale cholernie się tego obawiam, Monty - westchnęła, spuszczając na moment wzrok, ale ostatecznie poczuła znowu jego ciepłą dłoń na swoim policzku i w ten sposób uniósł jej głowę, aby znowu na niego spojrzała - Nie wiem jak to możliwe, że przy Tobie mam wszystko czego potrzebuje, a szukałam tego niemalże przez całe życie. Do tej pory mijaliśmy się na szpitalnych korytarzach i kompletnie nie byłam tego świadoma. Podjęłam bardzo duże ryzyko, wtedy w moim mieszkaniu, ale nie sądziła, że to ryzyko będzie aż tyle warte. Myślisz, że będziemy w stanie udawać? Na jak długo starczy nam sił, aby utrzymać to wszystko w sekrecie? Widując się niemalże codziennie w pracy, to będzie naprawdę duże wyzwanie... - zauważyła, patrząc na niego z wątpliwościami wymalowanymi na twarzy, lekkim obawami, a może nawet bardziej niż lekkimi, ale także z radością i ulgą, które przyniosły jej jego słowa. Nadal zapewniał, że chce spróbować i że chce jej w swoim życiu, a to było więcej niż mogłaby w ogóle sobie wymarzyć. Czuła się przez chwile tak, jakby ktoś robił sobie z niej dobry żart, który zaraz miał się skończyć. Ale to była rzeczywistość, jej rzeczywistość i szansa na odrobinę szczęścia w samotnym życiu. Jej uśmiech powiększał się z każdym jego kolejny słowem i sama pogładziła znowu jego policzek, kiwając głową. - Właściwie masz rację, większość czasu i tak będziemy spędzać wspólnie w szpitalu. Ale być może właśnie to będzie w tym najgorsze... bo coraz trudniej będzie nam trzymać się od siebie na dystans i udawać, że nasze relacje nie uległy zmianie. Z drugiej strony, naprawdę chciałabym widywać się z Tobą również po pracy, kiedy z absolutnie niczym nie musielibyśmy się ukrywać - zagryzła na moment wargę, uśmiechając się - Uwielbiam omawiać z Tobą zabiegi, kochać się do utraty tchu, spać, wtulając się w Twoje cudowne ciało, a szczególnie jeść nad ranem płatki - zaśmiała się - Chciałabym jednak też robić z Tobą wiele innych rzeczy, po prostu spędzać czas tak, abyśmy mogli się poznawać wzajemnie - dodała nieco ciszej i po chwili po prostu chętnie oddała pocałunek, delektując się chwilą. Wewnętrznie czuła chyba po prostu radość, jakiś dziwny spokój, a jednocześnie także ekscytację tym co miało nadejść. Właśnie wkroczyli w kompletnie inny etap tej relacji, świadomie i wspólnie podejmując taką decyzję. - Idziemy - pokiwała ochoczo głową, wstając po chwili z ławki i łapiąc jego dłoń, którą do niej wyciągnął. Idąc w ten sposób, wyglądali zdecydowanie jak zakochana para, ale chyba jej to nie przeszkadzało. Nic a nic. Naprawdę czuła się o wiele lat młodziej, a przy tym uśmiechała się częściej niż kiedykolwiek wcześniej. Gdy niespodziewanie Monty dotarł do murka, na który wszedł, zaśmiała się i nadal tak szli, tylko, że on po tym wzniesieniu, wobec czego był teraz wyżej niż ona. - Zdecydowanie to nie oznacza, że będę mniej krzyczeć w pracy. To nie jest mój drogi kwestia sympatii do Ciebie, tylko dbanie o Twój talent medyczny, wiesz? Muszę Cię pilnować i czasem ustawić do pionu żebyś nie zapomniał jakie to ważne i nie zmarnował swojego talentu - stwierdziła z rozbawieniem i zatrzymała się na moment, przysuwając bliżej murku, na którym stał. Stanęli na wprost siebie, więc odchyliła głowę, by móc na niego spojrzeć, gdy przeczesał jej jasne włosy - Poza tym wiem, że lubisz, gdy na Ciebie krzyczę, ja się wysilam, a Ty się śmiejesz - szturchnęła go lekko w brzuch, a potem mruknęła cicho, oddając delikatny pocałunek , którym ją uraczył - Tylko pamiętaj, że w pracy musimy się absolutnie trzymać od siebie daleko. Nie bliżej niż do tej pory. Żadnych pocałunków, czułych gestów, nawet żadnych spojrzeń, które mogłyby znaczyć coś więcej. Ani tym bardziej rozmów, które mogłyby wskazywać na większą zażyłość naszej relacji - pogroziła mu palcem, za który ją po chwili złapał, przysuwając jeszcze bliżej siebie. Pogładziła go po bokach i uśmiechała się szeroko. - Odrobinę zmarzłam. Może wstąpimy do jakiejś restauracji i coś zjemy? Jechałam tutaj prosto z pracy i trochę zgłodniałam, oczywiście, jeżeli masz jeszcze dla mnie czas, ale mówiłeś, że nie miałeś żadnych planów, prawda? - zaśmiała się, gdy zeskoczył z tego murku, właściwie wprost w jej ramiona - Wiesz jak wiele osób nie wierzy w to, że ja w ogóle potrafię się śmiać? A przy Tobie robię to nieustannie...

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

- A więc do tej pory krzyczysz na mnie, dyscyplinujesz tylko dlatego, żebym nie zmarnował swojego talentu? – zapytał Monty, zatrzymując się na murku, po którym aktualnie się przechadzał. Obrócił się przodem do Judith, która również przystanęła przed nim, a właściwie nieco pod nim. Jej argument był całkiem niespodziewany, ale osobiście przypadł mu do gustu. – Nie uważasz, że można by było jednak zastosować jakieś bezstresowe wychowanie? Chociaż nie jestem pewien, czy z naszej dwójki, to ty nie popadasz w większy. Poza tym, chyba nie zaprzeczysz, że mam tyle talentu, że nie da się go zaprzepaścić. – zaśmiał się pod nosem widząc, jak Judith kręci tylko głową, przewracając oczami. Dostał w odpowiedzi kuksańca w brzuch, przez co uszło z niego trochę powietrza. To jednak nic przy radości, jaką sprawiało mu denerwowanie jej sobą. A przecież miał być taki dorosły. Pochylił się do przodu, dość mocno, by zniżyć swoją sylwetkę do jej poziomu, by móc spojrzeć w jej oczy swoim zaczepnym spojrzeniem. – Zdecydowanie uwielbiam, kiedy na mnie krzyczysz. Tak samo, jak wtedy, kiedy krzyczysz przeze mnie. – powiedział nieco ciszej, ale tak by Judith dobrze to usłyszała. Uniósł kąt ust do góry a następnie skradł jej kolejnego już dzisiaj całusa.
- Tak, tak, Judith wiem. I powinienem również zwracać się do ciebie doktor Meyer albo w ogóle zaczniemy udawać, że się nie znamy. – teraz on przerzucił oczami, ale był świadomy tego, że w szpitalu muszą zachowywać się jak lekarze. Sam jeszcze nie wiedział jak to będzie, bo nawet tam zaczęli być ze sobą dość blisko, a teraz muszą się trochę postarać, by było odwrotnie. Jednak naprawdę wierzył, że może im się udać. W końcu ułożą sobie to wszystko i będą w stanie funkcjonować wspólnie zarówno w pracy, jak i poza nią. Zmartwienia ewentualnymi konsekwencjami ich sekretnego współżycia chciał zostawić na kiedy indziej. – Może z tego wszystkiego powinienem zmienić specjalizację i przenieść się na inny oddział? Myślę, że doktor Thornton z chęcią przyjmie mnie na anestezjologię. – udał zamyślenie, ale kątem oka zerknął na Judith próbując zobaczyć, czy może udało mu się wywołać u niej chociaż odrobinę zazdrości. Był jednak przekonany, że za żadne skarby nie odda go nikomu innemu. Zwłaszcza teraz. On również nie chciał od niej odchodzić.
- Świetny pomysł. Też jestem głodny, bo spaceruję już dość długo. I nie, nie mam żadnych planów, a dla ciebie od teraz będę miał czas zawsze. – uśmiechnął się w stronę Meyer a następnie zeskoczył z murku, pakując się praktycznie na nią. Wylądował tuż obok i od razu objął ją rękoma, wtulając się. – Tak więc możesz mnie gdzieś zabrać. – odparł a następnie zbliżył twarz, by uraczyć ją paroma namiętnymi pocałunkami.
- Ciekawe, dlaczego tak jest? – zapytał z uniesioną brwią na jej stwierdzenie, bo akurat nie dziwił się, że inni mogą tak ją postrzegać. – Polecam, mniej krzyczenia, a więcej uśmiechu. – mówiąc to sięgnął dwoma wskazującymi palcami do jej ust i uniósł ich kąciki do góry, na co cicho się roześmiał. – Prowadź. – zarządził w końcu, obejmując lekarkę w pasie i ruszając z nią przed siebie, tym razem poszukując lokalu, w którym mogli by spędzić najbliższe chwile.

Z.T.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

1. Przeklinał się za ten gruby zimowy sweter, który postanowił założyć pod płaszcz. Niby miał już dwadzieścia dwa lata, ale nadal chyba nie odkrył sekretu ubierania się odpowiednio do pogody i czuł, że jest mu z tego powodu niesamowicie gorąco. Na tyle, że grzebał właśnie w kieszeniach płaszcza, w poszukiwaniu zapalniczki, która uparcie i chyba magicznie zmieniała swoje położenie za każdym razem, kiedy chciał odpalić kolejnego papierosa, a tych już miał na swoim koncie dzisiejszego wieczora całe mnóstwo.
Lubił wieczorami spacerować po South Parku, zawsze uważał, że miasto nocą jest ciekawsze i ma więcej do zaoferowania, do tego najczęściej było puste, co też Finnowi odpowiadało, nigdy chyba nie pokusiłby się o przechadzkę po deptaku, gdyby miał spotykać resztę spacerowiczów i to nie tak, że nie tolerował ludzi, ale potrzebował tego czasu, żeby pobyć samemu ze swoimi myślami, żeby zapatrzyć się w nocne niebo, spowite chmurami, odgłos wody, odbijające się w rzece światła latarni i... jakąś szamotaninę.
Początkowo chciał dać sprawie rozwiązać się samej. Co go obchodzili obcy ludzie i ich problemy? Przecież mógł tylko wszystko pogorszyć. Zaciągał się papierosem raz za razem i rzucił niedopałek na ziemię, przydeptując go butem, chciał już odejść w swoją stronę, ale podniesione głosy nie dawałyby mu spokoju. Chyba tak po prostu nie mógł. - Hej, chyba nie chce z tobą rozmawiać - rzucił dość spokojnie, znajdując się bliżej skłóconej dwójki. Żaden był z niego bohater, żeby próbować zupełnie nieznajomemu przemówić do rozumu pięścią, ale musiał spróbować zrobić coś, chociaż zupełnie nie był w stanie przewidzieć konsekwencji swojego wkroczenia do akcji.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

26. Kiedy wypadła z baru, w którym przesiedziała większą część tego wieczoru, nie od razu zorientowała się, że ktoś za nią idzie. Dopiero kiedy skierowała się na deptak, a dźwięki bawiącego się miasta nieco przygasły, wyraźnie usłyszała za sobą kroki. Nie zdążyła obmyślić ewentualnego planu, kiedy idąca za nią osoba podbiegła i chwyciła ją za ramię, zmuszając do tego, by się odwróciła. Aura dokładnie to zrobiła, a jej oczom ukazał się mężczyzna, który jakieś pół godziny wcześniej dość nachalnie próbował postawić jej drinka, czemu stanowczo odmówiła. Do diabła, dlaczego niektórzy mieli taki problem ze zrozumieniem odmowy? Nie pierwszy raz jej się to zdarzyło, a chyba z każdym kolejnym miała coraz mniejszą cierpliwość do tego typu zachowań.
Wpatrując się w twarz niechcianego towarzysza, Aura wcale nie czuła strachu, chociaż była już noc, a ona znajdowała się w jednej z mniej ciekawych dzielnic Seattle. Była tak po ludzku wkurzona i chyba tylko ostatkiem sił powstrzymywała się, żeby mu nie przywalić. Zamiast tego próbowała wyjaśnić mu, żeby się od niej odczepił, podnosząc głos. Zaczęła się nawet szarpać, gdy dotarła do niej, że mężczyzna nie zamierza jej puścić. Paradoksalnie jednak niekoniecznie odczuła ulgę, kiedy usłyszała nagle czyjś głos, dochodzący z boku. Odwróciła głowę w stronę młodego mężczyzny, kątem oka zauważając, że zaczepiający ją gość zrobił to samo, mrużąc gniewnie oczy.
Co się, kurwa, wpieprzasz, jak dorośli rozmawiają? – wypalił, jednocześnie puszczając ramię Aury, które ściskał trochę zbyt mocno. Rudowłosa nawet nie zdążyła się z tego ucieszyć, dostrzegając, że mężczyzna ruszył w stronę jej niespodziewanego wybawcy. I wcale przy tym nie wyglądał, jakby zamierzał go pogłaskać po główce lub pochwalić za reakcję. Rozejrzała się, ale o tej porze byli tu sami.
Ej, zostaw go! – warknęła, ruszając się wreszcie ze swojego miejsca, by zbliżyć do nich, co mogło nie być zbyt mądre, ale nie myślała o tym w tej chwili. Prawdę mówiąc, sama jeszcze nie wiedziała, co chce zrobić, chyba po prostu liczyła, że znajdzie się pomiędzy mężczyznami, zanim dojdzie do bójki.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

- Dorośli - prychnął lekceważąco pod nosem, nie będąc w stanie powstrzymać odruchowego komentarza na słowa faceta. Nie miał żadnego problemu ze swoim wiekiem i poczuciem, że jest tym młodszym, chociaż w rodzinie zawsze właśnie był najmłodszym, a do tego czuł, jakby urodził się w odrobinę zbyt późnej epoce, kiedy postęp technologiczny nie tylko służył ludziom, ale był też ich przekleństwem. Cóż, zdecydowanie nie w tym momencie, nie widział bowiem nigdzie w okolicy kamer monitoringu, ani właściwie nic, co mogłoby sprawić, że jakiekolwiek służby miałyby ruszyć z pomocą, albo chociaż "materiał dowodowy" mógłby zostać zabezpieczony. Nic z tych rzeczy.
Nie ruszył się z miejsca, nie spodziewając się też, że mężczyzna rzeczywiście ruszy w jego stronę dalej niż te dwa kroki, które zdążył już pokonać, a kiedy się zorientował się, że nie przystaje, odruchy Winchestera jakby spowolniły. Nie miał doświadczenia w takich sytuacjach, prawie nigdy. Nigdy w jego krótkim dorosłym życiu nie zdarzyło mu się stawać w czyjejś obronie pod osłoną nocy, nie, kiedy ewidentnie ktoś szarżował w jego kierunku, a z początkowego osłupienia wyrwał go dopiero głos dziewczyny. Ej, zostaw go. Brzmiało dość szlachetnie, jakby to była jej kolej na obronę przed niechcianym typem, ale pobieżne spojrzenie na sylwetkę nieznajomej wcale nie pokazało Finnowi, że oto ona z ich dwójki potrafi się bić. Gdyby potrafiła, nie potrzebowałaby też przecież pomocy. - No i co, taki mądry jesteś? - zagrzmiał mu w uszach głos i chociaż normalnie był tak wygadany, nie miał pojęcia co może na to odpowiedzieć. Że tak? Że już nie? Że na głupie pytania nie ma odpowiedzi? Odruchowo zacisnął dłonie w pięści, chociaż szczerze powiedziawszy wyleciało mu z głowy gdzie najlepiej zadawać ciosy. - Smutne trzeba mieć życie, żeby musieć siłą do siebie przekony... - nie dane było mu dokończyć zdania, bo mężczyzna ani trochę nie miał problemu z zapamiętaniem gdzie trzeba uderzyć, żeby zabolało, co Winchester poczuł jak tylko zatoczył się parę kroków do tyłu, odganiając mroczki sprzed oczu i unosząc dłoń do podbródka, który miał być osiniaczony. Czy na podbródkach w ogóle pojawiały się siniaki? Tego nie wiedział, zacisnął jednak tym razem i pięści, i zęby, gotów ruszyć do kontrataku, a przynajmniej wydawało mu się, że gotów.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Ostatni raz biła się chyba w szkole, pewnie kiedy ktoś powiedział coś niemiłego jej bliźniaczce, bo to zawsze działało na Aurę jak płachta na byka i potrafiła także fizycznie pokazać swoje niezadowolenie. Jednak była różnica pomiędzy szarpaniem za włosy jakiejś panienki czy uderzeniem chuderlaka, a znalezieniem się w samym środku prawdziwej bójki. W zasadzie mogłaby się wymknąć, korzystając z okazji. Teoretycznie, bo choć może nie była najbardziej empatyczną osobą na świecie, wiedziała doskonale, że nie zostawi tak nieznajomego, który próbował jej pomóc.
Zadzwonię na policję, jak zaraz się od niego nie odczepisz! – zagroziła poważnie, widząc jak chłopak cofnął się, chyba zaskoczony nagłym uderzeniem w szczękę. Nie miała jednak czasu, żeby skupić na nim uwagę, bo wyciągnęła właśnie telefon, dopiero za drugim razem go odblokowując. Nie blefowała, sytuacja robiła się poważna i chociaż Aura nie miała zbyt dobrego zdania o policji, nie widziała innego rozwiązania. Nagle jednak dostrzegła, że panowie znów ruszyli na siebie i widziała tylko szybką wymianę ciosów, nietrudno się jednak było domyślić, że facet z baru miał widoczną przewagę, pewnie był zaprawiony w takich bójkach.
Niech was... – mruknęła pod nosem, odkładając na moment telefon. Korzystając z tego, że i tak nie zwracali na nią uwagi, okrążyła ich i z rozbiegu wskoczyła dryblasowi na plecy. Oczywiście nie wyglądało to na pewno tak spektakularnie jak na filmach, ale dzięki temu, że kiedyś trenowała akrobatykę, taki wyskok nie sprawił jej problemu. Uwiesiła się na nim, oplatając nogami ciało na wysokości bioder, żeby się nie zsunąć i ugryzła go w ramię. Właściwie – w kurtkę, ale i przez warstwy ubrania to poczuł, bo krzyknął wściekle i szarpnął się, a Aura – mimo wszystko zaskoczona tą reakcją – nie zdołała się utrzymać i spadła, lądując (boleśnie!) na tyłku. Z jej ust też poleciała wiązanka przekleństw, zagłuszona przez niecenzuralne słowa mężczyzny, który zamiast ich wykończyć, właśnie się oddalał. Ruda poderwała się z ziemi i podbiegła do chłopaka, natychmiast wymachując mu dłonią przed twarzą.
Żyjesz?! Ile widzisz palców? Wiesz, jaki mamy dzień? Pamiętasz, jak się nazywasz? – zarzuciła go pytaniami, trochę się niepokojąc, bo naprawdę nie chciała go mieć na sumieniu.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Groźba telefonu na policję chyba niewiele znaczyła dla nieznajomego - swoją drogą byłby w stanie wykończyć Finna dużo szybciej, niż jakikolwiek radiowóz mógł pojawić się w ich zasięgu, a po wszystkich niedawnych wydarzeniach w kraju, sam Winchester nie do końca polegał na służbach porządkowych, chociaż niezaprzeczalnie uważał, że ich wzywanie czasem było jedynym słusznym rozwiązaniem. Może i tym razem zamiast wkraczać do akcji powinien zaczaić się gdzieś z boku i wezwać posiłki, zamiast przystępować do akcji?
Mroczki przed oczami i dzwonienie w uszach zdecydowanie nie działało na jego korzyść, tak samo jak to, że mimowolnie się zatoczył, ale nie zamierzał się poddawać, ani tym bardziej uciekać w popłochu, bo miał w sobie jednak ten głupi pierwiastek dumy, która nie pozwalała mu odpuszczać nawet, kiedy był skazany na porażkę. - Co, w pierdlu czekają kumple, więc wszystko ci jedno? - niewyparzony jęzor szedł w parze z brakiem instynktu samozachowawczego, zamiast więc się zamknąć, dolał tylko oliwy do ognia, co skutkowało serią ciosów, wymierzoną w jego stronę. Bronił się jak tylko mógł, próbował jednocześnie osłaniać głowę i oddawać, chociaż w połowie tak mocno jak dostawał, ale gdyby tylko musiał, przyznałby, że ratunek dziewczyny był w tym momencie nieoceniony.
Odetchnął głośno kilka razy, opierając dłonie na kolanach, żeby chociaż przez te kilka sekund zebrać siły i jakoś jej pomóc - to w końcu próbował zrobić od początku, ale zanim się obejrzał, wylądowała na tyłku, a facet odszedł w swoim kierunku, rzucając pod ich adresem kilka soczystych wiązanek. - Jak boli, to chyba żyję, co? - rzucił z przekąsem, ocierając rękawem płaszcza krew cieknącą z nosa. Nie był złamany - aż tak nie bolał, ale czuł, że pulsuje mu cała głowa, razem z klatką piersiową i ramionami, ale ten przeklęty sweter, który początkowo mu tylko przeszkadzał, był chyba na tyle gruby, żeby trochę stłumić część uderzeń, chociaż i tak paliło jak cholera. - Trzy, sobota, Finn? - jackpot? Wydawało mu się, że odpowiedział dobrze na wszystkie pytania, już więc szukał w kieszeni paczki papierosów i zapalniczki, bo jeśli istniały idealne momenty, w których fajki mogły pomóc, to właśnie teraz. - A ty? Wszystko okej? Znasz tego typa? - zreflektował się w końcu, powoli wypuszczając dym spomiędzy pękniętych warg, bo tam też mu się dostało. Marzył teraz o lodzie, zarówno w drinku, jak i na twarzy, nie widział co innego mogłoby mu pomóc.

autor

ODPOWIEDZ

Wróć do „South Park”