WAŻNE Wprowadzamy nowy system pisania postów/tworzenia tematów w lokacjach. Prosimy o zapoznanie się instrukcją i stosowanie nowego wzoru. Więcej informacji znajdziecie tutaj!
Subfora zostały podzielone na 4 główne działy, oto orientacyjny zakres lokacji, które mogą się w nich znaleźć:
- strefa miejska - ulice, parkingi, tereny zielone, parki, place zabaw, zaułki, przystanki, cmentarze
- usługi - sklepy, centra handlowe, salony kosmetyczne, pralnie, warsztaty
- kultura i instytucje - galerie, muzea, teatry, opera, domy kultury, centra społeczne, urzędy, kościoły, szkoły, przedszkola, szpitale, przychodnie
- życie towarzyskie - restauracje, kawiarnie, kluby, kręgielnie, puby, kina
Dodatkowo w dzielnicach znajdziecie subfora większych firm albo ważnych dla forum i postaci lokacji, np. szczególne kluby, uniwersytet, czy restauracje.
INFO W procesie przenoszenia forum na nowy silnik utracone zostały hasła logowania. Napiszcie w tej sprawie na discordzie do audrey#3270 lub na konto Dreamy Seattle na Edenie. Ustawimy nowe tymczasowe hasła, które zmienicie we własnym zakresie.
DISCORD Jesteśmy też tutaj! Zapraszamy!
UPDATE Postacie chcące uzupełnić swoją KP o nowe treści w biografii mogą skorzystać teraz z kodu update w zamówieniach.
-
- Dobrze. Tak właśnie będzie - dodał cicho, powstrzymując się celowo od stwierdzenia "obiecuję", bo to słowo było obecnie najmniej pożądane. Rozumiał, że Mikaela nie chciała słuchać więcej przysięg, obietnic i deklaracji, które i tak z czasem zamieniłyby się w niczego nie wartą pustkę. Sky czuł się w pełni gotowy do walki z własnymi problemami, nie mógł zawieść. Siebie, Mikaeli, ich dziecka, a także swojej rodziny, która przecież mocno w niego wierzyła. Jak dotąd, terapia szła mu naprawdę nieźle, chociaż wymagała od niego sporo wytrzymałości psychicznej. Rozgrzebywanie starych ran, zagłębianie się w przyczyny uzależnienia i wszystkie inne aspekty potrafiły być mocno przygnębiające, jednak musiał to przetrwać. Zdecydowanie miał o co walczyć - chodźmy, nie chcę żebyś się przeziębiła - dodał z uśmiechem, powoli ruszając do przodu.
-
- Dzięki temu maluchowi zawsze będziesz już częścią naszego życia. Nawet jeżeli mu nie będziemy już wstanie się dogadać. To dziecko złączylo nas na zawsze Sky
Uśmiechnęłam się delikatnie. Od zawsze marzyłam o tym myśmy z brunetem stworzyli rodzinę i gdy zaszlam w ciążę naprawdę wierzyłam że moje małe marzenie wreszcie się spełniło. I nie mogę powiedzieć że się nie cieszę bo to było by kłamstwo. Jednak po części bolało mnie to że byłam sama. Budzilam się i zasypialam w zimnym łóżku, a chciałam zasypiać obok niego
- Tak masz rację. I tak już zmarzlam.
Nie byłam jakaś wielka fanka zimna ale i zbyt wysokie temperatury nie sprawiały mi radości. Przejechalam dłonią po swoich wyprostowanych włosach i kiwnelam głową do chłopaka że możemy iść dalej. Miałam wrażenie że specjalnie przeciagalismy zakończenie tego spotkania.
-
Uśmiechnął się szeroko, gdy Mikaela złapała go za dłoń, a ów uśmiech poszerzył się o stokroć, kiedy dotknął jej zaokrąglonego brzucha. Mógł przysiąc, że już pokochał to maleństwo. Ten mały, jeszcze nienarodzony człowiek wzbudzał w nich obojgu tyle emocji, to aż niesamowite. Sky od bardzo dawna chciał zostać ojcem i jego marzenie się spełniło. Cieszył się ogromnie, jednak do pełni szczęścia brakowało mu porozumienia w kwestii związku z Miki. Ale i na to przyjdzie czas.
- To prawda. Oboje...lub obie jesteście moim największym szczęściem. Gdzieś tam w duchu chciałbym, żeby to był chłopiec, ale najważniejsze żeby było zdrowe - odpowiedział pogodnie. Ta sytuacja była trudna, ale Sky powoli nabierał optymizmu. Musieli sobie tylko wszystko poukładać, a on nie zamierzał w niczym ponaglać Mikaeli. To, co niedawno stało się w ich życiu... To było po prostu zbyt wiele - no właśnie. A musisz teraz bardzo o siebie dbać - stwierdził spokojnie. Czy celowo odwlekał pożegnanie? Być może. Po powrocie do pustego mieszkania znów dopadnie go smutek i przygnębiająca szarość.
-
- No to jesteśmy.
Rzuciłam gdy znaleźliśmy się pod moim blokiem. Tak naprawdę to chyba nie chciałam się z nim teraz rozstawać. Coś mimo wszystko ciągle mnie przy nim zatrzymywalo. Naprawdę bardzo mocno mi to brakowało. Spojrzałam na niego gdy przystanelam na przeciwko. Zagryzlam dolną warge swoich ust. Czułam się jak nastolatka która poszła na randkę z chłopakiem który od dawna jej się podoba. Sama ie wiem czemu ale wspielam się na swoje płace i położyłam obydwie dłonie na ramionach chłopaka by po chwili go pocałować. Już sama nie wiedziałam czy to tęsknota, hormony czy coś zupełnie innego. Po chwili odsunelam się od niego lekko zwstydzona.
- Przepraszam ja.. Sama nie wiem co robię.
Było mi głupio ale naprawdę tego chciałam. I mimo że nie robiłam przecież nic złego to czułam że mieszam w swojej głowie jeszcze bardziej. Ale naprawdę nie potrafiłam trzymać się z daleka od jego. Zbyt mocno go kochałam.
-
Westchnął cicho, gdy Mikaela zakomunikowała mu, że dotarli na miejsce. Rzeczywiście... Spacer wydawał się taki długi, a oni już stali pod budynkiem, w którym znajdowało się mieszkanie dziewczyny. Ciężko mu było się pożegnać i tak po prostu wrócić do siebie, więc chciał to jeszcze nieco odwlec. Jednak takiego zachowania ze strony Mikaeli kompletnie się nie spodziewał. Trudno było nie zauważyć zaskoczenia wymalowanego na twarzy bruneta, które prędko jednak zmieniło się w... zadowolenie? Szczęście?
- Nie przepraszaj. To przecież nic złego - odpowiedział cicho, a cień uśmiechu błądził nadal po jego twarzy. W końcu zdecydował się odpowiedzieć na ten pocałunek dokładnie tym samym. Nie mógł sobie tak po prostu odpuścić. Uczucie, jakie ich łączyło było zbyt silne - nawet pomimo tych wszystkich przeciwności losu, to wciąż się nie zmieniło - powinienem już wracać, ale nie chcę - stwierdził tylko, ponownie przytulając się do niej lekko.
-
- Nie chce tego komplikować.. Ale.. tak strasznie mi ciężko udawać że nic między nami nie ma. Kocham Cię, Ty mnie i zamiast wszystko się układać, wszystko jest jeszcze bardziej trudne.
Gdy chłopak mnie przytulił, zadrzalam bo tak dawno nie czułam ciepła jego ciała, znowu czułam się tak bardzo bezpieczna. I mimo że naprawdę w naszym życiu tak wiele się wydarzyło to obecność Sky'a zawsze sprawiała że czułam się dobrze i bezpiecznie. Działał na mnie uspokajająco ale tak samo szybko potrafił mnie wkurzył. Ale tak chyba już między zakochanym ludźmi było.
- To.. To może wejdziesz?
Spytalam niepewnie. Ustaliliśmy że damy sobie czas. Ale ciężko było się żegnać. Bałam się że pewnego dnia mogę już nie zobaczyć chłopaka, że w naszych zyskach pojawi się ktoś inny i to co jest między nami przesadnie na zawsze.
-
Dziś wszystko było inne. On również czuł się jak dawniej. Tak jakby znów był tym samym zbuntowanym, ale jednocześnie do szaleństwa zakochanym nastolatkiem. Miło było to przeżyć. Uświadomił sobie dobitnie, jak cholernie tęsknił za obecnością Mikaeli i że każdy dzień, który spędził z daleka od niej, był niczym innym jak wegetacją.
- Dobrze - być może nie powinien zgadzać się na tę propozycję, ale nie potrafił jej odmówić. Uśmiechnął się tylko. Wizja kolejnego wieczoru spędzonego wyłącznie w swoim własnym towarzystwie nieco przerażała Skylara, a przy Mikaeli... Czuł się zdecydowanie najlepiej. To tu było jego miejsce, tuż przy niej i dziecku, które rosło pod jej sercem.
zt x2
-
-
Jego relacje z Judith również były dużo lepsze. W szpitalu jeszcze chętniej spędzał z nią czas i po prostu żartował z różnych rzeczy, kiedy tylko mieli okazję. Zauważył również, z resztą nie tylko on, że Meyer chodzi w lepszym humorze. Słyszał szepty ludzi na korytarzach, którzy nie wierzyli na własne oczy, widząc ukradkowe uśmiechy na jej ustach. Niestety to wszystko miał również drugą stronę medalu, bo praktycznie nie było dnia, kiedy o niej nie myślał. Co raz zastanawiał się, co właśnie robi, jak się czuje, czy nie potrzebuje go do czegoś. Było wiele momentów, kiedy siedział na kanapie w domu, z telefonem w dłoni, wahając się czy do niej napisać, zaprosić do siebie. Na coś się jednak umówili i mimo kryzysowych momentów, nic takiego nie zrobił. Jednak myśli, by to zrobić co chwila go prześladowały.
Po przespaniu niemal całego dnia, po powrocie z kolejnej nocnej zmiany, którą chyba bardzo lubili mu dawać w ostatnim czasie, tkwił kolejny dzień sam w swojej sypialni. Miał cały wieczór przed sobą a nawet noc. Miał dość ograniczone pomysły, jeśli chodzi o spożytkowanie najbliższych godzin. Sięgnął po telefon i napisał do paru osób, zapraszając na jakieś wyjście, lecz w środku tygodnie nie było łatwo kogokolwiek wyciągnąć. Oczywiście mógł ponownie zamówić sobie jakieś jedzenie, zatopić się w łóżku i oglądać seriale. Postanowił jednak ruszyć się na miasto, bez celu, szukając go po drodze. Szybko się przebrał i wyruszył ze swojego mieszkania, a następnie przeszedł się na plażę przy oceanie, po czym ruszył na spacer deptakiem wzdłuż wody.
Mieszkając w północno-wschodniej części Seattle bardzo szybko znalazł się w South Park, położonym po prostu na zachodzie, czyli nieco pod jego miejsce zamieszkania. Wciąż szedł plażowymi bulwarami, co raz wstępując do napotkanych lokali, oglądając sobie jakieś rzeczy, a najczęściej różne bzdety, które wcale nie były mu potrzebne, ale lubił po prostu kupowanie. Krocząc przed siebie, przemieszczał się między ludźmi, których spora ilość była rozsiana w pobliskim obszarze. To przypomniało mu, że niedługo święta i wzmożona aktywność przechodniów nie powinna być zdziwieniem.
Za to uwagę Monty’ego przykuła sylwetka pewnej blondynki o długich włosach, w wysokich kozakach z papierosem w dłoni, której torebka nagle znalazła się na ziemi. Nie wiedział jak, nie wiedział skąd, nie wiedział czy to jest normalne, że od razu poznał, iż zbliżał się właśnie do swojej ordynatorki, która powoli przykucnęła nad swoimi rzeczami chcąc je zebrać. Natychmiast przyspieszył do niej kroku i również obniżył swoją pozycję, zbierając z chodnika portfel i jedną ze szminek. – Właśnie widzę, jak sobie radzisz, Meyer. – odpowiedział tylko z lekkim uśmiechem pod nosem, a kiedy odsłoniła swoją twarz skrytą za długimi włosami spojrzał w jej oczy, z lekko uniesionymi brwiami. – Aktualnie ratuję twoją torebkę. – dodał kolejnym żartem. Wysunął rękę w jej stronę, oddając jej rzeczy. Przyglądał się, jak nieco nerwowymi ruchami, z wciąż tlącym się między jej palcami papierosem próbuje je gdzieś upchać. W tym samym momencie uniósł nieco spojrzenie na pewną dziewczynkę, która trzymając się ręki kobiety przeszła obok nich. Zerknął dalej na całą rodzinę, kobietę z ciążowym brzuchem, drugie dziecko oraz mężczyznę, który idąc obrócił się w ich stronę, odznaczając się typową, ludzką ciekowością na niefortunne zdarzenie na ulicy. Monty wymienił z nim przez chwilę nic nie znaczące spojrzenie, podczas gdy Judith doprowadzała do ładu swoją torebkę, znów mając zasłoniętą całą twarz od swoich włosów.
– Zrobiłem sobie spacer po mieście. – odpowiedział konkretniej na jej wcześniejsze pytanie, prostując się na nogach razem z lekarką. – A ciebie co sprowadza do tej części? – odbił pytanie, cały czas przyglądając się Judith w oczy. Znów zaczął zatapiać się w jej źrenicach i nie mógł się nie powstrzymać, by nie uśmiechnąć się, kiedy obdarowywała go tym samym. W środku poczuł nawet małą euforię z powodu ich, kolejnego z jego punktu widzenia, niespodziewanego spotkania. – Masz ochotę mi potowarzyszyć? – zapytał nagle i jednocześnie wciąż się uśmiechając zaczął iść przed siebie, lecz odwrócił częściowo ciało i wyciągnął ku niej rękę, jakby była to jej jedyna szansa na to, by mu towarzyszyć.
-
-
- Też jestem lekko zaskoczony, że cię zastałem w środku miasta. Jednak nie jest ono wcale takie duże. – uśmiechnął się, próbując tak naprawdę odnaleźć się w tej nowej rzeczywistości, że natknął się na lekarkę w innym miejscu niż szpital. – Czyli sobie trochę pozwalasz? Rozumiem. Kupiłaś sobie coś ładnego? – zerknął na Judith, podczas gdy jego długie włosy smagały go lekko po policzkach, ale na szczęście dzięki kapeluszowi, który dzisiaj założył, nie miał ich na całej twarzy. Przez pierwsze kroków, jakie razem przeszli czuł niemałą ekscytację, by nie powiedzieć euforię. Kiedy zaczął pracę w Swedish Hospital nawet nie myślał o tym, że zawróci mu w głowie jego własna ordynatorka. I chociaż przeżyli już ze sobą seks, to jednak robili teraz coś, czego tak nadmiernie unikali i co poniekąd było zakazane, bo nie prowadziło ich relacji w dobrą stronę. – Naprawdę. Idąc tym deptakiem w drugą stronę można dojść praktycznie pod mój dom. A nie chciałem siedzieć sam w domu. Wróciłem z nocnej zmiany, a potem przespałem cały dzień, więc możliwe, że czeka mnie kolejna nieprzespana noc. No i trochę ożyłem, będąc na świeżym powietrzu, wśród ludzi. – zerknął ponownie na Judith, ściągając nieco brwi do środka z utrzymującym się na twarzy lekkim uśmieszkiem. – Cieszę się, że ci się podobam. A co do planów, to właśnie je zmieniłem. Nie zakładałem cię w nich. Ale teraz nie zakładam ich bez ciebie. – to mówiąc potarł kciukiem wierzch jej dłoni, ale zaraz pozwolił Judith oprzeć się o swoje ramię. Drugą rękę wsunął do kieszeni swojego płaszcza, zmierzając przed siebie z nią u boku. Chwilę nic nie mówili, ale kiedy usłyszał jej ciche wyznanie, niemal nie mógł powstrzymać szerokiego uśmiechu, który zagościł na jego ustach. Nigdy nie sądził, że takie słowa padną z ust Judith.
W odpowiedzi chciał nawet zdobyć się na czuły pocałunek, lecz wtedy został nagle przez nią zatrzymany. Zachwiał się jedną nogą, po czym spojrzał na kobietę, która miała na twarzy jakby lekkie przerażenie. Monty spojrzał na nią pytająco, lekko rozglądając się po otoczeniu. Oboje szybko ruszyli dalej. – Czy na pewno jest wszystko w porządku? Wydajesz się strasznie rozkojarzona? – zapytał na bazie tej sytuacji oraz obserwacji i zbieraniu jej rzeczy do torebki. Zamiast jakiejś konkretnej odpowiedzi poczuł, jak wtula w niego swoją głowę, co było bardzo miłe. – Wiesz co? – wypowiedział po chwili ciszy patrząc prosto przed siebie, robiąc jednak pauzę dla efektu wyczekiwania. Przekrzywił głowę kątem oka zauważając, że Judith znów jest w niego wpatrzona. Przez chwilę utkwił w niej swój wzrok, zanim dokończył swoją myśl. – Znów wyglądasz cholernie seksownie. – powiedział jej nieco ciszej, ale tuż przy uchu.
-
-
Usłyszał imię jego towarzyszki, lecz bynajmniej nie padło ono z jego ust. Rozbrzmiało raczej dość niskim, poważnym tonem. Wyprostował się na jego dźwięk i przez moment patrzył na duże oczy Judith, która w jednej sekundzie zlękła się tego głosu. Razem z nią obrócił głowę do jego źródła i spojrzał na całkiem eleganckiego mężczyznę, mniej więcej w jej wieku, który do nich podszedł. Na ten moment go nie poznał, ale zauważył, wnioskując również po słowach, że oboje się znają. Pierwszą, zbyt oczywistą myślą było, iż może jest to przyjaciel lekarki lub nawet jakiś były mężczyzna. Stojąc wciąż ramię w ramię z Meyer chyba jako pierwszy zauważył kobietę z dwójką dzieci, którzy podeszli w ich stronę. Chociaż nie skojarzył mężczyzny, to małą dziewczynkę w kurtce o pstrokatym kolorze już tak i odtworzył scenę sprzed paru minut, kiedy klęczeli nad jej torebką a on wymienił spojrzenia z zaciekawionym dzieckiem a potem właśnie z nim. Nie ingerował w ich konwersację, w której Judith znalazła się w mocnym zakłopotaniu. W pewnym momencie padła informacja, która lekko mówiąc zszokowała Monty’ego. Mężczyzna przedstawił swojej rodzinie Judith, jako byłą żonę. Monterrey zachowywał jakieś pozory normalności, lecz w głowie mocno sobie przetwarzał tą informację. Znaczna część wyobrażeń i domysłów, na temat jego ordynatorki właśnie uległa przemianie, by nie powiedzieć unicestwieniu. Jak dotąd miał przecież swoją szefową za kobietę, która jest tak oddana pracy, że nie zajmuje się w ogóle swoim życiem prywatnym i nie szuka rodzinnego szczęścia, stawiając na jakieś przelotne romanse. Teraz wiedział, jak bardzo był w błędzie.
Spojrzenie Monty’ego nagle znalazło się na równi z tym Logana, który mierzył go uważnie wzrokiem. Wytrzymał je, ale zaraz zerknął na Judith, która z dużym zakłopotaniem przypomniała sobie o nim. Niespodzianek był jednak ciąg dalszy, bo lekko go zatkało, gdy przedstawiła go swojemu eks-mężowi jako narzeczonego. Przez sekundę, dwie, nie wiedział, jak się ma zachować, ale szybko zachował zimną krew tak jak w szpitalu i z szerokim uśmiechem na ustach wyciągnął dłoń w kierunku Logana, ściskając ją. – Miło Ciebie poznać. – bez ogródek zwrócił się bezpośrednio do mężczyzny, a gdy zabrał rękę, objął obiema Judith w pasie, przytulając ją do siebie.
- Długo jesteście już razem? – zapytał Logan, wyraźnie zaintrygowany newsem, który usłyszał.
- Od roku. – odpowiedział Monty, totalnie improwizując. Znów dostrzegł spojrzenie lekarki, która oparta o niego patrzyła mu w oczy, lecz Winterspoon, pewny swego, znów zwrócił się wzrokiem do Logana, dodatkowo ujmując dłonie Judith swoimi. – Poznaliśmy się podczas pobytu w górach w tym samym miejscu. I to z jej względów przeprowadziłem się niedawno do Seattle. Wspaniałe miejsce, lecz trochę chłodno. – zaśmiał się, będąc pewnym swego. Z racji jego nieco ciemniejszej karnacji na pewno łatwo było mu uwierzyć, że nie pochodzi stąd. Zmyślona przez niego historia miała na celu uprzedzić potencjalne pytania o początek ich znajomości i nie doprowadzić na ślad, który zawiódłby do ich wspólnej pracy i tego, kim dla siebie byli. Na razie powinni dalej utrzymywać to w tajemnicy. Nawet przed osobami postronnymi. – Nie potrafiłem czekać. Nie chciałem, by ktoś sprzątnął mi ją sprzed nosa. – dokończył mini historię i przekrzywił głowę w stronę Judith, która teraz chyba sama była zaskoczona tym, co powiedział. Monty z uśmiechem na ustach znów pochylił się nieco w jej stronę i zrobił to, co miało zadziać się parę chwil temu. Przymknął oczy i złączył ich usta w długim, czułym pocałunku, podczas którego parę razy zacisnął się wargami na jej wargach. Chociaż teraz, z racji sytuacji odgrywali role, to ten miłosny akt wcale nie był fałszywy. Monty włożył w niego sporo uczuć, w końcu tak bardzo tego pragnąc od dłuższego czasu. Miał nadzieję, że Judith również odczuje to, iż nie całuje ją tylko na pokaz.
W końcu zabrał swoją twarz, z której nie znikał mu uśmiech. Spojrzał na Logana, który przyglądał się tej scenie, oceniając ich chyba swoim poważaniem. Lub był po prostu nieco skołowany. Monterrey wiedział, że raczej nie będzie miał nic do powiedzenia, zwłaszcza na temat ich wieku, bo gdy zerknął na jego nową żonę od razu dostrzegł, że jest od niego samego może trochę starsza, ale na pewno więcej młodsza od Logana.
Monty dał jeszcze Judith zakończyć to spotkanie, po czym oboje ruszyli w swoją stronę. Parli spokojnie do przodu, przez tą chwilę nic nie mówiąc. Monty zerkał co raz na Judith dostrzegając, e ona robi to samo. Na jego twarzy malował się lekki uśmieszek, bo zaczęło bawić go to, co właśnie się wydarzyło. – Jest pani pełna niespodzianek, doktor Meyer. – odezwał się w końcu, patrząc przed siebie, nawiązując jednocześnie do jej pomysłu z narzeczonym oraz do informacji o tym, że w przeszłości była już z kimś związana.
-
-
- Nie, to wcale nie tak. – odparł żartobliwie, teraz wszystkiego się wypierając, ale tutaj go miała. – Po prostu myślałem, że nie interesują cię stałe związki i skupiasz się tylko wyłącznie na pracy. Od jakichś kilkunastu lat zapewne. – wzruszył ramieniem, przyznając się nieco do błędu, chociaż w ogóle nie zamierzał jej oceniać. W tym konkretnym momencie, był jednak trochę bardziej ciekawy przeszłości lekarki.
Gdzieś z tyłu rozbrzmiał stanowczy, rodzicielski okrzyk, przywołujący do porządku niesforne dziecko. Ich dwójka zatrzymała się na ich dźwięk, on niejako zmuszony przez Judith. Zerknął na nią i ponownie dostrzegł jakby przerażenie zmieszane ze smutkiem. Nie trzeba było być geniuszem, by dostrzec, że coś ewidentnie w niej ciążył. Monterrey wsunął dłonie do kieszeni płaszcza kiwając głową i czekając, aż Judith sobie zapali. Rozejrzał się na moment, ale szybko skupił swoją uwagę z powrotem na blondynce, która przeklinając pod nosem, próbowała wskrzesić ogień w swojej zapalniczce. – Daj. – podszedł do niej i zabrał od niej mały gadżet. Otoczył go dłonią a następnie jednym, mocniejszym pociągnięciem kciuka rozpalił ogień i przyłożył go do końcówki papierosa, który trzymała w buzi. Normalnie od razu wyznałby, że z papierosem wygląda jeszcze seksowniej, lecz znajdowali się w dość dziwnych i trochę ciężkich okolicznościach.
- Nie ma problem, po prostu… byłem trochę zdziwiony, bo nawet nie wiedziałem na początku kim jest dla ciebie mężczyzna, który nas zaczepił, bo w pierwszym odruchu wydałaś się… przestraszona. Przez moment rozmawialiście normalnie, myślałem że jest może jakimś przyjacielem, kiedy wydało się, że byliście kiedyś małżeństwem. Ale miło było przez chwilę być twoim narzeczonym. – Monty ponownie uśmiechnął się i objął z powrotem Judith. Zaśmiał się nawet, kiedy przypomniała mu historię o górach, którą szybko podrzucił dla zmyłki i dla zarysowania jakiejś ich wspólnej historii. – Nie wiem, dlaczego akurat to mi przyszło do głowy. Mogłem powiedzieć, że poznaliśmy się na jakiejś wyprawie po Arktyce. Ciekawe, czy by uwierzył. – zerknął na Judith chcąc sprawdzić, co sama sądziłaby o takim pomyśle. Chwilę znów jej się przyglądał, obserwując, jak zaciąga się nikotyną, a potem wypuszcza tytoniowy dym, niczym prawdziwa dama. – Nie uważasz, że byłoby super znaleźć się na takim urlopie. Tylko ja… ty… samotni w domku… – wypowiadając do przybliżył twarz do jej ucha i zniżał co chwila głos, robiąc go nieco bardziej zmysłowym, chcąc, by sobie wyobraziła w głowie, co wtedy by ze sobą wyczyniali. Na koniec językiem musnął delikatnie jej ucho, po czym wyprostował się i szedł dalej przed siebie.
- Usiądziemy? – zapytał Monty widząc, wolne miejsce na ławce. Poczuł, że to dobry pomysł na moment się zatrzymać i trochę ochłonąć. Zwłaszcza ona powinna, po nieoczekiwanym spotkaniu ze swoją przeszłością. Monterrey usiadł bokiem, podkulając jedną nogę, by móc swobodnie patrzeć na Judith. Zdjął jeszcze na moment ze swojej głowy, pozwalając rozwiać się włosom na wszelakie strony. – Chyba wiele przeszliście… ty i Logan. – odezwał się, opierając swoje ciało o oparcie ławki, chcąc jakoś delikatnie nawiązać jeszcze do tematu i dowiedzieć się czegoś więcej. – Mogę zapytać, dlaczego nie wyszło?