WAŻNE Wprowadzamy nowy system pisania postów/tworzenia tematów w lokacjach. Prosimy o zapoznanie się instrukcją i stosowanie nowego wzoru. Więcej informacji znajdziecie tutaj!

Subfora zostały podzielone na 4 główne działy, oto orientacyjny zakres lokacji, które mogą się w nich znaleźć:
- strefa miejska - ulice, parkingi, tereny zielone, parki, place zabaw, zaułki, przystanki, cmentarze
- usługi - sklepy, centra handlowe, salony kosmetyczne, pralnie, warsztaty
- kultura i instytucje - galerie, muzea, teatry, opera, domy kultury, centra społeczne, urzędy, kościoły, szkoły, przedszkola, szpitale, przychodnie
- życie towarzyskie - restauracje, kawiarnie, kluby, kręgielnie, puby, kina

Dodatkowo w dzielnicach znajdziecie subfora większych firm albo ważnych dla forum i postaci lokacji, np. szczególne kluby, uniwersytet, czy restauracje.

INFO W procesie przenoszenia forum na nowy silnik utracone zostały hasła logowania. Napiszcie w tej sprawie na discordzie do audrey#3270 lub na konto Dreamy Seattle na Edenie. Ustawimy nowe tymczasowe hasła, które zmienicie we własnym zakresie.

DISCORD Jesteśmy też tutaj! Zapraszamy!

UPDATE Postacie chcące uzupełnić swoją KP o nowe treści w biografii mogą skorzystać teraz z kodu update w zamówieniach.

ODPOWIEDZ
Awatar użytkownika
0
0

dreamy seattle

dreamy seattle

-

Post

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

#2 — ...i...i potem ciocia zrobiła budyń czekoladowy i ja poszłam oglądać bajki i... i... potem ty przyszedłeś i to tyle — skończyła swoją opowieść mierząca około metra dziewczynka, której drobna rączka tonęła w wytatuowanej dłoni kroczącego obok niej mężczyzny. Ona, w różowej sukience z pluszową świnką z kreskówki pod pachą i on, wielki, ze skórą przypominającą szkicownik naćpanej artystki, sprawiający wrażenie, jakby właśnie wyszedł po odsiadce. Przynajmniej takie odniósł wrażenie, gdy staruszka siedząca na ławce rzuciła mu krzywe spojrzenie. A może po prostu mrużyła oczy od zachodzącego słońca, a on był przewrażliwiony? Ciężko nie być, gdy kolejna propozycja pracy poszła się... kochać, kiedy tylko potencjalny pracodawca zobaczył jego dziary. A niby taki postępowy kraj... Well, boomers will be boomers, czy jakoś tak. Ale czy to oznaczało, że nie wyrwie się z tej przeklętej dzielnicy dopóki starsze pokolenia nie kopną w kalendarz? Charlotte była jeszcze mała, ale wkrótce zacznie wychodzić z domu samodzielnie, chociażby żeby pobawić się z rówieśnikami. A South Park nie był najbezpieczniejszym miejscem na młodych odkrywców.
I tak miałaś fajniej niż ja. Ja tylko pracowałem i teraz bolą mnie plecy — odparł. Jak dobrze, że siostra pomagała mu z dzieckiem i odbierała Lottę z przedszkola, a później zajmowała się nią do powrotu Ethana. Przynajmniej odciążała go w taki sposób.
— A jak pomasuję to nie będą boleć? — zapytała, a Hyde mimowolnie się uśmiechnął. Masaż w wydaniu córki polegał na chodzeniu i skakaniu po jego obolałym ciele, ale nie potrafił jej odmówić.
Nie będą — odparł. I tak miał mieć wolne do końca tygodnia, więc jakoś przeżyje. Było ciepło i słonecznie, mała szczebiotała radośnie trzymając go za rękę, spacerowali ich ulubionym deptakiem, a on zaczynał mały urlop. Czy potrzebował jeszcze czegoś do pełni szczęścia? Może tylko pizzy i zimnej coli.
I think I’m going nowhere like a rat trapped in a maze
Every wall that I knock down is just a wall that I replace

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

#11

Brzuch Romy rósł, tak samo jak lista rzeczy do zrobienia, skoro zdecydowali się z mężem zostać w Seattle. Przeprowadzka w takim momencie była ciężka, gdy się było w zaawansowanej ciąży i tylko jedno z małżonków jest w stanie nie tylko podróżować, ale i cokolwiek robić. Mason nie pozwalał swojej ukochanej zbyt wiele robić, może jedynie robić zakupy przez internet i planować wszystko. Co też było przyjemnym i czasochłonnym zajęciem, jednak nie pomagała za wiele.
Tego dnia akurat blondynka wypuściła się na spacer, chcąc przy okazji zajrzeć do jednego sklepu z rzeczami dla dzieci. Szła sobie spokojnie, wiedząc że zaraz i tak się zmęczy, wypatrywała też jakiejś ławki, czy chociaż stoiska z zimnymi napojami. Och, ile by ona dała teraz za zimne piwo. Normalnie nie piła, ale skoro nie mogła, to oczywistym było to, że naszła ją ochota!
W pewnym momencie Romy zauważyła małą różową świnkę leżącą na chodniku. Uniosła wzrok i zauważyła do kogo mogłaby zguba należeć. Niepewnie pochyliła się, choć nie miała wcale wielkiego przekonania, że uda się jej podnieść maskotkę. Na szczęście nie należała do najmniejszych, więc udało się złapać w palce czubek ucha i za nie podnieść świnkę. Odetchnęła głęboko i przyspieszyła kroku, aby dogonić mężczyznę z dziewczynką.
-Hej, przepraszam-wysapała, dotykając nieśmiało ramienia mężczyzny, by ten się odwrócił i zatrzymał. Blondynka się zdyszała tym krótkim odcinkiem. Była totalnie do niczego.-Wasza świnka chyba-powiedziała, opierając dłonie na udach i dysząc.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Przedszkole Charlotty znajdowało się w zupełnie innej części Seattle — właściwie, to po jego przeciwnej stronie. Osoba przyglądająca się całej sytuacji z boku, doszłaby do wniosku, że jest to najniewygodniejszy pomysł, na jaki Ethan mógł wpaść. W rzeczywistości jednak wszystko było dokładnie zaplanowane; po pierwsze, placówka znajdowała się nieopodal domu Ruth, starszej siostry Hyde'a, której młodszy syn był zaledwie kilka miesięcy starszy od jego córki. Kiedy nie mógł urwać się z pracy, by odebrać i zająć się małą (co, niestety, było jego przykrą codziennością), zajmowała się nią ciotka. Po drugie, Charlotte nie bała się, mając przy sobie kogoś bliskiego, w tym wypadku kuzyna, z którym trafiła nawet do tej samej grupy. Po trzecie, Ethan i tak od dłuższego czasu planował się stąd wyrwać i przenieść bliżej siostry. Było ciężko, ale on wszystko postrzegał w kategorii "to tylko chwilowe".
O ile młody ojciec trzymał się dzielnie, tak mała dziewczynka targana całe miasto komunikacją miejską, była zwyczajnie wyczerpana. Nawet nie zauważyła, kiedy ukochana świnka wyślizgnęła się ze zmęczonych rączek; zorientowałaby się dopiero przed położeniem do łóżka, co skończyłoby się wielkim atakiem histerii. Podejrzewał, że nie nabrałaby się na podmiankę, tak jak było w przypadku chomika.
Poczuł więc wielką ulgę — poprzedzoną równie wielkim zaskoczeniem — gdy dogoniła ich zdyszana kobieta z zabawką Charlotty w ręce. Właśnie oszczędziła Ethanowi pisania milionów postów na spotted.
— Peppa! — zawołała odbierając od jasnowłosej kobiety zabawkę, po czym schowała się za plecami ojca. Bywała rozbrykana i wygadana, ale nie w kontaktach z obcymi. Nieznani dorośli ją onieśmielali.
Bardzo pani dziękujemy. Nie wiem, co byśmy zrobili bez tego pluszaka. Lottie, co się mówi? — zwrócił się do dziewczynki, ale ta nie odpowiedziała. Zamiast tego przyglądała się brzuchu ciężarnej kobiety ze zdziwieniem wymalowanym na twarzy.
— Tato, czy ta pani połknęła pestkę z arbuza? — zapytała w końcu, a Ethan nie będąc w stanie się powstrzymać, wybuchnął śmiechem. Zapewne ktoś nastraszył ją owocem rosnącym w brzuchu po połknięciu pestki... Wiedział już nawet kto — starszy z siostrzeńców nie byłby sobą, gdyby nie dezinformował maluchów.
Pośpiesznie zerknął na kobietę. Chyba się nie obrazi za słowa niespełna czterolatki, która nie wie jeszcze skąd się biorą dzieci?
I think I’m going nowhere like a rat trapped in a maze
Every wall that I knock down is just a wall that I replace

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Ta cała logistyka polegająca na dopasowaniu domu, pracy i przedszkola to musiała być wyższa szkoła jazdy. Romy na razie się tym nie zamartwiała, bo do tego długa droga jeszcze. Na razie nie musiała się martwić nawet dojazdami do pracy, bo chwilowo była bezrobotna. Nie miała jeszcze stałego adresu w Seattle, ale to tak naprawdę pikuś. Najważniejsze jest dobro dziecka, więc nic dziwnego, że Ethan brał pod uwagę tylko poziom przedszkola, a także obecność siostry. Było to dość rozsądne, nawet jeśli niewygodne.
Człowiek z reguły nie zdaje sobie sprawy z tego, że coś gubi. Przecież jakby od razu zdał sobie sprawę, że mu coś wypadło, to by po to wrócił, prawda? A miś, czy w tym przypadku świnka była bardzo wartościową rzeczą, choć czasami była niezauważalna, jak w tym momencie.
Romy była osobą o dobrym sercu, więc od razu pomyślała o tym, że przytulankę trzeba podnieść i odnaleźć właściciela. Ona na całe szczęście nie znała jeszcze ryku dziecka w związku z rozpaczą, ale domyślała się, że to może być traumatyczne przeżycie.
-Żaden problem. Ważne, że znalazła się i nie ma problemu-powiedziała prostując się, ale dalej będąc zgrzaną i zasapaną. Davies nigdy nie miała dobrej kondycji, ale teraz to już była przesada. Jak tylko urodzi będzie musiała się wziąć za siebie, nie ma co do tego wątpliwości.
Kobieta też się uśmiechnęła słysząc o arbuzie. Oczywiście, jej brzuch trochę przypominał kształtem arbuza, ale to nie było to. -Chodź, dotknij i zobaczysz czy to arbuz czy nie-uśmiechnęła się. Nie była pewna, ani czy to dobry pomysł, ani czy dziewczynka nie wolałaby sądzić, że to faktycznie arbuz.... Wiek czterech lat to jeszcze nie jest moment na rozmowę o pszczółkach i motylkach, ale na szczęście nie ona będzie musiała na ten temat mówić. Ona będzie mogła się odturlać w razie potrzeby.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Histeria to jedno; kilka godzin płaczu, po których zmęczona dziewczynka zaśnie, obietnica znalezienia zabawki, może nawet rozwieszenie kilku plakatów po okolicy i ostateczna decyzja o zakupie nowej świnki, której mała tym razem będzie strzec jak oka w głowie. Dzieci szybko zapominały, dlaczego płakały, gdy udało się je zająć czymś nowym. Podobno prawdziwym wyzwaniem było ząbkowanie, albo niemowlęce kolki — nieprzespane noce, zszargane nerwy i zastanawianie się, czy nie jest za późno, aby oddać swoją latorośl do okna życia. Ethan na szczęście nie miał okazji tego przeżywać; odszedł, gdy Charlotte większość dni przesypiała i budziła się głównie, gdy była głodna lub potrzebowała przewinięcia, a wrócił, gdy zaczęła stawiać swoje pierwsze kroki i rozgryzała ugotowaną marchewkę.
Z jednej strony żałował, że ominęło go tak wiele. Z drugiej jednak uważał, że dobrze się stało. Był wtedy zupełnie inną osobą; agresywnym dupkiem, który wyżywał się na wszystkich wokół za własne błędy.
Sam nie był przekonany co do tego, czy dotykanie brzucha ciężarnej kobiety będzie dobrym pomysłem. Z drugiej strony, mógłby opowiedzieć tę samą bajkę, którą usłyszał za młodu; dzieci biorą się ze specjalnych nasionek, które połyka kobieta, która chce zostać mamą, a potem wyciągają jej noworodka przez pępek. Na co najmniej kilka miesięcy, jak nie lat problem z głowy.
— A jak mój brzuszek też tak urośnie? — zapytała Lottie, a twarz Ethana przybrała odcień czerwieni, gdy powstrzymywał się od kolejnej fali śmiechu.
Co z niego za okropny rodzic, że bawi go własne dziecko? Ale Charlotte była taka pocieszna, jej towarzystwo było wszystkim, czego potrzebował po męczącym dniu w pracy.
Obiecuję, że nie urośnie — odparł próbując zachować powagę, po czym spojrzał w oczy kobiecie. Chyba coś jeszcze zostało mu z gówniarza, ale w jego zachowaniu nie było ani krzty złośliwości. Tymczasem dziewczynka zachęcona przez swoją naulubieńszą osobę na świecie wyciągnęła rączkę, która zaraz potem spoczęła na brzuchu blondynki.
I think I’m going nowhere like a rat trapped in a maze
Every wall that I knock down is just a wall that I replace

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Romy spodziewała się wszystkiego, co najgorsze po porodzie. Czytała książki, poradniki, rozmawiała z koleżankami, które miały już dzieci i tak dalej. Wiedziała, że będzie ciężko, była na to gotowa - a raczej tak się jej zdawało. Dlatego też liczyła na pomoc ze strony męża, rodziców i jeśli będzie potrzeba, to również opiekunki. Dlatego też Romy postanowiła zostać w Seattle, bo tutaj miała rodziców, a w Atlancie mogła liczyć najwyżej na opiekunki. A to coś zupełnie innego.
Niektóre osoby, zwłaszcza przesądne i wierzące z zabobony (czyli te głupie, ale blondynka nie powie czegoś takiego na głos), uważały, że każdą ciężarną powinno się obłapiać, bo to przynosi szczęście. Komu i w jaki sposób, to już była czarna magia. Oczywiste było to, że Davies nie była chętna na to, aby obce osoby łapały ją za brzuch, skoro to było jej dziecko, które widać musiała chronić od samego poczęcia, Jednak jeśli to ona sama zaproponowała, to nie powinno być z tym najmniejszego problemu.
-Nie musisz się bać-uśmiechnęła się. Może mogła by jej wyjaśnić czemu i tak dalej - ale to nie była jej broszka, nie jej zadanie. Nie miała pojęcia, co by powiedziała swojemu dziecku. -I co?-zapytała, czując małą łapkę na swoim wielkim brzuchu. Pewnie mała poczuła jak dzidziuś w środku się rusza, ale po minie dziewczynki niewiele dało się wyczytać.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Media przekazywały przesłodzony obraz rodzicielstwa, które polega na samych szczęśliwych chwilach w towarzystwie swoich dzieci. W rzeczywistości wiązało się ono z poświęceniami, chronicznym niewyspaniem, a także morzem wylanej krwi, potu i łez. To mnóstwo zszarganych nerwów, nie tylko ze strachu o swoją latorośl, ale także wtedy, kiedy ta zaczyna przechodzić bunt dwulatka, trzylatka, czterolatka... aż bał się pomyśleć co się stanie, kiedy Charlotte wejdzie w okres dojrzewania. Już była rozgadana, to pewnie przez geny matki. Po Ethanie odziedziczyła przecież same najlepsze cechy, czyli... w sumie na razie nie zauważył żadnej.
Obserwował w milczeniu jak córka zachęcona przez kobietę dotyka jej brzucha, tylko po to, żeby zaraz cofnąć dłoń przerażona z okrzykiem:
— Rusza się! Tam coś się rusza! Czy to robak?
Eee... Noo... — wymamrotał drapiąc się po karku. To jednak nie był taki dobry pomysł, jak wydawało mu się na początku. Ale liczył, że dzięki temu zniknie awersja, a wręcz paniczny lęk przed jedzeniem pestek arbuza. — Pani ma w środku dzidziusia.
Ethan był śmiertelnie poważny, a Charlotte wyglądała jak zaskoczony Pikachu.
— Ale jak? Skąd? — oczywiście, że pytania były naturalną reakcją dziecka, które poznawało świat. Osobiście wolał tę formę bardziej, niż lizanie sklepowej lady, albo poręczy schodów, co małej kilkukrotnie się zdarzyło, gdy tylko spuścił z niej oko.
Może powiem Ci po obiedzie? Ciężko słuchać z pustym brzuszkiem — odparł, a Lottie pokiwała głową. Przynajmniej miał kilkanaście minut, żeby coś wymyślić.
— A pani?
Pani też jest zaproszona — przeniósł wzrok na jasnowłosą — O ile chce.
I think I’m going nowhere like a rat trapped in a maze
Every wall that I knock down is just a wall that I replace

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Romy była przygotowana na wszystko, co złe i co dobre. Sądziła, że wie wiele i świadomie podjęła decyzję wraz z mężem, aby zacząć się starać o dziecko. Czy tak naprawdę było, to okaże się za parę tygodni, kiedy mała pojawi się na świecie i zacznie dokazywać. Spodziewała się wielu bezsennych nocy, pełnych pieluch, gili i wielu innych niedogodnych sytuacji. Wiele czytała o naturalnym porodzie i wydawał się on być naprawdę ale to naprawdę okropnym przeżyciem, ale cóż - taki już był ten los.
Romy tylko się roześmiała, patrząc jak mała Charlotte odskakuje przerażona. Może nie było to do końca miłe z jej strony, ale co zrobisz? Dzieci były czasem rozbrajające w swojej bezpośredniości i w pomysłach, które wpadały do ich główek. To co mała dziewczynka teraz mówiła było naprawdę słodkie, nie dało się ukryć.
-To dzidziuś. Dziewczynka taka jak ty.-wyjaśniła, gładząc się po brzuchu. Owszem, wolała tego nie wiedzieć i czekać do porodu, ale skoro już wiedziała, to cieszyła się z myśli, że będzie mogła kupować słodkie śliczne sukieneczki i zaplatać warkoczyki swojej córeczce.
-Ja dziękuje, muszę coś załatwić -wyjaśniła. Nie chciała się wpraszać na obiad ani do nieznajomych, ani zapraszać się do restauracji. A przede wszystkim to nie chciała odpowiadać na pytanie o to, skąd się biorą dzieci.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Zarówno pod względem biologicznym, jak i społecznym kobiety miały w życiu niesamowicie trudno, co Ethan zauważał chociażby na swoim przykładzie. Samotna matka była wytykana palcami, nazywana nieodpowiedzialną, puszczalską i bóg wie co jeszcze, bez pytania o jej historię. Tymczasem Hyde, jako ojciec, który sam wychowuje dziecko, postrzegany był jako swego rodzaju bohater. Prawda jest taka, że to on był nieodpowiedzialnym puszczalskim gnojkiem, który w pierwszej chwili chciał namówić eks na aborcję.
— Dziewczynka? — Lottie zmarszczyła brwi przyglądając się intensywnie ciążowemu brzuchowi. Coś zdecydowanie chodziło jej po tej małej głowie — Tylko nie nazywaj jej Charlotte, bo to już jest moje imię.
No tak, myślała, że imiona nie mogą się powtarzać i że jest jedyną Charlotte na świecie. Naiwny sposób, w jaki postrzegała świat, był dla Ethana całkowicie rozbrajający. Dla niego mogłaby mieć wiecznie cztery lata.
Skoro tak, to nie będę pani zatrzymywał — odparł z uśmiechem. Nie zamierzał nalegać, doskonale zdawał sobie sprawę z tego, że nie każda (przyszła) matka musi mieć ochotę spędzać czas z cudzym rozkrzyczanym dzieckiem. Poza tym, jeśli dobrze pamiętał, niektóre ciężarne kobiety są szczególnie wyczulone na zapachy, a zapach tłuszczu w tanim barze w okolicy może powodować mdłości. — Jeszcze raz dziękujemy za pomoc!
— Papa! Zadzwoń jak wyciągniesz dzidziusia! — Lottie pomachała kobiecie na pożegnanie, po czym odeszła z ojcem w stronę dobrze znanego im lokalu. Czekała go trudna rozmowa.

z/t
I think I’m going nowhere like a rat trapped in a maze
Every wall that I knock down is just a wall that I replace

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Kaptur na łeb i heja

Muzyka głośno grała mu w uszach. Wesoła i skoczna, chyba nie umiał słuchać nie-popu tak sam z siebie, chyba już miał zgranych tych kilka płyt na telefon już od dawna i po prostu je zapętlił i to nic, że nijak nie współgrały z jego nastrojem, nie potrafił i nie chciał się dobijać muzyką. Chciał odreagować, pojeździć, miał ochotę się wywrzeszczeć, bo wszystkiego w nim było już zdecydowanie za dużo, ale tego zrobić chyba nie był w stanie. Potrzebował czasu żeby upchać w sobie wszystkie myśli, które przez cały ten popieprzony dzień wylęgły się zdecydowanie zbyt wysoko, zbyt blisko jego świadomości, a wcale ich w tym miejscu swojej głowy nie chciał. Nie były potrzebne. Głupie były i bezużyteczne, bo myślenie o tym wszystkim nie zmieni rzeczywistości.
A jednak miał w sobie za dużo złości, za dużo energii i nawet po kilku godzinach skakania przez deskę nie miał wcale ochoty wracać do domu, obiecał sobie że tam posprząta na wypadek, gdyby ta kobieta wróciła, ale w tej chwili zbyt obco mu tam było, nie chciał się jeszcze zastanawiać, czy sofa na którą zwykle układa mamę, kiedy znajduje ją na klatce schodowej przestanie śmierdzieć i, czy serio śmierdzi, czy tylko mu się tak wydaje, nie chciało mu się zbierać wszystkich papierków i butelek, nie chciało mu się zmywać naczyń, które z Chetem odstawiali od wieków i chyba życie tam już powstało, nie chciał myśleć o niczym, nie chciał tam być w ogóle, ale chciał żeby to było jego miejsce, bo swojego miejsca potrzebował. Jakie by ono nie było.
I chyba chciał jechać gdzieś indziej, może gdzieś poza South Park, ale znowu był pod tym domem, wiedział że to oni, bo kto inny, bo awanturowali się z mamą od dawna, jakby nie mogli po prostu zostawić jej w cholernym spokoju, ich wszystkich zostawić w spokoju i Oscar w sumie to za wiele nie myślał, może chodziło o coś więcej niż opieka społeczna, może o jakąś niesprawiedliwość, może o jakąś złość wewnętrzną, którą tak tłumił tak długo, a która znalazła dzisiaj ujście, jego palce w jednej chwili miały pod sobą chropowatą, nieprzyjemną fakturę jakiegoś kamienia, po chwili po prostu się zamachnął, żeby wybić okno. I stał tak chwilę, chyba czuł satysfakcję, może się odegrał, chyba miał nadzieję, że im coś poza tym oknem rozwalił. O dziwo chłodne, nocne powietrze wcale go nie uspokajało, jakaś aura nocy bardziej go podjudzała, może to, że nikogo nie było i chyba nawet chciał sięgnąć po jeszcze jeden kamień, bo im się należało, bo nie mieli prawa się wtrącać i psuć mu tego porządku, jaki już w życiu miał.
A potem strach, że może zrobił komuś krzywdę, bo tego wcale nie chciał, a potem w oknie pojawiła się sylwetka, więc nie, chyba nikomu krzywdy nie zrobił. Ale sylwetka zaraz z tego okna zeskoczyła i ruszyła w jego stronę. I chwilę tak stał, bo może chciał żeby pieprzony Parsley go dopadł, może jednak chciał mu zrobić krzywdę, a może coś w środku niego chciało oberwać, ale trwało to tylko chwilę, bo instynkt ucieczki, czy po prostu lęk w końcu zadziałał, odbił się mocno nogą od jezdni i ruszył czym prędzej, nie planując nawet za bardzo drogi, wykręcając w kierunku wody, może zgubi go w alejkach parku. Wyszarpnął w końcu słuchawki, żeby słyszeć, czy pogoń się za mocno nie zbliża, ale nie oglądał się za siebie.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

TEN, W KTÓYM CIĘ GONIŁEM
Obrazek
And I know, it's no fun when your first son
starts freaking out the neighbourhood

Niebieskie światło, które na twarz rzucał ekran telefonu pobudzało oczy, nie chciało dać spać, choć dzień był ciężki, choć bolały nogi. Bo zmiana w pracy dziś byłą dziesięciogodzinna, a klienci nieznośni. Bo poparzył wierzch dłoni gorącym talerzem i wylał pół kartonu tego chudego mleka, który miał wlać do kawy jednej ze znanych zbyt dobrze drogo ubranych mam z wózkiem nowej generacji. Pochlapał ten zielony fartuch i swoje ulubione, przetarte już trochę vansy w szachownicę. Dobra, Parsley, idź do domu już, słabo wyglądasz.
Nie był chory wcale, nawet słabo się nie czuł, zmęczony był po prostu i nie spał ostatnio najlepiej, bo jakieś myśli dzikie krążyły bez przerwy po roztrzepanej głowie. I nawet w domu atmosfera była napięta, bo mamy wróciły ze spaceru jakieś podburzone i przejęte, mówiły o czymś cicho. Ustał w kuchni podpierając się łokciami o wyspę, zjadając powoli ostatni kawałek wegańskiego burgera, którego Angie przygotowała dziś na kolację. Co jest? Pani Reid, wiesz, mama tego chłopaka z sąsiedztwa...Oscara? Oscara. Wczoraj widziałyśmy, jak prowadzi ją do domu zupełnie pijaną, dziś słyszałyśmy, ze...się szarpie z kimś, krzyczy. Boimy się o tego dzieciaka. Pokiwał głową, nie chciał o tym rozmawiać chyba, bo przecież im byli starsi, tym Oscar chłodniej na niego patrzył i choć nie przypominał nikogo, kogo należałoby się bać, Parsley wcale nie chciał zaczynać. Pewnie ciężko mu było - wszyscy plotkowali. Że matka pije, że sam jest, że żyją w syfie jakimś, że jest zaniedbany. I wiedział, że ani on, ani jego matka nie lubili tych prób pomocy ze strony Pań Green. Że nie podobało im się wcale, że Molly i Angie pukają do drzwi, pytają czy czegoś potrzebują - jedliście obiad? Może Oscar chciałby dziś przenocować u Parsley'a? Może chciałby z nami do kina pojechać?
Motały się jeszcze długo w salonie, ale w końcu światła w mieszkaniu zgasły. Wszystkie poza ekranem telefonu. I leżał na łóżku ubrany wciąż, w ciemnym pokoju, przecierając co jakiś czas oczy. Jeszcze chwila, kilka głupich filmików, zaśnie w końcu, ale najpierw wstanie, przebierze się. I wstawał już prawie, już podnosił się do siadu, ale wtedy musiał przejść go zimny dreszcz, podskoczył nagle, zerwał się na równe nogi, ustał na materacu. Wybita szyba, kamień na podłodze. Cholera, co jest? Rozsądnie byłoby wyjść z pokoju, zadzwonić na policję, ale Parsley nigdy nie był rozsądny. Zasada byłą taka - najpierw robić, potem myśleć. Wiec zrobił najpierw. Zeskoczył z łóżka, wciągając trampki na nogi w biegu praktycznie, szybko otworzył dziurawe już okno. Ktoś chciał ich napaść? Ktoś go dręczył? O chuj chodzi, ja pierdolę. Złapać tego żartownisia musiał, tego słabego kawalarza, który skazał mamy na rachunek u okolicznego szklarze. I dobrze, że mieszkał na parterze, bo szybko wskoczył przez okno na chodnik. Postać w cieniu, poza zasięgiem ulicznej latarni. Chwila szoku, ale w końcu zaczął biec w jej stronę, a ciemna sylwetka równie szybko zaczęła się oddalać. Deskorolka?
- HEJ! Stój, kurw... - krzyknął za tym gonionym złoczyńcą. I biegł coraz szybciej, adrenalina coraz mocniej uderzała do głowy, oddychało się ciężko, ale postać byłą coraz bliżej. Niewiele miał szans z czterema kółkami, ale powierzchnia w końcu się zmieniła - nie taka gładka już. Jakaś dziura, deskorolka musiała zwolnić. I sekundy dosłownie, jakieś urywki chwili, w których ciało rzuciło się gwałtownie na zakapturzoną postać, potykając się jeszcze o deskę. Upadli tak na ziemię, czuł, że kolano miał zbite, że pewnie rano zobaczy plamę krwi na rozdartych spodniach. Bolały też łokcie, które zbyt gwałtownie zderzyły się z podłożem i nadgarstek, który jakoś dziwnie się wygiął. Ale nic - cały był. Złapał swojego złodzieja. A Jego złodziej leżał teraz pod nim i blisko miał twarz, której Parsley mógł teraz się przyjrzeć. Oczy jakieś duże, jakieś przestraszone, ciemne loki pod kapturem bluzy. Oscar. Przez chwilę patrzył chyba na niego szeroko otwartymi oczami, z ustami głupio otwartymi. Oscar. Kamień. Wybita szyba. - Reid? REID?! Co ty...coś ty odjebał?! Zwariowałeś?! - wyrzucał z siebie, nieskładnie jakoś, pod zmęczonym od pogoni oddechem. No proszę, mały Oscar postanowił go zabić. - Popierdoliło cię już zupełnie?! Co ty masz, kurwa, za problem?! CHCESZ SIĘ BIĆ?! PROSZĘ BARDZO! - W sumie nie zrobił nic, darł się tylko, szarpał na poły jego bluzy i patrzył tymi wściekłymi oczami. Zagubiony się czuł - jak zwykle zresztą.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Był pewien, że zwieje - na kółkach było szybciej i jeszcze zaraz niedaleko była górka, znał ten teren przecież, ale zapomniał, że droga zaraz się chropowata zacznie robić. Odbijał się więc mocniej, nigdy nie zwrócił na to aż tak uwagi, ale mało kiedy też przed kimkolwiek uciekał, ale nie ważne, bo już po chwili uderzyło w niego drugie cielsko. Słyszał, jak deska powoli turla się w dół już bez niego, sam uderzył mocno o ziemię, Green zawisł już nad nim i zaczął się wydzierać. Wściekły był, twarz miał wściekłą, z oczu grozą kipiało, miotał się tak, wrzeszczał, gdzieś ktoś okno zamknął niedaleko. A Oscar sam już nie wiedział chyba, co robić, czego chce, wściekły był, wkurzał go ten Green, jego matki, wkurzało go, że go dogonił, że pewnie silniejszy był, wkurzało go że Green może sobie wszystko i że jego matki mogą wszystko, że on sam już nawet od obcych jest zależny. Wkurzało go chyba wszystko, nie tylko to, za dużo złości było z minionych wydarzeń, albo wielu innych emocji tłumionych pod płaszczem narastającej wściekłości, która znalazła swoją kumulację w kamieniu pod domem Parsleya. A jednak słów mu zabrakło, bo jak wyrazić coś takiego, jak wyrazić to, jak bardzo nie rozumiał, jak się bał, jak chciał, żeby dali mu wszyscy spokój, jak nie chciał ich litości i jak chciał po prostu żyć po swojemu. Chyba nie potrafił mu odpowiedzieć i chyba tak, chyba chciał się bić i nie obchodziło go, że pewnie oberwie, może nawet chciał oberwać, bo zaraz zacisnął obie dłonie w pięści mocno.
- Mnie popierdoliło?! - odkrzyknął na niego, chyba bezsilnie trochę, bo Green nie rozumiał, jego matki nie rozumiały, nikt nie rozumiał. Ale też nikogo to nie obchodziło, jak jest, nikogo jego zdanie nie obchodziło, bo póki głupiego ID nie dostanie, idiotycznego kawałka plastiku to nic nie jest zależne od niego i nikt nie musi się z nim liczyć. I chyba to go najbardziej złościło, to że nikt go nie pyta, że decydują za niego i on może tylko czekać, czekać na informacje z opieki społecznej tak, jak czekał na inną rozmowę, która uparcie nie nadchodziła i z tą złością zamachnął lewą pięścią w kierunku szczęki chłopaka. Ledwo trafił, ten cofnął się na czas, co Oscara tylko bardziej sfrustrowało. Bo skumulowana złość nie znalazła ujścia swojego. - Wchodzicie w moje życie z pieprzonymi butami, ale to mnie popierdoliło?!
Mogli to zrobić, mogli dzwonić w kółko, mogli donosić, kiedy mama będzie pijana i zabiorą go stąd. I nikt nie będzie mamy szukał zimą, nikt o nią nie zadba, nikt nie zaprowadzi jej do domu. A on będzie w obcym miejscu pełnym wściekłych, niechcianych dzieciaków. Jakby samego siebie nie miał wystarczająco dosyć. I uderzył znowu, tym razem celniej, tym razem mocniej, w policzek pod okiem.
- Odwalcie się ode mnie w końcu wszyscy!
Wściekły był i wściekle krzyczał i szamotał się, żeby go zrzucić z siebie, a może i bić dalej, bo trochę mu lepiej nawet było jak go uderzył. I kompletnie zignorował jakiś krzyk zamknąć mordy gdzieś z któregoś domu, gdzieś miał tego kogoś.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Musieli wyglądać przezabawnie - ta para chłopców głośnych drących się na siebie w środku nocy. I Parsley był w tej sytuacji częściej niż chciałby przyznawać, bo przecież tak łatwo było te stworzenie dzikie sprowokować, sprawić, ze czerwony się robił ze złości, ze rzucał się na ciebie z pięściami, które nie zawsze trafiały w tym przypływie rwących emocji. Słowa wystarczyły, jakaś idiotyczna uwaga, głupi śmiech, bo Parsley porywczy był i nie umiał jeszcze do końca kontrolować tych wszystkich małych wściekłości, które wierciły dziurę w brzuchu. Ale teraz nie chodziło o żadne słowa ani o złośliwe uśmiechy - Oscar wybił szybę w jego pokoju kamieniem, mógł krzywdę komuś zrobić, a Parslie miał wystarczająco duże bezmyślnie zdobytych blizn - na ramionach, kostkach, na łuku brwiowym.
I chyba wcale nie rozumiał o co chodziło tak naprawdę, bo nie miał pojęcia, że matki zadzwoniły po opiekę społeczną i pojęcia nie miał też o tym, jak parszywie Oscar się czuł. Może dlatego nie spodziewał się tego uderzenia w szczękę, które nie zabolało nawet, ale które uniosło brwi w widocznym zdziwieniu, a potem poprowadziło pięść w jego stronę, choć taki roztrzęsiony był i zły, ze zamiast w twarz trafić, knykcie obiły się o kostkę brukową. Zapiekło, ale to nic, bo za bardzo skupiony był na tym krzyku i za szeroko usta otwierał, jakby chciał coś powiedzieć, choć nie miał pojęcia co takiego mógłby mu przekazać.
- Ciebie! - odkrzyknął więc, wchodząc mu właściwie w słowo, więc ich głosy krzyżowały się teraz zabawnie, a jakiś pies zaszczekał w oddali. Na nich pewnie. I powinien był już oczekiwać kolejnego uderzenia, ale za bardzo skupiony był na próbach równego oddychania, żeby wyczuć zbliżającą się pięść. Zabolało tym razem, mocno dosyć. Siniaka będzie miał. Przeklął więc ostro i zamachnął się łokciem, trafiając w chłopaka brzuch, nie czując nawet do końca siły tego uderzenia. - PRZESTAŃ! Z jakimi butami, Reid?! O czym ty, do cholery... - Odwalcie się wszyscy! Wiec ściągnął brwi, a dłoń która trzymała materiał jego bluzy zacisnęła się na nim mocniej. Chyba coś ukuło - współczucie jakieś, bo Oscar miał roztrzęsiony głos i oczy jakieś dziwne, zaszklone może. Nigdy nie widział go takiego, bo przecież ten jego sąsiad głośny był zawsze po prostu milcząco nieuprzejmy, kiedy go widział i krzyczał na swojego psa, i odwracał głowę na jego widok. A teraz lało się z niego tymi niekontrolowanym strumieniami i Parsley nie do końca wiedział jak zareagować, bo dzieciakiem był przecież, nie rozumiał zbyt wiele, a na pewno nie rozumiał tego bólu, który w Oscarze siedział. Policzek rwał bólem, knykcie też i czuł się źle ze sobą chyba, kiedy chłopak rzucał się tak pod nim i sił mu zaczynało brakować, powietrze ostro drażniło w gardło. - Nic nie zrobiłem przecież! Nic ci nigdy nie zrobiłem, a ty zawsze...! - przerwał, bo nie wiedział co nawet, zawsze co. Niemiły był i opryskliwy, omijał go na parkingu i w autobusach, zbierał się ze skateparku, gdy Parsley przychodził, naciągał kaptur na głowę, udawał, że go nie zna na imprezach w domach znajomych. - CHUJEM JESTEŚ! Zawsze dla mnie jesteś chujem, a teraz jeszcze....teraz jeszcze ten kamień i...i...POJEBANY JESTEŚ! To nienormalne przecież, słyszysz?! - darł się dalej, za poły bluzy unosząc go trochę do góry, choć ręce słabły i ciało odmawiało posłuszeństwa. - Twój kolega Mahoney ci czegoś nagadał?! Słuchasz go jak jego dziwka jakaś! Odjebcie się ode mnie! - Głos trząsł się niebezpiecznie i łamał czasem, kiedy próbował jeszcze głośniej krzyczeć. Zaraz ktoś zadzwoni po policję i będą go przeszukiwać pewnie - Oscara nie, bo biały do bólu był. Ale jego za to odstawią do domu, zobaczą pijaną mamę. Wszystko do dupy.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Gdzieś obok wylądowały jego słuchawki, dało się dosłyszeć szmer wydostającej się z niej muzyki, jakiś rytm, zbyt jednak zniekształcony, żeby domyśleć się, co to. Chłopięcych krzyków było z resztą tak dużo i tak bardzo się wymieniały, dwa głosy nachodziły do siebie, zagłuszały takie ciche tło, zagłuszały zirytowanych sąsiadów, spychały na plan dalszy jakiegoś psa, jakiegoś wściekłego człowieka, zapełniały ich przestrzeń. I Oscar krzyczał głośno i wściekle, próbował uderzyć, ale ta pierwsza wymiana nieudolna była, ledwo trafił w przeciwnika, ledwo poczuł jego skórę pod palcami, zaraz dostrzegł uniesione w szoku brwi, chyba mimo krzyków Green się nie spodziewał. Powinien się spodziewać, Oscar wściekły był, mało myślał i chociaż zazwyczaj unikał wszelkiej przemocy, w tej chwili chyba szukał ujścia dla wszystkiego co w nim było. I trochę tego ujścia było w napięciu, kiedy zaciśnięta pięść Parsleya uderzyła tuż przy jego twarzy, w chwili w której zamknął oczy, dłonie uniósł, chcąc się osłonić, ale niepotrzebne się to okazało. Ale tego było mało i Oscar dalej kipiał, słuchając wściekłych słów, czując jak materiał jego bluzy się naciąga, kiedy chłopak szarpie nim mocno. Po chwili się zamachnął i tym razem to Oscar oberwał, w brzuch, zabolało, aż uniósł się od tego, powietrze głośno wypuścił, spróbował go odepchnąć znowu, zrzucić jakoś. Ale ból też trochę ulgi dawał o dziwo, choć Oscar tej zależności nie rozumiał.
- Zadzwoniliście do pieprzonych społecznych, niby kto jak nie wy! - wrzasnął na niego wściekle, chwilę po tym zaledwie jak jego pięść w końcu trafiła w policzek. I w tym uderzeniu trochę ulgi też było, jakby uwalniał jakąś energię, jakby coś z niego trochę uciekło, jakaś energia się uwolniła. - Nagadaliście na moją matkę i teraz będą nas sprawdzać, to nie wasza sprawa jak jest, nie wasza pieprzona sprawa!
Szarpał się mocno, wiercił, zrzucić go usiłował. Wrzeszczeć chciał, bez słów, bo słowa nie miały sensu, słowa niczego nie wyrażały, nijakie były, puste i pozbawione znaczeń, bo nie można się po prostu drzeć, nie wiedział dlaczego nie można, może to jakieś głupie zasady głupiego społeczeństwa, może powinien i może nic by się nie zmieniło, jakby go za wariata mieli. Ale teraz na Greena krzyczał i chyba próbował coś wyrazić, choć wiedział, że to bez sensu, bo on nie wie co to znaczy opieka społeczna tak naprawdę i nie wie, że o o wiele więcej rzeczy tu chodzi.
PRZESTAN.
Nie mógł przestać, nie chciał, szarpał się i wiercił, uderzał, choć raczej bez ładu, raczej krzywdy mu nie robił, po prostu zepchnąć go chciał, a potem sam nie wiedział. Pójdzie sobie? Co ma zrobić?
Nic ci nigdy nie zrobiłem.
- Wtrącasz się. - warknął tylko ciszej, choć wciąż wściekle jakoś, jakimś głosem złamanym, dość miał już, ale Green nie zrozumie, że to wtrącanie jest złe i, że on jego matek nie lubi, nie lubi czuć się pod ich spojrzeniami taki żałosny i bezradny, że one tylko podkreślają, jak nienormalnie jest, próbując im jedzenie przynosić, że czuje się źle, kiedy ktoś mu pokazuje jak bardzo widać, jak jest, kiedy nie odwracają wzroku. Że po prostu gorszy się od nich wszystkich czuje i nie zamierza być ich punktami karmy, szczególnie, kiedy chwilę potem na jego matkę patrzą tak wściekle, pogardliwie? Kiedy się z nią kłócą, kiedy ją oceniają. Bo jaka by nie była to jest częścią jego i będzie jej bronił i jeśli ktoś nią gardzi to nim tak naprawdę też.
- Nienormalne jest mieszanie się w cudze życie, nienormalne jest robienie czegoś takiego, to nie wasza sprawa jak jest, rozumiesz! Wydaje wam się że tacy doskonali i lepsi jesteście, gówno prawda to wszystko jest, psujecie wszystko!
Głupi kamień, w tej chwili każde okno by im wybił, w tej chwili zbyt bezsilny się czuł, ale chyba wybicie tych okien by nie pomogło na długo, chyba już opadał z sił, chyba dość miał ich wszystkich i chciał sobie pójść.
Wspomnienie o Ashu chyba zabolało, bo sam złapał za jego bluzę i szarpnął mocniej, ale poza tym nic nie zrobił, zatrzymał się. Bo choć Ash nie miał nic wspólnego z opieką społeczną to z tą szarpaniną i z tymi oknami dużo wspólnego miał, bo też decydował za niego, bo nie liczył się z nim tak samo jak Greenowie, bo go zdradził, bo też wszystko psuł, bo Oscar sam nie był pewien co jest w tym wszystkim najgorsze, ale kiedy ta durna baba z opieki społecznej wyszła z jego domu, chciał napisać do Asha coś, cokolwiek, głupiego mema wysłać, bo żalił się przecież nie będzie, ale kontaktu jakiegoś chciał, chyba uwagi trochę, może wyjść gdzieś, wyciągnąć go, porobić coś, zająć głowę. Ale nie mógł, bo Ash nie był jego przyjacielem i to też bolało i też powodowało złość, bo słowo przyjaciel było dla niego ważne cholernie, trudne i, bo mało kogo potrafił tak nazwać, a o Mahoneyu tak myślał właśnie.
Ale to też nie jest Greena sprawa, on nie wie że Mahoney nic mu nie powiedział i, że się w ogóle nie odzywa i już pewnie nie odezwie, bo Oscar go spławił i on po prostu zamilkł. I nie Greena sprawa i nie jest temu w żaden sposób winny, choć trochę za to też tej nocy oberwał.
- Nie ma z tym nic wspólnego, ty masz i twoje pieprzone matki. - syknął tylko chłodno i w złości, już nie podnosząc głosu więcej. - Złaź ze mnie.
Gardło drapało od tych krzyków, ale już nie krzyczał, już się nie szarpał, i tak go nie zrzuci, jak Green chce to niech mu za to okno przywali, gdzieś to miał, może by mu oddał nawet, ale niech potem już złazi, niech sobie idzie, Oscar chyba chciał już być sam, bo to krępujące, że tyle złości z niego wyszło i tyle emocji, bo nie lubił kiedy ktokolwiek to widział, bo czuł się żałośnie i wiedział, że żałośnie takie miotanie się wygląda, kiedy jest takim dzieciakiem cholernie bezradnym, który może co najwyżej pokrzyczeć.
Sam chciał być. I unikać tego kretyna.

autor

ODPOWIEDZ

Wróć do „South Park”