"- Sure is a mystery, huh?"
WAŻNE Wprowadzamy nowy system pisania postów/tworzenia tematów w lokacjach. Prosimy o zapoznanie się instrukcją i stosowanie nowego wzoru. Więcej informacji znajdziecie tutaj!
Subfora zostały podzielone na 4 główne działy, oto orientacyjny zakres lokacji, które mogą się w nich znaleźć:
- strefa miejska - ulice, parkingi, tereny zielone, parki, place zabaw, zaułki, przystanki, cmentarze
- usługi - sklepy, centra handlowe, salony kosmetyczne, pralnie, warsztaty
- kultura i instytucje - galerie, muzea, teatry, opera, domy kultury, centra społeczne, urzędy, kościoły, szkoły, przedszkola, szpitale, przychodnie
- życie towarzyskie - restauracje, kawiarnie, kluby, kręgielnie, puby, kina
Dodatkowo w dzielnicach znajdziecie subfora większych firm albo ważnych dla forum i postaci lokacji, np. szczególne kluby, uniwersytet, czy restauracje.
INFO W procesie przenoszenia forum na nowy silnik utracone zostały hasła logowania. Napiszcie w tej sprawie na discordzie do audrey#3270 lub na konto Dreamy Seattle na Edenie. Ustawimy nowe tymczasowe hasła, które zmienicie we własnym zakresie.
DISCORD Jesteśmy też tutaj! Zapraszamy!
UPDATE Postacie chcące uzupełnić swoją KP o nowe treści w biografii mogą skorzystać teraz z kodu update w zamówieniach.
dreamy seattle
dreamy seattle
-
"- Sure is a mystery, huh?"
-
W związku z tym zaraz po wyjściu z kancelarii kierował się nie do domu a do jednego z barów, który wraz z Abe upodobali sobie lata temu. Wiedział, że może na niego liczyć, w końcu kto jak nie brat bliźniak lepiej wesprze cię w kryzysie. W prawdzie Joseph nie był zazwyczaj szczególnie wylewny, ale w tej sytuacji zależało mu głównie na tym by po prostu na tym by choć przez jeden wieczór móc oderwać się od wszystkich trapiących go zmartwień. Tęsknił za ich beztroskimi wypadami na miasto, za zabawą do białego rana i długimi rozmowami o niczym. Oboje byli na zdecydowanie innym etapie życia niż te dwadzieścia czy nawet dziewięć lat temu, więc o takich ekscesach nie było już mowy. Niemniej wciąż pozostawały wspomnienia do których uwielbiał powracać.
<link href='http://fonts.googleapis.com/css?family= ... ngermanica' rel='stylesheet' type='text/css'><style>.icon{width:100px; height:100px; border: double 2px #e2e2e2; padding:10px; border-radius:100px;}.name-debb{font-size:14px ; font-family: Plaingermanica;color: #bcd8de; letter-spacing:1px;text-align:center;padding-top:8px;} .cita-debb{font-size:8px ; font-family: times; text-transform:lowercase; color: #d8d8d8; letter-spacing:1px;text-align:center; line-height:110%;text-align:justify;width:160px;}</style>
-
Wymyślić randkę, na którą można było zabrać Lexy... O dziwo, nie było aż tak trudno. Przynajmniej dla Rivera. North Bend wpadło mu do głowy właściwie jako pierwsze, bo Cotterman wspominała mu, że chciałaby zjeść ten osławiony placek z wiśniami, a i jemu wydawało się, że obejrzenie kilku charakterystycznych lokacji i po prostu przespacerowanie się po miasteczku może być całkiem przyjemne. Z początku tak też było. Zrobili sobie fotkę ze znakiem wjazdowym do Twin Peaks, obejrzeli wodospad i wagony, odwiedzili kawiarnię. Problem był w tym, ze Baker nie był specjalnie na bieżąco ze wszystkimi informacjami. Jasne, widział, że zaczyna trochę mocniej wiać, ale uznał, że to nic strasznego i na pewno nie zepsuje im wycieczki. Z czasem robiło się jednak coraz gorzej. Ze względu na wzmagający się wiatr odpuścili sobie wchodzenie do lasu, czy spacerowanie brzegiem rzeki, a kiedy zaczęło padać, zdecydowali się na powrót. Tyle tylko, że wszelkie kursy do Seattle zostały odwołane. Pani, która sprzedawała w kasie bilety powiedziała, że w Seattle jest totalny kosmos, droga jest nieprzejezdna i nie wiadomo, kiedy służby porządkowe ją uprzątną. Riverowi nieco zepsuło to humor. Ostatecznie, miało być przecież idealnie, prawda? Tak, żeby Lexy nie chciała hasać na randki z nikim innym, a już na pewno żeby nikomu innemu nie pichciła.
Zaszyli się w Elk's Point #9, bo przez to wieczorne łażenie w deszczu zmarzli, wypicie zatem czegoś na rozgrzewkę wydawało się być dobrym pomysłem, przynajmniej na razie. Pytanie brzmiało: co dalej?
- Nie wiem, czy uda nam się do jutra wrócić, musimy zorganizować jakiś nocleg. Dasz radę wziąć jeszcze na jutro urlop? - skrzywił się na samą myśl o tym, że wycieczka przyniosła więcej szkody niż pożytku. Upił trochę grzańca, którego zamówił im na początek. Nie wiedział, czy próbując łapać się ostatniej deski ratunku kontaktować się z Great Northern Hotel, czy może uznać, że i tak już wszystko stracone i po prostu wyczaić w necie najtańszy hostel.
-
Cały ten myślowy burdel towarzyszył jej podczas podróży, kiedy słuchali piosenek wygłupiając się w ich rytm. Na boga, ona nawet śpiewała! Chyba po to, by zagłuszyć analizy jakie zaprzątały jej głowę - czy to jest w końcu randka, czy tylko taki żart. Ugh, męczące. Na szczęście z każdym pokonanym kilometrem rozluźniała się, a kiedy dotarli do miasteczka całkowicie oddała się atrakcjom, jakie odwiedzali. Nawet pogoda nie zaprzątała jej głowy, byli w końcu w takim regionie, gdzie lubiła ona wariować, więc nawet deszcz nie mógł zepsuć jej tej wyprawy.
Ich wycieczka powoli dobiegała końca, a wraz z nią burza myśli - przynajmniej na chwilę. Kiedy okazała się, że powrót do Seattle stoi pod znakiem zapytania, a chwilę później okazał się wręcz niemożliwy, poważnie zaczęła się martwić.
— Właściwie to miałam mieć wolne i tak, ale w takich sytuacjach… myślisz, że to poważne? — zapytała Bakera zwyczajnie martwiąc się, nawet nie tylko o dom, co o… — mogą mnie wezwać do zoo, jeśli jest źle, przyda się każdy do pomocy — choć niekiedy to zwierzęta radzą sobie lepiej niż ludzie w takich sytuacjach.
Dopiero po chwili zrozumiała, że to i tak niczego nie zmieni. Będzie się zamartwiała czymś na co nie ma wpływu, definitywnie rujnując randkę, która w rezultacie tego zachowania może się okazać ostatnią. Chyba tego nie chciała.
Siedząc w barze zamówiła sobie jakiegoś rozgrzewającego drinka. Skutkiem ubocznym jej chuderlawego ciałka było to, że należała do grupy zmarzluchów i wystarczyła chwila na wietrze i lekkim deszczu, by drżała dobre kilka minut, nim organizm załapie, że już jest ciepło.
— Jak byliśmy przy tym wodospadzie, był tam chyba jakiś hotel… Salish coś tam, nie pamiętam. Moglibyśmy zapytać o jakieś miejsce, ale sporo osób się tutaj kręciło i jeśli utknęli tak jak my, mogą wynająć wszystko — chyba lepiej zarezerwować, nie chciałaby spać w barze. Choć jeszcze kilka takich drinków i będzie jej wszystko jedno, naprawdę.
-
- Noo... myślę, że ciężko ci się będzie tam dostać - odparł, marszcząc brwi, a sądząc po jego wyrazie twarzy, może nawet nieco posmutniał. Wiedział, że Lexy, podobnie jak jego młodsza siostra (ale może nie aż tak) lubi zwierzęta, nie mówiąc już o tym, że lubi swoją pracę i w końcu wróciła choć częściowo do czegoś, co jej służy, w przeciwieństwie do pracy za barem. Nie była może tą szaloną, zbyt ambitną i przepracowującą się dziewczyną, co kiedyś w Bostonie, ale na pewno w Zoo było jej lepiej, niż w barze. Ostatnie, czego chciał, to by tę miała tam jakieś problemy, i to jeszcze z jego powodu. - No, masz rację. Powinniśmy rozejrzeć się za czymś jak najszybciej - on mógł spać w barze, ba, mógł nie spać, tylko pić i się bawić i byłoby to totalnie w jego stylu, niejedną noc tak spędził, nawet z obcymi ludźmi. Cotterman jednak nie wpisywała mu się w taką wizję. - Chcesz coś jeszcze? - wskazał na drinka, którego kończyła. - Może coś do jedzenia? Przy okazji podpytam barmana, czy może polecić jakieś noclegi - jeśli złożyła jakieś zamówienie, to oczywiście zamierzał jej to postawić. Sam sobie wziął jakieś tosty, no i zamienił kilka słów z młodym typem za barem, który kompletnie nie miał klimatu filmowego Twin Peaks, jednocześnie notując na odwrocie paragonu adresy i numery telefonów. Nie mógł połączyć się z internetem w telefonie, ale widział, że inni mają podobny problem, więc prawdopodobnie temu też była winna pogoda.
- Ten jest przy wodospadzie, jak mówiłaś - wskazał palcem na numer zapisany na paragonie, kiedy znów zasiadł przy stoliku, przy którym czekała na niego Lexy. - Te dwa są nieco dalej, ponoć mniej ładne, ale i tańsze. Mają tu nawet telefon, z którego można skorzystać, bo ponoć sieci komórkowe też już wariują przez pogodę. Jakieś specjalne życzenia co do apartamentu? - uśmiechnął się, ale nie był to ten cwany, szczery uśmiech, jak zawsze, bo jednak zaczynał się już nieco martwić. Przede wszystkim o jej komfort i samopoczucie, reszta nie była dla niego specjalnie istotna.
-
Zmarszczyła lekko brwi, a z jej ust wymknęło się zmartwione westchnięcie. Jeszcze przez chwilę analizowała w myślach patową sytuację w jakiej się znaleźli, po czym uniosła bezradnie ramiona. — I tak nie mam na to wpływu, prawda? — rzuciła Bakerowi dość wymowne spojrzenie, jakby próbowała przekonać się, że dobrze robi odrzucając na bok martwienie się czymś, co i tak pozostaje poza jej zasięgiem. Potrzebowała tego. Zwykłego szczerego przytaknięcia, zielonego światła, by móc odetchnąć z względnym - jak na panujące wokół warunki - spokojem. I tak nie mogła nic poradzić na to, że utknęła za miastem.
— Nie, na razie podziękuję — wolała chyba wpierw znaleźć jakieś lokum i dopiero wtedy mogła kontynuować swoje alkoholowe szaleństwo. Nie planowała upić się na pierwszej randce z Bakerem i pewnie skończyłaby na jednym drinku, ale teraz, kiedy znaleźli się w patowej sytuacji miała ochotę na kolejnego, lecz nie tutaj. — Możesz zgarnąć dla mnie jakieś frytki — dodała, kiedy wspomniał o jedzeniu.
— Możemy spróbować najpierw w tym — zasugerowała, bo nie ukrywała, że tamten hotel przypadł jej do gustu — jest chyba najbliżej, a jak się okaże, że nas uprzedzili inni to wtedy będziemy szukać dalej — dodała zajadając się frytkami, które podsunięto jej właśnie pod nos. — I tak naprawdę nie mam żadnych życzeń, byleby znalazło się dla nas miejsce do spania i była działająca łazienka — nie miała ze sobą właściwie nic, to miał być krótki wypad za miasto, więc szczerze liczyła na to, że jeśli tutaj utkną to będzie to góra jedna noc.
— To co, idziemy sprawdzić? — była skora zwinąć nawet te frytki na wynos, byleby udało się im złapać pokój.
-
- No nie masz - wzruszył ramionami, i choć doskonale wiedział, że on sam też go nie ma, to skrzywił się lekko i dodał jeszcze: - Przepraszam, że tak wyszło[/b] - bo mimo wszystko czuł się nieco winny, że tu utknęli, choć plany były zupełnie inne.
Sam zajadał się tostami, ale ruchem głowy zgodził się z jej słowami. Jedną chwilę zajęło mu zjedzenie do końca i dokończenie napoju, zgarnęli więc frytki i wyszli z baru, kierując się w stronę hotelu, ale nie będę zmieniać tematu, bo mi się nie chce.
Faktycznie nie byli jedynymi, którzy skierowali tam swoje kroki po tym, jak ze względu na warunki pogodowe odwołano wszelkie odjazdy z North Bend. Pokoje się kończyły, a przed nimi w kolejce było jeszcze trochę ludzi. W końcu mężczyzna tuż przed nimi został zmuszony do wzięcia pokoju dwuosobowego ze względu na to, że te z pojedynczymi łóżkami się skończyły. Był jednak dość zmoknięty i chyba nie chciało mu się dalej szukać, więc nie narzekał. Baker i Lexy, choć pewnie też trochę zmokli w drodze tutaj, bo pogoda szalała coraz bardziej, byli jednak w nieco lepszym stanie. Ostatecznie, też został im zaoferowany pokój dla pary. Baker spojrzał pytająco na Lexy. Jemu samemu wcale to nie przeszkadzało, ale domyślał się, że ona mogła mieć jakieś obiekcje.
- To co, już po pierwszej randce wylądujesz ze mną w łóżku? - poruszył zabawnie brwiami i delikatnie szturchnął ją łokciem. Wcale nie chciał płacić za drugi pokój, bo mimo prawie trzydziestki na karku wciąż żył budżetowo, ale ostatecznie mógł się zgodzić na spanie na podłodze. Chociaż jeszcze jej tego nie mówił. Może Lexy się skusi na nocne tulańsko, kto wie.
-
— Za co przepraszasz? — zapytała nie kryjąc zdziwienia. — Świat się rozwija, pędzi do przodu jak szalony, ale nie słyszałam jeszcze, by komukolwiek udało się zamówić pogodę na konkretny dzień — wyznała sprawiając wrażenie kogoś, kto dość poważnie podchodzi do tej teorii i dopiero po chwili obdarzyła go rozbawionym uśmiechem. To nie jego wina, w zasadzie niczyja. — Potraktujmy to jako przygodę, przynajmniej będzie co wspominać — te wszystkie spotkania ze specjalistą najwyraźniej dawały jakieś rezultaty, skoro nawet sama Cotterman starała się wyciągnąć coś pozytywnego w tym kłopotliwym obrocie spraw.
Nie przewidziała ulewy, która sprawiła, że po podróży do hotelu byli już cali przemoknięci. Nie była też gotowa na to, by spędzić noc w hotelu, skoro nie miała ze sobą żadnego podręcznego bagażu, ale co miała zrobić? Stanąć na środku drogi i płakać? Bez sensu, zbyt wiele łez przelała w ciągu kilkunastu miesięcy, jeśli już nie kilkudziesięciu miesięcy - straciła rachubę. Właściwie, było nawet zabawnie kiedy biegiem przemierzali deszcz pośród którego mógł usłyszeć beztroski śmiech Lexy. Wpadając do budynku nie oni jedni pozostawili za sobą mokre ślady, ale naiwnie liczyła, że nie przyjdzie im wyjść w takim stanie. Czuła, że całkowicie przemokła. Stojąc przy Riverze nawet nie interweniowała zbytnio, pozwalając mu zająć się rezerwacją pokoju, dopiero gdy dotarło do niej, że się udało załatwić pokój uśmiechnęła się szeroko. Wraz z jego pytaniem dotarło do niej jaki to pokój. — Wiesz, w zasadzie to mieliśmy już wspólną noc za sobą — niejedną właściwie, więc zrewanżowała się zabawnym poruszeniem brwiami. — Boston — przypomniała mu wspólne nocowanie w jego pokoju. Przypomniała też sobie to, że wcale nie narzekała budząc się wtulona w Rivera, ale to pozostawiła dla siebie. — To jak, idziemy? — zapytała, bo jeśli sądził, że chce się jej przedzierać przez ten pogodowy armagedon tylko dlatego, by zdobyć osobne łóżka, które wcale nie są gwarancją w innym miejscu, to się mylił. — Całkiem ładnie tutaj mają — zdziwiła się, kiedy drzwi pokoju otwarły się, a oni znaleźli się w środku. Dopiero teraz zdała sobie sprawę z tego, że ten hotel zaliczał się do jakiś wyższych standardów, no a przynajmniej nie motelowych. Tym bardziej zostają. Weszła dalej - wciąż będąc pod wrażeniem - po czym czmychnęła zerknąć do łazienki, by wyskoczyć z niej stojąc w drzwiach z dwoma białymi puszystymi szlafrokami. — O są też szlafroki, wygraliśmy życie — oznajmiła, bo halo. Wciąż z niej ciekła woda, musiała się rozebrać - więc nic dziwnego, że coś na zmianę było w zasięgu ich ręki.
-
- Zamawiałem, ale chyba mnie oszukała, suka - wydął usta, a prawda była taka, że nawet nie sprawdził prognozy, więc kompletnie nie był przygotowany na taką okoliczność. Trochę szkoda, bo mógłby to wykorzystać, wcześniej zarezerwować pokój, w którym przypadkowo by utknęli, z jakąś ładną oprawą z szampana i kwiatów, no a tak musieli zadowolić się jakimiś ochłapami. Dobrze jednak, że w ogóle im zostały i faktycznie mogli potraktować te wydarzenia jako przygodę, a nie moknąć gdzieś na przystanku albo kimać przy stolikach w barze. Zamiast tego, kiedy biegli w deszczu, Lexy się śmiała, a jego to tylko rozczuliło i gdyby był trochę bardziej romantykiem to mógłby się nawet poczuć, jak w jakimś romantycznym filmie. Jednakże - nie był nim, więc tylko śmiał się do niej i przez chwilę nawet trzymał ją za rękę, kiedy tylko znalazł do tego jakąś totalnie błahą wymówkę.
- No, ale to było po przyjacielsku - a za ścianą byli jego rodzice, więc to się totalnie nie liczyło. Teraz to było co innego, nie mówiąc już o tym, że nie mieli żadnych piżamek ani nawet koszulek do spania. Baker najchętniej zrezygnowałby nawet z tych znoszonych gaci, ale chyba nie chciał na wejścia aż ta straszyć Cotterman. Nie będzie jednak spał w szlafroku, ona chyba też raczej nie?
Wszedł za nią do pokoju, a kiedy się rozejrzał, skinął głową, zgadzając się z jej słowami.
- Zajebiście, będę zalegał w wielkim łożu, w szlafroku, z whisky w ręku. Randka marzeń - zaśmiał się, no ale tak na dobrą sprawę, co mieli więcej do roboty? Pograją w statki? Podszedł do okna i zerknął między zasłony. Ponoć mieli mieć jakiś ładny widok, ale... - Niby jest tak jakiś wodospad, tylko przez ten deszcz prawie nic nie widać - odwrócił się do Lexy, krzywiąc twarz. - Może przynajmniej w telewizji będzie coś ciekawego. To co, wskakujesz pod prysznic, a ja robię drinki? - skoro już wykosztował się na pokój, to mógł skorzystać, zwłaszcza, że przez szybę barku widział multum wspaniałych napojów gotowych do wymieszania. Nie wiedział jeszcze, jak dużo potem hotel potrąci mu za to z karty kredytowej. Biedny, nie zna życia.
-
— Pewnie była zazdrosna! Teraz mści się wylewając morze łez — stwierdziła żartobliwie sugerując, że to on przyczynił się do tego załamania pogody. Dosłownie złamał jej serce słońce. Trudno, zamiast płakać nad parszywą pogodą trzeba było przekuć to w coś pozytywnego, a skoro udało się im ogarnąć hotel można uznać, że to pierwszy krok ku dobremu. Przynajmniej nie zostaną bez dachu nad głową kawał drogi od domu.
— Ach, no tak — przyznała początkowo lekko zmieszana tak bezpośrednim stwierdzeniem Bakera (choć nie była pewna czy faktycznie jego słowa ją speszyły czy fakt, że zdarzyło się jej już śnić o wspólnym nocowaniu i wcale nie całkowicie przyjacielskim.) Dobrze, że winą za rumieńce, jakie właśnie przyozdobiły jej policzki, można było obarczyć bieg w deszczu jaki przed chwilą odbyli. — Zapomniałam, że randka zmienia rangę wspólnego nocowania — i pomimo tego wcale jakoś nie zaprzeczyła, by odwlec to co już ustalili. Co prawda zupełnie nie przemyślała kwestii piżamy i tego, że nocowanie w szlafrokach będzie skazane na niepowodzenie, ale tym będzie martwić się później… o ile w ogóle będzie się czymś martwić jak coś wypiją.
— To bardziej brzmi jak zwieńczenie randki marzeń, więc w zasadzie wszystko się zgadza — sprostowała z rozbawieniem, wciąż nie potrafiąc wyjść z lekkiego zdziwienia, że sprawy przybrały taki obrót. Musiała jednak przyznać, że miała o wiele lepszy humor niż wtedy, kiedy dowiedziała się o tych wszystkich planach, pokrzyżowanych przez pogodę planach.
— Może z rana będą lepsze widoki, teraz i tak robi się coraz ciemniej — wzruszyła obojętnie ramionami, wcale nie garnąc się do okna, skoro pałaszowała właśnie łazienkę. — Raczej do wanny… chociaż nie, chwila! Prysznic też jest — przytaknęła na jego pytanie. — Dla mnie coś słodkiego — a po dorzuceniu tej drobnej uwagi wtargnęła do łazienki, zamknęła drzwi i wskoczyła pod prysznic. Ciepła woda była miłą odmianą, ale najwspanialsza w tym wszystkim była możliwość ściągnięcia do reszty bielizny, która choć nie przemoczona zdążyła nasiąknąć wilgocią od przemoczonych ubrań. Czarne majtki i stanik przyozdobiły kaloryfer, a ona po wszystkim wskoczyła w szlafrok, by na koniec mokre włosy owinąć w ręcznik - tylko na chwilę. Kiedy wyszła z łazienki przecierała nim tylko końcówki, by woda nie spływała jej po plecach. — Łazienka jest twoja — oznajmiła pakując się do łóżka, na którym rozsiadła się wygodnie… och, baaaaardzo wygodnie.
-
Kiedy Lexy zniknęła za drzwiami łazienki, River wedle życzenia skonstruował jej jakiegoś prostego, słodkiego drinka (wódka z colą? Brzmiało zacnie). Sobie zrobił to samo, tylko nieco mocniejsze, a nim Cotterman zdążyła wrócić do niego w szlafroku, zdążył jeszcze wlać w siebie szota na odwagę.
- Spróbuj, czy ci smakuje - wręczył jej drinka, stuknął go delikatnie swoim i upił kilka łyków. - To zaraz wracam - wzruszył ramionami, odstawił szklankę na jakąś szafkę i sam zniknął w łazience. Całkiem miło spotkać się i randkować z osobą, która ufa Ci na tyle, by zostawić z tobą swojego drinka, yup. Akurat z Lexy znali się dość długo i nie raz wspólnie pili, więc jeśli miałaby pod tym względem komuś zaufać, to komu, jak nie jemu?
Wzięcie prysznica zajęło mu może jakieś dziesięć minut. Jego gacie też wylądowały na kaloryferze, a resztę ciuchów powiesił, gdzie się dało - na oparciu krzesła czy jakimś wieszaku na kurtki. Niezbyt szczelnie owinął się szlafrokiem, tyle tylko, by zasłaniał newralgiczne miejsca, ale dywan na klacie swobodnie się wietrzył.
Walnął się na łóżku obok Lexy, rozkładając się wygodnie.
- To co, za naszą drugą randkę? - poruszył zabawnie brwiami, biorąc znów szklankę i wystawiając ją niby do toastu. - Sprawdzałeś telewizor, działa? - spytał, gdy już się napili. Odstawił szkło, a skoro teraz miał dwie wolne ręce, to wysunął jedną z nich, by objąć Lexy ramieniem. Był czystym, puchatym (od szlafroka) misiem, jak mogłaby się oprzeć, by się do niego nie tulić?