WAŻNE Wprowadzamy nowy system pisania postów/tworzenia tematów w lokacjach. Prosimy o zapoznanie się instrukcją i stosowanie nowego wzoru. Więcej informacji znajdziecie tutaj!

Subfora zostały podzielone na 4 główne działy, oto orientacyjny zakres lokacji, które mogą się w nich znaleźć:
- strefa miejska - ulice, parkingi, tereny zielone, parki, place zabaw, zaułki, przystanki, cmentarze
- usługi - sklepy, centra handlowe, salony kosmetyczne, pralnie, warsztaty
- kultura i instytucje - galerie, muzea, teatry, opera, domy kultury, centra społeczne, urzędy, kościoły, szkoły, przedszkola, szpitale, przychodnie
- życie towarzyskie - restauracje, kawiarnie, kluby, kręgielnie, puby, kina

Dodatkowo w dzielnicach znajdziecie subfora większych firm albo ważnych dla forum i postaci lokacji, np. szczególne kluby, uniwersytet, czy restauracje.

INFO W procesie przenoszenia forum na nowy silnik utracone zostały hasła logowania. Napiszcie w tej sprawie na discordzie do audrey#3270 lub na konto Dreamy Seattle na Edenie. Ustawimy nowe tymczasowe hasła, które zmienicie we własnym zakresie.

DISCORD Jesteśmy też tutaj! Zapraszamy!

UPDATE Postacie chcące uzupełnić swoją KP o nowe treści w biografii mogą skorzystać teraz z kodu update w zamówieniach.

Awatar użytkownika
0
0

-

-

-

Post

<div class="lok0"><div class="lok1"><div class="lok2"><img src="https://i.imgur.com/DFBHwfE.png"></div></div></div>

autor

-

Awatar użytkownika
0
0

-

-

-

Post

<div class="wrapper" style="position: relative;"> <div class="navi"><img src="https://i.imgur.com/r6X9Hch.png"></div>
<br>
<div id="infoi" style="top: 265;left: 20;color: #975256;padding: 10px;width: 410px;height: 230;margin-left: 75px;z-index: 10;position: absolute;hidden: scroll;overflow-x: hidden;text-align: justify; line-height:140%;"><div style="text-align:center; color:#6a244b;">
RANDKA NUMER I<BR>
CZAS TRWANIA: 07.02, 18:00 - 10.02, 18:00*
* Po upłynięciu czasu nie ma możliwości dodania kolejnych postów w danej randce.
** Sugerowana długość posta to 1000-2000 znaków dla sprawności pisania.




</div></div>
Ostatnio zmieniony 2021-02-10, 16:07 przez Kupidyn, łącznie zmieniany 3 razy.

autor

-

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

outfit III Odkąd zgłosił się do tego cyrku bo zwykle nie chadzał na randki, tj. nie organizowane w ten sposób ani nawet Tinderowe, na punkcie których wszyscy szaleli trzymał kciuki za to, żeby wystrój był zachowany w czerwonych barwach, a nie w paskudnym, pastelowym różu. Ostatnio za dużo miał tego koloru przed oczami. Rozejrzał się po okolicy, trafnie zauważając, że co do niektórych stolików przysiadano się o wiele chętniej. Miał takie wrażenie, że zostanie wystawiony do wiatru już na starcie ale nie obiecywał sobie nie wiadomo czego. To miało tylko skutecznie zabić czas, który zmarnowałby w domu lub na szwendaniu się po mieście trwoniąc ostatnie pieniądze, na nic nie warte bibeloty.
Odchylił się na krześle w ramach dodania odrobiny luzu. Nie mógł przecież siedzieć z telefonem w ręce jak desperat, odliczający następne minuty. Był jednak niecierpliwy, więc w pewnym momencie zaczęło mu się dłużyć tak też sięgnął po karteczkę, na której były informacje o tej lub tym, które miało się pojawić.
- Kociara... Nudziara... - Wymamrotał do siebie, uśmiechając się przy tym z rozbawieniem. Wyobraźnia podpowiadała mu jakąś kobietę, może młodą dziewczynę w wieku około dwudziestu dwóch lat w plisowanej spódnicy, do kostek i z okularami na nosie, najlepiej takimi okrągłymi jakie miał Harry Potter. To to by była Harietta. Zginając rogi kartki zaczął szukać po sali kogoś, kto mógłby wpisywać się w takie ramy. I wydawało mu się, że znalazł kogoś, kto trochę mu do tego pasował. To jednak była dziewczyna, która przyszła tu w towarzystwie nie odstępującej jej na krok koleżanki. - Teraz te wszystkie żarty o Bachu, co robi bach zwrócą się przeciwko mnie. A trzeba było z tego nie żartować. - Mruczał sam do siebie. Karma lubiła do niego wracać, w najmniej oczekiwanym momencie. Zmrużył podejrzliwie oczy, gdy po krótkiej rozmowie z kelnerką udały się w kierunku łazienek. Czy lokal był zamknięty, na tych kilka godzin dla postronnych? Szczerze w to wątpił ale nie odwiedzał tej kawiarenki regularnie. Był tu może raz. Chwilę po swoim przyjeździe z Vancouver, po jakąś herbatę na wynos.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

~4~
outfit
Osiągnął szczyt. Nie ambicji, ani możliwości, tym bardziej nie równowagi duchowej, a znużenia codziennością. Inaczej nie potrafiłby wytłumaczyć sobie decyzji wpisania się na randkę w ciemno i to jeszcze z ograniczeniem czasowym, dotychczas takie rozrywki uznawał za coś "dla innych" i zdecydowanie nie "dla siebie", w końcu wyrywanie ludzi w klubach i schroniskach dla zwierząt było zdecydowanie bardziej szanowaną metodą poznawania drugiej połówki. Ciekawe dlaczego jeszcze nie zadziałało. Zresztą, nie poszukiwał związku, tych to raczej unikał jak ognia i to dosłownie, jeśli wziąć pod uwagę, jak skończyło się jego ostatnie poważne zobowiązanie. Stosik dymiących deseczek i unoszący się w powietrzu popiół dotkliwie przypominał mu, dlaczego lepiej zostać przy chwilowych znajomościach, wzajemnym dotrzymywaniu sobie towarzystwa aż na horyzoncie nie pojawi się ktoś ciekawszy, albo pierwsze promienie słońca wpadną przez uchylone firanki. Tyle mu do szczęścia starczało, z dokładnie taką myślą pojawił się w kawiarni i poszukał wyznaczonego stolika. Miał minimalną nadzieję, że będzie tam pierwszy i dostanie moment na oswojenie się z sytuacją, ale w tym temacie szczęście nie było po jego stronie.
- Jak ciągnie cię do kibla to leć, poczekam - zapewnił faceta z lekkim rozbawieniem, kiedy zauważył jego zainteresowanie drogą do toalet. Czasu wiele nie mieli, ale nie będzie go przecież trzymał na siłę o pełnym pęcherzu. Zajął swoje miejsce, zarzucił płaszcz na oparcie i podparł się przedramionami o blat. - Faktycznie podróżujesz czy po prostu lubisz przeglądać na pintereście zdjęcia z innych krajów i planować wyjazdy, które się nie odbędą? - zagaił, łapiąc się pierwszej informacji z listy zainteresowań, którą otrzymał na wejściu. Lepiej wiedzieć na czym się stoi, zwłaszcza, że sam najdłuższą podróż zaliczył, kiedy uciekał z Nowego Jorku te parę lat temu.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Zupełnie zapomniał o tym, że w rubryczce swoich jakże wyrafinowanych preferencji zaznaczył również przedstawicieli własnej płci. Nie mógł ukryć zaskoczenia. - Wytrzymam. - To wystarczyło, żeby uciąć skutecznie temat i nie marnować czasu na zagłębianie się w historyjkę o tym, że liczył na szatynkę, z włosami do ramion. Nieznajomy nie zachwycił go pod względem swojej urody, bo takich jak on w Seattle było na pęczki. Wymuskanych młodych gniewnych z granatem w kieszeni którzy na pozór grzeczni, w warzywniaku mówili dzień dobry, a po godzinach mieli swoje za uszami. Wyprostował się, już nie ryzykując zaliczenia bliskiego spotkania z podłogą. Można powiedzieć, że z murem już zdążył zaznajomić się aż nadto bo wyczuł, że ma przed sobą osobowość wystarczająco silną do tego, żeby zrobić coś więcej niż tylko machnąć ręką na zwyczajową wredną zaczepkę.
- Czasem chodzę po Google Maps i wklejam siebie na tle ładnych widoków, żeby mieć się czym chwalić na Instagramie. Ty też? Wspaniale! - Wysilił się nawet na ładny, krzywy uśmiech przyklaskując z entuzjazmem w dłoń w myśl tego, że to nie może być przypadek. - Jestem stewardem. To znaczy, że podróżuję w miejsca, których zwykle nie chcę oglądać i mi za to płacą. Na razie nie planuję większych wyjazdów ale tak mnie to wasze Seattle momentami wkurwia, że się zastanawiam. - Wzruszył ramionami od tak bo nie miał w zanadrzu żadnej pasjonującej historii o tym, że w tamtym tygodniu wyławiał kalmary, a w poprzednim starannie sadził petunie na swoim balkonie. Piwonie też by się tam znalazły, ale nie rozmawiał z fanatykiem ogrodnictwa. Nie doceniłby, a szkoda.
- Pracujesz? Uczysz się? Język masz z rynsztoka ale nie wyglądasz jak menel, który przyszedł się tu opić kawy. - Zwrócił mu uwagę, zauważając zupełnym przypadkiem że miał na palcu pierścionek. Lubił tego typu dodatki. Sam najczęściej nosił kilka ale nie tym razem – dzisiaj nie chciał aż tak straszyć.
- Hokus Pokus. Zamieniasz się w zwierzę. Czym będziesz? - Rzucił ni stąd ni zowąd, bez jakiegokolwiek zbędnego wyjaśnienia, po prostu krzyżując ze sobą palce rąk na stole z rosnącym zainteresowaniem. Ubzdurał sobie, że wybranie psa równało się z przyznaniem do ślepej wierności, a kota do sytuacji wręcz odwrotnej. Innych zwierząt nie uwzględniał licząc na to, że skoro na karteczce którą zdążył już upchnąć w kieszeni było coś o domowych, nieznajomy będzie uparcie trzymał się tego właśnie typu. I że nie wyskoczy mu z jakąś żyrafą albo innym cudem na kiju.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Świetnie, trafił mu się ktoś z humorem, to już był jakiś plus. Nie pojmował dlaczego przyszedł tam z na tyle negatywnym nastawieniem, że najprostsze pociągnięcie rozmowy brał za kroczek w dobrym kierunku, ale przynajmniej miał pewność iż nikt go tutaj nie zawiedzie. Mogło być tylko neutralnie albo trochę lepiej, a z tym tu panem zaczynał mieć wrażenie, że przynajmniej nie skończą na rozmowie o pogodzie.
- Czyli co, nie masz dość wycieczek? To dokąd cię ciągnie? Pewnie zwiedziłeś z pół świata, musisz mieć jakieś preferencje - zauważył, właściwie nie wiedząc na czym tak do końca praca na pokładzie samolotu. Mieli czas dla siebie po przylocie czy od razu gonili ich na następny lot? Jakieś zwiedzanie wchodziło w grę? Spróbowanie miejscowego żarcia? Wskoczyłby w ten tryb wywiadu, gdyby znajdowali się w innej sytuacji. Z tej mieli wyciągnąć jak najwięcej w krótkim czasie, rozmowa o pracy nie wydawała się na to szczególnie dobrą metodą.
- Nie? Cholera i cały misterny plan... To co, nie skoczysz ze mną potem na jabola pod spożywczakiem? - upewnił się, spoglądając przelotnie na swoje ciuchy, jakby pierwszy raz widział ja na oczy. I szczerze, popijanie taniego wina z jednej butelki zdecydowanie pomogłoby poznać się lepiej niż nieco sztywna, kawiarniana atmosfera i stoper nad głową. - Pracuję. Właściwie to wykręcam ludziom kończyny, a oni się cieszą. Fizjoterapeuta - wyjaśnił swoją profesję, biorąc przykład z jego niesłownikowej, ale poprawnej definicji.
- Kapibarą - odpowiedział po pierwszej sekundzie zaskoczenia pytaniem i uśmiechnął się z rozbawieniem. - Żadne inne stworzenie na Ziemi nie ma takiego chillu - wyjaśnił pokrótce, nie zamierzając się spowiadać z ilości obserwowanych na instagramie kont poświęconych kapibarom. Gdyby nie miał własnego psa, byłyby to najczęściej oglądane przez niego zwierzęta. - Jakieś nałogi? Poza hazardem, znaczy się - odbił piłeczkę uznając, że to jego czas na zadawanie pytań. Dokładnie w ten sposób zrozumiał jego grę w karty i "sztuczki", chociaż dał mu okienko na poprawienie tego, może błędnego, założenia, jeśli źle trafił. Lepiej wiedzieć z kim ma się do czynienia.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Jeszcze rok temu rzuciłby jakimś Paryżem albo innymi równie oklepanymi miejscami ale im był starszy, tym rzadziej patrzył na opinię obcych ludzi o konkretnych miejscach. Zamyślił się chwilę, kontemplując poważnie nad dwoma miasteczkami które pojawiały się na okolicznych słupach. A później zagryzł wnętrze swojego policzka, sumiennie wybierając najbezpieczniejszą opcję.
- Teraz? Marzy mi się plaża z gorącym piaskiem, zimne lody i nie oszukujmy się, fenomenalne imprezy nocą, z wszystkimi zjeżdżającymi się, w sezonie turystami. - Rozmarzył się na samą myśl o tym, że mógł mieć tam w głębokim poważaniu wszystko i wszystkich. Po prostu samolubnie wracał do swojego pokoju, a później znikał i NIKT nie wiedział gdzie przepadł, nawet jeśli poprzedniej nocy napytał sobie biedy. Nikt poza Curtisem nie mógł jednak wiedzieć że właśnie takie miał plany, że wcale nie zwiedzał grzecznie okolicznych kamieniczek tylko dość regularnie wdawał się w przelotne romanse, wykupywał na stoiskach z pamiątkami zbędne bibeloty i okradał pijanych kochanków i kochanki z drogocennych drobnostek chowanych w kuferkach na biżuterię.
- To propozycja nie do odrzucenia, ale nie wyobrażam sobie picia wina bez zachowania pozorów romantyzmu. Masz w kieszeni maleńki podgrzewacz czy nosisz w razie czego całą solidną świecę? - Uniósł pytająco brwi starając się być przy tym pytaniu poważnym, ale nie udało mu się wytrzymać długo. Parsknął z rozbawieniem nie wierząc, że właśnie coś takiego musiało mu wpaść do głowy, w trakcie patrzenia na niego. Czas nie miał być dla nich łaskawy, więc ciosy poniżej pasa były jak najbardziej wskazane, a Curtis z tego co mógł już jego randkowicz zauważyć rozluźnił się na tyle, że zamierzał tę grę słów swobodnie ciągnąć, o ile nadarzy się do tego odpowiednia okazja.
- Brrr. Kojarzy mi się to tylko ze starymi, pomarszczonymi babciami które liczą na masaż z finałem. Często masz takie sytuacje? - Przytknął mu jeszcze korzystając z tego, że chwilowo miał bardzo dobry humor. Myślał, że trafi na kogoś do bólu nudnego, a tu proszę... To było bardzo miłe zaskoczenie. Gdy tylko miał ku temu okazję, poprawił swoją pozycję na krześle, opierając policzek o swoją dłoń bo tak słuchało mu się wygodniej. - Za chudy jesteś na bycie jakąś kabi... kabibarą? Świnką morską! A skoro o tym mowa, to jaką kuchnię na ogół preferujesz? - O tym miał zapomnieć. Przecież nie umówili się na kolację, a na picie taniego jabola za winklem – trochę ogłady, na litość. Obruszył się nieco na wspomnienie o tym jakoby hazard był nałogiem, rzucając mu jakieś niezrozumiałe, trochę rozeźlone spojrzenie. - Nie jestem uzależniony. To znaczy, palę ale to tyle w temacie. Karty to tylko rozrywka, żeby nie spędzić całego wieczoru na bezmyślnym sączeniu piwa. - Przewrócił oczyma, jakby była to oczywista oczywistość. Curtis oszukiwał w tym przypadku samego siebie, wszystkie swoje gry o pieniądze tłumacząc tylko tym, że skoro nauczył się grać i na ogół robił to dobrze, to był to bajeczny talent który należało regularnie wykorzystywać, a nie patrzeć jak obrasta w kurz.
- Wierzysz w miłość od pierwszego wejrzenia, czy mam schować się za rogiem i przyjść tu jeszcze raz? Tak tylko sobie żartuję. Ale co o tym sądzisz? - Gdy przyszedł czas na poważne pytania, on również miał asy w rękawie i odwodząc rozmówcę od niewygodnego tematu hazardu, zaatakował. To było szybsze od popisowego wyciągania mu monet zza ucha.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Seattle nie było złe, jak każde miasto miało swoje plusy i niedociągnięcia, przy czym zdecydowanie nie znajdowało się na listach najbardziej słonecznych, tętniących życiem miejsc do spędzenia niezapomnianych wakacji, więc potrafił zrozumieć jego wybór. Nic konkretnego, niestety, ale zdecydował się nie drążyć. Za to przetrawienie następnego pytania zajęło mu moment, po czym uniósł brwi jakby chciał go spytać czy serio właśnie coś takiego powiedział, ale cisnący się na usta uśmiech przeszkodził mu w grze aktorskiej.
- Nie byłoby ci do śmiechu jakbyś ją zobaczył. Większego romantyka nie znajdziesz, zawsze przychodzę przygotowany - zapewnił go, uznając, że podłapanie dwuznaczności nie zaszkodzi. Błąd. - Pytanie brzmi czy miałbyś ją czym zapalić. Masz pod ręką zapalniczkę czy może miotacz ognia? - wypalił i już w tym momencie zdał sobie sprawę jak chujowo (cóż...) wychodzą mu takie rozmowy. No nic, czasu nie cofnie, został mu tylko śmiech, potarcie sobie palcami zatok, jakby sam nie wierzył w to, co się działo i ponowne wlepienie wzroku w rozmówcę, jakby faktycznie oczekiwał odpowiedzi. I chociaż widział faceta po raz pierwszy w życiu, coś w jego rysach twarzy wydało mu się... znajome. Jak jakieś pierdolone deja vu.
- Czasem, ale wiesz, robię w szpitalu, nie w spa, tu raczej pojawiają się ci poturbowani przez los, skaczący po dachach czy faktycznie niedołężni. Na moim stole chyba tylko masochiści by się dobrze bawili. Nie masz czasem takich zapędów, co? Nie chciałem urazić - wyjaśnił, żartem, chociaż czekał na reakcję w razie jakby jednak udało mu się trafić. Mrugnął zdezorientowany na przejście od świnek morskich do jedzenia, a kiedy już załączyło, przez jego twarz przeszedł lekki grymas. Czasem ciężko było pojąć inne kultury.
- Hiszpańską, przyzwyczajenie z domu. Chociaż nie pogardzę niczym, czego nie muszę sam gotować. Znasz się na tych sprawach? - podpytał, szczerze winszując każdemu, kto miał do tego smykałkę. Nauczenie się podstaw kulinariów zajęło mu dobre kilka lat dorosłego życia, a wciąż wolał pójść na łatwiznę i zamawiać niż bawić się z garnkami. - Zwał jak zwał - zbył jego wyjaśnienia, już darując mu wyświechtane, acz często prawdziwe, "tylko winny się tłumaczy". To nie była jego sprawa. - Też palę tylko, aby mieć co zrobić z rękami. Na zewnątrz bywa nudno - dodał jeszcze, trochę zgryźliwie, przy okazji samemu dzieląc się informacjami na temat nałogu, aby było fair.
- Możemy spróbować, ale kto wie ile razy musiałbyś tak łazić, jeszcze byś się zmęczył - zauważył z troską dla jego komfortu i zdrowia. Jeszcze musiałby mu po tym spacerze nogi masować, a nie pisał się kolejne niespodziewane nadgodziny. - Czy następne pytanie będzie o wiarę w jednorożce? Nie skojarzyłem kiedy weszliśmy w tematy magii i mistycyzmu - mruknął, uznając to za wystarczającą odpowiedź w temacie. "Nie" byłoby przecież zbyt proste. Podobnie było z wymyśleniem następnego pytania, przyszło do niego samo, kiedy nie mógł pozbyć się irytującego wrażenia, że skądś znał tę twarz. - Jak masz na imię?

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Nie musiał wierzyć mu na słowo, ale to właśnie zrobił. Nie miał zbyt wiele do stracenia nawet jeśli na szali miała znaleźć się akurat ta buźka. Przecież to, że w ciągu paru minut zasypywali się lawiną nieco bzdurnych pytań nie mogło zastąpić wielu lat znajomości ani nawet kilku miesięcy, tygodni czy przynajmniej trzech wspólnie spędzonych dni w trakcie których Curt zauważyłby, że ten romantyk dłubie w nosie, a później przykleja to wszystko pod stołem, jak wyżute gumy.
- Czasem nawet od zapałki można sparzyć sobie palce. - Wymigał się z wyjątkową lekkością w głosie i zachował przy tym, dzięki takiemu zagraniu swój wątpliwy wizerunek kogoś, kto nie wiedział czym miał być wstyd. Ostukał swoimi opuszkami blat w zauważalnym zniecierpliwieniu w trakcie nadstawiania uszu, zdecydowanie brakowało mu czegoś na czy mógłby zawiesić się na dłużej – kubka z jakimś gorącym napojem. Nie czułby się wtedy jak nie zbyt urodziwy pępek świata kiedy był w centrum zainteresowania Andera. Uwielbiał uwagę, kto nie lubił? Ale na ogół dawkował ją sobie stopniowo w sprzyjających warunkach, albo wręcz przeciwnie – sam stawał się nachalny aż nadto ale zainteresowanie szybko ulatywało, szybko zmieniał obiekty, które zapierały dech w piersiach.
Ugryzł się w koniec języka bo miał wrażenie, że właśnie taki moment próbował wbrew niemu chwycić go w swoje sidła. Musiał zmrużyć swoje oczy, niby to w reakcji na nieprzyjemne światło, a przecież atmosfera lokalu na czas randek zachowana była w półmroku więc chwilami mógł sprawiać wrażenie wczorajszego, że niby to kac morderca odezwał się z wyraźnym opóźnieniem i to dlatego wstrzymał swój oddech, na pytanie o niecodzienne praktyki ala BDSM.
- Jak się nie ma w głowie, to ma się w nogach więc załóżmy, że jeszcze mnie życie nie poturbowało na tyle, żebym chciał spróbować makabrycznej praktyki nastawiania karku. - Widywał to czasem w filmach. Nie wiedział czy rzeczywiście wyglądało to tak jak tam, z tym przeraźliwym gruchotem łamanych kości i komplementowaniem, że ufff jak wspaniale, proszę o więcej.
- Nie lubię się nudzić. To, że nie mamy już osiemnastu lat nie znaczy, że musimy zachowywać się jak stetryczałe dziady. - Gdy tylko o tym wspomniał można było zauważyć, że mu się przypatruje jakby analizował wszystkie potencjalne mankamenty, widoczne gołym okiem. Odhaczał z wyimaginowanej listy, stworzonej na prędce w wyobraźni te jego nie wiele znaczące wady, które stopniowo doprowadzałyby go do szaleństwa? Jakby go opisał, gdyby musiał? Uparty Hiszpan, w gorącej wodzie kąpany – bo stereotypowi Hiszpanie tacy mieli być – który nie lubi robić fajnych głupstw typu skakanie po starych, przerdzewiałych dachach. Wygodnicki typ, który nie gotuje bo... Pewnie tak jak Curtis po prostu nie lubi, nie umie, nie kręcą go takie klimaty stania przy garnkach. - Szczytem mojej fantazji kulinarnej jest dodanie na gotowy półprodukt zielonego listka, np. bazylii. Jedzenie na mieście jest o wiele lepsze. - A kiedy spojrzał mu w oczy zrozumiał, że największym mankamentem nieznajomego nie była swoista dociekliwość, do której nawet zdążył się przyzwyczaić ale to, że mówił mu wprost o tym, że nie zawaha się zastosować jakiejś formy przemocy, jeśli zaszłaby taka potrzeba. A Curtis chociaż nie bał się utarczek ani słownych, ani nawet rękoczynów to nie zaznajamiał się blisko z tymi, którzy mogliby mu oddać.
- Zgaduj. Tobie by pasował Diego, bo lubisz się wymądrzać. - Uśmiechnął się nieco wrednie, rzucając pierwsze z brzegu imię, które dobrze by się wołało. Co to by była za zabawa? Kiedy nie jest się górą? Ta myśl ukłuła go gdzieś pod żebrami bo nie mógł wrócić wspomnieniami do czasów swojej młodości, kiedy nie zawsze miało się ostatnie słowo. Zmarszczył brwi. Najwyraźniej nie chciał zbyt wiele z tamtego okresu pamiętać. - Miałem w zanadrzu co najmniej jedno pytanie o to, czy uważasz że szczepionki są źródłem autyzmu i co sądzisz o tym absurdzie, jakoby Ziemia była okrągła ale skoro tak stawiasz sprawę... - Rozgarnął palcami swoją grzywę, widocznie zawiedziony tym, że nie mógł dowiedzieć się najważniejszego, ale uporał się z tym szybko, można by powiedzieć, że w mgnieniu oka.
- Chciałem zabłysnąć, ale zapomniałem zabrać z domu brokatu. - Westchnął. To miały być randki w ciemno, a on tak na poważnie, o imię się zapytał. Nie mógł udawać, że tego nie słyszy więc rzucił krótko. - Curt... Curtis. - Bo Curt z r zamienionym na n prowokował do kłótni. Zdarzało się, że to słyszał.
- Ile masz lat i skąd jesteś? Z jakiej dzielnicy? - Skoro już pytali formalnie, wypadało skorzystać z okazji i dowiedzieć się właśnie od niego, że mógłby, na ten przykład zapukać mu do mieszkania wczesnym rankiem po szklankę soli.
- Dasz mi swój numer? - Kto nie ryzykuje, ten nie pije szampana.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Tę nieszczególnie konkretną odpowiedź uznał za idealny finał rozmowy o zapałkach, zapalniczkach i kuchenkach gazowych, a sugerowane sparzenie sobie palców, odpalenie świecy czy konara w ognisku zostawało do sprawdzenia w praktyce. To jest, jeśli zdecydują się pociągnąć to spotkanie dalej, w mniej spiętej atmosferze i zdecydowanie innym wystroju. Andy faktycznie był romantykiem, jeśli akurat sytuacja ku temu sprzyjała, ale tak się składa, że miał też uczulenie na wszechobecny róż, czerwień i sercowe motywy związane z tym pięknie komercyjnym świętem. Zresztą, do tej rozmowy i tak lepiej pasowałaby butelka taniego wina, wiata z wybitą szybą i chłodne, nocne powietrze niosące z oddali hałas bezsennego miasta. Najlepiej niedaleko któregoś z ich mieszkań, tak w razie czego.
- Jeszcze - mruknął pod nosem, z wyraźnym rozbawieniem, bo z tym naprawdę różnie bywało. Większość ludzi, których spotykał w szpitalu, raczej nie spodziewała się tam znaleźć i też nie skakała z radości na jego widok. Chociaż kto wie, może i ułatwiał co poniektórym ciężki okres rehabilitacyjny. Oczywiście swoim niezawodnym, suchym poczuciem humoru, najlepszą cechą jaką posiadał.
- Och, jak najbardziej, ale wiesz, co człowiek to inny poziom znużenia. Ciężko utrzymać twoją uwagę? - upewnił się, jako że dziadem jeszcze nie był, ale nie zaliczał się też do typu uzależnionego od ciągłego eksperymentowania i zmian. Nie był szczególnie wymagający co do zapewniania sobie rozrywki, przy czym potrafił dostosować się do towarzystwa, oczywiście w granicach rozsądku. Nieznajomy go pod tym względem interesował, chciałby zajrzeć mu do głowy i sprawdzić czy kreowany tu charakterek utrzymywał się w praktyce.
Imię go ciekawiło, wrażenie znajomości nieprzyjemnie obijało mu się o czaszkę, ale i tak parsknął śmiechem na przechrzczenie go. - Jak się nie podzielisz to zostajesz w mojej głowie jako John Smith, a to przeraźliwie nudne jak na twoją osobę, nie sądzisz? - podszedł z innej strony, nie zamierzając przerzucać się z nim fałszywymi imionami. Jeszcze chwilę temu nie miałby z tym problemu, ale teraz skupił się głównie na oczekiwaniu na prostą odpowiedź do pytania: Czy ja cię znam? Do ostatniej chwili miał wrażenie, że tylko mu się wydaje, może w warzywniaku obsługiwał go ktoś o podobnej urodzie, albo może nawet mijał go kiedyś na ulicy? Myśli te momentalnie uciekły z jego głowy niczym ławica ryb przed rekinem, kiedy usłyszał tę pozornie nic nie znaczącą zbitkę głosek. Curtis. To imię znał i doskonale pamiętał skąd. Trzecia w nocy, tanie wino rozlane do szklaneczek, nabuzowany, posiniaczony Oliver paplający o przeznaczeniu. Uznałby to za zbieżność, przypadek, gdyby nie ta twarz i zdjęcie, na którym ją widział. To było tak oczywiste. Zmarszczył czoło, nagle nieszczególnie uradowany wizją spędzenia tam następnych minut. A może powinien być? Niedawno sam chciał typa odszukać i z nim porozmawiać.
- 28, South Lake - odpowiedział niemalże automatycznie, a gdy padło następne pytanie wypuścił nosem powietrze jakby usłyszał niezły żart, ale nie dość porywający, aby zasłużył na szczery śmiech.
- Nie. Ale wiesz co mogę ci dać? - mruknął, podnosząc się z miejsca i pochylając się nad stolikiem. Złapał faceta za kołnierz i pociągnął w górę, aby znaleźć się z nim twarzą w twarz w nieszczególnie komfortowej pozycji. - Pamiętasz może jeszcze skrzata z różowymi włosami, na którym zostawiłeś przepiękną mozaikę? I który teraz, do cholery, czeka na ciebie na drugim końcu miasta, bo coś mu obiecałeś? - syknął, wbijając w niego twarde spojrzenie. Kiedy w pierwszej chwili po zobaczeniu siniaków myślał o tym spotkaniu, chciał być znacznie bardziej elokwentny, planował wyjaśnić mu dlaczego tak właściwie jest skurwielem, ale teraz? Teraz działały emocje. - No to tak się składa, że się znamy - dodał, uśmiechnął się do niego i puścił ściskany materiał. Wszystko wyłącznie po to, aby wyprostować się i wpakować mu pięść w kość policzkową.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Może bycie najzwyklejszym Johnem Smithem z Seattle nie byłoby takie złe.
Ale nie istniała na tym świecie żadna nadludzka siła, która cofnęłaby moment wypowiedzenia imienia nieobarczonego, w mniemaniu mężczyzny, winą. Wspomnienie o Oliverze z którym spotkał się nie tak dawno po raz pierwszy, wyjątkowo go zaskoczyło. Głos zamarł mu w krtani ale nie dlatego, że miał w sobie jakieś poczucie winy, bo coś się stało, a on nie mógł na szybko przypomnieć sobie o co mogło chodzić. Nie obiecywał mu niczego. Nic nie wspominał o swoich nie zbyt gorliwych uczuciach, o przemyśleniach na temat tego czy powinni to powtórzyć ani nie kłamał – a to była nowość – że nazwie gwiazdę jego imieniem. To po prostu się stało, bo w głowie miał nadal mętlik więc nieznajomy per Diego z South Lake 28 nie dostał od Curtisa potwierdzenia, ani zaprzeczenia, a jedynie zirytowane spojrzenie mające sugerować to, że chujgoobchodzizkimsięspotyka. Syknął na niego ostrzegawczo, gdy go tak trzymał wylewając z siebie cały jad który najwyraźniej zżerał go już od dobrych kilku dni. Ciekawskie spojrzenia co po niektórych uczestniczących w na ogół romantycznych spotkaniach padły na nich jak nic. Czuł to na sobie, ale nie bardziej od tego gniewnego spojrzenia, od którego nie mógł się odwrócić ze względu nie tylko na pozycję, ale rozhukaną dumę.
- Zazdrosny? - Rzucił ku niemu jeszcze na szybko, gdy już miał stuprocentową pewność co do tego, co zaraz się stanie. Nic złego nie zrobił. Nieznajomy też wtedy jeszcze nie wiedział, że postanowi obić mordę nie – jak sądził - największemu jebace w mieście, a najzwyklejszemu przyjezdnemu który NIE WIEDZIAŁ co kotłuje się w różowowłosym łbie. Ale kto by się tam bawił w jakieś szczególiki, kto teraz by się nad tym zastanawiał? Cios przed którym nie było szansy, żeby się obronić zabolał. Zamroczyło go nawet do tego stopnia, że prawie przewrócił się na krzesełko dziewczyny, która siedziała od nich nie tak daleko. Nie zwrócił uwagi na komentarz który uciekł z ust jej i denerwującego się partnera.
Coś obiecałeś.... Co? Bal? Odruchowo złapał się za tę część twarzy, która najbardziej go wtedy zabolała starając się szybko doprowadzić do jako takiego ładu. Przeklinanie nie pomagało nawet jeśli było siarczyste, a zdrowy rozsądek nie podpowiadał mu niczego „zdrowego” ani dobrego dla niego samego.
- Co tak słabo? Nie jadłeś dzisiaj śniadania? Chodź tu do mnie i się popraw, bo chyba mi się spodobało. - Rozłożył ręce w zapraszającym geście, jakby wcale nie myślał o tym, że kurewsko go boli. Nie wiedział czy przemawiała przez niego złość na to, że Diego jednak jest z drugiej strony barykady i nie zostaną przyjaciółmi do czasu, aż się stan wojenny nie skończy czy może na to, że zachowywał się jak jakiś opętany pies spuszczony ze smyczy, ze smyczy Hollowa rzecz jasna. Zrobili wokół siebie tyle szumu, że nie miał już pewności czy będzie mógł tu zostać do końca, jak sobie zaplanował więc przewrócił stolik przy którym siedzieli, a z którego spadła cała starannie ułożona kompozycja kwiatów, karteczek i innych chwytających za serce drobiazgów. Nie powinien, ale sam ruszył jak na stracenie ku niemu, wyciągając z kieszeni swoich spodni niepozorny scyzoryk, który błysnął w świetle rzadkich czerwonych światełek majaczących w kawiarence. Nie miał z nim dużych szans w walce wręcz ale jak na kanciarza przystało, miał wystarczająco szalony pomysł na pokazanie mu tego, że nie będzie po prostu na niego patrzył kiedy ten zleje go do nieprzytomności. Chwycił małą cukiernicę, ze stolika obok i sypnął mu całym cukrem w twarz. Skoro tak lubił Olivera – ich landryneczkę, o sarnim spojrzeniu na pewno był wniebowzięty, mogąc poczuć go naprawdę, a nie przez papierek. - Goń się! - Curtis wykorzystał jego chwilową dezorientację. Chociaż nie miał zatrważającej tężyzny fizycznej to był bardzo obrotny, bo widmo dostania po mordzie, wisiało nad nim często - to były lata wprawy. Grając nieczysto zjawił się przy jego boku i szybkim ruchem krótkiego ostrza przedarł mu koszulkę, zostawiając niedużą ranę, na wysokości żeber.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Zazdrość. Czy to o nią tu chodziło? To by wiele wyjaśniało, cały kotłujący się w nim gniew, kiedy wysłuchiwał opowieści o miłości zapisanej w gwiazdach i obrony tego obcego typa, który go pokiereszował; kiedy zdał sobie sprawę, że jego marny schroniskowy podryw nie zdziałał cudów z tym naprawdę interesującym człowiekiem, zdaje się jedynym w swoim rodzaju. Zazdrością łatwo byłoby wszystko przykryć, przyklepać, uznać, że to tyle, zdusić w sobie, jak już robił wcześniej, a nie pałać nieopanowaną nienawiścią do obcego człowieka. Nie, tu chodziło o coś więcej, o niechęć obserwowania z boku tragedii, śledzenia wzrokiem lawiny zmiatającej wszystko, co spotka na swojej drodze. I Curtisa mogło to nawet nie obejść, ale Andy widział w jakim stanie był Oliver. Nieco zakręconym, obsesyjnym, jasne, ale na dobrą sprawę przypominał mu samego siebie, te dobre dziesięć lat temu. Wierzącego, że prawdziwa miłość nie liczy siniaków, nie kwestionuje czasowego braku zainteresowania, robienia złudnych nadziei, aby potem upominać się o wierność, że nie spisuje złamanych obietnic. Bo on w to naprawdę wierzył. Jakkolwiek absurdalne by się nie wydawało, wziął słowo mężczyzny, którego spotkał raz, za pewnik i uznał to jebane zaproszenie na bal za powód do dumy. Ander pozwolił sobie zaakceptować ten fakt, przyznać, że może jednak się wobec niego mylił, że to faktycznie mogła być dłuższa znajomość z przyszłością, ale teraz ten skurwysyn stał z nim twarzą w twarz, szukając innej rozrywki ponad tą niemożliwą do zapomnienia, czterolistną koniczyną, którą był Hollow. I to doprowadzało go do szału.
Wytrząsnął spięcie z dłoni, która oddała cios, nie pamiętając dokładnie kiedy ostatnio się bił, tak na poważnie - od kiedy przyjechał do Seattle był raczej spokojnym człowiekiem. Do czasu. Zgrzytnął zębami na jego arogancję, mając ochotę znowu ruszyć w jego stronę i cisnąć nim o pobliską ścianę, ale nie zdążył zareagować, kiedy nagle wizję przesłonił mu... cukier? Z opóźnieniem osłonił oczy, przetarł je z kłujących drobinek, a w następnej chwili poczuł ciepło w okolicach żeber. Ciepło, kłucie, pieczenie, instynktownie cofnął się o krok, w szoku, zaledwie podświadomie rejestrując co tak naprawdę miało miejsce. Przycisnął dłoń do krwawiącej rany, kontrolnie sprawdzając jak poważna była. Na szczęście wcale. Rzucił okiem na scyzoryk, nie pojmując do końca skąd się tam wziął, ale już w następnej chwili dał mężczyźnie z łokcia w nos i chwycił za nadgarstek, krwią odbijając mu na skórze swoje odciski palców. Wykręcił trzymane ramię w łokciu, na plecy, wolną ręką wytrącił ostrze, aby z łoskotem opadło na posadzkę, po czym kopnął go w tył kolan, aby ściągnąć go do poziomu podłoża.
- Ja pierdole, jesteś bardziej pojebany niż sądziłem - poinformował go, trochę zdyszany, i wcisnął paznokieć w wewnętrzną część jego nadgarstka. Sądził, że już go unieruchomił, jasne, ale i tak skorzystał z możliwości zapewnienia mu małej, acz dotkliwej, niedogodności. - Trzymaj się od niego z daleka, Curry, bo obiecuję, że cię znajdę i wykończę - warknął przy jego uchu, teraz już całkowicie przekonany, że pierwsza reakcja na siniaki była poprawna. Facet stanowił zagrożenie, w tym momencie przede wszystkim dla niego, ale także dla Olivera. Przycisnął wolną dłoń do rany, wziął ciężki oddech i zacisnął zęby, kiedy na domiar złego musiał liczyć się z wrażliwością rozerwanej skóry, rozchodzącym się wkoło bólem i dotkliwym szczypaniem. Jeszcze raz, po co on tam w ogóle poszedł?

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Gdyby zapytać go o to czy żałuje odpowiedziałby wprost, że jedynie tego, że nie zdążył zadać Anderowi większych obrażeń i że nie pokiereszował mu tej względnie urodziwej twarzy. Hollow na pewno ucieszyłby się z tego, że najnowszy nabytek – Cerberus z Hiszpanii uśmiecha się do niego non stop nawet wtedy, kiedy nie jest w nastroju. Na pewno wyszedłby o wiele lepiej na trzymaniu się z wesołym kompanem, niż z nim.
- Wolałbyś, żebym to tobą się zainteresował? - Warknął na niego szamocząc się na tyle na ile mógł to zrobić mając wykręcaną rękę. Z perspektywy Curtisa była to nierówna walka o dominacje, zaś oczy tego drugiego spostrzec mogły jedynie klasyczny obraz zakrwawionego wariata, który najwyraźniej nie zdawał sobie sprawy z tego, że agresywna szamotanina szybciej sprowadzi go na kolana.
Chciał jego spowiedzi, czy czego? Wydawało mu się, że na moment zawiśli gdzieś pomiędzy czasem, a przestrzenią mimo tego, że wszystko działo się szybko. Widział wyraźnie, jak krople jeszcze ciepłej krwi z nosa obficie kapią na posadzkę. Ten metaliczny posmak w ustach był dobrze znany, nie mdliło go od niego jak kiedyś ale oddychanie przez usta nadal było uciążliwe. Wymykały się z nich nie tylko zachłanne hausty łapanego powietrza, ale również groźby, przypominające bardziej skomlenie niż obietnice, ścinające z nóg.
- Zapomniałeś, że wiem gdzie cię szukać? Lepiej nie zaglądaj w nocy pod łóżko, dla własnego dobra. - Nie tam czają się potwory. One są wśród nas. Musiałby porządnie przywalić mu w głowę, żeby zapomniał. Mieszkali na tej samej dzielnicy, z tym że Curtis miał przewagę bo nie zdążył wspomnieć mu o tym, że najwyraźniej są sąsiadami. - I nie nazywaj mnie tak. - Doskonale wiedział co zrobi w odwecie za tę zniewagę, kiedy już wyjaśni wszystko z różowowłosym. Teraz to były plany, heroiczne fantazje które mogły w trybie natychmiastowym zaprowadzić go przed oblicze sądu. Mężczyzna miał w najbliższych dniach ochłonąć i przemyśleć sytuację, wybrać jakieś bardziej rozsądne rozwiązanie całej sprawy, o ile w ogóle jeszcze raz chciałby, na złość swojej randce i tylko dlatego, a nie z powodu nagłego przypływu miłości do Olivera zostawić po sobie ślady. Wiedział już, że wystarczyło mu coś zrobić żeby zwabić go w swoje sidła. Zmrużył oczy, kiedy w końcu dotarła do nich głośna informacja o tym, że czas ich randki się zakończył.
- Do zobaczenia. - Powiódł za nim swoim mniej obecnym spojrzeniem, nadal czując buzującą we wnętrzu adrenalinę, kiedy został uwolniony, z tego nieprzyjemnego uścisku. Miał to szczęście, że ktoś w końcu zainterweniował zauważając, że nie są to jedynie przekomarzanki i pozornie, przynajmniej w pierwszych chwilach to on był tu jedyną ofiarą przytrzymującą drżącą rękę przy nosie. Gdyby tylko nie to wspomnienie o scyzoryku, którym się popisał – wszystko byłoby i d e a l n i e. Nadepnął na niego, chowając go pod butem, w trakcie rozpoznawania sytuacji przez uczestników zainteresowanych rozróbą.

pierwsza (może nie ostatnia) randka zakończona

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

-

-

Post

<div class="wrapper" style="position: relative;"> <div class="navi"><img src="https://i.imgur.com/r6X9Hch.png"></div>
<br>
<div id="infoi" style="top: 265;left: 20;color: #975256;padding: 10px;width: 410px;height: 230;margin-left: 75px;z-index: 10;position: absolute;hidden: scroll;overflow-x: hidden;text-align: justify; line-height:140%;"><div style="text-align:center; color:#6a244b;">
RANDKA NUMER II<BR>
CZAS TRWANIA: 10.02, 18:30 - 13.02, 18:00*
* Po upłynięciu czasu nie ma możliwości dodania kolejnych postów w danej randce.
** Sugerowana długość posta to 1000-2000 znaków dla sprawności pisania.




</div></div>
Ostatnio zmieniony 2021-02-10, 18:04 przez Kupidyn, łącznie zmieniany 1 raz.

autor

-

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Niewiele zdążyła dowiedzieć się o swojej pierwszej randce, gdy już musiała zmienić stolik. Z jednej strony pomysł z szybkimi randkami był bardzo wygodny, można było poznać wiele ciekawych osób a zarazem uniknąć niekomfortowej ciszy gdyby rozmowa się nie kleiła. W tym przypadku nieco żałowała, że musieli przerwać, ale żegnając się delikatnym uśmiechem przesiadła się we wskazane miejsce. Kolejny już raz w jej posiadaniu znalazła się karteczka z krótkimi informacjami o kolejnym partnerze. To było naprawdę interesujące. Nie same zainteresowania a system dzięki któremu łączyli ich w pary. Był losowy? Dopierany na podstawie wieku? Zainteresować? Szybko omiotła wzrokiem salę spostrzegając kilka na pierwszy rzut oka idealnie dobranych par. Usiadła przy stoliku prawie w tym samym momencie co mężczyzna, więc omiotła go wzorkiem i na przywitanie uśmiechnęła się w jego kierunku.
- Liz – nauczona doświadczeniem z poprzedniej randki wiedziała, że nie ma sensu marnować czasu, który nieubłaganie zbliżał się z każdą sekundą do końca spotkania. – O surfingu wiem wiele, bo to jedna z moich ulubionych aktywności fizycznych, zaraz za siatkówką plażową, ale kompletnie nic nie wiem o gotowaniu. Zwłaszcza kuchni wegańskiej. Dążysz za modą czy to świadomy wybór? – zerknęła na niego z zaciekawieniem, bo sama nie umiała stosować ograniczeń w swojej diecie. Uwielbiała różnorodność, uwielbiała kosztować nowych smaków, poznawać kuchnie innych kultur a ciężko byłoby to robić ograniczając mięso i produkty pochodzenia zwierzęcego. – Podobno mężczyźni, którzy potrafią dobrze gotować są dobrym wabikiem na kobiety. Jest w tym ziarnko prawdy? – uśmiechając się nieco bardziej zadziornie pozwoliła sobie przez dłuższą niż poprzednio chwilę utrzymać z nim kontakt wzrokowy.
Obrazek

autor

Zablokowany

Wróć do „Speed Dating”