WAŻNE Wprowadzamy nowy system pisania postów/tworzenia tematów w lokacjach. Prosimy o zapoznanie się instrukcją i stosowanie nowego wzoru. Więcej informacji znajdziecie tutaj!
Subfora zostały podzielone na 4 główne działy, oto orientacyjny zakres lokacji, które mogą się w nich znaleźć:
- strefa miejska - ulice, parkingi, tereny zielone, parki, place zabaw, zaułki, przystanki, cmentarze
- usługi - sklepy, centra handlowe, salony kosmetyczne, pralnie, warsztaty
- kultura i instytucje - galerie, muzea, teatry, opera, domy kultury, centra społeczne, urzędy, kościoły, szkoły, przedszkola, szpitale, przychodnie
- życie towarzyskie - restauracje, kawiarnie, kluby, kręgielnie, puby, kina
Dodatkowo w dzielnicach znajdziecie subfora większych firm albo ważnych dla forum i postaci lokacji, np. szczególne kluby, uniwersytet, czy restauracje.
INFO W procesie przenoszenia forum na nowy silnik utracone zostały hasła logowania. Napiszcie w tej sprawie na discordzie do audrey#3270 lub na konto Dreamy Seattle na Edenie. Ustawimy nowe tymczasowe hasła, które zmienicie we własnym zakresie.
DISCORD Jesteśmy też tutaj! Zapraszamy!
UPDATE Postacie chcące uzupełnić swoją KP o nowe treści w biografii mogą skorzystać teraz z kodu update w zamówieniach.
-
+ dodatek Dwukrotnie łapała za telefon, aby odwołać tę randkę. Dwukrotnie wystukiwała wiadomość i kasowała ją. Dwukrotnie trzymała palec nad ikoną wyślij i dwukrotnie rezygnowała. Stanęła na początku długiego zakrętu, zza którego nie widać było prostej. Mogła powiedzieć nie, mogła dać sobie czas, którego przecież teraz najbardziej potrzebowała. I wcale nie chodziło o to, że nie miała ochoty pójść z Hirschem na bal, nie, zupełnie nie to stanowiło centrum jej problemu. Była zmęczona. Po ludzku i całkiem zwyczajnie zmęczona bałaganem w swoim życiu. Tym, że mając trzydzieści lat rozwodziła się z człowiekiem, którego rok temu uwielbiała nie mylić z kochała, a teraz nienawidziła. Tym, że od kilku dni po zbyt długim dyżurze nie wracała do ciepłych czterech ścian, a do hotelowego pokoju, który był bezimienny, a wszystko w nim obce. Tym, że musiała uśmiechać się, kiedy naprawdę nie miała na to ochoty. A nawet tym, że szykowała się przed wielkim lustrem w równie nieznanej, co pokój, łazience, niczym nieprzypominającej tej do której przywykła. I wbrew sobie, co ostatnio stało się jej złym nawykiem, godzinę później wsiadła w zamówioną taksówkę, pisząc do Judaha, że spotkają się na miejscu.
Nie była ani przed czasem, ani przesadnie spóźniona. Tych kilka minut poślizgu uznać można było za gustowne i wymagane, gdy wysiadała z wnętrza żółtego samochodu tuż przed bramą imponującego Country Clubu, w którym nigdy wcześniej nie była. Pokonując drogę jaka dzieliła ją od wejścia, rozglądała się wokół, uśmiechając sama do siebie. Może dla samego miejsca było warto tu przyjść? Może dla widoku Judaha w czarnym garniturze także? Jedno i drugie wywoływało ten pożądany dreszcz sunący wzdłuż kręgosłupa. Stając naprzeciw niego zamilkła na ułamek sekundy, wahając się co zrobić. Wciąż czuła, jakby stąpała po cienkim lodzie. - Wyglądasz świetnie - zbliżyła się, ignorując cichy szept rozumu słuchając serca i musnęła ustami policzek mężczyzny, zastygając w bezruchu na dwa uderzenia serca. Jakkolwiek kuszące było pojawienie się na balu, tak widząc go teraz, szalenie bardzo chciała złapać za jego dłoń i wycofać się tylko po to, by mogli zaszyć się w mieszkaniu hotelu. Tak, to kompletnie przeczyło ich ostatnim rozmowom, jednak dzisiaj nie potrzebowała szumu, hasłu i obcych ludzi wokół. Chciała jego - w ciszy, spokoju, na kanapie i w dresie. - Chodźmy, bo rozmyślę się czy podarować ci pierwszy taniec - odrzucając wszelkie wątpliwości na bok, ruszyła, jedną dłonią przytrzymując długą do ziemi suknię, a drugą wsuwając pod ramię bruneta.
Od pięknie urządzonej sali oddzielały ich tylko drzwi, przed którymi właśnie stanęli. - Poproszę zaproszenie - oznajmił przyjemnym dla ucha tembrem głosu mężczyzna we fraku, spoglądając na nich oboje. Chwila konsternacji. Tyle dosłownie trwało połapanie się Blue w sytuacji. - Judah? - unosząc brwi, natarczywie przyglądała się twarzy niewzruszonego, obojętnego jak zwykle Hirscha. Powiedzieć zaś, że ona poczuła się niezręcznie, to duże niedopowiedzenie. Jeśli właśnie postanowił sobie z niej zażartować, to wybrał naprawdę kiepski sposób i jeszcze gorszy dzień. Jednak nie zamierzała interweniować, jakby wiedziała, że jej urok i kobiece atuty na nic zdadzą się w starciu z sześćdziesięcioletnim człowiekiem. Może to wszechświat dający im ostatnią szansę na ucieczkę stąd?
-
– Chyba... nie mam – ciężko stwierdzić, czy słowa te wypowiadał bardziej w kierunku sześćdziesięciolatka stojącego przy wejściu czy trzymającej go nadal pod ręką Blue. A może do nich obu? Może w ten sposób chciał nie tylko odpowiedzieć na pytanie mężczyzny, ale i przygotować Farrow, że chcąc nie chcąc zaraz naprawdę wrócą do domu? – Proszę sprawdzić na liście. Judah Hirsch – mimo to spróbował w ten sposób, wyczekującym spojrzeniem wodząc po kartce papieru z nazwiskami wszystkich gości, na którą kątem oka miał widok, gdy ochroniarz szukał tego, które dopiero co mu podał. – Tak, jest pan na liście, ale... obawiam się, że zaproszenie zostało już... wykorzystane? – czy ledwie słyszalne w głosie mężczyzny zdziwienie idealnie odzwierciedlało to, które właśnie wymalowało się na twarzy Judaha? Wykorzystane? Jak do cholery wykorzystane, skoro stali właśnie przed wejściem, próbując dostać się do środka? – Poproszę jakiś dokument – ale zamiast odmówić im wejścia wystarczyło krótkie spojrzenie na dowód Judaha, by chwilę później oboje z Aurelie usłyszeli skruszone zapraszam i mogli przejść w stronę głównej sali balowej, na której przy stolikach czekały przygotowane dla nich miejsca.
– Nie mam pojęcia o co chodzi, później to załatwię – a czy tak właściwie było co załatwiać? Może to tylko pomyłka przy odznaczaniu gości, która mimo wszystko nie wpłynęła na ich dzisiejszy wieczór? Przecież i tak weszli do środka. I tak mogli się bawić, przekraczać kiedyś wyznaczone granice, a wszystkim dookoła pokazywać, że są tu razem. O ile ktoś pomimo nałożonych na twarze masek potrafił ich rozpoznać. – To co z tym pierwszym tańcem? Nie rozmyśliłaś się?
-
Zarówno nad maską (prostą, obleczoną sztucznym, brązowym futerkiem imitującym to sarnie) jak i beżową kamizelką pracował własnoręcznie, nie mogąc zdecydować się na nic ze sklepu. Zaczynał jednak dostrzegać pewien problem - bo jak tu rozpoznać Curtisa w tym tłumie? Zmrużył oczy skacząc niespokojnie spojrzeniem po każdym z osobna, ale nigdzie nie zauważył znajomych brązów przeplatanych blondem, ani zapamiętanej postury, głosy dookoła także jawiły mu się obco. Odetchnął głęboko dusznym, zagęszczonym perfumami powietrzem i obrał sobie stojące bliżej drzwi wejściowych krzesło za punkt obserwacyjny. Dla zabicia czasu wybijał palcami na udzie rytm, w istocie nie będący elementem żadnej piosenki, ale powtarzanej w myślach mantry - Zaraz przyjdzie. Pewnie się spóźni. Zaraz przyjdzie.
Usłyszał czyjś gromki śmiech, na który jak surykatka obrócił energicznie głowę, nawet uśmiechnął się krótko w tamtym kierunku, ale to byłoby tyle. A Slatera nadal nigdzie nie było, w czym upewnił się obchodząc wszystkie stoliki, przy ostatnim nie siląc się już nawet na dyskrecję; po prostu przystanął na chwilę przed zajętą sobą parą, przyjrzał się uważnie i pokręcił głową, by przemaszerować z powrotem na swoje zaprzyjaźnione krzesło. Pozornie rozluźniona sylwetka zaczynała tracić na tym fałszywym wrażeniu, w środku formował mu się bolesny supeł przez który był niemal pewien, że nawet gdyby chciał, nie potrafiłby się odezwać. Mimo to wciąż starał się nie dopuścić do siebie przykrej myśli, że został najzwyczajniej w świecie wystawiony, ale im więcej czasu mijało, tym bardziej Hollow przegrywał z samym sobą.
Szlag.
Podniósł się gwałtownie z krzesła mając gdzieś, czy ktoś uzna to za niegrzeczne - to przecież bal, tu należało zachowywać się subtelnie w każdym tego słowa znaczeniu i cała reszta zebranego tłumu zdawała się podążać za tą wytyczną niby imperatywem wiszącym w powietrzu. W drodze do łazienki powtarzał sobie, że może jest po prostu przewrażliwiony, że pomylił godzinę, albo Curtis naprawdę miał jakiś ważny powód, dla którego jeszcze go tu nie było, jednak spokój Olivera pozwalający mu godnie wytrzymać najbliższe godziny miał swoją cenę.
Wbrew pozorom, Hollow wcale nie był małym, kolorowym ćpunem. Był po prostu przyzwyczajony do swoich leków uspokajających, a odpowiednią do sytuacji dawkę rohypnolu odmierzał z dilerską precyzją nauczony wieloletnim doświadczeniem. Zaraz miało być lepiej. Ciszej, mniej intensywnie, mniej duszno i mniej drżąco, za to bardziej statycznie i znośnie. Świat odrobinę przystopował, tak samo jak wykręcające go od środka emocje, które równie dobrze miał prawo pomylić z wyżerającą pustką - ostatnio się w tym gubił, ale pieprzyć nomenklaturę, liczył się efekt.
Wrócił na swoje krzesło w relatywnie lepszym stanie niż gdy był tu uprzednio, delikatnie mniej kojarzący i trzy po trzy nadążający za tempem, aczkolwiek wystarczająco ogarniającym tę karuzelę, by odnaleźć w kieszeni telefon. Powinien napisać smsa.
-
- Nie zawracaj sobie tym głowy. Nie dzisiaj - wykrzywiając wargi w grymasie zadowolenia, nie odsunęła się od Hirscha nawet po wejściu do środka. Zupełnie naturalnie, jakby czyniła to wcześniej wiele razy, przesunęła dłonią po jego przedramieniu i splotła ich palce w jedność. Nieświadomie. Dzieląc przy tym uwagę na swojego towarzysza, imponującą salę urządzoną w gustownym stylu i pozostałych gości. Niby tajemniczych, a jednak nie do końca. Zagadka była bowiem stosunkowo prosta do rozwikłania - maski nałożone na twarze nie czyniły ich anonimowymi. Były zaledwie ozdobą, która być może stanowiła lekkie utrudnienie, jednak po paru chwilach pozwalała dostrzec znajome rysy. Blue obudzona w środku nocy rozpoznałaby linię szczęki Judaha, kształt jego ust i oczy. W kobiecie w czerwonej sukni śmiejącej się z czyjegoś żartu, widziała matkę swojego małego pacjenta, a w mężczyźnie raczącym się drogim szampanem znajomego prawnika. Choć może to tylko ona? Może była bacznym obserwatorem, a może przykładała zbyt dużą wagę do tych obserwacji? Wreszcie przywołana pytaniem Hirscha, przeniosła spojrzenie na jego twarz, uśmiechając się lekko. Taniec nie był żadnym wyzwaniem. - Oczywiście, że nie - odparła i dla odmiany, nie mając z tym najmniejszego problemu, to ona wymownym ruchem dłoni zachęciła go do pójścia na parkiet. Niezbyt zatłoczony, ale leniwie zapełniający się parami. - Przez trzy ostatnie dni przymierzyłam tyle sukni, że chcę mieć pewność, że wszyscy zobaczą jak doskonale prezentuję się w tej jednej - pozwoliła obrócić się wokół własnej osi tuż przed tym nim zaczął prowadzić ją w tańcu. Wprawnie, lekko, nie gubiąc rytmu nawet na ułamek sekundy.
W subtelnym, intymnym geście przesuwała delikatnie opuszką palców po niewielkim skrawku skóry, wyłaniającym się spod kołnierza śnieżnobiałej koszuli bruneta. - Chad podpisał papiery - choć wydawało się, że bliżej być już nie mogła, przywarła piersiami do torsu Judaha, rzucając istotnym wyznaniem w bardzo nieistotnym tonie. Jakby mówiła o pogodzie. O szpitalnym lunchu. Albo podłej kawie z automatu. Tymczasem... tak. Chadwick Farrow wreszcie powiedział tak i nigdy wcześniej nie cieszyła się z tego krótkiego, dźwięcznego słowa zasłyszanego z ust jeszcze-męża równie mocno, jak tamtej nocy. - Możemy stąd wyjść... powiedzmy za godzinę albo dwie? - zaproponowała zanim Judah w jakikolwiek sposób zareagował na jej wyznanie. Może drgnął lekko w zaskoczeniu albo wręcz przeciwnie i wmówiła sobie, że to poczuła? Nie widziała jego reakcji, nie mogła śledzić mimiki, jednak podświadomość kazała jej wierzyć, że twarz mężczyzny zdobił teraz uśmiech. Jeśli zaś było inaczej, naiwność stała się jej chwilowym zbawieniem.
-
Ale poza nimi na balu było dużo więcej znajomych twarzy, ukrytych pod maskami, które i jemu nie przeszkadzały w rozpoznawaniu osób, które gdzieś już poznał. Może na pierwszy rzut oka nie był w stanie powiedzieć czy w ciemnym garniturze w prążki kilka metrów przed nim stoi zastępca burmistrza czy znajomy z Country Clubu, ale po chwili przyglądania się mógł do osoby dopasować nazwisko. Identycznie było z nimi. Z początku wyglądali tylko jak kolejni goście, po dłuższym przyjrzeniu się zmieniający się w Aurelie Farrow i Judaha Hirscha. Trzymających się za dłonie. Będących ze sobą blisko, znacznie bliżej niż dotychczas. Co się między nimi zmieniło?
Tak naprawdę nic. Albo biorąc pod uwagę ich ostatnie rozmowy - niewiele. W końcu tylko (a może aż?) przestali traktować wszystko jak jeden wielki sekret. – A nie wystarczy, że ja miałem okazję Cię w niej zobaczyć? – przez maskę tym razem musiała zdać się tylko na wyginające się w uśmiechu kąciki jego ust, by zobaczyć, że choć brzmi poważnie, nie do końca z takim zamiarem wypowiedział te słowa. Ale to i tak ostatnie, na co mogła zwrócić uwagę, zanim w kolejnym wiele mówiącym geście zbliżyła się do niego, pozwalając prowadzić się w tańcu. Wolnym i zdecydowanie nieodpowiednim dla osób, które nie były ze sobą tak blisko jak oni. – Może być za godzinę. Albo nawet i pół – aż tak śpieszyło mu się, żeby stąd wyjść? Nie. Śpieszyło mu się za to, by zobaczyć co czuje, gdy opowiada o rozwodzie. Czy szeroko się uśmiecha, czy raczej pozostaje obojętna sprawiając pozory niewzruszonej, bo są wśród ludzi. I co z tego? Już i tak wiele po swoich twarzach pokazali, jak na to w jakim miejscu byli.
– Cieszysz się? – głupie pytanie, oczywiście, że się cieszy. Więc może inaczej, Judah? O co tak naprawdę chciałeś zapytać? – Co dalej? – tak, dokładnie. O to. O tym przecież myślisz odkąd dowiedziałeś się, że jest mężatką, ale niczego innego nie pragnie tak bardzo jak wziąć rozwód. Nad tym też zastanawiałeś się wiele razy, zdając sobie sprawę, że uczucia na wodzy trzyma jedynie świadomość, że Blue nosi jeszcze czyjeś inne nazwisko. Tak, o to. Nie o datę rozprawy rozwodowej, nie o mniej istotne kwestie.
O to co będzie dalej.
-
Już same przygotowania do balu znacznie poprawiły jej nastrój i ponownie pozwalała by ogarnęła ją ekscytacja. Co prawda miała bardzo mało czasu obiecując Danielowi, że potrzebuje jedynie trzydziestu minut, które na jej nieszczęście mijały bardzo szybko. Zdążyła zakręcić swoje ciemne włosy w niesforne fale, które opadały na jej ramiona, ukryła lekko zaczerwienione od płaczu oczy pod warstwą podkładu i korektora a usta podkreśliła mocniejszą niż na co dzień szminką. I właśnie wsuwała na siebie sukienkę kiedy Daniel zastukał w drzwi sypialni nie żeby ją popędzić a żeby podać upragniony kubek z kawą.
Wiedziała jak bardzo Daniel Graham nie lubi się spóźniać, więc wchodząc na balową salę spojrzała na niego nieco niepewnie, bo nie udało im się przybyć o czasie. Większość osób siedziała już przy swoich stolikach albo tańczyła na środku parkietu w rytm spokojnej i romantycznej muzyki. Jednak na jego twarzy nie dostrzegła ani złości ani zniecierpliwienia, więc mocniej ścisnęła jego dłoń zdając sobie sprawę jak szaleńczo kocha tego mężczyznę. Oboje przez te ostatnie miesiące bardzo się zmienili, oboje dojrzeli i zrozumieli co w życiu jest najważniejsze.
W pewnym momencie jednak ciszę, która swoją drogą ani trochę nie była niekomfortowa, przerwał jej śmiech, który wprawił Daniela w nie małą konsternację. – Przypomniał mi się tamten firmowy bankiet… Skrytykowałeś wtedy mój gust, pamiętasz? Nie podobała Ci się sukienka, moja fryzura, mój makijaż, którego swoją drogą prawie nie było – dobrze pamiętała jak uważał ją za zbyt skromną, przeciętną dziewczynę, która robi wszystko by nie wyróżniać się z tłumu. Jednak w tamtym momencie robiła to wyjątkowo nieskutecznie, bo właśnie ta zwykła czarna sukienka skupiała na sobie wzrok wszystkich kobiet, które ubrane były w bogato zdobione kreacje najlepszych projektantów. Teraz również Penny się wyróżniała. Nie tylko jasnym i ciepłym kolorem swojej sukienki, ale także kwiatowymi zdobieniami oddającymi jej charakter. Większość gości postawiła na klasykę, stonowane kolory, długie eleganckie i proste suknie. Zdecydowanie stary Daniel robot nie pozwoliłby jej wyjść w takiej sukience z domu a teraz dumnie trzymał jej dłoń, ani trochę się tym nie krępując. – Uwierzyłbyś wtedy, że tyle razem przejdziemy? Że tak to się zakończy? – ona sama miała wtedy ochotę jak najszybciej wyrzucić Daniela ze swojego życia i odliczała dni do zakończenia tej głupiej umowy. Nikt jej tak nie denerwował, nie wyprowadzał z równowagi i nie irytował jak on. Zapewne działało to w obie strony jednak była ciekawa, w którym momencie dla Daniela przestało być to grą a czymś więcej.
<style>.s1 {width:300px;height:120px;margin: 0 auto;display:flex;justify-content:center;align-items:center;}.s2 {width:120px;height:120px;object-fit:cover;border-radius:50%;position:relative;z-index:5;border:1px white solid;}.s3 {width:100%;height:80px;background:white;outline:2px dashed #E3E3E3;outline-offset:3px;display:flex;align-items:center;box-sizing:border-box;padding: 0 5px 0 45px;margin-left:-40px;position:relative;z-index:3;text-align:center;font-family:Great Vibes;font-size:20px;font-style:italic;color:#786f8c;}.s3::before {content: ;color:black;position:absolute;right:15px;top:0px;line-height: 20px;font-size:20px;font-family: 'Mr De Haviland', cursive;color: #c0c0c0;}</style>
-
Zaprosił ją na bal walentynkowy po części ironicznie, a po części wcale nie. Wiedział, że nie przepadała za takimi imprezami – on sam też był beznadziejnym romantykiem – a jednak pomyślał, że to mogłoby być całkiem urocze i zabawne. Nawet kupił sobie tę głupią maskę, dzięki której wyglądał jak najbardziej typowy Don Juan, łamacz kobiecych serc. Gdy spojrzał na siebie w lustro przed wyjściem, aż parsknął śmiechem.
– Myślałem o kupieniu takiej maski z dziobem, wiesz – zagadnął, gdy już weszli do sali balowej i rozglądnęli się dookoła, w myślach krytykując przeróżne outfity. – Ale, po pierwsze, wyglądałem w niej jak bocian, a po drugie – trudno byłoby mi cię w niej pocałować, nie wydłubując ci przy tym oka – pobudki miał szlachetne. – Idziemy się najeść czy nachlać? – A może oba? – Bo na trzeźwo tego pewnie nie przeżyjemy. – Walentynki Shahruz uważał trochę za taki pic na wodę, fotomontaż i Princia chyba też wychodziła z tego założenia. Nie oznaczało to jednak, że nie mogli się w ten dzień świetnie bawić, co nie? Tym bardziej, iż Hale uważał, że każda okazja do imprezy była idealna.
<div style="font-family: 'Times New Roman', position: absolute; cursive; font-size: 8px; text-align: justify; color: black;padding-top: -40px; margin-top: -22px; letter-spacing: 1px; line-height: 9px; width: 320px; color:#301800;"><center>i felt out so low, felt nowhere to go, but i know you wait for me</center>
</div></center>
-
W każdej sytuacji, nawet wówczas, gdy pomiędzy słowami ukrywał komplement, na który nie reagowała. Tego nauczyła się w ciągu ostatniego roku - być powściągliwą, uśmiechać się, ale milczeć. To robiła teraz, uśmiechała się, chociaż nie mógł tego dostrzec. Uśmiechała się nie do mijających ich w tańcu ludzi, a do niego, będąc pewną, że i tak o tym wiedział. I mogłaby w ciszy wsłuchiwać się w muzykę nadal, poruszać zupełnie bezwiednie w jej takt, jednak kolejne słowa nie przeszły bez echa. Nie miały prawa przejść, bowiem wbrew nonszalanckiemu tonowi, były istotne.
- Oczywiście, że się cieszę. Wątpisz w to? - lekko odchylając głowę w tył, spojrzała na twarz Judaha, skrywaną pod czarną maską. Nieznacznie nią kręcąc, unosiła kąciki ust do góry, powracając do poprzedniej pozycji, pozwalającej cieszyć się bliskością, o którą przecież zabiegała. - Ile razy jeszcze będę musiała powtórzyć, że naprawdę chcę się rozwieść, żebyś przestał się nad tym zastanawiać? - zapytała, raczej nie oczekując odpowiedzi, bo znała ją sama. Temat małżeństwa chylącemu się wreszcie (!) ku końcowi, powracał jak bumerang odkąd na głos przyznała, że błyszczący pierścionek na palcu serdecznym, jaki do niedawna nosiła to obrączka, a nie kobieca biżuterią. I byłaby głupia wierząc, że na jednej rozmowie temat się zakończy, bo choć Judah nigdy nie powiedział, że nazwisko Chada obok jej imienia w jakikolwiek sposób mu przeszkadza, to było ono skazą na ich nienazwanej relacji. - Nie wiem co dalej - przyznała szczerze. - To formalność. Teraz nawet w świetle prawa będę wolna - bo poza nim wolność miała od dawna. Czy na pewno, Blue? Byłaś? Jesteś? - O to pytałeś? O to, co dalej ze mną i Chadem czy o to, co mój rozwód oznacza dla nas? - świadomie prowokowała go pytaniami. Mimo skrajnej naiwności jaką popisywała się w niektórych życiowych decyzjach, wciąż była inteligentną kobietą. Wiedziała co powiedzieć i w jaki sposób, aby zmusić rozmówcę do otwarcia się. Przynajmniej zazwyczaj, bo Hirsch dał jej się poznać z różnych stron - jako ten uparty i milczący, a czasami odwrotnie - rozgadany i ciekawski. Nie, ciekawski to złe słowo. Judah Hirsch był zainteresowany. Zawsze sprawiał wrażenie, że cię słucha, prawdopodobnie nawet wówczas, kiedy tego nie robił. - Dla mnie i dla niego zmienia się wszystko - chociaż pozornie nie zmieniało się nic. Nie byli jednością od dawna, jedyne co dzielili, to wspólna przestrzeń do życia. - Może ty chcesz powiedzieć co dalej? - w subtelnym, niewidocznym dla pobocznych obserwatorów geście, przesunęła wargami po zarośniętym policzku bruneta, odzywając się cicho. - I nie mam na myśli tego, co stanie się za godzinę albo pół, kiedy stąd wyjdziemy - chodząc wokół tematu, formowała słowa w taki sposób, by mógł zbyć je nieznaczącym żartem albo odpowiedzieć szczerze. Zawsze dawała mu wybór i zawsze zostawiała go też sobie samej.
-
- 30
-
- Nie przy Tobie – poprawiła go szybko – Rozkwitłam dzięki Tobie – uśmiechnęła się delikatnie by po chwili dać się porwać na parkiet. Nie była na to przygotowana, więc w pierwszej chwili jedynie się w niego wpatrywała z niepokojem, bo nigdy nie była dobra w klasycznych tańcach. Pilnowanie kroków i taktów to była cecha Daniela, ona lubiła spontaniczność i wolność, którą odnajdywała w innym typie muzyki. Na który dzisiejszego dnia raczej liczyć nie może. Jednak zrobiła to, co robiła zawsze w takich sytuacjach; pozwoliła mu otoczyć się ramieniem, kompletnie oddając się jego kontroli. Jego pewność siebie zawsze przechodziła również na Penny. Właśnie dlatego uwierzyła w końcu w siebie, znalazła w sobie cechy o których wcześniej nie miała pojęcia; waleczność, odwaga, ufność.
- Myślę, że to wszystko miało jakiś swój cel, wiesz? Te wszystkie trudne chwile, nasze rozmowy, niedopowiedzenia, ta niepewność co przyniesie jutro. Nie wiem co by się wydarzyło gdybyś powiedział mi o tym wszystkim gdy nie byłam gotowa by stawić temu czoła. Nigdy bym sobie nie wybaczyła, gdybym ze strachu Cię odtrąciła i faktycznie wyjechała – spoglądając w jego oczy cały czas dostrzegała w nich spokój. Wiedziała, że może swojemu narzeczonemu powiedzieć wszystko i nic nie jest w stanie sprawić, że zacznie wątpić w jej uczucia. Jednak tak się właśnie czuła jeszcze jakiś czas temu. Była przerażona wizją, że ktoś był w stanie tak się do niej zbliżyć, wedrzeć się nie tylko do jej myśli ale także serca, które tyle razy złamane nie zniosłoby kolejnej straty. Penelope musiała dojrzeć by pozwolić sobie na odnalezienie szczęścia przy jego osobie.
- Cieszę się, że nie zamordowałam Cię we śnie – kolejny raz zaśmiała się, mocniej zaciskając palce na ramieniu Daniela. Nawet nie zwracała uwagi na inne tańczące pary, jej spojrzenie było utkwione tylko w nim, w mężczyźnie którego tak mocno pokochała. – Mówiłeś swojej mamie o naszych planach?
<style>.s1 {width:300px;height:120px;margin: 0 auto;display:flex;justify-content:center;align-items:center;}.s2 {width:120px;height:120px;object-fit:cover;border-radius:50%;position:relative;z-index:5;border:1px white solid;}.s3 {width:100%;height:80px;background:white;outline:2px dashed #E3E3E3;outline-offset:3px;display:flex;align-items:center;box-sizing:border-box;padding: 0 5px 0 45px;margin-left:-40px;position:relative;z-index:3;text-align:center;font-family:Great Vibes;font-size:20px;font-style:italic;color:#786f8c;}.s3::before {content: ;color:black;position:absolute;right:15px;top:0px;line-height: 20px;font-size:20px;font-family: 'Mr De Haviland', cursive;color: #c0c0c0;}</style>
-
Właściwie żyła trochę w bańce. Od ostatniego spotkania z bratem i Shahruzem trochę minęło, nawet w międzyczasie próbowała ogarnąć bałagan z Tią, ale nie mogła się doczekać kolejnej randki z brunetem. Kiedy mogła wpadała do jego pracy, głównie też dlatego, że Lanaghan tam pracowała coraz częściej, więc mogła wyciągnąć psiapsiółę na ploty podczas przerwy. Chodziła z nim za rękę, kupowała pierdoły do mieszkania, narzekała na swojego szefa i nigdy nie zasypiała bez smsa na dobranoc. Zachowywali się okropnie i cringe, ale było jej z tym dobrze. Bo... była zakochana, a przynajmniej tak uważała, że w końcu to uczucie dało o sobie znać. Siedziało pod warstwą kurzu, starej miłości do Hale'a, tych wszystkich problemów, ale gdy ustalili, że mają tą jedyną szansę - nie zamierzała jej zmarnować. Korzystała z tego, ile tylko mogła. Co dało jej pewien spokój i uśmiech przyklejony do buźki. I grunt, że pracowała większość zdalnie, bo pewnie irytowałaby wszystkich w biurze bananem na ryju.
Zgodziła się na ten bal głównie dlatego, że jako Thompson miała dojścia do country clubu i wiedziała gdzie co jest - więc jeśli będą potrzebować prywatności, na pewno znajdą takie miejsce. Plus, darmowe żarcie i alkohol? Kto by odmówił, okej? Najgłupszym wymogiem, poza tym, że trzeba było mieć maski, była sukienka do ziemi. Musiała się naprawdę nagimnastykować, by jakąś mieć. Pożyczyła więc coś z butiku znajomej, mając nadzieję, ze odda ją w całości. Dokupiła czarną maskę na oczy, w nadziei, że Shahruz nie uzna jej za zbyt odstawioną i nie ucieknie (pamiętała, że to raczej nie jego klimaty) i postanowiła zebrać się do wyjścia. Nałożyła płaszcz oraz szalik, a skoro brali ubera czy inny samochód, to nie musiała się aż tak martwić o nogi i obcasy. - Oh, dobrze, że jednak pomyślałeś - zaśmiała się cicho, poprawiając gumkę od maski oraz włosy. Odstawiła na wieszak swój płaszcz i szalik, rozglądając się spokojnie po przybyłych gościach. - Najpierw jedzenie, potem alko - zaśmiała się cicho, chwytając go pod ramię i kierując się do jakiegoś stolika z przekąskami. Bo hej, trzeba było dobry podkład. - Mało co jadłam, musiałam znaleźć sukienkę do ziemi, w której nie będę wyglądać obciachowo - prychnęła, pochylając się nad stołem i zastanawiając się na co miała ochotę. Poza swoim chłopakiem w garniturze, oczywiście.
-
-
- Powinieneś to zrobić, za rzadko do niej dzwonisz – skarciła go nieco swoim spojrzeniem, bo nie wymagała od niego by kontaktował się ze swoją rodzicielką codziennie, ale raz w tygodniu mógł wykonać taki telefon. Albo zabrać ją gdzieś na obiad. Gdy jednak zaczął opowiadać o zmianie planów i zorganizowaniu takiego przyjęcia aż z przerażeniem rozejrzała się dookoła. I o ile wspomnienie świeżych kwiatów, świec i pięknych sukni było czymś uroczym i godnym rozważenia to sama myśl, że tylu gości miałoby patrzeć tylko na nią wprawiło ją w zakłopotanie. Nie tego chciała. Nie chciała czuć się na własnym ślubie niekomfortowo i na siłę wymuszać uśmiech wobec osób, których nawet nie zna. Dlatego szybko pokręciła przecząco głową, dopiero po chwili spoglądając wprost w oczy Daniela. A czy on tego chciał? Kompromisy, kompromisy, kompromisy. Obiecała na nie chodzić, więc jej spojrzenie wyrażało teraz tylko jedno pytanie: Czy Ty tego chcesz?
- A wyobraź sobie zapach świeżych kwiatów w ogrodzie połączony z letnim wieczorem. Do tego porozstawiane wszędzie lampiony, mały namiot na środku i nasi najbliżsi. Rodzina, przyjaciele… Nie musi to być nasz ogród, możemy znaleźć jakąś małą salę, ale Danny, nie na kilkaset osób – może gdyby oboje mieli wielkie rodziny mogliby rozważyć większą uroczystość, ale Penny miała tylko Aimee, czułaby się dziwnie wśród nieznanych wcześniej osób, których pewnie i tak ponownie nie spotka. – Aimee zaoferowała, że zaprojektuje i uszyje mi suknie – uśmiechnęła się gdy po raz kolejny wykonali sprawny obrót. Gdy muzyka na chwilę uciekła, przysunęła się do narzeczonego i skradła z jego ust delikatny pocałunek. – Napijemy się czegoś?
<style>.s1 {width:300px;height:120px;margin: 0 auto;display:flex;justify-content:center;align-items:center;}.s2 {width:120px;height:120px;object-fit:cover;border-radius:50%;position:relative;z-index:5;border:1px white solid;}.s3 {width:100%;height:80px;background:white;outline:2px dashed #E3E3E3;outline-offset:3px;display:flex;align-items:center;box-sizing:border-box;padding: 0 5px 0 45px;margin-left:-40px;position:relative;z-index:3;text-align:center;font-family:Great Vibes;font-size:20px;font-style:italic;color:#786f8c;}.s3::before {content: ;color:black;position:absolute;right:15px;top:0px;line-height: 20px;font-size:20px;font-family: 'Mr De Haviland', cursive;color: #c0c0c0;}</style>
-
Po opatrzeniu rany i zorganizowaniu sobie maski, najprostszej, czarnej, pojawił się na balu ze swoją zaskakująco pomocną randką w ciemno. Zdążył nieco ochłonąć, więc nawet podziękował za zrezygnowanie z dalszych poszukiwań "drugiej połówki" na rzecz zawiezienia go tam, po czym rozeszli się w swoje strony. Z początku miał wrażenie, że znalezienie w tłumie drobnego ucieleśnienia rozpaczy zajmie mu wieki, ale już przy pierwszej rundce wkoło głównej sali złapał wzrokiem znajomą, bladoróżową chmurkę i z ulgą ruszył w jego stronę. Przez całą drogę do rzędu krzeseł bił się z myślami, nie mając pojęcia ile tak właściwie chce mu powiedzieć. Jak zacząć rozmowę. "Hej, pobiłem się z tym ziomkiem, w którym się zabujałeś"? "Pamiętasz tego gnojka, który cię wystawił? Tak się składa, że mam jego krew na łokciu"? Chciałby mu wszystko wyśpiewać, chociażby po to, aby uświadomić mu jak wielkim zagrożeniem był facet wnoszący scyzoryk do bójki na pięści, oraz że w ten przepiękny dzień, toczący się wkoło miłości, randkował z innymi osobami. Chciał też zgarnąć go do taksówki i zawieźć do domu, aby spędzić chwilę w ciszy i spokoju, bo miał serdecznie dość towarzystwa innych ludzi. Jednak kiedy znalazł się na miejscu to, czego wcześniej chciał, przestało mieć znaczenie.
- Och, cóż za idealny zbieg okoliczności, uwielbiam tą piosenkę. Dasz się porwać na parkiet? - zaczął, posyłając mu lekki uśmiech i dostojnie się ukłonił, wyciągając w jego stronę dłoń, podczas, gdy drugą oparł w dole pleców. Zachowanie manier nie przyszło bez ceny, w tym wypadku było nią nagłe ukłucie bólu pod świeżym opatrunkiem, ale poza lekkim drżeniem kącików ust zachował zimną krew.