WAŻNE Wprowadzamy nowy system pisania postów/tworzenia tematów w lokacjach. Prosimy o zapoznanie się instrukcją i stosowanie nowego wzoru. Więcej informacji znajdziecie tutaj!

Subfora zostały podzielone na 4 główne działy, oto orientacyjny zakres lokacji, które mogą się w nich znaleźć:
- strefa miejska - ulice, parkingi, tereny zielone, parki, place zabaw, zaułki, przystanki, cmentarze
- usługi - sklepy, centra handlowe, salony kosmetyczne, pralnie, warsztaty
- kultura i instytucje - galerie, muzea, teatry, opera, domy kultury, centra społeczne, urzędy, kościoły, szkoły, przedszkola, szpitale, przychodnie
- życie towarzyskie - restauracje, kawiarnie, kluby, kręgielnie, puby, kina

Dodatkowo w dzielnicach znajdziecie subfora większych firm albo ważnych dla forum i postaci lokacji, np. szczególne kluby, uniwersytet, czy restauracje.

INFO W procesie przenoszenia forum na nowy silnik utracone zostały hasła logowania. Napiszcie w tej sprawie na discordzie do audrey#3270 lub na konto Dreamy Seattle na Edenie. Ustawimy nowe tymczasowe hasła, które zmienicie we własnym zakresie.

DISCORD Jesteśmy też tutaj! Zapraszamy!

UPDATE Postacie chcące uzupełnić swoją KP o nowe treści w biografii mogą skorzystać teraz z kodu update w zamówieniach.

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Nie miał pojęcia ile czasu minęło. Godzina? Dwie? Trudno powiedzieć, Oliver odmierzał to wiadomościami, które nagle zaczęły przychodzić. Najpierw od Ferreiro, który chyba nie był do końca zadowolony ze swojej randki, bo właśnie zasuwał do niego przez miasto, a później od Curtisa. Po pierwszym smsie czuł się tak, jakby coś ciężkiego spadło mu na dno żołądka. Wypadek? Stało się coś? I Oliver autentycznie się martwił. Martwił się nawet wtedy, kiedy odpisywał już mechanicznie bo jego zdolność koncentracji nad klejeniem sensownych zdań pokazywała mu wielkiego fucka. Tylko mimo wszystko gdzieś pomiędzy tymi odczuciami zamajaczyła złość, bo Slater jak zwykle informował go oszczędnie, nie mówiąc niczego wprost. Czysto po ludzku było mu również przykro, bo jakby nie patrzeć była to jego druga randka w życiu, i drugi raz nic z tego nie wyszło.
Kiwając się sennie na krześle z telefonem ściskanym w dłoniach zawiesił się pomiędzy rozczarowaniem, troską nad Curtisem i tą bezkształtną sferą, w której nie liczyło się wiele, o ile cokolwiek. Nie potrafił tego nazwać, tak szczerze i z czystym sumieniem, dla wygody określał to pustką z braku lepszej nomenklatury. Oszczędna dawka rohypnolu nie uśpiła całkiem, ale kontakt Olivera z rzeczywistością stawał się relatywny. Widział majaczące przed sobą pary utulone w tańcu, falujące po parkiecie jak statki na morzu ale przestał rozróżniać kto jest kto. Tak wiele rzeczy kopało go tego wieczoru bez litości, o połowie z nich jeszcze nawet nie wiedział, a już miał po rant. Zauważył, oczywiście. Złudnie złoty etap chorobliwego zachwytu światem przemijał, posyłając go tam, gdzie zawsze - na dno o głębokości wymiernej do górki, na jakiej się wcześniej bujał.
Nie zauważył Andera, tak samo jak nie zauważał wkradających się losowo w wymieniane smsy liter, dlatego element zaskoczenia się udał. Zareagował ze znacznym opóźnieniem, jakby załapał jakiegoś laga i uniósł głowę nie do końca pewny, czy to ktoś z obsługi chce go wywalić za bezproduktywne marnowanie przestrzeni, czy jakiś desperat w ramach zakładu ze znajomymi postanowił zaryzykować. Sekundy mijały, bo tak - Hollow zignorował początkowo znajomy głos skupiając się na tym, by rozcyfrować coś z samej linii szczęki.
- Andy? - zapytał niepewnie, zapominając kompletnie, że przecież ze sobą rozmawiali nie dalej jak... właśnie. Ileś tam wiadomości temu, kto by tam patrzył na zegarek. Gdyby nie nakrapiana biało na brązowym futerku maska, mężczyzna miałby szansę dopatrzeć się rozkojarzonego, błędnego spojrzenia, ale tak musiał bazować wyłącznie na mało wiarygodnych zapewnieniach uśmiechów, że wszystko jest okay.
Nie odpowiedział od razu, pierwsze w ruch poszły stare, dawno zepchnięte naiwne marzenia, że kiedyś, w jakichś sprzyjających i w ogóle bajecznych okolicznościach ktoś zaprosiłby go do tańca. No, to był właśnie ten pierwszy raz, stąd Hollow w ramach niewerbalnej odpowiedzi pokiwał głową. Pewnie, że chciał. Na to liczył, kiedy tu przyszedł, choć kuło go w środku, że to nie Curtis wyciągnął rękę. Ale Slater był teoretycznie usprawiedliwiony, na ten konkretny moment. Oliver wciąż był przekonany, że faktycznie coś mu się stało, że tak po prostu wyszło i niczyja w tym wina.
- Ale ty wiesz, że ja tańczyć nie bardzo? - Mało zgrabne zdanie, ale lepsze to niż całkowity brak komunikatywności. Przygryzł policzek widząc jak mężczyzna kurtuazyjnie się pochyla, siląc się na ukłon z prawdziwego zdarzenia. Hollow widział to na tych swoich starych, czarno-białych filmach, które z taką namiętnością oglądał na okrągło, i otwarcie mógłby przyznać, że naprawdę go to urzekło. Wstał chwiejnie i chciał odpowiedzieć mu równie eleganckim dygnięciem, ale dwie lewe nogi i utykająca kondycja psychiczna zmusiły go do chwycenia się oparcia krzesła, inaczej poleciałby jak długi.
- Okay, chcę tańczyć. Teraz.
<center><img src="https://i.pinimg.com/originals/a7/68/76 ... ceb7e4.gif" style="width: 300px;padding: 2px;border: 2px solid #ccb7c5;margin-bottom: -30px;"><div style="width: 300px;color: #fff;background: #ccb7c5;font-size: 10px;font-family: Ubuntu Mono;text-transform: uppercase;line-height: 100%;position: relative;margin-bottom: 20px; padding: 2px">six wings, a million eyes, constantly on fire,<br> ability to scream forever</div></center><link href="https://fonts.googleapis.com/css?family=Ubuntu+Mono" rel="stylesheet">

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Spodziewał się zastać go w stanie... różnym. Sądząc po ich ostatniej rozmowie, naprawdę miał nadzieję na rozwinięcie relacji z tym pokręconym typkiem, nastawił się na sam bal i całkowicie na miejscu byłyby, na przykład, łzy rozpaczy. Lub chęć upicia się, dla zabicia emocji. Może i zaczepienie jakiegoś singla i zniknięcie w tłumie dla odbicia sobie tego wieczoru. Ale nie, siedział w miejscu z telefonem w ręku, zachowując się jakby myślami znajdował się daleko stąd i Andy nie był pewny czy było to lepsze, czy gorsze od płaczu. To potrafiłby zrozumieć, spróbować go jakoś pocieszyć, a na ten moment po prostu przyglądał mu się uważnie, próbując jednak nie pokazać po sobie zmartwienia. Był w trakcie odgrywania roli, robił za nagrodę pocieszenia i chciał osłodzić mu ten wieczór. Nie wiedział na ile to możliwe, ale mógł przynajmniej spróbować pomóc mu na moment zapomnieć o zawodzie. O Curtisie z krwawiącym nosem, na który w pełni sobie zasłużył za robienie zauroczonemu chłopakowi złudnych nadziei.
- We własnej osobie - odparł, aby pozbyć się wszelkich wątpliwości jakie ten mógł mieć. A kto inny? Miał ochotę spytać czy spodziewał się na jego miejscu jeszcze kogoś, ale zdążył ugryźć się w język. Oczywiście, że się spodziewał, jakby było inaczej to nawet nie znaleźliby się w tej pokręconej sytuacji.
- Nie przejmuj się, ja też. Zresztą, jak trudne może być kiwanie się na boki? - zauważył, nie tracąc entuzjazmu. Muzyka była spokojna, nie musieli bawić się w skomplikowane kroki taneczne, a wziąć przykład z innych par bujających się do muzyki. Chodziło tylko o moment niezmąconego spokoju na parkiecie, nie o zaimponowanie gapiom. Kiedy Oliver zachwiał się podczas wstawania, Andy wyprostował się robiąc krok do przodu i instynktownie położył rękę na jego boku, jakby miał go ratować przed upadkiem. Wypuścił z gardła cichy śmiech i obrzucił go niepewnym spojrzeniem.
- Stoisz? Jeszcze nie padaj, musimy przetańczyć przynajmniej jedną piosenkę zanim wybije północ i ponownie zamienię się w żabę - czy jak to tam szło. Kiedy dostał już bezsprzeczną zgodę na wyciągnięcie go na parkiet, przesunął dłoń na wysokość lędźwi i poprowadził go w tłum. Po wybraniu dogodnego, dostatecznie pustego miejsca, aby nie obijali się o innych, stanął do niego przodem i wziął jego dłoń w swoją, próbując chociaż imitować poprawną postawę do tańca towarzyskiego. Gdzieś z tyłu głowy mignęła mu informacja, że coś tańczyło się w kwadracie, więc postanowił improwizować, spokojnie prowadząc go w niedokładnej imitacji walca. - Ładne futerko. Oryginalnie, jak zawsze.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Korzystając z błogosławieństwa nieświadomości odnośnie wydarzeń mających miejsce nie dalej jak godzinę temu, Oliver na moment odsunął od siebie zestaw trosk i zmartwień przeznaczonych na poszkodowanego w wypadku Curtisa. Uczepił się desperacko propozycji Andera, bo nawet w tym stanie pamiętał jeszcze, że tak bardzo chciał z kiś zatańczyć. Podzielność jego uwagi uszczupliła się znacząco, zawężając do absolutnego minimum, co kontrastowało z jego prezentowanymi przez ostatnie kilka dni zdolnościami łapania stu tematów za ogon.
- Lepiej w żabę niż kijankę - zauważył rezolutnie, podłapując baśniowy klimat. Nie trudno o takie wnioski, kiedy dookoła błyszczały sztuczne kryształy, powietrze wypełniał zapach zmieszanych ze sobą perfum i potu, a wszystko to pod idylliczną etykietką przemijających walentynek. Starał się dostosować do fasady otaczającego ich romantyzmu, uwierzyć choć trochę, że to naprawdę zanim rzeczywistość dopadnie go z zaskoczenia i ugryzie w tyłek.
Pozwolił odpowiednio ułożyć sobie dłonie, nie tylko dlatego, że o tańcu miał pojęcie dosłownie żadne, ale również przez to, że z minutą na minutę kojarzył coraz mniej, coraz wolniej. Kołysząc się w usypiający rytm piosenki, której słów zupełnie nie rozróżniał przychylił ku mężczyźnie głowę. Jego klatka piersiowa - bo dalej przecież Hollow nie sięgał - stanowiła doskonałe oparcie dla skroni, a nowy zapach rozpoznanych na partnerze perfum dla odmiany nie był irytującą mieszanką słodyczy. Poruszał się całkiem płynnie jak na kogoś, kto sprawiał wrażenie osoby mogącej zasnąć lada moment, zmęczonej praktycznie wszystkim i każdym, ale walczył usilnie z palącą potrzebą przymknięcia oczu. Nie chciał stracić tych wyjątkowych minut, wolał to zapamiętać, aby mieć do czego wrócić gdy znów będzie zmuszony do tolerowania własnego towarzystwa. Kolekcjonował te nieliczne, pozytywne wspomnienia jak pocztówki i kiedy naprawdę było źle, wyciągał pudełko aby je przejrzeć i skupić się na czymś innym.
Komplement wywołał nikły uśmiech, przypomniał, ile czasu spędził nad swoim dzisiejszym strojem, głównie po to, żeby usłyszeć coś podobnego. Z tym, że spodziewał się tego od Curtisa.
- Curry miał wypadek. Napisał... tak, że miał coś, wypadek - wymamrotał mu prosto w koszulę, z nadzieją, że mężczyzna rozcyfruje cokolwiek z tego bełkotu. Kolejny obrót. Kołysanie. Drgnięcie dłoni i liczenie kroków, żeby nie odpłynąć. Pomimo iż obiecywał sobie, że nie zamknie oczu, i tak to zrobił, tylko nie wiedział kiedy dokładnie. Ostrożnie je uchylił by sprawdzić ogólnikowo jak prezentował się jego aktualny stan - wizja rozmazana. Niedobrze. Byłby spanikował, ale niejakim pocieszeniem okazała się obecność Ferreiro, który z pewnością nie pozwoliłby mu zaginąć w bezkształtnym, rozmytym tłumie, do czego najpewniej by doszło jakby tylko został tu sam. Ale czy naprawdę tu był? Panika poddała tę obecność w zwątpienie, i Hollow nerwowo zacisnął mocniej palce na dłoni partnera, aby się przekonać, że nie, jednak nie. Był całkiem fizyczny, to nie przywidzenie, a on otulony szczelnie flunitrazepamem wcale nie kręcił się na parkiecie sam. To byłoby szalenie żenujące, a nie mógł powiedzieć, że nigdy mu się to nie zdarzyło. Miewał już przecież takie realistyczne wyobrażenia, które popychały do czynów ku uciesze gawiedzi. Pamiętał przecież, pamiętał.
- Mam chyba... - urwał, nie dokończył. W trakcie zapomniał co w ogóle chciał mu przekazać, przez co wybił się z rytmu i w taniec wkradł się błąd kroków. Nadepnął mu na buta, wychylił się do przodu i bez koordynacji oparł się o Andera całym ciałem. Nie po to, żeby go bezkarnie poobściskiwać jak niewyżyty nastolatek na potańcówce, po prostu szukał awaryjnie oparcia. Powrót do pionu wyszedł mu za to zgrabnie, a dla złudnej pewności, że taka wpadka już się nie powtórzy, wbił wzrok w guzik na koszuli mężczyzny. Studiowanie wklęsłości, detali w postaci uwydatnionego rantu i koloru zajęło go na jakiś czas. - T-tak, byłeś... żaby? Nie, randka. Randce. I... - Słowa, słowa, słowa. Dużo słów, tak przypadkowych, jakby losował je na ślepo z pierwszej książki jaka wpadła mu w ręce. Muzyka przycichła, a Oliver sądził, że to już koniec, że ich powolne opływanie parkietu za chwilę zmieni się w obieranie najkrótszej trasy na krzesło, ale to wcale nie tak. Utwór nie wybrzmiał, to tylko on miał wrażenie, że świat się zatrzymał, że nie faluje już w takt, który przecież dla niego przestał istnieć. Właściwie, to wszystko zniknęło - wraz z jego lotnością umysłu. Najpierw względnie opanowane kroki Olivera straciły na przekonaniu, że wiedzą dokąd zmierzają. Mimo to zachował na razie umiarkowanie regularne tempo ich stawiania, bo z niezrozumiałego dla niego powodu Ander nadal prowadził go w tańcu. Jeszcze jeden krok, sekunda lub dwie widocznego zawahania, niekontrolowane odchylenie w tył, gdzie przed upadkiem powstrzymała go wciąż ściskająca go dłoń. Odbił w przeciwnym kierunku, do przodu, i wreszcie finisz; Hollow osunął się na niego bezwładnie i świat naprawdę się zatrzymał. Cisza. Ciemność. Sen. Koniec ostatniego taktu.
<center><img src="https://i.pinimg.com/originals/a7/68/76 ... ceb7e4.gif" style="width: 300px;padding: 2px;border: 2px solid #ccb7c5;margin-bottom: -30px;"><div style="width: 300px;color: #fff;background: #ccb7c5;font-size: 10px;font-family: Ubuntu Mono;text-transform: uppercase;line-height: 100%;position: relative;margin-bottom: 20px; padding: 2px">six wings, a million eyes, constantly on fire,<br> ability to scream forever</div></center><link href="https://fonts.googleapis.com/css?family=Ubuntu+Mono" rel="stylesheet">

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Przez te kilka krótkich minut na parkiecie zdążył uwierzyć, że może dało się jeszcze odratować wieczór, pożyć chwilę w bańce, gdzie mógł zapomnieć o rozciętym kawałku skóry i zaczerwienionych kłykciach, oraz miał całkowitą pewność, że Oliver nie obudzi się następnego ranka z nowym zestawem siniaków. Został dzisiaj skrzywdzony w inny sposób, ale w oczach Andera ta konkretna niedogodność była konieczna, aby chociaż spróbował przejrzeć na oczy. A przynajmniej tak sądził, zanim usłyszał niewyraźne słowa "Curry" i "wypadek" użyte w jednym zdaniu i momentalnie się spiął. Zacisnął zęby, wypuścił powietrze nosem i spróbował jakoś przełknąć nagły napływ frustracji. Wypadek. Jasne, dało się to tak nazwać, ale czy wspomniał, że tuż przed nim beztrosko pytał nieznajomego o numer, jakby nie miał żadnych, najmniejszych zobowiązań na ten dzień? Śmiał wątpić, a przynajmniej nie sądził, aby Hollow wciąż tu na niego czekał, jakby dowiedział się o jego uczestnictwie w randkach. Zachował te przemyślenia dla siebie, udał, że zwyczajnie nie usłyszał wieści i chociaż ukrywanie przed nim faktów wydało mu się nie w porządku, nie chciał tak od razu niszczyć atmosfery. Ta rozmowa mogła poczekać.
- Hm? - zdążył mruknąć na jego ucięte zdanie, zanim jego towarzysz wieczoru nie zdecydował się na freestyle. Zaśmiał się zaskoczony tym potknięciem i instynktownie go do siebie przycisnął, aby pomóc mu złapać równowagę. - Wszystko gra? - upewnił się, spoglądając na jego twarz, wciąż z lekkim uśmiechem, ale teraz także ze zmarszczką pomiędzy brwiami. Zachowywał się... inaczej. Wręcz diametralnie inaczej od tego, co miał okazję doświadczyć zarówno w schronisku jak i podczas spontanicznej wizyty domowej. Z początku logiczną decyzją było zwalenie tego na nieudane spotkanie z Curtisem, ale coś mu do końca nie pasowało. Jego rozkojarzenie, dwukrotna utrata kontroli nad nogami w naprawdę krótkim czasie... i teraz jeszcze niezdolność tworzenia pełnych zdań.
- Yh... Byłem, tak, ale... Chcesz usiąść? Albo wyjść na zewnątrz? - zaproponował, uznając duszność w pomieszczeniu za możliwy powód tego zachowania. Nie dostał odpowiedzi, co z początku wziął za niechęć zejścia z parkietu, więc kołysał się z nim dalej, nie mając pojęcia, że było to kołysanie do snu. - Oliver? - spróbował jeszcze raz, zmartwiony i słusznie, bo poza brakiem odpowiedzi poczuł jeszcze wiotkość ciała, które nagle na niego opadło. Momentalnie się zatrzymał, układając obie dłonie na jego plecach, aby jakoś utrzymać go w pionie zanim w pełni ogarnie się w sytuacji. - Cholera jasna - wymamrotał, przekręcając głowę, aby spojrzeć na jego twarz i skontrolować sytuację. - Oli, hej... Czy ty... nie kontaktujesz, co nie? - westchnął, poprawiając niestabilny chwyt i zsuwając mu maskę z twarzy. Owszem, miał zamknięte oczy i wyrównany oddech, a więc co? Stracił przytomność? Zasnął? Ostrożnie kucnął, pilnując, aby mężczyzna nie wysunął mu się z objęć, po czym wziął go na ręce jak swoją Śpiącą Królewnę i rozejrzał się wkoło. Po raz kolejny tego dnia przyciągnął uwagę ludzi znajdujących się naokoło, ale teraz także tylko wywrócił oczami i pospiesznie skierował się w stronę drzwi wyjściowych. Nie miał pojęcia co robić w takich sytuacjach, ale przede wszystkim chciał z nim wyjść na świeże powietrze. Po drodze został zaczepiony przez jakąś zmartwioną kobietę, więc spróbował lekkim tonem zapewnić ją, że chłopak na jego rękach tylko się gorzej poczuł i ma sytuację pod kontrolą. Wyszedł na chłodne, nocne powietrze i skierował się prosto do swojego samochodu, którym przyjechał tam z Arsene. - Kurwa, i co teraz? Szpital czy dom? - spytał swojego nieprzytomnego towarzysza, jakby ten był w stanie mu odpowiedzieć. O dziwo na to także nie dostał odpowiedzi i jeszcze raz spojrzał na spokojną twarz, próbując coś z niej wywnioskować. Oddychał, nie miał drgawek, ani nie toczył piany z ust, więc? Dom. Po chwili kombinacji udało mu się sięgnąć po kluczyki i ostrożnie położył Hollowa na tylnym siedzeniu, w razie czego układając go w pozycji bocznej ustalonej, z nadzieją, że zostanie w niej do końca drogi. Zamknął drzwi, przeskoczył na stronę kierowcy i odpalił silnik, po czym odłożył obie ich maski na fotelu pasażera. Raz po raz kontrolnie spoglądając na tylne siedzenie wykręcił z parkingu i ruszył w stronę swojego mieszkania. Ponownie, najlepsze walentynki w życiu.

/zt x2

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Skinął dystyngowanie głową i jedynie ruchem warg przekazał krótkie “yes, ma'am”, kiedy wypomniała mu - już nie był w stanie określić który raz - jego kontakt z matką. A raczej jego niedobór. Był facetem. Wyznawał zasadę, że jeśli nie ma nic do powiedzenia, nie ma sensu do nikogo dzwonić. Zresztą, gdyby Gwendolyn miała taką potrzebę, zapewne także by się z nim skontaktowała. Nie chciał jednak poruszać tego tematu właśnie teraz, ale zanotował sobie z tyłu głowy, żeby w przyszłym tygodniu zaprosić matkę na obiad.
Uśmiechnął się na jej opór i lekkie napięcie mięśni, gdy wspomniał o setkach par oczu zwróconych tylko na nią. Już ta reakcja wystarczyła mu jako odpowiedź. Chociaż on sam nie miał problemu z byciem w centrum uwagi, to chyba w dniu własnego ślubu wolałby być otoczony jedynie przez najbliższych. Chociażby miała być to zaledwie garstka osób. - Wizja skromnego przyjęcia we własnym ogrodzie odpowiada mi zdecydowanie bardziej. Uprzedzę o tym Gwendolyn. - Uśmiechnął się promiennie na potwierdzenie, że tym samym spotka się z matką i to ustalą. Wilk syty i owca cała - takie rozwiązania to coś, co Graham lubił najbardziej. A zamiast odpowiedzi werbalnej na ostatnie pytanie, ujął Penelope pod rękę i zaprowadził do przydzielonego im stolika. Odsunął jej krzesło, a odchodząc nie mógł oczywiście oprzeć się pokusie, aby nie musnąć opuszkami jej miękkiej skóry na plecach.
- Rozmawiałaś z nią? - zapytał nawiązując do tematu Aimee, kiedy zajął własne miejsce. Sięgnął po butelkę i nalał do jej kieliszka wybranego przez nią płynu, swój własny uzupełniając czerwonym winem. Czyżby właśnie poczuł się nieco… zazdrosny o to, że Aimee zaczęła nawiązywać bliższą relację z Penelope, odstawiając go na bok? Nie, to absurdalne, jak zwykle próbował zdrowym rozsądkiem uspokoić irracjonalnie emocjonalne nastawienie, ale mimo wszystko czuł dziwne ukłucie rozczarowania. - Wszystko u niej w porządku? Ostatnio trudno mi się z nią dogadać. Próbowałem się dodzwonić, ale nie odbierała, napisałem kilka smsów - nie odpisała, nie licząc oburzenia, że nie powiedziałem jej o ślubie. Nie nadążam za nią... - wzruszył nieco bezradnie ramionami i zwilżył delikatnie wargi w winie. Nie, nigdy nie łudził się, że zrozumie kobiety, ale ich żelazna polemika niejednokrotnie wytrącała mu wszystkie logiczne argumenty z rąk. - Trochę się martwię. Z drugiej strony nie chcę znów oberwać rykoszetem, że się za bardzo wtrącam… - Niezbyt elegancko oparł się łokciami o blat stołu, splótł ze sobą dłonie i oparł na nich brodę znów rozglądając się z zainteresowaniem po sali. Jego plan odnalezienia osoby odpowiedzialnej za podłożenie tej nieszczęsnej “walentynki” spalił właśnie na panewce, bo Daniel nie przewidział, że rozpoznanie kogoś w masce z bliska nie jest problemem; trudność nastręczało odnalezienie konkretnej twarzy pośród tłumu tych zamaskowanych.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Przekonanie Pani Graham do ich pomysłu mogło być misją nie do wykonania, jednak wyraźnie ulżyło jej, gdy Daniel również preferował taką wizję ich ślubu. Penelope naprawdę nie potrzebowała wystawnego przyjęcia z długą listą gości, wielomiesięcznych przygotować, długich dyskusji na temat tego czy tort ma mieć dwa piętra czy trzy, czy powinien być czekoladowy czy owocowy. Już nie chodziło tylko o fakt, że nie lubiła być w centrum zainteresowania. To miała być ich chwila, ich najważniejszy moment, w którym będą oboje czuli się swobodnie a nieprzygnieceni presją ludzi dookoła.
Gdy zasiedli przy stoliku, uśmiechnęła się do niego ciepło i położyła dłoń na jego kolanie. Czuła, że od kilku chwil gdy schodzili z parkietu coś go dręczyło, nie pomyślałaby, że chodziło o Aimee.
- To dość zabawna historia… Znaczy dla mnie zabawna, bo dla niej chyba niekoniecznie – z trudem powstrzymała rozbawienie jakie malowało się na jej twarzy na samo wspomnienie tamtego dnia. W skrócie streściła Danielowi co wydarzyło się, gdy poszła do swojego najlepszego przyjaciela z wizytą. Jak opowiadała mu o ich planach odremontowania domu, wesela w ogródku (oczywiście pominęła fakt, że Judah nie był tym tak zachwycony i dalej nie pała do Dana zaufaniem). Wspomniała też o tym jak nagle Aimee wyszła z pokoju z początku zła, że nikt jej wcześniej nie powiedział, ale po krótkich wyjaśnieniach humor jej się poprawił. – I słowo daję, byłam pewna, że między nimi jest coś więcej. Nie wiem czy Cię to uspokoi czy wręcz przeciwnie, ale Aimee sama musi znaleźć swoją drogę. Wiem, że jest jeszcze nieco zagubiona po tym co wydarzyło się z Drew. Jednak jest w znacznie lepszej formie niż ostatnio – spojrzała na niego uspokajającym i pełnym ciepła spojrzeniem. Ona również martwiła się o siostrę, było to dziwne i trochę zapomniane już uczucie, ale przez ten krótki czas stała jej się bardzo bliska. Nie wspomniała Danielowi o ich dzisiejszej rozmowie, to nie był dobry czas i miejsce na kolejny raz wyciąganie tego trudnego tematu zdjęcia usg, które podrzucono im dzisiejszego dnia. Nie miała pojęcia, że jej ukochany cały czas o tym myśli, że mimowolnie rozgląda się po sali w poszukiwaniu tej kobiety. Nawet nie wiedziała, że miał konkretną podejrzaną.
- Umówiłam się z Aims na jutro, chciałam jej pokazać nasz dom a przy okazji będziemy miały okazję porozmawiać. Może z niej coś wyciągnę, więc proszę nie martw się – kolejny promienny uśmiech pojawił się na jej twarzy i mimo że jeszcze kilka tygodni temu byłaby strasznie zazdrosna o tą troskę wobec przyjaciółki, tak teraz nic takiego się nie pojawiło. – Co byś powiedział jakbyśmy zorganizowali kolację i ich zaprosili? Znaczy Judah i Aimee. Wy będziecie mieli okazję się poznać a tak bonusowo zobaczymy czy między nimi faktycznie nic nie ma – Dan wiedział, że Judah jest dla Penny jak brat i naprawdę zależało jej by tych dwoje się polubiło. A taka spontaniczna kolacja mogła być dobrym do tego momentem.
<div class="s1"><img src="https://64.media.tumblr.com/53cd55ca4d9 ... e3751a.gif" class="s2"><div class="s3">Lubiła tańczyć, pełna radości tak, ciągle goniła wiatr...</div></div><link href="http://fonts.googleapis.com/css?family=Great Vibes" rel="stylesheet'">
<style>.s1 {width:300px;height:120px;margin: 0 auto;display:flex;justify-content:center;align-items:center;}.s2 {width:120px;height:120px;object-fit:cover;border-radius:50%;position:relative;z-index:5;border:1px white solid;}.s3 {width:100%;height:80px;background:white;outline:2px dashed #E3E3E3;outline-offset:3px;display:flex;align-items:center;box-sizing:border-box;padding: 0 5px 0 45px;margin-left:-40px;position:relative;z-index:3;text-align:center;font-family:Great Vibes;font-size:20px;font-style:italic;color:#786f8c;}.s3::before {content: ;color:black;position:absolute;right:15px;top:0px;line-height: 20px;font-size:20px;font-family: 'Mr De Haviland', cursive;color: #c0c0c0;}</style>

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

W sumie mieli prawo do życia w bańce. Po tych wszystkich dołkach, w które wpadli (z własnej winy, trzeba to podkreślić), nareszcie mogli trochę odetchnąć. Bez żadnych głupich układów, bez martwienia się o osoby trzecie, bez udawania, że jedyne, co ich łączyło, to seks. I może to brzmiało strasznie cliché, ale Shahruz serio zaczął uwielbiać mówić wszystkim, że miał dziewczynę – jakby miał jakieś piętnaście lat i przeżywał swój pierwszy podbój miłosny. Gdy znajomi wypalali z jakimiś planami w ostatnim momencie, on bez żalu zbywał ich gadką o randce, bo nawet jeśli siedzieli w domu i oglądali horrory na Netflixie, on i tak traktował to w ten sposób. Właściwie każda chwila spędzona u boku Thompson była dla niego na wagę złota. Zauważyła to nawet Wanda, która wydawała się całkiem zadowolona z faktu, iż jej współlokator nie sprowadzał już do ich wspólnego gniazdka jakichś randomowych lasek, a zamiast tego poprzestał na jednej. Smirnov darzyła Princię prawdziwą sympatią nie tylko dlatego, iż udało jej się usidlić Shahruza. Fakt, że Thompson chwaliła wszystkie jej rosyjskie dania, również działał na jej korzyść.
Tamtego wieczoru Viper wyglądała zjawiskowo. Czerwona sukienka opinała jej ciało w tak kuszący sposób, że Hale trochę żałował, iż byli otoczeni całym tym tłumem ludzi. Kurwa, obok mogłaby przejść nawet naga Megan Fox, a on pewnie i tak nie odwróciłby wzroku od swojej partnerki. Fakt, może takie bale nie leżały w jego klimatach, ale byłby w stanie zmienić swoje preferencje, gdyby to oznaczało, iż częściej będzie miał szansę oglądać Pri w podobnym wydaniu.
Zdarzają mi się przebłyski geniuszu – parsknął cicho, bo śmiać mu się chciało na samo wyobrażenie siebie w tej dziadowej masce z dziobem, stojącego obok odstawionej Princii. Dobrze, że jednak poszedł po rozum do głowy. – Mogłabyś ubrać worek na ziemniaki i dalej wyglądałabyś jak najlepsza dziunia na mieście – stwierdził, gdy stanęli już przed stołem i zaczęli myśleć nad tym, czym mogliby się nażreć. Btw, komplement jak najbardziej w jego stylu. – Serio, wyglądasz tak cholernie seksownie. – Czasami czuł się przy niej jak grudka gliny przy oszlifowanym diamencie, ale zazwyczaj jednak się nad sobą nie rozczulał. Nawet jeśli nie miał twarzy Brada Pitta, nadrabiał wygadaniem. – Zupełnie jak te koreczki z łososiem. – I kolejny komplement z tego niesamowitego cyklu. Nachyliwszy się nad stołem, chwycił dwa wspomniane koreczki i przysunął jednego z nich do jej ust. – Będę cię uwielbiał nawet z rybim oddechem – zapewnił, co by się nie wahała.
<center> <img src="https://i.imgur.com/lUuJhQT.png" style="padding:5px; position: absolute; margin-left: 120px; margin-top: -30px;" width="280px"; height="150px" /> <img src="https://64.media.tumblr.com/1b35c8c055e ... a384a.gifv" style="border-radius: 0px; position: relative; border: #ca9a0b solid 1px; padding: 2px; margin-top:40px;" width="145px" /> <img src="https://64.media.tumblr.com/cf370c88776 ... aecc5.gifv" style="border-radius: 0px; position: relative; border: #ca9a0b solid 1px; padding: 2px; margin-top:40px;" width="145px" /> <br>
<div style="font-family: 'Times New Roman', position: absolute; cursive; font-size: 8px; text-align: justify; color: black;padding-top: -40px; margin-top: -22px; letter-spacing: 1px; line-height: 9px; width: 320px; color:#301800;"><center>i felt out so low, felt nowhere to go, but i know you wait for me</center>
</div></center>

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Na hasło "zabawna historia" Daniel nieco się zjeżył. Zwykle u podstawy takiej "historii" leżało mniejsze lub większe zakłopotanie powiązane z kompromitującą sytuacją, które dla kogoś wcale nie była przyjemnym doświadczeniem, ale przynajmniej - jak miał nadzieję - owa "zabawna historia" nie dotyczyła jego samego. W przeciwieństwie do tej z urodzin Penny, o której chciał najlepiej zapomnieć. W każdym razie skupił się na tym, co Diaz miała mu do powiedzenia. Brwi powędrowały Danielowi do góry w wyrazie głębokiego zaskoczenia, gdy wspomniała o "niespodziewanym gościu". - Aimee spała u Hirscha? - oburzył się nieco bardziej niż wymagała tego sytuacja. Nie podobało mu się to, chociaż nie miał nic do gadania. Tą rewelacją Penelope wcale go nie uspokoiła. Wręcz przeciwnie. Tym bardziej poczuwał się do skontaktowania się z Aimee. Może nie teraz-już-natychmiast, ale następnego dnia na pewno będzie musiał się z nią umówić. Skoro wchodziła jeszcze raz do tej samej rzeki, Daniel wolał się upewnić, że robi to świadomie, a nie jest to próba odreagowania za niespodziewane rozstanie z Drew. Nie wiedział, czy Penny wie o relacji, jaka łączyła Aimee i Judaha przed kilkoma laty, ale wnioskując z jej kolejnych słów domyślał się, że jest nieświadoma. Zagryzł na chwilę wargi walcząc z wewnętrznym rozdarciem między niezdradzaniem tajemnicy przyjaciółki, a ukrywaniem tego faktu przed narzeczoną i ostatecznie doszedł do wniosku, że jeśli Aimee będzie chciała o tym powiedzieć Penny, to zrobi to osobiście. Co nie zmieniało faktu, że Daniel czuł się z tym niezbyt komfortowo. - Wierzę ci na słowo, ale będę spokojniejszy, jeśli sam się przekonam, że wszystko jest w porządku. Nie masz nic przeciwko? - wolał się jednak upewnić, mając na uwadze jej wcześniejsze obawy co do Aimee, ale żeby potwierdzić, że martwi się tylko jako przyjaciel, położył dłoń na jej dłoni i odwzajemnił uśmiech, chociaż nie był on równie promienny co jej. Daniel obawiał się, że Aimee znów wpadła w wir głupich życiowych decyzji odreagowując stratę poprzez popełnienie wiecznie tych samych błędów. A Penelope - nawet jeśli była jej siostrą - nie znała Hale tak dobrze jak on.
Ale to w jaki sposób Penny powiedziała "nasz dom", rozwiało burzowe chmury nad jego głową. Uśmiech przebił się przez zaniepokojony wyraz twarzy Grahama. Ciągle było dziwne, ale na swój sposób rozczulające. Nigdy by się nie spodziewał, że kiedykolwiek stanie się taki… sentymentalno-emocjonalny. Stąd też przychylnie spojrzał na jej propozycje wspólnej kolacji, chociaż nie do końca uśmiechała mu się perspektywa takiego wieczoru. - Ja bym zapytał o to Aimee wprost, ale twój sposób też ma w sobie kilka zalet - powiedział z rozbawieniem i upił kilka łyków wina. - W porządku. Nie mam nic przeciwko. - Miał za sobą od groma niezręcznych rozmów i sytuacji. A skoro prędzej czy później miałoby i tak do tego dojść, wolał uniknąć tego na ślubie i skromnym przyjęciu weselnym, kiedy to swoje trzy grosze do rozmowy mogłaby dorzucić Gwendolyn. Wystarczyło niezręczności jak na jedno spotkanie. - W takim razie rozumiem, że Aimee, Judah i moja matka to pewni goście na naszej uroczystości. Kogoś jeszcze planujesz zaprosić? Ja ze swojej strony więcej nie przewiduję. A to chyba oznacza, że Aimes i Hirsch powinni zostać świadkami… - to zestawienie z jakiegoś niewiadomego powodu go rozbawiło, biorąc pod uwagę ich przeszłość. Albo to przez wypite wino na prawie pusty żołądek. Jedno z dwóch.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Wątpisz w to?
Przecież odpowiedź na to pytanie była tak prosta, że na dobrą sprawę nie musiał nic mówić, by Blue się jej domyśliła. Lub raczej - by powinna się domyślić i o nic nie pytać. W rzeczywistości jednak okazało się, że albo sama nie była pewna podejścia Judaha do jej rozwodu, albo niewystarczająco zaakcentował swoje pytanie tak, by pozostało jedynie retorycznym. By nie wymagało słownej odpowiedzi, tak jak z pozoru to jej też nie powinno być zakończone jakimkolwiek zaprzeczeniem. A może po prostu nadal w zły sposób się z nią komunikował i po raz kolejny źle wypowiedziane słowa doprowadzały do nieporozumień? Jeśli tak, powoli tracił nadzieję.
Nie. Nie wątpię – odparł lekko i korzystając z okazji, że na powrót miał przed sobą w całej okazałości jej twarz, nieznacznie nachylił się, by musnąć ustami kącik tych jej. Wszystko działo się tak szybko, że tylko ktoś kto bacznie ich obserwował byłby w stanie wyłapać ten niewielki gest, na jaki po raz pierwszy pozwolił sobie wśród tylu ludzi.
Tak jak po raz pierwszy robił z nią tego dnia niemal wszystko inne.
Ale nie pozwolił, by coś tak nieznacznego przerwało ich rozmowę, nawet jeśli nie do końca właściwą w podobnych okolicznościach. Może powinien poczekać z tamtym pytaniem aż wyjdą? – Wolna – powtórzył, nieznacznie kiwając głową, tak jakby w tym szczególnie się z nią zgadzał. Bo tak, miała być wolna. Oficjalnie, według papierów, które jeszcze tylko przez jakiś czas mówić będą coś innego. W końcu te rozwodowe wreszcie zostały podpisane, a ona wreszcie miała stać się rozwódką. – Nie wiem, Blue – w pierwszej chwili jak zwykle nie wysilił się, żeby powiedzieć coś konkretnego, cofając się do tego samego punktu od którego zaczynali, ale wystarczyło tylko krótkie i znaczące spojrzenie Aurelie, by zastanowił się raz jeszcze nad rzuconym w powietrze pytaniem - czy chciał wiedzieć co ten rozwód mógł oznaczać dla nich? – A uważasz, że może coś oznaczać? – odbił piłeczkę w jej stronę, tym razem wypuszczając ją z ciasnych objęć, by znów zmuszona była na niego spojrzeć. By poza słowami mógł zobaczyć jej reakcję, by mógł dostrzec najmniejsze drgnięcie ust prawie układających się w tajemniczy uśmiech czy spojrzenie, które mówiło więcej niż niejedno wypowiedziane na głos zdanie. W końcu posyłał jej podobne - jakby w ten sposób jednocześnie chciał odpowiedzieć na własne pytanie twierdząco, nic przy tym nie mówiąc, by nie zabrzmiało to obiecująco. Nie dopóki sam do końca nie wiedział czy jej rozwód powinien jakoś na ich relację wpłynąć. – Dla nas też może zmienić się wiele – ale oboje musieli zdawać sobie z tego sprawę, że prędzej czy później albo ruszą w jakimś kierunku albo zostaną w miejscu, pozwalając by za jakiś czas, może krótszy, może dłuższy, wszystko samoistnie się rozpadło. Bo ile można spotykać się w ten sposób, bez ścisle określonych ram, bez definicji tego, co robili? Raczej nie przez całe życie. – Albo wręcz przeciwnie. Nic – dodał dla formalności, póki co pozostając jedynie przy takiej odpowiedzi. Zgodnie z jej słowami nie musiał wspominać o tym, co będzie dalej, gdy wyjdą z tego balu - i korzystając z okazji tę kwestię chwilowo pominął. Szczególnie, że wypełniający całe pomieszczenie utwór się skończył, a Aurelie swobodnie mogła wysunąć się z objęć Judaha. – Na kolejny taniec też mogę liczyć czy tym razem chcesz zmienić partnera? – rzucił zaczepnie, zamiast rozglądać się po sali spojrzeniem przesuwając nadal tylko i wyłącznie po twarzy Blue. Czy ludzie widzieli jak ta dwójka była w siebie wpatrzona? Czy znowu tylko mu się wydawało? – Chodźmy po szampana. Na to i tak będzie jeszcze czas.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Jego oburzenie wprawiło Penelope w nie małą konsternację. To była nieco wyolbrzymiona reakcja jak na przyjaciela, więc albo musiał wiedzieć coś więcej, albo… Nie, nawet nie chciała o tym myśleć, więc potrząsnęła nieznacznie głową odrzucając te wszystkie myśli. Skończyła z etapem zazdrości o Daniela, przynajmniej jeśli chodzi o Aimee. Już nie chodziło o fakt, że dziewczyny okazały się być siostrami, które tak długo siebie szukały. Po prostu widziała ich relację. Bardzo bliską, szczerą, ale dalej przyjacielską. Skoro wiedział, że kiedyś ich coś łączyło powinien wiedzieć, że Judah jest dobrym facetem, który nigdy świadomie nikogo by nie skrzywdził. Odpowiedzialny, poważny, dojrzały. Różnica wieku pewnie raziłaby nie jedną osobę, ale w ich spojrzeniach ostatnim razem Penny dostrzegła coś więcej.
- Pewnie, znasz ją nieco lepiej niż ja, więc może dostrzeżesz coś, czego ja nie widziałam – wzruszyła ramionami, bo przecież nie mogła egoistycznie zagarnąć ją dla siebie. I tak ostatnimi czasy Daniel poświęcał swojej narzeczonej cały swój wolny czas, zaniedbując przez to swoich bliskich. Nie chciała być przyczyną konfliktów pomiędzy przyjaciółmi, więc sama pewnie zachęcałaby go do rozmowy z Hale w cztery oczy. – Myślałam jeszcze o kilku osobach z pracy. I zanim zaczniesz protestować, że nie łączy się życia prywatnego z zawodowym, to sam zawsze podkreślałeś, że to takie wspaniałe że odnalazłam się w zespole. Polubiłam ich wszystkich, więc byłoby miło jakby przyszli na nasz ślub – uśmiechnęła się delikatnie, bo była to ta łatwiejsza część jego wypowiedzi. Nie mieli wielu prawdziwych przyjaciół, ale na pewno byli ludzie, których Daniel chciałby zaprosić na swoje wesele. I w tym miejscu Penny miała na myśli konkretną osobę, bo chociaż jego relacje z ojcem nadal były bardzo odległe, wręcz zimne i dotyczyły jedynie pracy to może, skoro wszyscy znali już prawdę, może jakimś cudem spróbowaliby nawiązać jakąś więź? Wiedziała, że poruszenie tego tematu tutaj jedynie popsułoby im humory, więc tylko się uśmiechnęła i odwróciła się w jego stronę by spojrzeć wprost w jego oczy ukryte pod maską. – Myślałam o nich. Dlatego proszę byś był na tej kolacji wyrozumiały. To Was łączy, wiesz? I Ty i Judah nie jesteście ludźmi, z którymi się łatwo nawiązuje znajomość a obaj jesteście dla mnie ważni, więc masz być miły i grzeczny. A sowicie Ci to wynagrodzę – zaśmiała się cicho pod nosem, jednak jakby dla podkreślenia poważnego charakteru tej obietnicy przysunęła się by złożyć na ustach ukochanego delikatny pocałunek. – Może przejdziemy się po ogrodzie? Jak wchodziliśmy widziałam piękną altankę…
<div class="s1"><img src="https://64.media.tumblr.com/53cd55ca4d9 ... e3751a.gif" class="s2"><div class="s3">Lubiła tańczyć, pełna radości tak, ciągle goniła wiatr...</div></div><link href="http://fonts.googleapis.com/css?family=Great Vibes" rel="stylesheet'">
<style>.s1 {width:300px;height:120px;margin: 0 auto;display:flex;justify-content:center;align-items:center;}.s2 {width:120px;height:120px;object-fit:cover;border-radius:50%;position:relative;z-index:5;border:1px white solid;}.s3 {width:100%;height:80px;background:white;outline:2px dashed #E3E3E3;outline-offset:3px;display:flex;align-items:center;box-sizing:border-box;padding: 0 5px 0 45px;margin-left:-40px;position:relative;z-index:3;text-align:center;font-family:Great Vibes;font-size:20px;font-style:italic;color:#786f8c;}.s3::before {content: ;color:black;position:absolute;right:15px;top:0px;line-height: 20px;font-size:20px;font-family: 'Mr De Haviland', cursive;color: #c0c0c0;}</style>

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

W cichej zadumie przysłuchiwała się temu co odpowiedział, jak zgrabnie odbił piłeczkę, jak zmusił ją krótkimi, werbalnymi przekazami do uśmiechu, kryjąc w nich tak wiele słów, których oboje nie byli w stanie ani wymówić, ani usłyszeć. Czy czuła się usatysfakcjonowana? Nie. Czy chciała dalej ciągnąc temat rozwodu i zmian wkradających się w życie, kiedy wreszcie przed sądem zostanie ogłoszona singielką z odzysku? Nie. Czuła za to, że miejsce i atmosfera zdecydowanie były nieodpowiednim tłem dla tej rozmowy. Mogli wrócić do niej za kilka godzin tuż przed snem albo jutrzejszego poranka, mogli zrobić to za kilka dni, albo za tydzień. Równie dobrze mogli nie wracać do niej wcale i żyć wedle wypracowanych i utartych w ciągu ostatniego roku schematów, pozwalając, aby sytuacja wyklarowała się sama. Wszystko w jakimś sensie było nowe, a jednocześnie stare i chociaż trwanie w zawieszeniu zdawało się przeczyć ostatnim rozmowom, to było też wygodne. I oni byli wygodni. Z dużym naciskiem na Judaha, który w tej kategorii bez zająknięcia otrzymałby czempiona. Dawał jej jednak coś więcej. Obdarzał zainteresowaniem i gestami tak zwykłymi dla wszystkich ludzi, zaś u Farrow wywołującymi przyśpieszony puls. Jak pocałunek trwający tyle, co mrugnięcie powiek. I ten krok naprzód jej wystarczał, przynajmniej teraz. A może na zawsze. - Nie dostrzegłam nikogo interesującego, ale zaraz to naprawię - odpowiadając podobnym tonem, również nie zwracała uwagi na towarzystwo obok, aż do momentu, kiedy zatrzymali się na względnym uboczu, gdzie na wysokim, okrągłym stoliku w fantazyjnym kształcie ustawiono lampki z szampanem.
- Twój syn tutaj jest - zauważyła ze spokojem. - W towarzystwie całkiem ładnej blondynki. Kojarzę ją ze szpitala i na pewno jest od niego starsza - dodała swobodnie, dostrzegając przy na szczęście odległym stoliku i Taylora, który poza tym, że był (?) kilka razy w jej gabinecie, nie miał najmniejszego pojęcia o relacji łączącej Judaha z Blue, oraz jego towarzyszkę. - Uniknijmy niezręczności i po prostu chodźmy stąd. Umowne pół godziny dobiegło końca - uśmiechnęła się, odrywając ciemne tęczówki, które jeszcze ułamek sekundy temu z ciekawością śledziły młodego Maysa Hirscha i skupiła się na twarzy starszego, dostrzegając rażące podobieństwa nawet jeśli skrywali się pod maskami. - Drugi taniec podaruję ci później, obiecuję, że będzie lepszy - gdyby nie dostrzegła Taylora, poprawiłaby przekrzywioną muszkę przewiązaną wokół szyi mężczyzny, być może pocałowała go i złapała za dłoń, subtelnym gestem ciągnąc w kierunku wyjścia, by postawić na swoim. Tymczasem ograniczyła się do swobodnej rozmowy i uśmiechów, wciąż nie będąc pewną tego czy, i przede wszystkim jak, zachowywać się, kiedy na horyzoncie pojawiały się dzieci bruneta, których dziećmi najpewniej nazywać już nie wypadało. Nie miała w tym doświadczenia, nawet znikomego, a co ważniejsze - nie miała też pojęcia w jaki sposób reagowali na przyjaciółki ojca. Najrozsądniej było się wycofać. Na pewno dzisiaj. - Możemy po drodze wpaść na kina na tanie romansidło, skoro już tak pięknie wyglądamy. Albo chociaż do Machine House. Ewentualnie do In-n-out - odstawiając kieliszek z którego nie napiła się ani razu, lekko prowokując, unosiła kąciki ust, wycofując się w kierunku wielkich, majestatycznych drzwi tej balowej sali. - Zapraszam cię właśnie na moją walentynkową randkę - ze stuprocentową pewnością, że ruszy jej śladem, odwróciła się i nie zerknęła za siebie do momentu, gdy musiała wręczyć papierowy bilet szatniarzowi.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Dostrzegę, jak dostrzegę. Raczej mam nadzieję ją “ostrzec”. Nie wchodzi się dwa razy do tej samej rzeki, nawet jej nurt nieco się zmienił na przestrzeni ostatnich lat. Bo nie, Daniel nie uważał Judaha za osobę, za jaką uważała go Penelope. Oboje mieli na niego inne spojrzenie, ale wynikało ono jedynie z odmiennych doświadczeń. Dlatego ważniejsze było dla Grahama skontaktowanie się z Aimee. Nie chciał, żeby znów cierpiała przez niewłaściwe osoby w swoim życiu. Uśmiechnął się w ramach odpowiedzi. Poczuł ulgę, że przynajmniej ten temat mają już za sobą i nie muszą do niego wracać.
Chociaż poruszanie się po liście gości również nie było najbardziej komfortowe. Szczerze powiedziawszy Daniel najchętniej ograniczyłby ją do wymienionej przez siebie trójki ludzi, ale liczył się z tym, że każde z nich mogłoby przyprowadzić osobę towarzyszącą. Gdy usłyszał, że Penny planuje zaprosić jeszcze kilkoro ludzi z pracy, pomyślał o Fergusonie i z jednej strony żyłka wyskoczyła mu na skroni - bo niedoczekanie, że jego noga kiedykolwiek postanie w danielowym ogrodzie! - ale z drugiej… w końcu to będzie dzień jego ślubu z Penelope. Czy to nie najlepszy sposób na utarcie nosa temu zarozumialcowi?
- Jeśli ty zaprosisz osoby, z którymi pracujesz, to automatycznie ja też powinienem zaprosić swoich najbliższych współpracowników…? - to nie było do końca ani stwierdzenie, ani pytanie, raczej luźna myśl rzucona do rozważenia. No dobrze, kilka osób mógłby zaprosić, ale na pewno nie cały podległy mu zespół. O, na pewno ekipę, która remontowała ich dom. Od kiedy powrócił do podstaw i sam zaangażował się w pracę fizyczną przy remoncie, złapał całkiem niezły kontakt z chłopakami. Czasem żałował, że nie ma czasu na więcej pracy w terenie. O ojcu nawet nie pomyślał. Ani o drugim Mahoneyu. Całe szczęście, że Penelope nie poruszyła tego tematu, przynajmniej nie teraz. - No dobrze. Ale ograniczmy się do kilkunastu osób, nie więcej. Swoją drogą nie wiem, czy bardziej mi się podoba to, że wykorzystujesz tak niecnie moje słowa przeciwko mnie, czy raczej działa mi to na nerwy… - udał, że się zastanawia, ale ostatecznie zaśmiał się puszczając jej oczko. - No to postanowione, trzeba ich o tym poinformować. Ale uprzedzam, że ja biorę Aimee jako świadka z mojej strony! - może dziecinne było takie przeciąganie Aimee na jedną czy na drugą stronę, bo w żadnych papierach nikt nie zaznaczał, że dany świadek jest od panny czy od pana młodego, ale mimo wszystko Daniel potrzebował mieć za sobą kogoś zaufanego. A Hale ufał dużo bardziej niż Hirschowi. Mimo to obiecał sobie i jej, że na tej kolacji będzie zachowywał się przyzwoicie. I zrobiłby to nawet bez tej drobnej próby przekupstwa. - Jak to jest, że w drugą stronę taka sztuczka by nie przeszła? - jęknął nieco żałośnie, kiedy mimo próby przedłużenia pocałunku Penelope jednak wymknęła się odsuwając się na przyzwoitą odległość. A skoro chciała przejść się na krótki spacer, Daniel nie zamierzał oponować. Podniósł się z krzesła, odebrał ich płaszcze dla okrycia się przed zimnem i zanim opuścili na dobre salę balową, opróżnił przed odejściem swój kieliszek wina.

//zt Daniel i Penelope

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Syn. Słowo, które sprawiło, że zamiast skupiania całej swojej uwagi na osobie Blue Judah wreszcie przesunął spojrzeniem po twarzach okrytych maskami. Nie musiał szukać długo, by odnaleźć tą, którą spodziewał się tu zobaczyć - Taylora. Od samego początku nie podejrzewał przecież, że gdzieś wśród mniej lub bardziej obcych mu ludzi dostrzeże Laurence'a ubranego w najlepszy smoking jaki miał w swojej szafie - a już na pewno nie jego chciał (właśnie - chciał?) tu zobaczyć, gdy w powietrzu zawisły kolejne słowa Farrow: w towarzystwie całkiem ładnej blondynki, na pewno od niego starszej. Ile lat starszej? Jakiej blondynki? Czy to mogła być ta kobieta, z którą miał mieć dziecko? Czy jakaś inna?
Ale ani odnalezienie spojrzeniem Taylora, ani tej ładnej blondynki nie było równoznaczne z odpowiedzią na którekolwiek z tych pytań.
To jego sprawka – rzucił lekko, niczego z początku nie tłumacząc i pod przybraną na twarz maską kryjąc jeszcze wzbierającą stopniowo złość. Nie musiał długo się nad tym zastanawiać, by zniknięcie zaproszenia i informację o tym, że to zostało już wykorzystane połączyć właśnie z obecnością Taylora na balu. Inaczej nie mógł się tu pojawić. Albo mógł, ale Judah nawet nie brał tego pod uwagę. Pomimo wielu otwartych i wciąż narastających sporów, które między sobą toczyli, nadal znał swojego drugiego syna aż zbyt dobrze. – Za chwilę, dobrze? Daj mi... – też chwilę? Czy to tyle właśnie potrzebował, by zrobić kilka kroków w stronę Taylora i ostentacyjnie pokazać mu, że nie tylko zauważył na balu jego obecność, ale wie też w jaki sposób się tu dostał? Z pozoru tak. Tylko po co mu to było? Naprawdę musiał to robić? Teraz? Już, zaraz? Nie mogło to poczekać do... choćby jutra? Niczym ta rozmowa, którą kiedyś z Blue musieli przeprowadzić? ... nieważne. Masz rację, chodźmy stąd – nie. Nie musiał tam iść, nie musiał załatwiać tego od razu. Ba, wystarczyło tylko jedno spojrzenie i jeden uśmiech Blue, by wcale nie chciał zastanawiać się dalej nad tym czy faktycznie warto psuć w jakimś stopniu ten wieczór. Zgodził się więc z tym co powiedziała, jeszcze na chwilę wracając spojrzeniem do oddalonego od nich stolika. A może już ich zauważył? Może jednak wcale nie musiał do Taylora podchodzić, by ten wiedział, że Judah o wszystkim już wie?
W tym chwilowym rozkojarzeniu nie wyłapał nawet momentu w którym Aurelie skierowała się w stronę wyjścia, więc w pierwszym momencie dość nieporadnie, nadal zerkając kątem oka na swojego drugiego syna, w powietrzu próbował odnaleźć jej dłoń. Tak automatycznie, że dopiero gdy na nią nie natrafił zdał sobie sprawę z tego co robi, na powrót przyciągając ją do siebie. A później już tylko ruszył w jej ślady, odbierając od szatniarza płaszcze, spod których i tak wystawały wieczorowe stroje wybrane przez nich specjalnie na ten dzień. Tak, tę okazję trzeba było wykorzystać.
Czyli co najpierw? Kino?

zt Judah i Aurelka

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Dziwnie było tutaj być, na balu, między ludźmi, których nie znali. Normalnie nie pasowaliby do takiego wydarzenia. Princia nigdy nie lubiła tych wszystkich nadętych imprez, na których musiała bywać przez rodziców. Zdecydowanie wolała kluby, plażę, zabawy do upadłego, tequilę i zioło z przyjaciółmi. Nawet jeśli ich paczka rozsypała się w drobny mak, to wciąż miała Shahruza i wiedziała, że był ostatnią osobą do wyciągania w takie miejsca. Cóż. Dziś przynajmniej najedzą się i napiją za darmo, a potem znajdą ustronne miejsce do całowania. Jakby, nie byli chyba jedyni z takim planem. - Dziunia, huh? - Spojrzała na niego całkiem poważnie, jakby miała zdzielić zaraz Hale'a w potylicę, ale tylko się zaśmiała. Był niemożliwy. - Hm... więc następnym razem, Twoja dziunia ubierze jakiś dres i nie rozplącze włosów - zupełnie jak na ciągu hakerskim, gdy nie wpuszczała nikogo do pokoju i zamieniała się w zombie.
- Mmm.. dziękuję - uśmiechnęła się do bruneta, wtulając się na moment w jego ramię. - To możemy bardzo szybko się ulotnić, wiesz? - Musnęła jego ucho ustami i pocałowała chłopaka w szyję, zostawiając lekki ślad czerwonej szminki. Nie przejęła się tym jednak. Był jej. Chciała być tą cliche parką choć przez moment, zanim wszechświat znów pozwoli im wszystko spierdolić. Przez ostatnie tygodnie zastanawiała się, jak długo wytrzymają w tej bańce. Nie chciała oczywiście z niej wychodzić, ale bała się, że niedługo po prostu przestanie być tak dobrze. Znała siebie. Znała ich. I oczywiście, z zamyślenia wyrwał ją chłopak, który porównał ją do koreczku. - Mogłam się tego spodziewać, wiesz? - Strzeliła go w ramię mocno z otwartej dłoni. - Cóż, będę miała rybi oddech, a Ty zapomnij o całowaniu - chwyciła koreczek w zęby i przesunęła nimi po wykałaczce, zgarniając zawartość. Uśmiechnęła się złośliwie, biorąc jakiś kieliszek z musującym winem i upiła trochę alkoholu. - Więc, kogo obgadujemy? - Zapytała cicho, rozglądając się po sali balowej.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

No dobra, trzeba to przyznać – głupio się tam prezentowali. Znaczy wyglądali pewnie super, przynajmniej ona w tej ślicznej, czerwonej sukience, która tak idealnie opinała jej ciało, ale musieli sprawiać wrażenie osób, jakim co najmniej brakowało piątej klepki, radośnie wpieprzając koreczki z łososiem i rozglądając się dookoła w poszukiwaniu kogoś, kogo mogliby obgadać.
No ale dziunia w takim dobrym sensie przecież – poprawił się od razu, jakby z góry przewidując, że Princia zaraz oskarży go tutaj o przedmiotowe traktowanie. – Wiesz, że laska pierwsza klasa – powiedział i pokiwał głową, chcąc w ten sposób dodać swoim słowom powagi. – Czy ja kiedykolwiek narzekałem na dres? – zapytał, unosząc lekko brwi. – W sumie tak jest nawet lepiej, można iść z duchem chwili, rozumiesz. – Gdyby teraz nagle coś ich poniosło, pewnie musieliby martwić się sukienką i tym, aby jej w żaden sposób nie zniszczyć, a to oznaczało brak spontaniczności. Dres z kolei bardzo wszystko ułatwiał.
Ej, nie po to przez ostatni tydzień nie jadłem czipsów, żeby wcisnąć się w garniak sprzed pięciu lat i teraz ulatniać się po dziesięciu minutach – zmarkotniał, bo chociaż perspektywa spędzenia reszty wieczoru tylko z Princią wydawała się kusząca, chciał jeszcze trochę poudawać snoba na tym głupim balu. Nie grymasił jednak długo, ponieważ wnet poczuł jej pocałunek na swojej szyi i jego usta od razu wygięły się do góry w zadowolonym grymasie. Leniwie przyciągnął ją do siebie, kładąc jedną dłoń na jej talii, a drugą mocując się z koreczkiem, który właśnie znikał w jego ustach. – No fo? – mruknął z pełnymi ustami, gdy strzeliła go w ramię. – Ale ja mogę się z tobą całować mimo rybiego oddechu. – I to była prawdziwa miłość, a nie jakieś Tytaniki i bezsensowne umieranie. – Ta starsza pani w miniówce – szepnął jej do ucha, niedyskretnie wskazując na kobiecinę ruchem głowy. – Pewnie umówiła się na ten bal ze swoją randką z Tindera, mówię ci – zaczął snuć, przekonany o wyjątkowości swojej historii. – I wstawiła tam fotę sprzed trzydziestu lat, więc wcisnęła się w ten kusy komplet, żeby wyglądać jak wtedy. – Spod cienkiego materiału prawie wystawały jej obwisłe pośladki. – Niestety cycki już nie te. – Okropny był.
<center> <img src="https://i.imgur.com/lUuJhQT.png" style="padding:5px; position: absolute; margin-left: 120px; margin-top: -30px;" width="280px"; height="150px" /> <img src="https://64.media.tumblr.com/1b35c8c055e ... a384a.gifv" style="border-radius: 0px; position: relative; border: #ca9a0b solid 1px; padding: 2px; margin-top:40px;" width="145px" /> <img src="https://64.media.tumblr.com/cf370c88776 ... aecc5.gifv" style="border-radius: 0px; position: relative; border: #ca9a0b solid 1px; padding: 2px; margin-top:40px;" width="145px" /> <br>
<div style="font-family: 'Times New Roman', position: absolute; cursive; font-size: 8px; text-align: justify; color: black;padding-top: -40px; margin-top: -22px; letter-spacing: 1px; line-height: 9px; width: 320px; color:#301800;"><center>i felt out so low, felt nowhere to go, but i know you wait for me</center>
</div></center>

autor

ODPOWIEDZ

Wróć do „Bal walentynkowy”