WAŻNE Wprowadzamy nowy system pisania postów/tworzenia tematów w lokacjach. Prosimy o zapoznanie się instrukcją i stosowanie nowego wzoru. Więcej informacji znajdziecie tutaj!
Subfora zostały podzielone na 4 główne działy, oto orientacyjny zakres lokacji, które mogą się w nich znaleźć:
- strefa miejska - ulice, parkingi, tereny zielone, parki, place zabaw, zaułki, przystanki, cmentarze
- usługi - sklepy, centra handlowe, salony kosmetyczne, pralnie, warsztaty
- kultura i instytucje - galerie, muzea, teatry, opera, domy kultury, centra społeczne, urzędy, kościoły, szkoły, przedszkola, szpitale, przychodnie
- życie towarzyskie - restauracje, kawiarnie, kluby, kręgielnie, puby, kina
Dodatkowo w dzielnicach znajdziecie subfora większych firm albo ważnych dla forum i postaci lokacji, np. szczególne kluby, uniwersytet, czy restauracje.
INFO W procesie przenoszenia forum na nowy silnik utracone zostały hasła logowania. Napiszcie w tej sprawie na discordzie do audrey#3270 lub na konto Dreamy Seattle na Edenie. Ustawimy nowe tymczasowe hasła, które zmienicie we własnym zakresie.
DISCORD Jesteśmy też tutaj! Zapraszamy!
UPDATE Postacie chcące uzupełnić swoją KP o nowe treści w biografii mogą skorzystać teraz z kodu update w zamówieniach.
rozpoczyna rezydenturę na kardiochirurgii
Swedish Hospital
sunset hill
- Rozumiem. - powiedziała spuszczając głowę na swój fartuch i tą nitkę, którą znów zaczęła skubać. Poczuła, że się nieco ośmieszyła przed nim i zastanawiała się czy nie wstać i wyjść w tym momencie. Jednak takie zachowanie byłoby nie profesjonalne, wręcz dziecinne, poza tym jak miałaby go unikać, skoro zapisała się na wszystkie operacje do Wainwrighta?
- I przepraszam, nie chciałam pana urazić. Chciałam... nie ważne. - przeprosiła go za swoje słowa i chciała dodać, że chciała wszystko jasno ustalić, by nie było między nimi niedomówień, żeby on nie myślał, że ona chce go poderwać, bo mimo tego że jej się podoba to nie odważyłaby się zrobić do niego pierwszego kroku, ale sam powiedział, że szczerość nie zawsze popłaca. Dlatego też ugryzła się w język. Spojrzała na niego dopiero gdy wspomniał o podstawach zarzucenia im tego, co już było zarzucone innej parze w szpitalu, którą również dzieliła spora różnica wieku. Plotkami się jednak nie zajmowała, więc nie zamierzała mu ich sprzedawać. Zatem ten temat zwyczajnie pominęła, wiedząc że cokolwiek by właściwie nie powiedziała to może zostać użyte przeciwko niej.
- Dobrze, ale czy mogę wziąć ze sobą teczkę pacjenta by jeszcze dokładniej się zapoznać z jego historią choroby? - zgodziła się, będąc wdzięczną że dał jej szansę mimo tego, że mówiła to, co jej ślina na język przyniosła. Dlaczego Jona tak na nią działał, że nie potrafiła przy nim myśleć sensownie? Przecież chodziło o zdobycie doświadczenia, nie o romanse w pracy, czego przecież nie uznawała. Była tylko młodą kobietą, która dopiero uczyła się panowania nad emocjami przy mężczyznach, którzy w jakimś stopniu jej się podobali, czy imponowali.
-
- Nie uraziłaś mnie. Doceniam, że chcesz być wobec mnie szczera - powiedział, bo faktycznie zaimponowała mu tym jak wytrwale walczyła o swój cel, wiele przy tym ryzykując. - Po prostu przyzwyczajony jestem do zachowanie trochę większego dystansu, nawet podczas konwersacji. Zaskoczyłaś mnie - dodał jeszcze i na tym jego empatia się wyczerpała, a w zasadzie przestał rozmyślać o ich rozmowie, bo w umyśle zaczynały pojawiać się kolejne podpunkty na ten dzień, jakie powinien zrealizować.
-Oczywiście, proszę bardzo - odpowiedział przesuwając w stronę dziewczyny dokumenty i starając się nie zerkać na jej nogi, które założone jedna na drugą znalazły się gdzieś na linii jego wzroku. - Do zobaczenia niebawem. Możesz odejść, Belle - dodał, a po skinięciu jej głową wrócił do poprzedniej pracy, aby jeszcze przed lunchem ze wszystkim się wyrobić. Starał się już dłużej nie rozmyślać o tym jak niekomfortowa miejscami i zaskakująca była ich wymiana zdań. Zdawał sobie sprawę, że szpitalne romanse to nic nowego, że nawet jemu przytrafiają się dość jednoznaczne sytuacje, a unika ich jak ognia, ale czasem nie ma się wpływu na to kto nas odwiedza, albo co gorsza dołącza do szpitalnej załogi i niestety, ale wasze życie prywatne nagle nieprzyjemnie przeplata się z tym zawodowym komplikując wszystko jeszcze bardziej.
2xzt
rozpoczyna rezydenturę na kardiochirurgii
Swedish Hospital
sunset hill
Na wykładach wielokrotnie powtarzano, że nie powinno się przywiązywać do pacjentów, Belle niestety nie umiała wziąć sobie tej uwagi do serca gdy na ich oddział trafił piłkarz w zbliżonym do niej wieku. Jako że byli w podobnym wieku to szybko złapała z nim kontakt i jakby on bardziej jej ufał ze względu na prawie zerową różnicę wieku między nimi. W dodatku ten młody mężczyzna był przystojny i co trzeba było przyznać, nie był głupcem, był naprawdę mądrym człowiekiem. Gdy Belle opowiedziała mu o czekającej go operacji to dodała, że głównie będzie asystować i wykonywać ten zabieg pod okiem najznamienitszego kardiochirurga, jakiego tylko zna, a pacjent złapał ją za nadgarstek i poprosił by zrobiła wszystko by mógł nadal uprawiać sport, bo jeśli nie będzie mógł tego robić to się zabije. Tak, to były ostatnie słowa pacjenta przed przyjściem pielęgniarki przygotowującej ją do zabiegu. Oczywiście operacja odbywała się zgodnie z planem i nie wydawało się, że mogą pojawić się jakieś komplikacje, jednak po otwarciu okazało się, że pacjent ten ma nieznacznie inaczej ułożone naczynia krwionośne przy sercu, niż się tego spodziewali. Jona jednak nie przerwał jej, nie mówił również o zmianie koncepcji, więc nadal działała według ustalonego planu. Niestety pech chciał, że omsknęła jej się ręka i przecięła ważne naczynie, więc musieli działać szybko by nie stracić pacjenta. Wtedy w swojej głowie usłyszała słowa pacjenta "jeśli nie będę mógł uprawiać sportu to się zabiję", więc wiedziała jedno, nie mogła "załatać" dziury standardową metodą, bo mężczyzna już nigdy nie zagra w nogę. Podjęła więc bardzo ryzykowną decyzję o zasklepieniu naczynia, która przy stanie zdrowia młodego mężczyzny groziła jego śmiercią. Gdy Wainwright zapytał "co ty wyrabiasz?!" powiedziała jedynie "wiem co robię, zaufaj mi" i działała dalej, na szczęście mężczyzna był bardziej doświadczony w tego typu zabiegach i jej pomógł. Ostatecznie pacjent przeżył i niebawem miał się wybudzić, jednak Belle została wezwana do gabinetu swojego mentora, który gdy jej to mówił to wyglądał na niezadowolonego z jej pracy, wręcz wściekłego. Trochę się zatem ociągała z myciem się, a przed gabinetem kardiochirurga wzięła kilka wdechów zanim weszła do środka, bez pukania tym razem. W końcu jej oczekiwał.
- Wzywałeś mnie, więc jestem. - powiedziała niepewnie, czując tę napiętą atmosferę, w której to można było wręcz siekierę zawiesić. Tak się chyba mówi, nie? Tak mówiła ciotka o kłótniach rodziców Chateux.
-
Był wściekły, ale nie chciał też dać ponieść się prostym i słabym emocjom, więc nim wezwał stażystkę do swojego gabinetu, spędził najpierw kilka dobrych minut paląc papierosa za papierosem przed szpitalnym wejściem.
- Pukaj nim wejdziesz i nie jesteśmy na "ty" - burknął, aby ulżyć swojej frustracji już w pierwszej wypowiedzi. Nie mógł być wściekły tylko na nią, część tego gniewu podarował sam sobie, bo jednak to on był odpowiedzialny za dobór asystujących mu ludzi, a nie Bella. - Siadaj - rozkazał. On stał odwrócony przodem do okna i z założonymi rękami obserwował przechodniów, którzy beztrosko mijali szpital, którzy nie musieli przez kilka godzin walczyć o życie człowieka, bojąc się, że jeden mały błąd może przekreślić w zasadzie nie tylko jego istnienie.
Odwrócił się do niej dopiero po chwili, gdy pierwsza fala złości powoli rozchodziła się już po jego ciele. Znał się zbyt dobrze. Nie mógł od razu prowadzić rozmowy, bo skończyłaby się ona tylko w jeden sposób, a potem jeszcze wyrzucałby sobie własną słabość. Potrzebował więc opanować tą potężną irytację, która uderzyła w niego w momencie, w którym Chateux weszła do gabinetu.
- Od kiedy byle stażystka, ma prawdo decydować o losie pacjenta? - Zapytał zimnym i wyniosłym tonem, a przy tym zacisnął mocniej szczękę, patrząc gniewnie na dziewczynę. - No odpowiedz mi, bo póki co nie widzę powodu dla którego nie miałbym zgłaszać tego co zrobiłaś dalej - rozkazał coraz bardziej wściekły i z miłą chęcią dałby upust swoim nerwom, ale ostatkiem sił jeszcze nad nimi panował.
rozpoczyna rezydenturę na kardiochirurgii
Swedish Hospital
sunset hill
- Och, rozumiem, już się poprawiam. - w tym oto momencie na pewno zirytowała go jeszcze bardziej, umyślnie wręcz wychodząc z jego gabinetu, zamykając nieco głośniej niż zamierzała drzwi, by po krótkiej chwili wykonać jego polecenie, a mianowicie zapukać i wejść do środka, nie czekając na "proszę" z jego strony. Pewnie by się go nie doczekała, bo ja bym na pewno nie zaprosiła jej do środka po takim zachowaniu. Bez słowa usiadła, tym razem nie nakładając nogi na nogę, a wręcz siedząc prosto, kolana razem, tylko dłonie miała niespokojne, bo skubała skórki kciuka prawej dłoni. Czy Jona mógł to zauważyć? Wolałaby by nie, chowając dłonie pod osłoną jego biurka, ale jeśli stał on pod dobrym kątem to mógł to zobaczyć. Nie spodobał się jej ton, w jakim zwraca się do niej mężczyzna, co ewidentnie wyrażała jej twarz. Chateux nie umiała ukrywać emocji, więc można było czytać z niej niczym z otwartej księgi.
- Nie jestem byle kim i nie pan będzie decydował o mojej samoocenie. - odburknęła mocniej wbijając paznokcie w kciuk, z boku przy płytce paznokcia pojawiła się krew bo przypadkiem naderwała o jedną skórkę za dużo i za głęboko. Typowa relacja stresowa blondynki o której z nikim nie rozmawiała.
- O co właściwie robi pan tyle szumu? Przyznaję, popełniłam błąd, ale naprawiłam go. Czy nie o to chodzi w dobrej praktyce lekarskiej? Uratowałam nie tylko jego życie, ale także i jego marzenia, czego pan by nie zrobił, bo nawet pan nie raczył go poznać. - wyrzuciła z siebie z kompletną mieszaniną emocji. Tak, była zła na niego za to, że w ogóle nie interesował się pacjentem jako osobą, tylko jako przypadkiem medycznym, nawet nie zadał sobie trudu by poznać tego piłkarza, a ona to zrobiła! Czy Jona naprawdę nie rozumie tego, że to dzięki niej ten facet żyje i jeszcze jest za to karana jego złością? Jednocześnie była zła na siebie że w ogóle popełniła błąd, podczas gdy wszystko miała idealnie rozpracowane w głowie. Czy powinna mu jednak powiedzieć o tym, co usłyszała od pacjenta przed operacją? Tutaj biła się z myślami czy w ogóle warto. Może Jona i tak by jej nie zrozumiał?
- Jeśli to przyniesie panu satysfakcję to proszę bardzo, może pan to zgłosić, biorę pełną odpowiedzialność za swoje czyny. Jednak jeżeli nie podjęłabym ryzyka i postąpiła zgodnie z procedurami to on by się zabił nie mogąc robić tego, co kocha. Także nie, nie żałuję tego, co zrobiłam. - postanowiła jednak wyjawić swoje karty wiedząc, że mężczyzna naprawdę może zniszczyć jej karierę. Jednak jeśli liczył że tym szantażem wywoła u niej skruchę to się grubo mylił, przecież ona zrobiła dobrze, tylko on niczego nie rozumie, nie był na jej miejscu i nie usłyszał tego, co ona. Blondynka starała się być przy kardiochirurgu naprawdę silną, jednak oczy się jej zaszkliły, dlatego odwróciła wzrok na ścianę z dyplomami Wainwrighta, co mogło zostać uznane za lekceważenie jego osoby, a ona po prostu nie chciała pokazać tych łez. Gdy będzie słaba to nie będzie dobrym lekarzem.
-
- Ty nie, ale ja jestem twoim mentorem, którego zadaniem jest ocenianie twoich umiejętności medycznych, a właściwie było, bo nie będę pracował z kimś komu nie mogę zaufać na sali operacyjnej - wyjaśnił oschle. Niestety, ale swoją niesubordynacją i postawą uderzyła w czuły punkt Jonathana. Był służbistą, a przy tym żołnierzem, który całe życie wykonywał rozkazy innych, a swoich zwierzchników traktował z należytym szacunkiem, a już tym bardziej, gdy sam był jeszcze nic nie znaczącym szeregowym. - Czy ty mnie w tym momencie krytykujesz? Po tym jak zmusiłaś mnie do przeprowadzenia zabiegu, w którym ryzykowałem życie pacjenta. - Syknął wbijając swoje spojrzenie prosto w jej drobną sylwetkę. Dostrzegając jak drży, jak nerwowo skubie paznokcie i zaciska palce. - Operacja to nie konkurs popisów indywidualnych, a twoja brawura mogła kosztować życie tego człowieka i nasze kariery także - dodał, a czując jak narasta w nim zdenerwowanie, potrzebował zrobić coś z ciałem. Westchnął spoglądając w bok i nawet nie wiedział w którym momencie podczas tego wywodu, oparł się pięściami o biurko. Odbił się więc lekko od blatu i przeszedł kilka kroków, aby wreszcie zatrzymać się przed Belle i oprzeć biodrami o mebel za sobą. - Ty bierzesz odpowiedzialność? Nawet nie wiesz o czym mówisz... - Westchnął zaplatając ramiona na klatce piersiowej i ponownie wlepiając wzrok w siedzącą przed nim stażystkę. - Poza tym jeszcze wiele musisz w życiu osiągnąć, aby mieć jakikolwiek wpływ na moją satysfakcję - dodał, dobrze wiedząc, że te słowa były nieprzyjemne i dosadne, ale widocznie Chateux potrzebny był zimny prysznic. - A skoro nie potrafisz panować nad emocjami w miejscu pracy i nie żałujesz tego co zrobiłaś, to po raz ostatni brałaś udział w mojej operacji - zawyrokował, a chociaż szczerze wierzył w zdolności Belle to nie mógł pozwolić sobie na ryzyko pracy z kimś, kto nie potrafił przyznać się do jawnie popełnionego błędu. Wiedział, że będzie to dla niej ciosem, bo przecież zależało jej na pracy pod jego patronatem, ale nie oznaczało to, że Jona miał zamiar w jakikolwiek uprzywilejowany sposób ją traktować. A już tym bardziej, gdy łamała tak podstawowe i elementarne reguły jakie panowały nie tylko w szpitalu, ale w niepisanym prawie między mentorem, a protegowanym.
rozpoczyna rezydenturę na kardiochirurgii
Swedish Hospital
sunset hill
- Rozumiem że zawiodłam pana zaufanie tym, co zrobiłam na sali operacyjnej? Proszę zatem postawić się na moim miejscu. Nasz pacjent powiedział mi że jeśli nie będzie mógł robić tego co kocha, nie będzie mógł uprawiać sportu to się zabije, złapał mnie wtedy za ten nadgarstek i chciał obietnicy, że po operacji będzie mógł robić to, co kocha. Jak mogłabym mu teraz spojrzeć w oczy gdybyśmy postąpili według tradycyjnej procedury? - okej, zrozumiała to że niepotrzebnie się wcześniej uniosła, zaczęła zatem mu tłumaczyć swoje postępowanie, chcąc by zrozumiał. Tylko nie mów tego mi, nigdy nie mów tego mi, tylko nie mów tego że straciłam twoje zaufanie i nienawidzisz mnie. Pokazała mu nawet ten nadgarstek, akurat to był ten z kciukiem którego obskubała, więc mężczyzna mógł zobaczyć krew cieknącą spod jej paznokcia, więc szybko ją schowała. Włożyła drugą rękę do kieszeni, nie znalazła w niej niestety paczki chusteczek.
- Ma pan może jakieś chusteczki? - zapytała nieco ciszej, bo chusteczki to była raczej drugorzędna sprawa, skoro najważniejsze było życie pacjenta.
- Nie, nie krytykuję pana, nie rozumiem tego podejścia do pacjenta, tak jakby był on tylko przypadkiem, danym chorym narządem, niczym więcej. Ale on też ma pasję, ma marzenia, czy nie powinniśmy mieć również tego na względzie, przygotowując się do operacji? - może to nie on powinien zmienić podejście, a powinny zmienić się procedury, nie będąc aż tak ustandaryzowane wobec wszystkich jednakowo, bo przecież każdy człowiek jest inny, każdy z nas jest swoistą indywidualnością?
- Chcę by pan mnie zrozumiał. Przy standardowej procedurze sportowcy nie mają szans by ponownie wykorzystywać to, w czym są najlepsi, czy nie powinniśmy zatem decydować w zależności od pacjenta? Wiadomo że przy osobie starszej, z nadwagą czy cukrzykiem bym nie podjęła się takiego ryzykownego działania, ale sportowcy mają silniejszy organizm, więcej są w stanie przetrwać. A naprawdę nie chciałam mieć go na sumieniu gdybym przeczytała w mediach społecznościowych, że znaleziono jego ciało w hotelowym pokoju niedługo po wyjściu ze szpitala. Czy pan mógłby żyć z taką myślą że przyczynił się pan do samobójstwa pacjenta? - nadal tłumaczyła mu swój tok rozumowania, gestykulując przy tym niezwykle. Słychać było też że spuściła nieco z tonu, chcąc zostać zrozumianą. Sama nie wiedziała, po co się w ogóle produkuje, przecież widząc to z jakim wyrazem twarzy na nią patrzy, wiedziała że nie ma już żadnych szans. On już nie da jej kolejnej szansy, nie zaufa, a ona nie zostanie kardiochirugiem, bo on to zgłosi do komisji dyscyplinarnej. Chyba dopiero teraz zaczęła zwracać na to uwagę, gdy ta wszechobecna złość powoli z niej spływała, ustępując miejsca smutku i chęci płaczu.
- Przecież nie zrobiłam tego specjalnie. Teraz wiem, że powinnam poprosić pana o wyjście z sali operacyjnej, wtedy nikt nie mógłby zarzucić panu że o wszystkim wiedział, tylko że to była tylko i wyłącznie moja samowolna decyzja. Pewnie bez pana pomocy i tak bym go straciła i poniosła tego konsekwencje tracąc szansę na spełnienie swoich marzeń, a tak dzięki panu ten mężczyzna nadal będzie mógł spełniać swoje marzenia, zatem dziękuję że pan mi pomógł. I chcę by pan wiedział, że jeśli pan postanowi zgłosić sprawę do komisji dyscyplinarnej to powiem im, że było to moje samowolne działanie, że pan o niczym nie wiedział. Nie mogłabym przecież zaszkodzić komuś kto mi się... - dalej się tłumaczyła, ale na pewno nie chciała mu zaszkodzić, działała pod wpływem chwili, nie mogłaby przecież zaszkodzić komuś, do kogo czuje miętę, kto jej się podoba. I prawie mu to powiedziała, na szczęście w porę ugryzła się w język i odwróciła wzrok. Jona był zbyt blisko i znów przestawała myśleć racjonalnie. A może to jego perfumy tak na nią działały? W końcu te męskie wody kolońskie często przyprawiały kobiety o omdlenia z powodu tego upojnego zapachu.
- Owszem, biorę odpowiedzialność za swoje czyny, może pan w to nie wierzyć, ale mogę złożyć wypowiedzenie i rezygnację ze stażu. Jestem w stanie poświęcić swoje marzenia przez coś, co wszyscy uważają za błąd, ja jednak wiem że ten mężczyzna na boisku będzie mi wdzięczny za to że żyje i znów może grać i jeśli mam być szczera to jest w stanie wynagrodzić mi to, że stracę szansę na pracę z panem i zostanie kardiochirurgiem. Przynajmniej będę miała tę świadomość, że ryzykowałam w słusznym celu. - jednak gdy zaczęła mówić te słowa to patrzyła mu prosto w oczy, słychać było że te słowa są szczere, że to nie jest żadna gra, ona naprawdę byłaby gotowa to zrobić, jeśli tylko Wainwright powie jej, że tak należy postąpić, bo to jedyne słuszne rozwiązanie, jakie jej pozostało. Bo dlaczego ma żałować tego, że uratowała człowiekowi nie tylko życie, ale także i marzenia? Nie cofnęła zatem słów o tym, że nie żałuje tego co zrobiła i gdyby mogła cofnąć czas to zrobiłaby to ponownie. Jednak nie była w stanie już powstrzymać łez, które pociekły po jej policzkach, bo tak, miał rację, nie umiała panować nad emocjami w miejscu pracy. Nie będzie mogła już operować. Nie pozostało nic innego, jak tylko odejść. Wstała zatem z krzesła, nie chciała by przyglądał się jej jak płacze, a przecież nie było już nic do powiedzenia w tej sprawie.
- Dziękuję za tę krótką współpracę panie Wainwright. - powiedziała zaraz po tym jak wstała, zrównawszy się z mężczyzną i uśmiechnęła się smutno do niego, nawet już nie walcząc. Miał rację, ona przegrała, nic więcej nie miało już większego znaczenia. Wierzchem dłoni otarła łzy.
- Rozumiem że mogę już wyjść? - najchętniej by to zrobiła, ale żeby znów nie było że zrobiła pokazówkę to chociaż ostatni raz okaże mu należyty szacunek i nigdy więcej się już nie spotkają.
-
Dlatego nie przerwał Belle, gdy prowadziła swój monolog. Po prostu rosnąca w nim frustracja mogła niepostrzeżenie przerodzić się w gniew i agresję nad którymi nie umiałby zapanować. Tylko na moment wszedł z nią w interakcje przesuwając w stronę dziewczyny pudełko z chusteczkami, ale robią to bez ani jednego słowa. Potem już tylko stał z założonymi rękami, zaciskając co jakiś czas palce i starając się panować nad swoimi emocjami, bo jednak w szpitalu ze wszelką cenę chciał być profesjonalny. Pewnie w innym przypadku już dawno ich rozmowa byłaby zakończona, stażystka stałaby dawno za drzwiami, a nieszczęsne biurko przyjęło by kilka ciosów, którymi Wianwright chciałby rozładować skumulowaną w sobie irytację.
- Wyjdziesz, gdy ci na to pozwolę - burknął niezadowolony. - Mam wrażenie, że przypisujesz swojej osobie zbyt wielkie znaczenie, Belle - dodał, gdy już po głębszym wdechu pozwolił sobie na kontynuowanie swojej reprymendy. - Jesteś moją podopieczną, za którą odpowiadam i której samowolne działania są także moją odpowiedzialnością, więc od tej pory będziesz wykonywała każde moje polecenie bez najmniejszego zająknięcia, a jeśli ponownie wykażesz się nieposłuszeństwem to pożegnasz się ze stażem, zrozumiałaś? - Wyjaśnił jak się sprawy mają jeśli chodzi o ich dalszą współpracę. - A teraz siadaj, bo nie skończyłem - dodał, po czym zerknął w bok na wibrujący telefon. Niestety, ale pogadanka z Chateux pokrzyżowała jego plany, a co za tym idzie jeszcze tego dnia przyjdzie mu się pewnie tłumaczyć z odwołanego lunchu z Marianne. Zdecydowanie wolałby ten czas spędzić z nią niż użerać się z nieposłusznymi i rozemocjonowanymi stażystkami. - Kilka razy wspomniałaś o tym, że decyzja jaką podjąłem odnoście pacjenta była kierowana nie jego dobrem, a procedurami... Odważny osąd. Nie wiem czy wiesz, ale zrobiłem wywiad i nie potrzebowałem ku temu zaprzyjaźniać się z tym człowiekiem. Tego typu relacje zaburzają właściwy osąd, tak jak było to w twoim przypadku. Poza tym nie jesteś doświadczonym, ani wykfalifikowanym lekarzem, aby podważać moje decyzje, tym bardziej, że używasz argumentów, które nie mają znaczenia na sali operacyjnej - wykładał.
Był poirytowany jak diabli, ale też zdawał sobie sprawę, ze Chateux nie jest pierwszą i też nie ostatnią stażystką, która popełniła tego typu błąd. W sensie to co zrobiła podczas zabiegu jest karygodne i Jona powinien wysunąć dalece idące konsekwencje, ale z uwagi na to, że szczerze wierzył w jej umiejętności i ostatnio sam w życiu dostał szanse od losu, postanowił nie skreślać dziewczyny od razu. Nie mniej jednak uznał, że należało jej się tych kilka przykrych słów i prawdopodobnie poniesie jeszcze w inny sposób odpokutuje swoje działania, ale na to przyjdzie później pora. - Zastosowałem standardową procedurę nie dlatego, że miałem w nosie, czy ten piłkarz wróci na murawę, czy też nie. Zrobiłem to dlatego, że w jego przypadku wada genetyczna serca i tak uniemożliwi mu pełny powrót do zdrowia, nawet w przypadku tak ryzykownego zabiegu do którego mnie zmusiłaś. Niepotrzebnie więc naraziłaś życie tego człowieka. Poza tym nie mam obowiązku tłumaczenia się stażystom z podjętych przez siebie decyzji, a ty nie masz prawa podejmować żadnych decyzji bez uprzedniego przedyskutowania ich ze mną. - Podkreślił dobitnie te ostatnie słowa.
Widząc, że Belle i tak jest w stresie, a chusteczka, którą trzyma coraz bardziej ubarwia się krwią, postanowił spuścić z tonu. Odbił się też lekko od biurka i zmienił pozycję przechadzając się kilka kroków po gabinecie i znów zajmując miejsce przed oknem.
- Nadal będę cię prowadził, ale straciłaś moje zaufanie, Belle - wyznał zgodnie z prawdą, a co gorsza obawiał się, że wiele czasu upłynie nim dziewczyna na nowo je odzyska. - Od tej pory masz robić to co ja zadecyduję, jasne? - Spojrzał na nią przez ramię. - Gdy pacjent się wybudzi powiesz mu, że wróci na boisko, ale nie będzie już zawodowym piłkarzem. Nikt nie podejmie się takiego ryzyka, aby pozwolić mu wrócić do gry. Będzie tykającą bombą za którą nikt nie będzie chciał brać odpowiedzialności. Przekażesz mu to. To będzie twoje pierwsze zadanie - oznajmił chłodno. Wiedział, że będzie to dla niej zapewne sporym wyzwaniem, ale musiała przejść przez tą lekcję. Lepiej, że zadziało się to teraz, a niżeli później, gdy takie emocjonalne podejście wejdzie jej już w nawyk. Lepiej uciąć to na samym początku.
rozpoczyna rezydenturę na kardiochirurgii
Swedish Hospital
sunset hill
- Czy to złe że chcę być najlepsza? Chcę dorównywać panu w byciu najlepszym kardiochirurgiem, chcę też być dobrym człowiekiem, tak by pacjenci miło mnie wspominali i ogółem ludzie by mnie doceniali. - nie dodała że chce być lubiana, bo miała wrażenie że ludzie z którymi się zadawała lubili ją, nie mogła zatem narzekać na brak znajomych. Spuściła jednak wzrok, sądząc że pewnie niepotrzebnie zadała to pytanie, bo pewnie tym samym jeszcze bardziej zirytowała mężczyznę.
- Jeżeli popełniłam samowolne działanie to dlaczego sama nie mogę ponieść za nie konsekwencji tylko pan musiałby to robić wraz ze mną? Te przepisy są po prostu chore, bo skąd może pan wiedzieć co zrobię za chwilę, skoro nie czyta pan w moich myślach? - jeszcze się poskarżyła na przepisy, które wydawały się jej w tym momencie wręcz głupie, bo dlaczego w razie śmierci pacjenta miałaby ciągnąć ze sobą na dno Wainwrigtha? Przecież nie to było jej celem, chciała odpowiadać sama za swoje błędy, nie chciała mu nigdy zaszkodzić... może wcale nie powinna odbywać u niego stażu, nie robić u niego specjalizacji, może w ogóle powinna odejść?
- Ale tak, rozumiem. - jeszcze dodała bo mężczyzna może uznać, że jednak nie załapała o czym on do niej mówił, a nie była przecież głupia. Po prostu nie zgadzała się z danym stanem rzeczy. Usiadła tak jak jej nakazał, choć czy nie chciała teraz być zupełnie gdzieś indziej? I tak ta cała sprawa zniszczyła jej dzień.
- Przecież przysięgamy żeby służyć dobru pacjenta, skąd możemy zatem wiedzieć co jest dla niego dobre, jeśli tylko znamy jego historię medyczną, nie wiedząc kim jest i czego pragnie? Tak samo gdy człowiek mówi że jest pogodzony ze swoim losem i że chce już odejść, by więcej nie cierpieć przez swoją chorobę, ale rodzina podpisała papiery że mamy jednak wykonać operację to mamy za wszelką cenę ratować jego życie, nawet jeśli dzięki temu on cierpi, może zostać warzywem? - to nie tak że ona by pozwalała umierać każdemu, kto by tego zapragnął, ale wiele ludzi zmagających się przez wiele lat z ciężkimi chorobami naprawdę w pewnym momencie nie miało już sił do walki, ich organizm nie miał zbyt wiele szans mimo operacji, czy aby na pewno warto utrzymywać ich przy życiu bo rodzina nie może pogodzić się z nieuniknioną stratą bliskiego? Tak wiele etycznych przypadków miała jeszcze przed sobą do rozważenia, chciała zatem wiedzieć czym ma się kierować, głównie tym co podają jej papiery, wolą pacjenta, wolą rodziny czy wreszcie kogo? Przecież niejednokrotnie będzie rozbita pomiędzy dwiema stronami i będzie musiała wybrać tylko jedno rozwiązanie, niekorzystne dla jednej ze stron. Akurat o tej wadzie genetycznej nie wiedziała, aż zaczęła się zastanawiać czy coś pominęła, czy tego się dowiedział lekarz podczas wywiadu z innymi lekarzami piłkarza i nie oznajmił jej tej wiadomości? Przecież gdyby wiedziała że i tak nie pomoże mu wrócić na murawę to by nie ryzykowała. Poczuła się zatem poniekąd oszukana przez mężczyznę.
- Inżynieria genetyczna się teraz tak rozwija, może zastosujemy jakiś inhibitor... nie możemy przecież pozwolić mu na to, by się załamał, bo nie będzie mógł wykonywać swojej pasji. - zaczęła zatem szukać jakiegoś rozwiązania, widać było że zależy jej na tym, by ich pacjent mógł robić to co kocha za wszelką cenę, co było jednak niewłaściwe w relacji lekarz-pacjent. Widziała jednak w oczach mentora że nic nie pomoże ich pacjentowi i poczuła się przez to jeszcze gorzej. Dlaczego los jest taki niesprawiedliwy? Jeszcze więcej łez wypłynęło jej z oczu, bo zrozumiała jak wielki błąd popełniła przez swoją niewiedzę. Pociągnęła nosem, czując jak wzbiera się w niej fala płaczu.
- Czy to ma jakiś sens skoro i tak nie zaufasz, przepraszam, nie zaufa mi pan na sali operacyjnej? Czy to że daje mi pan kolejną szansę jest też szansą na ponowne zdobycie pańskiego zaufania? - kompletnie straciła w tym momencie wiarę w siebie i w swój osąd, nie widziała zatem dalszego sensu by być lekarzem, by być pod jego pieczą, po prostu by być. Potrzebowała przerwy, może mężczyzna zgodzi się na urlop po którym blondynka wróci z trzeźwym umysłem?
- Tak, jasne. - odparła smutno, potwierdzając kiwnięciem głowy, jednak nie patrzyła na mężczyznę, wpatrywała się w jakiś punkt na oparciu krzesła stojącego naprzeciw niej, a na którym normalnie by siedział Jona gdyby nie fakt, że go zirytowała.
- Dobrze, postaram się to wykonać najlepiej jak potrafię. - słychać było zrezygnowanie w jej głosie, nie wiedziała jak to przekazać swojemu nowemu przyjacielowi, przecież obiecała mu coś zupełnie innego. Ta kara była bardzo bolesna i wiedziała, że bardzo ją przeżyje, gdy pacjent się na niej po prostu najzwyczajniej w świecie wyżyje za to, że nie będzie mógł wykonywać swojej pasji.
- Czy będę mogła wziąć tydzień lub dwa wolnego gdy ten pacjent wyjdzie ze szpitala? Myślę że nam obojgu przyda się taka przerwa od siebie, a mi pozwoli na przemyślenie swojego zachowania. - to już powiedziała bardzo cicho, bojąc się reakcji mężczyzny. Uważała że jej propozycja jest w tym momencie właściwa, lecz czy lekarz nie odbierze jej jako oznaki tchórzostwa?
-
Natomiast każda wypowiedź Belle, cechowała się ładunkiem emocjonalnym, który dla Jony nie odgrywał żadnego, większego znaczenia. I owszem był pod wrażeniem empatii jaką posiadała, w zasadzie zawsze podziwiał ludzi, którzy tak głęboko potrafili zagłębić się w psychikę i problemy innych. On czerpał z własnych doświadczeń i głównie na ich postawie wysnuwał osądy, którymi się dzieli, albo i też nie. Nigdy nie zależało mu na tym, aby inni zgadzali się z nim, ani nie wymagał tego od otaczających go osób, o ile nie było to wymuszone z góry. Bo jednak w szpitalu obowiązywał regulamin, którego przestrzeganie i odpowiednia interpretacja gwarantowała harmonijną pracę. Jona nie miał problemu z jego respektowaniem, ale jak widać Chateux i względem rozporządzeń z góry posiadała pewne zastrzeżenia.
- Naprawdę? Oczekujesz ode mnie wyjaśnienia dlaczego ponoszę odpowiedzialność za twoje postępowanie na sali operacyjnej? - Zapytał podburzony, bo do tej pory sądził, że tego typu kwestie są jasne. - Twoje pytanie ociera się o filozoficzne dysputy, na które podczas tej rozmowy nie ma ani czasu, ani miejsca - dodał.
To co powiedziała w zasadzie mogłoby się odnosić do każdych uhierarchizowanych środowisk pracy. Przecież oficer w wojsku też odpowiadał za swoich ludzi, ale to nie od trzymał ich za rękę, gdy szli w bój. Ufał, że nie strzelą w plecy kompanowi z oddziału, ale gdyby tak się stało to poniósł by odpowiedzialność za to, że naraził własnych ludzi, że pozwolił nieodpowiedniemu człowiekowi trzymać karabin.... Cóż, problem Belle był ta skomplikowany, że Jona po prostu nie miał nawet sił, aby go w tamtej chwili rozbebeszać.
- Przestań! - Rozkazał, bo te jej emocjonalne mowy, nie robiły na nim wrażenie, a wręcz przeciwnie. Sprawiały, że czuł się przytłoczony tym co mówiła. Cała ta konwersacja go męczyła, a jakieś uczuciowe wstawki po prostu sprawiały, że irytował się jeszcze bardziej. - To twój pacjent. Masz ratować mu życie, a nie układać je na nowo - burknął i znów przeszedł się po pomieszczeniu, aby wreszcie zasiąść za biurkiem na przeciwko swojej stażystki. - Prawnik broni klienta nawet jeśli wie, że ten jest winny zbrodni. Nie dba o to jakim jest człowiekiem, a wykonuje swoją pracę. Najlepiej jak potrafi. My także, rozumiesz? - Wyłożył najprościej jak potrafił to co miał do przekazania w kwestii rozwodzenia się nad tym, czy pacjent będzie umiał się pogodzić ze swoim losem, czy nie. On zrobił co mógł, aby mu pomóc, ale nie potrafił czarować aby spełnić życzenie Belle.
- Usiądź - rozkazał, bo drażniło go to jak nad nim górowała. - Jeśli nie nabiorę do ciebie zaufania, raczej nie będziemy mogli dalej współpracować - powiedział, po czym złapał za wibrujący telefon, aby skrzywić się na myśl, że ten zaplanowany przyjemny dzień, obrał tak nieprzyjemny przebieg. - Jednak ograniczę ci póki co czynności podczas zabiegów - dodał, bo przecież zaufanie buduje się stopniowo, prawda? - Nie. Będziesz miała w życiu więcej o wiele trudniejszych sytuacji niż ta. Musisz nauczy się radzić sobie z nimi. - Był surowy, ale też działał z myślą o jej dobru. Chciał ją jakby psychicznie "zahartować", aby na przyszłość nie pozwalała sobie zachowanie kierowane emocjami, a nie rozsądkiem. - Może jeszcze zmienię zdanie, ale póki co nie czuję potrzeby odpoczywania od ciebie - dodał nieco łagodniej, po czym wreszcie uniósł na nią swoje chłodne spojrzenie.
rozpoczyna rezydenturę na kardiochirurgii
Swedish Hospital
sunset hill
- Nie, nie musi pan tego tłumaczyć. Po prostu wyraziłam na ten temat swoje zdanie. To cholernie niesprawiedliwe by wszyscy ponosili konsekwencje czynów jednego człowieka. Tak jak rodziny są stygmatyzowane gdy jeden z ich członków zrobi coś złego. - a czy świat był kiedykolwiek sprawiedliwy? Każdy by chciał by taki był, nikt nie chciał obrywać za innych, ale tak się przecież zdarzało i gdy Belle to zrozumie tym będzie dla niej lepiej. Inaczej wciąż będzie przeżywała rozterki na które i tak nie ma większego wpływu. Chyba że znajdzie większą grupę osób, które tak jak ona radykalnie sprzeciwią się "przestarzałym" przepisom. Ale czy naprawdę chciałaby by Jona postąpił sprawiedliwie i zaprzepaścił tym samym jej szanse na bycie lekarzem? No właśnie nie, więc dlaczego pojawia się w takich momentach hipokryzja? Aż podskoczyła na krześle gdy mężczyzna na nią krzyknął.
- A co jeśli to nie tylko pacjent, ale również przyjaciel? W którym momencie mam być lekarzem, a w którym przyjacielem w takim momencie? - przez swoją empatię mylnie odebrała swoją więź z pacjentem jako przyjaźń. Wystarczyło kilka rozmów z piłkarzem i ta myśl, że świetnie rozumie co on czuje i myśli, by nazwać go swoim przyjacielem, w końcu była jego powiernikiem, bo tylko jej powiedział o tym, że się zabije gdy nie będzie mógł wrócić na murawę. Jak zatem miała to oddzielić, jako przyjaciółka musiała pomóc mu ułożyć życie na nowo, a jako lekarz zrobiła wszystko co w jej mocy... nie, to ją ewidentnie przerastało. I sam fakt, że pacjent gdy się dowie to zerwie to, co ona uważa za przyjaźń.
- Rozumiem. - odparła smutno, siadając na krześle, choć byłam pewna że to iż usiadła uwzględniłam już w poprzednim poście, ale chyba zapomniałam tak się rozpisywałam. Na pewno w zanadrzu miała jakieś "ale" lecz nie chciała dłużej się z nim spierać, mężczyzna jej nie rozumiał.
- Oczywiście, to zrozumiałe. Właściwie to chyba powinnam o czymś panu powiedzieć... - przyjęła z pokorą to, że nie będzie mogła pokazać się z najlepszej strony na sali operacyjnej, nie będzie mogła mieć tej władzy i tej satysfakcji że pomogła człowiekowi. Ale skoro znów odejdzie od stołu to nie nabędzie tak szybko doświadczenia, jak bardzo by chciała i wtem przypomniało się jej jak podczas swojego pierwszego zabiegu wykonywanego na dziecku zadrżała jej ręka i chciała mu o tym teraz powiedzieć. I tak już nie miał do niej zaufania, więc czy to coś zmieni, że taką rzecz przed nim zataiła na samym początku?
- Postaram się, choć muszę przyznać że to jest niezwykle dla mnie trudne. - każdy kto jest wrażliwy, empatyczny, miły, słodki, do rany przyłóż ma ogromny problem z "zahartowaniem się", więc wiadomo było że Belle będzie ciężko. Ale jeśli miała być dzięki temu lepszym lekarzem, ba, lepszym człowiekiem to mogła spróbować, postarać się przynajmniej, bo było warto, nieprawdaż? Może kiedyś mu za to podziękuje, nawet jeśli nie będzie kardiochirurgiem czy w ogóle lekarzem.
-
- Cieszę się i rozumiem twój bunt, ale jesteś moim wyborem, więc jestem całkowicie odpowiedzialny za twoje poczynania w szpitalu - dodał, w gwoli ścisłości. A co do tych zasad to... Nawet jeśli Wainwright zwykle dość sztywno się ich trzymał to jak widać potrafił skusić się na pewne odstępstwa i tylko miał nadzieję na to, że nie będzie z czasem niczego żałował.
W oczach Jonathana Chateux zdecydowanie była jeszcze za bardzo zaangażowana emocjonalnie w swoja pracę. To co mówiła dość szybko wyjaśniało Jonie dlaczego postąpiła tak, a nie inaczej. Jednakże, absolutnie jej to nie usprawiedliwiało. Było tylko potwierdzeniem faktu iż jest młodziutka, naiwna i jeszcze sporo czasu minie nim nauczy się bardziej racjonalnie podchodzić do przypadków z jakimi przyjdzie jej pracować.
- Zawsze, gdy jesteś w szpitalu jesteś lekarzem. Nie ma tutaj żadnych wyjątków - odparł chłodno i szybko, bo te słowa nie wymagały od niego, ani momentu zastanowienia. Były wręcz jedną z fundamentalnych zasad jakie wyznawał i poniekąd także wyznacznikiem sukcesu, którym mógł się poszczycić. Zostawianie życia prywatnego w domu i nie wychodzenie z roli lekarza, póki biały kitel przyozdabiał jego ramiona, były dla niego gwarancją spełniania swoich obowiązków w należyty sposób.
- Tak? - Zaintrygowała go tym wyznaniem, a przy tym także zaniepokoiła. Wbił więc swoje beznamiętne spojrzenie wprost w siedzącą przed nim stażystkę i czekał, a z każdą kolejną sekundą, podczas której Belle zwlekała z odpowiedzią, mięśnie Jonathana napinały się coraz bardziej. Dość miał na dziś rewelacji, a obawiał się, że kolejna przyniesie następną falę frustracji i poirytowania. - Rozumiem, że to coś poważnego? - Dopytał i aby chociaż na moment rozluźnić spięte ciało westchnął cicho, chwilowo przerywając kontakt wzrokowy z Chateux. - Belle, jak nie zaczniesz mówić, sam się nie domyślę - ponaglił ją, bo zaczynało go to wszystko męczyć. Nie dość, że był przejęty tym co zaszło dziś na sali operacyjnej, to jeszcze stracił najprzyjemniejszą część dnia, na dyskusję, która chociaż potrzebna, wcale nie należała do najłatwiejszych. Miał więc nadzieję, że czym prędzej uda mu się zakończyć tą farsę i wyjść zapalić, aby chociaż tym poprawić sobie nastrój.
rozpoczyna rezydenturę na kardiochirurgii
Swedish Hospital
sunset hill
- Czy pan również przechodził na początku taki okres buntu uważając że te wszystkie zasady nie mają kompletnie żadnego sensu? Czy raczej pan od początku ich przestrzegał, nie sprzeciwiając się? - okej, rozumiała to, że skoro jest jego podwładną to on jest za nią odpowiedzialny, ale ciekawa była czy on rozumiał ją tak naprawdę. Mógł rozumieć jej bunt, bo przeżył to na własnej skórze i wie więcej niż ona, do czego Chateux dojdzie zapewne za dobrych parę lat. Ale też mógł rozumieć jej bunt, bo nie jest jego pierwszą stażystką i widział już te wschodzące gwiazdy które chciały zmienić świat, a ostatecznie zgadzały się na takiego, jakim jest on nadal, rozumiejąc że ich zmiany mogłyby wywołać więcej złego niż dobrego. Bo chaos ani anarchia nie są niczym dobrym. Jona miał wobec niej rację, Belle była bardzo emocjonalną osóbką i jeszcze nie potrafiła odciąć swojej emocjonalnej natury od pracy. A nie zawsze silne emocje pomagają w wykonywaniu zawodu, na pewno lekarz nie powinien kierować się głównie emocjami z tego względu, że tym samym może częściej popełniać błędy.
- Rozumiem. W pracy jestem tylko lekarzem, niezależnie od emocji, uczuć, a także pokrewieństwa, jakimi darzę swojego pacjenta. - i pewnie po to stworzono ten punkt, gdzie nie można było operować swojego członka rodziny, ani osoby, z którą jest się związanym uczuciowo, bo to zasłania realny ogląd sytuacji i próbujesz uratować ukochaną osobę za wszelką cenę, nawet jeśli powinieneś pozwolić jej odejść. To było przykre, ale niezwykle prawdziwe i Belle musiała się z tym pogodzić, choć widać było że wcale ta odpowiedź nie poprawiła jej humoru. Długo zwlekała też z odpowiedzią, bo czy naprawdę powinna powiedzieć o tym chwilowym zawahaniu? Ale jeśli ma być z nim całkowicie szczera to powinna nie zatajać takich sytuacji. Co najwyżej zataić fakt, że mężczyzna jej się podoba.
- Gdy rozmawialiśmy po raz pierwszy to pan zapytał się mnie czy popełniłam jakiś błąd. Zataiłam wtedy przed panem fakt, że podczas tego karambolu gdy dostałam pod opiekę i leczenie córkę senatora to zadrżała mi ręka zanim zrobiłam nacięcie by wykonać tracheotomię. Oczywiście zdaję sobie sprawę z tego że gdybym nacięła centymetr w bok czy odrobinę głębiej to mogłabym zrobić z niej kalekę albo odebrać jej życie. Nigdy potem nie zdarzyło mi się to zawahanie i to drżenie dłoni, ale skoro miałam być z panem szczera to powinnam być w pełni szczera. - gdy to mówiła to spuściła głowę, czując się winną. Miał prawo być na nią zły, w końcu zataiła przed nim coś niezwykle ważnego, przez co mógł w ogóle jej nie przyjąć pod swoje skrzydła. Jednak czy fakt, że później nigdy to się nie powtórzyło nie działał na jej korzyść i był elementem łagodzącym? Zakładam że nie spojrzała na niego do momentu, aż się odezwał.
- Przepraszam - wydusiła jeszcze, przesuwając palcem wskazującym po chusteczce otaczającej oskubany wcześniej przez nią kciuk.
-
-Nie - odpowiedział krótko, robiąc krótką przerwę na chwilę oddechu. Uniósł też wzrok na siedzącą przed nim drobną dziewczynę i był pełen podziwu wobec jej wytrwałości w walce o wartości, które i tak pozostaną tylko słowem. - Belle ukończyłem Army Medical Department nie bez powodu. Gdybym jako żołnierz buntował się wobec rozkazów, nie prowadzilibyśmy tej konwersacji. Rozumiem, że wydaje ci się nieludzkie patrzenie na pacjentów tylko poprzez pryzmat poszczególnych przypadków, ale jeśli będziesz osobiście podchodzić do każdego z nich.. Nie dasz sobie rady w przyszłości - rozwinął myśl, jednocześnie powiązując ją z ich wcześniejszą dysputą. - Dokładnie - potwierdził jej odpowiedź.
I chociaż Belle miała rację to nawet Jona nie interpretował całego regulaminu w tak dosadny sposób, bo póki jasno coś nie jest zabronione, a wyłącznie zalecane, póty można zależnie od sytuacji uchylać się ku jednej, lub drugiej ze stron.
- To wszystko? - Spytał chłodno przeszywając ją spojrzeniem. Nie był zły, ale poczuł się urażony jej postepowaniem. Zaufał jej, a ona to wykorzystała i chociaż niekoniecznie miało to jakiekolwiek znaczenie w perspektywie ich późniejszej współpracy to jednak... - Przyznałabyś się do tego, gdyby nie ta rozmowa? - Zapytał wprost, nawet na moment nie odwracając od niej wzroku. Doskonale widział zdenerwowanie wymalowane na jej niewinnej twarzy, dostrzegł jak mocno zaciska swoje drobne palce i rani się coraz mocniej, nie potrafią zapanować nad nerwowymi odruchami. I może byłoby mu jej szkoda, gdyby nie fakt iż człowiekiem wybitnie wyrozumiałym nie był, a Belle w tamtym momencie straciła nieco w jego oczach. - Prosiłbym cię, abyś opuściła mój gabinet. I weź wolne. Nie chcę ciebie widzieć dopóki nie zrozumiesz co właściwie zaszło i jak wiele mogło nas to oboje kosztować - odezwał się po chwili ciszy. Wcale nieprzyszło mu łatwo wypowiedzenie tych słów, bo jednak młoda stażystka w ostatnich miesiącach stała się mu bliską protegowaną, aczkolwiek... Głos nawet mu nie zadrżał, a jego szorstkość i dosadność dość jasno świadczyły o tym iż stosunek Jonathana do Belle na jakiś czas zdecydowanie uległ zmianie.
rozpoczyna rezydenturę na kardiochirurgii
Swedish Hospital
sunset hill
- Czy pan uważa, że jestem zbyt słaba psychicznie by być lekarzem? Oczywiście będę nad sobą pracować, by nie podchodzić do pacjentów aż tak emocjonalnie, jednak początki będą niezwykle trudne, za nie z góry przepraszam. - mężczyzna na pewno miał rację, bo co jeśli by straciła podczas operacji pacjenta, z którym już nawiązała więź emocjonalną? Przeżyłaby to równie mocno jak utratę kogoś ważnego, a z iloma śmierciami będzie musiała sobie poradzić? Dlatego musiała nad sobą pracować, co na pewno nie należało do najłatwiejszych zważywszy na jej emocjonalną naturę.
- Tak, to wszystko. - więcej grzechów nie pamiętam, jak to się mówi podczas spowiedzi, prawda była taka że tamto było jej jedynym przewinieniem przed pracą pod skrzydłami mężczyzny. Nadal patrzył na nią z tym chłodem, nie wiedziała jednak czy był na nią zły? Czy tymi słowami jeszcze bardziej straciła w jego oczach? Przecież chciał by była z nim szczera, więc dlaczego miała zataić tamtą informację? Czego on od niej właściwie oczekiwał? Milion pytań pojawiło się od razu w jej głowie, więc potrzebowała chwili zanim dotarło do niej to, że Wainwright zadał jej właśnie pytanie.
- Tak, chciałam się do tego przyznać, bo ciąży mi fakt, że tak długo to w sobie noszę. Chciałam być z panem szczera już podczas naszej pierwszej rozmowy, ale czy wtedy pan by mnie przyjął pod swoje skrzydła? To było głównym powodem tego, że zataiłam tę informację. A odkąd zaczęliśmy współpracę to chciałam powiedzieć panu wielokrotnie, jednak nigdy nie przydarzyło mi się to na sali operacyjnej, więc z czasem uznałam, iż to był jednorazowy przypadek, bo to dzięki panu czuję się pewniej na sali operacyjnej. Właściwie czułam się, do dzisiaj. Dlatego uznałam że to odpowiedni moment na powiedzenie sobie wszystkiego. I rozumiem to że pan mi nie ufa i może nie wierzyć w to co teraz powiem, ale naprawdę nic więcej nie ukrywam. - wyznała, chcąc by kardiochirurg zrozumiał to, dlaczego postanowiła zataić przed nim tak istotną informację o niej samej w sytuacji kryzysowej. Gdyby o tym powiedziała to wiadomym było, że nigdy by nie została jego podwładną, a nawet jeśliby jakimś cudem mężczyzna się nad nią zlitował to na pewno nie pozwalałby jej operować. Wiedziała jednocześnie, że tym samym wróciła na linię startową i musiała zaczynać wszystko od nowa, ale dobrze jej zrobiło to wygadanie się, nie musiała już niczego przed nim ukrywać. Nie dziwiła się również temu, że wypowiedział potem takie, a nie inne słowa w jej kierunku, mimo wszystko zabolały ją one i zaczęła zastanawiać się, czy w ogóle po urlopie będzie miała do czego wracać.
- Przepraszam, że pana zawiodłam na całej linii. Oczywiście wezmę dwutygodniowy urlop, podczas którego zastanowię się nad swoim postępowaniem. Jeżeli jednak pan już nie chce ze mną współpracować to wolałabym wiedzieć o tym już dzisiaj, aniżeli dowiedzieć się tego za pół miesiąca. - wstała i przeprosiła go, oznajmiając że zgadza się z jego decyzją i usunie mu się z oczu na jakiś czas. Już nawet zrezygnowana skierowała się w stronę drzwi, chwyciła klamkę, jednak jej nie nacisnęła. Odwróciła się i dodała ostatnie zdanie, chcąc wiedzieć na czym dokładnie stoi. Te dwa tygodnie niepewności mogłyby ją zabić, nie wiedziała wtedy jeszcze że zupełnie co innego w tym czasie zaważy na jej życiu i że nie będzie miała jednak zbyt wiele czasu by przemyśleć to, o czym dzisiaj rozmawiali.