WAŻNE Wprowadzamy nowy system pisania postów/tworzenia tematów w lokacjach. Prosimy o zapoznanie się instrukcją i stosowanie nowego wzoru. Więcej informacji znajdziecie tutaj!

Subfora zostały podzielone na 4 główne działy, oto orientacyjny zakres lokacji, które mogą się w nich znaleźć:
- strefa miejska - ulice, parkingi, tereny zielone, parki, place zabaw, zaułki, przystanki, cmentarze
- usługi - sklepy, centra handlowe, salony kosmetyczne, pralnie, warsztaty
- kultura i instytucje - galerie, muzea, teatry, opera, domy kultury, centra społeczne, urzędy, kościoły, szkoły, przedszkola, szpitale, przychodnie
- życie towarzyskie - restauracje, kawiarnie, kluby, kręgielnie, puby, kina

Dodatkowo w dzielnicach znajdziecie subfora większych firm albo ważnych dla forum i postaci lokacji, np. szczególne kluby, uniwersytet, czy restauracje.

INFO W procesie przenoszenia forum na nowy silnik utracone zostały hasła logowania. Napiszcie w tej sprawie na discordzie do audrey#3270 lub na konto Dreamy Seattle na Edenie. Ustawimy nowe tymczasowe hasła, które zmienicie we własnym zakresie.

DISCORD Jesteśmy też tutaj! Zapraszamy!

UPDATE Postacie chcące uzupełnić swoją KP o nowe treści w biografii mogą skorzystać teraz z kodu update w zamówieniach.

ODPOWIEDZ
Awatar użytkownika
0
0

-

-

-

Post

<img src="https://i.imgur.com/uk3O09T.jpg" style="width: 300px; border: solid #e8e8e8 10px; border-radius: 15px;">
Ostatnio zmieniony 2021-02-07, 19:48 przez Kupidyn, łącznie zmieniany 2 razy.

autor

-

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

<table><div class="ds-tem0">
<div class="ds-tem1">
<div class="ds-tem2">
<div class="ds-tem3">004.
<div class="ds-tem4">Perry & Henry</div></div>
</div></div></div></table>

Tegoroczne walentynki nie napawały jej optymizmem. Oprócz braku partnera, z którym mogłaby odpowiednio świętować dzień zakochanych, zmagała się z wieloma prywatnymi problemami, które nie dawały o sobie zapomnieć choćby na krótką chwilę. Była zmęczona opieką nad schorowaną matką, doglądaniem młodszej, buntującej się siostry oraz prowadzeniem restauracji, której budżet znajdował się w coraz większym dołku. Miała bardzo dużo na głowie. Jednak zawzięty charakter, jakim się odznaczała, zmuszał ją do udowodnienia wszystkim zainteresowanym, że panuje nad życiowym chaosem. Uwielbiała mieć kontrolę, dlatego zaakceptowanie tego, że zaczynała ją tracić, było dla niej bardzo trudne. <br>
W związku z tym, że nie mogła narzekać na nadmiar wolnego czasu, łatwo zgadnąć, że przyjście na bal walentynkowy nie było jej pomysłem. Przyjaciółki, chcąc zrobić jej niespodziankę, sprezentowały jej bilet wstępu oraz piękną maskę, którą tego wieczoru przysłoniła sobie twarz. Perry wcześniej nie uczestniczyła w eleganckich przyjęciach, bo nie miała ku temu okazji. Z tego względu nie miała wśród swoich ubrań niczego odpowiadającego balowym standardom. Ruszyła więc do wypożyczalni sukien, wiedząc, że inwestowanie w jedną kreację, której prawdopodobnie nigdy więcej nie założy, było wyrzucaniem pieniędzy w błoto. Owszem, gdyby była bogatą bizneswoman, z pewnością nie musiałaby się martwić takimi szczegółami. Jednakże od pewnego czasu borykała się z problemami finansowymi i nie mogła pozwolić sobie na taki luksus; nie wspominając, że nawet wypożyczenie odpowiedniej sukni nie było wcale tanią sprawą! <br>
Jedno musiała przyznać, miejsce wyglądało zachwycająco. Dekoracje, światła i maski noszone przez zebranych gości – to wszystko tworzyło wyjątkowy nastrój, który pękł niczym mydlana bańka, kiedy przyjaciółki towarzyszące jej podczas tego wydarzenia, uparły się, by Perry znalazła dla siebie męskiego partnera, przy którym miałaby spędzić resztę wieczora. Po niespełna trzydziestu minutach pertraktacji, Whitlow zgodziła się spróbować. Raz! Wyłącznie jedno podejście, a jeśli się nie uda, trudno. <br>
Odnalazła wzrokiem mężczyznę, który wydał się przyjazny, a co ważniejsze, nie wyglądało na to, by miał partnerkę i podeszła do niego. — Mam sprawę. A właściwie dwie sprawy — powiedziała konspiracyjnym tonem, gdy zdecydowała się wreszcie do niego podejść. — Potrzebuję towarzystwa. Chociaż na kilkanaście minut, bo inaczej przyjaciółki nie dadzą mi żyć. Nie musisz się nawet dobrze bawić, udawaj. Uśmiechaj się i przytakuj, a kiedy będziesz miał mnie dość, powiedz, że zostawiłeś włączone żelazko. Zrozumiem — wyjaśniła, pokrótce przedstawiając mu plan, który pośpiesznie wymyśliła. Nie zamierzała go do niczego zmuszać, jednak liczyła, że zgodzi się pomóc. — Ach, mam na imię Peraldine, ale wszyscy zwracają się do mnie Perry — przedstawiła się i wyciągnęła dłoń w jego stronę.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Także i dla niego tegoroczne Walentynki nie miały się wyróżniać niczym specjalnym. Ot kolejny rok, który mógł odhaczyć od poprzedniego czternastego lutego, kiedy też nikogo wyjątkowego przy sobie nie miał. W tym roku była jednak jedna znacząca różnica. Został namówiony akurat na to, by wyjść to ludzi, zamiast siedzieć w domu przed telewizorem. Także i on został namówiony przez znajomych, choć oczywiście duży wpływ mieli też jego bracia, z których to część też miała zamiar brać w różnych atrakcjach walentynkowych. Nie chcieli mu oczywiście zdradzić, czy też będą na balu, bo maski, tajemnica i w ogóle! Właśnie, maski. O dziwo musiał poza odświętnym ubraniem mieć też maskę, która zasłaniałaby jego twarz do pewnego stopnia. Kojarzył taki zwyczaj głównie z filmów, bo sam nigdy na podobnym przyjęciu nie był. Na szczęście Henry miał jakiś porządny garnitur w domu, gdyż jako neurochirurg czasami uczęszcza na szpitalnych przyjęciach. Tak, takowe istnieją!
W każdym razie pierwsze co zauważył, kiedy zjawił się na miejscu adekwatnie ubrany i z maską na twarzy (którą to wynajął na jedną noc ze sklepu), to pierwsze co mu się rzuciła na oczy, to ilość osób. Do tego ilość par! Przez chwilę czuł się przez to nieswojo, lecz potem zaczął co jakiś czas dostrzegać jakieś samotne jednostki. Facetów i kobiety. W sumie obiecywano mu, że na tą okazję wpuszczano także singli, więc może nie będzie jedyny? Miał się wkrótce jednak o tym przekonać na własnej skórze. Był akurat zajęty przyglądaniem się wszystkiemu, co znajdowało się na stolikach dostępnych dla wszystkich, kiedy usłyszał nagle odchrząknięcie gdzieś za swoimi plecami. Kiedy się obejrzał, to dostrzegł nieznajomą w pięknej sukience i także w masce, jak reszta gości.
- Tak...? - mruknął w jej kierunku zaskoczony i nie zdążył jednak nic więcej powiedzieć, bo zaraz zalała go słowotokiem, z którego wpierw nie zrozumiał wiele, ale kiedy miał chwilę, by przetworzyć informację, to pojął, o co jej chodziło. Uśmiechnął się lekko, co oczywiście było widać, gdyż jego maska przede wszystkim zasłaniała oczy i ich okolice, razem z odrobiną nosa. Wszystko inne było dobrze widoczne, a już na pewno jego usta - Ah, czyli przyjaciółki nie chcą dać spokoju, bo też przyszłaś bez pary? - wydedukował, choć żaden z niego Sherlock Holmes nie był. Po prostu było to najlogiczniejsze wyjaśnienie. Gdyby przyszła tu z partnerem lub partnerką, to raczej nie prowadziliby teraz tej rozmowy. Zastanowił się chwilę nad jej propozycją, przenosząc na chwilę wzrok gdzieś na bok. Na razie zbytnich atrakcji tu nie było i trochę zaczął się sam nudzić. Przynajmniej tu miał gwarancję towarzystwa, choćby nieznajomego, ale lepsze to niż nic. Zaraz przeniósł na nią z powrotem swoje spojrzenie.
- W porządku. Pomogę... zwłaszcza, by przyjaciółki nie mogły się czepiać, że byłaś sama - stwierdził z lekko rozbawionym uśmiechem, po czym wyciągnął ku dziewczynie swoją rękę i uścisnął delikatnie jej dłoń - Miło mi, Perry. Ja mam na imię Henry. To możemy? - zasugerował na koniec, że może chciałaby już z nim pójść w kierunku tych koleżanek, o których to mówiła. Trochę dziwnie się z tym czuł, ale z drugiej strony... rozbawiało go to w duchu. To już drugi przypadek od świąt, kiedy ktoś poprosił go, by udawał czyjegoś partnera lub po prostu, jak w tym przypadku, osobę towarzysząca. Ruszył więc zaraz śladem swojej towarzyszki.
- Czy dobrze myślę, że to te koleżanki cię wyciągnęły na bal? - poruszył jeszcze trochę ten temat, zerkając w trakcie chodu na Perry z zaciekawieniem w swoich oczach. Zastanawiało go zwyczajnie, czy i to ich teraz łączyło, bo gdyby jednak nie namowy jego brata (no i paru znajomych), to by go tu nie było. Skoro już się jednak pojawił, to może zaangażować się w interakcje z paroma osobami, w tym z nowo poznaną Perry.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

W przeciwieństwie do mężczyzny ona dwa minione święta zakochanych obchodziła w towarzystwie ukochanego; wprawdzie obyło się bez hucznej, przesiąkniętej sklepowym kiczem randki, jednak cała walentynkowa otoczka wydawała się wówczas całkowicie zbędna. Wystarczyła jej obecność osoby, którą darzyła wyjątkowym uczuciem. I choć ostatecznie zdecydowała się zakończyć ten trwający dwa lata związek, zrobiła to, kierując się dobrem Marqueza, który zasługiwał na kogoś bardziej zaangażowanego od Perry, która cały wolny czas poświęcała na pomoc rodzinie. Opiekowanie się matką, u której zdiagnozowano złośliwy nowotwór płuc, dodatkowo wzięcie na siebie odpowiedzialności za wychowywanie zbuntowanej szesnastolatki oraz próby wyprowadzenia rodzinnej restauracji z długów - obowiązki ciągnęły się w nieskończoność, aż kobiecie zabrakło czasu na jakąkolwiek prywatność. Dlatego pozwoliła mu odejść, by nie musiał przechodzić przez tę masę problemów wraz z nią. Nie chciała, by czuł się zobligowany do przejęcia na siebie części jej obowiązków. Whitlow od dziecka nie potrafiła dzielić się obowiązkami. Zawsze miała wrażenie, że powinna poradzić sobie ze wszystkim sama.
Pomysł z ubraniem masek bardzo przypadł jej do gustu. Głównie dlatego, że cieniutki, koronkowy materiał, który miała przewiązany wokół oczu, skutecznie zasłaniał zmęczenie rysujące się pod nimi. Musiała również przyznać, że możliwość założenia długiej, wieczorowej sukni również sprawiła jej niemałą przyjemność. Ostatecznie nieczęsto miewała ku temu okazję.
— Powiedzmy, że przyjaciółki próbują wywrzeć na mnie presję. Nigdy tego nie doświadczyłeś? Gdy ktoś usilnie stara się pomóc ci w kwestii, w której tej pomocy nie potrzebujesz lub też nie chcesz — starała się odpowiednio wytłumaczyć niewygodne położenie, w którym znalazła się przez przyjaciółki. Nie miała im tego za złe, skąd! Jedynie odczuwana presja nie była przyjemna.
—Och, nie Henry, źle się zrozumieliśmy. Nie zamierzam męczyć cię poznawaniem tej szajki czarownic. Są wspaniałe, naprawdę, ale zaraz zalałby cię masą niewygodnych pytań, których uwierz mi na słowo, wolałbyś uniknąć. Po prostu muszę im udowodnić, że wciąż potrafię rozmawiać z obcymi mężczyznami — zaśmiała się gorzko, bo to, że aktualnie nie posiadała stałego partnera, nie oznaczało, że była na tyle beznadziejna, że nie potrafiła nikogo sobą zainteresować. Była sama, bo tego chciała - a przynajmniej to sobie wmawiała.
Zerknęła na przyjaciółki popijające kolorowe drinki i pomachała im dyskretnie. — One tylko wyglądają tak niewinnie. W rzeczywistości mają ostre pazury — dodała, oczywiście w formie żartu. — Wystarczy, że będą mogły zobaczyć, że nie uciekasz ode mnie w popłochu — dodała, nie chcąc go narażać na niepotrzebne nieprzyjemności czy niewybredne żarty. Kobiety w okolicy trzydziestki bywały... nieprzewidywalne. Szczególnie w grupie!
Gdy ruszyli przed siebie, Perry posłała tylko dziewczynom triumfalny uśmiech i pokazała im język - bardzo dojrzale, Whitlow! — Tak. Wmówiły mi, że będę wspaniale się bawić, ale póki co mdli mnie z powodu tych wszystkich serduszek i komercyjnych dekoracji. Chodźmy po jakiegoś drinka — zasugerowała, zerkając na mężczyznę.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Za to jednak Henry nie mógł się nacieszyć tymi Walentynkami z nikim i to już od jakichś pięciu wiosen, lecz nie dlatego, że jego partnerka z nim zerwała lub na odwrót. Powód był znacznie tragiczniejszy, o którym jednak wolał nie rozmawiać. Już samo rozmyślanie sprawiało, że momentalnie psuł mu się humor. Tak to w końcu jest, kiedy wspomina się śmierć swojej narzeczonej, nie? Do tego osoby, z którą tak dobrze był zgrany, że chyba niewiele było osób w ich otoczeniu społecznym, którzy nie wierzyli, by ta dwójka miała ze sobą spędzić resztę życia. Ostatecznie los odebrał mu ją i tak jakby cała magia prysła w ułamku sekundy, gdy tylko usłyszał od policji wieści. Nigdy tego dnia nie zapomni. Było to pięć lat temu i od tamtego czasu nikogo nie miał. Nie obchodził nawet walentynek, które wolał spędzać w domu! Dopiero ten rok był pierwszym, kiedy dał się namówić, by wyjść do ludzi na jakiś bal. W ogóle nawet nie nastawiał się na to, by tu spotkać kobietę swoich marzeń.
- Nie wiem... - stwierdził i uniósł lekko brwi, choć pod jego maską tego nie było widać. Dobrze, że ukrywała ona niektóre elementy jego twarzy. Maski były od tego dobre - Czy liczy się, jeśli cię bracia i paru znajomych namawiają, by wyjść z domu, bo będzie super? - dodał nagle zapytanie, a na jego twarzy uśmiech się odrobinę powiększył w rozbawieniu. Tak, on raczej doskonale rozumiał to, o czym teraz mówiła jego rozmówczyni. U niego za to różnica była taka, że pomocy potrzebował, no i też chciał, nawet jeśli otwarcie tego nie przyznawał. Dzisiaj jakoś jednak niespecjalnie w to wierzył, nawet pomimo Walentynek. Albo raczej głównie z powodu tego dnia! Jakby nie spojrzeć, mnóstwo singli jest albo po jednej stronie ekstremum, albo po drugiej stronie. Nie zależy im za bardzo, tak jak Henrykowi, albo usilnie chcą znaleźć partnera. Dlatego dzisiaj nawet mu nie zależało, bo na siłę nikogo nie chce. Dlatego też był taki chętny pomóc Perry, bo ona chce, by przyjaciółki jej dały spokój i nic więcej, a do tego może reszta pań nie zwróci na niego uwagi w międzyczasie. Win-win!
- Ufff, to dobrze. Niewygodne pytania to nie moja najmocniejsza strona - odparł z lekką ulgą. Oj tak, trochę się wtedy niezręcznie robiła i zazwyczaj neurochirurg nie wiedział, co ma odpowiedzieć. Niezręczne pytania. Zmora ludzkości! - To w sumie ciekawe, że tak twierdzą, bo przecież rozmawiasz teraz z kompletnie obcym facetem. Do tego prosisz go o przysługę. Powiedziałbym, że martwią się niepotrzebnie - dodał, wciąż rozbawiony, bo cała ta sytuacja była trochę humorystyczna. To przecież scena niczym z jakieś komedii... albo komedii romantycznej. Dwóch singli na balu, jedno z nich z przyjaciółkami, które nie chcą jej dać spokoju, bo nikogo nie ma, więc prosi o pomoc drugiego, przypadkowego singla.
- Nie uciekam w popłochu, co? Myślę, że to się da załatwić - stwierdził, przytakując przy tym jej głową. Zaraz oczywiście ruszył za Perry, bo jednak nie był pewien, gdzie go chciała poprowadzić. Jeśli by się okazało, że go ciągnie w jakieś dyskretne miejsce, to zaraz by mu się włączyły alarmy, że może trafił na jakąś seryjną porywaczkę! Na szczęście nic takiego się nie działo.
- Mi brat wmówił "Idź na bal, Henry! Zobaczysz, będzie frajda i kto wie, może nawet jakaś pani nie będzie w stanie oprzeć się twojemu urokowi" - wyjaśnił, zaraz przy tym kręcąc oczami. Szedł sobie tuż obok kobiety, równym tempem, by właśnie wyglądało na to, że są w swoim towarzystwie - Ostatecznie stwierdziłem, że może lepsze to niż siedzieć w domu. No i chciałem, by mi brat już przestał truć - stwierdził ze śmiechem, kręcąc przy tym lekko głową.
- Drinka, oczywiście. A co jest twoją zwyczajową trucizną, jeśli można spytać? - zwrócił się do brunetki, kiedy głową kiwnął w kierunku stolika, gdzie wcześniej widział różnego rodzaju drinki, już wylane do kieliszków i tylko czekające na to, by wzięła je jakaś dłoń. Oczywiście momentalnie ruszyli w tamtym kierunku.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

— Oczywiście, że się liczy! — zapewniła. Wierzyła w szczere intencje przyjaciół (lub w przypadku Henryego rodzeństwa), jednak nawet najbliższe osoby nie zawsze wiedzieli, co dla nas najlepsze. Wprawdzie zamykanie się w czterech ścianach nigdy nie było dobrym pomysłem, ale niektóre okoliczności usprawiedliwiały takie zachowanie. Perry uwielbiała otaczać się ludźmi - bardzo unikała przytłaczającej samotności. Zmieniło się to niedawno, dokładnie w chwili, w której matka dziewczyny otrzymała diagnozę. — Doskonale to rozumiem, bo sama mam problemy z rodzeństwem. Moja siostra ma szesnaście lat, w tym roku skończy siedemnaście, ale zachowuje się, jakby wciąż miała mleko pod nosem. Niedawno wyciągałam ją z aresztu i zapewniam, że to nic przyjemnego. Może gdybym zostawiła ją w celi na kilka nocy, trochę by spokorniała, ale nie miałam serca — opowiedziała, zdradzając kilka szczegółów ze swojego życia. Obecnie zmagała się z tak wieloma problemami, że nastoletnia siostra trafiająca za kratki wydawała się jedną ze spraw o mniejszym priorytecie. Jedną z większych wad Peraldine było to, że nie lubiła przyjmować pomocy. Robiła wszystko, by udowodnić swoją niezależność. Nie potrafiła przyznać, że potrzebuje wsparcia, przeciwnie, ilekroć ktoś proponował jej pomoc, odmawiała, twierdząc, że ma wszystko pod kontrolą. Nie miała.
Szukanie partnera aktualnie ją nie interesowało. Powód był prosty - wciąż czuła coś do Joaquina. Dlatego w balu nie upatrywała okazji do poznawania nowych ludzi. Gdyby nie naciski ze strony przyjaciółek, prawdopodobnie nie podeszłaby do Henryego. Wprawdzie był przystojnym mężczyzną, na którym można było zawiesić spojrzenie, ale aktualnie nie była zainteresowana żadnymi romansami. Nie miała na nie czasu.
— One żyją w przeświadczeniu, że mając prawie trzydzieści lat mam jakiś chory obowiązek bycia w związku. Wiem, że tak naprawdę po prostu się o mnie martwią, ale zwykle bardzo dziwnie to okazują — powiedziała i zaśmiała się pod nosem. Jeśli oboje mieli przetrwać ten wieczór, potrzebowali alkoholu.
— Rozumiem, że twój brat również się pojawił, tak? Sam? Z partnerką? — dopytywała, chcąc znaleźć jakiś szczegół, który mógłby udowodnić hipokryzję jego rodzeństwa. Często tak bywa! — Ludzie z łatwością udzielają rad, a sami nie potrafią się do nich zastosować. To bywa irytujące — wyjaśniła, bo sama niejednokrotnie doświadczyła czegoś podobnego. Walentynkowe przyjęcie miała spędzić w towarzystwie samych dziewczyn, a jednak te nakłoniły ją do pozostawienia ich i poszukiwania przygód, których właściwie znaleźć nie chciała. Cudownie, że trafiła na mężczyznę, który miał podobne podejście.
— Zależy od nastroju. Kiedy potrzebuje pocieszenia wybieram czerwone wino. Kiedy mam dobry humor lubię napić się jakiegoś kolorowego, słodkiego drinka. A kiedy chcę wyglądać na poważną bizneswoman sięgam po whisky — odparła, przyglądając się rozlanym drinkom. — Jak widzisz nie jestem wybredna — dodała. Po chwili namysłu sięgnęła po kieliszek z białym winem. Sytuacja wymagała odpowiedniego alkoholu. A ubrana w długą, czarną suknię będzie zdecydowanie lepiej wyglądała z kieliszkiem wina w ręku niżeli szotem tequili!
— Więc może powiesz mi czym się zajmujesz? — zagadnęła, robiąc całkiem pokaźnego łyka wina.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

- To w takim razie doświadczyłem czegoś podobnego - stwierdził, przytakując przy tym na potwierdzenie głowa i uśmiechając się lekko do swojej rozmówczyni z rozbawienia. Także wierzył w to, że mu rodzeństwo truje cały czas o to, by sobie kogoś znalazł, bo jednak woleliby nie przyglądać się temu, jak Henry w samotności wielkimi krokami dobija czterdziestki na swoim karku. Wiadomo, że chcieli dobrze, ale w tych sprawach to dość często łatwiej jest coś powiedzieć niż zrobić. Tak też było i w jego przypadku. Nie wiedział przede wszystkim, jak miałby do tych spraw znowu podejść. Miał w swoim życiu tylko jedną poważną partnerkę i okres randkowania miał dawno za sobą. Można wręcz powiedzieć, że wyszedł z wprawy, a przynajmniej sam do takiego wniosku dochodził - To nie, moje rodzeństwo to w większości już dorośli bracia i jedna dorosła siostra. Jeszcze zanim zapytasz, to nie, siostra akurat nie brała udziału w namawianiu mnie na spędzenie walentynek poza domem - odparł, śmiejąc się trochę ze swoich słów. Oczywiście nie powiedział i nie miał zamiaru mówić, czemu nie brała udziału. Przynajmniej nie sam z siebie. Chyba że jego rozmówczyni się zaciekawi. W gruncie rzeczy wyjechała jakiś czas temu ze Seattle, więc teraz mieszkała z rodziną gdzie indziej. W sumie to ostatnimi czasy jego rodzina w ten sposób odrobinę się wykruszyła, ale tak czasami bywa.
- Ja sam jestem po trzydziestce i mogę z całą pewnością stwierdzić, że wcale nie czuję się w jakimś chorym obowiązku posiadania partnerki - odparł, próbując ubrać tą wypowiedź trochę w humorystyczny sposób. Czy mu to jednak wyszło to już inna sprawa. Odchrząknął trochę swoje gardło - Dobra, ale tak już serio, to po prostu jestem zdania, że na pewne sprawy po prostu przychodzi sam czas i nie ma co na siłę nic robić, czy szukać, jak w tym przypadku, choć jak widać, niektóre osoby patrzą się na nas i sobie myślą "musimy im pomóc" - odparł w zastanowieniu, lecz zaraz jego wzrok spoczął znowu na Perry, której posłał lekki uśmiech. Nie było to dla niego coś nienaturalnego. Ci, co już znali Henry'ego, to wiedzieli, że ma on w miarę pozytywne przysposobienie, prawie zawsze z pogodnym wyrazem twarzy i starający się tak samo podchodzić do ludzi. Zwłaszcza nowopoznanych.
- Mój brat? O dziwo nie chciał powiedzieć. Stwierdził, że "to bal maskowy, jak się pojawię, to będę incognito" - odparł, kręcąc przy tym lekko oczami - Natomiast czy przyszedłby sam? Wątpię - dodał po chwili. Wydawało mu się nawet, że w życiu Lachlana ktoś był, ale jakoś niespecjalnie o tym wiele wiedział. Jedną z cech Brownów było to, że byli strasznie prywatni w tych kwestiach, ale za to lubili na prawo i lewo rzucać radami, które myśleli, że mogą pomóc - Znam to aż do bólu... - stwierdził, wzdychając przy tym. Oczywiście to, czego nie chciał dopowiedzieć, to fakt, że sam był jednym z tych ludzi, którzy radzili inni, ale sami mieli problem, by zastosować swoje rady. To nie to, że były one kiepskie, skądże! Przynajmniej miał taką nadzieję. Po prostu Henry miał zwyczaj przejmować się losem innych, kosztem ogarniania własnego życia.
- Whiskey i czerwone wino... widzę, że się znasz na dobrych rzeczach - stwierdził, bo jednak też miał w zwyczaju pić te trunki. U niego zależało to jednak od nastroju, a nie od konkretnych sytuacji. Nie uważał bynajmniej whiskey za niepoważny trunek. Sięgnął ręką po kieliszek białego wina, także, ale dlatego, że właśnie normalnie to rzadko go pił. Po prostu czerwone mu bardziej smakowało i sam z siebie częściej kupował. Kiedy więc miał okazję sięgnąć po białe, to robił to.
- Pracuję jako lekarz na oddziale neurologicznym w Swedish Hospital, a mówiąc konkretniej, to jako neurochirurg. Bardzo czasochłonna praca, ale uważam, że warta pewnych poświeceń. Głównie właśnie czasowych - odpowiedział Perry, kiedy ta zainteresowała się jego potencjalnym zawodem - A czym ty się zajmujesz? Wspomniałaś wcześniej, że czasami chcesz wyglądać na poważną bizneswoman, więc... myślę, że pracujesz w jakieś firmie? Prowadzisz własny biznes? - postanowił pociągnąć temat i sam teraz skorzystał z możliwości wypicia winka. Hm. Nawet nie takie złe. Przyglądał się z zaciekawieniem swojej towarzyszce, wysłuchując odpowiedzi na swoje pytanie.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Najtrudniej było wykonać pierwszy krok. Przekraczanie granic, do których jesteśmy przyzwyczajeni, bywa problematyczne, bo wymaga odwagi, na którą nie każdy potrafi się zdobyć. Przebywanie we własnej strefie komfortu było wygodne. Natomiast uciążliwe nakłanianie kogoś do wyjścia z niej, było nietaktowne. Perry nie lubiła, gdy ktokolwiek próbował wtrącać się w jej prywatne sprawy. Niewielu osobom zdecydowała się opowiedzieć o chorobie, która dotknęła jej matkę; wprawdzie nie było to tajemnicą, jednakże perspektywa litości, której prawdopodobnie doświadczałaby na każdym kroku, skutecznie ją do tego zniechęcała.
— Zdradź mi w takim razie, czy z wiekiem rodzeństwo staje się gorsze czy jednak mogę liczyć na to, że moja siostrzyczka spokornieje? — spytała, z zaciekawieniem spoglądając na mężczyznę. Miała ogromną nadzieję, że jej młodsza siostra wydorośleje, że wraz z wiekiem oraz nabywanym doświadczeniem nabierze większej ogłady i zacznie rozumieć, że życie nie składa się wyłącznie z dobrych momentów. Siostry Whitlow zmagały się obecnie z wieloma problemami, jednak Perry głęboko wierzyła, że los wkrótce wynagrodzi im wszystkie trudy. Niestety Daphne była innego zdania. Nastolatka nie radziła sobie z przytłaczającą (jak na jej wiek) ilością problemów, których nie dało się rozwiązać. — Naprawdę cieszę się, że ją mam, ale frustruje mnie to, że nie mogę na nią liczyć. Może kiedyś zmądrzeje, ale póki co jest niczym dziecko, któremu najchętniej założyłabym smycz oraz kaganiec — dodała, oczywiście w formie żartu, bo nigdy nie potraktowałaby w taki sposób żadnego człowieka. Poza tym raz próbowała dać dziewczynie szlaban, ale efekt był odwrotny do zamierzonego.
Społeczeństwo utrwaliło pewne schematy zachowań, które część osób chętnie propagowała. Perry, podobnie jak nowo poznany mężczyzna, nie uważała, by konkretny wiek wymuszał pewne decyzje. Zbliżała się do trzydziestki i niczego nie ukrywając, obawiała się tej liczby. Jednakże w żadnym stopniu nie skłaniało ją to, do obowiązku zakładania własnej rodziny – matka oraz siostra dostarczały jej wystarczająco wielu wrażeń, nie potrzebowała więc dodatkowych problemów z partnerem lub dzieckiem!
— Dokładnie, nakładanie presji nie wzmaga chęci ustatkowania się — przyznała, posyłając mu lekki uśmiech. Dobrze, że zgadzali się ze sobą. Dzięki temu Perry nie miała ochoty uciec stąd jak najdalej. Szczęście, że trafiła na kogoś takiego, jak Henry. Przynajmniej dzięki niemu to przyjęcie będzie bardziej interesujące. — No tak, maski — mruknęła, na wzmiankę o jego bracie, który zamierzał pozostać anonimowy pośród wszystkich gości zasłaniających twarze. Maski były ciekawym urozmaiceniem tego wieczoru. Dodawały mu tajemniczości.
— Och, jesteś chirurgiem — palnęła. Trzeba przyznać, że miała szczęście do lekarzy! Jej były partner również pracował jako chirurg, a kilka tygodni temu miała przyjemność poznać pewnego onkologa. Czyżby los chciał jej coś przekazać? Perry miała ambiwalentny stosunek do wróżb, horoskopów i przepowiedni. Twierdziła, że nie wierzy w szarlatańskie przepowiednie, a jednocześnie, ilekroć jakaś gazeta wpadała jej w dłonie, od razu przeskakiwała do działu z horoskopem. Niektórzy twierdzili, że ma bzika na tym punkcie. Pewnie mieli rację. — Ostatnio dużo czasu spędzam w tym szpitalu. Moja matka choruje na nowotwór płuc, przez co obie stałyśmy się stałymi bywalczyniami oddziału onkologicznego — zdradziła, nie wdając się jednak w większe szczegóły. Nie miałaby oporu, by opowiedzieć Henryemu o tych wydarzeniach, jednak uznała, że nie chce psuć humoru ani jemu, ani samej sobie. — Tak, prowadzę restaurację, która wcześniej należała do moich rodziców. Jestem nowicjuszką i często podejmuje błędne decyzje, ale mam nadzieję, że w końcu uda mi się wyciągnąć lokal z długów i postawić go do pionu — powiedziała, robiąc kilka łyków alkoholu.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

- To akurat zależy. W moim przypadku to... cóż, pierwsze, co powinnaś wiedzieć o moim rodzeństwie, to że wszyscy zawsze byli trochę zwariowani. W pozytywnym i negatywnym sensie - stwierdził z rozbawieniem, kiedy przypominał sobie różne akcje z dzieciństwa, jakie to działy się w domu Brownów. Pierwsze, co mu takiego przychodziło do głowy, to kiedy Mitch nie chciał w ogóle przez kilka tygodni wychodzić z domu przez depresję po wypadku. Na jaki pomysł wpadli jego bracia? Postanowili siłą za nogi i ręce wyciągnąć biednego Mitcha na zewnątrz! No i Henry trochę im jednak pomógł mimo wszystko. Nie miał lepszego pomysłu, więc dołączenie do grupy wydawało się mu naturalne - Z wiekiem jednak trochę wydorośleliśmy wszyscy. Z naciskiem na trochę, bo jednak wiesz, rodzeństwo to rodzeństwo, więc razem zawsze możemy sobie pozwolić na jakieś wygłupy, które nie przeszłyby u innych - dokończył już swoją wypowiedź w nadziei, że w jakiś sposób dało to do zrozumienia Perry, co może oczekiwać. Sednem było jednak to - w każdym przypadku wyjdzie inaczej. Może jej siostra spokornieje z wiekiem, może stanie się gorsza, a może tak trochę wydorośleje, ale wciąż pozostanie pewna doza wariactwa? Nigdy nie wiadomo!
- A ile ta twoja siostra ma lat? Wiesz, pytam, bo potrafię trochę to zrozumieć, jeśli jest, powiedzmy, nastolatką. Zauważyłem, że w tym okresie wiele osób wciąż preferuje żyć tak nieco... no jak mam to powiedzieć... pod kloszem? Bez zmartwień problemami dorosłego życia? Coś w tym stylu. Powiedziałbym, więc... daj jej trochę czasu i może z biegiem lat, jak to ty określiłaś, zmądrzeje - wyjaśnił swojej rozmówczyni, przytakując przy tym głową. Nie znał oczywiście dynamiki rodziny Perry. Może jednak jej siostra nie jest taka zła? Albo gorsza niż ją teraz opisuje? Może jest ku temu powód, że mają taką, a nie inną relację, a może po prostu jej siostra jest zwyczajną nastolatką? Dlatego preferował nie wyrabiać sobie jeszcze żadnej opinii. Ciężko to robić na przypuszczeniach, a jak kiedyś ktoś mu powiedział - przypuszczenia to źródło wszelkich porażek. Czy jakoś tak.
- Co nie zmienia faktu, że tak... pewno nasi bliscy chcą dla nas dobrze, nie? Mimo wszystko uważam, że pewne sprawy trzeba samemu ogarnąć i tyle - wyjaśnił trochę kobiecie, po czym wziął kolejny łyk lub dwa swojego białego wina. Wciąż uważał, że było ono w miarę dobre. Kiedy jednak mógł, to odwzajemnił kobiecie gest uśmiechu. Jak widać, zgadzali się ze sobą w paru sprawach, a to już napawało optymizmem, że może przynajmniej będą mieli o czym rozmawiać i ten wieczór minie ciekawiej. W końcu, gdyby w ogóle byli kompletnymi przeciwieństwami siebie i się irytowali nawzajem, to ten plan Perry, który mu przedstawiła wcześniej, mógłby spełznąć na niczym, a tak to może się on jeszcze udać.
- Dokładnie tak. Maski. Nie chciał mi nawet powiedzieć, jak będzie wyglądać. Tak więc nie wiem, za jaką maską się rozglądać, ani też czy w ogóle tu jest. Chyba specjalnie to zrobił, choć nie wiem czemu - stwierdził, kręcąc przy tym swoimi oczami ze zrezygnowaniem. Serio, głowa jego brata tak czasami pracowała, że Henry sam do końca nie rozumiał jego psychiki.
- Tak, chirurgiem - stwierdził, trochę się dziwiąc reakcją Perry. Nie do końca oczywiście rozumiał jej sens, by powtórzyć to, co jej powiedział. Gdyby jednak potrafił czytać teraz w cudzych myślach, to pewno domyśliłby się, o co chodziło. Może nawet by ją zrozumiał z tym ciągłym spotykaniem facetów, co pracują w medycynie. Niekoniecznie z wiarą w horoskopy. Jeśli już trzeba go było do czegoś przyporządkować, to Brown był bardziej człowiekiem nauki, choć szanował to, że nie wszyscy wierzyli w to samo. Gdyby tak było, to świat byłby nudny - Och, rozumiem. Przykro mi to słyszeć o twojej matce. Mam nadzieję, że otrzymuje tam dobrą pomoc. Jak wspomniałem, jestem wprawdzie od neurologii, ale onkologia ma u nas w szpitalu dobrą reputację - stwierdził, bo choć nie znał do końca Perry, a już w ogóle jej matki, to jednak jako lekarz, a co najważniejsze jako człowiek, nie mógł nie czuć wobec nich empatii, no i życzyć, by jednak skończyło się to dobrze. Z drugiej strony nowotwory to straszna rzecz, a już zwłaszcza płuc.
- Tak więc właścicielka restauracji. A która to, jeśli mogę spytać? Może znam, bo jednak czasami się wychodzi w różne miejsca? - zapytał, teraz mocno zaciekawiony tematem. Jedzenie w domu jest fajne, ale czasami warto wychodzić, zwłaszcza z ludźmi, gdzieś na miasto. Trochę się człowiek porusza, pobędzie w towarzystwie innych i może skosztuje dań, których normalnie w zaciszu domowym nie ma - Człowiek uczy się przede wszystkim na błędach. Najważniejsze, chyba by właśnie te błędy dostrzegać, a potem wyciągnąć z nich odpowiednie wnioski, czyż nie? Przynajmniej tak mnie uczono - stwierdził, ponownie upijając parę łyków, skoro dał szansę wypowiedzieć się swojej rozmówczyni.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Prawdą było, że posiadała siostrę, jednakże czternastoletnia różnica wieku między nimi sprawiła, że nie zdołały zbudować silnej więzi, jaka przeważnie łączyła rodzeństwo. Dorastały w dwóch różnych dekadach, przez co wypracowały sobie odmienne poglądu bazujące na współczesnych swoim czasom wartościach i przekonaniach. W związku z powyższym bardzo trudno było im znaleźć płaszczyzny, na których mogłyby zbudować bliską relację. Starsza Whitlow – zdecydowanie bardziej odpowiedzialna – zawsze czuła się kimś w rodzaju drugiej mamy dla młodszej siostry.
— Ma szesnaście lat, niebawem skończy siedemnaście — przypomniała, bo chwilę wcześniej wspomniała mu o wieku Daphne. Zrozumiałe, że Henry mógł się pogubić; Perry często mówiła dużo i nieco nieskładnie, nie zważając na to, że słuchacz może mieć niemały problem w zrozumieniu tego, co chciała przekazać. Dodatkowo, podczas zapoznawania się z nowymi osobami, często otrzymywało się tak wiele informacji, że oczywiste było, że przyswojenie ich wymagała odpowiednio dużo czasu. Oni mieli utrudnione zadanie, ponieważ wokół nich, z racji odbywającego się balu, wiele się działo – ludzie, muzyka, jedzenie, alkohol i maski to tylko część atrakcji, które mogły przytłumić uwagę. — Mam nadzieję, że stanie się to szybciej niż później. Uwierz mi na słowo, niełatwo wychowywać nastolatkę. Mam wrażenie, że będąc w jej wieku nie zachowywałam się w taki sposób. Jasne, próbowałam wielu rzeczy, ale chyba nie sprawiałam, aż takich problemów. Rodzice nigdy nie musieli wyciągać mnie z aresztu ani zjawiać się w szkole co kilka dni — dodała, uśmiechając się samymi tylko kącikami ust. Perry nie potrafiła się zrelaksować. Nawet tutaj, podczas hucznej imprezy, myślała o problemach rozgrywających się w jej prywatnym życiu. Rodzinna sytuacja całkowicie przesłoniła jej oczy. Lada moment i kobieta zorientuje się, jak wiele poświęciła, by móc całkowicie oddać się próbie stawienia czoła nieszczęsnej farsie i nieustępliwemu pechowi, który nad nimi zawisnął. Póki co jednak wciąż była ślepa na to, jak wyniszczająco działa na samą siebie, starając się ratować matkę oraz siostrę.
— Otrzymywała — odparła, na wzmiankę o pomocy udzielanej przez onkologów. Lekarz trzymający pieczę nad przypadkiem pani Whitlow, był specjalistą, mającym bardzo dobrą opinię. Perry ufała jego sposobom oraz ustalonemu planowi leczenia. Niestety półroczna walka ze złośliwym nowotworem nie przyniosła oczekiwanych rezultatów. Wprawdzie Geumjung (matka dziewczyny) wciąż żyła, jednakże rokowania wcale nie napawały jej optymizmem. Onkolog naciskał na kontynuowanie chemioterapii, która dotkliwie wyniszczała nie tylko zainfekowane komórki, ale całe ciało, jednak kobieta nie wyraziła na to zgody. Perry próbowała nakłonić matkę do zmiany decyzji, do kontynuowania tej trudnej walki, bo nie wyobrażała sobie życia, w którym zabranie obojga rodziców. Ojca straciła wiele lat temu, dlatego tak bardzo zależało jej na tym, by matka odnalazła w sobie chęć do dalszej walki z chorobą. Niestety ta uznała, że woli spędzić resztę życie we własnym domu, w towarzystwie ukochanych córek, zamiast przykuta do szpitalnego łóżka. Perry nie potrafiła pogodzić się z tą decyzją. Daphne, która była znacznie młodsza, znosiła to jeszcze gorzej. — Problem nie leży w lekarzach, a w pacjentce — dodała, nie chcąc jednak zdradzać zbyt wielu szczegółów. Wprawdzie poczuła lekką ulgę, mogąc wygadać się obcemu mężczyźnie, jednak nie chciała przytłaczać go smutną historią rodzinnych zawiłości.
— To koreańska restauracja. Nazywa się Masjoh-eun, co znaczy smacznie, mniej więcej. Bardzo słabo znam koreański, choć matka upierała się, żebym poznała ten język. Mimo azjatyckiej urody zawsze uważałam się za Amerykankę, więc zasadniczo niewiele mam wspólnego z Koreą — wyjaśniła, popijając wino. Perry nigdy nie ukończyła studiów; ma za sobą ogromną liczbę kursów oraz szkoleń, ale nigdy nie trafiła na nic takiego, co pochłonęłoby ją bez reszty. Dlatego tułała się między jedną pracą a kolejną, aż w końcu została zmuszona do zajęcia się rodzinnym biznesem. Dobrze czuła się w roli właścicielki, aczkolwiek dopiero nabywała umiejętności. — Wolałabym zdobyć tę tajemną wiedzę, zanim pójdę z torbami, a razem ze mną cała moja rodzina — zażartowała.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

- No tak, chyba już mówiłaś - stwierdził, kiedy usłyszał, że jej siostra ma szesnaście lat. Obiło mu się to o uszy i momentalnie przypomniał sobie, że chyba już Perry mu o tym mówiła. Niestety fakt, że w tej chwili wymieniali się mnóstwem informacji, powodował, że niektóre rzeczy, jak widać, odbiły mu się od głowy i ich nie zapamiętał do końca. Dodajmy do tego też wielkość tej imprezy, ilość zgromadzonych ludzi i hałas, jaki był przy tym tworzony i ciężko było się czasami skupić. Nieważne jak bardzo by się chciało - Wybacz. W każdym razie to tak jak mówiłem, ludzie się zmieniają. Teraz pewno ma inne priorytety na głowie i nie myśli o tym, o czym byś chciała, by myślała - dodał po chwili w kierunku swojej rozmówczyni. Oczywiście nie było przy tym gwarancji, że jej młodsze rodzeństwo zmieni się na lepsze. Mogło np. być gorzej. Nie chciał więc nic tu spekulować, obiecywać, że będzie dobrze, czy też dawać jej jakąś gwarancję.
- Każdy nastolatek jest inny. Tak jak mówię, daj jej czas i może wydorośleje. Jeśli nie... cóż... czasami się na takie rzeczy nie ma rady, jeśli dana osoba nie chce dopuścić do siebie czyjegoś wpływu. Moja matka lubi mówić, że "do pewnych rzeczy trzeba samemu dojrzeć" - odparł, widząc zmieszanie swojej rozmówczyni, choć dość dobrze jej wychodziło ukrywanie go pod uśmiechem. Mimo tego Henry poznał się trochę na jej odczuciach, bo skoro w istocie rozmawiała teraz z nim, obcą osobą, o takich prywatnych sprawach, to najpewniej wciąż ją mocno dręczą i nie potrafi się przez nie zrelaksować na czas balu.
Zaciekawiła go trochę odpowiedź Perry, kiedy wyjaśniła, że jej rodzicielka otrzymywała pomoc. "Czyżby było teraz inaczej?" pomyślał sobie w głowie neurochirurg, kiedy zerknął na kobietę, zaprzestając na chwilę picia białego wina, by skupić się na tej historii. Jako lekarza go to zwyczajnie bardzo zainteresowało. Wiele więcej jednak nie usłyszał. Poza tym, że cały kłopot nie leżał w lekarzach, a w pacjentce. Czyżby odmawiała leczenia? Nie była zbyt chętna do współpracy ze specjalistami? Albo może problem leży w tym, że już w zbyt złym stanie jest i lekarze nie są w stanie jej pomóc? Myślał, czy nie wypytać o więcej. Ciekawiło go to, lecz Perry za wiele o tym na start nie powiedziała, co mogło świadczyć o tym, że nie jest to temat, który chce na ten moment poruszać.
- Rozumiem. To w takim razie mam nadzieję, że sytuacja ostatecznie skończy się dobrze - stwierdził, przytakując kobiecie swoją głową z lekkim uśmiechem. Wyczuł, a przynajmniej miał wrażenie, że nie chciała o tym gadać. Tak więc nie zamierzał naciskać. Tym bardziej że jest dla niej kimś obcym, więc czemu miałaby się przed nim wygadać?
- Masjo... un? Przepraszam. Ciekawie brzmiąca nazwa, choć trudna do wymówienia. Chyba nigdy w niej nie byłem. Raczej bym zapamiętał - wyjaśnił z lekkim rozbawieniem, ale też wstydem, że może mocno poharatał nazwę rodzinnej restauracji Perry i mógł ją tym jakoś urazić. Z drugiej strony trochę zacząć w to powątpiewać, kiedy mu zdradziła, że sama nie do końca zna koreański (z którego słowo pochodzi), więc może jednak nie będzie mu mieć tego za złe - Czyli twoja rodzina pochodzi z Korei, tak? Po imieniu wnioskuję, że ty się urodziłaś już w Stanach. Peraldine to jednak nie brzmi zbyt koreańsko - postanowił dopytać dalej, bo jednak był to kolejny temat, który go zainteresował. Miał okazję już w życiu spotkać osoby, które albo pochodziły z Korei, albo ich rodziny się stamtąd przeprowadziły. Wszyscy jednak czuli się Amerykanami przez to, że byli to zamieszkani lub właśnie się urodzili. Nie widział w tym nic złego, czy nadzwyczajnego. Jakby nie spojrzeć to ten kraj został zbudowany przez imigrantów. Czy to takich, co przyjechali tu na pewien czas, czy tych, co sprowadzili tu swoich bliskich, by mogli zacząć nowe życie - Oby interes zaczął kwitnąć. Myślę, że w sprawach biznesu jedną z najważniejszych rzeczy jest to, by zastanowić się dwa, a nawet trzy razy, zanim się coś zrobi - choć Brown nie był biznesmenem i w tych kwestiach nie wiedział absolutnie nic, to tak na logikę mu się wydawało, że jego rada może być pomocna.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

-

-

Post

<div class="wrapper" style="position: relative;"> <div class="navi"><img src="https://i.imgur.com/G3RqDkX.png"></div>
<br>
<div id="infoi" style="top: 265;left: 20;color: #975256;padding: 10px;width: 410px;height: 230;margin-left: 75px;z-index: 10;position: absolute;overflow: scroll;overflow-x: hidden;text-align: justify; line-height:140%;"><div style="text-align:center; color:#6a244b;">Walentynkowy bal dobiega końca!
Dziękujemy wszystkim za uczestnictwo, posty możecie pisać jeszcze do północy, a jeśli potrzebujecie dokończenia rozgrywki - w dniu jutrzejszym, po tym czasie subforum zostanie przeniesione do archiwum, a posty będą wyłącznie do wglądu - bez możliwości pisania!
Przypominamy, że za uczestnictwo w balu możecie odebrać fabularne punkty! Tymczasem zapraszamy do dalszej zabawy w kolejnym evencie.
Jeśli ktoś nie odebrał nagrody w loterii - nie zwlekajcie.</div></div>
Ostatnio zmieniony 2021-02-22, 22:44 przez Kupidyn, łącznie zmieniany 1 raz.

autor

-

ODPOWIEDZ

Wróć do „Bal walentynkowy”