CHRYSTE!
- - Nie, nie; Harper tak nie myśli, bo nie wie przecież, jakie wyrzuty kłębią się pod sklepieniem czaszki dawnej ukochanej.
- Gdyby wiedział, może rzeczywiście stanąłby w obronie własnej, mówiąc Charlie, że on przecież też w tym jest. Że jego też nikt nie spytał o zdanie. Że wspólnie podjęli decyzję popełnili błąd, więc może mogłaby, do jasnej cholery, przez moment przestać skupiać się tylko na czubku własnego, zasmarkanego nosa, i zrozumieć, że dla niego, w konsekwencji tej ciąży wali się zmienia się aktualnie cały świat.
Słucha Doktor Klepfish, sadzając chudy tyłek na skraju niewygodnego krzesła. Patrzy, jak Charlie krótkim, prostym ruchem podwija ubranie, i odsłania zaokrąglony ledwie brzuch; wyobraża sobie chłód rozprowadzanego po rozgrzanej skórze żelu. Rejestruje kolejne kroki ginekologa w taki sposób, jakby oglądał film.
Potem słyszy jakieś słowa padające spomiędzy wąziutkich warg Charlie. Jakiś, kurwa, bełkot - wyrazy spięte z sobą zupełnie przypadkowo, komunikat, który w locie stu-trzydziestoma centymetrami przestrzeni kompletnie zgubił sens.
- - Bastian jest w szpitalu…
Bastian?
Taak, aha… No, zna chyba jakiegoś Bastiana. Jednego, czy dwóch…
Miał kiedyś nawet - marszczy brwi, przez trzy sekundy tapla się w cudownie słodkiej dysocjacji - takiego przyjaciela…
- Nie wie czemu, ale powietrze smakuje jak mleko truskawkowe.
Dziesiątki nieodebranych połączeń. Rozstania i powroty. Transakcja relacja nazywana przyjaźnią, egzotyczne słowo, które dla Dwellera nosiło w definicji przyjemność nadzieję i ból.
Pamięta. Jezu. Teraz wszystko już pamięta.
- Kurwa, Charlotte, co!?
Amalia Klepfish gromi go takim spojrzeniem, że całe ciało muzyka jakby zmienia się w skuty szronem głaz. Czuje, że musi stąd uciekać, ale, przy tym wszystkim, ani - kurwa - drgnie.
Zegar tyka, racja, ale jakby poza czasem, a już na pewno - poza nim. Gabinet rozjeżdża się, czasoprzestrzeń rozchodzi momentalnie w szwach.
Harper-Jack Dweller próbuje oddychać: łapać powietrze w rozchylone usta, wypuszczać je wolno przez nos.
- Tymczasem: Bastian jest w szpitalu. I Charlie też jest w szpitalu. I on…
I WSZYSTKO W NIM KRZYCZY, ŻE…
Musi coś wziąć. Musi coś wziąć. Musi coś wziąć. Musi coś wziąć. Musi coś wziąć. Musi coś wziąć. Musi coś wziąć. Musi coś wziąć. Musi coś wziąć. Musi coś wziąć. Musi coś wziąć. Musi coś wziąć. Musi coś wziąć. Musi coś wziąć. Musi coś wziąć. Musi coś wziąć. Musi coś wziąć. Musi coś wziąć. Musi coś wziąć. Musi coś wziąć. Musi coś wziąć. Musi coś wziąć. Musi coś wziąć. Musi coś wziąć. Musi coś wziąć. Musi coś wziąć. Musi coś wziąć. Musi coś wziąć. Musi coś wziąć. Musi coś wziąć. Musi coś wziąć. Musi coś wziąć. Musi coś wziąć. Musi coś wziąć. Musi coś wziąć. Musi coś wziąć. Musi coś wziąć. Musi coś wziąć. Musi coś wziąć. Musi coś wziąć. Musi coś wziąć. Musi coś wziąć. Musi coś wziąć. Musi coś wziąć. Musi coś wziąć. Musi coś wziąć. Musi coś wziąć. Musi coś wziąć. Musi coś wziąć. Musi coś wziąć. Musi coś wziąć. Musi coś wziąć. Musi coś wziąć. Musi coś wziąć. Musi coś wziąć. Musi coś wziąć. Musi coś wziąć. Musi coś wziąć. Musi coś wziąć. Musi coś wziąć. Musi coś wziąć. Musi coś wziąć. Musi coś wziąć. Musi coś wziąć. Musi coś wziąć. Musi coś wziąć. Musi coś wziąć. Musi coś wziąć. Musi coś wziąć. Musi coś wziąć. Musi coś wziąć. Musi coś wziąć. Musi coś wziąć. Musi coś wziąć. Musi coś wziąć. Musi coś wziąć. Musi coś wziąć. Musi coś wziąć. Musi coś wziąć. Musi coś wziąć. Musi coś wziąć. Musi coś wziąć. Musi coś wziąć. Musi coś wziąć. Musi coś wziąć. Musi coś wziąć. Musi coś wziąć. Musi coś wziąć. Musi coś wziąć. Musi coś wziąć. Musi coś wziąć. Musi coś wziąć. Musi coś wziąć. Musi coś wziąć. Musi coś wziąć. Musi coś wziąć. Musi coś wziąć. Musi coś wziąć. Musi coś wziąć. Musi coś wziąć. Musi coś wziąć. Musi coś wziąć. Musi coś wziąć. Musi coś wziąć. Musi coś wziąć.
Musi coś wziąć. Musi coś wziąć. Musi coś wziąć. Musi coś wziąć. Musi coś wziąć. Musi coś wziąć. Musi coś wziąć. Musi coś wziąć. Musi coś wziąć. Musi coś wziąć. Musi coś wziąć. Musi coś wziąć. Musi coś wziąć.
Musi coś. WZIĄĆ. MUSICOŚWZIĄĆ.
T-t-teraz. Musi coś, musi coś, musi coś… Wziąć.
Musi coś wziąć (dupę w troki, najchętniej, i nogi - za pas, by po prostu stąd zwiać). Musi coś… Wypić. Musi coś wstrzyknąć.
MUSI
- COŚ
- MUSI COŚ MUSI COŚ MUSI COŚ
- WZIĄĆ
Z braku innych możliwości, Dweller patrzy na monitor.
Na dziwny, rozmywany rytmicznym pulsowaniem kształt. Plamę projekcyjną niby w rorschachowskim teście - tylko zamiast dwóch tworów bliźniaczych, widzi w monochromatycznych cieniach pojedynczy kształt.
Z konturów przypomina mu to-to orzeszek nerkowca.
Na ekranie rzeczywistość fałszowana jest wprawdzie technologią, ale plakat edukacyjny zawieszony nieopodal, nad leżanką, mówi im, że płód ma teraz rozmiar nieobranej mandarynki.
Dweller patrzy na swoją dłoń - ułożoną na kolanie, zwróconą wnętrzem do góry, palce rozwarte nagłym strachem spinającym mięśnie w podobieństwie paraliżu.
Jego dziecko córka zmieściłaby się teraz w sercu jego dłoni.
Dziecko.
- A tamten chłopiec? Chłopiec z tamtej nocy. Ten, który miał dwa lata, gdy jego życie spotkał niespodziewany kres. Jak duży był, gdy rodzice dowiedzieli się o jego istnieniu? Jak mały? Gdzie robili USG? Jezu Chryste… Tu?
Ale teraz - jeszcze - nie.
Teraz: nie może odwrócić wzroku.
- Wi… - wydaje mu się, że mówi, ale zamiast własnego głosu, słyszy tylko dziwny, szeleszczący świst - Wi-widzę, Charlie.
Klepfish się niecierpliwi. Współczuje dziewczynie takiego wymoczka w roli pożal-się-Boże-ojca. W dodatku dziś ma w grafiku jeszcze z sześciu takich. No, myśli sobie lekarka, już:
- Czy chcielibyście państwo posłuchać bicia serduszka córki?
Harper-Jack Dweller myśli czuje: Nie. Błagam, nie. Kurwa, błagam, nie.
Boi się jeszcze bardziej, niż minionej nocy kiedykolwiek wcześniej.
Nie wiedział, że jest to możliwe, a jednak...
Ale kiwa głową, i przez zaciśnięte gardło mówi:
- Tak. Oczywiście, że tak.
*ej, jakby co, to to jest ekspresja artystyczna, a nie mowa nienawiści!!! zarówno Harper, jak i jego autor, mają semicką krew, ok???