WAŻNE Wprowadzamy nowy system pisania postów/tworzenia tematów w lokacjach. Prosimy o zapoznanie się instrukcją i stosowanie nowego wzoru. Więcej informacji znajdziecie tutaj!

Subfora zostały podzielone na 4 główne działy, oto orientacyjny zakres lokacji, które mogą się w nich znaleźć:
- strefa miejska - ulice, parkingi, tereny zielone, parki, place zabaw, zaułki, przystanki, cmentarze
- usługi - sklepy, centra handlowe, salony kosmetyczne, pralnie, warsztaty
- kultura i instytucje - galerie, muzea, teatry, opera, domy kultury, centra społeczne, urzędy, kościoły, szkoły, przedszkola, szpitale, przychodnie
- życie towarzyskie - restauracje, kawiarnie, kluby, kręgielnie, puby, kina

Dodatkowo w dzielnicach znajdziecie subfora większych firm albo ważnych dla forum i postaci lokacji, np. szczególne kluby, uniwersytet, czy restauracje.

INFO W procesie przenoszenia forum na nowy silnik utracone zostały hasła logowania. Napiszcie w tej sprawie na discordzie do audrey#3270 lub na konto Dreamy Seattle na Edenie. Ustawimy nowe tymczasowe hasła, które zmienicie we własnym zakresie.

DISCORD Jesteśmy też tutaj! Zapraszamy!

UPDATE Postacie chcące uzupełnić swoją KP o nowe treści w biografii mogą skorzystać teraz z kodu update w zamówieniach.

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

- A ja nie lubię - zrobił minę przedrzeźniając jej zawiedziony wyraz twarzy - kiedy coś nie idzie po mojej myśli, chociaż mam do tego zapewnione wszystkie warunki. Czasem trzeba się obejść jedynie smakiem, panno Diaz - powiedział wzruszając bezradnie ramionami, jakby nic nie mógł na to poradzić; z czystej przekory nie wtajemniczył jej w swoje rozmyślenia, bo tym razem był daleki od odnoszenia się do pracy. Po znajomości kontekstu jego toku myślowego - o który zapewne by go nie posądzała - i w nawiązaniu do niedawnej wypowiedzi bez dwóch zdań załatwiłaby dla niego zakaz zbliżania się do własnej osoby. Daniel nie był głupi, wyczuwał, że Penelope w jego towarzystwie nie czuje się najswobodniej i najchętniej rozwiązałaby umowę już teraz, dlatego ostatecznie - jak miał nadzieję - powściągnął swoje niepotrzebne wyobrażenia.
Utwierdziło go w tym przekonaniu to zaskoczone “o ile?”, które wybrzmiało takim przerażeniem, jakby przesunięty w czasie termin zakończenia projektu naprawdę był dla niej nie lada problemem. - Mamy opóźnienia w terminach. - Nie wchodził w szczegóły, które i tak nie powinny zaprzątać jej głowy. Mógł jej powiedzieć, że opóźnienia dotyczą spraw budowlanych, nie krajobrazu. Ale nie chciał. Szczególnie, że łyknęła haczyk z tą wystawą jego matki. Nie żeby podstęp był specjalnie wyszukany, jednak był zadowolony, że udało mu się osiągnąć zamierzony cel. - Doskonale. Przekażę tę informację Gwendolyn. Będzie zachwycona - uśmiechnął się ciepło na potwierdzenie jej obecności w tym wydarzeniu.
Słuchał w skupieniu jej wytłumaczenia dotyczącego latania samolotami i strachu przed balkonami. Nie zamierzał go komentować, wyraźnie odebrał sygnał, że nie powinien się w to mieszać, a nie chciał niepotrzebnie wprawiać jej w jeszcze gorszy nastrój kolejnymi pytaniami. Dlatego tylko dotknął lekko jej ramienia i pokręcił głową, że nic się przecież nie stało i nie musi go za nic przepraszać. - Nie powiedziałem, że gdziekolwiek lecimy. Nie obawiaj się, nie będziesz na mnie skazana więcej, niż jest to niezbędne - zaprzeczył szybko. Odpowiedź o lotach samolotem go usatysfakcjonowała, ale robił wszystko aby jego twarz pozostała tak profesjonalna, jaką nie tyle on chciał przybrać, co na ile Penelope na siłę próbowała mu ją przypisać. Mimo to cień uśmiechu błąkał mu się po ustach, gdy uświadomił sobie, że przecież określenie “niezbędne” można było interpretować na wiele sposobów...
Sen! Zdecydowanie potrzebował snu, bo zaczynał wkraczać w te rewiry zatrutej jedną myślą wyobraźni, z których po przekroczeniu pewnej granicy nie było już odwrotu. Dla rozładowania wewnętrznego napięcia postanowił założyć nogę na nogę, przy czym kopnął niechcący Penny pod stołem, a nagły ruch kończyny kobiety wywołał zsunięcie się materiału sukienki w miejscu długiego rozcięcia na boku kreacji, odsłaniając tym samym jej smukłe udo. - Przepraszam! - w geście skruchy położył dłoń na jej odkrytym kolanie. Przez moment obserwował, jak bardzo skóra jego dłoni kontrastuje z odcieniem jej skóry na udzie i odruchowo przesunął palce ku górze, ale szybko się zreflektował. - Nie chciałem - dodał bez przekonania cofając dłoń niezbyt spiesznym ruchem. Czuł, jak rozpiera go od środka palący gorąc. Cholera, znowu, znowu, znowu! Byłoby łatwiej, gdybyś nie była taka piękna, pomyślał przełykając ślinę. - Chodź, potrzebuję się przewietrzyć. I od razu coś ci pokażę. - Wstał ze swojego krzesła i gestem godnym dżentelmena podał jej dłoń, aby mogła się na niej wesprzeć. Specjalnie prowokował dotyk? Być może, ale dostarczał mu tyle przyjemności, że nie mógł się powstrzymać. - Staniemy przy oknie, ale otworzę drzwi na taras, aby wpuścić trochę świeżego powietrza. Nie wyjdziemy tam, spokojnie - wyjaśnił cicho, uspokajająco, a gdy wreszcie znaleźli się przy przeszklonej ścianie od strony zatoki, powoli podszedł do drzwi balkonowych i lekko je uchylił. I tak musieli poczekać na George'a. A tu przynajmniej nie wiało tak od wody jakby mieli stać na zewnątrz. Chłodna bryza znad zatoki szybko owionęła go niemalże do szpiku kości, chociaż nie był pewien, czy to wina tylko wiatru.
Wracając do Penny stanął tuż za nią w ten sposób, że jego głowa odbijała się w szybie obok jej głowy ponad jej ramieniem. - Widzisz tamto światło? - wskazał ręką na czerwoną migającą kropkę w oddali pojawiającą się co kilka sekund pośród ciemności. Sam nie patrzył na wskazane przez siebie miejsce, tylko błądził wzrokiem po odbiciu jej twarzy w oknie, przy którym stali. - To tam od przyszłego tygodnia ruszają pełną parą prace nad wdrożeniem w życie BlueCorp. Chcąc nie chcąc nawet po zakończonej umowie będziesz miała ze mną coś wspólnego. I to tak trwałego, że na stałe wpisze się w historię miasta. Będziesz w stanie żyć ze świadomością, że udało ci się jednak coś stworzyć ze znienawidzonym przez siebie Danielem Grahamem, który do tej pory tylko niszczył twoje życie? - zapytał z lekką dozą rozbawienia, być może nawet prowokacji, ale na pewno nie było w tym pytaniu wyrzutu czy oskarżenia. Raczej czysta ciekawość tego, jak się na to zapatruje.
Kto wie? Może gdybyś mnie tak bardzo nie nienawidziła…? Pomyślał z zafascynowaniem obserwując jej twarz w odbiciu i wciągając ostrożnie nosem jej delikatny zapach będący oszałamiającą mieszanką jej perfum, jego perfum i lawendy, która tak mocno wbiła mu się w pamięć po tamtym wieczorze. Uświadomiwszy sobie, że zrobił jeszcze jeden krok w jej stronę i zahaczył dłonią o tył własnej marynarki, ocknął się z otępienia, ale nie cofnął się w celu zwiększenia dystansu. Graham, kurwa! Upomniał się w głowie, ale na próżno. Świadomość, że pod tą przeklętą marynarką tak luźno zarzuconą na jej ramiona znajdują się równie przeklęte sznurki sukienki i że wystarczy tylko pociągnąć lekko do dołu, aby pozbyć się niechcianego elementu garderoby, wcale nie pomagała skupić się na tym, co ważne.
Ale co tak naprawdę było ważne? W tym momencie już nie miał żadnej pewności.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Słaba manipulacja skoro od samego początku Penny wyrażała chęć by pojawić się na wystawie jego matki. Nawet gdyby w jakiś sposób uroił sobie pomysł zabronienia jej pójścia tam, postawiłaby na swoim i z czystej ciekawości ruszyła do galerii by obejrzeć pracę Gwendolyn Graham. Wizja rozmowy z potencjalną teściową nie była zachęcająca, w końcu musiała grać przed nią swoją rolę zakochanej narzeczonej jej syna a jak wiadomo matki są przeczulone na punkcie swoich dzieci. Na pewno padnie wiele krępujących pytań i zapewne przed wspólnym wyjściem będą musieli ustalić jedną wersję wydarzeń. I do cholery jasnej Daniel, kup wreszcie ten pierścionek, bo naprawdę jest to podejrzane! Dodała jedynie w myślach nie chcąc się powtarzać po raz setny, że tylko ona stara się by wszystko wyglądało wiarygodnie.
- Niczego innego bym się po Tobie nie spodziewała – mruknęła cicho pod nosem, nie przejmując się tym czy mężczyzna w ogóle to usłyszy. Zadawał dziwne pytania by później wywinąć się w taki bezczelny sposób. Gdyby zdecydował się na mały urlop, gdziekolwiek by sobie zapragnął Penny mogłaby znieść to skazanie. Byleby tylko nie pracował i nie traktował jej jak ładnej ozdoby przy swoim boku na biznesowych spotkaniach. Nigdy nie była i nie będzie kobietą, która grzecznie przytakuje swojemu ukochanemu i pozwala się traktować tak lekceważąco. Jeśli szukał takiej kobiety mógł wybrać kogoś ze swojego towarzystwa do te szopki, nie osobę która zawsze miała wiele do powiedzenia i nie bała się bronić swoich poglądów. Jej przemyślenia przerwało delikatne kopnięcie pod stołem, które jednak spowodowało, że jej jedna noga się osunęła a sukienka pokazała odsłonięte kolano. Jednak to co stało się zaledwie kilka sekund później wprawiło ją w osłupienie. Ten delikatny dotyk, te niepewne przesunięcie palcami po jej nagiej skórze trwało zaledwie chwilę a jeszcze przez dłuższy czas czuła jego przyjemny dotyk. Było w tym coś elektryzującego, coś co nie sprawiało skrępowania i powodowało że chciała więcej. Wpatrując się w jego oczy miała tyle do powiedzenia a jednak żadne słowo nie wyszło spomiędzy jej warg. Zrobiło się między nimi jakoś dziwnie gorąco, więc tylko chrząknęła i poprawiła materiał sukienki by nie kusić losu. Jeśli do tej pory ktoś miał wątpliwości że ta dwójka nie ma nic wspólnego to widząc ten obrazek mogli uwierzyć w ich związek. Daniel był dobrym aktorem, Penny sama zapewne uwierzyłaby w szczerość jego intencji gdyby nie znała całej prawdy. A mimo wszystko chwyciła jego dłoń i pozwoliła się prowadzić w stronę dużych okien. Sama nie wiedziała czy poczuła nagłe spięcie mięśni dlatego, że Daniel tak blisko stanął za jej plecami czy może dlatego że teraz był tak blisko i nawet jeśli do niego nie podchodzili wywoływał u niej szybsze bicie serca.
- Wcale Cię nie nienawidzę – jej głos był cichy i spokojny, bo stojąc tak blisko nie musiała się martwić, że Daniel nie wyłapie tego szeptu. Przeniosła wzrok ze wskazywanego miejsca na jego odbicie w szybie. I chociaż było ono nie wyraźne i nie mogła dostrzec głębi jego spojrzenia czuła, że to nie są zwykłe żarty. Czy naprawdę dała mu odczuć tak bardzo negatywne uczucia? Wiele mogła o nim powiedzieć, ale na pewno nie to, że znajduje się na liście ludzi do których pała tak silnymi emocjami. – Nienawiść to takie wielkie słowo. Chwilami jesteś naprawdę znośny – uśmiechnęła się z rozbawieniem, nieco sobie z niego żartując bo przecież w ostatnim czasie dogadywali się tak świetnie. Naprawdę było coraz lepiej i żal było, że to wszystko nie długo się skończy. Dla niej było to jak bajka. Praca marzeń, gdzie mogła się realizować w projektach o których większość ludzi w jej wieku mogła pomarzyć. Znośne przyjęcia i nieco mniej zawistni ludzie niż ostatnio. I Daniel który okazał się być najbardziej interesujący ze znanych jej robotów. Dziwnie będzie urwać kontakt i już więcej go nie spotkać.
- Nie chce wracać jeszcze do domu, może przejdziemy się na spacer? Noc wydaje się ciepła a nie często widać w tym mieście gwiazdy – jej głos brzmiał miękko a na twarzy widniał uroczy uśmiech gdy odwracała się w jego stronę. Co prawda pora była już późna i znając Daniela w głowie już układał plan awaryjny na swój zaburzony cykl snu, ale dodatkowe pół godziny pewnie niczego nie zmieni. Bryza znad zatoki była chłodna, ale może przy lądzie nie będzie tak odczuwalna jak na wysokim piętrze hotelu. – Proszę? – spojrzała wprost w jego oczy nieco błagalnie by zgodził się chociaż na kilku minutowy spacer nad wodą.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Uśmiechnął się pod nosem słysząc jej cichą odpowiedź, która nawet jednym słowem nie odniosła się do głównej myśli jego pytania, ale gdzieś w głębi serca chciał to usłyszeć. Nie oczekiwał, że zapała do niego nie wiadomo jaką sympatią, ale wystarczyło się choć trochę polubić, prawda? Sprostowanie szybko odarło go ze złudzeń. - Znośny? - powtórzył z naciskiem szczerze rozbawiony i uniósł brew. - Zaczynaliśmy z wyrzutami i złością, po miesiącu jestem już “znośny”. Boję się pomyśleć, na jakim etapie w tym tempie eskalacji tej relacji znajdziemy się pod koniec grudnia. Może nawet awansuję na “sympatycznego”? - trochę ironizował, trochę żartował, a trochę szacował, jak jeszcze bardziej rozpędzić ten proces i dotrzeć do mety z czymś więcej niż tak bezpłciową plakietką, którą nadawało się wtedy, gdy nie wiedziało się, co powiedzieć na temat nudnego człowieka bez obrażania go. Teoretycznie do niego pasowało. W praktyce wiedział, że nie wszystko było tak oczywiste, jak wydawało się na pierwszy rzut oka.
Gdy Penny odwróciła się tak nagle, ich twarze znów znalazły się bardzo blisko siebie, ale Daniel nie cofnął się nawet o milimetr niezrażony tą niewielką odległością między nimi. Pokiwał głową zgadzając się na spacer po tym ponaglającym “proszę?”. Zamiast jednak odsunąć się i dać jej przejść obok, jakaś niewidzialna siła przejęła kontrolę nad jego ciałem i przysunęła go jeszcze bliżej. Znów utopił się w jej oczach, a ten uśmiech… na jego widok coś ciepłego rozlało się po jego klatce piersiowej. Serce na moment mu zamarło, żeby chwilę później zacząć dudnić jak oszalałe, a krew w naczyniach zawrzała. Czy to on musnął palcami jej policzek w miejscu tego słodkiego dołeczka pojawiającego się przy każdym uniesieniu kącików ust? Gdyby nie delikatne łaskotanie opuszek przy dotyku i elektryzujący dreszcz przebiegający wzdłuż kręgosłupa z nim związany mógłby przysiąc, że nie miał z tym nic wspólnego, chociaż właśnie o tym myślał jeszcze chwilę wcześniej. Druga dłoń swobodnie spoczęła na talii Penelope, jakby robiła to od zawsze. Nie, coś mu nie pasowało. Sztywny materiał marynarki nie zadowolił jego potrzeby bliskości, dlatego wyważonym ruchem wsunął rękę pod jej okrycie, układając ją najpierw na boku talii, a następnie przesunął ją nieco dalej, zatrzymując ją bezpośrednio na nagiej skórze pleców kobiety na wysokości jej talii. Oblizując wargi przeniósł spojrzenie z jej oczu niżej, na kształtne usta, które - kusząc go jeszcze przy stoliku - teraz były tak niewyobrażalnie blisko, a z każdą sekundą dystans ten się zmniejszał jeszcze bardziej. Czuł na swoim policzku jej ciepły oddech, skóra na nosie mrowiła pod wpływem nie tyle dotyku, co niecierpliwego wyczekiwania, że już za chwilę będzie oddychać tym samym powietrzem co i ona. Milimetry dzieliły go od tego, aby wreszcie poczuł na wargach smak jej ust, kiedy...
- Panie Graham, pański szofer już czeka.
Zatrzymał się w pół ruchu wciągając głęboko powietrze przez nos. Z ociąganiem odwrócił głowę w stronę kelnerki i bez słowa potakujacym ruchem potwierdził, że przyjął do wiadomości. Zacisnął wargi powstrzymując jęk rozczarowania. Mimo to podświadomie wiedział, że w gruncie rzeczy dobrze się stało i nie powinien kusić losu tym pocałunkiem. Powodów ku temu znajdował wiele. Po pierwsze - Penelope wielokrotnie przyznała, że nie pasuje do jego świata, tak jak on nie pasował do jej świata. Byli zupełnymi przeciwieństwami na każdej możliwej płaszczyźnie, to nie miało szansy się udać. A on nie angażował się w żadne poważne relacje. Miał dużo pracy. Miał chorą matkę. I nie chciał pewnego dnia tak jak ona skończyć ze złamanym sercem w wariatkowie.
Przymknął powieki cofając się o krok. - Hmm, tak, jeśli masz ochotę na spacer, odwołam George’a - niechętnie wrócił na bardziej formalny ton, jak gdyby nic się nie stało i odwrócił głowę, aby ukryć swoje zmieszanie. Nie chciał dać po sobie poznać, jak bardzo żałuje, że im przerwano. - Stąd do nas jest na dobrą sprawę piętnaście minut drogi, możemy wrócić pieszo - powiedział, byleby tylko zagłuszyć ciszę między nimi. Wskazał gestem, żeby szła przodem, bo nie był w stanie spojrzeć jej teraz w oczy. Szumiało mu w uszach i nie do końca wiedział, jak z tego wybrnąć. Przeprosić? Zaprzeczyć? Usprawiedliwić zmęczeniem? Zignorować...?
Właśnie dlatego nie ufał sercu. Raz poruszone wprowadzało zamieszanie, którego nie sposób było ogarnąć bez obrania którejś z dwóch przeciwstawnych stron - uczuciowej albo racjonalnej. Tylko jak się zdecydować, kiedy każda z nich przekrzykując się wzajemnie bombardowała go takim samym natężeniem tych pozytywnych aspektów rzucanych na swoją przewagę, jak i nieuświadomionych lęków przemawiających na niekorzyść tej drugiej?

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Sympatyczny. Aż zaśmiała się cicho pod nosem, bo Daniel swoją osobą był przeciwieństwem tego określenia. Na pierwszy rzut oka nie było w nim nic sympatycznego. Nie jest miły, nie jest uczynny a profesjonalny i pozbawiony emocji ton głosu nadawał mu wizerunku… robota. Na samą myśl uśmiechnęła się pod nosem, bo w sumie faktycznie był sympatyczny jak na robota. I humor mu wyjątkowo dzisiaj dopisywał stąd pomysł na nocny spacer po mieście. Tylko, że nagle czas się zatrzymał. Kompletnie nie spodziewała się, że Daniel stoi aż tak blisko za jej plecami, więc gdy odwróciła się w jego kierunku ich twarze dzieliło zaledwie kilkanaście centymetrów. Z bliska jego oczy wydały się jakieś inne. Nie było to pozbawione emocji spojrzenie, kryło się w nich jakieś ciepło, które wywołało na jej twarzy kolejny uśmiech. A nie zdawała sobie z tego sprawy dopóki Daniel nie musnął palcem jej policzka a dokładnie wgłębienia, który pojawiał się za każdym razem gdy promienny uśmiech rozświetlał jej oblicze. Jeden ruch i mogli pokonać tę odległość, wystarczyło postawić krok do przodu i ponownie mogłaby smakować jego ust, jednak jakaś niewidzialna siła trzymała ją w miejscu. Nie drgnęła nawet. Jedynie jej klatka piersiowa unosiła się znacznie szybciej niż normalnie a przez gęstniejące powietrze coraz trudniej jej się oddychało. Mieszanka alkoholu, zmęczenia i ich perfum była uderzająca. Tylko czy to działo się naprawdę? Sama nie wiedziała skąd pomysł, że Daniel z nią po prostu igra. Wykorzystuje jej naiwność by ostatecznie zostawić ją samą i wrócić do pracy. To byłoby w jego stylu, bo za każdym razem gdy między nimi układało się dobrze działo się coś co wszystko psuło. Tym razem jednak nie chciała by Daniel znikał. To było miłe, więc nie odsunęła się od niego, nawet jeśli wizja ich bliskości była znacznie bardziej przerażająca niż taras znajdujący się za jej plecami. Jego chłodne palce na jej plecach powodowały przyjemny dreszcz i sprawiały, że nie chciała skupiać się na niczym innym. Nie liczyli się inni goście, nie liczyli się szefowie, którzy gdzieś kręcili się po sali. W końcu byli narzeczeństwem, zakochaną parą, która mogła pozwolić sobie na odrobinę czułości po ciężkim dniu. Za każdym razem gdy próbowała odetchnąć głębiej zapach jego perfum i bliskość ciała przyprawiało ją o większy zawrót głowy. Jednak nic się nie wydarzyło. Nic. Głos kelnerki tak brutalnie wyrwał ich z tego zahipnotyzowania własnymi osobami, że minęło kilka sekund zanim tak naprawdę wróciła do siebie. Odchrząknęła znacząco gdy robiła krok w tył, chociaż tak bardzo tego nie chciała. I to było złe. Nie zachowywali się profesjonalnie. W ich zachowaniu z ostatnich kilku minut nie miało nic wspólnego z podpisaną umową, więc zerknęła w bok wyraźnie zmieszana. Ton Daniela znowu zrobił się taki chłodny, że kolejny raz naszły ją wątpliwości ile było w tym gdy a ile szczerości?
- W sumie to jestem trochę zmęczona, przełóżmy to na inny wieczór – powiedziała cicho unikając jego wzroku. Za dużo się wydarzyło by mogła spędzić z nim przyjemny spacer a skoro szofer już przyjechał nie było sensu go odwoływać. Chciała znaleźć się już w swoim pokoju (który swoją drogą wcale nie był jej), w jednym miejscu gdzie mogła unikać jego osoby. Wchodząc do windy jedynie kątem oka próbowała dostrzec wyraz jego twarzy by upewnić się, że znowu zamienił się w bezdusznego robota. W ciszy zjeżdżali w dół. W cholernie krępującej ciszy, której Penny nie potrafiła przerwać. Piętro za piętrem. Miała wrażenie, że trwało to wieczność zanim znaleźli się na parterze. – To był miły wieczór, dziękuję – zanim wsiadła do samochodu zerknęła na Daniela, który chwilę później jak na dżentelmena przystało zamykał za nią drzwi zanim przeszedł na drugą stronę samochodu. Droga również minęła im w ciszy, bo on skupił się na nadrabianiu zaległej poczty a ona obserwowała miasto nocą.

zt.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

#1

Dwie piękne dziewczyny, samotne, w hotelowym lobby... Obie ubrane bardzo elegancko, wyglądały dosłownie jak wyjęte z okładki jakiegoś pisma, stały i czekały, ale na co?
Taki widok w tym hotelu nikogo już nie dziwił, widywali tu naprawdę różne rzeczy, więc nikt nawet nie patrzył na nie krzywo.
Camille w tej opiętej sukience czuła się totalnie jak nie ona, makijaż, fryzura, dodatki w postaci drogiej biżuterii - dosłownie jakby się przebrała i udawała kogoś kim w ogóle nie jest. Najgorsze w tym wszystkim było to, że żadna z tych rzeczy nie należała do niej, nawet buty... Szpilki dodały jej kilku centymetrów, bo niestety ale natura nie obdarzyła jej wzrostem, choć nie pożałowała innych atutów.
Cały outfit należał do uroczej blondynki, która stała u boku Camille, Ann wydawała się promienieć szczęściem, uśmiech nie schodził jej z twarzy, cały czas próbowała zagadać Benton, ale ta praktycznie w ogóle się nie odzywała tylko rzucała jakieś zdawkowe odpowiedzi. Zwyczajnie bardzo się stresowała. Pierwszy raz w życiu była w tak poronionej sytuacji...
Ann bowiem zaproponowała przyjaciółce by ta, skoro ma takie problemy finansowe zwyczajnie mówiąc znalazła sobie sponsora, opowiadała jej o wszystkich swoich wyjazdach, prezentach, karcie kredytowej, którą dostała od swojego mężczyzny i to w zamian za co? Za towarzystwo, seks i dobrą zabawę - żyć nie umierać prawda? Kiedy Cami tego wszystkiego słuchała wydawało jej się to aż niemożliwe, wręcz bajkowe a z drugiej strony jakiś wredny duszek, zwany moralnością podpowiadał jej, że to totalnie nieodpowiednie i w ogóle nie powinna się w to pakować. Na całe szczęście dziś we czwórkę, to znaczy Ann, George, jego przyjaciel oraz Camille mieli zjeść tylko razem kolację, sprawdzić czy ta dwójka przypadnie sobie do gustu i czy Duncanowi nastolatka spodoba się na tyle by zabrał ją na event, na który potrzebował towarzystwa.
- Cami weź się w garść, wyluzuj i postaraj się dobrze bawić. Będzie fajnie, zobaczysz... - Ann posłała przyjaciółce przyjazny uśmiech i pogładziła ją z czułością po ramieniu. Chciała jej dodać w ten sposób otuchy, dlatego Cam wzięła głębszy oddech i wypuściła powietrze z płuc, tak jakby dosłownie spuszczała z siebie parę. Dobra... Nie było co panikować, najwyżej skończy się to na tym, że zje pyszne jedzenie za free i choć raz poczuje się jak "księżniczka". Żyje się tylko raz, a przecież może być naprawdę miło i sympatycznie, nawet jeśli już nigdy więcej się nie spotkają.
- Uśmiechnij się, idą.- szepnęła blondynka i sprzedała Cami kuksańca w bok, prosto z łokcia. Nie stała długo przy Benton bo zrobiła kilka kroków by wyjść na przeciw Georgowi, objęła mężczyznę za szyję i niemal od razu namiętnie pocałowała, tak jakby jutra miało nie być. Dla Benton ten pocałunek trwał całą wieczność zanim się od siebie odkleili.
-Cześć, Duncan jak się masz? Och, George, Duncan, to jest właśnie Camille, o której wam tyle opowiadałam -odwróciła się lekko w stronę nieco młodszej koleżanki i wskazała ją otwartą dłonią.
- Eee.... Dobry wieczór....- bąknęła brunetka kiedy została przedstawiona i uniosła nieśmiało dłoń w geście powitania. Nawet lekko się zarumieniła, poważnie wyglądała tak jakby w ogóle tu nie pasowała bo nawet nie za bardzo wiedziała gdzie ma podziać oczy, choć na jej twarzy błąkał się lekki choć nieśmiały uśmiech. Przestąpiła kilka kroków na przód by móc się przywitać ze swoim towarzyszem reszty wieczoru. Posłała mu przyjazny uśmiech, choć dość niepewny. Nigdy nie miała problemów z kontaktami z ludźmi, nawet jeśli ich totalnie nie znała.
- Czy oni zawsze się tak do siebie kleją?- zapytała lekko rozbawiona, bo George i Ann znów polecieli w ślinę, nie przejmując się w ogóle towarzystwem.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

#1

Niecierpliwie spoglądał na zegarek, siedząc za biurkiem w swoim gabinecie w kancelarii, wysłuchując gościa, który na ostatnią chwilę postanowił u niego się zjawić. Nie lubił takich sytuacji, lecz zawsze zachowywał się profesjonalnie. W końcu działał nie tylko w swoim imieniu, ale także firmy. Miał nadzieję, że na drodze nie będzie zbyt dużego ruchu, bo tylko wtedy uda mu się dotrzeć do restauracji na czas.
Zanim jednak czekała go przyjemna kolacja w doborowym towarzystwie, a dosłowniej mówiąc randka w ciemno, przyjechał do swojego domu. Był człowiekiem dobrze zorganizowanym, co było kluczowe w jego życiu, dlatego szyba reorganizacja zajęła mu niecałe piętnaście minut. Szybki prysznic, zmiana ubrań, dobór dodatków. Wszystko zaakcentowane męskim zapachem nietanich perfum. Tym razem zostawił swoje Porsche, zamieniając je na taksówkę, którą złapał w pobliżu apartamentowca, w którym mieszkał. Miał zamiar umilić sobie wieczór nutą alkoholu.
Droga zajęła mu raptem chwilę. Hotel leżał nieopodal miejsca zamieszkania. Mając więcej czasu mógłby nawet się przejść. Okoliczności, w których był nie sprzyjały ku temu. Tak jak pogoda, która stawała się daleka od tej, którą lubił. Ciepłej i słonecznej.
Duncan zapłacił za podwózkę i dołączył do Georga, który musiał zjawić się ledwie chwilę przed nim. Złapał przyjaciela jeszcze przed drzwiami wymieniając uścisk dłoni, zmierzając ramię w ramię do środka, zamieniając kilka słów na różne tematy. To za jego sprawą prawnik znalazł się na dzisiejszej kolacji, a dokładniej za sprawą jego obecnej partnerki, która chciała przedstawić Duncanowi swoją koleżankę. Jako, że aktualnie nie posiadał nikogo na stałe ani nie spotykał się z kimś regularnie przystał na ten wieczór. Zwłaszcza, że może uda mu się znaleźć partnerkę na firmowy, elegancki event, który szybko się zbliżał.
Panowie przeszli głównym hallem, omijając recepcję i skręcając w stronę restauracji, która znajdowała się gdzieś w skrzydle. Szli po miękkim dywanie, przemierzając kolejny korytarz. W końcu byli na wprost wejścia, za którym znajdowało się pomieszczenie ze stolikami. Wtedy dwie damskie sylwetki podniosły się i wyszły im naprzeciw. Ann już znał, więc nie skupił się na niej tak bardzo, jak na nieco bardziej nieśmiało idącej drugiej postaci.
- Witaj Ann, miło cię widzieć. – przywitał się z dziewczyną delikatnym całusem w policzek, po czym został przedstawiony jej koleżance. Skupił wzrok na Camille i posłał uśmiech w jej stronę, z wyczuciem ściskając dłoń. – Świetnie cię poznać. Jestem Duncan. – przedstawił się swojej partnerce dzisiejszego wieczoru, utrzymując chwilowy kontakt wzrokowy.
Oczywiście pierwszą myślą na jej osobę było to, jak młoda jeszcze była. Ewidentnie mogła robić za jego córką w całym tym towarzystwie. Kontrastowało to trochę ze strojem, jaki miała na sobie, eleganckim, szykownym i seksownym. Jemu bynajmniej to nie przeszkadzało. Wręcz przeciwnie, dziewczęcy urok ubrany w piękną kieckę i szpilki był czymś, co wzbudzało u niego zachwyt. Poza tym, nie zwykł zaglądać płci przeciwnej w metrykę, wciąż umawiając się z dużo młodszymi od siebie.
Słysząc słowa Camille spojrzał obok na ich wspólnych przyjaciół, którzy wpadli w sobie objęcia, wymieniając prawie że mokre pocałunku tuż na środku korytarza. Duncan tylko się uśmiechnął pod nosem, przyglądając tej scenie.
- Zapewne dawno się nie widzieli. Zakładam, że aż od poranka. – skwitował to lekkim żartem. Był to miły widok, nawet jeżeli w myślach wiedział, że cały związek był podszyty dużą ilością pieniędzy, prezentów, wycieczek, czy czego jeszcze Ann sobie wymyśli. George za to miał partnerkę, dla której stracił głowę i którą chwalił się niemal o krok. Duncan pamiętał za to, jak było na początku. Ann była praktycznie zachowywała się tak samo niepewnie, nieśmiało, jak teraz Camille. Dopiero z czasem pochłonął ją luksusowy styl życia, którego teraz prawdopodobnie nie była w stanie się wyzbyć.
- Proponuję, byśmy coś zjedli. – Duncan przerwał tą romantyczną scenę drugiej parze, a cała czwórka udała się do środka. Zostali powitani przez obsługę a następnie zaprowadzeni do zarezerwowanego stolika, tuż przy rozciągającym się widoku na ocean. Mężczyzna usiadł między Camille a swoim przyjacielem. Karty dań zostały podane przez kelnera, który zaczął zbierać pierwsze zamówienia na napoje. W zasadzie chyba dla wszystkich oczywistym było to, że nie ma żadnych ograniczeń, co do kwoty, jaką mieli zostawić w lokalu. Zwłaszcza, że to on albo George pokryją koszty kolacji i żaden z nich krzywo nie spojrzy na rachunek końcowy.
Po pojawieniu się alkoholu na stole i wybraniu dań przez wszystkich uczestników, naturalnie rozmowa rozpoczęła się od jakichś anegdot z ich ostatnich dni. Brylowali zwłaszcza Ann i George, którzy opowiedzieli o ostatniej podróży, jaką razem odbyli, trochę chwaląc się nawet zdjęciami. Duncan też opowiedział o jakichś śmiesznych sytuacjach, jakie ostatnio go spotkały. W międzyczasie zerkał na młodą Camille, która odzywała się chyba najmniej, ale nie przeszkadzało mu to. Napawanie się jej widokiem samo w sobie było bardzo przyjemne. Jeszcze chwila a w myślach już by ją rozbierał.
- Wyglądasz niezwykle, Camille. – odezwał się, kiedy złapał dłuży kontakt wzrokowy z dziewczyną, którą chyba trochę onieśmielił. Patrzył, jak próbuje to zakamuflować i dodać sobie kurażu, upijając parę łyków alkoholu, co mogło ostatecznie nie być takie pomocne. – Opowiedz mi coś o sobie. – poprosił ją, korzystając z chwili, gdy ich towarzysze na moment zajęli się rozmową ze sobą, będąc zaciekawionym, jakie życiowe perypetie doprowadziły ją do miejsca, w którym teraz siedziała.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Ann i George byli przykładem na to, że sceny rodem z komedii romantycznych czasami dzieją się w normalnym życiu. Dwa lata - od tak dawna uczucie kwitnie między tą dwójką choć na początku w ogóle się na to nie zanosiło. To miał być czysty interes, wymiana usług za dobra materialne i podobnie jak w przypadku Cami - wszystko działo się za sprawą znajomych, znajomego, który miał znajomego. Choć tutaj ta droga była skrócona do pierwszej linii oporu. Ann rozkwitła niczym najpiękniejszy kwiat przy swoim partnerze - ale czy to była miłość? Ewidentnie mężczyzna czuł się przy niej niczym nastolatek, przeżywał swoją drugą młodość. Jego świat przesłonięty był zaspokajaniem potrzeb swojej kobiety i sprawianiem, że codziennie na jej twarzy widniał promienny uśmiech - takie stwarzali pozory, bo kto wie co dzieje się za zamkniętymi drzwiami? Tego nie wie nikt poza tą wpatrzoną w siebie dwójką, dla których na moment towarzysze wieczoru przestali istnieć. Może to i dobrze bo Cami czułaby się co najmniej dziwnie kiedy przyjaciółka obserwowałaby ją w momencie powitania z Duncanem. Ten uroczy i jakże kulturalny buziak w policzek sprawił, że odrobinę wyluzowała, chociaż mogłoby wydawać się, że będzie zgoła inaczej. Była ciekawa co przyniesie jej ten wieczór, a jak wiadomo - ciekawość to pierwszy stopień do piekła! Skromnym zdaniem Benton pierwszy krok postawiła w momencie, w którym zgodziła się na tą całą kolację, kolejny kiedy Ann wybierała jej kieckę, robiła makijaż, dobierała biżuterię. Nastolatka nie chciała nawet wiedzieć ile kosztowało to co miała na sobie, przypuszczała, że sukienka i buty były więcej warte aniżeli suma oszczędności na jej koncie bankowym.
Cami zdążyła przyjrzeć się Duncanowi, choć nie wpatrywała się w niego w natarczywy sposób - uznała, że całkiem przystojny z niego facet, na dodatek z niebywałą klasą i wyczuciem, które biło od niego na kilometr. Może to zasługa tych oszałamiających perfum, których zapach dotarł do wrażliwego nosa Cam kiedy byli tak blisko siebie? Pachniał nieziemsko, acz nie tak, że zwalało to z nóg w sensie intensywności. Jakże miło z jego strony, że zażartował! To sprawiło, że dziewczyna zaśmiała się krótko.
- Do jedzenia nie trzeba mnie namawiać dwa razy.- odparła z uśmiechem, choć dopiero później zdała sobie sprawę jak mało kulturalnie musiało to zabrzmieć. W zasadzie nie była skrępowana poznaniem nowych ludzi tylko raczej towarzyszącym temu blichtrem. Cholernie się bała, że popełni jakieś faux pas, co zdyskredytuje ją w oczach całej trójki, choć w zasadzie o Ann nie miała co się bać, ta jeszcze nie zapomniała jak to jest być zwyczajnym, szarym człowiekiem. Kiedy już weszli do restauracji i zajęli wskazany im stolik Camille doznała lekkiego szoku - kolejna rzecz, której cholernie się bała - różnorodność sztućców i kieliszków wprawiła ja w niemałe zakłopotanie. Za nic w świecie nie miała pojęcia do czego użyć widelec z trzema zębami a do czego metalową szpatułkę przypominająca tą do mieszania farb. Wewnętrznie opadły jej wszystkie witki i już skreśliła z góry cały wieczór uznając, że wyjdzie na totalną i niedouczoną kretynkę. Mało jej para z uszu nie poszła kiedy zobaczyła ceny niektórych dań w menu, na dodatek niektóre nazwy były dla niej totalnie niezrozumiałe. Z wdzięcznością przyjęła pojawienie się kelnera, który przyjął od nich zamówienie na drinki i przystawki. Cami zazwyczaj nie pije alkoholu, poza tym nawet legalnie nie może go jeszcze spożywać, jednak to co miało nastąpić wymagało lekkiego znieczulenia, dlatego poprosiła o mojito z podwójnym rumem. Starała się słuchać wszystkich uważnie, sama nie za często zabierała głos, z resztą historię o ostatnim wyjeździe znała aż za dobrze. Ann zdążyła już jej wszystko opowiedzieć ze dwadzieścia razy więc z ulgą przyjęła fakt, że może zająć się jedzeniem kiedy wreszcie podano przystawki a później danie główne. Oczywistym faktem jest to, że używała nie tych sztućców co potrzeba, ale dzięki alkoholowi przestała się tym przejmować. Z perspektywy mogło wydawać się to dość zabawne i poniekąd urocze, ale nie jej to oceniać. Para towarzyszy wreszcie zajęła się sobą i chyba to był dyskretny znak dla tej dwójki, że i oni powinni nawiązać jakiś bardziej personalny kontakt. W momencie kiedy ich oczy spotkały się na dłużej Cami poczuła jak oblewa się delikatnym rumieńcem a po słowach mężczyzny w środku rozlało jej się jakieś dziwne ciepło. Niezbyt często słyszała komplementy bezpośrednio, zazwyczaj odczytywała je w komentarzach na instagramie, dlatego było to dla niej coś nowego.
- Dziękuję- powiedziała dość niepewnie i machinalnie odgarnęła za ucho niesforny kosmyk włosów, który opadł jej na czoło miękką falą. Zupełnie bez zastanowienia przejechała opuszkami palców po swojej szyi i kawałku dekoltu zanim swobodnie ułożyła dłoń na stole, uśmiechnęła się też przyjaźnie.
Weź się w garść Benton, głęboki oddech, on nie gryzie... Chyba! A może gryzie? Lubię być gryziona... Cholera, stop. Wyłącz myślenie!
Co ona mogła mu o sobie powiedzieć, przecież jej życie w ogóle nie było interesujące. Wręcz przeciwnie, nudne, zwyczajne i szare. Sięgnęła po swojego drinka i nim zabrała głos upiła łyk alkoholu.
- Pewnie wyjdę na nudziarę, ale skupiam się na studiach. Jakoś tak się złożyło przypadkiem, że jak dobrze pójdzie to będę fizjoterapeutką. Chcesz wypróbować moje umiejętności? Pierwszy masaż gratis.- zaśmiała się wesoło i puściła mężczyźnie oczko, na znak, że trochę się zgrywa. Dopiero po chwili dotarł do niej kam musiało to zabrzmieć odnośnie powodu dla którego tutaj byli. Miała ochotę palnąć się w czoło. Jak tak dalej pójdzie to będzie chciała zapaść się pod ziemię. Nagle do jej uszu doleciała muzyka - grali tutaj na żywo. Dlaczego wcześniej jej nie słyszała? Może dlatego, że do tej pory skrzypce grały całkiem poprawnie i nagle przestały, bo do usłyszała tak paskudne i nieczyste dźwięki, że aż dostała gęsiej skórki. To tak jakby ktoś przesuwał paznokciami po tablicy. Dla niewprawnego ucha melodia brzmiała raczej poprawnie.
- Jak można kaleczyć w tak bestialski sposób Bacha?- zapytała bardziej samą siebie aniżeli towarzyszy. Gdyby to od niej zależało to ten człowiek, który w tym momencie gra już by tutaj nie pracował, ale z drugiej strony nie życzyła mu przecież źle.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Camille mogło się wydawać, że skoro znalazła się w takim miejscu, z nim tak elegancko ubranym, przy sutej zastawie, której próżno było szukać w gastronomii o niższej klasie, to trzeba spełniać nie wiadomo jakie wymogi savoir vivre’u, znać całą etykę jedzenia oraz zachowywać się w odpowiedni sposób. Trzeba było udawać, że przynależy się do miejsca, w którym się znajdowali i tym podobnych.
Tymczasem Duncan sam mógł dać jej przykład, że wcale tak być nie musi. On sam stwarzał po części mylne pozory, które z sukcesem przykrywały jakieś małe nieokrzesanie czy błąd, jaki sam popełnił nie raz przy tak oczywistym momencie, jak wybór odpowiedniego sztućca. Do wszystkiego trzeba było podejść z odpowiednim dystansem. Mógł się tylko domyślać, jak Camille czuje się przytłoczona tym wszystkim. On już przywykł do takiego życia, czuł się swobodnie, nic go nie deprymowało. Z młodą dziewczyną zapewne było inaczej. Dlatego chciał sprawić, że poczuje się w ich towarzystwie całkiem dobrze i będzie mieć dobre wspomnienia z tej kolacji. Oczywiście, chciał również przekonać ją do siebie. Jak dotąd w drugą stronę szło jej bardzo dobrze, gdyż osobiście bardzo mu się podobała.
Duncan czekał uważnie, aż młoda dziewczyna wydusi trochę słów o sobie. Zauważył tą niepewność i chyba zbyt dużą chęć zaimponowania mu czymś. Wiedział, że ludzie z reguły nie są chętni sami z siebie do opowiadania o sobie. Czekał nadal, bo chciał po prostu poznać jakieś jej pasje, ciekawe momenty z jej życia, którymi chciałaby się z nim podzielić. Wtrącenie studiów do rozmowy niczym go nie zaskoczyło.
- To chyba całkiem normalne, że ludzie w twoim wieku idą na studia. – odrzekł, na pozór trochę niebezpiecznie odnosząc się do jej wieku, który zdążył poznać, gdyż liczba przywędrowała od Ann, przez George’a do niego. Dla niego było to sprawą marginalną. – Przy okazji wybrałaś bardzo praktyczny zawód. Zakładam, że nie powinnaś mieć problemu potem ze znalezieniem pracy. Nie mówiąc o tym, ile ludzi uszczęśliwią twoje ręce. – uśmiechnął się pod nosem, zerkając na również uśmiechniętą Camille. W międzyczasie tak jak wszyscy zajadał się przystawkami oraz popijał wino. Czuł się spełniony, bo po dzisiejszym dniu zasłużył sobie na odrobinę przyjemności. A mogło być tylko lepiej. – Do masażu nie trzeba mnie dwa razy namawiać. Będę trzymał za słowo. – odparł rozbawiony, bo czy pamiętała czy nie, sparafrazował jej słowa, które wypowiedziała chwilę wcześniej przy wejściu.
Następna jej uwaga odnośnie muzyki granej przez zespół zwróciła nieco bardziej jego uwagę. Przeżuwając kęs dania w swojej buzi przyglądał się Camille, która bez większego kłopotu rozpoznała melodię i dopasowała jej klasycznego twórcę, czym całkiem mu zaimponowała.
- Nie wiedziałem, że osoby w twoim wieku słuchają takiej muzyki. Sam wtedy miałem jeszcze długie włosy i byłem pod wpływem ciężkiego grania. – dodał coś ze swojej historii, czym zwrócił uwagę nastolatki, która spojrzała na niego jakby w to nie wierzyła. Sam pokiwał głową, na potwierdzenie swoich słów. – Naprawdę. – uśmiechnął się pod nosem, zdając sobie sprawę, że dla wielu ciężko było sobie wyobrazić go w jakichkolwiek długich włosach oraz porwanej tu i ówdzie dzianinie. Zwłaszcza, że było to tak dawno. – Pewnie nawet nie poznałabyś mnie na zdjęciach, które bym ci pokazał. Przy okazji na pewno mogę to uczynić. – dodał jeszcze, myślami nieco powracając do przeszłości. W duchu stwierdził, że były to wspaniałe czasy.
Do rozmowy w końcu dołączyli Ann i George, którzy na moment zorganizowali sobie własną randkę w tym czteroosobowym spotkaniu. Duncan nawet podejrzewał, że robili to specjalnie, by zostawić ich trochę samych, ale on sam raczej tego nie potrzebował. Udało mu się z Camille nawiązać jakąś nić porozumienia. W międzyczasie ze stołu zniknęły talerze z przystawkami a za moment pojawiły się główne dania zamówione przez wszystkich. Uzupełniono również kieliszki z alkoholem. Cała czwórka wzniosła toast wymyślony przez Ann, która ewidentnie wysuwała się na plan pierwszy, wymyślając jakieś tematy do dyskusji bądź racząc wszystkich kolejnymi historyjkami ze swojego bogatego od jakiegoś czasu życia.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Nie chciała chwalić się ojcem pijakiem, tym, że nie raz i nie dwa musi go obmywać z wymiocin w których zalega nie wiadomo ile. Nie chciała też mówić, że ma ciężko w tym swoim ledwie zaczętym życiu. Nigdy nie należała do osób, które lubią wylewać żale i problemy na innych. Stwierdzenie, że robi dobrą minę do złej gry jest jak najbardziej naturalne. Na palcach jednej ręki może policzyć ilu ludzi wie o niej coś więcej aniżeli to, że jest uśmiechniętą i zawsze skorą do pomocy osobą. Zazwyczaj zadane jej pytania obracała w drugą stronę, by nie musieć mówić na swój temat, tutaj jednak sytuacja wymagała bardziej strategicznego zachowania. Od tego jakie zrobi wrażenie zależy wszystko, choć nigdy w życiu nie chciałaby relacji tego typu traktować jako transakcji wymiennej. Widziała jak Ann i George podchodzą do swojego "związku" - przyjaźnili się, mówili sobie wszystko ale Ann upierała się, że wcale mężczyzny nie kocha, choć prawda była zupełnie inna. Niczym opowieść o Kopciuszku, nie ma co!
Cami zmarszczyła śmiesznie nos kiedy usłyszała jak Duncan napomyka coś o jej wieku, uśmiechnęła się nawet lekko rozbawiona. Mało brakowało o parsknęłaby śmiechem, ale resztkami silnej woli się przed tym powstrzymała.
- Albo sprawią ból, jedno z dwóch. Fizjoterapia bywa naprawdę bolesna na pierwszych etapach rehabilitacji- odparła nadal lekko rozbawiona, co było słychać w jej głosie. Panna Benton chyba już odrobinę wyluzowała, alkohol zrobił swoje, bo przecież ona praktycznie nigdy nie pije - po pierwsze dlatego, że jest to jeszcze dla niej zakazany owoc, a po drugie wiedziała co trunki robią z ludźmi.
Ludzkie ciało jej w ogóle nie krępowało, a już zwłaszcza jak było całkiem fajnie zbudowane. Najgorzej masuje się chuderlaków! Czuć wszystkie kości, aż ciarki po plecach przechodzą, a Duncan wydawał się porządnie umięśniony więc taki masaż będzie przyjemnością. Swoją drogą Cami zastanawiała się dlaczego Ann wybrała akurat hotelową restaurację i teraz chyba to do niej dotarło. A więc przyjaciółka zaplanowała, że zarówno wieczór Duncana jak i Cami nie zakończy się tylko i wyłącznie na spożyciu posiłków. Lepsza cwaniara z tej blondynki!
- Znowu wytykasz mi wiek- wycelowała w mężczyznę oskarżycielsko widelczykiem, który akurat trzymała w dłoni a na jego końcu nabitą miała jakąś przystawkę, nie mniej jednak na jej twarzy cały czas błąkał się rozbawiony uśmiech. Już nie zdążyła wspomnieć, że sama gra na skrzypcach bo słowa Anderssona wprawiły ją w lekkie zdziwienie. Szare komórki odrobinę przytępione alkoholem złapały zawiechę kiedy próbowała go sobie wyobrazić w długich włosach i podartych ubraniach. Aż potrząsnęła głową z niedowierzaniem i chciała się pozbyć tego obrazu z głowy. Chyba jednak bardziej podobał jej się taki elegancki i nie omieszkała podzielić się z nim tą myślą.
- Chyba jednak wolę na tobie garnitur aniżeli spodnie z dziurami i potarganą koszulę.- wpakowała do ust ostatni kawałek przystawki nim kelnerzy sprzątnęli jej sprzed nosa talerz. Odprowadziła ich tęsknym wzrokiem - jedzono, jedzonko i jeszcze raz jedzonko - największa miłość życia. Nie musieli jednak czekać za długo na danie główne a później deser. Ewidentnie Camille wyluzowała i wreszcie zaczęła czuć się swobodnie, zaczęła też więcej mówić i śmiać się radośnie. Nie było tak źle jak sobie wyobrażała! Kolacja była naprawdę syta i przepyszna ale wszystko co dobre szybko się kończy. Ann i George chyba bardzo się spieszyli ku temu by zniknąć w jednym z hotelowych pokoi, albo było to tylko pretekst by zostawić Duncana i Cami samych. Pożegnali się z nimi i nie mogąc odkleić od siebie rąk wyszli z restauracji, na co Benton zareagowała jedynie kręceniem z politowaniem głową.
- Jesteś prawnikiem tak jak George, prawda? Lubisz swoją pracę czy chciałbyś robić w życiu coś innego?- zapytała ze szczerą ciekawością. Już nie była w stanie wcisnąć reszty tortu bezowego z owocami więc trochę bezmyślnie dziobała go widelcem na mikro kawałeczki. Wsparła też łokieć na stole a na otwartej dłoni oparła podbródek. Badawczym spojrzeniem przyglądała się twarzy Duncana tak jakby chciała go prześwietlić. Ona w sumie też chciała wiedzieć z kim ma do czynienia i czy aby nie trafiła na jakiegoś psychola z dziwnymi upodobaniami seksualnymi.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Słysząc jej oskarżenia odnośnie czepiania się jego wieku Duncan również się roześmiał, unosząc ręce w geście obronnym, przyznając jej rację. Złapała go na tym, chociaż w ogóle nie było to jego intencją. Ta kwestia wypływała gdzieś sama z siebie, ale zupełnie mu to nie przeszkadzało. Taka była kolej rzeczy, próba zrozumienia różnic pomiędzy różnymi generacjami.
- Masz mnie, przyznaję. Nie bierz ich tego jednak do siebie, to tylko spostrzeżenia starego człowieka. – odparł jeszcze mężczyzna, będąc rozbawiony jej zachowaniem.
Przy stole atmosfera zrobiła się trochę luźniejsza. Zauważył to nawet u Camille, która chętniej uczestniczyła w rozmowie, a jej postawa nie była już taka wycofana. Coś mu mówiło, że spodobała jej się taka forma spędzania wieczoru. A to była przecież jedynie kolacja. Przy nim, mogła mieć tak codziennie. On też nie mógł narzekać, bo spędzał czas w towarzystwie ładnej, młodej, seksownie ubranej dziewczyny. Dobrym pomysłem, jak na pierwszy raz było wyjście w czwórkę, bo Camille też mogła mieć oparcie w kimś, kogo zna, nawet jeżeli Ann, tak samo jak i George, nie byli do końca obecni przy jedzeniu.
- Cieszę się, że tak twierdzisz, bo raczej nie planuję powracać do tamtej mody. – posłał w jej stronę lekki uśmiech, kończąc jeść swoją przystawkę. Jej słowa uznał za komplement, bo poza tym, że ubierał się elegancko dla siebie, to jednak cały czas chciał się podobać płci przeciwnej. Po długich włosach i potarganych ubraniach pozostały już tylko wspomnienia i zdjęcia.
Na stół zaserwowano ich dania główne. Oczywiście dolano alkohol, który powodował większe rozluźnienie u czwórki gości i rozwiązłość w języku u niektórych. Tematy powoli się wyczerpywały, tak samo jak z czasem jedzenie. Na końcu wszystko zostało zaakcentowane pysznym deserem.
Można było przewidzieć, że Ann i George będą chcieli od razu się ulotnić. Duncan nie potępiał ich za to, chociaż restaurację mogli opuścić wszyscy razem. Trochę zaskoczyła go informacja, że mają wynajęty pokój w hotelu. Nie rozumiał, po co było decydować się na taki ruch, skoro wszyscy mieszkali tu na miejscu. W myślach zwalił to wszystko na urozmaicenie sobie resztę wieczoru i nocy. Wszyscy przecież wiedzieli, do czego to zmierza. Wszystko u nich działo się w takim tempie, że Duncan dziwił się, iż jego przyjaciel nie poprosił jeszcze swojej partnerki o rękę. Gdzieś tam czuł, że może to się wydarzyć szybciej, niż później, głównie z inicjatywy Ann. Na razie ten układ był dla niego dobry, ale będąc w małżeństwie, młoda dziewczyna byłaby w zasadzie ustawiona nawet w przypadku rychłego rozwodu. Trudno było myśleć o podpisywaniu jakiejkolwiek intercyzy. Takie coś przechodziło chyba tylko między osobami o podobnym statusie.
Tak czy inaczej stało się, że został sam z Camille, o którą teraz musiał się zatroszczyć. Nie zakładał żadnej intrygi czy sugestii ze strony drugiej pary, ale na pewno nie narzekał, że będzie miał okazję jeszcze trochę lepiej ją poznać. W międzyczasie dojadł swój pyszny czekoladowy deser, po czym oparł swobodnie o oparcie krzesła, dopijając powoli kolejną kolejkę swojego wina.
- Tak, to prawda. Czy lubię moją pracę? Bardzo. Mogę powiedzieć, że jestem szczęściarzem, bo akurat mi się udało, ale też chyba zasłużyłem. Studia i pierwsze lata są bardzo niewdzięczne i może się okazać, że cała nauka idzie na marne, bo rzeczywistość jest brutalniejsza i są lepsi. Trzeba być jednak cierpliwym i mieć trochę szczęścia. Wtedy życie też potrafi się odwdzięczyć. – odrzekł niczym dorosły, doświadczony człowiek, lecz wystarczyło spojrzeć na niego by wiedzieć, że ma rację. Nawet, jeżeli w tym poświęceniu nie dało się uniknąć rozwodu i pozbawienie dziecka dorastania z dwójką rodziców. Fach był trudny, ale był już na takiej pozycji, że nie musiał walczyć o każde zlecenie. Pewnie z sukcesem mógłby otworzyć nawet własną kancelarię, ale było mu dobrze w obecnym miejscu pracy. Nie chciał narzucać sobie prowadzenia spraw oraz biznesu. Skupiał się na jednym i dobrze na tym wychodził.
- Widzę, że chyba już nie dokończysz tej bezy. – odrzekł, wpatrując się w niebieskie oczy partnerki, która wsparta o dłoń słuchała jego słów, a jednocześnie dzióbała swój deser na papkę. – Może przemieścimy się do mnie? Mieszkam niedaleko. I mam całkiem niezłe trunki, więc moglibyśmy tam kontynuować rozmowę. Dobrze mi się spędza z tobą wieczór. – zaproponował, przyglądając się cały czas dziewczynie. Jakoś nie widziało mu się zabieranie jej do hotelowego pokoju, skoro mogli mieć jego cały apartament dla siebie. Czuł, że mogło to też być nieodpowiednie i przy okazji uraziłby ją taką propozycją. Poza tym, mieszkał parę przecznic stąd, więc mogli dojść nawet pieszo, aczkolwiek po wypiciu alkoholu nie chciał ryzykować żadnej kontuzji w wykonaniu Camille, która zjawiła się przecież w seksownych, ale wysokich butach.
W międzyczasie i tak poprosił o rachunek, kiedy oboje zdecydowali, że nic w siebie już nie zmieszczą. Na pewno nie teraz. Oczywiście wziął go na siebie. Nie miał żadnych pretensji do George’a za to, że się ulotnił. Tak to już między nimi było, że raz płacił jeden, raz drugi. Dla mężczyzn to była marginalna kwestia.
Podsumowanie dzisiejszej kolacji wylądowało na ich stole, przyniesione przez młodego kelnera. Duncan sięgając po portfel dyskretnie zerknął na chłopaka, który proponował im ewentualnie coś jeszcze. Zauważył, jak stoi niema napięty ze spuszczoną głową. Nie miał wątpliwości, że z chęcią spojrzałby na Camille, bo pewnie wpadła mu w oko, ale nie mógł zaoferować nic lepszego niż prawnik. Duncan uśmiechnął się pod nosem na te myśli. Rozumiał go, ale nie mógł nic zrobić. Miał nadzieję, że nadejdzie jeszcze jego pora, ale teraz Camille chciał zabrać ze sobą.
Duncan zostawił pieniądze, które wystarczająco pokryły cała kolację oraz dobry napiwek dla obsługi. Spojrzał wtedy na Camille, czekając na decyzję odnośnie dalszego spędzenia wieczoru.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Jakże ona lubiła mieć rację! Ten mały uparciuch za każdym razem miał gigantyczną satysfakcję kiedy ktoś ulegał pod naporem jej argumentów, a z przystawką nadzianą na widelec się nie dyskutuje. Poważny oręż w poważnej sprawie, ot co!
Jednakże nie uważała mężczyzny za starego, wiec jego słowa wprawiły ją w lekką konsternację. Dobra, mógłby być jej ojcem, ale co z tego? Wiek to tylko liczba i bez sensu to roztrząsać, chociaż tata Cami był o jakieś dziesięć lat młodszy od Duncana - trochę to przerażające jakby nie patrzeć.
Nastolatka nawet nie śmiała marzyć o jedzeniu w takich miejscach codziennie, ubieraniu się w najlepszych butikach, możliwościach spełnienia każdej najdrobniejszej zachcianki - to byłoby nazbyt śmiałe i w jej mniemaniu nie realne, chociaż miała wrażenie, że jest o krok od wkroczenia w ten świat. Cały czas towarzyszyła jej ekscytacja ale i wewnętrzne napięcie jakby zaraz zza rogu miało na nią wyskoczyć dzikie zwierzę i rozszarpać na kawałki. Całkiem normalne, że ludzie boją się tego czego nie znają, przecież na tym bazują wszystkie uprzedzenia. Musiała się pozbyć wewnętrznych dylematów, odrzucić jakąkolwiek moralność, albo przywdziać odrobinę inne standardy jakimi kierowała się w życiu. To nie było łatwe zadanie zwłaszcza dlatego, że Camille to cholernie dumna i uparta osoba i jak coś sobie ubzdura to ciężko zmienić zdanie. Ann tak bardzo zachwalała jej ten konkretny styl życia, że ciężko było odmówić przyjaciółce. Miała tylko spróbować, przecież mogła po kolacji uprzejmie podziękować i rozeszliby się spokoju i przyjaznej atmosferze. Prawdopodobnie zostawiłaby wtedy po sobie pewnego rodzaju rozczarowanie, sama też by czuła się podobnie. Nie znosiła zawodzić ludzi, bo przecież Ann byłaby na nią zła. Dziewczyna za Benton poręczyła, przedstawiła w jak najlepszym świetle, więc nie mogła dać ciała!
Wróć, to znaczy mogła i nawet powinna tylko nie w tym sensie co powyżej.
Cami nie dociekała dlaczego para zdecydowała się spędzić noc w hotelu, było to dla niej zaskakujące ale nie chciała też wiedzieć co będzie się działo za drzwiami pokoju jaki wynajęli. Znając Ann i jej temperament, podejście do seksu i upodobania, biedny George wyjdzie biedniejszy o kilka tysięcy dolarów przez wzgląd na zniszczenie mienia.
Nastolatka wiele by dała za taką pewność siebie i podejście do życia, ale póki co musiała bujać się z tym co miała. Był w tym pewnego rodzaju urok, doza niewinności i świeżości. Oby tego szybko nie straciła bo to niewątpliwe atuty.
Słuchała mężczyzny uważnie i z zaciekawieniem. Zawsze lubiła ludzi z pasją z prostej przyczyny - są znacznie bardziej ciekawi od tych, którzy nie wiedzą czego chcą od życia. Ważne są cele i droga jaką trzeba przebyć, by je osiągnąć. Ona też przecież ciężko pracowała na to co ma w tym momencie, ale prawdopodobnie to jej ostatnie podrygi w świecie harówki, jeżeli zdecyduje się na układ z Duncanem a on z nią, bo to w zasadzie od niego zależy.
- Podoba mi się to co mówisz, to bardzo mądre i prawdziwe. Niewielu na świeci jest ludzi, którzy dostają coś za nic. Jeśli chce się w życiu gdziekolwiek zajść to mimo iż los rzuca ci kłody pod nogi i nie raz się przewrócisz, trzeba wstać i przeć dalej do przodu. Tak mawiała moja sąsiadka.- powiedziała spokojnie i odkleiła brodę od dłoni. Przez myśl przeszło jej nawet, że popsuje sobie makijaż, który Ann nałożyła na jej twarz. Od kiedy ona przejmuje się makijażem? Aż wzdłuż kręgosłupa przeszedł ją nieprzyjemny dreszcz. Nie chciała być jak wszystkie inne laski, którym w głowie tylko kosmetyki i sukienki.
Biedna beza niczym jej nie zawiniła a ona ją tak potraktowała! Czy jest jakiś paragraf dla osób niszczących desery? Cami była pełna, totalnie nie była już w stanie wcisnąć w siebie ani kęsa więcej.
- Jasne, możemy iść. Zjadłam już tu wszystko co zjeść mogłam, więc nic mnie już tu nie trzyma.- zaśmiała się radośnie i odłożyła widelczyk na talerz. Dopiero po chwili zdała sobie sprawę na co tak naprawdę się zgodziła i zamarła. Dobrze, że w tym czasie podszedł kelner z pytaniem czy nie potrzebują czegoś jeszcze a zaraz później przyniósł rachunek, którego sumy Camille nie chciała znać. Obawiała się, że opiewał na taką kwotę jakiej jeszcze nigdy na własne oczy nie widziała ani nie miała przyjemności posiadać. Serce łomotało jej w piersi jak oszalałe, ale przecież co złego mogło się stać? Nic. Najwyżej będą rozmawiać do białego rana, choć przypuszczała, że na rozmowie się nie skończy. Miała coś przeciwko? Bardzo dziwne, ale sama przed sobą musiała przyznać, że nie, dlatego kiedy wszystkie formalności zostały dopełnione udali się do szatni skąd Benton odebrała swój płaszcz, dała nawet sobie pomóc z jego ubraniem i trzymając mężczyznę pod ramie wyszli przed hotel gdzie złapali taksówkę. Dziwnie się czuła kiedy Duncan otworzył jej drzwi auta i mogła do niego wsiąść. Takie zachowanie niby powinno być normą, ale wśród rówieśników nigdy czegoś takiego nie uświadczyła Droga do lokum mężczyzny nie trwała długo więc Cami nie zdążyła się specjalnie mocno zdenerwować i znów zamknąć w sobie, nawet całkiem miło im się rozmawiało, dlatego zdenerwowanie niemal całkowicie odpuściło, aż do momentu w którym znaleźli się sam na sam w windzie...

zt x2

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post




Okres przedświąteczny zawsze obfitował w tego typu imprezy. Przyjęcia, gale i licytacje charytatywne. Jakby nagle wszystkim przypomniało się, że przed końcem roku trzeba zrobić parę dobrych uczynków. A czy dla własnego sumienia, czy ego.. to już sporne kwestie. Czasami jednak nie wypadało odmówić.
Zazwyczaj na tego typu przyjęciach pojawiała się z mężem u boku. Tworzyli zgrany duet, power couple, gdzie prawdopodobnie nikt ze zgromadzonych nie był świadomy tego, że to wieloletnia gra pod publiczkę. Że ta bańka wreszcie musiała pęknąć. A gdy tak się stało… Elise Thornton została w tłumie sama. Oczywiście znała większość gości, a z przyklejonym do twarzy uśmiechem prowadziła kolejne rozmowy o niczym. Miłe, uprzejme – wręcz zbyt miłe i zbyt uprzejme, miałkie i bez jakichkolwiek szans by ich sens został z nią na dłużej. Jednak dobre wrażenie przede wszystkim.
Lekko znudzona opróżniła właśnie kolejny kieliszek szampana i odstawiła go na tacę przechodzącego obok kelnera, gdy na scenie pojawił się prowadzący ogłaszając początek ich świątecznej licytacji. Oczywiście… wszystko w szczytnym celu, wcale nie po to, żeby pokazać partnerom biznesowym jaki ma się gest. Jasne, oczywiście. Prychnęła cicho pod nosem i zajęła miejsce w jednym z ostatnich rzędów i wyłączyła się.
Na moment, dwa lub nawet pięć.
Do momentu, gdy prowadzący nie zaprezentował kolii, którą z jakiegoś powodu zapragnęła mieć. Uniosła rękę by podbić cenę zasugerowaną przez mężczyznę siedzącego w pierwszym rzędzie. Początkowo w walce brało kilka osób, ale do końca zostają tylko najwytrwalsi…
Spojrzała w kierunku mężczyzny siedzącego zaledwie parę miejsc od niej, który licytował równie zawzięcie, co ona.
Roderick Crane.
Kącik jej ust drgnął w lekkim rozbawieniu, gdy kolejny raz podbijała stawkę. Ich spojrzenia się spotkały i już nie miała żadnych wątpliwości, że to nie będzie łatwa rozgrywka, a któreś z nich wyjdzie stąd uboższe o dość pokaźną sumę. Duch rywalizacji? Sama nie wiedziała, czy bardziej ją to frustruje, czy bawi… ale nie zamierzała dać mu satysfakcji z wygranej. Nie odrywając wzroku od mężczyzny, przeciągając tą walkę na spojrzenia – zupełnie jakby na sali nie było nikogo poza ich dwójką – raz za razem przebijała jego ofertę.
I prawdopodobnie to ich zgubiło…
A kolia trafiła w ręce starszej pani, która przebiła ich w ostatnim momencie.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Komu jak komu, ale Roderickowi nie wypada randkować. Nie dlatego, że był już jedną nogą w grobie, bo czterdzieste urodziny zaatakowały go w listopadzie zupełnie niespodziewanie (i to dosłownie, bo zwyczajnie o nich zapomniał — gdyby nie Florence, jej wylewne życzenia oraz krótkie "najlepszego", które wysłali mu bracia, pewnie wciąż żyłby w przekonaniu, że do kolejnej dyszki został mu jeszcze szmat czasu); raczej dlatego, że od wielu (już zgubił rachubę) lat dzieli łóżko, dom i życie z młodszą o kilka lat żonką. Flo jest... specyficzna, na pewno kochana, trochę marudna, a ostatnio za chuda, jak na standardy Ricka. Nie można więc go winić, że od czasu do czasu oglądał się za innymi paniami. Szczególną uwagę przywiązywał do kobiet, z którym łączyły go charakter, trochę zawyżone ego i ambicja. Większość z nich znał: albo z widzenia, albo z nazwiska, albo z przyjemnych chwil spędzonych w zaciszu jakiegoś biura. Nie należał do świętych facetów a złożona żonie przysięga wierności i miłości — w zdrowiu i w chorobie — pozostała jedynie kilkoma słowami spisanymi w ślubnej kronice.
Jak spędzimy święta, Rod?, usłyszał ostatnio i wszystko się w nim skręciło, bo nade wszystko w świecie nienawidził okresu bożonarodzeniowo-sylwestrowego. Nieudane prezenty, czas spędzony w gronie "najbliższych", jedzenie, które nikomu nie smakuje i ciągłe udawanie, że wszystko jest w porządku męczyło nawet jego. A przecież ten Crane, jak wszyscy inni Crane'owie, był mistrzem w kłamaniu. Ot, tego wymagał i wykonywany zawód, i rodzina, której nie miał szczęścia wybrać.
Nie wiedział, jak spędzi te święta, ale zaplanował sobie całą resztę grudnia. W związku z tym nie potrafił odmówić sobie przyjemności uczestnictwa w jednej z pseudocharytatywnych aukcji organizowanych w pełnych przepychu restauracjach. Zdążył się przyzwyczaić do takiego życia.
Przez pierwszą godzinę nic nie przykuło jego uwagi. Dopiero kolia, a raczej... kobieta, która zdecydowała się o tę kolię zawalczyć, szalenie go zaintrygowała. Popijając kolejne martini co jakiś czas podbijał stawkę, nawet nie orientując się, kiedy proponowane kwoty znacząco przebiły faktyczną wartość błyskotki. I nawet nie miał za złe, że przegrał — znacznie bardziej interesowała go sama Elise. Jej idealnie ułożone włosy, piękna sukienka, spojrzenie, które sugerowało, że Rod nie odważy się ciągnąć tej rozgrywki.
— Wielka szkoda — powiedział, w czasie przerwy między aukcjami przysiadając się do stolika Elise. — Jestem pewien, że w tej kolii podbiłabyś serca każdego mężczyzny w Seattle. Myślisz, że szczęśliwa nabywczyni będzie zainteresowana negocjacjami?

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Nie lubiła przegrywać, to chyba oczywiste. Nie została tego nauczona. Nawet jeśli jej rodzinie daleko było do doskonałości – to jednak państwo Thornton przyczynili się do zaszczepienia w swoich dzieciach sporej dawki pewności siebie. To ona sprawiła, że Elise poszła na takie studia na jakie chciała, odważyła się założyć własną firmę w branży, która nie należała do najłatwiejszych i skrupulatnie wspinała się na szczyt. Większość rzeczy w życiu jej wychodziła.
Poza związkami, ale to akurat temat na osobną historię.
Więc tak, chciała wyjść stąd z błyskotką, która wpadła jej w oko – błyskotką, której nie potrzebowała i która zapewne była warta mniej niż wskazywała na to cena, którą ostatecznie osiągnęła. Ale przegrała. Jedynym pocieszeniem w tym momencie był fakt, że nie przegrała z nim.
Upiła spory łyk szampana, akurat gdy podszedł do jej stolika i odwróciła się tak, żeby móc zmierzyć go spojrzeniem. Nie przestawała się jednak uśmiechać.
- Nie wiem skąd pomysł, że mam w planach podbijać serca każdego mężczyzny w tym mieście. – odbiła piłeczkę i rozbawiona pokręciła lekko głową. Elise Thornton jako największa podrywaczka w tym mieście? Świeżo po rozwodzie, więc trzymajcie swoich mężów na krótkich smyczach? Nic bardziej mylnego. Nie była niebezpieczna. Chociaż skłamałaby, gdyby powiedziała, że nie brakowało jej towarzystwa.
- Aż tak ci zależy? Nie zdążyłeś jeszcze kupić prezentu dla żony? – rzuciła zerkając w kierunku starszej pani, która wyglądała na wyraźnie zadowoloną. A czy Elise była w tym momencie lekko złośliwa? Odrobinę, minimalnie… i bardziej z wrodzonej przekory, albo może nawet z powodu odrobiny sympatii do mężczyzny – Jak się bawisz? Dobrze, że mają chociaż darmowy alkohol, prawda? – bo była pewna, że za cenę miejsca przy stoliku można było zorganizować dużo lepszą zabawę. Ale no właśnie! Alkohol! Zaczepiła przechodzącego obok kelnera i po prostu wymieniła swój (ponownie) pusty kieliszek na pełny. Czy to był dobry pomysł? Niekoniecznie. Czy zamierzała się tym przejmować? Również niekoniecznie.
Za to jej spojrzenie znów spotkało się ze spojrzeniem Rodericka i ponownie się uśmiechnęła.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

I.

Nie robiła tego pierwszy raz ale pierwszy raz robiła to tak publicznie.
Znalazł ją tak, jak chciała być znajdowana: przez konto na tinderze. Potem wymienili się numerami telefonów i w ten sposób dowiedziała się w dość suchych słowach, że chodzi nie tylko o towarzystwo z ewentualną gotowością do czegoś więcej ale o towarzystwo podczas publicznego i to wystawnego przyjęcia. Czyli będą na nią patrzyli. Będą oceniali ją i będą oceniali jego przez „pryzmat” jej, jej zachowania, wyglądu i wszystkiego. Cóż, działało to Gwen na ambicje ale też budziło pewien stres. Co prawda występy publiczne od dziecka zaprawiły ją już w tym wieku do takich sytuacji i stres przed publicznością nigdy jej nie paraliżował a raczej dodawał sił i odwagi ale co innego koncert, nawet ważny, a co innego taka sytuacja. Czekała ją nie tylko rola dziewczyny do towarzystwa jakiegoś cholernie zamożnego dupka, ale i może kilka innych ról, na które za te pieniądze powinna być gotowa. A może Duncan nie okaże się dupkiem? Na podstawie jego zdjęcia które przesłał jej żeby go rozpoznała, mogła powiedzieć że wygląda więcej niż interesująco, ale to wygląd, a jest jeszcze cała reszta.
Jechała taksówką a potem wjeżdżała windą na wysokie piętro hotelu Edgewater z walącym sercem w piersi ale Gwen skłamała by gdyby twierdziła że nie jest to uczucie przyjemne, było przyjemne. Coś jej podpowiadało że ugadana zapłata to wynagrodzenie nie tylko za kilka godzin uśmiechania się i inteligentnych odpowiedzi i to, też było przyjemne. Ta przyjemność byłaby nawet pełniejsza gdyby nie to że w ostatnich dniach dodatkowych nerwów kosztowały ją przygotowania do pewnego ważnego wykonania. Nie wszystko szło idealnie i zaczynała się liczyć każda godzina której nie powinna marnować tylko przeznaczyć na ćwiczenie. Każdy artysta wie że nie istnieje coś takiego jak za dużo godzin na ćwiczenie. Czy powinna więc teraz, pod koniec pierwszego semestru w nowym środowisku, fundować sobie wieczór i pewnie noc wyjętą z życiorysu?
Odpowiedź na to pytanie widniała w jej notatkach z wydatkami. Gwen raz była bardzo skrupulatna, to znów nie chciało jej się pilnować tych wydatków, ale i tak trzeba było na nie uważać jeśli się chciało realizować ambicję samodzielnego utrzymywania się w obcym mieście. Ale dumanie o tym jest na dłuższą metę bez sensu, skoro właśnie dojeżdżała windą do celu. Poprawiła w lustrze którym były „wyłożone” ściany windy, włosy i falbanki sukienki patrząc na siebie z pewną dozą krytycyzmu. Miała nadzieję, że ten strój łączy w sobie atrakcyjność i elegancję w takim stopniu, jaki wynikał z opisu okazji, której miała być ozdobą u boku bogacza który na tą okazję wynajął po prostu całą restaurację! W lustrze widać też było parę zaproszonych gości zmierzających na pewno w tym samym celu. Gwen przez sekundkę spotkała się spojrzeniami w lustrze z ubranym w swobodny garnitur mężczyzną, ale to była sekundka. Winda zadzwoniła cicho po przybyciu na właściwe piętro i od razu przez otwierające się drzwi wylała się muzyka. Wystarczyło się kierować po jej dźwiękach. A przed wejściem zostawić jeszcze w szatni torebkę, trochę za obszerną na to żeby ją mieć przy sobie, bo zawierała kilka koniecznych być może na później rzeczy zostawiając sobie tylko malutką torebkę z podstawowymi drobnymi przedmiotami.
Na progu okrągłej sali przez której okna widać było głównie niebo i zwolna zapadającą noc, Gwen zatrzymała się i rozglądała, aż wyszukała wzrokiem Duncana. Nie mógł jej widzieć. Stał odwrócony tyłem zajęty jakąś rozmową. Ruszyła śmiałym krokiem przez salę, po drodze rozmówcy Duncana chyba skończyli jakiś temat bo nie odchodzili, ale chwilowo zajęli się czym innym. Gwen zaszła od strony jego pleców, i kiedy już mógł poczuć pierwszy zapach jej perfum dotknęła dłonią jego ramienia. Pierwsze co mógł zobaczyć kiedy się odwrócił, to jej uśmiech, chyba że jego wzrok padł na coś innego a bądźmy szczerzy, z doświadczenia samej Gwen, zwykle tak właśnie było. Wtedy postąpiła krok po półokręgu ku niemu, ale nie na tyle żeby stanąć całkiem przed nim. W ten sposób nie zasłaniała sobą tamtych rozmówców, a dodatkowo on musiał też wykonać ćwierć obrotu, chyba że chciał pokazać że go jej przybycie nie interesuje.
Widzę, że przyjęcie jest p r a w i e doskonałe - powiedziała i spojrzała mu w oczy - Witaj, Duncan. Jestem tym, czego ci tu brakowało.

autor

ODPOWIEDZ

Wróć do „The Edgewater Hotel”