WAŻNE Wprowadzamy nowy system pisania postów/tworzenia tematów w lokacjach. Prosimy o zapoznanie się instrukcją i stosowanie nowego wzoru. Więcej informacji znajdziecie tutaj!
Subfora zostały podzielone na 4 główne działy, oto orientacyjny zakres lokacji, które mogą się w nich znaleźć:
- strefa miejska - ulice, parkingi, tereny zielone, parki, place zabaw, zaułki, przystanki, cmentarze
- usługi - sklepy, centra handlowe, salony kosmetyczne, pralnie, warsztaty
- kultura i instytucje - galerie, muzea, teatry, opera, domy kultury, centra społeczne, urzędy, kościoły, szkoły, przedszkola, szpitale, przychodnie
- życie towarzyskie - restauracje, kawiarnie, kluby, kręgielnie, puby, kina
Dodatkowo w dzielnicach znajdziecie subfora większych firm albo ważnych dla forum i postaci lokacji, np. szczególne kluby, uniwersytet, czy restauracje.
INFO W procesie przenoszenia forum na nowy silnik utracone zostały hasła logowania. Napiszcie w tej sprawie na discordzie do audrey#3270 lub na konto Dreamy Seattle na Edenie. Ustawimy nowe tymczasowe hasła, które zmienicie we własnym zakresie.
DISCORD Jesteśmy też tutaj! Zapraszamy!
UPDATE Postacie chcące uzupełnić swoją KP o nowe treści w biografii mogą skorzystać teraz z kodu update w zamówieniach.
-
Gabi ostatnio spędzała mnóstwo czasu w domu, z Ryanem, bo był wciąż w trakcie rekonwalescencji po jego wypadku w pracy. Blondynka czasem zakładała to swoje wdzianko pielęgniarki i pomagała mu w rehabilitacji i tak dalej. Wiele rzeczy, które do tej pory robili trochę im odpadało. To znaczy, niby ich życie jakoś specjalnie się nie zmieniło, nie w związku, bo głównie spędzali czas w dwójkę, w czterech ścianach, ale tak czy siak, to zdarzenie miało wpływ na ich życie. Gabi poświęcała więcej czasu mężczyźnie, dbając o niego, wożąc go wszędzie i tak dalej. Zaczęli wspólnie oglądać różne filmy i seriale, w tym Harry'ego Pottera, który jakoś dziwnie ich wciągnął i spędzili długie godziny w łóżku, jedząc czy to pizzę, czy popkorn.
Blondynka sporo też gotowała, starając się wybierać fit przepisy dla swojego małego, biednego misia. Rozmawiali też na różne tematy, w tym jak wyobrażają sobie swoją przyszłość. Że może pomyślą nad nowym domem, skoro będą chcieli mieć dzieci. A jak będą mieć dom, z ogrodem, to może pomyślą nad adopcją jakiegoś psa. Gabi trzeba było trochę przekonywać, bo była dość wygodną osobą i te spacery wcześnie rano, w deszczu, zimie i tak dalej, jakoś jej specjalnie nie przekonywały.
Blondynka się zgodziła, aby przeszli się do schroniska, zobaczyć te pieski. Jeszcze nie podjęli konkretnej decyzji, ani czy, ani kiedy, ani jakiego. Jednak Ryan truł jej cztery litery, że to dobry moment i tak dalej, więc blondynka mu w końcu uległa. Jak za każdym razem, niezalenie od tematu.
-Pamiętaj, dziś tylko się rozglądamy-powiedziała, mocniej ściskając jego dłoń, która w końcu wyswobodziła się z temblaka. Dalej obchodziła się z nim jak z śmierdzącym jajkiem, ale nie aż tak jak wcześniej.
-
Od tygodnia chodził na rehabilitację. Mógł wreszcie wyswobodzić rękę z temblaka. Powoli chwytał, chociaż nie był to pewny uścisk. Najczęściej właściwie ćwiczył z piłką antystresową i… dłonią Gabi. Nie odważył się jeszcze tą ręką jeść, jakby obawiał się, że nie trafi do buzi.
Parę spraw dzięki temu urlopowi zdrowotnemu załatwił – między innymi zajął się pierścionkiem zaręczynowym dla kobiety. Uważał, że to stanie się już niedługo. Teraz właściwie miały nastąpić tylko małe szlify do wszystkiego, a w tym…
…miała pomóc mu właśnie wizyta w schronisku. Nie, nie. Nie chciał jej zapytać o rękę w takim miejscu, ale liczył, że jednak wrócą do domu z jakimś psiakiem, który potem rozegra wielką rolę podczas jego oświadczyn. I oczywiście stanie się ich najlepszym kumplem. Posiadanie psa było wielką odpowiedzialnością, ale skoro myśleli o dzieciach – równie dobrze mogli sprawdzić się jako opiekunowie nowego pupila, prawda?
- No dobrze… Ale jeśli zobaczymy taką bidę, że nie będziemy mogli przejść obojętnie? – zapytał, próbując delikatnie zacisnąć swoje palce na jej dłoni. Nadal miał z tym problemy, tak jakby jego mięśnie nie chciały go dokładnie słuchać lub były za krótkie. Nie przejmował się tym. To przecież była tylko taka chwilowa niedogodność. – Przecież nie zostawimy go. Albo jej. – Spojrzał na Gabi wymownie. Wiecznie to powtarzał, chociaż ona zgodziła się i tak na tą wycieczkę pod warunkiem, że jedynie popatrzą na psiaki, może niektóre wyprowadzą i dadzą zapas karmy, którą wcześniej kupili w sklepie specjalistycznym.
-
Pewnie, po ostatnich rozmowach na temat ich przyszłości, podjęli różne decyzje, rozważali różne opcje. Nie wszystkie pomysły się im podobały, inne chcieli odroczyć w czasie. Gabi osobiście nie miała nic przeciwko psiakowi, ale uważała, że powinni wstrzymać się, aż Ryan się wyleczy, bo na pewno będzie go ciągnęło do tego, aby smycz trzymać w prawej ręce. A jakby go pies pociągnął i przewrócił to tylko niepotrzebne kłopoty. Jej chodziło tylko i wyłącznie o dobro jej misia-pysia, o nic więcej!
-Ja dalej uważam, że do psa powinieneś mieć dwie sprawne ręce.-albo wszystkie obowiązki spadną na jej głowę. Tej dalszej części zdania jednak nie powiedziała na głos, bo spodziewała się, jaka może być odpowiedź. Mamo, wcale niee, ja się będę nim zajmować, wyprowadzać, zbierać kupy i głaskać. I paczkę 50 kg karmy sam przyniosę!. Ups, nie mamo, tylko Gabi, ale sens pozostaje ten sam.
-Jak zobaczymy taką bidę, to pomyślimy, ale dziś tylko oglądamy-zapewniła go, tym razem to ona go ścisnęła. Gabi naprawdę starała się pomóc mu w rehabilitacji, nawet poza ćwiczeniami, specjalnie kazała mu podać coś drugą ręką, czy coś w tym stylu. To dobrze świadczy, że będzie mieć cierpliwość do psa, aby uczyć go sztuczek. Albo ją, oczywiście.
-
- Hym? – Nadal forsował swoje zdanie. Zresztą nie byłby sobą, gdyby tego nie robił. Gabi już znała go za dobrze, wiedziała, że będzie kombinować.
- Dzień dobry. – Przywitali się z pracownikami schroniska, szybko wyjaśnili cel wizyty i podpisali specjalne papiery, że są wpuszczani na jego teren.
Schroniska raczej były ciut przygnebiającym miejscem, ale z drugiej strony miejscem, które daje nadzieję, ponieważ większość tu przebywających zwierząt dostawało drugą szansę. Jak na razie Ryan z Gabi szli przez uliczkę z mniejszymi psami. Ryan co prawda wymarzył sobie ciut większego, ale jednak mając na uwadze pecha kobiety… Może jednak mniejszy psiak byłby lepszym wyborem.
- Patrz, ten ma jedno ucho klapnięte, a drugie podniesione. – Pokazał na jednego pimpka, który radośnie szczeknął na ich widok. Ryan podniósł wzrok, by odczytać jego imię. Nazywał się Gwiazdka, ale akurat już czekał na swoich nowych właścicieli.
-
-Jasne. Rozumiem. Jak ja się skąpię w zatoce to żaden problem, ale broń boże niech pies wpadnie do wody, to od razu trzeba nowy dom?-zaśmiała się. Oczywiście, że tak nie sądziła, wiedziała, że w związku z ich dalekosiężnymi planami, zmiana miejsca zamieszkania była wręcz konieczna. Choć chodziło tylko o osiedle, nie planowali wyprowadzać się z Seatte.
-Dzień dobry. My tylko chcemy się rozejrzeć-rzuciła do pracownika, bo ona też potrafiła być uparta. Ryan też o tym wiedział.
Gabi nie miała pojęcia, jakiego psa chce, jednak raczej jakiegoś mniejszego, aby mogła sobie z nim poradzić. Nie musiał być taki, co sięgnie jej do kostki, ale taki do pasa nie wchodził w grę. Kudłaty, czy z krótką sierścią, to akurat żadna różnica. -Słodki-przyznała Gabi. Czyli z tej tabliczki wynikało, że nawet jeśli dziś znajdą jakąś bidę, to i tak dziś jej nie zabiorą do domu. Co mogło działać na korzyść wersji blondynki. -Jedno chce Ci powiedzieć-obróciła się w jego stronę i dziabnęła go jednym palcem w klatkę piersiową.-Jeden pies. Nie więcej.-stwierdziła, że to będzie ważne, aby stawiać granice, zanim będą one tak naprawdę potrzebne.
-
- I odpowiadając na nieme pytanie. Ty zawsze będziesz na pierwszym miejscu. Czy będziemy mieć psa, czy będziemy mieć dzieci, czy wnuki. – Oho, tak to już wszystko widział? Dobrze, że Chet tego nie słyszał. Zaraz by mu zaczął wypominać, że nieźle zbabiał i oszalał dla jednej dziewczyny… Tak jakby on sam tego nie zrobił, ale mniejsza.
- Jak to jeden pies? – Przystanął aż w alejce. Pewnie Gabi przez chwilę mogłaby pomyśleć, że Ryan chce wziąć parę psów, ale oczywiście nie o to mu chodziło. – Jeśli ma być jeden pies i żadnego więcej, to nie jesteśmy w stanie zaadoptować żadnego, bo masz już w domu jednego psa. – To było tak suche, że Gabi mogła chyba teraz tylko przywalić sobie otwartą ręką w czoło, robiąc tak zwanego „facepalma”. No tak, na policjantów czasami mówiło się psy, a Harper co roku w Dzień Psa na swoim facebooku pisał, że w związku z tym oczekuje życzeń. Parę znajomych, którzy ogarniali ten durny humor, składało mu je.
- Więc halo. To nie taka miała być umowa! – Pokręcił przecząco głową, ale zaraz przestał się wygłupiać, kiedy zobaczył w oddali pracownika z nieco większym, rudym psiakiem. Miał charakterystyczne białe skarpetki. – Chcę tego. - To nazywała się miłość od pierwszego wejrzenia. Pracownik zaprowadził psa do boksu, a Ryan już przyśpieszył kroku. No i to by było na tyle, jeśli chodziło - jak już, to weźmiemy jakiegoś małego. No i nie teraz, tylko się rozglądamy.
-
-No ja myślę-odpowiedziała, pocierając swój nos o jego nos, w ramach eskimoskich pocałunków. Byli w miejscu publicznym, a Gabi rozpraszały te setki oczu patrzące na nich zza krat. No i oczywiście, trochę sobie żartowała. I nie mogła obiecać, że to nie dzieci będą dla niej ważniejsze niż Ryan. Bo wiedziała gdzieś, podświadomie, że od niej same dla niej będą ważniejsze. Co było z resztą pokazane w naszej grze w retrospekcji.
-No jeden.-potwierdziła, najpierw nie widząc w tym nic podejrzanego. Nie mogli zwalać sobie na głowę mnóstwa problemów, a wiele zmian w ich życiu miało mieć niedługo miejsce. -Przecież nie mamy psa, o czym ty bredzisz?-zapytała, totalnie nie zrozumiała o co mu chodziło, nie skojarzyła że mówi żartobliwie o sobie, o swojej roli policjanta.
-Jasne, czemu nie-odpowiedziała, nie biorąc zbyt poważnie tej wypowiedzi. Nawet w jej przypadku to nie była miłość od pierwszego wejrzenia, wiec o co chodzi. -No ładną ma mordkę-powiedziała, przyglądając się psiakowi. No wydawał się być ładny, nie był AŻ tak wielki. No ale zawarczał na nią, jak tylko usłyszał jej głos.
-
- Przecież jest cudowny! – Ryan aż kucnął przy boksie. Pracownik, który niedawno przyprowadził go do boksu, ciekawie przysłuchał się rozmowie, ale nie wcinał się. Wziął następnego psiaka na spacer, chociaż może wreszcie się temu rudzielcowi poszczęści. – Patrz jaką ma super sierść! – Co z tego, że na Gabi zawarczał? Na widok Ryana machał tym swoim wielkim, puchatym ogonem i cieszył się, że go widzi. Nawet próbował wystawić łapę przez siatkę, ale niestety nie udawało mu się.
- Gdzie ty byłeś koleżko całe moje życie, co? – No i Ryan całkowicie przepadł. Zaczął mówić do psa niczym do niemowlaka, a jego oczy błyszczały się co najmniej tak, jak wyznawał po raz pierwszy Gabi miłość. Kobieta chyba dobrze wiedziała, co to oznacza. – Ale jesteś fajny. – Psiak jedynie przez kraty polizał wielką dłoń Ryana, którą miał niedaleko siatki. To mu się udało.
- Gabiiiiii… - No i się zaczęło. Podniósł na nią wzrok, robiąc oczy kota ze Shreka. Nawet nie poszedł z nim na spacer próbny, nie dał mu smaczka, a już i tak widział go jako swojego najlepszego przyjaciela.
-
-Pies jak pies-powiedziała, nie uważając psa jako coś złego, czy zły wybór, ale zdecydowanie nie widziała tego samego, co widział w nim Ryan. Nie była przekonana, bo po pierwsze, był dość duży i na pewno pełen energii, a po drugie, przecież się umówili, że dziś nie podejmują żadnych konkretnych decyzji.
Gabi starała się trochę doedukować w temacie przygarniania psa, czytała jakieś książki, rozmawiała z ludźmi, którzy adopcję psa mieli już za sobą i to, co Ryan właśnie robił było przeciwieństwem tego, co powinno było się zrobić.
To, że na Gabi warczał mogło wskazywać, że jest agresywny, że ma problemu ze sobą i tak dalej. Wiadomo, psy ze schroniska mają swoje problemy i trzeba im z nimi pomóc, ale nie każdy pies był dla każdego odpowiedni.
-Chodź, pooglądamy inne psy-powiedziała do niego, wyciągając rękę w jego stronę, by się podniósł i poszli zobaczyć innych podopiecznych. Zdecydowanie tutaj Gabi była twardziej stąpającą po ziemi, co nie za często się zdarzało.
-
- Myhym. – Poddał się kobiecie, chociaż naprawdę nie chciał tego robić. Odeszli dalej, spoglądając na inne psiaki. Niektóre chciały zwrócić ich uwagę, a inne były już zrezygnowane. Inne szczekały i ujadały, inne goniły za swoimi ogonami, jakby chciały rozbawić tego nowego człowieka i by to sprawiło, że ci ludzie zabiorą ich do nowego domu.
Harper w sumie nie czuł się w tym miejscu zbyt dobrze, bo tak naprawdę gdyby tylko mógł, zabrałby je wszystkie. Schronisko wyglądało mu na jakąś poczekalnię – albo będzie dobrze albo źle. Zwierzęta właściwie zawsze były zdane na łaskę lub niełaskę człowieka, przez co coś w środku Harpera się buntowało.
Żaden psiak tak naprawdę nie zachwycił go jak tamten wcześniejszy. Co prawda podszedł przywitać się do paru innych, nawet jakiegoś mniejszego czarnulka w typie maltańczyka, który raczej Gabi nie powinien nic zrobić na spacerze (bo jednak miał w głowie obrazek, jak to Gabi była ciągnięta przez psiaka w sam środek jeziora), ale to nie było to. Zresztą nie wyobrażał sobie siebie z takim małym pieskiem.
-
-Chodź, co?- pociągnęła go na bok. Widziała, że na żadnego psa nie patrzy nawet w połowie tak, jak na tamtego kundelka. Musiała przyznać, że był ładny, zwłaszcza na warunki schroniska, gdzie nikt nie ma czasu wyczesać każdego psiaka. Staneli sobie gdzieś z boku, aby mogli pogadać.-Ty już podjąłeś decyzje, co?- zapytała. W sumie, znając Harpera, to mogliby wrócić do domu, a ten pod pretekstem pójścia po mleko, pofatygował się do schroniska i wrócił z psem.
- Nic o nim nie wiesz, nie masz nic dla niego, a jakby Cie pociągnął, to na bank wyrwałby Ci tą rękę-zaczęła wymieniać kolejne rzeczy, o których trzeba pomyśleć, zanim zdecydują się na adopcję.
-
- Kochanie - zaczął nieco poważnie, ale chciał by wiedziała, jak na to wszystko patrzy. - Czasami w życiu jest tak, że się w kimś zakochujesz, chociaż nic o nim nie wiesz. Pamiętasz tamto deszczowe październikowe popołudnie, kiedy opatrzyłem Ci kolano? Może jeszcze wtedy nie wiedziałem dokładnie, co się wydarzy dalej, ale wiedziałem, że to będzie bardzo cenna dla mnie znajomość. Nie umiem Ci powiedzieć, czy już wtedy byłem w Tobie irracjonalnie zakochany, ale wiem, że mocno mi się spodobałaś. I byłem ogromnie wściekły, że mialem jeszcze inne zobowiązania, które nie pozwalały mi na to, aby pojechać za Tobą i zaprosić Cię na prawdziwą randkę, a nie jakąś kawę i ciastko z miejscowej kawiarni. - W sumie czasami o tym wspominał, ale nie opowiadał o tym, aż w taki sposób. - Jestem wielkim szczęściarzem, że dałaś mi szansę i mogę teraz żyć zupełnie inaczej i wreszcie się tym życiem cieszyć. Pewnie i tak bym się rozwiódł, ale nie tak szybko. Popatrz jak długo tkwiłem w tym bagnie, zupełnie nie wiedząc, co zrobić i jak należało postąpić. - Ludzie mówili, że skoro nie kochało się drugiej osoby, to należało po prostu się rozwieść i tyle. Dla Ryana to nie było takie proste. Bał się właściwie, co powiedzą jego rodzice i znajomi. Nagle ten złoty chłopak stoczył się, jego idealny związek nie wyszedł. Przed nim w życiu stawiano naprawdę za dużo wymagań, aby podjął taką decyzję bez problemu. -
Ale nie o tym. Chciałem się skupić na tym, że dzięki Tobie zacząłem podejmować decyzje dobre dla mnie. Wiem, że nic nie wiemy o tym psiaku, ale chociaż weźmy go na spacer. Zobaczymy, jak się zachowuje. Zapytajmy o niego. Może akurat moje przypuszczenie co do niego będzie takie samo jak do Ciebie. Może akurat on też zmieni moje życie na lepsze. I może Twoje też. - Miał być to wspólny pies, więc trzeba było było wziąć pod uwagę. - Może to będzie Twój amulet szczęścia? I przestaniesz mieć pecha? Może on warczał na Twojego pecha, aby go odgonić? I wiem, że nic nie mam, ale od czego jest sklep zoologiczny? W samochodzie mamy kocyk, zabezpieczymy kanapę... ale zanim pojedziemy do domu, skoczymy do zoologa z nim po smycz, obrożę, miski, kojec, karmę. - Nie byli biednymi ludźmi. Było ich na to wszystko stać, więc tutaj pieniądze nie grały większej roli.
- A co do mojej ręki, lewą mam sprawną. Nie będę go wyprowadzać niesprawną ręką, dopóki się nie zejdziemy odpowiednio.
-
-Oj Ryan-zaśmiała się, słysząc jak mężczyzna przypomina jej o tym, jak się poznali, że od pierwszej chwili wiedział, że nie jest zwykłą gapą, czy pechowcem, który się potknął na prostej drodze. -No już dobrze, dobrze-Tak, Gabi zgodziła się zaryzykować, zacząć spotykać się z nim jako ta druga, gdy wiedziała, że ten ma żonę i wierzyła, że naprawdę mu się z nią nie układa. Chyba tak było, skoro w końcu ich miłość popchnęła Harpera do złożenia papierów rozwodowych.
Przy następnych słowach blondynka znowu przekręciła głowę na bok, nieco nawet mrużąc oczy, słuchając, co ten ma znowu do powiedzenia w tym temacie. No okej, wyglądało, że mu naprawdę zależy i nawet podchodził do tego z głową, ale kobieta dalej była dość sceptycznie do tego nastawiona. -A może po prostu mnie nie akceptuje?-zaśmiała się o amulecie na szczęście. Ona miał też gdzieś wizję tego, że pies nie będzie jej lubił, że będzie ją szarpał na spacerach i tak dalej.
-No dobrze, możemy się dowiedzieć coś o tym psie. ZANIM PODEJMIEMY DECYZJĘ-podkreśliła poprawiając szalik na jego szyi. No jakby mogła mu odmówić, skoro tak ładnie prosi i niczym dziecko, obiecuje że wszystkim się zajmie? Ryan teraz powinien się zastanowić czy chce, aby matka jego przyszłych dzieci miała tak miękkie serce i tak łatwo dawała się do wszystkiego przekonać.
-
Podeszli ponownie do klatki Cwianiaczka, który podniósł się ponownie ze swojego posłania. Miał wzrok taki, jakby chciał ich zapytać „Czyli jednak wróciliście, tak?”. Machał ogonem, dzięki czemu można było podziwiać jaką ma cudowną „kitę”.
Ryan poprosił jednego z pracowników, aby poopowiadał im o Dodgerze. Jak się okazało, w schronisku niestety był od małego szczeniaka. Został znaleziony w rowie koło drogi wraz z rodzeństwem, które już wcześniej znalazło nowy dom. Nie znał żadnego innego świata od schroniska, ale do ludzi był raczej pozytywnie nastawiony. Był całkiem pojęty i chętny do nauki. Minusy? Potrzebował naprawdę dużo się wyhasać, miał dopiero rok, więc miał całkiem dużo energii. Czasami nie zdawał sobie sprawy ze swojej siły, ale wiadomo – jak to młody psiak. Był również wykastrowany, co też mogło stanowić dodatkowy jego atut (ten kto miał psa i słyszał, jak wyje do suczki spod trójki, ten wie, co to za ból).
Pracownik nie krył tego, że przed podjęciem jakiejkolwiek decyzji – odmownej czy adopcyjnej, Ryan i Gabi powinni pójść z nim na spacer. Dostali nawet kilka smaczków, którymi mogli przekonać psiaka do siebie i samemu sprawdzić, czy zna podstawowe komendy (według wywiadu jeden z wolontariuszy nauczył go dwóch komend „siad” i „zostaw”). Dostali też oczywiście woreczki na psie niespodzianki. Zostali również poinstruowani, gdzie mogą iść. Schronisko posiadało całkiem duże tereny zielone, gdzie zazwyczaj wyprowadzano pieski.
Ryan chwycił smycz w lewą rękę, tak jak obiecał. Faktycznie, chłopak miał trochę siły, ale trzeba było stawiać mu odpowiednie granice. Harper już wiedział trochę, jak się „obsługiwać” psami, bo pracował z nimi w policji, więc wiedział, jak przytrzymać smycz i pokazać psu, by się aż tak bardzo nie ciągnął.
Razem w trójkę wyszli na tereny zielone i ruszyli małą aleją. Dodger sprawiał wrażenie bardzo szczęśliwego, niosąc swój piękny ogon w górze i co jakiś czas spoglądając na tę dwójkę.
- Ja nic nie mówię. – Faktycznie, Harper nieco nabrał wody w usta, aby nie zapeszyć chwili.
-
Specjalnie odciągnęła go na bok, by mogli spokojnie porozmawiać, nawet już nie chodzi o podsłuchiwanie, ale jak ktoś wiecznie przechodzi, psy szczekają, to trudno porozmawiać. Dzięki temu też mogli się spokojnie pomiziać, traktując tego buziaka jako uściśnięcie sobie ręki potwierdzające dogranie interesu.
Gabi wyciągnęła rękę po smaczki, bo chyba to do niej pies się musiał przekonać, bo Ryana już pokochał swoim małym, psim serduszkiem. Gabi zapytała też o parę rzeczy pracownika schroniska, także można było wyczuć, że nie jest tak totalnie negatywnie nastawiona przeciwko adopcji psa.
-Słyszę-zwróciła się do niego. Chyba już nie wybije tego pomysłu z głowy ukochanego, więc zaczęła się poddawać.-Cwaniak, chodź tutaj-zawołała do psa, chcąc dać mu smaczka, by ten ją polubił trochę, ale psisko ani drgnęło, mimo że Gabi kucnęła, by móc go pomiziać. Cóż....