WAŻNE Wprowadzamy nowy system pisania postów/tworzenia tematów w lokacjach. Prosimy o zapoznanie się instrukcją i stosowanie nowego wzoru. Więcej informacji znajdziecie tutaj!
Subfora zostały podzielone na 4 główne działy, oto orientacyjny zakres lokacji, które mogą się w nich znaleźć:
- strefa miejska - ulice, parkingi, tereny zielone, parki, place zabaw, zaułki, przystanki, cmentarze
- usługi - sklepy, centra handlowe, salony kosmetyczne, pralnie, warsztaty
- kultura i instytucje - galerie, muzea, teatry, opera, domy kultury, centra społeczne, urzędy, kościoły, szkoły, przedszkola, szpitale, przychodnie
- życie towarzyskie - restauracje, kawiarnie, kluby, kręgielnie, puby, kina
Dodatkowo w dzielnicach znajdziecie subfora większych firm albo ważnych dla forum i postaci lokacji, np. szczególne kluby, uniwersytet, czy restauracje.
INFO W procesie przenoszenia forum na nowy silnik utracone zostały hasła logowania. Napiszcie w tej sprawie na discordzie do audrey#3270 lub na konto Dreamy Seattle na Edenie. Ustawimy nowe tymczasowe hasła, które zmienicie we własnym zakresie.
DISCORD Jesteśmy też tutaj! Zapraszamy!
UPDATE Postacie chcące uzupełnić swoją KP o nowe treści w biografii mogą skorzystać teraz z kodu update w zamówieniach.
dreamy seattle
dreamy seattle
-
-
- — 22
-
Szczerze? Miała tego po dziurki w nosie. Nie pamięta kiedy rozmawiali ostatni raz, ale mogła przysiąc, że minął miesiąc odkąd widziała go w normalnej scenerii. W pracy wolała go unikać, widząc jak grucha sobie przyjemnie ze swoją asystentką i jak bardzo ma wywalone na własną przyjaciółkę. Nigdy nie sądziła, że dojdzie do tego momentu, że zapomni o jej urodzinach, że wybierze innych ludzi nad nią, że zacznie się tak odsuwać po tym, ile sama mu oddała. Wydawało jej się, że była dobrą przyjaciółką, że zrobiła wszystko, by chociaż w domu miał spokój, ale on - wolał wszystko sabotować, nie tylko z własną rodziną, ale przede wszystkim z ich relacją. Szkoda, że wszystko inne było ważniejsze, a zwłaszcza to, co dopiero weszło do jego życia, bo tym samym zepchnął z niego kogoś, kto wydawał się być kimś ważnym. Dlatego też spróbowała ostatni raz. Chciała napisać, wyjaśnić wszystko i rozejść się, więcej z nim nie rozmawiać. I tak go nie było. I tak miał gdzieś. To po co miała się starać, by utrzymywać ich relację, której przecież nie mogła nazwać przyjaźnią. Nie w tym momencie. Zdziwiła się, gdy odpisał i kazał jej być gotową, ale postanowiła zaryzykować.
Siedząc w domu w piżamie nawet nie miała siły się zwlec z łóżka, ale nie mogła mu się pokazać w tym stanie. Musiała udawać, że chociaż w tym jest dobrze, że jej stan wcale się nie pogarsza z dnia na dzień. Porozmawiają, wróci do domu i da sobie z tym sama radę, jak zawsze zresztą. Wzięła prysznic, ale nie pokusiła się o makijaż. Wrzuciła tylko na siebie jakieś ciuchy, które krzyczały, że była wciąż tą samą Zarą i była gotowa. - To jeszcze w ogóle możliwe? - Spojrzała na niego, ale wsiadła. Nie zamierzała odzywać się całą drogę, gdziekolwiek ich zabierał. Po prostu wpatrywała się w miasto, kolejne drogi i chodniki, które mijali, w ludzi, którzy wracali do domów czy też stali w kolejce do popularnej restauracji w okolicy. Wysiadła, gdy dojechali, poprawiając płaszcz i skierowała się za Gabe'em, który wprowadził ich do planetarium. Nie pytała jak to zrobił, oboje mieli znajomości, więc nie miało to sensu. I w sumie odezwała się ponownie dopiero, gdy palnął jakąś durnotę. - Ty tak na serio teraz, Gabe? - Uniosła brew i odwróciła się do niego twarzą w twarz. - Od miesiąca nie rozmawialiśmy, nie widzieliśmy się poza przelotnymi spojrzeniami na korytarzu w kancelarii. Unikasz mnie, masz mnie w dupie i cóż, najwyraźniej szybko zapomniałeś o mnie dla nowych znajomych. Zdarza się, ale nie gadaj teraz, że nie wiesz od czego zacząć, skoro ewidentnie spieprzyłeś wszystko na całej linii - warknęła zirytowana na niego, bo to trzymało się w niej i kłębiło przez ostatnie tygodnie. Musiało kiedyś wybuchnąć. - A i dzięki, życzyłam sobie sama wszystkiego dobrego w urodziny - to nie była data, której trudno mu zapamiętać, to nie był dzień, w którym ktoś znajomy czy prawie obcy miał urodziny. Nie oczekiwała wiele. Zwyczajnych, szczerych życzeń, pamięci. Tego, żeby nie był taki obojętny wobec niej. Nie poruszyła tematu co u niej. Oparła się o jakąś barierkę czy cokolwiek miała pod ręką, czując jak kręci jej się w głowie, ale na twarzy wciąż ta sama pokerowa maska.
by a feeling that I've never known
-
Nie wymuszał rozmowy. Pozwolił jej na tę ciszę, bo wolał poczekać, aż będą sami i będzie mógł całkowicie się przed nią otworzyć. Tym bardziej, że miało to być naprawdę ciężkim zadaniem. — Nie ignorowałem cię dlatego, że poznałem kogoś nowego — sprostował spokojnie, obiecując sobie, że tym razem nie da emocjom wziąć góry nad tym, co się dzieje. Sporo zniszczył przez te chwile nieuwagi, kiedy to z jego ust wydobyło się o kilka słów za dużo, a nie miał ochoty i tego ich spotkania dokładać do spraw, których tak bardzo żałował. — Nie zamierzam się nawet bronić, Zara, bo wiem, dobra? Wiem, że zachowałem się paskudnie — zgodził się, nie odnajdując w sobie najmniejszej woli walki. Po co rzucać jakiekolwiek argumenty, które miałyby go wybronić, skoro wcale nie chciał udawać, że nie popełnił błędu. — I właśnie przez to wszystko jest mi ciężko zacząć ten maraton przeprosin — dodał nieco ciszej, wzdychając. Wskazał jej też ruchem dłoni, gdzie powinni się skierować, a gdy dotarli do odpowiedniej sali i mogli usiąść, na moment się zamyślił, bo potrzebował sobie to jakoś w głowie poukładać. — Jesteś już i tak zła, więc pewnie nie pogorszę sytuacji jak powiem, że zapomniałem. A potem było mi po prostu głupio — zaczął wyjaśniać, a potem sięgnął po swój plecak, otworzył i wskazał jej, że w środku ma nie tylko odpowiednie jedzenie do świętowania, ale też nieporadnie (bo nie potrafił) zapakowane prezenty. Dwa, oczywiście. — Dlatego pomyślałem, że jak uda się nam dzisiaj coś wyjaśnić, to jednak będziemy mogli odbić sobie te urodziny i święta — powiedział, przygotowany na jej protesty i sprzeciwy. — Przepraszam — dorzucił zaraz, poważnym tonem, bo w tej kwestii żartów nie było. Mogła tego nie zaakceptować, mogła powołać się na to, że są to tylko słowa, ale niestety w żaden inny sposób nie mógł ich umocnić na sile. — Prześladuje mnie ostatnio jedna sprawa, którą dość długo wypierałem i dlatego… wszystko się tak fatalnie ułożyło — dodał jako początek tych długich wyjaśnień, za które nie zamierzał otrzymać rozgrzeszenia, ale być może choćby namiastkę zrozumienia.
-
- Mhhm - mruknęła jedynie, dość powątpiewając w to, co mówił. - Przynajmniej masz tego świadomość. Choć niewiele to zmienia - nie wierzyła mu, bo doskonale go znała. Nie zachowywałby się tak, gdyby coś nie pojawiło się w jego życiu. Jakby nie patrzeć, to trochę ją okłamał, bo Fitz i Marianne byli nowością w jego życiu, niedawno ich poznał, nie to co Zarę. Także nic dziwnego, że pani prokurator mu nie wierzyła. Nawet jeśli ignorowanie nie miało w tym głównego powodu, na pewno było też w jakimś stopniu spowodowane wydarzeniami. Musiała tylko poznać kontekst. - To może po prostu zacznij od wyjaśnienia. Co się zmieniło i co sprawiło, że tak mnie traktujesz. Czy zrobiłam Ci coś złego? Nie wydaje mi się. Wspierałam Cię nawet w największym gównie w jakie się wpakowałeś, a Ty po prostu postanowiłeś mnie odsunąć... dlaczego? Dla innych ludzi? Aż tak są dla Ciebie ważni? - Wywróciła oczami, próbując zrozumieć, odnaleźć powód, nie tylko w jego słowach, bo na razie miała tylko jakieś nikłe gadki o tym, jak było mu ciężko. Znów on. A pomyślał chociaż raz o niej? - Nie tylko Ty masz problemy, Gabe - mruknęła cicho, pozwalając sobie na zajęcie jednego z miejsca. Spojrzała przed siebie wzdychając ciężko. Trudno było jej pozostawać zimną i opanowaną, gdy zależało jej na nim bardziej, niż jemu na niej.
Zaśmiała się gorzko, przełykając gulę, która utworzyła się w gardle. - Fakt, 24 grudnia taki ciężki do zapamiętania - prychnęła i nie spojrzała na mężczyznę, wciąż odwracając wzrok. To tak, jak zapomnieć o Sylwestrze czy Nowym Roku. W ten dzień rozpoczynały się dla wielu ludzi święta, ten dzień zawsze celebrowali na swój sposób, bo miała urodziny i chciała je spędzać nie tylko z rodziną, ale głównie z przyjaciółmi - osobami bliskimi. W te zabrakło wszystkiego, a ona została z butelką alkoholu i wynikami badań, w które wgapiała się pół nocy. - Coś? Masz chyba na myśli wszystko - zerknęła w jego stronę i przelotem przejechała wzrokiem po pakunkach - dalej chujowo Ci idzie pakowanie - mruknęła jedynie, pozwalając sobie na komentarz, który kiedyś spowodowałby śmiech. - Zacznij więc mówić - usiadła sobie wygodniej, mając nadzieję, że tym razem pozna prawdę. Całą. Od a do z.
by a feeling that I've never known
-
— Jedna osoba — odpowiedział tylko, dość krótko, kiwając przy tym głową. Nawet jeśli sam nie wiedział, do czego to wszystko dąży i czy przypadkiem nie zniszczył tej relacji z Fitzem, nim zdołała się jakkolwiek rozwinąć. — Wplątałem się w coś… dziwnego. I chyba dopiero teraz zaczynają się prawdziwe, poważne problemy. Więc nie wiem, chyba po prostu uznawałem, że łatwiej będzie mi zachować pewne sprawy w sekrecie — wyjaśnił dość ogólnikowo, wzruszając ramionami. Zbyt wiele słów miał do wypowiedzenia, tak więc to jego pytanie, od czego zacząć, nie było bezpodstawne. Mimo wszystko nie zdołał przygotować się do tej rozmowy, a cała ta historia składała się ze zbyt wielu czynników, o których należało wspomnieć. — Wiem. I dlatego nie chciałem zawracać ci głowy… No tak, wiem, to głupie, przed niczym się nie bronię — odpowiedział cicho, tym razem unikając jej spojrzenia. Przyjacielem bywał miernym, jasne, ale to nie pierwszy raz, kiedy zachował się niedojrzale. Faktycznie był zbyt pochłonięty sobą ostatnio, przez co nie miał pojęcia, co dzieje się w życiu najbliższych mu osób. Zakładając naiwnie, że gdyby stało się coś poważnego, od razu by mu o tym powiedzieli. W tym ona. Zaśmiał się potem lekko, ciesząc z tego, że nadal tu jest, że daje mu szansę, że czeka na te jego żałosne wyjaśnienia. Na prezenty czas przyjdzie potem, jak i dalsze wyjaśnienia, dlaczego ten grudzień był tak ciężki dla niego. No, te całe minione miesiące niedalekie. — No więc… Kylie, kojarzysz ją, prawda? No więc przyjaciółka Kylie bierze rozwód i sprawa od razu trafiła do mnie, nic skomplikowanego, wieloletnie małżeństwo i… Mówiłem ci, że w moim życiu ktoś ważny się pojawił, ale że to nietrafione, tylko że no, wcale nie, bo jest to nadal ważne — tłumaczył to z licznymi pauzami, trochę się plącząc, trochę posługując się skrótami i to nie tylko dlatego, że informacji naprawdę zbyt wiele było, a dlatego, że jednak wstydził się tego niezwykle. Co też się dało odczuć. — I teraz mogę stracić pracę przez to, bo są protokoły na to, że no wiesz, nie można przekraczać z klientem relacji służbowych, a to jest nawet bardziej skomplikowane. Bo nie, nie chodzi o tę kobietę, którą reprezentuję, tylko… O jej męża, bo ja… — no cóż, niektóre słowa jednak ciężko było wypowiedzieć.
-
Słuchała go spokojnie i nie zamierzała przerywać. Jeśli będzie miała pytania, na pewno padną później, ale nie miało sensu wpadanie mu w słowa, gdy przecież widziała jak się denerwuje i miesza. Składnia leżała. Sensu nie było. Więc starała się wyłapywać tylko kluczowe informacje. I nie brzmiało to najlepiej. - Przespałeś się z nim? - Zapytała wprost. Nawet na moment nie drgnęła, patrząc na niego uważnie, jakby w ogóle nie miała zamiaru podważać jego seksualności, orientacji, ich uczuć, relacji z Zarą oraz innymi kobietami w przeszłości. Musiała jednak wiedzieć, jak daleko to zaszło. I w jak wielkiej jest dupie, bo tak. Już zamierzała mu pomóc, cokolwiek by się nie działo. Jakkolwiek była na niego zła, pozostawał wciąż jej przyjacielem. - I czy doszło do rozwodu już - zapytała chwilę później. W świetle prawa, jeśli przyjął sprawę przyjaciółki Kylie, Fitz nie był jego klientem. Ale sytuacja nie była ciekawa, bo toczyli przeciwko niemu zapewne rozprawę z orzeczeniem winy. Bez szczegółów życiowych i prawnych niewiele niestety wiedziała.
by a feeling that I've never known
-
— Och, no co ty — odparł poprzez śmiech, zaskoczony tym pytaniem. Odpowiedzi na wszelkie inne miał gotowe, a tego nawet nie wziął pod uwagę. I mógłby dodać pewnie, że jeszcze nie, jako jasne wskazanie, że jest to ważna dla niego relacja, ale niekoniecznie aż takimi szczegółami był gotowy się się teraz dzielić z kimkolwiek. Tym bardziej, że zwykł cenić swoją prywatność, a pewne kwestie zdawały się mu przy tym oczywiste. — Nie. Zostały jeszcze może dwie rozprawy, jeśli dobrze pójdzie. Problem polega na tym, że Rae chce uzyskać jak najwięcej i pewnie w innym przypadku jej wygrana byłaby pewniakiem. Tylko że ja nie chcę, żeby wygrała — wyjaśnił, wzruszając lekko ramionami. Nikomu o tym nie mówił jeszcze. Ba, samego siebie okłamywał, że zachowa profesjonalizm, że dobro klienta nadal będzie dla niego priorytetem. Czy jednak naprawdę można było się mu dziwić? — A on był na tyle głupi, że powiedział mi coś… co teraz mogę wykorzystać przeciwko niemu, ale… — nie chce. Za nic w świecie nie postąpiłby w ten sposób. To znaczy, w tym konkretnym przypadku, bo jako adwokat, któremu zależy na awansie, chętnie korzystałby z wszelkich nieczystych zagrywek. — Nie wiem, chyba sam po prostu złożę wymówienie — kolejna myśl po raz pierwszy wymówiona na głos. I nie oczekiwał wcale, że Zara zrozumie, pochwali to, czy może wręcz przeciwnie, postara się odwieść go od tego pomysłu. Sam musiał pewne decyzje podjąć, ale lepiej było mu z świadomością, że z kimś się tym wszystkim podzielił.
-
- Wolałam zapytać - wzruszyła ramionami, bo chyba już nic by jej w tym momencie nie zdziwiło - chociaż, pewnie byś mi powiedział. Raczej nie trzymałbyś takiego sekretu przede mną - oj i jak bardzo się tutaj myliła. Sherwood zapewne nie miała pojęcia w dalszym ciągu, że Gabe stał na rozdrożu i nie wiedział jak powiedzieć jej o swojej orientacji, choć normalnie nie mieli przed sobą sekretów i rozmawiali o wszystkim, teraz powstawały dziwne bariery. Może wcale nie do przeskoczenia. Teraz jednak nie skupiała się na tym, do kogo czuł miętę, a raczej na słowach, które padały. Zmarszczyła brwi, zastanawiając się długą chwilę co ma mu powiedzieć. Najwidoczniej zdecydował, ale przynajmniej wiedział, że w pewnym stopniu robił źle. Zaangażował się w sprawę bardziej niż powinien i ze złymi powódkami, a praca na niekorzyść klienta chyba była czymś najgorszym dla adwokata. - Nie będę Ci radzić, gdy nie znam całej historii i kontekstu, ale jeśli uważasz, że to jest bezpieczna opcja, to zrób to. Po pierwsze, czasem trzeba się zdystansować i spojrzeć na sytuację pod wieloma kątami, odsunąć uczucia na bok - spojrzała na Gabe'a spokojnie, unosząc lekko brew, ale mimo to wbijała w niego wzrok, jakby chciała przestrzelić mu duszę na wylot, poznać każdy mroczny sekret. - A powiedzmy sobie szczerze, siedzisz w jakimś szambie, z którego poznałam może 10% - wzruszyła ramionami i westchnęła cicho.
W pewnym momencie, gdy zerkała gdzieś przed siebie, wsłuchując się w ciszę, wstała i przeszła dwa kroki. Stojąc tyłem do Hargrove'a walczyła z własnymi myślami, ale chyba w końcu powinna to z siebie wydusić. - Co sądzisz o odziedziczeniu mojej kolekcji whisky? - Zapytała nagle, co brzmiało tak strasznie absurdalnie... - Mam toczeń, Gabe. Jest źle, więc.. - niewiedziała kiedy te słowa wypłynęły. W sekundzie miała zamiar zażartować sobie i przekazać mu, że w testamencie by mu to zapisała, ale zaraz wywalała kawę na ławę.
by a feeling that I've never known
-
— Chciałem po prostu, żebyś wiedziała. I nie chodzi tu o te wszystkie problemy, a o to, że Fitz jest dla mnie najważniejszy i to dlatego... Byłem nieobecny podczas twoich urodzin, świąt i w ogóle — raczej nie każdy chciałby usłyszeć takie słowa, ale obiecał jej pełną szczerość, nawet jeśli nie do końca była ona wygodna. Nie chciał jej skreślać ze swojego życia, ale po prostu brnąc w tę relację odcinał się od innych. I może nie było to do końca odpowiednie, ale tego właśnie teraz potrzebował.
Kolejnych informacji za to w ogóle się nie spodziewał, więc nawet gdy po nieśmiesznym żarcie padło konkretne wyznanie, siedział cicho i wbijał w nią zdziwione spojrzenie. — Co? Jak to ź... Co? — dlaczego powiedziała mu dopiero teraz? Dlaczego pozwoliła, żeby tracił czas na własne sprawy, zamiast od razu zająć się tak istotną kwestia? — U jakiego lekarza byłaś? Na pewno nie jest źle, daj spokój, na pewno da się nad tym zapanować — skąd mógł wiedzieć, że nie jest to świeża sprawa, że Zara już od dawna o chorobie wie? — To na pewno nie toczeń — zawyrokował jeszcze, bo ewidentnie doszło do jakiejś pomyłki. To nigdy nie jest toczeń.
-
Wywróciła więc tylko oczami, nie dodając nic więcej. Miał swoją prywatność, "swoje sprawy" i tą indywidualność, samotność czy inne brednie. Proszę bardzo. Mógł to dostać na talerzu. Wystarczyło tylko powiedzieć, a nie zachowywać się w ten sposób i niestety uraza będzie chowana długo, nawet jeśli Zara będzie milczeć i nie poruszą więcej tego tematu.
- Więc co, zamierzasz dale tak robić? Stawiać go na piedestale i zapominać o ludziach, którzy byli praktycznie od zawsze? On jest tu pięć minut, Gabe. To jest cholernie nie fair, bo ja też Cię potrzebuje - głos jej się załamał. - Szkoda, że egoistycznie podszedłeś do tematu, ale co ja się dziwię, skoro on taki najważniejszy - prychnęła pod nosem. Za dużo emocji w niej siedziało, za dużo bólu, a jeszcze to co miała zamiar mu wyjawić wcale nie sprawiało, że czułaby się lepiej czy lżej. Jej "przyjaciel" zapominał o niej całkowicie, miał gdzieś to wszystko co się działo. Tylko dla jakiegoś faceta, który się pojawił i zawrócił w głowie na pięć sekund. I choć nigdy nie życzyłaby źle Hargrove, to jednak wiedziała, że karma wraca do ludzi, ona sama się przekonała na swoim życiu. Zaśmiała się cicho, ironicznie, słysząc tą panikę w jego głosie. Zabawnie było jak nagle po takiej informacji docierało do niego, że jest poza nim coś jeszcze. Że ktoś mógł go potrzebować, że może kogoś zabraknąć. Że mogło zabraknąć jej i nawet by się nie zorientował. - Nagle się przejmujesz, co? - Musiała, była bitter, więc cóż. - Byłam u najlepszego w Seattle zaraz po tym jak dostałam wyniki w Swedish - mruknęła cicho, zakładając ręce na piersi i wpatrując się spokojniej w mężczyznę. - Wiem o tym od kilku miesięcy, Gabe, to nie jest pomyłka. Sprawdzałam, badałam się, dostałam leki i co jakiś czas ląduje w szpitalu na kilka dni. Kontrole, dializy, badania. Jestem wyczerpana już tym wszystkim, po prostu... chciałam byś wiedział. Byśmy w końcu zaczęli być ze sobą szczerzy - dawno nie byli, dawno się nie otwierali i każde z nich dusiło coś w sobie.
by a feeling that I've never known