WAŻNE Wprowadzamy nowy system pisania postów/tworzenia tematów w lokacjach. Prosimy o zapoznanie się instrukcją i stosowanie nowego wzoru. Więcej informacji znajdziecie tutaj!

Subfora zostały podzielone na 4 główne działy, oto orientacyjny zakres lokacji, które mogą się w nich znaleźć:
- strefa miejska - ulice, parkingi, tereny zielone, parki, place zabaw, zaułki, przystanki, cmentarze
- usługi - sklepy, centra handlowe, salony kosmetyczne, pralnie, warsztaty
- kultura i instytucje - galerie, muzea, teatry, opera, domy kultury, centra społeczne, urzędy, kościoły, szkoły, przedszkola, szpitale, przychodnie
- życie towarzyskie - restauracje, kawiarnie, kluby, kręgielnie, puby, kina

Dodatkowo w dzielnicach znajdziecie subfora większych firm albo ważnych dla forum i postaci lokacji, np. szczególne kluby, uniwersytet, czy restauracje.

INFO W procesie przenoszenia forum na nowy silnik utracone zostały hasła logowania. Napiszcie w tej sprawie na discordzie do audrey#3270 lub na konto Dreamy Seattle na Edenie. Ustawimy nowe tymczasowe hasła, które zmienicie we własnym zakresie.

DISCORD Jesteśmy też tutaj! Zapraszamy!

UPDATE Postacie chcące uzupełnić swoją KP o nowe treści w biografii mogą skorzystać teraz z kodu update w zamówieniach.

Awatar użytkownika
0
0

dreamy seattle

dreamy seattle

-

Post

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Nieprzyjemny wiatr targał jej wilgotne włosy, zdając się być anomalią wobec widoku, który prezentował się za oknem jej sypialni jeszcze jakąś godzinę temu. Zaspała. Nie powinna była nigdzie wychodzić w nocy. Nie, zwłaszcza, że czekał ją niebywale ważny egzamin, który jeśli wciąż planowała zostać drugą Margaret Thatcher, wypadałoby zdać. Ale cienkie ściany nie tłumiły dobrze odgłosów kłótni, które echem odbijały się wśród zdjęć kolorowych zdjęć, spoglądających na nią zuchwale. Wisiały tam od jakiś dwóch lat, może krócej trochę. Większość z nich z obozu sportowego, ale i część z wyjść z przyjaciółmi. Fałszywe jakieś takie się być zdawały w obliczu ostatniego czasu, bo przez cały chodziła z fałszywym uśmiechem przyklejonym do twarzy, udając, że dobrze jest, choć poranione uda mówiły coś innego.
Była spóźniona, o czym zakomunikował jej ojciec przy wyjściu, odzywając się po raz pierwszy w tym tygodniu, a ten przecież chylił się już ku końcowi. Wiedziała. W końcu z premedytacją trzy razy nacisnęła przycisk drzemki, zakrywając głowę poduszką. Dlatego włosy były na wpół mokre, a bluzka pomięta, sprzed dwóch dni, wciśnięta między łóżko a krzesło biurowe. Tylko ciężkie, czarne buty, wiązane do pół łydki stanowiły pewnego rodzaju artefakt nie do naruszenia. Zawsze w tej samej kondycji, czasem lekko przykurzone, jakby nigdy nie były świadkiem żadnej tragedii, a nieprawda to, bo stały na wejściu, stając się świadkiem każdej chwili.
Ojciec ją podrzucił - kolejny, łaskawy gest z jego strony. Wciąż nie zorientował się, że gwizdnęła mu kartę kredytową. Wtedy prawdopodobnie jechałaby już busem do Szwajcarii albo równie odległej krainy, gdzie internaty mają godziny policyjne, a kosmetyki do makijażu są zabronione.
Kiedy samochód zniknął za rogiem, pierwszy raz odetchnęła. Ciało, które do tej pory było napięte jak struna, rozluźniło się nieco, a Sin wcisnęła się pomiędzy zaparkowane autobusy, oczy przysłaniając gęstymi puklami loków, desperacko próbując odnaleźć w przepastnej torbie paczkę zmiętych, czerwonych Marlboro. Udało się. W triumfie wsadziła jednego do ust, podpalając zapalniczką. Czerwone to był sort tych najgorszych, zachowanych na specjalne okazje, kiedy życie zdawało się być bardziej do dupy niż w rzeczywistości. I okazja zdawała się być idealna, choć do Sin dotarło to dopiero dwadzieścia trzy sekundy później, kiedy wzrok jej skrzyżował się z innym.
Gęsta chmura dymu wydarła się z jej ust i opętała płuca, doprowadzając do straceńczego kaszlu. To był ten moment, ułamek sekundy dosłowni, w którym była pewna, że umrze. Zawał gwarantowany. Albo to te papierosy, co ludzie przestrzegali przed nimi. Śmierć przedwczesna, to pewne.
- C-co Ty tutaj robisz, Pax?! - oskarżycielskie warknięcie wręcz wyrwało się z jej ust, kiedy opanowała niedoszły stan agonii. Zaciągnęła się jeszcze głębiej papierosem, poniechując chęć wbicia mu go w czoło, rękę, nogę, cokolwiek co zabolałoby ją tak samo mocno jak wtedy przed dwoma laty zabolało ją serce.
- Spóźniłeś się, ferie były dwa lata temu i o innej porze - dodała zaraz, nim ugryzła się w język. Jednocześnie zaczęła żałować swoich słów, bo powinna unieść głowę z dumą i odejść, a z drugiej strony jakaś siła niewytłumaczalna, kazała jej stać tutaj, na przeciwko niego i nie spuszczać z niego wzroku.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

#1 (liczę od początku) <3

Tego dnia Pax obudził się w potwornym humorze. Odkąd w zeszłym tygodniu przeprowadził się do Seattle, Pani Nora, jego prawna opiekunka, która wspólnie z mężem stała na czele rodziny zastępczej, przygotowywała go do pójścia do nowej szkoły. Wpierw kupowała artykuły papiernicze, następnie podręczniki i trochę świeżych ubrań. Pax jednak wciąż uparcie uważał, że nie było mu to potrzebne. Posiadał stare zeszyty i długopisy oraz plecak, jaki przeżył już niejedną podróż. W dodatku jego ciuchy także były w porządku, chociaż wyglądały na nieco znoszone albo po prostu sprane.
Pani Nora nie była osobą, która wymagała od niego szczerych rozmów lub prędkiej integracji z pozostałymi współlokatorami. Wystarczyło, że sprzątał po sobie, mówił dzień dobry i do widzenia. W przeciwieństwie od innych matek zbytnio mu się nie narzucała, dlatego tym razem postanowił ustąpić i zgodził się na zakupy, co bardzo go zmęczyło. Po wczorajszych przechadzkach z galerii do galerii, stanowczo wolałby dzisiaj posiedzieć w domu. Niestety nie było mu to dane, bo o 7:30 oddelegowano go do szkolnego autobusu.
Na miejsce dotarł w ciągu piętnastu minut, ale przed tym wzbudził sensacje wśród innych uczniów. Kilkoro nastolatków, którzy zauważyli, że jechał z nimi po raz pierwszy, szeptali pomiędzy sobą. Musiał włożyć do uszu słuchawki, aby nie poddać się irytacji.
Gdy wyszedł na zewnątrz, to natychmiast poraziło go słońce. Odruchowo przystanął, jednocześnie przysłaniając powieki przedramieniem. I już miał ruszyć w kierunku niebotycznego budynku, zewsząd porośniętego bluszczem, kiedy usłyszał swoje imię - wypowiedziane tak nagle i agresywnie. Odwrócił się, a jego oczom ukazała się osoba, której nie widział od przeszło dwóch lat. Delikatnie rozchylił wargi, poddając się tej chwilowej dezorientacji, ale szybko odzyskał naturalny dla siebie rezon i przybrał chłodną mimikę.
- Nie jestem tu dla ciebie - zadrwił, po czym mlasnął i skrzyżował ramiona. Przez wzgląd na wydarzenia, które wdarły się do jego życia, zdążył wyprzeć z pamięci Sin. Wiedział, że chwile, jakie wspólnie spędzili były wyjątkowe i beztroskie, ale równocześnie nawiązywały do czasu, kiedy posiadał rodzinę. Wówczas był inny: bardziej komunikatywny i przede wszystkim wesoły. Teraz na samo wspomnienie ściskał go żołądek. Obwiniał się o wszystko, co się stało, bo prawdopodobnie, gdyby nie wyjechał na obóz, to wciąż miałby przy sobie matkę i ojca.. Mogliby się rozwieźć, jednak wciąż byliby żywi..
Widok Sin przywołał niezdrowe emocje. W głowie Paxa zapanował chaos, ponieważ niespodziewanie zaatakowały go obrazy z przeszłości. W dodatku dziewczyna, którą w tamtym okresie bardzo się interesował, stała na wyciągnięcie ręki. Musiał naprawdę się postarać, aby nie ujawnić, że zrobiło to na nim wrażenie.
Seattle było ogromne, dlatego nie dopuszczał do siebie myśli o ich ponownym spotkaniu, ba, nie sądził, że powinien w ogóle brać to pod uwagę.
- Chodzisz tu do szkoły? - zapytał i choć próbował zabrzmieć obojętnie, to w jego głosie dało się słyszeć delikatne drżenie. Z tego powodu nerwowo przygryzł wargę, po czym skinął na budynek. - Chyba nie jesteś na mnie zła za tę zabawę na obozie? - zironizował pytanie, jednocześnie chowając dłonie do kieszeni. - Mam nadzieję, że nie robiłaś sobie żadnych nadziei. Nigdy nie interesowałaś mnie w ten sposób. Wolałem to teraz powiedzieć, skoro będziemy uczęszczać do jednej szkoły. - Pax wdrożył całe ciało w to kłamstwo. Nawet powieka mu nie drgnęła, kiedy brzydkimi słowami usiłował zniechęcić do siebie Sin.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Dotychczas nic nie było w stanie zaskoczyć Sinclair Trelawney. Choć lat miała raptem naście, czasami miała wrażenie, że przeżyła znacznie więcej niż niejeden człowiek, wpuszczając do swojego życia mrok, który z każdym dniem się rozrastał. Przyjaciółki uważały ją za tą, która przetrze pierwsza wszystkie szlaki, wszak to ona Laurę po raz pierwszy zabrała do klubu, paliła papierosy i robiła te wszystkie rzeczy, których młodym damom nie przystoi.
Dlaczego więc tak mocno zbita z tropu się poczuła, gdy uderzył ją tymi kilkoma prostymi słowami? Ostatnim razem kiedy go widziała, wciskała mu w dłoń zmiętą karteczkę, z serduszkiem nagryzmolonym na szybko ołówkiem i słowami paroma "nie zapomnij o mnie nigdy". Teraz zaschło jej w ustach na wspomnienie samo i gorycz wezbrała w gardle, formując się we wciąż rosnącą kulę. Och, jakie to było głupie i infantylne! Karteczka ta? Żenada. W końcu nie jest tu dla niej. Zrozumiała.
Mimowolnie dłoń przycisnęła do policzka, jakby tam właśnie cios od niego otrzymała werbalny. Miała wrażenie, że parzył, mimo że tak naprawdę był zimny. Jak powietrze na zewnątrz, które przyprawiało ją o gęsią skórkę. Zadrżała. Zmrużyła oczy, pięści zaciskając automatycznie tak mocno, że paznokcie wpiły się w skórę i pozostawiły po sobie ślady. To tak się z nią wita po dwóch latach? Żadnego przepraszam? Kim był ten chłopak? Bo na pewno nie przypominał Paxa, którego znała.
A może nie znała go wcale?
- No jasne, że nie jesteś. Wtedy byś nie patrzył na mnie jak na ducha - prychnęła, nerwowo zakładając kosmyk włosów za ucho, jakby ten gest potrafił sprawić, że nagle się uspokoi, że z nonszalancją zgasi papierosa i się odwróci. Ale miała jeszcze połowę i marzyła już o odpaleniu następnego i ucieczce najlepiej, gdzieś daleko. Pieprzyć egzamin. Pieprzyć Margaret Thatcher. Pieprzyć Paxa... Och?
- Nie, tak tylko przyszłam na parking zapalić przed ranną zmianą na stacji benzynowej - w jej głosie oprócz czystej ironii, zjadliwość można było również wykryć. Gęstą, żrącą. Pytał czy jest zła? Nie, to nie złość. To wkurwienie na jej twarzy się malowało. Na policzkach zaczerwienionych i oczach szklistych, co zdecydować się same nie mogły czy deszczem łez go zasypać, czy błyskawic raczej, takich co spalą go do cna. Aż żal jej było, że nigdy takiej mocy nie posiadła i nie uda jej się go zdezintegrować samym spojrzeniem. Ale super bohaterzy nie istnieją i tą naukę już z domu wyniosła, kiedy dotarło do niej, że nie ma w co wierzyć.
Tylko... W Paxa uwierzyła. Ten jeden raz wtedy.
- Gówno prawda - mruknęła, głos jej zawibrował i dolna warga zaczęła niebezpiecznie drżeć. To już pewne było, nie błyskawice, a łzy się zbliżały, więc zamrugała wściekle, szybkim ruchem, wierzchem dłoni ewentualne zaczątki wycierając. - Ja nigdy nie robię sobie nadziei. Wiesz zresztą - powiedziała powoli, dobitnie, wbijając w niego wzrok, który za mgiełką już się nie krył. Opowiadała mu wtedy, te dwa lata temu, nocy którejś kiedy od ogniska odeszli wcześniej i wymknęli się nad jeziorko pobliskie, że nie ma co tracić sił na nadzieję, że cokolwiek w tej beznadziejności, w której tkwiła się zmieni. A to on przecież powiedział, że tak myśleć nie powinna, że dobrze będzie, a na domu świat się nie kończy.
A potem nie przyjechał.
Dwa czy to trzy smsy mu wysłała? Czy w porządku wszystko, że martwi się? Nawet na pocztę się nagrała, by potem miesiąc kolejny jak kretynka się czuć.
- Może i nie interesowałam Cię w ten sposób, ale nie wierzę w to, że ot tak spędzałbyś ze mną każdą wolną chwilę po nic. Mów prawdę - zaryzykowała, wszystko na jedną kartę. Coś jednak mówiło jej w środku, ze to nie może być szczere. Że nikt nie traciłby czasu na kogoś bez żadnej wartości. I że on ukrywa teraz coś przed nią, a Sin była wyjątkowo zdeterminowana żeby to z niego wyciągnąć.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Pax przypuszczał, że prędzej czy później napotkałby na swojej drodze Sin. W końcu zamieszkał w jej rodzinnym mieście i choć odwlekał tę myśli, to uporczywie powracały one, kiedy przypominał sobie, że dzieliło ich tak niewiele. Jadąc tutaj wielokrotnie zastanawiał się nad tym, co powinien powiedzieć i czy w ogóle musiał cokolwiek mówić. W prawdzie czas utarł im nowe ścieżki i nie mieli po szesnaście lat, a osiemnaście. W jego głowie aż grzmiało od nieprzyjemnych wydarzeń o których chciałby zapomnieć. I choć to wielce niesprawiedliwe, to twarz Sin mu na to nie pozwalała.
- Rozumiem - przytaknął, jednocześnie ignorując sarkazm w jej głosie. Od razu wiedział, że ta rozmowa nie będzie należała do najłatwiejszych. Wisiały nad nimi niewiadome, których tematu nawet nie zamierzał poruszać. Chciał przemilczeć niewygodną przeszłość; chciał nie widzieć szklących się oczu Sinclair i udać się wgłąb parkingu. Jednak obojętność i chłód, jaki wykształcił się u niego przez ostatnie dwa lata, nagle został zaburzony, a postawienie pierwszego kroku naprzód niemal niemożliwe. Nerwowo poprawił ramiączko plecaka i na moment odwrócił głowę, aby spojrzeć na grupę uczniów. Wszyscy szli w kierunku szkoły.
- Tylko się upewniam. - Wzruszył ramionami, udając obojętnego.
Prawda była taka, że na obozie zauroczył się w Sin. Lubił spędzać z nią czas: rozmawiać, pływać na pontonie, czy biesiadować przy ognisku. Lubił kiedy się na niego obrażała i w uszczypliwy sposób starał się zwrócić jej uwagę, jak zaczesywała włosy w cebulę, uśmiechała się na dźwięk wypowiadanych przez niego głupot oraz gdy niby przypadkiem ich dłonie ocierały się o siebie. Ilekroć to się zdarzało, to czuł w sercu gorąc.
- Byłaś po prostu zabawna, ale teraz już nie jesteś - zironizował, przy czym obdarzył ją lodowatym spojrzeniem. - Nie wchodź mi więcej w drogę, Sin. - Wiele wysiłku go kosztowało, aby powiedzieć to tak cynicznym i nagannym tonem. Pax również postawił wszystko na jedną kartę i postanowił zniechęcić Sinclair do dalszego drążenia dyskusji. Od początku był zdecydowany, aby zachować minione wydarzenia w tajemnicy i nic nie miało prawa tego zmienić. Nie był tym samym beztroskim chłopcem; nie był młodzieńcem, który ślepo wierzył w spadające gwiazdy i inne pierdoły. Odkąd powrócił z obozu do domu, to zaczął twardo stąpać po ziemi, a jednocześnie zaprzestał potrzebowania ludzkiego towarzystwa.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Gdy dwa lata temu, nie odebrał od niej telefonu, ani nie pokwapił się żeby nawet odpisać, nie podejrzewała, że zaboli ją to tak dotkliwie. I choć przełknęła gulę goryczy, czuła się oszukana, zawiedziona, jej serce zawodziło na myśl o Paxie, jednym z niewielu ludzi, przed którymi się otworzyła. Nie oczekiwała, że będą nierozłączni. Nawet nie podejrzewała, że ta znajomość miała szansę długo pociągnąć na odległość, ale liczyła na to, że kiedy nadejdzie ten czas, pożegnają się albo chociaż ich kontakt będzie luzował się stopniowo, powoli, a nie urwie się nagle tak jakby zupełnie nie istniała.
Nie podejrzewała też, że skoro zniknął raz, pojawi się po raz kolejny w jej życiu. Mimo, że na twarz przywdziała maskę, co nie pozwalała uczuciom wydostać się na zewnątrz, w środku naprzemiennie jej serce się ściskało i wrzało od złości. Równocześnie miała ochotę się rozpłakać i dać mu w twarz. Okładać pięściami aż wreszcie z jego ust padnie słowo „przepraszam”, ale nie zrobiła nic, siląc się na obojętność.
- Zabawna - powtórzyła po nim, a wściekłe prychnięcie wyrwało jej się z ust. Nie mogła uwierzyć w to, że to właśnie on stoi przed nią, bo zachowywał się jak ktoś kogo nigdy przedtem nie znała. Była teraz cyborgiem, któremu wgrano wyjątkowo skąpe oprogramowanie, pozwalające jedynie powtarzać po kimś słowa, otwierać usta i zamykać. Musiała się otrząsnąć i zerwać te okowy lodu, które z każdym kolejnym zdaniem, które kierował w jej stronę, zacieśniały się coraz mocniej.
Wzdrygnęła się, kiedy kolejna fala chłodnej obojętności wypłynęła z niego, niemalże ją nokautując. Stała się nagle mała i żałowała, że nie może teraz zniknąć. Wślizgnąć się pod zawieszenie autobusu i spędzić tam resztę dnia. Bo na pewno nie w szkole. Potrzebowała teraz trochę czasu żeby to wszystko sobie ułożyć.
Bezczelny. Kolejne drgnięcie rozeszło się po jej ciele. Czuła niemalże wibracje wydostające się z niej wprost do ziemi. Fale wkurwienia. Znów musiała powstrzymać się żeby nie dać mu w twarz. Zamiast tego zrobiła krok do przodu i złapała go za ręce. Drgnięcie, jakby elektryczna iskra przeskoczyła między nimi.
- Pierdol się, Pax - ciche warknięcie wydostało się z pomiędzy jej zaciśniętych warg, kiedy puszczała jego dłonie. Drżącymi rękami wygrzebała z kieszeni papierosy, zapalniczkę i obróciła się na pięcie, w przeciwnym kierunku niż w liceum. Byle jak najdalej, ale nie mogła biec.

/zt x2

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

#1 Prawdopodobnie istniały lepsze sposoby na spędzenie popołudnia.
Wyjście do baru na przykład. Choć może to akurat nie było najlepszym pomysłem w środku tygodnia, nawet jeśli podobnymi szczegółami Jake nie przejmował się już od dawna.
Jeśli więc nie wyjście do baru, to być może przynajmniej wyjście z psem. Na spacer, a niekoniecznie zabranie go na przejażdżkę po mieście, z której zwierzak chyba nie był zbyt zadowolony. A przynajmniej nie wyglądał na takiego, kiedy spoglądał na swojego właściciela z tylnej kanapy samochodu i kiedy na swój psi sposób musiał zastanawiać się, jak długo potrwa jeszcze ten nudny postój pod miejscowym liceum. Podobna myśl musiała zresztą pojawić się również w umyśle Jake'a, kiedy po raz kolejny zerknął na zegarek, upewniając się tym samym, że lada moment dziewczyna, która najwyraźniej była jego siostrą, za kilka minut powinna skończyć ostatnią lekcję.
Tylko... co właściwie zamierzał zrobić z tą informacją?
Dokładnie to samo, co robił mniej więcej przez ostatnich kilka tygodni, czyli... zupełnie nic? Przez moment mógł chyba nawet dojść do całkiem rozsądnego wniosku, że wszystko to nie miało większego sensu. Począwszy od chwytania się tej nieprzemyślanej i bardzo szczątkowej informacji, jaka wymsknęła się jakiś czas temu jego matce, poprzez poszukiwanie kolejnych mających na celu ustalenie tożsamości dawnej kochanki ojca i ich córki, a kończąc na... no właśnie. Na regularnym pojawianiu się w miejscach, w których zwykła bywać również spokrewniona z nim nastolatka. Od nieco ponad dwóch tygodni tkwił w miejscu, nie bardzo mając pomysł na to, jak powinien pchnąć tę sprawę naprzód.
Nawiązać jakiś kontakt, oczywiście.
Tyle, że to akurat brzmiało tak prosto tylko przez chwilę. Bardzo krótką chwilę, zanim miałby sobie zadać kolejne kluczowe pytanie. Takie jak na przykład po co? Albo i co dalej?
Barbara Collins prawdopodobnie całkiem nieźle radziła sobie przez ostatnich kilkanaście lat swojego życia, niekoniecznie mając ochotę poszukiwać faceta będącego jej ojcem albo jego rodziny. Wpraszanie się do jej życia zdawało się być co najmniej nie na miejscu i, co więcej, nie mieć absolutnie żadnego sensu.
A jednak, nawet z tą świadomością, wciąż przecież tkwił pod jej szkołą, niespecjalnie spiesząc się do tego, żeby po prostu odjechać i całe to swoje prywatne śledztwo zwyczajnie sobie odpuścić. Zamiast odpalić samochód, sięgnął do schowka po paczkę papierosów i wysiadł, po drodze zatrzymując się jeszcze, żeby wypuścić z auta również psa.
- Niech ci będzie, możemy trochę pospacerować - tę informację zwierzak przynajmniej rzeczywiście przyjął z należytym entuzjazmem, najwyraźniej doskonale zdając sobie sprawę z tego, że nawet krótki spacer był po stokroć lepszy od bezczynnego siedzenia w samochodzie. Nawet, jeśli ten konkretny rzeczywiście miał być wyjątkowo krótki, bowiem po przejściu ledwie kilkunastu kroków Jake zatrzymał się, by odpalić papierosa i przy okazji mimochodem zerknąć w kierunku dzieciaków, które miały szczęście opuścić szkołę jako pierwsze. I nie, ani przez moment nie przeszło mu przez myśl, że miałby jakkolwiek zwracać na siebie ich uwagę. Ot, przypadkowy facet postanowił wybrać się na spacer z psem. Prawdopodobnie nie on pierwszy i najpewniej nie ostatni, który przy okazji takiego niezobowiązującego spaceru miałby akurat przechodzić w okolicy szkoły. Bo czemu by nie?

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

#002 + outfit Prawdę mówiąc, dzisiejszy dzień na zajęciach nie różnił się niczym od wszystkich poprzednich. Jeśli Panna Collins miałaby być szczera chociażby w stosunku do samej siebie, to zmuszona była przyznać, że od śmierci mamy nie radziła sobie zbyt dobrze. Każdą czynność, nawet tą najprostszą wykonywała "mechanicznie" zupełnie tak, jakby była jakimś cholernym robotem. Nic nie miało dla niej większego znaczenia. W szkole z bladym uśmiechem na ustach, dziesiątki razy w ciągu dnia, powtarzała tę samą formułkę:
Dziękuję, mam się dobrze. Naprawdę dobrze... - To było oczywiście kłamstwo. No, ale o tym przecież nikt nie musiał już wiedzieć, czyż nie? Zresztą te oszukane słowa, wychodziły z jej ust z taką łatwością, że gdyby nie była ich autorką, to zapewne sama by w nie uwierzyła. Nikt tak naprawdę nie miał nawet najmniejszego pojęcia o tym, jak Barbara czuła się w rzeczywistości. Jakim wielkim wyzwaniem dla tej nastolatki, stało się codzienne wstawanie z łóżka. Jednak jakby na to nie patrzeć, życie toczyło się dalej i chcąc czy nie, ciemnowłosa musiała to zaakceptować i pomimo ogromu wciąż piętrzących się na jej głowie problemów, przeć do przodu.
Czasami, w chwilach największego kryzysu, zdarzało jej się myśleć o swoim ojcu. O tym, jak cholernie zabawną minę by miał, gdyby nagle pojawiła się pod drzwiami jego zapewne imponującej rezydencji. To za każdym razem poprawiało nieco jej humor, choć tylko na chwilę, bo zaraz również przypominała sobie te wszystkie przepełnione krzykami matki rozmowy telefoniczne, które z nim prowadziła. Nawet wtedy, gdy jest się dzieckiem, nie trudno domyślić się, że stary Mitchell uważał córkę za skazę na swoim nienagannym wizerunku. Za coś, czego trzeba było się pozbyć i to jak najszybciej. Na całe szczęście, Lydia nigdy nie dała się zastraszyć. Chociaż tyle...
Wychodząc ze szkoły, Barbie od razu zauważyła zaparkowany nieopodal samochód. Dokładnie taki sam, jaki widywała niemalże każdego dnia w miejscach, które zwykła odwiedzać. Nie podobało jej się to wcale, a wcale. W pewnym momencie zaczęła przypuszczać, że może to być kolejny facet, któremu matka wisiała za życia jakąś kasę. Nie brzmiało to zbyt optymistycznie, biorąc pod uwagę fakt, że jednego takiego na swoim karku już przecież miała. Początkowo chciała go zignorować i po prostu przejść obok, tak jakby natręta zupełnie tam nie było, lecz towarzyszący mu psiak szybko zniweczył owy idealny plan, podbiegając do niej. Widząc merdającego radośnie ogonem zwierzaka, przykucnęła i ostrożnie pogłaskała go po grzbiecie.
- Dlaczego za mną łazisz? - Odezwała się w końcu, wpatrując w psa, choć jej słowa były oczywiście skierowane do palącego fajkę faceta. Na jej oko miał jakieś trzydzieści lat, może odrobinę więcej. Nie wyglądał też na psychopatę, ale z takimi nigdy nic nie wiadomo, prawda?

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Zabranie ze sobą psa wydawało się być świetnym pomysłem. Choćby dlatego, że dzięki temu zwierzak nie musiał siedzieć sam w mieszkaniu, nie trzeba było też angażować pomocnej sąsiadki w spacer z nim.
A przy okazji wszystkie sprzęty domowe pozostawały bezpieczne, z dala od psich zębów. Kanapa z pewnością była wdzięczna. Znacznie mniej wdzięczny był Jake, kiedy pies postanowił wziąć sprawy w swoje ręce (łapy?) i bezceremonialnie potruchtać w stronę dziewczyny, która właśnie pojawiła się na parkingu.
- Nawet nie... - mógł sobie gadać. Kończenie zdania kompletnie nie miało sensu, żadne nawet nie próbuj nie mogło tutaj nic zdziałać. Porażka wychowawcza na całej linii. Najwyraźniej Mitchellowi nie pozostawało nic innego, jak tylko pogodzić się z faktem, że rodzicem byłby równie wspaniałym, co John i Christine, w związku z czym nie potrafił nawet odpowiednio wychować psa.
Mógłby też rozważyć wysłanie go na szkolenie.
Ale umówmy się, kto w ogóle myślał o tym, żeby wysyłać na szkolenie zwierzaka ledwie sięgającego do kolana, który bardziej przypominał nieokiełznany kłąb sierści niż psa?
Pewnie każdy, kto wolałby uniknąć sytuacji jak ta, w jakiej właśnie znalazł się Jake.
Mógłby też wcześniej pomyśleć o przypięciu psu smyczy.
Mógłby też odpowiednio wcześniej dojść do wniosku, że całe to śledzenie przyrodniej siostry nie miało większego sensu i zawczasu odpuścić sobie podobne rozrywki.
Niestety, nie zdecydował się na żadną z tych rzeczy, w związku z czym obecnie mógł najwyżej przyglądać się, jak ten kudłaty zdrajca wykładał się na plecy przed nastolatką, najwyraźniej nie czując się ani odrobinę winnym. Ani swojej niesubordynacji, ani rzekomego łażenia za kimkolwiek.
- Pies? - wypuścił z płuc dym, dochodząc przy okazji do wniosku, że nawet jeśli postanowił uznać, że dziewczyna zwracała się do zwierzaka, mimo wszystko warto było zareagować. - Możesz próbować, ale pewnie i tak nie odpowie ci nic sensownego.
I całe szczęście. W innym przypadku mógłby się na przykład wygadać, że łażenie za kimkolwiek było oczywiście wymysłem jego właściciela. Jednym z wielu, który z psiej perspektywy zdawał się nie mieć najmniejszego sensu.
Z tym, że ten najwyraźniej faktycznie nie miał sensu. Niezależnie od perspektywy.
- Dobra, wystarczy tego dobrego, zbieramy się - i znów mógł sobie gadać. Bez większych szans na współpracę ze strony zwierzaka, który ograniczył się ledwie do tego, by uraczyć go pełnym oburzenia spojrzeniem. Kilka kroków wykonanych przez Jake'a w stronę samochodu, nie zrobiło na nim najmniejszego wrażenia. Innymi słowy - nic raczej nie wskazywało na to, by czworonożny partner w zbrodni zamierzał mu teraz towarzyszyć w strategicznym odwrocie.
Naprawdę powinien wysłać go na szkolenie.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Im dłużej Barbie analizowała tę pokręconą do granic możliwości sytuację, tym bardziej utwierdzała samą siebie w przekonaniu, że coś tutaj ewidentnie nie gra tak, jak powinno. Zwłaszcza, że to auto... - Porsche z '64, dziewczyna w ostatnim czasie, widywała znacznie częściej, niż powszechnie byłoby to wskazane, aby swobodnie móc umieścić owe zdarzenia w kategorii zwykłego przypadku. Ten facet podjeżdzał nim pod szkołę, do której uczęszczała nastolatka, dokładnie tak, jak ma to miejsce choćby w tej chwili. Robił zakupy w tych samych sklepach, a co gorsza, dokładnie wiedział gdzie od kilku dni mieszkała.
Co jak co, ale to już było trochę creepy...
Ale jedno trzeba było mu oddać, psiaka miał przezabawnego. Tak naprawdę niewiele osób w ogóle zdawało sobie sprawę z tego, że Baśka marzyła o tym, aby w przyszłości być weterynarzem. Właśnie przede wszystkim, dlatego teraz pracowała tak ciężko po szkole, żeby móc odłożyć na studia, które zbliżały się wielkimi krokami. Długi matki, które wciąż gdzieś tam ciągnęły się za jej plecami, to temat na zupełnie inną okazję...
Gdy działający jej ostatnio na nerwy nieznajomy w końcu zabrał głos, szatynka w pierwszej chwili, aż się wzdrygnęła, ale robiła co było w jej mocy, żeby nie okazać po sobie strachu, jaki nią miotał. Mimo wszystko, starała się pozostać neutralna, albo nawet i obojętna. Cokolwiek, byleby tylko nie okazać jakiejkolwiek słabości, która w późniejszym czasie, mogłaby okazać się przysłowiowym gwoździem do jej trumny.
Co za tupet! Przecież to było jasne, jak słońce, że zwracała się do niego, a nie do psa!
- Dokładnie tak samo, jak jego właściciel...- Mruknęła cicho pod swym nosem, nawiązując do ewentualnej odpowiedzi na zadane przez nią wcześniej pytanie. Zabawnie było jednak patrzeć na to, jak kiepski posłuch u własnego pupila ma jej nowy stalker. Z racji swoich przyszłościowych założeń, Barbara miała świetne podejście do zwierząt. Dlatego w końcu zlitowała się, podniosła się z kucek i zaprowadziła swojego nowego "przyjaciela" do samochodu. Poczekała, aż psiak wskoczy na tylne siedzenie, a następnie zamknęła drzwi do auta.
- Słuchaj...- Zaczęła dość niepewnie, zwracając się tym razem bezpośrednio do nieznajomego. - To co robisz, jest delikatnie rzecz ujmując, dziwne. Powiedz mi o co chodzi, bo w przeciwnym wypadku, następnym razem nie będzie już tak miło, bo będę zmuszona zawiadomić policję. - Auć, to nie było zbyt miłe, ale Barbie naprawdę miała już serdecznie dosyć życia w ciągłej niepewności i strachu. Choć była tylko wkraczającą w dorosłość nastolatką, zawsze wiedziała czego chce i dążyła do tego. Obecnie, stanowiła już tylko marną namiastkę osoby, jaką była zaledwie kilka miesięcy temu...

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Bezczelny kudłaty zdrajca.
Nie było chyba stwierdzenia, którym lepiej można byłoby podsumować fakt, że zwierzak bez cienia sprzeciwu podreptał grzecznie do samochodu z nastolatką. Szkolenie było nieuniknione, ten wyrok na siebie pies podpisał w momencie, gdy posłusznie zajął miejsce na tylnym siedzeniu.
Choć niewykluczone, że nawet zwierzak musiał zdawać sobie sprawę z tego, że jego właściciel prawdopodobnie i tak nie znajdzie czasu na żadne szkolenie. Był bezpieczny, nadal mógł być bezczelnym zdrajcą.
- Nie bardzo wiem, czemu miałby za kimś łazić. Trudno go rozgryźć - prawdopodobnie nie potrzebowała żadnego dodatkowego potwierdzenia, że właściciel psa również nie zamierzał spieszyć się z jakimiś sensownymi wyjaśnieniami. Gdyby jednak brakowało jej takiego, to Jake oczywiście służył pomocą w tej kwestii.
Chwilę później wyrzucił niedopałek papierosa na ziemię, by następnie zdusić go pod butem. Zamierzał rzeczywiście wsiąść do samochodu i bez dodatkowych wyjaśnień odjechać, co być może zrobiłby nawet mimo kolejnych słów dziewczyny.
Gdyby tylko posłużyła się innym argumentem.
W tym przypadku po prostu nie mógł zareagować inaczej, jak tylko szczerze rozbawionym parsknięciem i szerokim uśmiechem.
- Zmartwię cię, pewnie za bardzo się tym nie zainteresują - to mówiąc, włożył rękę do kieszeni, wyraźnie czegoś szukając. Wyraźnie też nie znalazł tego ani w tej kieszeni, ani w drugiej. Ostatecznie musiał sięgnąć do schowka w samochodzie, by wreszcie znaleźć to, czego szukał.
- I to niekoniecznie tylko dlatego, że pewnie zazwyczaj niespecjalnie przejmują się ludźmi spacerującymi w przypadkowych miejscach - mógłby się tego trzymać i iść w zaparte, że dziewczynie tylko wydawało się, że spotyka go zdecydowanie zbyt często. Zamiast tego wyciągnął jednak w jej stronę służbową legitymację. Przy czym udowodnienie jej, że interesowanie tym wszystkim policji nie miało sensu, zdecydowanie nie było główną przyczyną tej decyzji. W takim wypadku nie zadbałby o to, żeby dziewczyna mogła wyraźnie przeczytać nazwisko.
Skoro już własny pies zmusił go do konfrontacji z przyrodnią siostrą, to zamierzał sprawdzić przy okazji, czy to właśnie nazwisko cokolwiek jej mówiło. John doskonale dbał o to, żeby informacja o nieślubnej córce nie dotarła do szerszego grona, ale czy ona sama wiedziała, kto był jej ojcem? Tego jednego o niej nie wiedział i jak do tej pory nie miał jak się dowiedzieć. Z pewnością mogło to jednak pomóc ustalić, w jakim kierunku powinno zmierzać to nie do końca zaplanowane spotkanie.
A przynajmniej Jake liczył na to, że ta wiedza pozwoli mu jakoś zdecydować, co dalej.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

W przeciwieństwie do nieznajomego, cała ta sytuacja, nawiązująca do niezdyscyplinowanego pupila, cholernie bawiła nastolatkę. To prawda, kochała zwierzęta, a ten psiak był uroczy, ale faktycznie przydałoby mu się szkolenie, które pomogłoby zwierzęciu nabrać choć odrobinę ogłady i nauczyć się posłuszeństwa. To w dużej mierze wsparłoby właściciela w jego dalszym wychowaniu. No, ale co by tu nie mówić, to zwyczajnie nie była jej sprawa. To musiał, bądź chociaż powinien rozważyć jej tajemniczy stalker.
Gdy mężczyzna po raz kolejny uraczył młodą Collins odpowiedzią w stulu: "Zupełnie nie wiem o czym Ty do mnie mówisz? Przecież, co złego to nie ja..."
Dziewczyna nabrała przemożnej ochoty na to, aby sprzedać mu porządnego kopa, który skutecznie sprowadziłby natręta na ziemię, ale tego przecież nie mogła zrobić, czyż nie? Właśnie dlatego, Baśka w końcu sięgnęła po ostateczną, skrzętnie skrywaną kartę i delikatnie dała nieznajomemu do zrozumienia, że jeśli nie da jej jasnych odpowiedzi, bądź nie pozostawi w spokoju, zmuszona będzie o całym tym zajściu zawiadomić policję. A tego póki co wcale nie zamierzała robić.
Widząc, jak facet grzebie w kieszeniach, a następnie w samochodowym schowku, szatynka przystąpiła z nogi na nogę, wyczekując...ale czego? Jeśli Barbie miałaby być szczera chociażby w stosunku do samej siebie, to zmuszona była przyznać, iż czuła się po prostu, najzwyczajniej w świecie zmęczona. Zmęczona stanem w jakim tkwiła, problemami, jakie pozostawiła po sobie Lydia i całym tym dziwacznym szpiegostwem mężczyzny, którego nigdy wcześniej nie widziała.
Barbara ostrożnie wyciągnęła swoją smukłą dłoń z kieszeni kurtki i odebrała od swojego rozmówcy legitymację. Otwierając ją, aż rozdziewiła usta z wrażenia.
Ja nie mogę! Agent FBI, ale jaja... - Pomyślała, ale jej skrywany entuzjazm szybko przygasł, a wszystko za sprawą odkrytej tożsamości stalkera. Jake Mitchell, jej przyrodni brat, czy mogło być gorzej? W danej chwili Collins cholernie w to wątpiła. Do tej pory, nie miała nawet najmniejszego pojęcia o tym, ze jej ojciec, posiadał inne dzieci. W zasadzie bardzo niewiele wiedziała o człowieku, który znacznie przyczynił się do jej poczęcia, ale czy rzeczywiście chciała, aby tak pozostało? Na to pytanie nie znała odpowiedzi, przynajmniej na razie...
- A więc dlatego ta cała szopka? - Mruknęła niezbyt przyjaźnie, oddając bratu jego służbową legitymację. - Przyjechałeś. Poznałeś mnie. A teraz możesz spokojnie odjechać i dokładnie tak, jak Twój ojciec, udawać że wcale nie istnieje... - Choć nastolatka bardzo starała się pozostać obojętną wobec tych rewelacji, które właśnie odkryła, to jednak nie potrafiła ukryć żalu, jaki przebijał się w tonie jej głosu.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Nie do końca wiedział, czego powinien spodziewać się, podając jej legitymację. Możliwe, że przez ułamek sekundy, jeszcze zanim dziewczyna zdążyła jakkolwiek zareagować, założył, że najprawdopodobniej Jacob Mitchell pozostanie w jej mniemaniu kompletnie anonimowym agentem FBI, który z niezbyt jasnego powodu postanowił się nią zainteresować. Jednocześnie musiał zdać sobie sprawę z tego, że gdyby tak było, prawdopodobnie nie spieszyłby się w tym momencie do tego, by wyprowadzać ją z błędu. Trwało to jednak zdecydowanie zbyt krótko, aby mógł przygotować jakąkolwiek mniej lub bardziej wiarygodną wymówkę, która miałaby usprawiedliwić jego zachowanie.
Tym bardziej, że ledwie kilka sekund później okazało się, że najwyraźniej nastolatka całkiem nieźle znała nazwisko swojego ojca. I potrafiła połączyć fakty.
Chciałoby się powiedzieć, że to dobrze - przynajmniej zwalniało to Jake'a z konieczności silenia się na jakieś bardziej obszerne wyjaśnienia. Tyle tylko, że... no nie do końca. Zwłaszcza, jeśli wziąć pod uwagę, że w zasadzie dzisiejszej konfrontacji z siostrą wcale nie planował i że wyręczył go w tym ten cholerny pies, który o posłuszeństwie wiedział mniej więcej tyle samo, co o fizyce kwantowej.
Legitymacja wylądowała tym razem w kieszeni, a sam Jake musiał przyznać w duchu, że w zasadzie zastosowanie się do sugestii dziewczyny nie byłoby wcale takie złe. Gdyby nie fakt, że już zadał sobie całkiem sporo trudu, żeby ustalić tożsamość swojej przyrodniej siostry i że poświęcił niemało czasu na poznanie jej. A tego wszystkiego nie robił przecież tak zupełnie bez celu. I nawet jeśli ten cel nie miał nic wspólnego z chęcią wynagrodzenia nastolatce wszelkich rodzicielskich zaniedbań ze strony ich ojca, odpuszczenie sobie w tym momencie zdawało się być mimo wszystko dość kiepską opcją.
- Tak, mniej więcej taki właśnie miałem zamiar - stwierdził w odpowiedzi, mimo wszystko wstrzymując się jeszcze przez chwilę przed tym, żeby po prostu wsiąść do samochodu, odjechać do swoich spraw i na wzór Johna udawać, że dziewczyna wcale nie istniała. - Podwieźć cię wcześniej do domu?
Pozwolił sobie na to, by na jego twarzy zagościł lekki uśmieszek, całkiem nieźle pasujący do tonu, jakim zostało ono zadane. Zwłaszcza, że nic w tej wypowiedzi nie wskazywało na to, by Jake miał zwrócić większą uwagę na ukrytą między wierszami gorycz przyrodniej siostry albo choćby przejąć się faktem, że być może oferowanie jej podwózki nie było do końca na miejscu. Przy tym zresztą nie wyglądał również na kogoś, kto miałby w ogóle zakładać, że dziewczyna miałaby się nie zgodzić, wysłać go w cholerę, czy cokolwiek podobnego.
Możliwe, że trochę zbyt pochopnie zakładał, że w gruncie rzeczy mogła chcieć wykorzystać okazję, żeby dowiedzieć się nieco więcej na temat własnego ojca. Zwłaszcza, że tę pewnie mogłaby dość szybko stracić, gdyby faktycznie Mitchell postanowił tak po prostu odjechać i uznać, że najlepszym rozwiązaniem byłoby zastosowanie się do tego, co sama mu sugerowała.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Czy sytuacja mogła być gorsza? Choć sama Barbie niewiele pozytywów była w stanie obecnie dostrzec, to owszem. W końcu nigdy nie jest tak źle, żeby nie mogło być gorzej, prawda? Tak zawsze mawiała dziewczynie Lydia, za każdym razem, gdy ich sytuacja materialna sięgała przysłowiowego dna, a że działo się to wyjątkowo często, dane powiedzenie, zakorzeniło się w pamięci młodej Collins dość mocno. Istniała również niewialka, nikła wręcz szansa na to, że zamiast węszącego za nią Jake'a, pod jej szkołą, pojawiłby się sam Pan i Władca ich ojciec, a to dopiero byłaby prawdziwa tragedia niespodzianka...
Co, jak co, ale Barbara nie chciała i z całą pewnością, nie była gotowa na owe spotkanie. Jeśli bardziej by się nad tym zastanowić, to zapewne nigdy nie będzie. Jednak tym na całe szczęście, nie musiała zaprzątać sobie niepotrzebnie głowy. Dlaczego? A choćby dlatego, że takiego "zaszczytu" zapewne w swoim życiu nie dostąpi. Co więcej, jeśli dziewczyna miałaby być szczera chociażby w stosunku do samej siebie, to zmuszona była przyznać, że już samo pojawienie się młodego Mitchella, cholernie komplikowało jej codzienną egzystencję.
Nastolatka nie bardzo wiedziała, jak powinna się w danej sytuacji zachować? Z jednej strony, nienawidziła wszystkiego, co miało jakikolwiek związek z tym przeklętym po wsze czasy nazwiskiem. Z drugiej jednak, nie mogła winić starszego brata za ludzką ciekawość, którą pragnął najzwyczajniej w świecie zaspokoić. Jeżeli byłaby na jego miejscu, być może postąpiłaby w podobny sposób.
Gdy dotarły do niej jego słowa, nic nie mogła poradzić na to, że poczuła delikatne ukłucie zawodu. Czyżby rzeczywiście ten pierworodny był aż tak podobny do własnego ojca? Nie chcąc się nad tym rozwodzić, Barbie po prostu, obróciła się napięcie z zamiarem zakończenia owego spotkania, ale wtedy wydarzyło się coś, czego zupełnie nie brała pod uwagę. To jedno pytanie sprawiło, że szatynka zawahała się na tyle, że stanęła kilka kroków dalej i poczęła zastanawiać się nad opcjami, które jej pozostały.
Fakt, mogła udać, że wcale tego pytania nie usłyszała i odejść, ale czy aby na pewno tego chciała?
Zdążyło minąć kilka długich, niczym wieczność chwil, zanim dziewczyna w końcu zdecydowała się zabrać głos. - Okej, pozwolę Ci podwieźć się do domu. - Odchrząknęła, mówiąc nieco drżącym od emocji głosem, następnie podeszła z powrotem do auta. - Ale robię to tylko i wyłacznie ze względu na Twojego psa, którego polubiłam i z którym chętnie spędzę odrobinę więcej czasu...- Dodała, po czym zajęła miejsce po stronie pasażera, posłusznie zapinając przy tym pasy. To z całą pewnością będzie najdłuższa, a zarazem najtrudniejsza przejażdżka w całym jej dotychczasowym życiu...

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Prawdopodobieństwo, że dziewczyna miałaby nie zgodzić się na tę podwózkę, było w zasadzie całkiem spore. A jednak Jake nie brał tej opcji pod uwagę i - jak widać - nie przeliczył się. Choć owszem, przez jakąś krótką chwilę, gdy jeszcze nastolatka zastanawiała się, co powinna zrobić z usłyszaną propozycją, przemknęło mu może przez myśl, że prawdopodobnie wcale nie skorzysta z tej propozycji.
Byłoby to zresztą z jej strony całkiem rozsądne. Bo w porządku, mieli wspólnego ojca, Barbie w dodatku zdążyła dowiedzieć się, że jej przyrodni brat pracuje w FBI, ale... nadal pewnie warto byłoby pamiętać o tym, co zwykle rodzice starają się z mniejszym lub większym powodzeniem przekazywać swoim dzieciom. Coś o tym, na przykład, żeby nie wsiadać zbyt pochopnie do samochodu z przypadkowymi ludźmi. Nawet, jeśli okazują się być rodziną, o której istnieniu wcześniej nie miało się pojęcia.
Nie, żeby Jake faktycznie miał mieć jakieś niecne zamiary względem własnej siostry. Faktycznie chciał ją tylko podrzucić do domu, a przy okazji może wykorzystać podsuniętą przez własnego psa okazję, żeby trochę bardziej ją poznać.
- Na pewno będzie ci wdzięczny za dotrzymanie mu towarzystwa - usadawiając się za kierownicą, zerknął we wsteczne lusterko, żeby sprawdzić, czy zwierzak faktycznie zamierzał jakoś zareagować na obecność dodatkowego pasażera. Najwyraźniej jednak pies zdążył znudzić się tą całą nędzną namiastką spaceru na tyle, że uciął sobie na tylnej kanapie drzemkę. - Albo w ogóle nie zauważy... Musisz mu wybaczyć, nie należy do najmądrzejszych.
Kolejną uwagę dorzucił z jak najbardziej szczerym rozbawieniem. Zwłaszcza, że w gruncie rzeczy wcale nie uważał własnego psa za głupiego. Wyjątkowo nieusłuchanego - owszem. Ale przy tym nie dało się temu cholernemu futrzakowi odmówić inteligencji, o jaką trudno było go podejrzewać, spoglądając po raz pierwszy na ten kudłaty łeb i niemal zawsze głupkowato wystawiony jęzor.
- Gdzie dokładnie cię podwieźć? - oczywiście, że znał adres. Ze szkolnego parkingu wyjechał zresztą, kierując się dokładnie w stronę mieszkania, w którym od jakiegoś czasu pomieszkiwała jego siostra, ale... jakoś tak przeszło mu przez myśl, że być może warto będzie postawić na ten niekonwencjonalny wstęp do rozmowy. Chociaż dla uważnego obserwatora, prawdopodobnie od początku powinno być jasne, że Jake naprawdę nie potrzebował odpowiedzi na postawione pytanie. Mógł świadczyć o tym lekki uśmieszek, z jakim na moment odwrócił się w stronę swojej pasażerki, czy choćby cicha rozbawiona nuta, która pobrzmiewała pomiędzy poszczególnymi słowami.
A gdyby tego było za mało, to prawdopodobnie dostatecznie wymowny powinien być fakt, że nawet jeśli Barbie zdecydowała się podać mu adres, ledwie chwilę później skręcił w kompletnie przeciwnym kierunku.

autor

ODPOWIEDZ

Wróć do „Ballard High School”