WAŻNE Wprowadzamy nowy system pisania postów/tworzenia tematów w lokacjach. Prosimy o zapoznanie się instrukcją i stosowanie nowego wzoru. Więcej informacji znajdziecie tutaj!
Subfora zostały podzielone na 4 główne działy, oto orientacyjny zakres lokacji, które mogą się w nich znaleźć:
- strefa miejska - ulice, parkingi, tereny zielone, parki, place zabaw, zaułki, przystanki, cmentarze
- usługi - sklepy, centra handlowe, salony kosmetyczne, pralnie, warsztaty
- kultura i instytucje - galerie, muzea, teatry, opera, domy kultury, centra społeczne, urzędy, kościoły, szkoły, przedszkola, szpitale, przychodnie
- życie towarzyskie - restauracje, kawiarnie, kluby, kręgielnie, puby, kina
Dodatkowo w dzielnicach znajdziecie subfora większych firm albo ważnych dla forum i postaci lokacji, np. szczególne kluby, uniwersytet, czy restauracje.
INFO W procesie przenoszenia forum na nowy silnik utracone zostały hasła logowania. Napiszcie w tej sprawie na discordzie do audrey#3270 lub na konto Dreamy Seattle na Edenie. Ustawimy nowe tymczasowe hasła, które zmienicie we własnym zakresie.
DISCORD Jesteśmy też tutaj! Zapraszamy!
UPDATE Postacie chcące uzupełnić swoją KP o nowe treści w biografii mogą skorzystać teraz z kodu update w zamówieniach.
-
Gdy wsuwała na stopy wysokie szpilki taksówka już czekała na dole, więc jedynie przelotnie zerknęła na zegarek upewniając się, że wyrobi się w czasie i jeszcze pospiesznie sprawdziła w Internecie gdzie po drodze będzie można zatrzymać się po jakiś alkohol. Nie tylko spóźnienie robiło złe wrażenie, przychodzenie z pustymi rękoma również, więc zaopatrzona w odpowiedni prezent siedziała w taksówce, ostatni raz sprawdzając wszystkie wiadomości. Dawno było po godzinach jej pracy a maile przychodziły praktycznie co kilka minut, więc koniec końców zdecydowała się wyciszyć dźwięki, bo tego wieczora nie chciała martwić się obowiązkami i sprawami innych ludzi. To naprawdę przykre, że nawet na szybkie randki z Internetu miała tak mało wolnego czasu. I chociaż powinna pomyśleć o jakimś ustatkowaniu się, to zupełnie nie miała na to ochoty. Szybko odrzuciła od siebie te myśli, gdy zatrzymali się pod odpowiednim budynkiem.
Wyciągając telefon upewniła się, że stoi pod odpowiednimi drzwiami i naciskając dzwonek ostatni raz zerknęła na zegarek. Jedynie pięć minut opóźnienia, co spokojnie można było zrzucić na wzmożony ruch na ulicach. W końcu w piątkowy wieczór niewiele osób spędzało w domu. Słysząc po drugiej stronie coraz głośniejsze kroki uśmiechnęła się delikatnie bardzo ciekawa czy ta randka okaże się równie ciekawa co ich krótka wymiana wiadomości.
- Nie miałam pojęcia, co przygotujesz, więc kupiłam dwa – uniosła trzymane w rękach dwie butelki wina – Czerwone i białe. Szef kuchni dzisiaj wybiera – w najgorszym przypadku mogli opróżnić obie butelki, a gdy gestem ręki zaprosił ją do środka jedynie dyskretnie przesunęła po nim wzrokiem. - Wiesz, że mało brakowało a zostalibyśmy sąsiadami? Oglądałam jakiś czas temu mieszkanie piętro wyżej, ale ostatecznie zdecydowałam się na inną dzielnicę i wyższe piętro. Uwielbiam podziwiać widoki - chociaż gdy kończyła pracę było już ciemno, ale poranki były naprawdę piękne gdy oglądało je się z siódmego piętra. Przez chwilę przyglądała się eleganckiemu wnętrzu a potem przeniosła uważne spojrzenie na mężczyznę.
-
– Jasna cholera! – warknął pod nosem, odruchowo robiąc niewielki krok w tył, gdy poddenerwowanie zwykle towarzyszące mu jedynie w pracy teraz objawiło się nawet podczas wyciągania łososia z piekarnika. Tego samego łososia, którego marynował kilka godzin wcześniej, a który teraz prawie poszedł na stracenie. – Pieprzony piekarnik – dorzucił, akurat w tym samym momencie, w którym panującą w mieszkaniu ciszę przerwał - dla odmiany - już nie niewybredny komentarz Judaha skierowany do samego siebie, a dzwonek do drzwi. Ten dzwonek, który oznaczać mógł jedno - trafiła. Ba, nawet się po drodze nie rozmyśliła.
Ale zanim w kilku krokach pokonał dzielącą go od wejścia odległość, po drodze mimowolnie zerkając w stronę zegara, który zatrzymał się na piętnastej i wcale nie pomógł mu w określeniu ile minut Elizabeth była już spóźniona, ten pieprzony piekarnik wyłączył, a idealnie ułożone włosy przeczesał dłonią, przyglądając się swojemu odbiciu w jego szybie. To nic, że przed drzwiami miał lustro, w którym po raz kolejny mógł dokonać ostatnich decydujących poprawek. Przecież był perfekcjonistą, prawda? Robił to zupełnie nieświadomie. Tak jak przybierał na twarz uśmiech, z którym przywitał w drzwiach swojego mieszkania Elizabeth, pozwalając, by już na wejściu wyrobiła sobie o nim dobre pierwsze wrażenie. Na to przynajmniej liczył.
– Elizabeth – gestem dłoni zaprosił blondynkę do środka, przez chwilę wzrokiem błądząc między jej twarzą, a trzymanymi butelkami wina, na widok których mimowolnie uśmiechnął się szerzej. – Do kolacji białe, do deseru czerwone – odparł, puszczając jej oczko, po czym odebrał od niej alkohol i mimo, że dodatkowa butelka wybrana ostatecznie z pomocą jego przyjaciela, bo Judah przecież na winie akurat znał się najmniej, stała już na stole, obok postawił również te przyniesione przez Elizabeth. Mieli w czym wybierać. – Tak? Może wtedy pierwszą kolację mielibyśmy już dawno za sobą – z rozbrajającym uśmiechem spojrzał raz jeszcze na kobietę, niechętnie odwracając od niej wzrok, gdy przeszedł z powrotem do kuchni by zająć się ich kolacją, jednocześnie dłonią wskazując na otwarty salon. – W takim razie rozgość się, podziwiaj widoki, może przez kilka miesięcy jakoś się zmieniły? Co prawda o tej porze i z tego piętra niewiele zobaczysz, ale... – nie musiał chyba kończyć zdania, by dać Liz do zrozumienia, że naprawdę może się rozgościć, prawda? Rozejrzeć swobodnie po mieszkaniu, podejść do okna lub, gdyby postanowiła zostawić to na później, po prostu zająć miejsce przy stole, mniej lub bardziej cierpliwie czekając na przygotowaną przez Judaha kolację. – Czyli z jaką dzielnicą przegrało Belltown? Musisz mi wszystko opowiedzieć, bo jedyne, co z naszej kilkuminutowej wymiany wiadomości o Tobie wiem, to, że... – nie, nie zapomniał. Celowo na chwilę urwał, by posłać blondynce uśmiech. – chyba lubisz pilnować, by ludzie ponosili konsekwencje za łamanie prawa – mówiąc to odstawił na stół talerze z jedzeniem i od razu sięgnął po wino, krótką chwilę poświęcając na przyjrzenie się etykiecie. – To kiedy ostatnio sama zrobiłaś coś mniej legalnego?
-
- Pierwszą? To już w planie są kolejne? – czy łapała go za słówka? Oczywiście, że tak! W jej zawodzie wyczulenie na te drobne niedopowiedzenia było czymś cennym i co sprawiało, że stała się tak piekielnie dobrym prawnikiem. Zerkając na niego z rozbawieniem uśmiechnęła się delikatnie a po jego propozycji odwróciła się w stronę okna by przez chwilę podziwiać widok. Judah miał rację, o tej porze i z takiego piętra było widać niewiele, więc chyba nie znalazła zbyt wielu rzeczy, które przemawiały nad tym, że podjęła złą decyzję. – Ballard – skuszona pięknym zapachem dochodzącym z kuchni ponownie wróciła do niego spojrzeniem. – Dzielnica nie miała dla mnie większego znaczenia, ale skusiło mnie siódme piętro i dwa piękne patio, w tym jeden z wyjściem z sypialni. Mógłbyś kiedyś wpaść i porównać widok, ale nie mogę obiecać takich rarytasów. Kiepska ze mnie kucharka a nie sądzę byś zadowolił się jedzeniem na wynos – podawania takiego posiłku prawdziwemu kucharzowi pewnie byłoby z jej strony nierozsądne. Chociaż dla niego znacznie bezpieczniejsze niż wpuszczenie Liz do kuchni, z której korzystała jedynie do zaparzenia sobie kawy bądź wyciągnięciu jakiś przekąsek. Zresztą nawet gdyby potrafiła nie miała ani dla kogo gotować ani na to czasu. Z trudem organizowała sobie przerwy na sen czy takie wyjścia jak to, nie mówiąc nic o godzinnym staniu w kuchni.
- A kto powiedział, że stoję po stronie prawa? Może właśnie ratuję tych złych przed poniesieniem konsekwencji? – uniosła brew ku górze i przez chwilę spoglądała na niego z pełną powagą. Długo jednak nie wytrzymała i mimo wszystko na jej twarzy pojawił się delikatny uśmiech, gdy zostawiała za sobą duże okno, przez które wcześniej zerkała i podeszła do nakrytego stołu. – Mniej legalnego? Chcesz od razu wyciągnąć ze mnie wszystkie tajemnice? – oparła się dłońmi o krzesło z zawadiackim uśmiechem – Wczoraj. Śpieszyłam się do sądu i źle zaparkowałam. Nie jest to aż tak karygodny uczynek, ale liczy się jako coś mniej legalnego, prawda? – w ogóle kierowcą też nie była najlepszym i lubiła zbyt szybką jazdę, zwłaszcza za miastem. Gdy Judah z takim zainteresowaniem przyglądał się etykiecie na wino miała chwilę by bliżej mu się przyjrzeć. Nie raz spotkało ją gorzkie rozczarowanie, gdy w realnym świecie spotykała się ze swoją randką. Nie chodziło tutaj o ekstremalne sytuacje jak używanie nie swoich zdjęć, ale zbyt dużo osób ingerowało w swoje fotogramie programami graficznymi czy dodawało sobie pewnych cech, których nie mieli w rzeczywistości. Judah okazał się nie tylko przystojnym facetem, ale miał jakąś taką dobrą aurę, która od razu pozwoliła jej się zrelaksować i poczuć swobodniej. Nie kłamał też w sprawie gotowania i swojej pracy, bo jedzenie które przygotował pachniało obłędnie.
- Wiem, że nie zrobiłam sobie wcześniej zbyt dobrej reklamy, ale może mogę się jakoś przydać i pomóc? – skinęła głową w stronę kuchni, bo chociaż wszystko wyglądało na idealnie dopracowane, może jednak znajdzie się dla niej jakieś zadanie nie wykraczające poza jej umiejętności.
-
– Dlatego dodałem chyba – zauważył, wzrokiem na chwilę odbiegając w stronę okna, z którego jedyny widok rozpościerał się na kilka budynków stojących w okolicy i rozświetlone już uliczne latarnie. – Czyli wszystkie twoje tajemnice dotyczą czegoś niezgodnego z prawem? – nieświadomie, w geście zaciekawienia uniósł do góry brwi, spojrzeniem niemal od razu powracając do Elizabeth. – Nie. To zalicza się jako prawie nie nielegalne. I przy okazji całkiem nudne wyznanie. Nie uwierzę, że nie masz w zanadrzu nic ciekawszego – wypalił, z pełną premedytacją podpuszczając ją do kolejnego wyznania, podczas gdy sam zdążył przyjrzeć się etykiecie od wina, uporać z jego otwarciem i nalać je do obu stojących już na stole kieliszków. – Może w przygotowywaniu deseru – mówiąc to podał jeden Elizabeth, drugi biorąc dla siebie. – Czyli... za dzisiejszy wieczór?
-
- Czyli przysłowie, że szewc bez butów chodzi nie jest takie wyolbrzymione? – zerknęła na niego z ciekawością, bo zawsze wyobrażała sobie, że kucharza nie można odciągnąć od kuchni nie tylko w pracy ale także w domu. Z drugiej strony jak tak dłużej się nad tym zastanowiła, to dokładnie do rozumiała. Gotowanie było wymagające, nie tylko trzeba było w to włożyć odrobinę sił, ale także czasu, więc po całym dniu spędzonym w gorącej kuchni pewnie faktycznie nie chciało mu się dalej stać przy garach. Ona sama po ciężkim dniu marzyła jedynie o gorącej kąpieli, luźnym dresie i drzemce we własnym łóżku. – Proszę, zdecydowanie wolę Liz – w jej głosie można było nawet dosłyszeć pewnego rodzaju ulgę, gdy sam to zaproponował. Miał rację, że pełna wersja jej imienia brzmiała bardzo służbowo i oficjalnie a ich spotkanie raczej do takich nie należało. Zresztą w aplikacji sama użyła takiego skrótu, więc tylko posłała w jego stronę szczery uśmiech i z ciekawością obserwowała jak układa dania na talerzach. Była w tym pewna magia. Zawsze uwielbiała obserwować ludzi podczas wykonywanej pracy. Judah także na chwilę skupił się jedynie na wykonywanej czynności, jakby na ułamek sekundy zapominając o jej obecności. To było interesujące, więc gdy ustawił wszystko na stole na jej ustach cały czas malował się uśmiech.
- Nie mogę prowadzić tej rozmowy bez obecności adwokata a jak widzisz, pracę zostawiłam za drzwiami – nie miała aż tak wielu tajemnic, ale skoro Judah był tak zainteresowany wyciąganiem z niej brudnych sekretów to była gotowa pograć w tę grę nieco dłużej. – Gdybym Ci wszystko powiedziała musiałabym Cię zabić – ponownie próbowała zabrzmieć poważnie, jednak cała sytuacja wydała jej się niezwykle zabawna, bo jeszcze kilkanaście minut temu sama przez chwilę zastanawiała się czy odwiedzanie obcego mężczyzny jest bezpieczną opcją a teraz sama próbowała sprawiać groźną. Zresztą czy Elizabeth Milton mogła wyglądać groźnie? Blond włosy opadające nieco niedbale na ramiona, przenikliwe niebieskie spojrzenie i dość smukła sylwetka nie świadcząca o dużym pokładzie siły. W żadnym starciu poza słownym nie miała szans, więc jej kącik ust znowu drgnął ku górze i odebrała od niego kieliszek z winem.
- Czyli powinnam zostawić miejsce na deser? – uniosła brew ku górze, gdy Judah wzniósł toast. Stuknęła swoim kieliszkiem o jego szkło i umoczyła usta w alkoholu. To był dobry wybór, bo wino było smaczne. – A Ty? Jakie grzeszki masz na swoim koncie? O tym chętnie posłucham – przyjrzała mu się z ciekawością, bo nie wyglądał na kogoś grzecznego. – Tylko nie obiecuję, że nie wykorzystam tego przeciwko Tobie – tym razem jej uśmiech był bardziej zadziorny a wypowiadane słowa miały nieco dwuznaczny wydźwięk.
-
– Masz żywy dowód na to, że nie jest – odparł z niebywałą lekkością, pozwalając by delikatny uśmiech błądził jeszcze po jego twarzy, w miarę jak zamiast przyglądać się Elizabeth kończył przygotowywać dla nich kolację. I kiedy łosoś był już na swoim miejscu, a wszystkie inne dodatki starannie zdobiły ich talerze, spojrzeniem mógł wreszcie swobodnie powrócić do swojego gościa. Tak, zdecydowanie przemawiał nim ten nabyty przez ostatnie lata (a może i wrodzony? Przecież u niego zawsze wszystko musiało być idealne) perfekcjonizm. – Więc Liz... – dla podkreślenia, że nie widzi problemu w tym by tak ją nazywać, pokiwał nieznacznie głową, gdy sama przystała na jego propozycję. – ten temat musimy chyba zostawić na kiedy indziej, bo cały czas pamiętam o obiecanej wizycie w piekle – i niezależnie od tego jak bardzo dwuznacznym określeniem to piekło mogło być, i tym bardziej co oboje brnąc w tą słowną grę z poprzedniego wieczora mieli na myśli, na sam koniec własnych słów roześmiał się, stukając szkłem o kieliszek kobiety. W odpowiedzi na pytanie o deser pokiwał jednak tylko nieznacznie głową, a gdy upił łyk wina, dochodząc do wniosków podobnych do tych Liz, dość automatycznie wzrokiem powrócił w stronę kuchni. Jakby o czymś jeszcze zapomniał. Jakby ich kolacja nie była gotowa, nawet mimo stołu zapełnionego talerzami, dodatkami i przede wszystkim winem. – Skoro już wiedziałaś do kogo idziesz na kolację to powinnaś spodziewać się dwóch przystawek, dania głównego, dania pobocznego i na sam koniec deseru. Więc tak, dodatkowe miejsce się przyda, nawet jeśli dzisiaj serwuję tylko jedno danie i deser. Wiesz, to w razie gdyby Ci nie smakowało, tak żebyś nie musiała udawać i jeść na siłę – żeby podkreślić, że mimo wszystko żartuje, cały czas szeroko się uśmiechał, a z jego gardła wydobył się głośny, dźwięczny śmiech. – Proszę, usiądź – mówiąc to wskazał na miejsce przy stole, by samemu chwilę poźniej usiąść na przeciwko. – Czyli nie dość, że nie chcesz mówić o sobie, ale ze mnie próbujesz wyciągnąć wszystko, chcesz to jeszcze wykorzystać przeciwko mnie? Chyba i ten temat będziemy musieli zostawić na kiedy indziej – odparł w końcu, bacznie obserwując blondynkę. Droczył się oczywiście celowo, ale nawet jeśli postanowiłby coś jej zdradzić, nie zamierzał robić tego przed posiłkiem. – Spróbuj – kiwnięciem głowy wskazał na talerz, a gdy wreszcie wzięła pierwszy kęs do ust i mogła powiedzieć coś więcej, sam sięgnął dłonią po sztućce. – Więc jak? Jest wystarczająco gorąco? – czyt. smacznie oczywiście, czego dodawać raczej nie musiał, bo biorąc pod uwagę wcześniejsze nawiązanie do piekła i wiadomości, które zaledwie kilkanaście godzin wcześniej wymienili, sama Elizabeth zapewne pamiętała o postawionych przez siebie warunkach. Pytanie czy Judah je spełnił.
-
- Tak szczerze mówiąc to nie do końca wiedziałam. Znaczy mogłam się domyślać, ale po nieznajomych w sieci można się wszystkiego spodziewać, więc równie dobrze mogłeś napisać tam, że jesteś właścicielem wielkiej firmy komputerowej i też nie miałabym powodów by w to nie wierzyć – odpowiedziała siadając na wskazanym miejscu. W Internecie można było zamieścić wszystkie informacje, nawet te nieprawdziwe. Można było wykreować nową osobę i trzeba było zdać się na ludzką przyzwoitość i na to, że nie każdy jest oszustem. Judah nie wzbudził w niej żadnych wątpliwości. W sumie to wydawał się całkiem szczerym i fajnym facetem, co również mogło niepokoić. Czy był takim samym pracoholikiem jak ona i nie miał szans na randki w bardziej tradycyjny sposób? Czy może jednak coś było z nim nie tak, że szukał ich w sieci? Nie mogła jednak swoich myśli wypowiedzieć na głos zanim nie zgromadziła więcej danych.
- Czyli faktycznie przewidujesz kolejne spotkanie? Aż tak pewny siebie jesteś? – kolejny raz uśmiechnęła się zadziornie, bo odkładanie co raz to kolejnych tematów na kiedy indziej naprawdę sugerowało, że ich relacja może nie zakończyć się na jednym spotkaniu. Co nie byłoby takie złe, bo jak na razie była zadowolona z takiego obrotu spraw. – Żeby coś ze mnie wyciągnąć musisz zadawać bardziej konkretne pytania. Nie zapominaj, że rozmawiasz z prawnikiem, jeśli znajdę gdzieś lukę w pytaniu na pewno z niej skorzystam i odpowiem tak, że niczego nowego się nie dowiesz – uniosła brew ku górze, wiedząc, że takie małe wyzwanie wcale nie przysporzy mu problemu. Już kilka raz udowodnił jej swoją spostrzegawczość, więc na pewno jest na tyle bystry by dowiedzieć się o niej czegoś więcej w sposób nieco inny niż oczekując, że sama mu wszystko opowie.
- Nie jest źle – odpowiedziała bez zastanowienia, kilka sekund później śmiejąc się cicho pod nosem – Żartuję, łosoś jest naprawdę pyszny. Chociaż to dość bezpieczny wybór, myślałam że jesteś kimś bardziej odważnym i nieco bardziej zaryzykujesz – gdyby miała strzelać co Judah dla nich przygotuje na pewno by nie trafiła, ale koniec końców to naprawdę była bezpieczna opcja. Mało która osoba nie przepadała za tą rybą, więc naprawdę istniało małe prawdopodobieństwo, że nie trafi jej w gust. Jednak ten łosoś był jednym z lepszych obiadów jakie ostatnio jadła. Kosztując kolejną porcję kiwnęła z zadowoleniem głową by po chwili upić kolejny łyk wina. – Więc jaka jest Twoja historia? – zaczęła spoglądając na niego z prawie pustego już kieliszka. – Świetny kucharz, patrząc po tym mieszkaniu raczej ustatkowany, nie wiem w jakim stopniu roztropny, ale na pewno czarujący facet szuka wrażeń na portalach randkowych. Musi być w tym jakaś ciekawa historia...
-
– Czyli skoro nie miałabyś ku temu powodów, nigdy na nikogo takiego nie trafiłaś? – pociągnął temat wyraźnie zainteresowany, w myślach analizując ile par spośród tych, które miał na swoim profilu na tinderze mogło zamieszczać tam nieprawdziwe informacje o sobie. Sam nigdy nie natknął się na kogoś, kto decydował się podkoloryzować swoje życie na przeróżne sposoby - czy to kłamiąc na temat tego czym się zajmuje, ile ma lat czy co gorsza wyglądu, używając nieswoich zdjęć - ale może to dlatego, że ilość randek z tindera śmiało mógłby policzyć na palcach dwóch rąk? Wbrew wszelkim pozorom jakie stwarzał, Judah Hirsch z aplikacji korzystał rzadko, a jeszcze rzadziej doprowadzał niewinne rozmowy do końca, nie urywając ich zanim gdzieś pomiędzy jedną a drugą wiadomością padło miejsce spotkania. W tym przypadku - czym na swój sposób też wiele mógł ryzykować - jego mieszkanie.
Ale mając już przed sobą Elizabeth nie dostrzegał tego potencjalnego ryzyka, które mogło nieść za sobą zapraszanie jej do swojego mieszkania już na pierwszym spotkaniu. Nie widział w niej kogoś, kogo wpuszczania do apartamentu mógł żałować. Dlaczego? Dlatego, że Liz była... normalna. W najlepszym tego słowa znaczeniu.
– Przypominam, że to Ty przed chwilą zaprosiłaś mnie do siebie na... podziwianie widoku za oknem – nieznacznie nachylił się w jej stronę, nie omieszkając wspomnieć o tym, że z ich dwójki raczej oboje z każdą kolejną minutą tej niekiedy dwuznacznej rozmowy coraz bardziej brali pod uwagę kolejne spotkania. Było w tym coś złego? Oczywiście, że nie. – Czy jestem pewny siebie? Może. Ale z naszej dwójki nie tylko ja widzę, że wcale nie jest tak źle, jak mogłoby być na pierwszym takim spotkaniu – celowo słowom tak źle towarzyszył niewielki uśmieszek, na sam koniec zdania zmieniony w szeroki, pełnoprawny uśmiech, który sugerować miał, że Judah poniekąd żartuje. Poniekąd, bo czy w jego słowach nie było źdźbła prawdy? Szczególnie we fragmencie, że ta randka nie okazała się jak dotąd porażką? – Konkretne pytania. W porządku – przytaknął, kiwając głową w zamyśleniu. – W takim razie... Dlaczego zdecydowałaś się tu przyjść? Wystarczająco konkretnie? – nawet jeśli nie i nawet jeśli odpowiedź miała okazać się wymijająca na tyle, na ile Liz postanowiłaby szukać w pytaniu tych wcześniej wspomnianych luk, ciekaw był jej odpowiedzi. Sam doskonale wiedział dlaczego zaprosił blondynkę do siebie - i przeważającym, a już na pewno nie jedynym argumentem nie było to, że po prostu mu się spodobała. W tej krótkiej rozmowie jaką mogli określić zaledwie pięć na krzyż wymienionych ze sobą wiadomości spodobało mu się coś więcej - to w jaki sposób odpisywała, to jaką dwuznaczność niosły za sobą z pozoru proste słowa. A już szczególnie to, że zamiast pozostania na płaszczyźnie rozmów na tinderze przez kolejne tygodnie, następnego dnia była w jego mieszkaniu. I nic nie wskazywało na to, w najbliższym czasie miała z niego wyjść. – Jaka jest moja historia? Zagmatwana. I długa. Za długa, żeby opowiedzieć ją na raz – czyżby kolejny raz pił do następnych spotkań, o jakich nie raz wcześniej oboje wspominali? Może. – A momentami nawet nudna. Jesteś pewna, że chcesz ją teraz usłyszeć? – zgrabnie odbił piłeczkę w jej stronę, rezygnując z opowiadania w skrócie całego swojego życia i podjętych przez lata decyzji, które zaprowadziły go do momentu, w jakim znajdował się teraz - z własnym mieszkaniem, rozwodem na koncie, stałą, dobrą pracą... i kontem na tinderze. – Szuka wrażeń na portalach randkowych, tak? – zanim odpowiedziała nawiązał jeszcze do słów, które zaciekawiły go najbardziej i nim sam dopił wino ze swojego kieliszka, rzucił kolejnym pytaniem: – A jakich wrażeń Ty szukasz na tinderze, Liz?