WAŻNE Wprowadzamy nowy system pisania postów/tworzenia tematów w lokacjach. Prosimy o zapoznanie się instrukcją i stosowanie nowego wzoru. Więcej informacji znajdziecie tutaj!

Subfora zostały podzielone na 4 główne działy, oto orientacyjny zakres lokacji, które mogą się w nich znaleźć:
- strefa miejska - ulice, parkingi, tereny zielone, parki, place zabaw, zaułki, przystanki, cmentarze
- usługi - sklepy, centra handlowe, salony kosmetyczne, pralnie, warsztaty
- kultura i instytucje - galerie, muzea, teatry, opera, domy kultury, centra społeczne, urzędy, kościoły, szkoły, przedszkola, szpitale, przychodnie
- życie towarzyskie - restauracje, kawiarnie, kluby, kręgielnie, puby, kina

Dodatkowo w dzielnicach znajdziecie subfora większych firm albo ważnych dla forum i postaci lokacji, np. szczególne kluby, uniwersytet, czy restauracje.

INFO W procesie przenoszenia forum na nowy silnik utracone zostały hasła logowania. Napiszcie w tej sprawie na discordzie do audrey#3270 lub na konto Dreamy Seattle na Edenie. Ustawimy nowe tymczasowe hasła, które zmienicie we własnym zakresie.

DISCORD Jesteśmy też tutaj! Zapraszamy!

UPDATE Postacie chcące uzupełnić swoją KP o nowe treści w biografii mogą skorzystać teraz z kodu update w zamówieniach.

Awatar użytkownika
0
0

dreamy seattle

dreamy seattle

-

Post

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

#3


Zapomniała jak uwielbiała chodzić na plażę o tej porze roku. To chyba jedna z rzeczy, których brakowało jej najbardziej. W młodości spędzała tutaj praktycznie każdą wolną chwilę i teraz, kiedy znów się tutaj znalazła wszystkie wspomnienia wróciły. Rozejrzała się i nigdzie nie zauważyła Ramseya, więc nie zastanawiając się zbyt długo podeszła do krańca plaży i zamoczyła nogi. Na moment zamknęła oczy, bo chciała chociaż trochę opanować swoje emocje. Ich ostatnie spotkanie nie do końca przebiegło po jej myśli. Było całkiem nieźle, bo przez dłuższy czas wychodziło jej bycie zimną i zdystansowaną. Niestety wszystko szlag trafił, kiedy Orlando ją pocałował. Przez chwilę poczuła się jak dawniej i wcale nie chciała kończyć tego pocałunku. Mogła mu strzelić w twarz, mogła go od siebie odsunąć, ale nie. Nie zareagowała w żaden sposób i w tamtym momencie nie było to dla niej nieodpowiednie. Dopiero gdy wróciła do domu była na siebie wściekła, że pozwoliła mu przekroczyć granicę.
Dlatego tak długo zbierała się żeby napisać do niego smsa i pewnie wcale by tego nie zrobiła, gdyby nie zmusiła ją do tego jej sytuacja finansowa. Powoli zbliżała się połowa miesiąca, co oznaczało dla Heleny termin płatności za mieszkanie. Łudziła się, że rodzice nie zostawią jej na lodzie, ale gdy przedwczoraj weszła na swoje konto bankowe i zobaczyła tam zawrotną kwotę 15 dolarów zamarła. Nie było co owijać w bawełnę, jej bogaci rodzice mieli ją głęboko w dupie i wcale nie żartowali, że po wyjściu z więzienia będzie musiała radzić sobie sama. Niechętnie sięgnęła po telefon i umówiła się z Orlando.
Czas praktycznie wcale jej się nie dłużył, ale co chwilę zerkała w stronę plaży, żeby nie odejść zbyt daleko od umówionego miejsca. W końcu dostrzegła Orlando idącego w jej stronę. Wyszła z wody i skierowała się w jego stronę, bo chciała to szybko załatwić i już tym razem nie przeciągać spotkania. Nie chciała pozostawiać żadnych okazji na kolejne zbliżenie. – Hej. – przywitała się zwięźle i nie starała się patrzeć w jego stronę, żeby nie nawiązać nawet kontaktu wzrokowego. – Przyznam szczerze, że nie uśmiecha mi się spotykanie z Tobą, ale chyba jesteś jedyną osobą, która mi może w tym momencie pomóc. – to dość smutne. Na moment zamilkła nie wiedząc co powinna powiedzieć. Bo chyba nie wypadało jej prosić o pieniądze tak prosto z mostu. – Nadal nie chcę tych pieniędzy, bo wiem, że nie zarobiłeś ich w legalny sposób. – urwała, tym razem zmuszona spojrzeć w jego stronę. – Ale nie mógłbyś mi pożyczyć kilka stów? Muszę zapłacić za czynsz. – to chyba rozsądne rozwiązanie. Skoro mu je odda, to tak jakby ich nigdy nie wzięła. I problem z głowy?

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

#5

Nie spał już dwie doby.
Jego życie nigdy nie było poukładane, od kilku dni coraz bardziej przypominało coś, co zostało z przedmieść Nowego Orleanu po przejściu huraganu Katrina. Waliło się wszystko i nawet nie wiedział, od czego zacząć, a wisienką na torcie było ostatnie kilkanaście godzin, z których część spędził, rabując z pieniędzy jednego z lokalnych alfonsów. Być może gdyby paląca potrzeba Jaqa nie zbiegła się z wyjściem Heleny na wolność, to wcale by się w to nie wplątał, ale krótkie spotkanie z byłą dziewczyną szybko uświadomiło mu, dlaczego nie mógł zostawiać swoich najbliższych bez pomocy. Myślenie o tym zresztą wypełniało mu każdą inną, wolną chwilę, a im dłużej się na tym skupiał, tym dalej był od odpowiedzi na pytanie, czego tak naprawdę chciał. Po prostu nie wiedział.
Właściwie to chyba powoli przestał się spodziewać wiadomości od panny Molligan, dlatego kiedy wreszcie się odezwała, poczuł się trochę pewniej, choć ich treść wcale nie napawała optymizmem. Najpierw trochę się przestraszył, że Helenie coś się stało, a kiedy okazało się, że chciała się tylko podzielić decyzją, morale spadło i wcale tak niecierpliwie tego spotkania nie wyglądał. Wydawało mu się, że sposób, w jaki rozstali się ostatni razem, był dobrą kropką we wspólnej historii i wolał chyba drugi raz nie zaglądać jej w oczy po tym, jak wyszedł poza strefę komfortu i upewnił się, że jej wargi nadal smakowały tak, jak trzy lata wstecz.
Na miejscu pojawił się jednak punktualnie i to nawet pomimo planu zaszycia się na jakiś czas w zaciszu własnego mieszkania choćby na kilka dni, aby sprawa tego cholernego napadu odrobinę ucichła. Zaparkował niedaleko latarni morskiej i spacerem ruszył w kierunku przysłowiowego tam, gdzie zawsze; twarz zasłaniał naciągniętym na głowę kapturem, mimo że było ciepło i co jakiś czas nerwowo odwracał się za siebie, jakby obawiając się, że ktoś mógłby podążać jego śladami. Miał tylko nadzieję, że Helena niczego nie zauważy, dlatego gdy ich spojrzenia w końcu się spotkały, z trudem odmalował sobie na twarzy delikatny uśmiech, przyśpieszając kroku w jej stronę. - Jak leci? - rzucił na powitanie i przesunął po niej wzrokiem - odrobinę nieobecnym i cholernie zmęczonym, ale przede wszystkim troskliwym i wcale nie obojętnym. To trudne do wytłumaczenia, ale... po prostu był na posterunku. Wysłuchał jej w ciszy. Jeszcze kilka godzin temu był naćpany i miał słowotok, ale teraz chyba nie miał siły, żeby pleść. - Przynajmniej nie gryziesz się w język - syknął, zanim zdążyła zapytać; niby nie dbał o to, kto co o nim myślał, ani nie przypuszczał, aby mogła mieć inne przypuszczenia, ale z jej ust to jednak trochę bolało. - Nie, nie mogę Ci ich pożyczyć. Mogę Ci je dać, tak jak obiecałem. Niczego nie będziesz mi zwracać. I nie wiem, dlaczego to, skąd je mam, jest Twoim problemem - mruknął, wzrokiem sondując wyraz jej twarzy. Ciężko było się od niej oderwać, ale nie chciał, żeby zrobiło się dziwnie. Westchnął. - Dlaczego musisz być taka uparta, co? - zapytał i odwrócił od niej zmęczoną twarz, żeby przetrzeć ją dłonią. Chyba jednak za nią nie nadążał. Jak zwykle.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Zmrużyła oczy, obserwując chłopaka. Od razu wydawał się jej podejrzanie nerwowy, ale początkowo zrzuciła to na ich spotkanie. Bardzo szybko wytłumaczyła sobie, że pewnie dla niego to też nie było łatwe. A nawet jeśli tak nie było to już nie powinna być jej sprawa. W końcu był ex chłopakiem. Powinna odpuścić i nie zawracać sobie głowy jego problemami. Tylko czy potrafiła? Gdzieś w głębi na pewno się o niego martwiła i zastanawiała się czy jest bezpieczny i nie wpakował się w kolejne kłopoty. Na czas spotkania zakładała maskę obojętności, żeby w oczywisty sposób nie dać mu do zrozumienia, że te trzy lata rozłąki wcale nie zmieniły zbyt wielu rzeczy. Nie odpowiedziała na jego jak leci, bo naprawdę nie chciała widzieć się z nim dłużej niż było to konieczne. Pokręciła głową, starając się mu dać znak, że to nie jego sprawa. Już nie. Chociaż to miało też swoją złą stronę, bo przez to straciła szansę na dowiedzenie się co u niego. Idiotka.
Posłała mu ironiczny uśmiech. Jeszcze to potrafiła, bo pewnie za chwilę znów włączy się jej matka Teresa. - Dlaczego? Bo nie chcę wydawać pieniędzy, przez które ktoś spierdolił sobie życie. Albo co gorsza komuś. - prawie krzyknęła. W więzieniu miała styczność z różnymi dziewczynami. Te, które brały przerażały ją najbardziej, bo widziała, że dla działki były w stanie zrobić wszystko. – Pomyślałeś chociaż raz, że sprzedajesz je matce, która wolała kupić prochy zamiast dać jeść dzieciom? Albo kolesiowi, któremu po odpierdala i bije swoją dziewczynę? – wymieniła tylko dwa przykłady, ale to jej wystarczyło, żeby jej ciało przeszedł nieprzyjemny dreszcz. I pomyśleć, że trzy lata temu sama była egoistką, której to nie przeszkadzało. Wtedy liczyła się tylko ona i Orlando. - Bo się boję. – odpowiedziała szybko, zanim zdążyła się ugryźć w język. Nie chciała się przed nim otwierać, ale skoro powiedziała już A, nie mogła teraz zostawić tego tak sobie. Może po tym oboje dojdą do wniosku, że powinni przestać się spotykać? W końcu chyba trochę dojrzeli i powinni zrozumieć niektóre rzeczy. – Boję się, że znów przestanę myśleć racjonalnie. Wszyscy mi mówią, że jesteś pieprzonym gnojkiem i powinnam raz na zawsze wyrzucić cię ze swojego życia.. A ja nawet nie wiem czy tego chcę i potrafię. Widzisz co ze mną robisz? Spotkaliśmy się po trzech latach a nadal nie potrafię powiedzieć nie. Nawet jak udaje zimną sukę to jak gdyby nigdy nic całujesz mnie i uchodzi ci to na sucho. – przeczesała nerwowo włosy, a w jej głosie można było usłyszeć drżenie. Już w pierwszych chwilach spotkania wszystko poszło nie tak jak sobie to zaplanowała. Czy naprawdę będzie tak za każdym razem jak się spotkają? – Boję się, że to co do ciebie czuję zniszczy wszystko. – odwróciła wzrok i uparcie wgapiała się w piasek. Helenie wydawało się, że ich relacja to bomba atomowa z zapalnikiem czekającym na uderzenie. Wystarczył odpowiedni moment, żeby doszczętnie zrujnować ją, Orlando i wszystko w promieniu kilometrów od nich.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Nie oczekiwał współczucia ani troski. Nie potrzebował tego, albo przynajmniej tak sobie wmawiał i od dłuższego czasu na własną rękę starał się rozprawiać ze swoimi problemami. Ostatnio nagromadziło się ich jednak wyjątkowo dużo i coraz trudniej było mu zachowywać maskę obojętności, choć tym razem zmęczenie służyło za całkiem niezły kamuflaż. Poza tym, ani przyszło mu do głowy się nad sobą użalać czy czymkolwiek dzielić; jedynym rozsądnym rozwiązaniem było bowiem się rozejść, a dzielenie się troskami prowadziło w zupełnie innym kierunku i Orlando - przy całym sentymencie oraz uczuciach w kierunku Heleny - nie mógł do tego dopuścić. Nie mogła tracić na niego już więcej czasu, nie mogła iść z nim na dno.
Na całe szczęście sama dobrze to widziała i tym razem wcale nie chciał wyprowadzać jej z błędu, mimo że bycie w jej oczach uosobieniem zła rozpatrywał w kategorii porażki i do końca mu nie pasowało. - To dorośli ludzie i nikt ich do tego nie zmusza. Faceta w salonie samochodowym też winisz, jak jego klient się rozpierdoli na drzewie? - odparł cynicznie, wsuwając dłonie do kieszeni na brzuchu. Jasne, że poniekąd miała rację i że moralnie trudne przypadki też się zdarzały, ale nie sądził, aby jego rolą było moralizowanie ludzi, szukających z jakiegoś powodu ucieczki w narkotykach. Na koniec dnia to nie on wpychał im do gardła pigułek z wytłoczoną trójką ani nie wcierał im w dziąsła białego proszku. Decyzja zawsze należała do nich, tak jak teraz - do niej. Patrzenie na nią przychodziło mu z trudem, szczególnie kiedy jej słowa surowo i dobitnie oddawały to, co się między nimi działo. Być może chciałby, żeby było inaczej, ale na naprawę było chyba już za późno. Nie odezwał się od razu; odwrócił wzrok i zrobił kilka kroków po piachu, z ulgą przyjmując na twarz podmuch chłodnego, orzeźwiającego powietrza. Musiał ochłonąć. - Zrobiłem to, czego nie udało mi się zrobić wtedy - mruknął w końcu trochę zawstydzony, starając się uciec przed jej spojrzeniem. Nigdy nie lubił się tłumaczyć, więc mogła sobie tylko wyobrażać, jak bardzo był skrępowany, wyjaśniając jej, dlaczego ją pocałował. Nienawidził niedomówień, ale gdy przychodziło rozmawiać o uczuciach na głos, wolał milczeć. Westchnął. - Nie próbuję Ci zepsuć życia jeszcze raz - podjął na nowo, znów na nią zerkając - i Ci wszyscy mają rację. Tylko, że ja nadal... Po prostu nie jesteś mi obojętna, dobra i nie chcę, żebyś już więcej cierpiała, dobra? Ale przez te trzy lata naprawdę gówno się zmieniło i nie umiem Ci inaczej pomóc - wyjaśnił, czując, jak twarz płonie mu nie słońcem, a wstydem i raz jeszcze odbiegł od niej wzrokiem, wodząc nim za przechadzającym się samym brzegiem psem. Ten to miał życie - zero zmartwień, zero obowiązków i uczuć, tylko spanko, jedzonko i zabawa. Czasami zwierzakom zazdrościł. - Chciałbym, żebyś mi kiedyś wybaczyła, ale nie chcę się wkupić w Twoje życie. Myślałem, że kasa Ci się przyda, po prostu ją weźmiesz i-- - i koniec, ale tego już nie powiedział na głos, tylko po prostu na nią wymownie spojrzał, a potem przycupnął na jakimś przewróconym drzewie, znużony tym powolnym spacerem. Z każdą chwilą coraz lepiej rozumiał, dlaczego udawała zimną sukę i dlaczego sam starał się zgrywać tego zdystansowanego; w zasięgu wzroku, Helena odbierała mu zdrowy rozsądek i nie potrafił z tym skutecznie walczyć.
Obrazek

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

- Boże, zawsze tak wszystko spłycałeś? – prychnęła. Nie wiedziała jaka była prawda, bo przez to, że była w niego tak ślepo zapatrzona mogła nie dostrzegać oczywistych sygnałów. Teraz w głowie zapaliła się jej czerwona lampka i miała mu powiedzieć, że to nie to samo, ale czy wywoływanie kłótni miało sens? Oboje poczuliby się jeszcze gorzej, a i tak spotkanie nie należało do najprzyjemniejszych. Swoją poprzednią oziębłość i sukowatość Molligan wypłakiwała w poduszkę cały wieczór. Tym razem nie będzie wcale lepiej, już planowała, że w drodze powrotnej wstąpi do sklepu i kupi sobie jakieś dobre wino. Na trzeźwo drugi raz nie zniesie tego, co działo się w jej głowie. Orlando, żebyś wiedział jak bardzo namieszałeś. Wychodząc z więzienia bez problemu powiedziałaby, że go nienawidzi. Nienawidzi go, za wszystko co jej zrobił. Nie raz mówiła to swojemu psychologowi, rodzicom i laskom z celi. Ale samym gadaniem jeszcze nigdy nie udało się nikomu nic załatwić. A na pewno takie gadanie nie pomoże w odkochaniu się. Nie po tym co razem przeszli.
Popatrzyła na niego nie wyrażając żadnych emocji, a potem na moment odwróciła się w stronę morza, zastanawiając się czy tak krótki pocałunek wystarczył mu żeby zamknąć ich wspólny rozdział i ruszyć dalej. Bo w jej przypadku było zupełnie inaczej. Tylko namieszał jej w głowie i przez to poczuła, że potrzebuje więcej, znacznie więcej. – Wtedy na pewno nie całowałbyś mnie w ten sposób. – wyrwało jej się. Od razu tego pożałowała, bo zabrzmiało to tak jakby się domagała czegoś więcej. Wysyłając mu takie sygnały tylko pogorszy i tak zjebaną sytuację pomiędzy nimi.
- Bardziej się boję, że sama to zrobię. – wcięła się w jego słowa, zachowując pełną powagę. Ci wszyscy, którzy doradzali jej, że to Orlando jest głównym powodem jej problemów nie wiedzieli jednej bardzo ważnej rzeczy. Ramsey nigdy jej do niczego nie zmuszał ani nie namawiał. Wystarczyła jego obecność, żeby Helena traciła zdrowy rozsądek i robiła rzeczy, których później żałowała. Tak samo było z tymi narkotykami i tak samo będzie za każdym razem, dopóki Molligan nie nauczy się myśleć racjonalnie w jego towarzystwie. – Chyba najpierw musimy pomóc sami sobie i ogarnąć nasz syf, a potem brać się za pomoc sobie nawzajem. Nigdy nie czaiłam czemu psycholog pieprzył mi takie bzdury, ale chyba miał trochę racji. Bo gdy ja chciałam pomóc Tobie wpakowałam siebie do więzienia, a Ty… Nie wyglądasz zdrowo Buggs. Zwłaszcza dzisiaj. – spojrzała na niego z troską. No i już, udawanie zimnej suki znów jej nie wyszło. Orlando – Helena 2 do 0. Odchrząknęła, żeby się trochę ogarnąć i znów szybko założyć wredną maskę. – Okej, czysto hipotetycznie. Jeśli wezmę te pieniądze to jakie są szanse na to, że znów się zobaczymy? – przekalkulowała to sobie, bo może to była bezpieczniejsza opcja. Weźmie hajs i o sobie zapomną. Nie patrząc na to, że coś do siebie czują.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

W język jeszcze zdążył się ugryźć, ale gdyby spojrzenie mogło zabijać, to Helena przynajmniej zachwiałaby się na nogach. Im starszy był, tym gorzej sobie radził z przyjmowaniem krytyki, a jej słowa uderzały w jego najczulsze punkty, czyli brak normalnych, ludzkich odruchów czy empatii. I to wcale nie tak, że był egoistą albo egocentrykiem; nie, po prostu miał kompleksy i z trudem zaglądał im w oczy. Na dodatek chyba jednak lekceważył resocjalizację, jaką przeszła i nie kupował gadki, że była kimś zupełnie innym, niż przed trafieniem za kratki. Przecież jeszcze trzy lata temu to wszystko wcale jej nie przeszkadzało i raczej cieszyła się tym życiem, które wspólnie wiedli. Teraz, kiedy prawiła mu te morały, nie potrafił brać ich na poważnie i gdyby nie to, że nadal była mu bliska, to pewnie by jej to wytknął i wyszydził. Może po prostu zazdrościł jej, że zmądrzała; zazdrościł drugiej szansy?
Nie wystarczył. Dobrze było w ten sposób mówić i myśleć, ale to było oszukiwanie samego siebie. W tamtym momencie wcale nie był gotowy, żeby ją zostawić - naprawdę ją kochał i nie wyobrażał sobie życia bez niej, więc ten krótki pocałunek po paru latach nie mógł wyrazić tych wszystkich uczuć i myśli, w których grała główną rolę. Na więcej chyba jednak nie chciał sobie pozwolić, być może tak jak ona - obawiając się, że to mogłoby namieszać jeszcze bardziej. - Pewnie nie - podsumował więc zgodnie z prawdą i potrząsnął ramionami. Za dobrze go znała, żeby mógł ją okłamywać.
- Nie, nie zrobisz tego sama. Jesteś mądra - rzucił krótko i ciężko westchnął. Pewnie, że do niczego jej nie zmuszał, ale nie potrafił o tym myśleć inaczej, jak w kategorii sprowadzenia jej na złą ścieżkę. W końcu, zanim go poznała, miała zupełnie inne problemy i zmartwienia, a już na pewno nie widziała swojego życia w takich barwach, jakich nadał mu Orlando razem ze swoim pokręconym światem, więc czuł odpowiedzialność głównie na swoich barkach. Czuł się problemem i dlatego teraz bardzo chciał się zmienić, ale nie wszystko był w stanie, więc musiał zniknąć z jej życia. Dla jej dobra. - Nic mi nie jest - zbył ją, wydeptując niespokojnie podeszwami kilka śladów w jasnym piasku. Przecież przyszedł; gdyby nie był w stanie, może nadal czekałaby na niego, brodząc stopami w wodzie, albo w ogóle szukała sobie innego zajęcia na popołudnie. Cała reszta nie powinna jej interesować, jeśli faktycznie nie chciała, żeby coś się między nimi stało. Tak jak jego nie powinno interesować, że jednak się przejmowała. - Nie wiem, Molly - westchnął, zerkając na nią kątem oka. Niby prosta odpowiedź byłaby najłatwiejsza, ale to przecież wcale nie było proste. - Jeśli nie wpadniemy na siebie przypadkiem, to... Może nawet nigdy? Cholera, przecież nie ma innego wyjścia - stwierdził, ale jakoś bez przekonania, znów odwracając wzrok. Wciąż mieszkali w jednym mieście, więc trudno było zakładać, że ich drogi nigdy się nie przetną, ale chyba nie był w stanie jej obiecać, że do końca życia ani razu temu szczęściu nie do pomoże. Zresztą - mówiąc, że zawsze będzie mogła na niego liczyć, wcale nie kłamał. Do końca życia będzie dla niego ważna i bliska, na lodzie jej nie zostawi.
Obrazek

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

To chyba nie do końca była prawda. Zanim poznała Orlando była rozpieszczoną dziewuchą, która prędzej czy później i tak wpakowałaby się w kłopoty. Z perspektywy czasu lubiła określać siebie jako Veruckę z Charliego i Fabryki Czekolady. Tak samo jak ona, Helena nie przyjmowała odmowy i zawsze wydawało jej się, że wszystko się jej należy. Była bardzo trudnym przypadkiem i po części może to i dobrze, że w końcu życie utarło jej nosa. Przez pobyt w więzieniu znormalniała i zaczęła dostrzegać potrzeby drugiego człowieka. Stała się też bardziej samowystarczalna, bo podczas odsiadki nie miała nikogo, kto mógłby jej pomóc. Różnica była dostrzegalna na pierwszy rzut oka, a teraz gdy nie miała pieniędzy na życie wszystko uwydatniło się jeszcze bardziej. Mimo, że teraz faktycznie była rozsądniejsza, to wcale nie znaczyło, że nie potrafiłaby po raz kolejny wpakować się w kłopoty. Szczególnie, jeśli oznaczałoby to, że mogła uratować dupę jemu. Dobrze znała jego historię i nawet podświadomie starała się go chronić. Orlando chyba był jedyną osobą, dla której nawet ta nieznośna wersja Heleny Molligan była w stanie zaryzykować swoje życie i to się wcale nie zmieniło. Ona uparcie twierdziła, że tak, ale to tylko dobra mina do złej gry.
Zmarszczyła czoło, bo nie do końca mu uwierzyła. Znała go nie od dzisiaj i zbywanie ją ‘nic mi nie jest’ nie działało. Nie chciała jednak drążyć tematu, bo uznała, że skoro on chciał udawać, że wszystko jest dobrze, to ona nie powinna dociekać. Nie jej sprawa, nie? Jeszcze okaże się, że dowiadując się prawdy sama wpakuje się w kłopoty. Z jednej strony cieszyła się, że to może być ich spotkanie, bo dzięki temu oboje będą mogli ruszyć naprzód i zostawić przeszłość za sobą. Ich uczucie było destrukcyjne i na dłuższą metę przynosiło tylko problemy. Po części jednak pragnęła, by Orlando nie zostawił jej samej już nigdy. Jakkolwiek by to nie brzmiało w tamtym momencie czuła, że wciąż chciała go w swoim życiu, mimo tego, że z nim w pakiecie otrzymywała brudne interesy. Gdzieś w głębi siebie liczyła, że to co powiedział tym razem okaże się prawdą. – To byłoby chyba najprostsze, nie? – rzuciła, chociaż doskonale zdawała sobie sprawę, że nie. To wcale nie byłoby najprostsze rozwiązanie. – Jak je wezmę to pod moimi drzwiami nie pojawi się policja wyjeżdżając z tekstem, że kasa jest z napadu czy jakiegoś innego bagna, w które się wpakowałeś? – zapytała, unosząc brew. Nie tylko o siebie się martwiła, ale tym razem to mogłoby się skończyć źle też dla niego. Gdyby coś poszło nie tak, sędzia w nic by nie uwierzył i oboje poszliby do więzienia. Już raz siedzieli, więc z punktu widzenia prawa ich reputacja nie była już nieskazitelna. – Dlaczego to wszystko jest takie popierdolone? – uśmiechnęła się, zdając sobie sprawę, że podświadomie zasypała go pytaniami. Dobrze, że oczekiwała odpowiedzi tylko na jedno, bo dwa pozostałe lepiej rozkminałoby się po czymś mocniejszym.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Tylko, że Orlando od zawsze lubił wyciągać pochopne wnioski. Pod tym kątem prawie nic się nie zmieniło, tak jak w jego życiu w ogóle - może nauczył się lepiej jeść pałeczkami, wiedział jak się zachować w teatrze albo zaczął sobie sam prać, ale poza tym był tym samym chłopcem, którego poznała pięć lat temu. Chłopcem, bo z byciem mężczyzną czasami łączyło go naprawdę niewiele; wciąż zarabiał w nielegalny sposób, niezdrowo się odżywiał i bał się odpowiedzialności, jednocześnie wmawiając sobie, że był najtwardszym sukinsynem, jakiego widział South Park. A dojrzałość? Objawiała się tylko gdzieniegdzie - na przykład żalem za to, jak postąpił z Heleną i świadomością, że cokolwiek by się nie działo, drugi raz nie miał prawa jej w to wszystko wciągnąć. Zbyt wiele do niej czuł, żeby ryzykować jej szczęściem, zdrowiem i bezpieczeństwem, i to nawet jeśli był w stanie zajść naprawdę daleko, gdyby cokolwiek jej zagrażało. Była pierwszą, którą szczerze pokochał; takie uczucia się nie wyczerpują.
Wyczerpywały się za to ramseyowe baterie. I to na jej oczach. Pewnie nic nie wskazywało na to, że za chwilę wyzionie na tej plaży ducha, ale ewidentnie brakowało mu snu, spokoju, a może nawet jakiegoś urlopu. Działo się jednak zbyt wiele, żeby tak po prostu zniknąć, więc zaciskał zęby i unosił czoło, ale przed panną Molligan ciężko było cokolwiek ukryć. Znała go i pewne rzeczy rozumiała bez słów, dlatego było mu wstyd, że nadal był egoistą; że nie potrafił tak stanowczo i jednoznacznie powiedzieć "tak", "nie", "nigdy", a potem na dobre zejść ze sceny i dać jej szansę na nowe życie. Nie mógł się pogodzić, że mogłoby być już bez niego i to na własne życzenie. Przyglądał się jej więc w zamyśleniu. Był zbyt senny, żeby się krępować, dlatego w głowie na nowo kreślił sobie jej portret, starając się odnaleźć jakiekolwiek zmiany i z nimi zapoznać. - Mogę sobie wybrać jedno pytanie, czy mam odpowiedzieć na wszystkie? - zapytał rozluźniony, odwracając wzrok i uśmiechnął się pod nosem. Na jeden moment poczuł się jak dawniej, a potem zimne powietrze otrzeźwiło zamroczony chwilą umysł i sprowadziło go na ziemię. Westchnął. - Nie jestem złodziejem, Molly. To się nie zmieniło - nie kłamał. Jeden wieczór niczego nie zmieniał i nigdy więcej nie chciał przeżyć tego, co działo się w jego głowie jeszcze kilkanaście godzin temu. Na samą myśl o tym, nieprzyjemny dreszcz zbiegł mu po plecach, zmuszając go do nieznacznego wzdrygnięcia. - Są tak czyste, że nawet ja mógłbym wpłacić je na swoje konto i skarbówka nie przyszłaby spytać, skąd je mam. Ty masz więcej wymówek - na przykład rodziców, którzy mogli nagle zmienić zdanie i wspomóc córkę finansowo; Orlando nie zawsze miał ten komfort, że mógł pieniądze wyprać, dlatego wciśnięcie jej opodatkowanej gotówki było całkiem imponującą ofiarą. Przynajmniej w jego kręgach. - Spójrz. Wiem, że w niewiele rzeczy mi wierzysz, ale teraz to ja bym sobie nie wybaczył, gdybym Ci zaszkodził. Nie chcę Cię skrzywdzić - zerknął na nią, odszukując szybko jej oczy i w całkiem wymowny sposób przewiercił je spojrzeniem, żeby utwierdzić ją w przekonaniu, że mówił szczerze. Gdyby skłamał, wiedziałaby. Znała go.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

- Ciesz się, że w międzyczasie nie zadałam ich jeszcze więcej. – rzuciła i na moment, sama też się trochę rozluźniła. To była miła odmiana od tego wiecznie sztywnego tonu, którym się posługiwała. Prawdopodobnie Ramsey tego nie zauważył, ale słysząc jego słowa, Helena od razu odetchnęła z ulgą. Cieszyła się z tego, że chłopak zachował resztki rozumu i nie zaczął kraść. Według jego słów, ta granica została jeszcze nienaruszona i Molligan miała nadzieję, że nigdy się tak nie stanie. Kiedy okazało się, że pieniądze są legalne poczuła się jeszcze lepiej. Zmalała jej niepewność i strach, że wzięcie kasy automatycznie wiąże się z kolejnymi przesłuchaniami i odsiadką. Drugi raz by tego nie zniosła, a znów pewnie musiałaby ściemniać żeby go kryć.
Ja pierdole, kurwa mać. Chociaż na co dzień starała się nie przeklinać, albo przynajmniej nie wypowiadać tych słów na głos, to w tamtym momencie nie potrafiła inaczej, bo jedyne co przychodziło jej do głowy to chęć pocałowania go. Uwierzyła mu, bo nie potrafiła inaczej, skoro mówił to wszystko w tak przekonujący sposób. Jej ciało przeszedł dreszcz i przestała się kontrolować, przez co kiedy wreszcie w pełni odzyskała świadomość stała zdecydowanie za blisko Orlando. – Wierzę Ci. – powiedziała cicho. – Przynajmniej chcę w to wierzyć. – chyba nie powinna, zważając na to, jak ją potraktował w przeszłości. Dotknęła ręką jego policzka, a potem żeby jeszcze bardziej nie kusić losu odsunęła się od Ramseya i chrząknęła. Zachowywała się jak wariatka, która sama nie wiedziała czego chce. – Masz je przy sobie? – zapytała. W jej głosie na nowo można było wyczuć dyskomfort. Źle czuła się z tym, że nie potrafiła być na tyle samowystarczalna i że jeszcze nie udało jej się znaleźć legalnej pracy. Ponownie się zestresowała i gdyby jakiś przypadkowy przechodzień zaczął się im przyglądać, mógłby wywnioskować, że dzieje się coś podejrzanego. – To brzmiało źle. – przyznała sama przed sobą, nie dając mu dojść do głosu. Nie mogła od niego wymagać, że na każde jej zawołanie będzie nosił przy sobie torbę z pieniędzmi – Ale serio potrzebowałabym ich jak najszybciej, bo niedługo wywalą mnie z mieszkania jak nie zapłacę czynszu. – przyznała otwarcie do czego były jej potrzebne pieniądze. Zakładała, że pewnie go to nie obchodziło, tak samo jak to co powie zaraz. Mówiła to bardziej do siebie, próbując się usprawiedliwić, że robi dobrze. – Próbowałam zatrudnić się w jakiejś restauracji, ale na razie gówno z tego wyszło. – do tego stopnia było jej głupio, że jest zmuszona wziąć te pieniądze, że zaczęła się przed nim tłumaczyć.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Przez moment nawet przemknęło mu przez myśl, że mogłoby tak zostać, ale to wcale nie był dobry znak. Chwilami takimi jak ta, gdy choćby nawiązywali do starej, dobrej normalności, tak naprawdę tylko się torturowali, podjudzając dziurawą duszę, że jeszcze mogłoby się ułożyć. Rany jednak nie zdążyły się jeszcze zabliźnić, a oni tylko zasypywali je solą, gdy atmosfera robiła się choćby odrobinę luźniejsza. Dzięki Bogu, że tak blisko było do wody, bo szybko można było je przemyć i wrócić do rzeczywistości.
Szarej rzeczywistości, warto dodać, bo wyjątkowo to zdrowy rozsądek brał górę nad egoistycznymi zachciankami i prymitywnymi pobudkami. Orlando mógł nie tyle pragnąć jej dotknąć, ile po prostu tego potrzebować, ale i tak mocno trzymał się w ryzach i nawet nie drgnął, gdy jej drobna dłoń otuliła ułamek sekundy jego blady policzek. Przyjemne ciepło rozeszło się po tępej, świeżo ogolonej z zarostu skórze, podnosząc do wrzenia temperaturę jego myśli, ale na posterunku stanął zimny dreszcz, momentalnie przypominając, że to, co chodziło mu po głowie, było złe. Z trudem odwrócił więc od niej wzrok i charakterystycznie dla siebie zgrzytnął zębami, jeszcze głębiej zakopując dłonie w kieszeni bluzy. - Zabrzmiało dojrzale - wtrącił się, znów wodząc spojrzeniem po tafli jeziora. Nigdy nie przywiązywał takiej wagi do natury, jak robiła to Helena, ale w tej kwestii byłby w stanie się z nią zgodzić - było tu bardzo kojąco, szczególnie o tej porze roku i chyba nawet zaczynał doceniać, że spotkali się tutaj, a nie na kawie albo jedzeniu. Skinięciem dłoni próbował ją zastopować, gdy się tłumaczyła, ale że to nie działa, zorientował się dopiero, kiedy wymownie na nią spojrzał - od razu uświadomił sobie, że po prostu potrzebowała powiedzieć to na głos, dlatego w milczeniu pozwolił jej dokończyć, wzrokiem krążąc pomiędzy jej twarzą, a malująca się za jej plecami plażą. - Nie znam nikogo, kto mógłby Ci dać pracę - zamyślił się jeszcze na moment i podrapał się po brodzie, jakby to miało zmusić mózg do pracy na większych obrotach, choć większego sensu to nie miało; kontakty biznesowe Orlando były bardzo ograniczone i nie mógł jej nic zaproponować. - Nie mam ich przy sobie, ale mogę Ci je przywieźć jeszcze dzisiaj. To żaden problem - dodał po chwili, zaglądając porozumiewawczo w jej oczy i posłał jej pokrzepiający, choć blady uśmiech. Prawdę mówiąc, było mu trochę wstyd, że o tym nie pomyślał, ale z drugiej strony - wożenie w te i we wtetakiej sumy nie było zbyt rozsądne, więc może lepiej było ją dostarczyć z kilku godzinnym opóźnieniem. - Ci ludzie, z którymi mieszkasz - zaczął jeszcze, zanim zdążyła się odezwać - oni są... Ufasz im? - dokończył z troską w głosie, z zainteresowaniem przesuwając wzrokiem po jej twarzy. Wywalą mnie wcale nie zabrzmiało uskrzydlająco, a mimo wszystko wolałby, żeby nie została bez dachu nad głową. Wolał się upewnić.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Chciała zachowywać się dojrzale, bo inaczej nie pokaże rodzicom, że zasługuje na drugą szansę. Dziani staruszkowie naprawdę się zbuntowali i zarzekli, że dopóki Molligan się nie ogarnie, może darować sobie próby odbudowania ich relacji. Starała się zachowywać w ten sposób, bo w jej odczuciu tak postępowali wszyscy racjonalni i dorośli ludzie. Gadali jakieś głupoty, dawali cenne porady innym i nie pakowali się w kłopotliwe sytuacje. Jak na razie szło jej to średnio, bo już zdążyła spotkać się z Ramseyem. I mimo, że początkowo była na niego wściekła, teraz to trochę minęło, bo jednak dawał jej hajs i starał się jakoś pomóc.Helena czułaby się strasznie przytłoczona miejscem, w którym ciężko byłoby uciec wzrokiem od spojrzeń Orlando. Z resztą, to już drugie spotkanie, na którym oboje potrzebują chwili przerwy i odwrócenia wzroku. Siedzenie przy stoliku i wgapianie się w kawę czy jedzenie przynajmniej dla Molligan byłoby jeszcze bardziej stresujące. Otoczona naturą mogła się chociaż trochę zrelaksować, bo przyjemny szum wody uspokajał jej skołatane myśli.
To było miłe, że próbował jej pomóc. Nie tylko dając pieniądze, ale nawet teraz, przy szukaniu pracy. - Znać znasz, ale na pewno nie byłaby legalna. – powiedziała, ale tym razem zrobiła to bez wyrzutu. – Nie wiedziałam, że szukanie pracy jest takie zagmatwane. Nawet jak ktoś chce mnie zatrudnić, to potem pyta co robiłam przez ostatnie lata… Nie skłamię i nie powiem, że świetnie bawiłam się w Europie za hajs ojca, bo i tak to pewnie sprawdzą. – dobrze było w końcu się komuś wyżalić. Pod żadnym względem nie czuła się skrępowana, bo to wciąż był Orlando. Jej Orlando. Usiadła obok niego, podciągając nogi pod brodę. Milczała, starając się zebrać myśli, żeby odpowiedzieć na jego pytanie. – To skomplikowane. – zaczęła, gdy w końcu jej się to udało. Nie wiedziała czy teraz na świecie była chociaż jedna osoba, której ufała w 100%. Po wyjściu z więzienia okazało się, że osoby takie jak jej rodzina czy przyjaciele pokazali jej środkowy palec. To zabolało prawie tak samo mocno jak wtedy, kiedy Orlando nie próbował nawiązać z nią żadnego kontaktu. – Znam ich tak naprawdę od momentu, w którym wyszłam, więc wiesz jak jest. Siedziałam na posterunku i żaliłam się policjantce, że przez to, że mnie zamknęli wyląduję pod mostem, bo rodzice wypięli na mnie dupę i wtedy Kitty zaoferowała mi pokój. W międzyczasie okazało się, że mieszka tam też koleżanka ze szkoły, z którą swoją drogą, nie za bardzo za sobą nie przepadałyśmy. Nie są źli, na razie chyba albo mi współczują albo starają się pomóc. Nie mam na co narzekać. – wytłumaczyła i posłała mu słaby uśmiech. – Ale nie będę cię zamęczać moimi historiami z życia, pewnie masz lepsze rzeczy do roboty. Albo chociaż chcesz się zdrzemnąć. – dodała po chwili, podnosząc się z piasku.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

No tak.
To właśnie dlatego obawiał się powrotu na jasną stronę mocy. Podobnie jak Helena, również miał na głowie wyrok i nie wyobrażał sobie, że mógłby jeszcze kiedykolwiek znaleźć jakąś sensowną pracę. Na jego szczeblu biznes narkotykowy może nie zapewniał luksusu, ale przyzwyczaił do określonych warunków życia, które ciężko byłoby odtworzyć, inkasując co miesiąc krajową najniższą za etat w jakiejś knajpie, barze czy na bramce w klubie, dlatego już trudno było mu myśleć o zmianie kursu. Trudno było tym bardziej że Orlando w gruncie rzeczy czuł się przez system odrobinę... poszkodowany. Od dawna już bowiem widział handel narkotykami, jako jedną z gałęzi gospodarki, rosnącą mniej więcej na tym samym poziomie, co choćby obrót alkoholem, a na dowód tego przywoływał leki na receptę, które w drugim obiegu schodziły na podobnym pułapie, co klasyczne party drugs; skoro w aptekach sprzedają coś, czym można się odurzyć, to czemu nie można robić tego na ulicy, nie? Uważał się więc za niezrozumianego biznesmena i brnął trochę jak Titanic, starając się oddalić zderzenie z górą jak najdalej.
- Dlatego mówię, że nie znam - wtrącił się, kręcąc głową na boki. To swoją drogą była dobra chwila na autorefleksję - miał 25 lat, a jego lista kontaktów ograniczała się do zbirów i rzezimieszków, z których żaden nie był w stanie pomóc akurat w takiej sytuacji. Może jednak robił coś źle? Może mógł coś zrobić lepiej? Odwrócił wzrok, gdy się dosiadała i ciężko westchnął. W przeciwieństwie do niego Helena wtedy miała jakieś szanse i perspektywy na przyszłość, a teraz wszystko wskazywało na to, że większość z nich była przekreślona, no i to też leżało na jego barkach. Zadrżał. - A rodzice? - wyrwał się, ale natychmiast dotarło do niego, że to wcale nie był najlepszy pomysł. - Głupie pytanie. Na pewno byś ich nie poprosiła. Cholera... - westchnął, mrużąc oczy. Pewnie nawet nie zakładał, że rodzina byłaby się w stanie na nią wypiąć, natomiast o znajomych czy przyjaciołach nawet nie myślał; Ci jego byli tylko wtedy, gdy było dobrze i nie przypuszczał, aby był jakimś odstępstwem od reguły, dlatego nie chciał ciągnąć za nieodpowiednie struny. Naturalnie łatwiej było mu rozmawiać o jej mieszkaniu - co prawda nie miał pojęcia, co zrobiłby, gdyby jej opowieść potwierdziła niepokojący wstęp, ale dach nad głową było urodzić jakby łatwiej, niż stabilną i godną pracę. Odetchnął nieco i na moment przygryzł policzek od środka. - Ale teraz jest dla Ciebie grzeczna? Nie wykręcą Ci żadnego numeru? - dopytał jeszcze jakby dla pewności, choć blady uśmiech i ton głosu Heleny wyjątkowo go uspokoił. - Nie zamęczasz. Sam pytam - odparł, a potem poderwał się na równe nogi, otrzepując z piachu dresowe spodnie. - Mam przy sobie...-- - wyciągnął z kieszeni niewielki plik spiętych gumką banknotów i zgrabnie przeliczył go w palcach. - .. prawie pięć stów. Potraktuj to jako zaliczkę, a całą resztę dowiozę jeszcze dziś. Gra? - zaproponował, wystawiając dłoń z pieniędzmi w jej stronę. Wkrótce spacerowym tempem dobrnęli do wyjścia z plaży, a za pożegnanie tym razem wystarczyło im krótkie "cześć", po którym rozeszli się w swoje strony.

/ztx2
Obrazek

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

  • 11b.
Co czyni człowieka zakochanym? Jakie ma się wtedy wyobrażenia o rzeczywistości? Czy bezustannie odczuwa się szczęście? Patrzy na świat przez „różowe okulary?” A co z ludźmi, którzy wstępują w rejon „skomplikowanej miłości?” Niepewnej, niestałej - ignorowanej, nieprzychylnej przez pryzmat społeczeństwa. A jak pokochają za późno? Szczególnie tych niewłaściwych, zajętych - należących już do kogoś; kim się stają w oczach wszechświata? Wygnańcami? Skurwielami nie zasługującymi na akceptację? Dlaczego? Szczególnie kiedy ta „miłość” jest odwzajemniona? Jak na to patrzeć? W świetle nadanego nam przez kościół - takie zachowanie graniczy z jednym największych grzechów wobec dziesięciu przykazań nadanych odgórnie, od wieków - wliczających się w pryzmat nieskażonych - „Nie pożądaj żony bliźniego swego... (...)” Co w takim razie czuła teraz panienka Pilby? W stosunku do jej religijności, chciałaby w ten sposób przechytrzyć samego Boga? Popaść w tą „otchłań niewiedzy” - złamać postanowienia dla człowieka, który niekoniecznie łączy swoją egzystencję z wiarą? Bo on by to zrobił w aktualnym momencie, wystarczyło tylko jedno słowo szatynki, a złamałby każde ustawione przez siebie morale. Dałby się ponieść - nawet jeżeli to uczucie trwałoby tylko przez chwilę, jednakże czy można mu się dziwić? Thornton od zawsze był osobą stawiającą rozsądek, ponad swoje własne pragnienia - być może piął się do góry, nie zawsze spoglądając wokół - kiedy przez sukcesy lekarza, to inni spadali w dół. Lecz, jeśli w „grę” wchodziło zranienie swoich bliskich, zwłaszcza tej najbliższej osoby (czyt. Callie) nigdy wcześniej, nawet przez głowę by mu nie przeszło podobne zachowanie, aczkolwiek teraz w nieustannym „przebiegu wrażeń” w towarzystwie Palomy, zwyczajnie „igrał z ogniem” - a jak wiadomo, od dreszczyku emocji można się uzależnić - i skłamałby, gdyby nie przyznał, że od kilku miesięcy ewidentnie stała się jego nałogiem.
Broda chirurga nadal drżała w rozbawieniu - chwyciła za haczyk; zawisła na nim, dalej kontynuując bezczelną zaczepkę, z której oboje nie potrafią zrezygnować. - Ukryte zdolności, chociażby takie jak na przykład... - mogła dostrzec, że się zastanawia, ciężko było mu uchwycić odpowiednie sformułowanie, które po pierwsze nie obraziłoby nauczycielki, a po drugie nie spowodowałby, że mężczyzna wyszedłby na jakiegoś zboczeńca. - ...zmieńmy temat, w porządku? - pokręcił przecząco łepetyną mając nadzieję, że dziewczyna zwyczajnie odpuści, albowiem i tak kroczyli już na niebezpiecznej linii, po co jeszcze bardziej to komplikować, prawda? - Dobrze, to była tylko propozycja. Przyjacielska propozycja, może pogoda by nam dopisała i nawet byś się opaliła. - chciał, aby pojechała, lecz jednocześnie rozumiał, z jakiego powodu odmawiała. Steven zapewne marzył o wspólnym weekendzie z tatą i miał być doczepiony do nich Edmund. - Nareszcie. - mruknął chichocząc cichutko pod nosem, następnie skierował się w stronę wyjścia - i chwilę później we dwójkę (trójkę!) siedzieli w samochodzie.
Droga do Alki Beach nie trwała długo - na szczęście znajdowała się na tej samej dzielnicy co mieszkanko Pilby, po dwudziestu minutach (zdaniem Clive w męczarniach), otóż przez całą podróż byli zmuszeni do wysłuchiwania monologu Eddiego na temat jego pracy, a dokładniej budowy kościoła podczas zimy w Rosji, gdzie jeden współpracownik spadł z kilkunastu metrowej wysokości i złamał sobie rękę, ale żeby nie stracić posady zapił ból wódką i dokończył ośmiogodzinną zmianę. Mogli w końcu wysiąść z pojazdu - pierwszy na zewnątrz znalazł się Thornton i uprzedził szofera, sam otwierając drzwi kobiecie. - Mamy cztery minuty, szybko. - rzucił automatycznie odwracając na pięcie i w pośpiechu podążając na plażę. Dwa razy odwrócił się w stronę dziewczęcia zachęcając ją gestem dłoni - a kiedy udało mu się dotrzeć na brzeg, trzymając w dłoni w połowie pusty kubek z kawą, w spokoju i ciszy (nikogo pośród nich nie było) wpatrywał się w niebo. W pewnej chwili powędrował głową na bok, by niebieskimi oczętami przesunąć po części buzi ciemnowłosej. - Romantyczne masz te swoje punkty do spełnienia, nie wolałabyś aby na moim miejscu był teraz ktoś inny? - na przykład Richard...?

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Nie odpuszczała. Nie całkowicie. Pozornie jednak puściła słowa mężczyzny w niepamięć. Utrzymywała iluzję czarującej naiwności, nawet jeżeli owa naiwność skazywała na ponowne zniewolenie – na tymczasową uległość pod ciężarem dominacji Thorntona. Symultanicznie zapisywała w głowie każde wyrzucone przez niego zdanie. Każde zerknięcie tatuowała we wnętrzu umysłu. Zachowanie blondyna poddawała wnikliwej analizie. Czy panna Sabini się nie pomyliła? Bawił się jej uczuciami? Na wzór pająka plótł sieć, umiejętnie wykorzystując okazje oferujące możliwość rzucenia dwuznacznym tekstem? Raz rozbierał szatynkę wzrokiem, innym razem zbywał insynuacje przy pomocy magicznego zaklęcia: „przyjaźń”.
W samochodzie zezwoliła sobie na nieco więcej luzu. Obejmując rękoma przedni fotel pasażera, policzek przytuliła do zagłówka; by z ukosa obserwować orli profil Edmunda i z szerokim uśmiechem podpytywać: o przyjaciół z dawnych czasów, o detale przejmującej opowieści, o ilość procentów w rosyjskiej wódce. O wszystko, co mogłoby okazać się dla szofera znaczące i przybliżyć go odrobinkę do domu. Nie potrafiła sobie wyobrazić jak to jest – tkwić na obcej ziemi, tak daleko od ojczyzny. Tęsknić za nią i deklarować ową tęsknotę poprzez raczenie ludzi przydługawymi anegdotkami. Kochała Eddiego. Na ten dziwny sposób, w jaki kochała absolutnie calutki świat.
Chociaż złamane serce dostawało palpitacji, panna Pilby działała w znacznym spowolnieniu. Robiła dziś tak wiele „mentalnych zdjęć”... Tak wiele obrazków zapisywała w skarbnicy reminiscencji najdroższych duszy... Plecy ubrane w brązową kurtkę na tle opustoszałej plaży. Cyk. Wielkie, błękitne oczy z iskierkami tańczącymi na granicy tęczówek. Cyk. Kubek trzymany pomiędzy szorstkimi rękoma i żyłki poruszające się pod cienką warstwą napiętej skóry. Cyk. Gdyby ktoś zapytał: dlaczego; umiałaby dokładnie określić co ją w nim urzekało. Istniała w nim zaskakująca delikatność. Miękki środek pod grubą zbroją.
Wiatr wzbierał i odpływał na południowy-zachód. Podrzucał włosy dziewczyny ku górze i czekał aż opadną. Głos chirurga dotarł do uszu Lo natychmiastowo, aczkolwiek odczekała chwilkę z odpowiedzią. Dłuższą pauzę patrzyła na budzący się dzień zamknięty w wielkiej kuli wschodzącego światła. Zdawało się, jakby wcale nie usłyszała tej kolejnej zaczepki; ale koniec końców wbiła w rozmówcę oczęta - lustrowały twarz lekarza w poszukiwaniu odpowiedzi na pytania dopiero wyczekujące uformowania. – Nie. – mruknąwszy, zerknęła ku wargom Clive’a. Skórę Molly obsypał deszcz gęsiej skórki. – Nie chciałabym być tu z nikim innym. – powoli uwaga błyszczących ślepi znowu zogniskowała się na wpatrującej się w nią toni oceanów. Albo dwóch, nieskończonych niebach. – To właśnie liczyłeś usłyszeć, prawda? – prawa brew Lolly pomknęła ku górze a pełne usta wygięło łagodne rozbawienie. – Na co liczysz? – eh, zwrócona w jego kierunku traciła spektakl. Chociaż... czy właśnie nie przypatrywała się najwspanialszemu przedstawieniu spisanemu w didaskaliach targających chłopakiem emocji? Z westchnieniem rezygnacji usiadła na miękkim piasku, piegowatą buzię obracając do słońca. Na czole guwernantki pojawił się rys znajomej zmarszczki – wychodziła z ukrycia zawsze podczas rozmyślań nad szczególnie trudnymi dylematami. – Naprawdę wierzysz, że się uda? Że się zaprzyjaźnimy? Może byłam głupia a Ty miałeś rację. - wcześniej Pilby nie kwestionowała motywów szefa do tego stopnia, ale aktualnie – gdy rady Any bezustannie dźwięczały w uszach – nie ufała nikomu.
  • Phone call, I miss you
    Your phone call and feel your heartbeat

autor

ODPOWIEDZ

Wróć do „Alki Beach”