WAŻNE Wprowadzamy nowy system pisania postów/tworzenia tematów w lokacjach. Prosimy o zapoznanie się instrukcją i stosowanie nowego wzoru. Więcej informacji znajdziecie tutaj!

Subfora zostały podzielone na 4 główne działy, oto orientacyjny zakres lokacji, które mogą się w nich znaleźć:
- strefa miejska - ulice, parkingi, tereny zielone, parki, place zabaw, zaułki, przystanki, cmentarze
- usługi - sklepy, centra handlowe, salony kosmetyczne, pralnie, warsztaty
- kultura i instytucje - galerie, muzea, teatry, opera, domy kultury, centra społeczne, urzędy, kościoły, szkoły, przedszkola, szpitale, przychodnie
- życie towarzyskie - restauracje, kawiarnie, kluby, kręgielnie, puby, kina

Dodatkowo w dzielnicach znajdziecie subfora większych firm albo ważnych dla forum i postaci lokacji, np. szczególne kluby, uniwersytet, czy restauracje.

INFO W procesie przenoszenia forum na nowy silnik utracone zostały hasła logowania. Napiszcie w tej sprawie na discordzie do audrey#3270 lub na konto Dreamy Seattle na Edenie. Ustawimy nowe tymczasowe hasła, które zmienicie we własnym zakresie.

DISCORD Jesteśmy też tutaj! Zapraszamy!

UPDATE Postacie chcące uzupełnić swoją KP o nowe treści w biografii mogą skorzystać teraz z kodu update w zamówieniach.

ODPOWIEDZ
Awatar użytkownika
0
0

dreamy seattle

dreamy seattle

-

Post

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

3 Czasami kiedy wchodziła na stołówkę, miała wrażenie, że ktoś zaraz ktoś zdecyduje się wstać i zacząć śpiewać, a cała społeczność zacznie kompletnie z czapy tańczyć. I chociaż czasami zdarzało się, że ktoś po prostu wchodził na stół i zaczął tańczyć bez muzyki, w bardziej lub mniej wulgarny sposób, częściej słyszała głośne rozmowy, czasem jakieś krzyki i wyzwiska, a do tego czasem nawet zdarzały się piski. I pomyśleć, że cały świat dał się zmylić przez to, jak w serii high school musical wygląda nauka w amerykańskich szkołach. Samą serię odkryła zdecydowanie późno; w końcu, w Grotto nie mieli możliwości wraz z rodzeństwem oglądania żadnych bajek w telewizji. Można powiedzieć, że była już trochę zbyt stara, oglądając akurat ten film z Efronem i Hundgens; może dlatego traktowała to aż tak z przymrużeniem oka; nie brała wszystkiego aż tak na poważnie, jak co niektórzy.
W szkole starała się nawet nie odpalać tindera. Jeszcze ktoś zdecyduje się poklikać jej w telefon i przesunie w którąkolwiek ze stron kogoś, kto nigdy w danej stronie nie powinien się znaleźć; w szkole też mocniej czuła obecność innych w swojej głowie. Niedługo po przerwie na lunch miała mieć francuski, ale Basile już chodził po głównym pokoju, co w sumie nie było takie złe. Był inteligentny (nie to, co Peter); potrafił podpowiedzieć i odezwać się, by pomóc na jakimkolwiek przedmiocie; nie musiał być to koniecznie francuski. Czasami posiadanie go w głowie traktowała jako swoją super moc, nawet jeżeli jego odpalanie się nie było szczególnie przewidywalne. Kiedy jednak odpisywała Noah, czuła nie tylko obecność Francuza w swojej głowie; gdzieś tam też słyszała, jak i Merida zaczyna się pojawiać, nawet Peter gdzieś tam był. Więc i miała całą gromadę, świadomą tego, co się działo, a ją zaczynała boleć głowa; znowu. I z przyzwyczajenia, zanim w ogóle udała się na stołówkę, połknęła tabletkę, bo może tym razem zadziała, chociaż to nie zwalczało akurat tego źródła bólu.
Po drodze zdążyła nawet założyć swoją czapkę, żeby chociaż trochę schować te charakterystyczne rude włosy, po których chłopak miał ją rozpoznać. Niech trochę się wysili; w końcu, nie chciał złapać jej na korytarzu i razem przejść się na stołówkę, a Wanda nie chciała dać mu więcej wskazówek. Najwyżej zaczepi kogoś, kto nią nie był; mogłaby się pośmiać.
Siedziała sama; normalnie dosiadał się do niej Cosmo, ale nawet nie wiedziała, czy czasem nie zdecydował się znowu opuścić zajęć z jakiegoś powodu. Nawet nie pamiętała, czy czasem nie skończył już edukacji, ale to było dość normalne; zatrzymała się jeszcze w czasie, kiedy obydwoje znaleźli się w Seattle i zaczynali wszystko od zera; chociaż faktycznie zdążyła już zrobić sobie swoich własnych znajomych. Większość lunchów mimo wszystko spędzała we własnym towarzystwie, czasem też brata, a czasem ktoś, kto w ogóle nie miał miejsca siedzącego i po prostu krążył. A teraz? Może i dosiądzie się do niej chłopak, który znalazł ją na tinderze.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Nie wychował się w Stanach Zjednoczonych. Mieszkał tutaj zaledwie od pięciu lat i chociaż początkowo realia w tym kraju wydawały się niesamowicie odmienne od tych panujących w Anglii, przywykł do nich bardzo szybko. Miał jedynie dwanaście lat, gdy przeprowadził się do USA z rodzicami. Znał odrobinę tę kulturę, ponieważ mama była rodowitą amerykanką, a on przyjeżdżał odwiedzać dziadków i dalszą rodzinę. Niemniej, przeskok z Anglii był spory. Zaczynając od nieznanego Noah slangu, który używali tutejsi uczniowie, a kończąc na ich otwartości. W Londynie żaden uczeń z kółka teatralnego nie zdecydowałby się zrobić scenki na środku stołówki, a już na pewno nie stanąć na jednym ze stołów i ściągnąć spodnie. Czy jednak młodemu Fisherowi, to przeszkadzało? Zupełnie nie. Można było wręcz powiedzieć, że był w swoim żywiole. Był osobą, która niespecjalnie przejmowała się zdaniem innych. Dlatego podobna otwartość w wyrażaniu swoich opinii podobała mu się w pełni. Sama bowiem forma po pewnym czasie przestała robić na Noah wrażenie. Przywykł do realiów, aklimatyzując się jak to na dziecko przystało. Kultura amerykańska nie wchłonęła jednak Noah, aż tak bardzo, jak mogłoby się wydawać. Nadal posiadał brytyjski akcent i typowe dla wyspiarzy powiedzenia. Był to coś, co wyróżniało Fishera w tłumie kolegów i możliwe, że właśnie dlatego kręciło się wokół niego, aż tyle dziewczyn. Co więc robił na Tinderze, skoro nie narzekał na powodzenie? Wychodził z założenia, że zawsze można poszerzyć swoje pole poszukiwań. Teraz, gdy trafił na Wandę, był pewien, że miał rację. W szkole było naprawdę dużo uczniów i czasami można było przeoczyć kogoś interesującego. Noah miał tylko nadzieję, że skoro już udało mu się znaleźć Fletcher, nie da plamy i rozpozna ją na stołówce. Kiedy więc wszedł do pomieszczenia z kolegami, pożegnał się z nimi i zaczął wypatrywać nastolatki. Zadanie nie było łatwe, a przecież nie wiedział, że celowo jeszcze mu je utrudniała. Dlatego błądził między stolikami i musiał przyznać – w szkole było zdecydowanie więcej rudowłosych dziewczyn, niż mu się wydawało. Miał wrażenie, że nagle znajdowały się przy każdym jednym stoliku. Nie poddawał się mimo to. Dwie z nich wyglądały naprawdę podobnie do Wandy i prawie się do nich dosiadł, ale w ostatniej chwili zrobił w tył zwrot i posłał im jedynie przystojny uśmiech. W końcu spod białej czapki z bananami dostrzegł wystające rude włosy u dziewczyny, która siedziała zupełnie sama na środku stołówki. Sprytnie – pomyślał z uśmiechem i zdecydował się swoich szans. Podszedł do stolika, a uśmiech nie schodził z jego ust. Poszerzył się nawet, gdy dostrzegł kolorowe skarpety.
- Zdecydowanie nie ułatwiłaś mi zadania – rzucił rozbawiony, z czystym brytyjskim akcentem i usiadł naprzeciwko dziewczyny. Spojrzał na jej twarz i odetchnął wewnętrznie z ulgą, że nie tylko była to ona, ale i nie różniła się ani odrobinę od zdjęć, które opublikowała. W końcu czasami można było się nieźle nadziać, a on jak na typowego nastolatka przystało lubił przebywać w towarzystwie ładnych dziewczyn.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Prawie kończyła posiłek, a przecież nawet nie jadła tak szybko. Niemal delektowała się, ale bardziej widokiem chłopaka, który chodził od stolika do stolika; szybko wyłapała go spośród innych i równie szybko zdecydowała, że zabawnym będzie obserwacja jego poczynań, możliwie jak najmniej mu to pokazując. Nawet nie wiedziała, czy może się z niego śmiać; nie miała przecież bardzo dużo zdjęć na tinderze, może raptem trzy, jednak można było po nich określić wszystko - jej budowę, wzrost, kolor oczu, rozmiar biustu czy pośladków, a nawet ulubiony kolor szminki, której akurat tym razem nie miała na sobie. Jakoś nie widziała tego, żeby co chwila miała chodzić do łazienki tylko po to, żeby sobie poprawić usta; nawet nie rozumiała dziewczyn, które tak robiły. Z drugiej strony, jakby w którymkolwiek momencie miała zaliczyć zamianę osoby za sterami, co skutkowałoby całkowitym zmyciem, tu cytat, farby z ust. Przynajmniej tej części jej osobowości nie można było przeczytać w jej opisie, ani zobaczyć na jej zdjęciach. Nie ma nawet mowy o tym, by jakkolwiek miała ją pokazać na spotkaniu. Nie ufała ludziom aż na tyle.
W pewnym momencie zauważyła, że chłopakowi powoli kończyły się rudowłose, a ją zdał się chyba też zauważyć. Odwróciła w końcu od niego wzrok, szukając w stołówce jakiejkolwiek innej twarzy, którą by mogła kojarzyć. Kogoś, kto też zmierzałby w jej kierunku. Ale nikogo takiego nie zauważyła. Słysząc ten charakterystyczny, brytyjski akcent, od którego czasem się rozpływała, kiedy słyszała go w jakimkolwiek serialu, przeniosła w końcu wzrok na chłopaka. Nawet się szczerze do niego uśmiechnęła.
- A jednak genialnie sobie poradziłeś - przyznała, kończąc już swój lunch. Wytarła dłonie w chusteczkę, dopiero potem podała jedną do chłopaka. - Wanda. Żeby już było oficjalniej.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Nie wiedział, jak dużo czasu zajęło mu szukanie dziewczyny. Nie mierzył czasu, a może powinien? Nie spodziewał się jednak, że faktycznie będzie to tak trudne. Nie mógł bowiem zaprzeczyć, nie było to zbyt łatwe zadanie. Naprawdę nie spodziewał się, że w tej szkole było, aż tyle rudowłosych dziewczyn. Nie zwracał wcześniej uwagi na tę kwestię. Właściwie nigdy nie skupiał się zbytnio na podobnych rzeczach. Głowę zaprzątała młodemu Fisherowi głównie muzyka i niespecjalnie się z tym krył. Zresztą, nie było z czym. Nie było grzechem posiadać zamiłowania do podobnych rzeczy. odrobinę grzechem było przedkładanie je ponad wszystko, ale nikt nie jest idealny, a Noah przynajmniej zdawał sobie z tego sprawę i mówił o tym głośno. Jednak dzisiaj może zachowa wady dla siebie. Było to w końcu ich pierwsze spotkanie i niby po tych z Tindera człowiek zazwyczaj nie spodziewa się za dużo, to mimo wszystko. Warto było zostawić pewne rozczarowania na późniejszy okres znajomości, kiedy ona już odrobinę się rozwinie. Niemniej, na ten moment, nastolatek musiał najpierw odnaleźć w tłumie nastolatek rudowłosą, nieznajomą, żeby w ogóle przekonać się, czy ta znajomość posunie się dalej.
Kiedy więc w końcu mu się to udało, odetchnął z ulgą. Trochę słabo byłoby polec na tym polu i od samego początku wykazać się słabą spostrzegawczością. Z wewnętrzną ulgą Noah usiadł więc naprzeciwko Wandy, posyłając dziewczynie swój firmowy uśmiech, który w parze z angielskim akcentem zawsze działał cuda (jakby Fisher ich faktycznie potrzebował z takim wyglądem).
- Skoro tak uważasz – rzucił, puszczając jej oczko, bo ewidentnie sam miał zupełnie inne zdanie na ten temat. Nie widział jednak sensu w roztrząsaniu tematu, czy mógł ją szybciej znaleźć, czy też nie. – Noah – przedstawił się następnie, ściskając dłoń dziewczyny. – Czy teraz pora na serię dziesięciu pytań? – zapytał z nutką zaczepności, unosząc w górę jedną brew, a następnie wziął w rękę wodę, której się napił.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Uniosła brew w górę i delikatnie zaśmiała się na jego pytanie, zakrywając nawet usta dłonią. Dziesięć pytań? Czy kiedykolwiek z tego korzystała? Szczerze mówiąc, to nawet nie pamiętała. Może i w ogóle nie korzystała z takiego typu rozpoczęcia znajomości, czy nawet jej rozwinięcia. Ludzie czasem zbaczali na niezbyt ciekawe drogi, z których nie sposób było ich wyplątać, a ona sama nie czuła się zbyt komfortowo, gdy była stawiana w sytuacji, kiedy to musiała odpowiedzieć na pytanie, który, w mniej lub bardziej dotkliwy sposób, dotykało tematu związanego z jej traumą. Właściwie, to jedną z wielu. Jeszcze ktoś dowiedziałby się o czymś, czego nie powinien wiedzieć, a to niezbyt dobry sposób na rozwijanie znajomości.
- Jeżeli masz do mnie jakiekolwiek pytanie, to mi je po prostu zadaj. Nie widzę sensu w bawienie się w dziesięć pytań - przyznała z uśmiechem na ustach; coraz bardziej rozpływała się pod wpływem jego głosu. Może to sentyment do jej ulubionego zespołu, który pewnym trafem pochodził z Brytanii? - Nawet nie wiem, czy mamy tyle czasu - przyznała, sprawdzając szybko godzinę na telefonie. Zdecydowanie zjadła lunch szybciej niż zwykle, ale tym razem z nikim nie rozmawiała w trakcie konsumpcji. - A nawet nie wiem, czy masz ze mną francuski. Na pewno nie siedzimy na nim razem - najwyżej złapaliby się na innej lekcji, ale jej dotychczasowym kompanom nie spodobałoby się, gdyby ich miejsce nagle zostało zajęte. Zawsze pozostawało im umówić się na jakąś kawę, czy inne spotkanie, po lekcjach. Nie musiała iść dzisiaj do pracy, do brata mogła napisać, że będzie chwilę później w domu; kawa w miłym towarzystwie nie była przecież wielkim grzechem, prawda? Pytanie tylko, czy będzie musiała sama ją proponować...

autor

there are boys in the twilight zone, alone saints with sins and heroines - there's good and evil in their eyes
Awatar użytkownika
17
171

uczeń

ballard high

fremont

Post

dwa

Jak na kogoś, kto (a dało się ten fakt wyczytać niemal natychmiast z dźwięcznej rotyczności jego akcentu i sposobu, w jaki przekraczał ulice, nawet te bardzo ruchliwe, gdzie tylko się dało, nie bacząc na obecność albo nieobecność pasów dla pieszych) urodził się i wychował w Wielkim Jabłku, jednej z największych, wszak, metropolii świata, Rotem Levi-Blau dziwnie odpowiadał na tłumy. Nie bał się ich, nie unikał, na gęstniejące ludzkimi sylwetkami, społeczne ule nie reagował paniką czy histerią. Potrafił odnaleźć się w tłoczności metra, w ruchliwości lotnisk (choć na tych bywał wybitnie rzadko), oczywiście - w dziwacznie zorganizowanym ścisku synagog, w gwarze niedzielnego targu, na który od kilku tygodni co weekend wyciągał go ojciec i w wizgu centralnych areałów miasta podczas godzin szczytu. Istniały jednak takie konteksty, do których Ro był kompletnie nienawykły: głównie - związane z tłumem najbardziej przerażającym, ponieważ rówieśniczym.
Jasne, uczył się chodzić w Nowym Jorku, więc niby niestraszne mu były duże odległości, budynki iglicami sięgające nieba i niecichnący śpiew karetek, mknących zwężeniami ulic w nocy. Ale nigdy przecież nie chodził do Szkoły; to znaczy - do takiej, jaką pod każdym możliwym względem była placówka edukacyjna w Ballard, ze swoimi niemal dwoma tysiącami dusz w przedziale wiekowym czternaście-do-osiemnastu, każdego z pięciu dni tygodnia przelewającymi się przez ceglaste dziecińce, żwirowane alejki i wysnute linoleum, mniej i bardziej zamknięte przestrzenie. Co za tym idzie też:
  • Rotem Levi-Blau nie miał nigdy przyjaciół.
Jasne, był Shlomo Goldmann, Malaki Kantor i Caleb (od tego lata, którego nagle zaliczył hormonalny wystrzał i urósł ze dwadzieścia centymetrów, nie bez kpiącego uśmieszku nazywany po prostu Drągiem), i chłopcy z czytania Tory, i dzieciaki mijane na placu zabaw Rappaporta, a potem spotykane w szkole, w każdym roczniku mieszczącej dwie klasy, i zatrudniającej raptem garstkę nauczycielskiego grona, ale to nigdy nie było to -
to, co Rotem widywał na filmach (oglądanych chyłkiem, poza linią ostrzału matczynego wzroku), i czytywał w książkach (zgarnianych prosto z półki publicznej biblioteki - i pod obszerny, szkolny sweter, a potem wciskanych za pas), i o czym dużo marzył, i myślał, i śnił.
Dostanie się zatem w rozkrzyczane nastoletnimi głosami, rozdzwonione ogłaszającym przerwę dzwonkiem, rozpachnione kredą, kurzem, i rozlanym przez kogoś sokiem pomarańczowym (albo przemyconym w plecaku monsterem) szpony publicznego liceum było zatem jednocześnie najpiękniejszym snem, jak i najokrutniejszym koszmarem. Wymagało, by uwagę trzymać stale napiętą i w gotowości; by wytężać wzrok i słuch; przede wszystkim zaś - by stale mobilizować wszelkie zasoby inteligencji i uroku osobistego, aby w pierwszych miesiącach swojej uczniowskiej kariery nie tylko nie utonąć w społecznym szlamie, ale też nauczyć się sprawnie pływać na samej powierzchni - tam, gdzie spotykało się członków lokalnej śmietanki towarzyskiej, z różnych względów cieszących się ogólnopojętym posłuchem i prestiżem.
Nie był pewien jakim cudem mu się to udało - czy za sprawą dość butnej postawy względem nauczycieli, którą jako ten nowy wzbudził u rówieśników jeśli nie sympatię, to przynajmniej respekt, czy raczej dzięki temu, że większość osiemnastoletnich dziewcząt marzy o tym, żeby mieć przyjaciela geja, który wysłucha ich sercowych rozterek, doradzi na zakupach, i nie będzie stanowił zagrożenia, gdy będą chciały umówić się na randkę z Chadem z drużyny lacrosse'a, albo tym seksownym studentem z wymiany, który nie ma może połowy mózgu, a posiada za to niemożliwy do zrozumienia akcent, ale pięknie prezentowałby się na rolkach z instagrama - ale szybko okazało się, że cudownym punktem zaczepienia jest zacieśniająca się więź z Coraline Somerset.
Coraline, która była ładna, i popularna, i pochodziła z domu, w jakim na przekąski dla gości wydawało się tyle, ile u Levi-Blau'ów szło na miesięczne wyżywienie dla trojga dorosłych i jednego nastolatka. Coraline, która lubiła robić różne rzeczy, jakich Rotemowi kiedyś robić nie było wolno. I, wreszcie, Coraline, która, choć znajdowała się klasę wyżej od niego, często kończyła lekcje o tej samej porze i zazwyczaj nie odmawiała, gdy Ro chciał przejść się do centrum handlowego, albo posiedzieć na huśtawkach za szkołą z koktajlem truskawkowym w jednej ręce, i papierosem w drugiej. Nawet przy całej swojej naiwności, chłopak wciąż jeszcze trochę bał się nazywać to, co ich łączyło, przyjaźnią (żeby nie zapeszyć), ale coraz bardziej ośmielał się w fantazjach, w których wrzucał na instagram ich wspólne zdjęcia, i mógłby jej się zwierzyć nawet z największych sekretów.
Póki co jednak wystarczyło mu, że Baby skłonna była zabierać go ze sobą na rajdy po sklepach (w przeciwieństwie do Rotema, pannę Somerset akurat było stać na to, by faktycznie kupować w nich niemal wszystko, co wpadło jej w oko), a nawet ostatnimi czasy zasugerowała, że mógłby przejść się z nią do jednego z tych modnych klubów, do których czasem i co weekend udawała się ze swoim fajnym, starszym chłopakiem, i fajnymi, starszymi znajomymi.
Rotem w życiu by jej się nie przyznał, że a) w sumie to nigdy nie był w prawdziwym klubie i b) strasznie mu to wszystko imponowało, więc tylko robił zblazowaną minę do bardzo stresującej gry i udawał, że jest znawcą wszystkich tych tematów.
- Coraline! - W górę wystrzeliła najpierw jego dłoń, a potem cały blondyn, zrywający się z ławki na której czekał na dziewczynę pod NAJGORĘTSZYM CENTRUM ZAKUPOWYM W SEATTLE (jak głosił naczepiony na budynku neon) - Hej! Hiiii! Tutaj! - Gdyby z orientacją seksualną nie zdradzały go już wiotkie, i obwieszone bransoletkami nadgarstki, na wszelki wypadek dodał do ich płynnego ruchu jeszcze wysoki, miękki, entuzjastyczny ton głosu - Jak się masz? Jak lekcje? Jesteś gotowa? Kurczę, serio już nie mogłem się doczekać!

autor

harper (on/ona/oni)

and the moon asked "who was the one that made you fall in love with me dear?"
Awatar użytkownika
18
161

kończy szkole

królowa liceum

broadmoor

Post

Kim jest Coraline Somerset?

Na pierwszy rzut oka wydawać się mogło, że nie różniła się od tych wszystkich szkolnych „rich girl” zaprzątającymi sobie głowę jedynie tym tym: „jak mam się dzisiaj ubrać?” lub „czy Jason z drużyny lacrosse pójdzie ze mną na bal?” Albowiem takie dziewczęta wyróżniają się z tłumu, idąc korytarzem - chłoną za sobą spojrzenia innych - tych zazdrosnych i tych, którzy zrobiliby absolutnie wszystko (nawet zabójstwo wchodzi w grę...) by znaleźć się na ich miejscu.
W tych przykładach była identyczna; wielu się na niej wzorowało, te same stroje (prawdopodobnie kupione na pchlim targu, rzadko kogo stać na własnych projektantów); makijaż, chód - sposób wypowiedzi, czy nawet wyuzdanie, którego Cora lubiła niekiedy się dopuszczać. Nie przeszkadzało jej to (może trochę, zwłaszcza w teraz, gdy rozpoczął się okres „poznana siebie” - wszyscy chcą nią być, a ona nie wiedziała kim rzeczywiście jest; umysł nastolatków ciężko pojąć) - jednak w większości przypadków kochała być czyjąś ideą; pragnieniem, marzeniem nie do spełnienia. Przyglądając się tym chłopcom, dziewczętom dostrzegała intensywność, jaką w nią uderzali - wtedy czuła że wygrała. Bycie niezwyciężonym jest wykuristym uczuciem. Szczególnie gdy nikt Ci tego nie odbierze.
  • Jednak to wciąż nie była odpowiedź na to kim jest Coraline Somerset.
Bycie jedynaczką ma wiele zalet...
1. Oczko w głowie rodziców.
2. Dostajesz to co tylko zapragniesz. Spełnią każdą Twoją zachciankę.
3. Nie musisz niczym się dzielić, zwłaszcza rodzicami.

...jaki i wad:
1. Wszystko jest na Twojej głowie.
2. Na nikogo nie możesz zwalić winy (czyt. złe zachowanie)
3. Jesteś zawsze całkiem sama: na wyjazdach, w domu...

...A pomimo tego wszystkiego, bycie wiecznie skazaną na siebie w jakiś dziwny, a zarazem pokręcony sposób ukształtowało Baby. Dzięki temu stała się właśnie osobą którą większość bezgranicznie pragnęło.
Dochodzimy teraz do pewnego aspektu osobowości Panny Somerset. Ktoś kiedyś ważny powiedział:
„Musisz być chłodna, żeby być królową. Anna Boleyn kierowała się tylko sercem i ścięli jej głowę. Więc jej córka Elżbieta przysięgła, że nigdy nie wyjdzie za mąż. Poślubiła kraj. Zapomnij o chłopakach. Cały czas miej przed oczami swój cel. Nie możesz sprawić, żeby ludzie cię pokochali, ale możesz sprawić, żeby się ciebie bali.”

A więc była, może właśnie to ich przyciągało? Te zimne, przecinające na wskroś spojrzenie. Zabójczość w mowie i chodzie. Ponadprzeciętna inteligencja. Nikczemne [...]licealne intrygi. I bezustanna kontrola każdego aspektu życia blondynki: miłości, związku, przyjaźni - i wszystkich relacji, które kiedykolwiek się nasunęły.
Pokochała tylko raz.
Caspian Van Dien, trafił się przypadkiem (niegdyś byłby nazywany lordem); poznali się osiem lat temu (w innych czasach byliby już dwa lata po ślubie); jednakże nie chodziło tutaj o połączenie dwóch wielkich rodów. Caspian był jedyną osobą, która ją rozumiała, wychowywał się w identycznym środowisku. Znał ten „świat” i jak nie kto inny potrafił ją z niego choć na krótki moment wyzwolić. Tylko oni, we dwójkę pojmowali co rzeczywiście oznacza słowo „rodzina” i jak wszystko wiele dla niej musisz poświęcić. Dlatego razem stali się niezwyciężeni. Nieskazitelni, wyjątkowość ich relacji - przewyższała inne, to nie była tylko miłość, ale także siła - jednoznaczne porozumienie. Nigdy nie musiała się martwić o to, że mógłby ją skrzywdzić - istniała tutaj jedna istotna zasada: „Zabiłabym dla Ciebie, która Ci to powie?” (ehhh, nastolatki).

Ostania klasa, koniec liceum nadchodził wielkimi krokami; jedyne o czym mówiono, to o egzaminach - które miały ocenić szansę na dobrą przyszłość ówczesnych maturzystów. Czy Coraline się tego bała? Ciężko stwierdzić, o tym dniu wspominało się w rodzinie Somersetów odkąd zaczęła mówić - nie musiała zastanawiać się nad uczelnią, wybór był zawsze ten sam: Yale. Tam poznali się rodzice Baby, tam w sobie zakochali - i dokładnie do tego samego miejsca wyjechał Caspian, dlatego wiedziała że chcę rozpocząć tam podobno najlepszy pięcioletni okres życia. Bluza od ojca z logiem uniwersytetu zakładana co rok na święto dziękczynienia przestanie być odkładana do szafy - tylko Cora będzie panoszyć się nią po korytarzach najpiękniejszego na świece budynku.
To było jej spełnienie marzeń, tego świata blondynka pragnęła. Po ukończeniu z wyróżnieniem przeprowadzka do Nowego Jorku, następnie huczny ślub, dziecko w drodze i przejęcie firmy ojca. Tak panienki w zamożnych domach są chowane wychowywane, w taki sposób są przygotowywane na dorosłość, szkoda tylko że po niecałej dekadzie są znudzone tym pięknym „bogatym” życiem i albo ich mężowie wpadają w ramiona długonogiej, połowę młodszej sekretarki, lub to one zmęczone przewijaniem pieluch, patrzą przez okna i fantazjują o umięśnionych ramionach ogrodnika.
Dziś wyszła z zajęć (a raczej trzech dodatkowych) wcześniej o całą godzinę, Pani Wheeler nauczycielka od fortepianu (którą nawiasem Baby przewyższała o głowę w metodach grania) zaciążyła a łączyło się to z pójściem na zwolnienie; choć było to zaskakująco dziwne, że zdecydowała się na to tak szybko. Zdaniem Coraline i trzech jej „mininoków” (Andrei, Sarah i Mindy) było to spowodowane minioną tydzień temu plotką, iż rzekomo Wheeler miała romans z nowym wuefistą pierwszaków. Rzekomo - albowiem dziewczęta same ją wymyśliły - choć mogło być w tym malutkie ziarenko prawdy; była kilkukrotnie widziana z nim poza murami szkoły.
Coraline!
Usłyszała swoje imię co zarazem spowodowało, że automatycznie się odwróciła, oczom Somerset ukazała się sylwetka chłopaczyny. Ahh, no tak Rotem Levi-Blau, a raczej Romeo, przeprowadził się tu jakiś czas temu, z Nowego Jorku - nieco zagubiony, ale bardzo obsesyjny chudzielec. Pojawił się niespełna pół roku temu, a Coraline wiedziała już o nim wszystko. Nie od niego, a od swych sprzymierzeńców. Jeżeli jesteś „królową” każdy chce Ci się przypodobać.
- Cześć. - rzuciła i choć przez usta powitanie blondynki mogłoby zamrozić Empire State Building, to jednak objęła ramionami towarzysza, co miało oznaczać, że wcale nie jest taka zła. - Właśnie widzę, że nie mogłeś... - przyjrzała mu się z ewidentną dokładnością, mimo tak krótkiej znajomości ciężko byłoby Corze nie pałać do blondyna sympatią, posiadał w sobie taką cechę, że naprawdę wystarczyło jedno spojrzenie, a każdy by uznał, że są przyjaciółmi. - Daj spokój, kurwa już drugi raz Wheeler nie przyszła... - mruknęła z widocznym niezadowoleniem wypisanym na buzi. - Wie, że za dwa tygodnie mam recital... - ponownie zerknęła na Romeo. - ...pewnie Jones* ją za bardzo tam tyra i nie może chodzić. - wzruszyła ramionami. - Chodź idziemy, o dwudziestej mam jeszcze zajęcia z baletu. - powinien być szczęśliwy, że znalazła trochę dla niego czasu.
*wuefista.

autor

lepiej nie

there are boys in the twilight zone, alone saints with sins and heroines - there's good and evil in their eyes
Awatar użytkownika
17
171

uczeń

ballard high

fremont

Post

Był.
Autentycznie i nieskrywanie szczęśliwy, że Coraline - samozwańczo "Baby" - Somerset istotnie, mimo całego mnóstwa wszelkich możliwych zajęć dodatkowych wypychających jej nastoletni terminarz po brzeg, znalazła chwilę, jaką łaskawie zechciała dzielić akurat z nim, obsesyjnym chudzielcem, który nie mógł pochwalić się nawet właściwym nowojorskim pochodzeniem (to znaczy takim, które w nowych znajomych wzbudziłoby westchnienie zachwytu i rumieniec zazdrości), no bo niby - czym? Tym, że musiał ćwiczyć przed lustrem aby nie zdradzać się za szybko ze swoim aszkenazyjskim akcentem, czy raczej, że wiedział gdzie na Brooklynie można kupić najlepsze rugelachy? Wątpił, żeby to była wiedza, która w jakikolwiek sposób miała zaimponować akurat Baby, z jej arystokratyczno-narcystycznymi zapędami w stronę życia jak z okładki Vogue'a, a nie z pierwszej strony Ami Magazine, w którym zaczytywała się rotemowa babka.

Nie oznaczało to jednak, że - przy całej euforii towarzyszącej myśli, że to akurat z blondynką spędzi po-szkolne popołudnie - wlepiał się w nią z tym samym cielęcym, bezkrytycznym uwielbieniem, które przysłaniało wizję (i, najprawdopodobniej, ostatki rozumu) większości członków rówieśniczego fanklubu Baby. Znali się wprawdzie krótko, ale Rotem nie był głupi; a poza tym spędził piętnaście lat wepchnięty - czasem dosłownie - w kąt społeczności, w której przyszło mu dorastać, bez prawa zabierania głosu i zajmowania zbyt dużo miejsca - więc miał wystarczająco dużo czasu, żeby wyrobić sobie silny i skuteczny zmysł obserwatora. Widział zatem mikre spękania w perfekcyjnej zbroi Coraline Somerset:
- cień niepokoju przebiegający przez jej jasną, gładziutką twarz, gdy orientowała się, że ludzie jednak nie patrzą (a przecież powinni!, zawsze i wszędzie, gdziekolwiek nie postawiła swojej wąskiej, chudej, i zwykle obleczonej w jakieś Louboutiny stopy;
- grymas irytacji, kiedy po raz trzeci z rzędu sprawdzała wyświetlacz iPhone'a, czekając na nienadchodzącą wiadomość - zwykle (choć Ro mógł się tylko domyślać), od tego jej typa miłości jej życia, owianego legendą chłopaka-studenta, którego imię zaczynało się na "C", ale Rotem za cholerę nie mógł zapamiętać dalszego ciągu;
- dosłowną rysę na paznokciu środkowego palca, pociągniętym lakierem shellac w odcieniu nude, którym Królowa Liceum Ballard chyba machała (palcem, nie lakierem) ciut za często - a to mogło świadczyć o wysokim poziomie doświadczanego przez nią stresu...
- napięcie spinające jej łabędzią szyję i kształtne ramiona za każdym razem, gdy coś szło nie do końca w zgodzie z ułożonym przez nią planem;

I może właśnie to - zupełnie przeciwnie niż w przypadku większości jego szkolnych pobratymców - sprawiało, że chłopak bezustannie orbitował w kierunku jasnowłosej dziedziczki, choć potrafiła być wredna, irytująca i do bólu przewidywalna ze sposobem, w jaki przekonana była, że cały świat kręci się wokół czubeczka jej nosa (przypudrowanego Chanel Ultra - Poudre Universelle Libre, bagatela osiemdziesiąt dolców za puzderko).

No, i była jeszcze jedna kwestia - równie silnie związana z rotemowym rozsądkiem i całkiem sporą dawką logiki towarzyszącą mu w procesie obserwowania swojego świata. Lev-Blau, choć może wolałby aby było inaczej, doskonale zdawał sobie z własnego umiejscowienia w licealnym łańcuchu pokarmowym. Był tym nowym. Nieszczególnie zamożnym. Do bólu spedalonym - z miękkimi nadgarstkami, tęczowymi przypinkami wpiętymi w plecak i spojrzeniem, które od razu zdradzało, że na Aniołki Victoria's Secret spogląda bo zazdrości im skrzydełek i koronek (a nie dlatego, że chciałby zrobić z nimi to, i tamto, i jeszcze całą masę innych obrzydliwych, bezsensownych rzeczy, o których nad trzecią porcją frytek rozprawiali jego przepełnieni testosteronem, ostentacyjnie heteroseksualni koledzy z klasy). A w dodatku, jak to już mu zostało wytknięte przynajmniej raz w bieżącej narracji, chudym i niskim i niezdolnym, żeby pochwalić się szkolnym stypendium w drużynie lacrosse'a, albo choćby osłonić umięśnionym starszym bratem niczym tarczą przeciwatomową, gdy w jego stronę leciały zaczepki i, rzadziej, bluzgi.
Atencja ze strony kogoś takiego jak Coraline Somerset była zatem zbawieniem. Szansą, żeby wydrapać sobie ścieżynkę może nie na sam szczyt, ale przynajmniej na wyższe piętro szkolnej hierarchii i nie tylko przetrwać, ale też trochę rozwinąć w niej skrzydła. Nie zamierzał więc pokpić sprawy robiąc jej scenę tylko dlatego, że była niepotrzebnie złośliwa, stając się trochę karykaturą samej siebie.
Wzruszył więc leciutko ramionami i uśmiechnął się - miękko, słodko, bezkrytycznie, wsuwając w chłód dziewczęcych ramion łaskawie podsuniętych mu w ramach powitania. Pod jej uważnym (i oceniającym) spojrzeniem pozostawało mu tylko dygnąć i rozsunąć poły pastelowej wiatrówki na podpince.
- Podoba ci się? - Zaśmiał się, krytykę potencjalnie wypisaną w somersetowym spojrzeniu i głosie odbijając jak piłeczkę - Wierz lub nie, ale to Polo. T o t a l n y Ralph Lauren. Vintage. - Objaśnił nie bez dumy ze swojego second-hand'owego łupu z zeszłego tygodnia - Musiałem wyprać ją ze trzy razy, i za pralnię chemiczną zapłaciłem chyba więcej niż za samą kurtkę, ale fajna, nie? Zajeżdża mi Stranger Things. Oglądałaś ostatni sezon?

Rotem robił to, co zwykle udawało mu się najlepiej: paplał ile wlazło, podążając w krok za Coraline w stronę szkolnych drzwi, a potem na dziedziniec.
- Ale poczekaj... Które z nich nie może chodzić? - Podłapał ze śmiechem - Próbowałaś kiedyś siedzieć prosto przy fortepianie po tym, jak cię ktoś... przetyrał? Przydałoby się trochę empatii, Cora!
Nie, żeby sam Rotem miał w tym obszarze doświadczenie większe niż to, jakiego nabyć mógł co najwyżej w snach i fantazjach snutych na fali pierwszej miłości obsesji - ale o tym Somerset, której blondyn ewidentnie starał się zaimponować (i przy okazji wkupić trochę w jej łaski jako ten przyjaciel-gej, z którym można o rozmawiać o w s z y s t k i m) - nie musiała już wiedzieć.
- No, ale mniejsza. Szukasz dziś czegoś konkretnego? - Wyprzedził lekko dziewczynę, w ich spacerze obejmując kierunek na centrum handlowe - Zaraz-zaraz... Czy ty nie masz przypadkiem jakoś niedługo urodzin!?
Tylko, jeśli za "niedługo" można było uznać jakieś półtora miesiąca, ale czas przecież kurczył się niemiłosiernie, jeśli człowiekowi przychodziło obmyślić cały outfit i make-up, i jeszcze wybrać lokalizację i trzykrotnie zweryfikować listę gości dla pewności, że nie znajdzie się na niej nikt niepożądany.

autor

harper (on/ona/oni)

and the moon asked "who was the one that made you fall in love with me dear?"
Awatar użytkownika
18
161

kończy szkole

królowa liceum

broadmoor

Post

Istniała po to by błyszczeć.
Wirować pomiędzy korytarzami, bankietami, salami w których odbywały się imprezy dotyczące celów charytatywnych. W olśniewających, idealnie dopasowanych do jej (aż nadto) kobiecego ciała sukniach - z uśmiechem na twarzy prezentować nie tylko względnie doskonałe wychowanie, ale również własny ród. To co nie tylko podtrzymywali rodzice, ale stworzyli wszyscy przodkowie, przez lata pałający się w luksusie. Coraline nie miała wyjścia, choć to nie tak, żeby się nad tym głęboko zastanawiała - nie kwestionowała swojego pochodzenia - nie uwzględniał się w tym miejscu „Wybór Zofii” - Somerset perfekcyjnie wpasowała się w swoje miejsce. Na samej górze pośród hierarchii nastolatków. Jednak gdy nie należysz do tego świata i nic ani nikt nie jest w stanie Cię do niego wprowadzić, to nigdy - w żaden sposób go nie zrozumiesz, bo jest to miejsce pełne pieniędzy, spełnianych marzeń - i w którym nie istnieją żadne ograniczenia. A jednak coś się w nim więzi; coś czego nie pojmują malutcy, prawie nie znaczący człowieczki - osoby zamieszkujące w swoich dwudziestu metrach kwadratowych. Ludzie bez wyobraźni, majątku oraz perspektyw - nie robiących niczego, aby cokolwiek zmienić; łkający pośród własnych czterech ścian - „świat jest niesprawiedliwy!” Najgorsi z najgorszych złodzieje powietrza. Swoimi malutkimi, bez mózgowymi główkami nie pojmą. Nie dla psa kiełbasa. To nigdy nie będzie należeć do nich. Zasada numer jeden: nie wpuszczaj „pachołków” -jeżeli Ci życie miłe.


Coraline Somerset nie była głupia - wiedziała, że ta ewidentna obsesja chłopaka na jej punkcie wykazywała pewien cel. Chciał się przypodobać, aby go dopuściła - lecz nie do świata a do siebie. Oboje wiedzieli, że nigdy by się tam nie odnalazł. Nie byłoby kłamstwem przyznanie, że Levi-Blau nie był pierwszym który próbował się zbliżyć - przecisnąć przez skorupę chłodu, szyderstwa i cynizmu. Kto wie, może nawet próbował rozpoznać prawdziwą „Baby” - tą z dylematami, kompleksami i z przerażeniem gdy nikt nie patrzył. Tą, która codziennie budziła się o czwartej trzydzieści pięć nad ranem - by najpierw zejść na sam dół domu - wprost do siłowni - by wypocić wszystkie wczorajsze waciki wafle ryżowe - powrócić do góry, wziąć prysznic i nałożyć na swą nieco przemęczoną, z worami pod oczyma twarz tyle makijażu - by nikt nie mógł spostrzec, nawet odrobinę ubytku. , która zawsze przyjeżdżała do szkoły pierwsza (czy przywożona limuzyną, czy swoim ostatnim prezentem od taty - różowym cabrio zrobionym specjalnie na zamówienie) - by zdążyć dokończyć wszystkie zadania - rozsiać plotki - lub zapisać się na kolejne kółka dodatkowe, jakby było ich wciąż za mało aby dostać się do Yale. , która z niewzruszoną miną starała się uwierzyć swojemu pseudoidealnemu chłopakowi, który przysięgał jej że powrócił do Seattle dla niej, lecz plotki się rozchodzą - o wiele szybciej niż mogą się spodziewać - szczególnie jeżeli chodzi o dziedziców - „złotych dzieci” tego miasta.

Ciężko było dziś zrozumieć niezbyt zachęcający do spoufalania humor nastolatki, może była niezadowolona bo ukochany nie odpisywał jej od trzydziestu minut. A może dlatego, że babka od biologii zamiast A+ wystawiła jej samo A? Albo miała okres i wszystko co ją dzisiaj dotyczyło to jednocześnie wkurwiało niemiłosiernie. Umysły nastolatek mają to do siebie, że są niepojęte. Hormony rozgaszczają się w ich ciele do tego stopnia, że niekiedy jakakolwiek próba zlokalizowania problemu okazuję się klęską - gorzej jednak z tymi, które posiadają miliony wymagań - zajęć i nawet nie mają czasu się zatrzymać i przemyśleć własne zachowania. A może Cora wcale się, aż tak nie różniła? Może wpasowywała się idealnie w poczet rozchwianych emocjonalnie dziewcząt? A może już taka była, z premedytacją rozgłaszała swe emocje a dodatkowo niezbyt przychylne komentarze, w żaden sposób nie zważając, że to kogoś może zranić? Przyjaźń z Coralnie musi być okrutna.
Zatrzymała się, z bacznie wygórowaną dokładnością obserwowała blondyna, prawa brew powędrowała wyżej, a na pełnych wargach pojawił się cień uśmiechu. Cholera jasna, naprawdę lubiła tego Rotema, Romea czy też Ro. Musiałaby się mocno postarać, aby nie pałać do niego sympatią. A może nie miała na to czas? A może wcale na to nie zasługiwał. - Naprawdę musiałeś się natrudzić, aby mi zaimponować. - mruknęła, zielonymi tęczówkami błądząc po sylwetce przyjaciela. - Wyglądasz dobrze. Do twarzy Ci w niej. Nie musisz opowiadać skąd ją masz. Bądź z niej dumny. Noś z wysoko uniesioną głową, niech zazdroszczą, niech zaczną Cię za nią nienawidzić. - komplement od Coraline Somerset to niemal sukces! -Tylko nie waż się nigdy przyćmić mnie. - groźba czy żart? I choć się uśmiechnęła, niekiedy trudno z blondynki czytać.

- Chyba trochę się nie łapiesz w tym co mówię, huh? - zmrużyła oczęta, by po chwili nimi teatralnie wywrócić. - Martha Wheeler moja nauczycielka. - dodała. - Zawsze siedzę prosto przy fortepianie. - wypowiedziała te słowa w taki sposób jakby to było kurwa jego mać oczywiste. - Może zmieńmy temat. Poznałeś już kogoś? - więcej niż mnie. - powolnym krokiem kierowała się w stronę wyjścia ze stołówki. - Nie, w sumie to nie, głównie idę po to aby się odprężyć. - idealnie miejsce na panienek z bogatych rodów. - Ale pewnie coś kupię. A ty? - spojrzenie znowu skupiło się na chłopaku i choć podświadomie wiedziała, że nie byłoby go stać nawet na pasek od spodni - to jednak posiadała w sobie tyle empatii (dziwne, huh?) do niego by nie poczuł się urażony. - Nawet to o mnie wiesz? - roześmiała się, cicho pod nosem - trochę nawet z lekkim szyderstwem, ale na tyle delikatnym by tego nie wyczuł. - Lecimy z Caspianem to Vegas, tam chcemy też spędzić sylwestra. - przyznała, a na samą myśl buzia Somerset się rozpromieniła. - Odkąd zaczął studia mamy dla siebie mało czasu... - nie planowała się skarżyć, ale na ten moment wydawać się mogło, że tylko Rotem Levi-Blau posiadał względem niej szczere intencję i prawdopodobnie jako jedyny nie wygada - że „ulubiona para” Seattle może mieć problemy.


rotem levi-blau

autor

lepiej nie

ODPOWIEDZ

Wróć do „Ballard High School”