WAŻNE Wprowadzamy nowy system pisania postów/tworzenia tematów w lokacjach. Prosimy o zapoznanie się instrukcją i stosowanie nowego wzoru. Więcej informacji znajdziecie tutaj!
Subfora zostały podzielone na 4 główne działy, oto orientacyjny zakres lokacji, które mogą się w nich znaleźć:
- strefa miejska - ulice, parkingi, tereny zielone, parki, place zabaw, zaułki, przystanki, cmentarze
- usługi - sklepy, centra handlowe, salony kosmetyczne, pralnie, warsztaty
- kultura i instytucje - galerie, muzea, teatry, opera, domy kultury, centra społeczne, urzędy, kościoły, szkoły, przedszkola, szpitale, przychodnie
- życie towarzyskie - restauracje, kawiarnie, kluby, kręgielnie, puby, kina
Dodatkowo w dzielnicach znajdziecie subfora większych firm albo ważnych dla forum i postaci lokacji, np. szczególne kluby, uniwersytet, czy restauracje.
INFO W procesie przenoszenia forum na nowy silnik utracone zostały hasła logowania. Napiszcie w tej sprawie na discordzie do audrey#3270 lub na konto Dreamy Seattle na Edenie. Ustawimy nowe tymczasowe hasła, które zmienicie we własnym zakresie.
DISCORD Jesteśmy też tutaj! Zapraszamy!
UPDATE Postacie chcące uzupełnić swoją KP o nowe treści w biografii mogą skorzystać teraz z kodu update w zamówieniach.
dreamy seattle
dreamy seattle
-
-
Ostatnio nie miał lekko. Musiał pomóc kumplowi, którego siostra się zabiła przez co nie było go parę dni w mieście. Do tego jego dziewczyna Hallie chciała by poświęcał jej więcej uwagi. Jeszcze praca na basenie i studia. Ot, trochę zarobiony był. Dlatego być może postanowił udać się w te okolicy samemu. Powdychać świeżego powietrza i pobiegać trochę, bo oprócz basenu ostatnio nic nie robił. Nie chciał też by coś go rozpraszało. Przyjechał samochodem, który zostawił na parkingu, a sam zmienił jeszcze buty do biegania, które rzucił na tylne siedzenie, jak i ściągnął z siebie bluzę, bo było dość ciepło, na bieganie bez, a i tak miał dłuższe spodnie dresowe. Założył jeszcze pewnie słuchawki, włączył jakąś dobrą muzykę, by lepiej się biegało i pochował wszystko do nerki zawieszonej przy pasie.
Nie można powiedzieć, że trwało to zbyt długo. Może jakieś piętnaście minut. Nawet jeszcze nie zdołał się rozkręcić i poczuć, że faktycznie biega, a przed nim ukazała mu się przy brzegu dziewczyna. Może gdyby stała, czy siedziała spokojnie obserwując wodę, po prostu by ją minął, bo jednak chciał pobiegać, a nie zawierać nowe znajomości. Coś jednak było nie tak. Dusiła się? Szybko wyciągnął słuchawki jednym szarpnięciem z uszy, by podbiec do niej i ją przytrzymać, kiedy schodziła w dół, do kuczaka.
- Hej! Co się dzieje? Chorujesz na coś? – wydukał i już w głowie zastanawiał się co to mogłoby być. Astma pewnie była jednym z pierwszych wyborów, bo jednak znał się odrobinę na tym. Ojca miał lekarza, także nic dodać nic ująć. I chociaż w medycynę jak on nie poszedł, tak o dziwo przeczytał parę książek z jego kolekcji z ciekawości i wiele mu w głowie zostało. Ot, taki jego dar.
Może jednak ten nie będzie taki potrzebny, kiedy wyręczy go jakoś sama, a on tylko pomoże jej, jak tylko potrafi, byle tutaj nie zeszła.
-
Życie Rosie przebiegało bez większych dramatów. Jej największym problemem był brak odwzajemnionego zainteresowania chłopaka, który już jakiś czas temu wpadł jej w oko. Teraz nie było go chyba w mieście (albo w końcu postanowił jej unikać, oby nie!) i panna Walker nie miała za bardzo co ze sobą zrobić. Jak na złość jej znajomi byli bardzo zajęci i nie mieli dla niej czasu. A ona nie chciała siedzieć bezczynnie w mieszkaniu. Pogoda była zbyt ładna, by marnować dzień na leżenie przed telewizorem. Postanowiła wybrać się na spacer i choć wizja samotnego spędzania czasu była trochę smutna, a zarazem niezbyt pociągająca, w ciągu dalszym było to lepsze wyjście niż zostanie w czterech ścianach. A może po drodze spotka kogoś znajomego i jej smutki odejdą w zapomnienie? Albo nadarzy się jakaś ciekawa osoba, do której będzie mogła zagadać! Opcji było wiele, różne rzeczy mają miejsce, więc Rosie starała się nie tracić optymizmu i z wielkim uśmiechem szła przed siebie.
Zdecydowanie coś było nie tak. Odczuwała lekkie zawroty głowy, wyjątkowo szybko się zmęczyła i coraz ciężej jej się oddychało. Na początku dziewczyna starała się to ignorować, ale w pewnym momencie było to wręcz niemożliwe. Sytuacja nabierała powagi, a chora na astmę nie potrafiła dłużej udawać, że wszystko jest w porządku. Dziękowała w duchu władzom miasta za hojność w rozmieszczaniu ławek. Usiadła na jednej z nich i próbowała uspokoić oddech; minęło sporo czasu od ostatniego jej ataku, wiedziała co powinna, a jednak momentalnie straciła zdolność trzeźwego myślenia. Jedno było pewne – potrzebowała pomocy.
I jak na zawołanie, po chwili usłyszała męski głos i zauważyła jak nieznajomy zatrzymuje się tuż obok niej. -Torebka.. – szepnęła, co kosztowało ją sporo wysiłku. Ostatkiem sił wskazała na swoją własność i dodała: -mam tam leki
-
Robił co może. Jej słowa wiele mu pomogły.
Natychmiast zaczął szperać w jej torebce, którą momentalnie otworzył – za jej przyzwoleniem oczywiście i znalazł to, czego potrzebowała. Pewnie jedynie na słowo ‘torebka’ przeszło mu przelotnie przez myśl, żeby nie miała tak stu rzeczy, które wszystko mu utrudnią. Kobiece torebki są magiczne i czasem można znaleźć w nich wszystko. Odetchnął, kiedy leki same wpadły mu w ręce i dość szybko to poszło.
- Tutaj. Są – rzucił szybko i być może nawet sam zaczął jej odpowiednio wszystko podawać. A przynajmniej próbował, zachowując jasność umysłu i co najważniejsze spokój, czego wielu osobom mogło w tej sytuacji zabraknąć.
- Czy już jest Ci lepiej? – dopytał, przytrzymując ją na wszelki wypadek nawet jeśli mogła siedzieć na tej ławce tuż przy nich, przyglądając się jej badawczo, kiedy tylko wzięła te leki. Zdawała się być mniej więcej w jego wieku, chociaż teraz ludzie wyglądają różnie, na nie swoje lata.
- Jesteś tutaj sama? - rozejrzał się we wszystkie strony. Ani żywej duszy, tylko oni. Głupie pytanie, co pewnie poświadczyła jego mina, aż powrócił do niej swoim spojrzeniem.
Co teraz?
-
Eliana pierwsze miłostki miała już za sobą, a jednak ostatnio, podczas spotkań z pewnym neurochirurgiem, czuła się jak nastolatka, która dopiero zaczynała przygodę ze związkami. Było oczywiście za wcześnie, by mówić tutaj o miłości, albo jakichś większych uczuciach, ale sam fakt, że czuła się przy nim wyjątkowo lekko i dobrze wystarczył, by spróbować znaleźć w swoim napiętym grafiku czas na kolejne randki...
Tego dnia brunetka postanowiła zrezygnować z wizyty w swojej galerii na rzecz obiadu, na który została zaproszona przez Henry'ego, oraz po którym postanowili wybrać się na wspólny spacer wzdłuż brzegu rzeki. Co prawda na dworze było zimno, ale słońce co jakiś czas wyglądało zza chmur, ogrzewając ich tym samym swoimi ciepłymi promieniami. Ellie zatrzymała się na kilka minut przy budce z napojami w celu zakupienia kubka gorącej czekolady na wynos, a jeszcze wcześniej zaproponowała to samo swojemu towarzyszowi. Gorąca czekolada była idealnym napojem na zimne popołudnia i jeżeli Henry się na nią nie zdecydował, to podjęła próbę przekonania go do wzięcia kilku łyków z jej kubka.
— Może usiądziemy na chwilę? — zwróciła się do towarzyszącego jej mężczyzny, wskazując znajdującą się nieopodal ławkę. Chciała mu coś wręczyć i przede wszystkim poruszyć temat Wigilii oraz Świąt Bożego Narodzenia. Nie wiedziała, czy to odpowiedni moment, ale jak to mówią, kto nie ryzykuje, ten nie pije szampana!
-
To też zadziwiające, jak bardzo może człowieka zaskoczyć życie. Neurochirurg bowiem był przekonany, po śmierci swojej poprzedniej partnerki, że nikt tam na niego nie czeka. Zresztą była to perspektywa, z którą się w sumie już zdążył pogodzić. Los jednak spłatał mu niespodziankę, kiedy niecałe dwa miesiące temu spotkał kogoś na urodzinach znajomego. Jakoś tak rozmowa z Elianą wtedy przerodziła się w to, że wymienili się swoimi numerami do kontaktu, spotkali się parę razy, aż w końcu którejś z nich (chyba ona!) zaproponowało, by może kolejne takie wyjście uznać za randkę. Wciąż nie był do końca pewien, czego oczekiwał. Albo czy byłby gotowy na coś takiego. W końcu od lat nie był aktywny na arenie randkowej. Nie mógł jednak zaprzeczyć temu, że naprawdę fajnie mu się spędzało z nią czas.
Nie inaczej było tego dnia, kiedy zaprosił ją na obiad. Była w sumie sobota, miał dzisiaj akurat wolne i oby tak zostało! Pomyślał więc może, że wspólny posiłek to okazja też na to, by razem gdzieś wyjść. Nawet zaproponował, że po obiedzie w restauracji mogą się udać na spacerek wzdłuż brzegów rzeki. Pogoda, pomimo zimna, była słoneczna, a więc idealna na taką aktywność. Mimo to po chwili Eliana zatrzymała się przy stoisku z napojami. Kiedy zaproponowała, by sobie wzięli po kubku gorącej czekolady, to Henry na to przystał. Zresztą nie trzeba go było zmuszać! On uwielbia gorącą czekoladę!
- Okej, w sumie to nawet lepiej będzie. Pić gorący napój i chodzić jest trochę ciężko. Nie wspominając o tym, że nierozsądnie - stwierdził z lekko rozbawionym uśmiechem, po czym wolną ręką odgarnął z ławki nieco śniegu, aby mogli na niej usiąść. Następnie zajął miejsce obok swojej towarzyszki.
- Tak więc ty też lubisz gorącą czekoladę, co? - zapytał, bo jednak nie przypominał sobie, aby Eliana mu o tym kiedyś wspominała.
-
Brunetka zajęła miejsce na drewnianej ławce, a wcześniej zaczekała, aż Henry odgarnie z niej trochę śniegu. Prawdę mówiąc, sama na to nie wpadła i gdyby nie ten miły gest z jego strony, to pewnie posadziłaby dupsko na tym śniegu i niepotrzebnie zamoczyła sobie płaszczyk. Oczywiście nic wielkiego by się nie stało, w końcu żadna z niej księżniczka.
— Zgadza się, to mój ulubiony zimowy napój — odparła, kiwając lekko głową, a potem pociągnęła niewielkiego łyka gorącej czekolady z papierowego kubka i odstawiła go na chwilę na ławkę. Następnie zajrzała do swojej torebki, z której zaraz wyciągnęła... pudełko! Spokojnie, nie był to żaden pierścionek.
— Mogę? — zapytała, prosząc, by Henry podał jej swoją lewą rękę. Zakładając, że nie miał nic przeciwko, Eliana przesunęła rękaw jego płaszcz w górę, po czym wyjęła z pudełka srebrnego Rolexa i zapięła go w okolicy nadgarstka mężczyzny. Po wszystkim, bez względu na jego ewentualną reakcję, pokazała mu swój zegarek. Zegarek kobiety bardzo przypominał ten, który właśnie mu podarowała, aczkolwiek jej był damską wersją. Nie, nie chciała go do siebie przekonać drogimi podarunkami, po prostu była osobą lubiącą obdarowywać bliskich prezentami. Pomysł na sprezentowanie Henry'emu zegarka pojawił się w momencie, w którym kupowała własny, a miła sprzedawczyni zaproponowała jej zakupienie męskiego do pary. O kim miała wtedy pomyśleć Eliana, jak nie o jedynym facecie, z którym ostatnio się spotykała?
-
Kiedy byli przy ławeczce, to Henry nie odgarnął śniegu dlatego, że uważał swoją towarzyszkę za księżniczkę albo że tak ją chciał traktować. W sumie odniósł na którymś spotkaniu wrażenie, że może tego nie oczekiwała. Odgarnięcie śniegu było dla niego reakcją naturalną. Sam tak robił, bo jednak preferował nie moczyć sobie tyłka na zimnej ławce, czy murku. Przy okazji Elianie też tego oszczędził, więc czemu nie?
- Mój także. Wiele osób mi mówi, że kawa jest najlepsza na zimę. Może i tak, ale kiedy inni walczą między sobą o to, czy lepsza kawa, czy herbata, to ja powiem "ej, a czemu nie wypić czekoladę?" - stwierdził, po czym sam wziął łyczek z papierowego kubka. Zaraz kątem oka zauważył, że kobieta odstawia swój kubek, by sięgnąć po coś do torebki. Naturalnie zainteresował się tym i zaraz dostrzegł, że wyciąga z niej pudełeczko! Nic też dziwnego, że pierwsze, co mu się nasunęło w głowie to pierścionek, ale przecież to byłoby wariactwo! Nie mniej, był zaintrygowany. Tym bardziej, gdy go poprosiła o podanie ręki.
- Okej... czy mam też zamknąć oczy? - zażartował sobie trochę z tego, choć szybko przez głowę przelatywały mu różne myśli, próbując dojść do tego, co się dzieje. Bez względu na jej odpowiedź, mężczyzna i tak zamknął oczy. Poczuł, jak podwija mu rękaw i coś zakłada mu na nadgarstku. Po chwili otworzył swoje oczy i zobaczył... srebrnego Rolexa!
- Wow - tylko tyle z siebie wydusił, a zaraz Eli pokazała mu także identyczny zegarek na swoim nadgarstku, lecz w wersji damskiej - Nie wiem, co powiedzieć. Dziękuję? To naprawdę miłe z twojej strony. Czy to z jakieś okazji, o której nie wiem? - zapytał się neurochirurg, zaraz swoją prawą dłonią zaczynając sprawdzać nowy nabytek. Co o nim myślał? Wie, że Rolexy to nie tania rzecz! Sam dużo zarabia, a jednak nigdy by nie pomyślał, by sobie coś takiego sprawić. Trochę się dziwnie czuł, bo to drogi prezent, ale widać miała identyczny. Skoro chciała go tak obdarować, to nie miał zamiaru robić jej przykrości, odmawiając. Oprócz tego było jednak widać po jego minie, że prezent mu się spodobał.
- Szkoda, że nic nie wiedziałem. Też mogłem o czymś pomyśleć - stwierdził i teraz nawet zabrzmiał, jakby mu było nieco głupio. W końcu ona o nim pomyślała, a jemu nie przyszło nic podobnego do głowy. Może nie będzie mu miała tego za złe?
-
— Kawa, bleh — skrzywiła się lekko tylko po to, by zaraz uśmiechnąć się kącikiem ust. — Piję tylko wtedy, kiedy zasypiam nad biurkiem i naprawdę nie sprawia mi to żadnej przyjemności — przyznała. Henry pewnie i tak już dawno się domyślił, że jego towarzyszka nie przepada za kawą, bo zawsze zamawiała herbatę, a o kawie nawet nie wspominała.
— Jak wolisz — odpowiedziała cicho na pytanie neurochirurga, zanim założyła mu na rękę zegarek. Crane na szczęście jeszcze nie zwariowała. Nieważne jak bardzo zdesperowana by była, nigdy nie oświadczyłaby się mężczyźnie. Pod tym względem była akurat tradycjonalistką i uważała, że oświadczanie się powinno być zarezerwowane dla przedstawicieli płci męskiej. Akurat w przypadku tej dwójki mimo wszystko o żadnym pierścionku nie było mowy. Znali się zbyt krótko, by nawet o tym pomyśleć!
— Hmm... Urodziny masz w kwietniu z tego, co pamiętam, więc... Nie, nie ma żadnej okazji. To była spontaniczna decyzja i w sumie możesz potraktować to jako prezent przedświąteczny — wyjaśniła szybko, ciesząc się, że prezent mu się spodobał. Sama, o dziwo, lubiła proste rzeczy, dlatego postawiła na klasyczny zegarek, który pasował zarówno do niej, jak i do niego. A pieniądze? Te przecież nie były najważniejsze. Skoro je posiadała, to dlaczego miałaby ich nie wydawać na ładne rzeczy, sprawiając tym samym przyjemność swoim bliskim?
— Henry — zwróciła się do mężczyzny poważnym tonem. — Prezenty są fajne, to prawda, ale kobietom zazwyczaj bardziej zależy na czasie oraz uwadze partnera, aniżeli prezentach — oznajmiła i w jej przypadku dokładnie tak było. Kiedyś spotykała się z gościem, który związek traktował jedynie jako zbędny dodatek do swojego życia i myślał, że drogie podarunki wynagrodzą brak zaangażowania.
— Masz jakieś plany na święta? — zapytała nagle.
-
- Rozumiem. Ja niby piję codziennie, jak chcę, ale potrafię bez niej przeżyć. Raz chyba nawet zdarzyło mi się o niej w ogóle nie myśleć i przez miesiąc nie piłem. Głównie dla smaku, bo w ogóle do pobudek nie potrzebuję sam - wzruszył przy tym ramionami, lecz trochę go miny Eliany rozbawiły Tak, wiedział o jej niechęci do kawy. O ile dobrze pamięta, to chyba na ich pierwszym spotkaniu zaproponował kawę, ale ostatecznie skończyli z herbatą, bo kobieta po prostu je lubi dużo bardziej. On sam nie uważa herbat za jakąś rewelację, ale od czasu do czasu może wypić sobie mały kubek.
Akurat Henry w tej kwestii nie do końca był tradycjonalistą. Był zdania, że każda ze stron miała prawo zadać pierwsza to znamienne pytanie "czy wyjdziesz za mnie?". Oczywiście wszystko zależało od komunikacji też. Tak czy siak, teraz to nie było ważne, bo przecież spotykają się ledwo od dwóch miesięcy i jeszcze nie mogło być mowy o ślubie! Dlatego też niby pomyślał Henry przez moment o tym, ale żartobliwie! Dla niego byłoby to po prostu kompletnym szaleństwem.
- To w takim razie dziękuję za przedświąteczny prezent - oznajmił szczerze, posyłając jej przy tym lekki uśmiech, by może już ostatecznie utwierdzić, że jest z prezentu zadowolony. Nawet na moment zbliżył swój lewy nadgarstek do jej, na którym miała zegarek, by móc sobie bliżej przyjrzeć się obojgu. Faktycznie były niemal identycznymi kopiami. Z tym że jeden był przeznaczony dla mężczyzn, a drugi dla kobiet. Przyjrzał się jeszcze chwilę zegarkowi, ale zaraz musiał go schować pod rękawem, bo jednak ziąb dobijał. Zaraz też wypił kolejny łyczek czekolady z kubka, który położył sobie też obok na ławce.
- Tak? - odruchowo się zapytał, kiedy Eliana trochę bardziej poważnie się do niego zwróciła. Zarazem spojrzał się na nią i zaczął wysłuchiwać, kiedy tylko z jej ust wypadły kolejne słowa - To prawda, choć to też zależy, nie? W końcu prezent może być swego rodzaju pokazaniem tego, jak bardzo się daną osobę zna. Jeśli poświęca się czas i uwagę, to wiadomo, czego potrzebują... lub co im się spodoba - wyraził swoją opinię na ten temat. Mimo wszystko popierał jej nastawienie w tej kwestii. Prezenty to jedno, ale nie zastąpią one jednak miłości drugiej osoby, uwagi, czasu, który nam poświęca, czy też po prostu bliskości. Same w sobie podarunki nie były złe, ale nie powinno się tylko na nich opierać żadnej relacji.
- Plany? Znaczy się, nigdzie na święta nie wyjeżdżam, jeśli o to pytasz. Paru znajomych mnie do siebie zaprosiło w następny weekand, a poza tym podejrzewam, że pewno jak co roku rodzice na wigilię sproszą mnie z braćmi i siostrą. Czemu pytasz? - wyjaśnił i teraz spoglądał na nią z zaciekawieniem. Wiedział, że zazwyczaj ludzie pytali o czyjeś plany z dwóch przyczyn. Byli ciekawi lub myśleli o uwzględnieniu tej osoby w swoich planach.
-
Henry i Eliana na pewno różnili się pod wieloma względami i chyba nikt nie łudził się, że jest inaczej. Nie ma przecież dwóch identycznych ludzi. Dotyczyło to zarówno wyglądu, jak i charakteru. Grunt to umieć się dogadać i zaakceptować te różnice.
— Naprawdę nie ma za co — machnęła wolną ręką, jakby to był jedynie cukierek, a nie drogi zegarek, by potem, podobnie jak jej towarzysz, rzucić okiem dla dwa niemal identyczne Rolexy. Nie mieli obrączek, ale za to mogli pochwalić się pasującymi do siebie zegarkami! To powinno na razie im wystarczyć.
— To też prawda, ale wiesz... są rzeczy ważne i ważniejsze — odparła bez większego zastanowienia. Może na świecie istniały kobiety, którym zależało jedynie na drogich prezentach, które spotykały się z facetami tylko i wyłącznie ze względu na ich bogactwo i wspomniane prezenty. Panna Crane nie była jedną z nich. Miała zupełnie inne priorytety i nie wydawało jej się, by te miały się kiedykolwiek zmienić.
Przypomniawszy sobie o swojej czekoladzie, która właśnie stygła na mrozie, brunetka podniosła kubek i upiła z niego kilka łyków. Po wszystkim wróciła wzrokiem na twarz Henry'ego i westchnęła cicho. Święta. Najpiękniejszy czas w roku. Dla Ellie nie było to jakieś wielkie duchowe przeżycie. To była bardziej tradycja, którą starała się pielęgnować. A jak było w przypadku Browna? Nie miała pojęcia, wszak do tej pory nie poruszyli tematu religii.
— Pytam, ponieważ... — zawahała się. — Ponieważ chciałam cię zaprosić na Wigilię do mojej rodziny. Tak, wiem, co sobie pomyślisz. To szalony pomysł. Jest jeszcze wcześnie i... Nie obrażę się, jeśli po prostu odmówisz. Chociażby dlatego, że na pewno słyszałeś wiele dziwnych plotek na temat Crane'ów, z czego część zapewne jest prawdziwa — powiedziała, przewracając teatralnie oczami. No cóż, rodziny się nie wybiera. Zapraszanie mężczyzny do tego wariatkowa nie było dobrym pomysłem, ale Eliana postanowiła zaryzykować i przynajmniej była z nim szczera. Nie próbowała bowiem wybielać członków swojej familii, choć oczywiste było, że nie o wszystkim mogła mu na tym etapie znajomości powiedzieć. Pewne rzeczy musiały pozostać w rodzinie.
-
- Wiem, wiem. Prezenty mogą powiedzieć, ile dana osoba o tobie wie, ale nie są one najważniejsze - wyjaśnił swojej rozmówczyni. Niestety jest na tym świecie dużo osób, które leciały przede wszystkim na kasę. Nie tylko takie przypadki były wśród kobiet, ale też i mężczyzn. W przypadku Henry'ego i Eliany jest o tyle lepiej, że w zasadzie oboje pracują na wymagających, ale też za to dobrze płatnych stanowiskach. W końcu on jest neurochirurgiem, a Eli wspomniała, że pracuje jako prawnik. Do tego ma jeszcze swoją własną galerię sztuki! Tak więc ani jeden, ani druga nie mogą narzekać na brak pieniędzy. Albo obawiać się, że drugie będzie właśnie na to się patrzyło.
- Tak...? - postanowił ją trochę zachęcić, bo zaczynał być ciekaw, co takiego mu chciała powiedzieć. Kiedy wreszcie z siebie wydusiła, to można powiedzieć, że Henry był trochę zaskoczony tym zaproszeniem. Nie dlatego, że nie chciał! Po prostu... no właśnie, po prostu. Pozwolił sobie na chwilę zastanowienia, kiedy to kątem oka widział, jak panna Crane nie spuszczała z niego wzroku - Jest jeszcze wcześnie, to prawda, ale nie nazwałbym tego pomysłu szalonym - w końcu z siebie wydusił, uśmiechając się przy tym lekko kącikiem ust, po czym spojrzał się z powrotem na twarz brunetki - Skłamałbym, mówiąc, że nic nie słyszałem. O Crane'ach mało kto nie słyszał. Skoro jednak mnie zapraszasz, to musi to być dla ciebie ważne, więc mogę wpaść z tobą na wigilię do rodziny - wyjaśnił już swoją pozycję do samego końca. Widział w końcu wcześniej, że coś jej leżało na sercu, a teraz wszystko było jasne. Skoro tak się wahała, to albo się wstydziła, albo było to ważne i nie była pewna, jak zareaguje. Stawiał raczej na to drugie.
- Ja wiem, że nie muszę, jeśli nie chcę. Sama to powiedziałaś. Chodzi jednak o to, że... chcę - wyjaśnił jeszcze, domyślając się pewno, że będzie próbowała protestować, że nie powinien, jeśli nie chce. Nie należy oceniać też książki po okładce. Spójrzcie na Elianę! Słyszał o Crane'ach, że są syci na władzę, zwłaszcza pan i pani Crane. Ich córka... cóż, im dłużej z nią rozmawiał, tym bardziej odnosił wrażenie, że ona pod tym względem taka nie jest. Nikt jednak nie wybiera sobie rodziny, w której się urodził. Wiedział też, że jeśli kiedyś mogłoby z tej ich znajomości coś wyjść, to nie uniknie, tak czy siak, poznania jej rodziny.
-
Brunetce od początku wydawało się, że Henry jest dla Crane'ów za dobry i, w porównaniu do nich, zbyt normalny... Że jest taką owieczką, na którą te wygłodniałe wilki z pewnością będą czyhały. Nie wiedziała nawet, skąd się takie odczucie u niej wzięło. W każdym razie to był jeden z powodów, dla których trochę obawiała się tego spotkania. Matkę jeszcze można było zignorować, ale bracia lub ojciec? To były zdecydowanie twardsze orzechy do zgryzienia, a mierzenie się z nimi wymagało posiadania ogromnych zasobów cierpliwości i, przede wszystkim, pewności siebie.
— Naprawdę? — zapytała, unosząc lekko brwi. — Spodziewałam się, że będziesz wolał spędzić wigilię z własną rodziną, ale w takim razie... Świetnie! — powiedziała wyraźnie podekscytowana. Niestety ta ekscytacja trwała zaledwie chwilę, po której na twarzy kobiety pojawił się swoisty grymas. — Nie wiem, co dokładnie na temat mojej rodziny słyszałeś i naprawdę nie musisz mi tego mówić, ale... Skoro się zgodziłeś i wkrótce osobiście poznasz jej członków, to od razu muszę cię ostrzec — zaczęła, by potem przerwać na moment i wziąć głębszy oddech — Zacznijmy od mojej matki... To stara zrzęda, najlepiej, jakbyś nie zwracał w ogóle uwagi na to, co mówi. Ojciec? Bardzo, ale to bardzo wymagający człowiek. Pewnie bardziej będzie interesowała go twoja kariera, aniżeli cokolwiek innego. Bracia... Najstarszy bardzo się o mnie troszczy i podejrzewam, że w każdym facecie widzi na początku kogoś, kto na pewno zrani jego młodszą siostrę. Drugi jest gliniarzem z długim kijem w dupie i... Nie wiem, z czym wyskoczy. Trzecim się nie przejmuj — postarała się wszystko przybliżyć mężczyźnie, mając nadzieję, że ten mimo wszystko się nie zniechęci. A jeśli jednak się zniechęci lub przestraszy, to... W sumie niewiele mogła z tym zrobić. Rodziny przecież sobie nie zmieni. I tak zresztą zamierzała przedstawić go bardziej jako bliskiego znajomego, aniżeli partnera, z którym wiąże jakieś wielkie plany, bo... Właściwie to nigdy poważnie nie rozmawiali o swojej relacji oraz o tym, dokąd ona zmierzała. Chyba oboje potrzebowali na to czasu.
— Ach i nie martw się o prezenty. Ja się wszystkim zajmę — dodała szybko, po czym wyprostowała się na ławce.
-
- Właśnie dlatego też chciałem jeszcze wpierw zapytać... o której zazwyczaj twoi rodzice organizują co roku wigilię? Myślę po prostu, że jeśli dobrze to zgram, to mógłbym wpierw odwiedzić swoją rodzinę i potem o odpowiedniej porze z tobą pojawić się u twoich. Albo na odwrót - dodał po chwili, bo oczywiście nie widział za bardzo, żeby w tym roku wystawić na wiatr swoją rodzinę, jeśli chodziło o wigilię. Tym bardziej że z Elianą tak długo się nie spotykał. Z chęcią by wpadł i tyle powiedział, ale też jeszcze wszystko zależało, o której Crane'owie się zazwyczaj zbierają. Wolał wpierw usłyszeć to od niej, zanim coś więcej powie.
- W porządku - rzucił krótko i zaczął się przysłuchiwać wywodu Eliany na temat swojej rodziny. Przede wszystkim rodziców, którzy... no cóż, mówiąc szczerze, nie opisywała ich w zbyt kolorowych barwach. Matka Eliany sprawiała wrażenie kogoś, kto narzeka na wszystko, przynajmniej z jej słów. Ojciec chyba przede wszystkim dbał o to, czy potencjalny facet córki nie leci na jej kasę lub karierę, za to bracia brzmieli, jakby mieli zamiar go mieć na oku i może przesłuchać? Odnosił wrażenie, że to spotkanie będzie... interesujące, z braku lepszego słowa.
- Dobrze wiedzieć. Mam tylko nadzieję, że nie narobię ci żadnego kłopotu samą obecnością. - stwierdził, wzdychając przy tym lekko. Zastanawiał się chwilkę nad czymś i może panna Crane mogła to odebrać jako jego wahanie się w kwestii wigilijnego spotkania. Kiedy tylko Brown zdał sobie sprawę z tej możliwości, to zaraz spojrzał się na nią z powrotem - Zakładam więc, że byłoby dobrze, jakbym spróbował ich nie antagonizować w żaden sposób? Myślę, że powinienem sobie poradzić - zapytał się po chwili, bo jednak kiedy wyjaśniała, jak powinien się zachować przy każdym z członków jej rodziny, to tak jakby mu dawała właśnie wskazówki co robić, by nie rozpętać III wojny światowej w jej domu.
- Jesteś pewna, jeśli chodzi o prezenty? - dopytał się, bo może jednak mógł jakoś z tym pomóc. Chociażby finansowo. Akurat tu zamierzał to zrobić, bo, tak czy siak, uznał, że byłoby to trochę chamskie, gdyby Eli zapłaciła za prezenty, z czego część byłaby od niego, a Henry nie wsparłby jej, chociażby finansowo w tym przedsięwzięciu.
-
Crane'owie nie byli idealni, ale mimo wszystko trzymali się razem i jeżeli przyszłoby co do czego, skoczyliby za sobą w ogień. Poza tym Ellie skłamałaby, jeżeli powiedziałaby, że w ogóle nie zależy jej na ich opinii. Okej, może nie robiła wszystkiego, by ich zadowolić, ale też nie chciała ich zawieść. Zawsze próbowała znaleźć jakiś złoty środek i do tej pory taka strategia się sprawdzała.
— Ja wcale nie o siebie się martwię — przyznała, zakładając nogę na nogę. — Zresztą, przestańmy gdybać. Po prostu bądź sobą, okej? — spojrzała na Henry'ego, jakby czekała na jakieś potwierdzenie z jego strony. Po co martwić się na zapas? To nic, że Eliana już dawno nie przedstawiała nikogo swojej rodzinie. To nic, że ta była bardzo specyficzna. Stresowanie się niczego tutaj jednak nie zmieni. A mówienie Henry'emu, jak ma się zachować? Panna nie chciała tego robić. Chciała jedynie go ostrzec oraz odrobinę poinstruować. W innym wypadku mógłby doznać na tym spotkaniu szoku.
— Tak, jestem pewna. Nie musisz nic kupować, a jeżeli naprawdę nie chcesz przychodzić z pustymi rękoma, to możesz przynieść ze sobą jakieś dobre whisky albo deser — podsunęła mu pewien pomysł, bo kupowanie prezentów ludziom, których zupełnie się nie zna, było trochę bez sensu. Chociaż... Gdyby Brown zechciał towarzyszyć jej podczas świątecznych zakupów, to na pewno nie miałaby nic przeciwko. Musiał być tylko wyjątkowo cierpliwy, bo Eliana nie lubiła robić ich w pośpiechu.