WAŻNE Wprowadzamy nowy system pisania postów/tworzenia tematów w lokacjach. Prosimy o zapoznanie się instrukcją i stosowanie nowego wzoru. Więcej informacji znajdziecie tutaj!

Subfora zostały podzielone na 4 główne działy, oto orientacyjny zakres lokacji, które mogą się w nich znaleźć:
- strefa miejska - ulice, parkingi, tereny zielone, parki, place zabaw, zaułki, przystanki, cmentarze
- usługi - sklepy, centra handlowe, salony kosmetyczne, pralnie, warsztaty
- kultura i instytucje - galerie, muzea, teatry, opera, domy kultury, centra społeczne, urzędy, kościoły, szkoły, przedszkola, szpitale, przychodnie
- życie towarzyskie - restauracje, kawiarnie, kluby, kręgielnie, puby, kina

Dodatkowo w dzielnicach znajdziecie subfora większych firm albo ważnych dla forum i postaci lokacji, np. szczególne kluby, uniwersytet, czy restauracje.

INFO W procesie przenoszenia forum na nowy silnik utracone zostały hasła logowania. Napiszcie w tej sprawie na discordzie do audrey#3270 lub na konto Dreamy Seattle na Edenie. Ustawimy nowe tymczasowe hasła, które zmienicie we własnym zakresie.

DISCORD Jesteśmy też tutaj! Zapraszamy!

UPDATE Postacie chcące uzupełnić swoją KP o nowe treści w biografii mogą skorzystać teraz z kodu update w zamówieniach.

ODPOWIEDZ
Awatar użytkownika
0
0

dreamy seattle

dreamy seattle

-

Post

<div class="lok0"><div class="lok1"><div class="lok2"><img src="https://i.redd.it/nuqreekiasx21.jpg"></div></div></div>

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post




Koniec lata i wakacji.
To chyba najlepszy czas na wszelkiego rodzaju imprezy. Jeśli ktoś wyjechał z Seattle na całe lato to pewnie właśnie zdążył wrócić na stare śmieci, a jednocześnie jeszcze nie trzeba było się przejmować szarą studencką codziennością. Impreza za imprezą – domówka, wycieczka za miasto, wyjście do klubu albo ognisko na plaży. Ciągle coś się działo.
Tego dnia nie było inaczej.
Prawdę powiedziawszy początkowo chciała zrezygnować. Nie miała humoru. Nie miała nastroju. Miała wrażenie, że to nie jest ten dzień by dobrze się bawić. Jednak każda kolejna wiadomość na wyświetlaczu jej telefonu przypominająca o dzisiejszym wydarzeniu sprawiła, że się łamała. Ostatecznie więc zdecydowała się wyjść z domu.
Gdy dotarła na plażę wszystko trwało już w najlepsze. Większości ludzi nawet nie kojarzyła, ale gdy ktoś wsunął jej w dłoń czerwony plastikowy kubek z wysokoprocentową zawartością – nie protestowała. Wypiła drinka na raz i lekko się skrzywiła od jego mocy. Zlokalizowała też swoich przyjaciół, więc wieczór mógł się rozkręcić, a ona… mogła zapomnieć o wątpliwościach. I już wiedziała, że gdyby się nie pojawiła to pewnie mocno by żałowała.
Kilka kolejnych drinków. Głośny śmiech. Jeszcze głośniejsza muzyka, która sprawiała, że nie mogła usiedzieć na miejscu. Cholerna królowa parkietu – nawet tego, który nie był parkietem, a zaledwie skrawkiem plaży, który sobie na dzisiaj zagospodarowali. Bawiła się dobrze. Doskonale.
Kiedy podeszła po kolejnego drinka, znajoma coś szepnęła jej na ucho i wskazała konkretny kierunek. Meadow przygryzła wargę zastanawiając się, czy ta informacja w ogóle zrobiła na niej wrażenie. Nie powinna, prawda? A jednak.
Alkoholu do kubka dolała trochę więcej niż początkowo planowała i ruszyła we wskazanym wcześniej jej kierunku.
Faktycznie siedział tam. Na uboczu, jakby nieobecny. Jednak jego sylwetkę i burzę loków rozpoznałaby zawsze. Na moment jeszcze się zawahała, ale ostatecznie i tak podeszła. Usiadła na piasku obok chłopaka i spojrzała na niego. Powinna coś powiedzieć? Zapewne. Zamiast tego jednak wyjęła z jego dłoni skręta, którego popalał w samotności i sama się zaciągnęła. Tak bez słowa.
Koniec końców cisza była lepsza niż kolejna kłótnia o coś, co nie miało już najmniejszego znaczenia.

autor

dreamy seattle
Awatar użytkownika
24
183

student

uow

broadmoor

Post

Tego wczesnojesiennego wieczora, pewnie jednego z ostatnich, które umożliwiają jeszcze względnie beztroskie imprezowanie nad brzegiem oceanu bez ryzyka, że przypłaci się to odmrożeniem palców albo zapaleniem pęcherza, Meadow Adler zdecydowanie nie była jedyną osobą nieszczególnie podekscytowaną perspektywą socjalizowania się i upajania alkoholem nad brzegiem morza. Pomimo hucznych zapewnień, że będzie to impreza roku, albo przynajmniej impreza lata, taka, jakiej jeszcze nie było w tym sezonie i taka, na której absolutnie nie może Was zabraknąć... Othello jakoś nie potrafił ulec naporowi tych argumentów.
Jak sama Meadow, i on długo wahał się, nim wreszcie pękł i porwał z wieszaka w przedpokoju swoją wysłużoną, jeansową kurtkę, kierując się w stronę Golden Gardens, czyli - jakże stereotypowo! - dosłownie w kierunku zachodzącego słońca...
Jego podróż na miejsce ogniska przeciągnęła się jednak znacząco, przerwana wpadnięciem na jakiegoś dalekiego znajomego, przystankiem w spożywczaku, biznesowym spotkaniem za łazienką na stacji benzynowej i spacerkiem w kółko dokoła lokalnego parkingu, bez większej w sumie przyczyny, toteż gdy wreszcie dotarł do swojej ostatecznej destynacji, skrawek piasku przywłaszczony sobie przez grono młodzieży dawno otaczał już gęsty mrok.
A także ryk muzyki, miarowe staccato rozmów, czasem tylko przerywane jakąś eksplozją śmiechu, zapach płonącego ogniska i zwyczajowa mieszanka woni alkoholu, papierosów, zioła, tanich i drogich perfum, małych lokalnych intryg, mniejszych i większych towarzyskich dramatów...
Ach, jakże dobrze znany był mu przebieg tych imprez - nie studiował w końcu od dziś, a podobne wydarzenia pamiętał przecież i czasów Sprzed, z liceum, gdy to w mig odnajdywał się na każdym melanżu, od progu wskakując w rolę duszy towarzystwa.
Czas jednak zmieniał ludzi. Czas, i okoliczności. Podczas więc, gdy niektórzy (jak na przykład sama Meadow, której zgrabną sylwetkę szybko wychwycił kątem zaczerwienionego od dymu oka) - czy to za sprawą odpowiedniej mocy alkoholowej mieszanki, która raz po raz magicznym niemal sposobem materializowała się w czerwonych kubeczkach czy grona znajomych zarażających ich imprezową gorączką - mimo początkowej niechęci szybko odnajdywali się na podobnych imprezach, on miał coraz to większe problemy z poddaniem się atmosferze.
Poza tym... cóż, prawda była taka, że w dużej mierze przebywał tu służbowo. Kto miał być tego świadom, ten był - Othello miał w kieszeni dość szeroki asortyment zasobów potrzebnych niektórym by dobrze się bawić. I z tymi zasobami właśnie zajął swoje zwyczajowe imprezowe miejsce - w punkcie wystarczająco centralnym, by można było łatwo go odnaleźć, ale i na tyle na uboczu, aby nie rzucać się nadmiernie w oczy. Przez dłuższą chwilę celebrował wręcz tę swoją słodką samotność, cudem uzyskaną w samym epicentrum studenckiej zabawy, ale do czasu.
- Dobry wieczór - rzucił ze zwyczajową nonszalancją, z pewnym wysiłkiem, ale i z sukcesem, ukrywając zdumienie jakie odczuł na widok Tej, o Której - mimo wielu (och, jakże wielu!) prób jakoś Nie Potrafił Zapomnieć.

autor

harper (on/ona/oni)

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Właściwie nie wiedziała dlaczego ktoś postanowił ją poinformować o jego obecności na imprezie. A już na pewno nie powinno to robić na niej żadnego wrażenia. W końcu to nie pierwsza i prawdopodobnie nie ostatnia impreza, na której się spotykali. Czasami miała wrażenie, że są na siebie skazani. Że wszechświat bardzo brzydko sobie z nich kpi, kolejny raz sprawiając, że na siebie wpadają. Mniej lub bardziej przypadkiem.
Seattle było dużym miastem. Uniwersytet Waszyngtoński miał ogromny kampus. W tym konkretnym momencie pewnie odbywało się przynajmniej kilka innych studenckich imprez. A jednak… Othello tu jest. Śmieszny dreszcz przeszedł po jej karku i momentalnie spojrzała we wskazanym przez koleżankę kierunku. Gdyby miała chociaż trochę zdrowego rozsądku i oleju w głowie – zrobiłaby tył zwrot i wróciłaby na parkiet, może nawet udałoby jej się poderwać kogoś na dzisiejszy wieczór. Kogoś, kogo imienia następnego dnia by nie pamiętała, ale kto skutecznie odciągnąłby jej uwagę od Kingsleya. A jednak. Alkohol palił w gardle, a ona mocniej zacisnęła palce na plastikowym kubku, gdy maszerowała w jego stronę.
Starała się wyglądać zupełnie beztrosko. Spotkanie jakich wiele, prawda. Zresztą to nawet nie ona do niego podeszła, a ten wesoło szumiący jej w głowie alkohol.
- Tego jeszcze nie wiem, czy dobry… – odpowiedziała z charakterystyczną dla siebie przekorą i tak samo się uśmiechnęła, zaraz jednak przygryzając wargę i odrywając spojrzenie od Othello, by skupić się na skręcie, którego aktualnie trzymała w dłoni po tym jak go od niego przejęła – Dobrze się bawisz? A może to raczej… interesy? – bezwiednie przewróciła w tym momencie oczami, nie mogła się powstrzymać, a on doskonale wiedział jakie miała podejście do jego interesu. Uważała, że było go stać na wiele więcej.
Chociaż właściwie… co mogłoby sprawić, że bawiłabym się jeszcze lepiej? – wyzwanie? Oferta? Zagranie mu na nosie? Kolejny raz zwykła przekora? A może po prostu chciała się tego wieczoru skończyć? Nie wiadomo! Blondynka prawdopodobnie sama nie wiedziała, co siedziało jej w głowie, więc… nie próbujmy zrozumieć.

autor

dreamy seattle
Awatar użytkownika
24
183

student

uow

broadmoor

Post

Podczas gdy realne, racjonalnie kalkulowane ryzyko, że na siebie tak po prostu wpadną, faktycznie było bardzo niewielkie, to już rachunek prawdopodobieństwa przeprowadzony w wypełnionej oparami alkoholu i papierosowego dymu głowie Kingsley'a wskazywał na coś zupełnie innego. Kiedy więc pierwsza sekunda szoku minęła i ustąpiła kolejnej, chłopak skonstatował, że nagłe pojawienie się przy nim nikogo innego jak właśnie Meadow Adler, tak naprawdę wcale nie powinno go zdumiewać. W końcu...
...no cóż, los już tak miał, że lubił mu podstawić metaforyczną (i metafizyczną przy tym!) nogę, albo - niczym w kreskówce - rozsypać kolorowe kulki pod stopami, czy podrzucić pod piętę śliską skórę banana. Tego typu zbiegi okoliczności - na przykład nadzianie się na już drugą z dziewczyn, które dawno, dawno powinien wyrzucić z pamięci, i to w przeciągu ledwie jednego tygodnia - prawie go już nie szokowały.
Tak najwyraźniej miało być. Dlaczego? Cholera wie. Ale cóż mógł poradzić? Cóż począć?
To co zawsze. Westchnąć cicho. Unieść leniwie chłodną dłoń, długie palce oplecione wokół skręta, i zaciągnąć się sowicie, ogłuszając wszystkie wewnętrzne demony kolejnym uderzeniem nikotyny i marihuany.
Spoko. Wszystko spoko. Zawsze spoko. Mógł czuć, że traci zmysły i, przede wszystkim, kontrolę nad całym swoim życiem, ale przecież i to było spoko... prawda?
- To zasadne pytanie... - odniósł się do drugiego z pytań, jakie opuściły pełne usta blondynki, pierwsze póki co kompletnie ignorując, choć przecież nie umknęło jego uwadze. Gdy byli ze sobą bardziej... oficjalnie... choć wtedy jeszcze w świecie dilerki Kingsley stawiał tylko pierwsze nieporadne kroki, Meadow wielokrotnie, i otwarcie, dawała mu do zrozumienia co o tym myśli. I, gdzieś głęboko, pod podszewką, Othello wiedział, że miała rację. Wiedział, że zasadnie przewraca oczami, zasadnie próbuje przeprowadzić z nim kolejną "poważną rozmowę". Ale niestety kolejna wewnętrzna kalkulacja jakoś zawsze doprowadzała go do wyniku przemawiającego na korzyść kontynuacji interesów, a nie ich zarzucenia.
Teraz jednak - skoro przecież rozstali się bardzo, bardzo oficjalnie, i "nie mieli ze sobą już absolutnie nic wspólnego" (taaa, jasne!) - nie musiał sobie nic robić z jej minek i komentarzy.
- Jakoś nie przypuszczam, by odpowiedzią na nie miało być "twój były chłopak, którego być może sprowadziły tu wyłącznie jego szemrane biznesy..." - odgryzł się zaraz, choć raczej w żartobliwej przekorze, a nie jawnej złośliwości. Nie stawiał sobie za cel dopiekanie jej, dokopywanie. Podjął tylko rękawicę ironii, którą tak zręcznie rzuciła mu pod stopy - Ale pewnie nie będziemy wiedzieć dopóki się nie przekonamy, nie? - by tylko dolać oliwy do ognia, wyciągnął przy tym w stronę dziewczyny blanta, którym się delektował.

autor

harper (on/ona/oni)

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

To nie było tak, że tylko jego wszechświat nie lubił.
Gdyby ktoś zapytał Meadow, czy chce wreszcie przestać wpadać na Othello, czy chce trzymać się od niego z daleka i czy nie lepiej byłoby, gdyby po prostu zniknął z jej życia raz na zawsze - odpowiedziałaby tak. Z całą stanowczością i pewnością na jaką było stać tą drobną brunetkę. Chciałaby móc zapomnieć o wszystkim, co ich łączyło.
Jak widać Seattle i Uniwersytet Waszyngtoński (a co za tym idzie wszystkie studenckie imprezy) były zdecydowanie za małe dla ich dwójki. A przynajmniej na tyle, żeby mogli zachować odpowiedni dystans.
Dystans, którego oboje chcieli i pragnęli. Prawda?
- A będziemy się w ogóle przekonywać? - podjęła temat, unosząc brwi i przyglądając mu się uważnie. Przejęła od niego skręta, ale zanim się zaciągnęła jeszcze przez kilka sekund, właściwie ich ułamków, przyglądała mu się… przesuwała spojrzeniem od jego oczu do warg i z powrotem. Głupia.
Przyłożyła blanta do warg, zaciągnęła się i pozwoliła by dym wypełnił jej płuca. To prawdopodobnie nie był najlepszy pomysł na spędzenie tego wieczoru, bo jeśli doda się do tego wszystkiego jeszcze towarzystwo Othello oraz alkohol, który dzisiaj w siebie wlała… skutki mogą być opłakane.
Kac gwarantowany. Ale czy ten moralny również?
- Czy chcesz być odpowiedzią na to pytanie… i moim planem na resztę wieczoru. - nie będą wiedzieć póki się nie przekonają… prawda. A nie przekonają się jeśli nie zaryzykują. Robili to tak często, że to właściwie nie powinno ich już dziwić. Zaskakiwać. Oczywiście winny był temu wszechświat - w żadnym wypadku nie oni.
Zaciągnęła się kolejny raz, na moment skupiając się na tej czynności i uczuciu, które jej towarzyszyło. Przymknęła powieki, odliczyła w myślach do trzech i oddała mu blanta.
- Nie odpowiedziałeś na moje pytanie. Jak ty cię bawisz Kingsley? A może… przeszkadzam? - zapewne. Ciężko robić interesy, gdy ktoś ci towarzyszy, więc wystarczyło żeby zgrabnie podniosła się z piasku i stanęła przed Kingsleyem, czekając na jego decyzję… na to by pozwolił jej odejść albo wręcz przeciwnie, przyznał że ten los wcale nie jest taki irytujący i jej tu chce. Uśmiechnęła się przy tym. Tak jak tylko ona potrafiła i jak zwykła uśmiechać się tylko do niego. Kiedyś.



Jaki piękny jest na tym avie *.*
i w ogóle wracam z nieo, już będę grzecznie pisać!

autor

dreamy seattle
Awatar użytkownika
24
183

student

uow

broadmoor

Post

Gdyby o zdanie zapytać samego Kingsley'a, to i on skinąłby głową - może nawet zbyt żarliwie. Och, zdecydowanie byłaby to krótka piłka, treściwa, jednoznaczna odpowiedź.
Tak.
Tak, chciałbym wymazać Meadow Adler z pamięci. Tak, chciałbym przestać na nią wpadać. Tak, chciałbym przestać o niej myśleć.
Tak, ale...
No właśnie. Ale.
Udzieliwszy pierwszej, pozytywnej odpowiedzi, Othello zaraz pewnie zacząłby jakieś przebiegłe pertraktacje z losem. Tak żeby, jakże masochistycznie, i mieć i zjeść ciastko. A więc może zapomni o niej, ale zatrzyma kilka wspomnień? Tylko trzy lub cztery, te najdroższe jego sercu, jak wspólne jedzenie naleśników z masłem orzechowym na werandzie u znajomych, dawno temu, gdy jeszcze potrafił się normalnie budzić, nie wrzucając do porannej kawy jeden (a czasem trzech) kolorowych tabletek? No, może maksymalnie pięć, jeżeli dodamy do tej galerii reminiscencji jeszcze obraz Meadow na hamaku, w leciutkiej sukience, z książką rozłożoną na linii biodra... Othello, chodź.
Odpowiedź nadal brzmiała "tak". A więc nie spotkają się już nigdy - ale... może z wyjątkiem dwóch razów - za osiemnaście i trzydzieści sześć lat, tak tylko by mógł (o ile w ogóle tego dnia dożyje) upewnić się, co u niej i czy wszystko w porządku.
I może przestanie o niej myśleć, ale, jeśli los pozwoli, wyjątek stanowić będą sny - słodkie, rozmyte wizje, które czasem i teraz go nachodziły, zwłaszcza gdy trzeźwiał po kwasie - jakaś namiastka, rekompensata za to, co nie miało szansy się między nimi rozwinąć...
Tak to by się Kingsley próbował dogadywać z Przeznaczeniem, gdyby to było skłonne do chodzenia na układy. Ale nie było. Podjąwszy raz decyzję, nie zmieniało jej łatwo i nie proponowało raczej kompromisów, funkcji pośrednich. A więc wóz albo przewóz - i tym sposobem znaleźli się z Meadow tak blisko siebie.
(Za blisko).
- W czym, niby? - żachnął się lekko, trochę nader gwałtownie jak na tą swoją pozorowaną obojętność i rzekomą samokontrolę, które starał się prezentować postawą i zachowaniem, zrywając z miejsca, aby zrównać z Meadow. Zadziorność w jej ruchach doprowadzała go do szału, rzucała mu bowiem wyzwanie. To było jak sparing - jak daleko się posuniesz, Kingsley? Jaki ruch odważysz się wykonać, a jakiego nie? Gdzie się kończy twoja wytrzymałość? - W samotnym przesiadywaniu na jakimś kołku, z pustym kubkiem i głową pełną jakiegoś egzystencjalnego gówna? - zaśmiał się krótko - Przeszkadzasz, ale to dobrze. - Pora napełnić kubek i opróżnić głowę... - Nie podoba mi się jak pijesz do... sama wiesz czego. To nie tak, że nagle się stałem jakimś Donem Corleone, Meadow - odciął się w nawiązaniu do zaczepnego sposobu, w jakim Adler po raz któryś poruszała cel rzekomo sprowadzający go na tę imprezę - Nieważne, dlaczego tu jestem. Ważne z kim. I czy chcesz tu zostać, czy jedziemy gdzieś indziej?
My.
Fascynujące, jak przebiegle forma pojedyncza zmienia się w mnogą, gdy wypełnia nas sznaps i samotność.

autor

harper (on/ona/oni)

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Nie musiała długo czekać na jego reakcję, a to sprawiło, że cień uśmiechu - takiego wyraźnie wynikającego z zadowolenia z siebie - przemknął przez twarz blondynki, która śladem Kingsley’a starała się pozostać chłodna i obojętna. Bezskutecznie. Znał ją, wiedział jak z niej czytać - była trochę jak otwarta książka. Czasami zbyt pewna siebie (a czasami wcale), czasami za bardzo przemądrzała i zuchwała, ale koniec końców była po prostu dobra. Była cholernym promykiem słońca, który uśmiechał się za dużo i gdyby tylko mógł - pomógłby każdemu i przy każdej okazji. Dla wszystkich zawsze chciała dobrze.
Ale wracając… zareagował dokładnie tak jak jakaś jej mała - tak mała, że się do niej nawet nie przyznawała - część chciała, żeby zareagował. Wstał. Stanął tak blisko, że musiała zadrzeć głowę do góry, żeby móc na niego spojrzeć - Egzystencjalne gówno to zawsze była twoja specjalność, Kingsley. - zauważyła zanim zdążyła się ugryźć w język. Nie było w jej głosie pretensji, raczej… troska? Tak. I znów wracamy do tego, że panna Adler zawsze dla wszystkich chciała dobrze. Egzystencjalne gówno było jednym z najważniejszych powodów dla którego teraz stali na tej plaży i toczyli wojnęna spojrzenia, drocząc się i próbując coś sobie udowodnić.
Co? Że to wcale nie jest skończone? Że wszechświat jest wredną suką ciągle ich na siebie wpychając? Że ciągle im na sobie zależy.
Ona przejmowała się tym, co siedziało w jego głowie i pchało go w ten mrok, któremu sama nie podobała. On przejmował się tym, że studenckie imprezy wchodziły trochę za mocno. Gdy o tym wspomniał, momentalnie opuściła wzrok na kubek trzymany w dłoni i po chwili po prostu przykleiła go do ust. Nie zrobiła tego, żeby mu dopiec, żeby „zrobić po swojemu” - chociaż… może jednak? - Śmieszne jak łatwo przychodzi nam troska o innych. O tych, na których nam zależy. Którzy kiedyś coś dla nas znaczyli. - kiedyś - słowo klucz - Zapominamy o sobie. - a może w pierwszej kolejności lepiej pomóc sobie samemu? Uśmiechnęła się lekko, ledwie minimalnie drgnął jej kącik ust - Chodźmy - zdecydowała jakby to była najbardziej oczywista rzecz na świecie.
I nie odwracając się od Othello zrobiła krok w tył i wyciągnęła rękę w jego stronę, celując w niego placem wskazującym - Ale nie robisz mi wykładu z chemii, co można z czym łączyć. Zabieramy butelkę tequili i pozwalasz mi zrobisz wszystkie głupoty, które powinnam zrobić przed dwudziestymi pierwszymi urodzinami. - nie stawiała warunków, raczej proponowała… tylko, że była to propozycja nie do odrzucenia.
No i jej uśmiech… on też nie znosił sprzeciwu.

autor

dreamy seattle
Awatar użytkownika
24
183

student

uow

broadmoor

Post

Patrzył na nią przez chwilę, zaplątaną we własny monolog, w sumie aż nazbyt trafiony, zważywszy na okoliczności. Szlag by to trafił, nawet pijana i zaczepna, Meadow Adler najwyraźniej nadal potrafiła czytać z niego jak z księgi - może nie otwartej na oścież, bo na oścież Othello Kingsley nie otwierał się przed nikim, ale zdecydowanie uchylonej na jednej z ważniejszych stron.
Pewnie dlatego wszystko spieprzył. Pewnie dlatego zasabotował to, co mogło się między nimi rozwinąć, gdyby był bardziej obecny, bardziej skupiony, bardziej słowny, dojrzalszy. Pewnie dlatego teraz próbował stosować jakieś wybiegi, jakieś uniki - co z tego, że nieprawnie i ze średnim entuzjazmem.
Bo Meadow potrafiła dobrać się do jego bezbronności. Ot tak, jednym słowem obnażyć ją, wywlec na światło dzienne (albo nocne, jak w tej konkretnej sytuacji...). To była główna przyczyna, dla której oddalił się od niej - kiedyś, gdy jeszcze byli razem - na odległość nie do pokonania, na więcej niż wyciągnięcie ręki niż słowa.
I główna przyczyna, jednocześnie, dla której najwyraźniej mimo wszystko nie potrafił jej powiedzieć nie.
A więc mówił...
Mówił "tak". Całym sobą. Mimo wszystko.
Tak, zwędzimy butelkę tequili.
Posłusznie, jak dobrze wychowany pies przywołany przez właściciela jednym krótkim świstem gwizdnięcia, ruszył za blondynką w obranym przez nią kierunku.
Tak, chodźmy, we dwoje. Twoje Dobro i mój Mrok, Meadow.
Przyspieszył odrobinę, by teraz w jakimś spontanicznym geście nagle opleść linię jej przegubu dłonią, a potem musnąć jej palce swoimi. Splotły się? Może na ułamek sekundy - gest został przerwany, gdy Othello potknął się lekko o jakiś durny korzeń, zachybotał, roześmiał. Cholera!
- Nie śmiałbym... - prawie się obruszył na sugestię, że mógłby jej tutaj walnąć jakąś prelekcję, tyradę mądrości i pouczeń. Obydwoje wiedzieli, że mają wielki talent do popełniania błędów - zwłaszcza w wieczory jak ten. Ale i, że z ich dwojga to Othello te błędy popełnia jednak częściej i z większym impetem. Nie był więc nikim, kto mógłby kogokolwiek innego zamęczać swoimi wykładami o tym, co z czym mieszać, a czego z czym nie, i w jakie tarapaty lepiej się nie pakować - Zresztą świetnie wiesz, że z chemii miałem ledwie D!
Wciągnięty w krąg światła bliżej skupiska innych studentów, szybko i wprawnie wypatrzył przenośne lodówki wypełnione butelkami alkoholu. Nim ktokolwiek - łącznie. z panną Adler pewnie - zdołał się zorientować, już miał w połach kurtki butelkę "zamówionego" przez nią trunku, a do tego jeszcze dwa radlery na popitkę. Świetnie, Kingsley. Bardzo odpowiedzialnie.
- Zapraszam do mnie, wszyscy pozostali Kingsley'owie opuścili dziś naszą posiadłość, więc będziemy mieć trochę... przestrzeni - zareklamował się, a potem pociągnął blondynkę w stronę wąskiej ścieżki prowadzącej na parking.

/zt!

autor

harper (on/ona/oni)

ODPOWIEDZ

Wróć do „Golden Gardens”