WAŻNE Wprowadzamy nowy system pisania postów/tworzenia tematów w lokacjach. Prosimy o zapoznanie się instrukcją i stosowanie nowego wzoru. Więcej informacji znajdziecie tutaj!

Subfora zostały podzielone na 4 główne działy, oto orientacyjny zakres lokacji, które mogą się w nich znaleźć:
- strefa miejska - ulice, parkingi, tereny zielone, parki, place zabaw, zaułki, przystanki, cmentarze
- usługi - sklepy, centra handlowe, salony kosmetyczne, pralnie, warsztaty
- kultura i instytucje - galerie, muzea, teatry, opera, domy kultury, centra społeczne, urzędy, kościoły, szkoły, przedszkola, szpitale, przychodnie
- życie towarzyskie - restauracje, kawiarnie, kluby, kręgielnie, puby, kina

Dodatkowo w dzielnicach znajdziecie subfora większych firm albo ważnych dla forum i postaci lokacji, np. szczególne kluby, uniwersytet, czy restauracje.

INFO W procesie przenoszenia forum na nowy silnik utracone zostały hasła logowania. Napiszcie w tej sprawie na discordzie do audrey#3270 lub na konto Dreamy Seattle na Edenie. Ustawimy nowe tymczasowe hasła, które zmienicie we własnym zakresie.

DISCORD Jesteśmy też tutaj! Zapraszamy!

UPDATE Postacie chcące uzupełnić swoją KP o nowe treści w biografii mogą skorzystać teraz z kodu update w zamówieniach.

ODPOWIEDZ
Awatar użytkownika
0
0

dreamy seattle

dreamy seattle

-

Post

<div class="lok0"><div class="lok1"><div class="lok2"><img src="https://www.seattle.gov/images/Departme ... /div></div>

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

{1.}

Słońce już dawno zdążyło zniknąć za linią horyzontu, gdy Loren przemierzała spokojnym, nieśpiesznym krokiem piaszczystą plażę. Ku jej ogromnej satysfakcji, była sama. Dobrze - bo właśnie tego pragnęła po dniu spędzonym w zatłoczonej galerii. Samotności. Dlatego ciesząc się w duchu z tej upragnionej chwili wytchnienia, zdawała się nie zwracać uwagi na takie detale jak coraz bardziej ciemniejące niebo, narastający znacznie powiew wiatru czy wzburzone fale rozbijające się gwałtownie o brzeg. Wszystko wskazywało na zbliżającą się zmianę pogody, a mimo to Loren dzielnie parła naprzód, jakby jej wędrówka miała jakiś większy cel. Nie miała. Nawet nie potrafiła tak do końca wytłumaczyć, dlaczego ze wszystkich plaż w Seattle wybrała właśnie tę. Kłamstwo. Nie znajdowała się ona blisko domu, nie była również najładniejszą, a jednak nogi Harrow powiodły ją tu niemalże bezwiednie. Wynik czystego przypadku? A może jednak podświadomie podjęta decyzja, by ukojenie znaleźć w miejscu z którym wiązały się dobre wspomnienia?
Nie, obiecała sobie przed laty, że pozostawi przeszłość za zamkniętymi drzwiami, że nie będzie bezmyślnie wracać do dni, które przeminęły bezpowrotnie, bo to nigdy nie kończy się dobrze. Mimochodem przyśpieszyła kroku, jakby pragnąc uciec od tego wstrętnego chaosu, który zaczynał wygodnie rozsiadać się w jej głowie. Ach, jakże go nienawidziła! W momencie potrafił zniszczyć stawiany z taką cierpiętniczą cierpliwością mur odgradzający ją od... Od czego? Przecież wiedziała od czego.
Nie powinna była tu przychodzić. Wydawało jej się, że będzie gotowa po takim czasie, że nie będzie już pamiętać, ale pamiętała. Wspomnienia wciąż żywo tańczyły przed oczami Loren, gdy wreszcie postanowiła przystanąć i wbić wzrok w jakiś martwy punkt za linią horyzontu. Znów wpadła w pułapkę, lecz tym razem sama ją na siebie zastawiła, decydując się, by przyjść tu, ze wszystkich miejsc. Bo przecież tu... Tu kiedyś była z nim. Gwałtownie przymknęła powieki, chcąc wyrzucić natrętne obrazy z głowy, ale na to było już stanowczo za późno. Jak zwykle.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

#3

Mógł się domyślić, że kolejne pijackie ekscesy skończą się podobnie. Wywaleniem z lokalu. Miał nawet problem kupić coś w monopolowym, ale ostatecznie udało się mu kogoś namówić, żeby sprzedał mu butelkę. W końcu trzeba było się doprawić, bo to, co wypił to jeszcze za mało. Nie chciał wracać do pustego apartamentu, wybrał się więc na wycieczkę. Uznał, że to nieświadome, gdzie prowadzą go nogi. Nie bardzo, przecież udawało mu się rejestrować to, co rzeczywiście działo się wokół niego. Wypił więcej niż sobie wmawiał. Przynajmniej jedną z rzeczy, która nie była ułudą, to taka, że dziś nikt go nie sprał. Jeszcze. Nie wiadomo, gdzie jeszcze dotrze, komu napyskuje lub podskoczy. Bywał nieobliczalny i ze skłonnością do autodestrukcji, szczególnie w ostatnich miesiącach. To dziw, że jeszcze chodził po tym świecie bez ubezwłasnowolnienia, chociaż kto wie... Co jego siostra wymyśli, by jakkolwiek go usadzić. Może to byłoby lepsze wyjście niż takie puszczanie go samopas i kompromitowanie się. Niedługo nie zostanie mu nic, nawet kariera, bo jeśli dalej będzie pozwalał sobie na wszelkie wybryki to... Znajomości nie pomogą. Są istotne, ale nie zawsze wystarczające.
Na razie jednak Sherwood nie był na etapie jakiegokolwiek lęku. Bezmyślnie zdążał w przepaść, zataczając się na tej trasie, bo ciężko było prowadzić nogi w jakiejś sensownej linii prostej. Okrężną ścieżką dotarł jednak do piaszczystego brzegu. Nie prezentował się zbyt dobrze. Koszula rozpięta o trzy guziki za dużo, pognieciona. Marynarki już nie miał. Krawat wisiał smutno. Najważniejsza jednak była butelka w dłoni, którą otworzył i pociągnął z niej całkiem spory łyk. Nawet nie zwracał uwagi na to czy jest sam, czy w czyims towarzystwie. Całkiem możliwe, że ktoś chciał popodziwiać fale, a on temu komuś to zakłócał. Miał to jednak głęboko w dupie, bo przeżywał w końcu po swojemu stratę. I miał cholerne prawo... Robić z siebie wraka, choć chyba Zachary zasługiwał w tej chwili na o wiele gorsze określenie swojej osoby.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Popełnianie błędów, nawet i wielokrotnie tych samych, do których gorliwie obiecywało się nie dopuszczać nigdy więcej, było rzeczą ludzką, a przynajmniej tym argumentem zasłaniała się Loren, kiedy znowu popadła w wir błędnych decyzji. Często różniły się one jedynie stopniem szkody; niekiedy były to ostre słowa wypowiedziane w złości, czasem było to wyrażenie milczącej aprobaty dla nieodpowiedzialnego zachowania, a bywało też i tak, że pod wpływem alkoholu sięgała po telefon w celu wykręcenia numeru, który znała na pamięć (nigdy jednak nie nacisnęła zielonej słuchawki). Co najbardziej było w tym ironiczne? Że postępując tak a nie inaczej, nigdy nie zastanawiała się nad konsekwencjami, zupełnie jakby w ogóle nie brała pod uwagę ich istnienia. A przecież raz podjęta decyzja oddziaływała na każdą kolejną, tworząc tym samym domino, które przewrócić można było jednym, nieprzemyślanym wyborem.
I to że Loren właśnie dziś, właśnie o tej porze, właśnie tu, postanowiła wybrać się na krótki spacer, było posunięciem niewątpliwie mogącym naruszyć stabilną do tej pory układankę. Bo nawet będąc tak pogrążoną we własnych myślach, nie przestała być wyczulona na inne dźwięki, dlatego też po usłyszeniu odgłosów świadczących o jakimś ruchu, gwałtownie i (dość) bezmyślnie się odwróciła. Oddech na sekundę ugrzązł jej w piersi, gdy zdała sobie sprawę, że ten ledwo utrzymujący się na własnych nogach mężczyzna nie jest jakimś przypadkowym pijakiem, który postanowił z plaży zrobić sobie noclegownię. Zach. Kiedy widziała go ostatnio, wyglądał nieco inaczej - mniej na granicy upadku? - i z całą pewnością nie dzierżył w dłoni wiadomej butelki. Co się stało?, pragnęła zapytać, ale zamiast tego ograniczyła się do do zwykłego... - Zach - imię mężczyzny gładko wypłynęło z jej ust, gdy zrobiła kilka kroków w jego stronę, dość niepewnie, bo jakaś część Loren była zdecydowana udać, iż wcale go nie zauważyła i po prostu odejść. Dokładnie jak to czyniła przez ostatnie lata.
  • Obrazek

    Afterlife, what a terrible thought, cause' I've lived without you
    once before. It feels like a lifetime, we don't have to do this again.
    You can tell your God he can keep his salvation, it was only ever you.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Nikt go nigdy nie zaczepiał. Nie w tym stanie. Oceniające spojrzenia, czasem przepełnione politowaniem, innym razem pogardą - to było normalne. Każdy jednak wolał się trzymać z dala od takiego człowieka i omijano go szerokim łukiem. Ewentualnie jeszcze robił za cudowny przykład kim dzieciaczku nie chcesz zostać w przyszłości... Nikt jednak nie wypowiadał jego imienia - może znajomi na niego nie wpadali, może wstydzili się za niego bardziej niż on sam. Włóczył się dość bezkarnie. Bez tego elementu zderzenia z rzeczywistością przepełnioną niezadowoleniem oraz porażką, bo ktoś ujrzał go w najgorszym możliwym momencie. Ktoś, kto powinien widzieć go jedynie w chwilach pełnych chwały. Ups, zdecydowanie nie wyszło.
-Loren... To powinienem powiedzieć? I co? Wpadamy sobie w ramiona? - zapytał z kpiącym uśmiechem, a ton był dokładnie o tym samym zabarwieniu. Krótki śmiech wydobywający się z gardła na sam koniec zresztą też. Bezczelne pociągnięcie kolejnego łyka z butelki w niczym nie pomogło raczej żadnemu z nich. Zachary domalował kolejną kreskę na autoportrecie swojej klęski oraz rozpaczy, a ona... Pewnie przez to była jeszcze bardziej skrępowana niż przed kilkoma sekundami. Czy latami. Wiedział, że czasem go widywała. Bardziej mijała. Nie był ślepy. Również dostrzegał Harrow w tłumie. Kiedyś była dla niego ważna i choć szybko chciał pójść dalej, to nie zadziałało. Nie wtedy. Pewnych spraw nie można przyspieszyć. Na wszystko musi przyjść odpowiednia pora. Nie było tej kobiety od dłuższego czasu w codzienności Sherwooda. Ostatecznie nie zastanawiał się co u niej, nie kusiło już go, by podejść i zapytać jak minęły kolejne lata. Nie szukał w internecie wzmianek o wernisażach lub innych osiągnięciach. Odnalazł swoje miejsce, szczęście. Pech jednak chciał, że Loren oglądała Zacha, gdy to co najlepsze go spotkało, zostało mu odebrane. Bez pytania i jakiegokolwiek ostrzeżenia. Nie było go stać na nic więcej. Nie w tej chwili, choć minęły już miesiące. I cóż... Po raz pierwszy odkąd ten tryb życia ciągnie odczuł palący wstyd. Zawsze chciał wypaść przed nią jak najlepiej. Nic się nie zmieniło. Tak więc palił go wstyd od wewnątrz, a w głowie przeklinał, że nie jest strusiem i zakopanie głowy w piasku nic mu nie da. Nie zniknie. Jedyna nadzieja była taka, że obrzydzenie tym obrazkiem będzie na tyle silne, że w kobiecie nie znajdzie się aż tyle litości, by przy nim zostać. Szczerze? To byłoby wybawienie, o jakim nawet nie miał sił czy śmiałości w tej sekundzie choćby marzyć.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Perfidnie skłamałaby, twierdząc, iż nigdy nie wyobrażała sobie ich ponownego spotkania, ponieważ tuż po rozstaniu robiła to wielokrotnie. Jednakże każdemu z ułożonych przez nią scenariuszy bliżej było do majaku sennego niż do rzeczywistości z jednego, prostego powodu, a mianowicie - brakowało w nich dawnej urazy. Jej Zach zdawał się nie pamiętać powodu ich rozstania, a gotów był podjąć w miejscu, w którym przerwali. Och, zdecydowanie były to wytwory zrodzone przez sumienie, które nie radziło sobie z ciążącym poczuciem winy i zamiast tego budowało kłamliwe wizje, mające na celu przyniesienie upragnionego ukojenia. I przez chwilę faktycznie czuła się lepiej, jak gdyby wcale w przeszłości nie zawiniła, jak gdyby to nie jej wybór ich rozdzielił. Przez chwilę. Później powracało wszystko, a ta romantyzowana przez nią wizja bladła w połączeniu z prawdą, której nie dało się oszukać ani zmienić. Sama była sobie winna.
Być może właśnie z tego powodu słowa wypowiedziane przez Zacha dotknęły ją podwójnie; nie tylko przez ich ostrość, ale również przez fakt, że częściowo odkrywały jej najsłabszy punkt, jakim było uciekanie się do dalekich od rzeczywistości wyobrażeń. Będąc tego boleśnie świadomą, spuściła z zakłopotaniem wzrok na własne stopy, nie mając nawet cienia odwagi, by spojrzeć na mężczyznę. - Nie, oczywiście, że nie - zaprzeczyła w końcu, zagryzając mimowolnie policzek od środka, nie do końca radząc sobie z gorzką rzeczywistością, z jaką przyszło jej się mierzyć. Ale nie chciała się rozwodzić nad błędami przeszłości; nie teraz, gdy po odzyskaniu rezonu, podniosła niepewnie głowę i wbiła wreszcie w niego wzrok i zobaczyła, tak naprawdę zobaczyła, co się z nim podziało. W pewnym sensie czuła się nawet jak intruz, który dziełem przypadku staje się naocznym świadkiem cudzego nieszczęścia. Prawdopodobnie zrobiłaby mu przysługę, odchodząc bez dodania czegokolwiek więcej, oszczędzając mu w ten sposób wstydu. Zamiast tego zrobiła jeszcze jeden krok w jego stronę, wciąż milcząco, z nieprzeniknionym wyrazem twarzy. Raz już odeszła, nie chciała robić tego po raz drugi, nie upewniwszy się przedtem, że jest bezpieczny. - Jesteś... Czy wszystko u Ciebie w porządku? - zaraz po wypowiedzeniu tego pytania skrzywiła się lekko, ponieważ nie było; widziała jak na dłoni, że nie było, ale co innego mogła powiedzieć? Była zbyt uparta, żeby sobie pójść, a jednocześnie zbyt pozbawiona pewności, aby prawić mu morały, szczególnie że nie miała do tego już żadnego prawa.
  • Obrazek

    Afterlife, what a terrible thought, cause' I've lived without you
    once before. It feels like a lifetime, we don't have to do this again.
    You can tell your God he can keep his salvation, it was only ever you.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

#6

Dzisiejszy dzień od rana był jakiś stresujący, a to wszystko przez to, że od kiedy tylko wstałem myślałem jedynie o spotkaniu z Eden. Cholerna Moretz, co ona w sobie takiego miała, że w taki sposób na mnie działała? Była totalnie nie w moim typie, znaczy z wyglądu super laska, ale z charakteru? Jakaś taka poukładana, cicha, nieśmiała, zupełnie do mnie nie pasowała, a jednak miała w sobie coś, co ciągnęło mnie do niej jak magnes. Nie mogłem się przez to na niczym skupić. W pracy pojebałem zamówienia, matka zjebała mnie za mało profesjonalne obsłużenie klientki i kazała mi iść do domu, twierdząc, że chyba będę chory, bo jestem jakiś taki blady. Dobrze, że nie wiedziała, że to jakaś dziewczyna tak na mnie działa, bo by pewnie już ślub planowała. Dobrze wiedziałem, że czeka tylko na to, aż w końcu moje hormony przestaną buzować i się uspokoję, w końcu znajdę tą jedyną, wezmę ślub i dam jej wnuki, no ale niedoczekanie. Nawet jej nacisk na to bym w końcu oświadczył się Erin nic nie dawał. Wciąż mi tylko powtarzała, że zaczynam być za stary na takie szaleństwa i to czas, bym w końcu poznał kogoś na poważnie, bo potem może być za późno no i w sumie teraz poznałem. Znaczy sam nie wiedziałem co z tego będzie, co myśleć o tej znajomości, czy w ogóle między nami do czegoś dojdzie, jednak chciałem spróbować, zobaczyć co się wydarzy, bo Eden była dla mnie czymś zupełnie innym, intrygowała mnie.
W końcu przyszedł czas na nasze spotkanie, tak jak obiecałem odebrałem ją spod schroniska, wręczając jej na przywitanie piękną czerwoną różę, bo skoro dziewczyna uznała to za randkę, to nie mogłem jej zawieść prawda? W drodze na plażę pogadaliśmy o tym jak minął nam dzień i co robiliśmy, zwykła luźna rozmowa nie prowadząca do niczego konkretnego.
Teraz kiedy spacerowaliśmy już wzdłuż brzegu zrobiło się tak jakoś bardziej stresująco, przynajmniej dla mnie. Gdzieś wyparowała ta cała moja swoboda, cała pewność siebie. Nie czułem się chyba najlepiej w takim klimacie, spacer przy zachodzie słońca, brzegiem plaży, ta romantyczna atmosfera, to wszystko było dla mnie czymś nowym, no i w dodatku ta dziewczyna u mego boku, która sprawiała, że czułem się nieco onieśmielony, ale mimo wszystko jakoś tak było mi lżej, czułem, że nie muszę nikogo udawać, że nie wygłupię się przy niej, gdy okażę jakąś swoją słabość. - Już nie pamiętam, kiedy ostatni raz podziwiałem taki piękny zachód słońca na plaży. - szepnąłem i zatrzymałem się, by usiąść na piasku. Poklepałem miejsce koło siebie, zachęcając dziewczynę jeszcze uśmiechem, do tego by przysiadła koło mnie. Skierowałem swój wzrok przed siebie, podziwiając jak słońce powoli znika za horyzontem morza, sprawiając, że niebo wyglądało jakby płonęło, boski widok.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Czy ona stresowała się tym spotkaniem równie bardzo co jej towarzysz? Chyba nie, tym bardziej, że nadal uważała, że całe to zajście jest jedną, wielką pomyłką.
Tacy ludzie jak oni nie chodzą na randki. Fritz powinien dzisiejszego wieczora pójść na jakąś imprezę aby poznać kolejną przygodną laskę a ona, otulona ciepłym kocem powinna pisać kolejny rozdział swojej tajemniczej książki. A jednak los chciał zakpić z nich do tego stopnia, że postawił ich sobie na drodze aby mogli także dzisiejszego wieczora spędzić wspólnie czas. I gdyby tylko nie ta róża, którą podarował jej chłopak, to sądziłaby nadal, że to zwykłe koleżeńskie spotkanie. Teraz jednak sama zmieniła swoje nastawienie, jej serce zaczęło bić bardziej intensywnie a głos zaczął delikatnie drżeć, gdyż najlepsza w randki nigdy nie była. I było to widoczne w jej odpowiedziach; mówiła półsłówkami, nie wdawała się w szczegóły nerwowo się uśmiechając i bawiąc się w dłoniach otrzymaną różą. Zaskoczył ją do tego stopnia, że teraz oboje stali się kłębkiem dziwnych, zupełnie niewytłumaczalnych nerwów.
Nawet gdy dotarli w końcu na plażę nie potrafiła się rozluźnić; uciekała gdzieś wzrokiem, będąc zawsze pół kroku za nim jakby bojąc się, że zbyt bliski kontakt mógłby wszystko zburzyć. Chociaż może powinien? Takie rzeczy nie przydarzają się przecież takim ludziom jak ona, a na pewno już nie z takim chłopakiem jak Turner. Zbliżyła się do niego dopiero siadając obok na piasku, w tej pozycji nie musiała nawet odwracać się w jego stronę a pod pretekstem podziwiania zachodu słońca, mogła patrzeć przed siebie. - Słońce teraz wygląda jakby chciało zamoczyć nogi w wodzie. - zauważyła z lekkim uśmiechem na twarzy a kiedy dotarło do niej, że jej słowa były dość infantylne westchnęła cicho. Wszystko zepsuł! Tę jedną, głupią różą popsuł absolutnie wszystko! Teraz zastanawiała się nad każdym słowem nie chcąc się przed nim wygłupić co doprowadzało jedynie do jeszcze większych komplikacji. Dopiero po chwili oderwała wzrok od zachodzącego słońca, tylko po to aby ze swojego plecaka wyjąć obiecaną, oprawioną w czarną okładkę książkę. Nieśmiałym ruchem podała ją chłopakowi, nie będąc do końca pewną czy robi odpowiednio, jednak nie lubiła nie dotrzymywać słowa. - To pierwsza część mojej tetralogii. Głównym bohaterem jest dziennikarz śledczy, który próbuje rozgryźć sprawę rozszerzonego samobójstwa rodziny znanego w Nowym Jorku prokuratora. - zrecenzowała krótko, a gdy trzymał już w dłoniach jej dziecko , pozwoliła sobie otworzyć książkę na pierwszej stronie gdzie widniał tytuł jej powieści. - Piszę kryminały. - dodała po chwili w gwoli wyjaśnienia, gdyż zazwyczaj ludzie sądzili, że jedynym gatunkiem literackim jakim mogłaby zainteresować się Moretz był romans niskich lotów. I gdy zdała sobie sprawę, że pierwszy raz tego wieczora zawiesiła wzrok tak długo na jego twarzy, zawstydzona odwróciła się ponownie w stronę zachodzącego słońca. - Teraz patrz jak pięknie. - odezwała się szeptem, nie wiedząc kto bardziej płonie - niebo z powodu słońca czy ona z powodu zawstydzenia. - Niedługo będzie ciemno, myślisz, że to bezpieczne przebywać tu o zmroku? - zapytała, rozejrzawszy się dookoła. Kto wiedział, czy nikt nie czyhał na ich życia.

autor

ODPOWIEDZ

Wróć do „Golden Gardens”