WAŻNE Wprowadzamy nowy system pisania postów/tworzenia tematów w lokacjach. Prosimy o zapoznanie się instrukcją i stosowanie nowego wzoru. Więcej informacji znajdziecie tutaj!

Subfora zostały podzielone na 4 główne działy, oto orientacyjny zakres lokacji, które mogą się w nich znaleźć:
- strefa miejska - ulice, parkingi, tereny zielone, parki, place zabaw, zaułki, przystanki, cmentarze
- usługi - sklepy, centra handlowe, salony kosmetyczne, pralnie, warsztaty
- kultura i instytucje - galerie, muzea, teatry, opera, domy kultury, centra społeczne, urzędy, kościoły, szkoły, przedszkola, szpitale, przychodnie
- życie towarzyskie - restauracje, kawiarnie, kluby, kręgielnie, puby, kina

Dodatkowo w dzielnicach znajdziecie subfora większych firm albo ważnych dla forum i postaci lokacji, np. szczególne kluby, uniwersytet, czy restauracje.

INFO W procesie przenoszenia forum na nowy silnik utracone zostały hasła logowania. Napiszcie w tej sprawie na discordzie do audrey#3270 lub na konto Dreamy Seattle na Edenie. Ustawimy nowe tymczasowe hasła, które zmienicie we własnym zakresie.

DISCORD Jesteśmy też tutaj! Zapraszamy!

UPDATE Postacie chcące uzupełnić swoją KP o nowe treści w biografii mogą skorzystać teraz z kodu update w zamówieniach.

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Czym tak naprawdę były walentynki dla Oriona? Odpowiedź sama cisnęła się na usta, wystarczyło na niego spojrzeć, spędzić przynajmniej godzinę, dwie i sprawa była banalnie oczywista; to był dzień dodatkowego przychodu. Nie potrzebował jednego dnia w roku, żeby umówić się z kimś na szybki numerek, bo na stałość czy zobowiązania nie miał czasu. Innymi słowy, beznadziejny przypadek materialisty.
- Bo teoretycznie brałem to pod uwagę, ale już z nią rozmawiałem i powiedziała, że da sobie radę. - O resztę nie dopytywał, bo to nie był jego interes. Tak samo było w przypadku Fletchera, po prostu sądził, że gdyby coś mu nie pasowało, dałby mu znać. Fakt, że Jesse spędzał walentynki samotnie ani go martwił ani cieszył, chociaż... chociaż? Zmarszczył brwi tuż nad filiżanką, zastanawiając się skąd nagle przyszła mu do głowy tak śmieszna refleksja. Ach. No tak, gdyby dzieciak miał na weekend jakieś plany, musiałby szukać kogoś innego do roboty przy wystawie. - No coś jak konwent. Ale bardziej dla cukierników, którzy dbają o renomę i chcą podłapać jakieś potknięcia u konkurencji. - Albo podpieprzyć komuś pomysł, tak również bywało. Naturalnie podczas wystawy przewijało się mnóstwo osób będących zwyczajnymi gapiami, kupującymi co ciekawsze produkty i zadającymi głupie pytania, ale Hathaway zdążył się przyzwyczaić.
Prawie zakrztusił się kawą na myśl, że mógłby posadzić za kółkiem swojego samochodu kogoś innego niż samego siebie. Oczami wyobraźni już widział, jak jego chevrolet kończy w przydrożnym rowie. Odetchnął nierówno, pchnięcie powietrza tam, gdzie powinno być i uporanie się z kawą dokładnie tam, gdzie być nie powinna zajęło mu chwilę.
- Mam rozumieć, że życzysz sobie, żebym nachodził cię jeszcze po godzinach pracy? Nie wiedziałem, że tak bardzo mnie lubisz, a to ci nowość - parsknął śmiechem, kąciki ust same mu się wychyliły prezentując złośliwy grymas. Wbił się w punkt, zaledwie moment po tej uszczypliwości Jesse odpłacił mu się pięknym za nadobne. - Ty to powiedziałeś, nie ja - odparował od razu, aby nie pozostać mu dłużnym. Gdyby nie Eliza ćwierkająca od tygodnia o walentynkach, Orion najpewniej w ogóle by nie zauważył, że ten dzień różnił się czymś od pozostałych. Na tego typu sugestie był odporny do tego stopnia, że prędzej by się o nie potknął i wybił zęby, niźli je wyłapał gdy jeszcze bezpiecznie wisiały w powietrzu.
Dzwonek przerwał im krotochwile, a mężczyzna usunął się na bok patrząc, jak Fletcher przygotowuje zamówienie, zagaduje klienta i całkiem gładko kończy rozmowę. No tak, to stąd te napiwki.
- W zeszłym roku dostaliśmy wyróżnienie za jakość, certyfikat, że nadal wszystko jest wyrabiane według tradycyjnej receptury, no i sprzedaliśmy chyba wszystko poza czekoladą z miętą. Nie pytaj, pomysł Elizy. Nienawidzę tego połączenia, czułem się jak kur... dzień dobry. - Kolejny klient. Na szczęście zdążył w porę ugryźć się w język, w sklepie ze słodyczami nie powinno się rzucać mięsem.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Miał wrażenie, że już pojmuje ten cały czekoladowy konwent. Zresztą, sam fakt znalezienia się w takim miejscu, bycie otoczonym masą ludzi profesjonalnie zajmujących się tworzeniem słodyczy, brzmiało jak podróż do Disneylandu. A nawet lepiej, tu raczej nie spodziewał się ziszczenia swoich koszmarów, czytaj - kolejek górskich, ani bandy rozwrzeszczanych dzieci. W tym wypadku miał wrażenie, że wprowadza wystarczającą dawkę dziecinności, faktyczne bachory nikomu nie były potrzebne do szczęścia.
- To ty masz jakąś konkurencję? - rzucił, dogrywając swoje zaskoczenie w celu połechtania jego ego. Jako koneser wszelkich wyrobów czekoladowych, oraz czegokolwiek, co zawierało cukier, mógł otwarcie przyznać, że nie próbował słodyczy lepszych niż te produkowane w Krainie Czarów, której nigdy nie widział na oczy. Gdyby Orion powiedział mu, że w środku płynie czekoladowa rzeka, a pomysły na przepisy dostaje od elfów świętego Mikołaja, to byłby w stanie zwyczajnie uwierzyć mu na słowo. Podobnie jak uwierzył Elizie, jakoby za drzwiami odbywały się jakieś krwawe rytuały z dziewic, na ten moment wszystko mogło być prawdą. Spojrzał na mężczyznę nieufnie, kiedy zaczął się krztusić, dając mu dojść do siebie i notując sobie w głowie, że najwidoczniej nie, szef nie oczekiwał od niego, że poprowadzi jego auto. Dobrze, że mieli to ugadane.
- Zawsze jest nadzieja, że zabierzesz ze sobą Zmorę - wzruszył ramionami i uśmiechnął się z największą ilością słodkości, jaką potrafił wyłuskać. Oczywiście, że chodziło mu o możliwość spotkania z szopem, pokochał to małe stworzonko już od pierwszych minut, nawet jeśli nie należało do niego. Sekretnie miał nadzieję, że jeśli już zdarzyłoby mu się zwiać na klatkę schodową podczas chwili nieuwagi, to odnalazłby go po zapachu i przyszedł w odwiedziny. Chociaż... - Ale ciebie też lubię - dodał, uznając ich żarciki za naprawdę świetną rozrywkę, ale nie było nic lepszego od szczerości. A przez ten czas naprawdę zdążył się do niego przywiązać, zwłaszcza po tym jak zobaczył jego miękką stronę podczas adopcji Zmory.
Powrót do tematu i... kolejny klient. No tak. Piąta. Jesse zakrył usta wierzchem dłoni, aby stłumić śmiech, kiedy niczego nieświadomy gość przerwał Orionowi w trakcie tak żywej opowieści, a gdy tylko udało mu się opanować, także się przywitał i wszedł w swój niemalże mechaniczny sposób obsługi klientów. Niemalże, bo jednocześnie każdy dostawał indywidualne traktowanie. Uśmiech, krótka rozmowa, aby umilić zwyczajowo nudne czynności, jak pakowanie i wbijanie kodów na kasę, życzenie miłego dnia. Paragon w koszu pod ladą, odprowadzenie klienta wzrokiem i mogli wrócić do rozmowy.
- Czekaj, z miętą? A... To w tym co mi teraz dałeś nie było mięty? - przypomniał mu, nie widząc najmniejszej różnicy między miętą a mentolem. - I czy ja dobrze rozumiem, że świat cukierników ma jakąś swoją komisję? Coś jak Ministerstwo Magii? I mają ogromne stare księgi pełne staroświeckich przepisów, wedle których powinno się robić czekoladę? Czy to znaczy, że da się ją robić źle? Są za to jakieś kary? - wpadł w słowotok, patrząc na mężczyznę z szeroko otwartymi oczami jakby ten dosłownie wyciągnął różdżkę i pomachał mu nią przed twarzą. Odkrywał całkowicie nowy, i możliwe że wymyślony, świat, bawił się przy tym świetnie.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Zasłyszany komplement wylądował mu metaforycznie w rękach, a on nie miał pojęcia co z nim zrobić. Z jednej strony tak, oczywiście, poczuł to przyjemne ciepło rozwijające się w piersi, dumę i mało brakowało, żeby dał się na to złapać, ale nie. To było zbyt proste, zagrywka tania, ale co by nie mówić - w jakimś stopniu skuteczna.
- Bardzo zabawne - skomentował krótko, chowając się za kubkiem kawy. Prawda była taka, że Orion choć lubił słyszeć, że jego czekolada jest fenomenalna, miał jakiś trudny do sprecyzowania problem z przyjmowaniem takich uwag, a zamiast niezmąconego zadowolenia jego chwilowa satysfakcja mieszała się z zakłopotaniem. Na to nie pomogłaby żadna złożona w ofierze dziewica, ani nawet najbardziej pracowite elfy, czy co tam sobie jeszcze Jesse wyobrażał.
- Nie ma opcji. I tak będę miał dużo na głowie, Zmora sobie poradzi.
I oby poradziła sobie Eliza, amen. Już po krótkim okresie próbnym realiów mieszkania z szopem Hathaway mógł powiedzieć, że czuł się znowu jak za tych bajecznych, młodych lat, kiedy to miał pod opieką dwójkę młodszego rodzeństwa. Karmienie o stałych porach, układanie do spania z różnym efektem, pilnowanie, żeby sobie ten pocieszny stwór czegoś na pysk nie zwalił - taka zabawa. W odpowiedzi na coś, co zaledwie z pozoru było miłym wtrąceniem, mężczyzna uśmiechnął się blado, choć jego oczy pozostały kompletnie niewzruszone, jakby ich ta wesołość nie dotyczyła.
Kolejny klient przewinął się przez sklep i zniknął za drzwiami wraz z dźwiękiem irytującego dzwoneczka. Tyle razy sobie obiecywał, że zamontuje coś bardziej ludzkiego, a i tak zapominał za każdym razem.
- Nie chodzi mi o subtelny dodatek, tylko władowanie do porządnej czekolady miętowej pasty. - Poza ludzkim pojęciem była dla niego sympatia wobec takiej abominacji. Te dwa smaki nijak mu się ze sobą nie łączyły, nigdy nie miały i traktował ten epizod wyłącznie jako wypadek przy pracy. Otworzył usta by dopowiedzieć dla jasności co naprawdę myśli o takich pomysłach, ale cóż. Fletcher wpadł w swój legendarny słowotok, w którym Orion wolał utonąć niż próbować dryfować na powierzchni. Jedyną radą było przeczekanie wybuchu, albo wyłapanie momentu, w którym dzieciak się zatnie, żeby nabrać powietrza. Czyli jakoś... teraz.
- Raczej kilku stetryczałych dziadów, którzy udają, że czują jeszcze smak i zapach, a przez to, że już im nie staje decydują na ślepo komu co przyznać.
Och, ach. Ewidentnie był tu jakiś zgrzyt, jakaś historia i dawała mu się ostro we znaki. Fakt, Orion do tej pory nie mógł zapomnieć wystawy sprzed trzech lat, kiedy to jakaś młoda pizda a nie cukiernik zwinęła mu sprzed nosa Złotą Pralinę. Owszem. Dorosły, trzydziestoletni facet budził się czasami w środku nocy i z głębi serca życzył młokosowi, żeby się wyjebał i sobie ten głupi ryj rozwalił, szanownej komisji również. Ten afront kosztował go mnóstwo straconych nerwów, tygodniowy turnus we własnej kuchni, gdzie rozpracowywał atom po atomie gdzie kurwa popełnił błąd. Ale no tak, co tam jego idealne karmelowe nadzienie w musie lekkim jak chmurka, POLEWA MIĘTOWA NA BIAŁEJ CZEKOLADZIE. Drugi i chyba główny powód, dla którego mięta sama w sobie była w Lukrecji tematem tabu. Właśnie dlatego Eliza nie nastawała od tego czasu, by przywrócił jej ulubieńca do menu.
- Idę na zaplecze, zobaczę, czy wszystko jest w porządku - postanowił nagle, z miną tak cierpką, że skwasiłby z powodzeniem litr mleka, jakby tylko obok niego stanął. Zostawił nawet swoją niedopitą kawę, żadnego do widzenia czy dzięki. W tym roku nie zamierzał wrócić z pustymi rękoma, choćby miał tę nagrodę wywalczyć gołymi rękami.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Rzecz w tym, że to nie był żart. W pewnym stopniu - może, trochę, zwłaszcza z dodaną nutą aktorstwa i kontrolowaną reakcją, ale nie kłamał. I już nie chodziło tu o jego naturalną niezdolność do kłamstwa, bo potrafił prawić nieszczere komplementy, aby tylko poprawić komuś nastrój, w tym momencie naprawdę wierzył w to co mówi. Nie chciał tylko zabrzmieć z tym zbyt poważnie, bo w pierwszym odruchu zazwyczaj zamieniał wszystko w żart. Czy to kwestia radzenia sobie z sytuacją rodzinną, czy obraną karierą, czy może mieszanka tych dwóch włącznie z bezkonfliktową osobowością, czasem mogło się zdawać, że żartował z poważnych spraw. Ta co prawda taka nie była, ale nie chciał też, aby Orion uznał, że się z niego nabija.
Zarówno jego niechęć do mięty, jak i wyraźny problem z Czekoladową Komisją, zostały przyjęte i zakodowane w głowie Fletchera. Na temat pierwszego mógłby się wypowiedzieć, ale głównie na podstawie lodów miętowych z kawałkami czekolady, które smakowały jak słodka pasta do zębów, gdyby Orion nie postanowił uciec mu na zaplecze. Spojrzał za nim z dezorientacją, ale zanim zdążył zrobić chociaż krok w tamtym kierunku, w sklepie pojawiła się kolejna osoba, a nawet i ich grupka. Posłał klientom firmowy uśmiech, spoglądając kątem oka na pozostawiony kubek z resztką smoły, którą Hathaway zwykł nazywać kawą.

Kolejna godzina minęła bez większych potknięć, ani chociażby możliwości spojrzenia na zegarek. Naczynia znajdowały się w zmywarce, poza tym jednym naczyniem, w którym chwilę wcześniej znajdowała się zimna kawa pozostawiona przez Oriona. Ten jeden kubek został potraktowany obróbką ręczną i ponownie znalazł się w ekspresie, przy którym Fletcher właśnie majstrował, aby rozszyfrować to idealne ustawienie, które usatysfakcjonowałoby jego szefa. Kiedy czarny jak noc twór znalazł się w naczyniu, Jesse, ledwo powstrzymując się przed zasypaniem tej płynnej śmierci cukrem, złapał go w obie dłonie niczym darowiznę pokoju i skierował się do drzwi na zaplecze.
- Orion?! - rzucił tuż przed nimi, jakby wcale nie bywał tam setki razy, próbując uszanować jego prywatność. Czy coś w tym stylu. Wlepił wzrok w blokadę oddzielającą go od mężczyzny, jakby była przeszkodą nie do przejścia. Klamka? Nie istnieje. Przestąpił z nogi na nogę. - Chcesz porozmawiać o tych facetach z jury? Co ci zrobili? - no i teraz to brzmiał jak terapeuta próbujący zbadać najgłębsze traumy swojego pacjenta. - Zrobiłem ci kawę - spróbował jeszcze inaczej, uznając to za swoją najlepszą kartę przetargową. W końcu nie widywał go poza kuchnią dopóki nie zaczynało brakować mu kofeiny. Czuł się trochę jakby próbował oswoić jakieś dzikie zwierzę, przynosząc w darze jego ulubioną żywność. Uśmiechnął się pod nosem na samą myśl i czekał, niecierpliwie stukając palcem w trzymaną ceramikę.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Nie pomogło przerzucenie kilkunastokilogramowych worków jutowych pełnych kakaowców z zaplecza do kuchni, żeby osłodzić mu paskudny humor. Ten wisiał nad nim jak chmura burzowa, gotowa lunąć w każdej chwili bez uprzedzenia. Bolały go plecy, ramiona i kark, a gdzieś koło popołudnia przysiadł na zapleczu żeby odetchnąć, z zamiarem spisania ogólnego stanu asortymentu. Tylko za chwilę, jak już odzyska czucie w rękach.
- Co ci trzeba? - odkrzyknął ochryple, w międzyczasie prostując nogi. Miał nadzieję, że to coś ważnego, chociaż nie rozbił też nic, co wymagałoby szczególnego skupienia. Ale pomarudzić zawsze mógł, to nie wychodziło z mody. Nigdy.
Och. Ze wszystkich możliwych pomysłów na rozmowę, Jesse wybrał akurat ten jeden, o którym Orion zupełnie nie miał ochoty znowu ględzić. Przewrócił oczami korzystając z faktu, że młody tego nie widzi, po czym wstał niechętnie wzdychając jakby niósł te worki nie z pomieszczenia do pomieszczenia, a na drugi koniec miasta. Dopiero kiedy padło magiczne słowo kawa, mężczyzna przestał się krzywić i mrugnął zaskoczony. Czyżby to już ten wiek, w którym pracownicy patrzyli na niego ostrożnie, przynosili uprzejmie kubek i aspirynę?
Wynurzył się zza drzwi, rzucił okiem na lokal, czy czasem nie krzątał im się po włościach jakiś niezdecydowany klient i utkwił spojrzenie w filiżance pełnej gorącej kawy. - Och. Okay, dzięki.
Zwilżył usta końcem języka i już sięgał po porcelanę, ale w połowie drogi zmienił zdanie. Zamiast chwycić za uszko, Hathaway złapał Fletchera za przód fartucha i pociągnął do środka, z całą ostrożnością na jaką było go stać - nie chciał rozlać, byłoby szkoda.
- Zostaw otwarte drzwi, będziemy słyszeć jak ktoś przyjdzie - polecił, wciąż nie zdradzając mu wyraźnego powodu, dla którego zdecydował się na przerwę akurat w tym miejscu. Szczerze mówiąc, nie było w tym nic ponad kaprys mężczyzny, który tego dnia wolał chować się po pomieszczeniach służbowych, niż wystawiać się na ogląd przypadkowej gawiedzi. Jeszcze by coś chlapnął nieuprzejmie, lepiej dmuchać na zimne. - Jaki masz rozmiar? - zapytał lekko, w końcu dobierając się do kawy. Już po pierwszym łyku wyglądał, jakby magicznie wróciły mu siły, ale na pewno nie spostrzegawczość, inaczej zorientowałby się, że zabrzmiało to co najmniej dwuznacznie. Chodziło mu rzecz jasna o fartuch, bo od dwóch miesięcy Jesse zasuwał w tym pozostawionym przez poprzedniego pracownika, a na orionowe oko, był trochę za duży.
Opadł swobodnie na stalowy regał przemysłowy, tuż obok starego ekspresu czekającego od paru ładnych lat na naprawę. Zawsze o nim zapominał, tak samo jak o podłączaniu terminali na noc, żeby rano działały sprawnie.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Metoda wywabienia go z zaplecza zadziałała, a przynajmniej tak mu się przez chwilę wydawało. Już zamierzał oddać mu kawę i kontynuować zadawanie pytań o sprawy, w których się jeszcze nieszczególnie orientował, kiedy został złapany za fartuch i pociągnięty na zaplecze.
- Czekaj-... - zaczął słaby protest, chociaż mimo wszystko podążył za nim, z zaskoczenia potykając się o własne nogi. Ledwo dał radę utrzymać niesiony kubek w pionie, zachowując się jakby był najcenniejszym co posiadał. I w tym momencie właściwie tak było, wolałby nie wiedzieć co by miało miejsce jakby wylał gorący napój na podłogę, albo, o zgrozo, na prowadzącego go Oriona. Dokąd? Nie miał pojęcia. Zmarszczył czoło na komentarz o drzwiach. Co oni tam niby mieli robić? Dlaczego nie mogli pogadać przy kasie, jak wcześniej? - Uh, coś się... coś się stało? - upewnił się, wędrując za nim i w ciągu tych kilku sekund tworząc w głowie scenariusze, w których zrobił coś nie tak. Nie miał zielonego pojęcia co mogłoby to być, ale znał siebie, przecież mógł coś źle odłożyć, nie zakręcić kranu w łazience i zalać pół zaplecza, albo... albo... Stanął na środku pomieszczenia, rozglądając się w poszukiwaniu jakiejkolwiek nieprawidłowości zanim wrócił wzrokiem do mężczyzny odbierającego swoją kawę. Jednak nie miał dostać zjebki? Na to by wychodziło, sądząc po spokojnej minie i w miarę zrelaksowanej postawie, chociaż następne pytanie ponownie go zagubiło. Czego rozmiar?
- Yyyy, w sensie? - spytał, patrząc na niego jakby urwał się z choinki i zaczął tańczyć cha-chę. Nie skojarzył, że mogło chodzić o fartuch, zdążył się do niego przyzwyczaić, a ze swoją sympatią do zbyt dużych bluz i swetrów czuł się niemalże jakby i ten element garderoby wziął się z jego własnej szafy. Skoro udało mu się trochę uspokoić, zdecydował się na oparcie ramieniem o pobliską ścianę i kontrolnie spojrzał w stronę kawiarni. Dzwoneczek działał niezawodnie, ale zawsze czuł się dziwnie, kiedy zostawiał kasę bez opieki, nawet na krótką chwilę. - Planujemy jakieś ciekawe outfity na wyjazd? Coś jak wiesz, bluzy z nazwą drużyny na plecach? Nie ma na to zbyt wiele czasu, aby może udałoby się coś ugadać, Sarah mogłaby popracować nad kolorami i czcionką, a sama produkcja to... cóż, spięcie, ale powinni sobie poradzić, zwykle są niezawodni - zaczął nawijać, nagle naprawdę zainteresowany tą myślą i świecie przekonany, że dokładnie dlatego Orion wyskoczył z tematem rozmiarów. Ludzie tworzący jego merch byli świetni w swojej robocie, chociaż nigdy nie dawał im zleceń z tak krótkim terminem, z tym mogłoby być rożnie. I dlatego właśnie Hathaway powinien był powiedzieć mu o wszystkim z wyprzedzeniem!

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Wysiadując regał mierzył dzieciaka uważnym spojrzeniem, jakby wciąż rozważał, czy zabieranie go na wystawę to aby na pewno dobry pomysł. Nie chodziło o to, że mu nie ufał, Jesse miał już wiele okazji by udowodnić jak odpowiedzialnym jest pracownikiem, ale z jakiegoś powodu Orion się wahał. Problem w tym, że sam nie potrafił określić w czym rzecz i to było koszmarnie frustrujące, bo nie mógł tego z siebie wyrzucić.
- W sensie, że fartucha. A myślałeś, że o co ja cię pytam, rozmiar buta? - odparował cierpko, zupełnie jakby nie dostrzegł wieloznaczności poprzedniego pytania. Fletcher najwyraźniej załapał jeszcze zanim zdążył mu dopowiedzieć, i jak to zwykle bywało, pojawił się znajomy słowotok. Nieprzerwana kaskada gadaniny odklejonej od rzeczywistości, ale wyjątkowo mu nie przerywał. Dobrze było wiedzieć, że w razie potrzeby Jesse miał kontakt z jakąś firmą odnajdującą się przy takich zamówieniach.
- Nie trzeba, wystarczą firmowe fartuchy. Tylko załóż proszę ciemną koszulę pod spód, najlepiej czarną, żeby to dobrze leżało - poinstruował, sącząc spokojnie kawę. Bądź co bądź nie pchali się na wioskowy jarmark, a Hathaway prędzej stanąłby za ladą w samej zapasce niż strojach pasujących bardziej do fanów drużyny futbolowej.
Próbował znaleźć sobie wygodniejsze miejsce, ale nie pomogło ani wiercenie, ani wyprostowanie nóg przez pół składzika, stalowa rama nadal wbijała mu się w bark i nie ustępowała. Ale Orion pomimo niewygody wciąż siedział, zupełnie jakby na coś czekał. Na koniec przerwy, albo kolejnego klienta, prawdopodobnie.
- Twój przyjaciel nie będzie zawiedziony, że zamiast na urlop do Korei wybierasz się z szefem w delegację? - zapytał ni z tego ni z owego, z dobrze zrównoważoną dozą drobnej uszczypliwości i żartu. Nie miał jeszcze sklerozy, pamiętał o czym niedawno rozmawiali i nie miał skrupułów, by te informacje wykorzystać. Od tamtego wieczora nie zauważył ani oznak szczególnej nerwowości ze strony Fletchera, poza tą typową dla niego na co dzień, dzieciak nie sprawiał także wrażenia, jakby marzył o egzotycznej randce z niedoszłym ex w walentynki. Czyli można żartować, temat raczej niedrażliwy.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Rozmiarów mogło być wiele i oboje byli tego świadomi, jednak rozgrzebywanie tej bezowocnej dyskusji byłoby wyłącznie marnotrawstwem czasu. Dlatego też wyłącznie wzruszył ramionami na pytanie i zastanowił się nad tym fartuchem. Pociągnął za przód swojego aktualnego, który faktycznie nieco na nim wisiał. Tylko, że sam nie uważał tego za problem.
- Umm... trochę mniejszy niż ten, raczej. Jak chcesz konkrety to w domu się zmierzę i ci wyślę, gra? - zaproponował taką opcję, bo, nie oszukujmy się, rozmiarówki działały dziwacznie i nie chciał palnąć losowego numerka, który "na oko" mógłby pasować. Jak już miał chodzić w czymś bardziej dopasowanym to zamierzał zrobić to dobrze.
- Pewnie, czarna koszula, da się zrobić, kapitanie - zapewnił, od razu wyciągając z kieszeni telefon, aby wpisać to w notatkach. Przed każdym wyjazdem tworzył sobie listę nawet największych dupereli, o których mógłby zapomnieć podczas pakowania. Nie zliczyłby ile razy po "ostatecznym" zamknięciu walizki musiał na szybko wpychać do środka bieliznę, lub bardzo inteligentnie zostawiał portfel na samym środku blatu kuchennego. Teraz wolałby takich rozrywek uniknąć. Przyglądał się wygibasom mężczyzny z uniesionymi pytający brwiami. Zaproponowałby mu wstanie i znalezienie sobie lepszej lokalizacji na wypoczynek, ale kim był, aby odmawiać mu siedzenia na własnym regale. Zostało mu wyłącznie to zaakceptować, co okazało się naprawdę proste, kiedy dostał od niego pytanie o Koreę. Zawiesił się na moment, wracając myślami do propozycji Ozzyego. Nie kontaktował się z nim w ostatnim czasie, temat zawisł w powietrzu bez rozwiązania i naprawdę próbował nie czuć przez to zawodu. Opcja wyjazdu z Orionem była świetnym sposobem na odbicie sobie tych wcześniejszych planów, nawet jeśli chodziło o pracę. Zmarszczył czoło, luźno wzruszył ramionami w odpowiedzi i posłał mu blady uśmiech.
- Raczej to przeżyje - zapewnił go, nieudolnie próbując pozbyć się kwasu ze strun głosowych. Nie chciał mówić nic więcej, wolał temat zwyczajnie zignorować, co z kolei zostało mu ułatwione przez zesłanego z niebios klienta i dźwięk dzwona dobiegający z kawiarni. Skinął do mężczyzny głową, jakby w ten sposób oficjalnie kończył rozmowę, i wyślizgnął się z zaplecza, aby obsłużyć nowego gościa. Praca pomagała mu oderwać myśli od niewygodnych spraw, teraz nie miało być inaczej.

/zt x2

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

#9

Pierwszym co poczuła była zaciskające się na jej drobnym ciele dłoń, sprawiając, że poruszyła się nerwowo, niechętnie otwierając powieki. Kolejnym była mieszanka zapachów, ostro-słodka, nosiła w sobie woń wczorajszego seksu. Wówczas do głowy Melusine napłynęły wspomnienia, których choć chciała się wyzbyć, to nie mogła. Zdławiony jęk - zgoła odmienny od tych wczorajszych - wydobył się spomiędzy jej lekko rozchylonych ust, gdy próbowała, nie budząc chłopaka wyswobodzić się z jego uścisku.
Ulotniła się z mieszkania Siriusa, zanim na dworze zaczęło świtać, a miasto pogrążone było jeszcze w śnie. Oczywiście wcześniej zabrała Coco na spacer, wyjawiając mu wszelkie swoje wątpliwości, które dopadły ją wraz z nastającym porankiem. Dlaczego tylko nie myślała wcześniej? Wyłączając głos - a ściślej rzecz ujmując krzyk - zdrowego rozsądku, skupiła się na czerpaniu przyjemności, zakładając, że nie może być w tym nic złego i rzeczywiście nie było, do czasu aż jej umysłu nie zaczęły bombardować myśli o konsekwencjach, jakie to wszystko będzie ze sobą niosło. Bosworth nadal był dla niej zupełnie obcym mężczyzną i nic się w tej kwestii nie zmieniło, a jednak nie potrafiła tego dnia skupić się na niczym innym, niż myślach dotyczących jego osoby.
Wszystko co robiła do momentu pojawienia się w schronisku pamiętała, jak przez mgłę, zwyczajnie działając na automacie. W zasadzie podczas wolontariatu nie było wcale lepiej, machinalnie wykonywała każde powierzone jej działanie, o dziwo nie zostając dziś dłużej niż powinna. Wytłumaczyła to złym samopoczuciem, ale tak naprawdę chciała po prostu wrócić do domu, zatopić się we własnej pościeli i nie opuszczać jej przez następny tydzień.
Właśnie wychodziła ze schroniska, naciągając na uszy czapkę, kiedy przy bramie na kogoś wpadła. - Przep…. - unosiła głowę ku górze, napotykając spojrzenie znajomych tęczówek. Miała nadzieję, że nie będzie musiała ich oglądać przez kolejnych kilka dni, ale jak to mówią - nadzieja matką głupich. -Sirius - jego imię brzmiało w ustach brunetki miękko, ale nie dało się ukryć, że była zaskoczona jego widokiem. Instynktownie włożyła dłoń do kieszeni kurtki, która nosiła w sobie ciężar jego portfela.
Nie wiedziała czego może się w tym momencie, po nim spodziewać, dlatego chwyciła go za rękaw kurtki, ciągnąc go w stronę pobliskiej kawiarni. - Zapomniałam wczoraj ci go zwrócić - oznajmiła, kładąc jego własność na stołku przy którym usiedli. Oczywiście czuła się trochę niepewnie, jednak starała się tego nie okazywać.

autor

Miliony przed nami. Miliony po nas.
Awatar użytkownika
26
190

Właściciel

Artistic Soul & Szmaragdowe Centrum

sunset hill

Post

#40

Siriusiowi jedynie rankiem towarzyszyła podejrzana niezręczność. Gdy przemieszczał się po mieszkaniu, nawiedzały go wspomnienia minionej nocy, przez co nie mógł w spokoju wypić kawy. Siedząc na kanapie myślał o ich pierwszym, łagodnym pocałunku, który pociągnął za sobą kolejne - choć bardziej gorliwe i namiętne. Następstwem tego był seks, a jego wizja powracała do głowy Siriusa niczym mantra. Nadal czuł pod opuszkami palców gładką, rozgrzaną skórę Melusine oraz słyszał jej rozkoszne jęki. Siniak na szyi stanowił pamiątkę tych upojnych chwil i nawet nie próbował
Resztę dnia spędził w biurze. Praca nad projektem otumaniła mu umysł. Skupił się wyłącznie na edycji danych i bazie marketingowej, dlatego do końca dnia zachował neutralność. Dopiero wieczorem, gdy jako ostatni upuścił agencje, zauważył że brakowało mu portfela. Prawdopodobnie zgubił go już podczas adopcji Coco. Wówczas był zajęty wypełnieniem formularza i zapomniał schować go do kieszeni. Później miał miejsce incydent z Rupertem, a także z Melusine do której mimowolnie powrócił myślami.
Do schroniska dotarł w półgodziny. Niebo zdążyło poszarzeć, a chodniki rozjaśniały dzięki ulicznym latarniom i kolorowym bilbordom. Zauważył znajomą twarz nieopodal bramy, przez co przyśpieszył kroku. Najpierw sądził, że Melusine również go zauważyła, dlatego nie zdążył w porę zahamować w skutek czego kilka sekund później trzymał dziewczynę za ramiona, jakby w obawie, że mogłaby upaść.
- Cześć - przywitał się, jednocześnie wchodząc brunetce w słowo. Potem zabrał dłonie i identycznie, jak ona ukrył je w kieszeniach. Było dziwnie: drętwo i chłodno.
Wybrali ustronny stolik w kącie kawiarni, tuż za dwoma olbrzymimi dracenami. Usiadł na przeciwko, chcąc dokładnie przyjrzeć się twarzy Melusine. Wyglądała normalnie, choć miał wrażenie, że pomimo tego inaczej spoglądała w jego stronę. Albo tylko mu się wydawało, bo wbrew własnej woli ponownie zobaczył przed oczyma jej nagie, ponętne ciało wijące się w jego szorstkich dłoniach. Odchrząknął, jednocześnie próbując okiełznać ten chwilowy prymitywizm.
- Dzięki - złapał portfel i natychmiast schował go do kieszeni. Na moment uciekł spojrzeniem w bok. Za oknem drzewa uginały się pod siłą wiatru. - Dlatego pojawiłaś się w mojej okolicy - stwierdził, nie zapytał. Ponownie skupił wzrok na Melusine, przy czym delikatnie pokiwał głową. Słowa dziewczyny w nikły sposób rozjaśniły powód, dla którego znalazła się wczoraj w Chinatown. Przynajmniej nie mógł wytłumaczyć ich trzeciego spotkania niefortunnym zbiegiem okoliczności.
- Powinniśmy pójść na randkę? - wypalił znienacka, bo cisza, jaka pomiędzy nimi zapanowała zrobiła się nieznośna. Z jednej strony winni byli sobie wyjaśnienia, a z drugiej Sirius nie potrafił w racjonalny sposób ująć tego wszystkiego słowami. Jego umysł eksplodował od nadmiaru intensywnych wspomnień i mimowolnie, wbrew temu jak się obecnie zachowywał, zastanawiał się czy będą w stanie kiedykolwiek to powtórzyć; czy bezwstydność jaka ich wtedy ogarnęła była jedynie jednorazowym wybrykiem. - Czy wolałabyś nazwać to niezobowiązującą relacją? - Potrzebował wskazówki. Czegoś, co pozwoliłoby mu określić kierunek dalszych działań.

autor

P o l a

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Wraz z pojawieniem się Siriusa w dziewczynie na nowo obudziły się wszystkie te emocje o których próbowała zapomnieć, zepchnąć na drugi plan, aby złapać oddech, nabrać potrzebnego dystansu, zwyczajnie pomyśleć. Tymczasem coś dziwnego ściskało ją w klatce piersiowej, zbyt wiele myśli atakowało umysł, nie pozwalając na chwilę wytchnienia, a ona nie potrafiła się w tym wszystkim odnaleźć.
Winni byli sobie wyjaśnienia, ale jak można było wytłumaczyć uczucia tak lotne i błahe, które za sprawą pojedynczego muśnięcia warg przerodziły się w nieujarzmioną burzę? Nigdy wcześniej nie przywiązywała do takich rzeczy wagi, nigdy też nie czuła tej irracjonalnej, wręcz palącej potrzeby bycia z drugim człowiekiem. Ani razu nie poczuła tej bezkresnej pustki związanej z brakiem kogoś obok.
To była przypadkowa znajomość.
Usiadła naprzeciwko bruneta, patrząc na niego, a jednak wciąż uciekając przed spojrzeniem w jasne tęczówki. To wywołując poczucie dyskomfortu, potęgowało drzemiące w Melusine uczucia, które bezwstydnie malowały się na jej policzkach czerwonymi plamami. W duchu dziękowała Bogu - choć była ateistką - za mroźne powietrze, bo bez cienia wstydu mogła właśnie je oskarżyć o taką reakcję własnego organizmu.
Panowała między nimi cisza. Podświadomie czuła tą dziwną aurę wiszącą w powietrzu; pełną niewypowiedzianych słów, ukrytych gestów. Naciągnęła na dłonie rękawy białego swetra, by choć na ułamek sekundy zająć czymś myśli, ale przede wszystkim ukryć drżenie rąk, zdradzające jej nerwowość.
- Jak warga? - zapytała w tym samym czasie, w którym on zrozumiała, co było powodem ich wczorajszego spotkania. Bez wahania zwracając mu jego własność. - Zostawiłeś portfel w schronisku, gdy adoptowałeś Coco - uściśliła, choć zapewne już na to wpadł. W gruncie rzeczy mówiła, tylko po to by nie dopuścić do tego, by na nowo zapadła ta niezręczna cisza.
Było trudno.
Melusine nie przyzwyczajonej do okazywania uczuć, znacznie łatwiej było kryć się za słownymi gierkami, przy których czuła, że ma jakąkolwiek kontrolę. Obecnie błądziła niczym dziecko we mgle, nie wiedząc jak powinna się zachować czy co powiedzieć. Prawdopodobnie Bosworth czuł podobnie, bo gdy ponownie zabrał głos, z jego ust wypłynęły pytania tak ze sobą sprzeczne, że wywołały u brunetki lekkie rozbawienie. Po raz pierwszy dziś, uśmiechnęła się, dopiero teraz rozumiejąc, iż w gruncie rzeczy znajdują się w tej samej sytuacji. On również nie wiedział, co o tym wszystkim myśleć, jak podejść do tego, co się już wydarzyło i co powinien teraz zrobić. Udawanie, że to się nie stało było bezsensowne, tak samo, jak nadawanie temu głębszego sensu.
Pojawienie się kelnerki, która przyjęła ich zamówienie, kupiło im kilkanaście sekund, choć te zupełnie niczego nie zmieniały, wciąż trwali w tym samym momencie.
- A może po prostu powiesz mi co siedzi teraz w twojej głowie? - zapytała, nauczona doświadczeniem, że mężczyźni wiele kwestii postrzegają inaczej niż kobiety.

autor

Miliony przed nami. Miliony po nas.
Awatar użytkownika
26
190

Właściciel

Artistic Soul & Szmaragdowe Centrum

sunset hill

Post

Gdyby Sirius nie zgubił portfela, to najpewniej teraz nie włóczyłby się w okolicach schroniska. Melusine zniknęła z jego łóżka wczesnym rankiem, co było równoznaczne z tym, że potrzebowała dystansu. Nie chciał być nadgorliwy. Nie potrzebował od razu wyjaśnień ani rozmowy, która sprowadziłaby ich na prawidłowy tok myślenia. W końcu w życiu zdarzyły mu się dwie podobne sytuacje i żadna z nich nie zwiastowała związku. Do wieczora, kiedy miał ręce zapełnioną pracą w biurze, pozostał spokojny. Potem nastąpiło spotkanie z Melusine i emocje, nad którymi sądził, że panował, wybuchły w nim niczym rozgorączkowany wulkan.
Dziewczyna znajdowała się blisko, jednak przypomniawszy sobie obrazy namiętnej nocy, dzieląca ich odległość nagle zaczęła stanowić dla niego olbrzymi dystans. Poruszał nerwów nogą i wygodniej rozsiadł się na krześle, jednocześnie posyłając Melusine pełne tajemnicy spojrzenie. Oblizał usta, bo wbrew logice poczuł na nich posmak jej malinowego błyszczyka.
To niepojęte.
- Dobrze - bąknął i jeszcze raz zmienił pozycję. Położył łydkę na kolanie i splótł dłonie na brzuchu. Przypominał sobie o pękniętej wardze jedynie kiedy usiłował zjeść coś słonego. Wówczas rana zaczynała go piec, ale nie ból to ból, z którym nie mógłby sobie poradzić.
Przytaknął w odpowiedzi na jej kolejne słowa. Skoro odzyskał portfel, to nie było potrzeby, aby dalej drążyć ten temat, jednak nie przewidział, że jego milczenie ponownie wzniesie krępującą ciszę.
Rozmowa w ogóle się nie kleiła. Pomimo wcześniejszych założeń nastawienie Siriusa uległo gwałtownej zmianie. Patrzył w te niepewne, ale wciąż piękne oczy Melusine i chciał dowiedzieć się: jak się czuła, czy wszystko było w porządku, dlaczego zniknęła i czy ten incydent cokolwiek znaczył. Jeszcze niedawno w jego ramionach była taka krucha i delikatna. Obecnie wyglądała na ostoję skrytości i dystansu. Upewnił się w tym przekonaniu, kiedy wymijająco udzieliła odpowiedzi na pytanie, zadając jednocześnie własne. Znowu zmienił pozycję. Wyprostował plecy i nachylił się nad stolikiem dla odmiany splatając dłonie pod brodą.
- Nie wiem, co być chciała usłyszeć. - Wzruszył ramionami. Był niepewny, dlatego również unikał odpowiedzi, które mogłyby zbliżyć Melusine do jego prawdziwych odczuć. Zachowywali się, jakby właśnie przeciągali linę. Dążyli do tego samego, lecz żadne z nich nie zamierzało wyjawić sekretów, skrzętnie ukrytych w ich sercach. W końcu po kolejnej chwili konsternacji i milczenia, Sirius skapitulował. - Chodźmy na randkę - powiedział znienacka. Nawet na moment nie opuścił spojrzeniem oczu Melusine. Głos miał surowy, chociaż czasami wdało się w jego wydźwięk delikatne drżenie. - Nie - cmoknął nerwowo, po czym oparł się o oparcie krzesła. - Powinienem inaczej to ująć - zaśmiał się, choć w tym geście w rzeczywistości brakło rozbawienia. - Czy zgodzisz się pójść ze mną na randkę? - zapytał już w bardziej grzeczny i łagodny sposób.
Kompletnie nie mógł przewidzieć, dokąd doprowadzi ich ta zażyłość. Mimo wszystko w przyszłości nie chciał żałować; nie chciał widzieć Melusine u boku innego mężczyzny i czuć jak zazdrość ściska jego wnętrze. Intrygowała go. Już ich pierwsze spotkanie wywołało w nim wiele emocji, o które nawet wcześniej się nie podejrzewał. Noc spędzona wspólnie w Chinatown była kumulacją nieprzewidzianych doznań i wolałby na tym nie poprzestać.

autor

P o l a

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Ten cholerny portfel! Gdyby tylko nie zapomniała zostawić go na kuchennym blacie, uniknęłaby rozmowy, na którą żadne z nich nie było gotowe. Jeśli chciałaby zmierzyć się dziś z konsekwencjami wczorajszego czynu, nie wyszłaby z jego mieszkania, gdy ten jeszcze spał. Mogłaby pokusić się o stwierdzenie, że to los postanowił z nich po raz kolejny zakpić, ale przecież nie wierzyła w żadną mistyczną siłę, która kierowała ludzkim życiem, dlatego nie pozostawało jej nic innego, jak przyznać się do własnego roztargnienia, a może i głupoty?
Zawsze uważa się za osobę inteligentą, a przede wszystkim rozważną, jednak obecnie dopadły ją wątpliwości czy rzeczywiście tak jest. Bo czy w takim przypadku poddała by się potrzebnie chwili? Mądra, młoda kobieta zatrzymałaby dłonie Siriusa w momencie, gdy zetknęły się z jej skórą, tymczasem dla Melusine był to mechanizm zapalny, rozpoczynający całe to szaleństwo. Z drugiej strony nie czuła się tak bardzo winna, jak prawdopodobnie powinna, bo przecież nie brała w tym udziału sama; część odpowiedzialności spadało również na chłopaka.
Chociaż w ich głowach kotłowało się wiele myśli, między nimi panowała cisza. Zupełnie, jakby próbowali zrozumieć się bez słów, czego nie potrafili, przynajmniej nie dziś. Wczoraj wszystko wydawało się mniej skompliwane, poddając się targającym nimi emocjom komunikowali się poprzez dotyk; obecnie przed nim uciekali, narzucając niepotrzebny dystans.
Nie radziła sobie z jego spojrzeniem, tak bardzo znajomych, a jednocześnie obcym. Kolor tych tęczówek widziała cztery razy w życiu, nie była nawet w stanie określić czym różnią się od oczu innych osób, choć niewątpliwie były jedyne w swoim rodzaju. Mimowolnie gdy oblizał wagi, skupiła na tym geście swój wzrok, dławiąc ciche westchnienie. Na ułamek sekundy przymknęła powieki w nadziei, że pomoże jej to zapanować na nerwowością, lecz osiągnęła odwrotny efekt. Umysł brunetki od razu zaatakowały wspomnienia ciepłego oddechu Bosworth'a rozbijającego się na jej nagiej skórze, wręcz poczuła jak palący jest, zwłaszcza w miejscach, gdzie zostawił swój ślad - naliczyła ich piętnaście. Kiedy na to pozwoliła?! Otworzyła oczy, nerwowo poprawiając się na krześle, założyła nogę na nogę.
Błądząc nie tyle po omacku, co po niepewnym gruncie chciała jakoś wybrnąć z tego ambarasu, przez który ich relacja stała się jeszcze bardziej irracjonalna. Uznała, że odpowiedź w formie pytania, będzie dla niej najbezpieczniejszą opcją, bo wciąż nie wiedziała, czego Sirius od niej oczekuję. Nie pamiętała by składali sobie jakieś obietnice czy znajdując się w wirze namiętności rzucali wyznaniami, które nie miały nic wspólnego z rzeczywistymi ich uczuciami. Dlaczego więc oboje się denerwowali, dodatkowo milcząc, skoro chcieli tego samego?
Gdy w końcu zaczął mówić, wypuściła z płuc powietrze, nieświadoma, że wstrzymuje oddech o kilka sekund dłużej niż powinna. Prawie natychmiast jej sylwetka nabrała rozluźnienia, nawet jeśli Melusine nie do końca je odczuwała.
W normalnych okolicznościach zapewne zaśmiałaby się rzucają jakąś uwagą na temat niepasującego do jego propozycji tonu głosu, w którym ponownie rozbrzmiała dziwna surowość. Słysząc ją już po raz trzeci korciło ją,by zapytać co jest powodem przez który się pojawia, jednak czuła, że jeszcze nie powinna tego robić, było za wcześnie, a oni byli sobie jeszcze zbyt obcy.
Mylił się jeśli uważał, że oczekuje zaproszenia na randkę. Te ostatnio - o dziwo! - były obecne w jej życiu, nawet jeśli stanowiły przypadkowe spotkania lub jej własny kaprys, nie mając większego znaczenia.
- A czy musimy nadawać temu łatkę? - zapytała, odrobinę się rozluźniając. W momencie kiedy odkrył przed nią karty, poczuła się pewniej, zupełnie jakby na nowo odzyskała twardy, a przede wszystkim pewny grunt pod stopami. Pozwoliła sobie nawet na szeroki uśmiech, którym powinnam obdarzyć go w momencie, gdy na siebie wpadli, ale nie potrafiła wówczas wykrzesać z siebie tej radości, wywołanej jego widokiem.
- Nie zrozum mnie źle. To do czego między nami doszło nie jest mi wcale takie obojętne, jakby mogło się wydawać, ale… wciąż jesteśmy sobie zupełnie obcy, nie chciałabym nadawać kategorii naszym spotkaniom, bo wtedy nie czuje się zbyt komfortowo. Rozumiesz co mam na myśli? - zapytała, jednocześnie zdradzając przed nim własne odczucia. Nie miała jeszcze poukładanego tego wszystkiego w głowie, ale nie wątpliwie chciała spotykać się z chłopakiem i zobaczyć do czego ich to zaprowadzi. Jednocześnie wiedziała, że jeśli zgodzi się na to, by nazywać to randkami - ta nazwa jednak do czegoś zobowiązywała - będzie czuła pewnego rodzaju presję, a tego chciała unikać, jeśli miała pokazać się mu, taką jaką jest na co dzień, bez filtrów.

autor

Miliony przed nami. Miliony po nas.
Awatar użytkownika
26
190

Właściciel

Artistic Soul & Szmaragdowe Centrum

sunset hill

Post

Sirius zamierzał z pokorą pogodzić się z wszystkimi konsekwencjami, które były następstwem minionej nocy. Myślał o tym, jak o czymś naturalnym, choć niewątpliwie patrząc w oczy Melusine, czuł się skrępowany. Widocznie sumienie nie pozwalało mu podejść do tematu tak lekko, jak w rzeczywistości próbował.
Ponownie zmienił pozycję, co robił średnio co parę minut, dając upust zdradliwemu podenerwowaniu. Powrócenie do poprzedniej, swobodnej i spontanicznej relacji był już niemożliwy, bo pominęli wszystkie stacje ostatecznie kończąc na skrajnym końcu. Utknęli gdzieś pomiędzy tym, co powinni, a tym co pragnęli, podświadomie spychając w przepaść najprostsze rozwiązania.
- Łatkę? - krótkie słowo, wymknęło się z ust Siriusa. Przybrał zdumioną minę, po czym ponownie zamilkł, bo smukłą kelnerka właśnie położyła ich zamówienie na stoliku. Uśmiechnęła się serdecznie spoglądając raz na Melusine, a raz na Siriusa, a następnie zaproponowała deser dedykowany specjalnie dla par. Na jej słowa machnął nieuprzejmie ręką, chcąc, aby odeszła i pozwoliła im dokończyć rozmowę.
- Nie rozumiem - odpowiedział zgodnie z prawdą i ponownie zmienił pozycję na krześle. Tym razem oparł łokieć o stolik, dzięki czemu wygodniej było mu sięgnąć ustami do papierowej słomki. Zamówił karmelowe latte z dodatkiem gałki lodów waniliowych. Kontynuował, gdy zaspokoił pragnienie. - Nie zaproponowałem ci związku, tylko randkę - przypomniał. Odniósł wrażenie, że nie do końca zrozumiała, co chodziło mu po głowie. Z drugiej strony w pierwszej kolejności pomyślał o tym, że w ten subtelny, delikatny sposób próbowała mu odmówić. Nie mógł mieć o to pretensji. W końcu w dzisiejszych czasach dla młodych ludzi seks stanowił formę nieprzyzwoitej rozrywki. Wiele osób niemal codziennie praktykowało tę formę atrakcji, dlatego był świadom tego, że ich znajomość miała prawo zakończyć się właśnie teraz; w tej kameralnej kawiarni, otoczonej całunem nadchodzącego wieczoru.
Ponownie napił się kawy, jednocześnie przełykając poczucie goryczy. Minę miał tęgą, chociaż przez cały czas starał się zachowywać naturalnie. Tylko jego spojrzenie było inne: butne, niezłomne, ale również kryjące błysk rozczarowania. Dla Siriusa określenie randka nie stanowiło nic zobowiązującego. Precyzował to jako etap, świadczący o głębszej znajomości, a jednak wciąż nie nadawał im miana pary i nie zmuszał do przynależności do drugiej osoby.
- Chciałbym cię lepiej poznać - powiedział otwarcie, tym razem nie kryjąc się z własnymi intencjami. Zamieszał słomką kawę i odłożył ją na bok. - Ale jeżeli ty czujesz inaczej, to uszanuję twoje zdanie. Chyba było nam dobrze ubiegłej nocy. Jestem ciekaw, czy potrafilibyśmy dogadać się poza łóżkiem - dodał bezwstydnie, ani na moment nie ściszając tonu.

autor

P o l a

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

- Tak, wiem, że randka to nie związek! - oznajmiła, może nieco zbyt ostro reagując, jednak w jakimś sensie nadal było to dla niej zobowiązujące. Utożsamiała to z brakiem kontroli nad własnym życiem, o którą tak bardzo przez ostatnie lata zabiegała. Sirius nie miał o tym pojęcia, nie poruszali takich kwestii - w zasadzie żadnych innych także nie. Było wiele rzeczy których o niej nie wiedział, jak chociażby ta, że w pakiecie z nią dostaje także jej najlepszego przyjaciela. Jakby to przyjął? Z westchnieniem sięgnęła po dłonie chłopaka, zaciskając na nich smukłe palce. Gest ten, chociaż wywoływał u Mel nerwowość, to jednocześnie towarzyszyło mu rozchodzące się po ciele przyjemne ciepło. Po raz kolejny to ona jako pierwsza zmniejszyła dystans, wkraczając w jego przestrzeń osobistą, na co mimowolnie się uśmiechnęła. I kto wykazywał się tu większą odwagą i chęciami?
- Śmiesz w to wątpić? - zapytała, ściągając brwi, gdy bezwstydnie napomknął o ich nocnym uniesieniu, łącząc to ze słowem chyba. - Więc to chyba ten moment, w którym powinnam się obrazić, dać ci w twarz i po prostu wyjść - oznajmiła poniekąd sobie z niego żartując, ale z drugiej strony, jak mógł mieć co do tego jakiekolwiek wątpliwości? Zabrała dłonie, obejmując nimi szklankę z parującą herbatą. Mimo swojego ostrzeżenia, pozostała na miejscu, zajmując się gorącym napojem; upiła go odrobinę, lekko parząc się w koniuszek języka. - Cholera, gorące - stwierdziła, chociaż patrząc po ilości wydobywającej się ze szklanego naczynia pary, była to oczywistość.
Melusine nie umiała tak na porządku dziennym przejść do tego, co między nimi zaszło. Fakt, w dzisiejszych dla większości osób czasach seks stanowił część rozrywki, jednak brunetka siedząca przed Bosworth'em nie zaliczała się do tego grona. Z resztą, czy nie to, że cały ten akt był dla niej ważny próbowała mu wcześniej przekazać? Bass będzie musiał nauczyć Siriusa czytania między wierszami, bo ten jeszcze tego nie potrafił.

autor

ODPOWIEDZ

Wróć do „Interbay”