WAŻNE Wprowadzamy nowy system pisania postów/tworzenia tematów w lokacjach. Prosimy o zapoznanie się instrukcją i stosowanie nowego wzoru. Więcej informacji znajdziecie tutaj!

Subfora zostały podzielone na 4 główne działy, oto orientacyjny zakres lokacji, które mogą się w nich znaleźć:
- strefa miejska - ulice, parkingi, tereny zielone, parki, place zabaw, zaułki, przystanki, cmentarze
- usługi - sklepy, centra handlowe, salony kosmetyczne, pralnie, warsztaty
- kultura i instytucje - galerie, muzea, teatry, opera, domy kultury, centra społeczne, urzędy, kościoły, szkoły, przedszkola, szpitale, przychodnie
- życie towarzyskie - restauracje, kawiarnie, kluby, kręgielnie, puby, kina

Dodatkowo w dzielnicach znajdziecie subfora większych firm albo ważnych dla forum i postaci lokacji, np. szczególne kluby, uniwersytet, czy restauracje.

INFO W procesie przenoszenia forum na nowy silnik utracone zostały hasła logowania. Napiszcie w tej sprawie na discordzie do audrey#3270 lub na konto Dreamy Seattle na Edenie. Ustawimy nowe tymczasowe hasła, które zmienicie we własnym zakresie.

DISCORD Jesteśmy też tutaj! Zapraszamy!

UPDATE Postacie chcące uzupełnić swoją KP o nowe treści w biografii mogą skorzystać teraz z kodu update w zamówieniach.

Awatar użytkownika
0
0

dreamy seattle

dreamy seattle

-

Post

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Wspólny spacer do baru okazał się mniej bolesny, niż prawdopodobnie każdy z nich osobno zakładał; żaden z nich się nie popłakał (oczywiście nie z powodu pustych mieszkań, ale wyłącznie długiego dyżuru), nie polała się krew, obeszło się bez nadmiaru złośliwości. Flynn, nawet nie przyparty do muru, ale zdecydowanie po dłuższej negocjacji, był w stanie szczerze przyznać, że była to całkiem odświeżająca interakcja––a może była to zasługa rześkiego, wieczornego powietrza. Kiedy poruszyli już wszystkie oficjalne tematy, nawiązując do ostatniego zebrania, zdążyli przedyskutować szpitalną legendę o pewnej młodej pielęgniarce, która z dużym uporem polowała na wszystkich wolnych kawalerów w szpitalu, do których, mimo podkrążonych oczu, wciąż się zaliczali.
Bez nadmiernego przeciskania się do baru, Flynn trzymał za w dłoni zimną butelkę (były napoje, których nie lubił pić ze szklanek, korzystajmy też z tej alternatywnej, bezpandemicznej rzeczywistości, gdzie społeczeństwo nie składa się z żelu dezynfekującego i maseczek) i po pierwszym wlaniu w siebie piwa poczuł tak bardzo potrzebne rozluźnienie (na razie ramion, oby zakres działania tych kilku procentów rozszerzył się nieco na jego 187 cm wzrostu). Wstęga długiego dyżuru w końcu została przecięta, a jego wolny jutrzejszy dzień nareszcie zainaugurowany; po kilkunastu latach pracy nie roztaczał już złudnych wizji, które być może nawet kiedyś dostarczały lekkiego dreszczyku podekscytowania, że jutro się wyśpi, spędzi cały dzień w pidżamie, nie odbierze żadnego połączenia i nie odpisze na żadnego smsa. Zbyt dobrze wiedział, że ten plan był utopijny i nie do zrealizowania, bo nie da się rytmu dni nagle wyłączyć i przestawić na tryb kanapowy.
– Jutro też masz dyżur? U nas na oddziale te grafiki zaczynają przypominać praktyki studenckie, myślałem, że już to raz przerobiłem. – bo faktycznie, niespecjalnie był balans między pracą (przebywaniem w szpitalu, na korytarzach z żarówkami o zimnym kolorze, w białych klapkach) a życiem osobistym (przebywaniu w znajomo pachnących ścianach, z nieco przykurzonymi oknami i jednym, wciąż żywym fikusem), cokolwiek to było, Flynn nie był specjalnie zorientowany w ostatnich miesiącach. Poza poszukiwanym poczucie komfortu i wygody (które u niego, tak jak u większości, ulokowane było w okolicach własnej pościeli i znajomo pustej lodówki, w której dziwnym trafem zawsze był parmezan) nic go nie goniło do domu. Biorąc kolejny łyk piwa zrozumiał, na przykładzie Newta, która siedział naprzeciwko niego, że ma znikome pojęcie o ludziach, z którym spędza, mniej lub bardziej bezpośrednio, lwią część swojej doby. Nie do końca miał teraz przekonanie (ale weźmy poprawkę na jego zmęczenia, za kilka dni o tym zapomni), czy w tym szaleństwie jest metoda.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Przyjemnie było odetchnąć świeżym powietrzem po całodziennym wdychaniu oparów środków do dezynfekcji, syntetycznego zapachu plastiku jednorazowych rękawiczek i metalicznych pierwiastków unoszących się wśród sterylnych ścian z przyrządów chirurgicznych leżących na tacce i wypolerowanych na błysk. Newt nie przepadał co prawda za tą przedświąteczną atmosferą, którą odczuwało się teraz w całym mieście (sklepowe witryny przystrojone w przytłaczającym stopniu na czerwono i złoto, lampki zwisające z miejskich latarni, krzykliwe reklamy prezentowych rabatów przesuwające się na każdym mijanym billboardzie), ale oprócz tego spacer po wieczornym, grudniowym Seattle był dzisiaj znakomitym pomysłem. W trakcie rozmowy z Flynnem dowiedział się kilku rzeczy: a), że był nieżonaty (Newt nigdy nie wypytywał współpracowników o takie prywatne sprawy - nie można też było wywnioskować statusu cywilnego z braku zaobrączkowania, bo duża część personelu zdejmowała małżeńską biżuterię przed rozpoczęciem dyżuru), b), że słusznie unikał rozmów z kadrą pielęgniarską o swoim związku (i jego zakończeniu), i c), że poza szpitalnymi murami był całkiem przyzwoitym partnerem do konwersacji. Gdyby przyjrzeć im się z boku, byli nawet podobni - oboje w wieku tuż przed kryzysem tożsamościowym, doskonale pracujący pod presją, niedoskonale ukrywający zmęczenie i brak sukcesów na polu niezawodowym pod łatwą do zdjęcia maską cynizmu i fałszywej nonszalancji. Newt miał co prawda od dawna zastrzeżenia co do niektórych medycznych decyzji Flynna - wszystkie niestandardowe przypadki omawiało się w szerokim gronie podczas przerwy na kawę - ale musiał przyznać, że jako człowiek był zupełnie do zniesienia.
Bar był pustawy, i dobrze - nie miał ochoty na żadne zaczepne spojrzenia ze strony kobiet leniwie sączących prosecco, ani na piwne konwersacje z nieznajomymi mężczyznami którzy pod wpływem procentów zaprzyjaźniali się z całym światem. Podobnie jak Flynn zamówił Budweisera w butelce i z satysfakcją patrzył, jak ilość płynu zmniejsza się wraz z każdym wypitym łykiem.
- Tak, więc nie mogę się dzisiaj zupełnie wykończyć. Chociaż bardzo bym chciał - (nieudana operacja, zmordowanie, Ava). - Brakuje nam specjalistów, przecież wiesz. Co z tego, że pieniądze są dobre, jeśli jesteś w pracy praktycznie cały czas, a społeczeństwo jeszcze wiesza na tobie psy. Gdybym miał zaczynać studia drugi raz, chyba wybrałbym jakąś socjologię - upił ostatni łyk pieniący się na spodzie butelki i gestem poprosił barmana o ponowienie zamówienia.
- A Ty? Jakieś wielkie poniedziałkowe plany?

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Może to właśnie stanowiło sedno ich wzajemnej, chociaż ubranej w wyuczoną grzeczność i bezpieczny dystans, niechęci. Jeden nie był idealną kopią drugiego, ale relacja między Newtem i Flynnem nosiła znamiona przeglądania się w krzywym zwierciadle. Stawiający pracę na pierwszym miejscu, a własne powołanie na piedestale (razem z przysięgą Hipokratesa, którą być może mieli wyhaftowaną nad makatką powieszoną nad łóżkiem) skutecznie ignorowali własne potrzeby, również te emocjonalne, nie licząc kilku wybuchów w trakcie dyżurów. Te kłótnie najczęściej dotyczyły tego, że wiedzieli lepiej, nawet jeśli sięgali po niekonwencjonalne rozwiązania (z wyłączeniem leczenia pijawkami i parzoną pokrzywą). Flynn, wydawać się mogło, już przerobił ten etap w swoim życiu, kiedy alkohol rysował wyraźną granicę między pracą a po-pracą (domem? związkiem? spokojem?) i już zrezygnował z tego rytuału. Wiele nie potrzebował, żeby się zrelaksować, czasami wystarczył tylko podmuch zimnej bryzy (brzmi poetycko, ale przede wszystkim niesie orzeźwienie niedokrwionym tkankom), nieprzerwany sen (kiedy telefon zostawiał poza sypialnią) czy oczyszczający bieg.
Pusty bar odpowiadał jego stanowi emocjonalnemu, nie musiał się wysilać ani unikać na silę interakcji społecznych. Wydawało się to bezcenne mieć spokój, niewymuszonego kompana do rozmowy i zimne piwo––wszystko na raz, w dodatku w miejscu publicznym.
Zaśmiał się na uwagę Newta o studiach socjologii:
– Ja to chyba bym wylądował w jakimś dziale hr i wypełniał tabelki w excelu. Za długo jednak bym nie wytrzymał, obstawiam. – wtedy na pewno nosiłby wyprasowane koszule, bo miałby czas lawirować z żelazkiem, a w piątki mógłby do biura założyć bluzę. I przy okazji jadłby więcej owoców z rogu obfitości w zbyt jaskrawo oświetlonej wspólnej kuchni. – Jutro, dość zaskakująco, mam wolne, ale jak pewnie sam dobrze wiesz i tak nie uda mi się wyspać. – rytm biologiczny Flynna był skazany na porażkę, ten wolny dzień nic nie zmieni. Jeszcze istniało ryzyko, że znów będzie musiał zastąpić ordynatora, który miał ostatnio zbyt dużą tendencję do grubo zakrapianych kolacji. Oby, oby nie. Pójdzie pobiegać, wyciszy telefon, zje jajecznicę z gorącej patelni i przeczyta poranną gazetę, dla odmiany nie zostanie znaleziona w trakcie sprzątania mocno przedawniona. Banalny plan, ale każda minuta, które nie musiał wyrywać z dławiącego się tunelu czasu, nie miała dla niego ceny. Nie znosił się spieszyć i spóźniać (więc jedno często wiązało się z drugim), te godziny spędzone bez oglądania zegarka były największą odskocznią, jaką Flynn sobie fundował w te wolne dni. Nie było w tym żadnego strachu przed przemijaniem, siwą skronią (która już powoli w głębi jego ciemnych włosów nieśmiało dawała o sobie znać). Obawy dotyczyły tylko tego, że nie uda mu się wziąć oddechu pełną piersią, a nie na pół gwizdka. Te dni już nie upływały mu na zastanawianiu się, jak mogłyby wyglądać, gdyby kiedyś zachował się inaczej, nie stłukł kilku szklanek (i wazonu, rodzinnej pamiątki, to chyba nigdy nie zostanie mu wybaczone), nie analizował scenariuszy, które się nie spełniły, główni aktorzy z biegiem czasu stawali się statystami, a w rzeczywistości reklamy były ciekawsze od samego filmu.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Newt powinien pójść za przykładem kolegi po fachu i też uszczknąć sobie gdzieś dzień wolny (a najlepiej kilka, najlepiej wiele) z tego monolitu dodatkowych dyżurów, które pakował sobie do grafiku kiedy tylko telefon rozdzwaniał się z wyjątkową prośbą o zastępstwo czy nadgodziny. Nie zawsze pracował tak intensywnie, prawie do granic możliwości, ale od dłuższego czasu tak - ostatnio naumyślnie zanurzał się po czubek głowy w obowiązkach, żeby nie utknąć z kolei we własnej, nieuporządkowanej głowie, a wcześniej też wybierał późniejszy powrót do domu zamiast kolejnej kłótni z Avą i wymykanie się z mieszkania zanim zadzwonił jej budzik. Zabawny był, taki niby dorosły, taki poważany, taki inteligentny (mało wybitnych przesiewał już od reszty studentów pierwszy rok medycyny), a taki przy tym tchórzliwy - w sprawach, które wymagały trochę innej wiedzy niż ta stricte książkowa, nagle gubił się jak dziecko we mgle. Być może miało na to wpływ wychowanie - z jednej strony niepokojąca figura ojca, która bacznie śledziła jego naukowe postępy, a z drugiej skulona postać matki, po raz kolejny niepotrafiąca wykrztusić z siebie żadnych argumentów w czasie poniżającej kłótni z pewnym siebie mężem. Newt był połączeniem tych dwóch charakterów, zlepkiem genów wymieszanych na chybił-trafił, i czasami miał wrażenie, że zmiksowano mu ze sobą same te społecznie najgorsze - był elokwentny, owszem, miał dobrą pamięć, ale przy tym zupełnie nie potrafił odnaleźć się na szachownicy ludzkich interakcji. Szkoda.
- Daj spokój, pasowałbyś wyśmienicie. Kawa, plotki, czasem wpisałbyś jakąś funkcję, czasem zniszczył komuś marzenia podczas rozmowy kwalifikacyjnej - (nie, żeby Newt znał to uczucie z doświadczenia, bo - jako wonderchild - nikt nigdy nie odmówił mu zatrudnienia). - Ale tak na poważnie, gdybyś miał zaczynać ścieżkę zawodową od zera, od pierwszego kroku, to wybrałbyś tak samo?
Palcami od dłuższej chwili bawił się zapalniczką w odcieniu butelkowej zieleni, którą trzymał w kieszeni marynarki. Nie wypalił jeszcze swojego trzeciego papierosa - według dziennego przydziału jego czas przypadał na moment po wyjściu z pracy, ale skoro dziś nie wychodził z niej sam to nie chciał otulać nikotynowym welonem potencjalnych abstynentów (nie wiedział, czy Flynn pali, ale nie widział go nigdy z papierosem, więc poczynił takie założenie) - i powoli zaczynał czuć ten cholery głód który pojawiał się jak w zegarku.
- Myślę, że jeśli wypijemy jeszcze po dwa takie - wskazał na opróżnioną do połowy butelkę piwa, w której odbijało się światło wypolerowanych na błysk lamp znad stolika - to zaśniesz jak dziecko. Mieszkasz sam?
Ach, czyli jednak nadszedł ten moment, w którym alkohol rozwiązuje nieco supeł na języku i odmraża relacje; Newta nie interesowało to jakoś przesadnie, ale nie chciało mu się już gadać o pracy (wystarczy), więc równie dobrze mógł dowiedzieć się o Flynnie czegoś nowego. Wstał, sugestywnie wyciągając z kurtki paczkę marlboro lightów i zarzucił na szyję szalik.
- Zapalę, w porządku? Nie wiem, czy też zaliczasz się do grona ludzi łatwo ulegających nałogom, ale jeśli tak, to zapraszam. Jeśli nie - zaraz wracam, możesz zamówić mi kolejną butelkę. Następne stawiam ja.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Obwiniane rodziców za niepowodzenia w dalszym życiu mogły wydawać się banalne, ale nie da się ukryć, że w wielu przypadkach zarzut był trudny do podważenia. Te wszystkie opłacone lekcje fortepianu, wariujące matki od prowadzenia samochodu, odwożenie na balet, na kinderbal, do lekarza, do szkoły, ojcowie składający meble, unikający jakiejkolwiek interakcji z własnym dzieckiem: tu nie ma co się specjalnie mądrować, bo współczesna literatura stoi tym leitmotifem. Dzieci uciemiężnionych, obarczonych odpowiedzialnością za przerost formy nad treścią w rozbuchanej wyobraźni rodziców o kolejnym Szopenie, założycielu Ikei czy przyszłym naukowcu, bo przecież wszyscy cały czas! czekamy na lekarstwo na raka. (Chyba jesteśmy zgodni, że to ostatnie to już, naprawdę, najwyższa pora, przecież to nie może być takie skomplikowane, żeby ktoś w końcu na to nie wpadł.) Flynn nigdy nie miał poczucia, że był wyjątkowy, wręcz przeciwnie: przyjemnie normalny, co więcej, nikt nie wywindował jakiś specjalnych wymagań co do jego dziecięcej persony z bujną czupryną (trudno, żeby ktoś nieobecny czytaj jego matka w ogóle mógł mieć jakieś uwagi do swojego syna). Nie doznał, jak mu się przynajmniej wydawało, głębokiego uczucia nieszczęścia, które w dorosłym życiu przerodziło się w żal (ewolucja godna dżdżownicy zmieniającej się w motyla), niespecjalnie czuł się obarczony wczesnym dzieciństwem. Tu najpewniej leżał jego błąd, bo chroniczna niezdolność do powstrzymania własnych nerwów w jakimkolwiek związku, który wymagał rozmowy nie tylko po seksie, ale w ciągu długich popołudniowych godzin, na pewno mogłaby zatrzymać jakiegoś psychologa na kilka porządnych, terapeutycznych sesji. Zniknięcie matki, a z perspektywy dziecka porzucenie było zadrą, którą głęboko w sobie niósł, przeszkadzająca w zbudowaniu jakiejkolwiek trwałej relacji. Och, Flynn, gdybyś tylko wiedział, jaka byłaby z ciebie ładna pocztówka w jakimś francuskim, koniecznie czarno-białym, koniecznie wyreżyserowanym przez Truffaut, filmie (Antoine Doinel mógłby mieć porządną konkurencję!).
– Niestety, chyba tak. Jak już raz przepadniesz w tym labiryncie tkanek, to tak jakbyś zgubił się w oczach jakiejś wysokiej blondynki. – odpowiedź Flynna mogła być zaskakująca, niemniej mieszanka zmęczenia i połowy piwa nawet u dorosłego mężczyzny potrafiła szybko wywołać spustoszenie. Zniknęła kamienna maska i mglisty dystans, jakim się otaczał. Uniósł brwi, wyraźnie rozbawiony, gdy Newt zapytał go status nieruchomościowy, dobrze, że nie mieszkał w jakiejś komórce pod schodami. – To jest jakaś propozycja, czy boisz się, że zasnę na wycieraczce? – absolutnie o nic takiego nie podejrzewał swojego kolegi z pracy, że ten nagle zaczął się troszczyć o najmniejszy palec u jego stopy, ale Flynn na to zaskakujące pytanie zareagował, tak jak miał w zwyczaju (można wierzyć lub nie): zabawnie, z dozą ironii. Może ich obu opuścił już szpitalny eter i powoli odzyskiwali świadomość umysłu (odpowiednio uwarzona pszenica nie stała na przeszkodzie, wręcz przeciwnie.)
– Śmiało, pal, ja przestałem po studiach, jak mi się zachciało zostać maratończykiem i cały pociąg do nikotyny mi przeszedł. – kolejna osobista informacja, jak tak dalej pójdzie, to wpiszą się sobie nawzajem do pamiętniczków, być może nawet brokatowym długopisem.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Gdyby Newt miał świadomość tego, jak nieprzykryte nakazami, zakazami, językami, warsztatami, ćwiczeniami, oczekiwaniami (i, w przypadku ich niespełnienia - zawodami) może w ogóle być życie przed pełnoletnością, to pewnie wymieniłby się z Flynnem na doświadczenia raz, dwa, mimo jakiejś tam zmarłej matki. Jego matka żyła, owszem, ale dla niego głównie od święta i jako chrapliwy głos w telefonicznym głośniku - nawet nie pamiętał, kiedy ostatni raz był w rodzinnym domostwie (trzy lata temu? wtedy, kiedy Ava tak pokłóciła się z jego ojcem, że musieli wyjeżdżać dużo wcześniej niż planowali, praktycznie od razu po tym, jak trzasnęła drzwiami od kuchni tak, że aż zadrżała futryna?) i obraz rodzicielki powoli zamazywał mu się w szczegółach. Nigdy zresztą nie była centralną postacią na familijnym obrazie, zawsze skryta gdzieś na drugim planie w cieniu dorodnego małżonka; Newtowi kojarzyła się głównie z sennym (teraz, kiedy był już dorosły i po specjalizacji doskonale wiedział, że tabletki, które trzymała w szafce nad zlewem, po amerykańsku, wcale nie były przepisane na dokuczliwy ból stawu biodrowego) sączeniem herbaty w fotelu z kwiatowym obiciem, kolejną aranżacją tych samych tulipanów konających w kryształowym wazonie i czesaniem długich włosów szczotką z włosiem dzika. Nie mógł sobie przypomnieć, czy kiedykolwiek przeprowadził z nią jakąś konwersację, która nie brzmiałaby jak small talk tak ukochany przez wszystkich gości (biznesowi koledzy, partnerzy, konkurenci ojca i ich żony) wykwintnych kolacji, które wyprawiali w ogromnym salonie przynajmniej raz w miesiącu. Ładna pogoda, tak, mam dużo lekcji, nie, wolałbym kanapkę z marmoladą, nie lubię masła orzechowego - i tyle. Żadnych rozdzierających serce wyznań zdezorientowanego nastolatka, żadnych miłosnych całusów od syna zaczynającego pierwszy rok w szkole, żadnych niekończących się opowieści na temat życia studenckiego czy związkowego. Avę przedstawił rodzicom dopiero wtedy, kiedy musiał (czyli kiedy zagroziła mu, że odejdzie, jeśli zamierza dłużej chować ją przed światem) i dzisiaj uważał, że kolejnej wybranki nie będzie z nimi łączył tak samo długo. Po co psuć jej krew i zasiewać jakieś wątpliwości na temat genów, kiedy, jak Ava, przypadkiem zobaczy późnym wieczorem dramatyczny akt na dwie role, w którym pan domu daje w mordę ukochanej małżonce.
- Idę zatem - przerwał rozmyślania (w końcu, nic dobrego nie mogło z nich wyniknąć) i wysunął się na zewnątrz baru, wyszukując w kieszeni zapalniczkę i szybkim pstryknięciem uwalniając dym z zamkniętego w bibułce tytoniu. Znowu zaczęło padać (nigdy już go to nie dziwiło, to miasto płynęło praktycznie codziennie), więc szybko dopalił, zagasił niedopałek w najbliższym śmietniku i wrócił do środka szybkim truchtem.
- Leje - rzucił do Flynna, zajmując miejsce przy stoliku. Newt nie zabrał ze sobą parasola, więc już wzdychał w środku na myśl, że będzie musiał wrócić do domu uberem czy podobnym wynalazkiem; nie cierpiał jechać autem z obcymi ludźmi i jeszcze, nie daj boże, prowadzić jakąś beznadziejną, małą rozmówkę, rozpoczętą zarówno przez krępującą ciszę jak i chęć napiwku. - Co mówiłeś? Czy ci coś proponuję? Flynn, na boga, opanuj się. Pewnie obiektywnie przystojny z ciebie facet, ale przykro mi, nie jesteś w moim typie.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

To na pewno było rozważania na poważniejsze trunki niż nieco bezsmakowe piwo: o matkach, których nigdy nie było, o matkach, które nigdy nie były mamusiami, o matkach, które co prawda chciały, ale nie wyszło. Jeśli jakiegoś tematu Flynn unikał, to właśnie matki, którą nawet ciężko było określić jako swoją (jakaś kobieta?), skoro większość życia domniemanego syna znajdowała się poza jego orbitą. Gorzki miało to posmak, dlatego on o tym ani nie myślał (za często) ani nie mówił (za dużo lub wręcz wcale). Czasem mu się nawet wydawało, że można ona nie była prawdziwa, nigdy nie istniała naprawdę, była kimś, kto przyśnił się w mglistym wspomnieniu i był wyłącznie tworem wyobraźni, więźniem wybujałej narracji małego chłopca. Że jej nigdy nie było. Pozostałe rozważania w tej kwestii nadawały się na skórzaną kozetkę, ale jak to często bywało w przypadku wykształconych i konwencjonalnych medyków, Flynn dość pobłażliwie podchodził do jakichkolwiek form samoanalizy, której starał się nie uprawiać. Nie była to absolutnie wypadkowa zimnego chowu: ojciec, który był prawdziwy i obecny starał się zbudować bezpieczne ognisko domowe, zbudować razem łódź, pozwolić na pierwszego psa. I dopóki nie pojawiało się to poczucie porzucenie, które potrafiło dopaść Flynna w najmniej oczekiwanym momencie (niedziela rano), to był zadowolony ze swojego relatywnie spokojnego bytu.
Kiedy Newt wyszedł na papierosa, Flynn walczył z powoli dopadającym go zmęczeniem: szczypanie oczu, zimne dłonie. Prawie pustą butelką zataczał wodniste okręgi po blacie. Obudził się dopiero na uwagę o pogodzie, ale tematu nie kontynuował: small talk nie był jego najlepszą stroną.
– Obiektywnie dziękuję, mogę teraz tylko unikać cię w pracy z zawstydzenia. –Flynna aktualnie zniewalało poczucie senności zbliżone do mojego, dlatego zaproponował, że stawia kolejkę i będzie uciekał. – Newt, po tym długim dyżurze pora chyba już spać, ignorując zupełnie fakt, że jest tak naprawdę wczesna pora. Dzięki, to był dobry pomysł. – uścisnął jego dłoń, po wyjściu na zewnątrz stwierdzili, że to nie jest najlepsza pogoda na spacer i każdy zniknął w zamówionym uberze (niestety nie omiatając mokrych chodników swoimi pelerynami, aż tacy stylowi nie byli.)

/zt2

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

#1 Skończyła pracę grubo po 19, była zmęczona i chciała jak najszybciej znaleźć się w domu, więc wsiadła w pierwszy lepszy autobus do centrum, przytuliła głowę do zimnej szyby i... Przysnęła! Obudził ją kierowca, oznajmiając, że to przystanek końcowy i prosi o opuszczenie pojazdu. Momentalnie się rozbudziła, nie wiedziała gdzie jest i jak daleko od domu, na szczęście przystanek miał nazwę i używając telefonu jakoś się odnalazła. Okazało się, że wylądowała w jednej z najdroższych dzielnic miasta, na dodatek najbliższy autobus powrotny do węzła przesiadkowego miała za dobrą godzinę, więc nie uśmiechało jej się czekać. W teorii mogła wziąć Ubera albo taksówkę i dostać się do domu, ale zwyczajnie szkoda jej było kasy na takie przyjemności. Miała na co wydawać pieniądze, i nie chodziło tu o kolejną spódniczkę czy nowe buty - życie kosztuje, mieszkanie kosztuje, pewnych rzeczy się nie przeskoczy. Skoro już tu wylądowała i miała godzinę do autobusu powrotnego, postanowiła się przejść i pooglądać witryny sklepowe. Jak mieć pecha to już po całości! Kiedy przechodziła pod sklepem Versace, nagle zerwał się silny wiatr i rozpadał się intensywny deszcz. Nie znosiła pogody w Seattle, ale generalnie nie należy do marud ani pesymistek. Mimo, że nacisnęła klamkę przy drzwiach pierwszego lepszego otwartego o tej porze punktu, już zdążyła przemoknąć do suchej nitki. Jasne kosmyki poprzyklejały się dziewczynie do twarzy, a ona drżała z zimna.
- Witamy w Canlis, czy mogę prosić o numer rezerwacji?- odezwał się młody chłopak stojący przy kontuarze.
Tatiana przetarła wierzchem dłoni oczy. Dzięki bogu za wodoodporne produkty do makijażu! Dzięki nim nadal wyglądała zniewalająco.
- Nie mam rezerwacji...- odparła spokojnie i stanęła pod ścianą by nikomu nie przeszkadzać.
- Bardzo mi przykro ale nie mamy wolnych stolików ani miejsc przy barze, bez rezerwacji z wyprzedzeniem nie ma na to szans.- powiedział kierownik sali starając się być tak miłym jak to tylko możliwe, choć po jego minie było widać, że jest totalnie niezadowolony, że musi rozmawiać z kimś takim jak Tatiana. Patrzył na nią trochę jak na śmierdzącego bezdomnego, który śmiał wejść i prosić o coś do jedzenia.
- Nie chcę żadnego stolika, pada deszcz, weszłam tu tylko po to by się nie rozchorowić.- powiedziała już lekko wzburzonym tonem, oczywiście przekręcając odrobinę ostatnie słowo. Chłopak opiekujący się rezerwacjami uśmiechnął się kpiąco i zmierzył Tatianę lodowatym spojrzeniem.
- W takim razie muszę panią prosić o opuszczenie lokalu- wskazał dziewczynie ręką drzwi i ponaglił ją ruchem brody, na co Tatiana zareagowała groźnym zmrużeniem powiek. Odkleiła się od ściany, o którą się opierała. Miała ochotę zrobić mężczyźnie krzywdę, sprzedać mu liścia za takie chamstwo ale zamiast tego... Wybrała opcję kazania.
- Ja nie wie za kogo ty się masz, pada deszcz, wieje silny wiatr. Nie masz w sobie za grosz człowiekostwa. Ty chcesz mieć cudze życie na sumieniu? A co jeśli wjedzie we mnie samochód, który wpadnie w poślizg? Albo dostanę zapalenia płuc? Pomyślałeś o tym? Dlaczego nie masz serca? Stoję sobie z boku, nikomu nie przeszkadzam, chronię się tylko przed deszczem.
- Niech się pani uspokoi i opuści lokal, to nie miejsce dla takich jak....
No i się chłopak doigrał, nie znosiła takiego chamstwa, wywyższania się, traktowania innych z góry, tylko dlatego, że nie stać ich na jedzenie w takich miejscach albo, że nie mieli tyle szczęścia i nie udało się im zarezerwować stolika na czas. Ona naprawdę z wielkim trudem powstrzymała się od spoliczkowania młodzieńca.
- Przyprowadź tu swojego szefa. Już.
Czy właściciel tego miejsca ma świadomość jakie buraki u niego pracują? A może sam jest jednym z nich i to jego wytyczne? Przecież blondynka nie odstraszała swoim wyglądem, zapachem czy czymkolwiek innym. Kulturalnie chciała przeczekać urwanie chmury nikomu nie zawadzając. Arnold chciał czy nie chciał poszedł po swojego szefa i pokrótce kiedy z nim szedł do przedsionka restauracji przedstawił mu swój punkt widzenia informując go o tym, że trafił na jakąś przewrażliwioną furiatkę i że prawdopodobnie skończy się na wezwaniu policji.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

1.

Czasami zastanawiał się po co mu ta wielka willa, którą kupił już tyle lat temu skoro w restauracji spędzał tyle czasu, że spokojnie wystarczyłby mu materac i prysznic na tyłach, ale potem przypominał sobie o tym jak lubił swoje wielkie wygodne łóżko, wannę z hydromasażem i cudowny sprzęt do odtwarzania muzyki, który mógł uruchomić jednym słowem z każdego zakątka mieszkania. No i oczywiście o swoim psie, który też przecież musiał mieć swój kąt i kawałek trawy do wybiegania się.
Dzisiejszy dzień nie różnił się zbytnio od poprzednich. Poranny bieg z czworonogiem u boku, chłodny prysznic, czarna kawa, śniadanie i restauracje, w której jak zawsze stracił poczucie czasu i dobrze, że przypomnienia w telefonie dawały znać o tym, że powinien zabrać ukochaną suczkę na spacer.
Był już wieczór i Basil po całym dniu kręcenia się po kuchni, gotowania i zażegnywania kryzysów miał zamiar wrócić do swojej rezydencji, przebrał się już nawet w swoje "cywilne ubranie", gdy jeden z pracowników wszedł, by poinformować go, że wystąpił problem i jeden z " właściwie nie do końca gości", tak naprawdę to jakaś niezrównoważona kobieta chce z nim rozmawiać. Westchnął tylko ciężko odwieszając swoją skórzaną motocyklową kurtkę na wieszak i udał się do wyjścia. W głowie już oczywiście rzucił całą wiązankę przekleństw, że nie może mieć nawet jednego spokojnego i bezproblemowego dnia, ale jego twarz miała niemal pokerowy wyraz, co swoją drogą u jego pracowników wywoływało momentami większe przerażenie niż wrzaski na kuchni, lub latające sztućce, wtedy chociaż wiedzieli co jest na rzeczy, gdy był spokojny i opanowany nikt nie miał pojęcia co wisi w powietrzu.
Szedł wyprostowany powtarzając sobie w głowie, aby pamiętać o opanowaniu, ktoś kiedyś zasugerował mu, że może powinien zacząć medytować czy coś w tym rodzaju i chyba cholera miał rację.
W końcu stanął twarzą w twarz z blondynką. No cóż, nie wyglądała jak większość klientów odwiedzających jego lokal, właściwie to wyglądała jak ktoś, kto powinien go omijać szerokim łukiem i w tym momencie był w stanie uwierzyć w opowieści Arnolda o jakiejś wariatce, która ma zamiar błąkać się po jego restauracji i może nawet zagadywać klientów. Mimo wszystko jednak musiał załatwić to z klasą, takie niebywałe " profity" bycia szefem.
- Basil Broocker, właściciel lokalu.- Przedstawił się wyciągając do niej dłoń.
- Chciała Pani ze mną rozmawiać, słucham, w czym jest problem? - Profesjonalny ton miał za zadanie ukryć to jak wielką ma nadzieje na to, że uda mu się sprawę załatwić w przeciągu najwyżej piętnastu minut.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Tatiana nie miała zamiaru robić afery i zwracać na siebie niepotrzebnie uwagi, może i wyglądała na taką, która lubi błyszczeć i być w centrum zainteresowania, ale w gruncie rzeczy była całkiem prostą dziewczyną, której atencja sprawiała lekki dyskomfort. Nie chciała też nikomu z gości lokalu psuć wieczoru przy kolacji czy drinku. Kilka głów zarówno z baru jak i sali zwróciła się w kierunku wejścia kiedy blondynka poprosiła o interwencję właściciela lokalu, ale po chwili wszyscy wrócili do swoich zajęć. W najdalszym zakątku pomieszczenia jakiś mężczyzna się nawet zaczął oświadczać swojej towarzyszce.
Basil i Tatiana mieli ze sobą w tym momencie coś wspólnego - oboje chcieli być już w domu, czuć zapach ulubionego środka do prania, włączyć ulubioną muzykę czy obejrzeć odcinek czy dwa jakiegoś serialu, ot tylko by się odstresować. W przypadku Petrovej relaks bywał utrudniony, nie mieszkała sama. Dzieliła lokum z trzema osobami, które nie koniecznie były takimi pedantami jak ona. Irytowały ją naczynia w zlewie, brudne blaty czy syf w salonie. Najgorsze było to, że nie zdawała sobie sprawy z tego, że specjalnie zostawiali po sobie bałagan, bo i tak wiedzieli, że mimo skrajnego wyczerpania po ciężkiej pracy ona i tak kiedy wróci to wszystko posprząta, włącznie z szorowaniem muszli klozetowej szczoteczką do zębów.
Te kilkadziesiąt sekund od zniknięcia Arnolda zdawały się ciągnąć w nieskończoność, domyślała się, że została przedstawiona jako nachalna i niegrzeczna, a przecież powiedziała tylko co myśli, nic więcej. Zdążyła odgarnąć z twarzy kosmyki włosów, które się do niej przyczepiły i przerzucić blond pasma na jedno ramię. Niewiele pomogło to z jej wyglądem, nadal przypominała zmokłą kurę, ale przecież z tym już nic nie zrobi. Przynajmniej trochę się rozgrzała, raz przez emocje jakie nią teraz targały, a dwa przez temperaturę panującą w pomieszczeniu. Zamyśliła się dlatego drgnęła kiedy na horyzoncie pojawił się Arnold, z głupawym uśmieszkiem wymalowanym na twarzy, i wysoki, dobrze zbudowany mężczyzna. Trochę ją zatkało na jego widok, wyglądał na surowego człowieka, brakowało mu w jej mniemaniu jakiegoś takiego... Ciepła. Chyba trochę ją przestraszył, ale nie dała po sobie nic poznać, wyciągnęła drobną dłoń by uścisnąć jego wielkie łapsko.
- Tatiana Petrova- powiedziała spokojnie, nawiązała z brodaczem kontakt wzrokowy. Ten moment uściśnięcia dłoni i spotkania oczu sprawił, że wzdłuż kręgosłupa przeszły jej ciarki, i dopiero to chyba wywołało w niej przerażenie. Jak można czuć coś takiego względem obcego mężczyzny? Nawet na sekundę przestała oddychać. Chyba brak chłopaka zaczął jej za mocno doskwierać, że przypadkowo poznany człowiek wywołuje taką falę emocji.
- Problem leży w tym człowieku, który nie ma w sobie za grosz empatii drogie panie Broocker- oświadczyła z pretensją w głosie i dopiero wtedy uświadomiła sobie, że nadal ściska jego dłoń. Natychmiast ją upuściła, a swoją własną wskazała na duże okno z widokiem na tonącą w deszczu ulicę.
- Widzi pan co tam się dzieje? Weszłam by schronić się przed deszczem, nie prosiłam o stolik, o miejsce przy barze, o nic. Chciałam tylko stanąć w kąciku i przeczekać aż przestanie tak mocno padać, czy to coś złego? Pana człowiek kazał mi opuścić lokal skoro nie jestem klientką, kazał wyjść na deszcz i moknąć. Jak tak można? Ja nie rozumie. -potrząsnęła głową z niedowierzaniem. Miała niemal łzy w oczach kiedy to mówiła. Grała czy faktycznie było jej tak bardzo przykro przez to jak została potraktowana? Wiedziała to tylko Tatiana. Cóż, nie było jej przykro, była wkurzona na bezduszność i prostactwo.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Naprawdę nie miał najmniejszej ochoty na gaszenie jakichkolwiek pożarów w tym momencie. Kochał to miejsce całym sobą, uwielbiał tutaj być, ale nawet on czasem odczuwał zmęczenie, musiał pojawić się w domu, wziąć prysznic czy nakarmić psa.
Niestety prowadzenie restauracji to nie była bułka z masłem. Własna działalność nie równała się z leżeniem całymi dniami do góry brzuchem i dyrygowaniem ludźmi, jak wielu sie wydawało. Wrecz przeciwnie to sprawiało, że było się w pracy zawsze. Absolutnie zawsze w każdej minucie dnia. No chyba, że ktoś olewał swój biznes, ale on lubił trzymać rękę na pulsie, mieć wszystko pod kontrolą, a może zwyczajnie był pracoholikiem? Cóż kilka osób mu to sugerowało, ale olał ich. Oh ... Słyszał już kilka razy , że jego sylwetka wzbudza w ludziach, kobietach zwłaszcza, czasem lekki strach, ale cóż mógł poradzić na to, że miał taką, a nie inną aparycję? W sumie wolał w te stronę niż być jakimś drobniakiem bez mięśni, dobrze czuł się sam ze sobą. Uścisk jego dłoni był pewny, ale nie powinien być nieprzyjemny dla kobiety, która stała przed nim.
Już po tym jak się przedstawiła słyszał obcy akcent, nie był w stanie do końca określić jaki, ale na swój sposób było to interesujące i przyjemne dla ucha. Z resztą cała Tatiana była przyjazna dla oka, mimo tego, że wyglądała teraz jak zmokła kura musiałby być ślepy, aby tego nie zauważyć, a jednak na piękne kobiety zawsze zwracał uwagę.
Uniósł tylko brew słysząc, że problemem jest Arnold, z miejsca posłał mu broniące spojrzenie, bo nie lubił jakiś niejasności jeśli chodziło o obsługę klientów. Dał jej jednak dokończyć to ci chciała powiedzieć, opisać całą sytuację, a gdy to zrobiła rzucił do siebie w myślach jedynie trzy szybkie "japierdole", by dać sobie jakikolwiek czas na reakcję i przemyślenie. Sytuacja była patowa, bo prowadził restauracje nie poczekalnie, ale wiedział, że nie może tak po prostu wywalić jej na deszcz, zwłaszcza, gdy ta zdążyła już na siebie zwrócić uwagę innych gości. Jeszcze przyjdzie jej do głowy stać pod wejściem do restauracji, a to nie będzie wyglądało dobrze.
- Proszę Pani to jest restauracja, nie można tu wejść i nie chcieć miejsca przy stoliku czy barze.- Zaczął powoli, chociaż czuł, że ten argument wcale jej do niczego nie przekona. Spojrzał też za okno i pogoda zrobiła się naprawdę paskudna, na tyle paskudna, że aż skrzywił się na samą myśl o wracaniu na motocyklu do domu. Odwrócił się jeszcze przez ramię, aby sprawdzić czy na sali naprawdę nie ma ani jednego wolnego miejsca, które mogłaby zająć blondyna. Oczywiście pełne obłożenie bardzo go cieszyło, ale teraz miał nadzieję, że znajdzie coś wolnego. Przywołał jednego z kelnerów polecając mu sprawdzenie czy, aby na pewno nie znajdą dla niej nic wolnego. Restauracja była przecież na tyle duża, że nie był sam w stanie objąć jej całej wzrokiem.
-Dobrze, zachowajmy spokój, ktoś zaraz sprawdzi czy nie znajdzie się miejsce, nie może Pani tak po prostu tutaj stać. - Stwierdzil powoli, ale jednak dość stanowczo znów wracając do niej wzrokiem, a przy okazji witając skinienem głowy jakiś nowych gości.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Tak jak po opuszczeniu pracy miała jeszcze względnie dobry nastrój, bo perspektywa posiłku i spędzenia reszty wolnego czasu w łóżku była niebywale przyjemną wizją, tak teraz humor blondynki legł w gruzach. Może gdyby lepiej o siebie dbała, wysypiałaby się to nie usnęłaby w autobusie i teraz już piłaby ciepłą herbatkę, zakopana w ukochanych kocykach. Widać los miał dla niej przygotowane coś zupełnie innego, choć nigdy nie była fanką stwierdzenia, że to przeznaczenie, że tak miało właśnie być. Wychodziła z założenia, że człowiek sam jest kowalem własnego losu i tak jak postępuje tak w życiu będzie mieć.
Uścisk dłoni Basila był dla niej bardzo przyjemny, a świadczyły o tym dreszcze biegnące wzdłuż kręgosłupa, na dodatek do jej zgrabnego nosa doszedł wreszcie zapach jego perfum. Znała się na perfumach, sama lubiła używać tych dobrych, bardziej trwałych i kiedy tylko miała okazję przechodziła przez drogie perfumerie tylko po to, by skąpać się w pachnącej chmurce. Słowa Basila wywołały na jej twarzy lekkie skrzywienie, usta ściągnęła w cienką linię wyraźnie bijąc się ze samą sobą by nie powiedzieć czegoś nieprzyjemnego. Tak ciężko jej było ugryźć się w język! Zacisnęła pięści tak mocno, że pobielały jej kłykcie. Niby mężczyzna był uprzejmy, ale wyczuwała, że wcale nie ma ochoty rozwiązywać tej patowej sytuacji. Komu ona niby by przeszkadzała jeśli chwilę postałaby w kącie, gdzieś między kwiatkiem a ścianą? Problemy ludzi pierwszego świata, nie ma co. Nie chciała mu mówić, że nie stać jej na to by napić się tu choćby szklanki wody, nie mówiąc już o zamówieniu czegokolwiek do jedzenia. Wstydziła się swojego statusu majątkowego i bardzo mocno się kryła. Wolała odłożyć trochę więcej pieniędzy i kupić sobie jakąś lepszą rzecz by nie wyglądać na biedaka niż ubierać się w lumpeksach. Blondynka zaplotła ręce na klatce piersiowej i uniosła lekko brew ku górze, mogła wydawać się wyniosłą i zimną suką, ale tak nie było. Zwyczajnie Arnold ją wkurzył, chociaż wykonywał tylko swoje obowiązki, nie jego wina, że szef wymaga takiego a nie innego zachowania więc w sumie... Powinna powiedzieć do słuchu Basilowi, nie tamtemu biedakowi.
- Rany boskie....- ukryła na chwilę twarz w dłoniach, którymi ją przetarła i wzięła głęboki oddech. Musiała powstrzymać swój temperament, nie było winą ani jej, ani Arnolda ani nawet Basila, że zaczęło lać. Splot ciągu wydarzeń sprawił, że znalazła się tu przypadkowo, ale to i tak nie powstrzyma jej od tego by napisać opinię o braku empatii w internecie.
- Nie ważne, nie chcę żadnego stolika, żadnego miejsca przy barze... powtórzyła się i jemu. Wyciągnęła telefon i zaczęła w nim grzebać, już trudno odżałuje tych kilka dolarów na Ubera. Aplikacja pokazała jej, że kierowca podjedzie po nią za siedem minut.
- Przepraszam za kłopot i życzy na przyszłość więcej empatii, karma wraca panowie.
Odwróciła się tak, że było widać ładnie nazwę restauracji i cyknęła sobie selfie ze smutną minką, obróciła się na pięcie i wyszła na ulicę, o otwarciu drzwi powiadomił mały i cichy dzwoneczek. Stanęła na lewo od wejścia, najbliżej muru jak tylko się dało, bo tylko tam nie kapało jej na głowę Było okropnie zimno, dlatego zapięła kurtkę po samą szyję i zaplotła ręce na piersi tak by stworzyć obieg zamknięty ciepła.
Zaczęła pomstować na lokal pod nosem, oczywiście po rosyjsku, włącznie z przekleństwami i jakimiś złorzeczeniami.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Nie pamiętał już nawet co znaczyło " wyspać się", chodził spać późno wstawał bardzo wcześnie i gdyby nie kilka kaw pewnie jego bateria wyczerpałaby się już mniej wieciej około południa, ale żył tak już od lat, przywykł i w tym momencie nie wyobrażał sobie inaczej. Wątpił w to, by za dziesięć lat zmienił się i zaczął hobbystycznie pielęgnować rośliny ogrodowe w ramach odstresowania. Mimo faktu, że mógł wydawać się typem wiecznie wkurzonego człowieka, który byłby w stanie zabić samym spojrzeniem to kochał swoje życie własnie takim, jakim było.
"Porządny facet powinien dobrze pachnieć" - sam nie wiedział kiedy wymyślił sobie tą zasadę, albo kto mu ją wpoił. Czy był to ojciec, matka, a może Maria, która sprezentowała mu pierwszy flakon drogich, ciężkich perfum? Nie pamiętał, ale stosował ją już od bardzo długiego czasu. Może chodziło też jego wyostrzony poprzez gotowanie węch? Nie zastanawiał się nad tym nigdy, sięgnięcie po perfumy przed wyjściem z domu było już zwyczajnie odruchem.
Naprawdę starał się być miły i kulturalny względem kobiety. Nie kazał jej przecież wyjść, nie powiedział nic, co mogłoby ja obrazić w jakikolwiek sposób. Wręcz przeciwnie zaproponował jej pomoc i stolik, nie narzucał co ma zamówić. Chciał rozwiązać sprawę w neutralny sposób, ale widać to nie mogło być takie proste, przecież spokojny wieczór byłby taki nudny, na co to komu ogólnie?
Chciał rozwiązać ten problem, bo wystąpił on w jego lokalu, a mężczyzna został poproszony o interwencje i o ile mógłby przypuszczać, że może rzeczywiście Arnold nie był do końca uprzejmy to teraz sam sobie nie miał absolutnie nic do zarzucenia.
Napiął się lekko widząc jej waleczną postawę i to jak krzyżuje ręce na piersi. Już wiedział, że to nie koniec i czuł, że ciśnienie zaczyna mu się podnosić. W jego głowie galopowały myśli, przeważnie te w których pojawił się głos, że zrobienie awantury we własnej restauracji będzie strzałem w kolano. Czym innym było wydarcie się na innego kucharza, który po raz kolejny zrobił zbyt gęsty sos, a czym innym kłótnia z klientką na oczach całej sali.
Splótł ręce za plecami, bo jednak skrzyżowanie ich na piersi nie byłoby dobrą postawą względem klienta, i westchnął ciężko. Skoro nie chciała stolika, ani miejsca przy barze to jak inaczej miał jej pomóc?
Odetchnął w duchu, gdy zdecydowała, że opuszcza lokal. Cóż, może gdzieś tam zrobiło mu się odrobinkę przykro, ale życie niestety czasami bywa brutalne, a on w sumie nie wyrzucał jej siłą na ten deszcz. Jednak, gdy zobaczył jak wyjmuje telefon i cyka zdjęcie. Co tu się do jasnej cholery działo?! Czy blondynka była jakąś pieprzoną influcośtam, która kosztem zadymy w jego restauracji zamierzała zwiększać sobie zasięgi i popularność?!
Nie zastanawiając się ani jednej minuty wyszedł za nią z restauracji prosto na ulewny deszcz, który nieprzyjemnie uderzył go w twarz.
-Co Pani wyprawia?! -
Podszedł do niej szybkim krokiem jakimś cudem pomijając w swojej wypowiedzi przekleństwo.
-Co to niby miało być przed chwilą?!-
Uniósł się, podniósł nawet lekko głos, ale jak na siebie i tak był nadzwyczaj spokojny.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Ani podejście do życia Basila, ani Tatiany nie było zbyt zdrowe - oboje popadali ze skrajności w skrajność, ale chyba w tym samym celu: chcieli coś w życiu osiągnąć. Różniło ich prawie dwadzieścia lat życia i byli na zupełnie innym jego etapie - Basil już się dorobił, mógł sobie pozwolić na to by odrobinę odpuścić, ale pracoholizm brał górę. Tatiana z kolei bardzo chciała dokądś w życiu zajść, tylko dokąd skoro nadal była tylko sprzątaczką, która dość kiepsko zarabia jak na swoje standardy i potrzeby? Gdyby nie miała męża, który nie chce jej dać rozwodu po złości to już szukałaby sobie następnego, bogatego i rzadko bywającego w domu. Wtedy by się wykształciła i żyła jak pączek w masełku. Cóż, brzmi trochę jak typowa gold digger chociaż nie wykluczała w tym wszystkim miłości. Nie ma serca z kamienia, żeby nie było. W przeciwieństwie do Basila i Arnolda, dla których problemem było pozwolenie dziewczynie chwilę przeczekać ulewny deszcz w przedsionku restauracji. Nie chciała robić problemów ani im ani sobie psuć nerwów, wolała odpuścić i zwyczajnie wyjść, mimo iż Basil starał się jej jakoś pomóc, tyle, że nie miał świadomości, że nawet jeśli jakimś cudem znajdzie się dla niej stolik czy miejsce przy barze to ona kompletnie niczego nie zamówi. Dlatego kiedy wyszła i w jej policzki uderzył chłód wieczornego powietrza poczuła ulgę, jakby jakiś potworny ciężar spadł z jej drobnych barków. Już myślała, że spokojnie poczeka na Ubera, ale nie... Mało brakowało a by telefon upuściła bo aż podskoczyła kiedy Broocker wypadł z lokalu jakby się tam paliło i jeszcze podniósł głos. Jej oczy zrobiły się wielkie jak monety kiedy na niego spojrzała z niemałym przestrachem. Ona i influencerka? W życiu, kto by się interesował życiem biedaczki, na dodatek imigrantki z zerowym pojęciem o pisaniu po angielsku.
- Ale proszę na mnie nie krzyczeć, to że jest Pan taki duży, silny i przystojny nie znaczy, że można podnosić głos na kogoś kto nie ma nawet najmniejszych szans na to by się obronić! - powiedziała z przestrachem, i dopiero później dotarło do niej co tak naprawdę wyszło z jej ust. Czy ona nazwała go przystojnym? I silnym? Dlaczego najpierw mówiła a później myślała? Boże.... Natychmiast jej policzki oblał widowiskowy rumieniec i uciekła gdzieś wzrokiem. Powoli przestawało tak intensywnie lać, choć nadal brakowało pogodzie perfekcji.

autor

ODPOWIEDZ

Wróć do „Canlis”