WAŻNE Wprowadzamy nowy system pisania postów/tworzenia tematów w lokacjach. Prosimy o zapoznanie się instrukcją i stosowanie nowego wzoru. Więcej informacji znajdziecie tutaj!

Subfora zostały podzielone na 4 główne działy, oto orientacyjny zakres lokacji, które mogą się w nich znaleźć:
- strefa miejska - ulice, parkingi, tereny zielone, parki, place zabaw, zaułki, przystanki, cmentarze
- usługi - sklepy, centra handlowe, salony kosmetyczne, pralnie, warsztaty
- kultura i instytucje - galerie, muzea, teatry, opera, domy kultury, centra społeczne, urzędy, kościoły, szkoły, przedszkola, szpitale, przychodnie
- życie towarzyskie - restauracje, kawiarnie, kluby, kręgielnie, puby, kina

Dodatkowo w dzielnicach znajdziecie subfora większych firm albo ważnych dla forum i postaci lokacji, np. szczególne kluby, uniwersytet, czy restauracje.

INFO W procesie przenoszenia forum na nowy silnik utracone zostały hasła logowania. Napiszcie w tej sprawie na discordzie do audrey#3270 lub na konto Dreamy Seattle na Edenie. Ustawimy nowe tymczasowe hasła, które zmienicie we własnym zakresie.

DISCORD Jesteśmy też tutaj! Zapraszamy!

UPDATE Postacie chcące uzupełnić swoją KP o nowe treści w biografii mogą skorzystać teraz z kodu update w zamówieniach.

Awatar użytkownika
0
0

dreamy seattle

dreamy seattle

-

Post

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Ubranko

[shadow=blue]W życiu każdego człowieka przychodzi taki moment, w którym podejmuje decyzję wpływającą na jego przyszłe losy, kiedy na skrzyżowaniu wielu dróg musi wybrać jedną z nich, nie wiedząc, dokąd ona prowadzi.[/shadow]


Trzy dni. Tyle minęło odkąd się dowiedziała. Trzy dni, które były cholernym kalejdoskopem. Płacz, panika, radość, strach i znów płacz. Ta myśl była tak ciężka do udźwignięcia, że całe trzy dni spędziła w łóżku. Nie wychodziła na poranny spacer po lesie z psem, nie schodziła na kolację, unikała spotkań. Celina tylko przychodziła co chwilę, sprawdzała czy w porządku, herbatę przynosiła i czekoladę gorącą. Pilnowała by jadła, przytulała do siebie głaszcząc po tych potarganych od przewracania się na poduszce włosach i Fela miała wrażenie, że chociaż żadne słowa nie padły bo przecież nie potrafiły jej przejść przez gardło to Celina wiedziała. Bo uśmiechała się pod nosem i jakoś więcej tej bitej śmietany na te domowe gofry dawała, książki o szczęśliwych rodzinkach podrzucała i patrzyła tak ciepło. Ale Felicia nie czytała tych książek bo skupić się kompletnie nie mogła i te gofry co jadła to lądowała nad toaletą, a wtedy płakała jeszcze dłużej i jeszcze mocniej. Telefon brzęczał co chwilę z smsami od braci, czasami dzwonił. Florian raz zadzwonił bo Celina napisała mu wiadomość, że od dwóch godzin z łazienki nie wyszła. Devon dzwonił wcześniej. Prowadzili jak zwykle te zwykłe rozmowy o wszystkim i niczym, a ona starała jak się mogła by głos jej nie zadrżał, by brzmiała jak zawsze chociaż palce zaciskały się mocno na telefonie. A przecież wiedziała, że musi mu powiedzieć. Więc zgodziła się bez wahania kiedy spytał czy mogą się spotkać następnego dnia. Chwile przed północą przyszedł sms z adresem i nawet cień uśmiechu przeszedł jej przez usta, kiedy odwracała się na drugi bok.
I chociaż kolejną noc z rzędu nie zmrużyła oka, to świt nastał jakoś szybciej niż zwykłe. I te ptaki w lesie za oknem jakoś głośniej ćwierkały kiedy pierwsze promienie nowego dnia wpadły przez okno. Cały dzień zleciał jakoś szybciej. Nawet wysuszenie włosów zajęło jej mniej czasu niż zwykle. W końcu trzeba było wyjść, bo przecież nie chciałaby czekał, a długa rozmowa ich czekała. Celina jeszcze musiała przed wyjściem zacząć swoją tyradę o tym, że spacery o tej porze to zły pomysł i że zmarnie bo ten płaszcz co właśnie na ramiona zarzucała to cienki, a przecież temperatura nie wzrastała powyżej 10. Ale Fela nie słuchała, więc tylko ucałowała ją w policzek i wyszła. Zimne, wieczorne powietrze dobrze jej zrobiło po tych trzech dniach zawiniętych w kołdrę. Dźwięk obcasów odbijających się od miejskiego bruku przebijało się przez gonitwę myśli w jej głowie, a im bliżej była tym mocniej ściskał ją żołądek. Młodzi przecież tacy byli, zbyt młodzi. Na pewno nie gotowi… Czarne scenariusze przechodziły jej przez myśl i ręce w kieszeniach drżały mocniej. Bo jeśli mnie zostawi? Jeśli wyśmieje i stwierdzi, że to mój problem? Niczego tak nie żałowała jak tego, że nie może zapalić. Ale nic. Teraz przecież musiała dbać jeszcze o kogoś….
Odnalazła go wzrokiem dość szybko, bo rzucał się w oczy na tle tej całej restauracji.
- Cześć. - Uśmiechnęła się blado, siadając naprzeciwko niego z nadzieją, że nie widać jak bardzo żołądek podchodzi jej do gardła. - A to jakaś okazja? - Spytała z rozbawieniem, unosząc brew i układając trzęsące się dłonie płasko na udach. Bo jak nie to ja mam chyba okazję…
Wiele rzeczy w życiu było trudnych. Pierwszy występ, pierwsza sesja, pierwszy spacer w szpilkach i te sprawdziany z matematyki w liceum. Ale nigdy jeszcze nie stresowała się, aż tak. Ale kiedy wzrok zatrzymał się na dłużej, na małej dziewczynce siedzącej z rodzicami w rogu odetchnęła głęboko spoglądając na chłopaka. - Muszę Ci o czymś powiedzieć….

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

w końcu

Poranki zawsze były takie same, szare i senne. W akompaniamencie budzika, który dzwonił bezlitośnie głośno, aż miało się ochotę zmiażdżyć telefon, tylko siły brakowało. Słońce wynurzało się nieśmiało z mroku, powoli stawiając to biedne, zaspane miasto na nogi. Czas wyprostować kolana, kręgosłup, ochlapać twarz zimną wodą, wykonać te wszystkie czynności, które wykonuje się, żeby zmusić ciało do funkcjonowania, mimo obezwładniającej potrzeby snu. Czas jakoś przeżyć dzień, by znów wrócić za późno, położyć głowę na poduszce i obudzić się za wcześnie, z bólem pleców. Mięśnie jeszcze pamiętają wczorajszą dwunastogodzinną zmianę, a mieszkanie nie pamięta, kiedy ostatnio ktoś postanowił w nim posprzątać. Klasyk.
Tygodnie zlewały się w dni, dni w godziny. Godziny na autopilocie, bo ciężko jest wytrwać za barem bez chociaż trzech szotów dziennie, a likier i kofeina uderzały od razu, tylko te cholerne skurcze łapały akurat jak kucało się pod drzwiami zaplecza, by spalić zasłużonego papierosa i między zamówieniami wysłać wiadomość do brata, z zapowiedzią swojej kolejnej wizyty. Cosmo z każdymi odwiedzinami wydawał się być w coraz lepszej kondycji i chociaż dr Snave prosiła, by nie cieszyć się na zapas i uprzedzać ją wcześniej, Devon mało robił sobie z jej poleceń. Kobieta ewidentnie za nim nie przepadała, może dlatego, że za każdym razem zostawiali po sobie smród dymu tytoniowego.
Sam Devon patrzył na brata z coraz większą nadzieją i strach, który ściskał mu żołądek, powoli ustępował jakiemuś ciepłemu, kojącemu poczuciu, że może naprawdę wszystko się ułoży. Nawet jeżeli to tylko głupia nadzieja, nawet jeżeli to jedzenie, które Devon przynosił, lądowało potem w psim żołądku, nawet jeżeli to wszystko było skutkiem różnych dziwnych mieszanek w kroplówce podawanych 24/7, Devon i tak patrzył na brata z coraz szerszym uśmiechem, bo w końcu widział w tym człowieku Cosmo. Widział kolory na jego kościstych policzkach i z zadowoleniem obserwował jego płynne, energiczne ruchy, słuchał historii o dziwnych snach, nudnych serialach w telewizji i wkurwiającej pani doktor.
I może dobrze, że sen przychodził szybko. Był zbyt ciężki i zbyt krótki i wcale nie pomagał w pełni odzyskać sił, ale niewiele rzeczy tak dodawało mu otuchy, jak świadomość, że ma dla kogo podnieść się z łóżka. I tego dnia postanowił zrobić Felicii niespodziankę, by wynagrodzić długie tygodnie życia tym złym snem. Do tej pory krępował się podobnych, eleganckich spotkań, szczególnie w restauracjach, w których trzeba robić rezerwacje z dużym wyprzedzeniem i Devon spalił się już na samym początku, ale Florian ruszył kilka kontaktów i obyło się bez przypału. Dziś miało być specjalnie i tak będzie. Dev długo obserwował siebie w lustrze, wykonując jakieś dziwne pozy i próbując nie wybuchnąć przy tym śmiechem. To było zupełnie do niego niepodobne, szczególnie, że jedynymi restauracjami do których ostatnio chodził, były In-N-Out w godzinach nocnych i bar chiński naprzeciwko. Nie chciał się wygłupić. Może jednak się wygłupiasz? Może zaprosisz ją do siebie i zamówicie kebaba? Po co to wszystko? Wyjdź, wreszcie, do cholery jasnej!
Pani z obsługi przywitała go z podejrzanie zbyt szerokim uśmiechem i zaprowadziła do zarezerwowanego stolika. Wszyscy na bank myśleli, że przyszedł się oświadczać, pewnie jakiś drogi szampan już czekał na zapleczu, w metalowym kuble z lodem, a Dev przecież nigdy w życiu nie wybrałby tego miejsca na oświadczyny. O czym my mówimy w ogóle. Wiadomo, że Fela znajdzie pierścionek w sosie mieszanym, między frytkami, cielęciną i siekanymi warzywami. Złamie sobie na nim ząb.
Widok Felicii prędko odwrócił jego uwagę od panoramy miasta, która z tej perspektywy do tej pory znana mu była jedynie z filmów o snobach albo reklam perfum. Prawie zupełnie zapominał już, że przez ostatnie kilka tygodni stał za barem ze ścierą przewieszoną przez ramię, od polerowania kieliszków zrobił mu się odcisk na kciuku a pijany facet, którego musiał wygonić z lokalu, omal nie zarzygał mu wczoraj adidasów. W tym miejscu wszyscy wydawali się tacy wypolerowani, jak te kieliszki. Tylko Devon wyglądał, jakby był stażystą w tym filmie. Ale tym razem chciał, żeby Felicia poczuła się szczególna. Bo zawsze była. I może trochę nieudolnie mu szło, ale starał się, jak mógł. Skradł jej całusa na powitanie.
- A musi być? – spytał, w duchu modląc się, żeby naprawdę nie pomyślała sobie o zaręczynach. Zresztą, to za wcześnie, prawda? Za wcześnie na takie rzeczy. Zmarszczył delikatnie czoło, kiedy dostrzegł na jej twarzy podejrzany niepokój. Uśmiech powoli znikał, a gdy dziewczyna spojrzała na niego z tym kamiennym wyrazem twarzy, Devon siedział już całkiem poważny, automatycznie prostując się na krześle. – Co się stało, Fel?- kelner podszedł do nich, by podać karty dań i nalać białego wina do ich kieliszków. – Coś w domu? Mów – zdenerwowany był trochę, ale nadal mówił spokojnym tonem. Zdążył się nauczyć.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Wszystko miało być teraz inne. Dzień już nie miał zaczynać się radosnym spojrzeniem psich oczu i orzechową kawą. Tylko skurczem żołądka i biegiem do łazienki. I paczkę papierosów wrzucić musiała na dnie szafki, bo teraz już nie będą potrzebne na długo. Przerażające to wszystko było. Myśl, że będzie ktoś jeszcze. Ktoś za kogo trzeba wziąć odpowiedzialność na resztę życia. Ktoś kogo będzie trzeba nauczyć dobrze żyć, wskazać odpowiednie drogi i pilnować by nie zbłądziło. Nie miała dobrego wzorca w rodzicach. Matka próbowała się starać, ale miejsce na jej miłość zapychały pieniądze, drogie prezenty i wycieczki. Nie potrafiła okazywać miłości, chociaż na swój dziwny sposób przecież na pewno kochała swoje dzieci. Nawet jeśli odwracała wzrok kiedy Hamilton znów podnosił rękę na któreś z nich, albo kiedy kazała im wchodzić na wagę tylko po to, by im udowodnić jakie z nich spasione świnie.. Raczej daleko jej było do ideału matki i niekoniecznie dobre ścieżki wskazywała swoim dzieciom. I tego bała się najbardziej. Że nie będzie dobrą matką, że powieli błędy własnych rodziców i ta mała istotka, która zaczyna się w niej rozwijać będzie miała złe życie. Bała się, że sobie nie poradzą, że popełnią gdzieś błąd i będzie to miało katastrofalne skutki. Może to wszystko co miało teraz spocząć na ich barkach będzie dla nich za dużo. Nich… A może tylko dla niej? Bo Devon przecież młody był, całe życie jeszcze przed nim… I wcale nie musiał kończyć w pieluchach i kaszkach. Może miał być od dzisiaj to już tylko jej problem i ta myśl, chodź absurdalna nawiedzała głowę od trzech dni. Bo dziecko to obowiązek, wiele wyrzeczeń… Zmiany o 180 stopni, a oni przecież tak krótko ze sobą byli. Nocami przychodziły te wszystkie straszne wizję. Że ją wyśmieje, każe spadać, albo stwierdzi że to nie jego bo przecież nadal była Felicią, bo może poszła do łóżka z kimś innym i teraz karma wróciła. Okropne te myśli były, nachodziły ją nocami zwykle kiedy zmęczone oczy wlepiały spojrzenie w sufit. Zimno się od nich robiło i całe ciało trzęsło się niesamowicie, a dłonie tak mocno zaciskały się na kołdrze że drętwiały palce. Zwykle zaraz po nich przychodziły te jeszcze gorsze. Że jeszcze nie jest za późno, jeszcze może być normalnie. Przecież to sprawa do załatwienia… Nawet przez chwilę rozważała taką opcję, jednak szybko wyrzuciła ją z głowy nie pozwalając już nigdy wrócić tym myślą. Była przecież teraz odpowiedzialna za tą istotkę i nie ważne jak ciężko miało być, jak bardzo rodzice się zdenerwują, jak wszystko zacznie się sypać na głowę to sobie poradzi… poradzą….
Ciepło pomieszczenia osiadło jej się na policzkach, barwiąc lekko białą jak mleko skórę. Piękne to miejsce było, ciepłe takie. I te okna od sufitu do ziemi prezentujące Seattle w całej jego okazałości. I ten zapach bazylii unoszący się w powietrzu, świeczki na stołach pozwalające człowiekowi na chwilę zapomnieć, że jesień jest szara taka i smutna. Była również tak droga jak piękna… A przecież wiedziała jak Devon zasuwa od rana do wieczora i że czasami brakuje mu doby żeby chociaż odpocząć, a pomocy nigdy od niej nie chciał przyjąć. Nie musieli więc chodzić do tych drogich miejsc, w eleganckich ubraniach i jeść te wszystkie homary i krewetki, których swoją drogą Fela nienawidziła. Bo te kebaby, jedzone zwykle późnym wieczorem na jego kanapie w akompaniamencie Przyjaciół też były dobre. Nie ważne co i gdzie, ważne że z nim. Choć przyznać musiała, że miłe to było, jak się starał i serce jakoś mocniej jej zabiło na jego widok. Tylko sama nie wiedziała czy to przypadkiem nie ze stresu. Chwilowe ukojenie przeniósł jego zapach, kiedy zbliżył się do niej by pocałować na powitanie ale szybko strach powrócił…
- Nie, oczywiście że nie musi. - Uśmiechnęła się starając zamaskować wszystko najlepiej jak potrafiła. Ale zaraz będzie... Krótki wdech, wzrok uciekł na kelnera który uśmiechał się miło, karty dań kładł przed nimi i wino do kieliszków nalewał. A przecież jedno będzie stało nietknięte do końca kolacji… A może Devon będzie potrzebował dwóch? Na pewno będzie… Ona też potrzebowała ale nie mogła. Kiedy mężczyzna w białej koszuli ukłonił się serdecznie i odszedł, zebrała się na odwagę. W nocy układała sobie w głowie co powie. Jak wiele słów padnie i jak ważne one będą, Ale teraz, kiedy siedziała naprzeciwko niego nic przez dwadzieścia lat jej życia nie wydawało się takie trudne jak otworzenie ust w tym momencie.
- Nie, w domu wszystko… jak zawsze. - Bo przecież tam nigdy nie było dobrze. Ale teraz mieli większe zmartwienie. Wzięła więc głęboki oddech, czując że wszystkie kolory odpływają jej z twarzy. - Jestem w…. - Słowa znów utknęły w przełyku, a palce zacisnęły się za skrawku sukienki. - W ciąży jestem… - Wyrzuciła z siebie cicho, wbijając w niego wzrok. Może trochę przerażony, bo cała była przerażona. Tą wizją, tą myślą… i cudem opanowała drżenie ciała… ale głosu już nie potrafiła. - Zrobiłam chyba z dziesięć testów, wszystkie pozytywne… - Proszę Cię…. Proszę nie zostawiaj mnie z tym samej… Czuła się jakby miała zaraz zemdleć… Wszystko podchodziło jej do gardła ze strachu i oddech ugrzązł gdzieś w połowie. Patrzyła więc na niego tylko, a cała reszta tej cholernie drogiej restauracji się nie liczyła….

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Śledził ruchy Felicii z lekkim niepokojem. Może wybrał złe miejsce? Zły dzień? Nie musieli tutaj być. Wszyscy tutaj wyglądali, jakby obsługa trzymała na zapleczu trupa. A może mu się wydawało. Pochylił się nad stolikiem, aż poczuł na twarzy ciepło palącej się świeczki i delikatny zapach wanilii. Nie był przyzwyczajony do siedzenia w wyprostowanej pozycji przy stole, wciąż nerwowo ruszał nogą pod stołem, trzymając dłonie splecione między kolanami. Mogą napluć w menu, zbić kieliszki i wyjść na stację benzynową po ćwiartkę i hot doga. Nagle poczuł silne pragnienie, by tak właśnie zrobić. Ale za długo starał się o rezerwację, za bardzo zaangażował innych, może po prostu powinien chociaż raz przestać podejmować impulsywne decyzje, może tak robią dojrzali ludzie. Poza tym, kelner ewidentnie zbyt szeroko się do nich uśmiechał, z jakimiś dziwnymi iskierkami w oczach, jakby naprawdę wierzył, że Devon zaraz uklęknie z pierścionkiem, a oni wyjadą z kuchni z jakimś drogim zimnym szampanem. Może spodobała mu się Felicia? Może pomylił stoliki? Może to jakiś Florianowy żart? Czyli tak to wygląda, kiedy raz, jeden jedyny raz chcesz zrobić coś romantycznego? Nikt mu nigdy nie wyjaśnił co to w ogóle znaczy romantyczne. Florian na pewno robił mu jakieś długie wykłady na temat korzystania ze sztućców, bo Devon przecież nie uznawał jedzenia, w którym trzeba jakoś szczególnie nimi dłubać, najlepiej jak można od razu nabić dużo i wsadzić do paszczy, a już w ogóle cudownie, kiedy można było po prostu użyć rąk, a nie jakiegoś widelca. A tutaj było dużo łyżek i widelców, i czy nimi wszystkimi trzeba jeść? Nie szkoda im tego wszystkiego potem myć? Poważnie. Spojrzał jeszcze raz na dziewczynę i po jego twarzy przemknął uśmiech. Naprawdę. Przy niej i tak to wszystko nie miało znaczenia. Wszędzie wyglądała tak samo dobrze. W eleganckiej restauracji, sukience, czy w jego umazanej sosem serowym bluzie, w całodobowej burgerowni o 3 nad ranem. Jeszcze bardziej lubił ją w rozczochranych włosach, które zawsze pachniały słodkim szamponem i delikatną mgiełką. Lubił kiedy kładła głowę na jego ramieniu, kiedy tuliła się do niego mocno, lubił gryźć ją w nos, liczyć piegi na jej ciele. Lubił kiedy rysowała palcem po jego plecach, kiedy mrużyła oczy w złości i w skupieniu, kiedy próbowała się na niego obrazić i kiedy wybuchała tym swoim dźwięcznym śmiechem. Lubił w niej tyle rzeczy, że ciężko wymienić wszystko. I zawsze będzie na nią patrzył z tym samym uwielbieniem. Z ciepłą myślą, że spotkało go największe szczęście, o którym nawet sobie nie marzył.
Dlatego im więcej Felicia starała się powiedzieć, tym czuł się coraz bardziej poddenerwowany i spięty. Bo już pierwsze słowa zabrzmiały wystarczająco zrozumiale, już sam dopowiedział sobie resztę w głowie, wyprostował się, wziął głęboki wdech i wpatrzony w dziewczynę, zamarł na kilka sekund. Ona jest w ciąży, Devon. Ciąża. Dziecko. Będziesz ojcem. Ojcem będziesz. Będziecie rodzicami. Kurwa mać. Co. Chwycił ostrożnie jej trzęsącą się dłoń. Zamknął ją w swoich. Patrzył na nią uważnie, milcząc jeszcze przez krótki moment. – Fel, to najlepsza wiadomość, jaką usłyszałem w życiu – odparł nieco ciszej i powoli, by do dziewczyny dotarło każde słowo. – Rozumiesz? Najlepsza – przejechał dłonią po jej policzku. – Nie bój się. Jestem z tobą, razem sobie poradzimy przecież. Nie wiem jak, ale poradzimy, kurwa - myśli kołatały mu się w głowie, jeszcze sam nie był do końca przekonany, głos lekko mu się załamał, oczy zrobiły się bardziej szkliste. Co, jak sobie nie poradzą? Mogą sobie nie poradzić. Poradzą? To nowy człowiek. Nowa osoba, taka mała i bezbronna na początku. To chyba odpowiedzialność, duża. W brzuchu Felicii. Felicia jako mama. On jako tata. O ja pierdolę.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Bała się. Bo to wszystko wydawało się abstrakcyjnym snem. Mieli być rodzicami. Rodzicami. Odpowiedzialnymi za tą małą fasolkę, która za kilka miesięcy pojawi się na świecie. I życie będą musieli ułożyć właśnie pod nią. Bo przecież będzie trzeba podjąć wiele ważnych decyzji i poświęcić ogrom czasu. Początki będą trudne. Wiele nieprzespanych nocy, płacz, kolki i przystosowanie się do nowego. Nie wiedziała nawet czy będzie potrafiła być matką. Przewijać, usypiać, uspokajać. Myśl o tym, że odpowiedzialność za wychowanie spada na nich przyprawiała ją o mdłości. A jeśli coś pójdzie nie tak? Jeśli zawiedziemy?.
Młodzi byli. Może zbyt młodzi na taką odpowiedzialność. Zbyt krótko może byli razem by budować taką przyszłość. Wspólną. Bo teraz będzie łączyło ich coś więcej, niż… miłość? Kochała go? Nigdy nie powiedziała tego na głos, ani nie przyznała przed sobą… ale czuła się z nim o wiele lepiej. Kiedy był obok wszystko wydawało się łatwiejsze, lżejsze do przetrawienia. I pokazał jej coś więcej, niż ten drogi świat pełen złotych kandelabrów wiszących nad głowami podczas nudnych bankietów w ciasnych sukienkach. Coś więcej niż te drogie kolację w takich restauracjach. Bo lubiła kiedy jego ciepła bluza otulała jej ciało, kiedy obejmował jąi pozwalał zasypiać w akompaniamencie swojego bicia serca. Albo kiedy zalegali na kanapie oglądając wszystkie części Shreka z gyrosem w misce i butelką pepsi przerzucanej z rąk do rąk. Uwielbiała patrzeć na skupienie jakie rysowało się na jego twarzy jak znów zdobił tuszem swoją skórę, uwielbiała jego uśmiech który za każdym razem rozpuszczał jej serce. Wszystko w nim uwielbiała. A teraz… kiedy nadal tu siedział, zamykał jej dłoń w swojej i mówił te słowa które zdjęły częściowy ciężar z płuc. To najlepsza wiadomość jaką usłyszałem w życiu. Oczy lekko jej się rozszerzyły, usta rozchyliły nie zdolne wypowiedzieć słowa. Najlepsza? Teraz… uwielbiała go jeszcze bardziej. Nie, kochała go jeszcze bardziej…. Przymknęła lekko oczy, kiedy jego ciepła dłoń spoczęła na jej policzku… i jedna pojedyncza łza radości i ulgi spłynęła po jej twarzy. Razem sobie poradzimy. - Bałam się, że…. że nie… - Urywała, przełykając ślinę i pokręciła głową uśmiechając się lekko. - Poradzimy. Razem na pewno. - Trochę spokojniejsza była. O ile można być spokojnym w takiej sytuacji. Nowej. Bo było jeszcze pełno innych kwestii, które ją stresowały. Na przykład jak o tym powiedzieć rodzicom…. Matka dostanie zawału. Bo kariera modelki…. bo przecież całe życie ma przed sobą. A ojciec… ojciec się wścieknie. Bo co ludzie powiedzą, bo nazwisko i bo Devon to nie ten chłopak z Yale którego przedstawiali jej kilka dni temu, a na którego kręciła oczami. Ale to nic. To nic, bo to teraz nie ważne bo przecież mieli siebie. A niedługo będzie ich trójka i sami stworzą dom zupełnie inny niż ten na Queen Anne.
- Nie wiem co dalej…. Ja się nie nadaje na matkę Devon…. - Spojrzała na niego, z wyraźnym przerażeniem w ciemnych oczach. - A co jak nie będziemy zbyt dobrzy? - A co jak zawiodę już na początku, zanim się urodzi?. Złączyła ich palce biorąc głęboki oddech i…. Zaśmiała się cicho po chwili. - Znajdziemy jej jakieś mikroskopijne dresy z adidasa… bo to na pewno dziewczynka. - Łatwiej było jakoś uśmiechnąć się i myśleć o tym… i mówić… kiedy był obok. Kiedy trzymał jej dłoń i znów mogła poczuć się bezpiecznie..

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Wszystkie emocje wrzały w nim, jak gotująca się woda. I ciężko było zachować kamienną twarz, ciężko było powstrzymać trzęsące się ręce, ciężko było zwolnić uścisk, bo jej dłonie byłe takie ciepłe, pełne miłości, były wszystkim, czego aktualnie pragnął i wszystkim, co właściwie posiadał. I nie zawahał się ani na chwilę, bo w tym może właśnie był sens, który do tej pory ciężko mu było znaleźć. Miotał się tak chaotycznie, desperacko szukając jakiegoś potwierdzenia w swoich działaniach, nigdy dłużej się nad niczym nie zastanawiając i może teraz wszystko wyklaruje się samo, będzie prostsze. Tak paradoksalnie. Tak po cichu właśnie na to liczył. I trudno mu było już cokolwiek z siebie wydusić, myśli goniły jedna za drugą, gardło ścisnęło się nagle, usta wykrzywiły w lekki uśmiech. Może bardziej grymas, bo przecież nie będzie tutaj teraz beczał. Przecież on nigdy nie płakał, płakanie było w domu zakazane, bo płacz to manifestowanie swojej słabości. Franklin wył w nocy w poduszkę, kiedy ojciec zakazał im chodzić na treningi kosza. Cosmo wył, kiedy zabrano mu jego komiksy. Devon ma na pewno krzywy zgryz, od tego wiecznego zaciskania zębów ze złości, potrafił stać się blady jak ściana i połknąć wielką gulę, która zalegała mu w gardle, ale to uczucie piekących oczu było mu prawie zupełnie obce. I może dlatego tak się przy Felicii spłoszył, zaraz schował twarz w dłoniach i siedział tak przez kilka sekund, próbując wyrównać oddech.
Nie, wcale nie byli gotowi. Kto by na ich miejscu był? I nawet jeżeli mieli dookoła siebie tylu wspaniałych ludzi, którzy im pomogą, zawsze będą przeszkody, których nie pokonają. Hamilton pewnie dopiero pogodził się z faktem, że jego córka wybrała jakiegoś obdartusa i pewnie po cichu liczy jeszcze na to, że się rozstaną, a Fela przejrzy na oczy wróci do tego kretyna z Yale. Czy po kolejnej niespodziance, czeka Devona rychła śmierć? Czemu on w ogóle tak bardzo się tym przejmował? A co jak nie będziemy zbyt dobrzy? Może jednak powinien myśleć o tej małej istocie, której życie będzie wolne od strachu, bólu i cierpienia, bo Devon zrobi co w swojej mocy, żeby nie powielać błędów swoich rodziców. I ta myśl, wraz ze słowami Felicii, zakorzeniły się w nim tak mocno, że Dev przestał już ze sobą walczyć. Otarł łzy wciąż napływające mu do oczu i zaśmiał się cicho, kręcąc głową, kiedy znów złączyła ich dłonie. – Nie wiem, nie mam pojęcia Fel. Wiem tylko, że jesteś dla mnie cholernie ważna, najważniejsza. I będziesz wspaniałą mamą. Nie wyobrażam sobie lepszej – wstał od stołu, żeby zbliżyć się do Felicii i ucałować ją czule. Wtedy za jego plecami coś wystrzeliło. Korek od szampana. Obsługa i reszta gości zaczęła bić brawo
- Powiedziała tak!
- Chwila, ale… - odwrócił się w stronę kelnera ze spienionym szampanem, cieknącym mu po dłoniach. – To nie zaręczyny
Konsternacja. Ktoś odchrząknął.
- Moja dziewczyna jest w ciąży! – wow, ty naprawdę to powiedziałeś.
Obsługa i goście znów zaczęli klaskać i radośnie pokrzykiwać. – Ah, gratulacje! W takim razie przyniosę coś bezalkoholowego, sir!
Dev spojrzał na Felicię z niedowierzaniem. No pojebało ich.
ztx2

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

#2

Ciąża. To słowo zdecydowanie zbyt mocno odbijało się echem w jej głowie w ciągu kilku ostatnich dni. Powiedzieć, że była przerażona, to naprawdę jak nie powiedzieć zupełnie nic. Zdecydowanie nie była gotowa na tak duży krok w swoim życiu, właściwie uznając to za koniec tego życia i koniec pewnego etapu. Oczywiście pragnęła Rafe'a i tego wszystkiego co zaszło, ale z drugiej strony mocno karciła za to samą siebie, bo powinni byli pamiętać o zabezpieczeniu. Po części było to ich wspólną winą, a może nawet i jej winą, bo to ona zapomniała o tabletkach, ale problem się pojawił i musieli sobie z tym poradzić wspólnie. W tym wszystkim nadal była i jest jeszcze jego córka, a jej najlepsza przyjaciółka. I chociaż pamiętała o niej zawsze, to jednak to co ciągnęła ją do mężczyzny, było po prostu silniejsze. Nie potrafiła tego w sobie zdusić i tak po prostu dać na wstrzymanie, gdy on był blisko. A gdy tylko zorientowała się, że i on tego chce, nie była w stanie się już wycofać. I naprawdę niczego nie żałowała, chociaż w momencie, w którym zobaczyła dwie kreski na teście, kompletnie się załamała. Ta ciąża mogła zrujnować dosłownie wszystko, ich życia, jak również ich relacje z bliskimi. Nie wspominając nawet o tym, jak duży mógł to być skandal w ich otoczeniu, bo zapewne nikt a nikt by tego nie zrozumiał ani tym bardziej nie pochwalił. Nadal jednak miała ten cień nadziei, że test mógł się pomylić, chociaż miała wskazujące na ciąże objawy, jak i nieco kiepskie samopoczucie. To jednak stopniowo zaczynało się poprawiać w kolejnych dniach, mimo, iż stres w niej narastał do granic możliwości, bo na wizytę u lekarza musieli tych kilka dni właśnie poczekać. W końcu jednak nadszedł ten dzień i chociaż Rafe oferował, iż wybierze się tam z nią, to wolała nie ryzykować i po prostu pójść tam sama. Gdyby ewentualnie miał ich ktoś zobaczyć, przynajmniej już to ucięłoby zbędne komentarze. Wizyta przebiegła jednak sprawnie, Indy spadł z serca totalny kamień i tak naprawdę mogła jedynie dziękować za to, że jej głupota nie przyniosła tak poważnych konsekwencji. Szybko dotarła z kliniki do restauracji, w której się umówili i gdy tylko weszła do środka, od razu dostrzegła go przy stoliku gdzieś w kącie. Podchodząc, miała grobową wręcz minę, a gdy wstał, jak ją zobaczył, zatrzymała się tuż przed nim i po chwili nie wytrzymała, więc zagryzła lekko dolną wargę. - Fałszywy alarm - mruknęła cicho, uśmiechając się szeroko, bo totalnie ją to cieszyło i wreszcie czuła, jak napięcie opuściło jej ciało. Mogli odetchnąć. - Nie jestem w ciąży, Rafe - pogładziła dłońmi jego tors i zbliżała właśnie usta do tych jego, jakby kompletnie zapominając o tym, że są w miejscu publicznym.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Rafe czekał z wielką niecierpliwością na dzień, który miał wszystko wyjaśnić. Był gotowy zmierzyć się z "problemem" jaki sobie stworzył wraz z Indią. Unikał rozmów z córką, bo wiedział, że mógłby się wygadać i miałby wtedy nie mały problem. Jego księżniczka nie wybaczyłaby mu tego co właśnie zrobił i to z jej przyjaciółką. Przecież one były dla siebie jak siostry. Udawał, że wszystko gra i nawet przymykał oko na większe wydatki swojej córki, co mogłoby być dla niej alarmem, ale całe szczęście wir zakupów zablokował jej myślenie na ten temat. Odinson chciał się skupić na pracy, ale nie potrafił. Potrzebował chwili dla siebie, z dala od tego wszystkiego, ale ucieczka nie była tutaj rozwiązaniem. Ciekawe było to, że wcale nie byłby rozczarowany gdyby ciąża okazała się prawdą, ale wtedy musiałby się zmierzyć z każdą osobą z jaką miał do czynienia. Córka to jedno, ale matka Indii, która wyraźnie miała na niego ochotę to komplikowało sytuacje.
Zdziwiło go trochę, że India nie chciała aby poszedł z nią do tego lekarza, ale ten dzień w końcu nadszedł. Nie denerwował się, przyjmował każdą możliwą opcję, był gotowy na wszystko, a przez ten czas utrzymywał kontakt z młodą dziewczyną niemal codziennie, głównie telefonicznie, bo spotkań osobistych wolał unikać. Umówili się więc w restauracji gdzie Rafe miał już czekać na nią aż będzie po wszystkim, widocznie chciała bardziej oszczędzić sobie nerwów niż jemu. Niecierpliwość nie minęła, oczekiwał w restauracji, do której przyszedł dużo wcześniej. Zamówił sobie stek w sosie śmietanowym, nic przedtem nie jadł, a więc po prostu zgłodniał. Kiedy India weszła do środka, zapewne zastała go w trakcie konsumpcji, ale momentalnie wstał gdy zjawiła się przed nim.
- Mów, mów... - ponaglił ją, usta miał lekko otwarte, jakby łapał powietrze, dopiero teraz przeszedł go ten strach, którego wcześniej nie było, ale nawet strach może nas napędzać, chciał tylko wiedzieć czy będzie ojcem czy nie. Po kilku sekundach wszystko się wyjaśniło, zamknął usta i poczuł rozczarowanie? Chyba trochę tak, nie wiedząc dlaczego wolałby chyba aby India była w ciąży, ale to może być jakiś kryzys w jego wieku i sam nie wie czego chcę. Nie zwrócił nawet uwagi na to, że prawie go pocałowała, ale kiedy poczuł jej ciepły oddech, odruchowo się odsunął.
- Nie tutaj... - przeprosił ją gestem i zajął ponownie swoje miejsce, spoglądając od razu na nią - Pewnie wiesz, że mam randkę z twoją matką w najbliższy piątek. Nie wiem co z nami zrobić India, ten "problem" który niewątpliwie nas do siebie zbliżył nagle zniknął i właściwie powinienem Ci dać spokój. Z drugiej strony byłbym skłonny Cię uprowadzić w miejsce nikomu nieznane - uśmiechnął się delikatnie wracając kończyć swój obiad.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

India właściwie nawet przez krótki moment nie pomyślała, że chciałaby tego dziecka. Oczywiście nie znaczyło to, że nie chciała w ogóle, ale na pewno nie teraz, nie w tym konkretnym momencie i nie w tak młodym wieku. Z całą pewnością nie była na to gotowa, a to stanowiło jedynie maleńki element całego wierzchołka problemów z tym związanych. Kolejnymi były chociażby wiek mężczyzny, a mianowicie dzieląca ich różnica wieku, jak również to, że jest ojcem jej najlepszej przyjaciółki. O matce nawet nie chciała myśleć, bo prawdopodobnie nigdy nie przyjmie do wiadomości, iż jej rodzicielka rzeczywiście miałaby ochotę na Rafe'a. Właściwie samo myślenie o tym sprawiało, że robiło się jej niedobrze, poza tym zdecydowanie chciała mężczyznę tylko dla siebie. Przyciągał ją, intrygował i zwyczajnie pragnęła spędzać z nim czas, zwłaszcza po tym, co już między nimi zaszło. Dziecko jednak stanowiłoby naprawdę spory problem, zwłaszcza, że są dopiero na początku tej znajomości, która niespodziewanie zaczęła rozwijać się w wiadomym kierunku. I nawet jeżeli nie planowali rozwijać jej dalej, a przynajmniej pewnie nie planował Rafe, bo Indy robiła sobie różne nadzieje, to i tak nie ulegało wątpliwością, że ich do siebie ciągnie. Jednak z pewnością mocno by się zdziwiła, gdyby wyznał jej, że w jakiś sposób jednak chciał tego dziecko. Bardziej spodziewała się, że byłby zły i że jeszcze zostawiłby ją z tym problemem samą. Tym bardziej zdziwiła się jego reakcją, jakby całkiem spokojną i niewzruszoną. Jakby rzeczywiście był nieco zawiedziona tym co właśnie mu powiedziała, chociaż ona była przeszczęśliwa i naprawdę odetchnęła z ulgą. Z jednej strony na pewno dziecko bardzo by ich połączyło, ale z drugiej, to na pewno nie był ten moment. Niemniej jednak westchnęła cicho, gdy ostudził jej emocje i odsunął się, nie dopuszczając do pocałunku. - Wiem, wiem... ktoś może nas zobaczyć. Ale nic nie poradzę na to, że naprawdę odetchnęłam z ulgą. No i się cieszę, przez co bardzo chciałabym Cię pocałować... - uśmiechnęła się, siadając przy stoliku i nie odrywając od niego wzroku, sięgnęła po jego dłoń, którą musnęła opuszkami palców - Nie jestem w ciąży, to naprawdę wiele nam ułatwia, Rafe. Gdyby było to dziecko, wszystko strasznie by się skomplikowało... a tak, nadal możemy się widywać i nie martwić innymi, przynajmniej na razie - mówiła z pełnym entuzjazmem, pewnie snując już różne plany w swojej głowie. Jednak wspomnienie o matce szybko zmyło uśmiech z jej twarzy. Zmrużyła oczy, siadając prosto i skrzyżowała ręce pod biustem. - Wiem... coś tam wspominała, ale nie zwracałam na to aż takiej uwagi, ona wygaduje różne rzeczy. Nie sądziłam, że naprawdę gdzieś z nią idziesz - uniosła brew, przyglądając mu się - Dlaczego jej nie odmówiłeś? Jak to sobie właściwie wyobrażasz? Będziesz sypiał ze mną, a randkował z moją matką? - prychnęła kpiąco, oczywiście nawet nie kryjąc swojej zazdrości, aczkolwiek mocno się jej to nie podobało. Jego kolejne słowa jednak sprawiły, że delikatny uśmiech wkradał się jej na usta. Zagryzła lekko dolną wargę, powstrzymując w ten sposób uśmiech. - Chciałabym żebyś mnie uprowadził... gdziekolwiek byś tylko chciał - mruknęła cicho, pochylając się nieco nad stolikiem - Wyjedźmy gdzieś razem, chociaż na chwile. Będziemy mogli pobyć tylko we dwoje i nie będziemy musieli martwić się o innych. O ile oczywiście darujesz sobie randkowanie z moją matką...

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

#któryśTam

Trudno było rzec, że w życiu Leonarda i Sienny zaszły jakieś gwałtowne zmiany. Żadna z deklaracji znad morza nie została wdrożona w życie codzienne. Dni mijały, a oni pogrążali się w tej samej monotonni, co wcześniej. Leo od kilku dni pracował do późnych godzin, jeździł odwiedzać chłopców i jadał na mieście; niewiele sypiał i tak jak zwykle przekraczał limit wypitych espresso. Do Sienny odzywał się jedynie wtedy, kiedy sama wszczynała rozmowę. Momentami zaczął się zastanawiać, czy proponując jej kontynuację narzeczeństwa, nie postąpił zbyt pochopnie.
W sobotę wrócił z biura przed osiemnastą. Wziął szybki prysznic, ubrał przeciętny sweter od Ralpha Laurena i równie przeciętne, czarne spodnie, po czym zaproponował kobiecie randkę. Miało to być ich pierwsze wyjście, odkąd zdecydowali się wyhodować w tym związku odrobinę miłości. Wpierw pojechali do najdroższej restauracji w Seattle, gdzie pedantyczna osobowość Leo nie mogła znieść brudnego widelca. Potem w innym miejscu zirytował go niewyprasowany obrus. W końcu dotarli do Canlis, skąd Sienna postanowiła już nie wychodzić. Nawet wtedy, kiedy nie odpowiadała mu karta dań.
Nie powinnaś się tak do niego uśmiechać — wtrącił Leo, kiedy młody, przystojny kelner odstąpił od ich stolika, aby powiadomić szefa kuchni o nowym zamówieniu. Tymczasem Leo zamknął menu, odprowadził mężczyznę spojrzeniem, a następnie powrócił nim do Sienny. — "A mógłby pan specjalnie dla mnie dodać do koktajlu więcej cukru?" — zironizował, starając się brzmieć identycznie jak Sienna, kiedy zamawiała swoją porcję. — Niech ci ten cukier tyłem nie wyjdzie — powiedział jeszcze bardziej zgryźliwie, niż wcześniej, po czym wywrócił oczami, skrzyżował ramiona i wygodniej się rozsiadł. Wyglądał jak urażone dziecko.
Leonard D'Clifford, chociaż bez wątpienia rozchwytywany przez płeć przeciwną, czuł się na randkach wyjątkowo niekomfortowo. Przeważnie jednak znosił wszystko z honorem dżentelmena, zachowując się przy tym odpowiednio - i szarmancko, i elegancko. Niestety tym razem aż kipiał frustracją. Irytowało go dosłownie wszystko od oświetlenia, po zbyt kusy ubiór Sienny. W dodatku ze względu na to, co przeszli, nie potrafił spojrzeć na nią przychylniejszym okiem. Nadal nie widział w niej dystyngowanej kobiety, pełnej pasji i kultury, lecz osobę porywczą, brawurową i momentami nazbyt szaloną. Kompletnie nie pasowała do nich randka w drogiej restauracji, którą po brzegi wypełniał kunszt. Powinni raczej wybrać się do wesołego miasteczka, a dostępny tam rollercoaster stanowił idealne odzwierciedlenie dla ich relacji. We własnym towarzystwie pokora była cnotą, a gwałtowność normą.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

któraś

Przyzwyczajenie się do nowej codzienności, która wyglądała zupełnie jak stara wcale nie było trudne. Życie Sienny nie zmieniło się pod żadnym względem, podobnie zresztą jak Leonarda, bowiem wciąż żyli według wcześniej utartych schematów i zdecydowanie odbiegali wyglądem i zachowaniem od zakochanej pary. Właściwie nie tylko zakochanej, ale nawet tej, które dopiero rozpoczynała niewinne randki mające doprowadzić ich dokądś albo zupełnie donikąd. Oni trwali w martwym punkcie, nie zmieniając właściwie niczego. Czy czuła się z tego powodu rozczarowana? Ciężko stwierdzić, na pewno liczyła na coś innego, odmiennego, coś co w jakiś sposób pozwoliłoby im się do siebie zbliżyć. Po kilku dniach, tak samo jak Leo, tak i Sienna zaczęła powątpiewać czy decyzja przez nich podjęta (może zbyt pochopnie?) była słuszna. Może lepiej byłoby im osobno, bez siebie? I akurat gdy miała zamiar wyłożyć przysłowiową kawę na ławę, D'Clifford zaskoczył ją zaproszeniem na randkę bardzo w swoim stylu, stawiając ją przed faktem dokonanym, gdzie właściwie nie miała prawa do jakiejkolwiek dyskusji.
I nie zamierzała dyskutować, właściwie cieszyła się na wspólne wyjście do momentu, gdy zmienili restaurację po raz drugi i trzeci, bo w każdej z nich coś nie odpowiadało Leo, a ona przepraszającym wzrokiem, poczerwieniała na twarzy zerkała to na kelnera, to na kelnerkę, to na barmana, to na szefa kuchni. Gdy zaś wreszcie sama zaproponowała Canlis, bo głównym managerem był tutaj jej przyjaciel i była pewna, że to miejsce spełni oczekiwania bruneta - znalazł coś innego, co kompletnie było mu nie w smak. Spojrzała na niego wściekłym wzrokiem, odstawiając zbyt energicznie kieliszek z winem na stół, aż kilka kropli rozprysło się po śnieżnobiałym obrusie.
- Mógłbyś do cholery wreszcie przestać? - pochylając się, syknęła w jego stronę przez zaciśnięte zęby. - Zachowujesz się jak skończony pajac odkąd tylko przekroczyliśmy próg pierwszej knajpy, nic ci nie odpowiada, wszystko jest źle - fuknęła na niego, uprzednio rozglądając się czy wokół nich nie kręci się nikt niepowołany, by ich usłyszeć. - Nie zmuszałam cię do tej randki, w ogóle nie musieliśmy donikąd wychodzić, Leo, to był TWÓJ pomysł, więc z czym nagle masz problem? - nie rozumiała, choćby bardzo chciała zrozumieć, choćby stanęła na głowie, rzęsach albo czymkolwiek jeszcze można było się unieść i tak nie pojęłaby co takiego siedzi i dzieje się w głowie tego człowieka. Kiedy wydawało jej się, że zaczyna go poznawać, zaskakiwał ją czymś zupełnie innym, niekoniecznie przyjemnym. - Licz się ze słowami. Nie pierwszy raz sugerujesz, że zachowuję się niestosowne w towarzystwie obcych facetów i to bardzo subtelne określenie na twoje myśli - raz oskarżył ją o bycie dziwką, drugi raz zasugerował, że sama sprowokowała sytuację, w której omal nie doszło do gwałtu, teraz wmawiał jej, że publicznie, gdy siedział obok niej, flirtowała z zupełnie obcym, będącym nie w jej typie kelnerem. - Jesteś tak zaborczy, szalony, co z tobą nie tak, Leo? Po prostu się do niego uśmiechnęłam. Ludzie czasami tak robią, bo to po prostu miłe. Gdybyś spróbował, to być może wreszcie dotarłoby to do twojego ograniczonego umysłu - nie pozostawała dłużna, kompletnie trąc ochotę nie tylko na próbę zbudowania czegoś z niczego, na tą kolację, drinka i wieczór w jego towarzystwie.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Leonard nawet nie zamierzał mówić przyciszonym tonem, kiedy w ten niepochlebny sposób oceniał zachowanie Sienny oraz całokształt restauracji. Tutaj również mu się nie podobało, dlatego dalej siedział ze skrzyżowanymi ramionami i oceniająco spoglądał na otoczenia.
Nie przesadzaj. Nie jestem bardziej kapryśny, niż zazwyczaj — odpowiedział, a jego słowa na moment przykuły uwagę kelnera. Mężczyzna akurat obsługiwał parę staruszków, znajdujących się dwa stoliki dalej. — Nie mam ochoty na nic z tej karty — skinął na menu. Mimo tej deklaracji wcześniej zamówił stek z polędwicy wołowej oraz torcik tiramisu na deser.
Leo prawdopodobnie sam nie wiedział, co dokładnie chodziło mu po głowie. Po prostu nie miał dzisiaj humoru, a piętrząca się w domu atmosfera spowodowała, że musiał wyjść z jakąkolwiek inicjatywą. Niestety po raz kolejny zrobił to niestosownie, wręcz pokracznie, stawiając na pierwszym miejscu własne zdanie. Był niemożliwie uparty oraz arogancki. Próbował wszystko kontrolować, jakby chodzenie na ustępstwa i konsultacje ze Sienną stanowiły dla niego coś uwłaczającego.
Och, zagalopowałem się. — Wywrócił oczami, po czym wziął łyk wody gazowanej z kieliszka. — Jakbyś nie zauważyły, to jestem dla ciebie ciągle miły. — Odłożył szkło na bok i uśmiechnął się podle.
Dla Leonarda bycie miłym było wtedy, kiedy po prostu nie wściekał się na Sienne; kiedy kontrolował emocje i nie wszczynał kłótni - czyli wtedy, kiedy po prostu milczał. Mimo tego sprzecznego poglądu nabrał powietrza w płuca i wstał nagle. Wyciągnął z portfela sto pięćdziesiąt dolarów i odszedł pozostawiwszy pieniądze na stole.
Chodźmy do kina.
Ich randce z pewnością brakowało wszystkiego, co było charakterystyczne dla takich spotkań. Leo krążył gdzieś myślami i był daleki od przeprowadzenia normalnej rozmowy ze swoją dziewczyną. W kinie także zdążył narzekać na za mało słony popcorn czy na fabułę filmu, która opierała się na romansie głównych bohaterów. Po wszystkim Sienna musiała go obudzić, bo przysnął w fotelu.
Gdy wyszli na zewnątrz, zaczął przecierać zmęczone powieki, po czym potężnie ziewnął.
Co teraz? — zapytał, idąc wzdłuż chodnika. Seattle zdążyło nieco poszarzeć, chociaż okoliczne lampy wciąż pozostały wyłączone. Znajdowali się w bardzo zaludnionej dzielnicy miasta, ale na szczęście samochód zaparkowali niedaleko. Leo wsiadł do środka pierwszy, a kiedy Sienna do niego dołączyła, nachylił się, aby zapiąć jej pas. — Mówiłem ci, ze masz pokochać mnie takiego, jakim jestem na co dzień. Nie zmienię się w ciągu tygodnia — powiedział, a iskierka pokory była dostrzegalna w spojrzeniu mężczyzny. O ile wcześniej wyglądał na sfrustrowanego i zewsząd szerzył ferment, to teraz siedział spokojnie na miejscu kierowcy. Włączył silnik i zaczął grzebać w radiu.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Poddała się, kiedy i ta restauracja okazała się być niewystarczającą. Była gotowa przystać na wszystko albo równie dobrze zrezygnować z jakiejkolwiek dalszej rozrywki. Może nie nadawali się na tego typu wyjścia, może nie byli do tego stworzeni - razem, wspólnie, bo przecież brunetka niejednokrotnie świetnie bawiła się randkach i zazwyczaj ich nie żałowała. Tymczasem tutaj nie wypaliło nawet kino - najbardziej prozaiczne miejsce, najprostsze, najprzyjemniejsze, przytulne, nieco intymne. Gdy po skończonym seanse opuszczali kino zapytała wprost: - Po co się do tego zmuszałeś? - pytanie było z tych retorycznych, niewymagających odpowiedzi, bowiem chwilowo czuła się zrezygnowana, nieco zasmucona i po ludzku miała dość, co pewnie odczuwałby i mężczyzna, jeśli ona odegrałaby podobny teatrzyk.
- Może po prostu zamów to co lubisz, na co masz ochotę, co sprawi ci przyjemność i wróćmy do domu, jestem zmęczona. Wybierzemy jakiś film i spędzimy resztę wieczoru na kanapie, ok? - Siennie wydawało się, że to jedyne słuszne rozwiązanie tej pomylonej sytuacji, w której znaleźli się zupełnie niespodziewanie. Bądźmy szczerzy, kto pomyślałby, że jakakolwiek randka może przybrać taki obrót? Gdyby wcześniej się nie znali, a popołudnie potoczyłoby się w taki sposób, to nigdy więcej by się nie spotkali. BA! Zablokowaliby swoje numery, usunęli z listy kontaktów i wyrzucili z pamięci, skreślając własne imiona grubym, czerwonym flamastrem. W ich wypadku było inaczej, znali się i chyba tylko dlatego wciąż tolerowali pewne dziwactwa idąc na szeroko pojęte ustępstwa.
Jadąc w ciszy, przemierzając korki Sienna dość nieśpiesznie, ale równie niespodziewanie wyciągnęła dłoń w kierunku tej należącej do Leo, wolno spoczywającej na gałce zmiany biegów i ją uścisnęła, jakby bez słów chciała mu przekazać, że przecież takiego właśnie go akceptowała. Wściekała się na niego, miała go dość, ale dawała mu szansę, nie wymagając, aby zmienił się dla niej w okamgnieniu, kompletnie zatracając siebie i to kim stał się przez przeszło dwadzieścia pięć lat życia. - Zatrzymaj się tam - poprosiła, by zjechał na pobocze skąd znad skalistej przepaści rozpościerał się widok na zatokę otaczającą Seattle, jaka najpewniej nigdy nie przestanie zapierać dech w jej piersi. Wysiadła z samochodu, ruchem głowy zmuszając go do tego samego i kiedy leniwie usiadł na masce samochodu, wcisnęła szczupłe ciało pomiędzy jego nogi, uśmiechając się lekko. Milczała, szukając odpowiednich słów, aż wreszcie układając dłonie na jego policzkach pocałowała go krótko, jakby przelotnie, ledwie muskając ciepłymi wargami jego własne. - Jeśli pokażesz trochę ludzkiej twarzy, to nic złego się nie stanie - leniwie przesuwała kciukami po jego policzkach, bezwiednie opuszczając dłonie w dół, by spleść ich palce w jedność. - Mogę cię pokochać wyłącznie wtedy, jeśli sam mi na to pozwolisz, Leo, a póki co uparcie mi to utrudniasz, jakbyś chciał sprawdzić, gdzie znajduje się moja granica - zazwyczaj w takim przypadku pokłóciliby się, rzucili sobie do gardeł, wyrzucili sobie w złości wiele przykrych słów, jakich za nic nie udałoby się cofnąć, ale tym razem było całkiem inaczej. Głos Sienny był gładki, spokojny i nie drżał, bo była pewna tego co właśnie mówi. - Miłość nie działa w jedną stronę. Musisz oddać to, co dostaniesz - tak, ona też jej chciała, to oczywiste. Była kobietą i chociaż na co dzień zgrywała twardą, to jak każda z nich potrzebowała czułości nawet jej odrobiny.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Pytanie Sienny zawisło w powietrzu bez jednoznacznej odpowiedzi. Wpierw sądził, że po prostu tak trzeba; że powinni w końcu ruszyć naprzód, chociażby na siłę. Problem w tym, że o ile udawanie na przyjęciach nie stanowiło dla Leo żadnego problemu, to udawanie przed samym sobą okazało się zadaniem niezwykle żmudnym. Nie był szczęśliwy, nie atakowały go skurcze żołądka, ani stres na widok Sienny. Obecnie nie odczuwał nawet potrzeby zbliżenia się do niej, choć przecież wciąż pamiętał, że niedoszła wizja rozstania napełniła go nieznanym dotąd lękiem. Żył ze świadomością posiadania prawa do Sienny Sulewski. Kiedy grunt pod przyszłością ich narzeczeństwa przestał trząść się w posadach, jakby zapomniał, że winien był zacząć dbać o tę relację.
Dobra — zgodził się i tym razem zrobił to bez żadnego zająknięcia, bez niepotrzebnych komentarzy i aluzji. Rzeczywiście! Gdyby spotkali się po raz pierwszy, a ta randka stanowiłaby wyznacznik kontynuacji znajomości, to z pewnością odpadłby na linii startu. Żadna kobieta nie zaakceptowałaby tak rozkapryszonego, aroganckiego i upartego mężczyzny w roli przyszłego kochanka, narzeczonego, męża oraz ojca. Lista wad Leonarda momentami przekraczała listę jego zalet, a przecież niejednokrotnie udowodnił, że był równie wartościowym człowiekiem. Być może zbyt długo nie odsłaniał przed nikim tych cech charakteru, które nie były potrzebne przy zarządzaniu np. głupiej empatii.
Odruchowo pogładził kciukiem palce Sienny, kiedy w ten delikatny sposób objęła jego dłoń. Następnie posłusznie zjechał na pobocze. Sienna momentami przerażała swoją nieprzewidywalną naturą, dlatego wpierw pomyślał, że chciała zepchnąć go z przepaści. Mimo tego całkowicie poddał się woli kobiety: podążył jej śladem, oparł się o samochód i odwzajemnił pocałunek. Chwilowe zaskoczenie pojawiło się na twarzy Leonarda, jednak szybko je przegnał, przywołując bardziej naturalną mimikę. W międzyczasie objął Sienne w pasie.
Nie jestem w tym dobry — stwierdził i zmrużywszy powieki jeszcze jeden raz złączył ich usta. Czuł się swobodnie, kiedy stał nad kanionem i trzymał ją w ramionach; kiedy całowali się niczym zakochana para i dyskretnie splatali dłonie. Zadziwiające, że tylko przy tej jednej kobiecie potrafił popadać ze skrajności w skrajność. Z szablonowego, obojętnego rekina biznesu zmienił się w kogoś, kto pragnął dotyku Sienny.
Oddam ci wszystko z nawiązką. — Położył czoło na jej ramieniu i głośno westchnął. Zauważył, że przez minione tygodnie nieugięta postawa Sienny znacznie osłabła. Była skora do kompromisów, częściej zagadywała do Leo i przede wszystkim, to ona jako pierwsza próbowała się pogodzić. Była tą osobą, która bardziej dbała o ich relacje i która niejednokrotnie naginała własne zasady, aby wyjść naprzód z jakąkolwiek inicjatywą. Tymczasem on jedynie biernie się przyglądał, nie robiąc absolutnie niczego w jej kierunku. Nawet dzisiaj.
Po raz trzeci zapomniał się w pocałunku - tym razem długim i namiętnym. Ręce ponownie położył na jej biodrach, dbając o to, aby nie uciekła. Jakkolwiek irracjonalnie to brzmiało, to w tamtym momencie odniósł wrażenie, że byli jedynymi ludźmi na świecie; że wargi Sienny stanowiły to, czego ostatnimi czasy potrzebował. Szkoda tylko, że nie potrafił wyjść naprzeciw własnym pragnieniom i zawzięcie wszystkiemu zaprzeczał.
Gwałtownie zamienił ich pozycje, kładąc kobietę na masce. Nachylił się z równą gorliwością, przy czym nakrył ją własnym ciałem. Jedynie utrzymać równowagę podparł się lewym łokciem. Wolną ręką zwiedzał zakamarki jej ciała.

autor

ODPOWIEDZ

Wróć do „Canlis”