WAŻNE Wprowadzamy nowy system pisania postów/tworzenia tematów w lokacjach. Prosimy o zapoznanie się instrukcją i stosowanie nowego wzoru. Więcej informacji znajdziecie tutaj!

Subfora zostały podzielone na 4 główne działy, oto orientacyjny zakres lokacji, które mogą się w nich znaleźć:
- strefa miejska - ulice, parkingi, tereny zielone, parki, place zabaw, zaułki, przystanki, cmentarze
- usługi - sklepy, centra handlowe, salony kosmetyczne, pralnie, warsztaty
- kultura i instytucje - galerie, muzea, teatry, opera, domy kultury, centra społeczne, urzędy, kościoły, szkoły, przedszkola, szpitale, przychodnie
- życie towarzyskie - restauracje, kawiarnie, kluby, kręgielnie, puby, kina

Dodatkowo w dzielnicach znajdziecie subfora większych firm albo ważnych dla forum i postaci lokacji, np. szczególne kluby, uniwersytet, czy restauracje.

INFO W procesie przenoszenia forum na nowy silnik utracone zostały hasła logowania. Napiszcie w tej sprawie na discordzie do audrey#3270 lub na konto Dreamy Seattle na Edenie. Ustawimy nowe tymczasowe hasła, które zmienicie we własnym zakresie.

DISCORD Jesteśmy też tutaj! Zapraszamy!

UPDATE Postacie chcące uzupełnić swoją KP o nowe treści w biografii mogą skorzystać teraz z kodu update w zamówieniach.

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Owszem, w tym przypadku miała akurat stuprocentową rację: Terrius chętnie uczestniczyłby w podobny procederze, by na własne oczy przekonać się, jak dokładnie wygląda cały proces przetwarzania materiału zebranego na miejscu zbrodni w dowody, mogące posłużyć za narzędzie do schwytania sprawcy. Dla szesnastoletniego młokosa było to faktycznie niepojęte i zbliżone do ogólnego pojęcia "magii", ale jako dorosły mężczyzna nie potrafił zadowolić się tak trywialnym wytłumaczeniem.
Wolałbym — przyznał zgodnie z prawdą, wysunął dłoń z kieszeni spodni i obie wsparł na oparciu najbliższego krzesełka. Spojrzenie nieco przygaszonych, orzechowych oczu ulokował w kobiecej twarzy, obserwując to, z jaką łatwością dobierała kolejne zaczepki i riposty. W ten sposób skutecznie odwracała jego uwagę od sprzętu, który podobno tak koniecznie chciał obejrzeć oraz nadmiernej ekscytacji, którą wciąż powinien pozorować, a która po zapoznaniu się z jej fotografiami nagle zupełnie mu zbrzydła.
Musiałbym wykonać kilka telefonów — odparł po prostu, ignorując jednocześnie wszystko to, co próbowała mu niewerbalnie przekazać. Mogła mieć na ten temat odmienne zdanie, mogło jej się wydawać, że istotnie - przez wzgląd na swoje dotychczasowe dokonania - miała w tej sprawie coś do powiedzenia, jednak prawda była bezlitosna. Panna Shepherd nie doceniała wartości zasobnego portfela i wpływów, ale to właśnie na nich opierał się teraz świat. Już sama jego obecność w tym pomieszczeniu była tego doskonałym przykładem. Niemniej jednak Terrius nie zamierzał tego w żaden sposób wykorzystać; wdawanie się w bezsensowne dyskusje z rozdrażnioną kobietą mijało się z jego celem.
Twarz Arlingtona nabrała nagle bardziej przystępnego wyrazu. Usta wykrzywione w chłopięcym uśmiechu zdarły maskę powagi i rozpromieniły nieco surowe rysy. Nie był pewien czy kobieta próbuje go sprowokować, czy po prostu tak przywykła do makabry, że każdy jej kolejny przejaw wydawał się jej autentycznie zabawny. Jeśli sądziła, że problem stanowią dla niego same fotografie, zamierzał wyprowadzić ją z błędu.
Są bardzo obrazowe — mruknął w odpowiedzi i odepchnął się od krzesła, by móc podążyć za spojrzeniem towarzyszki. Tym razem był już jednak przygotowany, choć upchnięcie niechcianych wspomnień w najdalszym zakamarku podświadomości było nie lada wyzwaniem. — To nie te są jednak najgorsze — oznajmił, przysłuchując się jej historyjce.
Ostatecznie jednak znów powrócił spojrzeniem do rozmówczyni, która wciąż nie szczędziła mu pokładów sarkazmu i kpiny. Przypominała te wszystkie zbuntowane, pozorowane na przenikliwe nastolatki, które w telewizyjnych produkcjach zyskiwały sympatię widzów. W prawdziwym życiu były jednak znacznie bardziej nużące...
Panno Shepherd — zwrócił się do niej bezpośrednio, celowo wykorzystując przypadkową znajomość jej nazwiska. — Ma mnie pani za idiotę czy to siebie postrzega jako święte uosobienie błyskotliwości? — zapytał, przekrzywiając lekko głowę. Skrzyżował dłonie na klatce piersiowej i oparł się o to samo biurko, ale po przeciwnej stronie. Ton jego głosu nie sugerował, że zna na to pytanie odpowiedź albo że w ogóle jej oczekuje. Był już jednak nieco znudzony tymi dziecinnymi uszczypliwościami i zaczepkami, bez których już dawno mieliby za sobą oficjalną prezentację, jak również poznałaby odpowiedź na dręczące ją pytania.
Komisarz zrobił z ciebie moją przewodniczkę, a biorąc pod uwagę to, kim jestem, nie zleciłby tego osobie, która przyniosłaby mu więcej wstydu, niż to na ogół konieczne — zauważył na wstępie, posyłając kobiecie znaczące spojrzenie. — Określiłaś to miejsce jako drugi dom, a sposób, w jakim o nim mówisz sugeruje, że jesteś z niego dumna. Rozwiesiłaś tu zdjęcia i doskonale znasz szczegóły spraw, które upamiętniają. To twoje miejsce pracy, ale czujesz się w nim bardzo swobodnie, jak pani na włościach, więc podejrzewam, że spędzasz tu cholernie dużo czasu i gdybym miał na tej podstawie zgadywać, powiedziałbym, że jesteś swojemu zajęciu oddana. Sama przyznałaś, że rzadko wpuszczasz tu niepożądanych... — przypomniał, zerkając w kierunku zamkniętych drzwi. — Twój przełożony może nie być szczególnie kompetentny, ale nawet idiota wywaliłby na zbity pysk pracownika, który ma w zwyczaju notorycznie się spóźniać. Chyba, że pracownik ten jest w innych dziedzinach niezastąpiony — dodał, zdradzając tym samym, że doskonale słyszał przeprowadzoną jeszcze w sali konferencyjnej rozmowę. — Tak więc albo jesteś zatrudnioną w tym laboratorium specjalistką, albo jego pyskatą kochanką — podsumował, podchwytując jej przenikliwe spojrzenie. Wszystko to z uprzejmym uśmiechem na ustach.
Przyszedłem tutaj żeby upewnić się, że sprzęt trafił w ręce pierwszej, więc jeśli się pomyliłem, poproś komisarza żeby przysłał kogoś bardziej odpowiedniego.
Ostatnio zmieniony 2021-07-19, 00:13 przez Terrius Arlington, łącznie zmieniany 1 raz.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Naprawdę starała się nie wkładać całego wysiłku w zepsucie tej prezentacji i myśleć tylko o tym, że przełożony niejako wyświadczał jej przysługę. Aczkolwiek nie zamierzała też ułatwiać mu zadania za to, że tak zuchwale zignorował brak przygotowania Eileen, jak i jej rozdrażnienie. Nie tylko spowodowane jego decyzją, ale także ostatnimi wydarzeniami w jej życiu.
Rzeczywiście, wszystkie te serialowe postaci, których postawa była do bólu przesiąknięta kpiną, finalnie przynosiły odwrotny efekt do zamierzonego. Do tej pory wspomnienie głównej bohaterki Zbuntowanego Anioła wywoływało u niej dreszcz zażenowania, z jakim niegdyś oglądała potyczki z jej udziałem. Zatem odczucia Arlingtona były jak najbardziej uzasadnione, nieważne, że tym razem to ona stanowiła ich przedmiot i jaki przyświecał jej cel.
— Myślę, że trochę mnie przeceniasz — odparła nieco przekornie, z mimowolnym śmiechem poprzedzającym wypowiedź, celowo pomijając przy tym ironię zawartą w jego pytaniu. — Nie wiem, czy będę w stanie sprostać twoim oczekiwaniom — dodała, tym razem całkiem poważnie i zgodnie z prawdą, co tylko dowodziło temu, jak niewłaściwa osoba została mu wyznaczona. Ale no właśnie, na ile to faktycznie były tylko jej starania w zniechęceniu go, a na ile jej uosobienie?
— Nie jestem przewodniczką. Nie, kiedy nie wiem, z kim mam do czynienia — zauważyła z wymownym wzrokiem, jednak teraz głos ciemnowłosej przybrał znacznie chłodniejszą i zdystansowaną barwę. Możliwe, że dla niego ta kwestia nie miała większego znaczenia, skoro nawet przypadkowo napotkaną osobę mianował osobistą przewodniczką, nie będąc zainteresowanym poznaniem prawdziwej tożsamości. Ale za to znowu powinna raczej winić porucznika, który o szczegółach swojego planu zapomniał wtajemniczyć nie tylko ją, ale także Terriusa.
Cała dotychczasowa zadziorność, widoczna jeszcze podczas rozpracowywania jej osoby, zniknęła z kobiecej twarzy, gdy tylko padło słowo kochanka. Ustąpiła ona na rzecz skonfundowania i poirytowania, w przypływie których miała ochotę go spoliczkować, a bardzo rzadko pozwalała emocjom przejąć kontrolę. To już byłaby gruba przesada, nawet jak na nią, chociaż poczyniona przez niego uwaga stanowiła dobry argument. Nie tylko dlatego, że wydawało jej się, że rezerwa wobec przełożonego była dostatecznie wyraźna, na pewno na tyle, aby u nikogo nie powodować podobnie absurdalnych założeń, ale również dlatego, a może nawet przede wszystkim dlatego, że tak daleko posunięty wniosek był uwłaczający i krzywdzący. Właśnie tak! Shepherd zwykle nie dotykały opinie na swój temat. Co innego te dotyczące stanowiska w pracy, którego jakiekolwiek podważanie, brała straszliwie personalnie.
Poczuła się wybita z rytmu. Tak naprawdę powinna w tym momencie przywołać kogoś innego, o czym sam wspomniał, ale nie chciała dać po sobie poznać, jak bardzo dotknęły ją te słowa, więc z narastającą urazą, zacisnęła tylko usta, odbiła się od biurka i odwróciła do niego plecami.
— Cóż — zaczęła, siląc się na obojętność — dzięki twojej hojności nasz komisariat jest jednym z najlepiej wyposażonych w mieście. — Nie mogła darować sobie tego sztywnego wstępu, bo z pewnością usłyszał również ten fragment rozmowy z porucznikiem. Skoro tak wolał się bawić... — Ten sprzęt zwiększa skuteczność badań laboratoryjnych o całe zawrotne 6%, co w ogólnym szacunku jest dużym postępem. Jest w stanie wykonać analizę 150 próbek na godzinę. Dla porównania, w poprzednim limit wynosił 120 — oznajmiła rzeczowo i zerknęła na niego kontrolnie, próbując zorientować się w tym, jak bardzo uważał tę ciekawostkę za interesującą czy godną jego uwagi. Odchrząknęła i kontynuowała: — Porównuje próbki z innymi dostępnymi w systemie, również pod kątem genetycznym. Ponadto ujawnia niewidoczne ślady krwawe z dokładnością do kilku lat wstecz. — Całkiem niedawno miała okazję się o tym przekonać. — Ten tutaj — przeszła na drugą stronę pomieszczenia i z namaszczeniem posuwając palec wskazujący po powierzchni urządzenia — pozwala na dokładniejsze odtworzenie pewnych rzeczy w warunkach laboratoryjnych. Człowiek, choćby nie wiadomo jak bogaty w interpretacje i analizę, nie ma takiej powtarzalności jak sprzęt naukowy. Materiał dowodowy, w przeciwieństwie do osobowych źródeł świadków, jest mniej zaprzeczalny przy późniejszej weryfikacji wydarzeń. Na pewno nie zginie i nie zmieni zdania — skwitowała z wdzierającą się nutą drwiny. — To i tak nie jest cały sprzęt, jakim dysponujemy. Większość znajduje się w głównym laboratorium, a tam o wstęp może być znacznie trudniej — powiedziała sugestywnie, po czym nastąpiła chwila ciszy.
— Ja jednak wolę badać plamy krwi w miejscu ich powstania, na powierzchni, na jaką zostały naniesione. Jej kształt, mechanizmy, siłę, z jaką zadano cios, narzędzie i na tej podstawie przeprowadzić rekonstrukcję. Wszystko jest we krwi, trzeba tylko wiedzieć, jak ją czytać. Praca laboratoryjna bywa żmudna i zwykle tylko potwierdza teorię, a wszystkie te elementy, które wymieniłam, są bardziej... ekscytujące. — Uśmiechnęła się pod nosem, co najmniej jakby przyznawała się do czegoś nieprzyzwoitego. Chyba zwyczajnie założyła, że nie będzie on w stanie zrozumieć i podzielić tej ekscytacji. Mogła czytać przeróżne historie po samych śladach, ale trudno było opisać to, co konkretniej towarzyszyło jej, kiedy słyszała każde z tych haseł. — Możemy iść dalej? — Powstrzymywała się przed zapytaniem o pamiątkowe zdjęcie do kroniki.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Prawda była taka, że Terrius nie nie spodziewał się po niej niczego konkretnego. Z doświadczenia wiedział, że rozczarowania płynące z posiadania oczekiwań względem nieznajomych są dalece bardziej dotkliwe w skutkach niż te, które posiada się względem osób, które się zna, gdyż w ich przypadku można wcześniej poczynić pewne założenia i ocenić prawdopodobieństwo trafności własnych przewidywań. W biznesie sytuacja przedstawiała się bardzo podobnie; obcy stanowili niewiadomą, którą należało najpierw odpowiednio zbadać. Dopiero wtedy, na podstawie zebranych informacji, można było pozwolić sobie na luksus posiadania uzasadnionych oczekiwań. Życie nauczyło go, że jeśli się ich względem nikogo nie posiada, wyklucza to potencjalne zaskoczenie do minimum. Stawianie warunków i wymogów było już całkowicie odmienną sprawą...
Owszem, Shepherd nie wiedziała z kim ma do czynienia, ale niewiedza ta wynikała jedynie z jej uporu i doboru metod, którymi próbowała go do wizyty na komisariacie zniechęcić. Jeszcze w sali konferencyjnej zaproponował jej, że wymienią się uprzejmościami w drodze i gdyby tylko nie stanęła wtedy okoniem, znałaby już jego nazwisko, a także faktyczny, ogólny cel jego wizyty. Zamiast tego przybrała jednak postawę ofensywną, oczekując jego rezygnacji. Czy naprawdę sądziła, że te dziecinne złośliwości odbiją się na nim bez echa? Skoro uparcie odmawiała udzielenia mu informacji, które go interesowały, nie powinna go była winić za to, że ostatecznie skupił się na niej. Zmusiła go przeanalizowania sytuacji, wyciągnięcia wniosków i przedstawienia ich na głos, a teraz - sądząc po jej skołowanej, urażonej minie - była z tego faktu niezadowolona.
Terry nie do końca rozumiał z czego dokładnie wynika jej zaskoczenie i poczucie krzywdy. Uzasadnił przecież swoją konkluzję, doszedł do niej na podstawie informacji, które zebrał na jej temat w tak krótkim czasie i przedstawił ją z perspektywy obserwatora postronnego. Nie starał się jej w żaden sposób urazić, wierzył w końcu, że naprawdę jest zatrudnioną w laboratorium specjalistką, jednak nie zmieniało to faktu, że jego wnioski były zasadne, a powód ich wysunięcia został mu podyktowany przez jej zachowanie. Jeśli ktoś tu mógł się czuć do tej pory pokrzywdzony, byłby to Arlington. On jednak zdawał się być bardziej zainteresowany niż urażony szczeniackim podejściem kobiety i chociaż w innej sytuacji zapewne poddałby ją głębszej analizie, przyszedł tu w godzinach pracy i dlatego to na niej chciał się skupić w pierwszej kolejności. Właśnie dlatego zignorował rezultat własnych słów i skorzystał z okazji, że Shepherd przybrała postawę chłodnej specjalistki.
Czy to sześcioprocentowe zwiększenie skuteczności odnosi się jedynie do badań wykonywanych nowo zakupionym sprzętem, czy przekłada się również na skuteczność lub usprawnienie czasowe badań wykonywanych w laboratorium ogólnie? — dopytał, bez problemu dostosowując się do nowej sytuacji. Dokonując w głowie pewnych wyliczeń, sięgnął do kieszeni po firmowy smartfon i skorzystał z rysika, notując coś na ekranie. — Rozumiem, że biorąc pod uwagę znaczenie laboratoryjnych materiałów dowodowych w procesie rozwiązywania spraw, 30 próbek różnicy może znacząco usprawnić przebieg śledztwa... Domyślam się, że to już nie pani dziedzina — mruknął, w zamyśleniu stukając obłą końcówką patyczka w blat biurka — ale czy mogłaby pani mniej więcej oszacować procentowy wzrost? Wystarczy mi wynik przybliżony. — Brał poprawkę na to, że to zadanie może być zbyt trudne, ostatecznie jej działką była praca w laboratorium.
Terrius przymrużył oczy, kiedy Shepherd przeszła do wyliczania nowych funkcji. Ta informacja zainteresowała go szczególnie. "Kilka lat wstecz" było obiecującą wizją także dla nierozwiązanych śledztw.
A co z eliminacją wyników potencjalnie niejednoznacznych diagnostycznie i minimalizacją tych fałszywie dodatnich albo ujemnych? Czy nowy sprzęt w ogóle w jakiś sposób wpływa na ich wykrywalność? — Ta kwestia również zdawała się go nurtować. Co chwilę dopisywał coś do poczynionych już notatek, uważnie przysłuchując się kobiecie.
Z rytmu wyrwała go dopiero zaległa w pomieszczeniu cisza. Arlington zastygł z rysikiem nad powierzchnią ekranu i poważnie zastanowił się nad nowym problemem, dla którego rozwiązanie znalazł jednak zaskakująco szybko. Zanim zdołał je towarzyszce przedstawić, ta podjęła kolejny wątek, który sprowadził jego myśli na wcześniej porzucony już tor.
Prawdę powiedziawszy, skoro już pani o tym wspomniała, o wiele bardziej niż na przepustce do laboratorium zależałoby mi na tej, która pozwoliłaby mi przyjrzeć się twojej pracy z bliska — oznajmił, przekrzywiając głowę. — O dane techniczne i wyliczenia procentowe z oceny nowego sprzętu w głównym laboratorium mogę poprosić bez oglądania maszyn, ten pokaz był wystarczający — podsumował, zerkając na sprzęt obecny w tym pomieszczeniu, którego wcześniej z taką lubością dotykała.
Terrius wcisnął rysik z powrotem do obudowy i skinął na zgodę.
Oczywiście — odparł i bez ociągania podniósł się do pionu, by zaraz ruszyć w kierunku drzwi. Zanim chwycił za klamkę, raz jeszcze zerknął na wywieszone na ścianie fotografie. — Co właściwie musiałbym zrobić?

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Jak widać na załączonym obrazku, dzisiejszy dzień nie był sprzyjający w wyciąganiu szczególnie trafnych i pochlebnych wniosków, dla żadnego z nich. Te dotychczas poczynione prowadziły jedynie do (nie)wypowiedzianych niedomówień i nieporozumień, na których w głównej mierze opierało się całe pierwsze wrażenie. Chyba można powiedzieć, że zarówno dla niej, jak i dla niego, nie należało ono do najprzyjemniejszych. Miała swoje powody, dla których pozwoliła niepożądanym elementom wkraść się do rozmowy, a te zrozumiałe były wyłącznie dla niej samej, więc próba przybliżenia ich (o ile w ogóle brałaby to pod uwagę) nie miałaby sensu. Niestety musiała przełknąć jakoś tę krytykę i brak pokory, przynajmniej na czas dalszej prezentacji. Oficjalny ton wypowiedzi mężczyzny szybko i jasno postawił warunki, na jakich miała przebiegać, aczkolwiek jeśli dostosowując się do nich mogła przyspieszyć koniec tego dziwacznego i niezręcznego spotkania, to nie zamierzała bardzo ich podważać. Albo przynajmniej zachować wszelkie uwagi z tym związane dla siebie. Oczywiście w granicach rozsądku!
— Tak, można uznać, że właśnie tak jest — powiedziała, jak gdyby sama dopiero poddała to analizie. — Skoro praca tutaj przebiega skuteczniej, to naturalnym jest fakt, że w laboratorium również. Chociaż na ostatecznie jednoznaczne szacunki warto jeszcze poczekać. Sprzęt jest stosunkowo nowy, a pracy cały czas tak samo dużo — dodała na wypadek, gdyby jej przypuszczenia nie były dla niego wystarczająco satysfakcjonujące. A zdążył już dać się poznać jako człowiek o konkretnych wymaganiach.
Pani? Poważnie? Zaliczyli aż taki spadek? Jeszcze nie zdołała do końca otrząsnąć się po surowości, jaką zdawał się nieść widok sunącego po wyświetlaczu rysika, a teraz musiała dodatkowo pamiętać, że jeśli używa słów typu pani, to miał na myśli ją, a nie kogoś przypadkowego, kogo akurat mijali. To, że do tej pory zwracała się do niego na ty, nie wynikało z niedbalstwa i obojętności wobec szacunku, jaki zwykle krył się za stosowaniem grzecznościowych form, a dla usprawnienia komunikacji, która i tak była utrudniona przez tę jej wątpliwą strategię.
— Doprawdy nie wiem, czy kiedy w grę wchodzą tak poważne tematy, dobrym sposobem jest opierać się tylko na przybliżonych wynikach — zauważyła ze szczyptą uszczypliwości w głosie. Chociaż może po prostu zdziwiło ją, że ktoś, kto dał się poznać jako osoba przykładająca wagę do detali, teraz był w stanie zadowolić się połowiczną informacją, tylko dla podtrzymania formalności. — Ale pomyślmy... Jakieś 20%? Nigdy nie byłam dobra z matematyki. Obawiam się, że jeszcze zatęsknisz za moją krnąbrnością — rzuciła, śląc mu ostrzegawcze spojrzenie, a kąciki jej ust poszybowały nieznacznie ku górze w żartobliwym wyrazie.
— Jedyne błędy w tej kwestii zazwyczaj powstają na etapie rozpoznania dowodów w bezpośrednim miejscu ich powstania. Czyli odpowiadając na pytanie: tak, jest w stanie sobie z tym poradzić. — Miała tylko nadzieję, że nie zapyta ją znowu o procentowe przybliżenie, więc żeby temu zapobiec, ruszyła dalej, dosłownie i w przenośni odchodząc od tematu omawianego sprzętu.
— Bardzo dobra decyzja — przyznała neutralnym tonem, bez cienia entuzjazmu na twarzy. Z jego daleko posuniętymi wnioskami chyba po prostu nie chciała, żeby uznał, że było to równoznaczne z przekonaniem, że to ona przyczyniła się do jej zapadnięcia.
— Musiałabym się tylko zgodzić — odpowiedziała z cieniem sugestywnego uśmiechu, jakby stanowiło to absolutnie wykonalne zadanie. W dodatku po dzisiejszych perypetiach. — Tylko nie myl... proszę nie mylić tego ze złośliwością albo przejawem mojego świętego usposobienia błyskotliwości — uprzedziła jego ewentualne pytania i sprzeciw. — Analityka krwi nie sposób zastąpić kimś innym — doprecyzowała, rozkładając ręce na boki w wyrazie bezradności. Nie ma rady! Był na nią skazany. — To gdzie teraz? Stanowiska policjantów czy gabinet porucznika? Nie ma tam co prawda kajdanek, ale jest pokaźna liczba różnych orderów, więc może uda się zrobić pamiątkowe zdjęcie z jednym z nich. — Zwróciła na niego pytające spojrzenie, z którego przebijało rozbawienie. Możliwe, że bez większych zgrzytów (Eileen się starała mimo wszystko) udało im się zwiedzić wspomniany gabinet jak resztę komisariatu.
  • koniec

autor

Awatar użytkownika
35
184

Policjant

Seattle PD

columbia city

Post

Powrót do pracy dla Rudy’egp był czymś niezwykle trudnym. Zawsze względnie cieszył się na pracę, lubił ją… mimo wielu oczywistych przeciwności. Mimo to, nadal chętnie wracał do tej pracy. Uważał, że nie wyminął się ze swoim powołaniem i to co robił, było po prostu dla niego odpowiednie. Przez te wiele lat, bo jednak nie był policjantem od dzisiaj, czy od wczoraj, to przeżył naprawdę sporo. Widział różne krzywe akcje i... dawał sobie radę. W pracy bywało różnie. praca policjanta oczywiście nie jest lekka i nie będzie się dało udawać, że jest inaczej. Dobrze, że mieli zapewnioną opiekę psychologa i zawsze mogli na siebie liczyć.
Współpraca z partnerem zawsze była dla niego niezwykle istotna, bo ostatecznie ten sam właśnie partner, był jego najbliższym przyjacielem. Przyjacielem, powiernikiem, kimś, kto niezależnie co się działo: był obok i go świetnie rozumiał. Kevin, bo tak teraz wymyśliłem, że ten przyjaciel ma na imię był... no, oczywiście świetnym człowiekiem, przykładnym obywatelem i wyśmienitym policjantem. Nie dało się go nie lubić. Więc gdy umarł na służbie... został pochowany i pożegnany ze wszystkimi honorami.
Natomiast sam Roderick.. został wysłany właśnie na serię spotkań z psychologiem, na przymusowy urlop i tak dalej. Musiał odpocząć, odseparować się od tych smutnych wydarzeń. Jak mu wyszło? W sumie nie za dobrze. W domu również było... średnio. Inne powody do stresu, czy frustracji. Gdzie by nie wylądował, tak zawsze było jakieś "ale" i... po prostu nie było dobrze.
Cieszył się, że wracał, ale... równocześnie towarzyszyło mu wiele innych, mieszanych uczuć.
Dzień, jak to dzień na komisariacie rozpoczynał się od odprawy, na której padały najaktualniejsze informacje, zadania... i tak dalej. Wszystko, co w zasadzie musiało być powiedziane i załatwione na sam początek dnia, działo się właśnie na tej odprawie. I dzisiaj nie było inaczej. Powrót Rudy'ego do pracy spotkał się z ogólnie pozytywnym przyjęciem, nie był tu od dzisiaj, znal wielu funkcjonariuszy i raczej żył z nimi w pozytywnych stosunkach.
Dzień rozpoczął mu się więc od wielu poklepywań po ramieniu, plecach, wyrazów zadowolenia z jego powrotu do pracy... mówienia, że dobrze wygląda i, że przykro mi z powodu Kevina. Cóż. Jakoś to przecierpiał i usiadł ostatecznie w sali odpraw (konferencyjnej? W sumie innej lokacji nie było). Usiadł gdzieś z boku, wysłuchując wszystkich najaktualniejszych informacji, aż...
— No i tak. Nowe przydziały, Walker, dostajesz nową partnerkę, Langley. Ogarnijcie się i wybieracie się na patrol w swoim rewirze. I witamy z powrotem, Roderick. — Padły tylko krótkie słowa, a Rudy przewrócił oczami, czyli... dostał kogoś nowego. Nie kojarzył za bardzo nazwiska, czyli albo był to ktos nowy, albo po prostu nie była tutaj za długo. No i to była partnerka, więc, kobieta. Nie przeszkadzało mu to w najmniejszym stopniu. Raczej... wolałby zostać na chwilę obecną sam, bez partnera i... o to będzie też wnioskować, licząc na to, że uzyska zgodę na samodzielną pracę.
— Na tym koniec, do roboty. — Słowa zakańczające odprawę i wszyscy oficerowie zaczęli wstawać ze swoich miejsc, a Walker poczekał, aż sala chociaż trochę opustoszeje i podszedł do sierżanta, który prowadził dzisiejszą odprawę.
— Chciałbym wnioskować o pracę bez partnera. — Powiedział od razu, gdy tylko znalazł się obok starszego stopniem funkcjonariusza. Nawet nie zwrócił uwagi na to, że Langley widząc jego zachowanie podeszłą tutaj razem z nim.

Lily Langley

autor

-

I am the designer of my own catastrophy
Awatar użytkownika
22
163

policjantka

Seattle Police Department

the highlands

Post

~1~
Czuła rozczarowanie, gdy przypominała sobie swoje podekscytowanie, kiedy zaczynała pracę w policji. Mogła się spodziewać, że nie od razu będzie brała udział w jakichś akcjach i robiła ciekawe rzeczy, ale nie spodziewała się, że na kilka długich miesięcy zostanie oddelegowana do papierkowej roboty, jakby była po prostu recepcjonistką. Czasem zastanawiała się, czy kiedykolwiek się to zmieni, czy może jednak uważano, że sobie nie poradzi. A przecież w akademii policyjnej radziła sobie świetnie, przed zatrudnieniem się tutaj na pewno też miała jakieś testy… Z dnia na dzień coraz bardziej się niecierpliwiła, a jednocześnie trochę obawiała się wychylać i upomnieć o swoje. I tak zdążyła już zyskać opinię pyskatej, chociaż uważała, że to po prostu czepialstwo ze strony starszych kolegów. Zaciskała zęby, chociaż wcale nie było to proste i jakoś wytrzymywała, robiąc to, do czego ją przydzielono, choć absolutnie nie była to praca jej marzeń.
Wreszcie jednak przyszedł jej szczęśliwy dzień, który przypadkiem okazał się też dniem powrotu Rodericka do pracy. Jeszcze go nie znała. Ba, nie znała wielu policjantów, bo praktycznie cały czas spędzała za biurkiem, jakby była jakąś sekretarką. Nie, żeby miała coś do sekretarek… Po prostu nie tak to sobie wyobrażała. Dobrze, że chociaż nie musiała robić kawy panom policjantom. Kiedy jednak okazało się, że wreszcie jej los się odmieni, dostanie partnera i zostanie prawdziwą policjantką, była zadowolona. Teraz wreszcie miała zacząć robić coś, o czym marzyła już od wielu lat. Wiedziała, że w tym się sprawdzi.
Odprawa trochę jej się dłużyła, ale starała się tego nie okazywać. W końcu to też była ważna część pracy, w której wszyscy mogli podzielić się istotnymi sprawami. Kiedy usłyszała swoje nazwisko, uniosła wzrok i rozejrzała się, szukając rzeczonego Walkera. Na nieszczęście zlokalizowała go całkiem szybko, więc przewrócenie oczami nie umknęło jej uwadze. Lekko się spięła, czując od razu, że może to nie być łatwa współpraca. Odetchnęła głęboko, starając się nie poddać swoim przeczuciom i kiedy wszyscy zaczęli wychodzić z sali, podobnie jak Walker, ruszyła w kierunku sierżanta. Różnica była taka, że ona nie chciała rozmawiać z przełożonym, a z nowym partnerem — musieli się przecież poznać. Nie spodziewała się jednak, że usłyszy to, co usłyszała. I chociaż nie brała tego personalnie — no, może trochę — to jednak poczuła się nieco dziwnie. Nie należała do osób, które gryzą się w język i tym razem też tak nie było.
A dlaczego? — zapytała. W tonie jej głosu wybrzmiała ewidentna gotowość do sprzeczki. Założyła rękę na rękę, przypatrując się mężczyźnie z zaciekawieniem, bo zamierzała uzyskać odpowiedź na swoje pytanie.

Roderick Walker

autor

-

Awatar użytkownika
35
184

Policjant

Seattle PD

columbia city

Post

Lily Langley

Bardzo dobrze pamiętał swój własny początek w policji. Cóż, wtedy zwłaszcza, podejście do nowych funkcjonariuszy było zdecydowanie bardziej protekcjonalne, niż było to teraz. W końcu parę lat od tego czasu już minęło, świat poszedł o wiele do przodu i wszystko wyglądało teraz inaczej. Tak samo właśnie powitanie nowych pracowników, czy też policjantów. Na pozycję trzeba było sobie zapracować, na początku było się… po prostu kimś nowym. Osobą, której pozostali nie znali, nie ufali i… nie powierzało się takim osobom zbyt wiele uwagi. W przypadku Rudy’ego nie było inaczej. Również i on miał ciężkie początku, ale udało mu się to przetrwać i teraz to on był wśród tych dłużej pracujących funkcjonariuszy. I wiedział jedno: ciężki początek pozwolił mu nabrać charakteru i w sumie był fanem tego rozwiązania. Może nie do jakichś poważnych rozmiarów, czy coś, ale… no, na początku policjanci są niedoświadczeni i ostatecznie nie można im pozwolić robić co chcą, bo narażą na niebezpieczeństwo siebie, kolegów, koleżanki i ludzi w swoim otoczeniu.
Każdy członek służby policyjnej musiał odbębnić pewną dozę papierkowej roboty. Czy to na początku, czy to później. Spisywanie raportów, zeznań i wiele innych. Od tego się uciec nie dało i to wszystko było zwyczajnie częścią pracy policjanta. Nie najciekawszą, ale do pewnego stopnia też potrzebną.
Nawet, jeżeli okrutnie nudną.
Czuł, że chcieli zastąpić Kevina. Że miał dostać kogoś nowego po to, żeby po prostu zapomnieć o swoim byłym partnerze, ale… z drugiej strony towarzyszył mu też strach, że nowy partner, czy też nowa partnerka faktycznie doprowadzi do tego, że nie uszanuje odpowiednio pamięci swojego przyjaciela. Że zapomni.
Do tego nie chciał doprowadzić i wbrew wszelkiej logice… chciał pracować sam. Nie musieć zastępować mężczyzny, z którym współpracował tyle lat.
Dlatego też od razu po uspokojeniu się sytuacji w pomieszczeniu udał się do przełożonego i powiedział co powiedział. Dopiero słowa młodszej kobiety, które padły tak blisko niego pozwoliły mu zwrócić uwagę na to, że ona tam faktycznie jest. Obrzucił ją obojętnym spojrzeniem, bo… w sumie nie znał jej. Nie znał, nie miał nic przeciwko, nic mu nie zrobiła.
Nim zdążył się odezwać, to zauważył jak sierżant również krzyżuje ręce na swojej klatce piersiowej i rzuca mu pytające spojrzenie. Nie powiedział nic, ale wiedział, że pytanie, które chciał zadać… padło już z ust jego nowej partnerki.
Odchrząknął znacząco.
— Nie potrzebuję partnerki, zwłaszcza świeżaka. Mogę pracować sam. — Powiedział pewnym siebie głosem, nawet nie obrzucając spojrzeniem swojej nowo wybranej partnerki. Sierżant cmoknął z niezadowoleniem.
— Wiesz, że wszyscy mają partnerów. Nie możesz pracować sam. — Padło z jego ust, poniekąd dając Rudy’emu do zrozumienia, że w sumie szans na spełnienie jego wniosku nie ma. Walker wiedział, że nie ma co się krzywić, rzucać złymi spojrzeniami i tak dalej. Wciągnął powietrze i już chciał coś powiedzieć, ale sierżant go wyprzedził. — Langley jest już z nami od kilku miesięcy, mogłeś jej nie spotkać, bo głównie siedziała za biurkiem. Czas żeby ruszyła w teren, a Ty masz sporo doświadczenia i będziesz dla niej świetnym partnerem. Traktuję, jakby ten wniosek nie padł. — Kolejne słowa, które padły rozwiały jakiekolwiek chęci Rodericka do dalszej dyskusji, bo wiedział, że… nic to nie da. — Yes, sir. — Rzucił tylko i – co pewnie mogło nie być najlepszym rozwiązaniem – udał się ku wyjściu z pomieszczenia. Bo co miał tutaj więcej zrobić? Ostatecznie nie miał wiele więcej do powiedzenia.

autor

-

I am the designer of my own catastrophy
Awatar użytkownika
22
163

policjantka

Seattle Police Department

the highlands

Post

Doskonale rozumiała, czemu będąc nową w otoczeniu, nie została od razu rzucona na głęboką wodę. Miało to sens i było bardzo rozsądne. Choć nie brakowało jej przekonania, że poradziłaby sobie w trudnych sytuacjach, nie dało się zaprzeczyć temu, że miała gorącą głowę. Niewykluczone, że w jakichś opałach, mogłaby dać ponieść się emocjom i zrobić coś, czego później by żałowała. Ale… Trening czyni mistrza, a ona szczerze wątpiła, żeby praca w papierach miała jakkolwiek przygotować ją do prawdziwej pracy w policji. I naprawdę byłaby cierpliwsza, gdyby nie ciągnęło się to tak długo. Kto wie, może przetrzymano ją właśnie dlatego, żeby pracowała z Roderickiem? Nie miało dla niej większego znaczenia, z kim będzie pracować, ale chciała, żeby był to ktoś, przy kim czegoś się nauczy.
Nie znała historii Walkera. O Kevinie słyszała, owszem, na pewno był to ważny temat w komisariacie, ale nie wiedziała, że to właśnie Roderick był jego partnerem. Nie dopytywała nikogo, bo miała poczucie, że zadając pytania, budzi w policjantach swoistą pobłażliwość. I tak czuła się tutaj jak dzieciak, na pewno nie pomagała jej też płeć — w końcu weszła w sam środek napakowanych testosteronem samców alfa. Zamierzała jednak udowodnić sobie i wszystkim wokół, że wcale nie jest gorsza od nich.
Zwłaszcza świeżaka. Jeśli przez chwilę miała nadzieję, że jej nowy partner będzie inny niż większość tutejszych mężczyzn, to nadzieja ta prysnęła właśnie jak bańka mydlana. Tak, była nowa, ale przecież pewnego dnia też nabierze doświadczenia. Jak miała je zbierać, kiedy każdy traktował ją jak zło konieczne i nie chciał dać szansy się wykazać? Czy byłoby tak samo, gdyby była mężczyzną? W sumie… Pewnie podobnie, bo jednak największą przeszkodą zdawał się być tutaj jej młody wiek.
Poczuła, jak wzbiera w niej złość, ale szczęśliwie nie zdążyła się odezwać, bo głos zabrał sierżant, który rozwiał nadzieje, tym razem te żywione przez Walkera. Może i powinna się ucieszyć, zatriumfować, ale wcale tak nie było. Nie miała dobrych przeczuć odnośnie współpracy z kimś, kto wcale nie chciał jej pomocy. Przecież nie będzie chodzić na skargi do przełożonego, kiedy Roderick będzie dla niej niemiły — nie musiał być sympatyczny. Chciała tylko, żeby pozwolił jej pracować i nie odsuwał jej od żadnych ważnych zadań.
Kiedy Walker odszedł, skinęła głową w kierunku sierżanta i również ruszyła w stronę wyjścia. Rozejrzała się po korytarzu i gdy dostrzegła sylwetkę Walkera, natychmiast poszła w jego kierunku.
Jestem Lily — powiedziała, zrównując się z nim krokiem. — Nie wiem, dlaczego nie chcesz ze mną pracować, ale się domyślam. Tak, jestem nowa, ale nie musisz mnie niańczyć.
Nie musisz mnie niańczyć, bo jestem wspaniała, lepsza niż inne żółtodzioby i dam sobie radę sama. Dobra, tak nie pomyślała, ale mogło to tak trochę zabrzmieć. Chciała jeszcze dodać, że ma nadzieję, iż czegoś się przy nim nauczy, ale bez przesady — nie zamierzała się podlizywać, by wkupić się w czyjekolwiek łaski.
To… Od czego zaczynamy?

Roderick Walker

autor

-

Awatar użytkownika
35
184

Policjant

Seattle PD

columbia city

Post

Lily Langley

Tak, zdecydowanie praktyka czyni mistrza i obycie z trudnymi sytuacjami można zdobyć tylko w jeden sposób: znajdując się w trudnych sytuacjach i ucząc się na swoich akcjach, błędach i tych dobrych decyzjach. Cóż, trzeba zawsze mieć nadzieję, że będzie podejmowało się te dobre decyzje, albo, że błędy które się popełni, nie będą zbyt poważne. W końcu w ich pracy błąd w pewnych sytuacjach może… być naprawdę sporym problemem. A to dlatego, że mogło to się wiązać z naprawdę poważnymi konsekwencjami.
Pewnie też dlatego istotne jest to, żeby mieć obok siebie partnera, który będzie mógł wesprzeć w kryzysowej sytuacji, nawet jeżeli taki błąd przez kogoś zostanie popełniony. Taka współpraca miała sens z wielu powodów, ktoś mógł osłaniać, ktoś mógł zgrywać dobrego/złego glinę i tak dalej. No i zawsze miało się drugi, często odmienny pogląd na sytuację, dzięki czemu można było rozwiązać problem, który miało się przed sobą.
Nie zależało mu na tym, żeby ktokolwiek znał jego historię. Dobra, na posterunku była dobrze znana, bo śmierć funkcjonariusza zawsze uderza w posterunek, czy tam komisariat i ostatecznie ludzie tutaj znają się całkiem nieźle. Zwłaszcza po tylu latach. W tym przypadku też nie było inaczej.
W każdym razie, nie interesowało go to, czy Langley wiedziała kim jest, z kim pracował i tak dalej. Nie miało to dla niego znaczenia. Nie miało też dla niego znaczenia, że była kobietą – bo był ogólnie za równouprawnieniem, za pracą dla kobiet w policji, tak samo dla osób innego koloru skóry, kultury i tak dalej. Ogólnie był na to wszystko otwarty.
Nie był otwarty teraz tylko na kogoś nowego do współpracy.
Roderick opuścił pomieszczenie i udał się do jednego ze wspólnych biurek, przy którym akurat udało się, że nikogo nie było. Komputer był uruchomiony, więc tylko się zalogował i chciał zacząć przeglądać jakieś dokumenty elektroniczne, ale Lily była już obok.
Uniósł na nią obojętne… chociaż nie, odrobinę niechętne spojrzenie.
— Nie będę Cię niańczył. Langley. — Odparł. W sumie zirytowało go to, że myślała, że on był nastawiony na niańczenie. Nie była dzieckiem, tylko funkcjonariuszką policji. Wyraźnie powiedział jej imię, zaznaczając pewną granicę. Dla niego to była Langley, nie Lily. — Będziemy razem pracować, bo taki mamy nakaz z góry. Nie jestem tutaj po to, żeby Cię niańczyć. Zresztą, jesteś dorosła i nie potrzebujesz niańki. — Pokręcił głową ze zrezygnowaniem i wrócił wzrokiem do ekranu komputera,.
— Najpierw przejrzę dokumenty. Potem pojedziemy na patrol. Jak będzie jakieś wezwanie, to zareagujemy. Jak będzie coś się działo, to zareagujemy. Jak nie, to wrócimy tutaj i tyle. — Powiedział to wszystko, nie obdarzając jej nawet spojrzeniem, bo nie uważał by było to konieczne. Dopiero po tym jak skończył swoją wypowiedź, to podniósł na nią swój wzrok. — Chyba, że spodziewałaś się czegoś innego? — Zapytał z przekąsem słyszalnym w jego głosie.

autor

-

I am the designer of my own catastrophy
Awatar użytkownika
22
163

policjantka

Seattle Police Department

the highlands

Post

Policjanci są narażani na wiele trudnych wyborów. Zdawała sobie z tego sprawę, ale co innego znać teorię, a co innego borykać się z jakimś dylematem w praktyce. Mogło jej się wydawać, że jest doskonale przygotowana do zawodu, lecz dopiero rzeczywistość zweryfikuje, czy rzeczywiście tak było. Na razie mogła tylko gdybać. Nie było w niej jednak strachu, a chociaż nadmierna pewność siebie może człowieka zgubić, to mimo wszystko jest znacznie lepsza niż ciągły strach przed tym, co nas czeka. W strachu można pominąć wiele ciekawych doświadczeń.
Zawsze lubiła robić wszystko sama. Nie przepadała za grupowymi projektami w szkole, męczyło ją dostosowywanie się do innych, zwłaszcza gdy miała na coś własną wizję — a zazwyczaj tak było. Wiedziała jednak, jak ważna jest współpraca w zawodzie policjanta i nie zamierzała grymasić. Szczerze mówiąc, nawet się cieszyła. Zapuszczanie się w niebezpieczne rewiry czy pacyfikowanie szemranych typów to nie był szkolny projekt. Wsparcie w takich chwilach było nieocenione. Chodziło przecież o bezpieczeństwo.
Nie wiedziała, na co był otwarty, ale wiedziała jedno: na pewno nie na nią. Nigdy nie była kimś, kto ma wokół siebie wianuszek znajomych; miała kilkoro przyjaciół, ale generalnie była raczej samotniczką. Spędzanie czasu we własnym towarzystwie nie było czymś, co by ją przerażało. Nie nudziła się w swoim towarzystwie; zawsze znalazła sobie jakieś zajęcie. To oczywiście nie tak, że totalnie stroniła od ludzi, po prostu umiała sobie bez nich poradzić. Ale czasem, tak jak w pracy, byli po prostu potrzebni. Może i Roderick mógł pracować sam, ale ona zdecydowanie nie. Przynajmniej nie na tym etapie. Nie zraziła jej więc niechęć w jego wzroku i podejściu, choć była oczywista. Gdy Walker usiadł za biurkiem, ona zajęła krzesło naprzeciwko.
Przecież właśnie powiedziałam to samo, tylko z innej perspektywy — przewróciła oczami, nie rozumiejąc, o co mu chodzi. Może próbował ją jakoś zniechęcić, żeby sama wystąpiła o zmianę partnera? Niedoczekanie. Potrafiła być bardzo uparta, poza tym nie chciała okazywać ani krzty słabości i jeszcze bardziej pogarszać swojej pozycji.
Czy spodziewała się czegoś innego? Może trochę. Chciała coś robić, a nie tkwić w biurze i czekać. Policjanci w Ameryce mieli chyba sporo pracy. Musiała jednak przystosować się do panującego tutaj systemu, dlatego pokręciła głową, odgarniając za ucho kosmyk ciemnych włosów.
Nie, nie spodziewałam się niczego innego — odparła. — Pójdę się przebrać. — Nie zdążyła odziać się w mundur, bo zaspała i cudem zdążyła do pracy na czas. A przecież nie będzie zbawiała świata w białej koszuli.
Wstała z krzesła i ruszyła do drzwi. Łapiąc za klamkę, zerknęła przez ramię na Rodericka.
Przyniosę kawę. Chcesz też? — zapytała, chociaż nie mogła oprzeć się wrażeniu, że ten ruch też nie spotka się z aprobatą. Czasem nie opłaca się być miłą!

Roderick Walker

autor

-

Awatar użytkownika
35
184

Policjant

Seattle PD

columbia city

Post

Lily Langley

Powtórzę: praktyka czyni mistrza. W przypadku policjantów, przechodzą oni przez akademię policyjną, na początku służby dostają też pewnie jakieś szkolenia z różnych sytuacji. Sama akademia policyjna też na pewno umożliwia najróżniejsze ćwiczenia, podczas których można próbować imitować sytuację, w której trzeba szybko myśleć, ale ostatecznie… takie wydarzenia nie mają rzeczywistych konsekwencji. Nikt nie straci życia, nie zostanie ranny, ktoś nie ucieknie, nie dojdzie do kradzieży i tak dalej. Wiadomo, że praca policyjna to nie tylko te sytuacje, jak strzelaniny, morderstwa, dochodzenia… w sumie, to te pewnie są nawet względnie rzadkie. To bardziej broszka detektywów, policjanci w jakimś stopniu również są w to wszystko zaangażowani, ale nie w tak wielkim stopniu.
Ostatecznie jednak to oni noszą mundur, mogą stanąć w takiej sytuacji i po prostu muszą zachować się odpowiednio.
Rudy przyzwyczaił się do pracy z partnerem. Była ona wygodna, bezpieczna i… chyba pod każdym względem lepsza. Nie bez powodu właśnie z partnerem policjant spędzał tak dużo czasu. Był przyzwyczajony do tych małych dziwnostek, które Kevin posiadał. Był przyzwyczajony do tego, jak się zachowuje i po prostu wiedział czego się może po nim spodziewać.
Teraz, gdy go już nie było… nie chciał, by go ktoś zastąpić. Uważał, że jego zmarły już partner był dla niego niezastąpiony. Że nie znajdzie drugiego tak świetnego i po prostu woli pracować sam. Pewnie ma to trochę sensu i mógłby to miliard razy uargumentować i każdy argument były dobry. Bo byłby jego i tyle. Więcej nie potrzeba.
Langley? Nie interesowała go… pod żadnym względem. Powiedział, że nie chciał pracować ze świeżakiem, ale w sumie głównie po to, żeby wyolbrzymić problem, sytuacje, zagrać na warunkach, które zostały mu przedstawione. Po prostu chciał zostać w tej swojej bance, pracować samemu, nie interesować się kimś innym, nie zastępować swojego przyjaciela… i męczyć się problemami w domu.
Nie odpowiedział jej. Nie miał zamiaru wchodzić w jakąś grę, czy cokolwiek tam wymyśliła. Cóż… chyba jednak zaczynał być negatywnie nastawiony. Tak… dla odmiany.
— Świetnie. — Powiedział, obrzucając ją bardzo krótkim spojrzeniem, bo… faktycznie pasowałoby, żeby się przebrała właśnie w mundur, a nie paradowała mu w białej koszulki na służbie. Skoro i tak musiał ją znieść.
— Pewnie. I pączka. — Odparł obojętnie, tym razem już nie obrzucając jej spojrzeniem. Nie dało się powiedzieć, czy mówi serio, czy ironizuje. Naoglądała się filmów, seriali? Zresztą, chciał szybko się uporać z tymi rzeczami, którymi się teraz zajął i szybko wybrać się na patrol. Wrócić do tego, jak kiedyś normalnie wyglądał jego dzień. Tak jakby wcale przez ostatni czas nie był na przymusowym urlopie.

autor

-

I am the designer of my own catastrophy
Awatar użytkownika
22
163

policjantka

Seattle Police Department

the highlands

Post

Lily wciąż brakowało pokory. Miała jakieś wyobrażenie o pracy w policji, które na pewno nie w całości pokrywało się z rzeczywistością. Nadszedł jednak dzień, w którym miała zacząć przekładać teorię na praktykę. Na razie nie zapowiadało się najlepiej — przydzielony partner zdawał się pracować z nią za karę, a ona nie do końca wiedziała, czym powinna się teraz zająć. Nie chciała siedzieć bezczynnie, ale Roderick najwyraźniej nie zamierzał do niczego jej oddelegować. Sama zaproponowała więc pójście po kawę, żeby odpocząć przez chwilę od gęstej atmosfery.
Nie była taka, jak jego były partner i temu nie dało się zaprzeczyć. W jej towarzystwie Walker pewnie nie czułby się bezpieczniej niż zdany sam na siebie… Nikogo też nie zamierzała zastępować. Wychodziła jednak z założenia, że coś tam umiała i liczyła na to, że z czasem Roderick po prostu się przekona i da jej szansę. W końcu nie mogli nieustannie patrzeć na siebie wilkiem i swoją niechęcią utrudniać sobie współpracy. Grali do jednej bramki.
Mogła próbować jakoś go do siebie przekonywać, ale w sumie to przecież była miła i to powinno wystarczyć. Nie mogła nic poradzić na to, że był do niej od samego początku uprzedzony — mogła jedynie nie pogarszać sytuacji i to też zamierzała robić, chociaż naprawdę trudno było jej nie nakręcać w tej sytuacji afery. Po prostu czuła tutaj jawną niesprawiedliwość i trudno jej było to zaakceptować.
Spojrzała na niego niepewnie, zastanawiając się, czy prośbę o pączka rzeczywiście powinna potraktować jako stereotypowy żart o policjantach. Wolała jednak nie pytać; zamiast tego zacisnęła usta w wąską kreskę, jakby transmutowała się właśnie w Minervę McGonagall i wyszła z pokoju, zamykając za sobą drzwi. Przez krótką chwilę rozważała rozmowę z przełożonym i poproszenie go o zmianę partnera, ale wrodzona upartość nie pozwalała jej się poddać. Kilkanaście minut później wróciła więc z kawą i pączkiem, już w mundurze, z ciemnymi włosami starannie związanymi w kitkę.
Smacznego — rzuciła, kładąc na biurku jego „zamówienie” i ponownie zajmując swoje poprzednie miejsce na krześle. Zawahała się przez chwilę, nie wiedząc, czy powinna zająć się czymś konkretnym, ale skoro Walker powiedział jej wcześniej, że najpierw on przejrzy dokumenty, a później pojadą na patrol, to najwidoczniej nie było tu dla niej nic do roboty. Mimo to dość niepewnie wyjęła z torby czytnik, obserwując mężczyznę kątem oka, jakby spodziewała się rychłej reprymendy.

Roderick Walker

autor

-

Awatar użytkownika
35
184

Policjant

Seattle PD

columbia city

Post

Lily Langley

Człowiek nabiera pokory z czasem. Każdy dorosły był kiedyś młody, dzieckiem. Tak samo każdy doświadczony policjant kiedyś był żółtodziobem. Można nawet by się pokusić o stwierdzenie, że to właśnie brak tego doświadczenia kształtuje to, co ktoś musi przeżyć, by to doświadczenie zdobyć. To właśnie te złe decyzje, wątpliwości prowadzą do tych wszystkich wyciągniętych lekcji. Podobnie było z tą pokorą, na początku młody/-a policjant/-ka może myśleć, że akademia policyjna, wszystkie ćwiczenia, które się tam odbywa… przygotują do służby. I tak, i nie. Nie jest to takie zero-jedynkowe, na pewno daje to dobrą bazę, na której można budować swoje doświadczenie, ale każdy spotka się z sytuacją, w której te odbyte szkolenia i kursy, czy inne zajęcia po prostu nie odniosą się idealnie do tego, co akurat się będzie dziać na służbie.
Roderick nie chciał, żeby Kevin został zastąpiony: tak, zgadza się. Równocześnie jednak wiedział, że jego nowo przydzielona partnerka nie miała tego na celu. Nie wiedział tak naprawdę ile wiedziała o jego poprzednim partnerze, nie wiedział, czy wiedziała, dlaczego w ogóle musiał mieć nowego partnera. Zakładał, że wiedziała, bo… to chyba nie było żadną tajemnicą, ale równocześnie takie rzeczy nie są mówione na głos, bo… zakłada się, że każdy to po prostu wie.
Wiedział jedno: planował zachowywać się profesjonalnie, może teraz kręcił nosem, może mu się to wszystko nie podobało, ale ostatecznie? Ostatecznie będąc na służbie nie może sobie pozwolić na jakieś personalne animozje. Zresztą, ostatecznie nie miał nic do samej Langley. Nie podobała mu się sytuacja i to, że musiał z kimś współpracować, kiedy chyba jeszcze nie do końca pogodził się z utratą przyjaciela.
Coś sprawdzał w komputerze przez cały czas, kiedy jej nie było. Kiedy wróciła, to uniósł wzrok dopiero w momencie, kiedy usłyszał jej słowa, a na biurku pojawiło się jego zamówienie.
Razem z pączkiem.
Kącik ust powędrował mu do góry.
Rozbawiło go to, ale…
— Wiszę Ci dychę. — Powiedział znienacka, wyprostowując się na swoim krześle i odwracając się w kierunku jednego z funkcjonariuszy, który gdzieś tam po drugiej stronie biurka przeglądał też jakieś raporty. Wydawałoby się wcześniej, że stał tam przypadkowo, ale tak wcale nie było!
Kiedy Lily poszła po te wszystkie rzeczy, to Rudy założył się z jednym ze znajomych funkcjonariuszy o to, czy Langley naprawdę przyniesie mu pączka. Walker prychnął z rozbawieniem pod nosem, bo jednak założył, że jego nowa partnerka zrozumie ten „stereotypowy” żart odnośnie policjantów. I, że pączka nie przyniesie.
Dobra, przegrał dychę.
Ale przynajmniej miał pączka.
A, no i kawę też!
Sięgnął po pączka i wgryzł się w niego. Bo co więcej miał zrobić?

autor

-

I am the designer of my own catastrophy
Awatar użytkownika
22
163

policjantka

Seattle Police Department

the highlands

Post

Gdyby to zależało od Lily, nabierałaby doświadczenie już od dawna. Im szybciej, tym lepiej. Przecież szkołę skończyła ładnych parę miesięcy temu, a pracę znalazła dość szybko… Ale prawdziwą szansę miała dostać dopiero dzisiaj. Wreszcie się doczekała i nie zamierzała zaprzątać sobie teraz głowy tym, że zmarnowała ostatnie miesiące na papierkową robotę, której było tyle, że i tak ogarnęła niewielką część, będącą zaledwie kroplą w morzu. Nieważne. Była zdeterminowana do pracy i nie chciała dać się wytrącić z równowagi nawet kapryśnemu partnerowi. Początki często bywają trudne i jeszcze nie traciła nadziei na to, że wszystko się poukłada.
Potrafiła być uparta i nieprzyjemna. Nie wykształciła w sobie jeszcze pokory, ale już teraz była profesjonalistką i podobnie jak Roderick, wiedziała, że nawet jeśli się nie polubią, nie może to zaważyć na ich współpracy. Byli dorośli i na pewno zdołają sobie z tym poradzić. No ale na razie znali się gdzieś tak od trzydziestu minut i wcale jeszcze nie było przesądzone, że rzeczywiście się nie dogadają… Chyba.
W pierwszej chwili pomyślała, że zwraca się do niej i że to jej wisi dychę. Otworzyła już usta, żeby zaprotestować i zaproponować, że po prostu następnym razem to on kupi kawę, ale na szczęście zanim jakiekolwiek dźwięki zdążyły wypłynąć z jej ust, uniosła wzrok i zauważyła, że Walker wcale nie zwraca się do niej. Zrobiło jej się trochę głupio i przez chwilę wyglądała, jakby zamierzała tu rozpocząć bardzo poważną i pouczającą debatę, ale ostatecznie się powstrzymała. Posłała Roderickowi spojrzenie zdające się mówić „udław się” i skoncentrowała się na swojej książce. I chociaż uparcie milczała, to napięte mięśnie jej twarzy i oczy utkwione w jednym punkcie ekranu pokazywały, że w środku wszystko się w niej gotowało.
Wreszcie, po jakimś kwadransie, zamknęła czytnik i wrzuciła go do torby, by zaraz wbić uporczywy wzrok w Walkera.
Możemy już jechać? Nie, żebym cię pospieszała, ale robi się późno i chyba mamy do ogarnięcia ważniejsze rzeczy niż raporty, które możesz przejrzeć później. — Nie brzmiała już tak dziarsko i miło jak wcześniej; jej ton stał się raczej chłodny, formalny i rzeczowy. Nie, żeby się obraziła, ale nie zamierzała zmuszać Walkera do żadnej przyjaźni czy zażyłości. Ot, pracowali razem i musieli się znosić, ale nic więcej.
Na potwierdzenie swoich słów o tym, że powinni zająć się ważniejszymi rzeczami, wstała z krzesła i dopiła swoją kawę, zerkając kątem oka, czy Walker łaskawie się ruszył.

Roderick Walker

autor

-

Awatar użytkownika
35
184

Policjant

Seattle PD

columbia city

Post

Lily Langley

Każdy pali się do akcji. Zwłaszcza na samym początku. Do akcji, zbierania tego doświadczenia, robienia czegoś ciekawego, produktywnego. Niektórzy potrzebują czuć dodatkowy dreszcz adrenaliny. Uwielbiają być w trudnych sytuacjach, w których w zasadzie kwitną i pokazują swoje najlepsze oblicze. Z czasem niektórym to mija, a niektórzy potrzebują tego na stałe, inaczej wydaje się im, że nic nie ma sensu. Że wszystko jest nudne i nijakie. Roderick był typem człowieka, który sporo już przeżył w pracy, trochę widział i miał nawet to nieprzyjemne doświadczenie w postaci utraty partnera. I to naprawdę świeże wspomnienie.
Nie tylko początki bywają trudne.
Walker był niezwykle upartym człowiekiem. Gdy się już na coś nastawił, to zazwyczaj niemalże niewykonalnym było to, by zmienił swoje zdanie. Dobra, potrafił przeprowadzić rzeczową dyskusję i zmienić zdanie, ale nie przychodziło mu to łatwo. Dodatkowo tez trzeba wspomnieć o tym, że nie był skory do czegoś takiego w stosunku do kogoś, kogo nie znał wcale, albo co najwyżej słabo.
Ostatecznie w pracy również niezwykle uparcie starał się być… profesjonalny. Nie pozwalał by jego problemy osobiste wpływały na jego pracę, nie zamierzał też pozwolić na to, by jego obecny stan i sytuacja, w której się znalazł: wymuszenie pracując z kimś nowym, popsuło jego profesjonalne podejście.
Co to, to nie.
Sytuacja teraz była dość komiczna, ale będąc policjantem musieli pozwolić sobie tez na takie właśnie rozluźnienie. Ostatecznie jednak potrzebowali zachować zimną krew w chwili, gdy było to potrzebne. Stąd też ten zakład ze znajomym funkcjonariuszem. Im pozwoliło się rozluźnić, pożartować, gdy Lily nie było, to Rudy też z nim chwilę porozmawiał i poczuł się lepiej. Trochę jak… w domu. Nie bez powodu uciekał do pracy ze swoimi problemami. Tu tutaj właśnie czuł się dobrze, bezpiecznie. Tylko śmierć partnera to zniszczyła.
Kompletnie zignorował jej mordercze spojrzenie i był nawet ciekaw słów, które chciała wypowiedzieć. Ostatecznie jednak nic nie powiedziała. Widział jednak po niej, że chciałaby powiedzieć bardzo dużo. Może jednak miała w sobie trochę opanowania, bo jednak pierwsze wrażenie, które sprawiła było takie, że raczej nie gryzła się w język. W końcu nawet w towarzystwie sierżanta po prostu wypaliła pytaniem, które w sumie to z jego ust powinno paść.
Uniósł wzrok, by spotkać natarczywe spojrzenie Langley. Wzruszył ramionami po jej słowach.
— Jadąc na patrol, trzeba wiedzieć co się dzieje na rewirze. Czy coś się ostatnio gdzieś działo, albo czy coś sprawia wrażenie takiego, jakby miało zacząć się tam dziać. Wiesz wtedy na co zwracać uwagę. — Odparł, dając jej do zrozumienia, że on nie czytał tych raportów „tak o”. Miał w tym jakiś cel. Jego ton natomiast był spokojny, wręcz obojętny, jakby nie zrobił sobie nic z tego, że jej ton był chłodny. Zresztą, tak było. Miał to zwyczajnie gdzieś.
— Ale tak. Możemy jechać. — Powiedział, podnosząc tyłek ze swojego siedzenia i następnie poprawiając swój służbowy pas — Rozumiem, że jesteś gotowa Langley? — Zapytał, chociaż jego wypowiedź nie do końca brzmiało jak pytanie. Ruszył w kierunku wyjścia z pomieszczenia.

autor

-

ODPOWIEDZ

Wróć do „Seattle Police Department”