WAŻNE Wprowadzamy nowy system pisania postów/tworzenia tematów w lokacjach. Prosimy o zapoznanie się instrukcją i stosowanie nowego wzoru. Więcej informacji znajdziecie tutaj!

Subfora zostały podzielone na 4 główne działy, oto orientacyjny zakres lokacji, które mogą się w nich znaleźć:
- strefa miejska - ulice, parkingi, tereny zielone, parki, place zabaw, zaułki, przystanki, cmentarze
- usługi - sklepy, centra handlowe, salony kosmetyczne, pralnie, warsztaty
- kultura i instytucje - galerie, muzea, teatry, opera, domy kultury, centra społeczne, urzędy, kościoły, szkoły, przedszkola, szpitale, przychodnie
- życie towarzyskie - restauracje, kawiarnie, kluby, kręgielnie, puby, kina

Dodatkowo w dzielnicach znajdziecie subfora większych firm albo ważnych dla forum i postaci lokacji, np. szczególne kluby, uniwersytet, czy restauracje.

INFO W procesie przenoszenia forum na nowy silnik utracone zostały hasła logowania. Napiszcie w tej sprawie na discordzie do audrey#3270 lub na konto Dreamy Seattle na Edenie. Ustawimy nowe tymczasowe hasła, które zmienicie we własnym zakresie.

DISCORD Jesteśmy też tutaj! Zapraszamy!

UPDATE Postacie chcące uzupełnić swoją KP o nowe treści w biografii mogą skorzystać teraz z kodu update w zamówieniach.

Awatar użytkownika
0
0

dreamy seattle

dreamy seattle

-

Post

<div class="lok0"><div class="lok1"><div class="lok2"><img src="https://i.pinimg.com/564x/f6/39/1b/f639 ... /div></div>

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

4.

Powrót do pracy po piątkowej imprezie i weekendzie był dla Waltera jedną wielką męką, ale może od początku. Gdy obudził się w sobotę w południe, to głowa mu tak pękała, że odczuwał przemożną chęć, by nią przywalić w ścianę, byle tylko ten tępy ból przeminął. Piekły go również kłykcie, które poobdzierane, były namacalnym dowodem na to, że dzień wcześniej komuś przyjebał i to raczej konkretnie. Zajebiście. Nie musiał być specjalnie mądry, by wiedzieć, że będzie miał z tego poważne kłopoty - Anderson, jak na rasowego kretyna przystało, na pewno już zadzwonił ze skargą do komendanta. Nawet pomimo potężnego pulsowania w skroniach, zdołał z irytacją na tę myśl przewrócić oczami, a następnie wymacał niezgrabnie ręką wierzch szafki w poszukiwaniu telefonu, by po natrafieniu na niego palcami, od razu go wyłączyć. I po sprawie. Nie zamierzał o tym myśleć do poniedziałku.
Cóż, dziś jednak sądny dzień w końcu nadszedł i choć Walter od przekroczenia progu komisariatu starał się zachowywać nonszalancko, to czuł jakiś tam niewielki niepokój wewnętrzny. Czy od razu zostanie poproszony do gabinetu? A może jednak szczęście mu dopisze i sprawa sama ucichnie? A może... A może Anderson nigdzie tego nie zgłosił? Tak - to było równie prawdopodobne co wykazanie się namiastką kompetencji przez tego skończonego idiotę. Nie chcąc się tym niepotrzebnie zadręczać, Rutherford ruszył prosto do automatu z napojami, który znajdował się na korytarzu przy gabinecie jego i Jean. W końcu jeśli miał mieć dziś ciężki dzień, to chociaż na pocieszenie sobie kupi tanią, czarną kawę, która będzie smakować jak syf. Wspaniale, grunt to odpowiednio zacząć tydzień, prawda? Najwyraźniej nie tylko on jeden wpadł na ten wybitny pomysł, ponieważ gdy już znalazł się na odpowiednim piętrze, to przy automacie przyuważył Jean. Ignorując dziwne ukłucie w środku, podszedł bliżej, stanął za nią ze spokojem, po czym mało subtelnie odchrząknął. - Poniedziałek bez kawy to nie poniedziałek - zagaił prawdopodobnie po raz pierwszy w historii ich całej współpracy, drapiąc się przy tym nonszalancko po nieco przystrzyżonej brodzie, jakby jego dobrowolne odezwanie się wcale nie było czymś odstającym od normy. A BYŁO.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

[3]

Poniedziałek jak każdy inny, w żaden sposób nie różnił się od tego sprzed dwóch, trzech tygodni, ani trzech miesięcy. Ptaszki za oknem ćwierkały, gwar miasta dobiegał zza szyby i od czasu do czasu było słychać śmiech dzieci z pobliskiej szkoły podstawowej. A mimo to, to właśnie dzisiejszego dnia te bachory śmiały się wyjątkowo głośno i irytująco, ptaki zamiast słodko ćwierkać, darły się na cały regulator, drażniąc bębenki wszystkich słuchających, a miasto? Miasto mogłoby chociaż raz wstać nieco później. A przynajmniej takie było zdanie panny O'Malley. Sama nie wiedziała, jakim cudem doprowadziła się do takiego stanu. Zaczęło się chyba od tego, że po piątkowej imprezie nie chciała za bardzo wychodzić z imprezowego moodu. Może dlatego dała się namówić na kolejną, alkoholową rundkę, na której zdecydowanie przesadziła z winem. Wpadła stara znajoma i wypiły zbyt dużo kieliszków, ale to niemożliwe, żeby to było powodem, dla którego jej kochana drożdżówka smakowała tak ohydnie. Myślami czasem wracała do piątkowej imprezy w mieszkaniu Waltera, ale nawet jeżeli tam zawędrowała albo kiedy przechodziła koło drzwi, jakoś udawała, że ma ważniejsze rzeczy do zrobienia niż zapytanie czy wszystko u niego w porządku. Czułaby się naprawdę dziwnie, szczególnie, że wódka popchnęła ją do bardzo niezręcznego zachowania, które postawiło ją i Waltera w niekomfortowym położeniu. Mogła jedynie próbować o tym zapomnieć.
Wiedziała, że dzisiejszy dzień nie może już być gorszy, dlatego postanowiła po prostu kupić tę ohydną kawę z automatu i jakoś przetrwać dzisiejszy dzień. Miały jej w tym pomóc okulary, które miała wciśnięte na nos. Stała przy automacie, czekając aż ta głupia maszyna zrobi dla niej kawę, kiedy za swoimi plecami usłyszała krzyk (mogłaby przysiąc) Waltera i aż się wzdrygnęła. - Kurwa, co tak głośno - burknęła. To zupełnie tak, jakby obchodzili poniedziałek połączony z Prima Aprillis. Albo Bóg grał z Losem w uno i właśnie zagrał kartę uno reverso na tę dwójkę. - A to ty, cześć - rzuciła nieco zachrypniętym głosem i dopiero teraz do niej dotarła absurdalność tej sytuacji, ale postanowiła rozegrać to na luzie. Poza tym zbyt mocno bolała ją głowa i cała egzystencja, aby spinać się teraz.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Mniej więcej z podobnych pobudek Walter nie wychodził ze swojego mieszkania przez cały weekend. Ba, był taki zdeterminowany by udawać, że życie za jego drzwiami nie istnieje, iż nawet gdy ktoś do nich pukał, to uparcie to ignorował. No nie było człowieka i tyle! Oczywiście - nie mógł całkowicie nie myśleć o tym, co wydarzyło się podczas piątkowej imprezy, ponieważ jego mózg w ten sposób nie działał. Przez lata był swoim największym tyranem, odtwarzając we własnej głowie w najmniej spodziewanych momentach te najbardziej niekomfortowe, nieprzyjemne chwile. Rozwód rodziców, wypadek przyjaciela, odejście Adore, śmierć narzeczonej, a teraz do kolekcji doszła jedna, zupełnie niepotrzebna impreza, której był gospodarzem. Kiedy przed oczami przelatywały mu poszczególne kadry z tego wydarzenia - w tym tańczenie Macareny na stole, na litość boską! - to robiło mu się coraz bardziej niedobrze. Zdecydowanie powinien na jakiś czas odstawić alkohol, ponieważ najwyraźniej niezbyt mu służył i ściągał na niego tylko same kłopoty. A jeśli już o kłopotach mowa... - O'Malley, czy Ty masz kaca? - spytał wprost z taką wyraźnie słyszalną nutą zdumienia, gdyż nie spodziewał się nigdy, że kiedykolwiek zobaczy służbową Jean w takim wydaniu. Coś niesłychanego. Aż kąciki ust mu zadrżały w powstrzymywanym uśmieszku, ponieważ było to lekkim pocieszeniem, iż ktoś dziś miał gorzej. On przynajmniej się wyspał! - Cześć. Miałaś udany weekend? - rzucił niezrażony - bo przecież to było takie normalne, że interesował się jej życiem - a następnie wygrzebał z kieszeni jakieś drobniaki, wrzucił do automatu, nacisnął właściwy guziczek i czekał, aż jego trucizna się przygotuje. Stojąc tak sobie z rękami w kieszeniach, zerknął jeszcze kątem oka na Jean. - Mimo że ten komisariat jest pełen gównianych detektywów, to jak zobaczą Cię w okularach, to wyciągną właściwy wniosek - skomentował od niechcenia, a że w międzyczasie maszyna wypluła jego parujący napój, to zgarnął kubek do ręki, ale nie ruszył się z miejsca, jakby czekał na Jean. I pewnie czekał.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Jakoś tak wyszło, że Jeannine nie miała kiedy o tym pomyśleć. Nie wiedziała co ze sobą zrobić przez cały weekend więc kiedy siostra wpadła w niedzielę i powiedziała, że piją to Jean nie miała zamiaru oponować. Ostatecznie piątkowa impreza nie zadziałała na nią zbytnio relaksująco, więc musiała sobie to wszystko jakoś odbić. No i takie teraz były tego skutki. Ból pulsował nieznośnie i rozchodził się od głowy, przez całe ciało aż do palców u stóp. Promienie słoneczne drażniły jej oczy i generalnie nie miała siły kompletnie na nic. O sprawach żołądkowych lepiej nie wspominać, już czuła, że wrzucenie na to wielkie nic kawy nie było dobrym pomysłem, ale musiała jakoś zacząć funkcjonować bo jak na służbistkę przystało, nie odpuści sobie pracy z powodu kaca. - Nie, zapalenie spojówek - burknęła. Sama była zaskoczona opryskliwością i łatwością z jaką wyrzucała niezbyt uprzejme wypowiedzi w stronę Waltera. Przecież to jego działka, ona zawsze zabijała jego oschłość przesadną uprzejmością. - Zgadnij, Walt - odparła, podnosząc na chwilę przeciwsłoneczne ku górze. Cóż, czy te oczy mogą kłamać? Zdecydowanie nie. Nie tym razem. Splotła palce na kubku, w którym znajdowała się życiodajna ciecz. Pewnie przybliżała ją do spotkania z kostuchą, ale dzisiaj to by się nawet z tego spotkania ucieszyła. - Nie musisz mi mówić, dostałam zawału jak zobaczyłam się w lustrze dzisiaj rano, teraz wyglądam względnie jak człowiek - jęknęła, wlokąc nogę za nogą, za Rutherfordem w stronę ich biura. Już chciała poprosić go oto, żeby ją dobił, ale na szczęście styki zaskoczyły dosyć szybko i zdążyła ugryźć się w język. - Walter, proszę, niech te bachory przestaną się śmiać - stęknęła żałośnie, kiedy uwaliła się z tyłkiem na swój fotel.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Był taki moment, że Walt rozważał kontynuację piątkowej libacji alkoholowej, ale niestety, gdy tylko detektyw spoglądał na butelkę wódki, whisky czy jakiegokolwiek innego trunku, to od razu mu się cofało; najwyraźniej tamtego wieczoru dość konkretnie się nadwyrężył, w końcu lata już nie te i nie mógł pić bez żadnych konsekwencji, jak mu się wydawało, że może. W pewnym sensie to nawet go to zaniepokoiło, bo co jeśli już nigdy nie będzie w stanie wypić zimnego piwka? Przecież to było wbrew naturze; co więcej, porządnie zaburzyłoby mu rytm dnia, ponieważ on uwielbiał co jakiś czas po pracy wstąpić do swojego ulubionego baru na kufel własnej ambrozji. I co, miałby tak po prostu z tego zrezygnować albo co gorsza, przerzucić się na jakąś... herbatę? To już dobitnie świadczyłoby o tym, że pora spisywać testament i wybierać trumnę!
Pewnie gdyby nie odczuwał lekkiego stresu w związku z możliwością wylądowania na dywaniku u przełożonego, to by nawet jej w odpowiedzi pocisnął, żeby sobie nie myślała, iż nagle po chwili piątkowej słabości zrobił się taki niewinny i potulny jak baranek. Tym razem ograniczył się więc jedynie do spojrzenia na nią spode łba i zaciśnięcia mocno szczęki, żeby jednak przypadkiem jakieś złośliwe słówko mu się nie wypsnęło. - Aż taki był wspaniały? - zironizował, nie mogąc się powstrzymać, bo nie oszukujmy się, mógł puścić płazem jeden głupi tekst, ale dwa? Nie, to było wbrew walterowskiej naturze. - Nie chcę Cię rozczarowywać, O'Malley, ale wyglądasz, jakbyś wpadła pod pociąg. Dwukrotnie - podkreślił bardzo miło, rzucając jej krótkie spojrzenia z ukosa, gdy tak sobie raźnie i szczęśliwie zmierzali w stronę dzielonego gabinetu. Walter odstawił kubek z (obrzydliwą) kawą na blat wyjątkowego niezawalonego raportami biurka, a następnie poszedł w ślady partnerki i klapnął na swoim wysłużonym fotelu. - Co, mam iść je wystrzelać? - burknął znad papierów, które wygrzebał z szuflady i zaczął nieśpiesznie przeglądać, żeby chociaż sprawiać pozory porządnego detektywa, nad którym nie wisiało zawieszenie.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Cóż, gdyby serio nie mógł wypić nawet zimnego piwka po ciężkim dniu w pracy to nawet Jeannine by zaczęła mu współczuć, a nie należała do tych osób, które po powrocie do domu siadają na kanapie z puszeczką przed telewizorkiem. No, ale czasem, kiedy żar lał się z nieba to lubiła sobie strzelić jakiegoś zimnego browarka. Ona natomiast dała się ponieść, szczególnie, że przepadała za musującym winem, a jego nie zdążyła sobie obrzydzić na walterowej domówce. A teraz miała tego efekty. Skoro jednak naważyła sobie piwa to musiała je wypić, podobnie jak tą ohydną kawę, na którą obecnie patrzyła ze zdegustowaniem. Nie miała jednak zamiaru jej wylewać, więc jedyne co jej zostało to przełknąć tą lurę i zagryźć drożdżówką, która dzisiaj wydawała się jakaś sucha. Czy życie mogło być jeszcze gorzej? W sumie to nie, bo w wizję swojego okropnego dnia już zdążyła wpisać przytyki ze strony Waltera. Jeszcze jej zamroczony przez kaca umysł nie wpadł na to, że dzisiaj może przyjść jej pożegnać się z Rutherfordem na jakiś czas. - Dobra, zasłużyłam - mruknęła jedynie pod nosem, no bo była dzisiaj wyjątkowo burkliwa. - Czuję się jeszcze gorzej - stęknęła. Tak, do przejazdu pociągu trzeba było dodać jeszcze walec i stado wygłodniałych słoni. Naprawdę, nie było dobrze. A tabletki na ból głowy w ogóle nie pomagały przez co cierpiała jeszcze bardziej. - Tak, proszę. Powiem, że to w samoobronie - rzuciła błagalnie. Dobra, może nie pałała aż tak wielką nienawiścią do małych, głośnych bachorów, ale miło było rozważyć scenariusz, w którym się zamkną. Spojrzała na Walteraz zrezygnowana, bo skoro zabrał się do roboty to oznaczało, że ona też powinna. Otworzyła szufladę i wygrzebała jakieś zaległe raporty.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Paradoksalnie w tym wszystkim zapomniał, że odsunięcie od pracy będzie wiązać się z odsunięciem również od Jean. Przecież nie spotykali się prywatnie, łączyła ich relacja ściśle zawodowa, a Walter nie wydzwaniał do niej nigdy po godzinach na popołudniowe ploteczki. Nawet nie zastanawiał się, co będzie dla niego znaczyło niewidzenie irytującej twarzy O'Malley przez kolejnych kilka tygodni. Czy go to jakoś obejdzie? Oczywiście - jego wewnętrzny gbur podpowiadał mu, że nie bardzo, że nawet powinien się cieszyć, iż odpocznie sobie od jej podnoszących ciśnienie uwag i przemądrzałych monologów. Ale była też jakaś jego część, część, którą rzadko dopuszczał do głosu, która mówiła, że może mu brakować ich niekończących się potyczek słownych i porozumiewawczych spojrzeń, gdy Anderson znowu odpierdalał coś niemądrego. - Podobno zaakceptowanie problemu to pierwszy krok do jego pokonania - kontynuował swój ociekający ironią wywód, wargi wykrzywiając w doskonale wszystkim znanym, firmowym grymasie. - Wolne, O'Malley. Jakbyś wzięła wolne, to ten komisariat by nie upadł, możesz mi wierzyć - mruknął pod nosem, oczy wznosząc wymownie ku sufitowi. Ach, gdyby tylko wiedział, jak bardzo jego słowa blisko domu dzwonią... Na kolejny komentarz partnerki mimochodem prychnął, głową przy tym kręcąc. - Nagłówki gazet po takiej akcji z pewnością byłyby wiekopomne, ale może odłóżmy mordowanie na inny dzień, co? - w jego głos wkradła się nuta rozbawienia, bo mimo wszystko cholernie bawiło go oglądanie skacowanej Jean i planującą mordobicie. Już, już jeszcze miał coś dorzucić, gdy jakiś detektyw z piętra niżej wbił do ich gabinetu, ewidentnie zestresowany. - Ej, Rutherford, komendant chce się z Tobą widzieć, to pilne - po tych błyskawicznie wyrzuconych z siebie słowach, mężczyzna się zmył, najwyraźniej nie chcąc być świadkiem gniewnej wiązanki. - Kurwa - warknął, ściskając się za nasadę nosa, już przeczuwając, że zbliża się jego sądna godzina. Nie ruszył się jednak z miejsca, by ją przyśpieszyć, ba, powrócił do przeglądania papierów, jakby to co najmniej miało mu jakoś pomóc. Tak, wyparcie w najlepszym wydaniu.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

W sumie, nawet jeszcze nie zdążyła się ucieszyć, czy też zmartwić ewentualnym zawieszeniem Waltera. Owszem, w czasie alkoholowego maratonu przyszło jej do głowy, że Rutherford będzie mógł na jakiś czas pożegnać się ze swoją odznaką. Jednocześnie, nie pochyliła się nad tym, jak jego nieobecność w biurze mogłaby wpłynąć na nią. W pierwszej kolejności nasuwała się ulga, wszakże czy nie próbowali pozbyć się siebie nawzajem już od dobrych kilku miesięcy? Z drugiej strony, co przyznawała niechętnie i tylko w swojej głowie, pod względem zawodowym współpraca układała się im zaskakująco dobrze. Jean wiedziała, że był dobry w swojej robocie i chociaż był wrzodem na tyłku jej egzystencji to nie bała się iż wystawi ją, kiedy zrobi się gorąco.
Na jego jakże mądre, niemalże fachowe podsumowanie dzisiejszego stanu, ta jedynie wykręciła twarz w przedrzeźniającym go grymasie niczym rasowa trzynastolatka. Tak, z jej głową działo się dzisiaj coś dziwnego. - No jak to nie, ten zakład beze mnie upadnie - powiedziała z pełnym przekonaniem w głowie, unosząc jedną brew ku górze. Może faktycznie przeceniała swoją wartość, a wzywano ją w sprawie kryzysu z ekspresem do kawy albo drukarką tylko dlatego, że nikomu innemu nie chciało się bawić z tymi pierdołami. Wywróciła oczami co ostatecznie nie było dobrym pomysłem, ale no mądra Jean po szkodzie. I już miała się jakoś odgryźć, kiedy jakiś zesrany w gacie mundurowy wszedł do środka. Poczuła jak chęć na przekomarzanie się z Walterem nagle jej odeszła, a wydarzenia z domówki u Waltera wróciły tak niespodziewanie, że Jean się tym aż zachłysnęła. Przez chwilę zastygła w bezruchu, patrząc się na bruneta, a z wrażenia aż jej okulary spadły na nos. - Walter? - zwróciła się do niego po chwili nieco niepewnie. Była w stanie zrozumieć to, że wizyta u komendanta nie była zwiastunem niczego dobrego, ale jednocześnie nie mogli już nic zrobić, aby odwlec ją w czasie. A co jej zostało? Iść z nim? Udawać, że nic nie słyszała i zająć się swoją robotą?

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

To nie tak, że Walter bał się spotkania z komendantem, bardziej przeczuwał, że los rzeczywiście może zagrać z nim w pokera i tym razem zabrać jedyną rzecz, na jakiej mu zależało. Gdy kobiety odchodziły, to praca była niezmienną stałą, której poświęcał znaczną część swojego czasu. Nie potrafił sobie wyobrazić, jak miałoby wyglądać jego życie bez narzekania w związku zasypującą go falą raportów czy akcjami w terenie. Walter mógł udawać, że nie zależało mu na niczym, był w tym nawet niekwestionowanym mistrzem, ale każdy wiedział, iż ta robota stanowiła dla niego świętość. Właśnie dlatego nie poderwał się z miejsca od razu, jakby w ten sposób chcąc dać sobie moment na zaakceptowanie zaistniałej sytuacji i pogodzenie się z możliwymi konsekwencjami. Prawdopodobnie ten moment jeszcze by się przedłużył, gdyby z rozmyślań nie wyrwała go Jean. Odłożywszy papiery z powrotem na biurko, obok dawno już ostygniętej kawy, podniósł wzrok na swoją partnerkę. - Tak, wiem - odparł ze znużeniem, nic więcej nie dodając, bo słowa w tym przypadku były zbędne. Za to wstał i już bez przeciągania ruszył prosto do gabinetu, przed którego odwiedzeniem się tak wzbraniał. Long story short, oprócz komendanta, był tam też i ten pieprzony Anderson - z poobijanym ryjem, co dało Walterowi jakiś cień satysfakcji - a wyrok zdążył już zapaść nim Rutherford przekroczył próg pomieszczenia. Zawieszony na sześć tygodni. Z zaciśniętymi mocno szczękami przyjął również naganę, a po wszystkim, w tym żałosnym przyrzeczeniu poprawy, wybył z biura. Nie wrócił jednak do własnego, minął jego drzwi wejściowe jak błyskawica na oczach Jean i poleciał prosto na zewnątrz, gdzie swoje frustracje wyżył z tyłu budynku na jakimś biednym koszu na śmieci. Kurwa, kurwa, kurwa. Co on ze sobą będzie robił przez kolejnych sześć tygodni? Oparł się o zimny mur plecami, jak już skończył siać zniszczenie, i soczyście zaklął. A by to szlag.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Pewnych rzeczy nie dało się przeskoczyć, obejść, czy po prostu przewinąć do przodu, jak żenujących scen w 365 dni. Albo wcisnąć pauzy i udawać, że skoro nic się nie zrobi, to najgorsze po prostu nadejdzie. Dlatego ciężko jej było patrzeć na niedolę partnera, tym bardziej, że podzielił się z nią swoją osobistą tragedią i przy okazji rozwiązał zagadkę spalenizny, którą jakiś czas temu było czuć w całym bloku. I tak bardzo jak nie chciała go wyrywać z tej chwili odrętwienia, tak wiedziała, że każda jedna minuta przeciągania struny będzie kosztowała go jeszcze więcej, bo kapitan nie przepadał za spóźnialskimi.
Jean siedziała jak na szpilkach, a kacowy ból głowy nie pomagał jej w tym kompletnie. Skrzywiła się delikatnie, dopijając kawę. Nie miała pojęcia ile czasu spędziła wgapiając się w papiery i próbując coś zrobić. Tak samo jak nie mogła zrozumieć dlaczego tak się denerwowała, owszem szkoda jej było Waltera, ale przecież ich relacja nigdy nie była specjalnie bliska i zażyła. A jednak co chwilę zerkała w stronę drzwi, czekając aż Rutherford pojawi się w drzwiach i powie cokolwiek. Zamiast tego zobaczyła jedynie jego sylwetkę przemykającą obok wejścia do ich gabinetu. Wypuściła ciężko powietrze z ust i wstała, zgarniając kurtkę z krzesła, po czym ruszyła za Walterem. - Papierosa? - zagadnęła, kiedy już wyszła na zewnątrz i zlokalizowała wzburzonego Rutherforda, który teraz podpierał ściany. A O'Malley jako dobra partnerka przybiegała z pomocą i niemą propozycją rozmowy. Może po tym co usłyszała od niego po imprezie nie umiała już zostawić go samemu sobie? Zupełnie jakby ona nie miała własnych problemów i koniecznie musiała uszczęśliwiać innych. Sama wzięła papierosa i odpaliła go dosyć sprawnie. Nie miała zamiaru naciskać, już zdążyła się przekonać, że z Walterem to nie zadziała.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Przecież wiedział, że tak to się skończy, prawda? Nie był żadnym żółtodziobem pracującym w policji od wczoraj; zdawał sobie sprawę, jakie są konsekwencje za wyskoki podnoszące ciśnienie komendantowi. A mimo to nie mógł powstrzymać tego wszechogarniającego poczucia zrezygnowania i trochę też rozczarowania, że jednak nie potoczyło się to inaczej. Ktoś inny na jego miejscu może by nawet się ucieszył, iż czeka go przymusowy urlop, ale Walter... Walter nie radził sobie z nadmiarem wolnego czasu. Od dobrych kilku lat to praca stanowiła centrum jego życia; przychodził wcześnie, wychodził późno, wracał do domu i myślał o sprawach, które zajmowały go przez dzień i tak w kółko. I oto niespodziewanie znalazł się w sytuacji, w której nie będzie miał żadnego konkretnego zajęcia, ba, będzie musiał trzymać się od swojego gabinetu z daleka! Doskonale znał procedurę i już go szlag trafiał na samą myśl, iż przez własną impulsywność skazał się na takie męki pańskie. Pewnie jeszcze długo by tak stał w bezruchu i rozważał swoje marne położenie, gdyby nie nadejście Jean. Automatycznie przeniósł na nią spojrzenie, ale nie odezwał się ani słowem. Coś nowego, bo pewnie w normalnych okolicznościach kazałby się jej wypchać i nie wtykać nosa w nieswoje sprawy. Ale już uzgodniliśmy, że to nie były normalne okoliczności, więc instynktownie wyciągnął rękę w jej kierunku. - Nie odmówię - poparł gest słowami, które wybrzmiały dość cierpko, aczkolwiek wciąż milej niż zwykle. - Będziesz się beze mnie bardzo nudzić przez te 6 tygodni, O'Malley - dodał po chwili milczenia, znów zahaczając o nią beznamiętnym wzrokiem, jakby to wszystko to było wielkie nic. Jakby, bo jednak w jego tonie dało się wyczuć, że jemu ani trochę się to nie uśmiechało, a wręcz ta świadomość zaczynała go uwierać, jak jakiś głupi kamyk w bucie.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Niby nie powinno ją to dziwić, ale chyba w swojej naiwności w ludzką przyzwoitość nadal myślała, że Anderson pokaże ludzką twarz i nie zdecyduje się na wniesienie skargi. Jednakże, najwidoczniej się myliła, a ludzkość naprawdę schodziła na psy. Bo ona chyba nie doniosłaby na kolegę z pracy, ale kto wie? Przecież jeszcze kilka miesięcy temu oddałaby wszystko za pozbycie się Rutherforda ze swojego gabinetu, ale teraz świadomość tego, że nikt nie będzie na nią czekał z grymasem wymalowanym na twarzy była dziwnie niepokojąca. Chociaż mogła narzekać to powoli zaczęła się przyzwyczajać do jego obecności w czasie pracy, motywował ją. A może to dlatego, że Walter w końcu zaczął się przed nią chociaż trochę otwierać?
I cóż, nie zdziwiłaby się, gdyby kazał jej się wynosić, ale z drugiej strony jego przerwa w pracy była jej sprawą, w końcu przez sześć tygodni będzie musiała sama wysługiwać się policjantami niższego szczebla i trzymać rękę na pulsie. Wyciągnęła z kieszeni kurtki paczkę fajek i jedną z nich wręczyła Walterowi. Jedną także wsunęła między wargi i niemalże od razu odpaliła, po czym wręczyła mu zapalniczkę. - Minie szybciej niż ci się wydaje - marne pocieszenie, ale zawsze jakieś, prawda? Poza tym nie wiedziała, co innego mogłaby powiedzieć, co nie będzie jeszcze bardziej się mijało z prawdą - Myślę, że to jest dobry czas na wcielenie w życie planu z grupowym, przedszkolnym morderstwem - rzuciła, próbując chociaż jakoś rozluźnić atmosferę co chyba było niemalże niemożliwe.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Na samą tylko myśl o Andersonie otwierał mu się nóż w kieszeni. On otrzymał dużo krótsze zawieszenie z racji tego, że to Walter wymierzył pierwszy cios. Było to odrobinę niesprawiedliwe, ale nie zamierzał się zniżać do poziomu kolegi po fachu i domagać się lepszej decyzji. Poza tym mogłoby się to skończyć dla niego jeszcze większą zjebą, a jednak Rutherford nie miał ochoty na wysłuchiwanie kolejnej tyrki komendanta, który nigdy nie przebierał w słowach i jechał po ludziach równo. Jedyne co mu pozostało to pogodzić się z taką a nie inną rzeczywistością, chociaż wiadomo - łatwo powiedzieć, a trudniej zrobić, co dało się zresztą z łatwością zauważyć po obecnym stanie detektywa, który wciąż zdawał się z nerwów w miejscu aż chodzić. Dopiero jak Jean poczęstowała go fajką, dopiero jak wsunął ją między wargi, odpalił pożyczoną zapalniczką i głęboko się zaciągnął, to odczuł lekką ulgę. Wypuściwszy obłok dymu z płuc, prychnął na optymistyczny komentarz partnerki. - Mówiłem Ci już kiedyś, że za bardzo wierzysz w bajki - skwitował, ale kąciki ust drgnęły mu nieznacznie w czymś na kształt uśmiechu po usłyszeniu jej następnej wypowiedzi. - Może lepiej odłóżmy to na inny termin - oznajmił, odpychając się od ściany i zaraz mało kulturalnie rzucając niedopalek papierosa na bruk, by go po chwili przydeptać dodatkowo butem. - Widzimy się za 6 tygodni - ależ radośnie to wybrzmiało! Nic więcej nie dodając, Walter ruszył dziarsko przed siebie, aczkolwiek po zrobieniu kilku kroków się zatrzymał, a następnie spojrzał przez ramię na Jean. - Tylko nie tęsknij za bardzo - rzuciwszy przewrotnie i puściwszy jej oczko, odwrócił się i pewnie skierował się na parking, gdzie zaparkował samochód.

// zt x2

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

  • 5
Naprawdę ciężko było go czymś zaskoczyć. Nic go nie dziwiło, wydawało mu się, że wszelkie najdziwniejsze pomysły już dawno przemknęły przez jego umysł i na tym świecie nie ma rzeczy, które by zrobiły na nim piorunujące wrażenie. I rzeczywiście ten stan rzeczy się nie zmieniał, jednak telefon z komisariatu podczas tegoż cudownie spokojnego wieczoru z pewnością zajął wysoką pozycję na liście niespodziewanych przypadków. Chociaż fakt, kto do niego zadzwonił i kto potrzebował ratunku z tej beznadziejnej sytuacji absolutnie go nie dziwił. Wręcz dałby sobie rękę uciąć, że nie będzie to pierwszy taki wypad i może należy zacząć odkładać na dobrego adwokata. Oszczędzając w słowach (bo może im tam minuty lecą), zapewnił, że zjawi się na miejscu, jak najszybciej i wciągając na siebie pierwsze lepsze ubrania, w całkowitym rozgardiaszu, zasiadł za kółkiem i niczym wariat skierował się pod wskazany adres. Przez głowę przemknęła mu myśl, iż całkowitym zrządzeniem losu byłoby zostanie zatrzymanym przez policję za łamanie przepisów drogowych. Trochę mandatów na koncie miał, a uświadamiając to sobie, pozbył się głupiego uśmieszku z twarzy i zdecydowanie zmniejszył prędkość. Odrobinę po fakcie, gdyż zza rogu wyjawiał się budynek komendy.
Do środka wparował, niczym zmartwiony rodzic szukający swoich nastoletnich pociech, które zostały zgarnięte przez stróży prawa za alkoholizację, a na jego twarzy malowało się zarówno zmartwienie, jak i lekkie zmęczenie jawiące się pod tytułem co tym razem???. Nadwyraz się niecierpliwił, rozglądając to w jedną stronę, to w drugą, a ognia do oliwy dolewał fakt, iż nikt nie chciał mu udzielić informacji. Jak się okazało, nic nie było podobne do csi: kryminalne zagadki Miami, a on był zdany na siebie, łaskę czasu i wszystkich innych pracowników.
Aż sam nie miał pojęcia, ile już tam ślęczał, gdy zobaczył przyjaciółkę, kierującą się w jego stronę z wymalowanym zirytowaniem na twarzy. - No nareszcie, jak ty w ogóle wyglądasz? - rzucił na powitanie, oczywiście zauważając same beznadziejne szczegóły. No ale co mógł poradzić na to, że widok Idy w stroju pielęgniarki z jakimś potwornym makijażem na buzi wywarł na nim wrażenie gorsze, niż toaleta w poczekalni. - W co ty się wpakowałaś? - dodał szybko, podchodząc do niej bliżej, by móc okiem specjalisty ocenić, czy wszystko z nią w porządku.

autor

ODPOWIEDZ

Wróć do „Seattle Police Department”