WAŻNE Wprowadzamy nowy system pisania postów/tworzenia tematów w lokacjach. Prosimy o zapoznanie się instrukcją i stosowanie nowego wzoru. Więcej informacji znajdziecie tutaj!
Subfora zostały podzielone na 4 główne działy, oto orientacyjny zakres lokacji, które mogą się w nich znaleźć:
- strefa miejska - ulice, parkingi, tereny zielone, parki, place zabaw, zaułki, przystanki, cmentarze
- usługi - sklepy, centra handlowe, salony kosmetyczne, pralnie, warsztaty
- kultura i instytucje - galerie, muzea, teatry, opera, domy kultury, centra społeczne, urzędy, kościoły, szkoły, przedszkola, szpitale, przychodnie
- życie towarzyskie - restauracje, kawiarnie, kluby, kręgielnie, puby, kina
Dodatkowo w dzielnicach znajdziecie subfora większych firm albo ważnych dla forum i postaci lokacji, np. szczególne kluby, uniwersytet, czy restauracje.
INFO W procesie przenoszenia forum na nowy silnik utracone zostały hasła logowania. Napiszcie w tej sprawie na discordzie do audrey#3270 lub na konto Dreamy Seattle na Edenie. Ustawimy nowe tymczasowe hasła, które zmienicie we własnym zakresie.
DISCORD Jesteśmy też tutaj! Zapraszamy!
UPDATE Postacie chcące uzupełnić swoją KP o nowe treści w biografii mogą skorzystać teraz z kodu update w zamówieniach.
dreamy seattle
dreamy seattle
-
-
Powrót do pracy po piątkowej imprezie i weekendzie był dla Waltera jedną wielką męką, ale może od początku. Gdy obudził się w sobotę w południe, to głowa mu tak pękała, że odczuwał przemożną chęć, by nią przywalić w ścianę, byle tylko ten tępy ból przeminął. Piekły go również kłykcie, które poobdzierane, były namacalnym dowodem na to, że dzień wcześniej komuś przyjebał i to raczej konkretnie. Zajebiście. Nie musiał być specjalnie mądry, by wiedzieć, że będzie miał z tego poważne kłopoty - Anderson, jak na rasowego kretyna przystało, na pewno już zadzwonił ze skargą do komendanta. Nawet pomimo potężnego pulsowania w skroniach, zdołał z irytacją na tę myśl przewrócić oczami, a następnie wymacał niezgrabnie ręką wierzch szafki w poszukiwaniu telefonu, by po natrafieniu na niego palcami, od razu go wyłączyć. I po sprawie. Nie zamierzał o tym myśleć do poniedziałku.
Cóż, dziś jednak sądny dzień w końcu nadszedł i choć Walter od przekroczenia progu komisariatu starał się zachowywać nonszalancko, to czuł jakiś tam niewielki niepokój wewnętrzny. Czy od razu zostanie poproszony do gabinetu? A może jednak szczęście mu dopisze i sprawa sama ucichnie? A może... A może Anderson nigdzie tego nie zgłosił? Tak - to było równie prawdopodobne co wykazanie się namiastką kompetencji przez tego skończonego idiotę. Nie chcąc się tym niepotrzebnie zadręczać, Rutherford ruszył prosto do automatu z napojami, który znajdował się na korytarzu przy gabinecie jego i Jean. W końcu jeśli miał mieć dziś ciężki dzień, to chociaż na pocieszenie sobie kupi tanią, czarną kawę, która będzie smakować jak syf. Wspaniale, grunt to odpowiednio zacząć tydzień, prawda? Najwyraźniej nie tylko on jeden wpadł na ten wybitny pomysł, ponieważ gdy już znalazł się na odpowiednim piętrze, to przy automacie przyuważył Jean. Ignorując dziwne ukłucie w środku, podszedł bliżej, stanął za nią ze spokojem, po czym mało subtelnie odchrząknął. - Poniedziałek bez kawy to nie poniedziałek - zagaił prawdopodobnie po raz pierwszy w historii ich całej współpracy, drapiąc się przy tym nonszalancko po nieco przystrzyżonej brodzie, jakby jego dobrowolne odezwanie się wcale nie było czymś odstającym od normy. A BYŁO.
-
Poniedziałek jak każdy inny, w żaden sposób nie różnił się od tego sprzed dwóch, trzech tygodni, ani trzech miesięcy. Ptaszki za oknem ćwierkały, gwar miasta dobiegał zza szyby i od czasu do czasu było słychać śmiech dzieci z pobliskiej szkoły podstawowej. A mimo to, to właśnie dzisiejszego dnia te bachory śmiały się wyjątkowo głośno i irytująco, ptaki zamiast słodko ćwierkać, darły się na cały regulator, drażniąc bębenki wszystkich słuchających, a miasto? Miasto mogłoby chociaż raz wstać nieco później. A przynajmniej takie było zdanie panny O'Malley. Sama nie wiedziała, jakim cudem doprowadziła się do takiego stanu. Zaczęło się chyba od tego, że po piątkowej imprezie nie chciała za bardzo wychodzić z imprezowego moodu. Może dlatego dała się namówić na kolejną, alkoholową rundkę, na której zdecydowanie przesadziła z winem. Wpadła stara znajoma i wypiły zbyt dużo kieliszków, ale to niemożliwe, żeby to było powodem, dla którego jej kochana drożdżówka smakowała tak ohydnie. Myślami czasem wracała do piątkowej imprezy w mieszkaniu Waltera, ale nawet jeżeli tam zawędrowała albo kiedy przechodziła koło drzwi, jakoś udawała, że ma ważniejsze rzeczy do zrobienia niż zapytanie czy wszystko u niego w porządku. Czułaby się naprawdę dziwnie, szczególnie, że wódka popchnęła ją do bardzo niezręcznego zachowania, które postawiło ją i Waltera w niekomfortowym położeniu. Mogła jedynie próbować o tym zapomnieć.
Wiedziała, że dzisiejszy dzień nie może już być gorszy, dlatego postanowiła po prostu kupić tę ohydną kawę z automatu i jakoś przetrwać dzisiejszy dzień. Miały jej w tym pomóc okulary, które miała wciśnięte na nos. Stała przy automacie, czekając aż ta głupia maszyna zrobi dla niej kawę, kiedy za swoimi plecami usłyszała krzyk (mogłaby przysiąc) Waltera i aż się wzdrygnęła. - Kurwa, co tak głośno - burknęła. To zupełnie tak, jakby obchodzili poniedziałek połączony z Prima Aprillis. Albo Bóg grał z Losem w uno i właśnie zagrał kartę uno reverso na tę dwójkę. - A to ty, cześć - rzuciła nieco zachrypniętym głosem i dopiero teraz do niej dotarła absurdalność tej sytuacji, ale postanowiła rozegrać to na luzie. Poza tym zbyt mocno bolała ją głowa i cała egzystencja, aby spinać się teraz.
-
-
-
Pewnie gdyby nie odczuwał lekkiego stresu w związku z możliwością wylądowania na dywaniku u przełożonego, to by nawet jej w odpowiedzi pocisnął, żeby sobie nie myślała, iż nagle po chwili piątkowej słabości zrobił się taki niewinny i potulny jak baranek. Tym razem ograniczył się więc jedynie do spojrzenia na nią spode łba i zaciśnięcia mocno szczęki, żeby jednak przypadkiem jakieś złośliwe słówko mu się nie wypsnęło. - Aż taki był wspaniały? - zironizował, nie mogąc się powstrzymać, bo nie oszukujmy się, mógł puścić płazem jeden głupi tekst, ale dwa? Nie, to było wbrew walterowskiej naturze. - Nie chcę Cię rozczarowywać, O'Malley, ale wyglądasz, jakbyś wpadła pod pociąg. Dwukrotnie - podkreślił bardzo miło, rzucając jej krótkie spojrzenia z ukosa, gdy tak sobie raźnie i szczęśliwie zmierzali w stronę dzielonego gabinetu. Walter odstawił kubek z (obrzydliwą) kawą na blat wyjątkowego niezawalonego raportami biurka, a następnie poszedł w ślady partnerki i klapnął na swoim wysłużonym fotelu. - Co, mam iść je wystrzelać? - burknął znad papierów, które wygrzebał z szuflady i zaczął nieśpiesznie przeglądać, żeby chociaż sprawiać pozory porządnego detektywa, nad którym nie wisiało zawieszenie.
-
-
-
Na jego jakże mądre, niemalże fachowe podsumowanie dzisiejszego stanu, ta jedynie wykręciła twarz w przedrzeźniającym go grymasie niczym rasowa trzynastolatka. Tak, z jej głową działo się dzisiaj coś dziwnego. - No jak to nie, ten zakład beze mnie upadnie - powiedziała z pełnym przekonaniem w głowie, unosząc jedną brew ku górze. Może faktycznie przeceniała swoją wartość, a wzywano ją w sprawie kryzysu z ekspresem do kawy albo drukarką tylko dlatego, że nikomu innemu nie chciało się bawić z tymi pierdołami. Wywróciła oczami co ostatecznie nie było dobrym pomysłem, ale no mądra Jean po szkodzie. I już miała się jakoś odgryźć, kiedy jakiś zesrany w gacie mundurowy wszedł do środka. Poczuła jak chęć na przekomarzanie się z Walterem nagle jej odeszła, a wydarzenia z domówki u Waltera wróciły tak niespodziewanie, że Jean się tym aż zachłysnęła. Przez chwilę zastygła w bezruchu, patrząc się na bruneta, a z wrażenia aż jej okulary spadły na nos. - Walter? - zwróciła się do niego po chwili nieco niepewnie. Była w stanie zrozumieć to, że wizyta u komendanta nie była zwiastunem niczego dobrego, ale jednocześnie nie mogli już nic zrobić, aby odwlec ją w czasie. A co jej zostało? Iść z nim? Udawać, że nic nie słyszała i zająć się swoją robotą?
-
-
Jean siedziała jak na szpilkach, a kacowy ból głowy nie pomagał jej w tym kompletnie. Skrzywiła się delikatnie, dopijając kawę. Nie miała pojęcia ile czasu spędziła wgapiając się w papiery i próbując coś zrobić. Tak samo jak nie mogła zrozumieć dlaczego tak się denerwowała, owszem szkoda jej było Waltera, ale przecież ich relacja nigdy nie była specjalnie bliska i zażyła. A jednak co chwilę zerkała w stronę drzwi, czekając aż Rutherford pojawi się w drzwiach i powie cokolwiek. Zamiast tego zobaczyła jedynie jego sylwetkę przemykającą obok wejścia do ich gabinetu. Wypuściła ciężko powietrze z ust i wstała, zgarniając kurtkę z krzesła, po czym ruszyła za Walterem. - Papierosa? - zagadnęła, kiedy już wyszła na zewnątrz i zlokalizowała wzburzonego Rutherforda, który teraz podpierał ściany. A O'Malley jako dobra partnerka przybiegała z pomocą i niemą propozycją rozmowy. Może po tym co usłyszała od niego po imprezie nie umiała już zostawić go samemu sobie? Zupełnie jakby ona nie miała własnych problemów i koniecznie musiała uszczęśliwiać innych. Sama wzięła papierosa i odpaliła go dosyć sprawnie. Nie miała zamiaru naciskać, już zdążyła się przekonać, że z Walterem to nie zadziała.
-
-
I cóż, nie zdziwiłaby się, gdyby kazał jej się wynosić, ale z drugiej strony jego przerwa w pracy była jej sprawą, w końcu przez sześć tygodni będzie musiała sama wysługiwać się policjantami niższego szczebla i trzymać rękę na pulsie. Wyciągnęła z kieszeni kurtki paczkę fajek i jedną z nich wręczyła Walterowi. Jedną także wsunęła między wargi i niemalże od razu odpaliła, po czym wręczyła mu zapalniczkę. - Minie szybciej niż ci się wydaje - marne pocieszenie, ale zawsze jakieś, prawda? Poza tym nie wiedziała, co innego mogłaby powiedzieć, co nie będzie jeszcze bardziej się mijało z prawdą - Myślę, że to jest dobry czas na wcielenie w życie planu z grupowym, przedszkolnym morderstwem - rzuciła, próbując chociaż jakoś rozluźnić atmosferę co chyba było niemalże niemożliwe.
-
// zt x2
-
- 5
Do środka wparował, niczym zmartwiony rodzic szukający swoich nastoletnich pociech, które zostały zgarnięte przez stróży prawa za alkoholizację, a na jego twarzy malowało się zarówno zmartwienie, jak i lekkie zmęczenie jawiące się pod tytułem co tym razem???. Nadwyraz się niecierpliwił, rozglądając to w jedną stronę, to w drugą, a ognia do oliwy dolewał fakt, iż nikt nie chciał mu udzielić informacji. Jak się okazało, nic nie było podobne do csi: kryminalne zagadki Miami, a on był zdany na siebie, łaskę czasu i wszystkich innych pracowników.
Aż sam nie miał pojęcia, ile już tam ślęczał, gdy zobaczył przyjaciółkę, kierującą się w jego stronę z wymalowanym zirytowaniem na twarzy. - No nareszcie, jak ty w ogóle wyglądasz? - rzucił na powitanie, oczywiście zauważając same beznadziejne szczegóły. No ale co mógł poradzić na to, że widok Idy w stroju pielęgniarki z jakimś potwornym makijażem na buzi wywarł na nim wrażenie gorsze, niż toaleta w poczekalni. - W co ty się wpakowałaś? - dodał szybko, podchodząc do niej bliżej, by móc okiem specjalisty ocenić, czy wszystko z nią w porządku.