WAŻNE Wprowadzamy nowy system pisania postów/tworzenia tematów w lokacjach. Prosimy o zapoznanie się instrukcją i stosowanie nowego wzoru. Więcej informacji znajdziecie tutaj!

Subfora zostały podzielone na 4 główne działy, oto orientacyjny zakres lokacji, które mogą się w nich znaleźć:
- strefa miejska - ulice, parkingi, tereny zielone, parki, place zabaw, zaułki, przystanki, cmentarze
- usługi - sklepy, centra handlowe, salony kosmetyczne, pralnie, warsztaty
- kultura i instytucje - galerie, muzea, teatry, opera, domy kultury, centra społeczne, urzędy, kościoły, szkoły, przedszkola, szpitale, przychodnie
- życie towarzyskie - restauracje, kawiarnie, kluby, kręgielnie, puby, kina

Dodatkowo w dzielnicach znajdziecie subfora większych firm albo ważnych dla forum i postaci lokacji, np. szczególne kluby, uniwersytet, czy restauracje.

INFO W procesie przenoszenia forum na nowy silnik utracone zostały hasła logowania. Napiszcie w tej sprawie na discordzie do audrey#3270 lub na konto Dreamy Seattle na Edenie. Ustawimy nowe tymczasowe hasła, które zmienicie we własnym zakresie.

DISCORD Jesteśmy też tutaj! Zapraszamy!

UPDATE Postacie chcące uzupełnić swoją KP o nowe treści w biografii mogą skorzystać teraz z kodu update w zamówieniach.

Awatar użytkownika
0
0

dreamy seattle

dreamy seattle

-

Post

<div class="lok0"><div class="lok1"><div class="lok2"><img src="https://www.verywellhealth.com/thmb/HDn ... /div></div>

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Niecierpliwie wierciła się na niewygodnym, wytartym krześle, z prawą dłonią przytrzymującą lewę ramię. Unieruchomienie wydawało się minimalizować ból, który ostro promieniował na całą długość kończyny. To był banalny, jak mogłoby się wydawać upadek: podczas przeszukiwania kuchennej szafki, gdy krzesło wyślizgnęło się spod Avy. Upadła całym ciężarem ciała na dłoń, mocno wygiętą i natychmiastowo poczuła przeszywający ból. Zobowiązania zawodowe nie zostawiały jej innego wyboru, musiała jak najszybciej dostać się do lekarza, nawet jeśli wiązało się to z ryzykiem konfrontacji, chociażby milczącej, a sama wizja spotkania wydawała się trudna i bolesna.
Żaden ze scenariuszy, które budowały się w jej głowie, nie był zadowalający: uszkodzona dłoń uniemożliwiała grę na skrzypcach (koncerty zbliżały się nieubłaganie), opóźniając harmonogram prób i okradając Avę i orkiestrę z tak bardzo cennego czasu. Z każdym pulsującym bólem traciła nadzieję, że jest to chwilowe i że za kilka dni wróci do swojej rutyny. Była tym zdenerwowana, a nie pomagał ani trochę fakt, że pierwszy raz od miesięcy znalazła się w topograficznym zasięgu Newta, z którym w milczeniu (jeśli tak to działa) zakończyła ich relację kilka miesięcy temu i od tej pory go nie widziała. Musiała po prostu wyjść, coś zmienić, przestać ciągle na niego czekać i nie definiować siebie samej tylko przez pryzmat wieloletniego związku. Napięcie, które między nimi rosło, było albo ignorowane albo najmniejszy drobiazg prowokował przeskalowaną kłótnię.
Ostatnie miesiące udowodniły Avie, że rutyna, jak myślała główny powód jej ucieczki, nie była wcale błędem ich relacji, a jedynie normą budującą i zlepiającą codzienność. Wciąż w sennym przebudzeniu w środku nocy szukała dłonią ciepła, emanującego z jego śpiącego ciała, a w supermarkecie odruchowo kupowała jego ulubiony jogurt. Wciąż nie przyznawała się sama przed sobą, że być może to są oznaki szczerej tęsknoty, a nie przyzwyczajenia. Nie rozłożyła w swojej głowie na czynniki pierwsze przyczyn swojej decyzji, tak samo jak nie zrozumiała w pełni tego nieokiełznanego braku tchu niedawno w parku. Symptomatycznie brakowało jej oddechu, w relacji z Newtem i w tej nowej codzienności, która była bezpośrednim rezultatem rozstania.
Nerwowo czekała, aż wreszcie przyjmie ją jakiś lekarz, podnosiła wzrok za każdym razem, gdy otwierały się drzwi gabinetu. Przymykając oczy, z niespokojnym podrygiwaniem kolan, powtarzała w duchu, że poradzi sobie z przygotowaniem do koncertów mimo kontuzji, a Newt, Newt na pewno teraz operuje na innym piętrze.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Newt potarł spocone czoło nadgarstkiem. Właśnie wyszedł z sali operacyjnej, pozbył się zakrwawionych rękawiczek i pacjenta (wbrew oczekiwaniom, oczywiście) i zamierzał na następną godzinę zaszyć się w którymś z pokojów lekarskich i chociaż trochę odespać trudy poprzedniej doby. Był już na dyżurze od dnia wczorajszego, i próby odegnania zmęczenia kolejną półlitrową kawą z dużą ilością cukru mogły dawać radę jedynie do pewnego momentu. Teraz dopadało już go to uśpione wycieńczenie; czuł jak kończyny opadają mu samoistnie, jak powieki opuszczają się jak zepsute żaluzje i jak mózg powoli przestaje przyswajać nowe informacje. Podczas rozmowy z pielęgniarką, która zaczepiła go za rogiem w celu omówienia jakiejś karty pacjenta, wyglądał prawdopodobnie tak, jakby strzelił go piorun - mrugający zdecydowanie zbyt szybko, ziewający w rękaw ubrania ochronnego i potakujący tylko ospale głową. Nie wydał z siebie chyba ani jednego sensownego słowa; naprawdę potrzebował chociaż tych kilkudziesięciu minut zbawiennego snu. Był to też chyba odpowiedni czas na to, żeby coś zjeść, o czym wnętrzności przypominały mu dość hałaśliwie. Najpierw faza r.e.m., potem szybka wizyta w szpitalnej kafeterii (nie przepadał za żarciem, które tam podawali - jedna z kucharek miała ewidentną tendencję do przesalania każdej potrawy, która wpadła jej w ręce, ale nigdy nie mógł się zmotywować do przygotowania sobie własnego prowiantu, więc w momentach głodu nie miał wielkiego wyboru), a potem z powrotem na salę. Po krótkim urlopie w okolicy świąt (zmarnowanym, nie robił nic oprócz targania za uszy Rilkego, picia napojów wyskokowych i ignorowania telefonów od matki) znowu zakopał się w tym samym rytmie, który ostatnio pozwalał mu zapomnieć o własnej głowie: praca - powrót z pracy - sen - wyjazd do szpitala. Żył w trybie automatycznym - byle nie myśleć.
W drodze do pokoju lekarskiego musiał przeciąć poczekalnię; skinął głową w geście powitania dziewczynie z rejestracji, wymienił szybkie "cześć" z pędzącym gdzieś chirurgiem i pobłądził bezwiednie wzrokiem po zgromadzonych pacjentach, czekających na swoją kolej. W chwili, gdy jego spojrzenie wylądowało na brunetce skulonej na jednym z krzeseł, siedzącej pomiędzy potężnym mężczyzną z prowizorycznie obandażowaną głową i śpiącą starowinką poczuł się tak, jakby ktoś wylał mu na głowę kubeł zimnej wody.
Znał te kości policzkowe.
Znał te oczy, znudzonym wzrokiem omiatające ścianę naprzeciwko.
Przez moment wahał się - podejść? Upewnić się, że to nie jakiś miraż, wyprodukowany przez umysł na skraju wyczerpania? Czy... uciec? Podkulić ogon i wycofać się taktycznie drzwiami z szyldem "wyjście awaryjne"?
Zdecydował się jednak na opcję pierwszą. Nigdy nie uchodził w swoich oczach za tchórza.
- Ava? - spytał tylko, chowając dłonie do kieszeni ubrania ochronnego.
Nie chciał żeby widziała jak drżą.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Mimowolnie odwróciła głowę w odpowiedzi na swoje imię, chociaż nie musiała — rozszyfrowała go po głosie bez chwili zawahania. Rozpoznała też podkrążone oczy o zmęczonym wzroku, kilkudniowy zarost, a po chwili dotarł do niej również znajomy zapach dezodorantu, wymieszany ze szpitalnymi środkami odkażającymi. Ta woń zawsze sygnalizowała jego powrót do domu po długim dniu, gdy zmęczony opadał na kanapę. Newt, we własnej osobie, niewidziany od miesięcy (najpewniej obecnie w trakcie długiego dyżuru, mogła go czytać jak otwartą księgę, ale tak bardzo, bardzo nie chciała tego teraz robić) właśnie wpatrywał się w nią, a Ava nagle poczuła się kompletnie wbetonowana w szpitalne krzesło, niezdolna do najmniejszego ruchu. Ze zdenerwowania zalała ją gwałtowna fala gorąca, oddech, choć nieznacznie, to jednak przyspieszył. Przez kilka sekund, odwzajemniała to milczące i zaskoczone spojrzenie, aż w końcu poczuła, że dalsza cisza zaczęła być niekomfortowa (czy to spotkanie nie było już wystarczająco niezręczne?).
— Cześć. — krótkim powitaniem potwierdziła swoją obecność, w dodatku odruchowo wstała wyrwana do odpowiedzi, wciąż przytrzymując ramię (lekko skrzywiła się z bólu). Ograniczona przestrzeń pomiędzy obcymi ludźmi w poczekalni sama w sobie była krępująca, a spotkanie z kimś, z kim utraciła niedawno wieloletnią bliskość, tylko zabierało jej już i tak ograniczony komfort.
Reakcja jej ciała była zaskakująca, bo Ava była przekonana (do chwili przekroczenia progu budynku, gdy uświadomiła sobie, że może ich dzielić teraz tylko labirynt szpitalnych korytarzy) o racjonalności własnej oceny, podjętej (jak jej się wydawało) w pełnej trzeźwości umysłu — gwałtowność wewnętrznego ciepła zdawała się poddać tę niewrażliwość pod wątpliwość. Decyzja, jak uważała: zupełnie niepochopna, a będąca jedynie wynikiem własnej uważności, że coś przestało działać i zbliżało się nieubłaganie do swojego terminu ważności. Oboje ignorowali napięcie, coraz sprawniej dopasowując grafiki swoich obowiązków do jak najczęstszego wymijania się w mieszkaniu, aż w końcu zamiatanie nieporozumień pod dywan pozbawiło go jakichkolwiek zdolności maskujących. Ava zresztą nie była najlepsza w udawaniu, więc pękła pod naporem napięcia w marcu, a teraz gołym okiem było widać po niej zdenerwowania (na sali brakowało domorosłego psychologa, żeby zdiagnozował to jako poczucie winy).
Czegokolwiek by teraz nie powiedziała, wszystko wydawało się być nie na miejscu: niezobowiązujące rozmowy o pogodzie prowadzili, gdy poznali się siedem lat temu, a kolejny etap, wypełniony drobnymi i większymi czułościami, dotykiem i troską, a także bezpośrednimi zarzutami był jedynym, który opanowała do perfekcji w relacji z Newtem. To nie był odpowiedni repertuar na to przypadkowe spotkanie, nie mogła pogładzić go po policzku i zmusić do jednego dnia wolnego (czego bardzo potrzebował, miał to wypisane na zszarzałej twarzy), więc nie pozostawało nic innego, jak zadać neutralne, krótkie pytanie:
— Co słychać? — nie siliła się na szeroki, sztuczny uśmiech, wciąż przede wszystkim była poddenerwowana tą niespodziewaną wygraną w loterii pechowych dni, w głowię kłębiło się zbyt wiele myśli i zakurzonych obrazów, a Ava walczyła z podświadomym odruchem (potrzebą?), żeby dotknąć Newta.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Ava wyszła z jego życia (tak, to było takie proste: otworzyć drzwi, przekroczyć próg z plecakiem pełnym najważniejszych fantów i ze skrzypcami w futerale trzymanym w prawej dłoni, i zniknąć z horyzontu) już kilka miesięcy temu - można byłoby pomyśleć, że przez ten czas zdążył już uspokoić oddech i zaleczyć nienazwane jeszcze naukowo rany, ale teraz poczuł się dokładnie tak jak w tym ich ostatnim wspólnym dniu. Tym, w którym wszystko się skończyło. Płuca na moment wstrzymały pracę, dłonie wpadły w niekontrolowane pląsy, szufladka w mózgu odpowiedzialna za zdroworozsądkowe myślenie na chwilę zaklinowała się w zawiasach; miał nadzieję, że wygląda tylko tak, jakby był zmęczony (co nie mijało się z prawdą), a nie tak, jakby dostał fantomowego zawału na jej widok. Nie chciał przyglądać jej się zbytnio (samoobrona - adoracja czyichś prawie niewidocznych piegów, obojczyków i ciemnego meszku włosów nad uchem nie kończyła się tak ot, nagle), ale nie mógł nie zauważyć nieco opuchniętej ręki którą trzymała zdrową dłonią. Omiótł ją szybkim, badawczym spojrzeniem, i westchnął. Zwichnięta? Złamana? Bez RTG nie będzie wiedział.
- Co słychać? U mnie? Mów lepiej, co się stało - powiedział (warknął? chciał brzmieć spokojnie, ale chyba nie wyszło mu to perfekcyjnie), spojrzeniem wskazując na jej rękę. Powinien, oczywiście, odpowiedzieć coś gładko i pożegnać się, przekazując ją w całkowicie profesjonalne dłonie innego lekarza, zamiast wplątywać się w sytuację, która niezależnie od tego, jak się rozwinie, miała dla niego tylko jedno zakończenie: złe. Ale i teraz - jak przed laty - nie umiał odwrócić od niej wzroku. Boże, był przypadkiem beznadziejnym.
- Chodź - dodał, nie czekając na odpowiedź, i chwycił ją za zdrową dłoń. Nie zamierzał rozmawiać z nią przy tak dużej publiczności (starowinka z krzesła obok magicznie przebudziła się i obserwowała ich bezczelnie, klepiąc się leniwie po podołku), a poza tym powinien znaleźć gabinet z wolnym aparatem rentgenowskim. Czuł ciepło jej palców w swoich - szczerze mówiąc był zdziwiony, że nie wyrwała ręki. Stracił już przecież prawo stykania się z nią skórą.
- Przez jakiś czas nie będziesz mogła grać - mruknął po chwili milczenia, wyciągając ją za drzwi poczekalni. Poczuł ukłucie smutku - nigdy przecież (nawet w chwilach, kiedy z wściekłością kasował wspólne zdjęcia z telefonu, z nadmiernym impetem wyrzucał do kosza jej malowane wazony czy pakował w czarne worki tych kilka jedwabnych koszul, które po sobie zostawiła) tak naprawdę nie życzył jej źle. Chciał, żeby była szczęśliwa. A doskonale wiedział, że dla Avy szczęście musiało wiązać się z muzyką - kontuzja znaczyła, że przez następne kilka tygodni (może mniej, ale wyglądało mu to na dość poważny uraz) jej życie będzie niepełne.
Chyba, że... przez ten czas, kiedy wyproszono go z miejsca obserwatora jej codzienności, znalazła coś (kogoś?), kto byłby w stanie zapełnić tę lukę. Newt poczuł, jak zupełnie irracjonalnie ogarnia go ciężka fala zazdrości.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Niezrozumiały był ten nagły ścisk żołądka, przecież to ona wyszła z ich mieszkania, nie siląc się na rozbudowane wyjaśnienia (po prostu musiała, nie mogła już wytrzymać trwania w tym milczącym napięciu, misternym omijaniu swoich śladów w mieszkaniu, wiecznym i bezskutecznym skomleniem o uwagę — tak, chyba o to chodziło, bo chwilami Ava zupełnie traciła jasność myśli, wracało tylko wspomnienie tej bliżej niezidentyfikowanej blokady w płucach, która ciążyła jej tygodniami). Mimo, że przecież to jej spotkanie z Newtem powinno być zupełnie obojętne, to ból lewej ręki przerodził się w odczuwalne napięcie całego ciała. Czuła się skrępowana ta małą, zbyt niebieską, przestrzenią gabinetu, a jednocześnie czuła jakieś wewnętrzne zadowolenie, że jej po prostu nie zignorował (i wdzięczność, że wyciągnął ją ze stłoczonej poczekalni, w której mogła spędzić kolejne godziny). Zaskoczył ją, chwytając za dłoń, a ona poczuła ciepło prześlizgujące się między jego palcami.
— Stałam na krześle i wysunęło mi się spod nóg. — westchnęła, jakie to musiało być głupie, taką drobnostką zrobić sobie coś, co wykluczało ją z gry na skrzypcach przez najbliższe tygodnie. — Myślisz, że… to coś poważnego? — kalkulowała w głowie zmiany w harmonogramie prób, wizja odłożenia futerału była przerażająca, nie miała najmniejszego pojęcia, czym będzie musiała wypełnić czas, bo nie była specjalnie utalentowana w leżeniu na kanapie. Nie wiedziała, co było w tej chwili bardziej przytłaczające: świadomość, że czeka ją wymuszona przerwa w czymś, co mogła robić godzinami, aż do utraty tchu czy fakt, że znalazła się przypadkowo w obliczu konfrontacji z Newtem. Nagle przebiegł ją dreszcz strachu, że oto nadszedł moment kulminacyjny (dawno już przeterminowany, a jednak), w którym w końcu usłyszy o własnej niewdzięczności, egoizmie i nadmiernej potrzebie atencji w zaciszu gabinetu (nigdy nie robił awantur w miejscach publicznych, był na to zbyt dobrze wychowany). Ava chyba po prostu czuła niezrozumiałe poczucie winy i nabrała przekonania, że teraz, zaraz dosięgnie ją kara, gorzki finał kilku ostatnich miesięcy, gdy udało jej się wciąż nie do końca rozpakować w przestrzeni udającej dom, zabić jedyną, wątłą roślinę, której resztki wciąż stały na parapecie i dostać ataku paniki w centrum miasta. Unikała spojrzenia bezpośrednio na Newta, wzrokiem wędrując po plastikowych planszach z szczegółowymi rysunkami anatomii najbardziej pogubionego ssaka na świecie: człowieka. Bała się, naprawdę tego się bała, że on wszystkie myśli, sprężynujące po jej nerwowych tkankach rozszyfruje jak instrukcję do składania mebli (i podobnie jak w tym przypadku, realizacja okaże się trudniejsza niż proste, w teorii, grafiki).
Usztywnienie ręki, najczarniejszy scenariusz, jaki przychodził jej do głowy (już po tym, jak Newt zrzuci na nią jedną z plag egipskich) był naprawdę nie po jej myśli. Nie nadawała się, nawet w pełni sił, do zamknięcia w wąskiej przestrzeni albo proszenia wszystkich o pomoc (to był duży problem, uporczywa samodzielność, szczególnie, że czasami chciała po prostu popłakać się z bezsilności zamiast wciąż zaciskać zęby).
— Jak trzeba będzie ją unieruchomić, to chyba oszaleję, Newt. — Newt. Dawno to imię nie wybrzmiało z jej ust, wreszcie odważyła się spojrzeć mu w oczy, no trudno, niech ją zje. Zahaczyła ręką o szafkę i skrzywiła odruchowo twarz z bólu.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Zawsze w jakiś sposób zostawało zachwiane poczucie własnej wartości w sytuacji, w której było się na pozycji przegranej. Pozycji osoby, która kurczowo trzymała się zanikających powoli resztek czułości, która - jeszcze przecież tak niedawno! - spajała dwa zupełnie autonomiczne ciała. Naprawdę wierzył w to, że gdyby Ava nie podjęła decyzji z gruntu ostatecznej i nie wycofała się, machając białą chorągiewką nad ciemnymi puklami wijącymi się na głowie, to mieliby nadal pole do manewru, do powrotu. Do siebie, do (być może pozornej) jedności, która kiedyś była tak intensywna, że nadawała sens całej reszcie życiowego pejzażu. Był pewien - tak, jak tylko można być pewnym spraw, które nigdy się nie zdarzyły - że on nigdy nie wcisnąłby nawet pauzy na ich wspólnie rozgrywanej historii, a co dopiero wyrzucił kasetę z odtwarzacza.
Musiał jednak pogodzić się z faktem, że koniec końców stanowili jednak dwa odrębne byty z dwiema różnymi perspektywami na wszystko i mocą decyzyjną niezależną od nikogo. Ale godzenie się z byciem postawionym pod ścianą było bolesnym procesem, powolnym i pełnym buzującej w środku złości (czasem na nią, czasem na siebie, czasem na nikogo konkretnego - wściekłość nieukierunkowana, chaotyczna), i Newt miał wrażenie, że jest dopiero gdzieś w połowie drogi.
- Co ty masz za felerne krzesła w tym mieszkaniu? Jakieś połamane antyki? Jeśli chcesz, to możesz pożyczyć jakieś z nasze... z mojej kuchni. Zapewniam, że są całkowicie sprawne technicznie - słowa wiły się gdzieś poza rozumem, wypadając mu z ust z ominięciem jakiejkolwiek mózgowej bramki odpowiedzialnej za kontrolę jakości, i kiedy usłyszał, jak odbijają się po raz pierwszy od ścian gabinetu, nabrał ochoty żeby zapaść się pod ziemię. Co on ględził, krzesła? Sprawne technicznie? Dobrze, że nie trzymał w kieszeni karty gwarancyjnej którą mógłby okazać jej z dumą, gdyby tylko miała czelność powątpiewać w wyśmienitość jego meblowego sprzętu. Zacisnął wargi w cienką linię i desperacko próbował wziąć się w garść - nie chciał, żeby zapamiętała go (bo przecież nie spotkają się już więcej?) jako bredzącego od rzeczy idiotę ze zdecydowanie zbyt długo niedoglądanym zarostem.
- Nie wiem. Biorąc pod uwagę te piękne... kolory, i fakt, że ręka spuchła ci tak, że mogłabyś brać udział w męskich zapasach, powiedziałbym, że prawdopodobnie złamanie - mruknął, wskazując na siniaki rozlewające się całym wiadrem barw na bladej skórze. Chciał ich dotknąć, pod pretekstem medycznej ekspertyzy, rzecz jasna, ale w ostatniej chwili zdołał się powstrzymać. Im więcej dystansu udało mu się zachować, tym lepiej. - Zrobię ci zdjęcie. Zobaczymy, ale obawiam się, że wizja następnych dwóch miesięcy z gipsem jest niestety całkiem realna.
Spojrzał na nią cieplej, z iskierkami współczucia czającymi się gdzieś w kącikach oczu; nie chciał jej denerwować i nie chciał jej smucić, ale nie potrafił też owijać prawdy w tanią bawełnę. Zawsze ceniła to, że potrafił mówić do niej wprost.
Pokazał jej dłonią miejsce przy ścianie, w którym powinna stanąć, i zabrał się do obsługi maszyny wykonującej fotografie w bardzo oklepanej palecie kolorystycznej (niebieski, biel, czarna przepaść).

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Rozstanie, a także wcześniejszy ogląd ich związku, był jednak dowodem podważającym wszystko, w co Ava szczerze wierzyła przez kilka ostatnich lat: że mimo pewnych różnic, w ostateczności i tak grających po ich stronie boiska, to w naprawdę istotnych sprawach zgadzali się z Newtem niemalże bez słowa. Ich związek skrupulatnie rozpadał się przez kilka miesięcy mających kumulację (a raczej milczącą kapitulację) w marcowy poranek, a ona balansując na granicy złości i obojętności, nie miała przekonania, że warto walczyć ani szukać porozumienia. Dla Avy było jasne, że nie wygra z priorytetami Newta, dziwnie formującymi się wokół chronicznego zmęczenia, a ona była nie tylko zbyt niezależna, ale też zbyt dumna, żeby na niego czekać (z obiadem, z nowym filmem w kinie, z czasem, który pozostał). Zmęczona powtarzalnymi dyskusjami, wywiesiła białą flagę.
Grunt, że jego krzesła (które przecież wybrała ona) były sprawne techniczne (co to za frazes) w jego mieszkaniu, pomyślała zgryźliwie analizując każdego słowo płynącego z ust Newta, ale nic nie powiedziała. Ava, mimo, że to wciąż ją gubiło, wtłaczała swoje emocje do próżniowo pakowanych pudełek, więc wybuchała z opóźnieniem i ze zdwojoną siłą. To była złość absurdalna, która zastąpiła poddenerwowanie, a przecież głupia, sama o to prosiłaś, sama napisałaś mu wypowiedzenie i sama opuściłaś to mieszkanie. Wreszcie poczuła się tak, jak powinna według książkowych receptur: nieswojo, na chwilę jakby zapominając o kontuzji. Posłusznie stanęła nieruchomo pod ścianą, w milczeniu odwracając głowę w stronę okna, z purpurą wypływającą na policzki.
— Męskie zapasy w wadze piórkowej. — mruknęła, przez ramię patrząc na ramię, powoli zamieniające się w impresjonistyczny obraz o przyjemnych kolorach, ale mniej kolorowej (sic) perspektywie. Podczas, gdy Newt był pochłonięty odpowiednią sekwencją przycisków, Ava mogła wreszcie bez zahamowań spojrzeć na niego, bez obaw, że od razu to wychwyci, i w milczeniu lustrowała go wzrokiem, w pomieszczeniu wypełnionym jaskrawym, zimnym światłem i wibrującymi cicho dżwiękami maszyny. — Dwa miesiące?! Nie ma mowy. — zaparła się, prawie obrażona, jak małe dziecko, które za 15 minut miało zaplanowane zawody w budowaniu zamków w piaskownicy. Miała swoje plany i nie lubiła, gdy coś stawało na przeszkodzie. i kazało nagle dostosowywać się (w sprawach zawodowych bywała nader uparta). Po chwili jednej zreflektowała się, jak irracjonalna była to reakcja i naturalnie parsknęła cichym śmiechem. — A jak się ma Rilke? — to było ryzykowne pytanie, jednak podkreślające niebezpiecznie, że kiedyś, za lasami, górami i jedną autostradą dzielili codzienność. Przygryzła wargę w zakłopotaniu, dziś mamy pełen wachlarz emocji, które oblewają Avę niczym aktorkę z brazylijskiej telenoweli.
Dopóki nie spotkali się dziś przypadkiem, te wspólne lata z Newtem uległy zatarciu i stały się mglistym wspomnieniem: tak, jakby nigdy nie spotkały jej, a były obrazem wygenerowanym podczas lektury. Dopracowany obrazek o idealnej proporcji, zawsze z żółtawym światłem wpadającym do pomieszczeń, gdzie nawet jeśli pojawiały się problemy, to jasne było, że są tylko chwilowe. A teraz okazało się, że on istniał naprawdę, że oni kiedyś istnieli naprawdę, więc ta szara strefa konwersacji pomiędzy dalekimi znajomymi nie miała zbyt długiego prawa bytu. Udawania, że nie ma pewnych tematów, postaci, skojarzeń — Ava zawsze odbierała swoje doświadczenia z maksymalną dozą sentymentu i uważnością, badając własne ja przede wszystkim sensorycznie: zapachy, obraz, dźwięk. A w tej pechowej chwili, bez idealnego światła, z mruczącym urządzeniem w tle i bólem ręki poczuła, że bardzo za nim tęskniła.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Newt nie potrafił z kolei wyzbyć się ze swojego życia tych wszystkich rzeczy, które sprawiały, że był, kim był - pracy, codziennej struktury, uporządkowania w każdym aspekcie dnia. Nie umiał postawić jej, jako jedynej, na piedestale, i zogniskować uwagi wyłącznie na jej potrzebach - miał wrażenie, że rozminęli się gdzieś w połowie; ona chciała od niego za dużo, on dawał jej za mało. Gdyby zauważył korozję toczącą ich związek wcześniej, w momencie, kiedy dałoby się jeszcze zmyć ją specjalnym emocjonalnym preparatem, być może przeciągałaby się teraz leniwie na ich kanapie, z kubkiem herbaty stojącym na stoliku, zamiast stać tu ze spuchniętą ręką, pod jaskrawym światłem jarzeniówek które sprawiało, że jej cera wyglądała na bledszą niż w rzeczywistości. Uważał się za inteligentnego człowieka (hej, medycyny zazwyczaj nie kończyli jednak idioci), ale na niektórych płaszczyznach - takich, jak międzyludzkie relacje - czasami błądził jak dziecko we mgle. Nie umiał poprawnie odczytać sygnałów, które desperacko wysyłała mu miesiącami przed dniem rozstania, a coraz częstsze scysje, które plamiły im codzienność, zrzucał na karb przemęczenia. Nie rozumiał, że chodziło jej o czas - czas, którego jej nie poświęcał, który zabierał w kieszeni wychodząc z domu codziennie na długie godziny - i wpuszczenie jej jeszcze dalej, za wszystkie bariery, które mimowolnie stawiał wokół siebie przez całe życie. Polegli na gruncie komunikacji.
Teraz oddawał jej ostatnią godzinę, która dzieliła go od powrotu na dyżur mimo, że jego ciało głośno protestowało i musiał siłą woli powstrzymywać powieki od zakleszczenia się jak muszla. Ale to teraz odbywało się dużo za późno - szkoda była nienaprawialna, bez odszkodowań od ubezpieczyciela.
- Ava, nie mówię tego, żeby zrobić ci na złość. Przy złamaniu nie będzie innej opcji, będziesz musiała odwołać wszystkie plany. Przykro mi - mówił szczerze: było mu przykro. Jednocześnie musiał powstrzymać się, żeby nie wypytać jej o wszystko, co dzieje się w jej życiu - jakie koncerty widniały jej (do teraz) na horyzoncie, które miasto miała zwiedzać po raz pierwszy w następnej kolejności, w jakich muzycznych pomieszczeniach przewracałaby nuty pewną dłonią. Teraz, kiedy znowu ją zobaczył, powróciło do niego uczucie, które towarzyszyło mu przez cały ich związek - chciał wiedzieć wszystko. O tym, co myśli, i o tym, co czuje. Zajrzeć za zasłonę.
Zrobił zdjęcie po czym gestem wskazał jej krzesło. Zawiesił fotografię na specjalnej planszy i przyjrzał się zarysowaniom kości (intymność na poziomie, na który nigdy wcześniej nie weszli - oglądanie siebie od środka). Przygryzł wargę; nie miał dla niej dobrych wiadomości.
- Niestety, jak mówiłem - złamana. Będę musiał cię skierować na ogipsowanie - rozłożył dłonie w geście bezradności, bo to wcale nie były informacje, które chciał jej przekazać.
Dopiero po chwili przypomniał sobie o jej pytaniu o Rilkego, i chociaż wiedział, że pewnie teraz przez głowę toczy jej się milion ważniejszych myśli, to chciał pocieszyć ją czymkolwiek.
- Rilke ma się... okej. Jest trochę osowiały. Chyba jeszcze tęskni - zawahał się, wypowiadając ostatnie słowo.
Chciał tylko dodać: ja też.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

To była niczyja wina: ani Avy, która przecież nie chciała spaść z krzesła, złamać sobie ręki i być zmuszona do przeplanowania najbliższych ośmiu tygodni (może wreszcie zapanuje nad rosnącą stertą książek przy łóżku, które ostatecznie przejęły rolę stolika nocnego), Newta, który przecież nie mógł przeinaczać diagnozy medycznej, tylko, żeby poprawić jej humor (ona być może innego lekarza zignorowałaby z jeszcze większym oporem), a winić mogli jedynie obciążoną służbę zdrowia, która przypadkowo skrzyżowała ponownie ich ścieżki. Z Avy powoli opadał odruchowy opór, umiała przyjmować ostre ciosy bez zbędnego zaprzeczania (śmierć pierwszego chomika, fałszujące akordy na pierwszych recitalach ze stresu, niepowodzenie ich relacji) i teraz nie pozostawało nic innego, jak zgodnie z jego zaleceniem, pozwolić wtłoczyć swoją cienką dłoń w gipsowy stelaż i liczyć, że będzie to w jakimś stopniu znośne, a następnie zacząć długie larum telefonów do menadżerki i odwoływać swoje najbliższe zobowiązania. Była tym zmartwiona (bez wątpienia rozczarowanie malowało się w tych dużych, teraz smutnych oczach), ale kiedy nie miała na coś wpływu, to nie brnęła w zaparte, starała się szanować swoją energię i emocje. Może należało na to spojrzeć jak przymusową przerwę, która nie ostudzi jej muzycznego pędu (już nie do zatrzymania), a pozwoli spojrzeć na partytury z dystansu i dojrzeć w nich coś nowego? Zmusiła się do uśmiechu.
Pytanie o Rilkę zarysowało cienką linię, za którą nie była pewna, czy chce dalej zaglądać i drążyć skałę, w obawie, co (kto) tam może ją czekać w nowej codzienności Newta; czy pojawił się ktoś, dla kogo nie tylko potrafi, ale chce znaleźć czas wbrew wskazówkom zegara. Poczuła bolesne ukłucie.
— Przecież o tym wiem, Newt, dziękuję, że znalazłeś czas. — odpowiedziała, mimo swojej ograniczonej wiedzy medycznej, wiedziała, że oddział ratunkowy nie był podstawowym miejscem jego pracy i wyłapał ją ze zniecierpliwionego tłumu przypadkiem. Dopiero to do niej dotarło: przecież wygodniej (na wielu poziomach) byłoby ją zignorować, nie zawracać sobie głowy mrzonką z przeszłości (tak, to o niej), unieść się zranioną dumą i dobitnie skazać ją na wielogodzinną kolejkę w przychodni. Tymczasem szybko postawił ją diagnozę (w punkt, szybko do celu, bez zbędnych ceregieli) i przynajmniej jedna sprawa wyjaśniła się, pozostawiając Avę z natłokiem znanych już sobie wątpliwości.
— W takim razie musisz podpisać się na gipsie. — rzuciła półżartem, wiedząc, że to najpewniej ostatni raz, kiedy się widzą, bo Ava nie ulegała kontuzjom zbyt często na całe szczęście, a Newt po pierwsze nie miał czasu, a teraz na pewno celowo unikał jej koncertów. Historia znalazła swój finał wśród felernych mebli i kiepskiego oświetlenia. Miała na końcu języka jeszcze jedno słowo, orbitujące w głowie od chwili, gdy go dziś zobaczyła, ale nie chciała rozdrapywać starych ran (swoich, jego, wspólnych), więc nic nie powiedziała, celowo pozostając w mglistej strefie medycznej ekspertyzy i próby podniesienia siebie samej na duchu, że przecież nic takiego się nie stało. Złamana ręka, wyszczerbione poczucie własnej godności, nerwy przeżerające ściany żołądka, urozmaicenie usypiającej flauty codzienności, gdy znów zobaczyła znajome oczy i szyję, w którą tak bardzo chciała teraz wtulić twarz.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Obserwował, pewnie trochę zbyt bezczelnie, zmieniające się kolory na jej twarzy - widział rozbiegane spojrzenie, szybki trzepot długich (naturalne wachlarzyki) rzęs i drżenie dłoni; znał ją na tyle, że doskonale domyślał się, jakie myśli przetaczają się teraz przez jej głowę. Był pewien, że tworzy umysłową rozpiskę wszystkich zobowiązań, które będzie musiała odwołać, koncertów, które nie zabrzmią w eterze, sonat, które pozostaną uśpione na nutowej kartce zdecydowanie zbyt długo; poczuł lekkie ściskanie w gardle na widok jej zrozpaczonego spojrzenia, bo jak wiele czasu nie minęłoby od momentów, które dzielili między siebie na pół, nadal nie mógł znieść tego, że mogłaby być nieszczęśliwa. Gdyby mógł, to zamieniłby się z nią na te felerne ręce, żeby jej palce były w stanie jak zawsze uchwycić ukochane skrzypce; on by sobie poradził, co do Avy... nie miał takiej pewności. Wiedział oczywiście, że złamana kość to nie koniec świata, i nawet pozornie krucha sylwetka byłej-ukochanej spokojnie się uleczy, jeśli tylko dać jej czas - ale nie mógł nic poradzić na to, że w tej chwili, kiedy siedziała na tej kozetce z wypiekami na policzkach i palcami bębniącymi nerwowo w materac, wydawała mu się zbyt filigranowa, żeby stawić czoła światu jako jednoręki bandyta.
- Nie ma za co. Przecież nie myślisz chyba, że mógłbym... zostawić cię na pastwę losu, czyli wszystkich moich drogich kolegów? - choćby nawet zdradziła go z połową miasta albo przejechała mu kota rowerem nie umiałby zignorować jej z kamienną twarzą - chyba był na to za dobrze wychowany. Poza tym wyjątkowo ciężko przychodziło mu wyrzucanie do śmieci jakichkolwiek bliskich relacji - nawet tych z zakończeniem całkowicie negatywnym. Nieprawdą byłoby też stwierdzenie, że nie ufał reszcie personelu medycznego pracującego w szpitalu, ale jednak... cóż, sobie ufał najbardziej.
- Jasne... być może - rzucił dość idiotycznie na jej sugestię dotyczącą podpisania się na gipsie, bo zbiła go z tropu myśl, że miałby w niedługim czasie spotkać ją... znowu. Sam nie wiedział, czy miałby coś przeciwko, czy jednak tęsknota wygrałaby wiecznie nierówną bitwę z samozachowawczą ostrożnością - umysł zawsze stał na przegranej pozycji, kiedy w grę wchodziły uśpione uczucia. - Wypiszę ci skierowanie, zamelduj się w gabinecie numer szesnaście. Chciałbym ci towarzyszyć, ale niestety padam już z nóg.
Czuł, jak powieki znowu ciążą mu do ziemi jak ołowiane żaluzje, a sama Ava zaczyna dwoić mu się podczas każdego rzucanego jej spojrzenia. Może da radę uszczknąć jeszcze chociaż kwadrans snu?
- Jeśli miałabyś jakieś problemy z, nie wiem, zakupami czy hydrauliką, to zawsze możesz dać mi sygnał - dodał po chwili zawahania, wbijając wzrok w ścianę, w podłogę, we własne dłonie; wszędzie, tylko nie w nią. Chyba bał się reakcji, która mogłaby rozlać się na jej twarzy. To była propozycja naprawdę stricte grzecznościowa, i nie chciałby myśleć, że odbiera ją jako próbę wepchnięcia się do jej życia na powrót przez lekko uchylone obecnie drzwi - skoro wyrzuciła go za próg (metaforycznie, rzecz jasna, skoro za fizyczny próg wyszła ona) na pewno nie chciała, żeby wślizgiwał się znowu przypadkowym otworem.
Na pewno?

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Mieszanka emocji, którą zalała Avę po wypadku (złość, zaprzeczanie, poddenerwowanie, tęsknota) jeszcze przez kilka godzin będzie uwalniać organizm z napięcia, ale koniec tego niekomfortowego, przypadkowego spotkania z Newtem przyniósł jakąś ulgę. Wielki finał nie był wcale taki straszny, obeszło się bez wybuchowych zarzutów i gorzkich żali, a cierpki posmak sentymentu wkrótce stanie się tylko wspomnieniem. Nie przyniosło to żadnych nowych wątpliwości, a jedynie stało się tak bardzo potrzebną kropką nad i, odhaczającą wizję pierwszej konfrontacji, które też oby było ostatnim. Chciała już zamknąć ten wytarty skoroszyt rozstrojonego instrumentu, wyjść z wąskiego gabinetu i pozbyć się nostalgii, ciążącej w gardle. Błahostki, które tylko ona umiała dostrzec w nim, wciąż były rozczulające, ale nie podważały (jak jeszcze chwilę temu jej się wydawało) słuszności marcowego poranka. Smutne oczy skrywały rozczarowanie nie tylko koniecznością tymczasowego odłożenie skrzypieć do futerału (pierwszy raz od lat, ostatni kryzys miała na początku studiów), ale bolesną realizację. Nastąpił definitywny koniec, wykluczający dalsze senne przesuwanie ręką po materacu, w poszukiwaniu drugiego ciała. Niezdarnie wstała z kozetki, uważając na chorą rękę, w głowie powtarzając numer gabinetu (chciała jak najszybciej przejść tę nieprzyjemność, wrócić do domu i jakoś zorganizować najbliższe tygodnie, chociażby w swojej głowie).
Wiedziała, że jest na to zbyt dobrze wychowany (konwenanse, które Newt miał wdrukowane w swój system czasem utrudniały komunikację), żeby traktować jego propozycję poważnie. A poza tym Ava nie chciała więcej brnąć w tę krępującą interakcję, bo nawet abstrahując od powolnego rozpadu ich związku, wolała zapamiętać Newta, jako kogoś, z kim potrafiła porozumieć się bez słów. Oszczędzając dalszych niezręczności sobie i jemu (a także minimalizując ryzyko rozgrzebywania bolesnych emocji), wiedziała, że nie ma prawa bytu jakiegokolwiek udawanie, że teraz powinni zostać przyjaciółmi.
— Dziękuję, poradzę sobie. Już i tak bardzo mi pomogłeś. — chciała zwolnić i jego i siebie, z jakiejkolwiek dalszej wymuskanej i na siłę cywilizowanej relacji; za dużo ich dzieliło, a jeszcze więcej łączyło. W dodatku odezwało się jeszcze jej maniakalna skłonność do walki o własną niezależność z uporem i czasem na siłę.
— To cześć, Newt. — nie były to słowa pożegnalne na miarę ostatniej sceny w Casablance, ale Ava nie kalkulowała na zimno, skupiona przede wszystkim, na opuszczeniu tej marnej sceny spotkania byłych kochanków, ostatni , ostatni raz odwracając się w jego stronę i znikając w czeluściach szpitalnych korytarzy, w poszukiwaniu utraconego czasu i gabinetu numer szesnaście.

/zt x2

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

005.

Ten dzień naprawdę nie mógł potoczyć się gorzej.
Od pamiętnej imprezy minął już ponad tydzień. Przez cały ten czas starał się dyskretnie unikać Adelaide, bo choć fizycznie do niczego takiego między nimi nie doszło to czuł, i był pewien, że i ona to poczuła, że przekroczyli jakąś granicę, której dotąd żadne z nich nie chciało przekraczać. Kac moralny męczył go przez kolejne dwa, a może nawet trzy dni, po czym zamienił się w permanentne wyrzuty sumienia. Mimo to nie pisał do niej (nie, żeby normalnie kiedykolwiek wcześniej to robił) i starał się unikać miejsc, w których mógł ją spotkać. Zamiast tego chodził na ponadprogramowe treningi po nocach, aby wyzbyć się duszących emocji. Tyrał się niesamowicie, aż w pewnym momencie stracił kontrolę. No i dostał w czambo. Niby przypadkowo, ale czuł, że totalnie na to zasłużył, bo przez cały trening myślami był daleko od sali treningowej. Karma cisnęła pięścią trenera w jego twarz dorzucając do tego kilka gorzkich słów. Padła również propozycja asystowania mu podczas podróży do szpitala, jednak nie miał ochoty dłużej słuchać o tym, że jest w kiepskiej formie i gdyby skupił się na obronie tak, jak mu wielokrotnie tłumaczono to nie doszłoby do tego incydentu. Od razu po całym zdarzeniu udał się do Swedish Hispital. Jego łuk brwiowy wciąż krwawił, a koszulka, którą dociskał do rany już dawno zmieniła kolor z białego na czerwony. Pani z rejestracji kazała mu usiąść w poczekalni i nasłuchiwać swojego nazwiska, więc tak też zrobił. Z tych wszystkich nerwów zaczął podrygiwać nogą w takt nieistniejącego rytmu i obgryzać skórki wokół paznokcie prawej ręki. Kompletnie zapomniał o tym, że właśnie w tym szpitalu pracowała jego zmora ostatnich dni.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

#19

Miała trochę mętlik w głowie, bo nie rozumiała kompletnie co wydarzyło się w klubie. Nolan Crawford był tak blisko pocałowania jej, a ona? Tak, chciała tego w tamtym momencie i gdyby nikt im nie przeszkodził była pewna, że przynajmniej na kilka sekund poczułaby jego wargi na swoich. Och i jak strasznie była na siebie zła. Za to ile wtedy wypiła, za to, że balansowała na tej niebezpiecznej granicy, za to, że patrzyła na niego inaczej niż do tej pory. Choć czy to była dokładnie wina Adelaide? Ich relacja zawsze była dziwna i pokręcona, pełna niedopowiedzeń, niewyjaśnionej przeszłości i pytań, które cisnęły jej się na usta. Bo za co ją tak nie znosił? To nie była nienawiść, choć od niej pewnie szybsza droga do miłości, ale nie byli też przyjaciółmi czy kolegami. Byli gdzieś pomiędzy, wisieli z tą swoją durną relacją, kilkoma zadziornymi uśmiechami i pyskówkami, nie umiejąc chyba rozpracować czego od siebie chcą. I to powodowało, że wiele by dała, by wejść do głowy boksera i po prostu zrozumieć. Zrozumieć, jak on ją widział, kim dla niego była i czy tak samo potrafiła namieszać mu w głowie, jak on jej.
Wracała właśnie spóźniona z przerwy i z ostatnimi kęsami słodkiej bułki biegła przez poczekalnię. - Przepraszam, jestem - zawołała do dziewczyn z recepcji, przejmując karty pacjentów, którzy na nią czekali. Izba przyjęć była wypełniona, a ona musiała odbębnić swoje godziny w takich miejscach, choć nie była internistą. Chciała zostać kardiochirurgiem, ale jako stażysta na pierwszym roku rezydentury nie miała wielkiego wyboru. Przynajmniej póki Joachim nie wrócił z urlopu, bo z nim przynajmniej mogła dogadać kilka poważniejszych zajęć. - Zaraz będę prosić - zawołała do osób, które spoglądały na młodą i chaotyczną lekarkę, która wpadła szybko do gabinetu i założyła kitel. Pierwsza karta z brzegu i zamarła. - Fuck - i wcale nie chodziło o to, że bała się konfrontacji z nim po całym tygodniu unikania się wzajemnie i niezręcznej rozmowie z Jeffem na temat tego co wydarzyło się w klubie. Poczuła ścisk w brzuchu, bo skoro tu był, to musiało się coś stać. Otworzyła drzwi i zawołała - Crawford! - Po czym odsunęła się, by mógł wejść. Och, cudownie, teraz unikają swoich spojrzeń... dzieciaki. - Panie Crawford, proszę siąść i powiedzieć, co się stało - wyciągnęła plik kartek, spisała jego dane i datę, dopiero wtedy przyglądając się chłopakowi. - Nolan - westchnęła cicho, podchodząc do bruneta, który siedział na kozetce. Bójka? Trening? Nie wyglądało to najlepiej.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

To, co mogło stanowić dość spory problem dla chcącej poznać prawdę Adelaide był fakt, iż Crawford nie należał do osób wylewnych. Nie dzielił się swoimi myślami, nie mówił o uczuciach i starał się pozować na takiego typowego sportowca, który w głowie ma pstro, a jedyne co potrafi to bezmyślnie walić w worek. Taką łatkę sam sobie wybrał, gdy wsadził rękę do słoja z wszystkimi możliwymi opcjami. Każda karteczka inna była biała i gładka, a ta zwracała na siebie uwagę przez nierówną, zmiętą strukturę i lekko zszarzały kolor. Podkusiło go, aby sprawdzić co się na niej kryje, a teraz chciał - to ma, i prawdopodobnie już nigdy się od tego nie uwolni.
Wokół niosły się szmery rozmów innych osób grzejących stołki w poczekali oraz śmiechy pań stojących za kontuarem w recepcji. Wydawały się świetnie bawić mając widok na połamanych czy, jak w jego przypadku, zakrwawionych pacjentów. Byli też tacy, którzy przyszli ze zwykłą gorączką, kaszlem czy dziwną naroślą na plecach, ale oni niczym nie wyróżniali się z tłumu. Nie to co on w swoim białym t-shircie i rozbitą skronią, z której krew zaczęła kapać na podłogę. Nie, żeby miał jakąś słabość związaną z krwią, był przyzwyczajony do takiego widoku (a nawet gorszego), ale trochę już jej stracił i mimo ilości wypitych płynów oraz zjedzonych słodyczy, wciąż czuł, że trochę mu słabo. Jego stan zdecydowanie się pogorszył, gdy jego oczom ukazała się znajoma twarz. Dokładnie ta sama, której sukcesywnie unikał przez kilka ostatnich dni. Z początku zdawała się go nie zauważyć, lecz kiedy już wszedł do środka gabinetu wiedział, że ma przechlapane. Usiadł na kozetce nie przestając dociskać przemoczonego materiału do boleśnie pulsującego czoła. Milczał tak długo, jak długo było to możliwe, jednak wreszcie musiał coś powiedzieć. Nie dlatego, że chciał cokolwiek wyjaśniać, broń Boże, ale jakby nie było przyszedł tutaj w konkretnym celu, a nie na ploteczki. - Dostałem po ryju - fuknął z żalem zupełnie jakby to była jej wina, że jego twarz zaliczyła bliskie spotkanie z pięścią, której przecież miał uniknąć. Zamiast tego unikał jej, heh. Odsunął prowizoryczny opatrunek i odłożył go na bok. Koszulka i tak miała wylądować już w śmietniku, do niczego innego się nie nadawała. - Po prostu mnie zszyj, żebym mógł się ulotnić, okej? - mruknął oschle ciągle zachowując dystans i unikając wzroku dziewczyny. Trochę nie był gotowy na starcie z nią ani na to, co mógł zobaczyć w jej oczach, jeśli zdecydowałby się ponownie w nie spojrzeć. Kiedy zrobił to ostatni raz skończyło się to niemal tragicznie. Nie mógł dopuścić do powtórki.

autor

ODPOWIEDZ

Wróć do „Swedish Hospital”