WAŻNE Wprowadzamy nowy system pisania postów/tworzenia tematów w lokacjach. Prosimy o zapoznanie się instrukcją i stosowanie nowego wzoru. Więcej informacji znajdziecie tutaj!
Subfora zostały podzielone na 4 główne działy, oto orientacyjny zakres lokacji, które mogą się w nich znaleźć:
- strefa miejska - ulice, parkingi, tereny zielone, parki, place zabaw, zaułki, przystanki, cmentarze
- usługi - sklepy, centra handlowe, salony kosmetyczne, pralnie, warsztaty
- kultura i instytucje - galerie, muzea, teatry, opera, domy kultury, centra społeczne, urzędy, kościoły, szkoły, przedszkola, szpitale, przychodnie
- życie towarzyskie - restauracje, kawiarnie, kluby, kręgielnie, puby, kina
Dodatkowo w dzielnicach znajdziecie subfora większych firm albo ważnych dla forum i postaci lokacji, np. szczególne kluby, uniwersytet, czy restauracje.
INFO W procesie przenoszenia forum na nowy silnik utracone zostały hasła logowania. Napiszcie w tej sprawie na discordzie do audrey#3270 lub na konto Dreamy Seattle na Edenie. Ustawimy nowe tymczasowe hasła, które zmienicie we własnym zakresie.
DISCORD Jesteśmy też tutaj! Zapraszamy!
UPDATE Postacie chcące uzupełnić swoją KP o nowe treści w biografii mogą skorzystać teraz z kodu update w zamówieniach.
dreamy seattle
dreamy seattle
-
-
Żaden ze scenariuszy, które budowały się w jej głowie, nie był zadowalający: uszkodzona dłoń uniemożliwiała grę na skrzypcach (koncerty zbliżały się nieubłaganie), opóźniając harmonogram prób i okradając Avę i orkiestrę z tak bardzo cennego czasu. Z każdym pulsującym bólem traciła nadzieję, że jest to chwilowe i że za kilka dni wróci do swojej rutyny. Była tym zdenerwowana, a nie pomagał ani trochę fakt, że pierwszy raz od miesięcy znalazła się w topograficznym zasięgu Newta, z którym w milczeniu (jeśli tak to działa) zakończyła ich relację kilka miesięcy temu i od tej pory go nie widziała. Musiała po prostu wyjść, coś zmienić, przestać ciągle na niego czekać i nie definiować siebie samej tylko przez pryzmat wieloletniego związku. Napięcie, które między nimi rosło, było albo ignorowane albo najmniejszy drobiazg prowokował przeskalowaną kłótnię.
Ostatnie miesiące udowodniły Avie, że rutyna, jak myślała główny powód jej ucieczki, nie była wcale błędem ich relacji, a jedynie normą budującą i zlepiającą codzienność. Wciąż w sennym przebudzeniu w środku nocy szukała dłonią ciepła, emanującego z jego śpiącego ciała, a w supermarkecie odruchowo kupowała jego ulubiony jogurt. Wciąż nie przyznawała się sama przed sobą, że być może to są oznaki szczerej tęsknoty, a nie przyzwyczajenia. Nie rozłożyła w swojej głowie na czynniki pierwsze przyczyn swojej decyzji, tak samo jak nie zrozumiała w pełni tego nieokiełznanego braku tchu niedawno w parku. Symptomatycznie brakowało jej oddechu, w relacji z Newtem i w tej nowej codzienności, która była bezpośrednim rezultatem rozstania.
Nerwowo czekała, aż wreszcie przyjmie ją jakiś lekarz, podnosiła wzrok za każdym razem, gdy otwierały się drzwi gabinetu. Przymykając oczy, z niespokojnym podrygiwaniem kolan, powtarzała w duchu, że poradzi sobie z przygotowaniem do koncertów mimo kontuzji, a Newt, Newt na pewno teraz operuje na innym piętrze.
-
W drodze do pokoju lekarskiego musiał przeciąć poczekalnię; skinął głową w geście powitania dziewczynie z rejestracji, wymienił szybkie "cześć" z pędzącym gdzieś chirurgiem i pobłądził bezwiednie wzrokiem po zgromadzonych pacjentach, czekających na swoją kolej. W chwili, gdy jego spojrzenie wylądowało na brunetce skulonej na jednym z krzeseł, siedzącej pomiędzy potężnym mężczyzną z prowizorycznie obandażowaną głową i śpiącą starowinką poczuł się tak, jakby ktoś wylał mu na głowę kubeł zimnej wody.
Znał te kości policzkowe.
Znał te oczy, znudzonym wzrokiem omiatające ścianę naprzeciwko.
Przez moment wahał się - podejść? Upewnić się, że to nie jakiś miraż, wyprodukowany przez umysł na skraju wyczerpania? Czy... uciec? Podkulić ogon i wycofać się taktycznie drzwiami z szyldem "wyjście awaryjne"?
Zdecydował się jednak na opcję pierwszą. Nigdy nie uchodził w swoich oczach za tchórza.
- Ava? - spytał tylko, chowając dłonie do kieszeni ubrania ochronnego.
Nie chciał żeby widziała jak drżą.
-
— Cześć. — krótkim powitaniem potwierdziła swoją obecność, w dodatku odruchowo wstała wyrwana do odpowiedzi, wciąż przytrzymując ramię (lekko skrzywiła się z bólu). Ograniczona przestrzeń pomiędzy obcymi ludźmi w poczekalni sama w sobie była krępująca, a spotkanie z kimś, z kim utraciła niedawno wieloletnią bliskość, tylko zabierało jej już i tak ograniczony komfort.
Reakcja jej ciała była zaskakująca, bo Ava była przekonana (do chwili przekroczenia progu budynku, gdy uświadomiła sobie, że może ich dzielić teraz tylko labirynt szpitalnych korytarzy) o racjonalności własnej oceny, podjętej (jak jej się wydawało) w pełnej trzeźwości umysłu — gwałtowność wewnętrznego ciepła zdawała się poddać tę niewrażliwość pod wątpliwość. Decyzja, jak uważała: zupełnie niepochopna, a będąca jedynie wynikiem własnej uważności, że coś przestało działać i zbliżało się nieubłaganie do swojego terminu ważności. Oboje ignorowali napięcie, coraz sprawniej dopasowując grafiki swoich obowiązków do jak najczęstszego wymijania się w mieszkaniu, aż w końcu zamiatanie nieporozumień pod dywan pozbawiło go jakichkolwiek zdolności maskujących. Ava zresztą nie była najlepsza w udawaniu, więc pękła pod naporem napięcia w marcu, a teraz gołym okiem było widać po niej zdenerwowania (na sali brakowało domorosłego psychologa, żeby zdiagnozował to jako poczucie winy).
Czegokolwiek by teraz nie powiedziała, wszystko wydawało się być nie na miejscu: niezobowiązujące rozmowy o pogodzie prowadzili, gdy poznali się siedem lat temu, a kolejny etap, wypełniony drobnymi i większymi czułościami, dotykiem i troską, a także bezpośrednimi zarzutami był jedynym, który opanowała do perfekcji w relacji z Newtem. To nie był odpowiedni repertuar na to przypadkowe spotkanie, nie mogła pogładzić go po policzku i zmusić do jednego dnia wolnego (czego bardzo potrzebował, miał to wypisane na zszarzałej twarzy), więc nie pozostawało nic innego, jak zadać neutralne, krótkie pytanie:
— Co słychać? — nie siliła się na szeroki, sztuczny uśmiech, wciąż przede wszystkim była poddenerwowana tą niespodziewaną wygraną w loterii pechowych dni, w głowię kłębiło się zbyt wiele myśli i zakurzonych obrazów, a Ava walczyła z podświadomym odruchem (potrzebą?), żeby dotknąć Newta.
-
- Co słychać? U mnie? Mów lepiej, co się stało - powiedział (warknął? chciał brzmieć spokojnie, ale chyba nie wyszło mu to perfekcyjnie), spojrzeniem wskazując na jej rękę. Powinien, oczywiście, odpowiedzieć coś gładko i pożegnać się, przekazując ją w całkowicie profesjonalne dłonie innego lekarza, zamiast wplątywać się w sytuację, która niezależnie od tego, jak się rozwinie, miała dla niego tylko jedno zakończenie: złe. Ale i teraz - jak przed laty - nie umiał odwrócić od niej wzroku. Boże, był przypadkiem beznadziejnym.
- Chodź - dodał, nie czekając na odpowiedź, i chwycił ją za zdrową dłoń. Nie zamierzał rozmawiać z nią przy tak dużej publiczności (starowinka z krzesła obok magicznie przebudziła się i obserwowała ich bezczelnie, klepiąc się leniwie po podołku), a poza tym powinien znaleźć gabinet z wolnym aparatem rentgenowskim. Czuł ciepło jej palców w swoich - szczerze mówiąc był zdziwiony, że nie wyrwała ręki. Stracił już przecież prawo stykania się z nią skórą.
- Przez jakiś czas nie będziesz mogła grać - mruknął po chwili milczenia, wyciągając ją za drzwi poczekalni. Poczuł ukłucie smutku - nigdy przecież (nawet w chwilach, kiedy z wściekłością kasował wspólne zdjęcia z telefonu, z nadmiernym impetem wyrzucał do kosza jej malowane wazony czy pakował w czarne worki tych kilka jedwabnych koszul, które po sobie zostawiła) tak naprawdę nie życzył jej źle. Chciał, żeby była szczęśliwa. A doskonale wiedział, że dla Avy szczęście musiało wiązać się z muzyką - kontuzja znaczyła, że przez następne kilka tygodni (może mniej, ale wyglądało mu to na dość poważny uraz) jej życie będzie niepełne.
Chyba, że... przez ten czas, kiedy wyproszono go z miejsca obserwatora jej codzienności, znalazła coś (kogoś?), kto byłby w stanie zapełnić tę lukę. Newt poczuł, jak zupełnie irracjonalnie ogarnia go ciężka fala zazdrości.
-
— Stałam na krześle i wysunęło mi się spod nóg. — westchnęła, jakie to musiało być głupie, taką drobnostką zrobić sobie coś, co wykluczało ją z gry na skrzypcach przez najbliższe tygodnie. — Myślisz, że… to coś poważnego? — kalkulowała w głowie zmiany w harmonogramie prób, wizja odłożenia futerału była przerażająca, nie miała najmniejszego pojęcia, czym będzie musiała wypełnić czas, bo nie była specjalnie utalentowana w leżeniu na kanapie. Nie wiedziała, co było w tej chwili bardziej przytłaczające: świadomość, że czeka ją wymuszona przerwa w czymś, co mogła robić godzinami, aż do utraty tchu czy fakt, że znalazła się przypadkowo w obliczu konfrontacji z Newtem. Nagle przebiegł ją dreszcz strachu, że oto nadszedł moment kulminacyjny (dawno już przeterminowany, a jednak), w którym w końcu usłyszy o własnej niewdzięczności, egoizmie i nadmiernej potrzebie atencji w zaciszu gabinetu (nigdy nie robił awantur w miejscach publicznych, był na to zbyt dobrze wychowany). Ava chyba po prostu czuła niezrozumiałe poczucie winy i nabrała przekonania, że teraz, zaraz dosięgnie ją kara, gorzki finał kilku ostatnich miesięcy, gdy udało jej się wciąż nie do końca rozpakować w przestrzeni udającej dom, zabić jedyną, wątłą roślinę, której resztki wciąż stały na parapecie i dostać ataku paniki w centrum miasta. Unikała spojrzenia bezpośrednio na Newta, wzrokiem wędrując po plastikowych planszach z szczegółowymi rysunkami anatomii najbardziej pogubionego ssaka na świecie: człowieka. Bała się, naprawdę tego się bała, że on wszystkie myśli, sprężynujące po jej nerwowych tkankach rozszyfruje jak instrukcję do składania mebli (i podobnie jak w tym przypadku, realizacja okaże się trudniejsza niż proste, w teorii, grafiki).
Usztywnienie ręki, najczarniejszy scenariusz, jaki przychodził jej do głowy (już po tym, jak Newt zrzuci na nią jedną z plag egipskich) był naprawdę nie po jej myśli. Nie nadawała się, nawet w pełni sił, do zamknięcia w wąskiej przestrzeni albo proszenia wszystkich o pomoc (to był duży problem, uporczywa samodzielność, szczególnie, że czasami chciała po prostu popłakać się z bezsilności zamiast wciąż zaciskać zęby).
— Jak trzeba będzie ją unieruchomić, to chyba oszaleję, Newt. — Newt. Dawno to imię nie wybrzmiało z jej ust, wreszcie odważyła się spojrzeć mu w oczy, no trudno, niech ją zje. Zahaczyła ręką o szafkę i skrzywiła odruchowo twarz z bólu.
-
Musiał jednak pogodzić się z faktem, że koniec końców stanowili jednak dwa odrębne byty z dwiema różnymi perspektywami na wszystko i mocą decyzyjną niezależną od nikogo. Ale godzenie się z byciem postawionym pod ścianą było bolesnym procesem, powolnym i pełnym buzującej w środku złości (czasem na nią, czasem na siebie, czasem na nikogo konkretnego - wściekłość nieukierunkowana, chaotyczna), i Newt miał wrażenie, że jest dopiero gdzieś w połowie drogi.
- Co ty masz za felerne krzesła w tym mieszkaniu? Jakieś połamane antyki? Jeśli chcesz, to możesz pożyczyć jakieś z nasze... z mojej kuchni. Zapewniam, że są całkowicie sprawne technicznie - słowa wiły się gdzieś poza rozumem, wypadając mu z ust z ominięciem jakiejkolwiek mózgowej bramki odpowiedzialnej za kontrolę jakości, i kiedy usłyszał, jak odbijają się po raz pierwszy od ścian gabinetu, nabrał ochoty żeby zapaść się pod ziemię. Co on ględził, krzesła? Sprawne technicznie? Dobrze, że nie trzymał w kieszeni karty gwarancyjnej którą mógłby okazać jej z dumą, gdyby tylko miała czelność powątpiewać w wyśmienitość jego meblowego sprzętu. Zacisnął wargi w cienką linię i desperacko próbował wziąć się w garść - nie chciał, żeby zapamiętała go (bo przecież nie spotkają się już więcej?) jako bredzącego od rzeczy idiotę ze zdecydowanie zbyt długo niedoglądanym zarostem.
- Nie wiem. Biorąc pod uwagę te piękne... kolory, i fakt, że ręka spuchła ci tak, że mogłabyś brać udział w męskich zapasach, powiedziałbym, że prawdopodobnie złamanie - mruknął, wskazując na siniaki rozlewające się całym wiadrem barw na bladej skórze. Chciał ich dotknąć, pod pretekstem medycznej ekspertyzy, rzecz jasna, ale w ostatniej chwili zdołał się powstrzymać. Im więcej dystansu udało mu się zachować, tym lepiej. - Zrobię ci zdjęcie. Zobaczymy, ale obawiam się, że wizja następnych dwóch miesięcy z gipsem jest niestety całkiem realna.
Spojrzał na nią cieplej, z iskierkami współczucia czającymi się gdzieś w kącikach oczu; nie chciał jej denerwować i nie chciał jej smucić, ale nie potrafił też owijać prawdy w tanią bawełnę. Zawsze ceniła to, że potrafił mówić do niej wprost.
Pokazał jej dłonią miejsce przy ścianie, w którym powinna stanąć, i zabrał się do obsługi maszyny wykonującej fotografie w bardzo oklepanej palecie kolorystycznej (niebieski, biel, czarna przepaść).
-
Grunt, że jego krzesła (które przecież wybrała ona) były sprawne techniczne (co to za frazes) w jego mieszkaniu, pomyślała zgryźliwie analizując każdego słowo płynącego z ust Newta, ale nic nie powiedziała. Ava, mimo, że to wciąż ją gubiło, wtłaczała swoje emocje do próżniowo pakowanych pudełek, więc wybuchała z opóźnieniem i ze zdwojoną siłą. To była złość absurdalna, która zastąpiła poddenerwowanie, a przecież głupia, sama o to prosiłaś, sama napisałaś mu wypowiedzenie i sama opuściłaś to mieszkanie. Wreszcie poczuła się tak, jak powinna według książkowych receptur: nieswojo, na chwilę jakby zapominając o kontuzji. Posłusznie stanęła nieruchomo pod ścianą, w milczeniu odwracając głowę w stronę okna, z purpurą wypływającą na policzki.
— Męskie zapasy w wadze piórkowej. — mruknęła, przez ramię patrząc na ramię, powoli zamieniające się w impresjonistyczny obraz o przyjemnych kolorach, ale mniej kolorowej (sic) perspektywie. Podczas, gdy Newt był pochłonięty odpowiednią sekwencją przycisków, Ava mogła wreszcie bez zahamowań spojrzeć na niego, bez obaw, że od razu to wychwyci, i w milczeniu lustrowała go wzrokiem, w pomieszczeniu wypełnionym jaskrawym, zimnym światłem i wibrującymi cicho dżwiękami maszyny. — Dwa miesiące?! Nie ma mowy. — zaparła się, prawie obrażona, jak małe dziecko, które za 15 minut miało zaplanowane zawody w budowaniu zamków w piaskownicy. Miała swoje plany i nie lubiła, gdy coś stawało na przeszkodzie. i kazało nagle dostosowywać się (w sprawach zawodowych bywała nader uparta). Po chwili jednej zreflektowała się, jak irracjonalna była to reakcja i naturalnie parsknęła cichym śmiechem. — A jak się ma Rilke? — to było ryzykowne pytanie, jednak podkreślające niebezpiecznie, że kiedyś, za lasami, górami i jedną autostradą dzielili codzienność. Przygryzła wargę w zakłopotaniu, dziś mamy pełen wachlarz emocji, które oblewają Avę niczym aktorkę z brazylijskiej telenoweli.
Dopóki nie spotkali się dziś przypadkiem, te wspólne lata z Newtem uległy zatarciu i stały się mglistym wspomnieniem: tak, jakby nigdy nie spotkały jej, a były obrazem wygenerowanym podczas lektury. Dopracowany obrazek o idealnej proporcji, zawsze z żółtawym światłem wpadającym do pomieszczeń, gdzie nawet jeśli pojawiały się problemy, to jasne było, że są tylko chwilowe. A teraz okazało się, że on istniał naprawdę, że oni kiedyś istnieli naprawdę, więc ta szara strefa konwersacji pomiędzy dalekimi znajomymi nie miała zbyt długiego prawa bytu. Udawania, że nie ma pewnych tematów, postaci, skojarzeń — Ava zawsze odbierała swoje doświadczenia z maksymalną dozą sentymentu i uważnością, badając własne ja przede wszystkim sensorycznie: zapachy, obraz, dźwięk. A w tej pechowej chwili, bez idealnego światła, z mruczącym urządzeniem w tle i bólem ręki poczuła, że bardzo za nim tęskniła.
-
Teraz oddawał jej ostatnią godzinę, która dzieliła go od powrotu na dyżur mimo, że jego ciało głośno protestowało i musiał siłą woli powstrzymywać powieki od zakleszczenia się jak muszla. Ale to teraz odbywało się dużo za późno - szkoda była nienaprawialna, bez odszkodowań od ubezpieczyciela.
- Ava, nie mówię tego, żeby zrobić ci na złość. Przy złamaniu nie będzie innej opcji, będziesz musiała odwołać wszystkie plany. Przykro mi - mówił szczerze: było mu przykro. Jednocześnie musiał powstrzymać się, żeby nie wypytać jej o wszystko, co dzieje się w jej życiu - jakie koncerty widniały jej (do teraz) na horyzoncie, które miasto miała zwiedzać po raz pierwszy w następnej kolejności, w jakich muzycznych pomieszczeniach przewracałaby nuty pewną dłonią. Teraz, kiedy znowu ją zobaczył, powróciło do niego uczucie, które towarzyszyło mu przez cały ich związek - chciał wiedzieć wszystko. O tym, co myśli, i o tym, co czuje. Zajrzeć za zasłonę.
Zrobił zdjęcie po czym gestem wskazał jej krzesło. Zawiesił fotografię na specjalnej planszy i przyjrzał się zarysowaniom kości (intymność na poziomie, na który nigdy wcześniej nie weszli - oglądanie siebie od środka). Przygryzł wargę; nie miał dla niej dobrych wiadomości.
- Niestety, jak mówiłem - złamana. Będę musiał cię skierować na ogipsowanie - rozłożył dłonie w geście bezradności, bo to wcale nie były informacje, które chciał jej przekazać.
Dopiero po chwili przypomniał sobie o jej pytaniu o Rilkego, i chociaż wiedział, że pewnie teraz przez głowę toczy jej się milion ważniejszych myśli, to chciał pocieszyć ją czymkolwiek.
- Rilke ma się... okej. Jest trochę osowiały. Chyba jeszcze tęskni - zawahał się, wypowiadając ostatnie słowo.
Chciał tylko dodać: ja też.
-
Pytanie o Rilkę zarysowało cienką linię, za którą nie była pewna, czy chce dalej zaglądać i drążyć skałę, w obawie, co (kto) tam może ją czekać w nowej codzienności Newta; czy pojawił się ktoś, dla kogo nie tylko potrafi, ale chce znaleźć czas wbrew wskazówkom zegara. Poczuła bolesne ukłucie.
— Przecież o tym wiem, Newt, dziękuję, że znalazłeś czas. — odpowiedziała, mimo swojej ograniczonej wiedzy medycznej, wiedziała, że oddział ratunkowy nie był podstawowym miejscem jego pracy i wyłapał ją ze zniecierpliwionego tłumu przypadkiem. Dopiero to do niej dotarło: przecież wygodniej (na wielu poziomach) byłoby ją zignorować, nie zawracać sobie głowy mrzonką z przeszłości (tak, to o niej), unieść się zranioną dumą i dobitnie skazać ją na wielogodzinną kolejkę w przychodni. Tymczasem szybko postawił ją diagnozę (w punkt, szybko do celu, bez zbędnych ceregieli) i przynajmniej jedna sprawa wyjaśniła się, pozostawiając Avę z natłokiem znanych już sobie wątpliwości.
— W takim razie musisz podpisać się na gipsie. — rzuciła półżartem, wiedząc, że to najpewniej ostatni raz, kiedy się widzą, bo Ava nie ulegała kontuzjom zbyt często na całe szczęście, a Newt po pierwsze nie miał czasu, a teraz na pewno celowo unikał jej koncertów. Historia znalazła swój finał wśród felernych mebli i kiepskiego oświetlenia. Miała na końcu języka jeszcze jedno słowo, orbitujące w głowie od chwili, gdy go dziś zobaczyła, ale nie chciała rozdrapywać starych ran (swoich, jego, wspólnych), więc nic nie powiedziała, celowo pozostając w mglistej strefie medycznej ekspertyzy i próby podniesienia siebie samej na duchu, że przecież nic takiego się nie stało. Złamana ręka, wyszczerbione poczucie własnej godności, nerwy przeżerające ściany żołądka, urozmaicenie usypiającej flauty codzienności, gdy znów zobaczyła znajome oczy i szyję, w którą tak bardzo chciała teraz wtulić twarz.
-
- Nie ma za co. Przecież nie myślisz chyba, że mógłbym... zostawić cię na pastwę losu, czyli wszystkich moich drogich kolegów? - choćby nawet zdradziła go z połową miasta albo przejechała mu kota rowerem nie umiałby zignorować jej z kamienną twarzą - chyba był na to za dobrze wychowany. Poza tym wyjątkowo ciężko przychodziło mu wyrzucanie do śmieci jakichkolwiek bliskich relacji - nawet tych z zakończeniem całkowicie negatywnym. Nieprawdą byłoby też stwierdzenie, że nie ufał reszcie personelu medycznego pracującego w szpitalu, ale jednak... cóż, sobie ufał najbardziej.
- Jasne... być może - rzucił dość idiotycznie na jej sugestię dotyczącą podpisania się na gipsie, bo zbiła go z tropu myśl, że miałby w niedługim czasie spotkać ją... znowu. Sam nie wiedział, czy miałby coś przeciwko, czy jednak tęsknota wygrałaby wiecznie nierówną bitwę z samozachowawczą ostrożnością - umysł zawsze stał na przegranej pozycji, kiedy w grę wchodziły uśpione uczucia. - Wypiszę ci skierowanie, zamelduj się w gabinecie numer szesnaście. Chciałbym ci towarzyszyć, ale niestety padam już z nóg.
Czuł, jak powieki znowu ciążą mu do ziemi jak ołowiane żaluzje, a sama Ava zaczyna dwoić mu się podczas każdego rzucanego jej spojrzenia. Może da radę uszczknąć jeszcze chociaż kwadrans snu?
- Jeśli miałabyś jakieś problemy z, nie wiem, zakupami czy hydrauliką, to zawsze możesz dać mi sygnał - dodał po chwili zawahania, wbijając wzrok w ścianę, w podłogę, we własne dłonie; wszędzie, tylko nie w nią. Chyba bał się reakcji, która mogłaby rozlać się na jej twarzy. To była propozycja naprawdę stricte grzecznościowa, i nie chciałby myśleć, że odbiera ją jako próbę wepchnięcia się do jej życia na powrót przez lekko uchylone obecnie drzwi - skoro wyrzuciła go za próg (metaforycznie, rzecz jasna, skoro za fizyczny próg wyszła ona) na pewno nie chciała, żeby wślizgiwał się znowu przypadkowym otworem.
Na pewno?
-
Wiedziała, że jest na to zbyt dobrze wychowany (konwenanse, które Newt miał wdrukowane w swój system czasem utrudniały komunikację), żeby traktować jego propozycję poważnie. A poza tym Ava nie chciała więcej brnąć w tę krępującą interakcję, bo nawet abstrahując od powolnego rozpadu ich związku, wolała zapamiętać Newta, jako kogoś, z kim potrafiła porozumieć się bez słów. Oszczędzając dalszych niezręczności sobie i jemu (a także minimalizując ryzyko rozgrzebywania bolesnych emocji), wiedziała, że nie ma prawa bytu jakiegokolwiek udawanie, że teraz powinni zostać przyjaciółmi.
— Dziękuję, poradzę sobie. Już i tak bardzo mi pomogłeś. — chciała zwolnić i jego i siebie, z jakiejkolwiek dalszej wymuskanej i na siłę cywilizowanej relacji; za dużo ich dzieliło, a jeszcze więcej łączyło. W dodatku odezwało się jeszcze jej maniakalna skłonność do walki o własną niezależność z uporem i czasem na siłę.
— To cześć, Newt. — nie były to słowa pożegnalne na miarę ostatniej sceny w Casablance, ale Ava nie kalkulowała na zimno, skupiona przede wszystkim, na opuszczeniu tej marnej sceny spotkania byłych kochanków, ostatni , ostatni raz odwracając się w jego stronę i znikając w czeluściach szpitalnych korytarzy, w poszukiwaniu utraconego czasu i gabinetu numer szesnaście.
/zt x2
-
Ten dzień naprawdę nie mógł potoczyć się gorzej.
Od pamiętnej imprezy minął już ponad tydzień. Przez cały ten czas starał się dyskretnie unikać Adelaide, bo choć fizycznie do niczego takiego między nimi nie doszło to czuł, i był pewien, że i ona to poczuła, że przekroczyli jakąś granicę, której dotąd żadne z nich nie chciało przekraczać. Kac moralny męczył go przez kolejne dwa, a może nawet trzy dni, po czym zamienił się w permanentne wyrzuty sumienia. Mimo to nie pisał do niej (nie, żeby normalnie kiedykolwiek wcześniej to robił) i starał się unikać miejsc, w których mógł ją spotkać. Zamiast tego chodził na ponadprogramowe treningi po nocach, aby wyzbyć się duszących emocji. Tyrał się niesamowicie, aż w pewnym momencie stracił kontrolę. No i dostał w czambo. Niby przypadkowo, ale czuł, że totalnie na to zasłużył, bo przez cały trening myślami był daleko od sali treningowej. Karma cisnęła pięścią trenera w jego twarz dorzucając do tego kilka gorzkich słów. Padła również propozycja asystowania mu podczas podróży do szpitala, jednak nie miał ochoty dłużej słuchać o tym, że jest w kiepskiej formie i gdyby skupił się na obronie tak, jak mu wielokrotnie tłumaczono to nie doszłoby do tego incydentu. Od razu po całym zdarzeniu udał się do Swedish Hispital. Jego łuk brwiowy wciąż krwawił, a koszulka, którą dociskał do rany już dawno zmieniła kolor z białego na czerwony. Pani z rejestracji kazała mu usiąść w poczekalni i nasłuchiwać swojego nazwiska, więc tak też zrobił. Z tych wszystkich nerwów zaczął podrygiwać nogą w takt nieistniejącego rytmu i obgryzać skórki wokół paznokcie prawej ręki. Kompletnie zapomniał o tym, że właśnie w tym szpitalu pracowała jego zmora ostatnich dni.
-
Miała trochę mętlik w głowie, bo nie rozumiała kompletnie co wydarzyło się w klubie. Nolan Crawford był tak blisko pocałowania jej, a ona? Tak, chciała tego w tamtym momencie i gdyby nikt im nie przeszkodził była pewna, że przynajmniej na kilka sekund poczułaby jego wargi na swoich. Och i jak strasznie była na siebie zła. Za to ile wtedy wypiła, za to, że balansowała na tej niebezpiecznej granicy, za to, że patrzyła na niego inaczej niż do tej pory. Choć czy to była dokładnie wina Adelaide? Ich relacja zawsze była dziwna i pokręcona, pełna niedopowiedzeń, niewyjaśnionej przeszłości i pytań, które cisnęły jej się na usta. Bo za co ją tak nie znosił? To nie była nienawiść, choć od niej pewnie szybsza droga do miłości, ale nie byli też przyjaciółmi czy kolegami. Byli gdzieś pomiędzy, wisieli z tą swoją durną relacją, kilkoma zadziornymi uśmiechami i pyskówkami, nie umiejąc chyba rozpracować czego od siebie chcą. I to powodowało, że wiele by dała, by wejść do głowy boksera i po prostu zrozumieć. Zrozumieć, jak on ją widział, kim dla niego była i czy tak samo potrafiła namieszać mu w głowie, jak on jej.
Wracała właśnie spóźniona z przerwy i z ostatnimi kęsami słodkiej bułki biegła przez poczekalnię. - Przepraszam, jestem - zawołała do dziewczyn z recepcji, przejmując karty pacjentów, którzy na nią czekali. Izba przyjęć była wypełniona, a ona musiała odbębnić swoje godziny w takich miejscach, choć nie była internistą. Chciała zostać kardiochirurgiem, ale jako stażysta na pierwszym roku rezydentury nie miała wielkiego wyboru. Przynajmniej póki Joachim nie wrócił z urlopu, bo z nim przynajmniej mogła dogadać kilka poważniejszych zajęć. - Zaraz będę prosić - zawołała do osób, które spoglądały na młodą i chaotyczną lekarkę, która wpadła szybko do gabinetu i założyła kitel. Pierwsza karta z brzegu i zamarła. - Fuck - i wcale nie chodziło o to, że bała się konfrontacji z nim po całym tygodniu unikania się wzajemnie i niezręcznej rozmowie z Jeffem na temat tego co wydarzyło się w klubie. Poczuła ścisk w brzuchu, bo skoro tu był, to musiało się coś stać. Otworzyła drzwi i zawołała - Crawford! - Po czym odsunęła się, by mógł wejść. Och, cudownie, teraz unikają swoich spojrzeń... dzieciaki. - Panie Crawford, proszę siąść i powiedzieć, co się stało - wyciągnęła plik kartek, spisała jego dane i datę, dopiero wtedy przyglądając się chłopakowi. - Nolan - westchnęła cicho, podchodząc do bruneta, który siedział na kozetce. Bójka? Trening? Nie wyglądało to najlepiej.
-
Wokół niosły się szmery rozmów innych osób grzejących stołki w poczekali oraz śmiechy pań stojących za kontuarem w recepcji. Wydawały się świetnie bawić mając widok na połamanych czy, jak w jego przypadku, zakrwawionych pacjentów. Byli też tacy, którzy przyszli ze zwykłą gorączką, kaszlem czy dziwną naroślą na plecach, ale oni niczym nie wyróżniali się z tłumu. Nie to co on w swoim białym t-shircie i rozbitą skronią, z której krew zaczęła kapać na podłogę. Nie, żeby miał jakąś słabość związaną z krwią, był przyzwyczajony do takiego widoku (a nawet gorszego), ale trochę już jej stracił i mimo ilości wypitych płynów oraz zjedzonych słodyczy, wciąż czuł, że trochę mu słabo. Jego stan zdecydowanie się pogorszył, gdy jego oczom ukazała się znajoma twarz. Dokładnie ta sama, której sukcesywnie unikał przez kilka ostatnich dni. Z początku zdawała się go nie zauważyć, lecz kiedy już wszedł do środka gabinetu wiedział, że ma przechlapane. Usiadł na kozetce nie przestając dociskać przemoczonego materiału do boleśnie pulsującego czoła. Milczał tak długo, jak długo było to możliwe, jednak wreszcie musiał coś powiedzieć. Nie dlatego, że chciał cokolwiek wyjaśniać, broń Boże, ale jakby nie było przyszedł tutaj w konkretnym celu, a nie na ploteczki. - Dostałem po ryju - fuknął z żalem zupełnie jakby to była jej wina, że jego twarz zaliczyła bliskie spotkanie z pięścią, której przecież miał uniknąć. Zamiast tego unikał jej, heh. Odsunął prowizoryczny opatrunek i odłożył go na bok. Koszulka i tak miała wylądować już w śmietniku, do niczego innego się nie nadawała. - Po prostu mnie zszyj, żebym mógł się ulotnić, okej? - mruknął oschle ciągle zachowując dystans i unikając wzroku dziewczyny. Trochę nie był gotowy na starcie z nią ani na to, co mógł zobaczyć w jej oczach, jeśli zdecydowałby się ponownie w nie spojrzeć. Kiedy zrobił to ostatni raz skończyło się to niemal tragicznie. Nie mógł dopuścić do powtórki.