WAŻNE Wprowadzamy nowy system pisania postów/tworzenia tematów w lokacjach. Prosimy o zapoznanie się instrukcją i stosowanie nowego wzoru. Więcej informacji znajdziecie tutaj!

Subfora zostały podzielone na 4 główne działy, oto orientacyjny zakres lokacji, które mogą się w nich znaleźć:
- strefa miejska - ulice, parkingi, tereny zielone, parki, place zabaw, zaułki, przystanki, cmentarze
- usługi - sklepy, centra handlowe, salony kosmetyczne, pralnie, warsztaty
- kultura i instytucje - galerie, muzea, teatry, opera, domy kultury, centra społeczne, urzędy, kościoły, szkoły, przedszkola, szpitale, przychodnie
- życie towarzyskie - restauracje, kawiarnie, kluby, kręgielnie, puby, kina

Dodatkowo w dzielnicach znajdziecie subfora większych firm albo ważnych dla forum i postaci lokacji, np. szczególne kluby, uniwersytet, czy restauracje.

INFO W procesie przenoszenia forum na nowy silnik utracone zostały hasła logowania. Napiszcie w tej sprawie na discordzie do audrey#3270 lub na konto Dreamy Seattle na Edenie. Ustawimy nowe tymczasowe hasła, które zmienicie we własnym zakresie.

DISCORD Jesteśmy też tutaj! Zapraszamy!

UPDATE Postacie chcące uzupełnić swoją KP o nowe treści w biografii mogą skorzystać teraz z kodu update w zamówieniach.

Awatar użytkownika
0
0

dreamy seattle

dreamy seattle

-

Post

<div class="lok0"><div class="lok1"><div class="lok2"><img src="https://i.pinimg.com/564x/5b/ea/b3/5bea ... /div></div>

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

| outfit

Frances Sullivan nigdy się nie spóźniała. No, prawie nigdy - zwykle była fantastycznie zorganizowana i mogła sobie spokojnie zaplanować dzień tak, by zdążyć tam, gdzie było trzeba. Dzisiejszy dzień do takowych niestety nie należał. Wszystko było przeciw niej - w kawiarni, do której zawsze chodziła były tłumy, jakich nigdy nie widziała o tej porze, potem w pralni jakimś cudem odrzuciło jej kartę kredytową, a w ukochanej cukierni zabrakło donutów, które tak mocno kochała. Oczywiście na dodatek utknęła w olbrzymim, gargantuicznym wręcz korku i trasę, którą normalnie przejeżdżała w dziesięć minut pokonała w niecałą godzinę.
Na posterunek wpadła więc pół godziny spóźniona, z dwiema wystygnietymi kawami w ręce, mając nadzieję, że chociaż to sprawi, że jej partner nie będzie jakiś bardzo wkurzony. Ona i Caine nadal się docierali i nie było w tym niczego dziwnego, ale nie chciała wyjść na jakąś beznadziejną detektyw, która ledwo awansowała, a już się spóźnia, przynosi zimną kawę i nie dopełnia dokumentacji, bo ostatnio prawie zasnęła nad papierkową robotą i odłożyła ją na dzisiaj. Chciała to zrobić zanim przyjdzie Caine ale cóż... Jak widać jej się to nie udało. Podeszła do biurka, przy którym zwykle siedzieli, rzuciła na nie torebkę, a kawę postawiła przed mężczyzną.
- Przepraszam za spóźnienie. Koszmarne korki, ale mam kawę! Mam nadzieję, że nie jesteś zły - zacisnęła usta, nieco niezręcznie przestępując z nogi na nogę. Niby byli sobie równi, ale wiadomym było, że to on miał znacznie większe doświadczenie w zawodzie i poniekąd robił za jej mentora.
- Mamy coś nowego w sprawie Howarda? Jakiś trop, albo chociaż kogoś, kto twierdzi że jest świadkiem? - uniosła brwi, bo wolała w sumie przenieść temat ze swojej niekompetencji na coś, co faktycznie mieli do zrobienia. Ta sprawa naprawdę była beznadziejna. Praktycznie zero poszlak, zero dowodów, zero świadków. No dramat.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

006. Caine mimo wszystko kochał swoją pracę. Uważam to nawet za swój obowiązek by pomagać ludziom jako funkcjonariusz miejscowej policji. Każdy kto przepracował choć kilka dni doskonale zdaję sobie sprawę z tego, że jest to ciężki kawałek chleba i nie każdy może pracować w tym środowisku. To nie znaczy, że O'Donell od razu kogoś skreśla, bo ten wygląda na słabego psychicznie, bo jest mały i drobny. Nie. Każdy ma swoją szansę na to by udowodnić swoją wartość, bo o to właśnie w tym wszystkich chodzi. Policjanci polegają na wzajemnym zaufaniu, ponieważ podczas akcji jest to niezbędne.
Kilka dni po jego powrocie została mu przydzielona nowa partnerka. Nie miał nic do gadania, chociaż nawet nie miał zamiaru się kłócić, bo nie miał współpracownika, ponieważ jego najlepszy przyjaciel jednak nie zdecydował się na przeprowadzkę do Seattle i on to doskonale rozumiał, przecież tam ma swoje życie. Caine przyjechał tutaj tylko po to by zająć się mamą, ale jakoś nie mógł wyjechać z tego miasta. Tutaj się urodził i wychował. To po prostu jego dom, ale nigdy nie wiadomo co przyniesie los, prawda? To nie tak, że Caine to wolny duch. Ma już swoje lata i chciałby się ustatkować, ale ta praca ma swoje ciemniejsze aspekty i jest wymagająca. Potrzebował by kobiety, która zniesie jego długie godziny pracy i częsty brak kontaktu, bo tak się właśnie dzieje, kiedy prowadzą śledztwo.
Nie miał nic do Frances, bo wbrew pozorom blondyn nie jest wrednym chamem i gburem. Musieli się poznać, bo pracowali ze sobą dość krótko. Czekał na nią w ich wspólnym miejscu, ale jak jej nie było tak nie ma. Wziął się za tapety, które wolały już o to by je napisać, tak samo szef od niego tego wymagał. Chcąc nie chcąc, musiał to zrobić.
- Daj spokój. - zaśmiał się. Pewnie, że nie był zły, bo niby czemu? - To miasto ma właśnie takie uroki. - dodał nadal się uśmiechając, bo doskonale wiedział, że Seattle lubi grymasić. - Dzięki za kawę. - jemu nie przeszkadzała zimna kawa, nauczył się ją pić. - Cholera, nie. Jak na razie cisza. Mam nadzieję, że wkrótce coś znajdziemy, bo już mnie szlak trafia. - nie lubił, gdy śledztwo staje w martwym punkcie. Wszyscy robili co mogli, ale tak nic nie wiedzieli.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

02. + outfit

Jeszcze tylko dwie strony i pójdę do domu. Obiecywała sobie w myślach Lily, po raz kolejny prześwietlając akta sprawy porwanej nastolatki. Czuła, że znajdzie w nich jakieś niedociągnięcia, że dopatrzy się błędów poprzednich detektywów pracujących nad tą sprawą. Jej kobieca intuicja czuła, że między spisanymi zdaniami znajdzie się coś co będzie mogła nazwać przełomem w sprawie. Wiedziała, że dzięki temu, w końcu zaczną wszyscy patrzeć na nią znacznie bardziej przychylnym okiem niż dotychczas. Musiała działać, musiała podjąć jakąś walkę.
Jednak najpierw musiała wesprzeć się kolejnym kubkiem kawy.
Toteż w tym celu wyszła ze swojego biura aby skierować swoje kroki do pomieszczenia socjalnego, gdzie znajdował się ekspres do kawy. Zatrzymała się jednak w pół kroku na korytarzu, dostrzegając palące się światło w sąsiednim biurze. Wszystko wskazywało na to, że nie tylko ją praca zatrzymała do późnych godzin nocnych w gabinecie. Kącik jej ust drgnął w delikatnym uśmiechu po czym bez zastanowienia zmieniła kurs swojej podróży, decydując się na wizytę w progach Jonaha. Zachodząc go od tyłu, ułożyła swoje dłonie na jego barkach aby po chwili, przy lekkim pochyleniu się nad jego uchem, zjechać nimi w kierunku jego klatki piersiowej. - Myślałam, że już poszedłeś do domu. - szepnęła nad jego uchem, pozwalając sobie rzucić okiem na leżące przed mężczyzną dokumenty. Widać on także miał sporo na głowie. Wyprostowała się po chwili ponownie przenosząc dłonie w okolice męskich barków. - Szłam po kawę, przynieść także Tobie? - zaproponowała, nie chcąc przecież przeszkadzać mu w pracy a jednak po cichu licząc na propozycję wspólnie spędzonego kwadransa. Nikogo oprócz nich nie było w biurze, mogli czuć się swobodnie nie bojąc się o lawinę plotek na ich temat.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

— 2. + outfit

Ostatnio dużo pracował. Właściwie, to jedyne co robił… Pracoholizm to przy tym całkiem zdrowe hobby! Wolał ślęczeć przy biurku do późna i odkładać w czasie nieunikniony powrót do pustego mieszkania, niż jak co wieczór mierzyć się z rzeczywistością - Eda odeszła. Co wieczór wracał do domu później. Z początku nie zdawał sobie z tego sprawy, choć wszyscy wokół zdawali się widzieć to wręcz doskonale, znajdował sobie dziesiątki rzeczy do zrobienia, które „nie mogły czekać do rana”. A pytany, cięgle odpowiadał, że ma do skończenia tylko jedną rzecz.
Dziś nie było inaczej. Biuro już dawno opustoszało, a on dalej pochylał się nad aktami ciągnącej się tygodniami sprawy. Jeszcze tylko dwie strony i pójdę do domu. Gdyby tylko wiedział, że podobna myśl przemknęła przez głowę brunetki siedzącej po drugiej stronie korytarza, gdyby tylko wiedział, że wciąż tu była… No właśnie, to co? Odpowiedź na to pytanie zdawała się być trudniejsza niż rozwiązanie sprawy nad którą siedział… Nie wiedział co o tym myśleć, nie wiedział co powinien myśleć, za każdym razem, jego wzrok mimowolnie wędrował do obrączki, która nie wiedzieć czemu, wciąż tkwiła na jego palcu i prędko dochodził do wniosku, że nie wolno mu nic myśleć, ale wtedy… tak jak teraz, jej dotyk wyrwał go z zamyślenia. Odruchowo obejrzał się za siebie, jakby spodziewał się kogoś innego, ale wtedy pochyliła się, a zapach jej perfum sprawił, że zupełnie zapomniał, co przeczytał zaledwie chwilę wcześniej.
Zamierzałem, ale… — westchnął pod nosem, po czym odchrząknął cicho, by doprowadzić się do porządku, licząc, że uda mu się zwalić to na karb zmęczenia. Wypadł dość przekonująco, przecierając twarz dłonią i prostując się na krześle. — Tak, to chyba dobry pomysł — mruknął, zerkając na pusty kubek na swoim biuru, ale nie wyglądało, by miał ochotę wstać, odwrócił się za to na krześle, by na nią spojrzeć. — A ty co tu jeszcze robisz?

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

“We all have bad days, but one thing is true; no cloud is so dark that the sun can't shine through.”


Poranne promienie słoneczne, które niejednego dzisiejszego dnia wprowadziły w dobry nastrój, właśnie skryły się za warstwą ciemnych chmur. Cisza przed burzą? - co niektórym zapewne przeszło przez myśl, jednakże o danej porze roku było nader ciężko o takowe zawirowania pogodowe. Deszcz jak najbardziej, ale mieszkańcy Seattle bardziej liczyli na śnieg. Biały puch mający ozdabiać trawniki ich posesji, na których już pojawiały się pierwsze ozdoby, tudzież różnobarwne lampki; wszak do świąt Bożego Narodzenia pozostały niecałe dwa tygodnie, więc praktycznie każdemu udzielał się ten ciepły, specyficzny klimat, a na stacjach radiowych notorycznie puszczano Last Christmas bądź Mariah Carey.
Entuzjastą owego zgiełku na pewno nie był Lionel Crane. Nie przepadał on bowiem za tym zimowym przepychem, gwarem i kupowaniem prezentów; często na ostatnią chwilę. Ducha Świąt nie posiadał i najchętniej te dni spędziłby w pracy - harując i po 24 godziny. Nie potrafił jednakże przykrości sprawić córce, która uwielbiała Boże Narodzenie i wszystko, co było z nim związane. Oczy lśniły jej podczas otwierania gwiazdkowych pakunków, a Lio wydawało się wtedy, jakby jego prawie dorosła latorośl znowu miała te pięć lat. Kochał ten widok. Nawet jeśli nie potrafił tego przyznać choćby i przed samym sobą.
Było mało rzeczy, które potrafiły wywrzeć na Lio wrażenie - ukierunkować na uśmiech, tudzież sprawić, by choć na moment przestał być małomównym ponurakiem.
A co jeśli była to jedynie gra pozorów? Iluzoryczne kłamstwo, aby nie ukazać prawdziwej natury Crane'a?
Na dane pytania odpowiedź jedynie mogła uzyskać osoba, która jako tako otrzymała wgląd do wnętrza wspominanego mężczyzny - o co wcale nie było tak łatwo. Zaryglowane na cztery spusty, sponiewierało się w mentalnej ciemności. I nie zapowiadało się na to, aby w najbliższym czasie dostała się do niego choć delikatna ryza zbawiennego światła.
Lio starannie rozłożył teczkę z dokumentacją na swoim biurku. Kątem oka zerknął także na plik kartek, które miał przewertować. Były one ułożone równo, jedna na drugiej, w chronologicznym szyku rosnącymi datami. Crane lubił porządek, lecz w jedynie w dobie raportów czy innych dokumentów, za które był służbowo odpowiedzialny. W domu już nie było tak kolorowo i przejrzyście zarazem, bo zdarzało się, iż w pośpiechu pozostawiał za sobą stertę nieświeżych już ubrań, czy kubków po kawie piętrzących się w zlewie. W mieszkalnym mirze nie wykazywał się już pedantyzmem.
Przykładając końcówkę wiecznego pióra do odpowiedniej rubryki, począł bez pośpiechu opisywać przebieg ostatniego zatrzymania. Wszystko musiało być dokładne, bowiem tego oczekiwał jego przełożony; i choć nienawidził uzupełniania niekiedy zaległych raportów, tak nigdy mu przez myśl nie przeszło, aby przekupić któreś z funkcjonowariuszy z ich wypełnieniem. Bo tak się czasami działo - to słyszał od innych zaprzyjaźnionych detektywów.
Zrobiwszy sobie krótką przerwę, dłonią chwycił kubek, z którego upił spory łyk zimnej już kawy. Skrzywił się nieznacznie oraz dość niekontrolowanie, bowiem owy napój w takiej temperaturze smakował jak przysłowiowe siki. Wciąż jednak zawierał kofeinę, której brunet tak bardzo łaknął.
Na moment zerknął za okno, wzrok zatrzymując na odjeżdżających z podjazdu radiowozach. On sam kiedyś też był zwykłym posterunkowym. Płotką wchodząca w świat mundurowych rarytasów. Przeszedł długą drogę i jeszcze dłuższą zmianę zanim znalazł się tu, w wydziale zabójstw. Ojciec był z niego dumny, to fakt, nawet jeśli początkowo kręcił nosem, bo Crane'owie upychali się w optymalne narożniki sądów. Lio chyba wolał bardziej bezpośrednio brudzić sobie rączki, poza tym, był uzależniony od adrenaliny, której otrzymywałby raczej znikome ilości, gdyby odczytywał paragrafy prawne swym potencjalnym klientom.
Jego rozmyślania związane z gmeraniem w jakże odległych wspomnieniach zostały przerwane przez ciche pukanie do drzwi.
- Proszę - rzucił krótko nieco ochrypłą barwą głosu, która była już jego rozpoznawczą domena, jakoby nie mówił od dawien dawna. Z lekkim zainteresowaniem zerknął w kierunku funkcjonariusza, który do biura wprowadził kobietę. Angelę Evans. Jego nową partnerkę. O zgrozo.
- Lionel Crane - dodał jeszcze, zanim powrócił do wypełniania raportów, bowiem one zdawały się być nader ciekawsze od obcowania z panią detektyw, którą mu z dnia na dzień przydzielono. Bez większego powodu.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Pierwsze promienie słoneczne, które o poranku, chytrze przedostały się przez lukę w zasłonach, wprost do sypialni należacej do kobiety, skutecznie wybudziły ją z głębokiego snu. Siadając na łóżku, Angie przeciągnęła się leniwie, uznając że jest to idealna pora na rozpoczęcie kolejnego dnia, który uważała za względnie pozytywny, przynajmniej na razie. Dlatego też nie myśląc dłużej, zaliczyła poranną toaletę, a następnie udała się na jogging. Owa czynność już jakiś czas temu, na stałe wpisała się do codziennej rutyny policjantki. Niestety nie trwała ona tyle czasu, ile zazwyczaj. A to wszystko za sprawą gęstej warstwy ciemnych chmur, zwiastujących zbliżającą się wielkimi krokami burzę. No tak, przecież nic co dobre, nie może trwać wiecznie, prawda?
Wracając do domu, Ciemnowłosa, udała się jeszcze pod prysznic. Jako, że wróciła nieco szybciej, miała całkiem pokaźny zapas czasu do ponownego wyjścia, dlatego w tym wypadku nie spieszyła się zbytnio. W chwili, gdy gorący strumień wody obmywał ciało kobiety, ta przypomniała sobie, że przecież dziś jest ten dzień... Dzień, w którym miała poznać swojego nowego partnera. Opierając czoło o zimne jeszcze kafelki, wciąż nie potrafiła pojąć, jakim cudem w ogóle do tego doszło? Dlaczego jej przełożeni zdecydowali się na takie, a nie inne rozwiązanie? Przecież od śmierci Bena minęły dopiero zaledwie trzy tygodnie. Prawdę powiedziawszy, Angie nie zdążyła się jeszcze dobrze z tego otrząsnąć, kiedy ponownie przyjdzie jej odpowiadać za drugiego człowieka. I to nie byle jakiego...
Lionel Crane - Gdy Angela dowiedziała się, że to właśnie o niego chodzi, pozwoliła sobie zajrzeć pobieżnie w jego akta, aby chociaż pokrótce przekonać się z kim przyjdzie jej od teraz obcować. I co? Gówno. Jeżeli miałaby być szczera chociażby w stosunku do samej siebie, to zmuszona była przyznać, że w zasadzie nie mogła trafić gorzej. Dlaczego? Odpowiedź na to pytanie była nawet bardziej, niż prosta. Okazało się, że owy mężczyzna był prawdziwym ponurakiem, przyzwyczajonym do pracy w pojedynkę. Był to człowiek, który nie lubił niczego, ani nikogo. Nawet samego siebie. Jak można w ogóle pracować z kimś takim? No cóż, Panna Evans będzie zmuszona na własną rękę odnaleźć sposób, który ułatwi jej owe zadanie.
Wchodząc do gabinetu wcześniej wspomnianego mężczyzny, kobieta stanęła na wprost zajmowanego przez niego biurka. Czy jego zachowanie ją zdziwiło? Niezbyt. Ciemnowłosa spodziewała się tak "ciepłego" przyjęcia. Dlatego pominęła zbędne uprzejmości. Przecież ten upierdliwy facet doskonale wiedział z kim ma do czynienia.
- Pracuję obecnie nad sprawą zagadkowej śmierci pewnej nastolatki...- Zaczęła, przeklinając w duchu samą siebie za to, że czuje się jak idiotka, mówiąca do ściany. - Tutaj znajdziesz wszystkie przydatne informacje, łącznie z przesłuchaniem naszego pierwszego podejrzanego. - Dodała, ostrożnie kładąc teczkę na skraju blatu. Ależ ten facet miał porządek! Przecież ta teczka, którą właśnie mu przekazała, zupełnie tam nie pasowała, tak jak ona...
- Obecnie czekam jeszcze na raport z sekcji złok, oraz nagrania ze szkolnego monitoringu. - Powiedziała, przeczesując nieco drżącą od buzujących w niej emocji dłonią swoje długie, ciemne włosy, które falami spływały swobodnie w dół jej pleców. - Gdybyś jeszcze czegoś potrzebował, będę na wyciągnięcie ręki...- Mruknęła z nutką nieskrywanej ironii w głosie i tytułem zakończenia, obróciła się napięcie, ruszając do własnego biurka, znajdującego się nieopodal. Zapowiada się bardzo długi dzień....
<style> @import url('https://fonts.googleapis.com/css?family=Abel|Arizonia'); .foralba59 {border-spacing: 1.5mm; width: 230px; margin-top: 20px; margin-bottom: 20px;}.foralba59 td:first-child {vertical-align: bottom;}.foralba59 td {vertical-align: top;}.wielka59d {position: relative; width: 120px; border: solid 1px #995555; box-shadow: 3px 3px 0px #995555;}.wielka59c {position: relative; width: 120px; font-family: arizonia; font-size: 23px; line-height: 15px; color: #995555; text-align: right; text-shadow: 1px 1px 0px rgba(221,204,187,0.3); margin-bottom: 5px;}.mruczanka59a {width: 75px; font-family: abel; font-size: 7px; line-height: 10px; color: rgba(0,0,0,0.9); text-align: left; text-transform: uppercase; border: solid 1px #995555; box-shadow: 3px 3px 0px #995555; padding: 5px;}.mru59 {color: grey; font-size: 6px; line-height: 10px; text-decoration: none; opacity: 0.8;}</style><center><table class="foralba59"><tr><td><div class="wielka59c">Angela Evans</div><img class="wielka59d" src="https://64.media.tumblr.com/8d427cfbebf ... d><td><div class="mruczanka59a">Then I heard your heart beating, you were in the darkness too, so I stayed in the darkness with you...</div><a href="https://armia-mruczanki.tumblr.com" class="mru59"></a></td></tr></table></center>

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Lio był ponurakiem - najgorszym z możliwych, czemu nawet nie przeczył. Oczywiście, wśród rodziny tudzież znajomych nie objawiał takowych gburowatych zachowań jak w stosunku do obcych. Co najmniej, jakoby trwał w stalowej skorupie. Skryty przed światem nie ukazał prawdziwego siebie, co uchodziło przecież za codzienność w takim miejscu jak posterunek. Rzadko tu obnażano się z emocji. Nie okazywało się słabości, bo trzeba było mieć zwyczajnie twardy tyłek. W innym wypadku nie zagrzałoby się tu zbyt długo warty.
Crane tylko na krótki moment objawił jakikolwiek zalążek zainteresowania na widok kobiety. Znał ją, rzecz jasna - lecz nie osobiście. Można by rzecz, iż odrobił aż nazbyt nadgorliwie zadanie domowe. Rozpuszczając odpowiednie wici wśród znajomych detektywów, dorwał się także do jej personalnej teczki. Niczym szczególnym to ona się nie wyróżniała. Jedyne po śmierci zawodowego partnera zaczęło jej trochę odbijać, toteż wszędzie doszukiwała się teorii spiskowych. Tutaj mogła sobie podać rękę z Lio - nie pod kątem psychicznego skrzywienia rzecz jasna i tej uciążliwej podejrzliwości, a w kwestii straty. On także utracił swojego policyjnego kompana, lecz z tego tytułu nie robił wokół siebie tak wielkiego szumu.
Życie bywało przewrotne i nieprzewidywalne, a także kruche, toteż pogodził się z iluzoryczną władzą śmierci; pozwalając tym samym dostać się Jackowi na bezpieczną przystań, która dryfowała gdzieś w innym wymiarze. Religijnym człowiekiem to on nie był, także nie wierzył w niebo oraz piekło. Poza tym, w miejscu takim jak te stąpało się niebezpiecznie po cienkiej linii, jaka to notabene odpowiadała za byt ludzki. Każdy, kto pomyślał choćby o zasileniu szeregów policji musiał liczyć się z późniejszymi konsekwencjami - bo życie i śmierć były nieodłącznymi kochankami. Tak jak noc i dzień. Ewoluowaliśmy. Praktycznie na każdym kroku.
Crane z lekką podejrzliwością łypnął na teczkę z dokumentacją sprawy, kiedy ta wylądowała na jego biurku. Chwilę wcześniej, dość podobnym spojrzeniem obdarzył młodego policjanta, który to przecież przyprowadził mu detektyw Evans - jakoby młodzik dopuścił się złego, a on wykonywał jedynie swoje służbowe obowiązki.
- Słyszałem o tym - brunet zdawał się być bardziej zainteresowany sprawą, aniżeli osobą, która od teraz miała się stać jego towarzyszką niedoli oraz zawodowego misz maszu - Na moje nauczyciel coś kręci - przyznał otwarcie, powoli też dobierając się do zawartości sporządzonych akt.
Jeszcze ciepłe. Jeszcze świeże. Po prostu, idealne.
- Kluczowe jest sprawdzenie monitoringu, skoro rzekomo wychowawca widział kogoś na korytarzu. Dokładnie chwilę przed znalezieniem ciała uczennicy - oto cały Lionel. Skupiony, zaintrygowany; trwał w swojej osobistej, tej odmiennej rzeczywistości, gdyż koncertował się całym sobą na zdobytym celu.
Nie musiał przecież wchodzić w personalne zażyłości z Angelą Evans, aby rozwikłać sprawę, bowiem praca nie równała się ludzkim odruchom, głupim przyjaźniom, tudzież przelotnym romansom.
Zostali partnerami zawodowymi. Nic więcej.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Angela w niemalże każdym aspekcie, stanowiła prawdziwe przeciwieństwo swojego nowego partnera. Owszem, nie była jakoś przesadnie otwarta i przyjacielska w stosunku do nowo poznanych ludzi, tym bardziej biorąc pod uwagę pracę, jaką na co dzień wykonywała, ale nie miała większego problemu z zawieraniem nowych znajomości. Nawet w tak specyficznym środowisku stróżów prawa, udało jej się nawiązać nić porozumienia z kilkoma osobami. W prawdzie, nie były to przyjaźnie do grobowej deski, ale spokojnie można by wyskoczyć z tą niewielką garstką ludzi, chociażby na przysłowiowe piwko po pracy.
W przypadku panny Evans tyle absolutnie wystarczyło jej do pozornego szczęścia. Pozornego, ponieważ wszystko nieodwracalnie zmieniło się, a może i nawet skończyło wraz ze śmiercią Bena, który dla tej kobiety był nie tylko partnerem. On był dla niej, niczym brat, którego nigdy nie miała, będąc jedynaczką. Rozumiał ją jak nikt inny i to właśnie dlatego jego nagła, niezrozumiała dla niej śmierć, była wręcz nie do przyjęcia. Angie nie potrafiła się z tym pogodzić, tym bardziej, że nic tutaj do siebie nie pasowało. W oczach wszystkich, Barrows uległ nieszczęśliwemu wypadkowi, w wyniku którego stracił życie. Jednak dla Angeli owy wypadek wcale wypadkiem nie był...
Dlaczego? Odpowiedź na to pytanie była nieco bardziej skomplikowana, niż zazwyczaj, lecz wciąż można było to jakoś racjonalnie wytłumaczyć. Mianowicie, przez kilka ostatnich miesięcy Ben zawzięcie pracował nad pewną sprawą. Kobieta jednak niewiele wiedziała na ten temat, gdyż mężczyzna nigdy nie chciał powiedzieć jej nic konkretnego. Momentami zachowywał się tak, jakby wręcz próbował ukrywać przed nią pewne fakty, czy niepokojące sytuacje, do których dochodziło z jego udziałem. Teraz, gdy Angie wraca myślami do tamtych chwil, wiele rzeczy nabiera zupełnie innego znaczenia. Kilka tygodni temu, ciemnowłosa wybiegając w pośpiechu z samochodu partnera, zostawiła w nim klucze do swojego mieszkania. Wracając po nie, przypadkiem zauważyła pod siedzeniem kierowcy wymiętą kartkę papieru. Oczywiście nie powinna była czytać jej zawartości, lecz kobieca ciekawość ostatecznie zwyciężyła i koniec końców okazało się, że nie była to pierwsza, lepsza kartecza. W rzeczywistości była to notka z pogróżkami.
Burrows oczywiście zbagatelizował całe zdarzenie, wraz z aferą, jaką urządziła mu Angela. Twierdząc, że w zawodzie, który wykonują tego typu sytuacje nie są niczym nadzwyczajnym. Żadne z nich nie wróciło już więcej do owego tematu. Po jakimś czasie, pewnej nocy Angelę wybudził ze snu niepokojący telefon właśnie od Bena. Z kilku niewiarygodnie szybko wypowiedzianych zdań, zaspana kobieta zrozumiała, że męzczyzna ma jej do powiedzenia coś bardzo ważnego, co absolutnie nie może czekać. Jako, że Evans w tamtym czasie przebywała na urlopie, oboje zgodnie stwierdzili, iż spotkają się następnego dnia. Do zaplanowanego spotkania jednak nie doszło, ponieważ rankiem Angie dowiedziała się o wypadku Bena.
Choć w czasie trwania dochodzenia ciemnowłosa uparcie twierdziła, że to było zabójstwo, nikt nie chciał jej słuchać. Zdarzenie uznano za nieszczęśliwy wypadek, a całą sprawę skrzętnie zamieciono pod dywan. Przełożeni sugerowali nawet kobiecie, aby ta przedłużyła swój urlop, lecz ona stanowczo się temu sprzeciwiła, wracając do pracy znacznie wcześniej, niż miało mieć to miejsce...
Z zamyślenia, w jakim trwała, skutecznie wyrwał ją głos Lio. - Emm...tak. Tak, też uważam podobnie. - Odparła, niechętnie przenosząc wzrok na swojego towarzysza. - Ten facet wydaje mi sie nawet bardziej, niż podejrzany. Rozmawiając z nim, od razu zauważyłam, że jest "wczorajszy" nawet jego ubranie było w nieładzie...- Stwierdziła, bawiąc się długopisem, który sprawnie lawirował pomiędzy jej palcami. - Zastanawiam się jak dyrekcja może w ogóle pozwalać na tego typu zachowanie? Im też bym się przyjrzała. - Dodała, notując coś w swoim notesie. Co do nagrań, mają mi je dostarczyć jeszcze dzisiaj. - Kobieta robiła co w jej mocy, aby być względnie uprzejmą. Choć szczerze powiedziawszy, cała ta sytuacja, wychodziła jej już powoli bokiem. Ta współpraca chyba z góry będzie niestety skazana na porażkę. Nie ma na świecie dwóch tak cholernie odmiennych od siebie osób...
<style> @import url('https://fonts.googleapis.com/css?family=Abel|Arizonia'); .foralba59 {border-spacing: 1.5mm; width: 230px; margin-top: 20px; margin-bottom: 20px;}.foralba59 td:first-child {vertical-align: bottom;}.foralba59 td {vertical-align: top;}.wielka59d {position: relative; width: 120px; border: solid 1px #995555; box-shadow: 3px 3px 0px #995555;}.wielka59c {position: relative; width: 120px; font-family: arizonia; font-size: 23px; line-height: 15px; color: #995555; text-align: right; text-shadow: 1px 1px 0px rgba(221,204,187,0.3); margin-bottom: 5px;}.mruczanka59a {width: 75px; font-family: abel; font-size: 7px; line-height: 10px; color: rgba(0,0,0,0.9); text-align: left; text-transform: uppercase; border: solid 1px #995555; box-shadow: 3px 3px 0px #995555; padding: 5px;}.mru59 {color: grey; font-size: 6px; line-height: 10px; text-decoration: none; opacity: 0.8;}</style><center><table class="foralba59"><tr><td><div class="wielka59c">Angela Evans</div><img class="wielka59d" src="https://64.media.tumblr.com/8d427cfbebf ... d><td><div class="mruczanka59a">Then I heard your heart beating, you were in the darkness too, so I stayed in the darkness with you...</div><a href="https://armia-mruczanki.tumblr.com" class="mru59"></a></td></tr></table></center>

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Be the type of person that when your feet touch the floor in the morning,
the devil says ‘Oh crap … they’re up!


Miała rację - ich obowiązkiem było przetrząśnięcie płaszczyzny opiewanej przez patologów, jednakże była to jakże długa i żmudna droga. Nie każdy przecież musiał działać legalnie; co w tym wypadku, w dobie ich sprawy było najbardziej prawdopodobne. Mogli dopiero ukończyć szkołę, być na stażu pod opieką kogoś bardziej doświadczonego, kogoś, kto przyuczał ich fachu. Mogli stracić pracę, bądź jej dopiero poszukiwać. Zatem, niekoniecznie figurowali w jakiejkolwiek bazie.
Lionel czuł się tak, jakoby właśnie porywali się z motyką na słońce. Próbowali igrać z czymś niebezpiecznym; dosięgnąć niemożliwego. To dlatego całą drogę milczał. Pogrążony we własnych przemyśleniach, nakreślał odpowiedni plan działania. Raport ze sekcji zwłok zdawał się być naglący, aczkolwiek musieli i tak poczekać na niego z kilka dni, pomimo statusu pilne. Teraz powinni się skupić na prozaicznym wyciszeniu sprawy, bo jednak mieli na miejscu zdarzenia dziennikarza, a także zapatrzony w pracę policji tłum gapiów.
To mogło się rozejść szybciej niż przypuszczali. Dla nich i śledztwa byłby to bolesny strzał w stopę. Szczególnie, że takowe występki potrafiły spłoszyć sprawcę na tyle, że potem ciężko było go dosięgnąć. Stawał się nieuchwytnym celem. Zawsze gdzieś z boku, acz w zasięgu wzroku.
Crane odrzucił swoją kurtkę oraz szal na fotel obrotowy, kiedy to razem z Ethel znaleźli się na powrót w biurze. Był zwarty i gotowy, a także nakręcony do działania. W głowie jednak co jakiś czas przebijały się obrazy ciała denatki. Jej twarzy. Spokojnej, Niezmąconej praktycznie niczym. I tak łudząco podobnej do Lily.
Gdy mężczyzna zasiadł przed biurkiem, to jakby machinalnie wystukał wiadomość tekstową do córki. Próbował się upewnić, czy było u niej w porządku, czy właśnie (bacząc na godzinę) znajdowała się w szkolę. Tak jakby to ona albo raczej jej martwe ciało mogły się znajdować u brzegu Wind River.
- Wiesz, że z patologami będziemy mieć sporo roboty? Aby tak sprawdzić każdego. Poza tym, nie każdy znajduje się w oficjalnym rejestrze. Dużo dopiero kończy staż. Niektórzy tymczasowo odeszli od zawodu, ale wciąż posiadają odpowiednie umiejętności - westchnął słyszalnie, przecierając przy tym dłonią są twarz. Brzmiało to tak, jakby był nieco zrezygnowany. Jakby nie wierzył w powodzenie tychże działań - Możemy przejrzeć tych, którzy są w spisie. Resztę oddamy kolegom z niższego piętra, bo poza patrolami to oni nic konkretnego nie robią, a każda para rąk nam się przyda - podsumował, następnie też podnosząc się z miejsca - Idę po kawę. Chcesz jedną? Albo herbatę czy cokolwiek innego? - zagaił, na moment zatrzymując się przy swoim biurku, a gdy już otrzymał odpowiednie zamówienie od swej koleżanki, to opuścił pomieszczenie i przechodząc środkiem korytarza, dotarł do odpowiedniego pokoju, który służył im za kuchnię. W czajniku przygotował wodę, którą zalał następnie zawartość kubków i z tymi parującymi od gorąca napojami, ostrożnie powrócił na stare śmiecie. Na ten prywatny rewir.
Jedne naczynie postawił na biurku koleżanki, a drugie na swoim. Zasłonił jeszcze żaluzje, bowiem okno niemiłosiernie odbijało się w ekranie jego monitora. Biały puch pozostawiał po sobie rażącą wręcz poświatę, a widoczne słońce tylko potęgowało ten efekt.
Zerknąwszy na swój telefon, dostrzegł od razu jedną nową wiadomość. Od Lily. Wszystko było w porządku, a ona znajdowała się w szkolę. Brunet zatem odetchnął z ulgą i zaplótłszy palce na karku, zasiadł w obrotowym fotelu, na krótką chwilę wbijając swój wzrok w sufit.
Obrazek

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

W danej chwili jasnym było, że śledztwo, które przypadło obecnie tejże dwójce, będzie wyjątkowo skomplikowane i trudne do rozwiązania. Pani Detektyw doskonale zdawała sobie sprawę z tego, że w tym przypadku, przynajmniej powinna zachować zimną krew, która pozwoli jej, jako policjantce zachować prawidłowy osąd, lecz to wcale nie należało do prostych czynności. Nie, kiedy jej głowę od kilku dobrych dni, zajmowała wizyta, jaką złożyła kobiecie starsza siostra. Prawdę powiedziawszy, Ethel przez ostatnie 15 lat zupełnie inaczej wyobrażała sobie Florence. To, co zobaczyła, otwierając drzwi własnego mieszkania znacznie kłóciło się z dotychczasowymi wyobrażeniami.
Widok bladej, wychudzonej, zmęczonej, najzwyczajniej w świecie zmizerniasłej "Pani Crane" był dla Ciemnowłosej dosyć przygnębiający. Pomijając już przy tym fakt, że sama wizyta Flo, okazała się zwykłym, przysłowiowym strzałem w stopę. Kobiety pomimo niezaprzaczelnej siostrzanej więzi, która je niegdyś łączyła, ostatecznie nie potrafiły znaleźć wspólnego języka. Lata rozłąki skutecznie, zasiały swe żniwo na tyle dobrze, że te dwie zwaśnione przed laty dusze, wciąż nie potrafią odnaleźć drogi, jaka pozwoliłaby im zostawić wszystkie dawne nieporozumienia za sobą i chyba nad tym Panna Farrow najbardziej ubolewała. A najgorsze w tym wszystkim okazało się to, że kobieta choć bardzo pragnęła zrzucić w końcu ze swych barków ciążący jej kamień, nie mogła tego uczynić, ponieważ nie miała komu o tym powiedzieć. Dlatego też cierpiała w milczeniu, co w ostatecznym rozrachunku, przekładało się bardziej, lub mniej na jej obecne zachowanie, co zapewne jej partner zdążył już zauważyć.
Wracając jednak do wydarzeń chwili obecnej, Ethel znajdując się już na komisariacie, jeszcze przez kilka dobrych chwil, siedziała przy swoim biurku w płaszczu, którego za cholerę nie chciała z siebie zdjąć. Mróz, jaki nawiedził Seattle danego poranka, dał jej nieźle popalić. Wydając z siebie ciężkie westchnienie, kobieta chcąc czy nie, musiała przyznać Lio rację. Przekopanie się przez całe środowisko patologów, zajmie im wieki, a wcale nie gwarantuje przy tym żadnych pozytywnych dla śledztwa rezultatów. Ciemnowłosa zabrała ponownie głos dopiero po tym, jak w końcu zdjęła z siebie ten przeklęty płaszcz, odwieszając go zaraz na wieszak umiejscowiony przy drzwiach.
- Dobrze, zróbmy tak, jak mówisz. Inaczej ciężko nam będzie przez to przebrnąć...- Przyznała szczerze, wzruszając przy tym delikatnie ramionami. - A wiesz, że chętnie. Z tym, że poprosiłabym herbatę. Muszę się rozgrzać, bo nie mogę dojść do siebie. - Odparła, obdarzając przy tym Crane'a lekkim, wcale nie wymuszonym uśmiechem. Było jej naprawdę miło, że zaproponował to sam z siebie. W końcu, jakby na to nie patrzeć, jeszcze kilka dni temu, nawet przez myśl by mu to nie przeszło, kiedy oboje spędzali długie godziny w tym samym pomieszczeniu, nie odzywając się przy tym do siebie bez wyraźnej konieczności. To była całkiem przyjemna odmiana, co dawało Ethel nadzieję na to, że ta współpraca wcale nie zakończy się fiaskiem. - Dzięki! - Ciemnowłosa odparła z wyraźnym entuzjazmem, niemalże od razu biorąc łyk gorącego napoju prosto z parującego kubka. Ciesząc się tym drobiazgiem, Farrow bujała się delikatnie na obrotowym krześle i powoli rozgrzewając się za pomocą przygotowanej przez Lionela herbaty, którą piła systematycznie łyk za łykiem, obserwowała go sobie, tak jak zwykła to robić, odkąd przyszło im ze sobą pracować. - Mam nadzieję, że u Twojej córki wszystko w porządku? - Odezwała się łagodnie, licząc jednocześnie na to, że ten nie wścieknie się na nią, za wtykanie nosa w nie swoje sprawy. Jednak nie trudno było kobiecie domyslić się, że to właśnie nastolatka jest głownym powodem dziwnego zachowania mężczyzny.
<style> @import url('https://fonts.googleapis.com/css?family=Abel|Arizonia'); .foralba59 {border-spacing: 1.5mm; width: 230px; margin-top: 20px; margin-bottom: 20px;}.foralba59 td:first-child {vertical-align: bottom;}.foralba59 td {vertical-align: top;}.wielka59d {position: relative; width: 120px; border: solid 1px #995555; box-shadow: 3px 3px 0px #995555;}.wielka59c {position: relative; width: 120px; font-family: arizonia; font-size: 23px; line-height: 15px; color: #995555; text-align: right; text-shadow: 1px 1px 0px rgba(221,204,187,0.3); margin-bottom: 5px;}.mruczanka59a {width: 75px; font-family: abel; font-size: 7px; line-height: 10px; color: rgba(0,0,0,0.9); text-align: left; text-transform: uppercase; border: solid 1px #995555; box-shadow: 3px 3px 0px #995555; padding: 5px;}.mru59 {color: grey; font-size: 6px; line-height: 10px; text-decoration: none; opacity: 0.8;}</style><center><table class="foralba59"><tr><td><div class="wielka59c">Ethel Farrow</div><img class="wielka59d" src="https://i.ibb.co/12WQs5Y/received-20904 ... d><td><div class="mruczanka59a">Then I heard your heart beating, you were in the darkness too, so I stayed in the darkness with you...</div><a href="https://armia-mruczanki.tumblr.com" class="mru59"></a></td></tr></table></center>

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Kawa była tym, czego w danej chwili potrzebował. Nawet jeśli rankiem raczył się już smakiem kofeiny. Był jednak od niej uzależniony, toteż nie potrafił funkcjonować bez owego napoju, szczególnie jeśli przyszło mu spędzać długie godziny na komisariacie - a na to się właśnie zapowiadało, bo oprócz przetrzepywania bazy, zmuszeni byli sporządzić i stosowny raport. Przełożony przecież potrzebował białych stronic, wypełnionych czarnym tuszem, z dokładnie uwzględnionymi krokami prowadzonego śledztwa. W przypadku Crane'a, pilnował tego jak ognia, bo przecież jemu niekiedy zdarzało się wychodzić poza sferę obowiązków służbowych, jakoby w danym momencie formował swe osobiste pojęcie prawa. Już wystarczająco skarg na niego przyjął - od aresztowanych także. Co gorsza, zawsze słyszał to samo z ust Lio - bo ten się stawiał.
Więc dlatego złamał mu bez pardonu rękę, albo zmusił do bezpośredniego zapoznania się ze strukturą ściany na korytarzu.
Przynajmniej w taki sposób rościł sobie nad Lio kontrolę. Tą względną, rzecz jasna, bo jego nie dało się utrzymać na smyczy.
Gdy ciemnowłosy nie doszukał się niczego ciekawego na suficie (choć dostrzegł tam kilka pęknięć wywołanych ulewami, które wymagały reperacji w okresie letnim), to swym wzrokiem powrócił na ekran monitora. Przez chwilę spoglądał na pulpit, okraszony domyślną tapetą systemu. Jego koledzy z pracy zwykli ustawiać sobie prywatne zdjęcia, lecz nie Crane, który uważał to za wysoce nieodpowiednie. Już bezpieczniejszym miejscem do przechowywania tego typu obrazków zdawał się być jego telefon. Nie ustawiał także ramek z portretami na blacie biura. Jakoś... Jakoś go to raziło, bowiem nie lubił mieszać prywatnej sfery z tą zawodową.
Chwyciwszy dłonią kubek z wciąż parującą od temperatury kawą, myszką przesunął kursorem, aby za pomocą kliknięcia uruchomić edytor tekstowy, zaraz w gotowych szablonach znalazł wzór raportu, bo tym wolał się na wstępie zająć. Potem, w ramach relaksu może pogrzebać w bazie, w poszukiwaniu patologów.
- Przepraszam? - odezwał się nagle i ze zdezorientowaniem wymalowanym na twarzy oderwał się od ekranu, gdy Ethel zadała mu pytanie. Zagaiła o Lily. Jego Lily. Choć ten nigdy nawet nie wspomniał o tym, że ma córkę, Dopiero po chwili zrozumiał, że ta zwyczajnie przyłożyła się do roboty. Zrobiła research, aby uzyskać jak najwięcej informacji o swym zawodowym partnerze, co szczerze powiedziawszy, nie do końca przypadło mu do gustu.
- Jest w szkole - odparł krótko i zdawkowo zarazem. Kątem oka zerknął na swoją koleżankę, a potem jak gdyby niby nic, powróci do sporządzania raportu. Nie zamierzał jej się przecież zwierzać. Opowiadać o tym, jak poczuł się, gdy dostrzegł zwłoki na brzegu Wind River. Że spuścił ze służbowego żargonu i zaczął ofiarę utożsamiać z własnym dzieckiem, co zaczęło powoli męczyć jego psychikę.
Nie byli przyjaciółmi, toteż dzielenie się sferą emocjonalną uważał za wysoce nieodpowiednie.
Obrazek

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Prawdę powiedziawszy, jeśli Ethel miałaby być szczera chociażby w stosunku do samej siebie, to musiała przyznać, że wisząca nad ich głowami, perspektywa spędzenia długich godzin na posterunku, nie napawała jej zbytnim entuzjazmem. Zresztą wystarczyłoby tylko na nią spojrzeć, aby dostrzec, że zadowolona z owej sytuacji zdecydowanie nie była. Poranna wycieczka nad Wind River, dała jej się wyraźnie we znaki, lecz przygotowana przez Lio herbata, okazała się prawdziwym wybawieniem, a co więcej z każdą, mijającą chwilą i każdym kolejnym łykiem, kobieta zaczynała się "odmrażać" i wracać przy tym do życia. Niestety, jak widać na załączonym właśnie obrazku, atmosfera pomiędzy partnerami znacznie się oziębiła. To cholerne, znienawidzone przez Panią Detektyw napięcie, znów zawisło w powietrzu, a to zdecydowanie niczego dobrego nie wróżyło.
Panna Farrow nie urodziła się przecież wczoraj i doskonale zdawała sobie sprawę, czym dana zmiana mogła być spowodowana. Być może Ciemnowłosa nie powinna była aż tak bardzo dociekać, lecz jej zainteresowanie zaistniałą przed kilkoma godzinami sytuacją, podyktowane było najzwyklejszym w świecie zmartwieniem? Może troską? W każdym razie, Lionel błędnie odczytał jej interncje i pewnie stąd wzięło się jego obecne nastawienie. Jednak tego kobieta już nie zamierzała mu tłumaczyć. Bo niby dlaczego miałaby to w ogóle robić? Widać było, że zdążył wyrobić sobie odpowiednie zdanie na jej temat. Jedyne czego Ethel żałowała to, to że ten drobny progres, jaki pojawił się wcześniej, został tak szybko i być może bezpowrotnie zaprzepaszczony. Dlaczego ten cholerny mruk, po prostu jej o to nie zapytał? Najprawdopodobniej wywiązałaby się między nimi jakaś mała sprzeczka, lecz z całą pewnością, sytuacja zostałaby wyjaśniona. Przecież owe informacje mogła zdobyć nie tylko przez swój research, ale i również od swojej siostry, która jakby na to nie patrzeć, była także i jego rodziną od wielu już lat...
Ethel pewnie nadal dręczyłaby samą siebie tymi niekończącymi się przypuszczeniemi, gdyby nie odezwał się wibrujący na jej biurku telefon, który skutecznie wyrwał ją z zamyślenia, w jakim tkwiła od dłuższego już czasu. Detektyw, odruchowo spojrzała na wyświetlacz i w pierwszym momencie po prostu zamarła. Dlaczego? Otóż na owym wyświetlaczu, dostrzegła numer swojej matki.
I tutaj momentalnie zapaliła jej się lampka ostrzegawcza. Czego ta kobieta mogła od niej chcieć? Czyżby Florence już poleciała do niej zdać relacje z ich ostatniego spotkania? Ciemnowłosa naprawdę miała nadzieję, że tak się nie stało, bo gdyby faktycznie to czego się domyślała, było powodem nagłego zainteresowania ze strony tej Pani, to szczerze? Policjantka byłaby naprawdę zawiedziona, gdyż taki obrót spraw, ostatecznie przekreśliłby tę relację na wieki.
Jeden telefon, po chwili drugi, a zaraz za nim trzeci. Pani Farrow nie odpuszczała, a irytacja Ethel rosła w zastarszającym wręcz tempie. 3...2...1...koniec. Kobieta nagle wstała, wzięła do ręki dzwoniący telefon, po czym podeszła do okna. Następnie otworzyła je i jak gdyby nigdy nic, wypierdoliła wibrującego gruchota za okno, zaraz je przy tym zamykając, aby panujący na zewnatrz mróz nie mógł wziąć jej ponownie w swoje objęcia. - No co? - Rzuciła tylko w kierunku wpatrującego się w nią Lionela. Jednoczesnie notując w swej pamięci, aby przy najbliższej okazji, kupić nowy telefon, oraz koniecznie zmienić numer...
<style> @import url('https://fonts.googleapis.com/css?family=Abel|Arizonia'); .foralba59 {border-spacing: 1.5mm; width: 230px; margin-top: 20px; margin-bottom: 20px;}.foralba59 td:first-child {vertical-align: bottom;}.foralba59 td {vertical-align: top;}.wielka59d {position: relative; width: 120px; border: solid 1px #995555; box-shadow: 3px 3px 0px #995555;}.wielka59c {position: relative; width: 120px; font-family: arizonia; font-size: 23px; line-height: 15px; color: #995555; text-align: right; text-shadow: 1px 1px 0px rgba(221,204,187,0.3); margin-bottom: 5px;}.mruczanka59a {width: 75px; font-family: abel; font-size: 7px; line-height: 10px; color: rgba(0,0,0,0.9); text-align: left; text-transform: uppercase; border: solid 1px #995555; box-shadow: 3px 3px 0px #995555; padding: 5px;}.mru59 {color: grey; font-size: 6px; line-height: 10px; text-decoration: none; opacity: 0.8;}</style><center><table class="foralba59"><tr><td><div class="wielka59c">Ethel Farrow</div><img class="wielka59d" src="https://i.ibb.co/12WQs5Y/received-20904 ... d><td><div class="mruczanka59a">Then I heard your heart beating, you were in the darkness too, so I stayed in the darkness with you...</div><a href="https://armia-mruczanki.tumblr.com" class="mru59"></a></td></tr></table></center>

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Lio nie lubił dociekania, nawet jeśli wiązało się one z pewnym zboczeniem zawodowym, domeną wśród członków służb mundurowych. Nie bez powodu ukrywał przed światem zewnętrznym swą sferę prywatną. On miał rodzinę, toteż starał się jej zapewnić bezpieczeństwo oraz względną normalność. Na nudę narzekać nie mogli, bacząc na same upodobania Crane'a.
Niejeden mu się wygrażał, niejeden czyhał na życie, a jeszcze inni snuli brutalne plany zemsty w więziennych celach. Dlatego był ostrożny, dlatego nie kłapał jęzorem na prawo i lewo. Roztaczał wokół siebie woń tajemnicy. Odgradzał trudy zawodowych wojaży od miru rodzinnego azylu.
Stąd też jej nagła zachowania, gdy to Ethel bez krępacji zagaiła o Lily.
Ciekawość to pierwszy stopień do piekła.
Poza tym, zaburzała służbowy dystans, który on tak sowicie pielęgnował. Przyzwyczajony do pracy w pojedynkę, nie do końca potrafił się odnaleźć w kunszcie ludzkich pogawędek. Nie umiał tego, tak jak niektórzy gry na gitarze.
Odchrząknąwszy słyszalnie, miał nadzieję, że uciął temat córki. Dłonią sięgnął po kubek, z którego upił spory łyk kawy, a potem jego wzrok spoczął na monitorze; tym wyświetlającym edytor tekstowy. Po odstawieniu ciepłego od kofeinowego napoju naczynia, pozwolił, aby jego palce poczęły się ślizgać po poszczególnych literach na klawiaturze. Bez pośpiechu łączył zdania. Tworzył szczegółowy opis oględzin miejsca zdarzenia. Aż musiał na moment spauzować, gdy dotarł do samego przedstawienia zwłok. W jego myślach znowu pojawiła się Lily, a cholerny instynkt ojcowski zaburzał już prawidłowy i rzetelny światopogląd.
Przerwał, by zacisnąć dłonie w pięści. Potrzebował świeżego powietrza wraz z źródłem kojącej nikotyny.
Pieprzone uzależnienie.
Już chwycił za blat biurka, by dźwignąć się do pozycji stojącej, lecz pewna doza zdezorientowania mu to uniemożliwiła. Pozostał więc na swoim miejscu i z zaciekawieniem zerkając na Ethel, podążył za nią swym spojrzeniem. Słyszał oczywiście, jak ta uparcie odrzuca przychodzące do niej połączenia, by ostatecznie zdecydować się na nieco radykalniejsze i jakże infantylne środki. Telefon wylądował za oknem, zapewne roztrzaskując się na betonowych płytach.
Lio nie miał zamiaru prawić morałów, bo zdarzało mu się wykonywać tym podobne, albo jeszcze gorsze nerwowe rewelacje. Odchylił się więc w swym fotelu i skomentował:
- Korzystniej byłoby po prostu złamać kartę, skoro jakiś amant Cię męczy, zamiast pozbywać się całkiem sprawnej komórki...
Obrazek

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Każdy, kto choć w niewielkim stopniu, znał tę specyficzną kobietę o kocim spojrzeniu z burzą, żyjących jakby własnym życiem, czekoladowych loków, pewnie od razu zorientowałby się, że coś w jej zachowaniu nie do końca się zgadza. Otóż to! Jeśli Ethel miałaby być szczera, chociażby z samą sobą, to przyszłoby jej przyznać, że od bardzo dawna nie czuła się tak cholernie wyprowadzona z równowagi. Choć Pani Detektyw, robiła co tylko było w jej mocy, aby skutecznie zamaskować przed Lionelem swój obecny, nieco rozchwiany stan, starając się przy tym zachować maksymalny spokój, który pozwoliłby jej ponownie zapanować nad sytuacją, to jednak ostatecznie owe starania na nic się zdały. Dlaczego? Odpowiedź na to pytanie, była nawet bardziej, niż prosta. Otóż, zdradziło ją jej własne ciało. A konkretniej rzecz ujmując, jego reakcje. Pomimo tego, że kobieta pozbyła się dzwoniącego w nieskończoność telefonu, wcale nie czuła się lepiej. Zamykając to przeklęte okno, Farrow oparła się swoimi bądź, co bądź, zgrabnymi czterema literami o parapet, zaciskając przy tym, wyraźnie drżące dłonie po obu jego stronach.
Jeden wdech, drugi wdech, trzeci wdech i...gówno. Nic, absolutnie nic nie było w stanie jej teraz pomóc. Dopiero wyjęty jakby z kontekstu, komentarz Crane'a, skutecznie wyrwał brunetkę ze stanu zamyślenia, sprowadzając ją przy tym na ziemię. Gdy dotarły do niej jego słowa, zrozumiała że przecież nie znajduje się w ich wspólnym biurze sama. Co więcej mężczyzna widząc owe niecodzienne zachowanie z całą pewnością, uzna ją wariatkę. Świetnie, tylko tego jej teraz brakowało...
- Kilka dni temu po raz pierwszy spotkałam się ze swoją siostrą, której nie widziałam od przeszło 15 lat...- Kobieta jakby mimowolnie, zaczęła wyrzucać z siebie, to co obecnie dręczyło jej serce i duszę najbardziej. - I od tego momentu, cała rodzinka nagle przypomniała sobie o moim istnieniu. Szkoda, że nikt nie zapytał mnie o to, czy ja w ogóle tego chce...- Odparła z rozbrajającą szczerością, wydając przy tym z siebie ciężkie westchnienie. - Jeśli już musisz wiedzieć, to nie ma w moim życiu żadnego amanta. - Odparła dopiero teraz przenosząc swoje wyraźnie zmęczone spojrzenie na Crane'a. - To była moja matka, a ona jest ostatnią osobą, z którą chciałabym zamienić choćby jedno słowo.- Dodała, po czym odepchnęła się od parapetu, wracając do swojego biurka, za którym ponownie zajęła miejsce. - Słuchaj Lio...- Tym razem brunetka, zdecydowała się podjąć zupełnie inny temat. - To nie jest tak, że usilnie staram się grzebać w Twoim prywatnym życiu. O Twojej córce dowiedziałam się całkiem przypadkowo, podczas rozmowy ze swoją siostrą Florence, która jest żoną, Rodericka. - Oznajmiła, nie chcąc wciąż ukrywać tego niewielkiego rodzinnego pokrewieństwa, które dodatkowo ich ze sobą łączy. - Powiązałam wszystko z Twoim dzisiejszym zachowaniem. Zaniepokoiło mnie to, dlatego zapytałam o Lily. Przepraszam...
<style> @import url('https://fonts.googleapis.com/css?family=Abel|Arizonia'); .foralba59 {border-spacing: 1.5mm; width: 230px; margin-top: 20px; margin-bottom: 20px;}.foralba59 td:first-child {vertical-align: bottom;}.foralba59 td {vertical-align: top;}.wielka59d {position: relative; width: 120px; border: solid 1px #995555; box-shadow: 3px 3px 0px #995555;}.wielka59c {position: relative; width: 120px; font-family: arizonia; font-size: 23px; line-height: 15px; color: #995555; text-align: right; text-shadow: 1px 1px 0px rgba(221,204,187,0.3); margin-bottom: 5px;}.mruczanka59a {width: 75px; font-family: abel; font-size: 7px; line-height: 10px; color: rgba(0,0,0,0.9); text-align: left; text-transform: uppercase; border: solid 1px #995555; box-shadow: 3px 3px 0px #995555; padding: 5px;}.mru59 {color: grey; font-size: 6px; line-height: 10px; text-decoration: none; opacity: 0.8;}</style><center><table class="foralba59"><tr><td><div class="wielka59c">Ethel Farrow</div><img class="wielka59d" src="https://i.ibb.co/12WQs5Y/received-20904 ... d><td><div class="mruczanka59a">Then I heard your heart beating, you were in the darkness too, so I stayed in the darkness with you...</div><a href="https://armia-mruczanki.tumblr.com" class="mru59"></a></td></tr></table></center>

autor

ODPOWIEDZ

Wróć do „Seattle Police Department”