WAŻNE Wprowadzamy nowy system pisania postów/tworzenia tematów w lokacjach. Prosimy o zapoznanie się instrukcją i stosowanie nowego wzoru. Więcej informacji znajdziecie tutaj!

Subfora zostały podzielone na 4 główne działy, oto orientacyjny zakres lokacji, które mogą się w nich znaleźć:
- strefa miejska - ulice, parkingi, tereny zielone, parki, place zabaw, zaułki, przystanki, cmentarze
- usługi - sklepy, centra handlowe, salony kosmetyczne, pralnie, warsztaty
- kultura i instytucje - galerie, muzea, teatry, opera, domy kultury, centra społeczne, urzędy, kościoły, szkoły, przedszkola, szpitale, przychodnie
- życie towarzyskie - restauracje, kawiarnie, kluby, kręgielnie, puby, kina

Dodatkowo w dzielnicach znajdziecie subfora większych firm albo ważnych dla forum i postaci lokacji, np. szczególne kluby, uniwersytet, czy restauracje.

INFO W procesie przenoszenia forum na nowy silnik utracone zostały hasła logowania. Napiszcie w tej sprawie na discordzie do audrey#3270 lub na konto Dreamy Seattle na Edenie. Ustawimy nowe tymczasowe hasła, które zmienicie we własnym zakresie.

DISCORD Jesteśmy też tutaj! Zapraszamy!

UPDATE Postacie chcące uzupełnić swoją KP o nowe treści w biografii mogą skorzystać teraz z kodu update w zamówieniach.

Awatar użytkownika
0
0

dreamy seattle

dreamy seattle

-

Post

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

VIII

Wyminął parę mężczyzn, którzy jakimś cudem znaleźli się na piętrze jego klubu. Obejrzał się za nimi nieco podejrzliwie. Otóż na górze mieścił się jego gabinet, do którego wstęp na co dzień miał tylko on oraz VIP Room, wynajmowany konkretnym osobom za konkretne pieniądze. Wejścia na dole pilnowała dodatkowa para ochroniarzy, by żaden przypadkowy gość bez konkretnej przyczyny albo zaproszenia nie szwendał się tam, gdzie nie powinien.
Klub, który kupił i zmienił pod swoją modłę miał co do zasady nie przyciągać byle kogo. Sama cena wejścia miała odstraszyć najgorszy sort. Bar też nie był tani, ale nie serwowano alkoholi, które bywały na domówkach u zwykłych mieszkańców. Jeśli komuś nie podobały się takie wygórowane standardy albo nie chciał się dostosować do stworzonych już tutaj obyczajów i reguł zabawy, powinien spadać do Dragon’s albo Little Darlings. Osobiście był w tych dwóch miejscach, z których wychodził po pięciu minutach, zostawiając te tanie speluny ze striptizem w tandetnych kolorach, niczym wyrwane z każdego filmu akcji poprzednich dekad. U niego czegoś takiego w ogóle by nie przeszło.
Trzymając swobodnie szklankę wypełnionym jego ulubionym Johnny Walker Blue Label dotarł do czarnych, masywnych drzwi prowadzących do niemalże sekretnej, drugiej imprezy, trwającej w budynku. Wszedł jak do siebie, bo w rzeczywistości tak było, trafiając do hedonistycznego raju, za który zgarniał kupę szmalu. Wsunął wolną dłoń w kieszeń swoich spodni przystępując na czarną posadzkę, lecz zatrzymał się zaraz za progiem. Upił parę łyków swojego blenda, próbując dostrzec wszystkie sceny, które się tutaj działy.
Obserwował mężczyzn o wypielęgnowanych ciałach, skrojonych w najlepsze garnitury, mających na sobie dodatki o równowartości całego rocznego budżetu domowego niektórych rodzin razem wziętych, którzy postanowili połechtać nawzajem swoje wybujałe ego, celebrując kolejny tydzień ciężko zarobionych pieniędzy. Maklerzy? Giełdowi inwestorzy? Prezesi średnich przedsiębiorstw? Szefowie korporacyjnych oddziałów? Na jego oko nikt, kto naprawdę znaczyłby coś w biznesie. Ledwie płotki, którym przyszło trochę urosnąć. A on zdzierał z nich forsę, aż miło. Im dłużej trwała impreza, tym Oczywistym więc, że patrzył na nich z nutą pogardy. Jego osobisty majątek był sam wart wszystkich ich, razy jakieś tysiąc. W przeciwieństwie do nich, on miał jeszcze nazwisko, nie byle jakie, bo z rodowodem, pochodząc w prostej linii od tego Alexandra Hamiltona, dzięki któremu ten kraj mógł być taki, jaki jest.
Dopił resztkę alkoholu, z którą przyszedł, kiedy nie wiadomo skąd przemknęła przed nim długowłosa, wysoka blondynka, z wyeksponowanym ciałem, rzucająca mu błyskotliwe spojrzenie oraz uśmiech, którego nie mogła odkleić od twarzy od jakiegoś czasu. Niemal jak na zawołanie zabrała z jego dłoń szklankę, stawiając ją na srebrnej, metalowej podkładce, z którą ruszyła dalej, jeszcze przez moment się w niego wpatrując. On odwdzięczył się tym samym, chociaż nie skupił na tym swojej całej uwagi. Niemniej, przypomniała mu, że do pełni szczęścia, trzeba było jeszcze wynająć osoby, które podadzą te wszystkie uciechy na tacy.
Hostessy nie były tutaj standardem, jednak na specjalne życzenie spełnił również i tą wolę, załatwiając dziewczyny, które uświetniłyby swoją osobą to spotkanie. Chociaż była to praca jak wszystkie inne, to miał pewność, że część z nich przyszła tutaj z ukrytą, osobistą i tą samą agendą. Pozwolić mężczyznom jeszcze bardziej zapomnieć o ich żonach i partnerkach. Te najbardziej zdeterminowane siedziały obok jego dzisiejszych gości i przy pomocy studolarowych banknotów wciągały w siebie kolejne kreski. Mniej odważne nawiązywały większą interakcję, lecz w sytuacjach alarmowych wykręcały się swoją pracą. Te najbardziej dumne zajmowały się głównie pracą, korzystając tylko z takich dóbr jak alkohol, by w bólu dobrnąć jakoś do końca zmiany.
Mijając towarzystwo, wobec których był gościem honorowym, co zdecydowanie i tak miał gdzieś, chociaż od czasu do czasu lubił posłuchać o sobie takich rzeczy znalazł miejsce na czarnej, skórzanej kanapie. Postanowiwszy porzucić wszelką pracę na dziś i zająć się sobą sięgnął do wewnętrznej kieszeni i wyjął plastikowy woreczek z białym proszkiem. Otworzył go, po czym małym palcem zebrał małą grudkę kokainy, by następnie przystawić nos i wciągnąć substancję. Nie czekając chwili dłużej powtórzył czynność raz jeszcze, odchylając głowę do tyłu. Pociągnął parę razy nosem, w którym czuł przyjemne mrowienie, na co aż przymknął oczy. Wsunął palce w swoje blond włosy, poprawiając nieco swoją fryzurę. Trwał tak przez moment dopóki nie otworzył oczu.
Jego głowa z pozycji odchylonej przeszła do przeciwstawnego ułożenia. W ten sposób zauważył najpierw wyeksponowane nogi, umieszczone na platformach z wysokim obcasem. Idąc w górę patrzył na wyzywający strój, praktycznie podobny do tych, które nosiły inne obsługujące dziewczyny. Na samym końcu wędrówki po ciele dostrzegł jej bardzo młodą twarz. Oczywiście, że w pierwszym odruchu zastanowił się nad wiekiem kelnerki, która przywędrowała do jego osoby i stała przed nim, trzymając taką samą tackę jak ta poprzednia. Nie był to jednak jego problem, by musiał się tym zadręczać.
- Oczywiście, że sobie życzę. – odpowiedział na pytanie nieznajomej, dotyczące podania nowej porcji alkoholu dla niego. Przejął od niej szklankę z grubym dnem, wypełniony kolejnym bursztynowym napojem. Zupełnie, jakby czytała mu w myślach. Otrzymawszy to, co chciał planował zająć się sobą, lecz również on padł ofiarą nieco przeciągniętego kontaktu wzrokowego. Spojrzenie młodej, upiększonej dziewczyny nie było ani nachalne, ani rozpaczliwe. Było w pewnym sensie normalne, otoczone fascynacją z widoku, z którego czerpały.
- Przysiądź sobie na moment. – wydał jej polecenie, pozwalając odstąpić jej od siebie jedynie na jakiś krok bądź dwa. Zerkał na nią cały czas i przyglądał się, jak na moment zastyga w miejscu, by ostatecznie spełnić jego żądanie i dołączyć do niego na kanapie. Nie odrywał od niej swojego spojrzenia, kiedy poprawiła swoją pozycję i zgrabnie zamachnęła się nogą, zakładając ją na drugą, rozsiadając się niczym dama, lecz w tym stroju ciężko było o takie wyobrażenie.
- Weź sobie, jeśli masz ochotę. – zaproponował jej swoją działkę, którą dyskretnie zaprezentował, gotów podzielić się z nią na przełamanie lodów i odsłonięciem przed nim prawdy, która kryła się za jej obecnością i pracą w tym miejscu.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Fucha w 3’s & 7’s, nowym lokalu o którym zdążyła już posłyszeć opowieści przekazywane z uniesionymi brwiami, była dla Ameriki doprawdy bardzo ważna. Po pierwsze finansowo – za tę jedną noc miała zarobić więcej, niż wyciągała przez miesiąc (pominąwszy boki i napiwki) w Dragonie, miała też podstawy spodziewać się napiwków kilkakrotnie wyższych niż zwykle, wziąwszy pod uwagę standardy klienteli. Po drugie – było to „nie byle co” z powodu dotknięcia naprawdę wyższych sfer, baśniowego świata, który dla niej, Latynoski w wiecznych długach i z dość ponurą scenografią życia, jawił się jak jakiś wonderland rodem jedynie z filmów o najbogatszych. Po trzecie miało to wpłynąć na całe jej życie w pewnym określonym aspekcie – ale tego akurat nie wiedziała, gdy wskakiwała w obowiązujący tu hostessy outfit i patrzyła jak jeden z ochroniarzy odklikuje jej obecność w jakimś systemie w swoim iPadzie. Jej miejscem był najwyższy poziom tej nocy – sala VIP, w której naprawdę mogło się zdarzyć wszystko, w której nie znała nikogo, nawet hostess, choć często powtarzały się dziewczyny na różnych imprezach organizowanych z pomocą kastingów sięgających do banków twarzy i ciał (w których członkostwo America, jako „Jewel” oczywiście, utrzymywała przeznaczając na to większość swych zarobków).

Nastrój sali poznała już wcześniej – tego rodzaju praca wymaga stawienia się na kilka godzin przed, poznania topografii no i przygotowania zarówno pewnych elementów sali (choćby stanowisk z drinkami) jak i samej siebie – ale przedtem to była sala pusta, nieaktywna, w jakimś sensie martwa. Teraz czerń wnętrza rozświetlały liczne światełka, same w sobie nienachalne, tworzyły klimat jakby głębinowy. Atmosferę robiły też zapachy, gwar rozmów, muzyka no i ten mrowiący się ruch ludzki – falująca masa organizmów w ich najwyższym stopniu rozwoju. A wśród nich ona – „Jewel”, o czym nie informowała żadna etykietka, bo etykietka psułaby konwencję estetyczną, a wszytko tu było takie piękne i doskonałe, że Ammy musiała się autentycznie starać, żeby (przynajmniej na początku) nie zdradzać się z opcją kopciuszka na balu w zamku, żeby się nie zagapiać i nie dotykać z ciekawości tego świata i jego drobnych, a potężnie oddziaływających na dziewczynę taką, jak ona, elementów. Elementów pochodzących ze świata kilka poziomów wyżej niż sięgał jej wzrok, nawyki i doświadczenia, wypracowane właśnie w Dragon’s Club, który i tak dbał o pewną klasę wśród night clubów ze striptizem i ple-dance’em. Tu zaś było – zupełnie inaczej. A przynajmniej tak sobie o tym myślała.
Jej rola zakładała kilka rodzajów usług. Przede wszystkim miała zagwarantować magicznie błyskawiczne pojawianie się drinków i innych używek na życzenie dowolnego bawiącego się. Można ją było zaczepić w dowolnym momencie przechodzącą lub wywołać gestem (który miała obowiązek zauważyć) i zamówić dowolną doustrojową przyjemność w płynie, w proszku, w kapsułce, w gilzie, a ona musiała pięknie przyjąć to do wiadomości i czary-mary w ułamku sekundy pojawić się z powrotem z idealnie zrealizowanym marzeniem. Drugim obszarem jej pracy było dotrzymywanie towarzystwa, gdyby któremuś lub którejś zachciało się do kogoś pogadać albo objąć w pasie, kiedy ktoś wybrałby ją na świadka jakiejś przechwałki albo żartobliwej umowy czy pojedynku wśród śmiechów i gotowości do czyjegoś przegrania bentleya albo siedmiocyfrowej sumy tak sobie, po prostu, dla jaj. Trzeci obszar jej gotowości nie był zapisany w umowie, ale należało go rozumieć jako mniej lub bardziej oczywisty, a polegał najdelikatniej mówiąc na braku negatywnych reakcji wobec sytuacji, w której ktoś zechciałby zaznać przyjemności z kontaktu mniej lub bardziej fizycznego. W grę wchodziły tu natomiast sytuacje, co do których można się było umówić (bo gwałt do nich nie należał i w tym kontekście hostessy mogły się czuć w miarę bezpieczne). W ramach tej trzeciej płaszczyzny mogło też dojść do zaproponowania jej jakiejś używki i miała prawo sama zadecydować o jej przyjęciu, ale wciąż zachowując gotowość do pełnienia zgodnych z oficjalną umową obowiązków.
Niejako pomiędzy tymi obowiązkami hostessy/kelnerki mogły kręcić własne interesy i przyjemności, o ile nie wchodziły one w kolizję z ich bieżącymi zadaniami, dżentelmeni zaś dobrze wiedzieli, że dziewczyny były tu nie tylko dla nich, ale i dla siebie, w kilku znaczeniach. Jeśli zaś podzielić je na trzy typy – zdeterminowane, mniej odważne, uciekające w sytuacji zbytniego zbliżenia, oraz te niezalogowane, które chciały wypełnić umowę i mykać do domu.
Pewnie można było się zastanawiać, którą kategorię przedstawia sobą Jewel, dziewczyna która krążąc po sali z tacą namierzyła samotnego kolesia i odruchowo tam poszła, dopiero na miejscu, wyprzedzona przez własne pytanie „Czy życzy pan sobie czegoś?” zorientowała się że to Szef Wszystkiego – tuż po chwili, gdy odjechał głową do tyłu, przez co zobaczył ją dopiero teraz – przed jego oczyma znajdowała się więc właśnie Jewel, bardzo wysoka i smukła drobnokoścista Latynoska, z tacką, drinkami i wymalowanym na twarzy uśmiechem mówiącym „A więc czy może jednak życzy pan sobie czegoś, hm?”. Na jego słowa drgnęła i zbliżyła się z tacką krokiem tanecznym niejako z konieczności, spowodowanej określonym i generalnie dość karkołomnym typem obuwia, zmuszającym stopę po postawieniu kroku do kilku pozornie chwiejnych wahnięć na boki.
– Proszę bardzo – wymruczała śpiewnie, przeciągając przedostatnią sylabę żeby się odruchowo zgrać z gestem przenoszenia szklanki whisky na stolik przed nim, w pełnym gracji przykucu, przewidzianym w takich sytuacjach, i podniosła się nieco wolniej, niż się schylała, bo związana spojrzeniem z jego wzrokiem.
Dziwne.
Wyprostowała się, biorąc tacę, ale na twarzy miała już jakieś niejasne pytanie, zresztą zadawane raczej sobie samej. Co to za pytanie?
Nie wiadomo, ale on też je chyba wyczuł i to być może sprowokowało go do zaproszenia.
Uśmiech nieco się jej rozszerzył, zmrużyła lekko oczy lekko kiwając głową, po czym zawijając niestarannie krawędź sukienki z tyłu pod siebie – siadła na kanapie obok niego, również w sposób zwyczajowo oczekiwany od hostess w takich sytuacjach, ale z dodatkowym luzem, czy może gotowością do tego, by życie nie było tylko koniecznością, ale i przynajmniej czasem – przyjemną niespodzianką. Po tym co ostatnio przeszła –należało jej się.
– Dzięki – odparła, zakładając z bliską przesadzie nonszalancją nogę na nogę i odchylając się do tyłu na tyle, na ile pozwalała podpórka z wyprostowanego ramienia nieco za plecami. Natychmiast ogarnęła wzrokiem przede wszystkim stół przed panem Hamiltonem, a na nim – to, co pojawiało się już na tym etapie imprezy coraz częściej. Tylko czemu robił to sam? Oparta na jednej ręce sylwetka uległa niejakiemu skrzywieniu w stronę litry S, gdy poprawiała włosy, i w tej pozycji zastygła, słysząc ostatnią propozycję.
Podniosła wzrok z kokainy na niego. Kłamałaby, gdyby twierdziła że milczał w niej teraz głos, który znała, a który mówił, że wszystko jest dla ludzi, że jeden snif czy dwa jeszcze nikogo nie zabiły, że twardy real jest dla niej trochę za trudny przecież i że inni mają luzik, a i tak sobie folgują, to co: ona nie może? Otóż nie, nie może, bo zwykle nie ma kasy na tak (pewnie) dobry staf, jak ten. Więc co: ma nagle odejść, machając rączką jak obdarowywana snickersem szefowa działu po świątecznym postanowieniu odchudzanka.
– O, chętnie – odparła i wyszło to conajmniej tak szczere, jakim było. Nie zmieniając pozycji nóg pchnęła korpus do przodu, by nachylić się nad niskim stolikiem. Ale na woreczek z proszkiem patrzyła tylko wtedy, gdy musiała, poza tym – patrzyła na Theo. Jakoś tak. A dlaczego?
– Dwie? – upewniła się, usypując na śliskim blacie z czarnego szkła nieprzesadną ścieżkę i podsuwając się w lewo, ku niemu, by móc zmieścić się w niezbędnym do bliskiego kontaktu z blatem pochyłu. Miała nadzieję, że odpowiedź padnie zanim ta działka nie wniknie w śluzówkę. Zerknięcie na mężczyznę tuż po podciśnieniowej poprawce palcem odtykającym-zatykającym dziurkę nosa miało pomóc tę odpowiedź uchwycić, gdyby miał ochotę udzielać jej niewerbalnie.
Po przyjęciu dozwolonej ilości poprawiła, przechylając głowę jak wcześniej on, i wślizgnęła się pośladkami z powrotem płytko na siedzisko kanapy, przymykając jeszcze oczy po skupieniu wchłaniania.
– Mmmm, doskonałe. Jestem twoją dłużniczką – sapnęła, uśmiechając się jednym kącikiem – ni to drwiąco, ni to rozumiejąco, ni to z dystansem, ni to po prostu bezczelnie. Wszystkie te postawy miała teraz w sobie, jakby były kolorami na próbniku farb, a taki na przykład pan Hamilton miał sobie wybrać Jewel w akurat oczekiwanym kolorku.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

W tym momencie to Amy stała się jego główną rozrywką. Po propozycji, która wyszła od niego obserwował cały ten rytuał. Patrzył jak dziewczyna z dużą dozą gracji i energii pochyla swoje ciało do przodu, wyciągając do przodu jedną nogę, opierając się ostatecznie o wysoki obcas, w których mogła być nawet nieco wyższa od niego. Krawędź swojego uniformu w jakim przyszło jej pracować podwinęła się niemal do samych linii bioder, jeszcze bardziej ją eksponując. Przez pochyloną sylwetkę długie włosy przerzucone na jeden bok zakołysały w powietrzu, smagając przy tym policzek. Beż żadnego zawahania otworzyła woreczek i zgrabnie usypała sobie dwie ścieżki. Swoją ręką zgarnęła na moment długą grzywkę do tyłu, robiąc to z dozą dziewczęcego uroku, jaki nieśmiało przebijał się przez jej dzisiejszy image, podkręcany charakterem i atmosferą tego miejsca. Następna faza przebiegła już gładko. Dziewczyna, niemal wprawiony weteran wchłonęła w swoje nozdrza dwie ścieżki prosto ze stolika z czarnego szkła. Niczym jego kopia odchyliła swoją głowę do tyłu, pozwalając włosom przysłonić niemal całkowicie swoje plecy, przeżywając reakcję, zachodzącą w jej organizmie.
- Uważaj z tym byciem dłużniczką. – odparł, niby od niechcenia rzucając jakąś swoją mądrością, lecz uważał, że stawanie się zaraz dłużniczką, było z goła lekkomyślne. Sam postawił siebie w roli ponurego lichwiarza, a może nawet i samego diabła, z którym właśnie zawarła pakt poprzez te dwie nieszczęsne kreski, mające mieć wpływ na zaledwie parę następnych godzin. Zaciąganie długów polegało na ich spłacie. America powinna dokładniej przemyśleć, czym tak naprawdę może się odwdzięczyć. Biorąc pod uwagę rzeczy, które miał i mógł mieć mogło wyjść proste równanie, iż tak naprawdę jedyną kartą przetargową jaką trzymała w rękach, była ona sama.
Cały czas mając odchyloną głowę do tyłu, która wspierała się o górną granicę oparcie kanapy patrzył na dziewczynę błyszczącymi od różnych iluminacji oczami. Jego twarz nie wyrażała żadnych emocji, chociaż nie była również napięta. Raczej skupiała i zamykała w sobie wszystkie emocje, jakie można było sobie tylko wyobrazić. Zdawał się być puszką Pandory, która na ten moment była zamknięta, lecz jeden nieostrożny ruch mógł spowodować biblijną katastrofę. Jedną dłonią przytrzymywał szklankę z alkoholem, którą chwilę temu dostarczyła mu do rąk własnych. Drugą, całkiem sprawnie wyciągnął metalową papierośnicę, z wnętrza której wysunął właściwy dla tej rzeczy skrywany obiekt. Papieros zwisał luźno, pochylony nieco do dołu, zaczepiony między jego dwoma wargami. Nie odrywając go nawet wydmuchał z siebie powietrze, a co za tym idzie, również kłąb dymu, który wypełnił salę. Wpatrywał się w oczy Ammy, która czekała jakby na jego następny ruch, oddając mu się w tym momencie. Ta chwila wcale go jednak nie pociągała. Była tu dla niego nie dlatego, bo chciała, lecz miała takie przykazanie i za to było jej płacone. Równie dobrze, gdyby chciał, mógłby przetransportować się do najbliższego burdelu w celu odhaczenia kolejnych przyjemności, nie bawiąc się w żadne podchody. On potrzebował wyzwań. Potrzebował wygrywać. Im szybciej się udawało, tym gorzej. Musiał podsycać swojego ego wierząc, że nie ma dla niego rzeczy niemożliwych.
Wciąż nie odrywał od niej swoich oczu, tym samym zmuszając ją niejako do trwania w tejże pozie. Przekazał jej wciąż tlącego się papierosa i upił parę łyków whisky, podczas gdy Latynoska zaczęła zaciągać się jego fajką, wypuszczając dym z przymkniętymi oczami. W tej pozycji przy tej czynności wyglądała dla niego wystarczająco seksownie.
- Przybliż się. – zwrócił się do niej, a gdy jej ciało przysunęło się na zerowe milimetry złapał za jej udo i przerzucił jej zgiętą nogę na drugą stronę siebie. Dłonią przesunął po jej gładkiej skórze, zmierzając w stronę jej bioder. Zbadał również wewnętrzną stronę jej ud, czując jak w odruchu próbuje zwalczyć narastające uczucie przyjemności, chcąc znaleźć sobie lepszą pozycję, w której dozna ulgi. Gdy uczepiona jego bok siedziała przy nim wsparta o jego ciało niczym własnego mężczyznę wychylił się w jej stronę i bez żadnego pytania musnął jej wargi, zagłębiając się w nich wedle własnego uznania. W tym momencie zmienił plan gry, tworząc z Amy osobę, której udało się dorwać najbardziej cenną osobę w całym tym towarzystwie, chociaż nawet się o to nie prosiła, w przeciwieństwie do innych dziewczyn, które bez ustanku kręciły się wokół dzisiejszych gości. To właśnie jego osobistej kelnerce postanowił zrobić przysługę. Bądź odwrotnie, manipulując i zabawiając się nią.
Gdy w końcu oderwał się od jej ust, dając jej posmakować tego mariażu z zupełnie dla niej innym, niedostępnym dotąd światem spojrzał w ten sam sposób, co wcześniej, racząc ją zupełnie żadnymi emocjami.
- Gdybyś miała wszystko to co ja, na jedną dobę, co byś zrobiła? – zapytał dziewczynę, w przerwie popijania alkoholu. Nie wątpił, że na pewno wie, z jaką osobą właśnie się zadaje. Ba, być może wiedziała nawet, kim był naprawdę. Wszakże klub był jedynie błahostką, chwilowa uciechą, od pozycji, jaką chciał osiągnąć. I chociaż zdawać by się mogło, że pytanie miało na celu jedynie wywyższenie własnej osoby, a poniżenie innych wokół, to drugie dno gdzieś, skrzętnie skrywane jeszcze przez niego gdzieś tam było.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Taka praca. Jewel ani nie miała złudzeń, skąd na świecie bierze się zapotrzebowanie na hostessy jako niezbędne dodatki do wysokokalibrowych imprez, ani nie miała nic przeciwko zarobieniu w ten sposób na kilka czynszy, parę działek, może nawet na spłacenie kilku mniejszych długów, a w nagrodę – na jakiś ciuch. Bycie zaś rozrywką kapitana tego rozświetlonego fioletem i rozkołysanego tłustym bitem lądowego Titanica, jakim był 3’s & 7’s – nie tylko wchodziło w jej obowiązki, ale też jawiło się jako atrakcyjna pokusa w dojściu odrobinę dalej, czy może wyżej –na drabince życiowych przyjemności. Oto proszę: dwie grube krechy za darmochę, chwila rozluźnienia zamiast zapieprzanie z tacą i uśmiechy w odpowiedzi na przelotowe klepnięcia w tyłek – czyż to nie jest ten szczebel wyżej? Jak jeszcze narkotyk zacznie działać – ach! hulaj dusza! Nawet jakby potem wywaliła tacę pełną drinków na plecy szefa koncernu produkującego szczepionki – to z opresji wybawi ją nie kto inny, jak mister Hamilton, prawda?
Czuła więc na sobie jego wzrok – i delikatne ścieżki gęsiej skórki na jego trasie po jej ramionach i udach (przecież nie dla oszczędności materiału ubrano tu hostessy w takie sukienki) – i przyjemne przyśpieszenie pulsu, gdy podjął gierkę.
– Nie chcę uważać z tym byciem dłużniczką – oświadczyła lekko, a może i lekkomyślnie, i to chyba ze świadomością tego aspektu, uśmiechając się swobodnie. Przesiadła się nawet obok niego, reagując na jego sugestię – lub własną potrzebę, ciekawa w tej chwili, jak blisko ma ten mężczyzna (z miny – zblazowany; z portfela – wszechmogący, jak dla niej) do przesunięcia na tej planszy pionków o jedno oczko. Albo o więcej, bo tacy to grają kostkami, których pięć ścianek oferuje szóstkę, a jedna – nawet siódemkę. Cóż – ona grała w życie kostką, która miała n kolejnych ściankach wartości od plus dwa do minus trzy.
Spojrzała na niego spokojnie, nawet nie tyle pytająco, co z nieoczekiwaną śmiałością, gdy bez żadnych wstępów zadysponował jej nogą, wymuszając na Jewel dość jednoznaczną pozycję. Zadrżała – ale nie ze strachu. Teraz, gdy narkotyk zaczynał już działać poprzez dodawanie jej pewności siebie i przekonania o niemal nieskończonej atrakcyjności oraz wynikających z tego możliwościach zapanowania nad każdą sytuacją – była gotowa oddać to panowanie komuś innemu, silniejszemu, a samej po prostu nurzać się w cieplutkiej, płytkiej póki co, ekscytacji chwilą. Pogłębiła się ona, gdy Hamilton poszerzył obszar swego podboju o jej wargi. Przymknęła oczy. Czy te czyste dragi potrafią działać aż tak szybko? Nie napiął się w jej ciele żaden dodatkowy mięsień – poddawała się temu, co robił, jakby to było oczywiste – podczas gdy było przede wszystkim – ciekawe. Jak pierwsze minuty nieznanego filmu na znanych schematach, autorstwa reżysera który może mieć nieoczekiwane ambicje żeby te schematy po swojemu złamać, albo wykręcić.
Została chwilę z przymkniętymi oczyma, gdy skończył – jakby zapomniała, że skończył –i otwarła je dopiero na jego pytanie.
– Tylko na jedną… – zastanowiła się, lokując opuszkę palca wskazującego na wardze, jakby chciała przytrzymać coś, co tam z ukrywanym zaskoczeniem odkryła. – …co bym zrobiła… – spłaciła wszystkie swoje długi? żeby syf codzienności przestał ją podtruwać? A może kupiłaby sobie dragów do końca życia (wówczas pewnie krótszego nawet niż przewidywane)? A może sięgnąć głębiej, do prawdziwego celu obu tych celów pośrednich? – Wyrwałabym się… zamieniła swoje życie w lot w kosmos. A żeby nie oszaleć od tego – chciałabym to zrobić z kimś.
W tym momencie skupiła rozmarzone nieco spojrzenie – o mały włos uniknęła innego wariantu („Gdybym miała to, co ty, na jedną dobę, tej doby chciałabym spotkać Theo Hamiltona”?…), który miał w sobie sporą dawkę poniżenia. Już po tych słowach, które usłyszał, zastanowiła się, czy sugestia nie jest zbyt wyraźna, zbyt prymitywna, i czy tkwiąca u jej źródła szczerość (naprawdę by chciała po prostu odlecieć w baśń, ona, córka wiecznego braku) nie robi z niej wbrew zamierzeniom tępej dziopy, podlizującej się tam, gdzie wyczuwa coś słodkiego. Westchnęła krótko, natychmiast pozwalając wrócić uśmiechowi: nie – nie ma obaw. Jest MDMA w żyłach, jest impreza, zarobi dużo – a może i zyska jeszcze więcej. Żyj, America. Żyj i nie zmieniaj się zbyt ambitnie…
– No ale to niemożliwe, prawda? – zakończyła, opierając się luźno plecami; poprawiła włosy, rozsiewając wokół siebie niewielką sferę perfum, szamponu, tytoniu i feromonów. – Ale gdybym ja już miała to wszystko, co ty, na jedną dobę, to w tej dobie co miałbyś… ty?

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Aż prawie chciał się uśmiechnąć na tą odpowiedź, która chociaż nie była standardowa, to jednak miała sporo naiwności w sobie. Lot w kosmos wydał mu się bezsensowną, jednorazową zachcianką. Wyłapał metaforę podróży w nieznane. Do miejsca, który przerastał pojęcie ludzkiego umysłu, który jawił się jago bajeczny i bezgraniczny byt. Koniec końców, okazywało się, że jest tam tylko wszechogarniająca pustka i samotność, czyli to, co można było doświadczyć również na ziemskim padole.
Nie był do końca przekonany, że zdradziła się jako osoba o typie marzycielskim. Owszem, był w stanie uwierzyć, iż pragnie, by problemy takie jak życie od wypłaty do wypłaty, opłacenie rachunków czy oszczędzanie na jedzeniu, by tylko nakarmić kota (problemów, których swoją drogą on nigdy nie doświadczył) zniknęły. Czy marzyła o byciu kimś innym niż panną od noszenia tacy i dogadzania innym? Prawdopodobnie tak. Nie czekała ją przecież długa kariera. Co najwyżej mogłaby urosnąć do rangi ekskluzywnej escort girl i żyć na łasce bogatych facetów, którzy sami nie potrafią ogarnąć laski na noc bądź na wizytę u rodziców czy przyjaciół. Musiałaby jednak trafić parę jackpotów, by pożyć jak królowa, równie dobrze mogła skończyć wyrzucona ze szpilkami w dłoni z samochodu, zaparkowanego gdzieś w zaciemnionym miejscu na parkingu przy zamkniętym markecie. W tym wszystkim najważniejszą rolę odgrywał czas, który również nie był jej przyjacielem, a wręcz przeciwnikiem. Dobrze, że mogła poszczycić się jeszcze mianem bardzo młodej, lecz to nie będzie trwało wiecznie i kiedyś zaboli najbardziej.
- Marnujesz taką okazję na jednorazową zachciankę. To takie… typowe. – odparł niemal z niesmakiem, przełykając kolejne porcje whisky. – Gdybyś miała to co ja, powinnaś inwestować we wszystko, co się da. Inwestycje krótkoterminowe z mniejszym zyskiem, długoterminowe z większym, akcje na giełdzie, nawet głupie nieruchomości czy start-upy. W jedną dobę nawet nie uda ci się przejść treningu, by polecieć w kosmos i po drodze nie stracić przytomności. Wszystko dlatego, że gdy magiczna doba się skończy, oszukasz przeznaczenie i nie będziesz zależna od nikogo. – odezwał się z pozbawionym romantyzmu głosem analityka biznesowego. W gruncie rzeczy, nim właśnie był, bo chociaż jest jaki jest, to o świecie korporacji i pieniędzy wiedział bardzo dużo. Los chciał, że to, o czym marzył, było ściśle powiązane z koneksjami rodzinnymi, które nie były już takie łatwe do przebrnięcia. Dlatego wciąż nie czuł się usatysfakcjonowany swoim życiem. Nie miał też zamiaru uśmiechać się na pozbawione sensu, ludzkie pragnienia niemożliwego.
Kiedy tylko odbiła piłeczkę w jego stronę, próbując bardzo sugestywnie wkręcić jego osobę w nierealny świat, który zaproponował swoim pytaniem uniósł raz jeszcze szklankę, patrząc przez moment pustym wzrokiem przed siebie, od niechcenia obserwując dziewczyny, przechadzające się między jego dzisiejszymi gośćmi. Dla obu grup, płci, poza Americą, stracił zainteresowanie. Wtedy zerknął na swoją towarzyszkę, wiernie wtuloną w jego ramię z dłońmi położonymi na barku, z absolutną wiedzą, jak to robić, jak być idealnym kompanem, tudzież idealną damą do towarzystwa.
- Ja miałbym nieukrywaną satysfakcję patrząc z boku, jak nowa sytuacja najpierw cię przytłacza, ale w końcu odnajdujesz zasady gry i dajesz się wciągnąć, powoli się w tym wszystkim zatracając. W pewien sposób umierasz, przechodzisz reinkarnację, stajesz się kimś innym. Kimś zdecydowanie lepszym. Czar jednak pryska tak samo szybko, jak się pojawił. Następuje twój upadek, gdyż próbujesz podtrzymać to, co wydawało się już nierozerwalne i wieczne. Okazuje się, że droga powrotna jest cięższa do przebycia, niż ta pierwsza. I wtedy następuje nicość, bo poczucie bezsilności, głupiego snu na jawie, w który zapadłaś prześladuje cię do końca życia i wtedy zapadasz się w bierną egzystencję i z dnia na dzień powoli umierasz. – usnuł jej przepowiednię niczym Sybilla, samemu jawiąc się jako spirytualna istota, obserwująca to, co nieuniknione. America była w o tyle dobrej pozycji, że właśnie teraz, mogła wybrać. Wybrać, między pustym słowotokiem, a wyrokiem. On zaś miał pełnić rolę jej duchowego (a z różnymi okazjami również cielesnego) przewodnika. Zauważył nieco nieśmiały, ale również litościwy, nieduży uśmiech na jej twarzy i już wiedział, że wybrała. Wybrała, nawet nie wiedząc, trwając przy nim dalej.
- Lepszym jest jednak pytanie, nie co ja bym z tego miał, lecz kim chcesz ty, żebym w tym wszystkim był. Kim był dla ciebie... – dołączył jeszcze pytanie na zakończenie prologu ich znajomości. A żeby dać jej jakaś sugestię, znów powiódł dłonią po jej nodze, odkrywając kolejne obszary jej ciała tuż pod jej sukienką. Jednocześnie ponownie zbliżył wargi do jej ust, odbierając sobie kolejne przyjemności, w kolorze jej szminki.
- Nie pij dzisiaj, odwieziesz mnie do domu. – postanowił, jednocześnie chwytając ją za nadgarstek i przesuwając swobodnie jej dłoń po swojej klatce piersiowej. Spowodował, że jej palce sięgnęły do wewnętrznej kieszeni jego marynarki i wyciągnęły na chwilę uniwersalny kluczyk z logiem z białymi skrzydłami oraz napisem Aston Martin na zielonym tle pomiędzy nimi. Nie dbał nawet o to, czy posiadała prawo jazdy czy nie, powierzając jej swój niedawno zakupiony nowy skarb. Przymknął oko na to, że wciągnęła przy nim dwie kreski, kto wie co jeszcze wcześniej. Dawał wiarę, że utrzyma koncentrację na czas drogi do jego apartamentu. – I weź sobie wolne na parę dni. Niczego nie planuj. – zarządził, nie dając już jej nawet chwili zawahania, bo dobrze wiedział, że miał ją w garści.
Jej podróż do jego świata zaczynała się właśnie teraz.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

- Lot w kosmos był chyba metaforyczny – odparła po prostu, nie martwiąc się jakoś ryzykiem wynikającym z ewentualnego wykazania mu niezłapania metafory, ale raz że nie chciała się teraz bać nikogo, jego też nie, a dwa, że – Od inwestowania byłby ten drugi ktoś właśnie! – wyjaśniła, uśmiechając się – A ja od zapadania się w drogi mleczne… Nie?
Zakończyła jeszcze z nastoletnią niemal szelmowską prowokacyjnością tej oczywistości, ale nie mogła go potem nie słuchać. Wizja, rysowana zresztą sprawnymi słowami, najpierw tylko poszerzyła jej uśmiech i zmniejszyła czujność, wzmagając pewność siebie (stymulowaną też powoli przez narkotyk), ale potem, gdy po słowach o reinkarnacji pojawiła się przepowiednia nicości i wyrzutów sumienia z powodu stracenia skarbu – zmarszczyła lekko brwi.
– Może masz rację – a może nie… – odparła, udając zamyślenie. Och, mogłaby mu tu teraz wygarnąć brutalność i chłód, wszak jej pewność siebie przechodziła w jej żyłach w bezczelność. A Theodore sam robił jej sprytnie na podobne rozpędy miejsce. – To jest pytanie, na które oboje znamy odpowiedź… Theo. Mogę mówić „Theo”, nie? – oparła się lewą ręką na oparciu, rozciągając się w tej pozycji kilkoma jednoczesnymi wektorami; niektóre z nich rysowały się odblaskami na fałdach opinającej ciało materii sukienki. – Bez ciebie to nie wyjdzie. Beze mnie – nie ma sensu… – po czym zrobiła minę typu „I wszystko jasne!” i nagle roześmiała z zamkniętymi ustami – i te usta złapał Thoedore w kolejnej pieczęci, jaką opatrywali cyrograf nadchodzącej nocy –oraz kolejnych dni, cyrograf pisany z kolei dłonią sunącą ku coraz dalszym marginesom, odcinającym się pociągniętą bezbronnie czernią sukienki od oliwki wyrastającej z niej ku Hamiltonowi jakby zbyt długiej (w jego perspektywie, w jej budowie ciała) nogi. – Krążysz, Theo… a przecież wiem, co możesz dać –każdej hostessie tutaj, zaczynając ode mnie. Poczucie wolności i prawa do marnotrawstwa, w zamian za…
Przerwał jej – poleceniem wychodzącym poza jej podpisany niedawno zakres. Z pewnym zaskoczeniem dała sobie nakierować rękę gdzieś pod jego połę, przyśpieszył jej puls –który przyśpiesza wszak po to, by wpompować adrenalinę w kończyny i mózg, by być gotowym do konfrontacji – w tym przypadku oczekiwanej. Czy to się dzieje naprawdę?
Spojrzała na to, co okazało się celem podróży jej dłoni pod jego przewodem: kluczyki. – Mmmm w sumie – dobrze – zgodziła się, nie czując niebezpieczeństwa – ani nawet stłumionych teraz eską sygnałów ostrzegawczych. – Parę dni wolnego… no, to musisz daleko mieszkać – roześmiała się słonecznie, wyluzowana, skoro cyrograf podpisany, a czas, jako mechanizm wiążący skutki z przyczynami, został odtrącony gdzieś na bok. Trzeba to uczcić.
– Mam nadzieję, że jak już cię ładnie dowiozę, to powetuję sobie trochę to polecenie niepicia już dzisiaj prawem do drinka twoje własnej produkcji. A brak planów – pomysłem na wypełnienie tych wolnych dni? Może nie zdąży się w tym czasie w kosmos – ale może w zamian przynajmniej – uda się zostawić za sobą… grawitację?

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Dlaczego to robił?
Odpowiedź była bardzo prosta. Bo mógł.
America nie wydała mu się kolejną, naiwną dziewczyną, którą mógł zabrać na noc do siebie, a potem grzecznie usunąć na drugi dzień ze swojego życia. Ktoś, kto w takim wieku kończy w takich miejscach z pewnością nie żył pod kloszem i on o tym doskonale wiedział. Zbyt często przekraczał granicę między wystawnym światem a tym poniżej kreski. Mógł próbować ją omamić, ale przecież była świadoma, z czym wiąże się jego propozycja. On też chciał mieć coś dla siebie. Nie wiele, porównując z tym, co miał zamiar zaoferować w zamian.
- Będziesz mogła robić, na co tylko masz ochotę. I o wiele więcej. – przekonywał ją bardziej, chociaż wydawało się to w tym momencie zbyteczne. Na pewno wiedziała na tym etapie, że zagwarantuje jej wszystko, wedle jej ochoty, bez umiaru, bez granic, bez powodu. Tylko od niej zależy, jak cała zabawa będzie przebiegać. Sam nie mógł doczekać się końcowego efektu, ale również ekscytował go tok samych wydarzeń, które doprowadzą do nieodgadnionego finiszu, którego nie zamierzał planować.
Chociaż mógł…
- Nie ma sensu, byśmy tu dłużej siedzieli. Idziemy stąd. – zwrócił się do niej, nie chcąc marnować więcej czasu wśród nieproszonego mu towarzystwa, karząc porzucić tym samym wszystko to, co do tej pory zapracowała. Nie wątpił, że zdążyła w głowie zrobić sobie szybką kalkulację potencjalnych zysków i strat z ucieczki z nim. W końcu wynik mówił sam za siebie.
Zwrócił jeszcze twarz w bok i przechylając szklankę dnem do góry wypił resztę jej zawartości. Odstawił szkło na blacie i podniósł się razem z Raiz, nie fatygując się nawet na pożegnanie ze swoimi gośćmi. Zaczekał, aż America odnajdzie swoje wierzchnie ubranie. Opuścił pokój zaraz za nią, wsuwając jedną dłoń do kieszeni spodni. Zostawiając za sobą czarną salę przeszli korytarzem docierając do rozwidlenia, z którego szło się prosto do jego gabinetu bądź skręcało na schody, prowadzące w dół na główną część budynku. Wybrali tą drugą opcję, na samym końcu mijając ochroniarzy, pilnujących dzisiaj uważnie wstępu na bardziej wykwintny poziom, wpadając w blask migoczących świateł oraz głośniejszy hałas, powodowany przez muzykę puszczaną z głośników. Co chwila dostrzegał, jak America zerkała na niego przez ramię, a on odpowiadał tym samym, niepokojąco skupionym i spokojnym wyrazem twarzy, nie wyrażającej żadnych emocji.
W pewnym momencie znalazł się bliżej niej i otoczył ją swoją ręką w okolicach jej bioder, kontrolowaną siła sugerując zmianę kursu. Odczuł jak zakrywa jego dłoń swoją, w ten sposób trzymając się jego i dając się prowadzić tam, gdzie chciał. Skręcili w boczny korytarz, omijając cały tłum, kierując się teraz do bocznego wyjścia, którego sam używał.
Jego ręka puściła, gdy znaleźli się na zewnątrz. Znów utrzymywał lekki dystans między nimi. Obserwował nieskrycie jak porusza swoim ciałem, stawiając kolejne pewne kroki na swoich długich nogach, optycznie wydłużonych przez wysokie obcasy, którymi stukała o asfalt, podczas gdy dłonie skrywała w kieszeniach swojej skórzanej kurtki. Zmierzali do zbyt oczywistego obiektu, jakim był jego biały samochód, stojący obok budynku. Nim dołączył do niej, dziewczyna obróciła się przodem do niego, przystając na skrzyżowanych w okolicach kostek nogach, wyczekując jego przybycia. W tym krótkim odstępie czasu zastanawiał się nad jej osobą, o której nic przecież nie wiedział. Taka młoda, wysoka, o wspaniałym ciele i niezbłąkanym intelekcie, mogła być przecież kimś i osiągnąć co tylko chce. Zamiast tego, wylądowała tutaj z nim, obok klubu, stojąc przy jego Astonie. Rachunek korzyści nie był już tak prosty do obliczenia.
Przystanął przed jej osobą, zostawiając ledwie parę centymetrów odległości między nimi. Spojrzał prosto w jej oczy, które były na równi z jego, co w pewien sposób go podniecało.
- Jeszcze trochę… – wymówił w jej kierunku, upewniając się, że jedna mała przejażdżka dzieli ją od tego świata, do którego zamierzała wstąpić. Musiała jednak sama po to sięgnąć. Ku jego zadowoleniu, nie czekał wcale długo, gdyż jej dłoń powiodła po jego koszuli, za którą kryła się jego klatka piersiowa z zarysowanymi mięśniami. Nie wykonując żadnego ruchu dał sobie ukraść na własne zlecenie kluczyk do dwuosobowego samochodu. Unosząc rękę pogładził jej policzek, co było niemal gestem władzy, jaką właśnie nad nią posiadał. Oddalił się jednak od dziewczyny zostawiając ją z konkretnym zadaniem, ku jego wygodzie i przyjemnością. W końcu niczym nowym byłoby prowadzenie auta w stanie, w jakim się znajdował. Alkohol nie był żadnym czynnikiem. Ale skoro miał ją…
Wsiadł od strony pasażera, na którym znalazł się chyba po raz pierwszy od zakupu tego środka transportu. Zerknął w bok, gdy America wsunęła zgrabnie jedną nogę do środka a następnie z całkiem dużą dozą gracji usiadła w fotelu za kierownicą, zamykając za sobą drzwi. Wsparł się łokciem o drzwi, przytrzymując dłonią głowę i był skupiony na jej postawie, jej ruchach, czerpiąc z jej widoku dużo satysfakcji. Ku nawet jego lekkiego zaskoczeniu nie zaznał u niej ani krzty zawahania czy strachu, a jedynie sprawne przekręcenie kluczykiem stacyjki i uruchomienie silnia, który zamruczał w najlepszym swoim tonie.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

*Podobne pokuszenie, jak wizja robienia „na co się ma ochotę i o wiele więcej” zwykle wzmagałoby czujność, ale w tej chwili Jewel, napędzana już całkiem poważnie kokainą mknącą żyłami do ośrodków przyjemności, była nieczuła na mizerne wewnętrzne ostrzeżenia. Zbyt wiele w jej życiu chyba było niemożliwości, żeby możliwość skoczenia na główkę z zamkniętymi oczyma w basen pełen hedonistycznych rozkoszy nie obiecywała po prostu dobrej, porządnej ucieczki od rzeczywistości. Pan Theodore może i zignorował jej pytanie o to, jak się do niego zwracać, ale skoro wyjeżdżał z takimi ofertami, napewno „Theo” brzmiało tak samo legitnie, jak to, co proponował. Jewel, rozprowadzając językiem po wnętrzu jamy ustnej smak adrenaliny, drinka i zapoznawczego pocałunku, wyginając się lekko w miękkiej kanapie, trochę do rytmów z głośników, trochę do własnych wewnętrznych rytów pulsujących coraz śmielej prostych emocji, nie czuła się już niemal wcale skrępowana tym, co w naturalny sposób rysowało się w przyszłość z aktualnego punktu. Sygnał do wyjścia przyjęła więc jedynie z kocim uśmiechem. Jeśli Theo zastanawiał się nad przebiegiem mającej się rozpocząć „zabawy”, to chyba mógł się nie martwić; dziewczyny takie jak Jewel mają samozatracenie we krwi.
Tak lubi się o takich sądzić, nieprawdaż?
Być może. Więc koniec końców szła teraz za nim, już w swojej krótkiej skórzanej kurtce, stawiając pozornie chybotliwe kroki w swych butach na podwójnym podwyższeniu koturnów i obcasów, zachwiało nią tanecznie, gdy męskie ramię zadecydowało o zmianie kierunku, ramiona zadrżały w krótkim śmiechu, wypity na pusty żołądek alkohol uderzał do głowy, w której już panoszył się miły chaosik stymulowany narkotykiem. Czy tworzyli typowy dla takich imprez obrazek? Pomijając fakt, że Theo był tej imprezy gospodarzem – zdecydowanie tak. Kto pociągnął za nimi wzrokiem mógł sobie bez problemu wyobrazić dalszy ciąg przemarszu tej pary, w czytelny sposób skojarzonej raczej szybkimi niestarannymi decyzjami chwili, niż długotrwałą okrzepłą znajomością.
Kiedy zasięg spojrzeń dotarł do granicy, a Jewel i Theo zanurzyli się samowtór w korytarze prowadzące do parkingu, sytuacja nabrała wstępnej intymności. Niby nic – ręce w kieszeni na wysokości dolnych żeber, w efekcie – uniesione lekko ramiona, łokcie nieco do tyłu, centrum kinetyczne tak idącej dziewczyny przesunięte ku górze, do tego niemal nieproporcjonalne wydłużenie stawiających śmiałe korki nóg, kroki wzbudzające przy każdym twardym lądowaniu podeszwy drobne fale mięśni – oto obrazek jak z teledysku, jak z filmu; za miejsce w takim obrazku America nieraz oddałaby nawet dwie tygodniowe wypłaty z Dragon’s Club – nie dla sławy, a dla znalezienia się w sytuacji odessanej nieco z realizmu, podniesionej do rangi symbolu w swej popkulturowej baśniowości. Taką też aurę teraz roztaczał, zresztą głownie nieświadomie, choć pomogła jej teraz wykonując zgrany półobrót przy samochodzie – akurat żeby po sekundzie doznać bliskiej konfrontacji z Hamiltonem. Stanął tak blisko, że śmiało można było uznać to za akt odcięcia drogi ucieczki. Niepotrzebnego odcięcia. Nikt tu nie uciekał. Chyba wręcz przeciwnie.
Zdobyła kluczyki, ogłaszając to celowo teatralnym uśmiechem spod znaku małego zwycięstwa, wykonała przeciwny do poprzedniego półobrót i już pakowała się do kabiny Astona.
I – och!, dobrze wiedziała, że jest obserwowana. I uciąć głowę temu, kto by twierdził, że nie sprawia jej to tej prostej przyjemności, która może mieć, i pewnie będzie mieć, skomplikowane implikacje. Owszem: czuła ten tupot drobnych stópek w podbrzuszu, reakcję organizmu już uwiedzionego używkami i obietnicą zagubienia siebie, i problemów codzienności, w otwierającej się niebawem opowieści. „Jeszcze trochę”…
– No to… jazda – ogłosiła Jewel, trochę jemu i trochę sobie, kilkoma uważnymi, ale uśmiechniętymi spojrzeniami badając podstawowe elementy panelu sterowania nieznanego sobie samochodu, po czym zdjęła kurtkę, odkładając ją na tylne siedzenie gestem wymagającym wychylenia się w prawo, zapaliła silnik, na koniec poprawiła sobie zewnętrzne lusterka, już przejmując całym ciałem przyjemny, bądź co bądź, pomruk maszyny.
– No i dokąd wieziemy pana, panie Hamilton, wraz z towarzyszką tego wieczora? Tej nocy? – i następnych? Kto wie – noc w tej sytuacji tonie pora doby, a pojęcie, stan, gatunek czasu. Jechała na początku trochę asekurancko, ale w miarę pokonywanych kilometrów i skrzyżowań samochodzik otrzymywał coraz więcej wolności pod jej stopą i w jej dłoniach. Siedziała swobodnie, oparta, rozluźniona, niezdradzająca żadnego sprzeciwu wobec oczywistości, z jaką w pozycji tak-siedzącej zachowuje się sukienka już w pozycji stojącej niezdolna do sięgania zbyt nisko, obserwując szosę z taką samą atencją, jak słowa i czyny Theodora. Ona prowadziła samochód – a on prowadził swoją grę. Jewel grała w niej również, ale w obecnej swej sytuacji pierwszy ruch w kolejnych kolejkach należał do niego.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Chociaż wydawał się niczym nie przejmować, a już na pewno nie oddaniem swojej zachcianki dla pewnej hostessy, poznanej w mniej niż godzinę temu, to nic nie uchodziło jego uwadze. Przygotowywała się do jazdy niczym do pierwszego egzaminu w życiu. Chyba naprawdę chciała być dla niego jak najlepszym szoferem. W czasie gdy poprawiała swoją pozycję oraz wszystkie przydatne rzeczy, umożliwiające bezpieczne dotarcie do celu (przy czym bezpieczeństwo w jego wydaniu można powiedzieć, że prawie nie istniało), on przyjął odpowiednią, wygodną dla siebie siedzącą pozycję, odchylając głowę i przymykając oczy. Marzył już tylko, by znaleźć się w swoim apartamencie, z Ameriką, z którą razem planował przezwyciężyć grawitację i spróbować polecieć w kosmos.
- Do Belltown. – czyli do całego centrum wszechświata, który zamierzał dać jej we wspólne władanie. Wyruszyli z zaułka, włączając się w przerywany ciąg żółtych i czerwonych migotek, przemierzających ulice miasta. Milczał zamyślony, jak to miał w zwyczaju przebywając w samochodzie czy to po tej, czy drugiej stronie. Zerkał co chwila na swoją towarzyszkę, której rysy były rozświetlane przez równomiernie rozstawione lampiony po obu stronach ulicy. Jej postawa, rozluźniona, swobodna choć nie nonszalancka (jeszcze) zapewniała mu rozrywkę na ten czas przejażdżki. Wyciągnięte ręce płynnie manewrowały kierownicą przy kolejnych zmianach pasów, skręcaniu i wyprzedzaniu innych. Nogi, lekko rozchylone i bardzo delikatnie skierowane ku górze, przez dodatkowe centymetry butów, które w tej sytuacji zbyt je wydłużały, a których nawet nie zdjęła, co mu imponowało a nawet w pewien sposób podniecało, co chwila robiły ruch w górę bądź w dół i do przodu. Obserwował co raz pełną harmonię między nią, a samochodem.
Zatrzymując się powoli przed światłami, gdy zielony krążek wyłączył się, a włączył ten czerwony odebrał badawcze spojrzenie dwudziestolatki, odpowiadając jej tą samą, poważną, niczym bez emocji miną, wyrażającą również niedostatek alkoholu i kokainy w organizmie. Nie powstrzymało go to jednak przed położeniem dłoni na niemal doszczętnie odsłoniętym udzie dziewczyny. Kompletnie odrzucając świat zewnętrzny, tak bardzo nudny, pozostały za szybami, gdzie piesi przemykali z lewa do prawa i w drugą stronę, oglądając się na nich, na ich samochód, tudzież kierując obiektywy swoich telefonów w ich stronę, zawędrował prosto do odsłoniętego krocza Raiz, smagając je swoimi palcami. Nastąpiła spodziewana reakcja głośniejszego westchnięcia, przy jednoczesnym, nieco usilniejszym zaciśnięciu ust a także wyżej uniesionej klatki piersiowej. Zabawiał się nią teraz, jak chciał, dając jej mały teaser tego, co czekało ją w domu. Po chwili zapaliło się zielone, pozwalając dziewczynie ponownie wprawić ruch jego samochód, który bez problemu wyrwał pierwszy do przodu, łapiąc coraz to większe przyspieszenie. Nie zdejmując z niej swojego wzroku kontynuował swoje gesty, postanawiając przetestować jej granicę, samemu będąc gotów zginąć tu i teraz, w którymkolwiek momencie. Sprawiał, że walczyła ze sobą, nie pozwalając całkowicie mu się poddać, o co tak bardzo zabiegał. Zmiany pozycji i zaciśnięte uda miały jej pomóc, lecz ciche jęki, jakie mimowolnie z niej wypadały mówiły mu, że po części już mu się poddała. Rozległ się głośniejszy dźwięk silnika, kiedy swoją stopą docisnęła bardziej pedał gazu. Wskazówka na obrotomierzu gwałtownie poderwała się w prawo, gdy ta na liczniku przemierzała tarczę, odznaczając coraz to wyższą prędkość. Samochód pędził po jednej z głównych ulic, doprowadzając ich do katastrofy bądź do czegoś wspaniałego. W kulminacyjnym momencie cofnął jednak swoją rękę, zostawiając ich z wielką niewiadomą, co by było, gdyby cały czas znajdowała się po jej stronie, parę sekund dłużej. Tego już nigdy się nie dowiedzą.
Wjechali na podziemny parking umieszczony pod budynkiem mieszkalnym. Wskazał jej miejsce, w którym może zaparkować jego samochód, a gdy to się stało, opuścił pojazd, nie zabierając nawet kluczyków, które nadal miała we władaniu. Może zrobił to specjalnie, a może najzwyczajniej zapomniał. Zamknął za sobą drzwi i zaczął kroczyć w kierunku wind. Wychodząc po obu stronach oboje zatoczyli lekki łuk, przemierzając zimne, przepełnione niedużym echem rozległe miejsce w odstępie, który z każdym krokiem tracił. Punkt zetknięcia się nastąpił idealnie przed wejściem do szybu windowego. Wszedł pierwszy i oparł się o chłodne lustro tworzące jedno ze ścian kabiny, podczas gdy America stanęła naprzeciw niego. Drzwi powoli zasuwały się za nimi, podczas gdy oni wpatrzeni w siebie odliczali sekundy do pełni szczęścia, w którą mieli się zatopić.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

„Do Belltown” – pomyślała, lekkim ale stanowczym nadepnięciem na pedał gazu wymuszając na automatycznej skrzyni wrzucenie kolejnego biegu. I zaraz kolejnego. Ujeżdżanie tego samochodu sprawiał jej coraz większą przyjemność – przyjemność ta zaś wchodziła w perfekcyjny rezonans ze zwiększaniem jej dobrostanu przez narkotyk. To jeszcze nie był haj – dopiero się ku niemu rozpędzała. Jeszcze miała kontrolę i tą kontrolą się cieszyła: ruch na około, światła, zmienne mruczenie silnika, wymuszona cierpliwość na światłach – a gdy ruszali, jego dłoń na udzie.
I dreszcz. Tak: chciała dreszczu. Chciała, jasny szlag, raz w życiu trzymać wodze swojej rzeczywistości, a nie dać się jej rzucać z przeszkody na przeszkodę. Teraz to dostała – od Theo A. Hamiltona, zresztą mógł się tam nazywać jak bądź. Dostała na chwilę spolegliwy gładkomknący samochód, a na potem –obietnicę bajki. Czy tęsknota do podobnych rozkoszy, dodatkowo wspomagana oczywistością, jaką wszeptywał w nią narkotyk, były aktami infantylizmu? Ależ oczywiście! Oczywiście! Choć raz może uda się być dziewczynką, której z luksusowego zamku nie wyrwie ani pijany ojciec, ani śmierć braci, ani pięciu dilerów, którym była winną łącznie grube parędziesiąt tysięcy, ani informacja z elektrowni, że w następnym miesiącu jej zadłużenie doprowadzi do wyłączenia jej prądu. Tęsknota do zamku, w którym tych problemów nie ma, była infantylna; ekscytacja i samozadowolenie, że to ona przyciągnęła ku sobie jakimś sposobem właściciela fanciest klubu i że to jej udo staje się tu płaszczyzną w przed-erotyczny sposób potwierdzającą ten jego wybór – były infantylne. I wyobrażenia pluskającego się w alkoholach i dragach bezczasu, ku jakiemu mknęła sądząc po wszelkich przesłankach – to też było infantylne. I wskutek takiego nawarstwienia infantylności – stawało się poważne. Stawało się –opowieścią. Infantylną tylko w swoich obrazach, ale w znaczeniu –nabrzmiewającą pewną trudną teraz do ogarnięcia doniosłością.
Doniosłość ta westchnęła w niej, gdy palce Hamiltona ruszyły w górę uda i dotarły do końca – wzięła wdech, zatrzymała, ale kiedy lekko odwróciła się, ściągnięta źródłem światła – w aparacie czyjegoś telefonu, nagrywającego to z fleszem, pojawiła się Jewel uśmiechnięta, zagryzająca dolną wargę, tylko lekko nieobecna…
Ruszyli. Wszyscy – ale Jewel „najbardziej”, bo teraz ona wśród wszystkich kierowców i użytkowników drogi była „najbardziej”. Czuła to całą sobą – poprzez narkotyk, poprzez własną ekscytację, poprzez bezczelną aktywność obcych ciał tam, gdzie…
– Theo… – szepnęła, bo… – THEO… – wyżej, szybciej, wskazywały to także strzałki na licznikach, szybciej –jeszcze szybciej? – – Theo??? – i

noc.
Jak ocean. Jewel lśniła i płynęła. Przez fluorescencyjny plankton świateł w miejskiej kipieli, prądami arterii, aż dopłynęli do portu, na nieznanym sobie jeszcze kontynencie. Nowy świat – tak to czuła, choć słów miała teraz w sobie niewiele.
Zaparkowała, wyłączyła pojazd, zerknęła za Theo, kiedy wysiadał, sama dała sobie jeszcze dwa głębokie oddechy z twarzą wycelowaną w ciemną teraz przednią szybę, zanim wysiadła także.
Wysiadła lekko upojona jazdą i wspomnieniem, ale kiedy ruszyła przez parking – sprężystość kroków (oraz uwaga konieczna do sprawnego ich stawiania w takim obuwiu) wymusiła w niej rosnące otrzeźwienie. Narkotyk też robił swoje – podpowiadał, żeby brał, sięgała i miała, nawet jeśli przyjdzie jej dawać i tracić. Nie szkodzi. Za bardzo już chciała, żeby myśleć o cenie.
To właśnie zdawało się mowić jej spojrzenie, gdy obrysowywała nim sylwetkę Hamiltona, stojącego naprzeciwko niej w windzie. Milczeli – nic dziwnego: wiele nie mieli sobie chyba do powiedzenia. Ani Theo nie wziął jej tu ze sobą, żeby szukać alternatywy dla radiowego słuchowiska, ani Jewel nie łyknęła w pełni świadomie sproszkowanej przynęty, żeby w miejscu, do którego ją wiodła, wskakiwać na psychoanalityczną kozetkę. Stała więc, i obrysowawszy go sobie dokładnie – spojrzała wprost. W oczy. Zastanawiając się jeśli nad czymś w ogóle, to tylko nad tym, że nie jest już hostessą w 3’s & 7’s. A więc nie jest już dla niego Jewel. Ale cy jest już dla niego Ammy? Warto to rozkminiać? I czy coś to zmieni? Czy nie lepiej oddać wypowiedź ciału, skoro nagle jego słownik gestów, ruchów, drgnień i oczekiwań powiększał się i puchł w niej tak gwałtownie – że aż samo jej się poruszyło biodrami, jakby było istotne, żeby poczuć gładki przejazd śliskiego materiału po chłodnej tafli, jakby formą komunikatu było wygięcie szyi w łuk i głowy lekko na bok – coś, co robiła tuzinami podczas występów w Dragon’s Club do wszystkich i do nikogo, a teraz wychodziło z niej samo, bez pytania, tak jak bez pytania podeszła do Theo powoli, powoli… punktując pustkę windy między nimi trzema stuknięciami obcasów, by zakończyć ten przemarsz po niewidocznym mostku przybiciem dłoni do ściany, o którą opierał plecy – dłoni na wysokości jego szyi, z zachowaniem dystansu oddechów, ale nie spojrzeń. Skąd się brał uśmiech na jej twarzy – bezczelnie nic sobie nie robiący ze zblazowanej miny typu „Co-es’ mała?” wygrawerowanej na równie bezczelnej twarzy Hamiltona, który mógł mieć wszystko, i wybrał ją – do czego? Drodzy państwo? Do jednej z tych trudnych baśni, do których końca żadna Szecherezada nie dotrwała jeszcze w pełnej przytomności?…

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

--> Z Fuji Sushi.

A kto lubi okazywać słabości...? Julek miał to samo, a jeśli chodzi o obcych to już w ogóle. Mimo swojej nadmiernej pewności siebie, też nie otwierał się przed każdym tak całkowicie. Musiał być ktoś dla niego wyjątkowy, by mógł mu się zwierzyć z każdego najdrobniejszego szczegółu ze swego życia. Takich osób było zasadniczo niewiele, a reszta... cóż, znała go z tego, czym sobą prezentował na co dzień i tego się wolał tak czy siak trzymać. Swą wrażliwą stronę również posiadał, ale o niej... nie wiedział już praktycznie nikt. Kto wie, może właśnie Jeremy’emu będzie dane się z nią lepiej zapoznać...? To całkiem niewykluczone, zważywszy na to, jak mocno ciągnęło Harrisa do tej konkretnej jednostki. Dawno nie miał przez jedną osobę w środku takiego pierdolnika emocjonalnego. Wprawdzie dopiero co się spotkali, ale on miał nieodparte przeczucie, iż może mu bezgranicznie zaufać. Na tyle, by swobodnie rozmawiał z nim o wszystkim, nawet nie bojąc się ujawniać mu swych różnych sekretów. Może też nie od razu to zrobi, ale po prostu tak odczuwał. Dlatego nie widział problemu, by mówić głównie o sobie, choć sam pragnął lepiej poznać tego przystojniaka. Wiadomo — nic też na siłę, przecież do niczego by go nie zmusił.
Jego mózg także nie do końca działał i wyłączył racjonalne myślenie. Nic nie mógł też poradzić na to, że jego śmiałość zaczynała się z niego coraz bardziej wylewać. Taki był od dawna i to się raczej nie zmieni. A im dalej, tym nabierał większej odwagi i nic nie mogło go już zatrzymać... Nie zwykł wierzyć w miłość od pierwszego wejrzenia, lecz w tym przypadku tak trochę się czuł. Jakby los ich ze sobą zjednał jak jakieś pieprzone przeznaczenie; jakby od dawna było im pisane być razem. Widząc takiego speszonego Jera, czuł dozę zawahania i sam nie miał pewności, czy przypadkiem nie leci z tym wszystkim zbyt szybko i nie przegina ze swoją bezpośredniością. Niełatwo było rozgryźć właściwe emocje swego towarzysza, gdyż widniało w nim mnóstwo sprzeczności i weź to ogarnij. Och, sam miał ochotę go pocałować, ale na to było wciąż za wcześnie... przynajmniej na tym etapie. Obaj przeżywali podobne wewnętrzne rewolucje, wywołanymi chaosem uczuć. W przeciwieństwie do niego Julek akurat nie chciał zapaść się pod ziemię, choć go to wszystko nieźle otumaniło niczym jakiś mocny narkotyk, to zachował jakieś szczątki rozsądku.
Definitywnie chodziło o tego samego Jareda, ale najwyraźniej to nie był ten czas, by poznali tę prawdę i mieli póki co się o tym nie dowiedzieć. Zwłaszcza że Jeremy nie rozwinął tematu dalej, ani nie podpytywał go więcej o tego kuzyna. Niemniej ich konwersacja się kleiła, rozwijała; było naprawdę coraz milej. Pomijając to, że problemy z samokontrolą się wzmagały, przez co ciężko było się powstrzymywać, aby się na niego nie rzucić. W środku restauracji, gdzie łaziło mnóstwo ludzi mogłoby takie zachowanie wywołać jakiś skandal. Mieliby krótko i brzydko mówiąc przejebane po całości. W związku z tym musiał się jakoś hamować i powstrzymywać resztkami sił. Jakoś dawał radę, ale ledwo. Nie miał na celu sprawiać, by Snyder czuł się nieswojo. Padło o rodzinie, więc uznał, że mu wspomni o tym przykrym wypadku, acz też bez zbytniego rozgadywania się. Owszem, z ogromnym trudem przychodziło mu rozmawiać o straconych rodzicach. Upłynęło od tamtego dnia sporo czasu i choć Julius pogodził się z ich śmiercią, to i tak wywoływało łzy i trudności w opowiadaniu o nich. Nie miał pojęcia jak to jest mieć rodzeństwo, gdyż sam takowego nie posiadał. Był jedynakiem. Cóż, dobrze, że miał chociaż wujka i dziadków w Korei...
Z alkoholami u niego było tak, iż miał wysoką tolerancję na procenty i nie tak łatwo było go upić. Lubił czasem pomieszać trunki, ciekawsze połączenia wtedy wychodzą! Eksperymentowanie go intrygowało, nie lubił trzymać się sztywno czegokolwiek. Czy się stresował? Może odrobinkę, jednak to nie to... mimo że napięcie seksualne wzrastało z każdą kolejną minutą coraz bardziej. Nigdy się tak przy nikim nie czuł i to go szokowało, a jednocześnie mocniej przyciągało. Zaśmiał się na to, iż jego wątpliwości odnośnie ilości porcji jaką sobie Jer zamówił potwierdziły się tak szybko. Oj, będzie się z tego nabijał w najbliższej przyszłości! Żeby go nie dobijać odpuścił sobie. Chwilowo. Była to tak zwana cisza przed burzą...
Ogółem by nie przedłużać, Harris zaczął go pewnie namawiać i zachęcać, aby faktycznie kiedyś odwiedził swoje korzenie. Polecił mu to natychmiast! Wyłapawszy i poczuwszy iż ciemnowłosy odwzajemnia jego drobny gest, posłał mu szeroki, uroczy uśmiech, w którym także pojawił się taki charakterystyczny błysk. Nie wróżył on niczego dobrego... Zdawał sobie doskonale sprawę, iż długo to on się trzymaniem splecionej dłoni z nim nie nacieszy przez właśnie bycie w miejscu publicznym. Ucieszyła go choćby ta krótka chwila, w której mógł poczuć ciepło jego dłoni i to jak potężnie na niego wpływał.
Z reguły sam nie pieprzył się z nikim na pierwszej randce, ale tym razem... było inaczej i sam robił coś wbrew swym zasadom, ale co tam, raz się żyje! Szczególnie że ewidentnie coś się między nimi działo i tego nie dało się zanegować ani stłumić. Mogli jedynie się temu zwyczajnie poddać. Im więcej wlewał w siebie alkoholu, tym częściej zaczynał zaczepiać Jeremy’ego czując coraz mniejsze opory przed robieniem tego. Niby nie miał ich praktycznie wcale, ale wcześniej takie minimalne powstawały. Ostatecznie postanowili zmienić lokum i wybrali się taksówką do klubu. Tam już Harris planował opłacić wszelkie atrakcje, skoro jego randka uparła się już płacić za ich wspólny obiad. Taki był szczwany! Podczas jazdy, pewnie blondasek odważył się niezauważenie przez kierowcę nakierować rękę na udo Snydera tak, by po nim przejechać zmysłowo palcami. Muskał je i lekko obmacał, aby wiedział jak kurewsko jest na niego napalony i nie zamierza owijać w bawełnę jak dotrą do celu. To miał być przedsmak tego, co uczyni później.
Jak w końcu wyszli z wozu weszli do budynku. Od razu kierowali kroki powoli do baru. Wtem blondyn nie omieszkał się z nim podroczyć odnośnie tej nieszczęsnej zbyt dużej porcji, jakiej nie był w stanie w siebie wcisnąć.
A nie mówiłem! Wiedziałem, że nie dasz rady tego zjeeeść! Normalnie to było pewne, że polegniesz! — palnął ciut pijackim tonem, lecz w dalszym ciągu szło zrozumieć, co mówił. Dał mu delikatnego kuksańca w ramię, co było specjalnym zabiegiem, szczerząc się jak głupek do niego. Zamówił całą salę VIP jedynie dla nich, gdyż chciał zostać z tą seksowną partią sam na sam, bez zbędnych gapiów. Przekazał z góry barmanowi, iż da znać, kiedy mają donieść im jakiś alkohol i... mógł wcielać swe niecne wizje w życie. Chwycił Jeremy’ego za rękę, oplatając palcami dookoła jego nadgarstka i pociągnął do odpowiedniego pomieszczenia w milczeniu. Otworzył drzwi i wcisnął go dość agresywnie do środka, zamykając je na nowo za nimi. Popchnął go na miękką sofę aby ten grzecznie usiadł i sam się do niego jakby przykleił i... tak, zrobił to. Przybliżył swe spragnione jego ust duże wargi i wpił się w nie z dziką namiętnością, zarazem starając się to robić tak, by go nie odstraszyć. W międzyczasie położył mu jedną z dłoni na klacie, po której począł rozkoszną wędrówkę od dołu, niby to leniwie zmierzając wyżej. Tak to jest jak trzeba przez dłuższy czas ujarzmiać swoje żądze i takie skutki... Miał nadzieję, że go nie odepchnie i będą mogli sobie w jakimś stopniu ulżyć!

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Z Fuji Sushi

Jeremy nie był zachwycony tym, że chłopak chciał za niego płacić na drugim miejscu. Chciał fundnąć, ale zdawał sobie sprawę, że nie byłby w porządku. Przestawał myśleć logicznie przy tym młodym mężczyźnie. Przecież był nad wyraz inteligentny, prawda? Powinien móc dodać dwa do dwóch, ale teraz.. Teraz liczyły się tylko te blond włosy, kuszące wargi, delikatny dotyk i hamulce, których nie chciał puścić całkiem. Mógł przecież wybrać własny dom, zamiast pubu, klubu czy cokolwiek, gdzie mieliby więcej prywatności. Czuł się jak zahipnotyzowany.. Jakby był w jakiejś innej bajce. I sam nie wiedział czy było to przyjemne uczucie czy zbyt odurzające.
Poczuł jego dłoń na swoim udzie już w taksówce. Przełknął nerwowo ślinę, odwracając nieco głowę w druga stronę. Czuł iż jeszcze chwila, a będzie miał mały problem w miejscu, gdzie teraz problemów mieć nie chciał. Gęsia skórka oprawiła jego ciało, a noga niespokojnie zaczęła lekko tupać w celu uspokojenia swoich natrętnych myśli. Nie mógł wejść do klubu od razu z opiętymi spodniami, prawda? A przynajmniej lekko opiętymi. Na dodatek był głupi, do chuja wacka wziął skórzane spodnie?! Które jeszcze mocniej potrafiły taki problem uwydatnić. No tak.. Nie myślał, że jego randka z tindera w ogóle przyjdzie, a co dopiero, że będzie zachowywał się jak nastolatek wpatrując się w niego jak w obrazek.
Katorga jednak się skończyła i powoli mógł złapać “świeżego” powietrza, który chociaż na chwile ocucił jego wstawiony umysł. Wszedł za nim do budynku i widział parę ciekawskich oczu zwróconym ku nich. Trudno się mówi, prawda? Julek zaczął mówić, jakby chciał trochę sytuację z wcześniej rozładować, a może grał dla ludzi, którzy delektowali się trunkami? Snyderowi świat średnio wirował, był oszołomiony tym wszystkim, wrażeniami i swoją cholerną naiwnością.
-Do końca mojego życia będziesz mi to wypominać. Przyznałem się, że polegnę... -westchnął, by po chwili spojrzeć w jego twarz i oblizać mało świadomie wargi w momencie dostania kuksańca w ramię, a raczej płaszcz.
Stanął lekko z boku i poprawił swoje przydługie włosy, kiedy Harris załatwiał sprawę z barmanem. Część z nich mogła ich kojarzyć, tak samo jak w restauracji. Tak jak i tam, tak tutaj Jeremy'emu było wsio jedno, póki ten obraz, poruszających się zmysłowych ust był w zasięgu jego wzroku. Póki ten seksowny głos mówi do barmana i ten niesforny kosmyk, opadał mu na nos. Jego puls przyśpieszył, świat tańcował, coś czuł, że dziś pewnie film mu się urwie, ale.. Skoro się zgodził z nim tutaj przyjść, nie zamierzał żałować. Mogli jeszcze porozmawiać... Chciał go dotknąć.
Nie mógł dłużej myśleć o tym, bo Julek tylko spojrzał na niego, a potem chwycił pewnie za nadgarstek ciągnąc za sobą. Wcale nie czuł się w tym momencie wyższy o prawie dziesięć centymetrów, wcale nie czuł się tym większym ogólnie. Poczuł się tym młodym sobą, co był mało pewny siebie, był niski i po prostu szczupły… Przełknął ślinę, bo mimo tego jak się poczuł, czuł drugą skrajną emocję nazywającą się podniecenie z zaistniałej sytuacji. Nie odezwał się ani słowem. Szedł potulnie za nim, oblizując tylko swoją wargę i spoglądając na płaszcz mężczyzny.
Jeremy wchodząc i wychodząc z taxówki nie zapinał własnego płaszcza, szczerze alkohol go do tego stopnia rozgrzał, nawet w taką pogodę, że dobrze było poczuć zimny powiew wiatru na swoim rozgrzanym gardle.. Nie martwił się czy będzie ten maraton odchorowywać.
Po znalezieniu drzwi, uścisk blondyna jednak nie zelżał, wręcz przeciwnie Jem został siła wciągnięty do pokoju. Patrząc jak ten zamyka drzwi, zdążył wymówić tylko jedno słowo.
-Hyung…?
A po chwili poczuł jak ten popchnął go bardziej, skłaniając do przejścia dalej, aż był niedaleko sofy. Serce waliło mu jak oszalałe, a usta lekko się rozchyliły. Poczuł ostatnie pchnięcie i stracił równowagę na szczęście na sofie. Jego mina przypominała zdziwienie, ale nie na długo, bo Julius zdecydowanie był bardziej niż on napalony i niecierpliwy. Zanim cokolwiek zarejestrował poczuł jego wagi na swoich. Pierwszy odruch było mruknięciem w jego usta, a potem chwilowa zawiecha, jakby dotarło do niego co aktualnie się działo. Organizm jednak wiedział zdecydowanie lepiej co się stało, bo po chwili sam przymknął oczy i oddał mu pocałunek. Te duże wargi były idealne do całowania, a ich słodki smak rozpływał się w jego ustach. Ponownie mruknął czując jak jego dłoń krążyła po jego t-shircie. Sam pocałunek wywołał już w jego spodniach lekką niewygodę, dlatego zamiast przybliżyć się i dać upust wszystkim emocjom, wziął dłońmi lekko go odepchnął od siebie, przerywając ich złączone wargi.
Jego policzki były na pewno bardziej rumiane, już nie od samego alkoholu, ale i przez tego małego blond chochlika. Dobrze, że nie zaczęli się całować z języczkiem, bo pewnie by poległ, chociaż nie.. Nie był póki co tak najebany by się prawie przelecieć w vipowskim pokoju.
-Hyung.. -powiedział oblizując swoje wargi i łapiąc oddech -Napijmy się. -spojrzał na jego wargi od razu karcąc się w myślach -Jesteś taki seksowny.. Boże co ja gadam. Po prostu.. Napijmy się, rozbierzmy… Znaczy płaszcze.. Tak.. Płaszcze. -dodał pośpiesznie karcąc się w głowie, za swoje zdenerwowanie.
Po prostu odsunął od siebie starszego mężczyznę, nawet jeśli protestował. Potrzebował w tym momencie chociaż chwilę odetchnąć. Wstał z miejsca i ściągnął swój czerwony płaszcz, kładąc go na drugą sofę, nawet nie wieszając. Dopiero teraz odwrócił się do Juliusa, spoglądając na niego z góry i przejeżdżając kciukiem po swojej dolnej wardze, by po chwili lekko go oblizać. Chciał wstrzymania, a sam zaczął go kusić.
-Co do drinków.. Hyung. Zdaje się na ciebie. -odparł z uśmiechem, po czym usiadł niedaleko niego.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Wbrew pozorom, mimo że Julek uwielbiał luksusy i był obrzydliwie bogaty... Zdecydowanie sam wolał zapewniać innym jakieś ciekawe atrakcje albo ogółem wpłacać pieniądze na jakieś wyższe cele. Tak, to również robił! Jakoś nieswojo się z tym czuł, kiedy ktoś mu coś stawiał. Ale to było takie jego dziwactwo. Wynikało ono zapewne z faktu, iż skoro był ustawiony na całe życie, to nie potrzebuje od nikogo dodatkowej kasy, czy to w postaci banknotów, czy właśnie w formie opłaty za rozmaite formy rozrywki. Jednak nie zamierzał wykłócać się o to z tym przystojniakiem, który definitywnie zawrócił mu w głowie. Tak wpadł, że racjonalne myślenie się natychmiast wyłączało. Tak to bywało, gdy spotykało się kogoś przyciągającego i piekielnie seksownego pod każdym względem. Wymiękł ostatecznie i przystał na to, by podzielili się rachunkami. Uznał to za iście sprawiedliwe rozwiązanie! Niechaj już tak nie narzeka i zna Harrisową litość, bo jakby się uparł, to by go ni chuja nie przekonał, nawet wołami! Gdyby nie sprawiał, że nogi pod nim się uginały, to pewnie by postawił na swoim. A tak zaczął go wprost wyjątkowo traktować, więc... powinien czuć się wyróżniony! Powoli tracił przy nim wszelkie zmysły i szczerze powiedziawszy mógł równie dobrze puścić te przeklęte hamulce tu i teraz. Taka jego śmiała natura i nic dziwnego, że jak dotąd to on wykonywał odważniejsze kroki, a Snyder uchodził za tego bardziej nieśmiałego. Przynajmniej na razie... Poza tym przy nikim się tak wspaniale nie czuł jak przy tym nader atrakcyjnym chłopaku. Odnosił wrażenie, jakby był on jakimś nadzwyczaj uzależniającym narkotykiem, który zasadniczo wprost przedawkował. Odleciał przy nim dokumentnie, jakby był na jakimś potężnym haju. Błogostan w jakim trwał przez tą zacną jednostkę był nie do opisania zwykłymi słowami. Podążał za nim trochę bezmyślnie, jakby całkowicie postradał rozum. Zamiast sam z siebie zaproponować, że mogliby po restauracji udać się prosto do jego posesji, to on się go posłuchał i poleźli koniec końców do tego klubu. Trudno, będą mieli co potem wspominać, a także nieźle się rozerwą!
Nie mógł już znieść tego seksualnego napięcia, jakie między nimi jawnie powstało, toteż musiał go chociaż po tym udzie zmacać po drodze. Dało się zauważyć, że go swą bezpośredniością z deka peszył. Ale to nic, blondasek dołoży wszelkich starań, aby się wyluzował i wreszcie uległ jego urokowi osobistemu! Och, któż mógł przewidzieć, do czego to spotkanie doprowadzi...? Lepiej dla Julka, iż ten postawił na eleganckie, luźniejsze spodnie. Nie będzie go w jajcach aż tak silnie uwierało, gdy mu zacznie penis twardnieć przez wzrastające podniecenie, wywołane samą obecnością tej jakże fascynującej, gorącej partii. Pewnie jak mu konkretniej stanie i tak będzie to widoczne, ale z pewnością nie aż tak, jak u Jeremy’ego. Sam rozważał jakieś obciślejsze spodnie żeby było śmieszniej. Aczkolwiek zrezygnował z tego wyboru. Jak już było wspomniane, skoro na pierwszej randce nie było nigdy jakichś poważniejszych szaleństw, nie widział sensu w zakładaniu choćby opiętej na dupie skóry. Gdyby wiedział, że stanie się nadzwyczaj emocjonalnym wulkanem, bezsprzecznie założyłby inny strój. I choć nie był jakiś mocno wstawiony, alkohol dał mu dostatecznie w banię, by mieć utrudnione myślenie. Dodać do tego obecność Jera, co jest równe totalnemu roztargnieniu! I tak nieźle sobie radził i jakoś z tej sytuacji wybrnął. Mimo wszystko miał dość mocny łeb i tak łatwo go żadne procenty nie brały. W tym przypadku była to bardziej mieszanka wybuchowa, stworzona z nadmiaru emocji i płynącego w jego żyłach połączenia dwóch trunków, które wcześniej w siebie wlał.
Oj, zluzuj poślady słodziaku, ja się tak tylko zgrywam! Następnym razem bierz mniejsze porcje. — zasugerował mu wesołym tonem, chichrając się pod nosem, co było zwyczajnie silniejsze od niego. Kuksańca też zasadził mu z automatu. Prosił się! Pragnął tego samego co on. Dotknąć go, a nawet o wiele więcej. Miał ochotę... robić z nim niegrzeczne rzeczy. Taki był kurwa otumaniony! Z tego względu długo nie załatwiał spraw z barmanem. Już byli tak blisko, by się wyżyć i sobie ulżyć… Fartownie jego wspaniały towarzysz nie oponował i dał mu się zaciągnąć tam, gdzie zechciał. Wyłapał jak do niego wypowiedział te charakterystyczne, jego ulubione słówko, lecz w odpowiedzi oblizał lubieżnie wargi, wciąż milcząc. Raczej sam nie zapinał wcześniej płaszcza. Było mu tak kurewsko gorąco, iż nie odczuwał takowej potrzeby. Nie dbał o nic i miał gdzieś, czy się przez tę akcję rozchoruje. Jeremy był wart wszelkiego zachodu! Nie chciał też go aż tak bardzo przytłaczać swą przesadną pewnością siebie, toteż mimo ciągłego popychania go, przysiadł się obok niego, a nie siadał na nim okrakiem, choć i to przeszło mu przez myśl. Jako iż był ciut niższy od niego, podpierał się ręką o miękkie podłoże, coby wyciągnąć się do jego twarzy i móc jej jakkolwiek dosięgnąć. Niemniej... nie chciał przesadzać w drugą stronę. Tak czy siak... bezapelacyjnie tracił nad sobą kontrolę. Musiał choć przez chwilę posmakować jego słodkich, miękkich ust. Inaczej byłby chory. Rozbawiła go ta jego krótkotrwała zawiecha, ale nie przestawał go muskać swymi wargami, skoro ten odwzajemnił pieszczotę ku jego zadowoleniu. Pragnął przeobrazić ten pocałunek w coś dzikszego, namiętniejszego... i był blisko wetknięcia mu języka do buzi. Nie oszuka go, widział, że jego dotyk na niego rozkosznie działał, czego potwierdzeniem były pomruki, które wydobywały się z jego gardła. Zrobił smutną minkę, kiedy tak go po chamsku odepchnął, co wywołało na jego facjacie niezłą konsternację. Zamrugał aż w niedowierzaniu kilkukrotnie powiekami. Wywrócił zabawnie oczami na jego zabawną plątaninę zdań. — Nadal ci mało tego alkoholu...? Jak sobie chcesz, możemy wypić go więcej... mi to nie robi różnicy. Z przyjemnością. — wymruczał zmysłowym tembrem, co było specjalnym zagraniem. Żeby mu już tak dowalić, celowo począł z siebie zsuwać ten płaszcz stopniowo, jakby robił jakiś striptiz, wymieszany z erotycznym tańcem. Począł kręcić bioderkami w rytm grającej muzyki, a jego zewnętrzne okrycie opadało coraz niżej, żeby ostatecznie upaść na ziemię w finezyjnym stylu. Zwinnym ruchem podniósł go, żeby rzucić obok tego należącego do Snydera. Taki niedotykalski, a jak go bezczelnie uwodził tymi specyficznymi gestami! — I co ja mam z tobą zrobić, hm? Taki pełen sprzeczności... taki piekielnie kuszący i apetyczny... kurwa, ja wiem, że mnie pragniesz, przestań mi się opierać. — rzucił prosto z mostu, a co on się będzie cackał! Podszedł do niego ponownie, tym razem nachylając się nad nim i przejechał palcem wzdłuż jego warg, od górnej do tej dolnej. Nie zamierzał mu niczego ułatwiać, niech sobie nie myśli! Cmoknął go lekko w usta, wydając przy tym takie sprośne mlaśnięcie, po czym podszedł do zestawu alkoholi jakie tam nieopodal stały. Takie pokoje zawsze miały ich pokaźne zbiory, w końcu po coś się wydaje krocie na VIP’a, nie? Nie miał zbytnio pomysłu, co mógłby im zaserwować, więc po prostu... zgarniał to, co przykuwało oko. Finalnie zrobił coś podobnego do sex on the beach, tylko trochę... mocniejsze. Nalał do dwóch większych kieliszków i po przygotowaniu nietypowych drinków, wrócił do Jeremy’ego, podając mu do ręki jeden z pełnych naczyń, a sam... nie oszczędzał go i usadowił mu się na udach w taki sposób, aby nie spaść. — Na zdrowie. — zakomunikował tuż przy jego ustach, ogrzewając je swoim ciepłym oddechem i upił parę porządniejszych łyków, wpatrując się głęboko w jego oczy. Chwycił się jednocześnie wolnym ramieniem za jego szyję, by mieć jakąś podporę. Teraz mu się nie wywinie! — Mam prośbę... nie zrzucaj mnie więcej, bo się obrażę! — pogroził mu nawet palcem tej dłoni, która zwisała po przeciwległej stronie. Czuł jak powoli jego członek zaczyna się unosić, a podniecenie jedynie wzrastało do niewyobrażalnych rozmiarów. Jednakże nie robił nic więcej i czekał na dalszy rozwój wydarzeń.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Jeremy wiedział, że powinien wziąć mniejszą porcję. Co z tego jak mózg poszedł na wakacje przez tego blond przystojniaka. Nie wiadomo czy chciał zaszpanować tym, że tyle zje, czy cokolwiek.. Ale przynajmniej Julek będzie miał pożywkę z niego do końca jego dni. Jak to Jeremy Snyder nie mógł zjeść wielkiej tacy z sushi i tempurę na jednym posiedzeniu…
Potem trafili do tej loży dla vipów, gdzie wszystko stało się całkowicie inne. Ich aurę napalenia na siebie szło wyczuć już od wejścia. Klimatyczna muzyka, miękkie sofy, oświetlenie nie rażące oczu wprawiający w tej konkretny nastrój. I on.. blondyn, który popchał go na miękki mebel i pocałował. Jeremy naprawdę myślał, że wtedy odpłynie, ale to była jego pierwsza “randka”, a raczej miało być zwykłym spotkaniem, które skończyło się nad próbą zapanowania nad własnymi odruchami. Przez to się spinał koszmarnie. Bał się nawiązać bliskości, bo zdawał sobie sprawę, że się potem nie powstrzyma.
Julius Harris działał na niego niczym wata cukrowa działała na kubki smakowe większości dzieciaków. Był seksowny, słodki, pewny siebie i do tego odpowiedniego dla niego wzrostu. Miał same zalety, które przytłaczały strasznie młodszego z nich. Na dodatek był władczy, a to on naprawdę lubił. Jasne zdarzało się, że sam lubił pakować się w tą rolę, ale jednak.. Takie rzeczy kręciły go, dlatego tak usilnie starał się by to wszystko nie poszło za szybko, tak bardzo miotał się w tym co mówił, ewidentnie sprawiając, że ta słodka twarz wpatrywała się w niego. Na dodatek wyglądał jakby był smutny przez odepchnięcie. Cóż.. Próba wpłynięcia na tę relację mimo, że ciało wyło i rwało się do niego było koszmarem.
Charakter jego hyunga jednak szybko przeszedł w pozytywny ton. Snyder’owi było mało alkoholu, musiał zagłuszyć swoje sumienie, bo przecież nie był taki.. Łatwy.. Cholera jak to nie brzmiało obskurnie, nie chciał wyjść na takiego. A jednak nie potrafił przy nim się powstrzymać przed myleniem, wpatrywaniem się w niego jak ściągał seksownie swój płaszcz powodując, że uścisk w spodniach nieco bardziej naparł i sprawiał że robiło się tam ciasno.
-Przestań mówić takie sprośne rzeczy hyung. -odparł lekko chrząkając -Czuję się jak tak na mnie patrzysz jak jakiś deser do schrupania… -po ostatnich słowach poczuł jego palec na swoich wargach.
Jak na zawołanie jego organizm momentalnie sprawił, że usta lekko się rozchyliły, a po chwili poczuł lekki znów pocałunek na nich. Grzechem było jakby tego nie zrobił, ale i tak przyglądał się wdziękom Julius’a, żałując, że nie miał bardziej opiętych spodni, bo bardzo chętnie by pooglądał opięte jego dwie półkule, tak jak on mógł oglądać jego. Rozpiął kolejny guzik od swojej koszuli, mając już trzy rozpięte, bo atmosfera zdawała się nad wyraz gorąca. Obserwowanie jak się tam krząta i robi mu drinka, było ekscytujące. Mógł chwile odpocząć od jego kuszącego ciała, a jednak jego wzrok podążał za każdym jego wykonywanym ruchem przy alkoholach.
Patrzył jak wracał i przyjął ze skinieniem głowy swojego drinka. Poczuł jednak jak Julek zasiada mu na udach i się spiął o mało nie wylewając zawartości, zwłaszcza jak blondyn jeszcze się nachylił do niego i powiedział mu słowa w usta, a potem pijąc spoglądał na niego. Jeremy sam wziął parę łyków czując się, że wpadł w sidła jak jakaś głupia sarenka. Sidła tego wilka w owczej skórze. Szczerze czując jak alkohol bardziej krążył mu po żyłach, poczuł śmiałość. Nie był pizdą, ale pierwszy raz miał do czynienia z aż tak bardzo pewną siebie osobą.
Julek był za śmiały, a teraz był tak blisko, że zapewne jakby się podsunął bardziej na kolanach to by poczuł dość spory problem wyższego mężczyzny. Jego dotyk działał z nim cuda, a raczej rozpalał w miejscach gdzie się stykali. Chciał mu się odgryźć i powiedzieć coś o byciu perfidnym, że tak z nim się bawi i siada na nim bez zgody, ale zamiast tego wolną dłonią usadowił na jednym z jego pośladków i go ścisnął nieco za mocno.
-Jesteś niegrzeczny hyung. Tak bardzo pragniesz mnie? Czy wiesz, że to miała być tylko pogadanka, a nie macanie. -odparł spoglądając to na jego oczy, to na jego wargi -Chce się dowiedzieć.. Co cię kręci hyung? -przełknął ślinę i oblizał swoje wargi.
Chciał rozmowy, ale nie koniecznie grzecznej. Starał się nie peszyć, wręcz przeciwnie przez ten moment wydawał się pewny siebie, zwłaszcza, kiedy mógł ścisnąć jego pośladek.
-Hipotetycznie jakbym zgodził się pójść z tobą do łóżka, to jak byś chciał się ze mną kochać? Co byś chciał ze mną zrobić lub co ci chodzi po głowie bym ja zrobił z tobą. -upił łyka trunku tym razem sam patrząc się w jego oczy intensywnie, czekając na odpowiedź

autor

ODPOWIEDZ

Wróć do „3's & 7's”