WAŻNE Wprowadzamy nowy system pisania postów/tworzenia tematów w lokacjach. Prosimy o zapoznanie się instrukcją i stosowanie nowego wzoru. Więcej informacji znajdziecie tutaj!
Subfora zostały podzielone na 4 główne działy, oto orientacyjny zakres lokacji, które mogą się w nich znaleźć:
- strefa miejska - ulice, parkingi, tereny zielone, parki, place zabaw, zaułki, przystanki, cmentarze
- usługi - sklepy, centra handlowe, salony kosmetyczne, pralnie, warsztaty
- kultura i instytucje - galerie, muzea, teatry, opera, domy kultury, centra społeczne, urzędy, kościoły, szkoły, przedszkola, szpitale, przychodnie
- życie towarzyskie - restauracje, kawiarnie, kluby, kręgielnie, puby, kina
Dodatkowo w dzielnicach znajdziecie subfora większych firm albo ważnych dla forum i postaci lokacji, np. szczególne kluby, uniwersytet, czy restauracje.
INFO W procesie przenoszenia forum na nowy silnik utracone zostały hasła logowania. Napiszcie w tej sprawie na discordzie do audrey#3270 lub na konto Dreamy Seattle na Edenie. Ustawimy nowe tymczasowe hasła, które zmienicie we własnym zakresie.
DISCORD Jesteśmy też tutaj! Zapraszamy!
UPDATE Postacie chcące uzupełnić swoją KP o nowe treści w biografii mogą skorzystać teraz z kodu update w zamówieniach.
-
- Ulotnienie się z Tobą brzmi jak najwspanialsze z wymarzonych zakończeń tej nocy - kontynuował plain' time. Pozwalał sobie na śmielszy gest w postaci ogarnięcia zbłąkanego kosmyka włosów z twarzy dziewczyny, trochę zbyt długo patrzył jej w oczy, a i ton głosu jakoś mu się zmienił. Na taki bardziej.. flirciarski? Trochę wciągnął się w tą grę i niezupełnie wiedział kiedy do tego doszło. A niech Cię Ty cholerny drinku z parasolką! - Och, wybacz Judy - odparł, gdy nagle przypomniał sobie o istnieniu dziewczyny. Być może dlatego, że mocniej zacisnęła paznokcie na jego przedramieniu, a może to spojrzenie Adelaide trochę go nakierowało. Tak czy siak spojrzał na swoją towarzyszkę, lecz nim zdołał zareagować w jakikolwiek sposób ona już zmarnowała na nim swojego drinka. Przewrócił oczami, bo nie był to pierwszy raz, gdy spotkało go coś w tym stylu. - Wybacz Judy, zaszło nieporozumienie - zawołał za nią, na co odwróciła się na pięcie i pokazała mu środkowy palec. Jestem Jade warknęła, znikając w tłumie. Parsknął pod nosem i oddalił się, śledząc kroki Adelaide. Stanął tuż za jej plecami, lekko pochylając się, aby szepnąć jej do ucha kilka słodkich słówek. - Wariatka - skomentował, co zabrzmiało zupełnie jakby miał na myśli dziewczynę, która jeszcze chwilę temu kleiła się do niego podczas, kiedy teraz to on cały kleił się od jej drinka. - Ty, nie ona - sprecyzował. - Choć ona w sumie też - dodał po chwili namysłu. Odsunął się, aby zamówić szklankę wody i poprosić o kilka serwetek, którymi zamierzał doprowadzić do względnego porządku swoją koszulkę. - Więc gdzie są te koleżanki, o których wspominałaś? - zagaił, rozglądając się w koło. - Jesteś mi winna randkę. - i tutaj znów nie miał na myśli jej, a raczej którąś z jej koleżanek, ale tym razem nie sprostował swoich słów. Był ciekaw jak potoczy się ta rozmowa.
-
Nie mogła jednak wydać się im zazdrosną dziewczyną, bo ona i Nolan nie byli w żadnym stopniu związani. Ani kiedyś, ani teraz. Ot, wiele gier, nieprzyjemności, nieporozumień i kilka niezbyt miłych słów za dzieciaka. Gdyby tylko wiedziała... obecna Addie pewnie spłonęłaby ze wstydu i przeprosiła go, ale skoro żyła w przekonaniu, że Crawford żywił do niej jakąś nieustającą niechęć - musiała grać w tą grę. Nie mogła być miła dla kogoś, kto tylko raz okazał się pomocny, prawda? Co więc dzisiaj podkusiło ją do tego, by przymknąć oko? - Ah - zaśmiała się cicho i pokręciła głową, gdy już miała komentować jego kiepski dobór towarzystwa na ten wieczór. - Prędzej ona, niż ja. Aczkolwiek... masz rację, zachowałam się dziś impulsywnie - uśmiechnęła się do siebie stojąc w kolejce przy barze. Nie odwracała się, nie musiała tego robić, by poznać jego głos i o dziwo przyjemny zapach perfum, który ugodził w nią kilka minut temu przy parkiecie. Gdy Nolan zamówił wodę, Addie poprosiła o dwa shoty tequili i dopiero odwróciła się w stronę młodego mężczyzny. - Na parkiecie je zgubiłam, a co? - Uniosła brew do góry, spoglądając na niego uważnie. Wzięła nawet jedną ze serwetek, by pomóc mu w pozbyciu się pozostałości drinka, które skapywały z kosmyków jego włosów małymi kroplami. - Ze mną czy z Jade? - Zaśmiała się, bo usłyszała, ja tamta wołała, by go poprawić. - Na ostatniej randce gość wiózł mnie karawanem, nie wiem czy jesteś w stanie to przebić - ponowny cichy śmiech. Odrzuciła gdzieś na blat mokrą serwetkę i sięgnęła po kieliszki tequili. - Masz ochotę? - Zapytała, bo w sumie zamówiła z myślą o nim, ale widząc jak ma zamiar sączyć wodę nie chciała się narzucać. Najwyżej więcej zostanie dla niej.
-
Wbrew temu jaka relacja łączyła go z Adelaide, miło było mieć w życiu kogoś, kto pochodził z jego dość dalekiej przeszłości i przypominał mu kim był kiedyś i co zrobił, jaką przebył drogę, aby zdobyć to, co ma teraz. No i, co warto zaznaczyć, była jedną z naprawdę niewielu osób, która używała jego imienia. Odkąd faktycznie zaczął wkręcać się w to całe mordobicie i osiągać sukcesy w kolejnych walkach stał się Cindy. Nolanem Crawfordem bywał jeszcze jedynie w biurze, ale tam i tak częściej wołali go po nazwisku. Więc, choć nie zaczyna się od więc, nawet jeśli denerwował go fakt, że to właśnie Ade nazywa go Nolanem to wciąż uważał to za całkiem wyjątkowe. Może to właśnie to sprawiało, że czasami bywał dla niej milszy. Albo nie. - Zawsze byłaś trochę pokręcona - zauważył, bo choć pewnie wcale tak nie uważał to po prostu chciał jej dopiec. Zupełnie jakby faktycznie zaszła mu za skórę, kiedy chwilę wcześniej rozegrała całą tą scenkę w wyniku czego stracił zainteresowanie Judy. To znaczy Jade. W rzeczywistości jednak nie miało to dla niego najmniejszego znaczenia, tak dla sprostowania! - Może powinnaś je znaleźć. - wzruszył obojętnie ramionami, tylko podsuwając jej całkiem niezłą propozycję. To nie tak, że martwił się o to, że pozostała bez opieki, ale naprawdę liczył na to, że któraś z jej koleżanek jest dość ładna i miła, aby spędzić z nią trochę czasu na osobności. Nie, żeby szukał miłości życia, ale chciał trochę utrzeć jej nosa, a gdyby się okazało, że w oko wpadła mu akurat jej najlepsza przyjaciółka.. nie mógłby wymarzyć sobie lepszej zemsty na takim samym poziomie. Zaśmiał się lekko pod nosem, ponieważ alkohol sprawił, że Adelaide wydawała się być naprawdę zabawna. Przecież to musiał być alkohol, nie widział innej opcji. - Z którąś z Twoich ładnych koleżanek - wyjaśnił, skoro już musiał wyprowadzić ją z błędu. - O ile rzeczywiście są ładne - dodał tylko, aby wiedziała, że inne go nie interesują i właśnie dlatego nie jest zainteresowany również nią. Pajac czy pajac? - Niestety nie mam karawanu, więc wydaje mi się, że mógłbym nie sprostać Twoim oczekiwaniom. - posłał jej sugestywne spojrzenie, po czym szybko spojrzał na kieliszek, który trzymała. - Chcesz mnie upić i wykorzystać? - skrzywił się. Był pewien, że jeśli zgodzi się na ten kieliszek to na nim się nie skończy. Niemniej jednak liczył na to, że w międzyczasie Jeff wróci i przypilnuje jego zbyt-szybko-upijającą-się-pupę. Skinął więc głową i sięgnął po kieliszek, po czym uniósł go lekko w powietrze. - Wznoszę toast za nieznośną Adelaide Callaway, która jest jak wrzód na tyłku i pleśń na ulubionym jogurcie - oznajmił uroczyście z pięknym, czarującym uśmiechem.
-
- Cśśś, to nasz sekret, No. - uśmiechnęła się, skracając jego imię i uśmiechając się przez ramię. Jej wzrok powędrował od skórzanej kurtki, która spoczywała na jego ramionach, przez ścięgna na szyi, aż po linię żuchwy i oczy chłopaka. Aż dziwne, że mogli zachowywać się w ten sposób obok siebie, gdy normalnie była przerażona co następny dzień w jego towarzystwie przyniesie. Był zupełnie inny od Jeffa i nie mogła zrozumieć, jak to możliwe, że tak się od siebie różnią. Podczas, gdy mogła dogadać się z młodszym Crawfordem, relacja z Nolanem była jednym wielkim pytajnikiem. Tajemnicą, której nie rozwikłała nawet po latach od skończenia szkoły średniej. Musiała jednak przyznać, że te lata pomogły mu dojrzeć, w fizycznym aspekcie oczywiście. - Nie martw się, na pewno się znajdziemy - pokiwała głową, bo cokolwiek było powodem, dla którego chciał się jej pozbyć, nie zamierzała teraz odchodzić od baru. Zamówiła właśnie tequilę, to raz, a dwa... nie słuchała jego propozycji. Nie była zobligowana do niczego względem niego. - Aaaa... to dlatego je powinnam znaleźć, hm? Myślisz, że w ten sposób mi dopieczesz? Mało mnie obchodzi, czy z którąś się prześpisz. Gorzej jeśli będziesz bawił się ich sercami, Nolan - mruknęła ostrzegawczo. Nie miała względem niego żadnych praw, nie mogła być zazdrosna, a on mógł sypiać z kim chciał, nawet jeśli miałaby być to jedna z jej przyjaciółek czy koleżanek. Nie chciała tylko, by ostatecznie któraś się w nim zakochała i w końcowym efekcie wylądowała ze złamanym sercem. Znała takich facetów, jak on i nie zamierzała do tego dopuścić. Przyjaźń dla niej zawsze będzie priorytetem numer jeden. No, poza adopcyjną rodziną.
- Tak myślałam - zaśmiała się pod nosem i objęła palcami cytrynę. Spoglądała uważnie na niego, jakby chciała wyczytać co też chodzi mu po głowie. Dlaczego tu był? Dlaczego nie odszedł, skoro normalne tak bardzo przeszkadzała mu jej obecność? Nie, żeby ona znajdowała Crawforda na liście osób, z którymi chciałaby spędzić ten wieczór, ale coś się zmieniło. - Mógłbyś nie dać mi rady - wyzwanie? Igrała dziś z ogniem, cholernie. Zdecydowanie nie była sobą, tą Addie, która normalnie wywaliłaby go za drzwi tego klubu, która wkurzyłaby się, że jeszcze tutaj jest. Gdy wziął kieliszek tylko się uśmiechnęła, a następnie pokręciła głową na jego słowa. Niemożliwy. - Zachowujemy równowagę w przyrodzie, Noly - kto się lubi ten się czubi, co nie? - Aczkolwiek wydawało mi się, że bywam przyjemniejsza niż pleśń - zastanowiła się na głos, gdy przechyliła kieliszek i zagryzła tequilę cytryną. Skórkę wrzuciła do szkła i skrzywiła się delikatnie, jak zawsze, gdy cierpkość przeszła przez jej gardło.
-
- Nie przypominam sobie, żebyśmy składali jakąś uroczystą przysięgę poufności - zauważył, posyłając jej sugestywne spojrzenie. Poza tym użyła zdrobnienia, którego już w ogóle nikt poza nią nigdy nie używał w stosunku do niego. Zmarszczył lekko brwi, po czym mlasnął z niesmakiem. Takie pseudonimy to nie dla niego. - Jak już musisz używać mojego imienia to chociaż w pełnej wersji - westchnął. To nie tak, że tego nie lubił, ale czuł się trochę nieswojo, a może nawet mniej męsko. Gdyby jeszcze powiedziała do niego Nono to już w ogóle zostałby odkurzaczem z teletubisiów, a tego bał się najbardziej na świecie, bo nie mógłby już nigdy spróbować tubisiowych grzanek czy tubisiowego kremu. I po co i na co tak żyć? - Nie martwię się? - spojrzał na nią z poruszeniem, bo jakże mogła zarzucać mu tak głębokie emocje? I to jeszcze względem jej osoby? - A przynajmniej nie o Ciebie - mruknął pod nosem, bo wiadomo - chodziło tutaj o jego własny interes. DOSŁOWNIE. W końcu, jakby nie było, zamierzał zrobić rozeznanie wśród jej koleżanek. I tutaj znów znalazł chwilę na zmierzenie jej wzrokiem. Sukienka, którą postanowiła założyć była dość elegancka i jednocześnie zbyt krótka jak na wyjście z koleżankami, ale za długa jak na to, czego oczekiwały jego męskie instynkty. Miała bardzo zgrabne, długie nogi, a zabudowana sukienka podcinała skrzydła i nogi jego fantazjom. I jak zwykle obwiniał alkohol o to, że w ogóle się pojawiły. Zagryzł dolną wargę, by powstrzymać zawadiacki uśmieszek. - Od lat niezmiennie bawię się tylko Twoim sercem, Adelaide Callaway - parsknął nie mogąc powstrzymać się przed głupim komentarzem. Uprzednio wypity drink powoli rozplątywał mu język i choć starał się zachować niektóre swoje myśli dla siebie to coraz mniej chciało mu się to kontrolować. Skarcił się za to, że jego alter ego skomplementowało śmiech dziewczyny, po czym złapał za drugą ćwiartkę cytryny, które zaserwował im barman. Obtoczony w soli brzeg kieliszka wyglądał całkiem zachęcająco, jednak potrafił być zgubny. Wyglądał elegancko i skromnie, ale po wyzerowaniu kilku takich mogło być ciężko. Właśnie za to Nolan nie lubił drinków- są niebezpieczne, bo smakują jak sok, a później nagle nie możesz chodzić. - Pewnie tak, pewnie masz rację - przytaknął wyczuwając w jaką grę Adelaide próbowała z nim zagrać. Był zdecydowanie zbyt trzeźwy na tego typu zakłady, więc nie dał się zwieść. Jeszcze nie teraz. - Nolan. Jestem Nolan - przypomniał jej. - Lub Cindy, jeśli wolisz - choć on akurat wolał być Nolanem Crawfordem tej nocy. Bez trenera gderającego do ucha o tym jakim jest słabeuszem przez sam fakt spojrzenia na alkohol. Nie mówiąc już o jego wypiciu! - Nie przypominam sobie ani jednej takiej chwili - dogryzł jej, aby chwilę później powtórzyć po niej ruch przechylenia kieliszka. Z tym, że on nie skrzywił się przez gryzący kwas. Był do niego przyzwyczajony chociażby ze względu na codzienne koktajle, do których używał sporych ilości soku tegoż to owocu. Odstawił kieliszek na blat i wrzucił do niego skórkę z cytryny, a koniuszek jego języka przesunął się po wargach chcąc zebrać z nich ostatnie kwaśne krople. - Tequila jest obrzydliwa - ocenił. Nie, żeby był jakimś znawcą czy koneserem, ale brandy zdecydowanie najmocniej leżało w jego guście. Oczywiście zaraz po podstępnych, kolorowych drinkach. - Więc byłaś na randce w karawanie - zagaił. Chyba nie myślała, że faktycznie odpuści jej ten temat?
-
- Jak to? A knucie czegoś niedobrego i uroczyste przysięgi niczym w Hogwarcie się nie liczą? - Zaśmiała się pod nosem. - Ach, może to jednak było z Jeffem - zastanowiła się na głos, przesuwając językiem po dolnej wardze, gdy ich spojrzenia się spotkały. Wiedział, że miała dobry kontakt z jego bratem, kiedyś nawet bardzo dobry, ale ich relacja była teraz czysto platoniczna. Znali swoje sekrety, zwierzali się sobie, byli po prostu blisko... mieli coś, czego ona i Nolan nie wypracowali. Coś, co może odrobinę chciała mieć z nim? Ugh, nawet nie idź w tą stronę, Addie - skarciła się szybko w duchu, bo przecież on nie był kimś, kto chciał być blisko. Wolał ją drażnić, irytować, wolał się z nią droczyć, a języki stawały się coraz bardziej cięte z roku na rok, gdy zdobywała się na odwagę, by w końcu mu się przeciwstawić. Do dziś pamięta jego pierwszy szok, gdy uniosła głos i kazała mu spadać, choć przez pierwsze dwa tygodnie nie odzywała się wcale, znosząc jego dupkowatą wersję. - Marudzisz - zauważyła tylko, bo naprawdę, o imię teraz będzie się czepiał? A co do kremu tubisiowego, to faktycznie, byłaby wielka szkoda. Dlatego nie nazwie go Nono... jeszcze. Choć nie, brzmiałoby to bardziej jak jakiś skrót dla dziadka. Jeszcze jakiegoś spaczenia by dostali oboje. - Oczywiście. Więc jeśli chodzi o Ciebie, na pewno znajdziesz tu jeszcze kilka takich Jade, by Ci dziś towarzyszyły, jeśli czujesz wielką potrzebę ulżenia sobie - spojrzała wymownie na niego i nawet rzuciła krótkie spojrzenie w dół, tylko sugestywne, co by sobie nie pomyślał czegoś!
Stała sobie spokojnie, opierając się przedramieniem o bar i nawet obcasy nie pomagały jej w tym, by była po prostu niskim skrzatem. Wciąż miała jakieś piętnaście centymetrów do nadrobienia, by być na równi z Crawfordem, ale nigdy jej to nie przeszkadzało. W ten sposób szybko mogła uciec spojrzeniem, zawiesić je gdzieś wysokości mostka chłopaka i udać, że wcale nie widzi jak jej się przygląda. Przestąpiła z nogi na nogę, bawiąc się kieliszkiem, na tyle ostrożnie, by nie wylać alkoholu, ale definitywnie nie pomoże jej on w uspokojeniu się dzisiaj. Nie, gdy Nolan był obok. - i wydawałoby się, że przez tyle lat już się znudzisz. Chyba, że... - uniosła wzrok i przygryzła dolną wargę - nie umiesz się ode mnie uwolnić, co nie, Crawford? - Przesunęła palcem po jego nosie. Może była łatwym celem dla jego dziwnych fantazji, może przez te lata wypracowali więź, której nikt, nawet oni (a może zwłaszcza oni), nie potrafił zrozumieć. Może, gdyby nagle zabrakło jednej strony, odczuliby jakąś pustkę? W końcu kto przy zdrowych zmysłach prowadzi taką grę. W szkole średniej było to jako-tako zrozumiałe, po niej też, bo trzymała się z jego znajomymi, Jeffem, często widywali się poza murami szkoły i nie było to dziwne. Ale mieli swoją przerwę, mieli czas, by po prostu porzucić to wszystko w niepamięć. Jednak mimo to, jedno przyciągało drugie, na różnych zasadach, w różnych warunkach, na inne sposoby. Może faktycznie oboje bawili się swoimi sercami, nawet o tym nie wiedząc? Uśmiechnęła się ponownie, gdy zbył ją nie podejmując się wyzwania.
- Cindy... - powtórzyła cicho, na tyle jednak, że usłyszał lub zauważył jak jej usta układają się w znane mu przezwisko - zawsze uważałam to za coś głupiego. Dlatego dla mnie pozostaniesz Nolanem - choćby las się palił, nie zmieni jego imienia na jakieś takie przezwisko, którego używali jego kumple. I może nawet miała pewną świadomość, że niewiele osób tak do niego mówiło, może dlatego chciała w jakimś stopniu mieć cząstkę prawdziwego Nolana? Nie mogła powstrzymać śmiechu. - Fakt, jest. Ale dobrze działa na zapomnienie - wzruszyła lekko ramionami i zrobiła krok w jego stronę, przesuwając się, gdy ktoś dość brutalnie wszedł w jej przestrzeń osobistą. - Aaaa... właściwie to jechałam NA randkę karawanem, a sama w sobie była całkiem niezła. Dobre jedzenie. Doceniam darmowe posiłki, zwłaszcza kuchnie włoską - hint hint, nie ma co. Cóż, nie pochodziła z nadzianej do bólu rodziny, na woje studia wydawała fortunę, nie licząc połowicznego stypendium, więc nic dziwnego, że nie narzekała na taki obrót spraw. A skoro facet okazał się nie być wycinającym nerki kryminalistą, dla niej wszystko spoko.
-
- Pamiętaj, że Jeff zadaje się z Tobą z żalu i litości - napomknął niesiony dziwnym ukłuciem zazdrości. Wytłumaczył to jednak, nie zgadniesz czym, ano alkoholem! W końcu to po nim przychodzą do głowy głupie pomysły w stylu dzwonienia do swojej ex. Co prawda Nolan nigdy tego nie robił, ale może to wszystko przez to, że jego jedyną prawdą ex dziewczyną była Lettie, a że miał z nią względnie dobry kontakt i rozeszli się w zgodzie to nie bardzo miał powód, aby do niej zadzwonić po pijaku. Poza tym.. Raczej nie byłaby zaskoczona tym, że go słyszy. Znała go lepiej niż jakakolwiek inna osoba. - Udzieliło mi się, bo za długo z Tobą przebywam - odpyskował, a nawet pokazał jej język jak rasowy gówniarz i nadworny pajac. Pech, że w tym swoim byciu pajacem potrafił zachować cały swój urok osobisty. Pewnie na to leciały wszystkie te laski. - Za kogo Ty mnie masz? - spojrzał na nią z żalem. Naprawdę, co zaskoczyło i samego Crawforda, poczuł się urażony jej płytkim spojrzeniem na jego osobę. - Myślisz, że marnowałbym czas na rozmowę z Tobą, gdybym faktycznie chciał znaleźć sobie jakąś dupę na jedną noc? - odparł oschle i trochę zbyt ostro. Odwrócił nawet wzrok, a jego usta zacisnęły się w cienką linijkę - i proszę! Obudziła potwora.
Wzruszył lekko ramionami. - Próbowałem wiele razy, ale ciągle za mną łazisz - wyjaśnił mając przecież idealny punkt zaczepienia i dowód w postaci dzisiejszego wieczora. To ona podeszła do niego, nie na odwrót! Pochylił się, aby zrównać z nią spojrzenia i zademonstrować swój piękny uśmiech przeznaczony tylko dla niej. - Ty po prostu nie potrafisz się ode mnie odkleić - mruknął z satysfakcją w postaci błyszczących iskierek tańczących po jego tęczówkach. Przez chwilę trwał tak zmuszając biedną Addie do podtrzymywania kontaktu wzrokowego. Gdyby uciekła spojrzeniem w bok oznaczałoby, że ją zawstydził i wygrał, a wątpliwe, aby tego właśnie chciała. W końcu trochę już ją znał, czytał z niej jak z uchylonej księgi.
- Głupiego? - zdziwił się. - Dlaczego uważasz mój pseudonim za głupi? - tym naprawdę chciał poznać jej zdanie, ponieważ jak można się domyślić, była pierwszą osobą, która powiedziała coś takiego. Zmierzył ją badawczym spojrzeniem finalnie unosząc jedną z brwi ku górze. - Czego chcesz zapomnieć? Swojego imienia, adresu czy tabliczki mnożenia? - nie musiała odpowiadać, bo prawdopodobnie wcale nie obchodziło go to z czym zmagała się Adelaide. Właściwie nigdy nie był zbyt wścibski, pewnie to dlatego. - I co? Jedliście na cmentarzu? Jeden z grobów posłużył wam za stół? - żartował sobie mając gdzieś tam z tyłu głowy myśl, że gdyby tylko mama usłyszała jego głupie tekst to już dawno dostałby po głowie. Jego rodzina była ultra religijna, więc nawet nie wspominał przy niedzielnym obiedzie, że i tą mszę opuścił na rzecz innych zajęć.
-
- Z wzajemnością - odparła nie przerywając kontaktu wzrokowego. Mogli w tym momencie zaglądnąć sobie w duszę, ale oboje chyba byli pod zbyt sporym wpływem alkoholu, by przejmować się takimi rzeczami. Addie jednak nie odwróciła ani na moment głowy, nie zamierzała dawać mu satysfakcję, bo czuła, że to było wyzwanie. Milczała więc, wytrzymując prowokujące spojrzenia, na moment zatapiając się w jego tęczówkach i czując, że jej ciało odrobinę się rozluźnia. Nie walczyła z tym, nie walczyła z nim, a na twarzy pojawił się lekki, zadziorny uśmiech. - Naprawdę lubisz być nazywany jak kobieta? Do nóg Cindy Crawford Ci daleko, obawiam się, że nawet do Kai by Ci wiele brakowało - pokręciła głową z niedowierzaniem - mało męskie, jak na mój gust. To prawie tak, jakby ktoś chciał Ci dopiec, że nie jesteś wystarczająco dobry... ale to tylko moja teoria. Nie znam w sumie kontekstu przyznania Ci tego głupiego pseudonimu - odparła, rozkładając trochę ręce w bezradnym geście. - Plus... lubię Twoje imię - dodała na końcu, nie chcąc wyjść na jakiegoś gbura, który tylko krytykuje. Jasne, uważała, że to kompletnie nie pasowało do niego i gdyby jej, na miejscu chłopaka, ktoś przyznał takie pseudo i to jeszcze miałoby wybrzmiewać na ringu - miałaby pewne wątpliwości. Ale obraz męskości i pewności siebie każdy miał inny, zwłaszcza tego drugiego.
- Przecież i tak masz to gdzieś, po co pytasz - wywróciła oczami i zamówiła sobie wodę z limonką, którą po chwili sączyła przez słomkę. Zdecydowanie powinna zostawić już tequilę i inne alkohole, przynajmniej na dziś. - Zabawne - nie stać było go na coś lepszego? - Zmartwię Cię, rzadko bywam na cmentarzach. Randki tam nie są w moim stylu. Poza tym, naprawdę? Teraz zaczniesz nabijać się z moich randek? Gdybym Cię nie znała, pomyślałabym, że jesteś zazdrosny, Crawford - szepnęła mu do ucha i zaśmiała się melodyjnie. Odstawiła szklankę na bok i pociągnęła go za rękę w stronę parkietu. Impuls.
-
- Właściwie to nie. Twoje zdanie nie obchodzi nikogo. - och, no tak, zacisnął zęby i uporczywie starał się na nią nie patrzeć. Miał ochotę iść prosto z klubu na salę treningową, aby pociskać pięściami w skórzany worek, ale szczerze wątpił, aby był to dobry pomysł. W końcu już trochę wypił, a ludzie po alkoholu bywali bardzo nieostrożni. Mógłby zrobić sobie krzywdę nieumiejętnie uderzając w cel lub przekrzywiając rękę w dziwaczny sposób. Nie chciał nawet myśleć co wydarzyłoby się, gdyby doznał kontuzji. Właściwie prawdopodobnie byłby skończony, a trener zjadłby go za brak odpowiedzialności i bycie kretynem, którym tak czy siak był. - To Ty tutaj stoisz - odparł oschle, wreszcie rzucając jej krótkie spojrzenie. Nie należało do najmilszych, a wręcz było jakby puste. Jakby rzeczywiście uraził go jej komentarz. Jakoś nagle cały się spiął i nie czuł całej tej zabawy, na którą poświęcił tą noc. Cholerny Jeff.. - Ja czekam tutaj na brata, który najwidoczniej ulotnił się zanim ja zdążyłem to zrobić. - w tym momencie popełnił kolejny błąd, ponieważ zamówił jeszcze dwa kieliszki tej obleśnej tequili i w zdecydowanie zbyt szybkim dla siebie tempie wyzerował je, następnie zagryzając żółciutkim cytrusem.
Zaimponowała mu złapaniem rękawicy, którą jej rzucił i podtrzymaniem kontaktu wzrokowego. Zwykle patrzył na ludzi nieobecnym lub zbyt śmiałym spojrzeniem, a ona wydawała się być kompletnie nie wzruszona. Miało to pewien urok, o którym nie zamierzał jej mówić. Wolał zostawić to dla siebie, aby przypadkiem nie pomyślała, że jednak trochę ją lubi. Choć, właściwie, uważał ją za inteligentną, więc pewnie i tak zdawała sobie z tego sprawę. - Trener mnie tak nazwał kilka lat temu i tak już zostało - wyjaśnił. - Oznacza to, że jestem gorącym towarem. - przybrał na usta głupawy uśmieszek. Jasne, że był gorącym towarem - interpretacja dowolna. Nate miał na myśli gorący towar jako zawodnik, którego wszyscy chcieliby mieć dla siebie, który dzięki ciężkiej pracy i odrobinie szczęścia zdobył wysoką pozycję, zyskał popularność międzynarodową. To już wielki sukces. Nolan uważał się za dość męskiego faceta i pseudonim nie był w stanie zmienić jego postrzegania samego siebie. Wręcz mocno go bawił i uważał, że skoro nie kręcił nosem, a dumnie go nosił to pokazywało tylko, że jest naprawdę zabawnym, wyluzowanym gościem z dystansem do siebie. To przecież całkiem spora zaleta! - Mhm - przytaknął. - Dobrze się składa, bo też je lubię - odparł głupio. Nie było opcji, aby powiedział jej, że on lubi jej imię. Zawsze się z niego naigrywał i zdrabniał w totalnie głupie sposoby. Lub w ogóle używał pełnej wersji i chyba to robił najczęściej.
Nolan naprawdę świetnie tańczył i całkiem dość lubił to robić. Wbrew zapracowaniu na łatkę sportowca nie wykonywał kwadratowych ruchów niczym Pudzianowski w Tańcu z Gwiazdami, a niesiony zagotowaną od tequili krwią w żyłach - wszedł w to. Zakręcił Ade wokół własnej osi, gdy tylko wybrali sobie właściwie miejsce do tańca, po czym przyciągnął ją śmiało bliżej swojego ciała i pochylił się do jej ucha. - A myślałem, że sztywniaczki takie jak Ty nigdy nie tańczą. - rzucił jej kolejne wyzwanie, bo choć wcale nie musiała to przecież mogła udowodnić mu, że wcale nie jest taka sztywna. Mimo, że, nie wiedzieć czemu, prawdopodobnie powiedział to tylko po to, aby ją sprowokować.
-
- Tak? Myślę, że jednak trochę Ciebie obchodzi - jego reakcja była dla niej wystarczająca. Jedno, czego Nolan przez swoje życie nie osiągnął, to odsunięcie Adelaide Callaway od siebie na tyle, na ile podobno "chciał". Jego czyny były sposobem obrony, ale jego oczy, w które teraz się wpatrywała, mówiły znacznie inną historię. I cóż, nawet jeśli oboje potrzebowali trzymać się od siebie z daleka, to ostatecznie lądowali w dziwnych sytuacjach, jak dzisiejsza. Oboje przecież mogli odejść, oboje mogli zmienić lokal, bar, a nawet zniknąć w tłumie. A jednak coś sprawiało, że wciąż przebywali ze sobą. - Cóż, przyszłam tutaj, mądralo. I zaproponowałam Ci ze mną drinka, byś uwolnił się od tamtej panny - zaśmiała się cicho - to nie moja wina, że nie umiesz się ode mnie odsunąć - mrugnęła do niego rozbawiona, po czym pokręciła głową z niedowierzaniem. Biedactwo, no Jeff go chyba jednak wystawił, może spotkał Atlasa? Nie było to jednak tak istotne, bowiem starszy Crawford zamówił kolejkę i postanowił wyżłopać alkohol, który i tak już źle na nich działał. Ta noc mogła skończyć się tylko w jeden sposób - być katastrofą, ale jakiej miary, mieli się jeszcze przekonać.
Uniosła brew do góry, bo do "gorącego towaru" to mu trochę brakowało, ale nie odezwała się w pierwszej chwili. Jakby przełykając wszystkie słowa, które mogłyby go rozjuszyć. - Cóż, samoakceptacja jest najważniejsza, jakby nie patrzeć - posłała mu lekki uśmiech. - Co wcale jednak nie znaczy, że nie mam swojej teorii na temat tego przezwiska - wywróciła oczami, bo każdy widział i słyszał co chciał, prawda? Bardzo subiektywnie do tego podchodząc, on miał wersję, w której nie przeszkadzała mu ksywka "Cindy" i miała być znacznikiem dla gorącego towaru, ona uważała, że było to w pewnym sensie dopieczenie mu. Wykorzystywał to natomiast w dobry sposób, niektórzy pewnie byliby po prostu zawstydzeni. Czasem podziwiała siłę ludzi i cóż, po cichu i on zaliczał się do tej grupy. Nie chciała mu jednak nic mówić. Wystarczyło, że w domniemaniu się lubili. - To dobrze - przygryzła lekko wargę - bo tak zamierzam Cię nazywać - nie Cindy, nie Crawford, a Nolan. No i czasem zdrabniać, bo uroczo się wkurzał. Dzięki temu, czuła, że po prostu są bliżej. Może to dziwne, ale dla niej nawet tak pokręcone więzi musiały być na własnych warunkach, nie ślepo idąc za innymi.
Zaśmiała się, gdy ją obrócił i wylądowała blisko Crawforda, opierając dłonie o jego tors. Wywróciła oczami, gdy ich spojrzenia się spotkały, a ona zerknęła na ten zadziorny uśmiech na twarzy chłopaka. Kretyn. Uroczy kretyn. - Za mało mnie znasz - nie żeby chciała mu coś udowodnić teraz, ale muzyka była na tle dobra, że chciała po prostu potańczyć. Jej koleżanki gdzieś wyparowały, Jeffa nie było, więc zostali sami w swoim towarzystwie, a nie będą stać jak kołki przy barze. Poza tym, wypocenie trochę alkoholu dobrze im zrobi. Zakołysała biodrami w rytm, przeniosła przedramiona na jego barki i palce jednej dłoni zacisnęła lekko na ramieniu Nolana. Kciukiem drugiej przesunęła po jego szyi, delikatnie wyczuwając puls, aż dotarła do żuchwy. Uśmiechnęła się zadziornie, na sekundę dłużej wpatrując mu się w oczy. - Nieźle tańczysz - zauważyła.
-
Temat swojego pseudonimu zakończył teatralnym wywróceniem oczami. Nie było sensu roztrząsać tego tu i teraz. Zwłaszcza, że Adelaide przygryzła wargę, a wzrok Nolana automatycznie powędrował w tamtym kierunku. Zupełnie nieświadomie i niekontrolowanie. Kiedy jednak przyłapał się na tym niecnym uczynku zdołał jedynie skarcić się w myślach, bo już gnali na parkiet. I dobrze - nie musiał w żaden sposób tłumaczyć swojego zachowania.
Prychnął na jej słowa. - Może za mało, ale i stanowczo zbyt długo - zażartował, ponownie próbując jej dogryźć. Tym razem jednak wargi mężczyzny wykrzywione były w lekkim uśmiechu, więc z łatwością można było rozpoznać jego intencje. Poruszali się w rytm muzyki lecącej z głośników, a dzięki dawce wypitego alkoholu Nolan nie miał większego problemu z rozluźnieniem się - wręcz poddał się imprezowej aurze. Uśmiechnął się na jej komplement, a jego ręce przesunęły się z talii na biodra dziewczyny, by następnie, zupełnie znienacka, obrócić ją tyłem do siebie. Kiedy jej plecy zetknęły się z umięśnionym torsem Nolana, ten postanowił pochylić się do jej ucha. - Tequila jest obleśna, ale ma jedną ciekawą cechę - mruknął na tyle głośno, aby przebić się przez głośny bas klubowego hitu. - Sprawia, że jesteś całkiem znośna, Adelaide Callaway - dodał trochę zbyt ponętnie.
Cóż, alkohol - sama rozumiesz!
-
- Z wzajemnością - szepnęła mu do ucha, niby konspiracyjnie z zadziornym uśmieszkiem, jakby chciała mu pokazać, że nie tylko on ma na końcu języka kilka słów, które chciałby powiedzieć. Czasem miała wrażenie, że wracali do szkolnych korytarzy, gdzie za plecami słyszała jego kpiący głosik, a gdy się odwracała jedyne na czym skupiała się to jego uśmiech. I te skry w oczach. - A nie chciałeś? - Naprawdę próbował z niej wyciągnąć cały obraz tego, jak krzywił się mimowolnie i chciał uciec? Widziała jego spięte ciało, widziała jak nerwowo zaciska palce na szklance i jak ucieka wzrokiem, szukając punktu wyjścia z patowej sytuacji. Wystarczyła jej chwila, odcinek od toalet do niego, by wiedzieć, że wcale nie miał dzisiaj ochoty na towarzystwo natrętnej panienki. Nie musiała mu tego tłumaczyć, wiedział, że była spostrzegawcza i inteligentna, nawet jeśli trudno było mu przyznać, że panna Callaway miała jakieś plusy. Poza zgrabnym ciałem i fajnym tyłkiem, obviously. - Więc jest nas w tym dwoje - zaśmiała się melodyjnie po raz kolejny, na tyle jednak krótko, by objąć ustami słomkę i pociągnąć kilka łyków wody na odchodne.
- Można by było się pokusić o myśl, że Twoje życie byłoby nudniejsze beze mnie - tak odrobinę, prawda? Była jakąś częścią jego kolorowego bytu, która podkręcała kolory i pozostawała wiele pytań, wątpliwości i różnych osądów. Addie sama musiała przyznać, że gdyby nagle go zabrakło, odczułaby dziwną pustkę. To, że był i wracał ponownie spowodowało, że jakaś jej część została wypełniona, jeden puzzel do układanki. I było to dziwne uczucie, a może rozkminy po alkoholu zachodziły za daleko w jej głowie, ale na swój sposób cieszyła się, że po prostu jest. Nawet jeśli to wszystko było skomplikowane, a ona na pewno nie przyzna się do tego w najbliższym czasie. - Lubię, jak się uśmiechasz - zbliżyła się, zanim ją obrócił i owiała jego szyję oraz ucho ciepłym oddechem. Nuta cytryny, tequili i lekkich, jaśminowych perfum na pewno uderzyła do jego nozdrzy, zanim sama Callaway postanowiła się rozluźnić i dać mu prowadzić. Cichy chichot opuścił jej usta, gdy została odwrócona do niego plecami i na moment przymknęła oczy, czując jego dłonie oraz umięśniony tors chłopaka. Alkohol robił z ludźmi dziwne rzeczy, zwiększał tolerancję, powodował, że człowiek się rozluźniał, nie spinał za każdym razem, jego umysł mniej przetwarzał na poważnie i pozwalał na takie zachowanie. Normalnie przecież nie byłaby tak blisko, nie ocierałaby się o niego (czy to w wyniku braku miejsca, czy po prostu ze względu na to, że jej się to podobało) w tańcu i nie pozwalała na ten flirciarski ton. - Uważaj, to może być całkiem niebezpieczne - odparła, zerkając na Nolana przez ramię. Uroczy rumieniec wpłynął na jej policzki, gdy przygryzła ponownie dolną wargę i odrzuciła włosy na jedno ramię.
-
zt. x2