WAŻNE Wprowadzamy nowy system pisania postów/tworzenia tematów w lokacjach. Prosimy o zapoznanie się instrukcją i stosowanie nowego wzoru. Więcej informacji znajdziecie tutaj!

Subfora zostały podzielone na 4 główne działy, oto orientacyjny zakres lokacji, które mogą się w nich znaleźć:
- strefa miejska - ulice, parkingi, tereny zielone, parki, place zabaw, zaułki, przystanki, cmentarze
- usługi - sklepy, centra handlowe, salony kosmetyczne, pralnie, warsztaty
- kultura i instytucje - galerie, muzea, teatry, opera, domy kultury, centra społeczne, urzędy, kościoły, szkoły, przedszkola, szpitale, przychodnie
- życie towarzyskie - restauracje, kawiarnie, kluby, kręgielnie, puby, kina

Dodatkowo w dzielnicach znajdziecie subfora większych firm albo ważnych dla forum i postaci lokacji, np. szczególne kluby, uniwersytet, czy restauracje.

INFO W procesie przenoszenia forum na nowy silnik utracone zostały hasła logowania. Napiszcie w tej sprawie na discordzie do audrey#3270 lub na konto Dreamy Seattle na Edenie. Ustawimy nowe tymczasowe hasła, które zmienicie we własnym zakresie.

DISCORD Jesteśmy też tutaj! Zapraszamy!

UPDATE Postacie chcące uzupełnić swoją KP o nowe treści w biografii mogą skorzystać teraz z kodu update w zamówieniach.

Awatar użytkownika
0
0

dreamy seattle

dreamy seattle

-

Post

<div class="lok0"><div class="lok1"><div class="lok2"><img src="https://i.imgur.com/LIpCnqU.jpg"></div></div></div>
Ostatnio zmieniony 2020-08-25, 21:12 przez Dreamy Seattle, łącznie zmieniany 1 raz.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

#7

Nie jesteś dobrą osobą, Ozzy. Nieważne jak bardzo upierałby się przy tym prostym twierdzeniu, prawda była wręcz na wyciągnięcie ręki. Nawet jeśli na wielu płaszczyznach dawał z siebie wszystko, to zawsze nawalał na tej jednej z najważniejszych. Czemu nie potrafił przestać brnąć w te przeszkody, które najwyraźniej nigdy nie miały już zniknąć z jego życia. Przez lata pozwalał im się nawarstwiać, pielęgnując w sobie irracjonalną urazę. Teraz, kiedy w oddali pojawiła się iskierka nadziei... zaczął się zastanawiać czy aby na pewno na to zasługiwał. Myśli chaotycznie kłębiące się po głowie Oswalda, wywabiły go z mieszkania prosto do zatłoczonego klubu. W pierwszym odruchu zatrzymał się przy numerze do Waltera, lecz wciąganie przyjaciela w kolejną noc szalonego maratonu tym razem za bardzo do niego nie przemawiała. Nienawidził tego mętliku uczuciowego jaki od niedawna przeszkadzał mu nawet w najprostszych czynnościach. Nie potrafił od tak pozbyć się tych uciążliwych myśli, na które żaden z przyjaciół zapewne niewiele mógł poradzić. Czy dlatego po pierwszym piwie poczuł przypływ niemądrej odwagi, by wysłać Rossie propozycję spotkania. Zrobił to zbyt butnie? A może nie to było powodem jej odmowy. Bolesnej, którą momentalnie postanowił zagłuszyć barwnymi doznaniami sobotniej nocy - zamierzał w końcu wyrwać się z pułapki przeszłości. Naiwnie uwierzył, że zdoła tego dokonać właśnie w ten sposób! Z lekkim zrezygnowaniem opadł na barowy stołek, zamawiając od razu whisky z lodem. Dość przypadkowo złapał kontakt wzrokowy z nieznajomą siedzącą nieopodal, która zachęcona jego uśmiechem przesiadła się bliżej. Sammy? Przez głośną muzykę z trudem rozszyfrował jej imię, lecz zrezygnował z podjęcia próby upewnienia się w tym. Za to pozwolił, by onieśmielona komplementem, chichocząc łaskotała go w policzek rudymi lokami. Nachylała się w kierunku Oswalda tak blisko, iż bez problemu potrafił już wyczuć jej delikatne perfumy o kwiecistym zapachu. Upijając łyk alkoholu, udawał, iż wcale nie przeszkadzał mu ten nieznośny chichot onieśmielonej dziewczyny. W porę przytrzymał ją, gdy prawie zsunęła się z hokera i niebezpiecznie zamachnęła się półpełną szklanką. Asekuracyjnie trzymając ją w tali, zerknął nad ramieniem rudowłosej... dostrzegając filigranowej postury kobietę, przeciskającą się przez tłum na parkiecie. Widziała go. Zerwał się na równe nogi, zapominając nawet o przeproszeniu swojej nowej znajomej. - Rosse... - tylko tyle zdołał powiedzieć z zaskoczenia, choć zapewne i to zaginęło gdzieś w klubowym gwarze.
  • and how can I give you all of me<br> when I'm only half a man

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

004

Ross, nie rób sobie tego, uparcie powtarzała, patrząc do swojego lustrzanego odbicia podczas nakładania delikatnego makijażu. I chociaż głos rozsądku próbował przemówić do panny Jones, ta - mimo wcześniejszej odmowy, która była dużym wyczynem w przypadku Ross - i tak wybierała sukienkę, wyciągnęła czarne sandały na obcasie i wyprostowała długie, brązowe włosy. Przecież gdzieś głęboko pod skórą wiedziała, że w tym barze czeka na nie kolejne rozczarowanie. Bo ostatecznie tak właśnie kończyły się spotkania z Oswaldem. Nie wiadomo jak wielki kredyt zaufania mu dała, jak lekko płynęła rozmowa, ostatecznie to zawsze kończyło się bolesnym upadkiem, zderzeniem z okrutną rzeczywistością, w której Atherton pokazywał tą drugą twarz, twarz, której ona nie mogła polubić. Gdzieś czuła, że nie było to zwyczajne zaproszenie i chociaż wiedziała, że to jeszcze za wcześnie to wchodziła w to z pełną, rossową naiwnością.
Nieco zdenerwowana wygładziła materiał sukienki, obejrzała się w jeszcze w przedniej kamerce, aby upewnić się, że podróż nie zepsuła jej wizerunku, co było bezcelowe bo ostatecznie podczas lawirowania pomiędzy gośćmi baru, zrujnowało idealne ułożenie włosów. Jednakże nie to miało być największym rozczarowaniem. Były nim szczupłe, męskie dłonie zaciskające się na wąskiej talii piękności o ognistej czuprynie. Sama nie wiedziała skąd pojawiły się łzy, które smętnie zaczęły tańczyć w kącikach oczu. Ich spojrzenia spotkały się na zaledwie chwilę, po czym Rosse spuściła głowę, delikatnie kręcąc głową. Obróciła się na pięcie i skierowała się w stronę wyjścia. Owinęła ręce wokół brzucha, opierając się plecami o ścianę. Zagryzła dolną wargę, usilnie powstrzymując łzy. Dlaczego, w ogóle ją to tak zabolało? Dlaczego piekące, pełne wstydu łzy wypełniły jej oczy, kiedy go zobaczyła?

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Niczego z tego nie rozumiał, bo przecież jasno dała mu do zrozumienia, jak traktuje jego propozycje. Poniekąd rozumiał jej decyzje, bo kto normalny tak prędko zapomniałby o jego "popisowym występie". Naiwnie jednak pomyślał, że odejście Marka jakoś podziała na korzyść i zostanie mu wybaczone. Nie powinien tego oczekiwać, idiota! Tego wieczoru zderzył się z nieprzyjemną rzeczywistością, więc najzwyczajniej w świecie zamierzał zapić własne rozczarowanie. Upodlić się ten jeden raz więcej, by może następnego dnia spróbować odpuścić. Przynajmniej postarać się w to uwierzyć do kolejnego spotkania po miesiącach rozłąki.
Skończony idiota - tak właśnie powinni go nazwać, gdy zaskoczonym wzrokiem podążał za oddalającą się brunetką. - Ross, poczekaj! - zawołał jeszcze, odskakując od baru. Niestety jego krzyk ginął między basami kolejnego skocznego kawałka, ale to nie powstrzymało go przed wykrzyczeniem jeszcze kilka razy jej imienia. Przedzieranie się przez roztańczony tłum nie ułatwiało zadania Oswaldowi, który bez mrugnięcia okiem porzucił towarzyszkę. Dlatego dogonić Jones udało mu się dopiero przy drzwiach wyjściowych, kiedy delikatnie chwycił ją za ramię i odwrócił w swoim kierunku. - Ja... wybacz - wyrzucił z siebie, łapiąc oddech po przepychankach na zatłoczonym parkiecie. Prawdopodobnie przewrócił przy tym niejedną osobę, ale perfekcyjnie ignorował te okrzyki oburzenia. Rozłożył ramiona jakby w geście poddania i utkwił w przyjaciółce zagubione spojrzenie. Płakała? To stawało się coraz bardziej zawiłe, a przez alkohol szumiący mu w głowie ułożenie tego w jedną logiczną całość było jeszcze trudniejsze. A może nie on odpowiadał za łzy? - Myślałem, że nie przyjdziesz... - powoli zaczął się tłumaczyć, by dopiero po chwili zorientować się, jak musiało to zabrzmieć. Kolejne spotkanie i ponownie widzi ją zapłakaną - los mu po prostu nie sprzyjał.
  • and how can I give you all of me<br> when I'm only half a man

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Chyba sama Jones nie do końca rozumiała, co tu się właśnie zadziało. Wiedziała jednak, że wbrew podszeptom zdrowego rozsądku i wcześniejszej odmowie, postanowiła przyjść. A przecież nawet nie miała pewności, że Oswald tam będzie, w końcu skoro dała mu do zrozumienia, że nie skorzysta z zaproszenia to mógł równie dobrze w ogóle nie pojawiać się w Kremwerk. A jednak wystroiła się bardziej niż zazwyczaj i postanowiła pójść, w drodze wysyłając krótką wiadomość o zmianie planów. I chociaż ukłucie zazdrości i rozczarowanie, jakie pojawiło się na widok rudowłosej piękności w objęciach Ozzy'ego było irracjonalne, to nie mogła zbagatelizować obecności tego uczucia. W końcu to ono sprawiło, że zamiast podejść do niego i przywitać się, jak zrobiłaby to normalna osoba, obróciła się na pięcie z rozczarowaniem wymalowanym na twarzy. Być może to widmo uczuć, które pojawiały się od czasu do czasu, kiedy jej związek z Markiem przechodził kryzys, a którym nigdy nie pozwoliła do końca zabłysnąć, właśnie ze względu na swój związek? Teraz jednak te iskierki były rozdmuchiwane przez jej potrzebę bliskości. Chyba była osobą, która lepiej czuła się ze świadomością, że ktoś na nią czeka, że ma się do kogo przytulić, że ma z kim dzielić wszystkie swoje wzloty i upadki, a jednocześnie, że ten ktoś może polegać na niej.
Miała zamiar wyjść bez słowa, wrócić do domu i znowu zalać się łzami w zaciszu swojego pokoju. Jednakże nie było jej to dane. Chciała go zignorować, naprawdę, ale nie było to możliwe. W końcu niemalże zmusił ją do tego, aby na niego spojrzała. - Oh, daj mi spokój Oswaldzie - rzuciła rozgoryczona i dziwnie podirytowana. Naprawdę nie miała teraz ochoty z nim rozmawiać. Co ona sobie myślała? Tak łatwo przyszło jej zapomnieć o tych wszystkich, przykrych słowach, które padły z jego ust. - I postanowiłeś znaleźć sobie do towarzystwa jakąś rudą flądrę? - wyrzuciła z siebie, krzyżując ręce pod piersiami. - Sprawdź wiadomości - warknęła. Ale przecież i oto nie mogła mieć pretensji, bo napisała zaledwie chwilę przed wejściem do baru, baru, w którym jest niezwykle gwarno i łatwo przeoczyć wiadomość. A jednak się złościła. Bo sama narobiła sobie nadziei, nie wiadomo na jakiej podstawie.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Czy tylko dla Oswalda cała ta sytuacja była niemiłosiernie odrealniona? Startował z beznadziejnej pozycji - kosz, którego na dobrą sprawę powinien się spodziewać. Zapewne gdyby opowiedział o tym Walterowi, to ten kazałby mu się mocno puknąć w głowę. Za mocno uwierzył, że jeszcze dało się to jakoś odratować i ostatecznie zderzył się nieprzyjemnie ze ścianą rzeczywistości. I jeśli ktoś zakładał, że Ozzy jest aktualnie w idealnym nastroju do dogłębnego analizowania całej ich relaji - ogromny błąd! Już samo myślenie o tym ciążyło mu niemiłosiernie i nie zamierzał spędzać całego wieczoru na zapijaniu się na smutno. Cholera. W końcu już dawno powinien pojąć, iż Ross na zawsze pozostanie gdzieś poza jego zasięgiem. Och, nie żeby sam wspiął się na wyżyny robienia dobrego wrażenia, bo też zdecydowanie spieprzył. Odwrócił na moment wzrok, przepuszczając w przejściu podchmieloną parę. - Ja mam dać spokój? Kazałaś mi to zrobić parę godzin wcześniej... i dałem - odrzucił oburzony tym nagłym oskarżeniem, dając dojść do głosu własnej frustracji. Czego ona w tym momencie od niego chciała? Mieszała mu tak mocno w głowie, że przestawał rozumieć swoje uczucia. Przeczesał dłonią włosy, starając się jakoś ostatecznie zebrać do kupy. Zamrugał zaskoczony słownictwem, jakim nazwała nieznajomą z baru. Prawdopodobnie po raz pierwszy widział przyjaciółkę w takim stanie i to dodatkowo niczego mu nie ułatwiało. Przynajmniej zatrzymała się na chwilę... to już progres, prawda? Minusem za to były łzy zdobiące jej drobne policzki. Jak to się działo, że każde ich spotkanie naznaczone było płaczem brunetki? - Wcale nikogo nie szukałem... o to chodzi? Nawet jej nie znam... - Czemu jednak czuł się winny? Z jego punktu widzenia nie zrobił niczego złego, a poczuł się jak przyłapany na największej zbrodni. I zapewne to odczucie miało w sobie sporo sensu, którego niestety nie potrafił w tej chwili pojąć. Telefon? Dopiero po chwili zawahania się, sięgnął do kieszeni marynarki po wcześniej wspomniany przedmiot. Kompletnie o nim zapomniał, gdyż w dalszych częściach klubu zasięg najzwyczajniej w świecie nawalał. Teraz jednak na ekranie powoli wyskakiwały kolejne wiadomości, które najprawdopodobniej stawały się jego wyrokiem. - Ross, nie widziałem ich wcześniej... - odpowiedział bezradnie, unosząc spojrzenie na stojącą przed nim kobietę. Dawno niczego tak mocno nie pragnął jak tego, żeby uwierzyła w jego słowa. Jednocześnie odczuwał złość z powodu tych oskarżeń... i jakąś nieopisaną beznadziejność. Przegrywał.
  • and how can I give you all of me<br> when I'm only half a man

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Prawda jest taka, że Rosse padła ofiarą własnych odczuć, których do końca nie rozumiała. Dusiła je tak mocno, przez wiele czasu, z czasem wpychając głęboko w odmęty własnej nieświadomości. To nie znaczyło jednak, że udało się o nich całkowicie zapomnieć. Bo to właśnie one teraz kierowały każdym jej słowem, gestem i gniewnym spojrzeniem, którym obrzucała Oswalda było kierowane tylko i wyłącznie tym. - No właśnie, to może wrócisz do poprzedniego planu - burknęła, unosząc jedną brew ku górze. Gdzieś, pod warstwą buzujących w niej emocji, skrywał się cichy głos zdrowego rozsądku, mówiący aby znalazła jakiś gumowy młotek i mocno pieprznęła się nim w głowę. Bo jej zachowanie naprawdę nie miało najmniejszego sensu. Widoczny był ewidentny brak ciągu przyczynowo-skutkowego. Po prostu szeroko otwartymi, dużymi oczami wpatrywała się w Oswalda, jednocześnie chcąc, aby ją przytulił i zniknął z jej oczu. Czy to właśnie dlatego mężczyźni ciągle powtarzają, że kobiety są skomplikowane?
Rozchyliła wargi, ale ostatecznie żadne słowa nie wypłynęły z jej ust. Po prostu patrzyła się na niego, nie rozumiejąc, dlaczego w jej gardle tworzy się coraz większa kluska, która skutecznie uniemożliwiała jej wydanie z siebie głosu. Poza tym, żadne konkretne słowa nie przychodziły jej na myśl, bo obojętnie co by powiedziała, byłaby w zaprzeczeniu do samej siebie. Co miała powiedzieć? Tak nagle miała wyskoczyć z irracjonalną zazdrością? Jeżeli do tej pory, do chwili wyciągnięcia przez niego telefonu jakoś się trzymała, to w tym momencie zdała sobie sprawę z beznadziejności całej sytuacji, ze swojego żałosnego zachowania. Co ona sobie myślała? Dlaczego musiała robić sobie pod górkę? Dobra, na drugie pytanie znała odpowiedź. Przecież swoim wcześniejszym zachowaniem wielokrotnie udowadniał jej, że nie warto podnosić tej rękawicy. - Dlaczego, Ozzy? Dlaczego tak bardzo utrudniasz... lubienie siebie? - pękła. Sama nie była święta, ale miotała się tak tylko wyłącznie dlatego, że za każdym razem kiedy zrobił coś naprawdę uroczego, rujnował to kolejnym pochopnie wypowiedzianym słowem, wyrzuconymi oskarżeniem. - Dlaczego za każdym razem, jak daję się nabrać na - tu zawiesiła głos, aby dłonią wskazać ni mniej ni więcej na niego - to, ty robisz wszystko, aby to spieprzyć, co? - czy oczekiwała odpowiedzi? Prawdopodobnie nie.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Gwar rozmów mieszający się z dudniącą muzyką, przy samym wyjściu od baru tworzył jeden wielki chaos, w którym z trudem przychodziło mu odnajdywanie się we własnych myślach - czy tylko dlatego? Zawsze wydawało mu się, że dzięki pracy nigdy nie posiadał większych problemów z zapanowaniem nad emocjami... lecz Ross przy każdej okazji wyprowadzała go z tego błędnego toku rozumowania. Plątał się w słowach, które jej mówił, a które naprawdę czuł i nic z tym faktem nie potrafił zrobić. - Co... mam teraz tam wracać? Teraz tego chcesz? Bo zaczynam się już gubić... - machnął ręką w stronę baru dla lepszego zaakcentowania własnej odpowiedzi. Jakiego planu? Coraz mniej pojmował sytuację, która go otaczała i odtwarzanie jej od początku w myślach wcale nie pomagało. Dosadnie powiedziała, co sądzi o spotkaniu z nim, na co zareagował silną potrzebą wyrzucenia z własnych myśli tej rozmowy. Udał się do najbliższego baru i jakoś spontanicznie odpowiedział na zaczepkę nieznajomej. Co zauważyła Ross, która niespodziewanie zjawiła się w dość niefortunnym momencie. Wkurzyła się... o co? O to, że zrobił dokładnie to, o co go wcześniej prosiła? Dał w końcu święty spokój! I najwyraźniej wykraczało to poza rozumowanie rozemocjonowanego Oswalda, wodzącego wzrokiem po twarzy przyjaciółki - żadnej sensownej wskazówki. Nie mógł przecież założyć, że była o niego zazdrosna, kiedy parę godzin wcześniej ponownie go odtrąciła. Ile jeszcze razy powinien zrobić z siebie pajaca, by zrozumieć, iż ona nigdy nie poczuje do niego tego samego. A z każdym kolejnym rokiem widząc ją szczęśliwą u boku innego, egzystowanie przy jej boku jako "przyjaciel" stawało się jeszcze cięższe. Nawet bez idealnego Marka w życiu Jones, nie zdołał otrzymać od niej tej jednej odpowiedzi- że chciała tego samego. Jego.
Rozchylił usta, kiedy padło pierwsze prytanie skierowane do niego. - Ja... - bo nie chcę, żebyś mnie tylko lubiła, gdyż jestem pieprzonym egoistą i to po prostu nie wystarcza... a jeśli tego nie czujesz, to jak mam żyć i nie cierpieć? Pragnął wyrzucić z siebie te wszystkie oskarżenia, które trzymał tak głęboko ukryte przed światem. Czemu więc z ust Oswalda nie padło żadne słowo? Zetknięcie się z prawdą zabolało mocniej, niż się spodziewał, bo przede wszystkim nie posiadał nic na własną obronę. Czy to kłębiąca się w nim złość nie pozwalała go w polubić? Brak akceptacji tego co czuł, blokował go przed wyjściem z tego metaforycznego ciemnego miejsca, w którym aktualnie się znajdował. Strach i złość. - Nie wiem... może taki już jestem - wypadło z niego wraz z ciężkim westchnięciem, kiedy ręką przetarł powoli własną twarz. Nie chciał się poddawać, choć ta cała walka wydawała się jedną wielką syzyfową pracą. Ponownie odszukał spojrzenie przyjaciółki, jakby pragnąć by to wszystko sama z niego wyczytała. - Nabrać? W żadnej cholernej chwili nigdy nie udawałem...
  • and how can I give you all of me<br> when I'm only half a man

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Ross z kolei była tykającą bombą emocjonalną. Czasem błagała oto, aby chociaż na chwilę mogła wyłączyć to wszystko za pomocą jednego guzika. Życie byłoby dla niej wtedy o wiele łaskawsze, a ona mogłaby odetchnąć z niewysłowioną ulgą. Teraz? Drżała z nadmiaru bodźców, sama już nie nadążała za galopem myśli. - Wiesz co, Ozzy? Rób co chcesz - miała dosyć. Czemu ona to sobie robiła? W gruncie rzeczy wiedziała, że to nie do końca wina Oswalda, że w swoich domysłach, uczuciach i nie konfrontowaniu go z żadnym z wyżej wymienionych, wyrządzała sobie krzywdę. Tylko, że wcześniejsze przebłyski były zdecydowanie nieistotne i przede wszystkim niemoralne. Rosse nie była osobą, która potrafiła postawić wszystko na jedną kartę, podjąć ryzyko, gdy na końcu drogi pojawia się nikła szansa powodzenia całej operacji; ona kalkulowała, myślała i ostatecznie przez długi czas pozostawała bierną. Tak było w tej sytuacji; w czasie związku z Markiem kilka razy złapała się na tym, że jej myśli biegną w dziwnym kierunku, w stronę Oswalda, chociaż przecież nie powinny, prawda? Wiedziała, że nie powinna tu przychodzić, przecież jeszcze nie do końca wyleczyła się z Marka. Wchodzenie w coś takiego było złym pomysłem, a mimo tych wszystkich czerwonych znaków stop, Jones wesołym krokiem wdepnęła w kolejne gówno, kolokwialnie mówiąc.
Wlepiała w niego duże oczy skrzące się od tafli łez i sama nie była pewna co powinna zrobić w tej konkretnej sytuacji. Chciała jednocześnie wykrzyczeć wszystko niczym największa histeryczka i nie powiedzieć nic. - To widocznie ja jestem zbyt głupia, aby dać sobie spokój - wyrzuciła z siebie ze smutkiem tańczącym w głosie. Bo to, czego właśnie byli świadkami było raczej spełnieniem najgorszych koszmarów niźli skrytych marzeń. - Tak, nabrać. Skoro nie udawałeś to dlaczego jednego dnia zachowujesz się normalnie, tak, że mogłabym... Ale to jest nieważne, bo następnego dnia zachowujesz się jak skończony kretyn - chyba po raz pierwszy w historii ich znajomości zdobyła się na tak bolesną szczerość.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Zapewne wypity alkohol potęgował jego zmęczenie obecną sytuacją, z której nawet nie potrafił się wyplątać. Co gorsza, nie bardzo rozumiał nawet, z czego powinien się teraz przed Ross spowiadać. Zrobił dokładnie to, co mu parę godzin wcześniej kazała... a teraz czuł się niczym zbir czekający na własny wyrok. Nie od dziś wiadomo, iż tłumaczenie się nie wiadomo, z jakiego występku do najłatwiejszych nie należy; bo co miał powiedzieć? Przepraszam, nie wiem za co, ale najwidoczniej za coś powinienem. I powoli zaczynał przypuszczać, że to wcale nie w tym tkwił problem... ale najwidoczniej był mało domyślny. - Znowu mam robić co chcę i znowu za to oberwać? - westchnął ciężko, przecierając twarz dłonią i licząc na jakiś nagły cud. Złościła się o jego wyjście, chociaż wcześniej wyraziła się dość jasno na temat propozycji spotkania? Pierwsza rzecz, która nie zgadzała się w tym całym zajściu. Następną były możliwe powody złości Jones - te pasujące do jej zachowania były przecież nierealne w ich sytuacji. Dlatego w tym momencie Oswald żałował, że nie potrafi czytać w myślach... a przynajmniej tych konkretnie o nim samym. Bo nawet jeśli istniała, choć najmniejsza szansa, że to, co zobaczyła, poruszyło ją w sposób dający mu nadzieję... to czemu po prostu mu tego nie powiedziała? Odsunął się na bok, przepuszczając wychodzących z baru ludzi. Zdecydowanie nie posiadali dobrych warunków do prowadzenia tak ważnych dyskusji. Ba, czasami dudniąca muzyka prawie zagłuszała jego własne myśli, a już nie mówiąc o mówiącej przyjaciółce. - Już naprawdę Cię nie rozumiem... dać sobie spokój z czym? Ze mną? - taka uwaga naprawdę zabolała, więc zadając to pytanie, jego głos był pełen goryczy. Po takich słowach nie potrafił zebrać się na większą spowiedź ze swoich uczuć. Inna sprawa, że zawsze coś go przy tym blokowało - przy tych najbardziej skrywanych, a nie przy błahych wyszeptywanych do ucha na drugiej randce. - Mogłabyś co? Ross, nie wiem... może z uczulenia do Marka - końcówkę już wymamrotał pod nosem, tylko jeszcze bardziej się złoszcząc na samo wspomnienie o mężczyźnie.
  • and how can I give you all of me<br> when I'm only half a man

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

30. Aura bardziej niż same święta, lubiła całą tę atmosferę tuż przed, bo gdy przychodziło co do czego, a ludzie zamykali się w swoich domach, by świętować, ona jeszcze dotkliwiej odczuwała to, że od lat nie może już tego robić z rodzicami i bratem. Nie może pojechać do rodzinnego domu, bo nikt tam na nią nie czekał. Była oczywiście Tottie, z którą spędziły ten wyjątkowy czas, ale mimo wszystko odetchnęła, gdy święta minęły, a do niej zadzwoniła znajoma z pytaniem, czy ma ochotę wyjść do klubu z nią i jej przyjaciółmi.
Chyba po prostu tego potrzebowała. Przyjemnego zmęczenia, które odczuwała w całym ciele, schodząc z parkietu. Tej bezmyślnej paplaniny, której słuchała, co rusz kiwając głową. Po prostu beztroskiego czasu, kiedy nie musiała przejmować się niczym ani nikim. To było dobre. Gdy znów zmieniła się piosenka, dała znać towarzyszom, że idzie po coś do picia i zaczęła przeciskać się przez tańczących ludzi, bo celem jej małej podróży był znajdujący się w innej części bar. Muzyka nie dudniła tu aż tak mocno w uszach, a kiedy Aura dotarła już na miejsce, oparła się o nieopodal jakiegoś mężczyzny, dość szybko zwracając uwagę barmana.
Wódkę z colą poproszę – rzuciła, a kiedy ten odwrócił się, by przygotować jej drinka, wskoczyła na pobliskie siedzisko, dopiero teraz zerkając w swoją lewą stronę. W pierwszym momencie jej wzrok ledwie prześlizgnął się po twarzy siedzącego tam mężczyzny, nie zatrzymując na dłużej. Dopiero, kiedy do jej mózgu dotarło, że skądś go zna, przyjrzała mu się nieco dokładniej, wkrótce rozpoznając w nim kogoś, kogo nie spodziewała się spotkać w tym mieście. Między nimi był jeszcze jeden wolny stołek barowy, więc niewiele myśląc, Aura przesiadła się na niego, zmniejszając dystans.
No proszę, proszę, a któż to zawitał do Seattle – odezwała się pozornie lekkim tonem, przekręcając głowę w jego stronę, by wbić w niego spojrzenie niebieskich oczu.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

#3

Dla Leo świąteczny czas był ułudą. Jego ojciec zmarł niespełna pół roku temu, ale nawet gdy żył ciepło w ich rodzinie po prostu nie istniało. Z rodzicami miał średni kontakt, z dziadkiem i kuzynostwem jeszcze gorszy. Przy świątecznym stole każdy przybierał pokerową twarz. W rozmowach kryło się napięcie, a każde słowo i pojedyncze gesty przepełniała fałszywość. Kiedyś Leo zastanawiał się, czy tak to wygląda we wszystkich wysoko usytuowanych rodach, ale z czasem przestał, bo przywykł do swojej rzeczywistości.
W tym roku święta wyglądały podobnie, choć brakowało Tristana D'Clifforda. Yanett jednak nie płakała, a dziadek wypomniał zmarłemu synowi każde jego potknięcie. Było ''miło" jak zawsze.
Tego wieczoru postanowił napić się whiskey z colą, ale dla odmiany nie w zaciszu swojej rezydencji, a na mieście. Odkąd trzy miesiące temu wrócił do Seattle krążył pomiędzy własnym domem i pracą w firmie. Był teraz panem prezesem i musiał codziennie wywiązywać się z obowiązków, a to czasem doprowadzało go do bólu głowy. Tak jak dziś.
Leo leniwie przeniósł wzrok w prawą stronę. Wtem, jego oczy znacznie się powiększyły, a pomiędzy wargami powstała szczelina, świadcząca o jego zdumieniu. Aury Whitbread nie widział od przeszło sześciu lat, ale czas tylko nieznacznie odcisnął na niej wizualne piętno. Miała dłuższe włosy i pogłębiony dołeczek, kiedy mówiła.
Czy to ta głupio-mądra Aura Whitbread, która przeklęła mnie wiele lat temu? — zaczął żartobliwie, po czym przybrał już naturalniejszy wyraz twarzy. Mimo wszystko wewnątrz czuł się skrępowany. Rozstali się w mało przyjaznych stosunkach, chociaż od zawsze dogadywali się świetnie. Była tą dziewczyną, która czekała na niego, gdy wśród nocy wymykał się z rezydencji i tą, której pożyczał pieniądze na wieczne oddanie, i tą, która nie latała za nim ze strzałą Kupidyna w du... pupie, i tą... której towarzystwo po prostu cenił najbardziej.
Sądząc po twoim powitaniu, to ty nawet się stąd nie ruszyłaś? — zapytał, a następnie upił duży łyk swojego drinka.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Ludzie znikali. To była ta jedna, życiowa lekcja, którą Aura pojęła bardzo dobrze, choć niekoniecznie zgodnie z własnym życzeniem. Nawet ci, o których myślała, że byli na dłużej, gubili jej się gdzieś po drodze – nierzadko było w tym sporo jej winy. Kiedy była młodsza, naiwnie myślała, że może temu zaradzić, zatrzymać w miejscu rozpadające się relacje. Na szczęście dziś już nie była tak sentymentalna (a przynajmniej tak jej się wydawało), więc bez skrępowania przyglądała się twarzy Leo, nie tyle szukając w niej znajomych rysów, co z zainteresowaniem studiując zmiany, jakie mogły w nim zajść na przestrzeni lat.
Jeśli mnie pytasz to osobiście zrezygnowałabym z tego pierwszego członu, zostając tylko przy mądrej – odparła zuchwale, ale też z niejakim rozbawieniem, zadzierając nieco wyżej podbródek. Nie do końca potrafiła jednoznacznie określić swoje uczucia, które towarzyszyły jej przy okazji tego spotkania. Nic dziwnego, skoro w pamięci pojawiło jej się wspomnienie z ich ostatniej rozmowy tuż przed wyjazdem Leo. Daleko jej było wtedy do bycia miłą.
Kiedy barman przesunął w jej stronę szklankę, wypełnioną alkoholem i słodkim napojem, objęła ją palcami, nie od razu jednak unosząc do ust. Zerknęła na mężczyznę kątem oka, uśmiechając się – w swoim mniemaniu – tajemniczo.
Auć. Ostrożnie z wyciąganiem pochopnych wniosków. To całe sześć lat, Leo. Wiesz ile razy mogłam stąd wyjeżdżać i wracać? – zapytała raczej retorycznie, choć prawda była taka, że trafił w samo sedno. Odkąd przyjechała tutaj z Renton, nigdzie się stąd nie ruszała. Seattle stało się centrum jej wszechświata i coraz częściej ta myśl ją uwierała. Przechyliła głowę nieznacznie na bok. – A ty wróciłeś na stałe? Zapytałabym, czy znudziła ci się angielska pogoda, ale powrót tu to trochę jak trafienie z deszczu pod rynnę – skwitowała, mając na myśli to, że klimat w Szmaragdowym Mieście nie był aż tak różny od tego w Londynie. Tu też było często deszczowo i pochmurno.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Leo wręcz przeciwnie. Sentyment do Aury starał się skrzętnie ukryć w sercu i udawał nieprzejętego ich spotkaniem po latach. Pił powoli swoją whiskey z colą, niejako ignorując dziewczynę i starając się pozostawać obojętnym na jej zagadywanki. Szło mu opornie, bo ilekroć, coś mówiła, to odpowiadał natychmiast. Zupełnie jak wtedy, kiedy byli jeszcze nastolatkami i kłócili się o pierdoły, które w tamtym czasie stanowiły istotę ich życia, poruszały niebo i ziemię.
Dawno się nie widzieliśmy. Muszę sam określić, czy mogę już odciąć ci ten pierwszy człon. Patrząc przez pryzmat przeszłości wstępie pozostanę przy określeniu głupio-mądra — skwitował ze stoickim spokojem. Tym razem się nie zaśmiał, choć z trudem powstrzymał wargi przed wykrzywieniem.
Osobiście nie czuł żadnej urazy do Aury, chociaż słowa, których użyła sześć lat temu rzeczywiście były nieprzyjemne. Kryło się za tym wiele racji, jednak uważał, że jako przyjaciółka powinna wziąć pod uwagę jego położenie. Rodzina D'Clifford nie była szablonowa. Każde urodzone dziecko miało swoje obowiązki, a od Leo zależała przyszłość firmy. Gdyby wtedy nie wyleciał, to teraz nie miałby pewności, że odpowiednio zająłby się fabryką po śmierci ojca. Wszystko składało się na to, że postąpił słusznie. Zresztą sam pobyt w Londynie wspominał bardzo dobrze. Wiele się nauczył i poznał kilkanaście interesujących osób.
Po twojej reakcji wnioskuje, że jednak przyrosłaś do tego miejsca. — Znał ją. Spędzili wystarczająco dużo czasu, aby mógł rozpoznać, kiedy blefowała. Pomimo upływu czasu pewne rzeczy się nie zmieniły. Wtedy rzeczywiście z satysfakcją się uśmiechnął i usiadł przodem do Aury, jednocześnie triumfalnie unosząc szklankę i upijając z niej kolejny łyk. Trunku zostało mniej niż pół, dlatego zamówił kolejnego.
Wezwały mnie obowiązki — odpowiedział wymijająco. Nie był przekonany, czy po tak długiej przewie powinien opowiadać jej o swoich prywatnych sprawach. Śmierć Tristana nie była tajemnicą. Pojawiła się nawet w jakiejś gazecie na ostatniej stronie, jednak nie widział sensu, aby poruszać ten temat. — Wróciłem na stałe. Z przyzwoitości chociaż udawaj, że się cieszysz, zołzo — prychnął, po czym dokończył drinka i zajął się kolejnym. — Co u twojej ciotki? Dalej maltretuje te biedne koty?
Obraz ciotki Aury utarł się w pamięci Leo, jako starej dziwaczki. Nie była kobietą wdzięczną, a wedle jego młodzieńczych predyspozycji uchodziła za wręcz paskudną. Jednak kiedy przychodził do dziewczyny zawsze witała go serdecznym uśmiechem. Czasem nawet zagadała, chociaż temat obracał się głównie wokół wątróbki dla kocich dzieci.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Zwykle tak było prościej. Zachowywać obojętność, wmawiając sobie, że łatwo jest przejść do porządku dziennego nad cudzą nieobecnością. Nie mogła sobie pozwolić na przesadne sentymenty, tak przynajmniej myślała. A mimo to słowa Leo sprawiły, że nie do końca udało jej się zachować pełną kontrolę nad reakcją własnego ciała – delikatnie uniesione kąciki ust prędko ukryła za szkłem. Upiła trochę swojego drinka, w ten sposób odwlekając moment na odpowiedź. W końcu jednak odstawiła szklankę na blat.
Uch, zrobiłeś się złośliwy, Leo. Gdyby nie to, że nie widzieliśmy się sześć lat, pomyślałabym, że za dużo czasu spędzasz w moim towarzystwie – stwierdziła, tym razem już nie ukrywając rozbawienia.
Aura często działała pod wpływem impulsu. Była w gorącej wodzie kąpana, niejednokrotnie najpierw mówiła, a dopiero potem – jeśli w ogóle – zastanawiała się nad konsekwencjami własnych słów lub działań. Tamtego dnia było podobnie. Może nawet w głębi serca nie chciała powiedzieć mu tego wszystkiego, co wówczas z siebie wyrzuciła, nie zważając na słowa. Ale, choć z perspektywy czasu pewnie przyznałaby, że mogła to zrobić inaczej, wciąż wydawało jej się, że poniekąd miała wtedy rację. Ale przecież nigdy nie umiałaby wejść dokładnie w jego buty, bo ich życia za bardzo się różniły pod pewnymi względami.
Chyba nic w tym złego. Po co wyjeżdżać z miejsca, w którym nam dobrze? – zapytała obojętnie, doskonale przy tym zdając sobie sprawę, że to absolutnie nie jest powód, dla którego ona tkwiła w Seattle. Kiedy przeniosła się tu z Renton z bliźniaczką, musiały nauczyć się innego życia – takiego, w którym nie można sobie pozwolić na prawie każdy wymysł, fajne wakacje czy drogie ciuchy. Przez lata musiały oszczędzać i nie wydawać kasy na głupoty. Teraz, gdy wynikła sprawa z testamentem, Aura wciąż czuła się dziwnie z myślą, że w każdej chwili może wyciągnąć pieniądze z konta i zrobić z nimi co chce.
Wbiła w niego uważne spojrzenie, mając dziwne wrażenie, że tkwi w tym jeszcze jakieś drugie dno, którego ona na razie nie dostrzega. Raczej rzadko czytała gazety, ta wzmianka o śmierci ojca Leo mogła jej umknąć lub nie zwróciła wystarczającej uwagi, by pochyliła się nad tym na dłużej.
Przyzwoitości? – powtórzyła po nim z teatralnym niezrozumieniem, jakby takie pojęcie w ogóle nie istniało w jej słowniku. – A co to w ogóle za słowo? Zawiodłam się na tobie, Leo, myślałam, że znasz mnie trochę lepiej – zaśmiała się, ale śmiech urwał się równie szybko, kiedy temat zszedł na jej ciotkę. Wypiła kilka łyków. – Wciąż żyje – stwierdziła kpiąco, bo przecież przed dawnym przyjacielem raczej nie musiała udawać, że przepada za swoją krewniaczką. – Przypuszczam, że tak. I mam wrażenie, że z każdym rokiem ma ich coraz więcej. To będzie jakiś cud, jeśli kiedyś nie postanowią wykorzystać tej liczebnej przewagi i nie zeżrą jej w nocy. – Może nie wypadało żartować z takim rzeczy, ale Aura raczej się tym nie przejmowała. Skupiła się na swoim towarzyszu, zamierzając odbić piłeczkę. – Ale wróćmy do ciebie i tych obowiązków. Czyżbyś zaczynał przejmować stery w swoim czekoladowym imperium? – zainteresowała się, bo nie mogła zapomnieć, że przecież od dziecka Leo był przygotowywany do tego, że kiedyś zostanie szefem wszystkich szefów w rodzinnej firmie.

autor

ODPOWIEDZ

Wróć do „Kremwerk”