WAŻNE Wprowadzamy nowy system pisania postów/tworzenia tematów w lokacjach. Prosimy o zapoznanie się instrukcją i stosowanie nowego wzoru. Więcej informacji znajdziecie tutaj!

Subfora zostały podzielone na 4 główne działy, oto orientacyjny zakres lokacji, które mogą się w nich znaleźć:
- strefa miejska - ulice, parkingi, tereny zielone, parki, place zabaw, zaułki, przystanki, cmentarze
- usługi - sklepy, centra handlowe, salony kosmetyczne, pralnie, warsztaty
- kultura i instytucje - galerie, muzea, teatry, opera, domy kultury, centra społeczne, urzędy, kościoły, szkoły, przedszkola, szpitale, przychodnie
- życie towarzyskie - restauracje, kawiarnie, kluby, kręgielnie, puby, kina

Dodatkowo w dzielnicach znajdziecie subfora większych firm albo ważnych dla forum i postaci lokacji, np. szczególne kluby, uniwersytet, czy restauracje.

INFO W procesie przenoszenia forum na nowy silnik utracone zostały hasła logowania. Napiszcie w tej sprawie na discordzie do audrey#3270 lub na konto Dreamy Seattle na Edenie. Ustawimy nowe tymczasowe hasła, które zmienicie we własnym zakresie.

DISCORD Jesteśmy też tutaj! Zapraszamy!

UPDATE Postacie chcące uzupełnić swoją KP o nowe treści w biografii mogą skorzystać teraz z kodu update w zamówieniach.

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Czy miał doświadczenie? Oj, z tym już gorzej. Nie żeby pierwszy raz oblał się alkoholem, albo został oblany przez kogoś, ale zwykle ten fakt ignorował i wrzucał do pralki dopiero następnego ranka. Plan wywabienia plamy przyszedł mu nagle, bez konkretnego powodu, ani przygotowania.
- Yyyy, tak, wielkie. Codziennie, lepszego odplamiacza nie znajdziesz - zapewnił go i na koniec parsknął śmiechem, rozbawiając samego siebie. Poza tym jednym stwierdzeniem w sytuacji nie było nic zabawnego, mieli odzież do ratowania. Skinął głową na przedstawienie się i posłał mu czarujący uśmiech, tak na znak, że już go polubił. - Jeff. Jeffie. A więc Jeffie, liczę na ciebie - poinformował go i poklepał go po ramieniu, oficjalnie składając na jego barkach połowę odpowiedzialności za odratowanie ich pacjenta. Numerologia i kamienie wybiły go z rytmu, więc zamrugał na niego w oczekiwaniu na wyjaśnienia, których nie otrzymał. Zmrużył oczy, spojrzał w lustro, jakby miało dać mu odpowiedzi na wszelkie niezadane pytania i został tak na kilka sekund. - No i zajebiście. To ten... wyopalizuj nam plamę i będę mógł ci postawić drinka - polecił mu, przy okazji dzieląc się dalszymi planami na wieczór. Zanim tu skończą pewnie o tej obietnicy zapomni, ale znając jego metody podrywu tak czy siak do tego wróci, uznając to za całkowicie nowy, oryginalny pomysł. To jednak miało być później, a teraz jest teraz, czyli lanie mydła na koszulkę i dodawanie do zestawu wody. Stał obok Jeffa, intensywnie wpatrując się w kolorowy dodatek na białym materiale, jakby spodziewał się, że zniknie od samego dotyku mydlin. Właściwie trochę tak było, nie obraziłby się jakby pranie w ten sposób działało. - To teraz... tak... albo nie, czekaj. Więcej tarcia - zapodał kolejny plan i podniósł koszulkę, aby zmienić Jeffa w szorowaniu materiału w dłoniach. Po chwili się znudził, więc ją rozłożył i podniósł, w celu sprawdzenia jej stanu pod przytłumionym światłem mającym na celu nie oślepić klubowiczów podczas krótkich wizyt w łazience. I tak nie było to potrzebne, nawet w cieniu plama wciąż była widoczna, więc włożył materiał do zlewu, przy okazji ponownie włączając kran. - Kurwa - mruknął, zmarszczył czoło, podniósł butelkę mydła i wylał go więcej, aby nadrobić to, co zostało zmyte. Coś na pewno udało im się osiągnąć - zmoczyli ją praktycznie doszczętnie, ale Cas nie widział w tym fakcie problemu. - Dobra, tak, teraz może poleżeć. Wsiąknąć. Odżyć. Bo ten, woda, nie? Ja ci nie zliczę ile razy moje dzieci prawie umierały i to wystarczyło tylko tak o, polać wodą i następnego dnia było git. No chyba że przelejesz, wtedy padają - wyjaśnił i wydął wargi w zastanowieniu, po czym wziął kawałek materiału między palce i potarł go, jakby dotykiem analizował skład. - Ale spokojnie Jeffie, koszulki się chyba nie da przelać - dodał szybko, aby jego towarzysz się czasem niepotrzebnie nie zamartwiał. Skrzyżował ręce na piersi, patrząc z uwagą na ich małe, mokre dzieło w umywalce, po czym podniósł wzrok na Jeffa. Przyjrzał mu się dokładniej, podniósł dłoń do jego twarzy i trącił palcem pieprzyk po jego okiem. Nie trafił, oczywiście, dotknął skórę obok i musiał się poprawić, ale w końcu wycelował. - Przystojna z ciebie pielęgniarka - skomentował, dalej głęboko w swoim odgrywaniu roli lekarza dla koszulek, ale komplement był szczery.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Jeff zazwyczaj też nie przejmował się takimi plamami, w końcu to tylko koszulka, którą można by było wrzucić do pralki dopiero po powrocie do domu, ewentualnie wyrzucić do kosza jeśli plama z alkoholu byłaby już totalnie nie do usunięcia. Zaśmiał się tylko na jego słowa, zdając sobie sprawę z tego, że prawdopodobnie żaden z nich nie ma pojęcia, w jaki sposób powinni rozprawić się z poplamioną koszulką. Jeffrey oprócz zaprania jej mydłem, potarcia i wsadzenia pod wodę nie miał innego pomysłu i nawet nie sądził, że w klubowym kiblu mogliby zrobić coś więcej.
Popatrzył lekko zdziwiony słysząc zdrobnienie swojego imienia, praktycznie nikt tak do niego nie mówił... co najwyżej Atlas... dopiero po pół roku znajomości. -Zrobię co w mojej mocy aby uratować twoją koszulkę Caspi.- uśmiechnął się do niego jednocześnie przyjmując odpowiedzialność za ich pacjenta.
Nic więcej nie powiedział o numerologii, wzruszył jedynie ramionami, bo sam nie miał pojęcia skąd mu się to nagle wzięło, a dodatkowe tłumaczenie się pogrążyłoby go jeszcze bardziej i wyszedłby przed Casperem na totalnego debila. Nie żeby interesowało go to, jakie ten miał na jego temat zdanie ale nie miał zamiaru bardziej się pogrążać. -Żaden problem, w sumie jesteś mi winny drinka, bo jednego straciłem z Twojego powodu.- tak było, chociaż to Jeffie powinien mu postawić drinka za to, że zniszczył mu koszulkę, z której prawdopodobnie nic już nie będzie po tym ich wstępnym praniu w umywalce. Wpatrywanie się w materiał też w niczym nie pomagało, dlatego odsunął się robiąc mu więcej miejsca i pozwalając na przejęcie koszulki... Jednak ich jedynym ich osiągnięciem wydawało się być po prostu zmoczenie materiału. -Patrząc realnie na ilość uszkodzeń, pacjent nie ma zbyt wielkich szans na powrót do zdrowia.- zmarszczył brwi obserwując jego zmagania. Plama nie była już tak intensywna ale wciąż była widoczna i raczej w klubowych warunkach nie uda im się nic z tym zrobić. -Twoje dzieci? W sensie jakieś kwiatki? Bo z koszulkami to chyba działa w trochę inny sposób. - nie był pewny czy chodziło mu o kwiatki ale zdaniem Jeffa taki opis dzieci i polewanie wodą tyczyło się właśnie ich... bo jakie inne dzieci można polewać wodą żeby odżyły? Jeffie zaczynał traktować kota jak dziecko ale nie sądził, żeby zwierzaki odżywały po polaniu wodą. Przy tego typu istotach żywych stosuje się chyba inne metody. -Myślę, że nie umrze od przelania ale raczej marne szanse, że ją na siebie ubierzesz.- stwierdził, realnie oceniając sytuacje nie było szans, że uda im się jeszcze wysuszyć koszulkę, skoro nie potrafili nawet sprać plamy. Popatrzył na niego zaskoczony nagłym dotykiem. Nie odsunął się jednak, chociaż poczuł się lekko zawstydzony jego bliskością, nie umiał w takie podrywy w klubach, to nigdy nie były jego klimaty i nie wiedział jak zachować się w takich sytuacjach... Tym bardziej, że absolutnie nie powinien się znaleźć w takiej sytuacji jak ta. -Dziękuję...- odchrząknął przyglądając się twarzy chłopaka. Zrobił krok w jego stronę, przez co prawie stykali się ciałami. Jeffie jednak szybko odwrócił od niego wzrok i sięgnął do umywalki. -Myślę, że nic lepszego z tym nie zrobimy w tych warunkach. - wziął materiał analizując uszkodzenia. -Więc jestem zobowiązany do odstąpienia Ci mojej bluzy.- zdecydowanie, był mu to winny.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Była to pokrętna logika, ale w jakimś tam sensie działała. Casper także potrafił przyznać mu rację go do straconego drinka, bo faktycznie przyczynił się do jego utraty, ale jednocześnie sam nim oberwał, więc to wcale nie było takie proste. Mimo wszystko raczej żaden z nich nie był w stanie do końca logicznie łączyć faktów, więc pewnym było, że nie dojdą do sensownego wniosku. Tak czy siak oboje mieli tego dnia jeszcze trochę do wypicia, raczej nikt nie będzie tego tak do końca liczył.
- Mmmh, tak, ale niekoniecznie. Słuchaj, bo ja Cię tam nie widziałem, tam byli ci... tacy ludzie co wiesz... nie wiedzą którędy do łazienki, aby załatwić swoje sprawy - wyjaśnił mu pokracznie na kogo udało mu się wpaść przed ich niefortunnym spotkaniem. Chociaż sam raczej nie nazwałby tego niefortunnym. Jego osobistym zdaniem zwyczajnie przyfarcił. - Ale jakbym Cię widział to w sumie i tak bym pewnie w Ciebie wpadł... Proszenie do tańca jest przereklamowane - podzielił się niezawodnymi metodami na podryw, chociaż... nie, to nie było szczególnie niezawodne. W takich sytuacjach była skrajnie wysoka szansa na a) oberwanie przez łeb; b) oberwanie w twarz; lub c) trafienie na człowieka dość pijanego, że nawet nie zwróci uwagi na nagły brak alkoholu w szklance. I tak, sam czasami bywał tym ostatnim typem.
- Moje-... A tak, kwiatki. Ale nie tylko. Roślinki, ogólnie. Nie każde mają kwiatki - poprawił go, jako że kwiat był konkretną częścią rośliny i o ile w dużym stopniu właśnie wkoło nich toczyła się jego praca, zajmował się także innymi okazami. Nie wszystko co hodował na zapleczu nadawało się do zawinięcia w bukiet. - Może załapię się na konkurs Miss mokrego podkoszulka - zauważył, tym samym zgadzając się z jego wnioskiem. Materiał był przemoczony, teoretycznie mógłby go założyć, ale efekt raczej nie byłby szczególnie zadowalający. Mimo wszystko nieszczególnie się tym przejął i nawet nie chodziło tu o spożycie alkoholu. Zwyczajnie nieszczególnie stresował się takimi szczegółami jak potrzeba wracania do domu bez koszulki. Przeżyje. - Trzeba zrobić mu pogrzeb - zdecydował i, owszem, jego t-shirt otrzymał płeć męską i najwidoczniej trzeba było mu do tego wymyślić imię. - Reginald... Poliester Trzeci, syn Reginalda Bawełny Drugiego - wyrecytował, spoglądając na zlew jak na otwartą trumnę. - Będziemy tęsknić - szybki pogrzeb, nie ma co. Ale co tu więcej powiedzieć o martwym t-shircie? Złapał kontakt wzrokowy ze swoimi towarzyszem, nie przerywając go kiedy się zbliżył. Automatycznie położył dłoń na jego biodrze, wyraźnie licząc na coś odmiennego od odwrócenia głowy, przez co po przechyleniu się w przód dotknął ustami jego policzka. Ups? - Oh, uhm. Pan dżentelmen. Nie śmiałbym odmówić takiej oferty - odparł, szybko łapiąc rezon. Nie był typem zawstydzającym się nieudanymi akcjami, a przynajmniej nie na dłuższy czas. - Ale zakryjesz mnie później, teraz jest za ciepło. Chodź - polecił mu, jedną ręką biorąc go za nadgarstek, drugą chwytając mokrą koszulkę, którą wrzucił do kosza na śmieci po drodze do wyjścia. No to tyle z żałoby. Tym razem puścił swojego towarzysza zaraz po wydostaniu się z łazienki i ruszył do baru przodem, aby zamówić Cuba Libre razy dwa i poczekać na Jeffa.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Sprawa z drinkiem nie była jasna i chyba już jasna nie będzie, alkohol już się rozlał, więc nie było co do tego wracać. Jedynym słusznym wyjściem z tej sytuacji będzie po prostu udanie się do baru po nowe drinki i może wspólne ich wypicie bo przecież szkoda by było poprzestać na pogrzebie koszulki.
-Masz mnie.- zaśmiał się, odnosząc się do tego, że proszenie do tańca jest przereklamowane, a wpadanie na kogoś może być świetnym pomysłem na podryw. Oczywiście w tym przypadku nie było to prawdą, bo Jeffrey nie zrobił tego celowo i odwracając się od baru nie miał pojęcia, że wpadnie na jakiegoś przystojniaka. Tym bardziej, że tak, mogło się to źle skończyć, nie każdy z takim spokojem przyjąłby to, że został oblany alkoholem. Casper najwidoczniej był z tego powodu zadowolony i teraz jeszcze jawnie zaczął go podrywać. Crawford w końcu skończy z czerwonym odcieniem na twarzy, był tego pewny i trafi do piekła za to, że wcale nie miał zamiaru protestować.
-Okej... więc jesteś specjalistą od roślinek.- chabaź to chabaź, nie miał pojęcia, że nie wszystkie roślinki można nazwać kwiatkiem, bo tych kwiatków nie mają, a jakby ktoś poprosił go o podanie nazw jakiś poszczególnych roślin to pewnie od razu byłby na straconej pozycji. Rozróżniłby co najwyżej różę od tulipana. -Wygraną masz jak w banku.- stwierdził, bo i w mokrej koszulce można wyglądać dobrze... kiedy ma się taki wygląd jak Casper.
-Co?- popatrzył na niego pytająco, początkowo nie wierząc w to, że faktycznie będą robić pogrzeb koszulce, przeniósł wzrok na mokrą koszulkę i zaśmiał się pod nosem słysząc jej oryginalne męskie imię. -Znaliśmy się krótko ale teraz na pewno czeka cię lepsze życie.- dodał od siebie bardzo poważnie, nie wierząc że dał się wciągnąć w takie głupoty. Jednak bardzo dobrze się przy tym bawił. W końcu nadeszła ta chwila, kiedy na jego twarz wypłynął lekko czerwony odcień, kiedy Casper ułożył dłoń na jego biodrze i dotknął ustami jego policzka. Na całe szczęście, że odwrócił głowę w bok, nie wiadomo jakby to się skończyło gdyby tego nie zrobił... Jeff raczej też nie zawstydzał się nieudanymi akcjami ale zawstydzał się w ogóle w takich bliskich kontaktach jeśli kogoś nie znał. Nie miał kompletnie doświadczenia w filtrowaniu, podrywaniu ludzi w klubach czy przygodach na jedną noc. Nie był taki, przede wszystkim brak mu było trochę pewności siebie i nie do końca wierzył, kiedy ktoś prawił mu komplementy. -Tak, zdecydowanie jest za ciepło.- odezwał się w końcu , bo było za ciepło, zrobiło mu się gorąco przez tą nagłą bliskość. Dobrze, że Casper jednak się odsunął i postanowił wrócić do baru, a Jeffrey niewiele się zastanawiając ruszył za nim. Noc była jeszcze młoda, a jego znajomi z pracy pewnie już dawno o nim zapomnieli uznając, że spotkał kogoś znajomego albo ulotnił się do domu.
Zajął wolne miejsce przy barze, tuż obok nowopoznanego chłopaka. Gdzieś w głębi wiedział, że prawdopodobnie powinien się ulotnić i faktycznie wrócić do domu zanim narobi jakiś głupot. -Chyba częściej powinienem być taki nieuważny.- stwierdził, chociaż nie, zdecydowanie nie powinien być taką gapą... ale jeszcze nigdy nikogo nie pozbawił tak szybko koszulki - to tym bardziej nie powinno go w ogóle interesować.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

"Specjalista od roślinek" też mogło być, nie ograniczał się do jednej, sztywnej nazwy zawodu, a to brzmiało całkiem niczego sobie. Trochę jak konserwator powierzchni płaskich, on mógł być specjalistą od organizmów zielonych. I czerwonych, żółtych, w dużym stopniu różowych... Nie miałby pracy jakby wybrał tylko jeden kolor i się go trzymał, ludzie domagali się różnorodności!
Kiedy już znaleźli się przy barze, z nowymi szklaneczkami rumu z colą, który ktoś z jakiegoś powodu zdecydował się przechrzcić na coś zdecydowanie zbyt skomplikowanego, tym razem bezpiecznie ustawionymi na blacie, aby zapobiec kolejnym wypadkom, Cas uśmiechnął się do swojego towarzysza wieczoru.
- Ooh, ale za drugim razem to już będzie zbyt podejrzane, Jeffie, po prostu poproś mnie o numer i obejdzie się bez mordowania kolejnych koszulek, niech fotosynteza świeci nad jego duszą - dramatycznie wzniósł oczy ku niebu, czy raczej sufitowi, po którym przesuwały się kolorowe światełka ciągnące z parkietu. Podniósł drinka i pociągnął pierwszego łyka od zdecydowanie zbyt długiego czasu. Mógłby przysiąc, że zaczął już trzeźwieć, co wcale mu się nie podobało. Nie mógł oczywiście narzekać na towarzystwo, ale naprawdę lubił ten szum pod kopułą i całkowity brak kontroli nad językiem, były to wyznaczniki najlepszej zabawy. - Albo wpadnij do mojej kwiaciarni. Bez drinka. Chociaż... - zmrużył oczy i rozważył tą kwestię z pełnym skupieniem. - Chociaż z drinkiem też możesz. Teoretycznie mogę pić w robocie, bo ten, nie ma mnie kto wylać - parsknął, jakby dopiero teraz zdał sobie z tego sprawę. Samozatrudnienie było cudowne, doprawdy. Co prawda bez zaufanych pracowników nie mógłby się tak cieszyć z weekendowych wypadów na miasto, ale skoro wiedział, że ktoś otworzy sklep rano to nie było powodu do najmniejszego stresu. - Jest tu niedaleko i... Oh. Jeffie. Chcesz wpaść zobaczyć kwiatki? - spytał, nagle się ożywiając i konspiracyjnie pochylając w stronę Jeffa. - To jest dosłownie spacerek, króciutki, mam gdzieś klucze, bo... - urwał, nagle wątpiąc w samego siebie, więc poklepał się po lewej kieszeni spodni. W prawej zawsze miał telefon, nie było nawet sensu tam sprawdzać. Dopiero kiedy poczuł pod palcami znajome, nierówne wypukłości metalu, ponownie wyszczerzył ząbki w uśmiechu. - Mam klucze, po drodze jest monopolowy, można przenieść imprezę w spokojniejsze miejsce i odprawić Reginaldowi stypę, na jaką zasłużył. Wchodzisz w to? - zaproponował, właściwie już gotowy zerwać się z miejsca i wychodzić, ale mieli jeszcze do dopicia drinki i tylko to powolne sączenie powstrzymywało go przed ponownym pociągnięciem Jeffa tam, gdzie chciał z nim spędzić trochę czasu.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Poprosić o numer... Cholera w co on się wpakował. Dosłownie minutę wcześniej uniknął pocałunku, a teraz naprawdę miał ochotę poprosić go o numer telefonu. Nie mógł tego zrobić, nie powinien. To nie było w jego stylu, miał chłopaka i nie powinien robić takich rzeczy. Casper był przystojny, nie mógł zaprzeczyć i zdołał już wywołać na jego twarzy rumieńce ale to nie miało przecież żadnego znaczenia. Jeszcze nie jeden raz spotka w swoim życiu przystojnego typka. Byłoby łatwiej gdyby Atlas interesował się nim nieco bardziej i nie ignorował już pewnie od kilku godzin albo i dni. -Nie mogę poprosić cię o numer.- odpowiedział poważnie sięgając po szklankę z alkoholem. Nie mógł go poprosić o numer bo niby w jakim celu miałby to zrobić? Jego wolność skończyła się wraz z zaproponowaniem Atlasowi oficjalnego związku... a nawet zanim to zrobił nie widział poza nim nikogo innego. Co więc zmieniło się w tym momencie, że dostrzegł Casa? Nie miał pojęcia. Jednak coś zmieniło się na pewno, może cały jego związkowy czar prysł skoro faktycznie szlajał się po klubach.
Napił się alkoholu, który wcześniej w brutalny sposób został mu odebrany. Zdecydowanie go potrzebował bo ta cała sytuacja robiła się kompletnie nie na miejscu. Na jego usta cisnęło się jedynie co z wymalowanym zaskoczeniem słysząc propozycje bruneta. Czy pójdzie z nim do kwiaciarni? Miewał czasami głupie pomysłu, znajomość ze swoim chłopakiem rozpoczął też w środku nocy, na molo, nie mając pojęcia z kim się spotyka. Znajomość z Casperem mógł rozpocząć w kwiaciarni, ufając że chłopak ani go nie zgwałci, ani nie zabije. Nie wyglądał na takiego ale nigdy nic nie wiadomo. Wewnętrzny głos podpowiadał aby się na to zgodził. Rozsądek mówił mu inaczej, zdecydowanie nie powinien się na to zgadzać, a z drugiej strony nie chciał odmawiać sobie dobrej zabawy. -Caspi, proponujesz mi wspólne oglądanie kwiatków przy alkoholu?- popatrzył na niego pytająco z malującym się uśmiechem na ustach, chociaż doskonale wiedział że tak, to właśnie mu proponował... i znów znalazł się bliżej na co Jeffrey upił kolejny łyk zimnego alkoholu. Obserwował go uważnie, kiedy czegoś szukał po kieszeniach. -Chce...- wypalił kiedy alkohol wziął chwilowo górę nad rozumem. Przygryzł policzek od wewnętrznej strony sprowadzając się trochę na ziemię. -Ale nie mogę.- poprawił się szybko, oczywiście że nie mógł. Zdawał sobie sprawę z tego, że to nie jest zwykłe zaproszenie na wspólne wypicie alkoholu, a wygląd Caspera sprawiał, że Jeffie totalnie sobie nie ufał. Wolał być tutaj otoczony jeszcze innymi ludźmi, niż zostać z nim sam na sam. Omójboże gdzie ten Atlas się podziewa, potrzebował go, potrzebował wiedzieć, że wciąż jest obok i tylko sobie wmawia, że ich związek nie idzie w dobrą stronę. -Więc masz swoją kwiaciarnię?- wrócił do tematu, jednocześnie próbując zepchać na bok jego propozycję. -Daj mi swój telefon.- wyciągnął dłoń w jego kierunku. Nie mógł poprosić go o numer (bo pewnie sam by się do niego nie odezwał, wmawiając sobie, że nie może tego zrobić) ale nikt nie powiedział, że nie może dać mu swojego.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Z ust mężczyzny zaczynały wydobywać się słowa, na które był niemalże uczulony. No tak to oni się nie dogadają. Wyraził swoją dezaprobatę marszcząc nos, zupełnie jakby coś mu właśnie potężnie zaśmierdziało, bo "nie mogę" brzmiało mu jak niesamowicie tania wymówka i zdecydowanie nie zamierzał tego po prostu zaakceptować. Co niby było w tym takiego trudnego? - Co, nie masz telefonu? Człowieku, dziewiętnasty wiek dawno za nami - przypomniał, wywracając oczami. Byłby to dla niego jedyny powód do użycia tego stwierdzenia, cała reszta zależała od chęci. I jakby powiedział mu wprost, że zwyczajnie wolałby się nigdy więcej nie kontaktować to przecież Casper przyjąłby to na klatę, spokojnie dokończył drinka i dał mu spokój, bez rozwijania zbędnego dramatu. Był ugodowy, ale jego dobór słów mu zwyczajnie nie leżał.
- Mhmm... Oglądanie, dobieranie, wiązanie. Moglibyśmy zrobić dla Reginalda wieniec pogrzebowy, wiesz jak to wypada tak szanowanym, poległym żołnierzom - podzielił się garścią planów na noc, chociaż miał ich jeszcze więcej. Po dokończeniu alkoholu mogliby zabrać te swoje piękne wiązanki, zrobić sobie spacer do najbliższej rzeki, jeziora czy nawet dostatecznie dużej kałuży i dać kwiatkom popłynąć w siną dal, tak dla upamiętnienia koszulki. Tak, bo tu wciąż chodziło głównie o stracony, biały t-shirt, o którym Casper normalnie pewnie by już zapomniał, gdyby nie nadał mu imienia. Teraz zostanie w jego pamięci na wieki wieków, o ile jego umysł nie zaliczy nad ranem resetu. Już miał się ucieszyć na zgodę, kiedy jego towarzysz ponowie użył tych słów. Teatralnie rozejrzał się wkoło i wrócił do niego spojrzeniem, unosząc sceptycznie brwi.
- Jakoś nie widzę, aby ktokolwiek cię przed tym powstrzymywał. Nie jesteś na łańcuchu, dopiero co chodziłeś całkiem sprawnie, więc owszem, Jeffie, możesz - wytknął mu i westchnął ciężko. - Słuchaj, ja do niczego nie zmuszam, ale jak czegoś chcesz to to po prostu rób, taka rada na przyszłość. Zaproszenie wciąż jest aktualne, jakbyś kiedyś się jednak zdecydował - zapewnił, oddając mu jego przestrzeń osobistą i ponownie podniósł szklaneczkę z alkoholem. - Floral Masters, tu niedaleko. Nie pytaj o nazwę, taka była jak kupowałem to miejsce i nie chciało mi się bawić w papierkową robotę, aby to zmienić - przyznał z lekkim rozbawieniem, bo jasne, był pewny siebie, ale nawet dla niego nazwa była kiczowata. No nic, zdążył się przyzwyczaić. Spojrzał na mężczyznę zaskoczony i sięgnął do kieszeni, aby odblokować telefon i wręczyć go nowemu znajomemu. Tego się po nim nie spodziewał. - Co, chcesz nam zrobić pierwsze wspólne zdjęcie, ale nie masz telefonu? - spytał kpiącym tonem i podparł sobie policzek na pięści. - Zachowujesz się niesamowicie tajemniczo. Wiesz jak zainteresować faceta, Jeffie, to muszę ci przyznać. Tajny agent czy członek mafii? Coś mi grozi za to, że się z tobą zadaję? - zainteresował się, śledząc wzrokiem jego poczynania. Owszem, omijał szerokim łukiem najłatwiejsze wyjaśnienie jego zachowania. Jeśli kogoś miał i nie chciał wpaść to nie była nawet jego sprawa. Nie był od tego, aby pilnować wierności innych osób.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Gdyby był w stu procentach pewny tego, że nie chce go więcej widzieć od razu dałby mu to dosadnie do zrozumienia. Nie był tego pewny, wiedział jedynie, że nie powinien w to dalej brnąć bo to było nie fair w stosunku do Atlasa, który przecież nagle nie stał się dla niego obojętny. Jednak Jeffrey nie dał mu dosadnie do zrozumienia, żeby się odwalił tylko brnął w jakieś głupie wymówki. Zignorował jego docinkę na temat telefonu bo co to w ogóle był za pomysł. Oczywiście, że miał telefon ale rozdawanie swojego numeru wydawało się być nie na miejscu. Istniał jednak jakiś powód dla którego wciąż ciągnął rozmowę i nie chciał aby Cas dał mu spokój.
Musiał jednak zignorować te wszystkie powody oraz chęć dobrej zabawy. Musiał zignorować fakt, że dobrze czuł się w jego towarzystwie i musiał odmówić kuszącej propozycji wyprawienia stypy Reginaldowi, pomimo tego, że spędzenie z nim jeszcze kilku chwil w kwiaciarni było bardzo zachęcające.
-Nie masz pojęcia o tym, czy ktoś mnie powstrzymuje, więc nie rób mi wyrzutów bo nie masz do tego prawa.- obruszył się trochę, nawet się nie znali. Zgadzał się z nim ale nie mógł sobie pozwolić na takie słowa w swoim kierunku. Nie był idiotą, a Casper najwidoczniej w ogóle nie rozumiał jego obaw i może nie mógł zrozumieć, że ktoś może mu jednak odmówić. To, że był pewny siebie Jeffie widział od samego początku, on sam nie był tak otwarty na ludzi i tracił nieco pewność siebie, kiedy ktoś zaczynał go podrywać. -Kojarzę, czasami tamtędy przechodzę wracając z pracy.- ale nigdy nie wstępował, nie miał potrzeby aby odwiedzać kwiaciarnię, a ja nie mam pojęcia czy faktycznie ta kwiaciarnia była akurat po drodze ale nieważne... na potrzeby następnej gry będzie po drodze.
Przewrócił oczami biorąc od niego telefon. Jeszcze jedna kpina w jego stronę, a naprawdę się rozmyśli i nawet nie wklepie mu swojego numeru. -Nie tak szybko, na wspólne zdjęcia przyjdzie jeszcze czas.- hmm, co? Jaki czas na wspólne zdjęcia. Jeffrey zdecydowanie stracił rozum dzisiejszego wieczoru. Wklepał mu swój numer, podpisując nazwę kontaktu po prostu swoim imieniem. Zachowywał się tajemniczo i równie tajemniczo uśmiechnął się na jego słowa. Nie wiedział czy coś groziło Casowi za zadawanie się z nim, nie przekonał się jeszcze o tym, czy jego chłopak jest zazdrosny... i czy w ogóle by się tym przejął. -Więc teraz równie tajemniczo się ewakuuje zanim zrobię jeszcze jakąś głupotę.- miał na myśli oczywiście podzielenie się swoim numerem. Dopił drinka i wstał z krzesła barowego. Oddał mu telefon i z małym uśmiechem cisnącym mu się na usta pożegnał się z nim aby później opuścić klub.

ztx2

autor

Miliony przed nami. Miliony po nas.
Awatar użytkownika
26
190

Właściciel

Artistic Soul & Szmaragdowe Centrum

sunset hill

Post

#77 po pracy

Nabrał głębokiego wdechu, gdy usiedli za barem.
- Przepraszam za to, że byłem zaborczy, że nie liczyłem się z twoim zadaniem i sam podejmowałem decyzję. - Przerwał. Odwrócił głowę, aby spojrzeć na szczupłą barmankę, która postawiła na ladzie dwie podwójne whisky. Krótko obiegła wzrokiem ich twarze, po czym oddaliła się, aby wydać komuś kufel piwa. Sirius przełknął ślinę, tajemniczo się uśmiechnął i ponownie obdarzył uwagą Melusine. - Przepraszam też, że krytykowałem twoją relacje z Indio, chociaż sam mam podobną z Malasyą. Przyjaźnie się też z innymi dziewczynami. Wydaję mi się, że na początku byłem zazdrosny, a potem zachłanny, bo nie chciałem się tobą dzielić. To niebywale głupie - pokręcił głową i zacisnął palce na lodowatym szkle. Alkohol wyglądał apetycznie, jednak wstrzymywał się jeszcze przed wypiciem. Chciał mówić w stanie pełnej świadomości.
- I chyba powinienem jeszcze przeprosić za to, że powiedziałem, że nie chce cię w każdej strefie swojego życia. To było podłe, ale chyba nie potrafię funkcjonować w inny sposób. - Głos Siriusa przez cały czas był pełen napięcia, ale dopiero wraz z upustem ostatniego zdania zaczął drżeć. Zmielił ślinę. Spojrzał na szklankę, którą zaczął kołysać na wszystkie strony. Alkohol wirował we wnętrzu, błyszcząc w świetle wiszących nad barem lamp.
- Mam pięć tysięcy - zaczął znienacka, całkowicie zmieniając temat. Potem poruszył się nerwowo i sięgnąwszy po torbę z laptopem wyciągnął z niej brązową, grubą kopertę. Posunął pakunek po wypolerowanej ladzie ku dziewczynie. - Melusine chciałbym ci pomóc bez względu na to, co się z nami stało.
Pęknął. Skorupa Siriusa Boswortha zaczęła kruszyć się pod wpływem spojrzenia Melusine. Czuł się niekompletny, a pomimo tego zachowywał na twarzy naturalną dla siebie surowość i śmiałość, uosabiając siebie z aktorem na deskach wielkiego teatru.
Kochał Melusine - było to niepodważalne stwierdzenie; coś czego był pewien nawet w chwili rozłąki. Problem w tym, że nadal nie wiedział, czy mógł się zmienić; czy potrafił być mniej absorbujący i nie działać w życiu jako jednoosobowa armia, wychodząc samotnie na przekór każdemu problemowi. Mając w głowie to wszystko nie potrafił podjąć kolejnej decyzji, dlatego tkwił pomiędzy tym co powinien, a tym czego pragnął w głębi serca.

autor

P o l a

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

W momencie, w którym przekroczyli prób pubu, w głowie, jak i sercu Melusine kłębiło się wiele wątpliwości. Nie była pewna, czy wspólne wyjście to dobry pomysł, zwłaszcza, że o ile zdołała w pewnym stopniu uporządkować swoje życie, tak z uczuciami miała ogromny problem. Gdy usiedli za barem, zdjęła z ramion jeansową kurtkę, wieszając ją na drewnianym oparciu stołka. Mimochodem kilku mężczyzn znajdujących się w pobliżu, zawiesiło na niej swoje spojrzenie, z czego albo nie zdawała sobie sprawy - co było dziwne - albo zwyczajnie to zignorowała, skupiając się głównie na Siriusu. Uwadze brunetki nie umknęło jego zdenerwowanie, ba! to widoczne było przez resztę dnia w pracy, kiedy mijali się na korytarzu lub gdy przechodziła obok jego biurka, wykonując kolejne polecenie Seana, skłaniało ją ono do konsternacji, czego starała się unikać, bo tak było zwyczajnie łatwiej.
Widząc, jak nabiera powietrza w płuca, instynktownie przygryzła dolną wargę, czując narastającą nerwowość, a kiedy spomiędzy siriusowych ust padły pierwsze słowa, mimowolnie rozwarła własne, chcąc pohamować go przed wypowiedzeniem kolejnych, lecz ostatecznie powstrzymała ją przed tym barmanka, podająca im drinki. Na krótką chwilę utkwiła niebieskie ślepia w złotym płynie, ten pięknie mienił się w świetle barowych lamp, po czym wróciła do czekoladowych tęczówkach chłopaka. Nie potrafiła pozostać obojętna na ogrom uczuć, jaki się w nich malował, mimo opanowania, jakim wydawał się emanować. Uderzenie w piersi uświadomiło jej, że nie była gotowa na to spotkanie, natomiast kolejne jawnie manifestowało błędnie podjętą decyzję o tym, by milczeć, miast zwyczajnie wejść mu w słowo, jak to miała w zwyczaju.
Później nie była już w stanie - a może nie chciała? - zatrzymać kolejnych zdań, wraz z brzmieniem których robiła coraz większe oczy, które dodatkowo zaczynały szklić się od wybierających w nich łez. W pewnym momencie musiała sięgnąć po alkohol, choć upiła go naprawdę niewiele. Lewą dłoń zacisnęła w piąstkę, by po sekundzie rozprostować palce; wykonała tę czynność kilka razy. Jego głos pełen był napięcia, które ona wyczuwała każdym atomem, z jakiego się składała. Czuła nieprzyjemny skurcz w żołądku i gule w gardle. Wszystko co mówił… Cholera! Chciała to wszystko usłyszeć wtedy, w to burzę popołudnie, a czy teraz?
Miała mętlik nie tylko w głowie,ale przede wszystkim w sercu. To na nowo zalało przyjemne uczucie, niosąc ze sobą falę ciepła, która rozprzestrzeniając się po drobnym ciele, przynosiło ukojenie i spokój. Niestety ten, jak szybko się pojawił, zniknął, kiedy Bosworth przesunął w jej kierunku kopertę z pieniędzmi, na co mimowolnie pokręciła przecząco głową. Ponownie sięgnęła po szklankę z alkoholem, tym razem biorąc większy łyk, który miał dodać jej odwagi.
- Nie mogę tego przyjąć - oznajmiła, i choć chciała brzmieć stanowczo, ucisk w gardle sprawił, że głos jej zadrżał. - W zasadzie, skąd masz tyle pieniędzy? - zapytała, tym razem pewniej, wpatrując się z niego z nieukrywaną ciekawością. Na ten moment nie chciała poruszać kwestii o których mówił wcześniej, choć nie wyrzuciła ich z głowy. Obecnie ważniejsza była dla niej sprawa tak dużej gotówki. A może kupowała sobie czas? Wiedziała, że jest mu winna kilka, jeśli nie kilkanaście słów wyjaśnienia, ale bała się, co będzie po tym, gdy je wypowie. Z tego tego powodu postanowiła, może trochę niesprawiedliwie - a nawet bardzo! - odwlec je w czasie.

autor

Miliony przed nami. Miliony po nas.
Awatar użytkownika
26
190

Właściciel

Artistic Soul & Szmaragdowe Centrum

sunset hill

Post

Sirius przez ostatnie kilka godzin zastanawiał się, co dokładnie powinien powiedzieć Melusine. Pomimo że już wcześniej chciał się z nią skontaktować, to zaproszenie do Krewmark wynikło pod wpływem impulsu, dlatego do końca dnia nie mógł skupić się na pracy. Wielokrotnie powtarzał te same czynności: kserował identyczne dokumenty oraz na przemian dodawał lub odejmował graficzne sekwencje w plikach. Ponad to ilekroć mijał się z Melusine odczuwał dyskomfort - co nie zdarzyło mu się w towarzystwie żadnej innej dziewczyny.
Gdy skońćzył to wszystko, co w przeciągu ostatnich godzin złożyło się w jego głowie w zdania, miał wrażenie, że pozbył się z ramion ogromnego ciężaru. Niestety pomimo początkowej ulgi, wkrótce ponownie odczuł na własnej skórze podejrzany chłód oraz mieszaknkę konsternacji i niepewności. Po raz pierwszy nie wiedział, co oznaczał grymas na twarzy dziewczyny, bo jej przygryziona warga, rozbiegane spojrzenie, które przez dłuższą chwilę tkwiło na szklance, a także szkliste oczy nie wywołały żadnej reakcji. Nie odniosła się do przeprosin Siriusa. Nawet nie przytaknęła, kiedy produkował się, aby wyrazić swoją szczerą skruchę i zaprezentować postawę, o którą tak zapalczywie walczyła podczas ich ostatniej kłótni.
Zacisnął usta i ścisnąwszy mocniej szkło nerwowo wlał sobie do gardła alkohol. Nie wydawł z siebie żadnego syknięcia, jakby palaćy trunek wcale nie zapiekł go w gardle. Zamiast tego postukał szklanką w blat, dając znać barmance, że prosił o dolewkę.
Nie kontynuował tamtego tematu. Nie magiął dumy bardziej, niż było to konieczne. Odniósł wrażenie, że albo Melusine nie była gotowa na szczerą rozmowę albo raz na zawsze przekreśliłą ich relację. W obu kwestiach musiał być gotów pogodzić się z wszystkimi konsekwencjami - w końcu nadal, niczym gilotyna wisiał nad nim powód przez który zdecydował się odejść.
- Zawsze chciałaś żebym się przed tobą odkrył - zauważył, uprzednio przygladając się, jak barmanka uzupełniła szklankę. Potem zwrócił spojrzenie ku Melusine. W jego oczach odbiła się czerń, choć wciąż była ona ledwie widoczna. Dla odmiany ten kolor świadczył o zawodzie i smutku, z którym próbował się uporać. - Jeżeli to zrobię, to weźmiesz pieniądze?
Sirius zaczął się ponownie dystansować, co przywykł robić, kiedy nie potrafił odnaleźć się w sytuacji. Była to jego forma obrony przed zranieniem lub kolejnym niefortunnym zaskoczeniem.
Widząc nieśmiałe przytaknięcie Melusine, mimowolnie westchnął i kolejny raz upił whisky.
- Miesiąc temu wziąłem udział w licytacji. Kupiłem galerię. Tę pieniądze to pożyczka od mojego kuzyna na remont. - Nie patrzył w oczy Melusine. Skupił się na szkle, w którym wirował złoty alkohol. - Uważam że są sprawy ważne i ważniejsze, a patrząc na obecną sytuację, to ty jesteś dla mnie najważniejsza Melusine - powiedział, choć w ostatniej części zdania rozbrzmiało się zawahanie. Z uwagi na początek tego spotkania nie wiedział, czy powinien obarczać dziewczynę taką informacją. W rzeczywistości łączyła ich już tylko formalna relacja w biurze oraz rzeczy Melusine, które nadal znadjowały się w mieszkaniu Siriusa. Nie ruszył niczego, odkąd się rozstali - nawet prania.
Przekręcił się na barowym krześle w taki sposób, że znalazł się bokiem do Melusine. Złapał za swój alkohol i przyłożył go do ust, aby następnie wypić całą zawartość.

autor

P o l a

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Melusine liczyła się z tym, że milczenie, do którego obecnie była skłonna bardziej niż kiedykolwiek, może zostać źle zrozumiane przez Siriusa. Że jego gwałtowność, a także sposób postrzegania niektórzy rzeczy inaczej niż widziała je ona, mogą sprawić, iż opacznie obierze jej zachowanie. A Melusine zwyczajnie potrzebowała czasu, by odnaleźć się w nowej sytuacji, gdyż chłopak po raz pierwszy przyznał się do własnych błędów, jednocześnie zdradzając przed nią powody przez które postępował w taki, a nie inny sposób. Sprawiało to, że w myślach, jak i sercu miała jeszcze większy mętlik. Rozum nagle stracił jeden z głównych argumentów przez który doszło do rozpadu ich związku, aczkolwiek nie relacji. Bo ta wciąż się trzymała; niczym dziurawa łajba, która już dawno powinna opaść na dno, a jednak nadal walczyła z szalejącym sztormem.
Z każdym uderzeniem w piersi, czuła, jak na nowo wypełniają ją te wszystkie uczucia, które odrzucała od siebie przez ostatnie dni. I choć patrząc na nią ciężko było odczytać co myśli czy czuje, to organizm powoli również ulegał ogarniającym ją emocjom, chociażby malując jasne tęczówki oczu, wybierającymi w nich łzami. Te podobnie do złotej cieczy w szklankach, błyszczały w strumieniu ciepłego światła. Wtedy też dostrzegła, jak postawa Bosworth'a zaczyna się zmieniać - zacisnął usta w cienką linię, jego twarz nabrała surowszego wyrazu, a on sam skupiał się na wszystkim innym niż ona. Przyjęła to ze stoickim spokojem, z którym, że był dla niej nienaturalny, poczuła się dziwnie. Zacisnęła palce na własnym udzie, próbując zapanować nad nerwami, bo te powoli, ale sukcesywnie zaczęły wdzierać się do jej myśli. I choć panował w nich chaos, pośród tego wszystkiego rozbrzmiał głos rozsądku, który nakazywał Mel wziąć się w garść.
Niestety w pierwszej kolejności musiała wyjaśnić sprawę pieniędzy; to była naprawdę duża kwota. Dlatego słysząc pytanie bruneta, nieśmiało przytknęła głową, a wraz z tym gestem pojawiła się panika. Bo jaką mogła mu dać gwarancję, że po tym, co usłyszy nadal będzie skora wziąć tą kasę? Instynktownie przygryzła dolną wargę, czując na koniuszku języka metaliczny posmak krwi, który w porównaniu z tym, jak smakowała whiskey, był przyjemnie słodki. Wraz z pierwszymi słowami opuszczającymi siriusowe usta, zacięła dłonie w piąstki, wbijając paznokcie w skórę. Galerię? zapytała w myślach. Nie miała o tym pojęcia. Świadomość tego ponownie w nią uderzyła, a wraz z nią pojawiła się myśl, że wiele było rzeczy o których nie wiedziała, bo Sirius zwyczajnie się nimi z nią nie dzielił. Miesiąc pokręciła z niedowierzaniem głową. To było irracjonalne. Tak samo, jak kolejne zadania, jakie wypowiedział, ostatecznie siadając do niej bokiem, zupełnie jakby chciał uniknąć spoglądania w jej oczy; bał się, co może tam zobaczyć?
Nie wiedziała, jaki cel obrał sobie, proponując to spotkanie, jednak każda nowa informacja, jaką się z nią dzielił, budziła w niej coraz większe poczucie winy. Rozprostowując palce, mimowolnie ułożyła dłoń na spiętym ramieniu Siriusa, nie kryjąc wahania, które wkradło się w ten prosty gest. Kiedy na nią spojrzał, wzięła głębszy wdech, zdradzający jej nerwowość.
- Są sprawy ważne i ważniejsze, ale nie można okradać nikogo z jego marzeń, a przede wszystkim kogoś, kogo się kocha. Dlatego nie nie chce… nie mam zamiaru wziąć tych pieniędzy. Przepraszam, że cię okłamałam. - jej głos drżał tak bardzo, że brzmiała, jakby niepewna była swoich słów, jednak wyraz twarzy jasno wskazywał na determinację w podjętej, w tej chwili decyzji. - I przepraszam, że od razu nie odpowiedziałam na twoje wcześniejsze słowa, ale… czuje się zagubiona. Wiem, że popełniłeś wiele błędów, ale ja również, a może przede wszystkim? - uciekła spojrzeniem, kiedy między nimi wybrzmiało to pytanie, jakby bała się odpowiedzi, jaką może dostrzec w czekoladowych tęczówkach. - Musisz też wiedzieć, że Indio jest moim przyjacielem, ale to nie jedyny mężczyzna, z którym mam styczność. W zasadzie z facetami zawsze dogadywałam się znacznie lepiej, dlatego wielu ich jest w kręgu moich znajomych, chociaż są to tylko znajomi. - powiedziała z lekkim przestrachem, nie wiedząc, jak zareaguje na tę wiadomość. - I faktycznie, decyzje podejmowałeś sam. Czułam, jakbyś mi rozkazywał, a nie lubię, kiedy ktoś tak postępuje. Mam swój rozum i nawet jeśli nie każdy mój wybór jest słuszny, to powinni poddać je dyskusji, a ta wiąże się z wymianą argumentów, a nie oświadczeniami. Cieszę się, że w końcu pojąłeś różnice między rozmową a rozkazami. - uśmiechnęła się subtelnie, przechodząc zaraz do kolejnej kwestii, nie dając mu szansy jakąkolwiek reakcję - Chciałabym, żebyś nauczył się, jak funkcjonować z kimś u swojego boku, ale odnoszę wrażenie, że to, że tego nie potrafisz ma swoje źródło gdzieś w głębi Ciebie. Sirius… - dopiero w tym momencie zabrała dłoń z jego ramienia, kładąc ją na siriusowym udzie. Zacisnęła na nim palce - Sirius, ja byłam na cmentarzu - wyjawiła przed nim jedną z tajemnic, po czym umilkła. Jak zareaguje?

autor

Miliony przed nami. Miliony po nas.
Awatar użytkownika
26
190

Właściciel

Artistic Soul & Szmaragdowe Centrum

sunset hill

Post

Sirius nie lubił i przede wszystkim nie potrafił czekać, bo z natury był człowiekiem niezwykle impulsywnym. Poza tym charakteryzowała go pochopność oraz labilność. Bez większego trudu potrafił przejść ze stanu szczęścia lub po prostu neutralności do wzmożonej agresji. Jednak tym razem wykazał się cierpliwością i zrozumieniem. Pomiędzy nim a Melusine zaszło zbyt wiele zmian, aby miał prawo wyeksponować swój niepokój. Obecnie stąpali po cienkim gruncie i obawiał się, że jakikolwiek niepotrzebny gest mógłby spłoszyć dziewczynę. Tego wieczoru i tak skusił się na zbyt wiele słów, które jedynie zaogniły w nim ferment.
Gdy milczała żółć podeszła mu do gardła. Ledwo był w stanie przełknąć alkohol; ledwo był wstanie utrzymać naturalny ton i zamaskować drżenie rąk. Jedną z nich schował do kieszeni, zaś drugą kurczowo ściskał szklankę. Nawet nie reagował na zeszklone oczy Melusine, bojąc się, że ich przyczyna oznaczała definitywny koniec tej relacji. Jeżeli chciała pozbyć się Siriusa ze swojego życia, to dzisiaj nie był na to gotowy
Zdążył upić dwa łyki whisky, kiedy delikatna dłoń Melusine spoczęła na jego ramieniu. Mimowolnie nerwowo się szarpnął, aby zrzucić ją z siebie. W tamtym momencie dotyk dziewczyny wywoływał u niego niepotrzebne dreszcze i kompletnie nieadekwatne do obecnej sytuacji pożądanie. Chciał ponownie znaleźć się blisko zarówno psychicznie, jak i fizycznie; chciał być obecny we wszystkich myślach Melusine, skrytych pragnieniach, a także łóżku, spełniając się w roli czułego partnera oraz namiętnego kochanka. Chciał wiele.
- Ja nie mam marzeń - oderwał spojrzenie od błyszczących oczu Melusine i ponownie usiadł bokiem. Upił alkohol i odstawił szklankę na ladę, po czym po raz kolejny zaczął nią kołysać. Było to zajęcie, dzięki któremu udawało mu się na kilka sekund skupić na czymś innym, niż na towarzystwie dziewczyny. - Mam plany i istnieje w nich coś takiego, jak hierarchia wartości. Chcę, abyś odnalazła ojca. - sprostował, uprzednio podkreślając to, co powiedział już wcześniej.
Nie był zły na Melusine. Właściwie spodziewał się takiej reakcji, co nie zmienia faktu, ze w innej sytuacji wykazałby się olbrzymią gwałtownością. Tymczasem siedział i wpatrywał się w złoty alkohol, jakby właśnie z niego odczytywał każdą odpowiedź. Pieniądze nadal leżały na blacie pomiędzy nim a dziewczyną, wystawiając na pokuszenie ciekawski wzrok barmanki, która od początku przysłuchiwała się ich rozmowie.
Kolejną część konwersacji przyjął z podobną pokorą, chociaż coraz częściej pozwalał sobie na ukradkowe spojrzenia. Odwrócił się dopiero na wzmiankę o Indio, ale wtedy to Melusine uciekła wzrokiem. Sirius przysunął bliżej barowe krzesło, rozszerzył kolana tak, że te należące do dziewczyny znalazły się pomiędzy jego udami i oparł łokieć o bar. W drugiej ręce trzymał whisky, która stała się już nieodłącznym elementem tej rozmowy.
- Już mi to nie przeszkadza - wtrącił, uprzednio wywracając oczami i zanosząc się krótkim, nerwowym śmiechem. Biorąc pod uwagę aktualne okoliczności miał na głowie inne problemy, więc intuicyjnie zakopał głęboko w świadomości temat potencjalnych adoratorów znajomych Melusine. Rozłąka przeszkadzała mu o wiele bardziej, aniżeli absurdalna zazdrość, której wielokrotnie doświadczył.
Pod wpływem następnych zdań uśmiechnął się nieśmiało, aczkolwiek pokrzepiająco. Wydawało się, że zaczęli dochodzić do jakiegoś konsensusu; że na wierzch stopniowo wychodziły optymistyczne emocje, pozwalając w czeluści smutku dostrzec mu bladą iskierkę. Niestety Melusine prędko rozwiała jego płonne nadzieje, uprzednio kontynuując i zbaczając na niebywale krętą i wyboistą ścieżkę.
Sirius natychmiast się spiął, pobladł i mocniej zacisnął palce na szkle. Przez cały czas z uporem wpatrywał się w oczy dziewczyny, choć robił to zupełnie bezwiednie. Jego źrenice zrobiły się matowe, a w głowie rozlały się wspomnienia związane z Ursulą: z ich beztroskim życiem na obrzeżach Seattle oraz jej śmiercią. Potem pomyślał o matce. Nie uśmiechał się i nie mrugał. Z tego amoku wyrwał go dotyk Melusine. Był subtelny, delikatny i w tamtej chwili niezwykle znaczący. Gwałtownie zaczerpnął powietrza, bo odkąd padło ostatnie zdanie, przestał oddychać. Zaczął kaszleć, dlatego przerwał ich kontakt wzrokowy i schował usta w dłoniach.
Kiedy się uspokoił, ponownie zasiadł bokiem do Melusine.
- Popełniła samobójstwo - powiedział znienacka, uprzedzając domniemane pytanie dziewczyny. Obiema rękoma objął szklankę z whisky, które straciło dla niego atrakcyjność. Czując opór palców Melusine na udzie, zaczął nerwowo podrygiwać nogą.
Pomimo że nie zrobił niczego złego i nikt nie obwiniał go za śmierć Ursuli, to czuł się podle. Nie uchronił jej przed ostateczną rezygnacją z życia i wykazał się olbrzymią ignorancją oraz zaniedbaniem. W tamtym okresie interesowało go wyłącznie własne szczęście i nie zauważył momentu, w którym Ursula zatraciła się w smutku i rozpaczy. Był dorosły i nieodpowiedzialny, ale przede wszystkim był jej starszym bratem.
Włożył kciuk pomiędzy wargi i natychmiast go przygryzł. Potem to samo zrobił z kolejnym palcem, aż w pewnym momencie ponownie splótł dłonie na szklance.
Po raz pierwszy od czasu pogrzeby z siostrą zaczął pękać. Dotychczas stronił od rozmów o Ursuli, skrzętnie unikając tematów, który mogłyby do niej nawiązywać. Nie potrafił wypowiadać się bez poczucia rwania serca, trawiących wyrzutów i emocji, jakie emanowały z siriusowych oczu. Był jednocześnie rozczarowany własną, otwartą postawą oraz przerażony faktem, że właśnie obnażał się przed Melusine - o tym również chciał jej powiedzieć, jednak kiedy indziej.
- Była moją siostrą - dodał, uprzednio w zatrważający sposób połykając powietrze. - To nie tak - zawahał się, łamiąc każde z tych krótkich słów. Po raz kolejny przygryzł kciuka. - Wzięła tabletki przez jakiegoś skurwysyna. Przez kurewsko bogatego skurwysyna, który zerwał z nią przez różnice społeczne. To takie niesprawiedliwe - zaśmiał się nerwowo, po czym oparł połowę twarzy na otwartej ręce. Mówił już bardziej w przestrzeń, aniżeli do Melusine, która wciąż znajdowała się blisko. Właśnie, po raz pierwszy od blisko dwóch lat wyrzucał z siebie to, co kryło się w jego głębi.
Zaczerpnął głębokiego wdechu, a następnie napił się whisky. Po paru sekundach ciszy, zrobił się odrobinę spokojniejszy, chociaż nie spoglądał na Melusine. Nie mógł zatrzymać słów, które już samowolnie cisnęły się mu do ust. To było zbyt silne.
- Zaraz po śmierci Ursuli moja matka wpadła w depresję. Zostawiła mnie i wyjechała do Kennewick. Zostałem sam w olbrzymim i pustym domu, dlatego przeprowadziłem się do akademika. Dopiero od grudnia mamy względnie normalny kontakt. Wcześniej rozmawiałem z nią co kilka tygodni o ile w ogóle odebrała telefon. Przeważnie albo spała albo lamentowała. - Stuknięcie szkłem o blat sprawiło, że barmanka kolejny raz dolała mu alkoholu. Wypił wszystko jednym duszkiem.

autor

P o l a

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Ułożyła dłoń na drewnianym blacie, kiedy Sirius zrzucił ją ze swojego ramienia, palcem wskazującym pisząc po okrytym parą szkle, w którym znajdował się złoty trunek; ten, dziś wyjątkowo jej nie smakował. Rozmowa jakiej się podjęli wystarczająco paliła jej trzewia, dlatego zrezygnowała z kolejnych porcji alkoholu.
- Plany to część marzeń - odparła, chcąc zdementować jego zaprzeczenie, które wydawało się nie pasować do duszy artysty, którym niewątpliwie był. Z drugiej też strony, ciężko było jej uwierzyć, że takowych nie posiadał. Według Melusine każdy obrany przez człowieka cel, zawierał w sobie chociażby odrobinę pragnień, czego doskonałym przykładem była potrzeba dziewczyny, by odnaleźć ojca.
- I odnajdę - zapewniła go; miała w sobie wystarczająco dużo determinacji, aby tego dokonać. Zmiana pracy pozwoli jej odłożyć odpowiednią sumę, a reszta przecież jakoś się ułoży, prawda? W odpowiedzi na zadane w myślach pytanie, poruszyła się nerwowo na stołku, bo tak naprawdę nie miała, co do tego pewności, a jednocześnie podświadomie czuła, że jeśli wypełni swoją misję kosztem Siriusa, będzie sobie to wypominała do końca życia.
Miała nadzieję, że nie będzie na nią zły, choć właśnie się tego obawiała, wiedząc, jak potrafi reagować na odmowę, zwłaszcza tą, która padała spomiędzy jej ust. Uderzyła paznokcie trzy razy w szklankę, ta wydała z siebie stłumiony dźwięk, który ginął pośród gwaru i hałasu panującego w pubie. Dopiero w tym momencie zdała sobie z niego sprawę, wcześniej zbyt mocno zaaferowana słowami Siriusa oraz własnymi myślami,w których wciąż panował chaos - podobny siał spustoszenie w sercu Melusine.
Tym razem to Bosworth pozbył się dystansu między nimi, który ona starała się zachować od momentu, kiedy ją odrzucił. Próba opanowania jego nerwów okazała się nieskuteczna, a teraz jakby te zaczęły się udzielać również jej, zwłaszcza wtedy, gdy zaczęła mówić o Indio - był on powodem ich kłótni, dodatko wspominając także o innych mężczyznach w swoim życiu, nawet jeśli nie odgrywali oni w nim większej roli. Nie była pewna reakcji chłopaka, która ją zaskoczyła - przyjął to z pokorą.
- Dlaczego? - zapytała mimowolnie, nie kryjąc zdziwienia, rozbrzmiewającego w tonie jej głosu. Zmiana podejścia do tej kwestii niezmiernie ją ciekawiła, chociaż nie była kluczowym tematem, o którym musieli porozmawiać. Rzeczywiście, zazdrość Siriusa, w tym przede wszystkim o Bassa, zakrawała o absurd, lecz wcześniej wydawał się tym nie przejmować, a może po prostu nie był tego świadom? Zadając pytania - to, które właśnie opuściło jej usta wydawało się nie dość istotne - chciała poznać jego uczucia, zrozumieć czym się kieruje w tak odmiennej, od typowego dla siebie stanu, postawie.
Ponad tydzień temu dialog między nimi był niemożliwy. Zupełnie jakby w ich słowniku to słowo nie istniało, tymczasem wydawało się, że świetnie radzą sobie w jego prowadzeniu, choć wiązało się to z chwilowym odrzuceniem uczuć, jakimi się darzyli. Czy naprawdę musieli się rozstać, by nauczyć się rozmawiać?
To było irracjonalne.
Irracjonalne. Określenie to idealnie wpasowywało się w całokształtu ich relacji - od chwili pierwszego spotkania, pierwszego pocałunku i seksu, przez odkrycia jakich na przestrzeni tego czasu dokonali, po dzień rozstania; najbardziej burzowy w przeciągu ostatniego roku. Myśląc o tym, nie mogła powstrzymać - zupełnie, jak Sirius - uśmiechu, który wkradł się na malinowe usta. Z tych sekundę później wydobyło się zdanie, które po raz kolejny naruszając chwilowy spokoju, jaki udało mu się osiągnąć. Sama też bardzo się denerwowałam, nie wiedząc, co pociągnie za sobą jej wyznanie. Czy Sirius się wkurzy, za to, że po raz kolejny, bez pytania weszła w część jego życia, o której nie miała wiedzieć? Niewątpliwie odkryła kolejną z jego tajemnic, chociaż sama wiedzą o grobie Ursulii niczego nie dawała, wręcz przeciwnie - miała jeszcze więcej pytań niż wcześniej, a on musiał być tego świadom, bo zanim choć jedno przemknęło przez jej umysł, zaczął mówić.
Zacisnęła palce na udzie bruneta, w milczeniu słuchając tego, co ma do powiedzenia. Znowu nie reagowała od razu, przyswajając kolejne informacje, a każda z nich miała swoje konsekwencje w tym, jak na nią reagował. Dostrzegała w nim każdą zmianę; w barwie głosu, spięciu mięśni, nerwowym tiku czy wyrazie twarzy. Tak wiele kosztowało Siriusa wypowiedzenie tych słów, a ona poczuła się głupio niejako go do tego zmuszając, bo nie wydawał się na to gotowy. Podobne, jak ona. Odkryła to w momencie, kiedy zamilknął.
Przez dziesięć długich sekund wpatrywała się w swoją szklankę, po czym idąc za przykładem Bosworth'a wypiła resztę jej zawartości.
- Nie będę ci mówiła, że mi przykro - oznajmiła po dłuższej chwili, która dla ich dwójki trwała wieczność. Przysłuchująca się im barmanka zrobiła głupią minę, jakby Melusine powiedziała coś niewłaściwe, wręcz okropnego, jednak ona, doskonale wiedziała, że słowa te nie przyniosły ulgi, dając zupełnie odwrotny do oczekiwanego efekt. Serce w piersi Pennifold biło w zastraszającym tempie, a dłonie drżały. Mimo to odwróciła się do niego, prostym gestem zmuszając by na nią spojrzał. Wtedy też ułożyła obie dłonie na jego policzkach, spoglądając mu w oczy.
- Jesteś najwspanialszą osobą, jaką w życiu poznałam. Jesteś niezwykle silny, odważny i wrażliwy. I choć wiem, że to, co się wydarzyło miało na ciebie ogromny wpływ, to jednak brałam cię takiego jakim jesteś i nic pod tym względem się nie zmieniło. Wiem, że trudno ci o wszystkim mówić i jestem ogromnie wdzięczna, że mi zaufałeś. - wyznała, w pewnym momencie opierając swoje czoło o jego, i jeśli próbował się wyrwać, nie pozwoliła mu na to. - A teraz może zabrzmię okrutnie, ale uważam, że powinieneś ruszyć dalej. Pogodzić się z tym, co się wydarzyło, bo inaczej zniszczy cię to od środka, a nie chcę, a przede wszystkim nie pozwolę, by tak się stało - dodała jeszcze, a w jej trzewiach zrodziła się niepewność, bo co jeśli oczekiwał od niej czegoś innego?

autor

Miliony przed nami. Miliony po nas.
Awatar użytkownika
26
190

Właściciel

Artistic Soul & Szmaragdowe Centrum

sunset hill

Post

W żaden sposób nie skomentował wzmianki o planach i marzeniach. Sirius pomimo niewątpliwej, artystycznej duszy nie utożsamiał się z tymi delikatnymi i wrażliwymi twórcami – co zresztą eksponował w każdym, najmniejszym geście. Twardo stąpał po ziemi, nie bujał w obłokach oraz stopniowo realizował postawione sobie cele, jeden za drugim w kolejności od najważniejszego do takiego, który mógł poczekać. W tym momencie na piedestał postawił odnalezienie ojca Melusine. Otwarcie galerii prawdopodobnie i tak odwlekłoby się w czasie, ponieważ nie zaczął jeszcze załatwiać żadnych formalności, związanych z założeniem firmy oraz podatkami.
Pomogę ci – oznajmił, głosem który podobnie do Melusine składał się z determinacji. Sirius również nie był w stanie przyjąć sprzeciwu. Pchnął brązową kopertę pod samą szklankę dziewczyny, uprzednio mocno ją szturchając. Alkohol niebezpiecznie rozkołysał się, lecz ostatecznie ponownie ułożył się w przeźroczysto-złotą, spokojną taflę.
Dlaczego? – powtórzył, w ogóle nie zdziwiony jej pytaniem. Melusine nie byłaby sobą, gdyby nie drążyła niewygodnych tematów. Na tę myśl mimowolnie pokręcił głową i upił whisky, po czy głośno westchnął, pozwalając gorzkiemu trunkowi swobodnie spłynąć po gardle.
Może dlatego, że nie jesteśmy razem – powiedział to głośno i wyraźnie. Jednak po chwili zaśmiał się i po raz kolejny sięgnął po alkohol. Była to forma kiepskiego żartu. Potem zrobił się poważniejszy, o czym świadczyła jego tęga mina. – Rozstaliśmy się, Melusine – powtórzył. – Ostatnio wyrzuciłaś mi wiele rzeczy. Jeżeli mielibyśmy kiedykolwiek do siebie wrócić, to jestem w stanie wziąć to wszystko pod uwagę. Nie obiecuję, że się zmienię, ale z pewnością będę próbował okiełznać własny temperament. Mimo wszystko bardzo cię kocham – zaśmiał się, ale tym razem zrobił to bardziej nerwowo – ale ta praca. Praca w klubie nie jest na moje nerwy – przyznał zgodnie z tym, co czuł.
Na początku zdenerwował go fakt, że Melusine będzie wchodziła w interakcje z innymi mężczyznami. Znał siebie na tyle drze, że wiedział, że nie będzie w stanie pogodzić zaborczości z odpowiednim do sytuacji dystansem. Wydawało mu się, że ona również zdawała sobie z tego sprawę, bo wielokrotnie dał jej odczuć zazdrość. Z perspektywy czasu zaczął dostrzegać własne błędy, bo Melusine nigdy nie umniejszyła jego wartości w swoim życiu; nie odpychała Siriusa dla Indio czy innych znajomych. Regularnie dzwoniła, informowała gdzie była i co zamierzała zrobić, a także wracała na noc do mieszkania, aby w pieleszach pielęgnować ich miłość.
Potem wszystko wydarzyło się niebywale szybko. Przeszli z jednego tematu do drugiego; dla Siriusa bardziej okrutnego i dotkliwego. Przed oczami zrobiło mu się ciemno i tylko uporczywy dotyk Melusine pozwolił mu trwać w przekonaniu, że nie zemdlał. Gdy oprzytomniał miał wrażenie, że był z goła innym człowiekiem: nagim, obdartym z godności i skorupy, która zewsząd chroniła go przed czynnikami zewnętrznymi. Nie potrafił powstrzymać emocji, jakie zmieniały się na jego twarzy, niczym klatki w kalejdoskopie. To było dziwne i dla Siriusa zupełnie niezrozumiałe.
Zdołał nieco uspokoić się w momencie, w którym wypił dolewkę whisky. Barmanka posłała mu litościwe spojrzenie, a drugie, bardziej burzliwe skierowała na Melusine.
Zaśmiał się ironicznie na dźwięk słów dziewczyny, jednocześnie potakując głową. Nawet od własnej matki nie otrzymał współczucia, więc nie potrzebował go także w tej chwili. Właściwie sam nie wiedział, czego chciał. Podświadomość Siriusa wydawała się spowić gęstą mgłą i przysłoniła wszystko w co dotychczas starał się wierzyć. Już nie otaczał go całun tajemnic.
Dłonie Melusine naprowadziły jego wzrok ku jej twarzy. Z nienaturalną nieśmiałością odnalazł spojrzeniem oczy brunetki i skupił na nich całą uwagę, jakby otaczający ich świat stracił na wartości. Dłonie w mechaniczny sposób położył na jej udach.
Melusine… – nie pozwoliła mu się wtrącić. Oparła czoło o jego własne i zaczęła hipnotyzować błyszczącymi źrenicami, w których zatonął, niczym w bezdennej otchłani. Mimo tego czuł się bezpiecznie w otoczeniu rąk dziewczyny; jej oddechu, rozbijającym się na jego skórze oraz woni damskich perfum – tak bardzo mu znajomych.
Po kolejnych słowach, które po raz kolejny ugodziły Siriusa w sam środek serca, trafiając w sedno, spoczął ustami na wargach Melusine. Dotkliwie zacisnął palce na jej nogach, wyrażając tym samym potrzebę wyładowania wszelkich negatywnych emocji.
Była mu potrzebna, jak łódka niedołężnemu rozbitkowi; jak parasol w deszczowy dzień i jak kropla deszczu podczas suszy. Była jego osobistą oazą, którą winien był zapalczywie bronić, a jednocześnie czerpać siły do dalszej egzystencji. Była mu niebywale bliska nawet wtedy, kiedy przestali stanowić całość.
Pocałunek zakończył cichym westchnieniem. Potem wyplątał się z uścisku i wstał, a następnie nerwowo zaczął szukać po kieszeniach papierosów.
Idę zapalić, Melusine – oznajmił oschle i zupełnie nieadekwatnie do poprzedniej sytuacji. Wyciągnął z tyłów paczkę, udał się w głąb baru i zniknął za oszklonymi drzwiami.
Papierosa spalił w dwie minuty. Skrył się za rogiem w cieniu alejki pomiędzy lokalem a sklepem muzycznym. Właściwie miał już wrócić. Wykonał trzy kroki i ponownie się zatrzymał, uprzednio przygryzając policzki. W ustach mieszał mu się smak gorzkiej whisky i słodkich malin. Spoglądając na buty zastanawiał się, co powinien jeszcze powiedzieć Melusine, ale ilekroć analizował własne położenie dochodził do martwego punktu; do momentu, któremu brakowało jakiegokolwiek pewnego punktu zaczepieniai.
Ostatecznie cofnął się i nerwowym krokiem opuścił okolice Kremwerk, a następnie całe Belltown. Wsiadł do autobusu i po zajęciu ostatniego miejsca napisał Melusine wiadomość.

autor

P o l a

ODPOWIEDZ

Wróć do „Kremwerk”