WAŻNE Wprowadzamy nowy system pisania postów/tworzenia tematów w lokacjach. Prosimy o zapoznanie się instrukcją i stosowanie nowego wzoru. Więcej informacji znajdziecie tutaj!

Subfora zostały podzielone na 4 główne działy, oto orientacyjny zakres lokacji, które mogą się w nich znaleźć:
- strefa miejska - ulice, parkingi, tereny zielone, parki, place zabaw, zaułki, przystanki, cmentarze
- usługi - sklepy, centra handlowe, salony kosmetyczne, pralnie, warsztaty
- kultura i instytucje - galerie, muzea, teatry, opera, domy kultury, centra społeczne, urzędy, kościoły, szkoły, przedszkola, szpitale, przychodnie
- życie towarzyskie - restauracje, kawiarnie, kluby, kręgielnie, puby, kina

Dodatkowo w dzielnicach znajdziecie subfora większych firm albo ważnych dla forum i postaci lokacji, np. szczególne kluby, uniwersytet, czy restauracje.

INFO W procesie przenoszenia forum na nowy silnik utracone zostały hasła logowania. Napiszcie w tej sprawie na discordzie do audrey#3270 lub na konto Dreamy Seattle na Edenie. Ustawimy nowe tymczasowe hasła, które zmienicie we własnym zakresie.

DISCORD Jesteśmy też tutaj! Zapraszamy!

UPDATE Postacie chcące uzupełnić swoją KP o nowe treści w biografii mogą skorzystać teraz z kodu update w zamówieniach.

Zablokowany
Awatar użytkownika
0
0

-

Post

<div class="lok0"><div class="lok1"><div class="lok2"><img src="https://cdn.blinq.art/img/pr/1000069038 ... 038@V3.jpg "></div></div></div>

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

~ 5 ~ Nie planował nawiązywać w Seattle nowych, długotrwałych znajomości. Był sobą, więc do wszystkich się uśmiechał, pierwszego dnia witał każdego mijanego przechodnia (dopóki nie zrozumiał, że w mieście nie jest to zbyt dobrze odbierane) i starał się zagadywać chociaż na parę zdań a to właściciela motelu, w którym się zatrzymał, a to miłą panią kasjerkę w sklepie, a to pana bezdomnego, przygrywającego cicho na gitarze, a to samotnie siedzącą stolik dalej dziewczynę w kawiarni. Tak po prostu. By móc otworzyć do kogoś paszczę, pośmiać się trochę, polepszyć sobie i tej drugiej osobie dzień. Zwykle kończyło się tylko na powitaniu, jakiejś luźno puszczonej uwadze lub żarcie. Tutaj, w mieście niestety bardzo rzadko spotykał się jak dotąd z równie miłymi reakcjami i odpowiedziami. I tylko z jedną jak dotąd osobą udało mu się naprawdę porozmawiać.
Teddy w pierwszej chwili wydała mu się nie tylko kimś trochę spoza jego "ligi", ale też spoza kręgu jego zainteresowań. Z tymi gładko ułożonymi włosami, idealnie prostym uśmiechem i delikatnymi dłońmi obejmującymi kubek z kawą, przypominała mu trochę te dziewczyny z miasta, które przyjeżdżały na wakacje do Asotin do dziadków i robiły wszystko, by trzymać się jak najdalej od czegokolwiek, co ma jakikolwiek związek z prawdziwą wsią. Włącznie z mieszkającymi w miasteczku rówieśnikami. Właśnie takie "miastowe laski" widział oczami wyobraźni, gdy dosłownie dwa dni temu pochylał się w stronę stolika, przy którym siedziała Teddy i pozwolił sobie zażartować z przesadnie świątecznego wystroju kawiarni. Mocno zaskoczył go wtedy jej szczery śmiech i równie zabawna odpowiedź. Kilka kolejnych zdań zamieniło się w spacer, podczas którego pokazała mu kilka miejsc i dała kilka dobrych rad, jak nie zagubić się w gąszczy uliczek (kto by pomyślał, że GPS w telefonie może służyć do nawigacji nie tylko podczas dłuższej podróży samochodem!). Propozycja wymienienia się numerami wyskoczyła z jego ust jakoś samoistnie i naturalnie, a jej rzucona na koniec luźna uwaga, że powinien się wybrać na jarmark bożonarodzeniowy, w jego uszach zabrzmiała, jak zaproszenie do kolejnego spotkania.
A jednak odczekał dwa dni, aż w końcu do niej napisał, oficjalnie chcąc się umówić na drugi spacer. Sprawa z Mari nieznośnie się przeciągała i póki co nie zapowiadało się, by prędko miał wrócić z nią do Asotin, a nie zamierzał też latać za nią non stop, prawda! Był jednak stworzeniem stadnym i potrzebował towarzystwa. Szczególnie tak miłego. I ładnego. Bo w sumie nie zaszkodzi może gdzieś przy okazji wzbudzić zazdrość u byłej-ale-też-przyszłej narzeczonej.
Umówili się gdzieś blisko wejścia na teren jarmarku, ale Martin już z oddali upatrzył sobie miejscówkę, do której koniecznie musiał Teddy zaciągnąć.
Jeździłaś kiedyś konno? — zapytał ją tuż po krótkim powitaniu, gdy ruszyli przed siebie. Karuzela z konikami przyciągała go do siebie wprost naturalnie, więc nic dziwnego, że to ten właśnie kierunek obrał. Nawet jeśli zwierzaki nie były prawdziwe, ich widok i tak poprawił mu mocno humor i jeszcze bardziej rozchylił uśmiech. — Chodź! — przyspieszył, łapiąc dziewczynę bezpardonowo za rękę i ciągnąc ją w stronę karuzeli, którą okupowały jak dotąd tylko dzieciaki. — To na pewno nie to samo, co prawdziwe, aaaaale... — nie dokończył, chcąc by sama się przekonała. Ba! Sam się chciał przekonać! Bo z takiej wielkiej karuzeli jeszcze nie korzystał. I nie widział tak pięknie udekorowanych koników. Chociaż jarmark bożonarodzeniowy w Asotin odbywał się również co roku, to wyglądał jednak zupełnie inaczej. Nie miał takiego... rozmachu. Martin uwielbiał go mimo to, jak najbardziej, ale jednak teraz oczy mu się świeciły bardziej chyba, niż kiedykolwiek wcześniej. I to wcale nie była zasługa oświetlenia.
Kto wie... Może w tym Seattle był jednak jakiś głęboko ukryty urok?

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

<table><div class="ds-tem0">
<div class="ds-tem1">
<div class="ds-tem2">
<div class="ds-tem3">010.
<div class="ds-tem4">Teddy & Martin</div></div>
</div></div></div></table>

Nie potrafiła wyobrazić sobie życia poza miastem; oczywiście widziała wiele filmów (przeważnie romantycznych), których akcja toczyła się w wiejskim lub małomiasteczkowym otoczeniu, jednak samej siebie nie potrafiłaby w nim zwizualizować. Przede wszystkim dlatego, że za nadrzędny cel obrała sobie zostanie chirurgiem, a tego nie mogła nauczyć się w niewielkiej przychodni, w której zdobycie doświadczenia operacyjnego graniczyło z cudem. Całe życie spędziła w Seattle – opuszczenie tego miasta wyrwałoby jej wielką dziurę w sercu, bo właśnie tutaj miała wszystkich swoich najbliższych. Prawdę mówiąc, kilka miesięcy temu pojawiła się okazja do przeprowadzki. Jej ówczesny chłopak otrzymał wówczas bardzo intratny kontrakt, który obligował go do przeniesienia się na drugi koniec kraju. Niestety Teddy nie była gotowa na tak olbrzymi krok. Dlatego została w Seattle – bez partnera, ale za to z wielkimi planami na przyszłość. <br>
Nic dziwnego, że Martin miał problem z odnalezieniem się w wielkomiejskim środowisku. Tutaj życie toczyło się bardzo szybko, a ludzie zwykle nie zawracali sobie głowy nieznajomymi, mając masę własnych zmartwień i problemów. Dla niej była to codzienność. Tak bardzo przyzwyczaiła się do życiowego pędu, że bardzo często brakowało jej czasu na złapanie głębszego oddechu. Praca, którą wykonywała, wcale nie pomagała, przeciwnie, wymagała od niej ogromnego zaangażowania i poświęcenia długich godzin nie tylko podczas pełnienia dyżurów w szpitalu, ale również w zaciszu własnego mieszkania, gdzie bezustannie się doszkalała. Taka była cena, jaką musiała zapłacić, by w przyszłości być jednym z najlepszych chirurgów w kraju; ach, marzenia! Wracając do tematu, chłopak, który niespodziewanie pojawił się przy zajmowanym przez nią stoliku, wywarł na niej pozytywne wrażenie – był otwarty, żartobliwy i miał na twarzy szczery uśmiech, a to było rzadkością. Poza tym nie odniosła wrażenia, że próbował ją poderwać. A przynajmniej nie robił tego w barbarzyński sposób. <br>
Spacer, na który się udali, pomógł jej odświeżyć umysł. Nieczęsto miała okazję do spojrzenia na swoje rodzinne miasto tak, jakby widziała je po raz pierwszy. Prezentowanie ulubionych miejsc jednocześnie przywoływało ogrom ciepłych wspomnień wiążących się z nimi. Przechadzka była równie pouczająca dla niej, co dla niego. <br>
Jarmark bożonarodzeniowy był jedną z ulubionych tradycji Teddy. Pojawiała się na nim każdego roku. I choć kilka dni wcześniej odwiedziła to miejsce z przyjaciółką, nie miała oporów, by wybrać się tam po raz kolejny. <br>
— Nigdy. Mam jedno zdjęcie z dzieciństwa, na którym siedzę na kucyku, ale tata opowiadał mi, że dwie sekundy po jego zrobieniu wpadłam w panikę i rozpłakałam się — odparła, niezbyt dumna ze swojej postawy. Miała wówczas cztery może pięć lat, ale mimo to poczuła się jak totalny mieszczuch! — Ale chyba nie zamierz… — urwała w połowie zdania, lekko przestraszona wizją żywego konia, która malowała się jej przed oczami, kiedy chłopak pociągnął ją w sobie tylko znanym kierunku. Gdy zobaczyła karuzelę, roześmiała się głośno. — Ja naprawdę myślałam, że chcesz mnie posadzić na żywym koniu! — mówiła przez śmiech. Pewnie podjęłaby się takiego wyzwania, ale może lepiej w innym stroju i innych okolicznościach. Na przykład bez tabunu przyglądając się ludzi, którzy w każdej chwili mogli zacząć szydzić z jej jeździeckich umiejętności – a raczej ich braku. <br>
Ustawili się w kolejce i po kilku minutach udało im się kupić bilety. <br>
— Wiesz, że nigdy tego nie robiłam? — przyznała się, obdarzając go szerokim uśmiechem. Pomysł naprawdę się jej podobał. — To znaczy jeździłam już na karuzelach, ale nigdy podczas jarmarku. To mój pierwszy raz — wyjaśniła. <br>

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Biedny kucyk — odparł w pierwszej chwili na jej słowa. Poniekąd w żartach, bo chociaż nie zrozumiałby chyba nigdy takiej reakcji na pierwszy kontakt z koniem, to jednak widział już w swoim życiu podobne i to nawet wśród ludzi wychowujących się na wsi. Z drugiej jednak strony wiedział też, że taki płacz i panika to był zawsze spory stres również dla zwierzęcia. Dlatego też bardzo poważnie rozważał, jak mógłby rozwiązać ten problem, jak już ruszy kiedyś ze swoją agroturystyką. Tym bardziej, że przecież konie miały być jej główną "atrakcją" (bardzo nie lubił tego słowa w tym kontekście).
Och, a macie tu gdzieś także żywe? — zainteresował się od razu, gdy tylko o nich wspomniała. Rozejrzał się też odruchowo, ale w najbliższej okolicy żadnego nie dostrzegł. Z jednej strony niestety, bo zaczynał coraz bardziej tęsknić za ich widokiem, towarzystwem, jazdą na nich, a nawet za ich zapachem, ale z drugiej - obawiałby się jednak, jak by je tu w mieście traktowali. Szczególnie podczas takiej wielogodzinnej pracy na jarmarku. Mocno nie ufał miastowym w tym, jak traktowali zwierzęta poza własnymi pupilami (a i z tym miałby nierzadko jakieś swoje wątpliwości). — Może kiedyś mnie odwiedzisz w Asotin, to wtedy spróbujemy z prawdziwym, żywym rumakiem — zaproponował ze śmiechem, ale też całkiem serio. — Może nawet zostaniesz pierwszym klientem mojej agroturystyki, jak już wszystko ruszy. Serio, zapraszam — dodał jeszcze. Już na pierwszym spotkaniu poopowiadał jej trochę o tym, skąd pochodził i jakie ma plany na przyszłość, bo za mocno go to ekscytowało, by się tym nie dzielił jakkolwiek z innymi (pominął tylko prawdziwy powód obecności w Seattle), no i pewnie już wtedy wspominał o specjalnej zniżce, którą by ją obdarował za całą jej nieocenioną pomoc podczas tego pierwszego spaceru. I wtedy i teraz mówił bardzo serio.
Mój też — przyznał również. — Pierwszy raz w mieście, pierwszy raz na takiej dużej karuzeli, pierwszy raz z dziewczyną... — zerknął na nią bardzo poważnie, ale długo nie potrafił wytrzymać bez szerokiego uśmiechu. Nawet jeśli gdzieś tam w głowie kiełkował mu pomysł, że znajomość z ładną koleżanką mogłaby mu pomóc w odzyskaniu Mari, to jednak nie próbował wcale Teddy poderwać. — Żartuję — wtrącił więc szybko ze śmiechem. A jako że była właśnie ich kolej, by dosiąść któregoś z koni na karuzeli, ruszył do przodu, by zająć tego, którego dostrzegł już z oddali. Co prawda koniki odróżniały się głównie kolorem umaszczenia i już mniej dostrzegalnymi detalami, ale Martin koniecznie chciał zgarnąć tego najbielszego ze wszystkich, zostawiając przy tym Teddy raczej ograniczony wybór, o ile chciała zająć miejsce obok niego. No, ale nie mógł się oprzeć, ta biel za bardzo przypominała mu o Śnieżynce!
Zdawał się ignorować fakt, że już po chwili byli jedynymi dorosłymi na karuzeli. Właściwie nie zdawał... zupełnie miał to gdzieś. — Tylko nie panikuj! — zawołał ze śmiechem do nowej znajomej - nawiązując oczywiście do jej wcześniejszych słów - gdy tylko mechanizm został odpalony, a oni powoli ruszyli z miejsca. — Jako prawdziwy samiec alfa, nie mam pojęcia, jak się zachowywać, gdy kobieta płacze w moim towarzystwie! — dodał jeszcze równie rozbawionym tonem.

autor

Zablokowany

Wróć do „Jarmark Bożonarodzeniowy”