WAŻNE Wprowadzamy nowy system pisania postów/tworzenia tematów w lokacjach. Prosimy o zapoznanie się instrukcją i stosowanie nowego wzoru. Więcej informacji znajdziecie tutaj!

Subfora zostały podzielone na 4 główne działy, oto orientacyjny zakres lokacji, które mogą się w nich znaleźć:
- strefa miejska - ulice, parkingi, tereny zielone, parki, place zabaw, zaułki, przystanki, cmentarze
- usługi - sklepy, centra handlowe, salony kosmetyczne, pralnie, warsztaty
- kultura i instytucje - galerie, muzea, teatry, opera, domy kultury, centra społeczne, urzędy, kościoły, szkoły, przedszkola, szpitale, przychodnie
- życie towarzyskie - restauracje, kawiarnie, kluby, kręgielnie, puby, kina

Dodatkowo w dzielnicach znajdziecie subfora większych firm albo ważnych dla forum i postaci lokacji, np. szczególne kluby, uniwersytet, czy restauracje.

INFO W procesie przenoszenia forum na nowy silnik utracone zostały hasła logowania. Napiszcie w tej sprawie na discordzie do audrey#3270 lub na konto Dreamy Seattle na Edenie. Ustawimy nowe tymczasowe hasła, które zmienicie we własnym zakresie.

DISCORD Jesteśmy też tutaj! Zapraszamy!

UPDATE Postacie chcące uzupełnić swoją KP o nowe treści w biografii mogą skorzystać teraz z kodu update w zamówieniach.

Awatar użytkownika
0
0

dreamy seattle

dreamy seattle

-

Post

<div class="lok0"><div class="lok1"><div class="lok2"><img src="https://i.imgur.com/2Lo4X4i.jpg"></div></div></div>

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

| po wszystkich grach

Harold zjebał. I to nie zjebał delikatnie, o nie nie. On zjebał po całości i doskonale o tym wiedział. Wiedział też że Constance i Enzo się rozwodzą, więc postanowił zaprosić Tagliente na męski wieczór w Crocodile. Normalnie wybrałby Dragona albo Little Darlings, ale gdyby tylko dotarło do jego jeszcze nie narzeczonej, że odwiedził któryś z tych wątpliwej reputacji lokalów, prawdopodobnie jeszcze bardziej by na niego zaczęła wyklinać. Tutaj oczywiście było ryzyko, że Allie się przypierdoli do Enzo, ale dość nikłe, bo kobieta jeśli już w lokalu była, to pewnie w biurze. Tak więc pojawił się w lokalu i pewnie od razu zamówił jakąś szkocką z lodem, kazał przynieść właściwie butelkę i czekał cierpliwie, aż pojawi się również Tagliente. Kiedy w końcu nasza gwiazda się pojawiła, Harold uśmiechnął się lekko.
- Witam przyszłego dziadka - rzucił z lekkim rozbawieniem, chociaż wiedział, że sytuacja była raczej poważna. - I przyszłego rozwodnika - dodał jeszcze, jakby chciał go w ogóle dobić. No zero jakiegoś wyczucia, masakra. Tym bardziej że właściwie Harry chcial poprosić Enzo o przysługę. Niby Connie już się zgodziła, ale wolał się upewnić, że zostawienie Maisie w domu Tagliente nie będzie kłopotem ani dla niego, ani dla jego małżonki.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

  • 1
Ostatnie miesiące nie należały do najprostszych. Zaczynanie od nowa w przypadku kogoś, kto robił to już kilka razy było męczące, ale Elie nie chciała się poddawać. Nie była słaba, bardzo lubiła myśleć o sobie, że taka nie jest. Kiedy wchodziła na salę chorego dziecka, wpatrując się w wychudzoną twarz, zmęczone oczy, na twarzy miała szeroki uśmiech. To, że łzy cisnęły jej się do oczu było bez znaczenia, bo Eloise nie mogła się poddać. Nie mogła myśleć, że coś się nie uda, musiała walczyć i naprawdę była do tego stworzona. Żałowała tylko, że miała tyle siły tylko i wyłącznie wobec tych wszystkich ludzi, którzy chcieli usłyszeć, że będzie dobrze, choć przecież wcale tak nie było. Nie miała tej siły wobec siebie i wobec swojego męża. Nie wiedziała, kiedy w swojej głowie przekreśliła to małżeństwo. Czy tego dnia, kiedy policja zapukała do ich drzwi, a jej mąż został skuty w kajdanki czy później, kiedy sąd orzekł go winnym? A może wtedy, kiedy po raz pierwszy odmówił widzenia z nią? Albo wtedy, kiedy przestała już próbować? To chyba była kilka tygodni temu, kiedy przyjaciółka wyciągnęła ją na spotkanie wspólnych znajomych. To tam wpadła na mężczyznę, który utkwił jej w głowie. Przyglądała mu się z ciekawością i lekkim uśmiechem. Nie wiedziała, kiedy zaczęli rozmawiać, ale trwało to długo. Po raz pierwszy od dawna Eloise nie zamykała się buzia, już dawno się tak nie śmiała, szczerze i radośnie. Z taką samą radością zgodziła się z nim spotkać. W tamtym momencie nie pomyślała, że mógłby kogoś mieć, dlatego, kiedy jego odpowiedź na to pytanie zadane przez kogoś znajomego zabrzmiała dwuznacznie, wycofała się ze wszystkiego. Przecież on mógł kogoś mieć, a ona miała męża. Naprawdę chciała to wszystko zakończyć? Musiała to wszystko przemyśleć. Unikała Milo, unikała jego zaproszeń, unikała jego hipnotyzującego spojrzenia. Los odegrał się na niej z całą mocą, kiedy miała dyżur na SORze, a jednym z pacjentów był Garroway. Opatrzyła jego dłoń, starając się być profesjonalistką. Naprawdę bardzo się starała. – Okej – powiedziała w końcu, zawiązując na końcu bandaża supełek. – Kończę za piętnaście minut, jeśli poczekasz, to możemy iść na kolację. Niedaleko stąd jest The Crocodile, bar z muzyką na żywo. Jestem cholernie głodna. – Nie chciała łamać własnych przyrzeczeń, ale w tym przypadku właściwie dlaczego nie? Przecież niczego nie deklarowali.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

W życiu pogubił się jakiś czas temu. Przez długie lata miał się za człowieka zdeterminowanego, pewnego tego, czego pragnął. Wydawało mu się też, że zawsze umiał po to sięgać, do niedawna mając na swoim koncie wyłącznie jedną porażkę, która była skutkiem niewystarczającej wiary w siebie. Nigdy nie postrzegał jednak rezygnacji ze studiów jako czegoś, co miało na jego życie negatywny wpływ, bo wówczas nie byłby zadowolony z tego, co udało mu się osiągnąć. A jednak kilka, albo może raczej kilkanaście miesięcy temu mógł stwierdzić, że miał wszystko, czego na dany moment potrzebował. Dopiero wtedy przyszła do niego kolejna porażka, która tym razem znacznie odsunęła go od punktu, w którym chciałby się dzisiaj znajdować. Rzecz w tym, że choć rozwód nie był wymarzonym zakończeniem spraw pomiędzy Milo a jego żoną, Garroway zdołał go już chyba odżałować. Nie walczył z tym, bo po długich latach, które spędził przy boku Elodie, zdołał dojść do wniosku, że naprawdę się od siebie oddalili. Nie był już tym, czego od życia potrzebowała i choć nadal kochał ją, kiedy podpisywał papiery rozwodowe, teraz uważał to małżeństwo za sprawę zamkniętą. Do tej pory nie czuł jednak palącej potrzeby ruszenia naprzód, głęboko wierząc w to, że w pierwszej kolejności musiał poukładać własne sprawy, aby przypadkiem nie wciągnąć kogoś w bajzel, w którym tkwił. Przez długi czas nie myślał więc o związkach i choć nie mógł przysiąc, że obecnie się to zmieniło, coś drgnęło w nim przed kilkoma tygodniami. Nie wiedział co konkretnie, ale Eloise miała w sobie coś, co sprawiało, że tamtego wieczora nie mógł oderwać od niej wzroku. Jej uśmiech sprawiał, że i jego gęba samoistnie zaczynała się cieszyć, a rozmowa z nią okazała się jeszcze większą przyjemnością niż wcześniejsze, ukradkowe spojrzenia. Najbardziej intrygującym zdawał się jednak być fakt, że jego urok ani trochę na nią nie działał. Spławiała go, co sprawiało, że skupienie na sobie jej uwagi wydawało się jeszcze bardziej atrakcyjne. I nie miał zamiaru tak łatwo jej tego odpuścić, choć, aby było jasne, nie poobijał się dla niej celowo. Z drugiej jednak strony, skoro tym razem poszło mu tak łatwo, może powinien był to jednak rozważyć? - Tak po prostu proponujesz kolację? - uniósł jedną brew ku górze, nawet nie kryjąc się z tym, że na jego kudłatej mordzie pojawił się uśmiech. Niby drobny, ale jednak pełen satysfakcji. Jej zgoda naprawdę brzmiała bardzo dobrze. - Gdybym wiedział, że zależy ci na tym, żebym trochę się poobijał, podłożyłbym tę rękę pod młotek już wcześniej - przyznał, a dotychczasowy, zadowolony uśmiech przeszedł w nieco bardziej głupawy. - Bardzo chętnie zaczekam - dodał, teraz już ciut poważniej. Nie chciał przecież, żeby wzięła go za błazna, który niczego nie potrafił potraktować poważnie. Miała jednak w sobie coś, co sprawiało, że przy niej budziło się w nim to duże dziecko. I za to nie mogła go winić.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Może czasami potrzebny był taki kop do działania? Może musieli również przejść jakąś długą drogę, żeby odnaleźć w końcu szczęście? Może to była jakaś próba? Może ktoś wrzucił ich do labiryntu, a oni kluczyli, szukając odpowiedniej ścieżki, aż w końcu trafią do wyjścia i wszystko będzie tak, jak tego pragnęli? Eloise bardzo na to liczyła, bo miała dosyć wylewania łez z bezsilności. Miała dosyć patrzenia w przyszłość, zastanawiając się, co przyniesie. Miała dosyć tego, że jej cele ostatecznie legły w gruzach. Chciała być w końcu szczęśliwa. Cieszyła się, że jej praca dawała jej dużo satysfakcji, że patrząc w oczy tych dzieci, widziała nadzieję i że sama również była jej pełna. Cieszyła się, że może robić coś dobrego dla świata. Że nie potrafiąc okazywać uczuć werbalnie czy fizycznie, robiła dla rodziny wiele, by w ten sposób udowodnić im, że ich kocha. Starała się być dumna z siebie w wielu aspektach, bo nie chciała przytłaczać siebie tym na co nie miała wpływu. Poznanie Milo uświadomiło jej, że nie musi wiecznie oglądać się na kogoś i ten jeden raz może zachować zdrowy egoizm. Co prawda, szybko się z tej myśli wycofała, bo to, co czuła w trakcie rozmowy z nim było dla niej czymś nowym, ale umiała to zdefiniować. Podobał jej się, czuła chemię i nie mogła stawać na drodze czemuś, co wydawało jej się, że już tworzył. Nie była kimś, kto niszczył związki, a nie chciała udawać, że interesuje ją tworzenie z nim relacji na stopie przyjacielskiej. Nie chciała być przyjaciółką kogoś, kto patrzył na nią w taki sposób. Myślała, że to minęło, ale przy każdym przypadkowym spotkaniu upewniała się, że tak nie jest. I teraz, w szpitalu była tego pewna. To nie tak, że jego urok na nią nie działał. Eloise podchodziła do wielu spraw zdroworozsądkowo, nie targały nią emocje i nie chciała, żeby tak było w tym przypadku. Rzadko bywała spontaniczna. Ten moment właśnie taki był, ale o dziwo, nie żałowała, że nie ugryzła się w język. – Nie tak po prostu. Jestem głodna – odpowiedziała. Nie chciała, żeby cokolwiek sobie wyobrażał, choć jej wyobraźnia szalała. Ale nie mogła sobie na to pozwolić. Nie, kiedy jej sprawy z Marcelem nie były wyjaśnione i nie, kiedy nie miała pojęcia, co facet siedzący przed nią, właściwie od niej chce. Jakie są jego prawdziwe intencje. – Nie jestem sadystką, po prostu bardzo mi ciebie szkoda – zażartowała, udając, że wzbudził jej litość. Piętnaście minut później dołączyła do niego na korytarzu. – Jestem gotowa – powiedziała, poprawiając płaszcz, a następnie grzywkę, która opadła jej na czoło.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Gdyby wiedział, do jakiego nieporozumienia doszło, od razu pognałby z wyjaśnieniami. Milo nie był facetem, który uginał się pod presją dzisiejszych standardów. Nie liczyło się dla niego wyłącznie to, aby na swoim koncie mieć jak największą liczbę panien, które przewinęłyby się przez jego łóżko, ponieważ sam dorastał w innych, ważniejszych dla niego wartościach. Cholernie cenił sobie bliskość drugiej osoby, podobnie zresztą było z ciepłem domowego ogniska, o którym marzył odkąd tylko wkroczył w dorosłość. Może i jego pierwsze związki wcale o tym nie świadczyły, ale dość prędko zaczął szukać w drugiej osobie partnerki, z którą mógłby spędzić więcej czasu niż tylko kilka nocy. Raz myślał już, że udało mu się to znaleźć, ale los wszystko zdołał zweryfikować i teraz, po kilkunastu miesiącach wolności i nietrwałych, przelotnych znajomości, naprawdę chciał wrócić do tego, co było wcześniej. Chciał na powrót skupić się na układaniu własnego życia, dlatego tak wytrwale próbował wyciągnąć Eloise na kawę. Choć spodobała mu się od razu, obecnie nie mógł mieć pewności, że to właśnie ona była tym, czego szukał, ale chciał przynajmniej dać sobie szansę na to, aby się przekonać. Nie spodziewał się jednak tego, że i ona w końcu zmieni zdanie. Najwyraźniej naprawdę musiało jej się zrobić go żal, kiedy trafił tutaj dziś z tą poobijaną ręką. - W porządku. Robisz to dla jedzenia, przyjąłem do wiadomości - odparł, jednocześnie nie przestając się uśmiechać. Cieszył się, że w końcu przystała na jego propozycję i będą mogli powtórzyć wieczór, w którym się poznali. Chciał znów usiąść z nią w jakimś względnie ustronnym miejscu, porozmawiać i po prostu poznać ją bliżej. I nie, nie musiało to od razu wiązać się z czymś więcej. Jak mówiłam, chciał po prostu dać temu szansę i przekonać się czy poza tamtym wieczorem umieli jeszcze znaleźć wspólny język. Nim odeszła, ułożył dłoń na wysokości serca, jakby poważnie go swoją uwagą uraziła. Nie powiedział już nic, po prostu odprowadził ją wzrokiem, uważnie obserwując to, jak zgrabnie lawirowała pomiędzy kolejnymi pacjentami. Dopiero kiedy zniknęła z zasięgu jego wzroku, dźwignął się z miejsca i powędrował na korytarz, na którym przystanął przed jedną z gablot, zaczytując się w ulotkach na temat uzależnień. Właśnie skończył lustrować ją wzrokiem, kiedy Eloise znalazła się obok niego. - To naprawdę wygląda tak strasznie? - zagaił, palcem wskazując jedną z fotografii, przedstawiającą najpewniej jakieś zmiany nowotworowe w obrębie płuc. Swoją drogą, powinien się chyba nimi przejąć, skoro sam popalał dość często. - No, prowadź - odezwał się chwilę później, po czym raz jeszcze zmierzył ją spojrzeniem. Prezentowała się dziś naprawdę dobrze, ale tę uwagę postanowił zachować dla siebie. Nie chciał przypadkiem sprawić, że od razu pożałowałaby tej zgody.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Nie podejrzewała go o jakąś próbę wykorzystania jej. Wydawał jej się fantastycznym facetem, może popełniała błąd, nie widząc w nim negatywnych cech, ale przecież nie znała go również zbyt dobrze. Nie chciała myśleć o nim źle, nie znając prawdy. Owszem, mogła go przesadnie idealizować, ale czy w tym przypadku to było coś złego? Po prostu pomyślała, że się pogubił, że jego sprawy nie są do końca wyjaśnione (tak, jak jej). Po prostu zwyczajnie się bała. Przecież już nie raz bardzo się sparzyła, nie chciała tego po raz kolejny. Chyba tak na dobrą sprawę w ogóle nie chciała… niczego, a Milo przyciągał ją w jakiś magiczny sposób, który sprawiał, że miała ochotę uciec, gdzie pieprz rośnie. Im bardziej jej się to podobało, tym mocniej szukała siedmiomilowych butów. Tak bardzo chciała być w końcu szczęśliwa, ale zastanawiała się, czy ktoś musiał być przy jej boku, żeby to w końcu się stało? Czy potrzebowała do tego kogokolwiek? Przecież kiedyś zawsze była sama i dawało jej to masę radości. Pojawienie się Marcela przyciągnęło za sobą kłopoty, których unikała. Skinęła głową. Podobała jej się ta przyjacielska atmosfera między nimi, lekko żartobliwa, sprawiała, że uśmiech jakoś automatycznie wchodził na jej usta. Chyba dlatego postanowiła się zgodzić. By ostatnie, dość paskudne miesiące choć na chwilę poszły w zapomnienie.
Śpieszyła się, by wykonać wszystkie obowiązki przed czasem. Ale niestety, nie udało się. Pojawił się jeszcze jeden pacjent, któremu musiała pomóc, ale zaraz po tym, była gotowa do wyjścia. Wiedziała, że potrzebuje prysznica, a jej włosy nie są tak ułożone, jakby tego chciała, ale była po pracy. A to była ukradziona chwila, którą mogła przeznaczyć na sen, regenerację, by następnego dnia być wypoczętą. Przez ostatnie ulewy został zalany jeden ze szpitali i niektórzy pacjenci zostali przewiezieni tutaj, dlatego Eloise miała masę roboty. – Tak, czasami zastanawiam się czy jestem dostatecznie silna, żeby na to patrzeć – westchnęła, przez chwilę uciekając w kierunku nostalgii. Nie chciała tego robić przy nim, nie chciała odsłaniać swoich strachów. Nie chciała w jego oczach i właściwie w niczyich być słabą kobietką, która nie radzi sobie z niczym. A już zwłaszcza z własnym życiem. Wyszli ze szpitala. Mogli iść pieszo, to były zaledwie dwie mile, ale lało. – Pojedziemy moim? Mogłabym cię później odwieźć, bo nie wiem czy powinieneś prowadzić z tą ręką – przyznała. Nie chciała go do niczego zmuszać.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Nie musiało chodzić wcale o chęć wykorzystania, aby Milo wolał uniknąć nieporozumień. Choć nie był ideałem i najpewniej popełnił w swoim życiu całą masę błędów, jednego nie można mu było zarzucić - nie był typem faceta, który w trakcie mniejszych lub większych problemów uciekał w niewierność. Był w porządku, zawsze starał się takim być, stroniąc od wchodzenia w nowe relacje, kiedy stare nie były jeszcze zakończone. Tą zasadą kierował się również tych kilka miesięcy temu, kiedy przyszło mu podpisać papiery rozwodowe. Choć wolny był od dłuższego czasu, nie myślał o rozpoczynaniu nowego związku, bo nie czuł się na to gotowy. Musiał uporać się z dawnymi uczuciami, będąc przekonanym o tym, że dopóki tego nie zrobi, mógłby wyłącznie zranić osobę, która pojawiłaby się teraz w jego życiu. Nie chciał tego, nie chciał być tym złym, dlatego od rozwodu zawsze stawiał sprawy jasno. Wydawało mu się, że w przypadku Eloise zrobił dokładnie to samo. Choć nie mówił o swoich oczekiwaniach wprost, jasno dał jej do zrozumienia, że był nią zainteresowany. Gdyby było inaczej, nie wkładałby tyle wysiłku w wyciągnięcie ją na głupią kawę. To chyba o czymś świadczyło. Dopiął swego, zatem to nie miało już większego znaczenia. Nie zamierzał dłużej zastanawiać się nad jej uporem, ciesząc się z faktu, że w końcu chciała poświęcić mu swój czas. W obliczu tego wcześniejsze odmowy zupełnie traciły na znaczeniu. - No tak - odezwał się, nagle przypominając sobie jedną z tych rzeczy, o których wspominała mu poprzednio. Już wtedy zdołał nieco się o niej dowiedzieć i większość tych wiadomości zapamiętał! Naprawdę nie zasłużył sobie na to, żeby trzymała go na dystans. - Tym właśnie chcesz się zajmować, tak? Ostatnio chyba nie wspominałaś, więc… dlaczego akurat onkologia? Nie myślałaś o czymś innym? - zapytał, będąc ciekawym jej podejścia do tej sprawy, tak jak i do wielu innych. Chciał poznać jej spojrzenie na świat, poznając przy tym ją samą. W końcu wydawała mu się cholernie ciekawa. - Przecież to nic takiego - odezwał się, kiedy wspomniała o jego dłoni. Odrobinę bolało, ale nie było to nic, czego nie mógłby znieść. Nie widział jednak powodów, aby się przy tym upierać. - Ale w porządku. Nie chcę przecież, żebyś się martwiła - odezwał się, po czym mrugnął do niej, chwilę później przeczesując dłonią włosy, które nieco już zmokły. Spacer w deszczu niby też potrafił być urokliwy, ale zdecydowanie nie teraz, kiedy lało jak z cebra.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Nie znała go. Nie wiedziała, z kim ma do czynienia. Tak samo jak on nie wiedział, kim jest kobieta siedząca przed nim. To wcale nie znaczyło, że musieli być szczególnie wyczuleni na nowe znajomości, czy wyjątkowo ostrożni. Po prostu jego zawahanie w tamtym momencie sprawiło, że się wycofała. Pomimo całej sympatii, którą do niego poczuła, wystraszyła się, że ma niepozamykane sprawy. Sama też takie miała, wiedziała, jakie to może być uporczywe dla niej, czy dla kogoś, kto musiałby się w nie zamieszać. Z takimi sprawami wiązała się również niepewność. Co prawda, Eloise była przekonana, że co by się nie wydarzyło, nie wróci już do swojego męża, ale Marcel nie miał nawet pojęcia, że jego żona zaczęła intensywnie myśleć o rozwodzie. Od dawna nie potrafili ze sobą rozmawiać. Chyba wyczuł, że Elie zaczyna mieć wątpliwości co do jego niewinności. Być może dlatego w ciągu ostatnich kilku miesięcy nie pozwolił jej zobaczyć się ze sobą. Chciała z nim porozmawiać, ostatni raz. Sama poinformować go o swoich decyzjach, ale nie dawał jej takiej szansy. Dlatego obrączka zniknęła z jej palca. Właściwie w dniu, w którym poznała Milo już jej na sobie nie miała, dlatego nie była w takiej sytuacji jak on, nie musiała się tłumaczyć z osób, które są lub były w jej życiu. Znajomi chyba wiedzieli, że lepiej nie poruszać tego tematu, każdy wiedział, że jest, a może było to dla niej bolesne. Jej natura perfekcjonistki sprawiła, że mierziło ją tylko to, że nadal nazywała się Rosenfield. A uczucia? Rzadko się w nie zagłębiała. I teraz również nie chciała myśleć, jak to mogłoby na nią wpłynąć. – Nie – odpowiedziała krótko. Ruszyli w kierunku wyjścia. – To chyba najgorsze, co może spotkać człowieka, który chce żyć. Nowotwór. A dzieci są jeszcze bardziej bezbronne, a ja… zrobię wszystko, żeby te dzieciaki nie musiały tak cierpieć – westchnęła. To był jej cel. Celem pobocznym było to, że bardzo chciała udowodnić wszystkim, że potrafi kochać. Uśmiechnęła się. Wyszli ze szpitala, a kilka minut później byli już przy The Crocodile. Zaparkowała w pobliżu. Gdzieś na horyzoncie ujrzała błyskawicę. Wzdrygnęła się. – Boję się burzy – powiedziała, kiedy weszli do środka i zajęli jeden z boksów. – Panicznie. I ciemności, zawsze śpię przy włączonej lampce – nie wiedziała, skąd w niej potrzeba dzielenia się faktami z jej życia, które uważała za intymne, czy wstydliwe, ale ufała mu. – Na co masz ochotę? Mają tu naprawdę pyszne jedzenie, a muzyka jest po prostu cudowna – uśmiechnęła się na samą myśl. Naprawdę uwielbiała tu wpadać po pracy.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Rzecz w tym, że wszelkie wątpliwości rozwiać można było w ciągu zaledwie jednej chwili. Choć wówczas Milo zbył pytanie przyjaciela machnięciem dłoni, to nie tak, że unikał tematu swojego małżeństwa jak ognia. Nie, już jakiś czas temu pogodził się z faktem, że on i Elodie nie tworzyli już pary, a papiery rozwodowe sprawiły, że nie mieli prawa do siebie wzajemnie. Był wolnym facetem, co bardzo chętnie by jej wytłumaczył, ale w pierwszej kolejności musiałby dowiedzieć się o jej podejrzeniach, z czego zupełnie nie zdawał sobie sprawy. Jak zauważyłaś, nie znali się ani trochę i Eloise, choć intrygująca, nadal pozostawała dla niego otwartą księgą. Prędko nie miało się to zmienić, przynajmniej nie do czasu, w którym kobieta pozna prawdę, a na to, cóż, ja razie raczej się nie zanosiło. Miło nie był bowiem typem człowieka, który ni stąd, ni zowąd zacząłby wspominać o swoim poprzednim związku. Ten, bądź co bądź, pozostawał sprawą wyłącznie jego i Elodie. W chwili obecnej była to jednak ostatnia rzecz, o której mógłby myśleć, ponieważ cała jego uwaga spoczywała już na blondynce, która teraz zdradzić miała mu o sobie coś więcej. I rzeczywiście, kiedy zadał jej pytanie, ona udzieliła mu odpowiedzi, która nieco mu na jej temat powiedziała. Lekko skinął głową i posłał jej łagodny uśmiech, tym samym dając jej do zrozumienia, że przyjął jej słowa do wiadomości. - To szlachetne - skwitował tylko, a po tonie jego głosu dało się wyczuć, iż nie był on w żaden sposób prześmiewczy. Mało tego, krył się w nim jakiś zalążek komplementu, ponieważ Garroway szczerze takie podejście podziwiał. Postanowił jednak nie drążyć, nie chcąc aby kwestia chorych dzieci całkowicie zabiła w nich dobre humory. Ostatecznie mieli przecież zjeść coś i dobrze się bawić, a on poznawać mógł ją rozmawiając o rzeczach przyjemniejszych. I tak też minęła im droga. - Tak? - podchwycił, unosząc ku górze jedną brew. - Ale musisz przyznać, że w samych kroplach deszczu uderzających o parapet jest coś kojącego - zauważył i zerknął na nią kątem oka, a jego usta wykrzywiły się w uśmiechu. Otwartość z jej strony nie wydawała mu się dziwna. Wręcz przeciwnie, była bardzo przyjemną odmianą. Przywodziła mu na myśl ten pierwszy, wspólny wieczór, kiedy rozmawiało im się tak dobrze. - Skoro znasz to miejsce, zdam się na ciebie. Wezmę to, co zamówisz ty, o ile nie będzie miało rodzynek - stwierdził i mimowolnie skrzywił się po wzmiance o bakaliach, których szczerze nienawidził. Jak wszyscy, również Milo miał swoje uprzedzenia w kwestii żywienia. - Więc dlaczego to miejsce jest takie szczególne? Poza muzyką i jedzeniem. Kryje się za tym jakaś historia? - jeśli tak, on chętnie jej posłucha. Zakładał oczywiście, że wybrany przez nią bar wcale nie musiał wiązać się z niczym szczególnym, ale czy wtedy wybrałaby akurat jego? Garroway, kierując się własnym doświadczeniem, uważał, że ludzie znacznie chętniej wracają w miejsca, które kryły w sobie istotne dla nich wspomnienia. Jedzenie, niezależnie od tego jak dobre, zawsze schodziło na dalszy plan.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Może czasami to było potrzebne. Mogło pomóc im przekonać się czy ta znajomość była warta zachodu, czy nie. Czy, bez względu na to kim byli dla siebie – parą przyjaciół, obiektem westchnień, czy pożądania, zależy im na sobie, czy wykazują ku temu jakieś predyspozycje. Czy wystarczająco zależy im na tej znajomości, żeby dalej ją ciągnąć. I wynikało z tego, że tak. Eloise w jakiś sposób na tym zależało. Pewnie sprawiała inne wrażenie, tak go zwodząc, próbując zgrywać niedostępną. Próbując, bo Elie zupełnie tego nie potrafiła. Nie umiała grać w gry, nie chciała tego robić, nie wiedziała, jak być czarującą, kokieteryjną, uwodzącą. Po za tym, chciała być sobą, chciała, by polubił ją taką, jaka była. Bardzo tego chciała. Po raz pierwszy w życiu, zależało jej na tym, żeby osoba siedząca przed nią miała o niej dobre zdanie. Zazwyczaj nie zwracała na to uwagi, zazwyczaj mówiła to, co jej się podobało, nie zwracając uwagi na uczucia innych. To była ta szczerość do bólu, którą od niedawna zaczęła w sobie hamować. Również dlatego wybrała medycynę, bo w jakiś sposób chciała zacząć być ludzka. Jakkolwiek głupio to brzmiało, to zupełnie się tak nie czuła. Śmierć jej brata coś w niej poruszyła, coś w niej drgnęło. Wtedy zrozumiała, że to serce. Że przecież je miała. Że również kochała, tylko w żaden sposób nie potrafiła tego okazywać. Ale chciała się tego nauczyć. I próbowała z całych sił. – To naiwne – odpowiedziała. Szlachetne? Może, ale również bardzo naiwne, wierząc, że zdoła pomóc wszystkim. Zmiana tematu dobrze na nią podziałała. O swojej pracy mogłaby mówić godzinami, o przypadkach, o kolejnych planach, o eksperymentalnych badaniach, przy których tak bardzo się upierała. – Jest. W kroplach, nie w błyskawicach i grzmotach – zaśmiała się. Wiedziała, że istnieli ludzie, którzy widzieli w tym coś majestatycznego, pięknego. Ale niestety, Eloise nie zaliczała się do tego grona. Burza i ciemność budziły w niej największe pokłady strachu. – Kocham makarony i zazwyczaj je zamawiam. Ale skoro jestem tu z tobą pierwszy raz, to może burger? – zajrzała do menu, wybierając odpowiedni. – Albo strzał. Niech to będzie szczęśliwy strzał – odpowiedziała. A kiedy podszedł kelner zamówiła dwa razy specjalność restauracji i dwa soki. Kiedy odszedł, Elie wzruszyła ramionami. – Po prostu lubię tu wpadać, dotychczas nie działo się tu nic, co musiałabym zapamiętać na lata. Oprócz tego, że grają tu na kontrabasie, kocham instrumenty smyczkowe – powiedziała, zdradzając swój kolejny sekret, ciekawostkę o sobie. – A ty, oprócz tego, że budujesz ludziom domy, co lubisz? – zapytała, bo choć wiedziała już o nim trochę, to nadal miała wrażenie, że to za mało.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Może tak, może nie? Milo wychodził jednak z założenia, że żaden związek nie powinien potrzebować komplikacji. Owszem, te czasami pojawiały się, ba, robiły to bardzo często, a wówczas kluczem do sukcesu okazywała się współpraca z partnerem, ale czy były one elementem koniecznym do szczęścia? Jeśli tak, najwyraźniej szczere uczucia nie były tym, co spaja ze sobą dwie osoby, a wówczas może nie dało się mówić o prawdziwej miłości? Niemniej, były to wyłącznie jego przekonania, które w chwili obecnej nie miały najmniejszego znaczenia. Eloise nie była jego dziewczyną, niczego z nią nie budował i nie musiał martwić się tym, że problemy ich pogrzebią. Interesowała go jednak, czego zresztą ukrywać nie próbował i, jeśli ten stan rzeczy nie ulegnie zmianie, prawdopodobnie skłonny byłby pokonać kilka drobnych przeszkód, aby pomóc tej znajomości przetrwać. Teraz jednak nie był świadom ich istnienia i jedyne, o czym myślał, to spędzenie z nią przyjemnego wieczoru przy jedzeniu i muzyce, którą tak bardzo sobie zachwalała. Choć sam wolał raczej cięższe brzmienia, dla jej towarzystwa skłonny byłby przeżyć nawet akompaniament wiolonczeli. Czy to przypadkiem nie mówiło wiele o jego podejściu? - Z grzmotami się zgodzę. Z błyskawicami… niekoniecznie. Obserwowane w ciszy i z daleka potrafią być hipnotyzujące - odbił piłeczkę, choć w rzeczywistości nie była to kwestia, za którą aż tak skłonny był obstawać. Upierał się z czystej przekory, chcąc w ten sposób trochę się z nią podroczyć i chyba też sprawdzić jej reakcję na tego typu zachowanie. Ostatnim razem nie wydawała mu się szczególnie sztywna, ale skoro wówczas mieli za sobą kilka drinków, nie zaszkodzi sprawdzić, czy coś się w tej kwestii nie zmieniło, prawda? - Cokolwiek zdecydujesz - odparł, przy okazji lustrując spojrzeniem to, jak studiowała kartę menu. Na jego twarzy pojawił się uśmiech, bo, z niejasnych przyczyn, widok ten sprawiał mu sporą przyjemność. Może dlatego, że tak długo o to spotkanie zabiegał i w końcu dostał to, czego pragnął? Wysłuchał jej późniejszych słów z zainteresowaniem, lekko kiwając przy tym głową, a kiedy Eloise odbiła piłeczkę i zadała mu pytanie, zastanowił się, wciągając przy tym głośniej powietrze. - Pewnie cię to nie zaskoczy, ale uwielbiam grzebać w autach. Szczególnie tych starych, pozornie zniszczonych. Jako dzieciak robiłem to częściej. Odnawiałem z ojcem stare rzęchy, a on później sprzedawał je po znajomych. Zawsze myślałem, że w ten sposób dajemy im nowe życie, ale może po prostu chodziło o to, że spędzałem z nim czas i to sprawiało mi frajdę? Nie wiem - wzruszył niedbale ramionami, odrywając palce od serwetki, którą zaczął skubać gdzieś tam w trakcie swojej wypowiedzi, kiedy myślami odbiegł trochę dalej. Swoją drogą, tak bardzo odwykł już od randkowania, iż zupełnie zapomniał jak to jest, kiedy poznaje się nową osobę i samemu również odkrywa się przed nią kolejne karty. Niemniej, była to naprawdę miła odmiana.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Czego, jak czego, ale komplikacji Eloise nienawidziła. Unikała ich jak ognia, właściwie dlatego nie ładowała się w związki. A jeśli już miała jakiś za sobą (dwa, dość krótkie), to rezygnowała z nich, kiedy w drugiej osobie zauważyła niechęć? Brak starań? Nie chciała tkwić w czymś, co ją unieszczęśliwiało. Nie była osobą, która szczególnie mocno o coś zabiegała lub walczyła. Owszem, praca była pewnym wyjątkiem, ale tutaj chodziło o wyższe dobro. O zdrowie. Nigdy nie walczyła o relacje, bo zdawała sobie sprawę z faktu, że ludzie są stworzeni po to, żeby ranić siebie nawzajem. A ona nie chciała nikogo ranić. Nie chciała też się dla nikogo zmieniać. A już na pewno nie wbrew sobie. Nie cechy, które uważała w swoim charakterze za dobre. Oczywiście, to nie oznaczało, że uważała siebie za idealną. Była swoim najgorszym krytykiem, nie zawsze konstruktywnym. I pozwalała na krytykę osobom, którym ufała oraz tym, którzy mieli autorytet. Głównie jej przełożonym, czy kolegom z pracy. Nie przejmowała się opinią ludzi, którzy nie mieli znaczenia w jej życiu, bo czasami robili to tylko i wyłącznie po to, żeby jej dopiec. – Być może, jeszcze nie miałam okazji oglądać burzy z kimś, kto działałby na mnie kojąco – uśmiechnęła się. Może ten strach był tak silny, że już nigdy nie miała odczuć spokoju w trakcie błyskawic. To nie miało znaczenia. Eloise nie chciała się o tym przekonywać, dlatego siedziała tyłem w kierunku okna. Zresztą, jej towarzysz był tak interesującą osobą, że chciała słuchać jego słów z uwagą, więc również patrzeć na niego. Kelner przyniósł im napoje. Eloise wzięła swoją szklankę i upiła z niej łyk. Dziś nie mogła pozwolić sobie na alkohol. Głównie ze względu na Milo, chciała bezpiecznie odtransportować go do domu, choć równie dobrze mogła zrobić to taksówka w przypadku obojga. – Bardzo fajne hobby. Jedyne, co potrafię zrobić przy samochodzie, to zmiana opony, no… może żarówki – wyszczerzyła się. – Miałeś dobre dzieciństwo? Mówisz o tacie w taki sposób, że nie mogłabym uwierzyć w to, że było kiepskie – spytała. Nie wiedziała czy wspominać mu o swoim, nie chciała rozdrapywać starych ran, ale powiedziała mu już zdecydowanie więcej niż na początku chciała. Nie rozumiała, skąd to wszystko, to otwarcie wobec niego, skoro na dobrą sprawę się nie znali, ale nie przeszkadzało jej to. – Zawsze zazdroszczę ludziom takich wspomnień, kiedyś przyjaźniłam się z dziewczyną tylko po to, żeby do niej wpadać i przez chwilę czuć namiastkę domu – wyznała. To było dla niej wstydliwe, dopiero po jakimś czasie zrozumiała, że Mairee znaczy dla niej trochę więcej niż ciastka jej mamy i uśmiech jej taty. – Moi rodzice zmarli, kiedy miałam rok, a ja, choć miałam wspaniałych rodziców adopcyjnych, to nie przestawałam się izolować, więc teraz nie umiem przypomnieć sobie niczego fajnego – to niewiarygodne, jaką gadułą była przy nim.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Względem bliższych relacji nie był aż tak krytyczny. Oczywiście zdawał sobie sprawę z tego, że większość wymagała ciężkiej pracy i ogromu zaangażowania, ale nie należał do grona osób, które od razu nastawiały się na najgorsze. Nie, w bliskości drugiej osoby widział wiele dobra. Zamiast myśleć o ewentualnym cierpieniu, skupiał się raczej na tym, jak miło było mieć osobę, do której chciało się wracać wieczorami. Osobę, której głos pragnęło się usłyszeć po ciężkim, cholernie męczącym dniu. Kiedyś miał okazję czegoś takiego doświadczyć, ale od czasu rozwodu za niczym podobnym się nie rozglądał. Chciał najpierw wylizać swoje rany, odpocząć i chyba też trochę wyszaleć się, aby móc ponownie zatęsknić za taką formą relacji. Czy obecnie znajdował się na tym etapie? Może nie w pełni, ale zdecydowanie był go bliżej, niż kilka miesięcy temu. - Na szczęście nie jest to nic, czego nie mogłabyś nadrobić - zauważył, posyłając jej łagodny uśmiech. Naprawdę wierzył w to, że odpowiednie towarzystwo wiele potrafiło zmienić. Obecność bliskiej osoby, niekoniecznie ukochanej, czasami mogła uśmierzyć nawet najgorszy ból. Łatwiejsze zdawało się także mierzenie z pewnymi problemami, a zatem taka niegroźna burza mogła stać się prawdziwą przyjemnością. A skoro o przyjemnościach mowa, również Milo w pełni skupiony był teraz na ich rozmowie. Do tego stopnia, że kiedy napoje znalazły się na stoliku, nie od razu zainteresował się własnym. Uprzednio przyjrzał się temu, jak blondynka dorwała się do kubka, na skutek czego uśmiechnął się nieznacznie. Dopiero wtedy i on sięgnął po własny, upijając z niego kilka drobniejszych łyków. Zaraz trochę skrzywił się, bo oczywiście zdołał już poparzyć sobie język. Właśnie dlatego kawę preferował zimną. - Yhym - mruknął dość niewyraźnie, na skutek tego, że nie zdołał przełknąć kolejnego łyka kawy. Zaraz nadrobił to jednak, będąc już w pełni gotowym, aby jej odpowiedzieć. - Mam sporą rodzinę, ale to z tatą zawsze miałem najlepszy kontakt. Chyba dlatego, że poza naszą dwójką, dom wypełniony był samymi kobietami. Gdybyśmy nie zamykali się czasem w garażu, chyba oboje byśmy zwariowali - wyjaśnił, a jego usta mimowolnie wykrzywiły się w uśmiechu na wspomnienie dzieciństwa. Cenił sobie tamte czasy i naprawdę lubił wracać do nich myślami. Chciał nawet dodać coś jeszcze, ale wtedy Eloise zaskoczyła go swoim wyznaniem, a kiedy pociągnęła za nim kolejne, ściągnął ku sobie brwi i lekko pokiwał głową. - Przykro mi - odezwał się, a później posłał jej ten niemrawy, współczujący uśmiech, którego u innych szczerze nie znosił. Dlatego też zdecydował się prędko z niego zrezygnować. - Ale nie uwierzę w to, że nie jesteś w stanie przypomnieć sobie niczego fajnego z dzieciństwa. Na pewno jest cała masa takich rzeczy, więc dalej, zaskocz mnie. Strzelałaś do ptaków z procy? Psociłaś w szkole? - uśmiechnął się do niej zaczepnie, świadomie zmieniając temat na nieco przyjemniejszy. Nie chciał, aby atmosfera za bardzo między nimi zgęstniała, choć to też nie tak, że zupełnie nie chciał o tym słuchać. Pragnął tego, bo przecież zależało mu na tym, aby lepiej ją poznać, ale chciał też, aby dziś opuściła tę knajpę w dobrym humorze. Chciał, żeby miło wspominała to wyjście i zapragnęła je powtórzyć.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

To oznaczało, że miał bardzo optymistyczne podejście albo że był dobrym człowiekiem, który chciał widzieć w ludziach tylko dobro. Eloise nie wiedziała, jak jest naprawdę, ale gdyby nie czuła, że jest kimś dobrym, pewnie nie spotkałaby się z nim. Ale nie miała dobrej intuicji w tych kwestiach. Ostatecznie zawsze trafiała na facetów, których, jak się okazywało, nie znała zbyt dobrze. Dlatego to był dobry czas na zapoznanie się. Bez żadnych planów. Po prostu chciała zobaczyć co przyniesie przyszłość, ale bez wzajemnego naciskania. Chciała, żeby ich znajomość była spontaniczna i poprowadziła ich tam, gdzie po prostu miała pójść. Skinęła głową na jego słowa. Miał rację, ale czy Elie rzeczywiście chciała się o tym przekonywać? Póki co nie. Teraz chciała tylko cieszyć się towarzystwem Milo, nie zastanawiając się, jak na nią działa. Chociaż sam fakt, że nie zwracała uwagi na to, co działo się za oknem sprawiał, że było jej wyjątkowo przyjemnie. Garroway sprawiał, że jej myśli były z daleka od deszczu, burzy i wiatru. Oparła łokcie na blacie, a na splecionych dłoniach podbródek, by przyglądać mu się z uwagą, kiedy opowiadał o swoim dzieciństwie. Nie chciała, by umknął jej jakikolwiek szczegół. Podobało jej się to, o czym mówił. W duchu pewnie mu zazdrościła, ale nie chciała, by to uczucie było dominujące. Raczej skupiała się na radości. I nawet, kiedy opowiedziała mu o swojej rodzinie, nie sprawiło to, że nagle posmutniała. To były fakty, do których zdążyła się już przyzwyczaić. W końcu kiedyś musiała. Chyba ten czas na początku, kiedy było jej naprawdę ciężko zrozumieć to wszystko, sprawił, że teraz czuła się lżejsza. Bo wtedy skupiła w sobie te najtrudniejsze emocje. – Nie, chowałam się z książkami. Miałam domek na drzewie. Michael go dla mnie zrobił, przesiadywałam tam godzinami. Byłam dobrą uczennicą, nie chciałam nikomu sprawiać kłopotu. Później poznałam mojego biologicznego brata. Bardzo długo nie mógł mnie znaleźć i to były najlepsze lata w moim życiu. Nauczył mnie wspinaczki i właściwie wszystkiego. Pokazał mi, że jestem silna. Gdybyś poznał Jamesa, jestem pewna, że bardzo byś go polubił – uśmiechała się, opowiadając to wszystko. Śmierć brata niesamowicie ją bolała i jeszcze przed nikim się tak nie otworzyła. Tylko Jonathan wiedział, co wtedy czuła, ale podszedł do niej w taki sposób, w jaki potrzebowała. Nie pozwalał jej się załamać. Był naprawdę dobrym przyjacielem. Od niego również nauczyła się, jak bym niezniszczalną. – Mogę cię kiedyś zabrać na jakąś wędrówkę, jeśli oczywiście się nie boisz – nie chciała wpływać na jego ego. Chciała, żeby był z nią w pełni szczery, tak jak ona była szczera z nim. Przynajmniej do pewnego stopnia. Bo przecież nie mówienie prawdy, to również trochę kłamstwo.

autor

ODPOWIEDZ

Wróć do „The Crocodile”