WAŻNE Wprowadzamy nowy system pisania postów/tworzenia tematów w lokacjach. Prosimy o zapoznanie się instrukcją i stosowanie nowego wzoru. Więcej informacji znajdziecie tutaj!

Subfora zostały podzielone na 4 główne działy, oto orientacyjny zakres lokacji, które mogą się w nich znaleźć:
- strefa miejska - ulice, parkingi, tereny zielone, parki, place zabaw, zaułki, przystanki, cmentarze
- usługi - sklepy, centra handlowe, salony kosmetyczne, pralnie, warsztaty
- kultura i instytucje - galerie, muzea, teatry, opera, domy kultury, centra społeczne, urzędy, kościoły, szkoły, przedszkola, szpitale, przychodnie
- życie towarzyskie - restauracje, kawiarnie, kluby, kręgielnie, puby, kina

Dodatkowo w dzielnicach znajdziecie subfora większych firm albo ważnych dla forum i postaci lokacji, np. szczególne kluby, uniwersytet, czy restauracje.

INFO W procesie przenoszenia forum na nowy silnik utracone zostały hasła logowania. Napiszcie w tej sprawie na discordzie do audrey#3270 lub na konto Dreamy Seattle na Edenie. Ustawimy nowe tymczasowe hasła, które zmienicie we własnym zakresie.

DISCORD Jesteśmy też tutaj! Zapraszamy!

UPDATE Postacie chcące uzupełnić swoją KP o nowe treści w biografii mogą skorzystać teraz z kodu update w zamówieniach.

Awatar użytkownika
0
0

dreamy seattle

dreamy seattle

-

Post

<div class="lok0"><div class="lok1"><div class="lok2"><img src="https://i.imgur.com/XupIroW.jpg"></div></div></div>

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

[ 1 ] Zatrucie; nieznana substancja, spijana chciwie przez żyły. Zatrucie, wpływ tajemnicy, spękanie gruntu kontroli - marszczy się jak wyschnięta, spragniona ulewy ziemia, rozpada, on traci go pod stopami.
...i to wrażenie, to cholerne wrażenie, znienawidzone wrażenie brzmiące coś jest nie tak. Popełnia błąd. Każdy, stawiany krok go utwierdza, coś jest nie tak, odczuwa wrażenie jakby nie wnikał wgłąb sali, lecz wsiąkał w nieznane bagno. Bagno własnego błędu. Gorzka niepewność harcuje mu na języku, smak jest wyraźny, jakby kosztował jej trunku uwarzonego specjalnie na umówione spotkanie. Starzeje się, jest idiotą, który próbuje zaplątać się w nonsensowną relację.
Powinien czuć sam głód ciała, zamiast głodu osoby.
W pobliżu panuje chaos. Stoliki są zapełnione od gości, szum rozmów naciera falami do brzegów uszu, szum oraz brzdęk, salwy śmiechu. Był, na swoje (nie)szczęście, przezorny - zarezerwował stolik z odpowiednim wyprzedzeniem, ze względu na popularność klubu. Miał wielką chęć, aby westchnąć - ale nie westchnął, usiadł i zaczął czekać. Półmrok osiadał na nim jak dodatkowa skóra.

Była młoda, zbyt młoda, ktoś mógłby zwrócić uwagę, uznać że jest jak inni, którym stopniowy kryzys oraz znużenie życiem zaczęło odbierać rozum. Ktoś mógłby przyznać, że krew odpłynęła mu z mózgu, chciała zgromadzić się w innym, mniej racjonalnym miejscu.

Nie wiedział nawet, czy przyjdzie. Z ostatnich, wysłanych przez nią wiadomości, parowała niepewność.
Przyszła. Zauważył ją.
...prawdziwy? – pytanie oraz zaczepny, nawiązujący uśmieszek. Jak myślisz, jestem prawdziwy? Istnieję? Wydaje się - tak.
Dobra mina do złej, prowadzonej gry.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Nie była pewna niczego.
Łamana pod wpływem kumulujących się w drobnym ciele emocji, uginała się niczym gałązka na zbyt silnym wietrze. Raz po raz spoglądała w przeszłość, która malowała się w ciemnych barwach bezkresnej niewiedzy.
Spontaniczne decyzje wymuszały na niej absurdy, a jednocześnie pchały w ramiona zgnilizny, jaka obejmowała jej potarganą duszę.
(Jebać to.)
Czarna sukienka opinała drobne ciało, a serce uderzało gwałtownie w piersi. Była czysta; nie chciała palić kolejnego blanta, rozsypać śnieżnobiałego proszku na blacie stołu, a już tym bardziej pokazywać się od najgorszej z mozliwych stron, która pozostałaby w pamięci mężczyzny zapewne na z a w s z e. Utkała więc z nici idealny plan, w którym to stała się królową, żywiąc ambiwalentny stosunek do podejmowanych decyzji. Miała prawo żyć, odzyskać utracone dni, a skoro po wielokroć traciła perspektywy na zmianę czegokolwiek - robiła to własnie teraz.
Karmazyn na wargach kontrastował z bladą skórą, a choć usta wyginały się w przekornym, niebywale szelmowskim uśmiechu, oczy wciąż odbijały pełnię smutku. Nieświadomie pozwoliła też wpłynąć rumieńcom na upstrzoną piegami twarz, co z pewnością dodało jej urokliwości skąpanej w niewinnej iluzji.
- Nierealny... - odparła bez zastanowienia, wypuszczajac nieznacznie powietrze. Bez pośpiechu, wręcz z absurdalną mozolnością wyciągnęła paczkę papierosów, biorąc jednego i wystawiając otwarte opakowanie w stronę (nie)znajomego.
Nie paliła
to stres wyżerał w niej lęk przed niewiadomym.
- Zmusiłam cię do długiego oczekiwania? - spytała nieco drżącym głosem, odpalając wreszcie zwinięty rulonik, by wetknąć go między wargi, zaciągając się drapiąca nikotyną.
Świat wirował, a z nim wirowali oni.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Śmiech.
A zatem - zaczyna się teraz śmiać, śmiech przebija tę falującą kurtynę gwaru i równie szybko ustaje, zdeptany rozmową innych. Jest serdeczny, nawet, jeśli wynurza się z wyuczonej reakcji, z zaplanowanych drgnięć fałdów krtani. Mało w nim czystej, zwiewnej spontaniczności - Maeve zaskakuje go mile swoim zaczepnym stwierdzeniem, ale gwóźdź obaw dociera o wiele głębiej niż rozbłyśnięcia sympatii. Czuje się od początku jak towar, jak wystawiony, opakowany w przemiłe zwroty towar dostępny w sklepie. Nie wiedział, czy chciała od niego więcej. Znaczna ich część nie chciała - chciała szybko i miło, bez żadnej, skrywanej tam filozofii.
Szybko oceniasz – odpowiedział z uśmiechem, który nie wsiąknął, nie poddał się wpływom powagi. Wyłuskał ofiarowany dar papierosa, jaki wydając szmer, ostatecznie wysunął się z legowiska paczki. Palił zazwyczaj raz dziennie, przestrzegał tej reguły z oddaniem godnym religijnego fanatyka.
Wetknął używkę pomiędzy brzegi czerwieni warg - zapalniczka zazgrzytała zębami prostego mechanizmu, a płomień ochoczo wychylił jaskrawą głowę. Dym, niczym siwy, oślizgły gad, zaczął się wić w powietrzu.
Nie zdążyłem się znudzić – odpowiedział wkrótce po pierwszym zaciągnięciu się tytoniową mgłą. Odniósł wrażenie, że dziewczyna się boi - intuicja szeptała, a on od zawsze jej słuchał. Tylko czego, u licha, miała się teraz bać?Zaraz zacznie się występ – dodał. Niedługo później odnalazł się przy nich kelner. Zamówił drinka, pierwszego z listy - nie był przesadnie wybredny.
Bywasz w podobnych miejscach? – zapytał ją z ciekawości. Okłamie czy stwierdzi szczerze? Nie wszyscy przecież cenili muzyczne kluby. Brak jakichkolwiek pokładów asertywności w ludziach, odkąd pamiętał, doprowadzał go do rozpaczy. Wszystko, byle się przypodobać. Udawać, przyjmować maski podobnych hobby, mówić o wzniosłych, ale bezużytecznych pasjach. Boże, ludzie są tak żałośni. Boże, on przecież był jednym z nich.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Bała się wszystkiego, a jednocześnie niczego. Była panią swego losu, który na kilka chwil został jej odebrany przez człowieka brutalnego w postępowaniu, co przyczyniło się do rozpadu potarganej nieco duszy.
Zbłądziła.
Dotarła do miejsca, w którym tętnił ocean smutnej, a jednocześnie przenikliwej rozpusty. Pragnęła się wyrwać z oków dystansu, lękając się konsekwencji własnych czynów.
Nie nadawała mu miana towaru, bowiem żywiła do Remusa ogrom sympatii, którą chciała go nieustannie raczyć; bez wymagań, jedynie ofiarowując pozór siebie, którego nie oddawała nikomu. Serce uderzało więc powoli, a każdy element dzisiejszego spotkania wpływał na nią, przybijając serce na ołtarzu diabła. Inwentarz Meave objawiał się niepewnością, a zarazem wszystkim czego można było pożądać. Codzienność była ledwie chwilą, a niewykorzystana odciskała piętno sekretów.
- Stwierdzam - poprawiła go z nieustępującym rozbawieniem, które rozciągąło nieco spierzchnięte wargi. Serce uderzało w nierównomiernym rytmie, a oddech spłycał się z każdą kolejną sekundą, która uciekała przez palce.
(Potrzebowała alkoholu, bardziej niż nikotyny.)
Apperol Spritz - zadźwięczało lekko.
- Doprawdy? To może wyjdę i każę zaczekać kolejne trzydzieści minut? - pozorność śmiechu zawibrowała w tembrze głosu. Oczywiście, nie uczyniłaby tego, ale liczyła sięz niemożnością pojawienia na czas, kiedy biały proszek wyparowywał, a ona niemo błagała o pomoc. Dzisiaj pragnęła odrodzić sięz popiołów, tak jak feniks, który wzlatuje w przestworza, nadając rzeczywistości dualizmu. Obecnie to jego tytułowa swym partnerem; powoli stawał się on częścią tworzonej iluzji.
- Tak, chociaż niezbyt często... Natomiast ty chyba ubóstwiasz takie miejsca? - spytała z nieskrywaną ciekawością, upijając łyk drinka, który przyniósł kelner. - Dlaczego właściwie tutaj? - musiała wiedzieć, gdyż nie zamierzała otwierać się na tyle, by odkrywał - co w istocie było jej pasją i największą słabością.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Cienka i niewyraźna granica, wytyczona pomiędzy stonowaną sympatią a jaskrawością budzących się, prymitywnych żądz. Skinięcie głowy kelnera, który spisuje posłusznie ich zamówienie, i zaraz, po krótkiej chwili oddala się płynnym krokiem - dryfuje, pomiędzy archipelagiem stolików. Szklany, radosny okrzyk uderzających o siebie naczyń sąsiednich gości, akurat wznoszących toast. Musiał odczekać, zanim sam zwilży wargi. Tytoń podrażniał, panoszył się i osuszał gardło - papieros powoli skracał się do kikuta niedopałka i palił obejmujące go, sztywne ramy policzków.
Nie, nie. Nie gramy na tych zasadach – odrzekł jej żartobliwie. Odetchnął z ulgą, gdy przyszła. Niektórzy z nich potrafili nie zjawić się, zrezygnować z nieznanych i niepodanych przyczyn. Wizja samotnej wizyty w głośnym, muzycznym klubie jest zawsze przytłaczająca. Minęło przecież trzy lata. Nie chciał już o niej myśleć.
Skąd takie wnioski? – dopytał. Nie był, wbrew pozorom, szczególnym entuzjastą lokali grających utwory na żywo. Spojrzenie orzechowych tęczówek nie rozbłyskało przejęciem w chwilach, kiedy przyglądał się poczynaniom obiecującej grupy. To była domena Tildy, to wszystko, w rzeczywistości zdołało należeć do niej. Tilda go nauczyła. Zostawiła na tym świecie część siebie, część jego, nieodwracalnie zabrała na drugą stronę. Wypruła mu kawał serca, załatał go miękki skrzep.
Emocje – odpowiedział na jej pytanie. Trafne, słuszne. Była tak blisko a równocześnie nie umiał jej wcale rozgryźć. Młoda kobieta - zagadka. Różniła się. Lubił, gdy ktoś odstawał od uznawanych norm. – Dlatego, że można je wzbudzić. Ludzie najczęściej kochają lub nienawidzą podobnych miejsc – przyznał jej znaną prawdę. Nie chciał przerabiać miałkiego, obeznanego miejsca, które z łatwością można był przewidzieć, przypisać mężczyźnie który przekroczył pasmo trzydziestu lat - który pragnie, za wszelką cenę, z wyważeniem się przypodobać. On, z kolei nie stąpał po oczywistym gruncie. Zaryzykował. Trudno.
Gdybym wybrał kawiarnię, nie padłoby to pytanie – ośmielił się zauważyć. Klasyczny wybór, przytulna, miła kawiarnia. Oprócz tego - nie sądził, aby mogła ją urzec. (Różniła się - widział to).

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Nawarstwiała się w niej pozorna ciekawość, którą chciała eskalować. Ciemne tęczówki nie osiadały w oddali, cały czas skoncentrowane na postaci Remusa, którego zamierzała dzisiejszego wieczora rozwiązać, tak jak starsze panie rozwikłuja hasła w krzyżówkach. Zaintrygowanie narastało z każdą kolejną chwilę, gdy powoli, niespiesznie i z pewną dozą wywarzenia odnosił się do frazesów, które padały po jej stronie.
Nachalność bywała zgubna, a Meave nie chciała tracić alkoholu, który przyjemnie pieścił podniebienie, nadając po raz kolejny iluzję kształtu władzy nad światem.
- Gram wyłącznie na zasadach, które odpowiadają mnie - powiedziała spokojnie, a szelmowski uśmiech rozciągnąl wargi. Żyła wbrew własnym normom, egzaltując czas, który przelatywał nieuchronnie przez palce, niemal jak piasek, który drażnił stopy w słoneczne dni.
Usta objęły krawędź szkła, dłoń przesunęła się po dekolcie, a lico powędrowało w stronę sceny. Każdy ruch był stonowany, a jednocześnie okraszony był aurą świadomości, choć nie czyniła tego celowo. Papieros nie został dopalony nawet do połowy, przez co okrutna cecha marnotrastwa ujrzała światło dzienne.
- Nie zabrałbyś mnie tutaj, gdybyś nie lubił tego miejsca - głos wybrzmiał nutą rozbawienia. Mogła wysnuwać błędne wnioski, lecz przecież nie to było ich celem spotkania. Holmes pragnęła, wręcz obsesyjnie pożądała uwolnienia od wszelkich zasad, którymi karmiła się w ostatnich tygodniach, składając kawałek po kawałku, tak jak robi się to z rozbitą porcelaną. - Mylę się? - dopytała jeszcze zapobiegawczo, wracając do zeń tęczówkami. Oczekiwała w spokoju wypowiedzi, która być może sprawiłaby, że ciemnowłosa nabrałaby nieznacznej pokory wobec osądów, lecz przecież nikt nie lubił zmuszać się do rzeczy, które w rzeczywistości nie sprawiały mu przyjemności.
(Jaką więc ironią było, że tęsknili za czymś, co zostało im bezsprzecznie odebrane?)
- Gdyby wybrał kawiarnię, nie marnowałabym swojego czasu... - rzuciła jeszcze nieświadomie, zbyt szybko sugerując mu otwartość na sztukę.
A kiedy muzyka powoli zaczęła pieścić ściany miejsca, ona sama usiadła przy nim, chcąc słyszeć potencjalne słowa, którymi by jąraczył.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Wolna czy zniewolona? Reguły nie oszczędzają żadnej, ludzkiej sylwetki cyrkulującej w obiegu rozrastających się trzewi miasta. Reguły nie oszczędzają nikogo. Wymykała się jednak klasycznym, obeznanym pojęciom. Ciekawa. Niewprawiająca w mdły, nieprzyjemny stan codzienności, od którego aż wzbiera na nieuchronne torsje. Cieszył się, że był równym idiotą, proponującym spotkanie. Równym idiotą, by przesiadywać na aplikacji jak napalony szczeniak.
Może wciąż był szczeniakiem. Trzydzieści cztery lata nie ociosały go w ostateczną formę. Cóż, pewnie tak. Mężczyźni uchodzą często za niedojrzałych.
- Sama zobaczysz - nie chciał jej mówić, czy myli się czy przeciwnie. Mój Boże, niech zdecyduje sama. Zasługiwała na więcej niż marne wytłumaczenia, próby przekonywania i zabłyśnięcia, byle ją oczarować. Na znacznie więcej niż duszna mgła komplementów. Na więcej niż wyuczone schematy tego rodzaju spotkań. Zapewniając ją, że jest inny, w rzeczywistości okaże się taki sam. Wobec tego - niech sama później oceni. Niech żyje wolny, nieprzymuszony wybór.
Szorstki odgłos szarpanych strun instrumentu. Utwór zaczynał nieść się przez całą salę, głębia basowej gitary i trzask perkusji zaczynał mu dudnić w uszach. Postanowił zaryzykować, przejść na bardziej złożone, zagadkowe stwierdzenia oraz zobaczyć reakcję. Wycofa się? Nie zrozumie? W kącie spojrzenia wychwycił, jak podpierając się koniecznością zaciera obecnie dystans. Mogli rozmawiać swobodnie.
Nachylił się, również, częściowo przez wzgląd na konieczność - częściowo jednak dlatego, że najzwyczajniej chciał.
- Sztuka nie ogranicza - zagadkowy uśmieszek zamajaczył w półmroku - jednak zawsze któraś z jej dziedzin okaże się tą najbliższą - literatura, malarstwo, rzeźba, rozpatrywana muzyka? Każdy, nawet wszechstronny artysta, miał swoją specjalizację.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Spętana łańcuchem zasad - przed laty przypominała ledwie kukłę, marionetkę, której lalkarz pociągał za sznurki. Dzisiaj przypominała ledwie namiastkę tego, co było kiedyś; nieświadoma swej siły - ulegała zwodniczo wszystkiemu, byle niczego nie utracić.
Obecnie nie miała pewności, czy istnieje cokolwiek, na czym mogłoby jej zależeć w bezkresie emocji.
- Lubisz zagadki? - spytała z rozbawieniem. Obserwowała go z przyjemnością, bowiem odnosiła wrażenie, iż nie tylko jego oblicze jest piękne, ale także wnętrze, które dla niej samej pozostawało odległe. Wiedziała - po co się spotkali. Cel był jawny, a żadne z nich nie kłamało w tej materii; Meave pragnęła na nowo otworzyć swe serce na wolność, od której zdołała nieznacznie uciec w ciągu ostatnich tygodni.
On wydawał się być doskonały.
Dłoń mimowolnie zsunęła się na dziewczęce kolano. Nieświadomie, nieco z premedytacją, skrzyżowała nogi, odwracając się w pełni na scenę, by skupic się na muzyce, która wnikała głęboko pod jej skórę. Serce zabiło intensywniej w piersi, a oddech spłycił nieznacznie. Czuła to, pozwalała na wdarcie się w najdalsze zakamarki spętanej pierścieniami żeber duszy, aż wreszcie postanowiła zwrócić się ku niemu. Remus był jednak zbyt blisko, przez co ich wargi niemalże zetknęły się w subtelnej pieszczocie.
- Chciałabym wiedzieć, która bliska jest tobie... - szepnęła cicho, czując narastający wstyd, który przyjmował kolor karmazynu okraszającego jej poliki. Uczucie to było odległe, nieznane, zapomniane w swej prostocie. Kąciki warg uniosły się do góry, a uśmiech stawał się bardziej szczery niż wcześniej, gdy charakteryzowała ją pewność siebie.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Fale dźwięków przelewały się w błyski na skrzyżowaniach synaps. Dźwięków - donośnych, uderzających od głowy aż po koniuszki palców; ciało niczym naczynie wypełnione melodią, poddane sztormowym falom energicznego dzieła. Cienie zatarły kształty, jednak jej twarz widział dobrze. Dokładnie,. Dostrzegał połyskujące klejnoty oczu; miękkie pasma jej warg.
Dziewczęce rysy, niezatroskane jutrem, gdy wszystko rozgrywa się t e r a z.
To musi później mieć miejsce. Odbierał to w kategorii rozkazu, wymogu, któremu nie sprzeciwiał się,, któremu poddał się bez namysłu. Był słaby - bez zawahania przypieczętował swój los. Wszystko, co się wydarzy, musiało się oczywiście wydarzyć. Ludzie są gmatwaniną pozorów. Gra słów, wydaje się, pozbawiona celu - po co ją wdrażać, skoro oboje wiedzą? Mógł ją zaprosić do siebie, nie mówić nic, tylko wskazać leniwym, płynącym gestem sypialnię, tutaj, cały twój cel, to wszystko, cały mój cel, nie miałem innych powodów.
Dziś wszystko jest wyjątkowe - pozory stają się prawdą, dyskusja unosi się znacznie wyżej, przewyższa błahą konieczność. Dziś wszystko jest wyjątkowe. Chciałby, aby rozmowa była też dla niej czymś więcej. Chęci są złudne, pożarte szczękami świata.
- Szczególnie w ludzkiej postaci - odpowiedź pokryta miękką bawełną komplementu, bardziej wybrednego od tych posyłanych zazwyczaj. Dostrzegł zmieszanie, płynące z niemal zetknięcia biegunów ust. Nie zetknął ich jednak siłą, nie pocałował jej - wiedział, że nie jest to odpowiedni moment, jeszcze nie. Cierpliwość przynosi plony.
- Gdybym wyjaśnił, wiedziałabyś wtedy wszystko - stwierdził jedynie. Wyczuł, że nie lubiła mówić o sobie - jak na złość, zetknęła się dziś z człowiekiem o ironicznie bliźniaczym zestawie cech. Gdyby wyjaśnił, znałaby też odpowiedź na poprzednie pytanie, dotyczące muzyki. Wolał jej nie ułatwiać - liczył, że nie rozpatrzy tego w charakterze obelgi. Uśmiech był wciąż przyjazny, a dłoń opadła, muskając czule jej rękę, ciągle zaciskającą się w niepewności, nadanej niezwykle wąskim zasobem dzielących ich centymetrów.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Czas zatrzymał rytmu, który wystukiwały wskazówki. Serce uderzało nieznacznie, a oddech spłycał się. Każda kolejna wysłana wiadomość rozniecała taflę czerwieni na dziewczęcych polikach. Podejmowała się iluzorycznej gry, w której sidła wpadali oboje i jakże świadomie.
Dzisiejszy wieczór miał być ledwie zwieńczeniem namiętności jaka płynęły między frazesami, którymi napawali się pod osłoną nocy.
Wzrok Meave wciąż osiadał na twarzy Remusa. Podświadomie chciała dotknąć jego faktury skóry, którą pieściłaby opuszkami palców, smakując następnych fragmentów ciała, tak jak nigdy wcześniej ani później. (Czy tego chciała? Gwałtownego rozstania po kilku wspólnych godzinach?)
Błędne decyzji były absurdem, a także przyjemnością, która winna stać się nieodłączną częścią ekstazy.
- Jestem dla ciebie zagadką? - spytała z rozbawieniem, coraz bardziej zaciskając na jego męskiej dłoni smukłe palce. Nie mogła dać mu odejść, bowiem nawet piękna muzyka nie wybrzmiewała teraz istotnością; liczyli się oni w wędrówce pośród gwiazd. Odsunęła się więc nieznacznie, podsycając atmosferę swą ulotnością. Była enigmą, stając się dla niego realnością.
- W takim razie... Będę to odkrywać sama... - szept miał się wdzierać do podświadomości, siać ziarenko ciekawości, byle eskalowali czas przelatujący przez ręce. Zwróciła więc spojrzenie ku scenie, nie dając mu szansy na dłuższe spoglądanie na nią, pozostając zagadką okraszoną efemerycznymi emocjami, które dla niej były bliższe niż w ciągu ostatnich tygodni. Morgan nadawał temu spotkaniu spontaniczności, dla której sama Holmes brnęła w dalsze korytarze tajemnic, które układała jak puzzle, czyniąc zeń sprawę najważniejszą; byli nierozerwalną częścią dzisiejszej nocy.
Potrzebowała więcej.
- Zatańczysz ze mną? - spytała, a waga ów zdania była ponadwymiarowa. Oferowała mu pozór siebie, zagęszczając to spotkanie, sprowadzając do pierwotnych instynktów. Był jednak kimś więcej. Nie widziała w nim jedynie mężczyzny, ale także duszę, po którą byłaby w stanie sięgnąć,
gdyby tylko sam tego zechciał.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Ocenia zawsze ostrożnie - nie spieszy się - pośpiech jest złym doradcą, a intuicja staje się przewodniczką, opoką na której zbudował złożoną architekturę własnej osobowości, czasem przesadną, czasem zbyt niedostępną. Zbiera, skrupulatnie detale, oddziela, nie wrzuca do pojedynczej szuflady, nie dusi w ciasnych, skostniałych objęciach ram.
- Nie lubię wcześnie oceniać - wyznaje jej zatem prawdę, okrężnie, odpowiada tak i nie stwierdza nic jednocześnie - mówiąc jej bezpośrednio, zrujnowałby nastrój chwili. W jej osobliwym przypadku, postępował tak samo, gromadził szkice spostrzeżeń, fascynował się jak odległym, niedoścignionym dziełem, eterycznym i ludzkim, utkanym z wiązek krwi i zaprawy kości. Mówiła, lecz pozostała w dystansie, ukryta za przyciemnionym woalem przetrzymywanych sekretów. Wiedział, że nie mógł jej mieć, że nigdy nie będzie jej miał - naiwni, którzy łączyli ten moment z pierwszym, intymnym aktem. Nie mógł jej mieć, choćby tej nocy udali się do tej samej sypialni.
- Z przyjemnością - zupełnie szczera odpowiedź. Zaoferował jej dłoń, symboliczną kotwicę pewności w morzu bezimiennych sylwetek, płynących zgodnie z restrykcją panującego rytmu. Przyjemny uśmiech nadal rozcinał półmrok.
Wiedział, że wszystko jest wstępem. Wstęp, z kolei, miał zmierzać do swojego zwieńczenia. Koniec początku - myśl przedzierała się przez ostatki trzeźwej, rozsądnej świadomości. Taniec mógł ofiarować im przyzwolenie na bliskość.
Bliskość, która mogła być zgubna.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

| po wszystkich grach

Stanley był świadom, że w życiu jego syna sporo się miało zmienić. Sam doskonale pamiętał swój pierwszy ślub oraz stres związany z przygotowaniami. Poza tym równie stresującym doświadczeniem była świadomość o zostaniu za jakiś czas rodzicem. Westbrook wiedział, że był to czas nie tylko radosnego oczekiwania, ale również lekkiego niepokoju związanego z wielką niewiadomą. Wiadomo przecież, że niezależnie od czytania książek o rodzicielstwie, życie mocno weryfikowało frazesy w nich zawarte i każdy koniec końców znajdował system, który działał u niego - zarówno w małżeństwie jak i w rodzicielstwie. Zupełnie szczerze, zdaniem Stanleya drugim razem było prościej - gdy żenił się z Olivią, a na świat miała przyjść Lisbeth nie był już kłębkiem nerwów - do wszystkiego podszedł raczej na relaksie.
Tak czy siak, dzisiaj umówił się z synem w The Corcodile. Zawsze lubił to miejsce - uważał, że miało świetny klimat, a oprócz muzyki na żywo mieli tutaj naprawdę dobrze zaopatrzony bar i całkiem niezłą kuchnię. Przyszedł do lokalu odrobinę spóźniony - zatrzymały go zapewne jakieś szpitalne sprawy. Odnalazł zaraz Remusa przy stoliku i uśmiechnął się szeroko. Uścisnął mocno syna na powitanie.
- Przepraszam za spóźnienie, ale korki i jeszcze mocno mi truli dzisiaj w szpitalu - wyjaśnił od razu, płaszcz przewieszając przez oparcie krzesła i siadając naprzeciw mężczyzny. - Długo czekałeś? - spytał jeszcze z uśmiechem, uważnie przyglądając się pierworodnemu.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

  • trzy
Fascynacja nowym rozdziałem życia była w tej sytuacji kluczowa. Przysłaniając wszelkie wątpliwości, pchała Remusa do odważnych założeń, wobec których po raz pierwszy w życiu pozwalał sobie wyłącznie na szczęśliwe myśli. Od czasu pierwszego wyjazdu za granicę, kiedy to radzono pożegnać się z rodzinami i składać odpowiednie przy tym podpisy, oznaczające jakoby świadomość rychłej śmierci, Remus nauczył się traktować sprawy chłodno. To znaczy bez tych niepotrzebnych ekscytacji, wyprzedzających nadciągające wydarzenia. Skąd więc ta zmiana? Skąd założenia, że tym razem nie ma się czym przejmować? Zagubiony między prawdziwym życiem a nieustępującą wojną uznawał chyba, że poza strefą ognia nic złego się nie dzieje. Przecież nie mogło. Przecież ten ślub i dziecko, jego dziecko, wiązać się mogły wyłącznie ze szczęściem.
Mimo to kłopoty same go odnalazły. Choć jeszcze tydzień temu zarzekał się, że nigdy już nie wyjedzie z kraju, a jeśli już to wyłącznie na wakacje, teraz zdawał się mieć wątpliwości. Bo zadzwoniono do niego i zaproponowano korzystną ofertę. Tylko ten jeden raz, ostatni. Nikomu jeszcze nie powiedział, ale to dzisiejsze spotkanie z ojcem miało być poniekąd przełomowe. Cyba Stanley był jedyną osobą, której mógł teraz posłuchać.
Pochłonięty myślami, nie dostrzegł nawet upływu czasu. Gdy więc w końcu przy stoliku pojawił się ojciec, odpowiedział mu nieco zaskoczonym spojrzeniem, a dopiero późniejsze zerknięcie na zegarek pozwoliło mu zrozumieć, że faktycznie dłuższą chwilę siedział tu w pojedynkę. — Nie, sam niedawno przyszedłem — odparł, naginając nieco prawdę, ale nie było to przecież istotne. Nie miał mu za złe tego spóźnienia, bo i tak nigdzie się przecież nie spieszył. — Coś poważnego? — spytał, mając na myśli oczywiście szpital. Od dziecka temat medycyny przewijał się w ich domu, a Remus niekiedy odczuwał nadal lekkie ukłucie zazdrości, że niemalże cała rodzina pracuje razem. I że on mógł być tego częścią, gdyby nie ostateczne porzucenie studiów dla wojska.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Stanley rozumiał doskonale taką fascynację – sam swoją pierwszą żonę poślubił dość szybko, kompletnie nie zakładając, że cokolwiek mogłoby pójść nie tak. Kiedy na świat przyszedł Remus, nie przypuszczał, że zaledwie kilka miesięcy później przyjdzie mu się mierzyć z żałobą po śmierci ukochanej żony i samotnym rodzicielstwem. Nie było to łatwe i chociaż historia Stanleya potoczyła się całkiem nieźle i miała swoje szczęśliwe zakończenie, to życie obierało dość nieprzewidywalne zakręty w najmniej spodziewanych momentach. Oczywiście, w przypadku całego optymizmu Remusa mogło też chodzić o swego rodzaju znieczulenie. W końcu widział tyle cierpienia, że wszystkie pozostałe sprawy wydawały się cholernie błache w obliczu ogromu bólu, jakiego doświadczali inni ludzie.
Oczywistym było, że praca była dla Remusa ważna. Stanley i Olivia wpajali swoim dzieciakom, że zawód powinno się wybierać z pasji. Najwidoczniej podziałało to aż za dobrze, bo zapewne kiedy pierworodny Stana wyjechał za granicę po raz pierwszy, mężczyzna koszmarnie się o niego martwił. Z czasem do tego przywykł, jednak nadal za każdym razem śledził wiadomości, truchlejąc za każdym razem, gdy słyszał o jakichś atakach na bazy wojskowe.
– Całe szczęście. Naprawdę nie chciałem, żebyś czekał – odparł ze skruchą. Stan nienawidził się spóźniać, odkąd jednak został dyrektorem szpitala, jego spóźnienia na spotkania prywatne stały się nagminne. Nawet kiedy z gabinetu wychodził wcześniej, zawsze ktoś musiał go zaczepić na korytarzu, w windzie bądź na parkingu, mając sto tysięcy niezałatwionych spraw „na wczoraj”. Pokręcił głową. – Nic nowego, mamy trochę braków w personelu, a wiesz, że nie zatrudnię byle kogo – uśmiechnął się nieznacznie – wolał mieć kilku dobrych specjalistów, niż tuzin takich, którzy mogli schrzanić robotę.
– Wszystko w porządku? – zapytał, patrząc uważnie na syna. Wydawało mu się, że coś dręczyło Remusa i jak to ojciec – chciał po prostu dowiedzieć się, o co chodzi.

autor

ODPOWIEDZ

Wróć do „The Crocodile”