WAŻNE Wprowadzamy nowy system pisania postów/tworzenia tematów w lokacjach. Prosimy o zapoznanie się instrukcją i stosowanie nowego wzoru. Więcej informacji znajdziecie tutaj!

Subfora zostały podzielone na 4 główne działy, oto orientacyjny zakres lokacji, które mogą się w nich znaleźć:
- strefa miejska - ulice, parkingi, tereny zielone, parki, place zabaw, zaułki, przystanki, cmentarze
- usługi - sklepy, centra handlowe, salony kosmetyczne, pralnie, warsztaty
- kultura i instytucje - galerie, muzea, teatry, opera, domy kultury, centra społeczne, urzędy, kościoły, szkoły, przedszkola, szpitale, przychodnie
- życie towarzyskie - restauracje, kawiarnie, kluby, kręgielnie, puby, kina

Dodatkowo w dzielnicach znajdziecie subfora większych firm albo ważnych dla forum i postaci lokacji, np. szczególne kluby, uniwersytet, czy restauracje.

INFO W procesie przenoszenia forum na nowy silnik utracone zostały hasła logowania. Napiszcie w tej sprawie na discordzie do audrey#3270 lub na konto Dreamy Seattle na Edenie. Ustawimy nowe tymczasowe hasła, które zmienicie we własnym zakresie.

DISCORD Jesteśmy też tutaj! Zapraszamy!

UPDATE Postacie chcące uzupełnić swoją KP o nowe treści w biografii mogą skorzystać teraz z kodu update w zamówieniach.

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Papieros za papierosem, aż płuca stawały się czarne i ciężkie, a ręce na stałe przechodziły nieprzyjemnym zapachem tytoniowych zwojów. Dziwne, że jeszcze nie miała paznokci pożółkłych od ściskania filtrów. Wdech, wydech, silne zaciągnięcie się, aż szary dym drapał zmęczone gardło. Organizm wołał o przerwę, której nie była w stanie mu udzielić, której nawet nie chciała. Jeden gasł, a w dłoni natychmiastowo pojawiał się kolejny, aż w paczce pozostało ledwie kilka samotnych fajek i ta jedna odwrócona do góry nogami- cholerna szczęśliwka, która teraz szczęścia nie miała jej przynieść.
Po raz kolejny rozpadała się na kawałki. Nie potrafiła kontrolować swoich reakcji, gdy przed jej oczami pojawiała się Ona. Jedyna istota, której była w stanie oddać całe swoje życie, dla której poświęciła wszystko co znała, i która bez reszty zmiażdżyła jej dotychczasowe życie pozostawiając ją samą ze sobą pośrodku wieżowców, w których się nie odnajdywała. Przestawała rozpoznawać swoje odbicie w lustrze, stawała się zupełnie inną osobą bez niej. Kiedy już miała wrażenie, że nauczyła się żyć bez niej, Ona postanawiała na nowo jej się pokazać i wstrząsnąć całym jej światem, który tak dokładnie sobie układała. Dmuchała w jej domek z kart odbierając jej jakąkolwiek stabilność i spokój.
Liane nie piła. Nie była przyzwyczajona do mocno zakrapianych imprez, brzydziła się alkoholu po wieloletnich obserwacjach staczania się jej ojca alkoholika, nawet odmawiała lampki wina do obiadu chociaż przecież pochodziła ze stolicy winiarstwa. Tym razem jednak jakaś obca siła, a może po prostu nierozsądny umysł, pokierował ją w stronę baru, który kojarzyła z opowieści jej współpracownika Tomasa. Spędziła z nim nie jedną noc na przekopywaniu kolejnych i kolejnych grobów. Większość jej historii pracy w Serenity spędziła jako samodzielna grabarka, ale jej zniknięcie na pół roku wymagało od Blake'a zatrudnienia kogoś nowego, w konsekwencji czego nagle miała współpracownika, który po godzinach dorabiał w barze. Zaciągnęła się mocniej fajką, jak sobie wmawiała już ostatnią, i wyrzuciła końcówkę do niedalekiego śmietnika. Nigdy na ziemię. Może i była przebrzydłą palaczką, ale nie miała zamiaru śmiecić i zatruwać trawy wszystkimi obrzydliwymi substancjami, które wydostawały się z papierosów.
Weszła do baru niczym zagubiona owieczka. Szybko dojrzała za barem znajomą twarz w postaci Tomasa. Uśmiechnęła się lekko, choć bardziej z wymuszenia niż faktycznej radości.
-Cześć-rzuciła do niego głosem wyczerpanym i wyzutym z energii, zupełnie niepodobnym do jej standardowego tonu. Spojrzała na kartę drinków gubiąc się w nazwach i nie do końca wiedząc co oznacza co. Rzuciła nazwą pierwszego drinka, który wpadł jej w oczy i usiadła na miejscu czekając, aż dostanie swoją, jedną z pierwszych w życiu, dawkę alkoholu.-Co u ciebie?- zagaiła jakby nigdy nic choć w środku cała płonęła.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Nie mieli dzisiaj wielkiego ruchu zapewne przez brak znanych wykonawców na scenie, acz zamiast muzyki przygrywającej z odtwarzacza by wypełnić dużą przestrzeń czymś co nie było tylko gwarem ludzkich rozmów, na gitarze przygrywał im młody wokalista o przyjemnym, nienachalnym głosie. Jeszcze przez kolejną godzinę. Wraz z tym jak skończy ubędzie im kolejnych kilku klientów będących zapewne jego znajomymi i przyjaciółmi. Sympatyczna zgraja, w którą Tomas wpatrywał się z niejaką zazdrością, bo wraz z zakończeniem studiów stracił i ten jeden aspekt swojego życia w który chętnie zapraszał innych, czując się spełniony, gdy wiedział, że są na trybunach i mu kibicują. Teraz miał już tylko pracę, pub, który znał od małego i poznawany jeszcze cmentarz. Jeśli życie miało składać się tylko z tego, to imprezy były lekiem na powoli wyjadającą mózg nudę. Nie wyobrażał sobie, że miałby to robić długie lata, wiecznie obracać się w tych samych zajęciach i słuchać cudzych rozkazów, a już zwłaszcza słuchać rozkazów rodzeństwa. Mimo iż w Serenity pracował więcej godzin w tygodniu, to the Crocodile zawsze było jego miejscem, podkreślając tylko, że to on w końcu powinien przejąć ten interes. W końcu, czyli nie za dwadzieścia następnych lat, ale teraz chłopak nie był gotowy by przyjąć na siebie taką odpowiedzialność nawet jeśli twierdził odwrotnie. Zginąłby w papierach, podpisując umowy z wykonawcami na błędne terminy, aż w końcu, tak jak to mówił jego starszy brat, puściłby interes z torbami. Nie nadawał się do tego, ale chciał mieć kontrolę, chciał w końcu coś osiągnąć, a jak miał to niby robić zza lady?
Przetarł ją ścierką, pozbywając się drobnych kropli i śladów od szklanek, skupiając się na jednym punkcie, by porządnie go wypucować. Może i był bałaganiarzem, ale bar musiał być utrzymany do pewnego standardu, a on nie miał aktualnie nic lepszego do roboty. Z transu wyrwało go przywitanie znajomego głosu. Podniósł więc oczy, by ujrzeć siadającą przed nim Liane, na której widok usta mimowolnie wykręciły mu się w uśmiechu. –Bonjour. – Entuzjazm jednak stopniowo się rozmył gdy do młodego dotarło, że jego koleżanka nie jest w szczególnie dobrym humorze. Nie trzeba było eksperta by móc to stwierdzić, a i sugerowało to, że nie były to zaledwie kumpelskie odwiedziny, by się pośmiać i pogadać, co było czymś czego dzisiaj mu zdecydowanie brakowało. –Robi się. – Odchylił się od lady, ścierkę porzucając gdzieś obok, aby chwycić za odpowiedni kieliszek. –A leci jakoś. – Odparł ze wzruszeniem ramion. –Spokojna zmiana. – Dodał, z kolejną oczywistością, którą dziewczyna mogła z łatwością zaobserwować sama. –Mówiłem ci, że moją współlokatorką okazała się stara sąsiadka? W sensie była sąsiadka. Mama kiedyś kazała mi ją odprowadzać do szkoły, a teraz z nią mieszkam. – Pokręcił głową z niejakim niezadowoleniem na taki obrót spraw. Już chwilę później dolewając kolejny alkohol do mieszanki. Żeby było ciekawiej mieszkanie należało do ojca byłej dziewczyny jego kolegi z którym już nie rozmawiał. Nie było to szczególnie intencjonalne, ale nie przeszkadzało mu, że mógłby mu w ten sposób zagrać na nosie. –To tak jakbym miał za ścianą siostrę. – Mruknął markotnie. Mina mu całkiem poważnie zrzedła gdy dowiedział się, że trzecią osobą okaże się ktoś kogoś już znał. Znacznie prościej było z obcymi ludźmi, a wiedział, że Laura nie przygarnęłaby w swoje cztery ściany byle pierwszego przechodnia. Nie mogło paść na jakąś ładną studentkę mniej więcej w jego wieku? Niczego, w żadnym wypadku, by to nie skomplikowało.
-A co u ciebie? – Spojrzał na Liane, robiąc krótką pauzę przed wrzuceniem ostatniego składnika. –S'il te plait, c'est ta boisson. – Postawił przed nią kolorowy drink, uśmiechając się profesjonalnie, starając się o ładny akcent, skoro używał już francuskiego. Była to jedna z fraz, którą ostatnimi czasy ćwiczył. –Pierwszy raz mnie tutaj odwiedzasz. – Zauważył, lekko marszcząc brwi, ale ostatecznie kwitując to lekkim uśmiechem. –Powinienem się bać? – Uniósł lekko brwi.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Nie była pewna co czuje. Emocje mieszały się ze sobą niczym alkohole, które spoczywały w shakerze trzymanym przez Tomasa. Z jednej strony czuła radość, a raczej jej strzępki, które próbowały zawalczyć o uwagę w jej umyśle. Radość, że znów przed jej oczami zamajaczyła osoba, której była w stanie oddać wszystko co miała. Radość, że widziała, że żyje, że ma się dobrze, że jej życie jakoś się toczy mimo nieobecności Liane w nim. Życzyła jej wszystkiego najlepszego, choć wiedziała, że nie byłaby w stanie znieść jej widoku z kimś nowym. Może właśnie dlatego przytulenie, którym obdarzyła nieznajomego jej mężczyznę sprawiło jej taki ból. Ból silniejszy niż uderzenie prosto w poszarzałą twarz, silniejszy niż strach co będzie dalej, silniejszy niż ostatnie obserwowanie śmierci wkradającej się do jej rodziny niczym nieproszony gość. Chciała być sama, zatopić się w emocjach i nigdy już nie wypłynąć na wierzch. Utopić się we własnym smutku. Z drugiej strony nie potrafiła przebywać sama. W samotności do głowy wkradały się najgłupsze pomysły, a ręce usilnie próbowały wysłać wiadomość do osoby, z którą kontaktu już nie powinna mieć. Może właśnie dlatego wkroczyła do baru, w którym przecież nigdy nie bywała by zatopić się w alkoholu, którego przecież całym sercem nienawidziła. Zbyt długo obserwowała ojca topiącego się w piwach by móc spokojnie cieszyć się procentami. Obserwowała powolną degenerację, popadanie w nałóg z każdym dniem silniejszy obiecując sobie, że nigdy nie będzie tą osobą. Tylko po to by samej odnaleźć się w uzależnieniu od papierosów. Była hipokrytką choć nie umiała tego otwarcie przyznać. Może to właśnie ta cholerna hipokryzja była winna rozstaniu, którego nie potrafiła przeżyć. Bo przecież to nie była jej wina, prawda? To nie mogła być jej wina...
Czuła strach. Przeszywający strach o przyszłość, z którą musiała sobie radzić. Była niczym dziecko zagubione w centrum handlowym uporczywie szukające matki, która zniknęła w tłumie ludzi. Czasami miała wrażenie, że w dalszym ciągu jest dzieckiem które jedynie okłamuje wszystkich próbując udawać dorosłą. Liczby w dowodzie nic nie znaczyły, były kłamstwem, które ciągnęło się od lat. Ktoś ją okłamał, oszukał. Ktoś kazał jej być dorosłą, kiedy ona nie potrafiła i może nawet nie chciała. Jedyne co jej dawały te głupie cyferki to zezwolenie na kupienie kolejnej paczki papierosów, które powolnie odbierały jej oddech i zaciskały się na płucach by któregoś dnia ostatecznie zabrać jej dech. W końcu na coś trzeba umrzeć, prawda?
-Ale zbieg okoliczności.-skomentowała siląc się na drobny uśmiech, który zamajaczył w kącikach ust. -Za to mój współlokator wyprowadził się z Seattle, kiedy byłam we Francji. Poszukiwania nowego idą okropnie. Znaczy, trochę się nie dziwię, bo moje aktualne mieszkanie pachnie jak melina przez te wszystkie papierosy, ale hej, jak można nie chcieć ze mną mieszkać?- zaśmiała się lekko. Zazwyczaj poszukiwania współlokatora szły o wiele sprawniej niż teraz. Potrzebowała nowej osoby, nawet nie tyle by opłacić rachunki, co po prostu brakowało jej obecności drugiego człowieka, kogoś do kogo zawsze może pogadać, usiąść na starej kanapie i wypić herbatę, pograć w którąś z kurzących się planszówek.
Pytanie co u niej okazało się bardziej problematyczne niż się tego spodziewała. Nie miała pojęcia co odpowiedzieć. Myśli kotłowały się w głowie wyszukując najbardziej adekwatnych słów. Nienawidziła kłamać i też na nic by się to teraz zdało, bo z daleka było widać, że nic nie jest w porządku. Z drugiej strony nie chciała wdawać się w szczegóły swojego głupiego zakochania w kimś, kto prawdopodobnie już dawno o niej zapomniał.
-Ciężki dzień.- westchnęła przesuwając palcem po kancie kieliszka, w którym lawirował kolorowy alkohol.-Spotkałam demona przeszłości i chyba nie za bardzo umiem to przełknąć.- odpowiedziała zgodnie z prawdą odstawiając na chwilę szczegóły na bok. -C'est plus comme un poison-odparła po francusku zastanawiając się na cholerę kupiła tego drinka. Wypiła łyk i szybko poczuła to nieprzyjemne uczucie roznoszenia się alkoholu w organizmie. Był smaczny, to fakt, ale jednocześnie mocny, przynajmniej dla niej. Była w stanie upić się dwoma piwami, więc co dopiero drinkiem, który prawdopodobnie bazował na wódce. -Bać się mojego towarzystwa? No co ty. Przyszłam w pokojowych zamiarach.- uśmiechnęła się szczerze upijając kolejny łyk drinka.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

-Nie mam pojęcia. – Pokręcił głową, z tonem niby to żartobliwym, a jednak szczerym w tym sensie, że wydawało mu się, iż Liane była świetną współlokatorką. Nie można było jednak powiedzieć, by był w tej kwestii szczególnie obiektywny, ale tego nie trzeba było brać pod uwagę. –Poza tym, do meliny to ci jeszcze kilka rzeczy brakuje. – Kilka kluczowych rzeczy, o które Tomas Liane nie podejrzewał. Nie można było jednak zaprzeczyć, że swąd papierosowego dymu nie był dla wszystkich. Sam Tomas nie przepadał za nim szczególnie, ale nauczył się go znosić przy tym jak palą jego znajomi. Wiedział, a przynajmniej wydawało mu się, że i tak się z niego nabijają, przez to, że niby ‘boi’ się spróbować, a on po prostu nie chciał odbierać zdolności oddychania swoim płucom. Bardzo na nich polegał w sporcie i teraz nawet gdy nie grał w drużynie to nadal był aktywny i przerażało go, że miałby nie być w szczycie swoich możliwości. Alkohol oczywiście się w to nie wliczał, ale Tomas miał ten przywilej, że jego młody organizm bardzo szybko radził sobie z toksycznymi litrami, które w siebie wlewał, nie męcząc go nawet szczególnie poważnym kacem. –A jakie napisałaś ogłoszenie? Bo wiesz odpowiedni dobór słów to wszystko. – Tak jak jedne z najgorszych mieszkań opisywane są niczym luksusowe apartamenty. Właśnie takie krętactwo, Callaghan uważał, że się liczyło, gdy trzeba było przekonać ludzi do wejścia w niekoniecznie korzystny dla nich układ. –I znalezienie innego palacza by nie zaszkodziło… – Z tym, że tego w ogłoszeniu nie powinna zamieszczać. Był to raczej komentarz o tym, że zapach o którym Liane mówiła znacznie mniej przeszkadzałby komuś kto już do niego wcześniej przywykł. Tak samo jak najlepiej mieszkało się z innym bałaganiarzem, gdy samemu należało się do tego klubu. Zero wymagań poprawy i irytujących upomnień, żeby sprzątnąć to czy tamto. Stało się to ostatnimi czasy wyjątkowo wyraźnie, bo mieszkał z dwiema dziewczynami, które nie szczególnie tolerowały jego minimalny poziom czystości w jakim mógł się obracać. –Jak chcesz, to mogę się podpytać czy ktoś ze znajomych nie szuka pokoju…? – Zaproponował unosząc lekko brwi. W ten sposób to oni winni by mu byli przysługę, że tak wspaniałomyślnie skierował ich do nie byle jakiej, ale też i nie super drogiej dzielnicy, z w porządku współlokatorką.
Pokiwał głową na jej pierwszą odpowiedź, czując już wcześniej, że taka może być. Na kolejne słowa nie mrugnął za to okiem. Czasami sposób w jaki dziewczyna mówiła był dla niego jak wyrwany z wierszy, co obrazowało jak niewiele miał wspólnego z poezją. Obracało się to jednak wokół tego, że nie do końca zawsze rozumiał co Francuska mówiła, mimo iż używała znajomych słów. Powinien się martwić, że demonem był ktoś kto w przeszłości był dla niej wredny? Czy odnosiła się do dawnej przyjaźni lub eks, z którymi niewiele ją już łączyło? Może po prostu nie miał tego wiedzieć, mimo iż był ciekaw. –Może to ci jednak pomoże. – Wskazał na jej drinka, zdecydowanie na bazie wódki. –I co dzisiaj nie jest trucizną? – Skitował, jakby całkiem osobiście było to dla niego problematyczne, ale starał się zbudować w tym trochę dystansu. Mógł kontrolować co je, nie fiksując się przesadnie na pojedynczych aspektach, ale i tak to robił, co stawało się banalnie proste z odpowiednimi aplikacjami. –Okej, okej. Powiedzmy, że ci wierzę. – Odparł z lekkim rozbawieniem.
Sięgnął po kolejny kieliszek i to co jeszcze zostało w shakarze do niego nalał. –To z tej okazji napiję się z tobą. – Uniósł lekko szkło w symbolicznym toaście i wziął łyk. –Co nie mówisz, że mi tak dobrze wyszło? – Wziął kolejny, aż w końcu kompletnie go opróżnił, żeby nie było widać, że popija sobie drinki na robocie. Teraz kieliszek mógł należeć po prostu do jednego z klientów. –To co? Powiesz kim są te demony? Czy mam się gonić? – Uniósł kącik ust, w lekko pytającym wyrazie. –Chyba, że w tych pokojowych zamiarach przyniosłaś te ciastka francuskie, wiesz te takie kruche z nadzieniem. Chętnie bym je przyjął jako taki powitalny prezent. – Choć czy to nie on powinien był coś zaoferować samej Liane, skoro była tutaj po raz pierwszy? Tak czy owak, Tomas wolał się upewnić, że Gagneux nie przeszmuglowała ze sobą jakiś słodkości. Może i starał się ich omijać, ale czasami trafiały się tak dobre egzemplarze, że nie mógł ich tak po prostu zignorować. To była trudna relacja.
Podobnie jak Liane, on też chciał po prostu mieć towarzystwo. Wychowując się w domu z trójką rodzeństwa, mimo iż starszego, pamiętał, że w jego domu zawsze coś się działo, później kontynuował to zawsze wybierając miejsca w których mógł mieszkać z innymi ludźmi, nawet jeśli notorycznie się na to skarżył. Na rodzeństwo też narzekał, ale gdy zostawał sam w domu, puszczał sobie w tle byle pierwszy program lecący w telewizji, bo cisza była dziwne samotna. Nie zawsze potrzebował rozmów, czasami wystarczała czyjaś obecność, czy nawet fakt, że słychać było jak rozmawiają na Skype przez ścianę. Teraz jednak chciał korzystać z towarzystwa koleżanki, gdy się tu znalazła. Zagadnąć mógłby co najwyżej innych pracowników, ale akurat nie był skłonny okazywać tak swojego zainteresowania, a krótkie wymiany z klientami pojawiały się i mijały równie szybko, niewiele wnosząc i po raz kolejny wracając do tej samej pętli.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

-Jeszcze u mnie nie byłeś by to stwierdzić-uśmiechnęła się lekko mimowolnie podkreślając pierwsze słowo. Dziwnym trafem stanowczo zbyt często znajomi z pracy lądowali u niej w mieszkaniu lub ona u nich. Przed oczami na chwilę pojawiło się wspomnienie niedokończonego pocałunku ze swoim, bądź co bądź, szefem. Gdyby tylko wtedy nie wpadła jego współlokatorka to ten wieczór mógłby się skończyć zupełnie inaczej. Prawda była taka, że nie pogardziłaby towarzystwem Tomasa też poza jego pracą. Chociaż w tym momencie nie pogardziłaby towarzystwem kogokolwiek. Znów popadała w swój toksyczny wzorzec przerzucania emocji na innych ludzi, znowu kompulsywnie flirtowała byleby na chwilę zapomnieć o demonie, który lawirował między jej myślami uporczywie dopraszając się o miejsce w jej umyśle. Nie chciał zrozumieć, że nie był mile widziany.
-Całkiem zwyczajne, myślę. Nic szczególnego. O niskim czynszu, dobrej lokalizacji, wspaniałej współlokatorce i takie tam pierdoły.-wzruszyła ramionami biorąc na siebie prawdopodobieństwo zwyczajnie źle napisanego ogłoszenia. Póki sytuacja finansowa pozwalała jej opłacić mieszkanie dopóty nie chciała się za nadto tym przejmować. Bardziej niż jej portfel na tej sytuacji cierpiała jej psychika bo Liane nie potrafiła być sama. W samotności pojawiało się zbyt wiele myśli, z którymi nie sposób było walczyć, zbyt wiele emocji, z którymi nie potrafiła sobie poradzić. Może właśnie dlatego zamiast wrócić do domu po ciężkim dniu zawitała do baru, w którym nie zwykła bywać.-Ooo, byłoby super jakbyś popytał. Byłabym ci bardzo wdzięczna.- uśmiechnęła się do niego szczerze by chwile później stracić radość w oczach i pochylić się nad kieliszkiem kolorowego trunku. Wzięła kolejny łyk pozwalając alkoholowemu ciepłu wypełnić ciało. Poczuła charakterystyczny posmak wódki na gardle, ale nie dała po sobie poznać, że być może ten jeden drink był dla niej za mocny. Skoro była w stanie upić się dwoma piwami to może nie powinna podejmować decyzji o piciu wódki...Upiła kolejny łyk, aż w kieliszku została ledwie mała ilość trunku. -Masz rację. Sama się zatruwam papierosami, a prawie morały o truciznach-zaśmiała się zdając sobie sprawę z lekkiego popadania w hipokryzje. Tak łatwo było jej osądzać alkoholików, a tak ciężko było pogodzić się z własnym uzależnieniem, które uporczywie odbierało jej dech w piersi. Stanowczo zbyt łatwo dostawała zadyszki, nawet wejście na drugie piętro było nie lada wyzwaniem. Tylko, że nie potrafiła nic z tym zrobić. Poddawała się na starcie pokornie wyjmując papierosa za papierosem. Uniosła swój kieliszek by zbić szkło razem z Tomasem. Podejrzewała, że ten nie może tak po prostu pić w pracy, ale też nie bywała na tyle często w barach by wiedzieć, że to całkiem częste zjawisko.-Na tyle dobre, że możesz mi zrobić drugiego.- uśmiechnęła się wskazując na opróżniony kieliszek. Liane, to nie jest dobry pomysł. Uporczywie ignorowała głos zdrowego rozsądku nie dopuszczając do siebie możliwości o poprzestaniu na tym jednym drinku mimo że, alkohol już zaczynał szumieć w jej głowie. -A wiesz, że chyba jakieś mam?- miała ze sobą plecak, z którym wróciła z Francji. Pamiętała, że ostatniego dnia piekła ciastka, o których mówił Tomas, a prawdopodobnie w swoim nierozgarnięciu zapomniała je wypakować. Zanurkowała w plecaku w poszukiwaniu pudełeczka i chwilę później wyjęła je na blat.-Częstuj się, domowe, sama piekłam. Mają już z kilka dni, ale nadal są smaczne.- uśmiechnęła się na zachętę i podsunęła pudełeczko bliżej Tomasa. Przez chwilę zastanawiała się czy warto poruszać dogłębnie temat demona, który nie potrafił zniknąć z jej myśli. Jednak alkohol płynący w jej żyłach łatwo rozwiązywał jej język. -Spotkałam swoją byłą dziewczynę. Wiesz, tę przez, którą się tutaj przeprowadziłam.- utkwiła wzrok w pustym kieliszku jeżdżąc palcem po jego krawędzi. Nie lubiła tego tematu. Zawsze przynosił ze sobą ból, którego Liane zwyczajnie ni potrafiła przełknąć. Minęły dwa lata a ona nadal nie potrafiła się pogodzić z tym co się stało. Może to było zbyt niesprawiedliwe by się z tym godzić.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

-Jeszcze? – Uniósł lekko brew, z połowicznym uśmieszkiem. Dla efektu, oparł się nawet o bar, by nieco przybliżyć się do blondynki. –Zapraszasz mnie, w takim razie? – Mruknął nieco niższym tonem. Wnętrze jej mieszkania musiało przynajmniej być umeblowane lepiej niż jego. Zawsze, wydawało się, że to dziewczyny są bardziej porządne, bardziej poukładane i w ich pokojach zawsze ładnie pachniało. Chyba nie powinien był myśleć o tym jaki zapach miesza się z dymem papierosowym w sypialni Liane, ani tego, że w ogóle tam jest. Przecież to nic nie znaczyło. Bardziej brał to za żart, koleżeński żart z którego będą się później śmiać. Już za chwilę…
-Brzmi spoko. – Stwierdził. Standardowy tekst, co mogło pójść nie tak? Gdyby akurat był w trakcie poszukiwań to zapewne by z takiej oferty skorzystał, licząc na to, że współlokatorka rzeczywiście nie będzie problematyczna. Jak się już o tym przekonał, znacznie łatwiej się mówiło niż faktycznie żyło z dziewczynami. Lokalizacja i warunki podobały mu się jednak za bardzo, żeby jak małe dziecko zrezygnować z pokoju bo współlokatorki czepiały się jego stylu bycia. Jak na jego gusta to były przewrażliwione. –Niczego nie obiecuję, ale w takim razie spytam. – Uśmiechnął się.
-Uh, no to też. – Nie miał na myśli konkretnie jej trucizny, acz papierosy zdecydowanie się do nich zaliczały. Może nie do końca świadomie nawiązywał do jej sentymentu ‘na coś trzeba umrzeć?’, chociaż sam wolał nawet o tym nie myśleć. Nie chciał się starzeć, nie chciał kaszleć jakby wypluwał płuca, nie chciał chodzić wolno, chyląc się ku ziemi, a już przede wszystkim nie chciał, żeby ktoś inny musiał mu pomagać żyć, bo to już nie byłoby życie, a mierna egzystencja. Zdrowe żywienie miało mu zapewnić nie tylko świetną budowę ciała, nad górą wiecznie pracował, ale i bardziej przychylną przyszłość. Wkradające się jednak myśli beznadziejności za lata, do których mu jeszcze daleko lubił zapijać alkoholem i zagłuszać imprezami. Wtedy czuł, że żył, a jaki lepszy sposób by oddać cześć teraźniejszości? –Chociaż ja tam morału nie słyszałem. – Wzruszył ramionami, unosząc kącik ust.
-Jak madame sobie życzy. – Zgrabnie zabrał się za przygotowanie tego samego kolorowego przysmaku, mając zamiar polewać zarówno sobie jak i Liane, więc i wykonał go nieco więcej, żeby móc mieć pełną porcję. Uwielbiał kolorowe drinki. Miały tak wiele do zaoferowania urozmaicając alkohole same w sobie, gdy co poniektóre niczym się nie wyróżniały stojąc samotnie na półce, a później w kieliszku. Ich potencjał, tak naprawdę, wydobywany był w tych różnych mieszankach i było to coś pięknego. –Serio? – Oczy jakby mu się zaświeciły, wraz z uśmiechem na twarzy, przyglądając się z entuzjazmem, skrywanym poniekąd, jak Liane sięga do swojego plecaka. Przez chwilę myślał, że to blef i dziewczyna zrzuci to na robienie sobie z niego żartów, ale nie. Ciasteczka naprawdę pojawiły się przed nim, w swojej cudownej formie, czyli takie jakimi je zapamiętał. Nawet nie zwrócił większej uwagi na tą kwestię dni. Co tam im niby mogłoby się stać? Otworzył pudełko i chwycił od razu kilka, ale tylko jednego wsunął do ust. Chciał się smakiem w końcu delektować, a nie zapchać żołądek. To ogarnie jak będzie wracał do domu, z resztą wcale nie był głodny. Miał czas na posiłek w krótkiej przerwie. –No trochę chyba za kruche. – Skomentował. –Ale smaczne, to przyznaję. – Wpakował do ust kolejne. Przestał jednak na chwilę rzuć, kiedy usłyszał o tej dziewczynie. Poważna sprawa. Zrozumiał za to, skąd wzięło się określenie demona. Mniej więcej. A jednak tak trudno było mu zrozumieć faktyczną wagę tego spotkania, bo zwykł szybko ruszać dalej ze swoim życiem po rozstaniach i nie wiele rozbił sobie, gdy wpadał na swoją byłą gdzieś na mieście. Zapewne brało się to z tego jak niedługo jego ‘związki’ trwały, czy też z tego, że jeszcze z nikim nie złapał takiego połączenia, o jakim to ludzie mówią w piosenkach. –Słabo. – Mruknął z lekkim grymasem. –Ale w takim wypadku… – Gdy zabrała palec, zalał jej kieliszek, a zaraz po tym i swój. –Tym bardziej jest powód by się napić. – Jeden z częstszych jakie od klientów słyszał, utrata była zazwyczaj motywem przewodnim, gdy akurat nie przychodziło do świętowania. –I wiesz co? To ona powinna mieć problemy z demonami po tym spotkaniu. – Nie przeszkadzało mu, że źle życzył osobie, której nawet nie znał. –Bo to nie ty z nią zerwałaś, nie? – Przymrużył jedno oko, teraz niepewny co konkretnie wiedział o tej byłej oprócz tego, że mógł jej zawdzięczać poznanie się z Liane. –No... mniejsza… – Odchrząknął. –Tymczasowo ci pomoże. Więc twoje zdrowie. – Znów uniósł szklankę do toastu. Może i wcale nie powinien koleżanki namawiać do picia, ale nie potrafił nic innego jak rozproszenie na sercowe rozterki. Jeśli nie można było zaznać spokoju w ogólnym rozrachunku to czy nie warto było pozwolić sobie na to przynajmniej na kilka godzin?

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

-Jeszcze, bo wiesz... Noc jest młoda, jeszcze wszystko może się wydarzyć- uśmiechnęła się niby to kokieteryjnie, a niby prześmiewczo nie dając do końca do zrozumienia czy mówi poważnie czy jedynie sobie żartuje. Być może sama do końca nie była pewna. Lawirowała gdzieś pomiędzy tym co odpowiednie, a co nie bez pewności czy jej wątłej jakości podryw trafia w ogóle na odpowiedni grunt. Zaczynała powoli odczuwać pierwsze skutki picia alkoholu, może jeszcze nie bełkotała, może się nie zataczała, równowagę trzymała całkiem dobrze, ale w jej słowa wkradała się odwaga, o którą byłoby ciężko w stanie względnej trzeźwości. -Tomas, ty zawsze jesteś zaproszony w moje skromne progi.- dodała pochylając się w jego stronę na sekundę znajdując się stanowczo zbyt blisko by nazwać to kumpelskim zaproszeniem. Lekko wstawiony umysł nie produkował nawet wyrzutów sumienia, nie czuła się winna, choć teoretycznie powinna. Znów popadała w swój standardowy sposób radzenia sobie z emocjami. Kompulsywne randkowanie byleby załatać zionącą dziurę w sercu, z której sączyła się wciąż wypływająca, świeża krew. Ale żeby zniżyć się do poziomu podrywania współpracownika, Liane...Niżej już się nie dało? Prawdopodobnie się dało. Zawsze dało się upaść niżej i niżej, aż tonęła się na dnie, z którego linami trzeba było wyciągać upadłego. Lądowało się na dnie, o którym tak często rozmawiała z Bastianem, na dnie, z którego tak ciężko było się potem wygrzebać. Teraz to jeszcze nie był ten poziom, teraz po prostu lawirowała na granicy przyzwoitości bardzo mocno tę granicę przesuwając.
Potaknęła głową na obietnicę Tomasa uśmiechając się z wdzięcznością. Zaraz potem mogła mu się za tę małą przysługę odwdzięczyć domowymi, lawendowymi ciasteczkami. Zawsze je piekła, kiedy wracała do domu, czyli... z grubsza bardzo rzadko. Prawda była taka, że była tam niemile widziana, każdy wyjazd do domu kończył się przykrymi słowami kierowanymi w jej stronę z ust albo pijanego albo poważnie schorowanego ojca. Nieważne co się działo w jego życiu, nie było tam miejsca na współczucie i wsparcie Liane. Ona miała zostać tam gdzie jej miejsce, czyli, teoretycznie w Seattle, chociaż ona nigdy nie czuła by to miasto było jej miastem.-Zapamiętam, następnym razem będą mniej kruche.- odparła uśmiechając się na widok entuzjazmu Tomasa. Lubiła, gdy mogła wywoływać tego typu uśmiech na czyjejś twarzy, choćby taką pierdołą jak ciasteczka.-Wiesz, jeśli faktycznie do mnie wpadniesz to mogę ci upiec świeże.-na śniadanie, dodała w myślach nie mając jednak dostatecznie dużo odwagi by wypowiedzieć te słowa na głos. Może już przekraczała granicę dobrego smaku, ale na pewno nie do tego stopnia, by mówić otwarcie o wspólnym śniadaniu.
Uśmieszek z jej twarzy szybko znikł, gdy powrócił temat Morgan, która ostatnio nadzwyczaj często pojawiała się w jej życiu jakby znikąd. Wyrosła z ziemi niczym pierwsze przebiśniegi wczesną wiosną. Z tymże na nią nie patrzyło się z nadzieją na przyszłe ciepłe dni, ona przynosiła za sobą mgłę i smutek. Określenie demon pasowało do niej nad wyraz dobrze.-W sumie... nikt nie zerwał. Po prostu pewnego dnia, po niezłej kłótni, postanowiła się ode mnie odciąć. Nie odbierała telefonu, nie odpisywała na smsy, nie chciała się spotkać, w ogóle jej nie było w domu. Po prostu.. wyparowała. Nie mam pojęcia co się stało i dlaczego tak mnie potraktowała. No bo wiesz, kiedy jesteś z kimś w związku przez przeszło dwa lata oczekujesz, że potraktuje cię z powagą, a nie po prostu zniknie bez słowa. Wydaje mi się, że na to nie zasługiwałam.- w trakcie jej wywodu, który okazał się stanowczo zbyt długi jak na okazję pojawił się przed nią kolejny kieliszek kolorowego trunku. Stuknęła szkłem o szkło Tomasa i szybko wychyliła zawartość kieliszka wypijając o kilka łyków naraz za dużo.-Właściwie...Możesz pić w pracy?-spytała jakby dopiero po chwili reflektując się, że przecież Tomas nie siedzi po jej stronie baru.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Wszystko prowadziło myśli tak naprawdę tylko w jednym kierunku i wcale nie było o to trudno. Czy żartowali, czy nie, jego umysł zawędrował w drugie dno, które plasowało się na pierwszym planie tej nietypowej dla nich wymiany. Gdzieś wewnątrz Tomas nadal nie przyjmował do wiadomości, że Liane rzeczywiście miałaby zamiar zaprosić go na noc do swojego mieszkania. –Będę o tym pamiętał na koniec zmiany. – Puścił do dziewczyny oczko, z uśmieszkiem też pogrywającym na granicy żartu, a flirtu.
-Czyli postanowione. – Podsumował rozkładając dłonie we wzruszeniu. –Odwożę cię do domu i nadzoruję pieczenie. – Tak łatwo było o przekupstwo, gdy wiedziało się jakimi gra się kartami. Co mogło lepszego szykować się dla niego tego wieczora, czy nawet jutro, niż domowe ciasteczka? W dodatku połączonych ze słodkim aromatem rozchodzącym się po mieszkaniu. Czekał jeszcze na moment by któraś z jego współlokatorek nie była tak obsesyjnie zajęta studiami by coś upiec, aby on mógł mieć milszy poranek, acz znając swoje szczęście zapewne wtedy którąś by coś przypaliła i budziłby się do alarmu. –Przypilnuję, żebyś nie zmrużyła oka… – Zawiesił na niej spojrzenie na nieco dłużej niż powinien. Mógł dokończyć zdanie i sprecyzować, że tylko o wypieki chodziło, ale we wcześniej stworzonym nastroju wydawało się odpowiednie zachować tą część dla siebie.
Słuchając jak wyglądała sytuacja z byłą Liane Tomas widocznie zmarszczył brwi. Był momentami dziecinny i łatwo było mu nie dostrzegać błędów, które dla innych były oczywiste, ale nawet on wiedział, że nie zostawiało się kogoś tak po prostu bez słowa, by później ryzykować wpadnięciem na nich, gdziekolwiek. Zerwanie przez sms było słabym zagraniem, ale wyparowanie? To nie była tekstowa relacja, by tak po prostu się z niej wypisać. –Chyba nikt normalny na to nie zasługuje. – Mruknął, krzywiąc się nadal na to jak okropnie musiała się z tym czuć Liane, gdy to nie ona zawiniła. –Ale tym bardziej to ją powinno teraz zżerać poczucie winny i wiesz co? Pewnie tak jest. Jesteś w lepszej sytuacji. To ona musi żyć z tą decyzją. – Zauważył. Dlatego wolał prowokować dziewczęta by to one zrywały z nim. Wtedy chociaż był palantem, to on nie był tym ‘złym’, teoretycznie. Nie chciał z resztą nosić ze sobą tego całego bagażu, że rzucił kogoś i konsekwencje tego doprowadziły do stoczenia się tej drugiej osoby. Widział to w filmach i nie chciał zapisywać się do tego klubu. –Co nie zmienia faktu, że mocno słabe zagranie z jej strony. – Podkreślił, choć nie było ku temu wątpliwości. Ludzie znikali w ten sposób tylko gdy uciekali od toksycznych relacji, lub gdy mieli jakieś własne problemy, którymi drugiej osoby nie chcieli obarczać. Tomas odnosił wrażenie, że żadna z tych opcji tutaj nie pasowała, ale nawet nie brał tego pod uwagę. Morgan skrzywdziła jego koleżankę i widział tylko ten skrawek, jej oczami i to po jej stronie miał zamiar stać.
-Ło, dziewczyno. – Otworzył szerzej oczy. –Wiem, że ci te drinki podsuwam, ale nie robię ich takich smacznych bez powodu. Powoli się je sączy, żeby wyczuć mieszankę smaków, wiesz? – Dziewczyna na pewno wiedziała, a on widział jaki był powód takiego szybkiego picia, ale barman w jego duszy nie mógł stać cicho i tylko patrzeć. Poza tym, w takim tempie Liane będzie mu się zaraz słaniać na stołku, a zmiany jeszcze nie skończył. –Znam szefa. – Wytłumaczył się ze szczwanym uśmieszkiem. Ostatnia osoba, która pozwoliłaby mu popijać za barem był jego własny brat, ale w tej chwili nie miało to znaczenia, bo Chet nie widział jak zarządza barem najmłodszy Callaghan.
-Heej. – Dwie młode dziewczyny oparły się o ladę tuż obok Liane. –Wiadomo kiedy Matteo będzie znowu u was grał? – Jedna z nich zagadnęła Tomasa.
Chłopak uśmiechnął się do niej i nad jej ramieniem spojrzał mimowolnie w kierunku gitarzysty. –Mogę przekazać, że jest zainteresowanie, a wtedy całkiem niedługo. – Odparł. –Coś podać? – Zerknął do rudowłosej, robiącej maślane oczy do Liane.
-Jestem Casey. – Zamiast jednak wysunąć do francuski swoją dłoń sięgnęła po chusteczkę i spisała na niej swój numer telefonu, wraz z imieniem, uśmiechając się pięknie. Piegi na jej nosie wydawały się zdobić twarz jak ginące za chmurami gwiazdy przy nieco mdłym barowym świetle, a nieco przylepiające się do jej szczęki i karku kosmyki sugerowały, że sporo swojego czasu tutaj przetańczyła. –Dwa piwa. – Odwróciła się do Toma.
Barman skinął głową i chwycił dwa kufle.
-Odezwij się jak już nie będziesz nim zajęta. – Casey podbródkiem wskazała na Callaghana nim po chwyceniu za swoje piwo skierowała się z powrotem do stolika zajmowanego z koleżanką.
-No coś poszło nie tak. – Skomentował, odprowadzając je przez chwilę wzrokiem. –Ja żadnego numeru nie dostałem. – Mruknął z teatralnym oburzeniem wracając spojrzeniem do Liane, by finalnie uśmiechnąć się do niej z rozbawieniem i zabrać pieniądze z blatu i gdy już podchodził do kasy zauważył, że była między gotówkę wciśnięta karteczka. –Ha. – Uniósł ją. –Balans został zachowany. – Odparł wsuwając również kombinację numeru z imieniem do kieszeni spodni. –Wiesz, bo inaczej ty musiałabyś mi dać swój numer. – Ten który już miał zapisany w swojej komórce.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Razem z postępującą dwuznacznością ich rozmowy w Liane wstępował coraz to lepszy nastrój. Ciężko było powiedzieć czy to kwestia alkoholu, który coraz szybciej płynął w jej żyłach, czy raczej spełnianego uzależnienia od uwagi drugiej osoby. Od kiedy rozstała się z Morgan popadła w kompulsywne randkowanie. Od jednego spotkania na tinderze do drugiego, od jednej przelotnej nocy do kolejnej. Tylko po to by przez chwilę, przez ułamek sekundy, poczuć się przez kogoś chcianą, by poczuć się w pełni wartościową osobą, bo, niestety, swoją wartość warunkowała uwagą drugiej osoby, a nie siłą wynikającą z jej osobowości. Teraz, gdy wieczór zdawał się iść w odpowiednim kierunku, Liane zaczynała czuć się coraz lepiej. Wspomnienia napotkanej Morgan powoli odparowywały, a ich miejsce w umyśle zajmowały myśli o wspólnym wieczorze z Tomasem, a może i poranku.
-To o której kończysz zmianę?-zagaiła z uśmiechem na ustach jakby nie mogąc się doczekać końca ich małej gry przy barze, a początku większej gry w mieszkaniu przesiąkniętym dymem papierosowym. Mieszkaniu, w którym od tak dawna nie było nikogo, kto poprawił by samopoczucie Liane.-Wiesz, nie obiecuję, że zaraz po przyjeździe będę w stanie piec, więc możemy do rana porobić coś ciekawszego, a na śniadanie zafunduję ci najlepsze ciasteczka lawendowe jakie przyszło ci jeść w życiu. A to nie lada obietnica!- uśmiechnęła się dwuznacznie pochylając się ponownie nad świeżo napełnionym kieliszkiem upijając łyk kolorowego trunku. Nie picie alkoholu przez prawie całe życie zaczynało dawać się we znaki. Język zdawał się jakiś bardziej rozplątany niż zazwyczaj, dużo łatwiej przychodziło jej flirtowanie z Tomasem niż jakby stali trzeźwi nad kolejnym wspólnie wykopywanym grobem. Nad mogiłami ciężko było o odpowiedni nastrój do flirtu, ale też nigdy w takiej sytuacji nie przyszło jej do głowy by podrywać Tomasa. Dopiero teraz, gdy alkohol szumiał w głowie, zdawała się to nad wyraz dobra decyzja.
-Ah, rozumiem, dobre kontakty.- pokiwała głową sama doskonale wiedząc jak dużo dają dobre relacje z szefem. Sama mogła sobie pozwolić na o wiele więcej w Serenity dzięki bliskiej, momentami może zbyt bliskiej, relacji z Blakiem. Do tej pory pamięta ich niedokończony pocałunek późną nocą przy szklance... wody. -Może masz rację.- przytaknęła, gdy Tomas mówił o poczuciu winy, w którym musiała żyć Morgan. Liane jeszcze nie wiedziała, że ta zupełnie jej nie pamięta a co za tym idzie nie może mieć wyrzutów sumienia, bo nawet nie wie, że kogoś opuściła. -Może jestem staroświecka, ale nigdy nie rozumiałam tego typu zerwań. Tak samo przez smsa. Kurde, jak się w coś angażujesz to miej chociaż odwagę by to zakończyć tak jak należy.- westchnęła przeciągle jakby na potwierdzenie swoich słów.
Zaśmiała się szczerze na komentarz Tomasa na temat jej picia. Prawda była taka, że Liane nie umiała pić, nie wiedziała nawet jak smakują poszczególne alkohole. Wywodząc się ze stolicy winiarstwa nie miała pojęcia jak smakuje wino.
-Wybacz, nikt mnie nigdy nie nauczył pić. Prawdę mówiąc, to są jedne z moich pierwszych drinków w życiu.- wzruszyła ramionami.-Kiedy moi znajomi ze szkoły pili w weekendy ja pracowałam na farmie, także miałam mało rozrywkowe życie.- Mimo wszystko lubiła właśnie to nudne, codzienne życie. Zanim zdążyła się zagłębić w temat swojego życia we Francji u ich boku pojawiły się dwie kobiet wypytujące o artystę, który prawdopodobnie tu grywał. Zanim Liane zdążyła się połapać w sytuacji jedna z nich jej się przedstawiła i zaczęła coś zapisywać na skrawku papieru. Nim Liane zrozumiała, że to numer telefonu sama się przedstawiła. Pochwyciła kawałek chusteczki i dopiero po chwili zrozumiała, że jest perfidnie podrywana przez kobietę, co jej nie lada schlebiało.
-Odezwę się.- uśmiechnęła się w kierunku kobiety wkładając papierek do kieszeni skórzanej kurtki. Kiedy znów zabraknie jej poczucia własnej wartości, które będzie musiała rekompensować sobie przygodnym seksem będzie wiedziała do kogo się odezwać. Takie kontakty są zawsze przydatne.
-No proszę, podwójne rozdanie numerów. To chyba nasz dobry wieczór.- zaśmiała się chociaż prawda była taka, że wolała ten wieczór spędzić z Tomasen aniżeli z niejaką Casey.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Napędzali się więc wzajemnie. Tomas też był łasy na uwagę, choć miał zwyczaj przyjmować nonszalancką manierę dyktującą coś kompletnie odwrotnego. Przed większością ludzi. W czasie w którym zdążył poznać się z Liane, nie polegał tak na swoim typowym akcie. Może wiązało się to z faktem, że pracowali w domu pogrzebowym, a może to dziewczyna dała mu poczucie, że nie musi taki być. Wkradały się oczywiście czasami głęboko zakorzenione nawyki w sposobie jakim mówił, nie był też jakoś szczególnie wylewny na temat swoich kompleksów, ale czuł się swobodniej, a w naturalnej kolei rzeczy zachowywał się bardziej naturalnie.
Zerknął na zegarek. –Za około pół godziny będę cały twój. – Uśmiechnął się półgębkiem podnosząc na dziewczynę swoje spojrzenie, nadal jakby zawieszony w nie-określonej granicy miedzy żartem a flirtem. Ta kombinacja wydawała się wręcz idealna, zbyt poważna zapewne już zapaliłaby mu lampkę w tyle głowy, choć zazwyczaj tego wcale nie robiła. –No to teraz musisz dotrzymać słowa. – Skomentował, na chwilę skupiając spojrzenie na jej ustach. –Jeśli te ciekawsze rzeczy cię za bardzo nie zmęczą… – Uniósł brew jakby niemalże rzucał jej wyzwanie, jednocześnie deklarując w nim swój własny udział.
Chłopak nawet nie wziął pod uwagę jak te ‘dobre relacje’ mogły zostać zinterpretowane. Nie chciał z resztą wcale przyznawać, że jego brat rozstawia go po kątach w pracy, jakby nie wystarczyło, że i tak był najmłodszym bratem. Założenie, więc, że po prostu się dogadywał, było lepsze, stawiało jego samego w lepszym świetle. Albo przynajmniej tak mu się wydawało. –No dokładnie. – Rzucił w zgodzie na to znikanie, czy smsowe zerwania. Nie uważał się za staroświeckiego, ale miał wrażenie, że rozumiał o czym dziewczyna mówiła. Do pewnego stopnia. –Próbowałaś się na niej jakoś odegrać? – Zagadnął, bo to wydawało się idealnym sposobem na to by dodatkowo zagłuszyć te demony. Niby dziecinne zagranie i jeszcze nie tak dawno obnosił się z tym, że nie uważał wzbudzania zazdrości za inteligentom strategię, ale może wcale nie na zazdrości można by było zagrać, a na poczuciu winy? –W razie co mogę pomóc. – Zaproponował, ze wzruszeniem ramion, jakby zajmował się tym na co dzień. –Ewentualnie, jak chcesz po prostu w coś przywalić, coś zniszczyć, to znam miejsce. – Dodał. Przez niszczenie cudzego mienia mogłaby mieć problemy i prawdę mówiąc Liane nie wydawała się szczególnie mściwą osobą, ale każdy czasami potrzebował wyładowania się. W taki czy inny sposób.
-Cholera, Li. – Zaśmiał się. –Trzeba było mówić. – Ile już zdążyli wypić? Na pewno za dużo jak na osobę, która nigdy nic nie piła. Nie zdążył nawet zaproponować jej wody, kiedy dziewczęta pojawiły się przy barze, ale wcale o tym nie zapomniał. –To na pewno. – Uśmiechnął się spoglądając na Liane, a nie dziewczynę, którą jeszcze przed chwilą odprowadzał wzrokiem. Dzisiaj też swoje zainteresowanie pokładał w kimś innym. –Trzymaj. – Postawił przed nią butelkę wody mineralnej. –Na ratunek już raczej za późno, ale może chociaż trochę się przygotujesz na jutrzejsze odwodnienie. – Nie pamiętał już jak to było się ten pierwszy raz upić. Tamta noc była dość mglista w jego wspomnieniach, nawet kac chyba mocno go nie męczył. Młody, zdrowy organizm szybko sobie z trucizną poradził, więc i dziewczyna nie powinna mieć poważnych problemów, ale jak miałaby mu piec te ciastka jakby była cały poranek markotna? –I jakim cudem nawet wina nie popijałaś mieszkając we Francji? – Spytał szczerze zafascynowany. To wydawało mu się tak abstrakcyjnym pojęciem, by cały ten czas, nawet nie spróbować jak to jest. Nie do nieprzytomności, a ledwie do rozluźnienia. Poczuć, jak zmienia się humor, mięśnie rozluźniają, a żarty wydają śmieszniejsze. –Co, wiadomo, zmienimy. Odwiedzaj mnie tu częściej, to przedstawię cię do najlepszych kombinacji. – Zapewnił. –Tylko w wolniejszym tempie. – Spojrzał z nutką żartobliwości na jej szklankę, nim wrócił do niej spojrzeniem. Może to taki nawyk barmana, że wcale nie o upicie klienta mu chodziło. Z takimi znacznie trudniej się obcowało, chociaż zazwyczaj po prostu robił to co było zamawiane.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Wydawało się, że im obojgu było dobrze w tej atmosferze powoli rodzącego się flirtu. Chociaż możnaby powiedzieć, że on już śmiało kroczył na dwóch nogach zamiast niemrawo raczkować. Razem z rozpędzającą się atmosferą budującego się między nimi napięcia rozpędzał się też alkohol w jej żyłach. Powoli czuła spowolnienie ruchów i odprężenie organizmu, a wszystko co mówiła zdawało się być całkowicie na miejscu choć mogła swoimi słowami przekraczać granice komfortu drugiej osoby. Wszystko wydawało się być idealnie na swoim miejscu.
- To będzie najdłuższe pół godziny w moim życiu. - zaśmiała się lekko a na jej usta poraz pierwszy od dłuższego czasu wstąpił szczery uśmiech. Tomas ją uszczęśliwiał. A może to jedynie buzujący w żyłach alkohol tworzył wrażenie szczęścia. Ulotna emocja zdawała się w nią wstępować na stałe, i choć zupełnie nieproszona, miło było ją przyjąć w progu. - Spokojnie, jeśli nie zmiotą mnie z planszy twoje kolorowe trunki to jeszcze się zdziwisz ile mam energii - uśmiechnęła się w jego stronę jakby rzucając mu niejako wyzwanie. Teraz rozmowa zdawała się iść w bardzo określonym kierunku, choć żadne z nich nie wychodziło z pola dwuznaczności, żadne nie mówiło wprost, a jedynie lawirowało na krawędzi dobrego smaku.
- Wiesz co ja jestem bardziej typem osoby, który rozgrzebuje stare listy i płaczę nad tym co przemknęło niż się mści. Wychodzi ze mnie typowa francuska romantyczka.- wzruszyła ramionami bo prawda była taka, że bardzo blisko jej było do stereotypowej dziewczyny z Francji. Brakowało tylko chodzenia w bereciku i zajadania się makaronikami z rana. - Ale przyznam, że nieraz mam ochotę rozładować całą tę złość, która się nagromadziła. Zazwyczaj wtedy podrywam jakąś osobę z tindera i rozładowuje to wszystko w przelotnych romansach, ale ani to zdrowe ani pożyteczne. Także opcja zniszczenia czegoś brzmi całkiem obiecująco, chociaż chyba nigdy w nic nie przywaliłam. - zaśmiała się zdając sobie sprawę jak wielu rzeczy w swoim życiu nie robiła. Wiele rzeczy odkrywała dopiero od przeprowadzki bo nigdy nie dane jej było poznać prawdziwego życia. Poruszała się w jego okrojonej wersji zupełnie nieświadoma jak wiele atrakcji zwyczajnie traci.
- A wiesz, że zupełnie o tym nie pomyślałam? Nie sądziłam, że wódka jest taka mocna. Ale to nic, nie przejmuj się, w końcu musiałam mieć ten pierwszy raz. - uśmiech wstąpił na jej usta, zdawała się zupełnie nie przejmować swoim stanem. Póki świat nie wirował, a ona jie zaczynała pleść trzy po trzy to uważała, że wszystko jest w jak najlepszym porządku. - Dzięki.- rzuciła krótko chwytając za butelkę wody, która w smaku zdawała się zupełnie nie dorównywać wcześniej pitym drinkom. - Za tym kryje się kolejna smutna historia. Mój ojciec to alkoholik, więc wychowałam się we wstręcie do wszelkich procentów. W szkole nie należałam do zbyt imprezowych dziewczyn, większość czasu spędzałam na farmie, więc nawet nie myślałam o wychodzeniu gdzieś i po prostu... Nie było okazji. - wzruszyła ramionami zupełnie nie przejmując się wszystkim co ją ominęło w życiu. Zdawała się być z tym całkowicie pogodzona. Czasem po prostu tak było, że wszystkiego co dobre próbowało się dopiero w dorosłości. Stany Zjednoczone przyniosły jej poznawanie nowych smaków, ludzi, zachowań. Wszystko w niej zmieniły. - Zdaje mi się czy właśnie minęło pół godziny? Zbieraj manatki i jedziemy do mnie - uśmiechnęła się zawadiacko jednocześnie autentycznie szczęśliwa, że spędzą trochę czasu u niej.

autor

ODPOWIEDZ

Wróć do „The Crocodile”