WAŻNE Wprowadzamy nowy system pisania postów/tworzenia tematów w lokacjach. Prosimy o zapoznanie się instrukcją i stosowanie nowego wzoru. Więcej informacji znajdziecie tutaj!
Subfora zostały podzielone na 4 główne działy, oto orientacyjny zakres lokacji, które mogą się w nich znaleźć:
- strefa miejska - ulice, parkingi, tereny zielone, parki, place zabaw, zaułki, przystanki, cmentarze
- usługi - sklepy, centra handlowe, salony kosmetyczne, pralnie, warsztaty
- kultura i instytucje - galerie, muzea, teatry, opera, domy kultury, centra społeczne, urzędy, kościoły, szkoły, przedszkola, szpitale, przychodnie
- życie towarzyskie - restauracje, kawiarnie, kluby, kręgielnie, puby, kina
Dodatkowo w dzielnicach znajdziecie subfora większych firm albo ważnych dla forum i postaci lokacji, np. szczególne kluby, uniwersytet, czy restauracje.
INFO W procesie przenoszenia forum na nowy silnik utracone zostały hasła logowania. Napiszcie w tej sprawie na discordzie do audrey#3270 lub na konto Dreamy Seattle na Edenie. Ustawimy nowe tymczasowe hasła, które zmienicie we własnym zakresie.
DISCORD Jesteśmy też tutaj! Zapraszamy!
UPDATE Postacie chcące uzupełnić swoją KP o nowe treści w biografii mogą skorzystać teraz z kodu update w zamówieniach.
-
-
Pół roku – tyle czasu minęło, od kiedy Heather postanowiła przewrócić swoje życie do góry nogami; zrezygnować z pracy, ze związku i życia, które znała dotychczas. Sześć miesięcy i 5 dni wstecz była całkiem innym człowiekiem; aczkolwiek zdecydowanie mniej szczęśliwym i pochłoniętym swoją własną, życiową monotonią. A teraz?
Właściwie w dalszym ciągu nie wiedziała, co czuje. Trochę utknęła pomiędzy tym co było, a tym, czego oczekiwała. Trochę zaczęła podważać swoje własne decyzje, zastanawiając się, czy aby na pewno były słuszne. Pewnie nie. Miała w końcu tendencje do irracjonalnej spontaniczności, która prawie nigdy nie wychodziła jej na dobre; miała również tendencje do robienia rzeczy wręcz wybitnie głupich. I nigdy, absolutnie nigdy nie było jej mało. Czasami człowiek po prostu nie jest w stanie uczyć się na błędach – czasami jest to zwyczajnie zbyt wymagające i ciężkie. Nawet pomimo chwilowej stabilności, którą udało jej się uzyskać podczas długotrwałego leczenia.
Z zamyślenia wyrwało ją przybycie brata. Powitała go z szerokim uśmiechem na ustach. – Parker! Na co masz ochotę, hm? W zasadzie nie ma zbyt dużego wyboru, mogłam się domyślić, ze w świątecznych foodtruckach będzie świąteczne jedzenie … o ile jedzeniem można nazwać owoce w czekoladzie i pierniki każdego rodzaju – przewróciła oczami. Nie była jednak super głodna, więc niespecjalnie się tym przejmowała.
-
<div class="ds-tem1">
<div class="ds-tem2">
<div class="ds-tem3">003.
<div class="ds-tem4">Parker & Hettie</div></div>
</div></div></div></table>
Bez względu na to, co sądził o podjętych przez nią decyzjach, zamierzał ją wspierać. Prawdzie jego kariera adwokacka nie trwała długo, jednak zdążył naoglądać się już wystarczająco wielu nieszczęśliwych ludzi, by krytykować siostrę za próbę zmiany swojego życia. Przez wszystkie etapy dorastania przechodzili wspólnie, tym razem nie mogło być inaczej i dlatego zmiany nastąpiły u nich obojga; oboje zmienili pracę (ona z własnego wyboru, on z wyimaginowanej konieczności), oboje zmagali się z konsekwencjami zakończonego związku (ponownie: ona z własnego wyboru, on z powodu decyzji byłej narzeczonej). Wyglądało na to, że nawet w dorosłym życiu ścigali się ze sobą – dosłownie we wszystkim. <br>
— Cześć — rzucił, całując siostrę w policzek w ramach ciepłego, jak na obecne warunki atmosferyczne, powitania. Szczelniej zacisnął szalik wokół szyi, by osłonić się od uporczywego wiatru. — Obojętnie. Myślisz, że mają gotowaną kukurydzę z masłem? Nie jadłem takiej od grilla u ciotki Helgi. Nie jest moją ulubioną ciotką, ale zawsze wie, co podać na stół. To chyba jakiś specjalny talent, nie? — rzucił z rozbawieniem. Magia tegorocznych świąt niespecjalnie udzieliła się Parkerowi. Nie przyszedłby tutaj, gdyby nie Hettie. W zasadzie planował nie angażować się w żadne świąteczne przygotowania. Nie kupił żadnych prezentów i nie zamierzał uczestniczyć w rodzinnej kolacji. Choć mogłoby się wydawać, że nie miał na co narzekać – bo przecież udało mu się pokonać raka – jego perspektywa nie był tak optymistyczna. <br>
— I koniecznie coś słodkiego, cholernie słodkiego. Marcepan? — zasugerował, obserwując ludzi tłoczących się wokół wozów z jedzeniem. Trochę – nawet bardzo – zazdrościł im tego nastroju, w jakim się znajdowali. On nie potrafił tego z siebie wykrzesać.
— Jak twoja sprawa? Ta dotycząca likwidacji parku — spytał, zerkając na siostrę. Był ciekawy. Sam przestał czynnie wykonywać swój zawód, ale w głębi serca wciąż był żadnym zwycięstw adwokatem. Chętnie przysłuchiwał się temu, co słuchać w świecie sądów wyższych. <br>
-
Długo wyczekiwany jarmark bożonarodzeniowy zawitał do Seattle, rozstawiając zimowe lodowisko i sklepiki z lokalnymi produktami w Downtown. Brunet uwielbiał świąteczny klimat i kolorowe oświetleni ciągnące się wzdłuż ulicy na której gromadzili się mieszkańcy całego miasta. To była jego trzecia wizyta tego roku i tym razem także nie odmówił sobie przejażdżki po lodowisku w towarzystwie kilku znajomych, chcąc tym samym odciągnąć swoje myśli od problemów, które dręczyły jego znużony umysł.
Umiejętność łyżwiarstwa wykształcił w sobie jeszcze jako dziecko, grywając w hokeja na oblodzonej ulicy przed domem wraz z całą rodziną, która masowo fanatyzowała się się hokejem i innymi sportami zimowymi. To była ulubiona tradycja Lanaghana i liczył, że tegoroczne rozgrywki odbędą się przy obecności wszystkich członków rodziny, tylko wtedy sprawiało mu to tak ogromną radość. Stojąc w kolejce po gorącą czekoladę udało mu się dostrzec Parkera oraz Hettie pod świątecznym food truckiem, więc postanowił oddzielić się od swojej grupy i przywitać się z kuzynostwem. <br>
— Parker! Hettie! — krzyknął w ich stronę, machając ręką na wszystkie strony. W takim tłumie ciężko było dostrzec znajome twarze dlatego starał się za wszelką cenę skupić ich uwagę na sobie. Kiedy w końcu mu się udało, zbliżył się skocznym krokiem i przywitał. Kuzynkę ucałował w policzek, a kuzynowi przybił pewną piątkę. — Przyszliście na łyżwy czy zabrakło wam jedzenia w lodówce? — zapytał , zerkając na nich z rozbawieniem. Mężczyzna znacznie bardziej preferował budki z fast foodami aniżeli słodyczami ale niczym nie gardził gdy z pustym żołądkiem schodził z lodowiska.
-
- Nie jest twoją ulubioną ciocią? Daj spokój Partker. Za jedzenie powinna dawno temu zapracować sobie na ten tytuł – stwierdziła, uśmiechając się pod nosem, bo sama, szczerze powiedziawszy, nie przepadała za tą kobietą. Cały czas odnosiła wrażenie, że nie traktuje jej jako pełnoprawnego członka rodziny – co u Heather było dość bolesne i krzywdzące. – Nigdy – skomentowała propozycję jedzenia marcepanu, swoją niechęć wyrażając nieznacznym skrzywieniem na twarzy. – Gorąca czekolada z piankami, jak w dzieciństwie? – zaproponowała, chociaż niespecjalnie miała ochotę na coś słodkiego. Nie przekonywały jej jednak praktycznie żadne stoiska; miała wrażenie, że organizatorzy w tym roku poszli na łatwiznę. Nie było nawet tych przepysznych, polskich pierożków, którymi objadała się co roku! – Kiepsko. Cały czas proponują ugodę, a każda kolejna nie jest wystarczająco satysfakcjonująca. Poza tym … – spojrzała na brata z miną przepraszam, zrobiłam coś głupiego i nie chcę się przyznawać – … mam ostatnio kilka ważniejszych rzeczy do załatwienia. Ważniejszych, według mojego szefa. Parker, czy będziesz na mnie zły, jeśli nie spędzę z wami świąt? – zapytała, nerwowo zagryzając wargę. Oboje nie przepadali za tymi wydarzeniami, które w ich rodzinie oznaczały zazwyczaj paradę obłudy, a obecność brata była zawsze dla Hettie jedynym pocieszeniem. W tym roku jednak musiała pracować. W Anglii. Zgodziła się dość spontanicznie i nie stanowiło to niby jakiegokolwiek przymusu, aczkolwiek skoro już obiecała, chciała się tego trzymać. Zanim jednak brat zdążył cokolwiek odpowiedzieć, brunetka usłyszała za sobą głos kuzyna, zbliżającego się do nich szybkim krokiem. – Ani jedno, ani drugie. Myśleliśmy, że dzięki temu poczujemy klimat świąt, aczkolwiek … nie zadziałało – wzruszyła ramionami, aczkolwiek z jej twarzy nie schodził delikatny uśmiech. – Miło cię widzieć, Poe – dodała.
-
— Nie wolisz ciotki Tamary? Może nie gotuje tak dobrze, ale zawsze dostawaliśmy od niej najlepsze prezenty — odparł, ironizując. — Pamiętasz zestaw małego chemika? Dostałaś go na dwudzieste czy dwudzieste pierwsze urodziny? — spytał, marszcząc przy tym czoło, bo próbował sobie przypomnieć okazję na tak bardzo nietrafiony podarunek. Może gdyby Heather miała wówczas dwanaście lat, cieszyłaby się z probówek i różnokolorowych płynów imitujących odczynniki. Tak czy inaczej, lubił obie ciotki; każdą na swój sposób.
— Niech będzie gorąca czekolada — zgodził się. — Ale marcepanu i tak zamierzam spróbować — zaznaczył, bo w przeciwieństwie do niej, miał słabość do słodkości. Zamówił więc dwie gorące czekolady z dodatkiem cukrowych pianek i jedną z nich podał Heather. Zapłacił sprzedawcy, zostawiając mu skromny napiwek, bo nie zazdrościł im spędzania długich godzin w małych, niewygodnych truckach. Parker przeniósł spojrzenie na młodszą (o trzy miesiące, ale zawsze) siostrę. — Będę — przyznał, marszcząc nos. — Ale szybko mi przejdzie, jak zawsze. Choć będziesz musiała jakoś mi to wynagrodzić, bo twoja nieobecność oznacza, że będę musiał siedzieć obok matki. Nie będzie łatwo — rzucił lekkim tonem. Nie, nie miał jej za złe, choć wolałby, aby to ona zajmowała miejsce obok niego – jak każdego minionego roku. Miał jeszcze coś dodać, ale wówczas zauważył zbliżającego się do nich kuzyna, więc odpuścił temat.
— Cześć, stary. Dobrze cię widzieć — rzucił, witając się z nim silnym uściskiem ręki, na który jeszcze pół roku temu nie było szans przez wzgląd na osłabiającą organizm chorobę. — Ty na pewno masz ochotę na marcepan, nie? Hettie wybrzydza i niczego nie chce próbować — zażartował, zaczepiając kobietę.
— Twoja matka też tak wariuje przed świętami? Nasza jak co roku wpadła w szał — wspomniał. — Liczę na to, że wpadniesz na świąteczny mecz w hokeja, Poe — dodał. Te rodzinne rozgrywki były jego ulubioną tradycją. Wprawdzie wiele razy kończyły się kłótniami, ale przynajmniej było w tym trochę szczerości, której brakowało przy stole.
-
— Bożonarodzeniowy duch opuścił Cię w tym roku, Hettie? — uśmiechnął się i zerknął na budkę z jedzeniem do której kolejka ciągnęła się niemalże przez całą alejkę. Zdecydowanie bardziej wolał domowe żarcie od sklepowych łakoci ale nie był osobą, która potrafiłaby wzgardzić jakimkolwiek jedzeniem dlatego od razu skinął głową i skierował swój wzrok na kuzyna. — No pewnie! Polecam też cukrowe lizaki i kubek gorącej czekolady — zaproponował wskazując podbródkiem na resztę świątecznych stoisk. Ludzie zbierali się przy każdym straganiku, chcąc spróbować słodyczy i kupić domowe ozdoby, każdy mógł znaleźć coś dla siebie.
— Tak, ojciec mówił, że gdy w końcu udało jej się wyjść z kuchni od razu zabrała się za porządkowanie całego domu i skończyła dopiero po dwóch dniach. Jak zwykle przesadza i przygotowuje żarcia dla całej armii — westchnął, nie mogąc zrozumieć po co komu takie ilości? Rodzina była spora ale przecież każdy coś przygotowywał i w końcu przestawało starczać miejsca i na stole i w lodówce. Sam zjadał tylko ulubione dania, więc podejrzewał, że część jedzenia zostanie na kolejne dni.
— Jak mógłbym to przegapić? W tym roku mobilizujemy siły i znowu wygramy — rozgrywki hokeja na lodzie przed domem to jedna z ulubionych, zimowych tradycji Poe i za nic w świecie nie mogłoby go zabraknąć. Rodzinna rywalizacja i kłótnie to już stały element gry, bez którego mecz odbyć by się nie mógł. — Byliście na lodowisku? Potrenujcie trochę przed meczem póki macie jeszcze czas — dodał i potarł dłonie, nie mogąc doczekać się tych wszystkich, świątecznych atrakcji w których udział brała prawie cała rodzina. Starsi oraz ci najmłodsi.
-
-
— Najchętniej spróbowałbym każdej słodkiej rzeczy, którą mają w ofercie. Mój dentysta mógłby nie być zadowolony, ale w święta każdy robi wyjątki, nie? — wyznał, choć w jego przypadku zajadanie się czekoladą do wyjątków nie należało. Był łakomczuchem od dziecka. Podczas chemioterapii czekolada była jedynym, co skutecznie dodawało mu siły.
Zaśmiał się, słysząc opowieść o sprzątającej ciotce; każdego roku ta sama heca.
— Ciekawe czy wyczyściła z kurzu żebra od kaloryferów, albo pralkę. Kto w ogóle pamięta o takich drobiazgach? I dlaczego właściwie mi przyszły one do głowy — zaczął się głośno zastanawiać, aż w końcu uciął, by bardziej się nie pogrążyć. Bo przecież Parker był porządnym mężczyzną. Może nie skrajnie pedantycznym, ale lubił ład i porządek. Jego największą bolączką było odkurzanie – nienawidził, gdy dotykał bosymi stopami podłogi i cokolwiek zaczynało do nich przywierać. Coś okropnego! Dlatego miał odkurzacz, który sprzątał za niego. Oszczędność czasu.
— Powinniśmy w końcu zorganizować bezstronnego sędziego, nie uważacie? Może wreszcie ktoś dawałby kary za obrzucanie się wyzwiskami — zaproponował. To nie była taka znowu głupia myśl. Tradycyjne rozgrywki hokejowe często (a właściwie zawsze) wymykały się spod kontroli, przeistaczając się w jedną, wielką kłótnię. Tradycja nie gorsza od innych.
— Tak, możemy iść na łyżwy. Wyszedłem z wprawy, muszę przypomnieć sobie czy wciąż potrafię jeździć — rzucił. Jakby na to nie patrzeć długo był wykluczony z jakichkolwiek czynności sportowych. Upił trochę czekolady, która naprawdę była lepsza niż ta, którą pili zeszłego roku. — Dołączysz do nas Poe, czy może czeka tu gdzieś na ciebie jakaś dziewczyna, której nie chcesz nam przedstawić?
-
— To w końcu też człowiek, co nie? Poza tym myślisz, że ktokolwiek z tych wszystkich ludzi martwi się teraz o próchnice? — roześmiał się i rozejrzał po tłumie ludzi oczekujących w tej samej kolejce. Nie był to najlepszy czas na ograniczanie się i odmawianie sobie przyjemności, które wodziły człowieka za nos na każdym metrze.
— Nie mogę niczego obiecać ale pewnie gdy wspomnę mamie o tym, że cię nie będzie naszykuje ci trochę jedzenia i schowa przed moim łakomym rodzeństwem — uśmiechnął się ciepło i przesunął w kolejce wraz z kuzynostwem. Jego mama zawsze szykowała takie ilości jedzenia by starczyło na kolejne dni obfitujące w niezapowiedziane wizyty rodziny i innych gości. Nie odmówiłaby jednak wychudzonej Hettie swoich pyszności, więc jeśli tylko zdąży coś uchronić przed wygłodniałymi dziećmi z całą pewnością przekaże wszystkie dobroci dziewczynie osobiście bądź przez którego z Lanaghanów.
— Koniecznie się wybierzcie. Ja niestety muszę wracać do znajomych i zmywać się powoli do domu bo jutro czeka mnie dwunastogodzinna zmiana ale nadrobimy gdy się spotykamy w święta — rzucił w stronę kuzyna, któremu przybił pożegnalną piątkę i wzrok przeniósł na drobną kuzynkę, którą mocno uściskał.
— Nie widzieliśmy się wieki i nie zobaczymy też w święta ale obiecuje, że wpadnę z cateringiem od mamy i wtedy napijemy się i pogadamy, co? — zaproponował, odsuwając się by móc się jej lepiej przyjrzeć. Niestety, im bardzie się starzeli, tym ciężej było im się spotkać w rodzinne święta. Każdy miał własne plany i rodziny, więc nie mógł nikogo za to winić. — Widzimy się przy stole Parker — rzucił, oddalając się od nich — No i Wesołych Świąt, Hettie — dodał i zniknął w tłumie przepychających się ludzi, próbując tym samym odnaleźć przyjaciół.
- zt.
-
/ zt x2