WAŻNE Wprowadzamy nowy system pisania postów/tworzenia tematów w lokacjach. Prosimy o zapoznanie się instrukcją i stosowanie nowego wzoru. Więcej informacji znajdziecie tutaj!
Subfora zostały podzielone na 4 główne działy, oto orientacyjny zakres lokacji, które mogą się w nich znaleźć:
- strefa miejska - ulice, parkingi, tereny zielone, parki, place zabaw, zaułki, przystanki, cmentarze
- usługi - sklepy, centra handlowe, salony kosmetyczne, pralnie, warsztaty
- kultura i instytucje - galerie, muzea, teatry, opera, domy kultury, centra społeczne, urzędy, kościoły, szkoły, przedszkola, szpitale, przychodnie
- życie towarzyskie - restauracje, kawiarnie, kluby, kręgielnie, puby, kina
Dodatkowo w dzielnicach znajdziecie subfora większych firm albo ważnych dla forum i postaci lokacji, np. szczególne kluby, uniwersytet, czy restauracje.
INFO W procesie przenoszenia forum na nowy silnik utracone zostały hasła logowania. Napiszcie w tej sprawie na discordzie do audrey#3270 lub na konto Dreamy Seattle na Edenie. Ustawimy nowe tymczasowe hasła, które zmienicie we własnym zakresie.
DISCORD Jesteśmy też tutaj! Zapraszamy!
UPDATE Postacie chcące uzupełnić swoją KP o nowe treści w biografii mogą skorzystać teraz z kodu update w zamówieniach.
-
-
- — 13
-
- Gabe! - zawołała go nim zatrzymała się obok, lekko zdyszana, z czerwonymi polikami. - Zobacz co mam! Na wejściu sprzedawali, są w karmelu i prażonych orzeszkach - podała mu od razu jeden z dwóch patyczków na których powbijane były małe okrągłe pączusie. - Mam nadzieję, że nie czekasz długo, bo chwilkę stałam w kolejce - wyjaśniła powód swojego potencjalnego spóźnienia, uśmiechając się przepraszająco. Naprawdę miała nadzieję, że między nimi wszystko gra i może... wypadało to jakoś wybadać, a nie kupować dla nich po słodkiej przekąsce, ale jak już widziała, jak ludzie jedzą takie smakołyki, to nie mogła się oprzeć, żeby nie kupić też dla nich. Sama potrzebowała nieco się oderwać od zmartwień, bo jednak nagłe pojawienie się w mieście Martina nie ułatwiało jej życia. Wolała skupić się na świątecznej atmosferze, niż wracać myślami do przeszłości, którą podobno już zamknęła... jak widać niezbyt umiejętnie. - Pięknie tu, co? - zapytała też zaraz po tym, jak sama skosztowała jednego pączusia. nie znała podejścia Gabe'a do świąt i może nieco łatwowiernie zakładała, że i on skory będzie do popadania w zachwyt przez te wszystkie światełka i inne ozdoby.
-
-
- Te - dopowiedziała jeszcze, by nie pozostawić cienia wątpliwości, a potem uśmiechnęła się, bo w zasadzie już na wejściu poczuła, że może mu jakoś pomóc. Potrzebowała chyba takich drobnych gestów, by być w pełni świadomą, że między nimi wszystko gra. Jej uśmiech poszerzył się tylko, gdy w taki miły sposób wybaczył jej spóźnienie, chociaż wspomnienie o tym, że nie jest fanem świąt jakoś ją zaniepokoiło. To znaczy wiedziała, że wiele osób ma do tej pory w roku nieszczególnie przyjazne podejście, ale w przypadku mężczyzny, zależało jej, aby dobrze się na jarmarku bawił. - Och, to mogłeś ją zabrać! - rzuciła też dość głupio odnośnie siostry, ale przecież nie mogła wiedzieć, że popełnia właśnie niemały błąd. Nawet przez myśl jej nie przeszło, że porusza nieodpowiedni temat. - Jest młodsza? - zagadnęła też po chwili, bo była zwyczajne ciekawa i naprawdę nie miałaby nic przeciwko dodatkowym osobom podczas ich spotkania. Mogłaby nawet śmiało stwierdzić, że osoby ważne dla Gabe'a, są również ważne dla niej, ale może taka deklaracja byłaby jednak zbyt odważna, by przejść bez większego echa.
- Chciałabym coś kupić, to na pewno - odpowiedziała zaraz na pytania odnośnie swoich planów. Nie wiedziała, jak wyglądają ceny na takich jarmarkach, ale też przed szefem nie chciała liczyć każdego grosza, żeby nie było mu głupio i nie myślał sobie, że nie docenia tego, ile wynosi jej pensja. Wiadomo, że mogłoby to wyglądać dość nieodpowiednio. - Wolałabym zostać - przyznała, bo nadal jeszcze trochę się wahała. - Z jednej strony w Asotin mam całą rodzinę, ale z drugiej... dobrze mi w Seattle. Nie wiem, jakie plany ma Rae, ale też nie chciałabym, aby była sama - podzieliła się z nim swoim podejściem, powracając do jego twarzy po tym, jak wzrokiem przejrzała asortyment jednego ze stoisk. - No, a jeśli jednak Rae ma plany, to nie wiem... pójdę sobie na miasto, albo zrobię jakiś maraton - wzruszyła ramionami, bo miała jakieś tam plany awaryjne w razie czego. - A jak to u ciebie wygląda? - dopytała tez zaraz, spodziewając się, że Gabe pewnie wszystko ma zaplanowane. W sumie była naprawdę ciekawe tego, jak u niego wyglądają święta, bo w to, że różnią się od takich, jakie znała Mari, nie wątpiła. Trochę marzyło jej się eleganckie przyjęcie, bo na żadnym nigdy nie była, takie jak z filmu, ale póki co realizowała to małymi kroczkami. Na przykład ostatnio zrobiła sobie zdjęcie przy przepięknie ubranej w centrum choince, bo w swoim domu na drzewku świątecznym wisiały często różne, dość przypadkowe ozdoby, a sama choinka była upchnięta gdzieś w kąt, by za bardzo nie wadziła w niewielkim saloniku.
-
— Moja siostra nie żyje, Mari — odparł dość automatycznie, nie przywiązując wagi do wymówionych słów. Wypadł więc dość kiepsko z tą obojętnością, która podkreślona była poprzez obserwowanie jarmarku i ostateczne wskazanie dziewczynie, dokąd teraz mogą się udać. Dopiero jej kolejne pytanie sprawiło, że ocknął się i zrozumiał, że nie powinien się w taki sposób zachowywać. — Była młodsza, o pięć lat — odpowiedział więc już przyjaźniej, dołączając do tego uśmiech. — I podejrzewam, że mocno by cię polubiła — dodał zgodnie z prawdą, unikając jednak przy tym opowieści o jej chorobie i jakże fatalnym, pozbawionym sensu życiu. Pewnie kiedyś to nadrobi, bo to nie tak, że o Judy nie rozmawiał wcale, lub że zatajać chciał cokolwiek, ale dzisiaj… Dzisiaj skupić mieli się na czymś innym. A on w dodatku musiał wykrzesać z siebie dobry nastrój. — Jakieś konkrety? Robisz prezenty wszystkim czy tylko niektórym osobom? — zapytał, coraz silniej czując ciężar książki dla Fitza, którą tak idiotycznie ze sobą niósł. Paskudnie czuł się przez tę całą akcję, co też przyczyniało się do jego dzisiejszego, przedziwnego humoru. Emanował tak sporym stresem, jakby za kilka godzin miało dojść do jakiegoś makabrycznego końca świata. — Bo wiesz, kupiłem jeden nietrafiony prezent i chciałbym się go pozbyć — dodał prędko, by nie wyjść przypadkiem na osobę nazbyt wścibską. I umówmy się, Mari i tak już pewnie dostrzegła, że coś z nim jest dzisiaj nie tak. A on mimo to modlił się o to, by przypadkiem nie uznała, że to jej wina. W końcu sam zaproponował to spotkanie i z założenia miły spacer po jarmarku. Musiał się uspokoić, musiał się ogarnąć, musiał się zachowywać jak człowiek, tylko że z tymi wszystkimi paskudnymi świątecznymi melodyjkami dookoła było to naprawdę ciężkie. — Pewnie będę musiał wpaść na moment do rodziny. Poudawać, że cieszy mnie ich widok i tak dalej — westchnął ciężko, zatrzymując się przy jakiejś budce, w której było dużo przeróżnych kolorowych, trochę ładnych rzeczy, w dość porządnych cenach. — Chciałabyś potem wpaść? Z Rae? — zapytał, wbijając w nią spojrzenie. — Mogłabyś zaprosić kogo chcesz. Zrobić jakąś imprezę — zaproponował, uśmiechając się lekko. Czy był to kiepski pomysł? Tak trochę. Może niekoniecznie. Do momentu, w którym nie podsunął oficjalnie też opcji, by zaprosiła Fitza.
-
- Och, tak sądzisz? W takim razie przykro mi, że nie zdążyłam jej poznać - nie wiedziała, czy wypada coś takiego mówić. Pogubiła się nieco w tym wszystkim. - No i ogólnie... bardzo mi przykro, głupio z tym wyskoczyłam, przepraszam - dodała zaraz, bo czuła potrzebę przeproszenia, nawet jeśli nie mogła tego przewidzieć. Po prostu uważała, że tak wypada. Wątpiła też, żeby Gabe'owi zależało na posępnej atmosferze, więc mimo wszystko spróbowała przywołać na twarzy uśmiech, jednocześnie widząc, że nie jest taki, jak zwykle. - Nic konkretnego, ale chciałabym mieć coś dla każdego - przyznała bez bicia, bo jednak głupio by jej było kogoś zignorować. - Nie mówię o jakiś wielkich prezentach, ale wiesz, takie symboliczne podarki - dopowiedziała, powtarzając sobie w głowie, że musi się bardziej rozluźnić, żeby i Gabe nie czuł się przytłoczony wcześniejszym tematem. Zaskoczyły ją jego słowa, przez co przechyliła głowę do boku, unosząc nieco brwi do góry. - Co to za prezent? - zapytała zaraz, bo dość naturalnie ją to zainteresowało. Nie mogła przewidzieć, że właśnie wpadła w sidła jakiegoś planu, bo przecież byłoby to dla niej dość abstrakcyjne. Poza tym też wydawało jej się póki co, że Gabe jedynie chce się pożalić na to, co kupił, albo wspólnie z nią pośmiać i mowa tu o prezencie pokroju głupiego swetra, czy coś w tym guście. Dzień ten jednak miał być zaskakujący i nawet nie chodziło o prezent, tylko samo to, co jej właśnie zaproponował. Aż musiała przystanąć i odlepić wzrok od ozdób świątecznych.
- Czekaj... mówisz serio? - wolała się upewnić, czy jakimś cudem, w jej głowie wypowiedź mężczyzny nie zmieniła znaczenia. - Proponujesz mi urządzenie imprezy świątecznej u ciebie? - dodała jasno, nie mrugając przy tym, a może i chciała, bo przez wejście do cieplejszego straganu, okulary jej zaparowały i widok Hargrove'a nie był już taki wyraźny. Ten pomysł wydawał jej się niezwykle miły, ale walczyła z cisnącym się na usta uśmiechem, aby zawczasu z nim nie wyskoczyć, dlatego też jej kąciki ust drżały w nieco śmieszny sposób.
-
-
- Kiedyś mi opowiesz, dobrze? Jak sam będziesz chciał - poprosiła, ale nie nachalnie, nawet nie czekając i nie oczekując teraz żadnej deklaracji, czy odpowiedzi. Pozwoliła by rozmowa samoistnie ruszyła w przód, chociaż jego pytanie wcale nie należało do łatwych. W zasadzie nie miała przygotowanej żadnej odpowiedzi i chyba samą ją to zszokowało.
- A wiesz, że nie wiem? - zapytała nieco głupio. - W sumie przywykłam do tego, że nie zastanawiam się, co sama bym chciała. Cokolwiek jest miłe, jak ktoś pomyślał o tobie - zabrzmiało to bardzo wdzięcznie, może nawet za bardzo, ale taka była prawda. Totalnie nie potrafiłaby czegoś wskazać. - Czekoladki są zawsze spoko - wybrnęła więc w taki sposób, nie chcąc tak całkowicie nie wpaść na nic mądrego. U nich w domu stawiało się raczej na drobne i praktyczne prezenty, jak jakaś sukienka, czy buty. Uniosła tez zaraz brwi, szukając w pamięci tytułu o którym mówił Gabe. - O autorze słyszałam - chyba. Tak jej się wydawało, że te nazwisko jest jej znane, ale nic więcej nie potrafiła powiedzieć o nim i nie chciała też wyjść przed nim na idiotkę, która się nie zna. Zmartwiło ją też, że nie trafił z prezentem. - Och, u mnie nikt takich nie czyta - mogłaby śmiało wywalić słowo "takich" z tej wypowiedzi, bo jej rodzice nie gustowali w książkach, czas na nie miał głównie ojciec, ale on wolał rozwiązywać sudoku. Dopiero po chwili ją olśniło. - Chociaż jest Fitz! On lubi książki, a chyba stare to nawet bardziej, niż nowe - jak widać, Marianne była znawczynią tematu. - Chcesz ją odsprzedać? - zagadnęła zaraz, przekrzywiając głowę do boku. Nie mogła przewidzieć tego, że mówią pewnie o książce na którą Mari w ogóle nie byłoby stać. Liczyła jednak, że to nie będzie jakaś fortuna, ale i tak był stres, wiadomo. Tylko, że na moment, zamiast przejmować się tym, skupiła się głównie na propozycji imprezy, która no... rozczuliła ją dość mocno. - Oczywiście, że chcę, po prostu... zaskoczyłeś mnie, ok? Generalnie... jesteś dla mnie za miły i ciągle mnie to zaskakuje - przyznała dość prostolinijnie. - Bałam się, że nie będę miała w tym roku świąt chyba - zaśmiała się, by ukryć jakieś wzruszenie, bo no... wstyd by jej było się rozkleić i Gabe na pewno też nie czułby się z tym komfortowo, więc śmiech był najlepszą z możliwych opcji.
-
— I naprawdę nie ma nic takiego, o czym marzysz? Naprowadź mnie trochę Mari, bo skończysz z nietrafionym prezentem i oboje będziemy się wobec tego źle czuć — rzucił błagalnym tonem, podtrzymując jednak przy tym luźny ton — nie była to sprawa życia i śmierci, owszem, dlatego naciskać nie zamierzał. Wolałby jednak, żeby podpowiedziała mu kilka koncepcji, bo naprawdę pojęcia nie miał, co ucieszyłoby kogoś takiego, jak Marianne. Niesamowicie ciężkie było przebrnięcie przez tegoroczne święta i czuł się już naprawdę fatalnie, także wszelka pomoc okazać się miała zbawienna. — Czekoladki mogę ci kupić w każdej chwili, Mari — mruknął wzdychając, bo jednak chciał się dla niej postarać. Kwestia prezentów zawsze była bardziej przymusem niż przyjemnością, ale dla niewielkiej grupki osób zawsze się starał. W tym roku dołączyła do nich Mari i… Początkowo się wystraszył. Mógł przecież od razu wskazać, by książka trafiła do Fitza i na pewno udałoby mu się to jakoś logicznie wyjaśnić. Przy odrobinie szczęścia Mari nie doszukałaby się w tym dodatkowych znaczeń, a jego cel zostałby osiągnięty. Odetchnął jednak z ulgą, gdy jednak padło właściwe imię. — Jesteś pewna? — spytał, wbijając w nią spojrzenie. Chciał dodać coś jeszcze, kilka słów, które podkreśliłyby, że nie jest to wszystko częścią niecnego planu, ale ostatecznie uznał, że nie chce kusić losu — jeszcze Marianne przypomniałaby sobie o wujku, który całkiem lubi książki. — Kupiłem ją w tym antykwariacie, który jest niedaleko. Za grosze. Chyba… chyba za dziesięć dolarów, ale nie jestem pewien — wyjaśnił pokrętnie, nie mając pojęcia, ile takie książki kosztują. I czy aby na pewno w pobliżu jest antykwariat. Cenę podać jednak musiał, oczywiście. Nawet jeśli nijak miała się do faktycznej kwoty. — Korzystaj, jak już mówiłem, kiedyś na pewno zaczniesz mieć mnie dość — zaśmiał się, bo było to naprawdę nieuniknione. — Daj spokój, myślę, że nikt nie pozwoliłby na to, żebyś siedziała w święta sama — dodał z uśmiechem, zakładając, że w tym krótkim czasie zdążyła dorobić się naprawdę sporej grupki przyjaciół. Była przecież tak sympatyczną i pozytywną osobą, że ciężko byłoby nie ulec jej urokowi. — No i jak mówiłem, sam też skorzystam. Może zaproszę tę osobę, o której ci ostatnio mówiłem i… Zobaczymy — dodał, bo pozwolę sobie założyć, że w tym barze to faktycznie trochę jej o sprawie opowiedział. To znaczy o tym, że owszem, ktoś jest, ale że biedny Gabe nie wie, jak tę tajemniczą osobę poderwać. Teraz wiele się pozmieniało i Hargrove nie był pewien, czy obecność Fitza na świętach byłaby dobrym pomysłem, ale i tak wszystko zależeć będzie już od tego, czy to Mari postanowi go zaprosić.
-
- Oj no, kiedy naprawdę nic nie potrzebuję - zauważyła, ale mimo to zaczęła się zastanawiać nad czymś drobnym, bo jednak... bałaby się, że Gabe kupi coś znacznie lepszego od tego, co ona będzie w stanie mu sprezentować i jeszcze Hargrove sobie pomyśli, że Chambers jest skąpa... wiadomo, że takie myśli w czasie świąt nasuwały się same. - Zapamiętam sobie, jak będę miała smaka na słodycze - mruknęła z tą samą manierą co on, troszeczkę sobie z niego żartując, ale zaraz uśmiechnęła się przepraszająco, bo bardzo doceniała jego starania. - To może kalendarz? - zapytała. - Taki wiesz... profesjonalny, jak ty masz! Terminarz, o! Teraz jak już jestem poważną asystentką poważnego adwokata, to chyba mogłabym mieć równie poważny terminarz - zauważyła, a mimo, że brzmiało to zabawnie, była śmiertelnie poważna. No bo rzeczywiście szalenie podobały jej się takie rzeczy. Nesesery, eleganckie teczki, terminarze, piękne pióra i długopisy, o to ostatnie oczywiście w życiu by go nie poprosiła, ale zwykły terminarz wydawał jej się dobrym planem. Nie miała też pojęcia kompletnie o jakim antykwariacie mówi, ale nie znała jeszcze Seattle na tyle, więc jakby powiedział, że to za repliką statuy wolności trzymającej hotdoga, to pewnie też by mu uwierzyła. - A możesz to jakoś sprawdzić? Nie chciałabym ci zapłacić za mało - przyznała, bo nie miała pojęcia, że gdyby chciała mu zapłacić w sam raz, to należałoby zrobić połowiczne seppuku, takie do momentu, w którym wypada jedna nerka, a potem szybko zaszyć to jej przenośnym zestawem krawieckim i lecieć na czarny rynek. - No bo jeśli byś mi ją odsprzedał, to byłoby super... - dodała, bo wierzyła, że Fitz doceni przede wszystkim gest. W końcu przyjął jeże z masy solnej, prawda? - Wątpię, a nawet jeśli, to nie powiem... lubię swoją pracę - zażartowała, szturchając go delikatnie ramieniem. - No i nie wiem, z ludźmi niby tak jest, że znasz ich sporo, ale jak w nocy nie możesz zasnąć, to nie ma do kogo o tym napisać - dodała lekko, wzruszając ramionami i zaraz już kompletnie o tej sytuacji zapomniała, bo ożywiła się nieco na wzmiankę o tym, kogo Gabe zaprosi. - O o o! Może? Dlaczego może?! Zaproś na pewno! - poleciła, chcąc być dla niego dobrym wsparciem. - Święta to magiczny czas! Świetna okazja, by spróbować coś dla siebie ugrać - uśmiechnęła się sugestywnie, wchodząc zaraz do jakiegoś większego straganu. Było tam jednak zbyt duszno, by swobodnie jej się oddychało, więc tak szybko, jak się w nim pojawiła, tak szybko wycofała się też, nabierając chłodnego powietrza do płuc.
-
— Nie zatrzymuję rachunków — rzucił prędko, uznając to wyjaśnienie za najmądrzejsze. A to poniekąd było prawdą, bo wszelkiego rodzaju papierów otrzymywanych w sklepach pozbywał się od razu. — No i płaciłem gotówką — dodał prędko, uprzedzając jej możliwe sugestie, by sprawdził to w historii wydatków na stronie swojego banku. — A jeśli nie daje ci to spokoju, to powiedzmy, że jak mi do tego postawisz jeszcze kawę, to będziemy kwita — zaproponował luźno, bo żadnych pieniędzy i tak od niej nie chciał, więc te dziesięć dolarów traktował już i tak ze sporą rezerwą. Wyciągnął zaraz potem wspomnianą książkę z plecaka i jej wręczył, by mieć to w końcu za sobą. Dłuższe rozmyślania sprawiały, że gotów byłby ją wręczyć Fitzowi osobiście, ale po tym już z całą pewnością musiałby się prędko przeprowadzić do innego miasta. — Tylko Mari, jak mu ją dasz… — zaczął z bólem serca, ale dobrze wiedział, że właśnie w taki sposób musi to zostać rozstrzygnięte. — Nie wspominaj, że miałem w tym swój udział, dobra? Powiedz, że sama znalazłaś ją w antykwariacie — poprosił dość cicho, jakby w obawie, że ktokolwiek mógłby teraz ich podsłuchiwać. I odkryć jakimś cudem, że Gabe naciąga prawdę niesamowicie i mimo wszystko biedną Mariankę przy tym wykorzystuje. — Wiesz, jako prawnik Rae po prostu mógłbym mieć przez to problemy. A nawet stracić pracę — koloryzując upewniał się tylko, że Mari postąpi słusznie. Wierzył, że miała zbyt dobre serce na to, by w obliczu takich konsekwencji mogła go wydać. A więc udało się, tak? Jego cel został osiągnięty, tyle że nie do końca czuł się wobec tego dobrze. — Nie wiem jakie macie zwyczaje w Asotin, ale w nocy się śpi, wiesz? — rzucił złośliwie, posyłając jednak zaraz porozumiewawcze spojrzenie na znak, że doskonale wie o czym mówi. — Może. Nie wiem Mari, to dla mnie zupełnie coś nowego i nie chcę tego zepsuć jakąś głupotą — mruknął, nie kryjąc zrezygnowania. I zawstydzenia lekkiego, bo prawda jest taka, że Gabe nie zwykł omawiać z kimkolwiek swoich domniemanych randek. Już nie mówiąc o zwykłych zauroczeniach, którym dawno nie ulegał.
-
- No dobra, to kawa - zgodziła się, po tym jak już jasno dał jej do zrozumienia, że kwota domyśla, to jedyna, jaką dysponują. Szybko więc wyciągnęła dziesięć dolarów, a potem spojrzała jeszcze na okładkę książki. Bardzo to było eleganckie, Fitz na pewno się ucieszy. Ani myślała doszukiwać się w tym czegoś więcej, tym bardziej, że wyjaśnienie Hargrove'a w zupełności jej wystarczyło. - Rozumiem, nie pozwolę ci stracić pracy - zapewniła i to wcale nie dlatego, że równocześnie miałaby stracić własną. - Myślę, że raczej nie będzie dopytywał, nie? - dodała jeszcze całkowicie zbędnie, chowając już książkę do swojej torebki. Zaraz też prychnęła pod nosem na tę wzmiankę o zwyczajach w Asotin, ale już w żaden sposób tego nie skomentowała, wiedząc, że Gabe sobie tylko z niej żartuje. O wiele bardziej przejęła się jego następnymi słowami, widziała przecież, że naprawdę mu zależy.
- Rozumiem... - oczywiście, że wolałaby, aby faktycznie tą tajemniczą osobę zaprosił, ale też nie zamierzała go do tego przymuszać. - Musiałbyś najpierw wyczuć czy ten ktoś lubi w ogóle święta, bo jak nie, to taki spęd faktycznie mógłby być skrajną głupotą, która nie przysłuży się waszej relacji - poradziła mu jak na siebie bardzo racjonalnie, ale spoko luz... zrównoważy to tym, że sama zaprosi Fitza na tą imprezę, żeby oboje z Gabe'em mogli się czuć niezręcznie. NIE MA ZA CO! - Chodź, obgadamy to przy tej kawie, którą mam ci kupić - zaproponowała też po chwili i poprowadziła go do stoiska z tym napojem, przed którym porozkładano prowizoryczne stoliki, więc było to całkiem wygodne, w sam raz do luźnej rozmowy.
<zt x2>