WAŻNE Wprowadzamy nowy system pisania postów/tworzenia tematów w lokacjach. Prosimy o zapoznanie się instrukcją i stosowanie nowego wzoru. Więcej informacji znajdziecie tutaj!
Subfora zostały podzielone na 4 główne działy, oto orientacyjny zakres lokacji, które mogą się w nich znaleźć:
- strefa miejska - ulice, parkingi, tereny zielone, parki, place zabaw, zaułki, przystanki, cmentarze
- usługi - sklepy, centra handlowe, salony kosmetyczne, pralnie, warsztaty
- kultura i instytucje - galerie, muzea, teatry, opera, domy kultury, centra społeczne, urzędy, kościoły, szkoły, przedszkola, szpitale, przychodnie
- życie towarzyskie - restauracje, kawiarnie, kluby, kręgielnie, puby, kina
Dodatkowo w dzielnicach znajdziecie subfora większych firm albo ważnych dla forum i postaci lokacji, np. szczególne kluby, uniwersytet, czy restauracje.
INFO W procesie przenoszenia forum na nowy silnik utracone zostały hasła logowania. Napiszcie w tej sprawie na discordzie do audrey#3270 lub na konto Dreamy Seattle na Edenie. Ustawimy nowe tymczasowe hasła, które zmienicie we własnym zakresie.
DISCORD Jesteśmy też tutaj! Zapraszamy!
UPDATE Postacie chcące uzupełnić swoją KP o nowe treści w biografii mogą skorzystać teraz z kodu update w zamówieniach.
młodszy partner
emerald city law group inc.
sunset hill
-
Świadom konsekwencji jakie może ponieść za sobą ta decyzja mężczyzna wybrał. Spontaniczność owego wyboru sprawiła, iż w swym emocjonalnym zawirowaniu kompletnie zapomniał wspomnieć narzeczonej; że tym razem z comiesięcznego wyjazdu przedślubnego nici. Harrison Crane z wolna oddalał się od partnerki, symultanicznie przybliżając do niegdysiejszej małżonki. Nie stawało się to za sprawą dwuznaczności ani też zachowanie adwokata nie pozostawało dramatycznym preludium do nadchodzącej zdrady. Jego odruchy było spowodowane wyłącznie silną potrzebą trwania przy Odette. Napędzała je miłość i doświadczenie zobowiązania. Zawalił w kwestii wakacji ponieważ tkwił w przerażeniu oraz zagubieniu i na pewno lepiej byłoby zwyczajnie zwierzyć się Clari; niemniej strach bruneta uniemożliwiał nazwanie przyczyny jego rozterek.
Ponadto, pod koniec dnia nawalali obydwoje. Zapracowana, zajęta nastoletnią Stellą Hannigan nie spostrzegła zmian w zachowaniu ukochanego. Co prawda zaczęło się od subtelności, aczkolwiek wcześniejsze wyjścia z pracy na rzecz odwiedzin u Dottie; zwiększona częstotliwość wizyt u Cammy’ego oraz ogólne roztrzepanie z dnia na dzień przybierały na sile. Dołączył do nich dziwny i nienaturalny dla Harrisa nawyk izolacji. Prawnik zamykał się w azylu własnego gabinetu, tkwiąc tam godzinami pod pretekstem załatwiania spraw lub wczytywania się w dokumentację. W rzeczywistości, popijał whisky siedząc w zapadłym, skórzanym fotelu z niewidzącym spojrzeniem obserwującym jeden, bliżej niedoprecyzowany punkt w przestrzeni.
Przestrach zaczynał transformować w paranoję. Dlatego, kiedy przyszła małżonka gwałtownie zniknęła z radaru i nie odbierała telefonów – w głowie mężczyzny zapaliła się czerwona lampka. Nieprzebrany po pracy (wyjątkowo nietypowy widok, ponieważ zwykle po powrocie Harry natychmiastowo wyskakiwał z garniaka; by wsunąć na tyłek wygodne, wysłużone dresy), z otwartą butelką wiśniowej brandy, w półmroku salonu (który tej nocy sprawiał wrażenie wyjątkowo obcego i nieprzyjaznego) tkwił w jednej pozycji znowu nieświadomie umykając w otchłań ponurych rozmyślań. Trzeba przyznać, że od niedawna znacznie częściej bywał myślami z Odie niż z domownikami.
Dopiero trzask drzwi i powolne kroki w otwartym holu wykręciły mu szyję. Błękitne oczy odnalazły znajomą sylwetkę. Tęczówki niepokojąco błyszczały w świetle pojedynczej, miodowej lampki. – Nie. – z ciężkim westchnieniem zacytował brunetkę, naraz niechętnie wstając z kanapy. – Poczekaj moment. – balansując na granicy prośby a nakazu Harrison zniwelował dystans dzielący go od korytarza.
– Gdzie byłaś? – w chrapliwym barytonie brakowało pasji. Istniało tylko niewyobrażalne zmęczenie, rozczarowanie oraz nuty poczucia bezgranicznej beznadziei.
- Sadness in my eyes
No one guessed or no one tried
You smiled at me like Jesus to a child
młodszy partner
emerald city law group inc.
sunset hill
Idąc zawzięcie przed siebie - zacisnęła dłonie w pięści jakby walcząc sama-ze-sobą by przypadkiem nie ugiąć się za prośbą prawnika. Wygrał; albowiem zatrzymała się i swe brązowe ślepia ulokowała na twarzy lubego. - Nagle zauważasz, że mnie nie ma, a kiedy ostatnio zauważyłeś, że jestem? - podły ton, podobnie jak podła wypowiedź, chwilowa pauza zakończona ciężkim westchnięciem brunetki. - Przepraszam, to było nietaktowne. - ani na miejscu; nie mieli po dwadzieścia parę lat i od kiedy odpowiada się pytaniem-na-pytanie? - Jestem po prostu bardzo zmęczona, chciałabym wziąć kąpiel. - mruknęła, jeszcze przez moment uciekając myślami do wielkiej, wyczekującej na nią wanny. - Ale czy tak naprawdę to ma znaczenie gdzie byłam? - spokojniejszy, a na pewno cieplejszy ton. - Przecież i tak Ciebie ciągle nie ma. - pytanie brzmi: czy chcę tu nadal być...?
-
A może nie zmieniłby niczego, skoro na jego drodze pojawiła się Claribel? Ją również pokochał. Innym rodzajem miłości. Dojrzalszym oraz wyrozumialszym. Aktualne uczucie prawnika jawiło się jako opoka. Stałe, pewne, niezmienne, cierpliwe. Nie była to taka sama dzikość jak podczas zakochiwania się w Odie, aczkolwiek trudno porównać obydwa doznania. Hannigan dawała Harrisowi wytchnienie. Odnajdywał w jej oczach dom. Polegał na niej. Niestety, w tym konkretnym przypadku nie wyobrażał sobie możliwości podzielenia się z kobietą swymi troskami. Nie zrozumiałaby. Nikt by nie zrozumiał. Crane przedzierał się przez prawdziwą torturę. Uzmysłowienie oraz przyjęcie do wiadomości faktu istnienia choroby blondynki wydawało się zbyt obciążające. Pełnię energii Harry wciskał w interakcje z synkiem oraz eks-małżonką; by do domu wracać jako milczący, wymęczony cień samego siebie.
Tak wyglądał spoglądając na Clari spod półprzymkniętych, ciężkich powiek. Sprawiał wrażenie poszarzałego, pozbawionego koloru i zniechęconego. Na pierwszy rzut oka widać było, że nie jest w nastroju na rozmowy. Ale starał się, próbował ze wszystkich sił jakie w nim jeszcze tkwiły. Nawet nie zdążył zareagować na pierwsze słowa rozmówczyni. Zmarszczył tylko brwi, wcisnął dłonie do kieszeni spodni, by oparłszy się o ścianę na sekundę zamknąć ślepia i odetchnąć. – Mam dużo pracy. – mruknął wreszcie, wcale nie brzmiąc jak facet oferujący autentyczne wytłumaczenie. Raczej zdawało się to głupią wymówką. Zawsze dużo pracował. Coś innego uległo niepokojącej zmianie. – Potrzebuję trochę czasu. – nie wiadomo czy powiedział to do niej czy do siebie. Ton głosu Harrisona przeszedł w niewyraźny szept. Potrzebował czasu. Żeby przetrwać (o ile jest to wykonalne) najnowsze rewelacje, pogodzić się z nimi (zakrawa na cud) i wypłakać w spokoju. – Gdzie byłaś? – niespodziewanie wbił w Hannigan nieco rozczarowane oczęta. – Pachniesz jak gorzelnia. – przesadzał, lecz czuł; że ma prawo do przesady. Wybryk i obrażalstwo Claribel to ostatnie czego w tej chwili potrzebował. Istna wisienka na torcie.
- Sadness in my eyes
No one guessed or no one tried
You smiled at me like Jesus to a child
młodszy partner
emerald city law group inc.
sunset hill
I... teraz było dokładnie tak samo - gdy Crane znikał na całe dnie, odnosiła wrażenie jakby cofnęła się w czasie, bądź przeżywała najgorsze deja-vu jakie mógł zgotować prawniczce los. Oczywiście samym brakiem obecności Harrisona by, aż tak się nie przejmowała (wiedziała jaką pracę i ile ona wymaga uwagi), ale tu chodziło o coś więcej, nawet kiedy wracał do domu - to i tak zamykał się w swoim gabinecie stwarzając pozór bezustannej ciszy. Milczał, podczas wspólnych obiadów - oglądania telewizji, leżenia wspólnie w łóżku, jakakolwiek próba uzyskania dłuższej konwersacji była z góry wystawiona na porażkę. O co więc chodziło? Czy rzeczywiście najbardziej niewiarygodne przypuszczenia Clari się sprawdzały? Nie chciał...? Jej, Stelli - tego domu; aby stali się w końcu tą upragnioną rodziną?
Widziała jak patrzył i szczerze? Przerażał ją ten wzrok - ewidentny brak energii, może nawet zainteresowania...? Zmarszczyła brwi, niepewnie uciekając spojrzeniem na bok. Dlaczego to ona teraz czuła się winna, jeżeli to mężczyzna bezustannie „przeskrobywał?” - To nie to. - odpowiedziała natychmiastowo, a z pomiędzy warg kobiety wysunęło się głośne westchnięcie. - Coś ukrywasz... - dodała bez wahania - uważając, iż jest za stara na jakiekolwiek gry, insynuację, bądź udawanie, że niczego nie widzi - a następnie próbowanie złapać prawnika na „gorącym uczynku.” To nie ona; to nie jej strategia - na pewno był tego świadomy. „Otwarte karty” - to jest tajemnica każdej udanej relacji. - Zbywasz mnie od tygodni. - mruknęła, lecz ciszej - może trochę z obawy, że poznanie prawdy zniszczy to co przez tyle lat udało im się stworzyć? Cóż, miała „mętlik w głowie” - przenikało przez myśli brunetki milion scenariuszy, a to fakt oczywisty - że płeć piękna posiada szerszą skalę wyobraźni, niż mężczyźni. - Czasu... do czego? - mogła mu go dać, gdyby tylko wiedziała nad czym musi rozmyślać. Claribel to cierpliwa, uczuciowa i wyrozumiała osoba - niewiele trzeba, aby pojęła kiedy „powinna dać spokój” - chyba, że jest się szesnastoletnią łobuziarą o jasnych (a teraz niebieskich) włosach - wtedy to inna sytuacja. - Mam zgadywać, Harris? - tego chciał, aby się zbłaźniła swoimi domysłami, rozterkami i nieustającym strachem?
Gdzie byłaś? - Z Susanne. - rudowłosą rozwódką mieszkającą w okolicy, powinien ją pamiętać - odwiedziła ich parę razy, odkąd się wprowadził. Lecz to gdzie była później, wolała na razie przemilczeć. - Kilka drinków. - kilkanaście, ale raczej się domyślił - nie powinni zmieniać tematu. - Zapytam wprost. Tylko raz. - bo była zmęczona, a poza tym powtarzalność tematu nie jest dobrą ideą na wytrwałość związku. - Chcesz odejść? - poszło - a serce Hannigan szalało z emocji, albowiem prawda jest taka, że wynagradzając Odette lata nieobecności w domu, w ten o to sposób zabierał siebie Claribel.
-
Westchnąwszy; w kieszeni wymacał chłód metalowego pudełka wypełnionego cienkimi cygarami. Rzadko palił, lecz ostatnimi czasy robił to coraz częściej i z większą intensywnością. – Do niczego. – ...bo właściwie na co wyczekiwał? Przecież pewnego dnia magicznym sposobem nie wstanie z łóżka pozytywnie nastawiony i szczęśliwy. Strach nie zniknie. Ani wina ani tęsknota ani złość. Temat dyskusji schodził na niebezpieczne, zaciskające gardło rejony, więc pytanie o noc Claribel okazało się strategiczną decyzją.
- „Kilka”. – prychnięcie jakie wydostało się z gardła bruneta zostało naznaczone piętnem degustacji oraz rozczarowania. Spojrzenie adwokata było nieco chłodniejsze. Wodził nim po buzi rozmówczyni, jak gdyby w poszukiwaniu zaginionego rozsądku.
A później padły te dwa, potwornie idiotyczne słowa formujące najgłupsze pytanie na ziemi. Chcesz odejść? Oblicze Crane’a już i tak pozbawione kolorów stało się matowe i niemalże martwe. Patrzył na nią, jakby widząc pierwszy raz w życiu.
– Żartujesz? – nie, nie żartowała. Dostrzegał to w jej oczach. W krzywiźnie ust wykręcanych w niedużą; subtelną podkówkę. W zaróżowieniu policzków. Czuł w zgęstnieniu atmosfery, które zawisło nad nimi na wzór burzowej chmury. Chcesz odejść? Uderzenie w policzek. Równie bolesne, co otrzeźwiające. W błękicie ślepi pojawiły się błyski. – Nie. – pierwsza, wyjątkowo pewna deklaracja. – Nie, nie zamierzam nigdzie odchodzić. – brwi Harry’ego poczęły poruszać się chaotycznie. Drżeć poza jego kontrolą. Był to charakterystyczny znak tracenia fasonu. Rozmywania pod falą nieoczekiwanych emocji. Na owej fali wypłynęło również następne zdanie: - Odette ma guza. – i zapadła cisza. Męcząca, drażniąca, grobowa cisza.
Obiecał Dottie nikomu nie mówić, aczkolwiek jak mógłby dotrzymywać tej obietnicy przez kolejne tygodnie; kiedy najwyraźniej jego związek zaczął być podgryzany wątpliwościami wynikającymi z transformacji w zachowaniu Harrisa? Po parunastu sekundach bezruch począł wybrzmiewać niby milcząca tortura.
– Odette ma guza. – powtórzył, z wolna zdając sobie sprawę z tego; że powiedział to na głos drugi raz. Nagle cała tragedia była jeszcze realniejsza. Miał wrażenie wydawania na eks-małżonkę wyroku. Stało się. Jest chora.
Nieoczekiwanie spomiędzy warg Crane’a wydobyła się osobliwa mieszanina parsknięcia i cichego skomlenia. Instynktownie nachylił się nad ukochaną; za moment opierając głowę na jej ramieniu. Wyglądał na obrzydliwie małego i słabego. Po policzkach zaczęły skapywać mu łzy, ciałem wstrząsały pojedyncze spazmy. Nigdy wcześniej nie był w podobnym stanie i nigdy nie sądził, że się w nim znajdzie. W ramionach Hannigan zmieniał się ponownie – tym razem w kupkę popiołu.
- Sadness in my eyes
No one guessed or no one tried
You smiled at me like Jesus to a child
młodszy partner
emerald city law group inc.
sunset hill
Prócz niezdrowych przypuszczeń, wyraz twarzy prawniczki prezentował zmartwienie - ewidentnie „coś nie grało,” a wyciągnięcie informacji od doświadczonego adwokata „graniczyło z cudem.” Niestety, ale w takich przypadkach profesja również miała wielkie znaczenie. Na pewno potrafił kłamać, wymigiwać się od prawdy i „odwracać kota ogonem” - takiego zachowania uczą już w pierwszych latach studiów; jednakże obserwując ukochanego dostrzegła coś więcej; ból, strach - rozgoryczenie, takich uczuć nie widziała w wykonaniu mężczyzny jeszcze nigdy. Tym bardziej przestraszona wodziła spojrzeniem po jego zmarnowanej buzi, a przez ciało brunetki przechodziły dziwne dreszcze. - Wolisz kwestionować moje zdanie...? - zamiast się przyznać...? Ponownie zmarszczyła brwi, tylną częścią ciała opierając się o ścianę - a swe usta zacisnęła w cienką linię. Do zmartwienia, zaczynała powolnie wkraczać złość. - Niewiarygodne, że nawet teraz mnie zbywasz. - wtrąciła, opuszkami palców przesuwając po swym spoconym czole, zgarniając z niego kilka kruczych włosów. - Jestem tym zmęczona, Harris. - bo ile można prosić?
- Musiałam o to zapytać, przepraszam. - wytłumaczenie, albowiem spodziewała się, że owe pytanie mogło zaboleć prawnika, tylko musiał być świadom jakie „czarne myśli” błądziły po łepetynie jego ukochanej. - Nie chcę Cię stracić. - tym razem to ze strony ciemnowłosej wyszła pewniejsza deklaracja - albowiem od chwili powiedzenia „tak” - gdy klęczał przed nią półtrora roku temu, nie potrafiła sobie wyobrazić normalnej egzystencji bez mężczyzny u boku. - Ja też, „nie zamierzam nigdzie odchodzić.” - identyczne zdanie utwierdzające oboje w przekonaniu, że nadal znajdują się w tym samym miejscu - chcący zawrzeć sakrament małżeński.
Kochali się - to najważniejsze, a przynajmniej tak się kobiecie wydawało, póki z ust Crane nie wyszły bardzo istotne słowa Odette ma guza. - Co...? - pierwszy naturalny odruch i automatyczne znieruchomienie. Powtórzył, lecz to wcale nie oznaczało, iż Clari nagle pojęła niebezpieczeństwo nadchodzącej tragedii. Gdy się przybliżył, bez wahania objęła go swymi drobnymi ramionami, dłońmi zaczynając wodzić wzdłuż jego pleców. - Jestem tu. Cały czas tu jestem. - nigdzie się nie wybieram, wargi niewiasty niezwłocznie rozpoczęły błądzenie po gorącej twarzy szatyna, z początku zaczynając scałowywać jego gorące łzy, następnie czoło, policzki i kilkukrotnie usta. Ciężar ciała prawnika, sprawił iż osunęli się na ziemię - a ona bezustannie dociskała go do swych piersi. Współczuła jej - i choć przez tyle czasu nie udało jej się doszczętnie poznać Dotie, żałowała że nie starała się bardziej - w pewnym sensie były rodziną - powinna kilkakrotnie wymusić na blondynce odwiedziny, bądź sami mogli wprosić się na obiad. Od lat zajmowała się jej synem - a nigdy tak szczerze, ze sobą nie porozmawiały. A co jeśli, już nie będzie miała na to szansy? - Wygra. Jest o wiele silniejsza, niż możesz się spodziewać. - Obie kobiety miały wiele wspólnego, odeszły od zapracowanych mężów, rozwinęły własne kariery, wychowywały samotnie dzieci. - Nie porzuci syna, ma dla kogo żyć. - Cameron był słoneczkiem, zapewne miłością życia Barret, zdaniem Clari nie było opcji, aby zamierzała się z nim pożegnać. A ja to udźwignę, za nas oboje. .
-
Obydwoje byli zmęczeni, lecz brunet nie pojmował czym tak naprawdę wymęczona jest Hannigan. Nie ona musiała użerać się z informacją o chorobie bliskiej osoby ani rezygnowaniem z wysokiego stanowiska w jednej z najlepszych nowojorskich kancelarii. Ponieważ do tego doprowadziła sytuacja z Odette. Niezmienna hierarchia Harry’ego uległa przewartościowaniu i oto praca przestała mieć takie znaczenie jak niegdyś. Aktualnie najważniejsi stali się Dottie oraz Cameron. Nic w tym dziwnego, prawda?
Skoro już doszło do ciepłych deklaracji prawnik lekko się uspokoił. Nie, nie znajdował w sobie ochoty na wykłócanie się o abstrakcyjne pomysły i bzdurne idee. Z drugiej strony w pewnym stopniu umiał zrozumieć skąd się one wzięły, więc darował im sceny wkurwienia spowodowanie wahaniem i wyłomami w bezgranicznej ufności w obopólną wierność.
Pierwszy raz przed kimś się złamał. Dotychczas los oszczędzał Crane’a. Wcześniej nie było powodu do wylewania potoków łez. Ale z guzem pod piękną, jasną czupryną Odie Harry czuł się najzwyczajniej w świecie... osamotniony. Jakby już jej nie było lub jak gdyby obserwował proces zanikania pani doktor. Wypowiadane przez Clari słowa pocieszenia odbijały się od niego lub przelatywały pomimo uszu: niedosięgane podświadomością, bezwiednie ignorowane. Liczyło się wyłącznie ciepło znajomych ramion i nawet nieprzyjemny odór mieszaniny trunków za którym Harris nie przepadał nieszczególnie przeszkadzał. – Boję się. – wyszeptawszy rozpoczął drugą falę powodzi, by przez kolejnych pięć minut zachowywać się jak wymęczone, zranione dziecko. Ostatecznie; gdy ciało przestało się trząść; a oczy zaczęły z wolna schnąć Harrison odsunął się od kobiety. Pociągnął nosem i siedząc na ziemi oparł się plecami o równoległą ścianę.
Dłońmi gwałtownie, niemalże agresywnie przecierał powieki pragnąc pozbyć się oznak słabości. – Wybacz... Żenujące... – po krótkim prychnięciu (zapewne sformułowanym na wzór niepochlebnej, niewerbalnej opinii o tym wybuchu) pokręcił łepetyną w widocznej dezaprobacie. – Idź wziąć swoją kąpiel. Nie będę Ci robił wyrzutów. - absolutnie stracił z oczu celowość całego wyczekiwania na Hannigan. W zasadzie, niewiele rzeczy miało teraz sens.
- Sadness in my eyes
No one guessed or no one tried
You smiled at me like Jesus to a child
młodszy partner
emerald city law group inc.
sunset hill
Gdy się odsunął, ciemne ślepia brunetki spoczęły na jego twarzy - baczna obserwacja człowieka, którego się kocha, a który jednocześnie „rozpada się na milion kawałeczków” wpada do puli jednych z najgorszych dotychczasowych przeżyć adwokatki. Z jej oczy również spłynęło kilka pojedynczych łez, wycierając je - niezwłocznie posłała ukochanemu smutny uśmiech. - Strach to wcale nie synonim słabości. - miał do tego pełne prawo, wręcz powinien się bać - w jaki inny sposób przeżycie katastrofę Barret? Przy Clari nie musiał udawać, mógł rozpływać się za każdym razem gdy tylko tego chciał - ponieważ po pierwsze nikomu by o tym nie powiedziała, po drugie wypuszczenie emocji - szczególnie tych negatywnych, dobrze wpływa na człowieka. - Nie. - chyba przeliczył się, jeżeli sądził, że go teraz zostawi - pragnęła przy nim być - bezustannie. Sprawować nad nim opiekę, dawać z siebie wszystko, by tyko poczuł się choć odrobinę lepiej - lecz wcale tego nie oczekiwała. - Posiedźmy razem, w milczeniu. - mruknęła i po tym zdaniu przysunęła się do narzeczonego, delikatnie podwijając swoją spódnicę, by za chwilę z łatwością mogła usiąść okrakiem na kolanach Harrisona; opuszkami palców uniosła jego podbródek, aby złożyć na ustach szatyna pełniejszy pocałunek następnie zsunęła się, opierając policzkiem o jego klatkę piersiową, jednocześnie wsłuchując się w głośnie, a zarazem szybkie bicie serca. Teraz to ona stała się „małą dziewczynką” w ogromnych ramionach, sądząc iż tego potrzebował, by ponownie poczuć się jak „prawdziwy mężczyzna. ”
/ztx2