WAŻNE Wprowadzamy nowy system pisania postów/tworzenia tematów w lokacjach. Prosimy o zapoznanie się instrukcją i stosowanie nowego wzoru. Więcej informacji znajdziecie tutaj!

Subfora zostały podzielone na 4 główne działy, oto orientacyjny zakres lokacji, które mogą się w nich znaleźć:
- strefa miejska - ulice, parkingi, tereny zielone, parki, place zabaw, zaułki, przystanki, cmentarze
- usługi - sklepy, centra handlowe, salony kosmetyczne, pralnie, warsztaty
- kultura i instytucje - galerie, muzea, teatry, opera, domy kultury, centra społeczne, urzędy, kościoły, szkoły, przedszkola, szpitale, przychodnie
- życie towarzyskie - restauracje, kawiarnie, kluby, kręgielnie, puby, kina

Dodatkowo w dzielnicach znajdziecie subfora większych firm albo ważnych dla forum i postaci lokacji, np. szczególne kluby, uniwersytet, czy restauracje.

INFO W procesie przenoszenia forum na nowy silnik utracone zostały hasła logowania. Napiszcie w tej sprawie na discordzie do audrey#3270 lub na konto Dreamy Seattle na Edenie. Ustawimy nowe tymczasowe hasła, które zmienicie we własnym zakresie.

DISCORD Jesteśmy też tutaj! Zapraszamy!

UPDATE Postacie chcące uzupełnić swoją KP o nowe treści w biografii mogą skorzystać teraz z kodu update w zamówieniach.

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

#5
Promienie słońca o tej porze roku należały do rzadkości. Dlatego też, chcąc wykorzystać odrobinę ładniejszą pogodę bez towarzystwa ponurych chmur, tego dnia Dominic zdecydował się wykonać swój rutynowy jogging na znacznie bardziej otwartej przestrzeni. Wyszedłszy z domu, skierował się więc truchtem na plażę. Będąc już na piasku, wykonał kilka dodatkowych ćwiczeń, które pomogły mu rozgrzać poszczególne partie mięśni przed poważniejszym biegiem.
Chłodne powietrze działało orzeźwiająco na jego umysł, pozwalając przewietrzyć mu głowę od ciągłego myślenia o bieżących sprawach. Uprawianie sportów wywierało na nim oczyszczający wpływ, zwłaszcza, kiedy skupiał się na konkretnych czynnościach lub po prostu się wyłączał. Dlatego smagający jego policzki wiatr i ruch w obecnej chwili były dla niego zbawieniem.
Musiał przyznać, że bieg wzdłuż wybrzeża to miła odskocznia od parku i betonowych zabudowań. Biorąc pod uwagę niemal pustą plażę, wbrew pozorom nie wyglądała na zbyt zachęcającą dla lokalsów. Z zamyślenia po chwili wyrwał go widok biegnących w jego stronę psów, które postanowiły chyba zrobić sobie wyścigi w bliżej nieokreślonym celu, ciągnąc za sobą smycze. W oddali dostrzegł również biegnącą za nimi postać i bez wahania przystąpił do pomocy. Gwizdnął na czworonogi, by zwrócić na siebie ich uwagę.
- Hej, hej, hej! Chodźcie tutaj do mnie, łobuziaki - zachęcił ich, przystając i wyciągając do nich dłonie. A gdy te zwolniły, spróbował złapać z nimi kontakt wzrokowy i pokazać, że wcale nie miał wobec nich złych zamiarów. - No, cześć wam. Co to za uciekanie pani? - Przykucnął i, nadal wyciągając do nich dłonie, pozwolił się im obwąchać, aż ostrożnie jedno po drugim pozwoliły mu się pogłaskać. - No już, już, wiem. Chcieliście trochę poszaleć, co? Dobre pieski - mówił do nich przyjaźnie, nadal je głaszcząc. Mimochodem ujął je za smycze, a gdy tylko ich właścicielka zbliżyła się do nich, psy zaczęły się na nią oglądać. Dominic również podniósł na nią wzrok, a kiedy rozpoznał znajomą twarz, ściągnął brwi.
- Cześć. Czyżby piątka psów okazała się idealnym pretekstem do biegania? - zagaił, prostując się. Spostrzegłszy jej trudności w oddychaniu, w jego kącikach ust skryło się rozbawienie. Tak szalony bieg musiał mieć swoje skutki. Praca w schronisku tłumaczyła jej spacer z podopiecznymi, który, jak sądził, niespodziewanie zamienił się w pogoń. Z tego, co pamiętał, Mel nigdy jakoś szczególnie nie wykazywała zainteresowania poważnymi treningami, ale kto wie? Może w przeciągu tych pięciu lat coś uległo zmianie? Tak, jak kilka innych spraw, o których miał szansę się przekonać ostatnim razem.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Zdecydowanie w ciągu ostatnich pięciu lat, Melusine nie odnalazła w sobie zamiłowania do sportu, a tym bardziej biegów. Zdaniem brunetki te były zbyt monotonne i męczące. Preferowała przede wszystkim spacery, czy to w gronie przyjaciół czy zwierzęcych kompanów, którzy tym razem postanowili wymusić na niej odrobinę więcej zaangażowania. A może zwyczajnie znudziło ich tempo, jakie nadała z zainteresowaniem przyglądając się temu, jak morskie fale, w których odbijały się promienie słońca, odbywały plażę, zabierając ze sobą część piasku?
Nie była w stanie odpowiedzieć na to pytanie, skupiając myśli przede wszystkim, na tym, aby oddychać, choć płuca paliły ją niemiłosiernie, a każdy wdech wywoływał fizyczny ból. Mięśnie z każdym kolejnym krokiem odmawiały posłuszeństwa, a policzki przybrały kolor purpury. -Cholera - jęknęła, zatrzymując się, w momencie, w którym Dominic zwrócił na nią swoją uwagę. Nie od razu zdała sobie z tego sprawę. Opierając dłonie o uda, spojrzenie utkwiła w żółtawym piasku, który mienił się przyjemną łuną. Wzięła trzy głębokie wdechy, łapiąc się w boku, gdzie czuła tępy ból.
Uniosła do góry głowę, dopiero kiedy usłyszała znajomy głos, a jasne talerze oczy dostrzegły kontury psów.
- W… w żad…. - nie mogła powiedzieć słowa, wciąż łapczywie chwytając kolejne porcje tlenu. Spróbowała się wyprostować, ale wtedy zabolało bardziej. - To uciekinierzy - rzuciła w końcu, na chwilę odzyskując władze nad własnym głosem. - Ładnie to tak?! - zapytała, zwracając się do największego z psów - Bestii, będącego mieszkańcem owczarka kaukaskiego i podhalańskiego. W wypowiedzi brunetki poza odrobiną złości, rozbrzmiewało rozbawienie, które po chwili zamieniło się w śmiech, kiedy pies postanowił na nią wskoczyć. Najpierw ona wylądowała plecami na piasku, a sekundę później dołączył do niej mężczyzna; mocne szarpnięcie psa sprawiło, że stracił równowagę, przewracając się na Mel.
- Ale wiesz, że istnieją inne sposoby, żeby się do mnie zbliżyć, tak? - zapytała wyraźnie rozbawiona całą sytuacją.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Gdyby tylko Dominic był w stanie usłyszeć jej myśli, śmiałby się z nią stanowczo nie zgodzić. Kwestia sportu to dla niego temat rzeka, łącznie z masą powodów, które stanowiłyby niepodważalne argumenty do rozpoczęcia działania w tym kierunku. Poniekąd całym sobą promował zdrowy tryb życia, nieraz powracając do tego tematu w trakcie wywiadów. Na szczęście jednak wychodził z założenia, że nic na siłę i w tej kwestii nie naciskał na swoich znajomych. Niemniej czuł się dziwnie, widząc, jaką trudność sprawiła Melusine ta przebieżka. Dla niego taki bieg to pestka. Ale ona? Nigdy nie lubiła tego typu ruchu i najwidoczniej akurat to nie uległo zmianie.
Uśmiechnął się pod nosem, widząc reakcję dziewczyny i jej karcenie, które najwidoczniej wyszło tak nieudolnie, że psy nie poczuły najmniejszej skruchy. Wręcz przeciwnie - w jednym z nich wywołało kolejny wybuch radości, który doprowadził do przewrócenia Mel. Mężczyzna nie zdążył zareagować w żaden sposób, bo gwałtowny gest miłości czworonoga pociągnął go za sobą, dosłownie zwalając go z nóg. Zrządzenie losu, a raczej pies-spryciarz, sprawiło, że padł bezpośrednio na Mel.
- A może to twoja sprawka, hm? Wiedziałaś, do którego się odezwać - pokręcił głową w rozbawieniu. Niespodziewane zbliżenie mimowolnie skupiło jego wzrok na roześmianej twarzy dziewczyny, która, z bliska i w pełnej ostrości wzroku wydawała się inna, niż kiedyś. Kształtne, smukłe, nieco zaróżowione od biegu i chłodu lico w niczym nie przypominało nieco wychudzonej, bladej wersji sprzed tych paru lat. Za rysami jej twarzy kryła się dojrzałość, a w jej oczach był pewien błysk. - Nic ci nie jest? - rzucił ostrożnie, bo przecież swoim ciężarem mógł jej coś zrobić, po czym stoczył się na piasek. Trącający go nosem w kostkę winowajca całej sytuacji zwrócił na siebie uwagę.
- Co jest, łobuzie? Lubisz być w centrum uwagi, nie? - rzucił do niego, po czym podniósł się na nogi i podał dziewczynie pomocną dłoń. - Często organizujesz sobie takie atrakcje? - zapytał z zaintrygowaniem, otrzepując z ubrań resztki piasku.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Melusine sama mogłaby znaleźć przyjemniej jeden powód, który powinien wpłynąć na jej zdanie dotyczące biegania, jak chociażby lepsza kondycja, będąca wręcz wymaganą w sytuacji, jakiej Dominic stał się świadkiem. Wbrew temu argumentowi, znając przede wszystkim siebie i swój słomiany zapał do tego rodzaju aktywności fizycznej wiedziała, że nie ma sensu przekonywać jej, jak istotna jest. Była zbyt uparta, by zmienić zdanie nie mając poparcia w dowodach. I niech sobie Colton nie myśli, że nie próbowała czegoś w tym kierunku robić! Ale poddała się po kilku nieudanych próbach, jednocześnie wydając sporo pieniędzy na rzeczy, które miały ją zachęcić do biegania - osiągnięty został odwrotny efekt. Z resztą zawsze taka była, działa na przekór temu, czego od niej oczekiwano i choć obecnie nie negowała wszystkiego, to jednak gdzieś ta buntownicza część natury wciąż w niej istniała.
- W kwestii podrywu stać mnie jednak na więcej niż kadr z komedii romantycznej - odparła, bo o ironio cała scena mogłaby za taką uchodzić, biorąc pod uwagę nie tylko to, co za sprawą zrządzenia losu się między nimi wydarzyło, ale również okolicę, która tworzyła nastrojowy, może nieco melancholijny drugi plan. W dodatku, kiedy napotkała spojrzenie mężczyzny, ten wydawał się spoglądać na nią z wyraźnym zainteresowaniem, co mimowolnie wywołało u dziewczyny lekką nerwowość; ta wymalowała się na jej policzkach różowymi plamami.
Nienawidziła komedii romantycznych.
- Poza tym, że nieco ucierpiała moja godność, to wszystko jest w najlepszym porządku - odpowiedziała, lekko aczkolwiek odrobinę nerwowo się przy tym uśmiechając. W momencie, gdy Colton przeturlać się na piasek tuż obok, automatycznie podniosła się do siadły, przeczesując palcami kosmyki brązowych włosach, na których - podobnie jak na ubraniach - osiadły drobinki piasku.
Mimowolnie widząc, jak Dominic wzbudza zainteresowanie Bestii, który trącił mężczyznę mokrym nosem, spojrzała na niego z nieukrywaną złością, w której rozbijało się także rozbawienie. Zaraz potem chwyciła go za wielką głowę potrząsając nią lekko, przy okazji strosząc jasną sierść.
- Takie - tu wskazała na siebie, bruneta i psy, których smycze wciąż znajdowały się w męskich dłoniach - bardzo rzadko. Czasem zdarza się, że jeden z psów ucieknie, a dziś… nie wiem co ich napadło - po wyrazie twarzy Melusine widać było, że i ją cała ta sytuacja mocno zaskoczyła. Również otrzepała się z piasku, po czym zabrała pęk smyczy, zaciskając na nim mocniej palce - Ale na spacery wychodzimy przynajmniej dwa razy dziennie. Klatki w schronisku nie służą psom - przyznała smutno, bo niestety schroniskowa rzeczywistość była okropna. - Dlatego chce by zaznały jak najwięcej wolności, ale dziś to mieli jej aż nadto - oznajmiła, obdarzając podopiecznych karcącym spojrzeniem, chociaż to nie zrobiło na nich wrażenia, bo wciąż merdały ogonami, wyrywając się do przodu.
- A z tobą jak jest? Przyjechałeś na plażę tylko żeby pobiegać? - zapytała, ruchem głowy wskazując mu, że czas najwyższy ruszyć się z miejsca, bo przecież łobuzy nie dadzą im spokoju. Zdążyła o tym pomyśleć, kiedy te zaczęły biegać wokół nich, zmuszając Mel do obrócenia się wokół własnej osi. Zaśmiała się.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Jakikolwiek ruch, powtarzany cyklicznie, będący stałym elementem rutyny, można było nazwać byciem fit. A to określenie stało się od jakiegoś czasu bardzo modne. Nic dziwnego, że napędzanie aktualną modą w pewnym momencie musiało wpłynąć również na Melusine, jeśli choć przez moment próbowała zrobić coś w tym kierunku. Wymagało to dużej konsekwencji i samozaparcia, ale też elastyczności, bo nie zawsze dało się wyrobić normę w stu procentach, czego nie wszyscy byli świadomi. Dominic wiedział, że czasem trzeba potrafić odpuszczać, przynajmniej w kwestii podejścia do treningów czy diety. Ciekawe, czy potrafiłby wpłynąć na zmianę w podejściu Mel? Nawet, jeśli nie to, znając ich oboje, byłaby to interesująca konwersacja.
- A więc twierdzisz, że to czysty przypadek? - zapytał nieco podejrzliwie, choć w formie żartu. Dziwne wrażenie, jakie miało miejsce, kiedy ich spojrzenia się spotkały, zaraz zostało stłumione przez logikę, która podpowiadała, że Melusine, którą znał, nie bawiła się w takie podchody. Zawsze wiedziała, czego chciała i mówiła wprost o tym, co myślała na dany temat. Dlatego tym bardziej nie wierzył, by świadomie doprowadziła do zaistniałych okoliczności.
- Możesz za to podziękować jednemu winowajcy - zaśmiał się, wskazując wzrokiem na psa, który z całej piątki ewidentnie nie potrafił okiełznać swojej radości i aktualnie również zainteresowania nowym towarzyszem. Gołym okiem można dostrzec, że relacja dziewczyny z czworonogami była bardzo zażyła. Patrząc na to, w jaki sposób reagowały na poszczególne gesty Mel, Dominic miał wrażenie, że ciemnowłosa była stworzona do pracy wśród swoich podopiecznych. Chyba od zawsze przejawiała takie cechy, nie potrafiąc przejść obojętnie obok żadnego zwierzęcia.
- Jak widać, one też nie mogły doczekać się promieni słońca - stwierdził w rozbawieniu, ale było w tym trochę racji. Badania wykazywały, że ponure, pochmurne dni, nie wpływały zbyt dobrze na samopoczucie ludzi, zwierzęta mogły odczuwać to bardzo podobnie. - No, jasne, zawsze to dla nich jakaś odskocznia. Zmiana otoczenia i otwarcie się na innych ludzi działa w pewnym sensie terapeutycznie - przyznał, spoglądając na czworonogi z uśmiechem, za którym kryło się współczucie. Za każdym z nich z pewnością stała jakaś historia, która mogła łamać serce. Nie wyobrażał sobie, co mogły przechodzić. - Tak przy okazji, jestem Dominic. A skoro już mnie poznaliście, to może teraz ja dowiedziałbym się, jak się wabicie? - Uniósł kąciki ust, okazując im swoje przyjazne nastawienie. Zdążyły go obwąchać i nie budziły wobec niego żadnego sprzeciwu, więc nie wypadałoby w towarzystwie się nie przedstawić.
- Tak, staram się trzymać formę przed sezonem, a ten już niedługo. - Wzruszył ramieniem i schował dłonie w kieszeń, nie będąc pewnym, czy dalsza rozmowa na ten temat interesowała dziewczynę. Płeć piękna rzadko kiedy rzeczywiście lubiła rozmawiać odnośnie sportu. Parsknął śmiechem na kolejne wyczyny psów. - Może pomogę? Na dwie ręce będzie łatwiej opanować tę gromadkę - zaproponował. Nie miał nic przeciwko pomocy, w końcu nigdzie się nie spieszył. - Jak się ma sytuacja w schronisku? - zagaił, ruszając z Mel z miejsca wzdłuż plaży.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Zdecydowanie bycie fit obecnie było trendem, który rzadko kiedy miał coś wspólnego z tym, co na co dzień robił Dominic, bo ten miał powód, aby dbać o własną formę, natomiast większość osób po prostu udawała, próbując zwyczajnie się wpasować. Przez chwilę Melusine również należała do tej grupy, jednak ostatecznie jej lenistwo oraz zamiłowanie do różnych przyjemności skutecznie ją z niej wykluczyło. Jakby więc zareagowała, gdyby mężczyzna próbował zmienić jej nastawienie? Ciężko było stwierdził, ponieważ Melusine należała to osób niezwykle upartych i na każdy argument znalazłaby inny, mający Dominica przekonać do jej racji. I rzeczywiście - mogłaby to być niezwykle ciekawa konfrontacja.
- Zależy w co wierzysz - zaśmiała się, wzruszając przy tym ramionami. Ona sama nie dawała wiary w żaden z tych tworów - przypadek czy przeznaczenie, bo w taki sposób ludzie tłumaczyli to, czego nie mogli wyjaśnić inaczej. Czasem coś po prostu się działo i nie trzeba było tego przypisywać, jakiejś sile wyższej. Nie sądziła, że on również poczuł to dziwne uczucie, kiedy ich spojrzenia się skrzyżowały, chociaż ostatecznie postanowiła je zignorować, uznając, że był to zwyczajnie szok, wywołany niecodzienną sytuacją, która w żadnym wypadku nie była świadomym działaniem.
- Zapewne nie czuje się ani trochę winny, a przyjemniej tak nie wygląda - stwierdziła, widząc wciąż ucieszoną mordę psa, który dodatkowo merdał radośnie ogonem, jakby był bardzo zadowolony nie tylko z ucieczki, której był prowodyrem, ale również tego co wydarzyło się później. Czasem Melusine nie mogła uwierzyć do czego zdolne były te zwierzaki, niejednokrotnie wywołały u niej wiele nerwów, jednak nigdy nie potrafiła się na nich zbyt długo gniewać, ani tym bardziej w jakikolwiek sposób ukarać. Nawet teraz każdemu dała po smakołyku, szeroko się przy tym uśmiechając, kiedy Piękna zaszczekała prosząc o jeszcze jeden - zawsze tak robiła, a dziewczyna za każdym razem ulegała.
- Możliwe - przytknęła, bo przecież takich dni jak ten w Seattle było naprawdę mało, więc nawet Melusine sprawiał on niebywałą radość, choć ta nie ponosiła jej aż tak bardzo, jak jej podopiecznych. Z uwagą przyglądała się temu, jak wyraz twarzy Coltona zmienia się, kiedy ten utkwił spojrzenie w psach; kryła się w nim radość zmieszana ze smutkiem. Było to naturalnym odruchem, kiedy ktoś miał już świadomość, że ta gromada na co dzień zamieszkuje klatki schroniska, chociaż obecnie sprawiały wrażenie bardzo szczęśliwych, wręcz nie potrzebujących współczucia.
- Winowajca to Bestia, ta obok niego to Piękna. Do schroniska trafiły razem, po tym jak okazało się, że ich właściciel nie potrafi sobie z nimi poradzić. Dalej jest Baset, a ten czarny, który właśnie kopie w piachu to Chopin, a za nim, na czerwonej obroży Hrabianka - przestawiła wszystkich po kolei, a kiedy wymieniła ich imiona te mimowolnie zwracały na Mel uwagę. Były przyzwyczajone do jej obecności oraz głosu i tylko Dominic wciąż wywoływał u nich wyraźne zainteresowanie, które traciły tylko na ułamek sekundy, poświęcając go brunetce.
- Chodziły pogłoski, że inna drużyna chcę cię wykupić z Seattle - zagadała wyraźnie zainteresowana tym, co on ma do powiedzenia na ten temat. Mimo, iż nie była ogromną fanką sportu, a przynajmniej nie ciągnęło jej do jego uprawiania, tak mimo wszystko śledziła magazyny sportowe. Prawdopodobnie z przyzwyczajenia, a może chcecie sprawdzenia, jak Dominic sobie radzić? Czasem, gdy odwiedzała grób Heather mówiła jej o tym.
Ona pokręciła głową na kolejny kaprys swoich podopiecznych, nie mając pojęcia, co w nich dziś wstąpiło i z wyraźną wdzięcznością wymalowaną w jasnych tęczówkach przyjęła pomoc szatyna, podając mu dwie z pięciu smyczy. - Naprawdę nie wiem skąd dziś w nich tyle energii - zaśmiała się, stawiając kolejne kroki w piasku. - Ciężko. - przyznała, cicho wzdychając - I nie żebym się skarżyła. - dodała szybko, zdając sobie sprawę, jaki wydźwięk miała jej odpowiedź. - Po prostu podopiecznych wciąż przybywa, rąk do pracy brakuje. Do tego zjadają nas opłaty i gdyby nie pomoc życzliwych ludzi, to nie dalibyśmy sobie rady - wyjaśniła pokrótce, nie chcąc dobijać mężczyzny przykrymi opowieściami, chociaż głównie z takich skakało się schroniskowe życie. - Ale jest też dużo wspaniałych chwil. Psy są niezwykle wdzięczne, czasem znajdzie się ktoś kto zaadoptuje, nawet takiego najbrzydszego, który nie miał szans na inne życie - uśmiechnęła się wesoło na wspomnienie Coco, który miał obecnie świetne życie i wspaniałego właściciela - w zasadzie to właścicieli, bo obecnie Melusine spędzała z Siriusem naprawdę sporo czasu, a ich związek kwitł, chociaż o tym nie napomknęła. - A co słychać w wielkim świecie? - odbiła piłeczkę.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

- Na pewno nie w przeznaczenie - odparł, kręcąc ze śmiechem głową. Dla niego nie istniało coś takiego. Przejścia, jakich doświadczył w przeciągu ostatnich paru lat niemal narzuciły mu pełne zwątpienia przemyślenia, na które ostatecznie się zamknął. Wtedy nie tylko kierował się niechęcią wobec rozdrapywania świeżych ran, ale po prostu nie potrafił dopuścić do siebie myśli, że mogło to być zapisane gdzieś w gwiazdach. Teraz nadal stąpał twardo po ziemi, uważając za zbyteczne dopatrywanie się w poszczególnych przypadkach czegoś więcej.
Kiedy przyglądał się relacji Mel z psami, kąciki jego ust nieznacznie się uniosły do góry.
- Czyli jednak masz w sobie trochę człowieczeństwa - rzucił nieco zaczepnie, przygryzając wargę, na próżno starając się w ten sposób powstrzymać łobuzerski uśmiech. Kiedyś wzajemne dogryzanie sobie należało do codzienności. Mimo że od tamtego czasu wiele się zmieniło i dostrzegał w dziewczynie zmiany, nie mógł oprzeć się tej odrobinie uszczypliwości, która w pewnym sensie mogła wyrażać tęsknotę za starymi, dobrymi czasami.
- Same osobliwości - przyznał, wodząc wzrokiem po czworonogach. Pomimo poznania ich w przeciągu ostatnich kilkunastu minut wydawało mu się, że każde z nich objawiało swoje indywidualne cechy, które danego psa bardzo wyróżniały na tle innych. Każdy był na swój własny sposób wyjątkowy. Przy tym wszystkie miały w sobie coś, co łapało za serce. Dobroć i miłość wypisane w każdym spojrzeniu, zwłaszcza, gdy zwracały swoje oczy na wolontariuszkę, która wykazywała wobec nich nadzwyczajnie życzliwe podejście. Posiadały niewielkie wymagania, którym niestety niektórzy ludzie nie potrafili sprostać, bez skrupułów zostawiając je na pastwę losu, przez co lądowały w schronisku. Jej pytanie nieoczekiwanie wyrwało go z zamyślenia. Naprawdę interesowała się nowinkami ze świata sportu?
- Taak. To spore wyróżnienie, które daje znacznie więcej możliwości, ale… ten rok przewiduję jeszcze w Seattle - przyznał lekkim głosem, chcąc ukryć to dziwne uczucie, które właśnie go dopadło na myśl o odejściu z drużyny. To w Mariners poczynił swoje pierwsze kroki, to tu wiele go nauczono i wybito na szczyt sławy w regionie. Jasne, w trakcie ubiegłych rozgrywek ligi został zauważony przez trochę poważniejsze drużyny, ale nie miał pewności, czy wskakując na wyższy poziom, wykaże się wystarczająco, według stawianych oczekiwań. To dlatego ostatnio tak dużo trenował i narzucał sobie tempo, by i w tym roku w Mariners pokazać, na co go stać i samemu się przekonać, że warto było na niego postawić. Melusine jednak dobrze go znała, jego nagła zmiana tonu nie mogła więc umknąć jej uwadze.
- Rozumiem - pokiwał głową z powagą, zdając sobie sprawę, jak trudne było życie psiaków w schronisku, nie wspominając już o tym, jak łatwo ludzie pozbywali się zwierząt jak niechcianych zabawek, a brakowało tych, którzy właściwie okazaliby im serce. Nie każdy mógł sobie na to pozwolić, dlatego widok zainteresowanych adopcją osób w przytułku musiał powodować niepohamowany wybuch szczęścia wśród oczekujących na dom psów. A one z pewnością doceniały każdy gest. - Nawet w tym najbrzydszym można dostrzec coś wyjątkowego, czego nie mają inne psy - przytaknął, uśmiechając się pod nosem. To musiało być wspaniałe uczucie, zarówno dla psa i właściciela, jak i wolontariuszy, których praca właśnie wtedy zyskiwała największy sens. Na jej pytanie zamyślił się na moment, próbując dobrać odpowiednie słowa. - Em… To, co zwykle - wywoływanie chaosu w mediach przez drobnostki z racji braku porządnego materiału, imprezy charytatywne… A najbliższa odbywa się pod pretekstem czego? Komercyjnego święta, na którym kwiaciarnie, jubilerzy i restauracje zbijają prawie największy interes w ciągu roku - stwierdził, wywracając przy tym teatralnie oczami. Takie właśnie zdanie miał odnośnie zbliżających się walentynek. W których niestety w tym roku musiał uczestniczyć, za co mógł podziękować swojej kochanej mamie.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Słysząc odpowiedź padającą z ust Dominica, mimowolnie uśmiechnęła się nieco szerzej, jakby śmielej. Reakcją tą poniekąd próbując ukryć zaskoczenie, jakie u niej wywołał, bo nagle okazywało się, że mieli ze sobą znacznie więcej wspólnego niż przypuszczała. Zawsze uważała, iż brak porozumienia między nimi w przeszłości wynika z różnicy charakteru, a może istota tego leżała w ich podobieństwie do siebie? Oczywiście musiało upłynąć te kilka lat, aby charakter Melusine nabrał formy, takiej jaką obecnie prezentował, bo Colton już w tamtym momencie ich historii posiadał wiele cech, jakie widoczne były również teraz. Różnica wieku jaka między nimi istniała wydawała się mieć wtedy kluczowe znaczenie, a obecnie została gdzieś zatarta.
- Na pewno wiecej niż w tobie, Colton - odparła na jego zaczepkę, nie pozbywając się z wyrazu twarzy wesołości. Ta widoczna była nie tylko na malinowych ustach, których kąciki unosiły się ku górze, ale przede wszystkim w jasnych talerzach oczu. Jakby na dobre porzuciła tę maskę, jaką w jego towarzystwie zakładała; surową, niezłomną, wręcz nieprzyjemną. Teraz ich uszczypliwości miał przyjazne zabarwienie, więc próżno było szukać w niej prawdziwej złośliwości, jakiej kiedyś Melusine mu nie szczędziła, a on? Wówczas najczęściej odpłacał się tym samym, co sprawiało, że mały konflikt rósł do rangi wielkiej kłótni.
- W gruncie rzeczy zwierzęta są bardziej podobne do ludzi niż możesz przypuszczać - stwierdziła. Mając na co dzień styczność z tak dużą ilością podopiecznych, dostrzegała różnice między nimi i nie chodziło tu jedynie o wygląd psów. Każdego charakteryzowała unikatowa osobowość, do której trzeba było mieć indywidualne podejście, a dodatkowo podobnie jak ludzi, zwierzęta łączyły różne relacje, z czym również należało się liczyć. Melusine pracując w schronisku nauczyła się naprawdę dużo, głównie o samej sobie. To co zrobiła Evelyn, w krytycznym momencie, prowadząc córkę do tego miejsca było najlepszą decyzją, jaką mogła podjąć jej rodzicielka, bo dzięki temu obecnie Mel była w takim a nie innym miejscu.
Rzeczywiście, zainteresowanie Pennifold sportem mogło dziwić, zwłaszcza, że przed chwilą mówiła o swojej niechęci do biegania. Prawdę powiedziawszy nie interesowała się nim w pełnym tego słowa znaczeniu, skupiając jedynie na baseballu; może z własnych chęci, a może już z nawyku, jaki wyrobiła w niej za życia Heather, swego czasu czytając każdy artykuł dotyczący Dominica i zmuszając Mel, by jej słuchała.
- Rozumiem, że ciężko jest się rozstać z drużyną, gdzie się zaczynało? - pytanie mimowolnie opuściło usta brunetki, chociaż nie dawał jej powodów, by mogła myśleć, że rzeczywiście tak było. Z drugiej strony wydawało się to takie oczywiste, jednocześnie pokazując, że Dominicowi nie zależy jedynie na pieniądzach i sławie, jak myślała. Myliła się. Kierując na niego swoje spojrzenie zrozumiała, że teraz ma szansę zobaczyć mężczyznę w zupełnie innym świetle. Dostrzec to, co do tej pory pozostawało poza jej zasięgiem, bo żywiła do niego zbyt wiele negatywnych emocji, aby się otworzyć.
Na chwilę ponownie skupiła swoją uwagę na podopiecznych, jedynie przytakując na kolejne wypowiadane przez bruneta słowa, a kiedy wspomniał o walentynkach, nie mając o nich zbyt dobrego zdania, zaśmiała się. Ich podejście do tego święta było takie samo.
- Do tego ta sztuczna miłość, co? - doprecyzowała, zupełnie zgadzając się z jego zdaniem. Także nie przepadała za walentynkami, a czternasty lutego w jej przypadku niczym nie różnił się od każdego innego dnia w roku - przyjemniej jeszcze.
- Zawsze zastanawiało mnie, jak to możliwe, że tylko raz roku ludzie czują tę silną potrzebę, by celebrować swój związek, nie można tego robić na co dzień? - kolejne pytanie, któremu towarzyszył subtelny grymas, padło z malinowych ust. Sama będąc obecnie w związku, starała się dbać o to, by każdy dzień niósł ze sobą coś nowego, zaskakującego, chociaż w większości niczego mozolnie nie planowała.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Kiedy on stawiał pierwsze kroki w dorosłości, zaczął zdobywać osiągnięcia w Mariners i wyjeżdżać na mecze poza stanem, ona nadal odkrywała młodość, smakując przygód związanych z nowymi sposobnościami, które nasuwały się wraz z każdą nową znajomością. Wtedy różnica między nimi zdawała się zbyt duża, by potrafić zrozumieć własne perspektywy i decyzje kierowane osobistymi pobudkami. Czas sprawił, że oboje ukształtowali swoje przekonania, które ze spotkania na spotkanie stawały się coraz bardziej widoczne, dzięki czemu różnice z przeszłości przestawały mieć jakiekolwiek znaczenie.
- Ktoś musi dbać o równowagę w naturze - wraz z tymi słowami kąciki jego ust wystrzeliły ku górze, sugerując dumę z powodu zadania, jakie sobie stawiał. Kiedyś pewnie zareagowałby zupełnie inaczej, ale tym razem towarzystwo Mel wywoływało całkiem inne emocje, spośród których nie dało się odnaleźć ani odrobiny złośliwości i irytacji, niegdyś goszczących podczas niemal każdego ich spotkania. Ku zdziwieniu Dominica, okazywało się to miłą odmianą.
Przytaknął głową, domyślając się, co mogła mieć na myśli w kwestii zwierząt. - Sądzę, że wielu rzeczy moglibyśmy się od nich uczyć. - Na przykład lojalności i przyjaźni aż po grób. Niestety, doświadczenie Dominica wskazywało na to, że ludzie uśmiechali się do siebie i udawali dobrych kompanów, a tak naprawdę przy pierwszej lepszej okazji bardzo łatwo wbijali sobie noże w plecy. Przed kolejnym jej pytaniem na moment się zastanowił, jak ubrać w słowa to, co właśnie czuł.
- No cóż, to trochę jak zdrada, chociaż… egoizm chyba mam we krwi, nie? - przyznał, z coraz większym trudem utrzymując beztroski ton, w którym na koniec stała się wyczuwalna nuta cynizmu. Zmiana drużyny na lepszą mogła zostać potraktowana jak typowa zagrywka karierowicza, chcącego zyskać sławę i więcej korzyści, niż w zespole nie przynoszącym zbyt wielkich osiągnięć na skalę stanów. Może w telewizji uśmiechał się do kamery i stwarzał wrażenie super otwartego na wszystko, ale jego znajomi, jak i część wzdychających do niego dziewczyn ze złamanym sercem, zwykle dostrzegała w nim egoistę. I o ile nie przejmował się przyklejoną do niego łatką to na szerszą skalę mimowolnie przestawało być to wygodne.
- Tragedia, jak to przeżyć? - pokręcił głową z wyraźną awersją na samą myśl o migdalących się wszędzie parach, udających jak wszystko wspaniale się im układało. Paradowanie za rękę po mieście pod publikę sprzyjało jedynie tym, którzy mogli na tym nieźle zarobić. Interesującym było przekonać się, że Melusine posiadała podobne zdanie na ten temat.
- No właśnie. To takie szukanie okazji na siłę. Przecież z wyjątkową osobą każdy dzień może być wyjątkowy - stwierdził, zanim pomyślał o tym, co właśnie powiedział, wędrując myślami w przeszłość. Z Heather zawsze było wyjątkowo. Doceniał fakt, że trwała przy nim i nie bał się jej tego okazywać przez drobne gesty, które dla przypadkowych obserwatorów mogły nie znaczyć wiele, ale dla nich miały ogromne znaczenie. Jeśli ktoś nigdy nie doświadczył zakochania to nie był w stanie tego zrozumieć. - Nie mam pojęcia, jak przetrwam walentynkowy bankiet, który kółko wzajemnej adoracji organizuje w tym roku w naszej posiadłości - mimowolnie westchnął, nadal nie potrafiąc sobie wyobrazić faktu, że powinien być wtedy w centrum zainteresowania, nie wspominając już o jego partnerce, której… nie miał.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

- To prawda - przyznała mu po raz kolejny rację, chociaż tym razem nie wywołało to u brunetki tak wielkiego zaskoczenia, jak w trakcie pierwszego spotkania, kiedy dopiero docierało do niej, że potrafią znaleźć wspólny język. Uśmiechnęła się nawet, zdradzając w prostym geście własne rozbawienie, jakie pociągnęło za sobą stwierdzenie wysnute przez Dominica. Wydawało się, że i mężczyzna powoli zaczyna oswajać się z nową sytuacją, a przede wszystkim relacją, jaką udało im się niespodziewanie nawiązać. Dawniej uważała, że jest to awykonalne, bo nawet przebywanie w towarzystwie szatyna było dla niej uciążliwe, lecz teraz zmieniła co do tego zdanie. Dodatkowo był w zasadzie jedyną osobą, z którą swobodnie mogła porozmawiać o Heather oraz na nowo przywołać wspomnienia, które nieco blakły wraz z upływającym czasem. Oczywiście dla nich obojga nie były to proste rozmowy, ale świadomi byli tego, co przeżywa druga osoba, a dzięki temu mogli liczyć na zrozumienie. Wielu rzeczy ze swojej przeszłości żałowała, jednak nie było to jednoznaczne z tym, że unikać będzie poruszania trudnych tematów. Obecnie była bardzo świadoma błędów, jakie popełniła, ale także zbyt dumna, aby słowo "przepraszam" skierowane w stronę Coltona odpuściło malinowe usta.
Dlatego ze skrywaną ulgą przyjęła nowy tor ich rozmowy, który sprawiał, iż myśli Melusine zaczęły uciekać w zupełnie innym kierunku. Nie chciała przypadkiem zdradzić się, poprzez zbyt mętne spojrzenie czy zamyślony wyraz twarzy, przed Dominicem, że coś zaprząta jej śliczną główkę, bo to wiązało się z pytaniem, na które nie miała ochoty odpowiadać, a przynajmniej nie teraz.
- Kiedyś powiedziałabym, że jesteś największym egoistą we wszechświecie - odpowiedziała, nawiązując do tego, jakie stosunki łączyły ich w przeszłości, a co za tym idzie, jak subiektywna w tamtym czasie była jej opinia, jaką wysnuwała jedynie na podstawie ciągłych sprzeczek - Teraz, ciężko mi to ocenić - przyznała, czemu towarzyszyło subtelne uniesienie kącików ust. Prawdę mówiąc wiele rzeczy brukowce pisały o Coltonie, lecz Melusine zgodnie ze swoją naturą nie dawała wiary w żadną z zamieszczonych tam informacji, bo przecież większości zależało na szukaniu rozgłosu, którego ofiarą był Dominic. - Musiałabym cię poznać - dodała po chwili, jakby niepewnie, wciąż zastanawiając się czy te słowa powinny opuszczać jej wargi, wszakże nosiły na sobie cień propozycji.
W zasadzie nie była pewna, w którym momencie życia zaczęła z antypatią podchodzić do walentynek, a może nigdy za nimi nie przepadała? I proszę siebie nie myśleć! To wcale nie było tak, że brakowało jej adoratorów czy też nigdy nie otrzymała od nikogo walentynkowej kartki. Ona zwyczajnie ceniła sobie szczerość, której ludziom w dniu czternasty lutego brakowało.
- Najlepiej z kieliszkiem wina w dłoni - zaśmiała się, choć wizja spędzenia w taki sposób tego dnia wydawała się równie kusząca, co dla Pennifold odległa. Najpierw musiała dotrwać i dodatkowo nie miałam pojęcia, czy Sirius nie będzie chciał jakoś celebrować tego sztucznego święta; nie rozmawiali o tym.
- W zasadzie to każda sekunda, jaką się wspólnie spędza - ona też uciekła myślami, choć do przeszłości nie tak odległej, jak Dominic, myśląc zwyczajnie o Siriusu. Nie sądziła, że spotka na swojej drodze kogoś tak wyjątkowego, za kim tęskniła gdy nie było go obok i czuła szczęście, kiedy był. Czy to była miłość? Nie znała jeszcze odpowiedzi na to pytanie, nieświadoma, że w najbliższym czasie ją uzyska. Nastomiast świadoma była tego, że szatyn zakochany był w jej przyjaciółce. Czy w walentynki odczuwał najbardziej jej brak? Nie śmiała zapytać o to wprost, więc jedynym co zrobiła było obdarzenie go uroczym uśmiechem, który niejako miał zadziałać pokrzepiająco.
Słysząc kolejne padające z ust mężczyzny zdanie, ściągnęła brwi, po czym szeroko uśmiechnęła.
- Przecież to takie okrutne pić szampana i objadać się pysznym jedzeniem - powiedziała, nieco ironicznie, nie mogąc sobie darować kąśliwego komentarza. Ot, widmo przeszłości. - Grunt to chyba dobre towarzystwo - dodała pospiesznie, by nie myślał, że naprawdę była złośliwa; tylko się z nim droczyła - Wybrałeś już partnerkę? - zapytała, świadoma, że na tego typu imprezie nie wypadało pojawić się samemu.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Czy kiedykolwiek przyszło mu do głowy, że będą w stanie tak swobodnie ze sobą rozmawiać? Nigdy nie podejrzewał, że do tego dojdzie, a jednak to dziwnie miłe zaskoczenie. Odkąd postawił grubą linię, chcąc dokumentnie odciąć się od tamtych wydarzeń, minęło pięć lat. Mimo to miał wrażenie, że dzięki spotkaniu z Melusine zyskał możliwość powrotu do przeszłości, czego do tej pory cholernie się bał. Zapierał się przed zetknięciem z bolesnymi wspomnieniami, nie chciał się ponownie z tym mierzyć w obawie przed własnymi reakcjami. Tymczasem, im dłużej spędzał czas z Mel, zaczynał rozumieć, że ostatecznie nie był w tym sam. Dziewczyna, dotrzymująca mu właśnie kroku, dokładnie rozumiała, przez co przechodził, bo sama tego doświadczyła. Doskonale znała Heather i kochała ją tak samo mocno, jak Dominic. Zmagała się z tymi samymi uczuciami, co on. A on potraktował ją jak największy egoista, nie chcąc dostrzec tego, co widział teraz. Podniósł spojrzenie w bok, na wodę, próbując uciec przed ewentualnym spojrzeniem ciemnowłosej. Chcąc nie chcąc, zaczynał odczuwać wyrzuty sumienia, ale jeszcze nie miał na tyle odwagi, by wypowiedzieć to jedno, tak znaczące słowo. Czuł się egoistą pod wieloma względami.
- Nie pomyliłabyś się - przytaknął z powagą. Jej słowa tylko utwierdzały go w tym przekonaniu, choć przeczuwał, że nie miało to na celu jego urażenia. Po prostu czuł się pogodzony z tą opinią, w którą sam zaczynał wierzyć. Mimowolnie zacisnął szczęki na jej wahanie. Nie był pewien, czy dobrze zinterpretował jej słowa, a raczej nie chciał dopuścić do siebie myśli, że coś mogłoby zmienić jej zdanie. W ogóle nie przejmował się opinią innych, dlatego zmiana w jej zachowaniu przyprawiła go o niepokój. Tak bardzo zamykał się na innych, że czasem sam podawał w wątpliwość, czy mogło kryć się za tym coś jeszcze. Co, jeśli jedyne, co Mel by odkryła to rozczarowanie? - Nie wiem, czy warto - stwierdził cicho po chwili namysłu. Cała jego pewność siebie na chwilę gdzieś się ulotniła, dając miejsca odrobinie słabości. Na szczęście, zmiana tematu pozwoliła mu na nowo przybrać na twarz pogodniejszy wyraz, pod którym skrzętnie ukrył dotychczasowe rozterki.
- Chyba niejednego - zawtórował jej śmiechem. Chociaż w jego przypadku zapewne byłby to jakiś mocniejszy drink. Trudno nazwać to szczęściem, ale przynajmniej już nie musiał przejmować się, jak spędzi ten wieczór, odciągając niepostrzeżenie wkradające się myśli na dalszy plan i celebrując rzeczywistość.
Przytaknął skinięciem głowy, w zgodzie z jej słowami. Kiedy miało się świadomość, że każda chwila była ulotna i mogła już nie wrócić, należało delektować się każdą sekundą spędzoną w towarzystwie najbliższej sobie osoby. Czasem, tak jak w tej chwili, dopadały go myśli, czy aby na pewno zrobił wszystko, co mógł, by jak najlepiej przeżyć czas spędzony z Heather? Zdarzały się chwile, z których nie czerpał w pełni, zajęty myślami o błahych sprawach. Na te rozważania jednak nie był to odpowiedni czas, ani miejsce.
- Ugh, chyba tylko to mi pozostanie - skrzywił się wizją wskazaną przez Mel. Jej pytanie nieco zbiło go z tropu, na co ściągnął brwi. - Nie sądzę, żeby to był najlepszy pomysł. - Zabranie ze sobą partnerki na taką imprezę mogło wyglądać dość poważnie, jak na niego. Wiązało się to również z nadmiernym zainteresowaniem mamy, gdyż z pewnością dałoby jej to fałszywą nadzieję na początek czegoś większego, a znając jej stan psychiczny, tego raczej wolał jej nie robić. W tym momencie jeszcze nie zdawał sobie sprawy, jak bardzo zmieni swoje zdanie.
Nagle poczuł, że zrobiło się dość późno, spojrzał więc na zegarek i westchnął. - Chyba powinienem już wracać - stwierdził i zatrzymał się, by oddać jej pozostałe smycze. - Mam nadzieję, że dalej sobie poradzisz - obdarzył ją łagodnym uśmiechem. - Powodzenia w takim razie. I mimo wszystko, udanych walentynek - mruknął, na koniec unosząc kąciki nieco wyżej, po czym pospiesznie ruszył truchtem wzdłuż plaży do miejsca, z którego tu dotarł. W jego głowie, niczym fale uderzające o siebie, szumiały mu słowa Melusine. Musiałabym cię poznać. Obawiał się, że będzie to nie tyle trudnym zadaniem dla niej, co dla niego samego.

//zt x2

autor

dreamy seattle
Awatar użytkownika
27
175

rozpoczyna rezydenturę na kardiochirurgii

Swedish Hospital

sunset hill

Post

#33

Lato było od tego, by korzystać z niego pełnymi garściami. Korzystając z chwilowej nieobecności ukochanego,mktóry to został wysłany na jakieś szkolenie czy tam konferencję przez swojego szefa, byleby się jeszcze bardziej doszkolić, a Gabi nie potrzebowała póki co Chateux do swoich przygotowań do ślubu, ta postanowiła miło spędzić czas z kuzynką, z którą to dawno się nie widziała. Czuła co prawda z tego powodu pewne wyrzuty sumienia, bo skupiła się na swoim związku i na medycynie, przez co brakowało jej już czasu dla innych. A tym bardziej była zaciekawiona tym, co u Laury, bo ostatnio gdy wracali z Liamem z ich wspólnego kursu gotowania to widziała kuzynkę wychodzącą z kina z mężczyzną, trzymając się za ręce. Trochę ten widok zmartwił Belle, bo owszem, pragnęła szczęścia szatynki, ale on wyglądał na mężczyznę od niej starszego. Musiała zatem bardzo delikatnie ją o niego podpytać. Ostatnio na plaży wiele się działo, zatem zaprosiła to tam Laurę, by mogły poleżeć na kocyku, posmarowane oczywiście kremem uv i opalać się, rozmawiając, a także popływać w oceanie. Z kocykami i w luźnych sukienkach, pod którymi kryły się stroje kąpielowe, kobiety pojawiły się na plaży i rozłożyły swoje miejsce do leżakowania. Belle od razu wyjęła krem z filtrem z małej, wiklinowej, plażowej torebki.
- Posmaować cię? - zaproponowała kuzynce, bo to było najlepszym początkiem do wypytywanie następnego co u niej.

autor

dreamy seattle

your mistaken if your thinking that I haven't been called cold before
Awatar użytkownika
21
176

studentka architektury

kawiarnia Liberte

belltown

Post

#68
Początek sierpnia rozpieszczał pogodą, zresztą jak poprzedni miesiąc, oczywiście, jeśli lubiło się upały. Dla jednych były one nie do zniesienia, inni godziny, w których temperatury były najwyższe i tak spędzali w pracy, najczęściej w klimatyzowanych pomieszczeniach. Laura lubiła lato – długie słoneczne dni, sezonowe owoce, weekendowe wypady, mrożoną kawę, lody i sukienki. Uwielbiała też planować podróże, chodzić na letnie koncerty, pływać w basenie i widywać się ze znajomymi.
Wakacje w tym roku były bardziej intensywne, niż planowała, ale w końcu udało jej się ustalić jakiś wolny dzień i spotkać się ze swoją kuzynką. Miały w kalendarzach stałe punkty, kiedy się widywały, na przykład rodzinne spotkania czy ważniejsze okazje, ale ostatnio coraz rzadziej miały możliwość, by spotkać się tak po prostu, w celach towarzyskich, niekoniecznie rodzinnych.
Plaża była idealnym pomysłem, pogoda była idealna, a dziewczyny mogły leżeć na kocach i trochę się poopalać. – Tak, poproszę. – pokiwała głowę, gdy Belle zaproponowała smarowanie kremem z SPFem. Usiadła po turecku, zgarniając włosy do góry, by kuzynka mogła posmarować jej plecy i szyję. – Masz jakieś plany na drugą część lata? – zagadnęła, poprawiając okulary przeciwsłoneczne na nosie. Celowo nie używała słowa „wakacje”, bo Belle już ich raczej nie miała. – Ja bardzo chciałabym gdzieś pojechać. Nie wiem, czy pamiętasz moją koleżankę z liceum, Zoe… jej rodzice mają jakiś dom za miastem i zaprosiła mnie i kilka naszych znajomych na dłuższy weekend. – rozwinęła myśl, chociaż niekoniecznie o taki wyjazd jej chodziło. Marzyła o co najmniej tygodniowym urlopie, wyjeździe poza granice stanu i intensywnym zwiedzaniu.

autor

oh.audrey

dreamy seattle
Awatar użytkownika
27
175

rozpoczyna rezydenturę na kardiochirurgii

Swedish Hospital

sunset hill

Post

Skoro kuzynka się zgodziła to Belle nałożyła odpowiednią ilość kremu na dłoń, a następnie zaczęła smarować i rozsmarowywać go na plecach i ramionach Laury. Może to i lepiej że Hirsch nie widziała jej skonsternowanej miny, inaczej szybko by się zorientowała, że Belle coś gryzie. A ta nie wiedziała jak właściwie zacząć temat związany z nieznajomym z kina, z którym to widziała właśnie Laurę.
- Myślę by zrobić Liamowi niespodziankę i pojechać do niego. Gdy on będzie pracował to ja będę zwiedzała miasto. - powiedziała zamyślona, bo tak, nie zamierzała mówić swojemu chłopakowi o swoim przyjeździe i wcale to nie było sprawdzenie jego wierności, a jedynie tęsknota i chęć bycia z nim. Poza tym Hall na pewno się ucieszy jak ją zobaczy czyż nie?
- Zoe? Tak, pamiętam, wszędzie jej było pełno. Nie wiem jak ty za nią nadążałaś, bo ja gubiłam się już przy drugim wypowiadanym przez nią zdaniu. - zaśmiała się, bo serio tak było i ta dziewczyna była ewidentnie zbyt żwawa jak dla blondynki.
- A kto będzie na tym wyjeździe jeszcze? - zaczęła dopytywać niby to z ciekawością, ale za tym pytaniem kryło się inne, subtelne zapytanie czy będzie tam "on".

autor

dreamy seattle

your mistaken if your thinking that I haven't been called cold before
Awatar użytkownika
21
176

studentka architektury

kawiarnia Liberte

belltown

Post

Nie miała pojęcia, że chęć spotkania wyrażona przez Belle jest spowodowana czymś konkretnym i to czymś, co ją niepokoiło. Cieszyła się ze spotkania, bo dorosłe życie potrafiło nieźle przytłoczyć, skutecznie ograniczając wolne terminy, które pasowały im obu. Zresztą czasami wolny dzień albo wieczór niekoniecznie należały do tych, które chciało się spędzić z kuzynką! Już nawet nie chodziło o samą kuzynkę, a na przykład o chęć poświęcenia czasu samej sobie.
– O, to świetny pomysł! Byłoby super, gdyby miał też kilka dni wolnego, moglibyście spędzić trochę czasu razem. – przyznała z uśmiechem, którego niestety kuzynka nie miała okazji zobaczyć, bo widziała tylko tył głowy Laury i krótkie włosy, które całkiem niedawno znów podcięła, bo podobała się jej ta długość.
– No cóż, nie będę kłamać… nie zawsze nadążałam. – zaśmiała się. Na szczęście miała być cała licealna ekipa, ktoś na pewno będzie nadążał za Zoe. – To świetna okazja, bo niektóre dziewczyny widziałam ostatni raz na imprezie na zakończenie poprzednich wakacji, zanim wyjechały na studia. – dodała, naprawdę ciesząc się, że kontakt się im się jeszcze nie urwał i będą mogły się zobaczyć i trochę nadrobić. Laura w liceum nie była duszą towarzystwa, jednak miała swoje serdeczne grono koleżanek. – Kto? Z tego, co wiem, to przyjazd potwierdziła Beth, Chloe, Elle i chyba Lily. – musiała sobie przypomnieć, bo na ich grupowej konwersacji pojawiało się dużo wiadomości. – Także trochę nas będzie. – przyznała, odwracając się do kuzynki. – To co, teraz twoja kolej? – uniosła butelkę z kremem, chcąc nałożyć go na plecy Belle.

autor

oh.audrey

ODPOWIEDZ

Wróć do „Alki Beach”