WAŻNE Wprowadzamy nowy system pisania postów/tworzenia tematów w lokacjach. Prosimy o zapoznanie się instrukcją i stosowanie nowego wzoru. Więcej informacji znajdziecie tutaj!
Subfora zostały podzielone na 4 główne działy, oto orientacyjny zakres lokacji, które mogą się w nich znaleźć:
- strefa miejska - ulice, parkingi, tereny zielone, parki, place zabaw, zaułki, przystanki, cmentarze
- usługi - sklepy, centra handlowe, salony kosmetyczne, pralnie, warsztaty
- kultura i instytucje - galerie, muzea, teatry, opera, domy kultury, centra społeczne, urzędy, kościoły, szkoły, przedszkola, szpitale, przychodnie
- życie towarzyskie - restauracje, kawiarnie, kluby, kręgielnie, puby, kina
Dodatkowo w dzielnicach znajdziecie subfora większych firm albo ważnych dla forum i postaci lokacji, np. szczególne kluby, uniwersytet, czy restauracje.
INFO W procesie przenoszenia forum na nowy silnik utracone zostały hasła logowania. Napiszcie w tej sprawie na discordzie do audrey#3270 lub na konto Dreamy Seattle na Edenie. Ustawimy nowe tymczasowe hasła, które zmienicie we własnym zakresie.
DISCORD Jesteśmy też tutaj! Zapraszamy!
UPDATE Postacie chcące uzupełnić swoją KP o nowe treści w biografii mogą skorzystać teraz z kodu update w zamówieniach.
-
- Ma żonę i dwójkę dzieci z tego co mi wiadomo... gdybym nagle wpadła i zaczęła szukać swoich majtek sprzed lat... cóż, mogłabym naprawdę rozwalić czyjeś małżeństwo... - rzuciła z rozbawieniem, ale jakoś tego nie widziała. Bawienie się w glinę i przeszukiwania majtek po prostu jakoś jej nie kręciły. Już by się w nie pewnie nie zmieściła, mimo że wciąż była szczuplutka. Z resztą myśl o tym, ze mógłby sobie robić dobrze jej majki... albo co gorsza myśl, że mogło znajdować się na nim jego nasienie... bardziej ją obrzydzało niż schlebiało. Dlatego, jeśli chciał je mieć i jeśli naprawdę je miał, bo śmiała w to wątpić... ale jeśli je miał, to niech je sobie zostawi. I niech sonie z nimi robi to co tylko chce. Zaśmiała się na jego kolejne pytanie, a potem delikatnie pokręciła głową. - Nie wiem jakiej odpowiedzi się spodziewasz, ale był t tylko jeden raz. Więc uciekać nie usiałam. - wzruszyła niewinnie ramionami, zostawiając mu wolną interpretacje jej słów. Ale nie raz uprawiała seks w aucie, szczególnie kiedy mieszkała z rodzicami, a potem przez chwilę w akademiku. Ale no ten jeden raz musiała uciekać przed policją.
Zdrady były dla niej... czymś niepojętym i sama nigdy nawet nie pomyślała by się do nich posunąć. Można było zakończyć związek, zdrowo odczekać i wtedy wplątać się w kolejną relację. Ale jego wyznanie sprawiło, ze sama postanowiła się z nim podzielić swoją historię. Prawdziwą. Nie wiedziała jednak czy zgadnie. - Miesiąc temu wróciłam z moich chłopakiem do miasta. W sumie to z ex chłopakiem. Wynajęliśmy mieszkanie, pożegnaliśmy dawne życie... to znaczy ja pożegnałam, bo za nim przyjechała jego kochanka. - rzuciła całkowicie poważnie i przestała bawić się uchem pieska. Złapała za kubek w którym znów było wino i się napiła. To była wciąż świeża sprawa, ale nie chciała rozpaczać nad kimś kto zwyczajnie nie miał do niej grama szacunku, bo wolał na boku pieprzyć inną. Wzięła kolejny mały łyczek. A potem posłała mu uśmiech, bawiąc się kubkiem tak by nie wylać z niego całego alkoholu.
-
— Okej, to mi wystarczy, żeby ocenić wstępnie twój poziom szaleństwa — zaśmiał się. Jednak nie była tak szalona, jak sądził. A przynajmniej nie pod tym względem. Coś mu jednak mówiło, że była w stanie zaskoczyć go nie raz i nie dwa na innych płaszczyznach życia. Widać było, że miała głowę pełną pomysłów, a nudne życie nie było czymś, co mogłaby preferować. To zaś budziło w Rhysie zaciekawienie i chęć pociągnięcia tej znajomości, by poznać nową sąsiadkę nieco lepiej i przekonać się, na jak wiele było ją stać i to niekoniecznie w kwestii zrzucania majtek i zostawiania ich w randomowych miejscach.
Słuchając jej historii, zmarszczył lekko czoło. Nie potrzebował wiele, by zrozumieć, że i tym razem mówiła prawdę. Z łatwością przypisywał jej słowa do zachowania, które mówiło najwięcej. Miała takiego samego pecha, że trafiła na kogoś, kto nie miał względem niej szacunku i kto nie miał problemu z tym, żeby puszczać się na boku. Rhys naprawdę nie rozumiał, co kierowało ludźmi, by posuwali się do zdrady, marnując życie drugiej osobie. O wiele prostsze byłoby rozstanie się w zgodzie i pozwolenie na to, by każde ruszyło w swoją stronę. Nie pojmował po co kłamstwa, sekrety, zdrady. Jakby i bez tego życie było za mało skomplikowane i ciężkie.
— Wiesz... Ta zabawa nie ma sensu. Bez urazy, ale po prostu... Beznadziejni z nas bajkopisarze — zaśmiał się przerywając w końcu tą panującą pomiędzy nimi ciszę, która zaczynała się robić trochę niezręczna w jego odczuciu. Sięgnął po swój kubek z winem i upił łyk. Potem kolejny i odstawił pusty już kubek na trawę, nie spiesząc się po dolanie sobie i jej kolejnej porcji alkoholu. — A koleś był frajerem, przynajmniej w porę się wydało i nie musiałaś marnować na niego życia. Poza tym karma wraca i do niego wróci, a ty może akurat ułożysz sobie życie z kimś, kto będzie wiedział, czym jest prawdziwe uczucie — dodał, w końcu odpowiadając na jej historię. Nie zazdrościł. Doskonale wiedział jakie to uczucie być zdradzonym. I wiedział też doskonale, jak ciężko było przejść z tak wielkim rozczarowaniem do porządku dziennego.
-
Dobra ta zabawa straciła sens. Bo przecież nie zamierzali kłamać... a może planowała skłamać za kolejnym razem? Przecież mogła mieć taki plan! Niestety tego już się nie przekonają. Koniec gry. - Śmiem twierdzić, że boisz się przegranej i tchórzysz. - rzuciła z rozbawieniem, ale wcale tak nie myślała. Tak się tylko droczyła. Spojrzała na wino, którego dolał. Tak, po tych małych wspomnieniach, już znacznie niej przyjemnych, potrzebowała kolejnej dawki wina. Napiła się więc, wypijając cały kubek na raz. A potem zgniotła go w dłoni. Dość tego dobrego. Robiło się jej od środka gorąco, a w głowie zaczynało szumieć. A to znać, że jeszcze jeden kubeczek, a może zrobić lub powiedzieć coś naprawdę głupiego, czego będzie żałowała. A przecież, nie chciała się ośmieszyć przed Rhysem, już na pierwszym spotkaniu. - Nie ma o czym gadać. - machnęła na to ręką, a jej usta wygięły się w uśmiech. A potem delikatnie szturchnęła go w bok. - Zbierajmy się, zdążyłeś mnie upić i zaczynamy gadać o byłych. - uśmiechnęła się szeroko, a potem poczekała, aż Rhys wstanie i złapała go za dłoń, bez pytania, by podnieść tyłek z trawy. Wyczyściła pupę i poczekała, aż chłopak weźmie swoje rzeczy, zapnie psa na smycz i mogli wracać do budynku w którym mieszkali.
W windzie spędzili ze sobą ostatnie kilkanaście sekund. Zdążyła mu w tym czasie podziękować za miły wieczór, a gdy wyszedł na swoim piętrze, na chwilę zatrzymała nogą windę. - Słodkich snów, Rhys. - rzuciła cicho, uśmiechając się najsłodziej jak potrafiła, a potem cofnęła nogę, by patrzeć na niego, kiedy winda się zamykała. A potem wjechała o piętro wyżej i została sam na sam ze swoimi myślami. A w nich niejednokrotnie wracała do uśmiechy Rhysa, jego tatuaży i tego co jej powiedział. Przez to wszystko, ciężko było jej zasnąć. Ale ostatecznie uznała, ze im szybciej zaśnie, tym szybciej będzie miała szansę, spotkać swojego sąsiada.
koniec
-
O ile na własnym kącie mu aktualnie nie zależało jakoś szczególnie - w końcu, hotelowe pokoje są wygodne (i sprząta je ktoś inny!), o tle jak najszybciej chciał ruszyć z własną firmą. Nawet, gdyby miał zacząć z pracownikami siedzącymi na podłodze z laptopami na kolanach - chociaż nie wiedział jak odnieśliby się do tego potencjalni kandydaci.
Lubił pomagać ludziom na początku ich kariery, bowiem czuł, że spłaca dług wobec swojego pierwszego kierownika, który kiedyś też dał mu szansę na pracę. Świeżo po studiach nie miał ani wiedzy, ani doświadczenia wymaganego w marketingu, a jednak ktoś mu zaufał i wyszlifował talent na tyle, że ostatecznie Anderson sam mógł zostać dyrektorem działu reklamy w międzynarodowej korporacji. Już wtedy miał w zwyczaju gimnastykować się przed zarządem wyjaśniając dlaczego powinni stawiać na młodych, zamiast wszystko zlecać dużym agencjom. Poza tym, czasem przypadkowy student miał lepszy pomysł na kampanię lub kreację niż duży wielki dom mediowy.
Rozprostował nogi wyciągając je przed siebie i odchylił się na oparcie ławki, którą zajmował. Park był całkiem przyjemny, aczkolwiek szum aut przejeżdżających pobliską autostradą nieco go irytował. Tak czy inaczej, postanowił nie ruszać się z tego miejsca i zatopił się w próbach ogarnięcia tego, co miał zrobić w najbliższej przyszłości.
"Gotyckie odrzwia chylą się i skrzypiąc suną w bok
I biała pani płynie z nich w brylantowej mgle"
-
Co ma być to będzie – nie ważne co robimy i jak staralibyśmy się coś zmienić, czasami nawet stanięcie na głowie nie pomaga. Zawziętość Swanson może być jednak małym utrudnieniem, bo niekoniecznie zgadzałaby się z tym, bo według niej zdarzyć się może też wszystko.
Od kiedy przybyła do Seattle minęło już wystarczająco lat, by zdążyła uważać do miasto za swój dom. Miała tu swoją rodzinę, a gdzie znajduje się rodzina, tam właściwie powinien być dom. Nie miejsce narodzin, czy duża willa z basenem bo małe mieszkanko nie można nazwać przez niektórych domem, a tam, gdzie są najbliżsi jej ludzie.
Sama wiele pracowała nad swoją twórczością, czasem nie wychodząc przez całą noc z pracowni, umorusana przeróżnymi rodzajami farb, czy innych tworzyw (w zależności od tego nad czym pracowała. Nie można powiedzieć, że to co miała teraz, przyszło jej łatwo. Bo nie przyszło. Długie godziny ciężkiej pracy sprawiły takie efekty. Byli ludzie na jej drodze oczywiście, którzy jej jakoś w tym pomogli. Między innymi był nim Sean. Dzięki zleceniom i możliwości pracy w różnych dziedzinach mogła zadbać o swój rozwój. Samo siedzenie nocami w pracowni czasem nie wystarcza. I całe szczęście nie miała okazji się przekonać, czy to by wystarczyło.
Dzisiaj był kolejny z dni, kiedy wybrała się z małą Nadią na spacer. Pogoda była dość przyjemna, gdzie promienie słoneczne przyjemnie ogrzewały wszystko z czym się spotykały w tym jej twarz. Lubiła czuć na swojej skórze to ciepło. Moment, kiedy zamyka oczy i nie widzi ciemności, a pod zamkniętymi powiekami pojawiają się jakiej ukryte barwy. Chociaż… nie była zwolenniczką opalania i nie rozumiała ludzi leżących godzinami na plaży bez ruchu, by tylko nabrać ciemniejszego odcienia skóry. Popychała wózek przed sobą, ciesząc się, że mała nie płacze i nawet udało się jej zrobić popołudniową drzemkę. Przechodziła właśnie przy jednej z ławek, kiedy natknęła się na mężczyznę.
Czy ona go czasem nie znała?
Machinalnie przystanęła, właśnie ogarniając z kim ma do czynienia. Zaskakujące spotkanie.
- Sean? – dopytała, jakby przez ostatnie nieprzespane noce, mogła coś czasem jednak pomylić.
-
Oficjalna część uroczystości prawie dobiegała końca, wręczono już większość nagród dla laureatów konkursu organizowanego przez Firefly Co, którego uczestnicy przez dwa miesiące nadsyłali swoje prace mające zostać wykorzystane w następnej kampanii reklamowej. Sam konkurs był też PRowym pretekstem, by pokazać dobre oblicze korporacji - troszczącej się i wspierającej młodych artystów. Sean, dyrektor marketingu i jednocześnie osoba wręczająca statuetki i ściskająca dłonie wyróżnionym zaczynał już mieć ochotę na drinka i modlił się, by sceniczna farsa dobiegła końca.
-Pierwsze miejsce zajmuje Maddie May Swanson z Seattle - wyczytał prowadzący, po czym rozległy się brawa. - Zapraszamy na scenę.
Anderson spoglądał na młodą dziewczynę wspinającą się po schodach, a kiedy do niego podeszła wręczył jej symboliczną, szklaną statuetkę, dyplom i wielką, kartonową atrapę umowy na wykorzystanie jej prac...
Kilkanaście minut później przechadzał się już między stolikami koktajlowymi szukając zdobywczyni pierwszego miejsca. Oficjalna część dobiegła końca, więc pozwolił sobie zdjąć krawat i rozpiąć górny guzik koszuli, zaś w rękę chwycić szklankę z alkoholem. Minął grupkę ludzi dyskutujących o... w sumie nie interesowało go o czym, bo namierzył Maddie.
-Jeszcze raz gratuluję - powiedział podchodząc do niej. - Naprawdę świetne prace. Na scenie nie było okazji, więc poproszę tutaj, byśmy przeszli na ty. Jestem Sean....
-Maddie? - zapytał z nutą niepewności w głosie. - Maddie Swanson, tak? Ze trzy lata temu wygrałaś konkurs Firefly - wstał z ławki i wyciągnął rękę na powitanie - Jakiś czas temu odszedłem z firmy i moje obowiązki przejął ktoś inny. Nadal robisz zlecenia dla nich czy ten dupek zrezygnował ze wszystkich młodych freelancerów?
"Gotyckie odrzwia chylą się i skrzypiąc suną w bok
I biała pani płynie z nich w brylantowej mgle"
-
Pamiętała jakby to było wczoraj. Tak strasznie się denerwowała, że aż niekontrolowanie pociły się jej dłonie. Wygrała to. Zajęła pierwsze miejsce i była tak z siebie dumna, jednocześnie nie chcąc rozczarować innych, wiele od siebie wymagała. Ta kampania reklamowa była jakimś przełomem w jej „tu i teraz”. Można by rzec, że wtedy pomimo ciągłego rozwoju w swoich umiejętnościach, nieco stanęła w miejscu, nie wiedząc co dalej. Jednak oprócz tego dochodziła do tego ta cała uroczystość, na którą sama nie miała jakoś szczególnie ochoty. Niekoniecznie chciała wychodzić na tą scenę i szczerzyć się do ludzi pokazując jak bardzo zadowolona jest. Niektóre osoby wzruszały się, inne reagowały jeszcze inaczej. Jak wypadła ona? Weszła na scenę. Uśmiechnęła się. Podziękowała. Odebrała nagrody i zeszła z niej biorąc głęboki wdech, że tę część ma już za sobą. To wtedy poznała Seana. Uścisnęła jego rękę, łącząc z nim spojrzenia. Chyba wyczytał z jej, że i dla niej tego całego show nie musiało być. Wystarczyła jej wygrana i nawiązanie współpracy, która miała poszerzyć jej horyzonty. Pierwszy raz wzięła udział w takim konkursie jeśli chodzi o kampanie reklamową. To jednak nie ten moment, kiedy zapamiętała jego imię.
Druga część tego dnia była przyjemniejsza. A przynajmniej już nie tak oficjalnie, gdzie można było wyluzować. Sięgnęła pewnie sama za szkło z alkoholem, nie wiedząc nawet jakim – ale wtedy to nie było takie ważne. Nie chciała zostawać długo. Tak wielu ludzi nie znała stamtąd. Miała już nawet się zbierać, kiedy podszedł do niej on. Przedstawił się. To przez niego została tam dłużej, jak sama zakładała.
- Tak, to ja. Kto by pomyślał, że będzie dane spotkać się nam tutaj, w Seattle – zauważyła z uśmiechem, ściskając jego dłoń na przywitanie. Niekontrolowanie zaśmiała się na określenie dupka.
- Moja przygoda z Firefly skończyła się już jakiś czas temu, chociaż o dziwo nie zrezygnowałam przez tego dupka o którym masz na myśli, a miałam zupełnie inne powody – zaczęła, robiąc krótką pauzę. Wzrok skierowała na małą Nadię. Tak! To był powód jej zakończenia współpracy z jego dawną firmą i nie tylko z nią pewnie w tamtym okresie jej życia.
Już dawno pachniała farbami. Otóż od jakiegoś tygodnia nie zetknęła się nawet z ołówkiem, nie mówiąc już o farbach.
- Jak tam sobie teraz radzą bez Ciebie? I co najważniejsze, co robisz tutaj w Seattle? – zapytała swobodnie, bo…
- Mów mi Maddie. Dziękuję za docenienie mojej pracy, to dużo dla mnie znaczy. I… czy bardzo było widać, że denerwowałam się na scenie? – ściszyła nieco głos, odrobinę bardziej przysuwając się do niego. – Zawsze tak jest? Tak bardzo oficjalnie?
-
Generalnie nie miał podejścia do dzieci. Znaczy, nie żeby płakały na jego widok, ale kompletnie nie umiał z nimi rozmawiać - bo jak mówić do człowieka, który nie tylko nie potrafi budować zdań złożonych, ale generalnie ma problem z wyartykułowaniem jakichkolwiek potrzeb. Podobno rodzice potrafią zrozumieć te nieskoordynowane pomruki i rozróżnić płacz spowodowany głodem lub mokrą pieluchą, ale Sean zakładał, iż jest w tym więcej doświadczenia i wiedzy o rozkładzie dnia niż rzeczywistego pojmowania przekazu.
-Miło mi - uśmiechnął się ciepło do laureatki, po czym dodał z przepraszającym wyrazem twarzy. - Mogłabyś powtórzyć? Przy tym hałasie nie zrozumiałem pytania.
-Czy bardzo było widać, że denerwowałam się na scenie? Zawsze tak jest? Tak bardzo oficjalnie?
Sean doskonale rozumiał powody stojące za pierwszym pytaniem: sam nie lubił światła reflektorów i miał wrażenie, że wszyscy to dostrzegają. Zupełnie jakby miał na czole wypisane "mam tremę", chociaż ta na ogół znikała z pierwszym zdaniem wypowiedzianym do mikrofonu.
-Nie, dobrze sobie poradziłaś - powiedział zupełnie szczerze. - Przynajmniej nie rozpływałaś się nad podziękowaniami dla kuzynki w piątej linii i sąsiadki, która przerwała muzyczne próby, byś mogła skupić się na pracy kreatywnej. Powiedziałbym, że wyszło bardzo profesjonalnie.
Opróżnił szklankę i odłożył ją na tacę kelnera zbierającego puste naczynia, gdy ten tylko pojawił się w pobliżu. Musiał przyznać, że obsługa była na niezłym poziomie. Jeśli dobrze pójdzie, za chwilę powinien pojawić się kolejny - tym razem z tacą obciążoną pełnym szkłem. W oczekiwaniu na niego zaczął bawić się swoją obrączką: był to jego tik, niekoniecznie nerwowy, po prostu odruch, gdy nie miał czym zająć rąk.
-W miarę upływu godzin i spożytego przez gości alkoholu robi się coraz bardziej... hmmm... - szukał odpowiedniego słowa - rodzinnie. Za dwie godziny wszyscy będą się kochać, a za cztery zaczną sobie skakać do gardeł kłócąc się o politykę. Jak w święto dziękczynienia - zgodnie z jego przewidywaniami pojawił się facet z drinkami, więc chwycił jednego nie zaburzając płynnego ruchu kelnera między ludźmi. - A co, nie jesteś fanką bankietów? Większość kobiet, które znam je uwielbia.
-Szkoda, masz talent do koncepcji graficznych. Twoje kreacje były jednymi z lepszych, nazwijmy je amatorskich, jakie w życiu widziałem - skomplementował ją bez nuty fałszu w głosie. Naprawdę tak uważał.
Odruchowo, nie mając co zrobić z rękami, sięgnął prawą dłonią do palca serdecznego lewej, by zdjąć obrączkę i zacząć ją przekładać z palca na palec. Oczywiście, na nic nie trafił.
Minęło już trochę czasu, a on nadal nie pozbył się starych nawyków.
-Nie ma ludzi niezastąpionych, Maddie. Kiedy ja odszedłem znalazł się ktoś inny, z bardziej korporacyjnym umysłem. Pracowników mi szkoda, ale facet robi wyniki firmie, dla zarządu nic więcej nie ma znaczenia. Jeśli o mnie zaś chodzi... cóż, postanowiłem nieco odpocząć od życia w Nowym Jorku i przeprowadzić się na drugi koniec Stanów. Gdybyś chciała wrócić do tworzenia grafik koncepcyjnych dla kampanii, daj znać, znajdziemy ci coś.
"Gotyckie odrzwia chylą się i skrzypiąc suną w bok
I biała pani płynie z nich w brylantowej mgle"
-
- Jesteśmy tylko my. Ja i ona. I tak, jest cudowna – powiedziała z dziwnym spokojem, nawet kiedy musiała wspomnieć o tym, że ktoś taki jak ‘tatuś’ nie jest aktualny w ich życiu. Tak naprawdę podejścia do dzieci i ona nie miała. Dawniej wydawało się jej, że zajmowanie się dzieckiem nie jest wcale łatwe (z czym się nie myliła), a jednak teraz przychodzi jej to łatwiej jak sądziła. Kiedy ma się już swoje, wszystko inaczej wygląda.
Gorzej z tym, że przy rozmowie z dzieckiem nie wiadomo dlaczego zmienia się ton głosu i słowa tak, jakby było się dzieckiem. Ona szybko się połapała, że woli mówić jednak normalnie do swojego dziecka, ale ile jeszcze osób, które spotykają się z małą mówi takim zmienionym głosikiem, zmieniając słowa? Przynajmniej on może nie będzie niczego zmieniał. Szczególnie, że nie zna się na dzieciach. Chociaż kto wie, jak by się zachowywał, kiedy ktoś podrzuciłby mu takie dziecko na cały dzień. Mogłoby być wtedy różnie. Taka szkoła przetrwania i przekonania się, czy dziecko może zmieniać nawet obcego mu człowieka.
Powtarzanie się nie bardzo było czymś co chciała robić, ale to nie jego wina, a hałasu, więc… zmusiła się do powtórzenia tego, co powiedziała wcześniej. Bo nie tak, że ona to za cicho mówiła. Choć nie starała się też wypowiadać tego jakoś donośnie i głośno.
- Uf, przynajmniej tak – mogła odetchnąć. Pozwoliła sobie na uśmiech nawet. Co nie znaczy, że faktycznie brała zbyt dosadnie do siebie to, jak widzieli ją inni. Chociaż dobrze było wiedzieć, że jednak była widziana dobrze. Inny obraz też by przeżyła, choć musiałaby jakoś się obronić. A było tutaj naprawdę sporo ludzi. Większość jednak zajmowała się już opróżnianiem swoich kieliszków, czy zabawnych rozmowach, gdzie nie brakowało salw śmiechu. O czym tak rozmawiali? Niekoniecznie chciała to już wiedzieć, kiedy jeszcze niedawno sama myślała o opuszczeniu jednak tego miejsca. Zanim pojawił się on.
Sama miała jeszcze resztkę alkoholu, który dopiła jak tylko ten oddał swój kieliszek. Musiała jedna dorwać następnego kelnera by pozbyć się swojego szkła. Jeszcze jeden Maddie? Zastanawiała się, czy powinna jeszcze wypić. Nie miała zbyt dobrej głowy do picia i jej limity były opłakane - do dwóch piw, trzech kieliszków wina i paru kieliszków czegoś mocniejszego.
Szału nie ma.
To, że miał obrączkę nie wpływało na to, by nie miała z nim prowadzić pogawędki. Sama była wtedy w związku. Chociaż bez obrączki na palcu. Ale może to i lepiej?
- Myślałam, że powiesz ciekawiej – rzuciła z uśmiechem. – Chociaż rodzinnie brzmi też spoko. Wtedy przynajmniej wszystko może pozostać w rodzinie – pozwoliła sobie na drobny żart.
- Jeszcze dla mnie, proszę - kiedy tak łapał swoje szkło, wtrąciła szybko. Oddała puste, zamieniając na pełne. Jeszcze jeden. Nie powinien jej zaszkodzić.
- Bankietów? – zaśmiała się, jakby ją tym rozbawił. Kobiety naprawdę to uwielbiają? – Nie, nie bardzo. Chociaż jestem kobietą
- Dalej tworzę. Nie tak, że zrezygnowałam z tego. Może nieco bardziej poświęcam się sztuce i więcej maluję, ale i tak lubię czasem zmienić kierunek. Chociaż już nie dla Firefly Co – wzruszyła machinalnie swoimi ramionami, zerkając na śpiącą (jeszcze) Nad.
- Zgadza się. Chociaż i też nie ma takich samych ludzi. To też może wiele zmienić, niekoniecznie na lepsze – zaznaczyła. – Nie spodziewałam się, że z Nowego Jorku trafisz tutaj. Ale miło, że jesteś. Możemy wymienić się numerami. Ostatnio trochę mała daje mi popalić, ale myślałam o większym powrocie, więc może to byłby dobry początek – powiedziała od siebie, że nie zamyka się na jego propozycję i zawsze można spróbować.
-
-Wiele z tego, co się dzieje po bankietach zdecydowanie powinno pozostać w rodzinie - wyszczerzył się w szczerym uśmiechu i puścił do niej oczko. - Przynajmniej tej branżowej, bo gdyby o niektórych wybrykach dowiedziały się prawdziwe, moglibyśmy mieć gwałtowny wzrost liczby rozwodów.
Na poparcie swoich słów dyskretnie wskazał Maddie eleganckiego mężczyznę około czterdziestki. Bardzo wolno sączył whisky z własnej szklanki, ale do opróżniania kolejnych kieliszków czerwonego wina gorąco zachęcał swoją rozmówczynię, którą była, na oko prawie dwukrotnie od niego młodsza, szatynka ubrana w krótką sukienkę podkreślającą jej talię i odsłaniającą długie nogi. Kiedy ona robiła do niego maślane oczy, a on pożerał ją wzrokiem, Sean konspiracyjnym szeptem wyjaśnił Maddie, że to dyrektor oddziału w Los Angeles i jego asystentka. Oboje nie zważali na to, że Ted ma żonę i dwójkę dzieci, a Amanda za miesiąc wychodzi za mąż.
-Potrafię zrozumieć dlaczego niektórzy uwielbiają takie imprezy - zmienił temat na mniej obrazoburczy. - Przez moment można się poczuć jak w wyobrażeniu tego, jak powinien wyglądać świat rekinów biznesu. Mężczyźni w drogich garniturach, pod krawatem, mający w portfolio szereg sukcesów oraz piękne kobiety: ich towarzyszki i oparcie w drodze na szczyt lub tygrysice wygryzające sobie ścieżkę na opanowanym przez samców terytorium. Niekoniecznie zgadzam się z tym sposobem myślenia, ale mam pojęcie skąd się wziął i chyba zacząłem akceptować, że tak to wygląda. Do tego większość ludzi ma nieodpartą potrzebę pokazania się, a tu mają ku temu okazję. Pod pretekstem nowych kontaktów biznesowych.
Nie dodał, niejako w nawiązaniu do swojej poprzedniej wypowiedzi, że na każdym takim wieczorze znajdzie się co najmniej jedna osoba licząca na hotelową przygodę, niemal filmowy skok w bok na delegacji, dreszczyk emocji towarzyszący zdradzie osoby, której na co dzień powtarza się, że kocha się ją na zabój. Takie zachowania, jego zdaniem, uwłaczały godności - zarówno osoby zdradzającej, jak i zdradzanej - lecz w tym drugim przypadku odartej z niej bezwiednie i wbrew własnej woli. Rozumiał flirt, rozumiał dwuznaczne żarty, rozumiał podziwianie piękna innej osoby, ale tylko dopóty, dopóki mieściło się w granicach akceptowalnych dla obu stron i - przede wszystkim - w granicach uczciwości względem osoby czekającej w domu na powrót drugiej połówki.
-Maddie, powiedz mi jakie masz plany na przyszłość? Kim chciałabyś zostać, co w życiu osiągnąć, gdzie dotrzeć? - zapytał niespodziewanie zmieniając temat
-Pewnie, zapisz go od razu - przedyktował jej swój nowy numer telefonu. - Dzwoń jeśli będziesz czegoś potrzebowała. A może ja zadzwonię, gdy będę potrzebował czegoś na ścianę domu, którego jeszcze nie kupiłem, a za co kiedyś musiałbym się zabrać.
Ostatnie zdanie dodał unosząc kąciki ust na tyle wysoko, że wokół oczu utworzyły mu się zmarszczki. Nawet w korporacyjnym wirze starał się znajdować w otaczającej go powadze wystarczająco wiele powodów do uśmiechu. Dopiero teraz zauważał, że ostatnie dwa lata powoli zabijały jego, jak nazywała to Elen, chłopięcą radość z życia. Być może razem z żarem płonącym dla niej, wypalało się również szczęście.
Miał nadzieję, że znajdzie je tutaj.
-Seattle jest wystarczająco daleko, by skutecznie zostawić za sobą wszystko, co było i zacząć od nowa - powiedział nieco melancholijnie. Nawet nie wiedział kiedy blask w jego oczach zastąpiła stalowa szarość październikowego nieba. - Poza Europą, wszystko inne wydawało się zbyt blisko miejsca, gdzie zgasły uczucia - wytłumaczył niejasno i odruchowo dotknął miejsca, w którym wciąż pozostawał ślad po obrączce.
"Gotyckie odrzwia chylą się i skrzypiąc suną w bok
I biała pani płynie z nich w brylantowej mgle"
-
Nie wymagała od niego pamięci jej osoby czy też interesowania się nią w tamtym czasie, kiedy był jeszcze dyrektorem marketingu. Ona była zapracowana, jak i on. Zazwyczaj to nie wymagała od nikogo czegokolwiek, jeśli to nie było konieczne.
Słuchała go i nie do końca wiedziała, czy powinna przyznać mu rację. Bo czy to właściwie? To jak działały tego typu imprezy… może z nią coś było nie tak, ale wtedy nie było to dla niej coś właściwego, a pokręconego na swój sposób.
- Trochę to… przykre – żałosne też, na co mogła jedynie westchnąć. Ot, lepiej tego bardziej nie komentować. Miała jednak skrytą nadzieję, że chociaż on jest z tych bardziej rozsądnych i bardziej porządnych, jak ta para, którą jej wskazał. – To co nimi kieruje, to chyba nigdy nie będzie dla mnie zrozumiałe – podsumowała tamtych, nie kryjąc się jednak z tym, że to dla niej normalność. Jeszcze wtedy była całkiem porządną kobietą. Bez żadnych jednonocnych przygód, czy podrywania facetów. Czy w przyszłości zmieni zdanie? Wsączy się w ten świat na tyle by zmienić swoje patrzenie na to?
Kolejne słowa jakoś przyjęła do siebie. Delikatnie uśmiechnęła się w jego kierunku, robiąc nieco zadziorną minę.
- Co nie znaczy, że konieczne jest się dostosować. Jesteś o wiele ciekawszy i godny podziwu, kiedy nie robisz z takiej imprezy miejsca do polowania, czy zwrócenia na siebie uwagi, jakby tylko wtedy była możliwość do rozwoju – rzuciła z cmoknięciem i dopiła pewnie ten alkohol, co to sobie wzięła kolejny. Nie wchodziła nigdy na takie tematy z kimkolwiek innym.
Gdzie widziała siebie za paręnaście lat?
- Mam wobec siebie wiele oczekiwań, ciągłego rozwoju, jednak jestem kimś, kto nie bardzo wybiega w przyszłość. Każdy dzień jest darem, który trzeba wykorzystywać. Wiem tyle, kim nie chciałabym być… kimś samotnym, zamknięta w czterech ścianach, gdzie większy wysiłek sprawia ból, zamiast satysfakcji. Tak jest ze mną, a Ty? Czy od zawsze chciałeś się znaleźć w tym miejscu, robiąc to co robisz? – zapytała otwarcie, uśmiechając się przelotnie.
Numer zapisany.
- Chętnie pomogę z wystrojem. To także miłe oderwanie się i kto z artystów nie lubi malować na ścianach, nie jest prawdziwym artystą – zaśmiała się pod nosem.
Jaki był Sean Anderson?
Być może było to dla niej dalej zagadką, skoro nie miała okazji do większego poznania, a tylko tego, co udało się jej zobaczyć w przeszłości, podczas ich przypadkowych spotkań.
Wyczuła to co chciał jej powiedzieć. Sens jego słów był jednoznaczny.
- Obyś znalazł tutaj to, czego szukasz – powiedziała cicho i chyba wtedy mała Nadia postanowiła się obudzić. – Nawet zgaszone uczucia, zawsze mogą narodzić się na nowo. A przynajmniej sama mam taką nadzieję – dodała, poruszając wózkiem, który miał uspokoić mała.
- Czas ruszać dalej. Stanie w miejscu zaraz ją rozbudzi i tyle ze spania - stwierdziła, a jeszcze mogłaby z godzinę pospać.
-
Prawda chyba była taka, bo nie wiedział co robić dalej ze swoim życiem i liczył na to, że nowe miejsce wymusi na nim podjęcie jakiejś decyzji odnośnie tego gdzie chce być i co chce osiągnąć.
-Trudne pytanie, Maddie - zaśmiał się kupując sobie trochę czasu na zebranie myśli. - Nie mam pojęcia. Jeśli zapytasz mnie o to czy w tej chwili jestem szczęśliwy robiąc to, co robię i prowadząc życie takie, jakie mam to odpowiedź brzmi: tak. Nie mam jednak pojęcia czy jakoś specjalnie do niego dążyłem. Po prostu się stało.
Wtedy jeszcze nie zdawał sobie sprawy z tego, że kiedyś dojdzie do wniosku, że tak naprawdę całe życie płynął z nurtem i w rzeczywistości nie zastanawiał się nad portem docelowym. Wykorzystywał okazje, jakie podsunął mu los, ale chyba ani razu nie zatrzymał się i nie zastanowił nad tym czy jest to kierunek, w jakim chciał podróżować. Gdyby w tym momencie nie przygasły światła, a z głośników nie zaczął sączyć się jakiś wolny kawałek rozpoczynając tym samym kolejny etap nieoficjalnej części wieczoru, być może doszedłby do wniosku, że tak naprawdę zmierza na skały i prędzej czy później będzie musiał zmienić kurs.
-Mogę prosić do tańca? - zapytał wyciągając prawą rękę do Maddie.
-Zdecydowanie byłoby szkoda, gdybym miał być powodem przerwania drzemki - odpowiedział, po czym spojrzał na zegarek. - I tak powoli musiałbym ruszać dalej. Pozwolisz, że kawałek jeszcze z wami pospaceruję, a potem ruszę w swoją stronę?
"Gotyckie odrzwia chylą się i skrzypiąc suną w bok
I biała pani płynie z nich w brylantowej mgle"
-
Co do miłości i całkowitego oddania drugiej osobie to wiadomo, że nie jest to byle czym. Jak raz się oddało całkowicie to niekoniecznie chce się ponownie wchodzić w coś, co także różnie może się skończyć. Zawsze gdzieś tam są jakieś obawy… a jednak nie można tak o tym myśleć. Niech się dzieje co chce – tak wolała teraz mieć, jak zamykać się na coś, nie dowiedziawszy się, czy jednak to ma sens i się opłaca czy też i nie. To żadna zabawa z uczuciami, ale poszukiwanie tego szczęścia, bo to do niego się powinno dążyć.
Każdy jeden epizod życia trzeba jakoś zakończyć, by móc rozpocząć kolejny.
Trudne pytania, a raczej trudne odpowiedzi.
- Naprawdę? Nie chciałam by takie było – zdziwiła się przez niepewny lekki śmiech, bo może powinna teraz poczuć się krępująco, skoro zmusza go do odpowiadania na coś trudnego? – To chyba najważniejsze z tego co mówisz. Być szczęśliwym. I co jeszcze ważne, niczego nie żałować – dodała po jego wypowiedzi i odetchnęła.
Musiał przyjść kiedyś ten moment, kiedy zmienił kierunek… nikt nie chciałby przecież rozbić się w końcu na skałach, gdzie całe szczęście w porę się ogarnął.
Nie była jeszcze wtedy dobra w tańcu. Kiedy koleżanki chodziły na tańce, ta spędzała zajęcia w Sali ćwicząc karate. Co nie znaczy, że nie lubiła tańczyć. Uśmiechnęła się odruchowo na jego zaproszenie.
- Z przyjemnością. Tylko ostrzegam: przy szybszych kawałkach mogę mieć dwie lewe nogi – zaznaczyła z drobnym śmiechem, podając mu rękę. Całe szczęście ten kawałek był wolny.
- Jak najbardziej zapraszam. Mała jeszcze powinna chwilę pospać bo robi się marudna jak nie prześpi dwóch godzin teraz – przyznała. Może nie będą wyglądać jak para spacerująca z dzieckiem w oczach innych. – Te trzy lata temu jak się poznaliśmy wydają się strasznie odległe. Tyle się wydarzyło – zaczęła jeszcze z drobnym uśmiechem. – Nauczyłam się nawet tańczyć – dodała, co było aluzją do tego, że zdeptała go wtedy nawet na wolnym kawałku. Raz, nieuważnie, ale jednak.
-
Była to absolutna prawda i, o ile z partnerką, z którą tańczył często jeszcze jakoś potrafił dogadać się na parkiecie, o tyle większość kobiet jedynie przez grzeczność nie wspominała mu o tym, że przydałoby mu się kilka(dziesiąt) lekcji tańca. Elena zwykła mawiać, że Seanowi muzyka w tańcu nie przeszkadza.
Ujął jej dłoń, a następnie zaprowadził na parkiet, gdzie nie było zbyt wielu ludzi. Jak to zwykle bywa, do pierwsza piosenka nie cieszyła się nadzwyczajną popularnością, bowiem oprócz Maddie i Seana na pląsy zdecydowały się jeszcze tylko dwie pary. Uśmiechnął się do niej, ucałował dłoń i prawą ręką ujął w talii rozpoczynając spokojny taniec w rytm dźwięków pianina i melancholijnego głosu wokalisty.
Po prostu tańczyli, chyba nie zamienili nawet słowa do końca utworu.
-Dziękuję - powiedział skłaniając głowę, gdy piosenka ucichła i zastąpiła ją inna, bardziej żywa. - Za chwilę, niestety, będę musiał obejść tych wszystkich ważnych ludzi, których zaprosili stażyści z mojego działu, więc muszę cię przeprosić - uniósł palec w górę. - Ale najpierw zaprowadzę do stolika, na balkon czy gdzie sobie życzysz. Przyjemnością było cię poznać, Maddie, nie mogę doczekać się naszej współpracy.
Przez chwilę spacerowali w milczeniu obok siebie, z wózkiem na przedzie, ot ciesząc się pogodą i otoczeniem. Sean poczuł coś na kształt uczucia żalu, że nigdy nie było mu dane wędrować z Eleną, zaglądać czasem do wózka, żeby się upewnić, że dziecko jeszcze śpi, że jest mu ciepło i generalnie wszystko dobrze. Być może, gdyby zdecydowali się na powiększenie rodziny zamiast skupiać na pracy, ich związek nadal by trwał, nie wypaliłby się w szaleńczym, korporacyjnym tempie życia.
Cóż, teraz nie miało to znaczenia, prawda?
-Miałaś rację mówiąc, że dużo się wydarzyło przez te trzy lata - powiedział nieco zachrypniętym głosem. Odchrząknął. Sięgnął kciukiem do obrączki na palcu. Nie ma jej tam już przecież, cholera. - Teraz, kiedy myślę o tej gali nagród i późniejszym wieczorze, mam wrażenie, że było to wieki temu - znowu chwila ciszy. Twarz Eleny przed oczami. Zmiana tematu. - Wiesz, że nie jest to moje jedyne przypadkowe spotkanie? Dzisiaj rano moja daleka ciotka, nie wiem skąd się dowiedziała, że tu jestem, zadzwoniła do mnie z informacją, że w Seattle mieszka moja odległa kuzynka, której nie widziałem chyba z pięć lat. Zastanawiam się czy jutro w piekarni nie spotkam mojej... - żony. Spuścił oczy, znowu odchrząknął. - Mojej paczki ze studiów.
"Gotyckie odrzwia chylą się i skrzypiąc suną w bok
I biała pani płynie z nich w brylantowej mgle"
-
- W takim razie uratował Cię wtedy ten wolny kawałek. I mnie jednocześnie też. Nas – powiedźmy. Uśmiechnęła się przy tym, próbując odtworzyć tamten wieczór przez krótki moment, chociaż mogło być tak, że niekoniecznie mogła pamiętać wszystko. W końcu byli tam Ci ludzie, dla których takie bankiety to norma (dla niej to była nowość), jak i był alkohol, który mógł mieć jakiś wpływ na nią (jak i wszystkich, ale na nią może bardziej). Nie było jednak tak źle. Była wtedy naprawdę grzeczna.
Starała się udawać, że nie są jedną z trzech par tylko na parkiecie i wcale jej to nie przeszkadza. Skupiła się na jego osobie, chociaż nieco w milczącej odsłonie, bo wtedy wolała nie zdeptać go jakoś, nawet przy tym wolnym kawałku. Nie poszło jej jednak tak źle, gdzie mogła zakończyć ich taniec w uśmiechu. Nieco jakby się wydłużył dla niej i trwał dłużej, jak się spodziewała. Tak jakby ten melancholijny głos wokalisty ciągnął się w nieskończoność, aż jednak w końcu przyszła ta chwila, kiedy ucichły dźwięki, wraz z nim.
- Również dziękuję za ten taniec – rzuciła szybko, gdzie na parkiecie zaczęło pojawiać się więcej par. Czyli najwyższy moment na małą ewakuację.
- Oczywiście wszystko rozumiem. Obowiązki wzywają i wszystko inne. Sama miałam się już powoli zbierać. Chętnie jeszcze zajrzę na balkon zanim się stąd ulotnię – stwierdziła i ponownie rozjaśniła swa twarz uśmiechem, sprzed ich wspólnego tańca.
- Dam z siebie wszystko. Mam wiele pomysłów i sama nie mogę się doczekać ich realizacji – oznajmiła szczerze, odnośnie tego, co zamierza od siebie dać.
Zazwyczaj sama szła na takie spacery z siostrą, bądź jakąś znajomą jeśli chodzi o dodatkowe towarzystwo. Obecność jakiegokolwiek z mężczyzn była na tyle rzadka, że być może żadna. Aż do teraz. Mała grzecznie spała, ale może to i dobrze. Jeszcze by go zaczarowała bardziej, tymi swoimi czekoladowymi, jak jej oczami, gdzie przy jej małej twarzy wyglądały niesamowicie.
Im zabrakło dziecka, a jej ojca dziecka… obydwoje niekoniecznie zmierzali w dobrym kierunku, skoro tak to u nich było. Jednak czy to źle? Może tak właśnie miało być. Nie taka była pisania im przyszłość po prostu, a zupełnie inna.
Nawet jakby widziała jego gest odnośnie nieistniejącego już pierścionka, nic by na to nie powiedziała. To coś naprawdę osobistego, w co nie chciała ingerować. Nie chciała być wścibska przecież. Nie była taka.
Czyżby miał dzień przypadkowych spotkań?
- Powinieneś zatem zapisać sobie ten dzień, jako dniem powrotów do przeszłości – stwierdziła i zaśmiała się lekko. – Wiesz… może jutro już wszystko wróci do normy? Przypadkowe spotkania są fajne, ale… jakaś równowaga musi jednak być – dodała pokrzepiająco i ścisnęła bardziej za rączkę od wózka, kiedy ten kołem wpadł w niewidziany przez nią wcześniej dołek.