WAŻNE Wprowadzamy nowy system pisania postów/tworzenia tematów w lokacjach. Prosimy o zapoznanie się instrukcją i stosowanie nowego wzoru. Więcej informacji znajdziecie tutaj!
Subfora zostały podzielone na 4 główne działy, oto orientacyjny zakres lokacji, które mogą się w nich znaleźć:
- strefa miejska - ulice, parkingi, tereny zielone, parki, place zabaw, zaułki, przystanki, cmentarze
- usługi - sklepy, centra handlowe, salony kosmetyczne, pralnie, warsztaty
- kultura i instytucje - galerie, muzea, teatry, opera, domy kultury, centra społeczne, urzędy, kościoły, szkoły, przedszkola, szpitale, przychodnie
- życie towarzyskie - restauracje, kawiarnie, kluby, kręgielnie, puby, kina
Dodatkowo w dzielnicach znajdziecie subfora większych firm albo ważnych dla forum i postaci lokacji, np. szczególne kluby, uniwersytet, czy restauracje.
INFO W procesie przenoszenia forum na nowy silnik utracone zostały hasła logowania. Napiszcie w tej sprawie na discordzie do audrey#3270 lub na konto Dreamy Seattle na Edenie. Ustawimy nowe tymczasowe hasła, które zmienicie we własnym zakresie.
DISCORD Jesteśmy też tutaj! Zapraszamy!
UPDATE Postacie chcące uzupełnić swoją KP o nowe treści w biografii mogą skorzystać teraz z kodu update w zamówieniach.
-
W normalnych okolicznościach zapewne nie odwiedziłby klubu, który w policyjnym światku słynął z szemranych interesów prowadzonych pod ładnym szyldem. Nie szukał kłopotów, nie bawił go też widok lekkomyślnych idiotów, pod wpływem prochów tracących stopniowo kontakt z rzeczywistością - dzięki swojej profesji, akurat ten pokaz miał wątpliwą przyjemność oglądać wyjątkowo często. Bez większego namysłu byłby też w stanie podać sto innych ciekawszych rzeczy, które wolałby robić w sobotni wieczór. Co więc sprowadziło go do ostatniego miejsca, jakie chciałby kiedykolwiek odwiedzić? Cóż - praca. Kilka dni temu jego wydział otrzymał cynka o wymianie towaru, która miała zostać dokonana właśnie w Dragon Club i on, największy nieszczęśnik roku, wyciągnął najkrótszą słomkę. A tak naprawdę to nie, tak naprawdę mając w alternatywie do wyboru kolejny żałosny wieczór, z całą pewnością obracający się wokół jednej, konkretnej butelki whisky, Walter wolał zająć się czymś pożytecznym. Czymś, co chociaż w minimalnym stopniu wyciszy jego rozszalałe myśli. I z tego też powodu od przeszło dwóch godzin tkwił przy barze, starając się jak najdyskretniej rozglądać za podejrzanymi typami - zupełnie jakby klub był wypełniony porządnymi - co jakiś czas zagadując barmana o nic nieznaczące głupoty. Stojąca przed nim szklaneczka z brunatną whisky była w połowie pusta; owszem, nie powinien pić na służbie, ale nie pijąc wcale, zapewne przyciągnąłby niechcianą uwagę - w końcu kto decydował się na trzeźwe funkcjonowanie w tej godnej pożałowania spelunie? Ze znużeniem - co najmniej po raz setny - powiódł spojrzeniem po zgromadzonym tego wieczoru gwarnym tłumie i nie zauważając niczego nietypowego, odwrócił się w stronę baru i westchnął ciężko. Może ktoś dla zmyłki podrzucił im fałszywy trop; może jedynie marnował czas, nie wiedział. Pewien był jedynie jednego - czekała go cholernie długa noc.
-
Znowu to samo. Znowu, ponowne, jak zwykle … to samo.
Mairee jednak, po jednym spotkaniu z Winter nie widziała jeszcze, jak bardzo zakręciła się wokół tej znajomości, pomimo, że pojawiały się pewne znaki. Po pierwsze, myślała o niej. Non stop, cały czas, codziennie, bez przerwy. Po drugie, z wielkim zaangażowaniem monitorowała, co działo się w jej życiu – obserwując social media, którymi Bowen (tak, znała nawet jej nazwisko), zapewne nie podzieliła się samodzielnie. Po trzecie, była tu teraz i z zainteresowaniem spoglądała na wysokiego bruneta, zajmującego miejsce po drugiej stronie baru. Nazywał się Walter i był jej przyjacielem. Z pewnych źródeł wiedziała również, że tam będzie.
Ha. Żałosne i równocześnie zabawne – skoro sama, anonimowo, postanowiła poinformować komisariat o tym, że w klubie będzie przebiegać wymiana towaru. Fakt, że zjawił się akurat on, był jedynie łutem szczęścia. Najwyraźniej liczyła, że on sam należy raczej do grona tych pechowych.
Nie widział jej. Z jakiegoś powodu nie obserwował otoczenia zbyt dobrze, co spowodowało u niej lekki uśmiech – taki z niego detektyw, ha? Być może postanowił nie zwracać uwagi na drobną, nie wyglądającą zbyt groźnie blondynkę. Chociaż powinien – w pierwszej kolejności. Chcąc wzbudzić zainteresowanie ze strony Waltera, machnęła do barmana ręką, by postawił przed nim kolejną szklankę whisky, wspominając przy tym, że jest ona prezentem. Sama natomiast, wręczając studolarowy banknot za dyskrecję, zamówiła bezalkoholowe wersje finezyjnych drinków. Gdy jej plan powoli zaczął działać, posłała mężczyźnie zachęcający uśmiech. Zrobiła krok w jego stronę, więc teraz zamierzała poczekać na jego ruch. Nie mogła wyjść na desperatkę.
-
Jednym zdecydowanym haustem wyzerował szklaneczkę, pustą odstawiając z powrotem na blat baru. Najchętniej zamówiłby dolewkę, ale czy nie obiecał sobie, że przynajmniej postara się zachować pozory? Obiecał. W takim razie dlaczego ni stąd, ni zowąd pojawiła się przed nim whisky? Czyżby nieświadomie opanował umiejętność przywoływania upragnionych rzeczy myślami? Zmarszczywszy z niepokojem brwi, spojrzał najpierw w lewo, a następnie w prawo, wreszcie zauważając wpatrującą się w niego drobną blondynkę. Paradoksalnie nawet mu przez myśl nie przeszło, że w klubie ktoś mu może postawić drinka, więc przez pierwszych kilka chwil jedynie patrzył na nią z naturalną sobie podejrzliwością. Może i jego czujność początkowo została uśpiona, ale wciąż był detektywem, który nie do końca wierzył w przypadki. Chcąc jednak dowiedzieć się więcej, powinien zagrać w rozpoczętą przez nieznajomą grę, więc uśmiechnął się łobuzersko i przysunął szkło z trunkiem do warg, upijając z niego długi łyk, nie odrywając przy tym spojrzenia od blondynki.
-
Nieprzerwanie patrzyła w jego stronę, pijąc swojego bezalkoholowego drinka i zastanawiając się nad kolejnym krokiem. Powinna podejść? Pewnie tak, skoro się nie wycofał. Postawiła pustą szklankę na blacie, po czym powolnym krokiem ruszyła w stronę Rutherforda. Chociaż poniekąd obmyśliła już pewną taktykę, nie można było powiedzieć, że jest mistrzem takich akcji; nawet jeśli od dawien dawna wyczyniała przeróżne głupoty, dość długo była również w stałym związku. Dawno nie miała okazji podrywać faceta w barze. A może nigdy tego nie robiła? – Cześć – rzuciła, niby od niechcenia, a na jej twarzy pojawił się delikatny rumieniec, którego zapewne nie mógłby przeoczyć. – Zauważałam, że siedzisz tutaj sam i … – zaczęła, pewnym siebie głosem, ale już po chwili nieco zluzowała – … kogo ja oszukuję? Jestem w tym beznadziejna. Ale pomyślałam, że miło byłoby podejść. Oczywiście, jeśli na nikogo akurat nie czekasz – dodała, śmiejąc się gdzieś w połowie własnej wypowiedzi i starając się, by wypadło to uroczo. Mairead z reguły była nieco bardziej pewna siebie, a teraz … poniekąd było to zaplanowane działanie, a poniekąd badanie terenu? Nie potrafiła tego nazwać. Chciała jednak, by sytuacja rozwinęła się po jej myśli.
-
-
-
-
-
-
Potem jednak połączyła ich usta w pocałunku, którym poniekąd również badała granice. Natomiast gdy on odwzajemnił ten gest, objęła go rękami za szyję. – To udzieliło odpowiedzi na wszystkie moje pytania – skomentowała, nieznacznie się od niego odsuwając, by zaraz zbliżyć się ponownie i szepnąć mu do ucha: - Chodźmy stąd – co absolutnie nie było pytaniem, czy prośbą, a raczej ponagleniem. Po tych słowach złapała go za rękę i pociągnęła w stronę wyjścia z lokalu, do którego rzeczywiście, ani trochę nie pasowała.Wychodziła również z założenia, że im szybciej się zwiną, tym lepiej, bo ich rozmowa wcale nie zmierzała w dobrą stronę.
/ zt x2
-
(pomiędzy grą z Kylie a grą z Vittorią) Przyjazd do Seattle męczył go bardziej niż przypuszczał. Po pierwsze, za dwa dni miał uczestniczyć w pogrzebie wujka (który wiekowo był bliżej jednak bycia bratem, ale nie istotne), po drugie miał zobaczyć się z dziewczyną, którą podczas ostatniej wizyty w domu potraktował przeokropnie a jednocześnie była jego najlepszą przyjaciółką i po trzecie – w zasadzie najważniejsze – nie mógł mieszkać w swoim domu, tylko musiał się bezczelnie wręcz wprosić do apartamentu swojej ciotki. Cudownie, prawda? Czuł się jak piąte koło u wozu bo Kylie miała teraz faceta i nie chciał im przeszkadzać dlatego postanowił pójść do miejsca w którym zawsze było takie samo (no, może prócz właściciela bo jego ojciec przecież wyjechał i interes przejął Joseph). Tak czy siak, kulturalnie teraz celebrował piątkowy wieczór, najpierw w prywatnej Sali, w towarzystwie dwóch pięknych tancerek, a kiedy już się znudził, zdecydował się wyjść do ludzi. I tak właśnie trafił na jeden ze skórzanych taboretów przy głównym barze. I zobaczył blondynkę, której pomylić nie mógł z nikim.
– Kira – mruknął pod nosem, sam do siebie po czym nachylił się nad barem i wyciągnął długą rękę na tyle, by lekko trącić ją palcem w biodro. Oczywiście, całkowicie niewinnie. – Mam szczęście, że udało mi się trafić na twoją zmianę – kąciki jego ust poszybowały od razu w górę, bo nie widział jej od przerwy świątecznej a była zdecydowanie jego ulubioną barmanką w Dragonie i to nie tylko z powodu robienia świetnych szotów i drinków – przede wszystkim była cholernie ładna, a umówmy się, że Max miał jedynie 23 lata i wygląd płci przeciwnej nadal w jego mniemaniu był cholernie ważny do… czegokolwiek.
-
Blondynka jak zwykle wcisnęła się w wygodne, czarne spodnie, a do tego białą koszulę z długim rękawem, który zwyczajowo postanowiła sobie zawinąć do łokci. Włosy związała w wysoki kucyk, ot dla czystej wygody. Już będąc za barem poprawiła sobie kołnierzyk i rozpięła najwyższy guziczek, bo jednak zapinanie się pod samą szyję nie było najlepszym pomysłem. Miała wrażenie, jakby się miała zaraz udusić. Nie ta koszula. W chwili wytchnienia pomiędzy klientami postanowiła naszykować sobie coś do picia. Dziś nie kombinowała. Ot sięgnęła po szklaneczkę, do której wrzuciła plasterek z cytrynką i kilka listków mięty. Delikatnie przycisnęła je łyżeczką i zalała niegazowaną wodą mineralną. Przygotowany napój zaraz upiła by móc rozejrzeć się nieco i sprawdzić, czy ktoś jednak nie podszedł do baru po jakieś zamówienie. Nim jednak zdążyła się odpowiednio rozejrzeć poczuła dotknięcie. Odruchowo pacnęła swoją ręką w cudzą i wtedy usłyszała znajomy głos, a jej oczęta zatrzymały się na Maximillianie. Westchnęła głośno i pokręciła delikatnie głową.
- Weź mnie kurwa nie strasz. Myślałam, że to jaki zboczeniec. Już i tak raz jeden za mną polazł pod mieszkanie. - Kobieta wsparła się dłońmi o blat łapiąc głębszy oddech. Uśmiechnęła się jednak zaraz do chłopaka. Długo się nie widzieli. W sumie to się nawet za nim stęskniła. Pochyliła się nad barem by móc go objąć na przywitanie, co dla niego mogłoby wydać się dziwne bo raczej zwykle tego nie robiła. Jednak podczas jego nieobecności w mieście dużo się u niej zmieniło.
- Miło Cię widzieć Szczeniaku - zaśmiała się lekko - Co CI tym razem podać hmm? - zapytała spokojnie nie wiedząc, czy mu się po drodze gust alkoholowy gdzie się nie zmienił.
[zt]
-
Czy muszę mówić jak bardzo się wkurwiła gdy przebijała się przez zatłoczony klub w poszukiwaniu Chrisa? Niemal każdego człowieka przepychała z przysłowiowego bara a gdy ktokolwiek coś powiedział to kwitowała to bardzo krótkim, acz uprzejmym Pierdol się, jak rasowy terminator A gdy w końcu podeszła go znalazła, stał obok Max i to on był pierwszą osobą, którą ją zauważyła. Na jego nieszczęście.
– Rosie? Co ty tu robisz? – zapytał, trzymając w rękach dwa drinki, jednego prawdopodobnie dla Naomi bo przecież wiedziała, co blondynka piła po dwudziestu sześciu latach znajomości? Nie wiele myśląc, wyrwała mu go i po prostu na niego chlusnęła a ludzie obok patrzyli na nią jak na wariatkę. Właściwie sporo rozmów nagle ucichło.
– Wypierdalaj – syknęła, po czym szarpnęła go za bark (co wyglądało na pewno komicznie biorąc pod uwagę różnice wzrostu i masy) i z całej siły odepchnęła Chrisa.
– To wypierdalam. Sorry, Chris – wkurwił się młody Russell, ale faktycznie poszedł szukać Vittorii bo założyła, że i ona tu jest. Rosemarie wytrąciła Chrisowi alkohol, który trzymał w rekach.
– Jesteś ułomny czy tylko udajesz? – wydarła się, znowu go popychając. Zawsze starała się wobec niego tak nie zachowywać, ale tym razem zdecydowanie przegiął. Nie żeby rozmawiali o tym, że Naomi nie ma prawa oddychać nawet tym samym powietrzem co on. – Co ona tu kurwa robi? Nie możesz wyjść z domu i się z nią nie spotkać? Gdzie tym razem byście skończyli? W NASZYM DOMU? – darła się na niego w najlepsze, w ogóle ignorując ludzi, a gdy ktokolwiek raczył chociaż zachichotać mierzyła go złowrogim spojrzeniem. – Kurwa, nienawidzę Cię – zaczęła go okładać rękoma, całkowicie na oślep, prawdopodobnie w pierwszej chwili nie zwracając uwagi na jego protesty, ale… hormony ciążowe robiły swoje
-
Kiedy usłyszał Rosie, cały zesztywniał. No, nie cały. Pewne części ciała zdecydowanie nie były sztywne, całe szczęście. Odetchnął głęboko i przeniósł niewinne spojrzenie na swoją ciężarną kobietę, którą przecież cholernie kochał, tak?
– Nie jestem ułomny – powiedział zaraz, chociaż jednak teraz nabierał przeświadczenia, że trochę był. Odetchnął głęboko i spojrzał na kobietę, przygryzając dolną wargę. – Posłuchaj, dosiadła się do nas, próbowaliśmy ją odgonić, ale nie chciała się odczepić – stwierdził cicho. No dobra, Nick kazał jej wypierdalać, a ona nie poszła, ale to przecież prawie to samo, right? Odetchnął głęboko – Nigdzie byśmy nie wylądowali, ona mnie nie interesuje, nawet do niej się nie odzywałem! – uniósł dłonie w poddańczym geście i spojrzał na nią niewinnie, a gdy go zaczęła okładać, spojrzał na nią i unieruchomił jej nadgarstki, żeby przestała go okładać.
– Rosie, przysięgam, nawet się nie odzywaliśmy – wykrzyczał, patrząc na nią niewinnie, bo jednak naprawdę tak było, no.
-
– Czyli udajesz – skomentowała jego słowa, oczywiście musząc dobić szpileczkę, żeby przypadkiem nie poczuł się zbyt dobrze emocjonalnie. – Nie mogliście powiedzieć, że ma wypierdalać? Albo wezwać ochrony? Kurwa, cokolwiek! – krzyczała na niego w którymś momencie tak bardzo, że aż zabolało ją gardło i zaczęła być lekko zachrypnięta. Jak jej dziecko nie będzie nerwowe to będzie jakiś cud.
– Skoro wam nie pasowała jej obecność, to dlaczego w ogóle z nią pijecie? Nie mogliście pójść pić do biura? Co jest z tobą do kurwy nędzy nie tak – nim złapał ją za nadgarstki, próbowała trafić ręką w jego twarz ale z jakiegoś powodu nie wcelowała – DLACZEGO NIE KAZAŁEŚ JEJ WYPIERDALAĆ?! – powtórzyła, jakby nie usłyszał albo jego penis zaćmił mu mózg. Była na niego niewyobrażalnie wściekła, już nawet nie o to, ze Naomi tu była, a o to, że po prostu nie umieli jej pogonić. Pieprzone pizdy.
– Jeszcze chwila i dowiedziałabym się, w jaki sposób ją ruchałes, bo ta jebana dziwka była mi gotowa wszystko opowiedzieć – zmrużyła oczy, ale nie szarpała się, tylko stała w miejscu i patrzyła na niego morderczym wzrokiem.