WAŻNE Wprowadzamy nowy system pisania postów/tworzenia tematów w lokacjach. Prosimy o zapoznanie się instrukcją i stosowanie nowego wzoru. Więcej informacji znajdziecie tutaj!

Subfora zostały podzielone na 4 główne działy, oto orientacyjny zakres lokacji, które mogą się w nich znaleźć:
- strefa miejska - ulice, parkingi, tereny zielone, parki, place zabaw, zaułki, przystanki, cmentarze
- usługi - sklepy, centra handlowe, salony kosmetyczne, pralnie, warsztaty
- kultura i instytucje - galerie, muzea, teatry, opera, domy kultury, centra społeczne, urzędy, kościoły, szkoły, przedszkola, szpitale, przychodnie
- życie towarzyskie - restauracje, kawiarnie, kluby, kręgielnie, puby, kina

Dodatkowo w dzielnicach znajdziecie subfora większych firm albo ważnych dla forum i postaci lokacji, np. szczególne kluby, uniwersytet, czy restauracje.

INFO W procesie przenoszenia forum na nowy silnik utracone zostały hasła logowania. Napiszcie w tej sprawie na discordzie do audrey#3270 lub na konto Dreamy Seattle na Edenie. Ustawimy nowe tymczasowe hasła, które zmienicie we własnym zakresie.

DISCORD Jesteśmy też tutaj! Zapraszamy!

UPDATE Postacie chcące uzupełnić swoją KP o nowe treści w biografii mogą skorzystać teraz z kodu update w zamówieniach.

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Patrzyła na niego. Nieprzerwanie się w niego wpatrywała. Lustrowała go uważnie, oceniała i jednocześnie starała się nie stracić pewności w głosie. Nawet nie zadrżała. Walczyła z tym, że obserwowanie go w takim stanie sprawiało jej po prostu przykrość. Drżąca broda zniszczyłaby efekt. Zaszklone spojrzenie również. Więc walczyła. Obserwowała i nie dawała po sobie poznać, że najchętniej by się rozpłakała, wpadła w histerię i zaczęła go okładać drobnymi pięściami, krzycząc żeby wziął się w garść.
Nie potrafiła sobie wyobrazić obrazka, w którym go nie ma. Niezależnie od tego jak bardzo się krzywdzili. Bo robili to… nieustannie. Chociażby tym, że nie pozwalali sobie odejść, że zdarzały się takie dni jak wieczór na plaży, a później w jego ogrodzie. Gdzie było jej w jego towarzystwie po prostu… dobrze. A później przychodziło to.
Zabolało.
Odrobinę zmrużyła oczy, ale to był jedyny jakikolwiek objaw, że coś jest nie tak.
Zrozumiała. Nie chciał jej pomocy. W ogóle nie chciał pomocy. Wiedziała natomiast, że jeśli jej nie dostanie to skończy się to… źle, po prostu źle. Tragicznie.
Przygryzła lekko wargę dalej nieustannie, wręcz nachalnie, wpatrując się w chłopaka po drugiej stronie stolika. Chciała coś powiedzieć. Powinna coś powiedzieć! Ale głos ugrzązł jej w gardle. Powiedziała przecież już wszystko… że jej na nim zależy, że nie jest jej obojętny – że chce mu pomóc, bo go potrzebuje. Tak, może miał rację, że robiła to ze zwykłej próżności – chciała, żeby był, żeby nie musiała przez resztę życia użerać się z wyrzutami sumienia, że nic nie zrobiła.
- Othello… – głos wreszcie jej się załamał. Wyciągnęła dłoń przez stolik i złapała jego szczupłe palce – Nie wiem, co się dzieje w twojej głowie, ale nie rób tego. Nie rób mi tego… – jej i pewnie wszystkim innym, którym na nim zależało, a była pewna, że tych osób nie brakowało – Proszę
Dodała, głos już jej drżał, opadła jej maska obojętności i pewności siebie. Tak samo jak w spojrzeniu, którego nie odsunęła – pojawiło się coś więcej niż zawziętość, czy nawet lekka złość, którą mógł tam widzieć na początku. Wzięły górę emocje, którymi nie lubiła się chwalić. Do których nie lubiła się przyznawać.
Ale w tym momencie była już po prostu zdesperowana.

autor

dreamy seattle
Awatar użytkownika
24
183

student

uow

broadmoor

Post

Podczas gdy Meadow przegrywała wewnętrzną walkę między potrzebą zachowania twarzy, a oznaką najzwyklejszej na świecie, ludzkiej słabości biorącej się z poczucia odpowiedzialności za drugiego człowieka, w Othello Kingsley'u toczył się bój innego rodzaju. Był bowiem w chłopaku jakiś uczuciowy kawałek, jakiś skrawek emocji, duszy, jak zwał, tak zwał, który dochodził do głosu w chwilach jak ta - nieproszony intruz próbujący ostatnimi siłami powstrzymać Othella na jego prostej drodze do ostatecznej autodestrukcji.
Oj, nie lubił się do istnienia tego głosu nasz Kingsley przyznawać. Bardzo nie lubił.
A więc robił co mógł, by zagłuszyć jego dźwięk, stępić to charakterystyczne ćmienie instynktu samozachowawczego, dochodzące do głosu w momentach jak bieżący.
Próbował to uczucie znieczulać narkotykami, topić w alkoholu, otępiać nadprogramowymi tabletkami Percocetu, zgniatać, deptać, dusić, tłamsić, kopać, kneblować, rozbijać, rozrywać, słowem - niszczyć jak tylko się dało...
Ale nie. Nie, jasna cholera.
Ono i tak musiało dojść wreszcie do głosu, wyrwać się, choć wykończone, zmordowane walką, na powierzchnię!
To uczucie - uczucie, które niestety ogarniało bruneta i teraz; ta myśl, że może jednak... Jakimś cudem... Nie wiadomo w sumie ani po co, ani dlaczego, ani z jakim, jeśli w ogóle, sukcesem, ale...
Może jednak...
Warto?
Niechętnie patrzył na zatroskaną - chyba autentycznie, choć naprawdę nie chciało mu się wierzyć, że ktokolwiek mógłby tak po prostu się o niego martwić - dziewczynę, wykorzystującą właśnie na jego oczach wszystkie swoje pokłady tej specyficznej siły, jaka jest potrzebna, by przyznać się do słabości. Patrzył i widział. Wbrew swojej woli - och, o ile chętniej odwróciłby wzrok, nadal po prostu udając, że światu kompletnie przestało na nim zależeć, że nie ma już nikogo, a więc może sobie, niezauważony, dalej oddawać się w spokoju tej swojej małej eutanazji na raty...
Ale nie mógł. Nie był w stanie. Niczym sparaliżowany jakąś magiczną, magnetyczną siłą, nie potrafił uciec spojrzeniem, wycofać się znów w siebie, zdezerterować tak, jak robił to najlepiej. Może to przez drżenie jej głosu przebijające się przez stołówkowy gwar? Albo ten krótki, rezygnacyjny ruch ramion. No i spojrzenie. To jej spojrzenie.
Nie rób tego, Othello. Nie rób mi tego...
Przełknął kwaśnawą od kiepskiej kawy, stężałą od złości ślinę. Bezgłośnie cmoknął wargami jakby w próbie odezwania się, ale nadal jeszcze milczał, zastanawiając się, co powiedzieć. Chryste...
Zagryzł wargi, uciekł wzrokiem, zaraz jedna łypnął na Meadow spode łba, spomiędzy kosmyków przydługich włosów opadających mu na czoło śmieszną firanką.
- Okay, Meadow - głos miał zachrypnięty, zbyt cichy; odchrząknął więc, w nerwowym geście przeczesując włosy - Więc co mam zrobić? Co byś chciała, żebym zrobił?
Dla ciebie...

autor

harper (on/ona/oni)

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Meadow Adler nigdy nie myślała o sobie jak o jakimkolwiek głosie sumienia. Nie była święta. Właściwie było jej szalenie daleko do bycia w ogóle porządną, a co dopiero świętą. Starała się jednak w miarę utrzymywać ogólnie przyjęte normy społeczne, a przy okazji… trzymać się na powierzchni. Kingsley tonął w swojej autodestrukcji i to ją tak bolało. Nie chciała tego. Każda jedna komórka jej ciała krzyczała, żeby się ogarnął i z każdą kolejną sekundą coraz bardziej było to widoczne na jej twarzy. Cały misterny plan nieokazywania uczuć poszedł się…
Zagryzła wargę, nie spuszczając wzroku z Othello. Co chciała, żeby zrobił? Żeby dał sobie pomóc. Żeby przestał niszczyć siebie i wszystkich tych, którym na nim zależało. Żeby przestał się zabijać – każdego jednego dnia po trochu. Żeby z kimś porozmawiał – kimś zdecydowanie mądrzejszym od niej - i przestał pakować w siebie całe spektrum prochów. Żeby przestał uciekać. Żeby znów był tym w kim się zakochała. Ale mogła tylko chcieć. Niestety nie chciało jej to przejść przez gardło. Na moment znów zapadła między nimi cisza, a przy stoliku trwała tylko bitwa na spojrzenia – Po prostu nie umieraj. – szepnęła w końcu i wstała ze swojego miejsca. Poprawiła torbę na ramieniu i podeszła na drugą stronę do Othello. Chwyciła w palce jego podbródek, tym samym zmuszając go, żeby na nią spojrzał – Naprawdę są ludzie, którzy cię kochają… i nieważne jak wiele dzieje się w twojej głowie chcą, żebyś sobie z tym poradził. I wierzą, że jesteś w stanie to zrobić. I jestem jedną z tych osób, Kingley. Więc proszę… – wpatrywała się w niego tym swoim lekko zaszklonym spojrzeniem bo góra lodowa już dawno została stopiona. Pochyliła się i lekko musnęła jego czoło – Wiesz jak mnie znaleźć. – gdyby jej potrzebował… w jakikolwiek sposób. Znał jej numer, znał jej adres. Znał . Wiedział, że mówiła prawdę i że mógł na nią liczyć.
Zawsze.

/zt

autor

ODPOWIEDZ

Wróć do „University of Washington”