WAŻNE Wprowadzamy nowy system pisania postów/tworzenia tematów w lokacjach. Prosimy o zapoznanie się instrukcją i stosowanie nowego wzoru. Więcej informacji znajdziecie tutaj!

Subfora zostały podzielone na 4 główne działy, oto orientacyjny zakres lokacji, które mogą się w nich znaleźć:
- strefa miejska - ulice, parkingi, tereny zielone, parki, place zabaw, zaułki, przystanki, cmentarze
- usługi - sklepy, centra handlowe, salony kosmetyczne, pralnie, warsztaty
- kultura i instytucje - galerie, muzea, teatry, opera, domy kultury, centra społeczne, urzędy, kościoły, szkoły, przedszkola, szpitale, przychodnie
- życie towarzyskie - restauracje, kawiarnie, kluby, kręgielnie, puby, kina

Dodatkowo w dzielnicach znajdziecie subfora większych firm albo ważnych dla forum i postaci lokacji, np. szczególne kluby, uniwersytet, czy restauracje.

INFO W procesie przenoszenia forum na nowy silnik utracone zostały hasła logowania. Napiszcie w tej sprawie na discordzie do audrey#3270 lub na konto Dreamy Seattle na Edenie. Ustawimy nowe tymczasowe hasła, które zmienicie we własnym zakresie.

DISCORD Jesteśmy też tutaj! Zapraszamy!

UPDATE Postacie chcące uzupełnić swoją KP o nowe treści w biografii mogą skorzystać teraz z kodu update w zamówieniach.

bar

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Od pewnego czasu miał wrażenie, że z roli głównej we własnym życiu został zdegradowany do podrzędnej roli drugoplanowej czy nawet epizodycznej. Wszystko działo się mimowolnie, bez większego znaczenia, toczyło się bez jego udziału. Potrzebował więcej wyzwań, więcej dreszczyku emocji, więcej wszystkiego. Bo teraz tak właściwie nie miał nic. Niczego na czym się oprzeć, czego się kurczowo trzymać. Do tego wszystkiego dochodził kompletny kryzys tożsamości. Nie widział już żadnego konkretnego kształtu siebie samego, żadnych linii, obrysu. Był jakąś rozmemłaną zbieraniną, niczym konkretnym, co można by określić czy napisać. Może parę lat temu był zagubiony, zepsuty i niebezpieczny przede wszystkim dla siebie samego i innych, ale był jakiś. Po prostu. Teraz, w czasach terapii, nie do końca już potrafił określić, jaki właściwie jest, w którą stronę jest mu lepiej. Teraz było mu po prostu nijak. Nijak lub źle, ale na pewno nie dobrze. I tak sobie żył w tym zawieszeniu, czekając, aż coś się zmieni albo w jedną, albo w drugą. Aż po prostu coś się zmieni. I choć kompletnie sobie na to nie zasłużył, przynajmniej miał wokół siebie osoby, którym na nim zależało. I na których chyba nawet trochę zależało jemu. Nawet jeśli w pakiecie dostała mu się jakby (bardzo jakby) przyrodnia młodsza siostra, którą teraz musiał ratować, choć już mu się spieszyło do domu. Ledwie ją dostrzegł podczas jazdy, prawie by minął, ale jednak ją całkiem przypadkiem na ulicy dostrzegł. Przez tę parę sekund czy nawet ułamków sekund zdążył przeprowadzić w głowie za i przeciw zatrzymywania się, by ją podwieźć do akademika bezpiecznie. Przeciw: będzie musiał rozmawiać, pojechać do domu na około, wysłuchiwać bzdur wyrzuconych po alkoholu, w najgorszym scenariuszu podwieźć jeszcze jakiejś jej irytujące koleżanki. Za: dobry uczynek i parę dodatkowych punktów do Dobrego Miejsca. Chociaż dla niego na pewno już szykowali tortury w tym Złym. Ostatecznie jednak zatrzymał się tuż przed nią, uchylił okno i rzucił tonem raczej bardziej rozkazującym: - Wsiadaj, zawiozę Cię do akademika. - I zamknął okno, wskazując na to, że żadnych dyskusji nie zamierzał przeprowadzać.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Nie znosiła gdy ktokolwiek, cokolwiek jej narzucał. Nie lubiła także, gdy ktoś wbrew jej woli próbował podać pomocne ramie. Nie potrzebowała wsparcia – od wyprowadzki udowadniała, że świetnie radzi sobie sama i była wręcz PRZEKONANA, że się sprawdza. To wszystko było najprawdopodobniej winą priorytetów; tak bardzo skupiła się na tym, by coś udowodnić, że zapomniała, co rzeczywiście jest ważne. Jak na razie tego nie widziała. Jej osąd zaburzał powiew wolności, który kompletnie nią zawładnął. Właśnie z tego powodu, po raz kolejny popłynęła – pijąc na umór i nie przejmując się niczym. Nie miała jak wrócić, nie miał kto jej odprowadzić, jej znajomi nie interesowali się nawet tym nagłym zniknięciem. Pijana, stała przed budynkiem całkiem sama i prawdopodobniej gdyby ktoś, w jakiekolwiek sposób ją teraz zaatakował, nawet nie potrafiłaby się obronić (chociaż w normalnych warunkach również nie była mistrzynią samoobrony). Wzdrygnęła się delikatnie, gdy centralnie przed nią zatrzymał się samochód, ale już chwilę później odetchnęła z ulgą, gdy znak uchylonej szyby wyłoniła się twarz Allena. Niby jego widok był nieco pokrzepiający, ale … co on sobie, do cholery, wyobrażał? – Nie będziesz mi rozkazywał – burknęła, wyciągając przed siebie palec wskazujący, który skierowała w jego stronę. Nawet jej nie lubił – dał jej to do zrozumienia niejednokrotnie. Lonnie nie miała zamiaru tego znosić i udawać, że wszystko jest w jak najlepszym porządku. Nie zamierzała również wsiadać z nim do samochodu – bo przecież poradzi sobie SAMA. Na dowód tego skręciła delikatnie, mijając jego samochód i podchodząc do wolnostojącej taksówki. – Przepraszam … czy mogę …? – ale nawet nie zdążyła zapytać o to, co chciała (bardzo plączącym się językiem), bo ktoś ją uprzedził, pakując się do środka. Ups.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Wystarczyły pierwsze dźwięki wydobywające się z ust Thompson, by pożałował, że w ogóle postanowił się zatrzymać i pomóc jej w bezpiecznym dotarciu do akademika. Wywrócił oczami w odpowiedzi, zaciskając dłonie na kierownicy. I co teraz? Zostawić ją tak, jak sobie tego chyba życzyła i nie myśleć o tym, że ktoś mógłby wykorzystać jej stan upojenia alkoholowego? Mimo wszystko nie mógł. Pewnie jeszcze parę lat temu odjechałby bez większego zastanowienia. Ba! Najpewniej w ogóle by się nie zatrzymał w pierwszej kolejności, z boku obserwując jedynie jej tyłek w tej krótkiej, obcisłej sukience. Właściwie robił to również teraz (i w ogóle tego nie ukrywał), ale nadal pozostawał na podjeździe przy barze, licząc, że w końcu Lonnell wróci zdrowy rozsądek. Na razie się na to jednak nie zapowiadało, a on na pewno nie należał do najbardziej cierpliwych osób. – Przestań się wygłupiać, Lonnell. Wsiadaj – rzucił tonem nieznoszącym sprzeciwu, przyglądając się jej żenującym poczynaniom i nieudanym próbom "radzenia sobie samej". Jakiś cichy głosik podpowiadał mu, żeby ją olać i pojechać do swojego domu, ale jednak nie potrafił uruchomić z powrotem silnika. Nie można było powiedzieć, żeby mu na niej zależało (bo nie zależało), ale jednak nie zamierzał pozostawiać jej w takim stanie całkiem samej, wiedząc dobrze, jak mogłoby się to skończyć (bo przecież sam niegdyś był tym facetem, który mógłby wykorzystać stan upojenia alkoholowego u ładnej i zgrabnej dziewczyny). Tak po prostu należało zrobić i właściwie nic więcej się za tym nie kryło, bo niekoniecznie wielką sympatią pałał do tej istoty. Szacunkiem jednak darzył przecież jej ojca, który z pewnością nigdy by mu nie wybaczył, że jego córkę w takim stanie zostawił, nie zapewniając jej koniecznej w tej sytuacji pomocy.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Nie należała do ludzi rozsądnych – a przynajmniej nie teraz, kiedy obiecała sobie, że wykorzysta nowonabytą odwagę i zmieni swoje życie. Nie pomagał również fakt, że była porządnie pijana i raz za razem chwiała się na wysokich obcasach. Chociaż nadal wyglądała całkiem nieźle, jej marudny, zirytowany ton prawdopodobnie zakłócał odbiór – nawet jeśli w przeszłości głównie w ten sposób zwracała się do Allena, który zdecydowanie nie należał do grona jej ulubionych osób. Niby wiedziała, że jego propozycja jest jak najbardziej w porządku i że powinna wsiąść do samochodu, ale równocześnie nie potrafiła przyznać mu racji; raczej nie wpłynęłoby to pozytywnie na jej dumę. – Nie jestem Lonnell – burknęła, bo przecież doskonale wiedział, że nie jest fanką pełnej formy swojego komicznego imienia. Trochę jej się jedynie pomieszały słowa, bo i owszem, Lonnell się nazywała, a jedyne czego chciała, to żeby nikt się do niej ten sposób nie zwracał. I ludzie zazwyczaj tego nie robili – nie chcąc nadepnąć jej na odcisk. Ktoś ją zawołał, więc odwróciła się niespiesznie, by przy drzwiach lokalu zobaczyć koleżankę, która najwyraźniej zauważyła jej nagłe zniknięcie. Na pytanie czy wszystko w porządku odpowiedziała, że niebawem wróci i poważnie zaczęła się zastanawiać nad tą opcją. Bez jakiegokolwiek większego przemyślenia rzuciła więc: - Widzisz? Jest dobrze, jest bardzo dobrze wszystko i idę pić. Chyba – nawet jeśli chyba nie był to najlepszy pomysł. W tym momencie przede wszystkim chciała go spławić.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Wyraźnie zniecierpliwiony zaciskał coraz bardziej dłonie na kierownicy, nie wiedząc, co powinien w tej sytuacji zrobić. Wydawała się kompletnie niezainteresowana jego pomocą, jednak nie mógł jej tak po prostu zostawić w tym miejscu, w takim stanie. Odnaleziona po latach przyzwoitość nie pozwalała mu odjechać mimo że sytuacja zdawała się beznadziejna. Westchnął głośno, przyglądając się jej dalszym poczynaniom. W końcu podjechał troszeczkę dalej do jakiegoś miejsca parkingowego (choć właściwie nie wiedział, czy mógł tam zaparkować, ale nie było to w tej chwili istotne) i wysiadł z auta, trzaskając drzwiami bardziej niż zamierzał. Podszedł do Lonnie, która już skończyła szybką pogawędkę z koleżanką (której w żadnym wypadku nie zamierzał ufać w kwestii ogarniania sytuacji) i oparł się o ścianę baru parę centymetrów od dziewczyny. - Słuchaj, Thompson. Są tylko dwie opcje: wsiadasz do auta i odwiozę cię do akademika albo wrócimy tam razem i będę cię pilnował - wyrzucił z siebie. Zniecierpliwienie w jego głosie było aż nadto słyszalne. Miał nadzieję, że jednak Lonnell posłucha głosu rozsądku i wsiądzie od razu do auta, niekoniecznie uśmiechało mu się siedzenie z pijanymi dzieciakami w zbyt głośnym barze. - Ale alkoholu już ci wystarczy - dodał chłodno, wzruszając ramionami. Nie chciał zajmować się jeszcze bardziej pijaną Lonnell, już ta sprawiała mu wystarczająco dużo kłopotu. - Poza tym... co ty właściwie chcesz udowodnić? - zapytał, patrząc jej głęboko w oczy.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Zaskoczył ją. Była pewna, że prędzej czy później Allen po prostu odjedzie, zostawiając ją w spokoju – ostatecznie wcale nie wydawał się człowiekiem przyzwoitym, ani zainteresowanym tym, czy rzeczywiście, jakkolwiek wróci do domu. Już miała odwrócić się i oddalić, ewentualnie pomachawszy wcześniej za odjeżdżającym samochodem znajomego, ale zamiast tego zamarła, gdy zaparkował dosłownie kawałek dalej. Zresztą, rozmowa z koleżanką nieco wybiła ją z rytmu, a fakt, że wypiła tego wieczoru całkiem sporo, zdecydowanie zaburzał orientację i umiejętność szybkiego reagowania na poszczególne wydarzenia. – A co cię to właściwie interesuje? Pojawiasz się znienacka i zachowujesz jak mój ojciec. Słuchaj, to, że z nim masz dobry kontakt nie oznacza, że musisz mnie pilnować, jasne? To moja sprawa co robię, jak się zachowuję, ile wypiję i gdzie skończę wieczór – powiedziała rozdrażniona, podnosząc głos do tego stopnia, że zaczęła niemalże krzyczeć. A trzeźwo rzadko zdarzało jej się takie zachowanie, ale teraz nie potrafiła się powstrzymać. Chodziło o Allena. O to, że z jakiegoś, bliżej nieokreślonego powodu jej nie lubi. I o to, że za każdym razem gdy się widzieli, próbował podkreślić swoją wyższość. Nie była głupia. Okej, może teraz nie zachowywała się rozsądnie i może powinna trochę odpuścić, ale zazwyczaj potrafiła bardziej zluzować. Ten wybuch gniewu nieco ją otrzeźwił – zerknęła więc na drzwi, potem na samochód, a ostatecznie na Allena, po czym podjęła bardzo dojrzałą decyzję: - Bar. Możesz zostać, jeśli się ze mną napijesz – stwierdziła, zastanawiając się, czy po alkoholu jest chociaż odrobinę znośniejszy. Nie czekając na jego odpowiedź weszła po środka, po czym skierowała się w stronę swoich znajomych, stojących przy barze i zamawiających drinki. Ani razu nie odwróciła się, żeby sprawdzić, czy idzie za nią; zrobiła to dopiero chwilę później, gdy już trzymała w ręce dwa kieliszki. – To jak? Pijesz, czy mam wypić sama? – zapytała, unosząc brew ku górze.
Ostatnio zmieniony 2020-09-28, 19:53 przez lonnie thompson, łącznie zmieniany 1 raz.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Siebie też zaskoczył. To chyba był dowód na to, że nie był aż tak beznadziejnym przypadkiem, jak mogłoby się wydawać. Chyba zasługiwał na naklejkę dzielnego pacjenta, który próbował jakieś pokłady człowieczeństwa z siebie wykrzesać po całym tym czasie terapii. A wydawała mu się ona tak bezsensowna i niewiele do życia wnosząca. Kto by pomyślał. Czy tak właśnie wyglądało bycie porządnym? Czy naprawdę musiało wiązać się z wkurwianiem się? I z użeraniem się z małolatą? Ledwie wyhodował sobie kawałek sumienia, a już został wystawiony na tak ciężką próbę. Zdecydowanie łatwiej byłoby ją porzucić i nie myśleć o tym, jakie mogłoby mieć to konsekwencje. Tylko jakoś mimo wszystko dalej pod tym barem tkwił i nic nie wskazywało na to, by cała ta sytuacja miała się w najbliższym czasie rozwiązać. Niepotrzebnie dawał jej ten wybór. Mógł przecież ją złapać w pasie i zaciągnąć do samochodu siłą. Może nie byłby to najrozsądniejszy pomysł, bo jeszcze ktoś by jeszcze to zgłosił policji. Albo zrobił zdjęcie lub nagrał całe to zajście, puścił w świat i byłby skończony po raz drugi. A przecież dopiero co się zbierał z bycia skończonym po raz pierwszy. - Może jakbyś nie zachowywała się jak dziecko, nie trzeba by cię było pilnować - rzucił, wywracając oczami w odpowiedzi na ten jej wybuch. Naprawdę nie uśmiechało mu się bawienie się w nianię, ale mało prawdopodobnym było to, że Lonnell zachowa się jakkolwiek odpowiedzialnie tego wieczoru. Już teraz była wystarczająco pijana, a połączenie tego ze zbyt krótką i zbyt obcisłą sukienką nie wróżyło niczego dobrego. Rola osobistego ochroniarza raczej niekoniecznie go zachęcała, ale skoro dał jej taki wybór... Miał tylko nadzieję, że będzie chciała szybko zakończyć tę imprezę. - Czegoś bezalkoholowego. Zawiozę cię potem do akademika - odpowiedział stanowczo, nie zamierzając ustępować. Wprawdzie zdecydowanie wolałby nie musieć spędzać z nią tego czasu na trzeźwo, ale musiał być przecież odpowiedzialny, skoro na takiego się kreował.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Poradziłaby sobie – była o tym absolutnie, zdecydowanie przekonana. Niejednokrotnie chodziła na imprezy, tak samo, jak niejednokrotnie kończyła w kiepskim (albo nawet bardzo kiepskim) stanie. I co? To było przecież zwyczajne, studenckie życie; nic specjalnego i nic, co odbiegałoby od wszelakich standardów. Nie powinno go to obchodzić – nie był przecież w żaden sposób zobowiązany, by udzielić jej pomocy, czy też w ogóle się zainteresować. Zresztą, ona wcale tej pomocy nie potrzebowała, jak zdążyła już kilkakrotnie wspomnieć. Radziła sobie. Była dorosła i samodzielna; no, przynajmniej uczyła się samodzielności, po wielu latach życia pod kloszem. Aczkolwiek, wbrew pozorom, była całkiem niezłą uczennicą. – Nie jestem dzieckiem – oburzyła się ponownie, a w tonie jej głosu dało się wyczuć wyraźne zdenerwowanie, nawet jeśli, na ten moment, nie mówiła już zbyt wyraźnie. Najgorsze uczucie – gdy doskonale panowała nad swoimi myślami, ale nad sposobem, w jaki je wypowiadała, już niekoniecznie. – Jak sobie chcesz – powiedziała, słysząc jego słowa, po czym wypiła zawartość najpierw jednego, a później drugiego kieliszka i odłożyła je puste na blat stojącego nieopodal stolika. Nie było to zbyt dobre posunięcie. Zgarbiła się momentalnie, a potem, nie zastanawiając się ani minuty dłużej, pobiegła w stronę łazienki. Za szybko. Zdecydowanie za bardzo chciała się popisać i miała swoje efekty. Próbując przedostać się przez tłum ludzi, nie myślała nawet o tym, jaką idiotkę z siebie zrobiła. Zresztą, miała gdzieś, co myśli o niej Allen. – Cholera – rzuciła w przestrzeń, gdy już zdołała zamknąć się w jednej z kabin. Minusy? Czuła się fatalnie. Plusy? Była przekonana, że Whitlock nie zacznie jej szukać w damskiej toalecie.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Przeklinał się za to, że dalej to ciągnął bezsensownie. Być może trzeba było po prostu zadzwonić do jej ojca, by sam zajął się niesforną córeczką i doprowadził ją do porządku. Jego z nią przecież zupełnie nic nie łączyło, żadnej rodzinnej więzi, nawet delikatnie koleżeńskiej. Choć od czasu do czasu mieli ze sobą pewien kontakt, a on jej ojca traktował prawie jak swojego (choć swojego nigdy nie miał), to Lonnell kompletnie nic dla niego nie znaczyła i więź z jej ojcem w żadnym wypadku nie ozbaczała, że z automatu i ją traktował jak część rodziny. Jak siostrę. Nie, zdecydowanie nie. Kompletnie więc nie rozumiał, dlaczego dalej w tym wszystkim tkwił i tylko dalej brnął w te jej głupie słowne przepychanki i jej udowadnianie, jak świetnie sobie radzi. Niekoniecznie miał ochotę siedzieć w tym zatłoczonym barze wśród innych mniej lub bardziej pijanych osób samemu będąc tym trzeźwym i odpowiedzialnym. Chciał się stąd wyrwać jak najszybciej, jednak już za daleko z tą bohaterskością zabrnął, by tak po prostu odpuścić. Zbyt uparty był, by na tym etapie zostawić sprawę niedokończoną.
Z nieskrywanym zniecierpliwieniem i poirytowaniem patrzył, jak Lonnell wypija kolejne shoty jeden po drugim. Znowu na usta cisnęły mu się słowa „Co ty właściwie chcesz tym głupim zachowaniem udowodnić?” najpewniej zakończone jakimś pogardliwym zwrotem w jej stronę typu "dziecino" czy "dzieciaku", jednak nim zdążył usta otworzyć, ta rzuciła się w stronę łazienki. Przez chwilę jeszcze siedział, zastanawiając się, co właściwie powinien zrobić, jednak ostatecznie ruszył w jej stronę. Stanął przed drzwiami toalety, krzyżując ręce na klatce piersiowej. - I co? Jesteś z siebie zadowolona? Potrzymać ci włosy?- rzucił drwiącym tonem, mając nadzieję, że już po sytuacji łazienkowej odpuści i pozwoli się zawieźć do akademika. Oby tylko nie zarzygała mu tapicerki w samochodzie.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Nie musiał się nią przejmować. Absolutnie nie miał takiego obowiązku i nawet nie powinien angażować się w jakiekolwiek dramaty młodej Thompson. Wyprowadziła się z domu, by móc skosztować samodzielności, a takie prowadzenie za rękę zdecydowanie nie było czymś, co potrafiła – w tym przypadku – zaakceptować. Powinien dać jej spokój; pozwolić żyć i robić własne błędy. Zdecydowanie nie była szczęśliwa z powodu tego nieszczęśliwego zbiegu okoliczności, który sprawił, że Allen akurat przejeżdżał obok miejsca, w którym się znajdowała. Zdecydowanie nie pasowało jej, że się zatrzymał i nie miał zamiaru odpuścić. Ona również była uparta, a, jakby nie patrzeć, upartość rozpieszczonej gówniary była w stanie przekroczyć wiele granic. Głupia. To musiało się tak skończyć – taka była prawda. A siedząc w łazience Lonnie zastanawiała się dlaczego. Dlaczego, do cholery, nie potrafiła chociaż raz w życiu dać sobie na wstrzymanie. Już wcześniej czuła się nienajlepiej i doskonale wiedziała, że kolejny kieliszek jej nie pomoże, ALE musiała. Dla własnego honoru. Tracąc jednocześnie resztki godności.
Nie odpowiedziała mu – nie dlatego, że nie była w stanie, a bardziej dlatego, że zwyczajnie nie miała ochoty. Marzyła o tym, by móc stamtąd wyparować, zniknąć niepostrzeżenie i nigdy więcej nie wracać do tego wieczora. Chociaż w dalszym ciągu pozostawała bardzo pijana, powolutku zaczynała odczuwać moralnego kaca – największy minus takich eskapad. I wreszcie postanowiła odpuścić, czując, że następnego dnia mocno pożałuje. Z rozmachem otworzyła drzwi (po cichu mając nadzieję, ze Allen stoi zaraz za nimi), po czym powiedziała baaaardzo cicho: - Okej, możesz mnie zawieźć – ewidentnie nie kryjąc rozdrażnienia. Gdyby jednak zarzygała mu tapicerkę, byłyby to najpewniej największy plus tego wieczora.
Ostatnio zmieniony 2020-10-18, 23:22 przez lonnie thompson, łącznie zmieniany 1 raz.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Sam właściwie nie był w stanie określić, dlaczego zdecydował się tak uparcie i zawzięcie zapewnić jej bezpieczny powrót do domu. Nie tylko takie zwykłe ludzkie odruchy były mu dość obce, ale także sama osoba panny Thompson nie była dla niego szczególnie ważna. Skąd więc było w nim tyle uporu, by ją bezpiecznie zawieźć do akademika? Właściwie sam nie wiedział i chyba nieszczególnie miał ochotę się dowiadywać, choć pewnie to zdarzenie wynikające z jakiegoś nagłego, obcego ludzkiego odruchu będzie omówione na najbliższej sesji terapeutycznej. W końcu było to dla niego dość nowe, niespotykane. Jedno jednak się zgadzało. Szczególną przyjemność sprawiała mu pewnego rodzaju wyższość nad nią w tymże momencie, kiedy to on miał zdecydowanie więcej możliwości do pewnej kontroli nad całą sytuacją, gdy jej się ona wymykała całkiem spod kontroli. I tak, udało się ostatecznie, dopiął swego i ta w końcu uległa, by jego propozycję przyjąć. Obdarował ją zwycięskim uśmiechem, gdy tylko wyszła z łazienki. Później jednak, gdy zlustrował ją wzrokiem, lekko się skrzywił. Nie wyglądała najlepiej, ale kto po wymiotowaniu wygląda dobrze?
- Ugh. No to nici z całowania - rzucił z tym drwiącym uśmieszkiem. Nie, żeby miał takowe plany. Raczej w ogóle o tym nie myślał. Tekst rzucony był jedynie dla delikatnej prowokacji, niczego więcej. Była ładną dziewczyną, bez wątpliwości, ale przede wszystkim nadal była gówniarą. Pamiętał ją z kręcenia się czasem po planie i swoje własne poirytowanie z tego okresu też pamiętał. Pewnie dość porównywalne do dzisiejszego. - Panie przodem - powiedział, wykonując odpowiedni gest, żeby w końcu z tego okropnego baru wyjść i żeby mógł mieć całą tę sytuację z głowy.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Była na siebie cholernie wściekła – doskonale wiedziała, że teraz, przez najbliższy czas, nie będzie miała ani chwili spokoju w towarzystwie Allena. I chociaż nie zamierzała spotykać się z nim zbyt często (a najlepiej w ogóle), wyobrażenie sobie sytuacji, w której mężczyzna raz za razem szczyci się swoim heroicznym czynem i faktem, że wygrał, sprawiało, że miała ochotę wrócić z powrotem do łazienki. Ale nie mogła. Chociaż pokonanie dumy przyszło jej z trudem, doskonale wiedziała, że jest to najlepsza opcja. Zresztą – była zwyczajnie zmęczona; wieczorem, imprezą, alkoholem, wymiotowaniem oraz całą, nieciekawą sytuacją. – Nigdy – burknęła, chwilę po tym, jak o mały włos nie przewróciła się, słysząc jego głupi tekst. Pomimo swojego stanu, doskonale wiedziała, że żartuje, ale tak czy inaczej, skrzywiła się na samą myśl. Allen był przystojnym facetem, to zdecydowanie, jednak gdy go poznała, była gówniarą – jeszcze większą niż obecnie – i kompletnie nie zwracała na takie rzeczy uwagi. Teraz natomiast wszystko przesłaniał jego fatalny charakter i fakt, że zwracał się do niej ze zwyczajną niechęcią. Szczególnie to drugie, bo w innym przypadku byłby może nawet znośny. Lonnie grzecznie wsiadła do samochodu, chociaż jej ruchy były raczej niepewne i nieporadne. Odkryła dodatkowo, że ma niemałe trudności z zapięciem pasów, więc po dwóch próbach postanowiła zostawić je w spokoju. – Ja się chwilę zdrzemnę, dobrze? – oznajmiła, zanim jeszcze Allen zdążył odpalić silnik. I nie minęło nawet pięć minut, a już odpłynęła.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

#1

Wyjście w niedzielny wieczór wydawało się idiotycznym pomysłem i to z wielu różnych powodów, które Esther z łatwością wyrecytowałaby przyjaciółce. Sprawa komplikowała się jednak wtedy, gdy owa koleżanka przypierała ją do muru argumentami wytykającymi jej obietnice bez pokrycia. Wyskoczymy się napić czegoś za tydzień - wydawało się w ustach Hirsch oklepaną formułką, która miała na celu zwyczajne spławienie niestrudzonej znajomej. Z każdym kolejnym dniem upór brunetki malał, choć może była to tylko złudna nadzieja pojawiająca się wraz ze zmęczeniem po pracy. Z trudem potrafiła wysiedzieć w ich swoim mieszkaniu, po którym nadal walały się niedopakowane kartony. Ciało kobiety przeszywał trudny do opisania ból, gdy po raz setny zrywała się do uporządkowania przeszłości nadal noszącej jego zapach. Dlatego by uwolnić się od tej rozrywającej duszę ciszy, wygrzebała z szafy jedną z sukienek i pozwoliła zaciągnąć się do jednego z barów. Na ich nieszczęście zapełnionego ludźmi świętujących z nieznanej im okazji. Ledwo przyjaciółkom udało się upolować stolik niedaleko wejścia, który niedługo jedna z nich opuściła, tłumacząc się potrzebą odnalezienia toalet. Zniecierpliwiona oczekiwaniem na powrót przyjaciółki, która zapewne już wdała się w rozmowę z kimś w drodze powrotnej, ruszyła w stronę baru w celu otrzymania kolejnego drinka. Mijając już na wpół trzeźwe osoby, zatrzymała się nagle pod koniec swojej barowej odysei - cóż teraz zamierzasz zrobić, Esther? Jej sam głosik w głowie zakpił z niej, gdy przez moment spanikowana nabierała powietrza do płuc. W pierwszym zapewne najrozsądniejszym odruchu zapragnęła zrobić w tył zwrot na pięcie, ze spokojem znikając w tym sporym tłumie. I zapewne zdecydowałaby się na taką ucieczkę, gdyby nie fakt, że młodociana towarzyszka Zacha zsunęła się z barowego stołka i udała się w nieznanym kierunku. Krótki impuls zadecydował o - Mam nadzieję, że pamiętasz, jak nielegalne jest rozpijanie nieletnich? - choć początkowo miała zwyczajnie przywitać się z mężczyzną, to ostatecznie z jej ust padło zupełnie co innego. Oczywiście, nie miała prawa go pouczać i doskonale zdawała sobie z tego sprawę - to ona była złym charakterem w ich dramacie spisanym lata temu. Nie oczekując słów zaproszenia, wślizgnęła się na zwolnione miejsce i cichym stuknięciem postawiła pustą już szklankę na blat baru, zamawiając przy tym następną kolejkę. Kiedy przenosiła na niego spojrzenie, w jej ruchach kryła się niepewność.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

#9

Zachary nie sprawdzał dowodu swoim towarzyszkom na jedną noc. Uważał zresztą, że małolat raczej nie kręciło, by wskakiwać starym dziadom do łóżka. W końcu on im nie płacił za seks, więc jaką miałyby mieć z tego korzyść? Skoro więc jakaś przy nim wytrwała, znosiła jego wygląd i śmiała się z tych durnych żartów, na naprawdę niskim poziomie, to albo była totalną desperatką, albo lubiła dziwnych typów. Niemniej chyba powinna być w pełni letnia, prawda? Inaczej jakby tu weszła? Zresztą Sherwood nie rozwodził się nad takimi kwestiami. Nie martwił się tym. Nie wiązał przyszłości z taką znajomością. To miała być tylko jedna przyjemna noc, bo nie znosił tych samotnych i bezsennych, w które czuł tylko ból. Tak, jak widać, nie tylko Esther nie radziła sobie ze śmiercią ukochanej osoby. To ironiczne, że po latach znajdują się w nieco... Podobnej sytuacji. Na niebezpiecznie przypominającym siebie zakręcie... I znów się spotykają. Właśnie tu. Tkwiąc na tym rozdrożu, cholera.
-Hirsch, naprawdę... Schlebia mi to, że nawet po latach rozłąki jesteś o mnie zazdrosna i dbasz o swoje terytorium - odparł więc naprawdę niezbyt wyszukanym zdaniem na te nietypowe powitanie po tak długim braku jakiegokolwiek kontaktu. Mijania się z oddali nijak nie można, przecież zaliczyć jako spotkania. Zach uśmiechnął się półgębkiem, popijając swoją whisky. Obrócił się też nieco w bok, by ocenić wygląd Esther po latach. Dojrzała. Nie przytyła ani grama. Spojrzenie miała nieco smutniejsze. Na palcu... Brak jakiekolwiek pierścionka. A jednak. Na ten widok uśmiechnął się wewnętrznie, bo nie wiedział czy wypada szczerzyć zęby, w końcu aż za dobrze wiedział, że za brakiem takich ozdób mogła iść osobista tragedia. -Wyglądasz obłędnie - i milion razy lepiej od tej małolaty, która sobie poszła i pewnie nie wróci, skoro widzi tu ciebie - tej końcówki oczywiście już Zachary nie dodał. Nie chciał być aż takim prostakiem na wstępie. Wystarczy, że rzucał dość prostym komplementem i gapił się na nią z uznaniem, którego nie ukrywał. Może i odrobiną tęsknoty. Cóż, Esther przyszła trochę późno, jeśli chodzi o trzeźwość Sherwooda tego wieczoru... Po prostu tego już tu nie było. Ups.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Och, Zachary w takim razie był w ogromnym błędzie! Młodość potrafiła być naprawdę zaskakująca, podsuwając pragnienia, które z biegiem czasu zaczynają dziwić. Sama przecież, nawet jeśli na krótką chwilę, oddała swoje serce starszemu mężczyźnie. Niekoniecznie podobnie duża różnica wieku, ale w pewnym sensie nie było w tym nic zaskakującego i powodów istniało od groma - fascynacja, inne podejście, doświadczenie. Czy to nie okropne zrządzenie losu? Postawić ich ponownie przed sobą, gdy ich serca otulone są żałobą po ukochanych. - Oczywiście, wizja Ciebie za kratami ściska moje serce z zazdrości - westchęła głośno, przewracają przy tym teatralnie oczami. Zazdrość nie mogła grać tu pierwszych skrzypiec, gdyż już dawno powinna zrzec się do niej prawa. Jednak nie rozumiała też przy tym własnego zachowania, kiedy tak odważnie wyskoczyła ze swoją radą. Sentyment? Sięgając po szklankę napełnioną napojem o czerwonej barwie, odrzuciła te kryjące w sobie szczyptę niebezpieczeństwa rozważania na bok. Nie bez powodu mówi się, że im mniej wiesz, tym lepiej śpisz... a naprawdę nie czuła się na siłach do samotnej walki we własnych myślach z porzuconą niegdyś przeszłością.
Jak miała zareagować na komplement? Teraz, gdyż nie liczyły się jej dawne reakcje. Esther rozchyliła delikatnie usta, wahając się nad tym, w jaki sposób miałaby odpowiedzieć. Zwykłym dziękuję? Delikatnym ruchem odgarnęła ciemne pasemka włosów z twarzy i pozwoliła sobie na ciche westchnięcie układające się w jego imię - Zach. W tym stanie upojenia alkoholowego, w jakim się prawdopodobnie już znajdował, żaden komplement nie brzmiał odpowiednio. Powoli powędrowała wzrokiem w kierunku mężczyzny, przez moment uważniej analizując jego twarz. I może mijając go na ulicy, nie spostrzegłaby tych niepokojących oznak, które teraz czaiły się nie tylko w spojrzeniu mężczyzny. Nie zmieniły się przecież przystojne rysy twarzy Sherwooda i zapewne szczęśliwie zaliczał się do tej grupy przedstawicieli płci przeciwnej, która z czasem zyskiwała na wyglądzie. To zobaczyłaby, gdyby złapała jego twarz na ułamek sekundy, by zaraz pomknąć dalej w obranym wcześniej kierunku... ale nie teraz, kiedy siedział zaledwie kilkanaście centymetrów od niej. - Zachary, co się z Tobą dzieje? - zapytała z niepokojem czającym się w głosie. Pomimo lat we mglistych już wspomnieniach (czy aby na pewno?) pamiętała byłego narzeczone zupełnie inaczej. To zasługa czasu... a może ciężaru, jaki na niego spadł? Nie była pewna czy zasługiwała aktualnie na szczerą odpowiedź z jego ust.

autor

ODPOWIEDZ

Wróć do „Madison Valley”