WAŻNE Wprowadzamy nowy system pisania postów/tworzenia tematów w lokacjach. Prosimy o zapoznanie się instrukcją i stosowanie nowego wzoru. Więcej informacji znajdziecie tutaj!
Subfora zostały podzielone na 4 główne działy, oto orientacyjny zakres lokacji, które mogą się w nich znaleźć:
- strefa miejska - ulice, parkingi, tereny zielone, parki, place zabaw, zaułki, przystanki, cmentarze
- usługi - sklepy, centra handlowe, salony kosmetyczne, pralnie, warsztaty
- kultura i instytucje - galerie, muzea, teatry, opera, domy kultury, centra społeczne, urzędy, kościoły, szkoły, przedszkola, szpitale, przychodnie
- życie towarzyskie - restauracje, kawiarnie, kluby, kręgielnie, puby, kina
Dodatkowo w dzielnicach znajdziecie subfora większych firm albo ważnych dla forum i postaci lokacji, np. szczególne kluby, uniwersytet, czy restauracje.
INFO W procesie przenoszenia forum na nowy silnik utracone zostały hasła logowania. Napiszcie w tej sprawie na discordzie do audrey#3270 lub na konto Dreamy Seattle na Edenie. Ustawimy nowe tymczasowe hasła, które zmienicie we własnym zakresie.
DISCORD Jesteśmy też tutaj! Zapraszamy!
UPDATE Postacie chcące uzupełnić swoją KP o nowe treści w biografii mogą skorzystać teraz z kodu update w zamówieniach.
bar
-
Przeszłość miała to do siebie, że wyskakiwała z szafy, kiedy nikt jej o to nie prosił. Człowiek przekonany był, że zamknął szczelnie pudło z czyimś imieniem, chowając tam wszystko, ale to wszystko co się tej osoby dotyczyło, a później... To pudło przypadkiem wypadało, robiąc bałagan. Oczywiście, często udawało się je pominąć, zignorować, udać, że wcale go tam nie ma i pójść dalej, ale czy tak też stanie się z nimi tym razem? To jednak jest pierwszy raz od lat, kiedy zdecydowali się do siebie odezwać. Może coś się zmieniło. Chyba... Chociażby to, że ta przeszłość, powoli, wkradała się znów w ich codzienność, właśnie przez tę niewinną rozmowę, która pozornie nie znaczyła nic. W końcu nikt nawet jej nie planował, prawda? Ot, czysty przypadek.
-Ale co chodzi po twojej głowie... Kiedy pytasz - co się stało? Co chcesz wiedzieć, Esther? - zapytał zmęczonym głosem, podnosząc po raz kolejny tego wieczoru szkło, by przysunąć je do warg i zatopić je w alkoholu. Nie ułatwiał, ale jednocześnie nie karmił Hirsch banałami. Nie uciekał w żadne niedopowiedzenia. Mimo tego, że przed laty dość gwałtownie i niespodziewanie - a może to on pozostawał ślepy na wszelkie sygnały i wcale tak zaskakujące to nie było - porzuciła go, łamiąc przy tym jego serce, niszcząc marzenia i zostawiając z niczym, to szanował ją. Jako człowieka, kobietę. Była mu kiedyś bliska. Życzył jej dobrze. Nie chciał więc zarzucać szatynki swoimi problemami, z którymi przecież Zachary nie chciał sobie radzić. Nawet nie próbował. O wiele łatwiej było każdego dnia przyjść tu i zatopić swoje smutki najpierw w alkoholu, a później w instynktowym, pozbawionym uczuć i głębi seksie. On nie żył, on egzystował.I to od dawna. Aż tak było to widać? Tę jego obojętność? To, że tu był, ale nie do końca? Nie wiedział. Nikt jakoś nie zwracał na to uwagi w codzienności. A może po prostu wszyscy byli już za bardzo zmęczeni zwracaniem Sherwoodowi uwagi, kiedy on miał ich gdzieś, najłagodniej rzecz ujmując.
-
Czasami zapominała jak wielką moc niosą te wszystkie "znajomości". Dlatego, że nigdy na owych nie mogła polegać? Przynajmniej nie w takim stopniu, jaki zakłada się na samą myśl o podobnych układach. Na nią jedynie przychylniej mogli spojrzeć znajomi rodziny, których czasem już nie potrafiła spamiętać. I gdzie są teraz te twoje znajomości, Zachary? - Ach, ten cudowny świat prawników - wywróciła oczami, zastanawiając się w duchu, ile z tych relacji nie wykruszyłoby się przy pierwszym większym problemie. Odpowiedź mężczyzny nie umniejszyła jednak zmartwienia, które zawitało na jego widok. Notabene nie powinno pojawić się u niej wcale, ale obojętnie, ilekroć powtarzałaby to sobie w duchu nadal, nie zmieniłoby to faktu istnienia tego uczucia. Z drugiej strony trzeba przyznać, iż Esther od wielu miesięcy trenowała się w wypieraniu niektórych prawd z własnego życia - czemuż i nie tym razem? Czymże różniło się to od kolejnego poranka, gdy każda komórka jej ciała odmawiała współpracy? Podnosiła się z pościeli rozkopanej przez nocne koszmary, by z jakiegoś poczucia obowiązku dalej odgrywać własną rolę w społeczeństwie. Może z czystego egoizmu nie chciała już oglądać zmartwionej twarzy mamy, kiedy przez miesiąc zmuszona była do oglądania ducha własnej córki - inaczej nie zdołałaby tego nazwać, wracając myślami do tamtych dni wyrwanych z jej życiorysu. - Nieważne - opuszcza na moment głowę, zmęczona rozgrywką, której się spontanicznie podjęła. I przez moment to zapewnienie mogło zabrzmieć naprawdę szczerze, lecz nadal trwała na zajętym miejscu. Nie zsunęła się zniechęcona z barowego stołka, by odszukać przyjaciółki zajętej rozmową z kimś innym. Nadal siedziała przy barze w oczekiwaniu... na co, Esther? Woń whisky upomniała ją nie tylko o stanie Sherwooda, a o własnej kontroli. Wszakże do najlepszych barowych tułaczy nigdy nie należała, a przesadzenie z alkoholem w obecnym momencie zaliczała do najmniej oczekiwanych. Potrzebowała choć trochę trzeźwości własnego umysłu, by trzymać się w ryzach i nie powiedzieć zbyt wiele. Z czystego rozsądku zwolniła, więc w piciu własnego drinka. - Wydawało mi się, tak przez ułamek sekundy, że nie muszę udowadniać... - Spojrzała nań z ledwo dostrzegalnym wyrzutem, który prędko umknął z jej spojrzenia. Nawet jeśli znała go niegdyś bardzo dobrze (bądź śmiało to zakładała w swoich młodzieńczych latach), to teraz nie mogła przekładać tego nad dzielące już ich lata. Obojętnie w jakim stopniu zmienił go czas, to nie była u jego boku, by zaobserwować te zmiany. Dlaczego w takim razie powoływała się na to co ich kiedyś łączyło? - że widzę, w jakim stanie się znajdujesz i może jest on niepokojący... ale nie zmuszę Cię przecież do odpowiedzi, prawda? - Nie musisz mówić, ale możesz... Nagle wkradająca się przeszłość do teraźniejszości potrafiła zwalić z nóg i to nie w pozytywnym tego słowa znaczeniu. I znając własny ciężar, nie potrafiła bestialsko wyciągać z kogoś jego demonów. Tym bardziej nie z niego. Nie pytałaby przecież, gdyby pozostała niewzruszona spotkaniem Zacharego. Nadal jednak spoglądała na niego niepewnie, czując nieme oskarżenie wiszące w powietrzu - wtrącała się tam, gdzie nie powinna, nawet jeśli żywiona do niej uraza nie była już tak żywa jak kiedyś... ale w jej wyobrażeniu jak najbardziej istniała.
-
Nie żywił do niej urazy. Może to głupie, ale naprawdę Zachary nauczył się być ponad to. Zdawał też sobie doskonale świadomość, że gdyby zbudował życie z Esther, to nigdy nie zostałby ojcem Zoli i Royce'a. A choć nie był najlepszym tatą, to był dumny z tych dzieciaków, które są mimo wszystko jego. Cieszył się, że mógł spróbować zbudować dom z Ridley, nawet jeśli im nie wyszło. A przede wszystkim pamiętał jak cholernie radosny był u boku swojej drugiej żony, która została mu poniekąd, w jego głowie, bestialsko wyrwana z ramion. Gdyby został w związku z Hirsch, nigdy tego, by nie doświadczył, tego wszystkiego. Bólu może też nie, ale to nieważne... Ten ból przypominał Sherwoodowi o czymś, co w jego życiu było kiedyś ważne, piękne, coś, co chciał bardzo pamiętać. Nie miał więc żalu. Poniekąd był szatynce za to wszystko wdzięczny. Może przed laty nie pomyślałby, że tak to odbierze, ale teraz... Perspektywa mężczyzny były zupełnie inna.
A skoro nie naciskała, skoro uznała, że to nieważne, to Zachary wzruszył tylko ramionami. To lepiej, że się poddała, wycofała czy jak to nazwać. Nie było czego opowiadać. Nie miała też żadnego obowiązku się nim przejmować, a litości nie chciał. Mogła więc spokojnie wracać do swojego życia, które zapewne jest spokojniejsze i o wiele bardziej ułożone. No, bo skąd kurwa miał wiedzieć, że o ironio, jechali poniekąd na tym samym wózku? Nawet się nie domyślał, choć Esther dalej siedziała obok niego. Milczeli. I mogliby tak milczeć dłużej, ale jednak Hirsch się znów odezwała. Zachary obrzucił ją swoim spojrzeniem, po czym zamoczył usta w whisky, wzdychając wcześniej ciężko.
-Odpowiedź nie jest interesująca, ani odpowiednia na takie miejsce. Po za tym nie chcę cię dołować - odparł lekko, wzruszając ramionami. Prawda jest też taka, że nie chciał dołować siebie. Przyszedł tu w końcu po to, by zapić swój ból. Oddać go gdzieś w ulotnej chwili euforii, którą na sto procent osiągnąłby z wielce oburzoną dziewczyną, która po powrocie z łazienki obrzuciła go tylko zdegustowanym spojrzeniem - zapewne według jej umysłu złapał kolejną naiwną, nie mogąc się doczekać akcji, znudzony samotnością. Trudno. Chyba i tak powinien już zmienić plany. -A jaka jest twoja historia? Dlaczego wolisz tu siedzieć ze swoim dawnym eks niż spędzać czas w bliższym ci towarzystwie? - zapytał, przecierając zmęczoną twarz dłonią, na której ostatecznie oparł swoją głowę i zamglonym wzrokiem próbował wyczytać coś z twarzy Esther. No, ale nie potrafił. Udawał więc, że jest wytrawnym graczem i coś wie. Tyle mu zostało - pozory. Szkoda, że liche.
-
Może i była banalna, bo gdy życie waliło jej się na łeb postanowiła schować się i udawać, że wszystko jest okej. Najpierw siedziała w pracy do późna, wychodząc z teatru jako ostatnia i przychodząc jako pierwsza, a gdy tego było za mało coraz więcej czasu zaczynała spędzać na mieście. Trochę czuła się jakby znów była młodą studentką, bez większych zobowiązań, z głową pełną pomysłów na to jak wspaniale będzie wyglądać jej przyszłe życie. Szkoda tylko, że żaden z tych pomysłów nie wypalił. No okej, niby wyszła za mąż, miała ładne wesele i białą sukienkę, ale co z tego? Jej związek z Dickiem nie należał jak widać do udanych skoro po zaledwie kilku latach już byli w separacji. On chciał dzieci, a ona nie za bardzo widziała się w roli matki jakiś purchlaków, nawet jeżeli byłyby śliczne i cwane po mamusi. Miała jeszcze tyle rzeczy do zrobienia, chciała dalej rozwijać swoją karierę, a ciążą raczej w tym nie pomaga. Lubiła też swoje ciało i nie za bardzo jej sie widziało posiadanie rozstępów i kilku dodatkowych kilogramów tylko po to żeby mieć jeszcze dodatkową gębę na utrzymaniu. Trzeba też dodać, że jej mąż czasem sam zachowywał się jak duże dziecko, więc z dwójką dzieci już by chyba rady nie dała. Wolała nie myśleć o tym jak beznadziejnie wygląda teraz jej życie, a żeby to zrobić potrzebowała wlać w siebie trochę alkoholu, tak żeby się jej później łatwiej zasypiało. Wracając z pracy postanowiła wpaść do baru, gdzie zamówiła sobie dwa szoty tequili, wiadomo, po jednym na każdą nóżkę żeby się równo rozłożyło! Nie spodziewała się, że gdy trochę bardziej rozejrzy się po sali to zobaczy znajomą, męską postać. Nie widziała się z Henleyem już bardzo długo i nawet się zastanawiała czy nie powinna po prostu się zebrać i wyjść udając, że nic nie zauważyła. Z drugiej strony życie jej sie waliło i chyba potrzebowała przyjaciela, nawet takiego, z którym od dawna nie rozmawiała. Wypiła więc jeszcze jednego kielona, tym razem na odwagę i podeszła do stolika, przy którym siedział stary znajomy. - Cześć piękniutki, bolało jak spadałeś z nieba? - zapytała używając chyba najgłupszego z możliwych tekstów, ale to była cała Nora, ona nie za bardzo potrafiła w rozmowy na poważnie, ani jak widać w normalne przywitania. Starała się zabrzmieć jak najbardziej poważnie, ale po chwili i tak posłała mężczyźnie szeroki uśmiech. - Dawno się nie widzieliśmy, już myślałam, że umarłeś i ktoś zapomniał mnie zaprosić na pogrzeb - dodała wywracając oczami, bo to powinno być jedyne akceptowalne wytłumaczenie tego, że przestali się ze sobą trzymać.
-
-
- Jedyna w swoim rodzaju - powiedziała uśmiechając się do przyjaciela, bo to jednak dobrze, że ją w ogóle rozpoznał po takim czasie! Chyba powinna się cieszyć, że się aż tak mocno nie postarzała. - Ty mi teraz grozisz czy obiecujesz? - Akurat nie miałaby nic przeciwko gdyby taki duch ją nawiedzał, przynajmniej by się nie musiała bać. - Hola hola cowboyu, to działa w dwie strony wiesz? - wywróciła oczami, bo przecież też miał jej numer i pewnie nawet adres zamieszkania. - Ale możesz się zrekompensować i postawić mi drinka - niby teraz miała już na tyle dużo pieniędzy, że sama mogła sobie alkohol kupować, ale to chyba jakiś stary nawyk z przeszłości, że zawsze trzeba procenty od kogoś wydębić. - No chyba, że Ci w czymś przeszkadzam? Jakiś taki jesteś hmm... czysty. Czekasz na kogoś? - nie chciała mu przecież przeszkadzać, jeżeli był już umówiony.
-
– No tak, działa, ale to ty nagle przestałaś utrzymywać kontakt… zresztą nieważne. Masz jakieś specjalne życzenia w kwestii drinka? – zapytał, brwi do góry unosząc. Na drinkach to on się specjalnie nie znał, tym bardziej tych fikuśnych. On był prostym człowiekiem, więc pijał po prostu piwo, czasem whisky lub wódę, nic specjalnie fancy. – Czekałem… miałem się spotkać z laską z tindera, ale nic z tego nie będzie – ani z randki, ani z całej tej znajomości niestety. Pewnie więc Willem znów tę szatańską aplikację odinstaluje, by po paru miesiącach znowu do niej powrócić. Chyba że nie będzie potrzeby. Ale umówmy się, w jego przypadku to było mało prawdopodobne.
-
- Hmmmmm - mruknęła zastanawiając się nad tym czego, by się napiła. - W sumie może być Margarita - skoro już zaczęła od tequili to niech przy niej zostanie, tak dla bezpieczeństwa. - Ojj, nie brzmi to najlepiej - skrzywiła się - a fajna chociaż była? Pokaż zdjęcie - Nora oceni okiem speca, czyli na pewno powie, że jest brzydka i znalazłby sobie ładniejszą i fajniejszą, tak jak to robiła za każdym razem gdy pokazywał jej jakąkolwiek inną kobietę. - Przynajmniej nie masz męża, który się wyprowadza i udaje narzeczonego typiary, z którą obecnie mieszka - tak to było trochę skomplikowane i co z tego, że znała Harmony i wiedziała, że się z Dickiem przyjaźnią. To było mało istotne, bo z własnego doświadczenia wiedziała, że nikt nie zabroni się przyjaciółce podkochiwać w przyjacielu. Co prawda Norze zabrakło odwagi żeby Willemowi o tym powiedzieć, ale może Harmony miałaby jej więcej i Robercik o wszystkim, by się dowiedział. Co wtedy stałoby się z jej i tak już rozpadającym się małżeństwem? Nie miała bladego pojęcia. Dlatego wolała się napić i miała nadzieję, że barman zaraz przyniesie alkohol. - A tak poza nieudanymi randkami, to co u Ciebie? Jak w pracy? - Była ciekawa wszystkiego co się działo!
-
Z racji tego, że nie lubi się spóźniać na miejsce przybyła z dość mocnym wyprzedzeniem. Miejsce zostało wybrane przez ich znajomą, Hailee dostała tylko nazwę baru i godzinę spotkania. Miała nadzieję, że naprawdę będzie się dobrze bawić, bo jeśli nie to komuś się oberwie…
Weszła do baru i rozejrzała się dookoła. Jej spojrzenie przeskakiwało z twarzy na twarz, szukając tej jedynej, przeznaczonej dla niej na ten wieczór. Mruknęła coś pod nosem, gdy go nie znalazła. Chciała zamówić coś do picia, pewnie w takim barze, jak ten nie zamawia się wody, tylko alkohol, ale nie chciała zmieniać swoich postanowień tylko dlatego, że znajoma postanowiła umówić na randkę. Starając się ignorować pytające spojrzenie barmana, zamówiła wodę z cytryna i udała się w poszukiwaniu wolnego stolika. Omijała te, które stały pośrodku sali, gdzie było tak głośno, że człowiek ledwo słyszał własne myśli. Miała szczęście, bo właśnie dwóch mężczyzn opuszczało lokal i zwolnili stolik w samym rogu. Cicho i spokojnie, o to właśnie chodziło. Czy się denerwowała? Troszkę. Jednak dawno nie była na randce, a na dodatek w ciemno. Popijała wodę rozglądając się po sali. Na początku nie zauważyła Garrett’a wchodzącego do baru, zauważyła go dopiero, gdy szedł w jej kierunku. Wzięła głęboki wdech i wstała. Spocone dłonie wytarła o materiał sukienki na udach i dopiero wtedy wyciągnęła dłoń w powitalnym geście.
– Cześć! Hailee… – Uśmiechnęła się ukrywając zdenerwowanie, które miała nadzieję, że nie zauważył.
-
- 05.
Po wyjściu z jednostki każdy rozszedł się do swojego auta i jak to mieli w zwyczaju, spotkali się dopiero pod ulubionym barem. Starali się zachować ostrożność i nie wzbudzać podejrzeń u reszty kręcących się funkcjonariuszy. — Dwa piwa — rzucił w stronę mężczyzny i zajął miejsce na krzesełku przy barowej ladzie. Uśmiechnął się w stronę blondynki, która dotarła na miejsce zaraz po nim i poklepał wolne miejsce obok siebie. — Wziąłem Ci to co zawsze — odparł i oparł łokcie na blacie, wzdychając głośno. Potrzebował jej obecności, rozmowy i zimnego piwa, które pomoże mu przebrnąć przez troski, które zaprzątały jego głowę.
-
Praca w policji była niezwykle trudna w wielu aspektach, zaczynając od ryzyka zawodowego o czym przekonał się już niestety jej przyjaciel, po ciężkie zasady które powinno się przestrzegać... no właśnie, ale czy nie dało się ich obejść lub za zgodą przełożonego, złamać? Nie raz się zastanawiała czy faktycznie musieli się ukrywać z uczuciem, które choć udawali że nie istnieje, ciągle wisiało między nimi. Wystarczyła iskra by ogień zapłonął na nowo, jednakże nawet jeśli Lyn była gotowa na związek i chciałaby spróbować przestać przed tym wszystkim uciekać, skończyć z chowaniem się po barach bądź w ich domach... niestety nic na siłę nie mogła zrobić. Doskonale wiedziała ile przeszedł więc wolała po prostu przy nim być i cierpliwie czekać, licząc że kiedyś nadejdzie ten dzień gdy postanowią coś z tym zrobić, albo to uczucie minie i znajdzie kogoś innego. Póki co kiepsko szły obie wersje, wszak nie tak dawno znów wylądowali w łóżku, by parę tygodni później znów usłyszeć przypomnienie by nikomu o tym nie mówiła, bo to tajemnica. Mało tego, do miasta wróciła jego ex narzeczona a jej przyjaciółka i szczerze mówiąc wolałaby żeby zniknęła na nowo. Nie tylko dlatego że czuła ukłucie zazdrości i strach, że zostanie zepchnięta na boczny tor, martwiła się również o niego jak to wszystko zniesie i czy ponownie go nie zrani. Po jej ostatnim odejściu do tej pory nie doszedł w pełni do siebie, ciekawe czy miała pojęcie jak bardzo go zmieniła.
Spodziewała się że prędzej czy później wyskoczą gdzieś się odstresować całą tą sytuacją z powrotem Annie, wiedziała że nie jest to dla niego łatwe a znała też jego sposoby na odreagowanie. Przełożyła spotkanie z siostrą, wszak przyjaciel w potrzebie, po czym pojechała po pracy do domu, wiadomo przykrywka i te sprawy, przebrała się i zamówiła taksówkę. Tak, nie znosiła komunikacji miejskiej, jednakże skoro mieli wypić to przecież autem nie pojedzie. Na miejscu od razu zauważyła go wzrokiem więc ruszyła w jego stronę i usiadła obok. Najchętniej pocałowałaby go w policzek na przywitanie, wolała jednak nie ryzykować że ktoś ich spotka i będzie afera, więc po prostu się uśmiechnęła delikatnie. -Jak się trzymasz?- rzuciła na początek, choć doskonale widziała co się dzieje, za długo go już znała, zresztą przy niej nie musiał udawać i chować złości czy smutku więc momentalnie emocje wychodziły na zewnątrz.
-
— Nie wiem. Chyba po prostu wciąż jestem w szoku — wzruszył ramionami i wyciągnął dłoń w kierunku kufla z piwem, który postawił przed nim barman — Byłem przekonany, że więcej jej nie zobaczę i pogodziłem się z tym ale widząc ją tutaj.. — urwał i westchnął, próbując poukładać do kupy swoje myśli i odczucia związane ze spotkaniem swojej byłej — Wszystko wróciło. Wspomnienia z tamtego dnia, gdy ją znaleźliśmy — nie lubił do tego wracać ale czuł, że nie uniknie tego.
-
-
— Jednostka to ostatnie miejsce w którym bym się jej spodziewał, Jocelyn — powiedział ciszej, wpatrując się w kufel z piwem z którego upił kilka większych łyków — Zmroziło mi krew i wybiegłem na tego papierosa na zewnątrz, bo nie wiedziałem jak zareagować. Co miałem zrobić? Pomachać? Uśmiechnąć się? Kurwa — przetarł dłonią zmęczoną twarz i parsknął śmiechem z bezsilności. Teraz potrzebował czegoś mocniejszego niż browar, jednak nie chciał zalać się w trupa bądź co gorsza - znowu zasnąć u boku dziewczyny. — Nie wiem czego chce. Minęły długie lata i pogodziłem się z jej wyjazdem ale jej powrót przywołał wszystkie beznadziejne wspomnienia. Znowu przepełnia mnie złość i ból i chyba nie wiem jak sobie z tym poradzić — wyjaśnił i spojrzał na nią bezradnie. Myślał o swoim nienarodzonym synu i o tym co mogło stać się Anne, gdyby nie pojawili się na miejscu w porę. To wszystko było jego winą i powrót byłej narzeczonej znów wywołał wyrzuty sumienia, które towarzyszyły mu przez ostatnie lata.
— To ja skrzywdziłem ją, nie na odwrót — upił kolejnego łyka i odstawił kufel — Poza tym to przeszłość. Nasz związek był błędem już wtedy i wiedziałem jakie to ryzyko. Teraz nie popełniłbym tego samego błędu z nikim — dodał ze zrezygnowaniem, czując, że nie powinien wciągać do swojego życia ani Anne, ani Eloise ani też Jocelyn, która choć potrafiła o siebie zadbać, narażona była na krzywdy z jego strony.
prawniczka
Specter Law Group
portage bay
Bar dla kobiet z sąsiedztwa, jak sama nazwa wskazuje, kompletnie nie pasował do eleganckiej prawniczki, jaką to była Lavender Specter. Jednocześnie był to bar najbliżej lokalu, który kobieta oglądała w celu zakupienia go na swoją kancelarię. Niestety lokal ten nie był idealny, choć okolica była naprawdę doskonała to czegoś mu brakowało. Może docierało do gabinetu za mało światła i sprawiało, że stawał się on potwornie ponury i psuł nastrój prawniczce? A może usytuowanie biur było niesymetryczne, co raziło w oczy szatynkę. Kobieta wiedziała jedno, musiała choć na chwilę zresetować umysł, a najlepiej robiło się to właśnie pijąc dobre whisky. Bo podają tutaj whisky, nieprawdaż? Zatem szatynka w czerwonym płaszczu weszła do lokalu, z przewieszoną przez ramię czarną torebką, rozejrzała się naprędce dookoła oraz skierowała swoje kroki w czarnych kozakach na obcasie w stronę baru, gdzie to zamówiła whisky i usiadła na stołku barowym, rozpinając guziki płaszcza i odkrywając tym samym czarną sukienkę. Zawsze była elegancka, może dlatego trochę nie pasowała do tego miejsca? Poczuła na sobie czyjś wzrok, podążyła zatem za swoim przeczuciem i ujrzała przystojnego mężczyznę. Posłała mu zatem delikatny, kobiecy uśmiech i uniosła delikatnie szklaneczkę z trunkiem do góry, w ramach niemego toastu. To od niego zależało czy do niej dołączy, czy za bardzo go onieśmielała. Wiedziała że to również potrafi, w końcu była silną i niezależną kobietą, w dodatku prawnikiem.