WAŻNE Wprowadzamy nowy system pisania postów/tworzenia tematów w lokacjach. Prosimy o zapoznanie się instrukcją i stosowanie nowego wzoru. Więcej informacji znajdziecie tutaj!

Subfora zostały podzielone na 4 główne działy, oto orientacyjny zakres lokacji, które mogą się w nich znaleźć:
- strefa miejska - ulice, parkingi, tereny zielone, parki, place zabaw, zaułki, przystanki, cmentarze
- usługi - sklepy, centra handlowe, salony kosmetyczne, pralnie, warsztaty
- kultura i instytucje - galerie, muzea, teatry, opera, domy kultury, centra społeczne, urzędy, kościoły, szkoły, przedszkola, szpitale, przychodnie
- życie towarzyskie - restauracje, kawiarnie, kluby, kręgielnie, puby, kina

Dodatkowo w dzielnicach znajdziecie subfora większych firm albo ważnych dla forum i postaci lokacji, np. szczególne kluby, uniwersytet, czy restauracje.

INFO W procesie przenoszenia forum na nowy silnik utracone zostały hasła logowania. Napiszcie w tej sprawie na discordzie do audrey#3270 lub na konto Dreamy Seattle na Edenie. Ustawimy nowe tymczasowe hasła, które zmienicie we własnym zakresie.

DISCORD Jesteśmy też tutaj! Zapraszamy!

UPDATE Postacie chcące uzupełnić swoją KP o nowe treści w biografii mogą skorzystać teraz z kodu update w zamówieniach.

Awatar użytkownika
0
0

dreamy seattle

dreamy seattle

-

Post

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Wpatrywała się w książkę lecz czytać jej zapomniała, odleciała po pierwszym zdaniu, które nie składało się w logiczną całość - nie dlatego, że książka była niezrozumiała, a raczej z powodu gonitwy myśli, która w ostatnim czasie nasilała się. Więcej, coraz więcej, aż w końcu… kwestią czasu było, aż ta tykająca bomba wybuchnie, lecz jeszcze nie teraz. Słońce w końcu przebiło się przez te deszczowe chmury, a zdawało się, że one już nigdy nie odlecą. Wiosna, wiosna, wiosna ach to ty! I rozkoszowała się tym słońcem choć na moment, i dobrze jej było w tym otaczającym ją świętym spokoju, choć w głębi niej burza szalała. Może nawet znalazłaby tu swoje ukojenie, gdyby nie nagłe podbicie książki przez…
— A coś ty za… — nim dokończyła już wiedziała — jeden? — może nie do końca, nie była pewna czy to ten sam, ale nie no cholera, wszędzie by tę bestię rozpoznała. Skoro jednak on tu jest, to musiał być tutaj też Mikael. Choć nie, chwila moment - równie dobrze mogłaby to być ona! Nerwowe rozglądnięcie po okolicy skwitowała krótkim i wyszeptanym jedynie pod nosem - kurwa! Nie on, nie ona, a ONI razem wzięci. Kurwa, tylko nie to. Panika nagle rozbrzmiała wewnątrz Apollonii, która zrobiła wspaniałą minę do paskudnej gry i to w porę, gdy byli jeszcze na tyle daleko, że dostrzec nie mogli jej zdezorientowania. A pies? Ten kundel bury jej nie odpuszczał, łasił się jakby tęsknota go rozpalała i wręcz błagał o smyranie za uchem jak wtedy, kiedy znajdował się pod jej opieką i robiła to praktycznie codziennie. — No cześć, cześć maluchu — przywitała się cicho, jednocześnie klepiąc go do odwrotu — No już, już. Uciekaj skąd przyszedłeś. Uciekaj do pana — pogoniła go, ale on nie odpuszczał strącając z jej kolan książkę tylko po to, by swój zmoknięty nochal wytrzeć o jej sukienkę i ułożyć na jej kolanach swój stęskniony łeb. — Apollo, wracaj do pana — wysyczała mu jeszcze do ucha, ale gdy tylko odległość między nią, a małżeństwem niebezpiecznie się zmniejszyła zamilkła. Musiała dać za wygraną, więc pogłaskała za uchem tego spragnionego pieszczot psa, bo przecież taka troskliwa była. Mikael też coś o tym wiedział, jak stęskniony do niej przyłaził. Jak ten kundel bury, jaki pies taki pan, jaki pan taki pies.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Ostatnie czasy a raczej dni były wyjątkowo trudne dla Mikaela. Co prawda w pracy szło jakoś zadziwiająco dobrze a w domu obywało się bez kłótni i ciskania przedmiotami ale jego głowę zaprzątało zupełnie coś innego. Wtedy, w tym przydrożnym motelu Pola zasiała w jego głowie odpowiednie ziarno które sprawiło że nie był w stanie przestać o tym wszystkim myśleć. Jego rodzina, jego żona, dzieci... Po co to wszystko? Zawsze chciał być idealny, chciał żeby każdy z jego rodziny miał to czego sobie zapragnął a wyszło tyle że zapomniał kompletnie o sobie. Najgorsze było to że dopiero rozmowa z Polą uświadomiła mu że wcale nie walczył o swoje małżeństwo. Przez dekadę jedyne co robił to miotanie się i finalne ustępowanie. Ave chciała tak to on buntował się dla zasady ale i tak finalnie przystawał na jej propozycję. Dzieci miały wszystko co chciały i zawsze był na ich skinienie palca a przecież obiecał sobie kiedyś że nigdy ich nie rozpieści i nie zepsuje... Wszystko było tylko gównem w ładnie zapakowanym papierku które ładnie wygląda na zdjęciach i robię wrażenie wśród znajomych i rodziny.
Teraz wyszedł z psem na spacer. Nawet do końca nie wie jak doszło do tego że finalnie wyszedł na spacer razem z żoną. Od słowa do słowa jakoś tak wyszło. Zazwyczaj starał się pilnować psiaka i zabawiać go piłką i innymi zabawkami i smakołykami żeby na spokojnie nie straszył innych ludzi w parku ale nie zawsze mu się to udawało. Widać psiak miał więcej odwagi w temacie własnego rozumu niż sam Mika. Tym razem Apollo znowu uciekł cholera wie gdzie i nawet uporczywe wołanie Mikaela nie specjalnie go obchodziło. Ba, nawet smakołyki nie specjalnie go obchodziły.
Dopiero kiedy był bliżej ławki zorientował się że jest raczej w czarnej dupie niż na spacerze. Poznał ją. W sumie poznałby ją nawet w ciemności ale wiedział że nie specjalnie może cokolwiek dać po sobie znać. Zimny pot który go oblał niespecjalnie mu w tym pomagał ale robił dobrą minę do złej gry. Podbiegł do Poli i psa wyprzedzając Ave jakby to miało w jakikolwiek sposób polepszyć jego obecną sytuację. -Apollo- krzyknął jeszcze będąc stosunkowo blisko ławki. -Przepraszam za niego...- powiedział zupełnie bezosobowo na wszelki wypadek gdyby Averill postanowiła być tuż za jego plecami. -Normalnie się tak nie zachowuje. Oddam za pranie tej sukienki- powiedział oficjalnie widząc jak psiak nosem ubrudził jej tą sukienkę.
<center>Obrazek</center>

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

#1

Słońce powoli zaczęło gasnąć za horyzontem, kiedy to Vince przemierzał ulice swojego rodzinnego miasta. Słuchając losowego podcastu, szedł pewnym krokiem przyglądając się przechodniom. Dobrze, że miał okulary, bo w przeciwnym razie ktoś mógłby go uznać za dziwaka, a tak umilał sobie dość długą drogę do parku. Mógł wziąć samochód, mógł również skorzystać z miejskiego transportu, ale jak to miał w zwyczaju – najpierw robił, później myślał.
Skręcił w kolejną ulicę i przystanął na pasach, niczym dobry obywatel, czekając na zielone światło. Uroczo. Pomyślałby kto, że z niego taki wzór cnót i prawilny człowiek, a tu niespodzianka, syn mafioso i dealer narkotyków.
Wszedł do parku i przystanął nieopodal polany, która znajdowała się niedaleko ścieżki, gdzie właśnie ganiały się dzieciaki, ganiające za frisbee. Parsknął śmiechem dostrzegając ironię tej całej sytuacji i podszedł do dziewczyny siedzącej na kocu. Nim zdążyła zareagować usiadł obok jakby nigdy nic i uśmiechnął się szeroko.
- Cześć, Perrie. Mam nadzieję, że nie czekasz długo? – zagadnął rozmowę, jakby znali się od lat. Grunt, to pozory, które trzeba było zachować, gdyby komuś się nudziło na tyle, że zainteresowałoby go spotkanie dwójki, zupełnie zwyczajnych znajomych.
Widząc jej śliczną twarz z bliska, przez chwilę przeszła go myśl, że po co jej ten cały shit do szczęścia? Ale szybko odgonił tę myśl, karcąc się, że przecież zwykle kupują ci, których się najmniej podejrzewa. Korposzczury, nianie, pani z kawiarni. Miasto roiło się od przepracowanych i nieszczęśliwych ludzi, którzy na pierwszy rzut oka nie mieli powodu by uciekać w inną rzeczywistość.
<style> .vbimg1 {width: 150px; margin-top: -25px; margin-bottom: 10px; margin-left: 5px; padding: 3px; border: 1px solid #dbdbdb;} .vbquote {width: 140px; margin-left: 177px; margin-top: -5px; text-align: justify; text-transform: lowercase; font-size: 10px; letter-spacing: 0px; color: #862622; text-shadow: 0 1px 1px #dbdbdb; "} </style> <ul><img src="https://64.media.tumblr.com/92c8e463663 ... c51ba.gifv" class="vbimg1"><img src="https://64.media.tumblr.com/1abea3d7ecc ... d3cae.gifv" class="vbimg1"><div class="vbquote">Tu portami dove sto a galla Che qui mi manca l'aria</div></ul>

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

7.


Powroty były ciężkie. Każde: do normalności, do domu, do dawnych miłości i do życia ogólnie. Nie mogła katować się wciąż winem, bo miała słabą głowę, a i ono nie wprowadzało jej w stan wesołości - wręcz przeciwnie. Melancholia rządziła jej życiem od roku, czego miała już serdecznie dosyć. Ile można tkwić w nieszczęściu? Nie korzystać do końca ze wszystkiego? Myśleć na każdym kroku o wszelkich okropnych wydarzeniach, co należą do przeszłości. Ledwo zwlekając się z łóżka, bo siły nie ma się tyle, co kiedyś, choć pracę swoją kochała ponad życie.
Dostała namiar na Vincenzo od koleżanki z branży, która potrzebowała go, by być bardziej wydolna. Stres rządził ich światem. Terminy, gusta, guściki i wszystko co związane ze światem mody było toksyczne. Perrie miała za sobą nie jedną noc nieprzespaną, byle zdążyć przed oddaniem projektu, ponieważ w ostatniej chwili coś się komuś odmieniło. Postanowiła spróbować choć raz w życiu odskoczni, której tak bardzo potrzebowała, a Madera jej tego nie zapewniła.
Rozłożyły się z Madi, z psem, który uchodził za psa wsparcia oficjalnie, na kocu pod rozłożystym drzewem, by złapać trochę cienia. Chciała być na uboczu, z dala od spojrzeń obcych ludzi, lecz tego nie dało się uniknąć. Za gorąco było, by ktoś nie wpadł na ten sam pomysł. Denerwowała się. Nie mogła skupić się na czytaniu książki ani nawet durnego Facebooka, więc siedziała przybita, gładząc psa po grzbiecie. Nie rozglądała się, bo to byłoby dość podejrzane. Absolutnie nie miała pojęcia jak ma się zachować w tej sytuacji!
Drgnęła zaskoczona, gdy przysiadł się do niej tak nagle i jeszcze zagadał. Mimowolnie uśmiechnęła się, bo nie spodziewała się tak przystojnego chłopaka! Nie wiedziała ile ma lat, więc może to lepiej? Założyła kosmyk włosów za ucho, ruchem dłoni uspokajając psa, który zrobił się nerwowy.
- Nie, niedługo - odparła, kątem oka rozglądając się. Nikt nie zwrócił na nich uwagi, więc dobrze. Tak miało być. Udało mu się. Przez myśl przeszło jej, że nie powinna podawać swojego prawdziwego imienia. Byłaby to bezpieczniejsza opcja. Myśl ta jednak prysła jak bańka mydlana, szybko i nagle. Odetchnęła głęboko, podpierajac się na dłoniach. Nie znała się na używkach. Bała się ich, bo były wciąż czymś nieznanym, ale o to wstydziła się zapytać. Wyciągnęła za to w jego stronę paczkę M&M’s, uśmiechając się delikatnie przy tym. - Chcesz? Weź trochę, będzie mi lżej na sercu, że nie chodzę na siłownię - dodała z pewnym rozbawieniem, próbując rozluźnić się nieco takimi gadkami-szmatkami.
don't you think you'll miss me
if you don't come and kiss me?

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

„Nie, niedługo” odpowiedziała, a on przytaknął uśmiechając się do niej lekko. Podążył wzrokiem w kierunku jej czworonożnego przyjaciela, którego wyraźnie zdenerwowała obecność Vince’a. W pierwszym odruchu chciał go jakoś uspokoić, pogłaskać czy też się po prostu przywitać, ale szybko się zreflektował, bo jego wysiłki mogłyby odnieść przeciwny efekt.
Swoją drogą, to było sprytne z jej strony, że wzięła ze sobą psa, bo tak naprawdę, nie mogła wiedzieć kogo może spotkać, zawsze Vince mógł się okazać być kimś zupełnie innym. Pomimo swojego „zawodu”, jednak pozostawał w miarę normalny. Po prostu miał pecha, że urodził się w takiej, a nie innej rodzinie. Jego siostra została legalnie sprzedana pod pretekstem małżeństwa, on szlajał się po mieście z duszą na ramieniu i sprzedawał LSD, każdego dnia bojąc się, że ten dzień będzie jego ostatnim na wolności.
Zdjął z nosa okulary, by nie wyglądać jak jakiś oszołom siedzący w okularach, kiedy na dworze zaczęło się ściemniać. Wypuścił powietrze, starając się zachowywać jak naturalniej jak tylko mógł, chociaż jak to zwykle bywało przy pierwszym spotkaniu z nowym klientem, lekko go zżerały nerwy. Jedno to spotkać kogoś w barze, wypić po jednym i się rozluźnić, a drugie to opychać dragi w parku, na widoku, gdzie to każdy może ich zobaczyć. Zarówno Vince jak i Perrie balansowali na bardzo cienkiej linii, która w każdej chwili mogła się pod nimi zarwać.
Uśmiechnął się promiennie na widok M&Msów, którymi Perrie chciała go poczęstować. Na chwilę zapomniał o tym, że nie spotkali się tu na pałaszowanie smakołyków i pogaduszki.
- Dzięki – odparł, biorąc parę kolorowych łakoci, po czym zmarszczył brwi i przyjrzał się jej badawczo. Jeśli tak piękna dziewczyna jak Perrie uważała, że potrzebuje chodzić na siłownię, to faktycznie społeczeństwo jest zdrowo popieprzone. Już jakby miał wybierać, to z ich dwójki to właśnie jemu siłownia byłaby bardziej wskazana. Żaden z niego Chris Hemsworth, ale jemu to nie przeszkadzało, bo przecież nie każdy musi wyglądać tak samo.
Nie potrzebujesz siłowni, to ona potrzebuje ciebie – parsknął śmiechem – Spokojnie mogliby Cię wziąć do reklamy jako modelkę „po”.
Zamknął oczy i westchnął ciężko, kiedy usłyszał swoje słowa. Ok łał, to brzmi jak jakiś średniej jakości podryw zalanego w barze gościa. Aż mu się żal zrobiło, że ona musiała to usłyszeć.
- Powiedz mi, Perrie, czego potrzebujesz? – spytał, wyraźnie nawiązując do celu ich spotkania – Bo nie wyglądasz mi na osobę, która często korzysta z tego typu… rozwiązań.
<style> .vbimg1 {width: 150px; margin-top: -25px; margin-bottom: 10px; margin-left: 5px; padding: 3px; border: 1px solid #dbdbdb;} .vbquote {width: 140px; margin-left: 177px; margin-top: -5px; text-align: justify; text-transform: lowercase; font-size: 10px; letter-spacing: 0px; color: #862622; text-shadow: 0 1px 1px #dbdbdb; "} </style> <ul><img src="https://64.media.tumblr.com/92c8e463663 ... c51ba.gifv" class="vbimg1"><img src="https://64.media.tumblr.com/1abea3d7ecc ... d3cae.gifv" class="vbimg1"><div class="vbquote">Tu portami dove sto a galla Che qui mi manca l'aria</div></ul>

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Prawdę mówiąc, nie sądziła, że pies mógłby ją obronić. Wzięła go tylko i wyłącznie, by nie był sam w domu. Zresztą, teraz nie wyobrażała sobie rozdzielać się z nim, zwłaszcza, gdy szła do parku. Pies wcześniej wybiegał się, więc teraz leżał spokojnie aż do przyjścia mężczyzny. Wyczuł od niego coś? Cokolwiek? Perrie nie zauważyła w nieznajomym nic strasznego, a wręcz przeciwnie – pożałowała, że poznali się przez pryzmat jego pracy. Wydawał się być sympatyczny i całkiem zabawny, zwłaszcza podczas prób żartowania (a raczej taniego podrywu).
Wstyd jej było przed samą sobą, że dopuszcza się do takiego ruchu. Chciała jednak spróbować czegoś nowego i przestać rozmyślać nad straconą przeszłością. Była tym zmęczona, bo ani wino, ani Madera nie pomogły jej w zupełności uciec od smętnych myśli. Bała się konfrontacji z rodziną, bo też nie wszyscy znają całą historię. Nie zrozumieją jej ucieczki, obecnego zachowania i izolacji od innych. To, co robiła teraz, to była ostateczność. Wolała na pewno wziąć coś, co humor poprawia niż wskoczyć do łóżka nieznajomemu i przeżyć chwilę zapomnienia, która nie ma żadnej gwarancji, że tak będzie.
Zerkała na mężczyznę co jakiś czas, uśmiechając się mimowolnie. Sprawiał wrażenie, że jest naprawdę w porządku, a że to jego praca to o niczym nie świadczyło. Każdy musi jakoś się utrzymać. Podejrzewała, że kobiety kupują od niego tylko i wyłącznie dla niego samego. Przystojny łobuz. Dyskretnie rozglądała się wciąż po okolicy, czy aby na pewno nikt ich nie obserwuje. Wolała jednak wybrać park niż bar, bo tu w razie jakby okazał się śliskim typem, ktoś by zareagował od razu. Plus był tu patrol.
Również zjadła kilka słodyczy, bo naprawdę to miała głęboko gdzieś siłownię! Dobrze jednak zaczęła, bo poczuła się bardziej komfortowo, gdy nawet Vince podjął próbę żartów. Roześmiała się szczerze rozbawiona jego słowami, na moment zakrywając twarz dłońmi jakby to było dla niej za wiele. W kącikach jej oczu pojawiły się łezki, spowodowane atakiem śmiechu. Na moment ułożyła dłoń na jego ramieniu, w przepraszającym geście i odetchnęła głęboko.
- Mijasz się z powołaniem, powinieneś działać w marketingu – powiedziała z szerokim uśmiechem, opierając łokcie na kolanach. Doceniła jego słowa. Zresztą, on też nie był najgorszy z sylwetką. Nigdy nie lubiła mięśniaków, więc tym bardziej przekonana była, że i jemu siłownia jest niepotrzebna. Poza tym, Perrie już dawno nie usłyszała lepszego podrywu, o ile miał zamiar ją podrywać. Atmosfera przynajmniej nie była już tak napięta.
Odetchnęła płytko, wzrok spuszczając na swoje dłonie. Madi uspokoiła się już całkowicie, zasypiając obok Perrie, więc już nie robiła nerwowych ruchów, które zwracają uwagę obcych ludzi. W końcu spojrzała na Vincenzo z pewnym strachem.
- To prawda, ale... chciałabym coś, co... poprawi humor na trochę. I jakieś zapomnienie da, że życie się spieprzyło – mruknęła zawstydzona, zwilżając po chwili wargi językiem. – To podobno jest jak z papierosem, że jak spróbujesz raz, chcesz więcej, tak? Ale jestem pewna, że nic się nie stanie, gdy raz zrobię to, co chcę ja, a nie inni. Co mi zaproponujesz?
O wiele ciężej jej się zrobiło na sercu, gdy przeszli do konkretnego celu spotkania. Nie wiedziała na co liczyła, ale na pewno nie takich wyrzutów sumienia. Mimo to nie zamierzała rezygnować.
don't you think you'll miss me
if you don't come and kiss me?

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Przyglądając się psu, który teraz zdawał się być spokojniejszy niż w chwili kiedy Vince pojawił się na horyzoncie, Vincenzo zaczął się zastanawiać nad tym czemu mając czworonożnego przyjaciela, Perrie decydowała się kierować w stronę narkotyków. Wydawać by się mogło, że pocieszna mordka oraz szkliste spojrzenie swojego pupila powinno dostarczać wystarczającą ilość serotoniny by odgonić ciemne chmury codzienności... no a przynajmniej on tak uważał. Niestety sam nie posiadał zwierzaka, przez to, że często podróżował "służbowo", ale gdyby jego życie się ustabilizowało to zapewne większość dni spędzałby w towarzystwie futrzaka.
Rozprostował nogi, próbując nie myśleć o sytuacji w jakiej im przyszło się spotkać. To, że Perrie była piękną kobietą to nie była tylko jego subiektywna opinia, ale fakt, z którym przyszło się zmierzyć zapewne wielu ludziom przed nim. Ale oni mieli o tyle nad nim przewagę, że nie próbowali jej naćpać jakimiś kolorowymi tabletkami szczęścia. Gdyby próbował zrobić cokolwiek poza dokonaniem w miarę sprawnej transakcji, po prostu wyszedł by na obleśnego faceta, który próbował wykorzystać sytuację w której się znalazła. Kto wie czy Perrie nie spotykała takich właśnie ludzi na co dzień i dlatego też decydowała się udać do lepszego uniwersum.
Uśmiechnął się w odpowiedzi, słysząc jej dźwięczny śmiech. Nie można by powiedzieć, że spodziewał się tej reakcji, bo żart był niskich lotów, a on sam wypowiadając go nie czuł się wystarczająco do niego przekonany. Ale Perrie albo była dobrą aktorką, albo dobrą osóbką, która nie chciała zranić jego ego, które u mężczyzn zazwyczaj bywało wyjątkowo kruche. Doceniał to, ale i jednocześnie się gorzej poczuł przez obecną sytuację. Tak, chciał od siebie odpychać te natrętne myśli i nim skrzętniej sobie mówił, że to nie jego sprawa, tym chętniej one wypływały. Pomyśleć by można było, że osoba z tak przyzwoitą ilością empatii powinna jednak zmienić sposób zarabiania pieniędzy, ale to już dawno przestało być pracą. Teraz to był jedyny sposób na życie jaki mu pozostał, czy mu się to podobało czy nie. Mimo swoich czarnych myśli, przenikających jego umysł niczym toksyna, uśmiechnął się promiennie, czując jej dłoń na swoim ramieniu.
- Musiałbym mieć cholernie dobre CV i pewnie szefostwo liczyłoby na jakąś rekomendację - zastanowił się, próbując się nie roześmiać - Jak zmienię ścieżkę kariery, zwrócę się do ciebie byś napisała kilka słów o moim niezaprzeczalnym talencie - zadarł podbródek, udając napuszonego japiszona, wannabe marketingowca, ale długo nie wytrzymał, bo ostatecznie parsknął śmiechem.
W duchu cieszył się, że się rozluźniła. Powoli zaczynały go opuszczać obawy, że może go negatywnie oceniać przez pryzmat jego stylu życia... I w sumie to go zastanowiło, czemu się zdawał aż tak przejmować jej zdaniem? Racjonalnie patrząc, to przecież znali się dopiero od kilku minut. Dlaczego jej opinia, tak konsekwentnie zaprzątała mu głowę?
- Hm - zastanowił się, mimowolnie przygryzając wewnętrzny kącik ust - Brzmi znajomo, nie ukrywam. I najczęściej najlepszym sposobem na to jest dietyloamid kwasu lizergowego z uwagi na to, że trudniej się od tego uzależnić niż od innych substancji. No pod warunkiem, że to jednorazowa przygoda.
Westchnął ciężko i pokręcił głową, wyraźnie czymś strapowany. Nie mógł tego zrobić. Po prostu każda cząsteczka w jego organizmie buntowała się i krzyczała, by to w jakiś sposób zatrzymał i próbował jakoś z tego wybrnąć.
- Wiem, że zależy Ci na tym by zrobić coś dla siebie, ale... - urwał i przygryzł dolną wargę, poruszony jej słowami - Nie lepsza by była jakaś wycieczka czy też coś co by cię autentycznie ucieszyło? - dodał, przyglądając się jej badawczo - Kiedy ciebie nie będzie w prawdziwej rzeczywistości, to ona i tak będzie na ciebie czekać.
<style> .vbimg1 {width: 150px; margin-top: -25px; margin-bottom: 10px; margin-left: 5px; padding: 3px; border: 1px solid #dbdbdb;} .vbquote {width: 140px; margin-left: 177px; margin-top: -5px; text-align: justify; text-transform: lowercase; font-size: 10px; letter-spacing: 0px; color: #862622; text-shadow: 0 1px 1px #dbdbdb; "} </style> <ul><img src="https://64.media.tumblr.com/92c8e463663 ... c51ba.gifv" class="vbimg1"><img src="https://64.media.tumblr.com/1abea3d7ecc ... d3cae.gifv" class="vbimg1"><div class="vbquote">Tu portami dove sto a galla Che qui mi manca l'aria</div></ul>

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Pupil był świetnym towarzyszem, ale do czasu. Już nie potrafił podnieść samopoczucia właścicielki, ani te piękne, szkliste oczka nie były zapewnieniem, że wszystko będzie dobrze. Nie będzie. Przez rok na „wygnaniu” zdążyła nauczyć się, że nadzieja jest naprawdę matką głupich, a samotność trwa pomimo posiadania licznej rodziny i przyjaciół. Zmęczona była tym bólem, który stał się już rutyną jak poranna kawa. Płacz też nie poprawiał sytuacji, a tylko zmarszczki powodował i twarz szarzała, zamiast blasku nabierać. Tak więc oto jest teraz tutaj, w parku, z obcym mężczyzną, by kupić sobie ostatnią deskę ratunku. A szkoda. Żałowała, że poznali się w takiej sytuacji, bo gdyby nie to – może zostaliby przyjaciółmi? Albo nie, bo do przyjaciela nie powinno się czuć absolutnie żadnego pożądania, które czuła w tym momencie. Niekomfortowo było jej z tą myślą, ale nie przez pracę Vincenzo, a przez fakt, że nie znała go. Unikała zazwyczaj (sukcesywnie) jednonocnych przygód, ale może to byłaby dobra alternatywa zamiast kolorowych tabletek?
Tymczasem to właśnie ten chłopak rozbawił Perrie do łez. Nawet jeśli żałował swoich słów, ona nie potrafiła przestać się śmiać, w myślach odtwarzając sobie kiepski żart. Już dawno nie czuła się tak rozluźniona jak przy nim, a to wszystko bez żadnych wspomagaczy. Czy nie o to chodziło w życiu? By śmiać się głośno, radośnie i dzięki temu zapominać o wszelkich problemach? Przy Blake’u wciąż czuła się niekomfortowo. Przy Masonie zaś nie śmiała się od wypadku. Gdy uspokoiła się w końcu, zauważyła zawstydzenie, a raczej zamyślenie mężczyzny. Odchrząknęła, zakładając włosy za uszy i podciągnęła kolano pod brodę. Całe szczęście odzyskał swój humor chwilę później. O czym tak mocno rozmyślał? Perrie nie sądziła, że właśnie o niej.
Sama rozważała wiele sytuacji, które zmusiły go do podjęcia takiej pracy. Co nim kierowało, że teraz siedzi tu razem z nią? I czy z każdym rozmawia tak na luzie, zanim przejdzie do interesów? Było to miłe, owszem, ale dlaczego czuła się przy nim tak dobrze? Tak swobodnie? Jakby znali się od lat.
- Spokojnie, dam ci najlepszą rekomendację w mieście – odparła, śmiejąc się razem z nim i również wyprostowała nogi, które przy jego wydawały się króciutkie. Uśmiechnęła się z rozbawieniem na taką myśl. Ciekawe czy sięgała mu chociaż do ramienia. Ma talent do marketingu, a przynajmniej tak sądziła dopóki nie zaczął wybijać jej tego wszystkiego z głowy. Chwilowo upajała się jego świetnym aktorstwem, który skutecznie wciąż trzymał ją przy dobrym humorze.
Może jest jeszcze jakaś nadzieja, żeby spotkali się bez biznesu w tle? Chciałaby. Nie wiedziała, dlaczego, ale chciała go spotkać jeszcze. Albo czas cofnąć, by siedzieli tu teraz chociażby na jakiejś słabej randce w ciemno, a nie, by Perrie kupowała narkotyki. Bała się, że nie dość, że się uzależni (a o to jest łatwo), to jeszcze straci takiego dobrego towarzysza. Zabawne były te jej obawy, bo znali się może kwadrans. Jej myśli krążyły jeszcze wokół jego warg, wąskich, aksamitnych. Aż zwilżyła swoje, wzrok odsuwając w końcu niechętnie gdzieś przed siebie.
Skinęła głową na jego słowa, wahając się czy to na pewno jest dobry pomysł. Nie sądziła, że kiedyś stanie przed takim wyborem. Nie chciała ich właściwie, ale jeśli jest to ostateczna alternatywa szczęścia? Warto spróbować. Na jego ciężkie westchnienie, ściągnęła brwi i zerknęła na niego.
- Co się stało? – zagaiła, zbita z pantałyku. Co go martwiło? Jej niezdecydowanie? Chciała kupić, więc nie musiał się martwić. Mogła nawet rozebrać się tu i teraz do naga, by udowodnić mu, że nie jest żadną wtyczką. Ale on martwił się czymś innym. Nią.
Poprawiła się, czując jak na jej policzkach pojawia się rumieniec. Nie mogła znieść jego wzroku na sobie, bo nagle poczuła się źle ze sobą i ze świadomością, że chciała kupić tabletki szczęścia. Chwilę wpatrywała się przed siebie pustym spojrzeniem.
- Pewnie bym to zrobiła, gdybym miała pewność, że nie będę sama, a tak... chociaż na moment będzie lepiej – odetchnęła w końcu, w głębi duszy rozczulona jego interwencją. Mógł dziś zarobić, a jak na razie odciągał ją od tego pomysłu. - Wyjechałam stąd na rok. Do Portugalii, by poczuć się lepiej. Nie wyszło. Czuję się po tym tylko gorzej – dodała w swojej obronie, jednak zachowując dla siebie fakt, że była tam wtedy sama.
Potarła twarz dłońmi z ciężkim westchnieniem i położyła się na kocu, zamykając na moment oczy. Musiała przywrócić swój spokój ducha jak najszybciej. Ostatnio nie panowała nad swoimi emocjami.
- Może i masz rację, ale dlaczego to robisz? Przyszedłeś tu, by zarobić. Strzelasz sobie w kolano, Vincenzo – po dłuższej chwili odezwała się cicho, patrząc na mężczyznę zdezorientowana. Jeśli chciał sprawić w niej wyrzuty sumienia, udało się.
don't you think you'll miss me
if you don't come and kiss me?

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Wydawać by się mogło, że samotność wisiała nad mieszkańcami Seattle niczym widmo. Pomimo tego, że ludzi kręcących się w pośpiechu po ulicach było jak na lekarstwo, to jednak pozostawali oni bez tożsamości. Jasne, że Vincenzo miał zarówno rodzinę jak i przyjaciół, uwielbiał z nimi spędzać czas, nawet jeśli sobie grali na nerwach. I nawet z ojcem potrafił się względnie dogadać, kiedy już odsunął od siebie natrętne myśli o tym jak spierniczył mu życie, mieszając go w rodzinne interesy. Ale… to wszystko było po prostu niewystarczające, a przynajmniej tak mu się wydawało. Może po prostu tak wyglądała dorosłość? A on sam do niej jeszcze nie dorósł?
Utwierdził go w tym fakt, że pomimo wiedział jakie ryzyko niósł ze sobą gdziekolwiek się pojawił, z trudem mu przychodziła myśl, że możliwe, iż jest to pierwszy i ostatni raz, kiedy widzi Perrie. Podświadomość mówiła mu, że to głupie i kompletnie irracjonalne, biorąc pod uwagę, że znał ją krótko, ale… No i co z tego? Cóż z tego, skoro przynajmniej z jego perspektywy, czas spędzony w jej towarzystwie pędził tak szybko, że nawet nie zauważył tego, że na dworze się już całkiem ściemniło. Matki zabrały swoje dzieci do domu na kolację, a miejscowi atleci biegli ku wyjściu. Może ich otoczenie i pustoszało, ale dla Vince’a nie miało to teraz najmniejszego znaczenia, kiedy w zasięgu jego wzroku była Perrie.
Z uśmiechem na twarzy, obserwował jak śmiała się melodyjnie, a w kącikach jej oczu pojawiły się lekkie zmarszczki, świadczące o tym, że jej rozbawienie było szczere, co było miłą odmianą od ludzi, których znał na co dzień.
- Mam taką nadzieję – odpowiedział, próbując tamować swój własny śmiech – Trzymam cię za słowo, bo bez twojej pochwały moja błyskotliwa kariera nie wypali. – po czym niewiele myśląc, lekko ją szturchnął łokciem – To duża odpowiedzialność, ale obiecuję się odwdzięczyć następnym razem.
Nie bezpośrednio i trochę po omacku próbował wybadać, czy dziewczyna nie miałaby nic przeciwko temu, gdyby to nie był ostatni raz, kiedy go widzi. Normalnie podszedł by do tego zupełnie na luzie, wręcz ociekając pewnością siebie zaprosiłby ją gdzieś, ale nadal byli na grząskim gruncie. Okoliczności rozpoczęcia ich znajomości były dalekie od ideału, a raczej omijał szerokim łukiem znajomości z klientami. Nawet gdyby się mocno wysilił, nie potrafiłby powiedzieć nic więcej poza imieniem ludzi, z którymi robił interesy. Wyliczając znajomych z „branży”.
- Nie przejmuj się tym – machnął ręką słysząc jej pytanie. Zbywanie niewygodnych myśli i sytuacji było jego chlebem powszednim. Czasem nawet potrafił zniknąć na jakiś czas, by dana sytuacja rozwiązała się sama, ale niestety tak było tylko w niewielu przypadkach. Zaś teraz po prostu nie mógł sobie pozwolić by narzucić jej swoje myśli. To musiała być jej decyzja.
Podniósł brew, słysząc jej słowa. Ona? Sama? Nawet przez myśl by mu to nie przeszło. Pomijając to, że bez wątpienia była najpiękniejszą dziewczyną w parku, a pewnie nie jeden przechodzień zwolnił kroku by nacieszyć oko jej widokiem, to jej osobowość błyszczała jaśniej z każdą minutą spędzonego z nią czasu. Może po prostu ludzie, których spotykała byli nieodpowiedni? Sam Vincenzo się do nich też zaliczał, o ironio.
- Nie będziesz sama. Nawet jeśli teraz tak jest, to z pewnością tak nie będzie na dłuższą metę – odpowiedział poważnie. – Pomimo iż znam cię krótko, to… - urwał, nagle uświadamiając sobie, że nie ma dobrego zakończenia na to może zbyt spontanicznie wypowiedziane zdanie. Po raz kolejny sobie uświadomił, że szybciej mówi, niż myśli. – Mam takie przeczucie.
Obserwował ją w milczeniu, myśląc nad jej słowami.
- Owszem, z biznesowego punktu widzenia – odpowiedział, przenosząc wzrok na horyzont – Ale im dłużej z tobą rozmawiam, to zauważam co raz to więcej podobieństw między nami. I wierz mi, to przynosi odwrotny skutek. Powrót do rzeczywistości jest jeszcze bardziej dołujący niż przed.
Przygryzł dolną wargę i zdał sobie sprawę, że żałuje, że nie było w jego życiu kogoś kto byłby głosem rozsądku, który powstrzymałby go w porę. Teraz już było za późno, bo narkotykowy świat był jego całym istnieniem. Drogą ucieczki, zarobkiem na życie, początkiem prawie każdej znajomości. Jego przyszłość malowała się w czarnych barwach i sama myśl o tym, sprawiała, że mógłby się całkiem załamać, gdyby nie to, że zawsze trzymał ciążące myśli w ryzach.
<style> .vbimg1 {width: 150px; margin-top: -25px; margin-bottom: 10px; margin-left: 5px; padding: 3px; border: 1px solid #dbdbdb;} .vbquote {width: 140px; margin-left: 177px; margin-top: -5px; text-align: justify; text-transform: lowercase; font-size: 10px; letter-spacing: 0px; color: #862622; text-shadow: 0 1px 1px #dbdbdb; "} </style> <ul><img src="https://64.media.tumblr.com/92c8e463663 ... c51ba.gifv" class="vbimg1"><img src="https://64.media.tumblr.com/1abea3d7ecc ... d3cae.gifv" class="vbimg1"><div class="vbquote">Tu portami dove sto a galla Che qui mi manca l'aria</div></ul>

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Nikt nigdy nie dorósł do dorosłości. Na to pracuje się bardzo ciężko, nie wiadomo kiedy zatraca się w pseudo-życiu, próbując po prostu przeżyć za marne pieniądze, w marnym mieszkaniu i w marnej samotności; a ta właśnie jest modna ostatnio, pewnie nie tylko w Seattle. Życie Perrie było naprawdę szczęśliwe, jeśli wyrzuci się z pamięci śmierć starszej siostry. I wszystko szło świetnie, aż do czasu jej własnego wypadku. Od tamtej pory wszystko zaczęło się walić, a jak na razie nie widać było końca wszelkich problemów. Przy tym wszystkim, wciąż była sama, a szukając pocieszenia u swojego byłego narzeczonego, tylko pogorszyła ich słabą już relację. Nadzieja utracona została wyjątkowo szybko.
Czuła się za to świetnie przy Vincenzo i miała wrażenie, że on mógłby jej pomóc; niezależnie czy miało być to za pomocą białego proszku, kolorowych tabletek, czy po prostu wspólnego siedzenia. Przyglądając mu się ukradkiem, utwierdzała się w przekonaniu, że nie chciałaby kończyć tej krótkiej znajomości tego wieczoru. Miał nietypową urodę, która szalenie jej się spodobała, poza tym, najbardziej zaskakujące w tym wszystkim było to, że podnosił ją na duchu. Uśmiechała się przy nim nieco częściej niż dotychczas, śmiała się głośno i zapominała o bożym świecie, tym pełnym od problemów, tajemnic sióstr i kłótni. Mason odrzucił ją znów, a chciała być w końcu szczęśliwa. Jeżeli tym miało być siedzenie w parku do późnej nocy, wraz z Vincenzo, gotowa była nawet spać tutaj. Podobało jej się, gdy nie kontrolował swojego opanowania i śmiał się razem z nią. Robiło jej się przy tym cieplej na sercu i raźniej, to z pewnością.
Ułożyła dłoń na piersi, na wysokości serca i zrobiła minę jakby zobaczyła najpiękniejszego szczeniaczka na świecie.
- Koniecznie musisz! Następnym razem tak za darmo nie będę rozdawała swoich pochwał - odparła, tym samym dając mu zielone światło. Nie żartowała. Chciała jeszcze spotkać się z nim, a najlepiej nie rozstawać tego dnia. Wprowadziła się do swojego niewyremontowanego mieszkania, który miał jedynie podłogi i łazienkę. Tyle luksusu. Tyle pustych przestrzeni do jej dyspozycji. Nic przyjemnego.
Przyglądała mu się długą chwilę, analizując czy to, co wydarzyło się w jego życiu było poważne i szkodliwe. Nie musiał jednak o tym opowiadać, zwłaszcza kobiecie, którą dopiero poznał. Tego wieczora zapominała dość często, że znają się może z godzinę. Jeśli jednak nie chciał mówić, nawet jeśli ich znajomość trwałaby nieco dłużej, nie miała zamiaru na niego naciskać. Sama wolałaby wiele kwestii po prostu przemilczeć.
- Co taki zdziwiony? - mruknęła, przygryzając wargę od wewnątrz. Słuchała go w milczeniu, ale pewna była, że pech będzie ją trzymał jeszcze trochę. Czuła to w kościach. Więc żadne słowa pocieszenia (obcego) mężczyzny nie mogły ot tak podnieść ją na duchu i dać całkowite zapomnienie temu całemu bólowi. - Dzięki - westchnęła jedynie, wbijając wzrok w niebo, które jakoś tak nagle szybko ściemniło się i zagwieździło. Już dawno nie leżała tak na trawie i nie patrzyła w nieboskłon, który był wyjątkowo piękny jak na rozświetlone Seattle.
Myślała nad jego słowami w zamyśleniu, aż podniosła się do siadu i odgarnęła włosy do tyłu. Nie kupi nic od niego. Oboje nad tym byli stratni, jednak zyskali nową znajomość, która wciąż wzbudzała w niej zdziwienie. Czuła, że nie powinna kończyć jej szybko. Nie chciała.
Skinęła w końcu głową, opierając podbródek na dłoni, a wzrok wbijając w swojego towarzysza.
- Skoro tak, masz ochotę na drinka? - zagaiła w końcu, a kąciki jej ust uniosły się w delikatnym uśmiechu. Nie mogą być aż tak stratni tego dnia.
don't you think you'll miss me
if you don't come and kiss me?

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Roześmiał się melodyjnie na jej słowa, częściowo dlatego iż go rozbawiła, częściowo dlatego bo pośrednio przystała na jego propozycję. Choć nigdy nie mówił o tym głośno brakowało mu spontanicznych relacji nieopartych na niekończących się transakcjach, które miały umocnić pozycję rodziny w narkotykowym środowisku. Przy Perrie czuł się zupełnie swobodnie jakby był po prostu najzwyczajniej w świecie sobą, bez zastanawiania się co wyniknie z ich znajomości. Gdyby tylko był świadom jej problemów oraz tego co przeszła w życiu jego śmieszne problemy wydały by mu się co najmniej trywialne.
- W takim razie umowa stoi, żadna pochwała nie zostanie dana na darmo – odpowiedział, uśmiechając się do niej lekko. Odczuł pewnego rodzaju ulgę, kiedy uświadomił sobie, że Perrie zdawała się go nie oceniać przez pryzmat tego czym się zajmował w życiu. Nawet jeśli by tak było wcale by nie miał do niej żalu, bo ciężko było przejść koło tego obojętnie z tego względu, iż to była dość poważna sprawa, z którą niewiele osób zdawało się dobrze radzić. Prędzej czy później problemy wychodziły na światło dzienne, a więc musiał szukać kolejnych znajomych i tak cykl się powtarzał po raz kolejny. Na szczęście to to był jedyny szkielet w jego przysłowiowej szafie, bo generalnie to był całkiem z niego miły gość, jeśli zapomni się o jego drobniejszych wadach w postaci niezdecydowania się bądź okazjonalny kryzysów egzystencjalnych. No i czasami lubił ghostować ludzi, którzy byli dla niego niewygodni, ale to się wytnie.
- Po prostu zaskoczyło mnie to, kiedy powiedziałaś, że czujesz się sama – wzruszył ramionami, próbując to zbagatelizować. Pomimo iż znał ją stosunkowo krótko ciężko mu było uwierzyć, że ktoś chciałby dobrowolnie odejść z jej życia. Czasem bywa tak że wystarczy tak niewielka ilość czasu by poznać się na kimś. Może po prostu patrzył na nią przez swoje różowe okulary, częściowo zauroczony jej osobą, częściowo utożsamiający się z jej sytuacją (tą o której wiedział).
Uśmiechnął się szeroko na jej propozycję.
- Drinka? Pewnie – podniósł się z koca i podał jej swoją dłoń, aby łatwiej jej było wstać. Nawet i lepiej, że zmienią miejscówkę, bo statystycznie parki po zmroku nie były najbezpieczniejszym miejscem w mieście. Fakt, jak byłoby trzeba to pewnie i by poturbował zbira, ale jeśli ów zbir byłby wyposażony w broń to wtedy na nic jego umiejętności wręcz.
Pomógł Perrie zbierać rzeczy i rozejrzał się, czy aby o niczym nie zapomnieli, po czym zarzucił sobie jej torbę przez ramię – Pozwól – odezwał się krótko, nim przyszło jej do głowy zaprotestować i próbować tachać to wszystko przez pół miasta. Zwłaszcza, że byłoby jej dość niewygodnie nieść to wszystko i jeszcze prowadzić swojego psiaka, aż się zastanawiał jak dała radę to ogarnąć samodzielnie, kiedy tu przyszła. No ale cóż, nie od dziś wiadomo, że kobiety to prawdziwe superwoman.
- Skoro anulujemy nasz poprzedni plan, powiedz mi szczerze… Czy Perrie to Twoje prawdziwe imię? – zagaił, czując, że napięcie go opuszcza. Transakcja może i się nie udała, ale coś mu podpowiadało, że bynajmniej nie będzie stratny.
Wolnym krokiem skierowali się ku wyjściu, kierując swoje kroki w kierunku oświetlonego lampami nocnymi Seattle.

/ 2x zt
<style> .vbimg1 {width: 150px; margin-top: -25px; margin-bottom: 10px; margin-left: 5px; padding: 3px; border: 1px solid #dbdbdb;} .vbquote {width: 140px; margin-left: 177px; margin-top: -5px; text-align: justify; text-transform: lowercase; font-size: 10px; letter-spacing: 0px; color: #862622; text-shadow: 0 1px 1px #dbdbdb; "} </style> <ul><img src="https://64.media.tumblr.com/92c8e463663 ... c51ba.gifv" class="vbimg1"><img src="https://64.media.tumblr.com/1abea3d7ecc ... d3cae.gifv" class="vbimg1"><div class="vbquote">Tu portami dove sto a galla Che qui mi manca l'aria</div></ul>

autor

dreamy seattle
Awatar użytkownika
29
165

prawniczka

Specter Law Group

portage bay

Post

#28

Kobieta z racji tego że ustabilizowała nową terapią swoje serce i można powiedzieć że była zdrowa (co nadal nie było prawdą z racji tego że nie mogła mieć wszystkiego, a mianowicie tego czego najbardziej pragnęła, czyli dziecka), to wróciła już w pełni do pracy. Pewnego wieczoru zatem elegancka pani prawnik po powrocie do mieszkania zauważyła nagranie na pocztę głosową w swoim telefonie. Odsłuchała go zatem i dowiedziała się, że jakiś glina chce się z nią spotkać z racji odnowionego śledztwa, jednak nie podał dokładnych szczegółów. Na szczęście zostawił numer, więc spisała go sobie i zadzwoniła w wolnej chwili, oczywiście po relaksującej kąpieli w wannie, która była od teraz zwieńczeniem każdego jej ciężkiego dnia. Dowiedziała się że mężczyzna, który do niej dzwonił nazywał się Ryan Jensen i chciał porozmawiać z nią w sprawie jej zmarłego tragicznie niedoszłego klienta. Oczywiście nie była głupia, więc sprawdziła go w internecie i owszem, okazywało się że był on osobą, za którą się podawał, a przynajmniej miał wykształcenie godne policjanta, tudzież śledczego. Trzeba było również przyznać że był przystojny, ale udajmy że to nie miało znaczenia, choć każdy przystojny i elegancki mężczyzna miał znaczenie, z takim o wiele łatwiej było się z nią umówić na spotkanie, choćby w sprawach służbowych. Umówili się na ławeczce w Jefferson Park, który to pięknie się prezentował w środku jesieni. Kolorowe liście dodawały mu uroku, a pomiędzy alejkami szła właśnie prawniczka w eleganckim, orzechowo brązowym płaszczu od Maxa Mary, ponadto miała wysokie do kolan botki od Jimmi'ego Cho, a także elegancką czarną torebkę od Kate Spade. Pod spodem miała również elegancką czarną sukienkę z szarymi bokami, która to jeszcze bardziej optycznie wyszczuplała kobietę, oczywiście sukienka również pochodziła od znanego projektanta, jednak jej nie będzie pokazywała, w końcu nie przyszła się rozbierać w parku. Kobieta miała pamięć fotograficzną, zwłaszcza do twarzy, więc zapamiętała mężczyznę ze zdjęcia, z którym to miała się spotkać i po dłuższym spacerze ujrzała go. Umówili się na ławce od zachodniego wejścia, a kobieta z racji tego że przyjechała tutaj prosto z pracy i nie miała gdzie zaparkować, zdecydowała zatem się na wejście od strony północnej parku. Podeszła zatem do tego eleganckiego mężczyzny siedzącego na ławce i podobnego wręcz do osoby ze zdjęcia.
- Witam, Lavender Specter, byliśmy na dzisiaj umówieni. - odparła, wyciągając ku niemu dłoń. Zawsze była profesjonalistką.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

JPRDL! Miałem cały post, niechcący wcisnąłem odśwież i zniknął... Dlatego przepraszam, będzie nieprzyzwoicie krótko.

Pokłosia akcji w San Francisco ciąg dalszy, karne relegowanie do biura spraw nierozwiązanych i zapominanych, śledcza czarna dziura. Kilka dni na zapoznanie się z aktami sprawy, potem telefon do pani prawnik - ona zdawała się byc osobą o największej wiedzy dotyczącej problemu. Umówili się na raty, ale się udało - nawet jeżeli była to ławka w parku.
Przyszedł wcześniej, wyrzucał kubek kawy do przyławkowego śmietnika by po chwili dojrzeć elegancką, atrakcyjną kobietę zmierzającą w jego kierunku. WIedział, że to ona, w aktach sprawy mieli jakieś jej zdjęcie i w duchu żałował, że nie ma kilku stopni więcej aby nie miała płaszcza. Podejrzewał, że i tak nie ma pod nim żeńskiej wersji garnituru niemniej... cóż, pewnie łatwiej będize mu się skupić.
- Dzień dobry, Ryan Jensen, federalne biuro śledcze - odpowiedział na powitanie, wymienił uścisk dłoni, okazał odznakę. Zaprosił ją na ławeczkę, siadł obok, przejrzał notes z informacjami sprawy - Pewnie część pytań się powtórzy, ale niestety taki urok, niedawno otrzymałem tę sprawę. Pierwsza sprawa, to pewnie formalność, przez ostatnie pół roku nie wydarzyło się nic, co mogłoby mieć zwiazek z tą sprawą, prawda? - trochę retorycznie, niemniej dopiero w połowie wypowiedzi zerknął na Lavender - Mam pytanie o wspólnika. Czy on dalej u was działa? Dalej pomaga ludziom rzekomo zaangażowanym w podejrzane interesy?

autor

dreamy seattle
Awatar użytkownika
29
165

prawniczka

Specter Law Group

portage bay

Post

Rozumiem i wybaczam, sama kiedyś nie skopiowałam sobie treści posta, a jak dałam wyślij to okazało się że mnie wylogowało i post zniknął, więc wiem jaka potrafi być okrutna złośliwość rzeczy martwych

Federalne biuro śledcze... a więc sprawę przejęła wyższa instancja, więc to było coś naprawdę poważnego. Jednak szatynka cieszyła się w głębi ducha za to, że do tej sprawy przydzielili przystojnego śledczego. Nie żeby to w czymś pomagało czy przeszkadzało, ale wiadomo że łatwiej będzie się jej współpracowało z mężczyzną, na którym mogła z czystym sumieniem zawiesić oko, w ogóle się do tego nie przyznając. Niedawno otrzymał sprawę, widziała informację o tym, że detektyw Hodges skończyła ze swoją pracą w policji i nie ukrywajmy, zdziwiło ją to. Bo który to policjant dobrowolnie porzuca swoją pracę?
- Rozumiem że sprawa nabiera tempa i stała się bardziej poważna, skoro zaangażowało się w nią federalne biuro śledcze. A skoro tak jest to od razu chciałabym porozmawiać o ochronie dla mnie, skoro póki co jestem jedyną osobą, która może wam pomóc. - zaczęła z grubej rury, bo nie była osobą, która owijała w bawełnę. Jednocześnie kobieta chciała zadbać o swoje bezpieczeństwo. Skoro ona mogłaby być obiektem na celowniku tej mafii to równocześnie ludzie dla niej ważni na nim byli, a nie wybaczyłaby sobie tego gdyby jej przyjaciołom czy rodzicom stało się coś złego. Na szczęście nie miała męża czy dzieci, o tę kwestię zatem mogła czuć się spokojna.
- Nie, nie miałam żadnych sytuacji, jednak byłam odsunięta poniekąd od sprawy ze względu na problemy zdrowotne. Na początku po moim odsunięciu miałam głuche telefony, ale skończyły się po miesiącu odkąd byłam na zwolnieniu chorobowym. - odpowiedziała zgodnie z prawdą, nie chcąc jednak ujawniać jakie dokładnie problemy zdrowotne miała, bo nie miały one związku ze sprawą. I była wyrozumiała, wiedziała co to znaczy przejąć sprawę po kimś i zaczynać ją od nowa, zapoznając się z klientem i ze sprawą. Sama tak miała po odejściu jednego ze wspólników kancelarii.
- Odkąd wróciłam do kancelarii to go nie widziałam, jednak jego nazwisko nadal widnieje w nazwie kancelarii, podobno pracuje on bardziej zdalnie z Nowego Jorku. - ją samą dziwił fakt, że mężczyzna oddelegował się tak daleko gdy tylko policja zaczęła węszyć przy tej sprawie. Jednocześnie to ona otrzymała parę jego spraw, więc miała wgląd w nie i może to one doprowadzą ją gdzieś dalej i będzie bardziej pomocna w śledztwie?

autor

ODPOWIEDZ

Wróć do „Jefferson Park”