WAŻNE Wprowadzamy nowy system pisania postów/tworzenia tematów w lokacjach. Prosimy o zapoznanie się instrukcją i stosowanie nowego wzoru. Więcej informacji znajdziecie tutaj!

Subfora zostały podzielone na 4 główne działy, oto orientacyjny zakres lokacji, które mogą się w nich znaleźć:
- strefa miejska - ulice, parkingi, tereny zielone, parki, place zabaw, zaułki, przystanki, cmentarze
- usługi - sklepy, centra handlowe, salony kosmetyczne, pralnie, warsztaty
- kultura i instytucje - galerie, muzea, teatry, opera, domy kultury, centra społeczne, urzędy, kościoły, szkoły, przedszkola, szpitale, przychodnie
- życie towarzyskie - restauracje, kawiarnie, kluby, kręgielnie, puby, kina

Dodatkowo w dzielnicach znajdziecie subfora większych firm albo ważnych dla forum i postaci lokacji, np. szczególne kluby, uniwersytet, czy restauracje.

INFO W procesie przenoszenia forum na nowy silnik utracone zostały hasła logowania. Napiszcie w tej sprawie na discordzie do audrey#3270 lub na konto Dreamy Seattle na Edenie. Ustawimy nowe tymczasowe hasła, które zmienicie we własnym zakresie.

DISCORD Jesteśmy też tutaj! Zapraszamy!

UPDATE Postacie chcące uzupełnić swoją KP o nowe treści w biografii mogą skorzystać teraz z kodu update w zamówieniach.

Awatar użytkownika
0
0

dreamy seattle

dreamy seattle

-

Post

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

— 8 — ..........Czyżby kolejna noc poza domem, w jakimś podrzędnym barze, spędzona na piciu hektolitrów piwa, a potem kilku szklanek whisky? Nic bardziej mylnego, nie tym razem. Tym razem postanowił wrócić do swojego mieszkania nieco wcześniej, zjeść coś porządnego i może wreszcie się wyspać. Ostatnimi czasy jakość jego snu nie jest, niestety, zbyt dobra — przez długi czas bowiem jedynie przekręca się z boku na bok, a kiedy po kilku godzinach wreszcie zaśnie, szybko zostaje obudzony przez sny.
..........Ah, sny.
..........O nich w ogóle najchętniej by zapomniał, bo prędzej przypominają mu one koszmary. Koszmary, w których znowu wraca do dnia, w którym — raz jeszcze — wszystko się posypało. Myślał, że w końcu jest na dobrej drodze, że wszystko się powoli zaczyna układać, ale życie znów zagrało mu na nosie. Został z niczym, a potem jeszcze dopadła go przeszłość.
..........Nic dziwnego, że ucieka przesiadywania w swoim mieszkaniu, w którym ma jedynie psa, ale nawet i on nie jest w stanie odciągnąć jego nieprzyjemnych myśli. Dopiero w barach, gdzie może się napić i podsłuchać rozmów oraz problemów innych, przez moment czuje się lepiej. A potem wraca do siebie — i znowu jest to samo. Jest jednak zmęczony; zmęczony tym całym siedzeniem i, w zasadzie, nic nie robieniem. Chciałby wreszcie położyć się w swoim łóżku, zasnąć i przespać całą noc, jak dziecko. Domyśla się, że to tylko czcze marzenia, ale warto chociaż spróbować.
..........Do mieszkania postanowił wrócić na skróty, przez park Jeffersona. O tej porze już niewiele ludzi po nim chodzi, ale kiedy tak przemierza jedną z alejek, od czasu do czasu kogoś mija. Po chwili zauważa też, że coraz bardziej zbliża się do kobiety idącej przed nim. Kobiety, która, choć odwrócona do niego tyłem, kogoś mu przypomina. Dopiero jednak kiedy kobieta znajduje się na zakręcie, a on przez chwilę ma całkiem dobry widok na jej twarz, rozpoznaje w niej swoją dawną znajomą z dzieciństwa. Przyspiesza więc nieco swojego kroku, aby szybciej ją dogonić i się przywitać. Kilka ostatnich kroków nawet podbiega, a gdy jest wystarczająco blisko, wyciąga w jej stronę rękę.
..........Ross, cześć — wita się z lekkim uśmiechem, dłonią dotykając jej ramienia. I to jest błąd, niestety. Skąd miałby jednak wiedzieć, że panna Jones tak się wystraszy jego obecności, że zamiast zorientować się, że to ktoś znajomy stoi obok, postanowi od razu przejść do obrony?
Ostatnio zmieniony 2020-10-14, 19:14 przez Carter Kennedy, łącznie zmieniany 1 raz.
..........Obrazek
.............no tired sighs, no rolling eyes, no irony
.............no 'who cares', no vacant stares, no time for me

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

005

Zapewne chodzenie w nocy samej po parku nie było najmądrzejszą decyzją, jaką mogła podjąć, ale z drugiej strony też nie najgłupszą, więc nie było tak źle. A prawda była taka, że po całym dniu biegania po urzędach a później jeszcze siedzenia w budce, nie chciała jeszcze nadkładać drogi. Dlatego postanowiła przejść przez park. Ostatecznie takie miejsca jej nie przerażały, w końcu wychowała się w dzielnicy o dosyć wątpliwej opinii. Chociaż nie oznaczało to, że czasem nie obejrzała się przez ramię. W końcu teraz słyszało się o wielu tragediach, które swój początek mają właśnie w bezbronności kobiet. I chociaż wiedziała, że miała szczęście do znajdowania się w nieodpowiednim miejscu o nieodpowiednim czasie to jeszcze nie zebrała się w sobie i nie potrafiła zapisać się na zajęcia z samoobrony, które są ostatnio dosyć popularne. Zresztą, nie miała do tego głowy, ostatnio w życiu Rosse działo się sporo, po zakończeniu długoletniego związku myślała, że dała sobie spokój z jakimiś bardziej złożonymi relacjami i solennie obiecała, że nie będzie próbowała się ze swoim eks skontaktować. A wychodziło zupełnie odwrotnie, wkurzała się na Oswalda, kiedy widziała go z inną chociaz nie miała do tego najmniejszych podstaw. A do tego za każdym razem kiedy wypiła trochę za dużo to wydzwaniała do Marka.
Szła zatem zanurzona w swoich własnych myślach, bo miała nad czym dumać. I biedna nie spodziewała się, że ktoś ją zaczepi, tym bardziej, że będzie to mężczyzna nadbiegający zza jej pleców. Spanikowała w momencie. Nawet nie spojrzała kim może być ten tajemniczy, nieznajomy. Zanim zdążyła odnaleźć w pamięci twarz właściciela głosu i zastanowić się nad tym, że porywacz czy inny morderca raczej nie znałby jej imienia, przystąpiła do ataku. Obracając się uderzyła Kennedy'ego w twarz. Dopiero po tym dotarło do niej co zrobiła. A raczej komu to zrobiła. - O Boże, Carter?! Jak ja cię przepraszam - zaczęła niemalże od razu lamentować, kiedy zorientowała się, że to nie był zwyrodnialec czekający na jej życie, a zwyrodnialec, z którym wychowała się na jednym trzepaku. - Nic ci nie zrobiła, prawda? - spytała zatroskana, próbując dojrzeć w świetle lampy czy na pewno mu nic nie jest.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

..........Tak, zdecydowanie nie powinien zachodzić ją od tyłu i tak nagle łapać ją za ramię — jego błąd. Nie sądził jednak, że pod wpływem paniki i adrenaliny, ta drobna istotka da mu w twarz. I to dość mocno, trzeba zaznaczyć. Oczywiście temu uderzeniu daleko było do tych, które nie raz otrzymał od innych mężczyzn, ale, tak czy inaczej, na krótką chwilę go zamroczyło.
..........Jasna cholera — wyrywa mu się, gdy łapie się za lewą stronę twarzy i cofa się o krok do tyłu. Całe szczęście, że kończy się na tym jednym razie i Rosse zaraz go rozpoznaje, bo mogłoby być o wiele gorzej. I to nie tak, że nie potrafiłby się obronić przed kobietą, bo pewnie szybko zacząłby działać, ale jednak zaskoczenie robi swoje. Kto by pomyślał, że taka Rosse ma tyle siły! Jest jednak pod wrażeniem, że zamiast wziąć nogi za pas, chciała się bronić.
..........Śmieje się cicho, rozmasowując odrobinę kość policzkową, która ucierpiała chyba najbardziej. Na szczęście obyło się bez większych uszkodzeń, ale coś czuje, że bez siniaka się nie obędzie.
..........Spokojnie, wyliżę się — mówi z rozbawieniem, zerkając na przejętą kobietę. — Aczkolwiek przez kilka kolejnych dni najpewniej będę chodził z siniakiem — dodaje zaraz, jeszcze raz palcami dotykając swój policzek. Porusza też nieco swoją szczęką, ale ból, który odczuwa, na szczęście nie jest zbyt odczuwalny. — Mimo to chyba należy mi się jakaś rekompensata za to, co? — Spogląda na nią niby poważnie, ale w jego oczach nadal widać jedynie czyste rozbawienie. W końcu nie ma za co się gniewać, wie, że nie chciała go uderzyć i zrobiła to tylko dlatego, bo myślała, że jakiś obcy koleś ją atakuje.
..........Poza tym, co ty tu robisz sama, na dodatek o tej porze? Nie mogłaś złapać jakiegoś autobusu lub taksówki, cokolwiek? — pyta, bo nie podoba mu się, że chodzi sama po takich miejscach. Może i wychowała się w nieprzyjemnej okolicy, ale nie przypomina sobie, aby była mistrzynią samoobrony i potrafiła sobie poradzić z postawnym mężczyzną. A naprawdę wolałby, aby nic złego się jej nie przytrafiło. Za dzieciaka może i miał na nią oko, ale w dorosłym życiu trochę o to trudno.
..........Obrazek
.............no tired sighs, no rolling eyes, no irony
.............no 'who cares', no vacant stares, no time for me

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

W sumie ratowało ją jedynie to, że wychowała się z Chandlerem i czasem musiała walczyć o ostatnie ciastko, albo żeby nie zamknął jej w szafce pod zlewem, jak to miał w zwyczaju robić ku uciesze najmłodszej siostry Jones. Także jak widać, życie Rossend nigdy nie było łatwe, jakżeby mogło?
W pierwszym odruchu, kompletnie skołowana i przestraszona zakryła usta dłonią, żeby przypadkiem nie wydać z siebie jakiegoś bliżej nieokreślonego skowytu, a jednocześnie ulżyć sobie, bo ją trochę dłoń zapiekła, mimo wszystko. Wykorzystała moment zaskoczenia i całą siłę, jaką zyskała podczas niezbyt zgrabnego jej zdaniem piruetu. I jej brak chęci ucieczki nie był raczej podyktowały niezwykłymi pokładami odwagi, a raczej głupotą Ross. Bo tak naprawdę po tym ciosie przez chwilę wpadła w panikę i gdyby zamiast Cartera spotkałaby naprawdę jakiegoś zwyrodnialca czekającego na niewinne kobiety w parku to mogłoby się to skończyć różnie.
- Naprawdę cię przepraszam Carter, gdybym wiedziała, że to ty, to ja przecież nigdy bym cię nie uderzyła - nadal nieco panikowała, a w tych sarnich oczach błyszczało przejęcie. Przecież na co dzień to ona się przemocą brzydziła. Trochę jednak ta adrenalina zaczęła schodzić i ona sama się uspokoiła, mogła teraz przykleić do twarzy szeroki uśmiech. - Co tylko sobie zażyczysz, ja stawiam - jakby nie patrzeć odpowiadała za jego siniaka. A co jeżeli przez to jakaś panna odmówi mu wspólnego wyjścia? Nie wybaczyłaby sobie, gdyby odwiodła jakąś niewinną pannę od spiknięcia się z Carterem. Chociaż coś tak czuła, że w porównaniu z pokręconą rodzinką Kennedych to siniak był najmniejszym problemem. - Chyba, że wolisz wpaść do mnie? - w sumie czemu nie? Pogadają sobie jak za starych, dobrych czasów, nawet jeżeli obydwoje ruszyli ze swoim życiem naprzód.
Na jego pytanie wzruszyła jedynie ramionami, poprawiając torbę, którą ze sobą wlokła. - Nie no, pomyślałam, że po co mam jechać dookoła i się przesiadać po drugiej stronie parku, jak mogę się przejść. Chyba nie do końca to przemyślałam - wyjaśniła, chociaż teraz jak tak siebie samej słuchała to nie miało to zbyt wiele sensu. I przede wszystkim nie było mądre. Tym bardziej, że Rosse czuła się teraz trochę jak nieodpowiedzialne dziecko, odpowiadające przed opiekunem. W końcu zanim każde z nich wkroczyło w dorosłość, Carter naprawdę nie raz i nie dwa wybawił Roskę z opresji.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

..........Bo nie ma to, jak rodzeństwo — i Carter doskonale to zna. Co prawda nigdy nie był tym, który został zamykany w szafkach, ani też sam młodszego rodzeństwa w szafkach nie zamykał, aczkolwiek nie raz i nie dwa wybuchały wojny o ostatnie ciastko albo przełączenie kanału w telewizorze. Teraz żyją w zdecydowanie lepszej komitywie, ale zapewne głównie dlatego, że żadne nie mieszka razem i widują się raptem raz na tydzień albo i rzadziej, mają więc czas za sobą zatęsknić.
..........To jednak nie dzięki trudnemu dzieciństwu wie, jak się bronić. Owszem, może i fakt, że wychował się w niezbyt przyjaznej dzielnicy miał wpływ na to, że zaczął ćwiczyć, ale to wojsko tak naprawdę wszystkiego go nauczyło. Teraz bez problemu poradziłby sobie z napastnikiem, może nawet kilkoma na raz, w zależności od ich umiejętności, a także tego, w co byliby uzbrojeni. Może tylko kolano odrobinę by mu przeszkadzało, bo choć chodzi już w miarę normalnie, nadal miewa z nim problemy — i dlatego nadal nie chcą zgodzić na jego powrót do czynnej służby, ku jego rozpaczy.
..........Przecież wiem, Rosse. Nic się nie stało, serio, uspokój się — mówi, klepiąc ją lekko po ramieniu, bo przecież żadnej większej krzywdy mu nie zrobiła. Siniak się zagoi, a w jego pamięci pozostanie jedynie fakt, że kobieta ma całkiem mocne uderzenie i warto na nią uważać. Nie, żeby miał w planach znowu ją tak przestraszyć, teraz wie, żeby najpierw do niej krzyczeć i dać znać, że się zbliża. Co nie zmienia faktu, że gdzieś z tyłu głowy notuje sobie, aby pokazać jej, jak w razie czego powinna się bronić, bo choć uderzenie było mocne, to za mało, żeby zniechęcić prawdziwego przeciwnika.
..........Nie miałbym nic przeciwko, ale… Na pewno mogę? Jest już późno, nie chcesz iść już spać? — pyta, bo przecież nie chce jej przeszkadzać. Mogą się w końcu umówić na kiedy indziej, ale jeśli i tak miałaby siedzieć jeszcze przez godzinę czy dwie, bardzo chętnie by do niej wpadł i nadrobił ten czas, podczas którego się nie widzieli. — Tak, czy inaczej się odprowadzę, co? Będę o wiele spokojniejszy jeśli dopilnuję, że wrócisz bezpiecznie do domu i po drodze nie znokautujesz nikogo innego — dodaje z rozbawieniem, po czym mruga do niej wesoło. Wciska też dłonie do kieszeni swoich spodni, po czym spogląda na nią spod uniesionych brwi, czekając na jej decyzję.
..........Obrazek
.............no tired sighs, no rolling eyes, no irony
.............no 'who cares', no vacant stares, no time for me

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Nie ma co ukrywać, relacje łączące rodzeństwo zawsze były wyjątkowe i jedyne w swoim rodzaju. I przede wszystkim inne, nie było uniwersalnego wzoru dla relacji między bratem a siostrą. Na nieszczęście panny Jones jej na tej dziwacznej loterii trafił się ciężki orzech do zgryzienia. Chociaż w tym konkretnym przypadku to bardziej ciężkostrawny kebab.
Jones zdecydowanie nie należała do osób, które odważnie wystawiają nogę przed szereg. Była niemalże pewna, że w momencie największego zagrożenia - takiego jak wojna albo zombie apokalipsa - zwinęłaby się w ludzki kłębek i czekała aż ktoś skończy jej marny żywioł. A czy tak byłoby faktycznie? Z dowiedzeniem się tego, będą pewnie musieli poczekać do tego zombie ataku. W każdym razie przez to Rossie naprawdę szanowała wszystkich tych, którzy służyli czynnie w obronie kraju, a każdy weteran, każdy żołnierz, który przyjął na siebie atak w jakiejkolwiek formie zasługiwał na nieograniczony szacunek.
Uśmiechnęła się już tylko i założyła kosmyki brązowych włosów za uszy. Ostatecznie wiedziała, że taka mała istota jak ona nie mogła wyrządzić wielkiej krzywdy dorosłemu facetowi, to jednak adrenalina nadal działała na pannę Jones. I pewnie przydałoby się jej jakieś szkolenie z samoobrony, ale jest to jedna z rzeczy, które zawsze się odkłada na później, aż w końcu wychodzi, że jest na to za późno.
- Żaden problem, naprawdę! - i tak nie chodziła spać wcześnie, a wieczór spędzony w towarzystwie przyjaciela z dziecięcych lat będzie na pewno lepszą opcją niż zapijanie swoich smutków w samotności, przy bingowaniu kolejnego serialu na netflixie. - Tak, mieszkańcy Seattle strzeżcie się pięści Rosse Jones - zaśmiała się, chociaż wiedziała przecież, że to nie ona stanowiła główne zagrożenie i teraz, kiedy przez chwilę myślała, że padnie ofiarą jakiegoś zbyt nachalnego "dżentelmena" naprawdę doceniała to, że Carter uparł się i postanowił ją odprowadzić. - Dzięki, Carter - dodała po chwili, wyginając usta we wdzięcznym uśmiechu. - No to, opowiadaj, co słychać - to chyba czas na nadrabianie tego czasu rozłąki w przyśpieszonym tempie.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

..........Wojna, to nie jest nic przyjemnego, a jednak, gdyby tylko mógł, wróciłby na front w podskokach. Nie tylko po to, aby uciec od problemów i bagna, w które się wplątał, ale dlatego, że to właśnie w wojsku czuje się kimś. To tam czuje, że wreszcie gdzieś przynależy, dlatego każdy dzień z dala od bazy, w szarym, ponurym Seattle go wyniszcza. Psychicznie, może nawet i odrobinę fizycznie, przez ilość alkoholu, który w siebie coraz częściej wlewa. Nie jest to uzależnienie, ale jak tak dalej pójdzie, to może być. A wtedy będzie miał jeszcze mniejszą szansę na powrót, bo kto przyjmie w szeregi alkoholika? Trudno jednak wziąć się w garść, gdy wszystko się wali, gdy coraz większy ciężar spoczywa na jego barkach, a on nie ma pojęcia, jak się go pozbyć. Ale oczywiście nie ma zamiaru opowiadać o tym Ross, wolałby, aby to spotkanie przebiegło w miłej, wesołej atmosferze, a nie na jego żalach i jękach. Poradzi sobie jakoś — sam, bo to jego życie, jego bagno i nikogo nie chce w to wciągać.
..........Ale, pomimo natury samotnika, przez którą ostatnie dni spędził sam w swoim pustym mieszkaniu, od czasu do czasu nie ma nic przeciwko towarzystwu drugiego człowieka. Szczególnie takiego, którego zna od dziecka, a którego nie widział szmat czasu — a takim człowiekiem jest właśnie panna Jones. Jest ciekawy co u niej słychać, co się ostatnio ciekawego w jej życiu wydarzyło i jak sobie radzi.
..........No dobra, w takim razie prowadź — rzuca, puszczając ją przodem, po czym rusza tuż obok niej, głównie patrząc pod nogi, ale od czasu do czasu zerka na kobietę. Nie musi nawet unosić zbyt mocno wzroku, bo w porównaniu do niego, to krasnal, co zawsze go bawiło i czasem lubił się z nią z tego powodu drażnić. Zaraz jednak marszczy brwi, spoglądając w niebo, jakby chciał tam znaleźć odpowiedź na zadane przez nią pytanie. Niby takie proste, a jednak przez moment nie wie, co odpowiedzieć.
..........Cóż, nadal siedzę na urlopie. Przymusowym, bo najchętniej bym już wrócił, ale wciąż się wahają z decyzją przez to cholerne kolano — odpowiada, tym razem przenosząc wzrok na swoją nogę. Od wypadku na froncie minęło pół roku i choć jego kolano było wtedy w okropnym stanie, dziś na pierwszy rzut oka w ogóle tego nie widać. Gdyby jednak podwinął nogawkę, Rosse bez problemu mogłaby zauważyć wielką bliznę. — Ale poza tym… Jakoś żyję. Tylko muszę chyba znaleźć sobie jakieś zajęcie, bo inaczej zwariuję — dodaje, uśmiechając się nieco krzywo, ale faktycznie od jakiegoś czasu myśli nad tym, żeby sobie coś znaleźć. Coś bardziej legalnego, co zajmie mu dzień, a nie rzeczy, którymi babrał się po nocy. — A jak tobie życie mija? Mam nadzieję, że lepiej, niż mi. — Posyła jej zaciekawione spojrzenie, zastanawiając się kiedy tak właściwie mieli okazję ostatni raz rozmawiać.
..........Obrazek
.............no tired sighs, no rolling eyes, no irony
.............no 'who cares', no vacant stares, no time for me

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

#3

To był męczący dzień. Pacjenci walili drzwiami i oknami - jeśli można tak to ująć. Tego dnia przyjął ich więcej niż powinien, ale nie miał serca pozostawić ich bez odpowiedzi na nurtujące ich pytania i każdemu z nich poświęcił tyle czasu ile tego potrzebowali. Taka praca, a praca z powołania rządzi się swoimi prawami.
Poza tym, w domu, oprócz Stefana, który nie był raczej zbyt rozmowny, nie czekał na nie czekało na niego nic oprócz kolacji w lodówce, którą zrobił dzień wcześniej. I tak upływał dzień za dniem. Wracał zmęczony jak osiołek, jadł coś lekkiego i wybywał na siłownię lub nie za długie przebieżki, wracał do domu, brał prysznic, książka, łóżko i ... od nowa.
Dzisiaj wybrał się na wieczorne bieganie, które pomagało pozbierać myśli i złożyć je w konstruktywny plan działania. Włożył do ucha słuchawki, zapuścił treningową listę na Spotify i wyruszył na podbój Seattle. Jefferson Park był dość daleko od jego domu, ale na siłowni słyszał całkiem pozytywne opinie o tym miejscu, postanowił więc je wypróbować. Teren parku był raczej płaski, więc podbiegi były raczej wykluczone, wykorzystywał więc zewnętrzne kręgi parku, gdzie na długich ścianach zwalniał tempo do truchtu, a na krótkich przyspieszał do sprintu - a niech będzie, że dzisiaj zaliczy trening szybkościowy.
Nie byłby jednak sobą, gdyby nie zawieszał oczu na mijanych spacerowiczach, którzy składali się głównie z młodych, wpółobiętych zakochanych, jedna starsza pani na ławeczce i śliczna biegaczka. Całkiem ciekawe to wyobrażenie - kto tu kogo goni, a kto ucieka, Panienko? Uśmiechnął się pod nosem do swojej abstrakcyjnej myśli i ruszył dalej, krok za krokiem, sus za susem. A jego oczy mimowolnie co jakiś czas szukały dziewczyny, która najwyraźniej tak jak on, lubiła wieczorne przebieżki.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

#9

Ruby lubiła uprawiać sport, z różnych powodów. Było to dla niej wręcz terapeutyczne, kiedy mogła się zmęczyć, to endorfiny u niej buzowały. Gdy ćwiczyła, nie była w stanie myśleć o niczym innym, poza liczbą powtórzeń i serii, a także kolejnymi ćwiczeniami. A myśleć miała o czym, bo życie młodej, atrakcyjnej kobiety wcale nie jest łatwe! A oprócz tego, musiała pracować nad swoimi atutatmi - a to nie do końca był intelekt, nie mówiąco posagu, raczej pośladki i biust, ewentualnie twarz. A nad tym człowiek miał sporą władzę, jeśli miał też wystarczająco dużo samozaparcia.
A tego jej akurat nie brakowało, co można było jeszcze połączyć z tym, że raczej starała się nie spędzać zbyt wiele czasu w mieszkaniu, ze względu na swojego współlokatora i nie do końca wyjaśnione relacje między nimi. Robiła kolejne okrążenie po parku powoli zaczynając myśleć o tym, że czas jednak wrócić do domu, gdy poczuła taki skurcz w łydce, że ledwo ustała. Wstyd by się było wywalić w parku, wśród ludzi! Złapała się za prawą łydkę i zaczęła rozglądać się za ławką, aby usiąść i rozmasować sobie bolący mięsień.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Był kompletnie przytłoczony całą tą sytuacją z Jessem, miał za sobą ciężką kilkudniową akcję ratunkową grupy, która zaginęła w górach. Wszystko trwało pięć dni i skończyło się śmiercią jednego z jego kolegów, a dwójki z siedmiorga zaginionych nie udąło się odnaleźć. Miał parszywy humor, dostał wolne na najbliższy tydzień i zastanawiał się czy gdzie nie wyjechać. Aktualnie jego wyjazd skończył się wyjazdem do parku, Kaylo zwany również "Bykiem" był zachwycony powrotem w to miejsce, a może nawet traktowął jako nową miejscówkę. Ozzy poprawił swoje okulary patrząc na rozbrykanego łaciatego potwora buszującego po mokrej trawie.
- śpisz dziś na dworze, brudasie- ostatnio skończyło się do skokiem do wody, bo Kaylo ubzdurał sobie, że widzi tam ryby. Upił łyk dobrej kawy, którą wziął na wynos z pobliskiej kawiarni i poluzował smycz, zerknął w stronę ławki w bardzo tęskny sposób i chciał sie tam udać, ale poczuł lekkie szarpnięcie. Odwrócił się i zobaczył Bykensa merdającego ogonem widząc kogoś kto z zachwytem się nad nim pochylał. Ozzy był psiarzem, więc zapewne zareagowałby ta samo. Zresztą... Ozzy podszedł bliżej nieznajomego i dopiero po dłuższej chwili rozpoznał go,, nie podjął jednak tematu bo w końcu raczej nie przyszedł tu rozdawać autografy.
- Polubił Cię- stwierdził lekko zachrypniętym głosem z wywalonym niczym banan uśmiechem na ustach. Jego pies był zazwyczaj bardzo sceptyczny do obcych, ale tym razem zdarzył się właśnie ten jeden wyjątek na milion. Yang zaśmiał się lekko pod nosem widząc niepozorną zabawę tych dwojga i ze spokojem stał w miejscu.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

#3

Ostatnie dni dla Jeremy’ego były dość dziwne. Jego słaba asertywność dalej dawała o sobie znać, a czym bardziej z kimś był w przyjaznych sytuacjach, tym bardziej dawał mu się wykorzystywać. To nie to, że nie próbował walczyć, dalej uczył się tej magicznej sztuczki bycia ze sobą zgodzie, ale tym razem znów padł. Dał się namówić na tego głupiego tindera, by chłopaki z zespołu mogli się z niego po brechtać. Cóż taki był jego mały żywot i głupie uleganie zachciankom chłopaków.
Wczorajsza sesja zdjęciowa i rozmowa z młodsza siostra była również przytłaczająca. Zwłaszcza to drugie, dlatego dziś postanowił się przewietrzyć. Musiał porozmyślać, pomyśleć nad nową piosenką, a świeże powietrze było do tego najlepszym miejscem. Nie bał się też chodzić po mieście bez obstawy. W końcu dla większości ludzi, zazwyczaj każdy Azjata czy z korzeniami azjatyckimi wyglądał podobnie.
Dziś był ubrany w czarne przylegające rurki, kochane martensy oraz ciemny długi płaszcz, spod którego wystawał biały kawałek golfu, który zakrywał jego szyję. Na dłoniach miał rękawiczki bez palców, jak zawsze lubił chodzić. Na swoim ramieniu miał ciemnobrązową skórzaną torbę I nic by nie wskazywało na to, że dziś po prostu usiądzie i zacznie pisać. Za dużo w parku było zwierząt. Zwierząt, na które mógł tylko popatrzeć i stwierdzić, że chciałby kiedyś mieć jakiegoś w swoim domu. Niestety aktualny styl życia był do dupy i szczerze, nie miał bladego pojęcia, kiedy znów będzie musiał opuścić dom by pojechać w trasę. Zwierzę było obowiązkiem na jego zwierzęce calutkie życie. Dlatego pozostawały mu zwierzęta innych ludzi. Jeśli oczywiście dawały się pogłaskać. Dziwnym trafem jeszcze nic go nie ugryzło, nie podrapało.
-Hej wielkoludzie. -odezwał się do mijanej Akity, po czym przyklęknął bokiem widząc, że pies ewidentnie merda ogonem
Po chwili spojrzał do góry spoglądając na twarz chłopaka na oko w jego wieku. Uśmiechnął się i poczochrał brudnego psa, wcale nie obawiając się o pobrudzenie. Wręcz przeciwnie, kto by się kapką błota, wody czy sierści przejmował.
-Kto jest wielkim puchatym niedźwiadkiem? -podrapał psa za uszami
Po chwili zauważył, że pies był skory do zabawy, dlatego pozwolił sobie za większe mierzwienie jego futerka i masaż swoimi dłońmi.
-Masz naprawdę przyjaznego psa. Jak się wabi? -odparł spoglądając na twarz chłopaka.
Zazwyczaj pytał się wpierw właściciela, czy mógł pogłaskać zwierzę, ale czasem po prostu brał nad nim instynkt, jak w tej chwili. Chłopak jednak wyglądał na pozytywną osobę, więc było to dla niego pozwolenie do dalszego tarmoszenia futerka. Zauważył, że ludzie, którzy mieli zwierzęta są z natury bardziej szczęśliwsi i życzliwsi.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Jak dobrze, że ktoś go wytarmosi bo Ozzy aktualnie przypominał fizycznie i umysłowo skacowanego dwudniową imprezą luja, mentalnie rzecz jasna bo jeśli chodzi o walory zapachowe było z nim wszystko dobrze. Zaśmiał się widząc Kaylo, no takiego go dawno nie widział. Może to przeznaczenie? Zwłaszcza, że Jeremy Snyder wokal znanego mu przecież tak dobrze zespołu głaskał jego psa.
- To dość dziwne w jego przypadku, jest dość ostrożny w stosunku do obcych.- upił łyk swojej kawy po czym wskazał na swojego psa.
- Wabi się Kaylo, ale nazywam go Bykiem- pochwalił się jak to genialne przezwisko mu znalazł. Każdy psiarz, ojciec czworonoga będzie dumny ze swojego przyjaciela. On mógłby opowiadać o swojej akicie godzinami. Zwłaszcza, że był naprawdę pięknym psem z przewagą bieli ale pięknych skarpetach sięgających aż tułowia i dużych plamach w soczystym kolorze ciemnego brązu.
- Zapewniam jednak, że niestety może Cię obślinić- nie zdążył nawet tego powiedzieć a pies przeciągnął jęzorem po żuchwie chłopaka. Ozzy zaśmiał się, a Kaylo dumny sz siebie sapał prosto w twarz kucającego przy nim mężczyzny.
- Ja jestem za to Ozzy- przedstawił się bo było głupio tak stać, wspomnieć o imieniu psa a samemu się nie przedstawić. Miał gdzieś w głębi duszy nadzieję, że go oczy nie mylą i spotkał jednego ze swoich ulubionych wokalistów.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Pies jak to pies pachniał nim, miał swoją woń, ale takiemu miłośnikowi zwierzyńca jakim był Jeremy to nigdy nie przeszkadzało. Mógł się nacieszyć wytarmoszeniem futerek obcych osób, kiedyś jeszcze mógł tarmosić psa swojego starszego brata, ale no… Stare niestety dzieje. Teraz jednak miał przed sobą sporego zwierzaka, który był do niego przyjacielsko nastawiony. Mówi się, że psy czy też koty wyczuwają ludzi, z tego wynikało, że był dobrą persona, prawda? Może jednak to tylko kwestia wychowania pupila.
-Nie wygląda jakby nie lubił ludzi. -potarmosił wielki niedźwiedzi pysk -Byczek z ciebie jest i to spory, ale Kylo lepiej pasuje. Powiedz, wszystkie sunie na dzielni są twoje.
Po ostatnich słowach swoich zacmokał w tym samym czasie jak chłopak zaczął go ostrzegać przed obślinieniem. Było za późno, na jego twarzy gościł wielki język, a on sam się zaczął się śmiać i jeszcze bardziej tarmosić głowę wielkoluda. Nie zwracał uwagi na to, że jego ciemny płaszcz, właśnie całuje drogę zapewne lekko się brudząc. Tak samo jak jego torba, która miło zwisała mu z ręki opierając się o brudne i zimne podłoże
-Ciesz się Kaylo, że dziś jestem bez makijażu, bo byś sobie polizał i się krzywił, wielki łepku. - poczochrał psa po głowie wstał i się otrzepał
Teraz było widać minimalną przewagę we wzroście Snyder’a. Otarł jeszcze swoją żuchwę ze śliny zwierzaka, po czym wystawił w stronę chłopaka dłoń. Nie wyobrażał sobie przedstawiania z pozycji kucającej, lepiej było załatwić takie rzeczy jak ludzie.
-Jeremy. -odparł z uśmiechem, a jego kolczyki w uszach lekko się zakołysały -Miło cię poznać Ozzy.
Teraz dopiero mógł przyjrzeć się chłopakowi trzeźwiejszym okiem. Wyglądał jakby trochę za dużo imprezował ostatnio, a spacer z psem i kawa zapewne miała dodać mu wigoru. Snyder nie komentował tego, potrafił się czasem znajdować w wiele bardziej opłakanym stanie, chociaż teraz jego maniery były bardziej nienaganne. Był teraz sobą, nie modelem pozującym tak jak akurat chciał fotograf, nie gwiazda rocka, która oczekiwała od niego żywotności i poderwania wszystkich by się dobrze bawili. Był zwykłym Jeremym, który był na ogół naprawdę spokojnym człowiekiem, lubiącym poznawać zwierzęta innych ludzi. Żyć jak normalny człowiek, pomimo swojego statusu.
-Codziennie tutaj spacerujecie? -zapytał, po czym przesunął dłońmi po swoich nieco przydługich włosach rozczochrując je nieco
Ostatnio zmieniony 2021-02-04, 14:32 przez Jeremy Snyder, łącznie zmieniany 1 raz.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Kaylo odsunął się od nowo poznanego przez siebie człowieka i przybliył się do swojego właściciela, wciąż jednak merdając puszystym ogonem wpatrzony w Jeremyego.
- Ma do nich większy dystans- Byk lubił ludzi, ale jego charakter rasy powodował, że do obcych podchodził z wielką rezerwą w końcu to Akita, sądzi przecież, że zawsze musi chronić swojego właściciela. Kiedy mu się przedstawił miał już stu procentową pewność, ale mimo to nie chciał zaczynać tematu. Upił łyk gorącej kawy i spojrzał w dół na swojego psa, który właśnie się rozglądał za jakimiś dzieciakami biegającymi niedaleko nich.
- Nam też Cię miło poznać- poniósł już wzrok na stojącego przed nim chłopaka. No tak, nie wyglądał za dobrze, na szczęście to nie był kac, a zwykłe przemęczenie.
- Nie, zdecydowanie rzadziej niż częściej. - odpowiedział zgodnie z prawdą, Kaylo biegał po górzystych terenach, albo tych wokół jego domu. Teraz musiał psu wynagrodzić jego długa nieobecność i zabrał psa do jego ulubionego parku.
- Moja praca z jednego dnia przeciągnęła się aż na pięć więc musiałem mu jakoś wynagrodzić rozłąkę.- jeszcze nie do końca jego mózg wyłapywał wszystkie szczegóły, ale Ozzy starał się wyglądać na normalnego i wmiare przytomnego.
- A Ty? Bywasz tu częściej?- jeszcze chwila, a wyjdzie na jakiegoś psychofana. Yang lubił ich muzykę, ale zdecydowanie bardziej był ciekawy samego Jeremyego. To dość dla niego abstrakcyjne, że spotyka kogoś takiego i to w takim przypadkowym miejscu. Jednak Kaylo spełnia swoje zadanie i przyciąga do niego naprawdę fajnych ludzi..

autor

ODPOWIEDZ

Wróć do „Jefferson Park”